Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Rozstanie nie należy do najłatwiejszych momentów. Nigdy nie jest tak łatwo i prosto jakby się tego chciało, ale nie ma innego wyjścia. Kaja i Tobiasz. Ona wiedziała, że nie może zostać i poświęcając własne szczęście odchodzi. On z chęcią by ją zatrzymał, ale wie, że Ona ma rację. Rozstają się na cztery lata. Gdy ponownie się spotykają on ma żonę i dziecko. Ona jest sama, ale ma również tajemnicę, która zmieni ich życie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 370
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Związek który wymagał poświęceń
Wydanie pierwsze, ISBN: 978-83-66915-25-1
© Karolina Milcarz i Wydawnictwo Agrafka 2021
REDAKCJA I KOREKTA
Sylwia Lewandowska
SKŁAD I ŁAMANIE
Studio Grafpa
OKŁADKA
Krzysztof Fabrowski
DRUK I OPRAWA
Print Group
WYDAWCA
Wydawnictwo Agrafka
ul. Macierzankowa 15, 64-514 Przecława
e-mail: [email protected]
www.wydawnictwoagrafka.pl
Czasami poświęcając samych siebie, popełniamy błąd, za który przyjdzie nam zapłacić po czasie…
Każda książka, po którą sięgamy, zawiera ukryty przekaz, a naszym zadaniem jako czytelnika jest go odnaleźć podczas czytania. W mojej książce przekazów jest kilka i mam nadzieję, że odnajdziesz wszystkie.
Jeśli podczas czytania, treść dotknie cię w jakikolwiek sposób, to przepraszam. Nigdy nie chciałam, nikogo urazić.
Czasami jest tak, że nasz mózg nie chce przyjąć do siebie pewnych informacji, wypiera je z siebie, pozostawiając nas z czarną dziurą w głowie. Nie taką, którą każdy mógłby zobaczyć i do niej zajrzeć, wrzucając przy okazji swoje śmieci, tylko taką wewnętrzną, o której wiemy tylko my.
Ja o swojej dziurze w głowie, wiedziałam od mniej więcej czterech lat i chociaż czasami próbowałam z nią walczyć, to w efekcie końcowym, okazywałam się zbyt słaba – a ona zbyt silna. Dlatego odpuszczałam, pocieszając się myślą, że pewnego dnia, po prostu zniknie. Tak samo jak ból, który nosiłam w sobie po stracie jedynego mężczyzny, którego kochałam i byłam pewna, że nigdy nie przestanę kochać, chociaż odszedł dawno temu, a szanse na to, że wróci, były niewielkie.
Gdy miałam więcej czasu, siadałam na balkonie i delektując się smakiem kawy, wracałam myślami do dnia, który był tym ostatnim, gdy go widziałam. Wcale nie odszedł dlatego, że przestało mu zależeć, czy też dlatego, że nie potrafiliśmy ze sobą być. Odszedł, bo nagle stanął przed wyborem, a ja nie chciałam mu go utrudniać. Podjęłam decyzję za niego, zatajając przed nim ważny szczegół. W przeciwnym razie, z pewnością, wybrałby mnie.
Tobiasz przyjechał po mnie na zakończenie ostatniego roku szkolnego. Przede mną wprawdzie zostały jeszcze matury, ale byłam ich pewna, tak samo, jak tego, że mój chłopak, ucieszy się z niespodzianki, którą miałam dla niego. Nie byliśmy razem zbyt długo, bo tylko cztery miesiące, ale znaliśmy się wcześniej, znacznie dłużej. Tobiasz był przyjacielem mojego brata i częstym gościem w naszym domu. Jadał z nami śniadania, obiady, a czasami również i kolacje. W piątki wieczorami, kiedy nie musiałam na następny dzień iść do szkoły, siadaliśmy w salonie i oglądaliśmy filmy, albo rozmawialiśmy. O wszystkim i o niczym. Od początku, niewidzialna iskierka przeskakiwała między nami, sprawiając, że w swoim towarzystwie czuliśmy się inaczej. Jednak bycie razem, było niemożliwe. Nie tylko przez różnicę wieku, ale również przez to, że Tobiasz nie był sam. Dopiero na trzy tygodnie przed moją studniówką, coś się zmieniło. Bal był coraz bliżej, a ja nie miałam z kim na niego pójść. Nie chciałam zapraszać byle kogo, nie chciałam się wstydzić. Wtedy z odsieczą przyszedł Tobiasz. Powiedział, że rozstał się z Elizą i jeśli nadal nie mam partnera, to może nim zostać. Zgodziłam się niemal od razu. W dniu studniówki przyjechał po mnie z kwiatami, a mama zrobiła nam pamiątkowe zdjęcie, mówiąc, że razem wyglądamy pięknie. W ramionach Tobiasza przetańczyłam prawie całą noc, a nad ranem zabrał mnie do siebie i chociaż żadne z nas tego nie planowało, poszliśmy do łóżka. Dla mnie to był pierwszy raz, ale nie żałowałam, że zdecydowałam się na ten krok, akurat wtedy. To był idealny moment.
– Cześć kochanie – powiedziałam wesołym głosem, wsiadając do jego samochodu i odrywając się od wspomnień. – Możesz być ze mnie dumny. Same piątki i szóstki.
Pochyliłam się, żeby go pocałować, ale odsunął głowę, unikając przy okazji mojego spojrzenia. Dobry humor zniknął. Zastąpiły go złe przeczucia i nieprzyjemny ucisk w żołądku.
– Musimy porozmawiać – powiedział poważnym tonem. – Tylko może nie tutaj. Masz ochotę coś zjeść?
Coś się stało. Czułam to. Inaczej, nie zachowywałby się w ten sposób. Dowiedział się od kogoś o mojej niespodziance, którą miałam dla niego? To niemożliwe. Oprócz mnie nikt o tym nie wiedział. To była tajemnica.
– Wszystko w porządku? – Z czułością dotknęłam jego dłoni, ale szybko ją zabrał.
– Zaraz – warknął, co nie zdarzało mu się zbyt często. – Musisz być taka niecierpliwa?
Ten ton, on mi się nie podobał. Zawsze, kiedy go używał, to źle się kończyło. Był zwiastunem złych wiadomości. Nie chcąc pokazać, że jego zachowanie mnie zabolało, odwróciłam głowę w kierunku okna. Liczyłam na to, że za chwilę przeprosi, ale nadal milczał. Pół godziny później zatrzymaliśmy się przed McDonaldem. Zgasił silnik i wysiadł z auta, kompletnie mnie ignorując. Oniemiała, siedziałam przez chwilę, po czym również wysiadłam i zaczęłam za nim biec. Dogoniłam go dopiero w lokalu, gdzie stał przed wielką tablicą, zastanawiając się, na co ma ochotę.
– Tobiasz… – Dotknęłam jego ramienia. Wzdrygnął się i strącił moją dłoń. Zabolało, bo jeszcze nigdy mnie nie odtrącił. – Zapomniałeś, że jestem z tobą?
Odwrócił się w moją stronę, posyłając mi lodowate spojrzenie, którego nie roztopiłyby nawet afrykańskie upały. Z nerwów, żołądek zawiązał się w supeł.
– O tobie nie da się zapomnieć – warknął wściekle. – Bo nie dajesz spokoju, nawet na pięć sekund.
Kolejny, bezpodstawny cios, wymierzony prosto w moje serce. Co się z nim nagle stało? Dlaczego stał się taki zimny? Nie rozumiałam tej zmiany, bo wcześniej nic na nią nie wskazywało.
– Powiedz mi, co się stało – szepnęłam błagalnym tonem. – Proszę.
– Jestem głodny – stwierdził, po czym z powrotem odwrócił się w stronę podświetlanej tablicy. – Biorę dla nas, to co zwykle.
Było mi wszystko jedno. Przez jego dziwne zachowanie, całkowicie straciłam apetyt. Inaczej wyobrażałam sobie ten dzień. A teraz nie wiedziałam, czy powinnam mu powiedzieć, czy może lepiej poczekać na bardziej odpowiedni moment, aż mu przejdzie. Gdy nasze zamówienie było już gotowe, Tobiasz zabrał je i poszedł z nim do stolika, stojącego najdalej od pozostałych. Zajęłam miejsce naprzeciw mężczyzny, wysunęłam stopę z czółenka i przesunęłam nią po łydce Tobiasza, tym samym podejmując ostatnią próbę. Po chwili wydał z siebie pomruk niezadowolenia i przesunął nogi. W głowie miałam coraz większy mętlik.
– Możemy porozmawiać? – zapytałam, kiedy zjadł swojego cheeseburger‘a. Ja skubałam frytki, próbując się do nich zmusić. – Wiem, że coś jest nie tak. Tylko nie wiem, co.
Odsunął od siebie pustą tacę. Wytarł usta, a następnie dłonie w chusteczkę i spojrzał gdzieś ponad moją głową.
– Eliza jest w ciąży – powiedział powoli i wyraźnie. – Dzisiaj się dowiedziałem.
Nie docierało do mnie to, co usłyszałam. Dlaczego, zaczął się tym przejmować? Przecież odszedł od niej. Zostawił ją, bo chciał być ze mną. Czemu, więc o niej mówił?
– To chyba dobrze?
Eliza była w tym samym wieku, co mój brat i Tobiasz. Dwadzieścia pięć lat, to odpowiedni moment na urodzenie pierwszego dziecka, a także zostanie matką. Każda kobieta o tym marzyła.
– Dobrze? – Powtórzył wzgardliwie. – Nie wiesz, co mówisz!
– Więc mi wytłumacz – poprosiłam cicho.
Pierwszy raz dziś dotknął mnie sam z siebie. Zamknął moje dłonie w swoich.
– Zostałem postawiony przed wyborem. Albo ona i dziecko, albo ty.
Z emocji zakręciło mi się w głowie. To, co przed chwilą powiedział, brzmiało nieprawdopodobnie. Ale jeśli miał wybierać, to oznaczało jedno: to było jego dziecko. Poczułam napływające do oczu łzy. Przecież było jasne, kogo wybierze… Tylko czy miałam prawo do tego, by z nim nadal być? Czy miałam prawo odbierać tej małej jeszcze nienarodzonej istotce, ojca? Delikatnie i ostrożnie dotknęłam swojego płaskiego brzucha, gładząc go delikatnie i mając nadzieję, że kiedyś mi wybaczy.
– Wybór jest oczywisty – powiedziałam, walcząc z drżącym głosem i napływającymi do oczu łzami. – Wrócisz do niej i zajmiesz się waszym dzieckiem.
– A ty? Co mam zrobić z tobą?
Tobiasz spojrzał na mnie tak jak zawsze. Z czułością, ale i bezbrzeżnym smutkiem w oczach. Widziałam w nich również złamane serce, które podobno już zawsze, miało należeć do mnie.
– Zapomnij. – Podniosłam się z krzesła. – Nic więcej od ciebie nie chcę.
– Pozwól mi, chociaż odwieźć cię do domu. – Tobiasz również się podniósł. – Bo to ostatni raz, kiedy mnie w takim razie widzisz.
Chciało mi się wyć. Tobiasz zabrał jedzenie do samochodu w nadziei, że zjem po drodze, bo nawet kawałka nie tknęłam. Jednak w tym momencie nic i tak, nie przeszłoby mi przez gardło. Kiedy Tobiasz otworzył samochód, zajęłam miejsce pasażera. On usiadł na miejscu kierowcy. Odwrócił głowę w moją stronę, spojrzał mi głęboko w oczy i powiedział:
– Powiedz słowo, a zostanę z tobą.
Przez chwilę chciałam to zrobić, ale szybko uzmysłowiłam sobie, że Eliza bez niego, nie da sobie rady. Ja miałam kochającą rodzinę, która mi pomoże, ale ona była sama. Oprócz Tobiasza nie miała nikogo. Powrót do niej to najlepsze, co może zrobić.
– Zawieź mnie do domu. – Nie miałam siły, dłużej walczyć z napływającymi łzami. – A później wracaj do niej.
– Jesteś pewna, że tego właśnie chcesz?
Chciałam powiedzieć, że nie, ale nie mogłam. Odwróciłam od niego wzrok i rzekłam:
– Tak.
Pozwolenie mu na to kosztowało mnie zbyt wiele sił. Wypuszczałam z rąk jedynego mężczyznę, z którym mogłam być. Jedynego, z którym wiązałam przyszłość. Oparłam głowę o szybę i Tobiasz ruszył.
Ukończenie studiów na kierunku, związanym z prawidłowym odżywianiem, wymagało ode mnie, pewnego rodzaju poświęcenia i samozaparcia. Początki ciąży nie były ani trudne, ani męczące. Nie wymiotowałam, nie byłam senna. Przechodziłam ją wręcz, wzorcowo. Jednak, kiedy brzuch zaczął rosnąć, coraz mocniej zaczęły doskwierać mi inne dolegliwości, takie jak: ból krzyża, spuchnięte stopy i problemy ze snem związane z niemożnością zmiany pozycji na inną, niż leżenie na wznak. Po porodzie wcale nie było lepiej. Klara płakała każdej nocy, nie dając mi zmrużyć oka ani na chwilę. Bywały dni, że płakałam razem z nią. Najczęściej z bezsilności i bezradności, a gdy doszły do tego problemy z pokarmem, który zaczął zanikać, gdy mała skończyła trzy tygodnie, byłam bliska załamania. Uważałam, że jestem złą matką, bo gdyby było inaczej, nie musiałabym własnego dziecka karmić sztucznym. Wtedy na ratunek przychodziła moja mama. Podtrzymywała mnie na duchu, nie pozwalając zwariować. Dodatkowo namawiała również na urlop dziekański, sugerując, że za rok, gdy Klara podrośnie, będzie mi łatwiej. To była kusząca propozycja, jednak ambicje nie pozwoliły mi na nią przystać. Obiecałam sobie, że ukończę studia razem z innymi studentami z mojego roku, choćby, nie wiem co, i słowa dotrzymałam. Dlatego dzisiaj, trzymając klucze od własnej poradni dietetycznej, duma rozpierała mnie od środka. Zrobiłam to. Dopięłam swego. Spełniłam jedno z wielu marzeń na długiej liście.
– Jesteś zadowolona? – Błażej, mój brat podszedł do mnie, wręczając mi kwiaty. – Gratulacje.
– Dzięki – odparłam z szerokim uśmiechem, biorąc od niego kwiaty i wtykając w nie nos. – To niesamowite uczucie.
– Mogę się domyślić, bo to samo czułem, otwierając siłownię.
W pierwotnym planie miał mi udostępnić biuro na gabinet, ale później spacerując z Klarą, zobaczyłam to miejsce i wiedziałam, że musi być moje. Nie było daleko od siłowni Błażeja, więc współpraca nie powinna sprawiać nam problemów. Plan był właściwie prosty; mieliśmy swoich klientów odsyłać do siebie nawzajem i dzielić się zyskiem po połowie.
– Jestem szczęśliwa – powiedziałam, ocierając łzy wzruszenia z twarzy, bo oto wszystkie trudy, zostały wynagrodzone. – Od jutra mogę zaczynać.
Spodziewałam się tłumów. Błażej zadbał o właściwą reklamę, mama również szepnęła kilka słów o mnie tu i tam. Przyszłość swoją i Klary widziałam w różowych barwach.
– Sukces wymaga świętowania. – Z kieszeni spodni wyciągnął telefon i spojrzał na wyświetlacz. – Karina kończy pracę za trzy godziny. Pójdziemy gdzieś coś zjeść i czegoś się napić. Co ty na to?
Nie miałam żadnych planów. Klara była u mojej mamy i miała zostać aż do jutra. Oprócz samotnego wieczoru nie miałam nic do stracenia.
– Za rogiem otworzyli niedawno knajpę ze zdrowym jedzeniem – powiedziałam z uśmiechem. – To może tam?
Błażej wywrócił oczami, ale po chwili namysłu się zgodził. Ja i Karina miałyśmy na tym punkcie obsesję, i nie chodziło nam o katorżnicze diety, tylko samą świadomość tego, czym napychałyśmy żołądki.
– Jeśli jest tam piwo, to może być.
– Tylko korzenne. – Puściłam do niego oczko.
– Bezalkoholowe? – jęknął. – Przecież to profanacja i policzek dla browarów.
– Dasz radę.
– Nigdy w życiu.
Śmiejąc się, klepnęłam go w ramię. Dał się wkręcić. Wystarczyło, że zmuszałam go do odpowiedniego jedzenia. A pozbawiając innych przyjemności, zachowałabym się nieludzko, zwłaszcza że Błażej, był bardzo dobrym bratem. Nie odwrócił się ode mnie wtedy, kiedy potrzebowałam go najbardziej. Pomagał mi, wspierając na każdym etapie. Chodził ze mną do szkoły rodzenia, woził na każde badanie, a potem wpatrywał się w USG, obiecując, że zrobi co w jego mocy, by mała nigdy nie odczuła braku ojca. Naprawdę doceniałam to, jaki był dla mnie.
Od rozstania z Tobiaszem minęły dwa miesiące. Wszystko, niby było takie same, a jednak inne. Nie mogłam już do niego zadzwonić lub po prostu odwiedzić w pracy. Patrzeć, jak grzebie przy samochodach, które uwielbiał i podawać kluczy, o które prosił. Nie mogłam go również przytulić ani pocałować. Najprostsze czynności, które wcześniej nie sprawiały mi trudności, teraz zaczynały ciążyć. Umycie włosów czy zębów, stało się nie lada wyzwaniem. I wcale nie dlatego, że byłam w drugim miesiącu ciąży, tylko dlatego, że tak bardzo za nim tęskniłam.
– Kaja? – Błażej usiadł obok mnie na kanapie w salonie, gdzie siedziałam bez ruchu od kilku godzin. – Co robisz?
W odpowiedzi wzruszyłam ramionami. Po co pytał, skoro widział?
– Oglądam telewizję. – W dłoni trzymałam pilota, zaciskając na nim palce.
– Telewizor jest wyłączony – powiedział łagodnym głosem. Zamrugałam kilkukrotnie i dopiero wtedy dostrzegłam, że go nie włączyłam. Znów pogrążyłam się w myślach.
– Nie zauważyłam – wybełkotałam. – Chciałeś coś ode mnie?
Z kieszeni spodni wyciągnął białą kopertę i podał mi ją bez słowa. Spojrzałam na niego pytającym spojrzeniem.
– Co to jest?
Przeciągnął dłonią po włosach. Nabrał powietrza do płuc.
– Zaproszenie na ślub, ale nie musisz iść, jeśli nie chcesz. Tobiasz to zrozumie.
Momentalnie oczy napełniły się łzami. Tobiasz brał ślub. Miłość mojego życia, będzie przysięgała wierność innej kobiecie. Drżącymi dłońmi rozerwałam kopertę i wyjęłam z niej kartonik w kolorze kości słoniowej, który był złożony na pół. Rozłożyłam go i przeleciałam wzrokiem po zawartości. Tobiasz i Eliza mieli zaszczyt, zaprosić mnie na ceremonię ich zaślubin, która odbędzie się za dwa tygodnie.
– Dlaczego mi je dał? – zapytałam, odkładając zaproszenie. – Dlaczego chce, żebym w tym uczestniczyła?
Błażej opiekuńczym gestem przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Załkałam głośno. Brat przesunął z czułością po moich włosach. Wiedział, ile Tobiasz dla mnie znaczył, a moje cierpienie nie jest wymuszone, by inni się nade mną litowali.
– To nie on ci je dał, tylko Eliza. – Odciągnął mnie od siebie delikatnie. – Nie musisz tam iść. Nie powinnaś się teraz denerwować.
Inaczej sobie wyobrażałam moment zajścia w ciążę i z pewnością nie w wieku dziewiętnastu lat. Zawsze myślałam, że Tobiasz będzie przy mnie, i wspólnie będziemy cieszyć się z dziecka. A teraz za kilka miesięcy miałam zostać samotną matką.
– A ty? – wychlipałam. – Idziesz na ich ślub?
Błażej spuścił wzrok na swoje dłonie.
– Mam być świadkiem. – Powoli dobierał słowa. – Nie chciałem, ale Tobiasz ubłagał mnie, żebym nim został. To mój przyjaciel, nie mogłem mu odmówić.
Wbrew pozorom, rozumiałam to. Znali się od przedszkola, razem chodzili do podstawówki, gimnazjum, a później technikum. Siedzieli w jednej ławce, zatem jak Błażeja mogłoby tam nie być?
– Tylko obiecaj mi, że nie powiesz mu o dziecku.
– Uważam, że popełniasz błąd. On powinien wiedzieć.
Wstałam z kanapy. Wewnętrzny niepokój nie pozwolił mi tkwić dalej w miejscu.
– Obiecaj! – Podniosłam głos. – Ona, potrzebuje go bardziej niż ja.
– Obiecuję. Nic mu nie powiem – wymamrotał niechętnie. – Będę milczał jak grób i patrzył spokojnie, jak mój przyjaciel, sam zaciska pętlę na własnej szyi, niszcząc sobie życie.
Tamtego dnia, leżąc wieczorem w łóżku i ponownie oglądając zaproszenie, postanowiłam wziąć się w garść, przestać całymi dniami snuć się po domu niczym widmo i zacząć żyć na nowo. W końcu miałam dla kogo. Dla niej. Od momentu, gdy na teście ciążowym zobaczyłam dwie kreski, wiedziałam, że to będzie dziewczynka.
– Kaja? – Błażej pomachał mi ręką przed oczami. – Mówię do ciebie od kilku minut. Wszystko gra?
– Tak – chrząknęłam. – Po prostu zamyśliłam się, mówiłeś coś?
Błażej spojrzał na mnie podejrzliwie.
– Pytałem, czy cię podwieźć do domu.
Moje auto było w naprawie od kilku tygodni i powoli zaczynałam tracić nadzieję na naprawę. Mechanik, którego wzięłam z polecenia od koleżanki mojej mamy, okazał się być kompletnym partaczem nieznającym się na swojej pracy. Kiedy przychodziłam zdecydowana, zabrać samochód i zawieźć go do innego warsztatu, prosił, żebym tego nie robiła, dając mu jeszcze kilka dni. Za każdym razem tłumaczył się problemami osobistymi i brakiem części u dostawcy. A ja litując się nad nim, ulegałam, ale to nie mogło trwać wiecznie. Samochód był mi potrzebny.
– Jeśli możesz. – Kiwnęłam głową, wdzięczna za oferowaną pomoc. – To bardzo chętnie.
– Ten mechanik, to jakiś kompletny debil – warknął wściekle. – Nie umie wymienić głupiego rozrusznika.
Tyle razy przerabialiśmy ten temat, że miałam go powyżej dziurek w nosie. Dla Błażeja to było proste. Razem z Tobiaszem ukończył technikum mechaniczne, ale w przeciwieństwie do swojego przyjaciela, nie lgnął do pracy w warsztacie, tylko wolał zajmować się czymś, zupełnie innym. Od zawsze fascynował się ćwiczeniami fizycznymi i budowaniem sylwetki. Później zrobił kurs trenera personalnego, a na końcu otworzył siłownię.
– To może sam mi go wymień. – Zaproponowałam. – Przecież znasz się na tym.
W odpowiedzi popukał mi w czoło. Nie licząc praktyk, które musiał odbyć, by mieć zaliczenie, w swoim zawodzie nie przepracował ani jednego dnia. Początkowo, chciał otwierać warsztat z Tobiaszem. Jeden naprawiałby samochody, drugi załatwiałby zlecenia, ale skończyło się tylko na planach. Tobiasz wyjechał z Elizą, a Błażej zajął się tym, co sprawiało mu największą przyjemność.
– Chodźmy. – Ruszył przed siebie. – Zawiozę cię do domu, a później pojadę na siłownię.
To był cały jego świat. Miał listę stałych klientów i gdyby nagle ją zamknął, wielu z nich czułoby się zawiedzionych. W krótkim czasie udało mu się stworzyć miejsce, gdzie ludzie chcieli wracać, a to było najważniejsze.
Nieobecność Klary, postanowiłam wykorzystać na posprzątanie niewielkich rozmiarów, wynajmowanego mieszkania. Dwa pokoje i salon z aneksem kuchennym plus łazienka, były szczytem moich marzeń na tamtą chwilę. Długo szukałam idealnych czterech ścian i kiedy udało mi się je znaleźć, ubłagałam Błażeja, by pojechał je obejrzeć, a następnie podpisać umowę. Będąc na miejscu, okazało się, że mężczyzna, od którego zamierzałam wynająć mieszkanie, chce pozostawić meble, bo tam, gdzie się przeprowadzał, miał kupione nowe. Byłam zdziwiona, bo w ogłoszeniu nie było o tym nawet wzmianki, ale bez mrugnięcia okiem, przyjęłam ofertę, a na następny dzień Błażej pomógł mi z walizkami.
– To kiedy parapetówka? – zapytał po wniesieniu ostatniego bagażu. – Coś mi się chyba należy.
Kiwnęłam głową i wyciągnęłam ze swojej torebki butelkę wina oraz plastikowe kubki. Mój brat wybuchnął śmiechem.
– Jak zawsze przygotowana – mruknął. – A korkociąg?
Znów wsadziłam rękę do torebki. Chwilę w niej pogrzebałam i już po chwili jego oczom ukazał się korkociąg.
– Nie ma co. – Zagwizdał z uznaniem. – To może usiądź teraz i się napijemy?
– Z przyjemnością – odparłam, z dumą podkreślając: – To teraz tak, jakby moja kanapa.
Rzecz jasna, nie skończyło się na jednej butelce. Potem dołączyła do nas Karina i w trójkę świętowaliśmy, mój mały sukces do trzeciej nad ranem.
Po tym, jak mieszkanie lśniło i pachniało czystością, uznałam, że zasłużyłam na odrobinę relaksu, i postanowiłam wziąć długą, gorącą kąpiel. Odkręcając kurek z gorącą wodą, jednocześnie wlewałam różany płyn. Po chwili przyjemny zapach roznosił się po całej łazience. Kiedy wanna, nieco napełniła się już wodą, ściągnęłam z siebie ubrania i weszłam do niej. Chyba tego potrzebowałam, bo opierając się plecami o jedną ze ścianek, westchnęłam cicho, a ciepła woda i piana otuliły moje ciało. Położyłam głowę na specjalnie zamontowanym zagłówku. Woda wlewała się małym strumieniem, a ja zaczęłam się odprężać. Przymknęłam oczy.
Poderwałam się do góry, dławiąc się i kaszląc. Cholera! Zasnęłam. Szybko zakręciłam wodę, bo niewiele brakowało, a zaczęłaby się przelewać. Wciąż słaba, podniosłam się do góry i wyszłam z wanny. Woda skapywała z mojego ciała wprost na podłogę, ale chwilowo nie zamierzałam się tym przejmować. Szczelnie owinęłam ciało ręcznikiem i przeszłam do swojej sypialni, po coś do ubrania na wieczorne wyjście z Kariną i Błażejem. Odkąd moja przyjaciółka związała się z moim bratem, widywałam ją częściej, niż jak była wolna. Rozbawiona własnym odkryciem, uśmiechnęłam się sama do siebie i zaczęłam przeglądać zawartość szafy. W końcu stanęło na poprzecieranych na udach dżinsach i czarnej bluzce z krótkim rękawkiem. Wyjście na piwo kojarzyło mi się z czymś luźnym, niezobowiązującym i tak też, chciałam wyglądać. Następnie, związałam swoje sięgające do połowy pleców włosy, w koński ogon na czubku głowy. Założyłam kolczyki w kształcie kół, a makijaż ograniczyłam jedynie do tuszu na rzęsach i błyszczyka. Byłam gotowa. Powoli przeszłam na korytarz i z szafki na buty wyciągnęłam białe trampki. Wsadziłam je na nogi, chowając sznurówki w buty. Zanim jednak wyszłam z mieszkania, zrobiłam ostatnią rzecz, którą celowo zostawiłam na sam koniec. Ze stolika w salonie, zabrałam swój telefon i wybrałam numer mojej mamy.
– Cześć. – Przywitałam się z nią, jak tylko odebrała. – Jest może obok ciebie Klara?
– Właśnie robimy pierniczki. – Moja mama brzmiała na zadowoloną. – A chcesz ją do telefonu?
Uśmiechnęłam się do słuchawki.
– Tak.
Po chwili usłyszałam, jak woła ją do siebie, a potem głos mojej córki.
– Mamo! – Pisnęła. – Babcia uczy mnie piec!
– Świetnie. – Pochwaliłam ją. – A ja dzisiaj wychodzę z wujkiem Błażejem i ciocią Kariną, więc jeśli później nie zadzwonię, to zobaczymy się jutro, dobrze?
– Dobrze! Kocham Cię! Pa.
– Ja cię… – Nie zdążyłam dokończyć, bo połączenie zostało przerwane.
Cała Klara. Wzruszyłam ramionami, po czym wsadziłam telefon do torebki i zgarniając klucze z haczyka wbitego w ścianę, wyszłam z mieszkania.
Na umówione spotkanie dotarłam jako pierwsza. Rozejrzałam się po sali. Ściany zostały pomalowane na jasny beżu. Po dwóch stronach lokalu w równych rzędach zostały ustawione drewniane stoły i krzesła. Całość obrazu dopełniał panujący półmrok. Zajęłam pierwszy wolny stolik, w oczekiwaniu na Błażeja i Karinę. Podczas gdy sprawdzałam godzinę w telefonie, kelnerka podeszła do mnie, kładąc kartę na stole.
– Dziękuję – powiedziałam, biorąc ją do ręki i otwierając.
Menu wyglądało obiecująco. Było zróżnicowane, dzięki czemu nawet wegetarianie, mogli znaleźć coś dla siebie. Sama przygotowywałam coraz więcej diet opartych tylko na warzywach, bo coraz mniej osób decydowało się na mięso. Ja nie wyobrażałam sobie, że kiedyś miałabym z niego zrezygnować.
– Już jesteśmy. – Karina pojawiła się przy mnie nagle. – Wybacz spóźnienie, ale coś nas zatrzymało.
Odłożyłam kartę z daniami i wstałam powoli ze swojego miejsca. Objęłam Karinę serdecznie, przy okazji rozglądając się w poszukiwaniu Błażeja.
– A gdzie jest mój brat?
Karina odsunęła się ode mnie. Nie chciała spojrzeć mi w oczy. Jej policzki dziwnie poczerwieniały.
– Po drodze – wybełkotała. – Spotkaliśmy kogoś… I Błażej zaproponował mu, by się do nas przyłączył.
– Kto to jest? – zapytałam, niczego się nie domyślając. – Znam go?
– Zaraz zobaczysz, tylko się nie denerwuj.
– Czemu miałabym… – Urwałam, bo nagle zrozumiałam, o kogo chodzi i dlaczego Karina zachowuje się dziwnie. To musiał być on, w przeciwnym razie nie byłoby tematu. – To Tobiasz, tak? Jego spotkaliście?
Nie czekając na odpowiedź, wybiegłam z lokalu, ściągając na siebie spojrzenia innych. Tobiasz wrócił. Był tutaj. Przestałam racjonalnie myśleć. Na zewnątrz, rozejrzałam się dookoła. Błażej i Tobiasz stali pod ścianą i rozmawiali. Gdy zobaczyli, że zmierzam w ich stronę, odsunęli się od siebie.
– Tobiasz – wymamrotałam. Serce biło mi szybko, jakby zamierzało wyskoczyć z klatki piersiowej. Usta drżały podobnie jak ręce. A on? Stał i patrzył na mnie beznamiętnym wzrokiem, jakby mój widok nie zrobił na nim wrażenia.
– Cześć – powiedział w końcu i się wyprostował. Schował dłonie do kieszeni spodni.
Stałam, nie wiedząc, co powinnam zrobić dalej. W normalnych okolicznościach rzuciłabym mu się na szyję, pocałowała i przytuliła. Tylko to nie były normalne okoliczności. A jego nie powinno tutaj być.
– To ja może was zostawię. – Błażej wszedł do lokalu, a my patrzyliśmy na siebie w milczeniu, utrzymując odległość, której żadne z nas nie próbowało zmniejszać.
– Nic się nie zmieniłaś – Tobiasz przerwał nieoczekiwanie milczenie. – Wciąż piękna.
On za to był jeszcze przystojniejszy niż cztery lata temu. Gdy tak na niego patrzyłam, nogi miękły mi w kolanach. Z trudem przełknęłam ślinę. Zdenerwowanie brało nade mną górę.
– Ty też dobrze wyglądasz – wymamrotałam, zaciskając dłonie w pięści i pocierając nimi uda. – Co cię sprowadza do Warszawy?
To nie była moja sprawa i nie powinnam pytać, ale chyba chciałam usłyszeć, że ja jestem powodem, dla którego wrócił.
– Powiedzmy, że sprawy osobiste – odparł. – Za kilka dni wracam do Krakowa.
Kiedyś, wiedziałam o wszystkich jego osobistych sprawach. Byłam ich częścią, a teraz? Kim dla niego byłam? Wyblakłym wspomnieniem? Dziewczyną, którą kiedyś kochał, ale już przestał? Łzy napłynęły mi do oczu. Przygryzłam dolną wargę, aż do krwi. Na siłę starałam się nie przyjmować do siebie, że przestałam być dla niego ważna.
– Wejdziemy do środka? – Zaproponowałam w nadziei, że się zgodzi. – Błażej się ucieszy, że ma z kim się napić. Ja i Karina, to słabe połączenie.
– To nie jest dobry pomysł – odparł, biorąc głębszy oddech i kręcąc głową. – Lepiej już pójdę.
Gdy odwrócił się i chciał odejść, to była moja jedyna okazja, żeby go zatrzymać. Albo teraz, albo nigdy. Podbiegłam do niego i chwyciłam za rękę. Przyjemny prąd przeszył moje ciało, ale najwyraźniej nie jego, bo odwrócił się w moją stronę i wyrwał swoją dłoń.
– Nie rób tego – warknął. – Ktoś mógłby nas zobaczyć.
Zabolało. Bardziej niż cokolwiek innego. Byłam za nim stęskniona. Każda komórka mojego ciała lgnęła do niego. Tylko co z tego, skoro on nie czuł tego samego?
– Tylko jedno piwo – poprosiłam błagalnie. – Nic więcej. Później, pozwolę ci odejść i zająć się sprawami osobistymi, które cię tu ściągnęły.
Zawahał się, ale zawrócił. Wygrałam.
– Trzymaj się w bezpiecznej odległości. – Polecił mi. – Tak na wszelki wypadek.
Nie rozumiałam tego, ale skinęłam głową na znak zgody. Może później, zechce mi to wytłumaczyć… Gdy weszliśmy do środka, Karina razem z Błażejem, wstali ze swoich miejsc. Mój brat posłał nam szeroki uśmiech.
– Przekonała cię – stwierdził wesoło. – To świetnie. Nie będę się nudził, podczas gdy Kaja z Kariną, oddadzą się własnym rozmowom.
– Nie zostanę zbyt długo – odparł i poczekał, aż zajmę miejsce. – Jedno piwo.
Nie planowałam pić, ale Tobiasz mnie namówił. Gdy kelnerka przyniosła mi piwo z sokiem, wsadziłam do niego słomkę i upiłam łyk.
– Zadowolony? – Przewróciłam oczami.
– Bardzo. – Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. – Planuję cię upić, a później wykorzystać.
W odpowiedzi wybuchnęłam gromkim śmiechem. To było tylko jedno piwo, a i bez niego mógł mnie wykorzystać. Miał mnie całą na wyłączność i mógł zrobić ze mną, co tylko chciał. Między nogami poczułam przyjemne mrowienie. Zacisnęłam uda.
Tobiasz zapomniał o swoim postanowieniu i po jednym piwie przyszła kolej na drugie, trzecie i następne. Śmialiśmy się, żartowaliśmy i było prawie jak dawniej, z drobnym wyjątkiem… Nie starał się do mnie zbliżać. Było mi ciężko, zwłaszcza gdy widziałam, jak Błażej obejmował Karinę, a ona wtulała się w niego z ufnością, jednak respektowałam to, nie próbując tego zmieniać, bo na jego serdecznym palcu widniała obrączka z białego złota, które sama uwielbiałam.
– To może, opowiedz nam teraz… – Błażej był już lekko wstawiony. – Co robiłeś, gdy cię nie było?
Tobiasz uśmiechnął się szeroko. Oczy mu się świeciły, ale był w lepszym stanie niż Błażej.
– Prowadzę warsztat samochodowy, ale planuje znów przenieść się do Warszawy. Stęskniłem się za stolicą.
Czekałam, aż powie, że za mną również, ale nawet na mnie nie spojrzał. Zacisnęłam dłonie na kuflu z piwem. Emocje ponownie dawały o sobie znać.
– A Eliza? – Błażej zadał kolejne pytanie. – Ona też się stęskniła?
Z bijącym sercem czekałam na odpowiedź. Z drugiej strony, była jego żoną. To oczywiste, że wróci razem z nim. Karina poprawiła się na krześle.
– Eliza nie ma nic przeciwko. – Tobiasz udzielił dość wymijającej odpowiedzi. – Jest jej wszystko jedno, gdzie będzie mieszkać. A co u was?
Zręczna zmiana tematu zapobiegła niezręcznej ciszy, która z pewnością teraz by zapadła.
– Mam własną siłownię. – Błażej z dumą pochwalił się własnym osiągnięciem. – Karina pracuje w szpitalu jako diabetolog.
Tobiasz spojrzał na mnie.
– A ty? – Skierował pytanie bezpośrednio do mnie.
– Od jutra, otwieram swoje studio dietetyczne – mruknęłam w odpowiedzi, gryząc się w język, by nie powiedzieć, że oprócz tego wychowuje samotnie naszą córkę, która w listopadzie skończy cztery lata i jest najlepszym, co mi po nim pozostało.
Klara wpatrywała się we mnie wielkimi, czekoladowymi oczami i czekała, aż odpowiem na jej pytanie. To było jedno z tych, których obawiałam się najbardziej. Co miałam jej powiedzieć? Prawdę? Przecież, by jej nie zrozumiała, bo nawet Błażej, mama czy Karina nie umieli zrozumieć, dlaczego poświęciłam własne szczęście dla kogoś obcego, kto nie zrobiłby tego samego dla mnie. Kucnęłam przy niej i delikatnie pogłaskałam po policzku.
– Twój tatuś, musiał wyjechać bardzo daleko i dlatego nie mieszka z nami.
Mała zmarszczyła nos, zupełnie tak jak Tobiasz, gdy o czymś myślał.
– Ale, wróci kiedyś? – W jej głosie słyszałam nadzieję.
– Kiedyś. – Powtórzyłam po niej, wiedząc, że to bliżej nieokreślona przyszłość. – A teraz nie myśl już o tym, tylko ciesz się swoimi trzecimi urodzinami. To twój dzień.
Wielokrotnie byłam uprzedzana, że to prędzej, czy później nastąpi, i oto się stało. Klara zaczęła pytać o ojca.
Knajpę opuściliśmy późno w nocy. Błażej z Kariną oferowali nam, byśmy zabrali się z nimi taksówką, ale ani ja, ani Tobiasz nie przyjęliśmy ich propozycji. Nie wiedziałam jak Tobiasz, ale ja wolałam się przejść. Miałam o czym myśleć, a spacer dobrze mi zrobi. Poza tym nie mieszkałam, aż tak daleko. Raptem trzydzieści minut piechotą.
– Fajnie było cię spotkać i cieszę się, że dałeś się namówić, żeby z nami zostać. – powiedziałam, wodząc wzrokiem po przystojnej twarzy.
– Ja też się cieszę – mruknął w odpowiedzi, wzdychając ciężko. – I dzięki, że mnie namówiłaś.
– Przyjemność po mojej stronie. – Zrobiłam kilka kroków w tył. – Pójdę już. Trzymaj się, Tobiasz.
Było tak, jak chciał. Zachowywałam dystans, chociaż wszystko wewnątrz mnie krzyczało, żeby tego nie robić. Przez niespełna cztery lata ani przez chwilę, nie przestałam go kochać. Nie przestało mi na nim zależeć. Po prostu wróciłam do punktu wyjścia. Do momentu, w którym nasze uczucia, były czysto platoniczne.
– Odprowadzę cię. – Usłyszałam, kiedy miałam odchodzić. – Nie możesz wracać sama.
Podświadomie, właśnie na to liczyłam. Każda minuta spędzona z nim była dla mnie bezcenna. Była na wagę złota.
– Nie chcę sprawiać ci problemów – powiedziałam jednak. – To tylko pół godziny drogi.
– Sam to zaproponowałem. – Upomniał mnie, uśmiechając się tak, że nogi znów zmiękły mi w kolanach. – Nie mam nic do roboty. Eliza z naszym synem została w Krakowie. Pusty pokój hotelowy, nie jest, aż tak atrakcyjny, jak mogłoby się wydawać.
Wciągnęłam głębiej powietrze, bo poczułam się alternatywą, która jest lepsza od samotności. W gardle stanęła emocjonalna gula. Nie mówiąc nic więcej, poszliśmy. Dopiero, gdzieś w połowie drogi, Tobiasz przysunął się nieco bliżej, tak że nasze ciała, stykały się ze sobą ramionami.
– Spotykasz się z kimś? – Usłyszałam nieoczekiwanie ciche pytanie. Spojrzałam na Tobiasza z ukosa. Nie patrzył na mnie.
– W moim życiu, jest ktoś… – powiedziałam wymijająco, mając na myśli Klarę. Mężczyźni mnie nie interesowali. – Można powiedzieć, że ułożyłam sobie życie.
Zacisnął szczękę. Głośno wypuścił powietrze. Znów musiałam gryźć się w język, by nie powiedzieć mu o córce. To było trudniejsze, niż przypuszczałam.
– Jaki on jest?
Z początku, nie wiedziałam, o co mu chodzi. Dopiero po chwili pojęłam, że miał na myśli tego kogoś, kto jest w moim życiu. Uśmiechnęłam się z rozmarzeniem, bo przed oczami, stanęła mi twarz Klary.
– A jakie to ma znaczenie? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie. – Czemu, chcesz to wiedzieć?
– Po prostu – burknął. – Jestem ciekawy, czy jest lepszy ode mnie. Czy dobrze cię traktuję i dba o ciebie tak jak kiedyś ja?
Jego pytania nie miały nic wspólnego z troską. Był zazdrosny. Wyczuwałam to. Tylko dlaczego? Przecież był z nią. Na samą myśl o tym, że mogła mieć go na wyłączność, poczułam przeszywający ból w klatce piersiowej. Oddałam go walkowerem. Bez walki. Tak po prostu.
– Tobiasz – upomniałam go. – To nie jest ważne.
– Kochasz go?
Chyba wolałam, gdy milczał i nie zadawał pytań. Westchnęłam cicho, odwracając głowę. Nie mogłam dłużej na niego patrzeć. Bałam się, że pęknę i wyjawię mu swój największy sekret.
– Ponad wszystko. Jest całym moim światem.
Za jeden uśmiech Klary oddałabym życie. Była dla mnie najważniejsza i zrobiłabym wszystko, byle tylko była szczęśliwa. Tak jak kiedyś dla Tobiasza, co zresztą udowodniłam. Poświęciłam własne uczucia, by nie musiał wybierać. Jeśli to nie był dowód miłości, to nie wiedziałam, co mogło nim jeszcze być.
– Bardziej niż mnie?
Wciąż drążył, nie chcąc odpuścić. Te sześć piw, które wypił, rozwiązały mu język. Zaczął zadawać pytania, których się po nim nie spodziewałam. Nie miałam przygotowanych odpowiedzi. Czułam, zaciskającą się pętlę na szyi.
– To zupełnie inny rodzaj miłości – odpowiedziałam z rozmarzeniem. – Dojrzały i różny, od tej którą darzyłam, kiedyś ciebie.
Nie kłamałam. Tak, właśnie było. Miłość do dziecka nie miała granic. Była bezwarunkowa. Skłonna do wybaczania największych głupot. Wyrozumiała i pełna cierpliwości.
– Kaja… – Tobiasz wziął moją rękę i zmusił do tego, żebym się zatrzymała. Następnie, uniósł moją twarz w górę, zmuszając, abym znów na niego spojrzała. – Nie zapomniałem o tobie. Nie potrafiłem, chociaż próbowałem.
Przytuliłam policzek do jego ciepłej dłoni. Przymknęłam oczy. Niepotrzebnie mi to mówił, bo w ten sposób dawał złudną nadzieję, że jeszcze kiedyś, być może ponownie, coś między nami będzie, a ja nie mogłam, pozwolić sobie na niepewność. Nie, teraz kiedy miałam Klarę. Ona potrzebowała stabilizacji, a nie huśtawki emocjonalnej i mnie po kryjomu ocierającej łzy w rękaw.
– A co z Elizą?
– Pieprzyć ją. – warknął wściekle.
To, co stało się chwilę później, działo się tak szybko, że nie zdążyłam nawet zaprotestować, czego i tak bym nie zrobiła. Tobiasz pochylił głowę, wpił się w moje usta. Jego język torował sobie drogę, pogłębiając pocałunki, które oddawałam. Całował mnie zachłannie, z namiętnością, której brakowało w moim wyważonym życiu. Zarzuciłam Tobiaszowi ramiona na szyję, a on objął mnie w pasie i mocniej przycisnął do swojego ciała. Wspięłam się na palce, by być jeszcze bliżej. Najbliżej, jak tylko mogłam. Pragnęłam go całą sobą i gdyby nie to, że staliśmy na środku chodnika, zrzuciłabym z siebie ubrania, błagając, by przypomniał mi, jak to było między nami kiedyś.
– Nigdy nie przestałem cię kochać. – Wydyszał ciężko, odrywając się ode mnie, co przyjęłam z lekkim rozczarowaniem. – A każdy dzień bez ciebie był udręką.
Z trudem łapałam oddech. W głowie mi szumiało i to na pewno nie była zasługa dwóch piw, które wypiłam, tylko jego słów. Myśl o Elizie i o tym, że była jego żoną, zeszły na drugi plan.
Leżałam wtulona w ramiona Tobiasza. Moja sukienka, którą uszyłam specjalnie na studniówkę, leżała na podłodze. Przed chwilą, stało się coś, czego nie planowałam. Przeżyłam swój pierwszy raz, z mężczyzną swoich marzeń. Tobiasz poruszył się delikatnie. Uniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy.
– Było ci dobrze? – zapytał z czułością.
– Nawet nie wiesz jak.
Uśmiechnął się, całując mnie w czoło.
– To dobrze, bo mi też.
– A co z Elizą? Nie poczuje się oszukana i zdradzona?
Podniosłam się do pozycji siedzącej. Prędzej, czy później, ten temat zostałby poruszony. Ledwo się rozstali, a my już wylądowaliśmy w łóżku. To nie było chyba do końca uczciwe.
– Mam gdzieś to, co myśli Eliza. – Tobiasz wzruszył ramionami. – Liczy się tylko to, co jest teraz.
Założyłam kosmyk włosów za ucho, uciekając wzrokiem w bok.
– Żal mi jej – powiedziałam. – Musi być jej pewnie przykro.
Zaśmiał się szyderczo.
– Możesz mi wierzyć, ale nie. – Tobiasz położył rękę na moich nagich plecach i przejechał nią po nich. – Mogę się założyć, że teraz jest gdzieś ze swoimi przyjaciółeczkami i świetnie się bawi.
Nie chciałam w to wierzyć. To nie był tydzień, miesiąc czy rok. To było pięć lat i musiało coś dla niej znaczyć. Przynajmniej dla mnie, by znaczyło.
– Jak możesz tak mówić? – Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
Spojrzał mi w oczy. Przestał się śmiać.
– Bo znam ją znacznie dłużej i lepiej od ciebie – odparł spokojnym głosem. – Eliza nie należy do kobiet, które wylewają łzy i rozpamiętują przeszłość. Eliza nie jest tobą.
Racja. Ja pewnie po tylu wspólnych latach, żyłabym przeszłością, nie chcąc o niej zapomnieć.
– Obiecaj mi, że jutro do niej zadzwonisz – powiedziałam. – I zapytasz, jak się czuje.
Tobiasz skinął głową. Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Jeśli dzięki temu… – mruknął. – Ty będziesz szczęśliwa, to zgoda. Zadzwonię do niej. A teraz, chodź tu do mnie i się przytul.
Gdy wyciągnął ręce, przylgnęłam do niego z ufnością.
Uśmiechnęłam się sama do siebie, lekko potrząsając głową. Najbardziej pielęgnowane przeze mnie wspomnienie, właśnie dało o sobie znać. Lubiłam do niego wracać, bo przywodziło za sobą, same dobre chwile.
– Powiedziałem coś śmiesznego? – Tobiasz wpatrywał się we mnie.
– Nie – odparłam, kręcąc głową. – Coś sobie przypomniałam, ale to nie jest miejsce, ani czas na tego typu rozmowy.
Nic nie odpowiedział, tylko ruszył dalej. Złapał moją dłoń, splatając nasze palce ze sobą. Spuściłam na nie wzrok. Za tym widokiem, również tęskniłam.
Od spotkania z Tobiaszem minęło kilka dni. Przez cały ten czas, nie odezwał się ani razu. Podejrzewając, że wrócił do Krakowa, do swojej żony i dziecka, próbowałam nie myśleć o tamtym pocałunku, ani rozmowie, podczas której wyznał, że wciąż mnie kocha. Tłumaczyłam sobie, że to pewnie zasługa piwa i na trzeźwo zaprzeczy, by coś takiego miało miejsce. Całą swoją uwagę postanowiłam w pełni poświęcić Klarze i studiu dietetycznemu, które przeżywało największe zainteresowanie. Co chwila, ktoś przychodził, pytał o różne rzeczy, a później wychodził albo zapisywał się na bardziej szczegółową wizytę. Tego dnia jednak udało mi się wyjść nieco wcześniej z pracy i mogłam wrócić do domu, zanim Błażej, odwiezie Klarę. Od czasu do czasu, zabierał ją gdzieś ze sobą, by nie musiała całych dni, spędzać w przedszkolu, czekając na mnie.
Ledwo przekroczyłam próg swojego mieszkania i zdążyłam ściągnąć z nóg szpilki, rozległ się dzwonek do drzwi. Pewna, że to właśnie Błażej, otworzyłam je.
– Już wró… – Urwałam, bo na progu stał ktoś inny. – Tobiasz?
Opierał się ramieniem o framugę. Wyprostowałam się, przesuwając wzrokiem po jego sylwetce. W czarnej koszuli i dżinsach wyglądał cholernie przystojnie. Biła od niego pewność siebie, siła i to coś, co przyciągało do niego kobiety jak magnes.
– Cześć – powiedział bez cienia uśmiechu. – Mogę wejść? Nie zajmę ci dużo czasu.
Bez słowa odsunęłam się, robiąc mu przejście. Na szczęście w salonie nie stały ani nie wisiały żadne zdjęcia z Klarą. Było czysto.
– Skąd wiesz, gdzie mieszkam?
Posłał mi kpiący uśmiech.
– Odprowadziłem cię pod drzwi. Pamiętasz?
Idiotka. Oczywiście, że pamiętałam. Pod nimi pocałował mnie drugi raz. Mniej zachłannie, z większą delikatnością.
– Wybacz – mruknęłam. – Dopiero, wróciłam z pracy.
– Ciężki dzień?
Nie czekając na odpowiedź, przeszedł do salonu. Rozsiadł się wygodnie na kanapie. Patrzyłam na niego w milczeniu, czekając, aż powie, co go do mnie sprowadzało.
– Napijesz się czegoś? Pamiętam, że piłeś sypaną kawę, ale mam tylko rozpuszczalną.
– Może być.
Nastawiłam czajnik z wodą i oparłam się plecami o blat. Założyłam ramiona na piersi. Sukienka, którą miałam na sobie, stała się za ciasna. Zbyt krótka. Tobiasz nie spuszczał ze mnie wzroku. Gdy woda się zagotowała, wyciągnęłam z szafki kawę oraz dwa kubki. Z lodówki wyciągnęłam mleko, bo nie lubiłam czarnej. Z pamięci nasypałam dwie łyżeczki kawy. Zalałam je wrzącą wodą.
– Dalej nie słodzisz?
– Nie. – Padła krótka i rzeczowa odpowiedź.
Do swojego kubka wsypałam półtorej łyżeczki kawy, do jednej czwartej dolałam mleka, a resztę wypełniłam wodą. Wzięłam oba kubki i przeniosłam je na stolik.
– Dzięki – powiedział, biorąc kubek. – Możemy porozmawiać?
Na kręgosłupie poczułam stróżkę zimnego potu. Przeszył mnie dreszcz niepokoju.
– Po to, chyba przyszedłeś. – Zasugerowałam.
Zajęłam miejsce na kanapie, zakładając nogę na nogę. Byłam ciekawa tego, co miał mi do powiedzenia.
– Posłuchaj. – Zaczął, spoglądając na mnie. – Dużo myślałem o tamtym wieczorze. Przyjemnie było cofnąć się do czasów, gdy byliśmy razem, bez żadnych ograniczających nas barier, ale wszystko się zmieniło. Przede wszystkim my się zmieniliśmy. Minęło kilka lat. Ułożyliśmy już sobie życia, bez siebie.
Obrączka na palcu błysnęła. Przymknęłam oczy, bo łzy zaczęły napływać do nich. Przyszedł dać mi kosza. Podskórnie przeczuwałam, co za chwilę powie i nie chciałam tego słyszeć. Jego słowa raniły, rozdrapując stare rany. Siedziałam sztywno, nie mogąc wykonać żadnego ruchu. W gardle czułam suchość.
– Powiedz coś – zażądał.
Z trudem przełknęłam ślinę.
– Obawiam się, że nie mam ci nic do powiedzenia – mruknęłam. – Za chwilę powiesz mi, że tamto było błędem, ale ja uważam inaczej. I nie będę mogła się z tobą zgodzić.
W salonie zapadła krępująca cisza. Nie wszystko się zmieniło. Nadal potrafiłam przewidzieć, co za chwilę powie. Szkoda tylko, że wtedy tego nie przewidziałam, tylko naiwnie pytałam, co się stało. Nie byłby taki spięty, gdyby chodziło o samą ciążę Elizy. Żałowałam, że wehikuł czasu nie został jeszcze wynaleziony, bo cofnęłabym się do tamtego dnia i mogłabym go ubiec.
– Masz rację, to właśnie chciałem powiedzieć. – Przyznał z całą stanowczością, jaka w nim była. – Popełniłem błąd, mówiąc, że cię kocham, a następnie cię całując. Alkohol zrobił swoje. Przepraszam, jeśli zdążyłaś narobić sobie nadziei, ale między nami, już nic nie będzie. Mam rodzinę, przede wszystkim syna i to on jest dla mnie najważniejszy.
Zacisnęłam dłonie na własnych udach. Miał również córkę. My ją mieliśmy i była najsłodszą istotą, jaką przyszło mi kiedykolwiek poznać. Zakochałby się w niej.
– Żałuję, że nasze życie potoczyło się tak, a nie inaczej – stwierdziłam z nieukrywanym smutkiem.
– Ja również. – Odstawił kubek na blat. – Ale czasu nie cofniemy.
Ciężko mi się go słuchało, bo wiedziałam, że za chwilę wyjdzie z mojego mieszkania i wróci do niej. Pogodzenie się z jego odejściem zajęło mi rok, a teraz ponownie miałam, to przerabiać.
– Chyba będzie lepiej, jeśli już pójdziesz – szepnęłam, modląc się, by za chwilę się nie rozpłakać. – Wracaj do rodziny.
Historia zataczała koło. Tak jak wtedy, gdy kazałam mu do niej iść, nie podejmując o niego walki. Gdy go nie widziałam, dużo łatwiej było mi się pogodzić z brakiem jego obecności, w swoim życiu. Świadomie, wypuszczałam go z rąk.
– Tak. – Wstał z kanapy. – Na mnie już pora.
Poczekałam, aż wyjdzie z mieszkania i dopiero poszłam zamknąć za nim drzwi. Z emocji dławiło mnie w środku. Próbowałam zapanować nad oddechem.
Gdy Błażej przyprowadził Klarę, nieco się już uspokoiłam, ale nadal przeżywałam spotkanie z Tobiaszem. Błażej chyba zauważył, że coś jest nie tak, dlatego poprosił Klarę, by poszła do siebie, pobawić się zabawkami, bo on musiał ze mną o czymś, pilnie porozmawiać.
– Co się dzieje? – zapytał z czujnością, gdy drzwi od pokoju zamknęły się za małą.
– Tobiasz, tu był. – Patrzyłam tępym wzrokiem przed siebie. – Przyszedł powiedzieć, że nie możemy być razem.
Błażej nie wiedział o tym, co zaszło pomiędzy nami, gdy on razem z Kariną odjechali taksówką. Nic mu nie powiedziałam, bo bałam się, że zostanę poddana krytyce. Tobiasz był, jakby nie było żonaty i nie należał już do mnie.
– Możesz jaśniej? – Usiadł obok mnie. – Dlaczego ci tak powiedział?
Bijąc się z myślami, pokrótce opowiedziałam mu wszystko. Cierpliwie czekałam, aż coś powie, ale on wstał z kanapy i kucnął przede mną.
– Musisz o niego zawalczyć. – Usłyszałam.
– Nie mogę. – Pokręciłam głową. – Ma z nią dziecko.
– A Klara? – Ręką wskazał na ścianę. – Ona nie jest jego dzieckiem? Jeśli nie chcesz myśleć o sobie, pomyśl o niej. Dzisiaj cały dzień wypytywała mnie o ojca. Ja go jej nie zastąpię. Ona potrzebuje Tobiasza.
– Znienawidzi mnie – powiedziałam, zanosząc się płaczem. – Tobiasz mi nie wybaczy, że zataiłam przed nim, coś tak ważnego.
Błażej przytulił mnie mocno. Załkałam cicho, uważając, żeby Klara nie usłyszała. Nie chciałam, by widziała mnie w takim stanie. Zawsze się starałam, by nie musiała patrzeć, jak płaczę. Zamykałam się wtedy w łazience i odkręcając wodę, dawałam upust własnym słabościom.
– Nie przekonasz się, dopóki mu nie powiesz. – Błażej głaskał mnie po plecach.
– A co z Elizą?
– A co z tobą? – odpowiedział pytaniem na pytanie. – Już wystarczająco się dla niej poświęciłaś. Ta gra jest warta świeczki, a nie robiąc nic, tylko się unieszczęśliwiasz. Jak długo zamierzasz żyć w ten sposób?
Wbrew pozorom, miałam całkiem dobre życie. Miałam mieszkanie, dziecko i wymarzoną pracę. Jedyne, co mi doskwierało, to puste miejsce w łóżku, a także przy stole, ale o tym akurat nie musiałam mówić. Zostawiłam to dla siebie.
– Ona go potrzebuje – powiedziałam, upierając się przy swoim. – Bardziej niż ja.
– Tłumacz, to sobie tak dalej – warknął. – W pokoju obok bawi się wasze dziecko. Chcesz mi powiedzieć, że ona też potrzebuje go mniej niż Eliza?
Spuściłam głowę. Zabrakło mi argumentów, bo wytoczył najcięższe działo. Dobro Klary, stawiałam ponad swoim. Była najlepszym, co mogło mnie spotkać i każdego dnia, byłam wdzięczna Tobiaszowi za nią. Była moim małym aniołkiem. Stałym punktem w życiu. Stawałam na głowie i robiłam, co w mojej mocy, żeby niczego jej nie brakowało. Chciałam, żeby miała dzieciństwo, lepsze od mojego. Mój tata zostawił nas, gdy byłam mniej więcej w jej wieku i nigdy więcej go nie widziałam. Czasami próbowałam, przypomnieć sobie jego twarz, korciło mnie, by go odnaleźć, ale szybko rezygnowałam z pomysłu. Powtarzając sobie, że gdyby chciał, to pierwszy odnowiłby kontakt. Zrobił cokolwiek, by się ze mną zobaczyć.
– Daj mi trochę czasu – poprosiłam, ponownie spoglądając na Błażeja. – Muszę to sobie uporządkować w głowie.
– Masz tydzień. – Podniósł się z kolan. – Po tym czasie, sam mu powiem.
– Kazałam mu wracać do Krakowa – powiedziałam pośpieszenie.
– Więc masz problem – skwitował z przekąsem. – Tydzień. Po tym czasie ja z nim porozmawiam.
Błażej wyszedł dwie godziny później, a ja leżałam na kanapie w salonie i myślałam o tym, co powiedział Błażej. Miałam porozmawiać z Tobiaszem, tylko co miałabym mu powiedzieć? Wątpiłam, by zechciał mnie wysłuchać, na spokojnie. Przez moje milczenie, stracił najważniejsze momenty z życia Klary. Nie słyszał pierwszego krzyku, nie widział pierwszego kroku ani nie był przy tym, gdy powiedziała swoje pierwsze słowo. Nie było go również wtedy, gdy rosły jej zęby, a ja z powodu nieprzespanych nocy słaniałam się na nogach. Nosiłam ją godzinami na rękach, błagając, by przestała płakać. Głowa z bólu chciała mi pęknąć, bo nawet maści polecane przez córki koleżanek mamy, nie zdawały efektów. Klara była na nie odporna.
– Mamusiu… – Klara pojawiła się przy mnie znikąd. – Czemu tu jesteś?
Patrzyła na mnie wielkimi oczami, w których wymalowana była ciekawość. Uśmiechnęłam się do niej, podnosząc do pozycji siedzącej. Miałam nadzieję, że nie mam czerwonych od płaczu oczu, a nawet jeśli miałam, to że nie zauważy.
– Rozbolała mnie głowa – mruknęłam. – A czemu jeszcze nie jesteś w piżamce?
Usiadła obok mnie, wzruszyła ramionami.
– Jakoś tak. – Położyła głowę na moim ramieniu. – U wujka Błażeja był dzisiaj miły pan.
Dla Klary każdy, kto się do niej uśmiechnął, był miły. Czasami bałam się, że przez wrodzoną ufność, ktoś ją uprowadzi. Gdy Błażej zabierał ją na siłownię, często dawała się wciągać w rozmowy z nieznajomymi. Nie podobało mi się to i prosiłam Błażeja, żeby jej na to nie pozwalał, ale to na niewiele się zdawało.
– I co? Rozmawiałaś z nim?
– Chwilę – odparła z tą swoją rozbrajającą szczerością. – Potem wujek Błażej kazał mi iść do cioci Asi, pomóc przyklejać plakaty.
Asia była recepcjonistką i prawą ręką Błażeja. Gdy go nie było, to na nią spadał ciężar odpowiedzialności za wszystko. Lubiłam ją, za to Karina niekoniecznie. Uważała, że leci na Błażeja. Ja nie zauważyłam niczego takiego, ale nie chciałam kłócić się z przyjaciółką o to, że była przewrażliwiona.
– I jak wam poszło naklejanie plakatów?
– Dobrze, ale wolałam zostać z wujkiem. – Klara wydęła dolną wargę. – Miły pan dał mi cukierka.
Zmroziło mnie. W tym cukierku mogło być wszystko. Rozmowa to jedno, ale branie czegokolwiek od osób, których się nie zna, to drugie.
Wstałam z kanapy i sięgnęłam po telefon, leżący na stoliku. Jakiś czas temu poprosiłam Asię, żeby dała mi do siebie numer na wypadek, gdyby Błażej nie odbierał swojego telefonu. I teraz zamierzałam z niego skorzystać.
Cześć. Klara, właśnie opowiedziała mi o miłym panu, który przyszedł do Błażeja.
Nie musiałam czekać na odpowiedź, bo ta przyszła dość szybko.
Hej. Faktycznie był ktoś taki. Coś się stało?
Spoglądając na Klarę, odpisałam.
Klara powiedziała, że została poczęstowana przez niego cukierkiem. Pamiętasz może, jak wyglądał?
Z bijącym sercem, czekałam na odpowiedź.
Czarne włosy, mniej więcej wzrostu Błażeja i umięśniony. Spokojnie, na palcu miał obrączkę, więc to nie był raczej pedofil. Błażej był cały czas z nimi, więc nie musisz się martwić.
Telefon omal nie wypadł mi z rąk. To musiał być Tobiasz. Nikt inny. Wszystko zaczęło do siebie idealnie pasować. Błażej nalegał na rozmowę z Tobiaszem, bo ten widział już Klarę. Z nerwów zrobiło mi się niedobrze.
Rano wstałam w nie najlepszym humorze. Sprawa ,,miłego pana” nie chciała dać mi spokoju. Przez pół nocy, zastanawiałam się, co powinnam teraz zrobić. Błażej dał mi tydzień, ale teraz nie byłam pewna, czy to nie stanie się szybciej. Tobiasz w każdej chwili mógł pojawić się pod moimi drzwiami, z żądaniem wyjaśnień, dlaczego nie powiedziałam mu o Klarze.
– Nie chcę tych płatków. – Klara odsunęła od siebie miseczkę, rozlewając zawartość po stole.
– Dlaczego? – Spojrzałam na nią badawczo. – Przecież, to twoje ulubione.
– Nie mam na nie ochoty. Chcę naleśniki.
Wzięłam ścierkę i starłam rozlane mleko. Klara była wyjątkowo nieznośna. Od momentu, gdy ją obudziłam, przechodziła samą siebie. Najpierw nie chciała wstać, później odmówiła założenia sukienki, a teraz to.
– Nie mamy czasu. – Upomniałam ją. – Zjedz płatki.
– Nie! – krzyknęła. – Chcę naleśniki.
– Zjedz płatki. – Powtórzyłam nieco ostrzej.
Pokazując swoje niezadowolenie, wstała z krzesła i uciekła do swojego pokoju, głośno trzaskając drzwiami. Co z nią było dzisiaj nie tak? Wzięła sobie na cel, wyprowadzić mnie z równowagi?
– Klara… – Poszłam za nią. – Obiecuję, że jutro je dostaniesz, a teraz musimy już wychodzić, inaczej obie będziemy spóźnione. Chyba tego nie chcesz?
Weszłam do jej pokoju. Leżała na łóżku, zwrócona do mnie plecami. Płakała. Przysiadłam obok niej, dłonią pogładziłam po plecach. Raczej nie płakałaby z powodu płatków.
– Co się stało, myszko? Chodzi o te naleśniki?
– Nie chcę iść do przedszkola – wychlipała z twarzą ukrytą w poduszce. – Dzieci będą się ze mnie śmiały.
– Dlaczego? – Zmartwiłam się nie na żarty.
– Bo wszyscy mają tatę, a ja nie.
Poczułam przypływ wyrzutów sumienia. To była moja wina. Dzieci traktowały ją inaczej, przeze mnie. Wzięłam małą na ręce, mocno przytulając. Po chwili nieco się uspokoiła i przestała płakać.
– Też go masz, tylko jest daleko – powiedziałam. – I nie może przyjechać.
– Wczoraj miły pan powiedział, że jego synek ma cztery latka – odparła oskarżycielskim tonem. – A ja mu powiedziałam, że nie mam taty.
Cholera jasna. Sytuacja zaczynała wymykać się spod kontroli. Błażej na pewno nie udawał, że to dziecko sąsiadki, która musiała pilnie wyjść i poprosiła go o pomoc. Łatwo było dodać dwa do dwóch, by otrzymać właściwy wynik.
– I co ci odpowiedział? – Byłam ciekawa jego odpowiedzi.
– Miły pan, powiedział, że… – Oderwała się ode mnie, by spojrzeć mi w oczy. – Zawsze chciał mieć córkę.
Serce zabiło mi mocniej. Chciał ją mieć, tylko wielka szkoda, że nie mógł być przy niej od początku. Z Klarą na rękach wyszłam z jej pokoju i przeszłam do kuchni, gdzie posadziłam ją przy stole, by dokończyła płatki. Teraz kiedy poznałam powód złego humoru własnego dziecka, powinno być lepiej.
– Dzisiaj nie pójdziesz do przedszkola – powiedziałam, podejmując decyzję w ułamku sekundy. – Zostajemy w domu? – Pisnęła radośnie.
– Nie. – Uśmiechnęłam się do niej. – Zabiorę cię do swojej pracy. Cieszysz się?
Nie powinna cierpieć przez moje decyzje. Nie ponosiła odpowiedzialności za błędy z przeszłości. Wtedy o tym nie myślałam, ale teraz zostałam zmuszona. Moje dziecko z mojej winy stawało się pośmiewiskiem. Inne dzieci wytykały je palcami. Musiałam to przerwać. Błażej miał rację. Klara zasługiwała na to, by mieć kontakt z Tobiaszem.
– Kocham cię, mamusiu.
Mała nieświadomie lała miód na moje skołatane serce. Za te dwa słowa słyszane każdego dnia, po kilka razy dziennie, byłam w stanie przenosić góry.
– Ja ciebie też, a teraz dokończ płatki.
Wzięła do ręki łyżkę i zaczęła jeść kolorowe kulki, które zdążyły namięknąć pod wpływem mleka.
Klara zabrała ze sobą blok techniczny i kredki dlatego, gdy ja opracowywałam dietę, dla swojej pierwszej klientki z polecenia Błażeja, ona rysowała. Pracując u kogoś, nie mogłabym zabrać jej ze sobą, tylko musiałabym zawieść ją do tego przeklętego przedszkola. Puszczanie jej tam było dla mnie równoznaczne z jaskinią lwa. Nikt zdrowy na umyśle nie wchodził do niej dobrowolnie.
– Mamusiu! Zobacz! – Klara podeszła do mojego biurka. – Ładne?
Rzuciłam okiem na kartkę. Rysunek przedstawiał dom, a przed nim stojące trzy osoby. Spojrzałam z zaciekawieniem na Klarę.
– Piękne, a kto to jest?
Palcem przesunęłam po koślawych sylwetkach osób. Jedna z nich miała długie rozpuszczone włosy i czerwone usta.
– To jest tata. – Położyła palec na okrągłej sylwetce ze stojącymi kreskami, imitującymi włosy. – To ty i ja.
Przycisnęłam Klarę do swojego boku. Dzieci w jej wieku często rysowały podobne rzeczy i niby nie było w tym nic dziwnego, ale ja to odebrałam dość osobiście. To stanowiło znak, że Klara potrzebowała w swoim życiu, więcej osób, niż tylko mnie, Błażeja i moją mamę. Byłam w kropce.
– Piękny obrazek. – Pocałowałam ją w policzek. – Rysuj dalej, a ten może oprawimy w ramki? Co ty na to?
Kiwnęła energicznie głową i wróciła do swojego stolika, który miał robić za poczekalnię. Sięgnęłam po telefon leżący na biurku przy mnie i napisałam wiadomość do Asi z pytaniem, czy mówiła Błażejowi, że pytałam o jego wczorajszego gościa. Po chwili otrzymałam odpowiedź.
Mówiłam. Błażej kazał ci przekazać, że jego gość jest wściekły na was oboje. Wiem, że nie powinnam pytać, ale o co właściwie chodzi?
Nie planując odpisywać, odłożyłam telefon na biurko. Nie powinnam w całą sprawę wtajemniczać Asi. To, co mi powiedziała, wystarczyło. Dalej musiałam poradzić sobie sama. Nawarzyłam piwa, więc je wypiję.
Zerknęłam na pogrążoną we własnym świecie Klarę. Rysowała coś z zacięciem, pomagając sobie językiem, który wystawiła na wierzch. Takimi prostymi gestami umiała rozczulić mnie jak nikt inny.
– Jesteś głodna? – zapytałam, gdy dotarło do mnie, że było już południe.
Klara jadała o ustalonych porach. Regularne posiłki i właściwie zbilansowana dieta, były kluczem do prawidłowego rozwoju. Poza tym stałe godziny wyznaczały rytm i dzięki temu Klara była spokojniejsza.
– Chcę do McDonalda – powiedziała, nie podnosząc głowy. – Wujek Błażej mnie tam zabiera.
Mój brat czasami zachowywał się jak rówieśnik Klary. Wiedział, że to nie jest zdrowe i nie ma nic wspólnego z wartościami odżywczymi, które były jej potrzebne, chociażby po to, by rosnąć, a mimo to faszerował ją świństwem. Na szczęście, w tej knajpie, gdzie ostatnim razem byliśmy, przeglądając menu, natrafiłam na pierogi i gołąbki. Klara je uwielbiała.
– A ja zabiorę cię na prawdziwy obiad – powiedziałam spokojnie. – Pierogi albo gołąbki. Co zechcesz?
– Gołąbki! – krzyknęła, podnosząc głowę.
Wiedziałam, że śmieciowe jedzenie przegra z gołąbkami. Gdy była mniejsza i umiała już mówić, ale jeździła jeszcze wózkiem, co trzy dni robiłyśmy z mamą gołąbki, bo nie chciała jeść niczego innego. W końcu mężczyzna, który sprzedawał kapustę na okolicznym targu, zaczął dawać nam ją za darmo.
Gołąbki zostały podane na podłużnym talerzu, zapiekane z sosem pomidorowym i żółtym serem. Już sam ich zapach powodował, że chciało mi się jeść, ale zamówiłam jeszcze pierogi na wypadek, gdyby Klara zmieniła zdanie. Nożem i widelcem, pokroiłam gołąbki na mniejsze kawałki, a moja córka zabrała się za jedzenie.
– Chcesz spróbować? – Zaoferowała z pełną buzią, która w dodatku była brudna.
Wzięłam od niej widelec, nabijając na niego kawałek. Kapusta rozpływała się w ustach. A farsz nie pozostawiał miejsca na reklamację.
– Smakują ci? – zapytałam, oddając jej widelec.
– A ci? – Zachichotała, poprawiając się na krześle.
Chwilę później kelnerka, przyniosła pierogi i dwa rodzaje sosu do polania. W karcie nie było napisane, czym są faszerowane, dlatego byłam ich ciekawa.
– Dzisiaj jest mix. – Kelnerka spojrzała na Klarę. – Powinny paniom smakować.
Dziewczyna odeszła, a ja spojrzałam na Klarę, która zajadała się gołąbkami. Najwyraźniej jej posmakowały, bo nie była ciekawa, co ja mam na talerzu.
Po zjedzeniu obiadu i zapłaceniu za niego wyszłyśmy z lokalu. Klara trzymała mocno moją dłoń, bojąc się ją puścić. Od momentu, gdy raz się zgubiła i musiałam jej szukać, uważała, by znów nie stracić mnie z pola widzenia. Jeszcze nigdy, nie bałam się tak jak wtedy.
Spanikowana i wystraszona, biegałam po centrum handlowym, zaglądając do każdego sklepu i pytając o Klarę. Puściłam jej rękę i odwróciłam się do niej plecami, dosłownie na kilka minut. Coś na wystawie sklepowej przyciągnęło moją uwagę. Jej to nie interesowało, więc pozwoliłam pójść, usiąść na ławce, od której dzieliło mnie, może dwadzieścia kroków. To nie było, aż tak dużo, by Klara, rozpłynęła się w powietrzu.
– Dziewczynka. – Machałam rękoma do przechodzących obok mnie ludzi. – Trzy lata. Mniej więcej tego wzrostu.
Kobieta ominęła mnie z odrazą, jakbym była chora psychicznie.
– Dziecko. – Zagrodziłam mężczyźnie z teczką, drogę. – Mniej więcej tego wzrostu, ubrana w różowe spodenki i czarną bluzeczkę.
Pokręcił głową i odszedł. Byłam bliska załamania. Jak to możliwe, by chociaż jedna osoba, która tu była, jej nie widziała?
– Przepraszam… – Zaczepiłam kolejną osobę. Z nerwów dłonie zaczęły mi się trząść, nogi odmawiały posłuszeństwa, a język się plątał. – Nie widziała pani małej dziewczynki?
Dłonią pokazałam wysokość małej. Kobieta się zatrzymała i spojrzała ze współczuciem.
– Jakieś dziecko stoi przed wejściem – powiedziała. – Ktoś wezwał już pomoc. Proszę tam biec i sprawdzić.
Krzycząc ,,dziękuję”, puściłam się pędem do wyjścia. Z bijącym sercem i duszą na ramieniu, pokonywałam odległość dzielącą mnie od wyjścia. To musiała być ona. Nie zdarza się, by dwoje dzieci zaginęło w tym sam czasie z jednego miejsca.
Przed galerią, to była faktycznie ona. Szła sobie usiąść na ławkę, ale zobaczyła chłopca z czerwonym balonikiem i zapominając o bożym świecie, poszła za nim. Nawet nie wiedziała, kiedy, a była już na zewnątrz. Chłopiec zniknął, a ona została sama. Zdezorientowana rozpłakała się, czym zaczęła zwracać na siebie uwagę. Gdybym nie zaczepiła tej kobiety, która ją widziała, miałabym spore problemy. I tak musiałam tłumaczyć się wezwanym policjantom, dlaczego dziecko było same bez opieki, ale przynajmniej mi jej nie zabrali. Najadłam się wtedy strachu, którego starczy mi do końca życia.
– Mamusiu? – Klara pociągnęła mnie za rękę.
– Tak, skarbie? – Spojrzałam w dół.
– Bo miły pan, wczoraj pokazał mi zdjęcie swojego synka – westchnęła ze smutkiem. – A ja nie mam zdjęcia taty. Dlaczego?
Poczułam silne uderzenie w twarz. Te pytania, które zadawała, to konsekwencja mojego milczenia. Zatrzymałam się i kucnęłam przy niej.
– Nie masz zdjęć. – Starałam się brzmieć spokojnie. – Bo twój tata i ja, nigdy ich sobie nie robiliśmy.
Kłamałam. Na dnie szafy ukryłam pudełko, które pękało w szwach od ich ilości.
– My mamy. – Zauważyła z dumą. – Chcę zdjęcie taty.
– Pewnego dnia… – Założyłam kosmyk włosów za jej ucho. – Obiecuję ci, że będziesz je miała. Tylko musisz jeszcze poczekać.
– A ile?
– Nie wiem – odparłam zgodnie z prawdą. – A teraz wracajmy do domu.
– Kiedy oddadzą ci samochód?
Brak popołudniowej drzemki u Klary sprawił, że stała się marudna. Wzięłam ją na ręce, by nie zaczęła za chwilę płakać z powodu bólu stóp. Oplotła dłońmi moją szyję. Na ramieniu położyła głowę. Zaczęłam rozglądać się za taksówką. Piętnaście kilogramów stało się odczuwalne już po kilku minutach.
Z nieukrywaną ulgą położyłam Klarę w salonie na kanapie, a sama poszłam zamknąć drzwi. Nie czułam rąk. Jak na złość, nie spotkałam po drodze żadnej taksówki i nie jechał żaden autobus. Do Błażeja nie chciałam dzwonić, by znów nie zaczął mówić o zmianie warsztatu samochodowego na inny. Mama o tej porze była pewnie na ważnym, biznesowym spotkaniu i nie było sensu do niej dzwonić, bo pewnie i tak by nie odebrała. Wobec tego byłam zdana sama na siebie i musiałam sama sobie poradzić.
– Mamusiu? – Klara otworzyła sennie oczy. – Gdzie jesteśmy?
– W domu kochanie. – Podeszłam do niej, pochyliłam się i pocałowałam ją w policzek. – Śpij, myszko.