Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Antologia tekstów Zygmunta Krasińskiego na temat Rosji. Oprócz utworów literackich, wierszy, poematów, dramatu oraz prozy arystycznej, znajdziemy tu też obszerną korespondencję poety oraz memorały polityczne, które pisał do papieża i Napoleona III. W 1851 roku w liście do Władysława Zamoyskiego Krasiński pisał: "Niech tylko Polska, uniknąwszy zmoskwiczenia się w dziełach i w czynach, nie ulegnie zmoskwiczeniu przez teorie włościańskie i nie przyjmie, pod pozorem postępu, barbarzyństw moskiewskich, wydających się niektórym badaczom wielkimi rzeczami, bo są co do joty spełnieniem teorii zachodniego socjalizmu. Cywilizacje konające marzą to samo, co już się odbyło w poczynających. Trumna ma sny podobne do kolebki, ale to nie życie – u jednych to śmierć, u drugich to było dzieciństwem. W Rosji stan dzieciństwa się przechował, na Zachodzie chwila konania nadchodzi, stąd zgodność wyobrażeń i podziw wielu. Nie ma czemu się dziwić, ale jest nad czym płakać i co przeklinać!".
Co fascynujące, diagnoza, którą Krasiński postawił niemal 200 lat temu, cały czas jest aktualna. Nie zmieniło się też oczarowanie Europy zachodniej Rosją, co widać po reakcji na wojnę w Ukrainie. Wyboru tekstów dokonał profesor Andrzej Fabianowski. Antologię ilustrują ryciny polityczne polityczne z ówczesnej prasy francuskiej i angielskiej.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 398
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Zygmunt Krasiński 1812–1859
redaktor prowadzący: Hubert Musiał
projekt okładki: Piotr Tarasiuk
korekta: Joanna Morawska
Na wyklejce wykorzystano litografię Auguste’a Raffeta z 1831 roku La Barbarie et Le Choléra-Morbus Entrant en Europe (Les Polonais se battent, les puissances font des protocoles et la France...) [Barbarzyństwo i epidemia opanowują Europę (Polacy walczą, mocarstwa układają memoriały, a Francja…)], [w:] Armand Dayot, Raffet et son oeuvre: 100 compositions lithographiques, peintures à l'huile, aquarelles, sépias..., Paryż 1900, s. 26.
© Copyright by Andrzej Fabianowski
© Copyright for this edition by Państwowy Instytut Wydawniczy 2022
Wydanie pierwsze
Warszawa 2023
Państwowy Instytut Wydawniczy
ul. Foksal 17, 00-372 Warszawa
tel. 22 826 02 01
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa www.piw.pl
www.fb.com/panstwowyinstytutwydawniczy
ISBN 978-83-8196-607-8
•••
Niech tylko Polska, uniknąwszy zmoskwiczenia się w dziełach i w czynach, nie ulegnie zmoskwiczeniu przez teorie włościańskie i nie przyjmie, pod pozorem postępu, barbarzyństw moskiewskich, wydających się niektórym badaczom wielkimi rzeczami, bo są co do joty spełnieniem teorii zachodniego socjalizmu. Cywilizacje konające marzą to samo, co już się odbyło w poczynających. Trumna ma sny podobne do kolebki, ale to nie życie – u jednych to śmierć, u drugich to było dzieciństwem. W Rosji stan dzieciństwa się przechował, na Zachodzie chwila konania nadchodzi, stąd zgodność wyobrażeń i podziw wielu. Nie ma czemu się dziwić, ale jest nad czym płakać i co przeklinać!
Z listu do Władysława Zamoyskiego
•••
Alfred Plauzeau «Pologne»
POLSKA
Alfred Plauzeau, Pologne, [w:] Salon de 1908. Catalogue Illustré, Paryż 1909 • Archive.org – Internet Archive
Ja cię nie żegnam – przez to, co świętego
Czczę na tej ziemi – przez cześć kraju mego,
Nie żegnam ciebie – przez Boga żywego,
Nie żegnam ciebie – chyba z fali szumnéj
5 Wyrośnie dla mnie płynne wieko trumny,
Chyba mnie porwą i pójdę, okuty,
W zamarzłą wiecznych męczarni krainę
Znieść karę za to, żem jedną miał winę:
Że z czci nie byłem – jak podli – wyzuty!
10 Lecz się nie lękaj! Mam stróża anioła,
Mam gwiazdę moją – Miłość twą – na niebie,
I choć mnie gwałtem Los dziś w drogę woła,
Ja cię nie żegnam – bo wrócę do ciebie!
Ściśnij mi rękę, jak co dzień bywało,
15 Gdyś mnie na krótką chwilę porzucała,
Wiedząc, żeś do mnie wnet powrócić miała –
Ni myśl, żem zniknął – bo ze mnie zostało
Przy tobie wszystko, co godne miłości –
Nie postać moja – marny proch i kości –
20 Lecz co nas zspala w nieśmiertelnych dwoje:
To, co nie z prochu – ty wiesz – serce moje!
Molo [!] di Gaeta1, 30 czerwca 1840
Wiersz pożegnalny skierowany do Delfiny Potockiej.
Wiem, dla mnie Sybir, powróz zgotowany,
Jeśli przed wami nie uniżę czoła,
Gdy duch mój krnąbrny kornie nie zawoła:
„Nie Bóg mi panem, lecz wyście mi pany.”
5 Lecz dajcie pokój, bo ze mnie nią będzie
Sługa pokorny. Z ojców mych się rodzę,
War krwi nie hańbą, lecz śmiercią ochłodzę
I sześć stóp ziemi2 znajdę sobie wszędzie!
Tam dom mój ciasny, lecz pełen wolności,
10 Lepszy niż zamki, w których królujecie!
Żaden z was do mnie nie przyjdzie tam w gości,
Pierwszy raz będę bez was na tym świecie!
Wolno wam mówić, żem dziwak, żem dumny,
Prawda, trzymają się mnie dziwne smaki:
15 Od słońca z wami wolę ciemność trumny,
Od twarzy waszych – szkieletów robaki!
Jest iskra we mnie, której nikt nie zdusi,
Jest duma we mnie, której nikt nie skusi,
By pokłon panom widomym oddała,
20 Niechaj więc ginie, nie tknięta i cała!...
Gdybym was zdusić mógł w jednym objęciu
I strącić wszystkich do jednej otchłani,
Chciałbym po waszym zostać wpiekłowzięciu3
I żyć na ziemi – dla mej drogiej Pani!
25 Lecz Pani moja już na marach kona,
Próchna światełkiem tli Jej oko śniade,
Krucyfiks wzięła w ręce bardzo blade,
A trzy sztylety tkwią w głębi Jej łona!...
Ja nad tym łonem, ja trzymam gromnicę,
30 Ostatnim błyskiem oświecam Jej lice
I liczę chwile, gdy umrze ma droga,
I ja z Nią pójdę, gdzieś tam szukać Boga!...
Nie myślcie o mnie, proszę was, o wrogi!
Daremna praca! Oszczędźcie jej sobie,
35 Bo hańby nie chcę, a nie umiem trwogi!
Na mnie pokusę trza wynaleźć w grobie!...
A gdy umarłych wy kusić zdołacie
I podlić serca pod krzyżem cmentarzy,
Wtedy dopiero w mej podziemnej chacie
40 Ujrzycie podłość na mej trupiej twarzy!...
Na was więc czekam – tak – gdy serce pęknie,
Ale nie wprzódy, bo z mlekiem wyssałem,
Że was nie cierpieć jest święcie i pięknie,
I ta nienawiść mojem dobrem całem!...
45 Chyba ją sprzedam za polską koronę!
Za nic innego, nawet za zasłonę,
Co kryje posąg Boga nieznanego!
Wszechwiedzę Dobra i wszechwiedzę Złego!
Nie chciałbym zostać błękitów aniołem
50 I skrzydłem światu panować z oddali,
Gdybym miał wprzódy bić przed wami czołem,
A wy nade mną z biczem pańskim stali!...
Tak żyłem, żyjąc – tak konając, zginę.
Wiem, że ufacie w wielką przyszłość, w siłę –
55 Niech i tak będzie – wam los, gdy przeminę.
Da świat ten cały – mnie jedną mogiłę!...
Może ja umrę, daleki od ciebie,
Nie będziesz nawet na moim pogrzebie –
Gdzieś na sybirskim potępienia polu
Złożę mą głowę, pełną smętku, bolu,
5 Moskiewskie pęta przed zgonem mi ręce
Zwiążą – i skonam – u stóp kata w męce!
Gdy serce moje w trumnie się spopiela,
O zmarłem sercu pamiętaj niezłomnie!
I morzom włoskim mów też czasem o mnie!
10 Powtarzaj falom: „Miałem przyjaciela!”
Aque Sextiae4, 1843, 30 marca
Wiersz skierowany do Adama Sołtana wysłany doń z listem z 8 sierpnia 1840 r.
Sprzed ócz, wam zniknę – jak fala, sprzed łodzi –
Sprzed, ócz wam zniknę – jak ptak, co odlata –
Sprzed ócz wam zniknę – jak sen, co odchodzi –
Odejdę od was w nieskończoność świata!
5 Odejdę od was cicho, niespodzianie,
Odejdę od was pewnie nocą ciemną,
Nikt mi nie ściśnie rąk na pożegnanie
I, jak z umarłym, nikt nie pójdzie ze mną!
Na próżno składać będziecie narady!
10 Pytać się, płacząc: „Kędy jego droga?”
Bo wam ukryte zostaną, me ślady,
Jak ślad dusz, z trumny lecących do Boga!
Lecz nie polecę ku wiecznej krainie –
Lecz nie odejdę ku kwiecistym brzegom –
15 Kat mnie popędzi ku Sybiru śniegom
I pamięć moja z serc waszych upłynie!
Wiersz skierowany do przyjaciela, Konstantego Gaszyńskiego, pod którego nazwiskiem poeta wydał Przedświt (1843).
O, wyście podli! I takeście podli,
Że już w Boga domu
Anieli wasi umilkli ze sromu5
I święty żaden więcej się nie modli
5 O zbawienie wasze!
Wy podli!
Iskarjoty wy Judasze!6
O Europy rządziciele!
Czy na tronach, czy z mównicy –
10 Obłudnicy!
Gnębiciele!
Syny strachu i zgnilizny,
Wy, co z przerażenia
Nie wiecie już imienia
15 Ni narodów ni ojczyzny!
Wy bez wiary i nadziei,
Drżące trzciny śród zawiei,
Udające moc! –
Idzie na was Pański Gniew,
20 Pańska noc!
Bo rozlana krew
W niebo skarży
Z swych cmętarzy!
A w rozlanej krwi
25 Wszęchpotęga tkwi,
Mieszka cud,
I obala tron,
I obala lud,
I obala świat,
30 Gdzie królem kat,
A prawem zgon.
Wiersz wysłany Delfinie Potockiej w liście z 16 lipca 1845 r.
Tyś nie śmierci łup!
Skrzydlnym jeszcze wzlecisz lotem,
Gdy z trupami ja pokotem
Leżeć będę – trup!
5 Ty wytrzymasz sądy Pańskie
Na czas – czasów zwrót,
Rzeczpospolity szatańskie
I północny knut7,
Co zatrzęsną każdym krajem,
10 Ścigając się wzajem,
Aż pysznych pysznemi
Wytraci z tej ziemi
Najdroższy Bóg,
I w nic się rozstroi
15 Chrystusa oboi
Piekielny wróg!8
A kto zacny – ocaleje –
A kto zacny – święte dzieje,
Święty rozpocznie świt!
20 Wejdzie – z Skał Tarpejskich9 bólu
Do żywota Kapitolu –
Wejdzie na wieków, szczyt!
Czerwonym sztandarem
I moskiewskim carem
25 Zarówno wzgardziła –
I powraca – Bogu miła –
A świat, kat jej, wokół kona –
I pochwyci go w ramiona –
Rękę złoży mu na głowie –
30 Aż kata swego uzdrowi,
Aż poświęci Chrystusowi
Tego, co służył Jehowie!
Co ja widzę w przeczuć mroczy10,
Ty to ujrzysz na twe oczy –
35 Nie odchodzisz na zniknięcie –
Snów twych ujrzysz wżywotwzięcie –
Tyś nie śmierci łup!
Skrzydlnym jeszcze wzlecisz lotem,
Gdy z trupami ja pokotem
40 Leżeć będę – trup!
Wiersz wysłany Delfinie Potockiej w liście z 10 sierpnia 1848 r.
Później czy wcześniej krzywda w los się wciela
I w sieć skrzywdzonych chwyta krzywdziciela!
Bo Bóg jest świata węgielnym, kamieniem11 –
Bo los tu tylko pośród, ziemskich włości
5 Cieniem na służbie światła Opatrzności
I choć się ślepym wydaje żywiołem,
On wiernym Panu mścicielem aniołem!
Wiersz wysłany Augustowi Cieszkowskiemu w liście z 7 lutego 1851 r.
W twoim ze śmierci ku życiu odrodzie,
Choć miotan będziesz po dziejów przestrzeni,
Jak trup rozbita12 na bezbrzeżnej wodzie,
Choć świat się tobie w Beznadzieję zmieni,
5 Choć grom po gromie wiarę twą przebodzie,
Bądź pełen wiary, bądź pełen nadziei,
Ty, śród olbrzymiej klęsk i prób zawiei
Zmartwychwstający mój polski narodzie!
Wiem, że nieszczęściu, które ciebie gniecie,
10 Nie ma równego dziś nieszczęścia w świecie –
Każden z żyjących ciebie tknąć się boi –
Krzywda i zawód – oto wierni twoi,
Co chodzą z tobą po ziemskim padole!
I ty, coś wrogów deptał zwycięstw wirem,
15 Ty, coś chrześciaństwa zwał się bohatyrem,
Stoisz dziś w ludów europejskich kole
Z piętnem porażki wiecznej na twym czole!
Nie dziw się – w czyscach leżnych13 pod mogiłą
Tak zawżdy bywa – bo grobowa jama
20 Nie matką żadną, co boleje sama,
By odkupione poświęcenia siłą
Dziecię, bez bólu, w świat się narodziło!
Komu powtórną trumna rodzicielką,
Ten sam boleścią musi boleć wszelką –
25 Za niego cierpieć nie może nikt drugi,
Bo z jego trudów dopiero zasługi
Z wolna, dniem po dniu, wyrabia się skrycie
W nim samym jego nadśmiertelne życie!
Na czas, aż próby wypełni się miara,
30 Zawiśnie nad nim przeszłych grzechów kara,
Śmierć mu pozorną wszystko zada wszędzie,
I on od wszystkich opuszczonym będzie!
I będzie nad nim urąganie tłumów,
Serc wszystkich zdrada i pycha rozumów!
35 Zdradzą go króle i zdradzą go ludy,
Brat niegdyś młodszy zmieni mu się w kata
I ci go zdradzą, których zbawiał wprzódy,
Gdy cięciem szabli rozcinał los świata –
Z dziejów się k’niemu wynurzą głębiny
40 Same Judasze i same Kainy!14
Odtąd on musi rodzinnymi łany
Iść wśród ich rzędów, skuty w ich kajdany,
A nad zdradzonym, przezdrajczeni15 w pany,
Z przepiekielnionym od zbrodni obliczem,
45 Trzęsą w powietrzu mieczami i biczem –
A krzyczą jedni: „Zdejmiem ci okowy,
Lecz nie mów więcej rodzinnym językiem.”
Drudzy wścieklejszym jeszcze wrzeszczą rykiem:
„Nie dość, że własnej wyrzekniesz się mowy,
50 Lecz plwaj na matek i na ojców kości,
Byś zdeptał przeszłość, a w niej dni przyszłości!”
A ponad wszystkie groźniejszy głos woła:
„Ty nie nasz, póki nie zaprzaniec z ciebie;
Jeśli chcesz wyżyć, zaprzyj się Kościoła,
55 Jeśli chcesz wyżyć, bluźń Bogu, co w niebie!”
On idzie – ciało krwawi się ranami –
Siność śmiertelna na licach się plami –
Lecz w głębi oka pomimo katuszy
Pali się iskra nieskonalna16 duszy;
60 Nią tylko zbrojny, gdy męczą go podli,
Jej żarem w niebo zwróconym się modli,
A choć krwią zbryzgan, skrępowań łańcuchem,
Choć odart z wiecznej korony wawrzynu,
Katowanego ciała każdym ruchem
65 Wraża w zabójcę, że króluje Duchem,
I stąpa pośród zbydlęconych gminu,
Jak namaszczeniec do świętego czynu!
Wokół Europa – bez czucia – bez dumy –
Zgrzyt kół stalowych – parociągów szumy –
70 I do bram giełdy cisnące się tłumy,
Co nań się czasem obejrzą z daleka
Przeżydowszczonym chucią zysku wzrokiem
I rąk zdziwionych wskazują natłokiem
Krew męczennika, co w proch ziemi ścieka –
75 Wtedy głos słychać tej mieszczańskiej rzeszy:
„Czemu ten człowiek tak się na śmierć spieszy?
Nowożytnego znać nie posiadł zmysłu,
Co skupia ludy w kościele przemysłu
I narodowe gluzując17 przesądy,
80 Godzi podbitych z zaborczymi rządy,
Bo im za ojczyzn wywietrzałą marę
Nadają: wolność handlową i parę.”
Tak mówią sobie ponad giełdy progiem. –
I on sam w świecie – lecz sam z wielkim Bogiem,
85 Co złu wszelkiemu dał żądło skorpiona,
Którym się w końcu przebija i kona –
Co wieki sądzi wciąż wieków rozwojem
I tych, co podłość od siebie odparli,
Dniami nadgradza, w których wstają zmarli,
90 Na próżno w otchłań zstrąceni podbojem!
Więc tak iść dalej musi bez wytchnienia
Śród tłumu katów i kupców plemienia
Aż do ostatnich wyżyn Wszechcierpienia.
Wytrwaj, o wytrwaj w tym strasznym pochodzie
95 Śród dziejów świata, mój polski narodzie!
Bądź męstwem wielki, cierpliwością święty,
Bądź przed wrogami wolą nieugięty,
Niechaj ci z serca nie wydrze ojczyzny
Żaden gwałt ziemski ni ziemska pokusa –
100 Nie wierz w podrzuty Pychy ni Wścieklizny,
Wierz tylko w słowo i w przykład Chrystusa!
Tam w końcu tylko zwycięstwo – gdzie cnota –
Tam zmartwychwstanie tylko – gdzie Golgota –
Miłości tylko żar więzy spopiela –
105 Krzywdą, noszoną w piersiach od lat wiela,
Ten tylko stanie na wydarzeń czele,
Ten tylko wrogów stopom swym podścielę,
Kto wiele cierpiał i kto kochał wiele!
•
Patrz! jak w Europie od rozbiorów chwili
110 Los mściwie miota przeznaczeń dziedziną!
Jak wszyscy, którzy ciebie opuścili,
Sami od wszystkich opuszczeni giną!
Patrz! – Ledwo wielka twa siostra zachodnia18,
Mordercom twoim nie stawiąc oporu,
115 Z podań rycerskich zestąpiła toru,
Wnet nią owłada szał – strach – mord i zbrodnia!
Twych rozbiorników nauczon przykładem,
Lud w otchłań gwałtu rzuci się ich śladem;
Jak oni, uzna, że potęgą zdrada,
120 Jak oni, krzyknie: „Bezsilnemu biada!”
I głowa króla z rusztowania spada!
Nad nocą Francji od onej godziny
Świeci błysk tylko noża giliotyny;
Wciąż w dół zlatuje i wciąż wschodzi w górę –
125 A krew pod spodem upływa bałwanem
I dym z niej rośnie w całunową chmurę,
I nic nie widać na ciemnicy świata
W dole prócz ludu, a w górze prócz kata,
Co po kościele i państwie rozwianem
130 Mnóstw tych jedynym królem i kapłanem!
•
Widziałem, Panie, jak znikomym sianem,
Skoszonym w wieczór, choć zielniało ranem,
Sprawy są ziemskie. – Widziałem ojczyzny
I ludy, Panie, widziałem wścieklizny
135 I bohatyrstwa ginące pospołu
I do jednego pozrzucane dołu!
Same pod słońcem widziałem cmentarze!
Kończą się państwa, kończą się mocarze –
Kończy się wszystko, co poczęte w dumie,
140 Co w przebiegłości – odwadze – rozumie –
Jedna ta cnota kończyć się nie umie
I gdy w ten życia zapłodnion jest zaród,
Najumarlejszy zmartwychwstawa naród!
•
Z Ducha Świętego trzeciej błyskawicy
145Wyjrzał Syn Boży z głębin Tajemnicy
I zasiadł, jasny, na ludów stolicy!
Przeminął ucisk – uciekła precz trwoga –
Ludzkość już patrzy twarzą w twarz – w twarz Boga –
Wie, że już kwieciem ciernista korona
150 I krzyż Golgoty kwieciem porośnięty,
Bo na to tylko Syn niebieski kona,
By z Niebios zstąpił po wiekach Duch Święty!
A gdy na ziemi Duch uwielbi Syna,
Wtedy Syn w pełni królować zaczyna –
155 Z świata starego wybłyska świat nowy –
Łzy już ostatnie spadają z ócz ludzi –
I z ramion ludzkich ostatnie okowy –
Śpij jeszcze, ziemio! – Wnet Pan twój cię zbudzi!
•••
Grandville «L’ordre règne à Varsovie»
PORZĄDEK PANUJE W WARSZAWIE
Grandville (właśc. Jean Ignace Isidore Gérard), L’ordre règne à Varsovie, 1831 • Bibliothèque nationale de France
[FRAGMENT]
A Jezus im odpowiedział: Ojciec mój
aż dotąd pracuje i ja pracuję.
(Ew. św. Jana, rozdz. V, w. 17)1
Za dni Cezara2, poprzedzających wielki dzień Chrystusa, świat starożytny był doszedł do ostatnich wyników historii swojej – w religii do zupełnego zwątpienia – w filozofii do zupełnego obalenia zasad polyteizmu. Augur3 śmiał się z augura – a grecki sofista4 z samego siebie. Krytyka rozumu zniszczyła wszelką wiarę dawną, wszelkie życie żywiące śród Ludów, a nic równie żywotnego lub żywotniejszego na to miejsce nie postawiła. Gdzie tylko spojrzeć, w świecie ducha ruiny, swawola, rozstrój – quot capita, tot sensus5. – Epikureizm6, Stoicyzm7, Platonizm8 przechadzały się jak mary po owdowiałych piersiach Ludzkości. Z tylu wojen, proskrypcji9, rewolucji wielkie znużenie było się zostało w sercach – wszystkie wiary polityczne spełzły na niczym; i plebejanin Mariusz10, i patrycjusz Sylla11 nie zdołali urzeczywistnić myśli swoich – choć niesłychanym krwi ludzkiej rozlewem, gwałtami, niesprawiedliwością, terroryzmem starali się dawnego i znikającego porządku kształty raz jeszcze z przeszłości wywołać i żywą teraźniejszością uczynić! – Śmierć tylko śmiercią wprowadzać można – jedno życie tylko nie broni się rzezią – nie wtłacza się na karki ludzkie jarzmem – ale żywotnie wstępuje w serce ludzkości, stawiając, a nie niszcząc, kochając, a nie każąc zabijać. Wszyscy ci wielcy czy zatraciciele, czy o d n o w i c i e l e z ostatnich czasów Rzymu jedną cechę na sobie noszą – pragną nieznośną postać rzeczy odmienić; ale nie wiedzą, ku czemu dąży Historia świata. – Jedni trzymają się podania Grakków12 i chcą demokracji – drudzy wierzą jeszcze w b o g i M a n y Appiuszów13 i marzą o arystokratycznej Rzeczypospolitej. – Takim marzeniem obłąkany Brutus14 ojca własnego, największego ze śmiertelnych przed Napoleonem15, zamorduje i nazwie to cnotą, a konając, zwątpi o sobie, o ojczyźnie i bogach i krzyknie: „Cnota jest także złudzeniem!”16. – Dusza zabijającego się Brutusa to najprawdziwszy obraz duszy świata całego naonczas. Słabość, niepewność, gorączkowa żądza czegoś lepszego i gorączkowe przerażenie po każdym czynie dokonanym, który do pożądanej przemiany nie doprowadził, oto są duszy takiej piętna – i z tych znamion łatwo rozpoznać, że świat ten bliski dnia sądnego i przeobrażenia swego!
A nie tylko umysłowy stan ten bezwiary i daremnych tęsknot lub żalów świadczy o tym. Inna jeszcze tu występuje cecha – nad wszystkie ważna – dowodna – niechybna – choć z wręcz przeciwnego stanowiska zarwana, choć tycząca się tylko materialnej strony ówczesnego człowieczeństwa; kiedy albowiem wszystko na polu Ducha się rozprasza, skądinąd wszystko na polu materialnych spraw i celów coraz bardziej się kupi, zrasta, ześrodkowywa. Rzym, choć rozdarty sam w sobie i już własnej niemający idei, zwycięża, gromi, podbija wciąż – i staje się wreszcie człowiekiem jedynym tylko, któremu na imię Juliusz Cezar – a człowiek ten ziemię nauczy jedności i wspólności; na pozór wojnami ją skaleczy, na pozór bratu przeciw bratu, synowi przeciw ojcu krótki miecz17 do rąk włoży – przejdzie Rubikon18 bezbożnik – powie: jacta alea est19 – cywilnej wojny20 ohydę śmiało weźmie na czoło swoje – Galią21 o Egipt uderzy – Germanom22 pokaże błękit niebios greckich pod Farsalą23 – Greków za sobą porwie do Afryki – wszystko pomięsza, rozkrwawi, napełni świat szczękiem broni, krzykiem boju, nienawiści krzykiem – a jednak wszystko mimo woli, mimo wiedzy połączy, pobrata; granit plemion nie znających siebie zetrze na piasek jeden, ten sam, gładki i równy, jednego, uniwersalnego państwa! I o nim Żydzi myśleć będą, że on jest Mesjaszem24 – i ziemia o nim pomyśli na chwilę, że on jej Bogiem! – Lecz wiecie, że on był tylko poprzednikiem jej Boga. Na polu historycznego czynu on tym aniołem, któremu przykazano usuwać zapory sprzed stóp idącego Pana! – On świat przywiódł do materialnej jedności, bez której żadne słowo życia rozejść się nie może – on ziemię znaną podówczas zamienił w jeden wielki i szeroki gościniec!25
A lat niewiele później któż zaczął stąpać po tej bitej drodze? kto kazać i oznajmiać, że nowe życie już zesłane – i że zmarli nie umrą – i że Bóg, nie znany w Atenach, objawion w Hierozolimie?26 – Czy nie Piotr? – czy nie Paweł? – czy nie Jan święty? – Szaleli następcy wielkiego Juliusza – prześladowali wiarę nową – żartowali śród biesiad ze słowa opowiadanego – chrześcijan przybijali do krzyżów – a nie wiedzieli, że trzeba było zniszczyć dzieło pierwszego z Cezarów, by zaszkodzić rozprzestrzenianiu się nowej religii – że to samo, co ich na k r ó t k o - i k r o t o c h w i l n y c h bogów ziemskich wynosiło, torowało też drogę ruchowi poczętemu z nieba – i że jedność materialna Państwa, które w sobie resztę świata pod nazwą prowincji podbitych zamknęło, była podścieliskiem, warunkiem, zakładem, środkiem koniecznym postępu dla Chrześcijaństwa. – Dbali o tę jedność, pielęgnowali ją, bronili jej, o ile sił zniewieściałych im stało – a tym samym ślepo i bezwiednie opiekowali się coraz wyższym Chrześcijaństwa wzorem! W ręku Opatrzności narzędziami byli – prawa Historii dopełniali, wiedzeni własnym pożytkiem, tak jak handlarze i kupcy za czasów naszych – i tak z tylu Szatanów widomych na ziemi każden był sługą Bożych myśli – każden jedną cegłą więcej, rzuconą do budowy Kościoła. Jako imperatory przeszli oni obarczeni przekleństwami ludzi – jako c e g ł y zostali się – i dotąd potomni ludzie po nich deptają w Historii!
•
Discite historiam exemplo moniti!27 – Lat dwa tysiące upływa, a te same znaki rozciągnęły się po falach czasu – ostatnie podrzuty Rzeczypospolitej rzymskiej odbiły się w strasznym, epileptycznym zadrgnieniu Rewolucji francuskiej. – Zerwały się cienie Mariusza, Sylli, Katyliny28 pod krwawą postacią Dantona29, St.-Justa30, Robespiera31 – wreszcie dni Cezara przelały się w dni Napoleona! – A chrześcijański Cezar32, wyższy całą ubiegłą epoką od poprzednika, przepełniony wiedzą siebie samego i celem, któremu k’woli Duch Boży, kierujący dziejami, go zesłał, rzekł, umierając na skale wygnania33: „O d e m n i e l i c z y ć s i ę b ę d z i e n o w e j E r y p o c z ą t e k” 34. W tym słowie zawarta prawda i jego, i całej przyszłości. – Lecz nim ta prawda się rozwinie i dopełni, nim ze stanowiska napoleońskiego przejdzie świat do innego, całkowitego i świętszego przeobrażenia się, musi się sam wyczerpywać, jak wyczerpywał się starożytny, musi sam się zaprzeczać, jak zaprzeczał się starożytny. – Nie od dzisiaj, nie od wczoraj ruch ten postępowy w n i s z c z e n i u, zawrót ten głęboki w zastanawianiu się nad sobą samym poczęty! – Od Grakków świat pogański nie spoczął, aż usłyszał obietnicę Chrystusa – od Lutra35 nowożytny nie ma pokoju – cywilną ogromną wojną i myśli, i miecza rozłamu je się coraz bardziej – i on też nie spocznie, aż dojdzie nie już do usłyszenia, ale do zrozumienia i do pełnienia obietnicy Chrystusa!
W okręgach religijnych wszędzie rozbrat – Kościół katolicki jakby snem od wieków trzech, od ostatniego soboru36, ujęty – schizma grecka37 w dziecinnym kształcie pierwotnego chrześcijaństwa na tysiąc kacerstw38 rozerwana – protestantyzm sam siebie rozwiązujący i mówiący: Consummatum est! W okręgach filozoficznej wiedzy pewność, ale b r a k u tylko – dowód, ale krytyczny tylko, że przeszłość niezdolna potrzebom ludzkości zadosyćuczynić. – W ś c i e k ł o - f l e g m a t y c z n e, że tak powiem, zaprzeczenie filozofii niemieckiej do najwyższego bezkształtu doszłe. Jednostronność m y ś l i tknięta tą samą niemocą postawienia czegoś żywotnego, jak wprzódy jednostronność m a t e r i i, której się trzymał ród encyklopedystów francuskich. Stąd mniemań, teorii, przypuszczeń, systematów zagmatwany rój, brzęczący nad Europą!
Wszystkich wieków, co przeszły nad ludzkością, marzenia, nadzieje, szlachetne wiary i straszne bluźnierstwa, herezje chrześcijańskie wszystkie, panteizm indyjski39 cały, dualizm perski40, monoteizm hebrajski, Idealność wyłączna i Zmysłowość wyłączna, wskrzeszone razem i w tej mieszaninie wykształcone, ogładzone, jedne na drugie się zasuwające tak, iż trudne do rozpoznania – a wszystkie wołające do nieba o dzień sądu, o chwilę rozstrzygnienia, same proszące się o śmierć, by się prędzej przemieniły, i nową iskrą życia pojednane, zmartwychwstały młodymi na powrót! – Oto obraz umysłowej sfery czasów naszych!
Anarchia to taka okropna, że koniecznie dąży do przesilenia – żądza taka wielka, a dotąd daremna, że wzywa koniecznie pomocy Ojca, który jest w niebiesiech! – Kiedyż ta pomoc odmówioną była? Kiedyż Bóg opuścił Historią, kiedy Historia wzniosła ku niemu ręce i językiem wszystkich ludów ziemi krzyknęła: „P o k a ż s i ę n a m, P a n i e!”.
Żądza nieskończona ciągnie za sobą wieczną tęsknotę i żal nieskończony – jak w osobniku, tak i w rodzie ludzkim zdarza się melancholia – ze zbiorowego człowieka także cieknie czasami pot krwawych udręczeń na górach oliwnych Historii. – Gdyby inaczej było, Ducha ludzkiego, własną wolą wyrabiającego się, by nie było – gdzieżby się podziała zasługa, którą on zasługiwa się w C z a s i e? Czymże ona, jeśli nie życiem tym jego w historii, jeśli nie tym ciągiem pracy, podzielonej na momenta śmierci i z martwych z niej wstawania? A jakżeż się umiera, jeśli się nie zwątpi? A jakżeż się zmartwychwstaje, jeśli się nie uwierzy? – By nie umrzeć, na to Bogiem być trzeba – człowiekiem na to, by umierać. Gdy Boży Duch połączy się z naturą człowieka, życie Boże grób ludzki rozwala – Chrystus umarł i wstał z martwych.
I Epoce, wszczętej w słowie Jego, tak samo uczynić potrzeba, nim zdoła czynem treści całej tego słowa dorównać. – Otóż ojcowie nasi stali na tej pochyłości, co wiedzie do grobu – nas dalej już losy zaniosły i głębiej złożyły – my w grobie – mylę się – my już za grobem!
Wszyscy wiecie to, bracia moi, żeśmy się urodzili na łonie śmierci – i od kolebki oczy wasze wzwyczajone poglądać na sińce zgonu, rozciągające się po ciele europejskiego świata! – Stąd ból wieczny, co toczy wam serca – stąd niepewność, co życiem waszym się stała. – Idziecie, a nie wiecie dokąd – i nie modlicie się już jak za dawnych lat, jedno powtarzacie: „Ź l e n a m j e s t”. Lecz wszelki koniec mieści już w sobie następny początek – dzień zgonu tylko poprzedza godzinę przebudzeń. – Alboż wy nie wiecie, że to chrześcijańska wiara – a jakożby miała omyloną być, kiedy z Boga jest? Więc patrzcie uważnie, a znaki śmierci przemienią się wam nagle w znaki zmartwychwstania!
Nikt średnich wieków nie nazwie cywilizowanymi – nikt naszego, aż dotąd, religijnym. – Cywilizacja się poczęła w chwili, gdy wiara konała – cywilizacja jest to jedność materialnego bytu, jest to wspólność interesów ziemskich, czekająca na zjawienie się Słowa Bożego. – Patrzcie! jak rosła i ugładzała wszystko na to, by idące Słowo Boże łatwiej się rozlało, prędzej się udzieliło z domu do domu, z kraju do kraju! – Czymże Napoleon, jeśli nie tym drugim w Historii aniołem, co usuwa zawady z drogi Pańskiej, gdy już bliska godzina Pańskiej podróży? – Państwo jego uniwersalne rozwiało się jak złudzenie – on umarł na dalekiej wyspie, a syn jego jedyny41 w stolicy nieprzyjaciela. – Bracia pozostali42 i ród ich – miernością – gdy pomrą te ciała, nie zostanie śladu, że za życia każde z nich nosiło królewską koronę – a jednak mimo to pamięć tego człowieka nie pamiątką po umarłym, ale Duchem żywym i coraz potężniej żyjącym jest! – Co on pchnął do biegu, to coraz dalej się toczy – co ta dłoń, na chwilę wszechmocna, spoiła, to samo przez się coraz ściślej się spaja i wiąże. – Zapoznane Ludy już się nie odpoznają – skupiony razem duch germański już się nie rozprzęże – włoski toż samo i hiszpański toż samo! – On narodowości ziemskie przebudził z uśpienia.
•
Chrystus objawił ludziom ideę ludzkości. – Przed Nim prawdziwych narodów, oprócz hebrajskiego, nie było: bo nie znano celu, do którego dążą narody, ku któremu ciężą jak planety ku słońcu. – On to obiecał, że będzie na świecie kiedyś jedna tylko owczarnia i jeden pasterz: on to przykazał modlącym się do Ojca powtarzać co dzień te słowa: „P r z y j d ź K r ó l e s t w o T w o j e!” 43 – i takim westchnieniem od lat dwóch tysięcy my wszyscy prosiemy Boga o uwidomienie się ideału ludzkości na ziemi!
Nic w nas naszego nie masz – wszystko od Stwórcy, myśl i ciało, Bóg nam niejako pożyczył nas samych. – Naszym jedynie użytek, jaki czynimy z tych udzielonych nam zasobów; naszym tylko czyn nasz, zasługa, którą stajemy się tym, czym mamy pozostać kiedyś w obliczu Boga, którą dopracowujemy się rzeczywistej i ostatecznej osobistości naszej. Lecz ona tylko na ziemi, tylko śród ludzkości położoną być może; ludzkość zatem, śród której zarabiamy na wieczny, przyszły żywot nasz, musi być sama wielką i świętą w Bożym pomyśle harmonią, a nie znikomą marnostką bez wagi i celu! Ludzkość na planecie i nieśmiertelność każdego osobnika za grobem są to dwa okręgi równe sobie, posługujące się nawzajem, nie dające się rozdzielić sercem ani rozumem; każden drugiego pobocznicą44, warunkiem, dopełnieniem, a oba zlewają się w trzecią, wyższą, samego Boga potęgę!
Lecz czymże jest planetarna ludzkość? Oto całością i jednością wszystkich możności Ducha człowieczego, wyrażoną widomie45 na tej ziemi przez zgodę i miłość członków swoich: to jest n a r o d o w o ś c i. Jako albowiem członki ciała ludzkiego są widomymi i rozmaitymi cząstkami niewidzialnego J a ludzkiego, który je wszystkie spaja i im wszystkim panuje, tak samo narodowości widome muszą w rozmaitości swojej, a zarazem harmonii, stać się kiedyś żywymi członkami powszechnej, że tak powiem, katolickiej ludzkości:
„A wszystko sprawuje jeden a tenże Duch, udzielając każdemu z osobna, jako chce.
Albowiem jako ciało jedno jest, a członków ma wiele, ale wszystkie członki ciała jednego, choć ich wiele jest, są jednym ciałem, tak i Chrystus!”
(Św. Paweł, 1 list do Koryntian, rozdz. XII, w. 11–12)
Objawienie Syna Bożego musi więc przechodzić wiekami ze stanu idealnego do stanu uwidomienia i rzeczywistości; na takim ruchu postęp zasługi ludzkiej, postęp człowieczeństwa zależy. –
Słowo Chrystusowe nie mogło od razu przetwarzać polityki pogańskiego świata, bo skład polityczny i byt spółeczny epoki jakiej zależy oczywiście od stanu moralnego indywiduów w niej żyjących; musiało zatem s c h r z e ś c i j a n i ć szczególne dusze przed chrześcijanieniem stosunków między narodami i państwami! –
Ale za dni naszych osobnik każden chrześcijaninem jest i wszystkie stosunki między nimi chrześcijańskimi są. Gdzież dalej iść idei chrześcijańskiej? Oczywiście, w sferę nie dotkniętą, nie przerobioną dotąd, a tą jest sfera polityki. – Świat bliski nie wielkiej odmiany (bo nic ze słów Chrystusowych odmienić się nie może), ale wielkiego p r z e m i e n i e n i a się ich, głębszego zrozumienia ich, wyższego ich uwielbienia! – Już w tych wyrazach: „Oddajcież tedy, co cesarskiego jest, Cezarowi, a co boskiego, Bogu!”46, zawarty jest cały dalszy ruch człowieczeństwa. – Bo ponieważ wszystko B o ż y m jest, musi stan rozdziału owego chwilowego między właścią Cezarową a Bożą coraz bardziej się zmniejszać i to, co jeszcze wczoraj liczyło się za własność Cezarowi, dziś być już policzonym za należne Bogu: aż stanie się państwo Cezara nicością, a Królestwo Boże w s z y s t k i m.
Świat już dzisiaj pojmuje, ku czemu garnie się Historia; wie, że nią rządzi mądrość Boża i że celem jej jest ludzkość, czyli cała powszechność zgodna z wolą Bożą, znająca i wypełniająca prawo, które Bóg jej nadał! Środkami zaś do tego celu, narzędziami, członkami żywymi są n a r o d o w o ś c i, w których odbiły się, jako w najwyższym swoim rozkwicie, wszystkich plemion ludzkich różnice. – Czym nuty w akordzie, tym one w człowieczeństwie: rozmaitością i zgodą zarazem. – Bez nich niepodobna pomyślić ludzkości, bo byłaby to wtedy jedność bez rozmaitości, a zatem właściwie nie żadna jedność, tylko martwa jednostka! –
Państwa są utworu ludzkiego, są zbiorem przysypkowym cząstek. – Jedne narodowości są kreacji Bożej i dlatego właśnie nie państwa bez narodowości, ale narodowości upaństwowione jedne tylko mogą być chrześcijańskimi, czyli należeć do składu powszechnej ludzkości. – Już w średnich wiekach taki wysoki ideał byli pojęli papieże – i oni zapragnęli wszystkie stosunki polityczne uchrześcijanić w Europie! – Była jednak w ich pomyśle ta niedokładność, że pojmowali raczej zwierzchnictwo Kościoła nad świeckim bytem aniżeli pojednanie się zupełne boskich rzeczy ze świeckimi, woli Bożej z ludzką wolą. – Ich ideał też rozsypał się, Kościół został na jednej stronie, polityka odbiegła na drugą – i od czasów reformy47 zupełnie pogańską się stała. –
Tu machiawelizmu48, tu dyplomacji początek; interes ziemski ubóstwiony, Boże Królestwo ścieśnione do progów kościoła każdego. – Za murami przybytku Wszechprzytomnego Boga już nie ma – umarli tylko śpią na cmentarzu – a dalej na bitych drogach świata stoją żywi – wojskowi, ministrowie, kupcy; pod nimi zaś – ucisk i niewola albo bunt i zwierzęcy szał! –
Wszystkie państwa na przekor narodowościom się tworzą; wszystkie państwa są rozćwiartowaniem jednej lub kilku narodowości na korzyść martwego ideału gabinetowego49. – Idea Chrystusowa, idea wszechmiłości zapomniana i gwałcona co krok; nigdzie jednak tak antychrystycznie, jak rozbiorem Polski! –
Trzy państwa, wzrosłe nie według praw Bożych, oparte li tylko na interesie samolubnym, na dyplomacji, słowem, na tym, co zowie się polityką, rozdzierają narodowość żywą, czyli jednego ze członków widomych ludzkości! – Tym czynem polityka przesięga50 za własne granice. –
Dziecko, kto mówi, że to polityczna zbrodnia – zbrodnia to daleko głębsza, bo religijna, bo przekraczająca za sfery świeckie i dotykająca okręgów Bożych. – Państwo utworu ludzkiego, państwo, z gry chuci51 ludzkich powstałe, rozszarpać byłoby to polityczną zbrodnią; ale narodowość świętą rozebrać i chcieć zabić, kiedy bez niej obejść się nie może urzeczywistnienie idei ludzkości na ziemi, jest targnięciem się przeciwko prawdzie Bożej – prawdzie wiecznej: jest świętokradztwem! Tak samo jak z drugiej strony – nieuznanie tego gwałtu, opieranie się tej bezbożności jest Religią!
W chwili rozbiorów stało się to jako factum52; ale Duch Polski dopiero teraz wsumienił się53 w siebie, nabrał świadomości o sobie, uczuł się narzędziem wybranym w Historii do posunienia jej postępu dalej. – Inaczej być nie mogło – prawo Boże albowiem, skaleczone i obrażone na tym świecie, musi mieć wnętrzną siłę wyleczenia się z rany zadanej i wrócenia do właściwej postaci! W narodowości, której krzywdą najsrożej ludzkość pogwałcona, najsilniej zadrgnąć musi, najjaśniej zabłysnąć – idea ludzkości. –
Płciowość, polarność54 jest prawem powszechnym, prawem jednym i wszechobecnym tak w naturze, jak w duchu, tylko że pod coraz wyższymi kształtami się objawia; na przykład, biegun dodatni i ujemny w galwanizmie55, planeta i słońce w porządku kosmicznym, mężczyzna i niewiasta w rodzie ludzkim, myśl i ciało w człowieku. – Prawo to na tym zależy, że jedna i taż sama siła w naturze lub idea w Duchu objawia się na dwóch ostatecznych końcach swoich niby to sprzecznie, a wtedy między tymi dwóma końcami powstaje działanie i oddziaływanie ciągłe, czyli ruch i życie tejże siły, tejże idei. – W stosie galwanicznym56 z bieguna dodatniego wypadająca iskra gdzież leci? – w biegun ujemny! – Mężczyzna do kogóż się ma, w kim się odbija? – w niewieście! – Myśl czym się wyraża? – ciałem! Zawsze jedna połowa posługuje się drugą, przewciela się w drugą na to, by całość istnieć mogła. –
W podobnym, analogicznym stosunku dzisiaj mają się do siebie – nadchodzący postęp Historii i Polska; koniecznym pierwszego warunkiem drugiej zmartwychwstanie! Gdzież więc musi najwierniej odbić się świadomość tegoż postępu? gdzież najżywiej zajaśnieć przewidzenie tej przyszłości? – Zaprawdę, że w Polszczę. –
Trzeba było śmierci naszej, trzeba będzie naszego wskrzeszenia – na to, by słowo Syna człowieczego, wieczne słowo życia, rozlało się na okręgi spółeczne świata. – Właśnie przez naszą narodowość, umęczoną na krzyżu Historii, objawi się w sumieniu Ducha ludzkiego, że sfera polityki musi się przemienić w sferę religijną – i że Kościół Boży na tej ziemi to nie tylko to lub ono miejsce, ten lub tamten obrząd, ale cały planeta i wszystkie, jakiekolwiek być mogą, stosunki tak osobników, jak narodów między sobą!
„Domini est terra et plenitudo eius, orbis terrarum et universi, qui habitant in eo”
(Psal. 24, 1)57
Oczywiście tu nastąpi w sumieniu ludzkim rozszerzenie obecności Bożej. – Pan w całej sferze politycznej, kędy dotąd go nie było, przytomnym się stanie; a narzędziem jego Opatrzności do tego nikt inny – jedno naród polski.
Jedno z dwojga – albo święta przyszłość ludzkości przepada, albo warunkiem jej dopełnienia się jest życie Polski. – Słowo jedyne, słowo Chrystusowe, albo żadnych dalszych owoców nie wyda, albo gwałt, zadany temu świętemu słowu, dalej trwać nie może. – Taką jest prawda, ale prawda nie już interesu świeckiego, jedno Bożego – przeto nazywam ją religijną! – Ona musi ściślej jeszcze połączyć (religare) ziemię naszą z niebem!
Niechaj się o niej sumienie każdego Polaka przekona – niech pojmie myślą, co dotąd czuł sercem tylko, a zrozumie i wierzyć będzie, że tylko przez Polskę zdoła się zasłużyć na ziemi i zbawić duszę nieśmiertelną, bo tylko w Polszczę i przez Polskę zacząć się opatrznie może nowy okres w dziejach świata. – Od tego zaś postępu zależy coraz wyższe dopełnianie się Objawienia Chrystusowego w ludzkości! –
17 marca 1843 r
1. Choćbym mówił językami ludzkimi i anielskimi, a miłości bym nie miał, stałem się jako miedź brząkająca albo cymbał brzmiący.
2. I choćbym miał proroctwo i wiedziałbym wszystkie tajemnice i wszelką umiejętność, i choćbym miał wszystką wiarę, tak, żebym góry przenosił, a miłości bym nie miał, nicem nie jest.
Św. Paweł, List 1 do Koryntian, rozdz. XIII
Przeciw piekłu podnieść kord!2
Bić szatanów czarny ród!
Rozciąć szablą krwawy knut3
Barbarzyńskich w świecie hord!
5 Lecz nie nęcić polski Lud
By niósł Szlachcie polskiej mord!4
Marne wrzaski – próżne mowy –
Z krwi i z błota stary świat!
My do innych idziem lat,
10 Promień z Niebios spadł już nowy!
Gdy z kolebki Duch się budzi,
Niemowlęctwem wolnych ludzi
Giliotyna i grabieże!
Dzieciom luby wściekły gniew!
15 I w wylaną bratnią krew
Wierzą, ciemne, w ślepej wierze!
Nie wolności dotąd człowiek,
To wolności wstało zwierzę!
Lecz czas łuskom odpaść z powiek –
20 Czas już przejrzeć Boga wolę!
Czas anielski podjąć trud,
Czas odrzucić wszelki brud
I tym samym znieść niewolę! –
Nie jest czynem – rzeź dziecinna!5
25 Nie jest czynem – wyniszczenie!
Jedna prawda boska, czynna,
To przez miłość przemienienie!
Jeden tylko, jeden cud:
Z Szlachtą polską – polski Lud,
30 Jak dwa chóry – jedno pienie! –
Wszystko inne – złudą złud!
Wszystko inne – plamą plam!
I ojczyzna tylko tam! –
Jeden tylko, jeden cud:
35 Z Szlachtą polską – polski Lud,
Dusza żywa z żywym ciałem,
Zespojone świętym szałem;
Z tego ślubu jeden Duch,
Wielki naród polski sam,
40 Jedna wola, jeden ruch,
O! zbawienie tylko – tam! –
Kto chce iskier z czarta kuźni,
By przepalić czarta moc,
Ten świat w gorszą wpycha noc,
45 Ten mądrości wiecznej bluźni. –
Choćby nie był Moskal rodem,
Ten Moskalem stał się z ducha,
Ten mongolskich natchnień słucha –
Moskwa-piekło mu narodem. –
•
50 Szata Polski nieskalana,
Przenajczystsza i świetlana –
Jak niewinność trudu trudów,
Jako odkup6 wszystkich Ludów,
Dotąd w Polski grobie leży! –
55 Ten, kto wzniesie pierwszy rękę,
By śnieg zetrzeć z tej odzieży,
Kto przemieni w zbrodnią – mękę!
Kto przekuje w nóż kajdany,
A nie w szablę7 – ten przeklęty! –
60 Tego straszna gna pokusa –
Ni mu rozwój światów znany –
Ni objawion mu Duch święty,
Ni pamiętan duch Chrystusa! –
On bez myśli, on bez serca –
65 W Boga skarbcach nic nie kupi –
On nieszczęsny i on głupi,
Jak kat każden i morderca!
Gdy zstępują w świat geniusze,
Innym sprawę wiodą torem!
70 Nikt przez mordy i katusze
Nie był wieków Dyktatorem!
Raczej żyją niebezpiecznie,
Raczej w końcu giną sami,
Lecz zwycięstwo ich trwa wiecznie –
75 Az nich żaden się nie splami
Terroryzmem – by do szaty
Purpurowej brał szkarłaty
Z braci swoich zżętej głowy –
Ani Cezar stary w Rzymie!8
80 Ani Francji Cezar nowy!9
Każde krwawe w dziejach imię,
Ach! nosiła mierna dusza!
Słaby tylko rzeź wybiera:
Czy mu imię jest – Mariusza10,
85 Czy mu imię – Robespiera!11
W poświęcenia świętej dumie
Poprowadzi Lud do bitwy,
Kto prowadzić Lud ten umie:
Szlachta Polski – Rusi – Litwy!
90 Pierśże czyja kwitnie w blizny?
Kto się palił wciąż ofiarą
Na ołtarzach tej Ojczyzny?
Kto nad Ludu błędną marą,
Nad przepaścią ciemną jeszcze,
95 Skrzył się cały w żary wieszcze?
Kto sam z władz swych się rozbierał,
Narodowi pootwierał
Przyszłe, wielkie bytu niwy?
Ani kupcy – ni Żydowie –
100 Ani mieszczan też synowie –
Lecz ród szlachty nieszczęśliwy! –
Ród, co nie znał z wrogiem miru12,
Żniwem trupim ścinan w boju
Lub zapędzan do Sybiru –
105 Oni tylko – dotąd oni,
Z Polską w sercu – z mieczem w dłoni –
Dniem i nocą bez pokoju!
Któż, zachwycon zdarzeń ściekiem,
Nie popełnił nigdy winy?
110 Chyba jeden – ten Jedyny,
Co był Bogiem a Człowiekiem!13
Jakiż naród – jakiż stan –
Wiekże jaki z czystym czołem
Krzyknąć może: „Jam aniołem!
115 Jam nie zadał drugim ran!”
Lecz się grzechy mazać winny,
Gdy z grzesznika człowiek inny
Wylatuje śród cierpienia –
Tak jak Feniks14, co się zmienia –
120 Nieśmiertelny – śród płomienia!
A wyleciał ptak ten nowy,
Syn zbudzonych z snu rozbiorem!
Ani zasnął ojców wzorem!
Zjeżył skrzydła – ścisnął szpony –
125 I w powietrzu gryzł korony,
Berła, miecze i okowy,
Które trzyma ptak dwugłowy!15
Wszędzie, wszędzie na planecie
Braci moich ryty ślad!
130 Wy go słówmi nie zmażecie,
Bo tchnie w dziejach Boży ład!
Ich za Polskę – ścigał świat,
Ich za Polskę – męczył kat –
Nie od wczoraj – od lat wiela
135 Pierś im palił skwarny brzeg –
Lub krył oczy wygnań śnieg
I więziła Cytadela!16 –
Na alpejskich skał wyżynie17,
Po śródziemnych fal błękicie,
140 Na italskim Appeninie18,
Na hiszpańskich Sierrów szczycie,
Na germańskich niw równinie,
Po moskiewskich wszystkich lodach,
Na francuskim każdym polu,
145 Po wszechziemiach – po wszechwodach
Sieli przyszłej Polski siew!
Boże ziarna – własną krew –
I wy syny tego bolu! –
Tam Lud święty Szlachta święta19,
150 Nie kto inny – prowadziła! –
A ją natchnień wiodła siła –
Bez niej dzisiaj wam by pęta
Ducha żarły, a nie ciało –
Bo Lud martwy sam – to mało –
155 Ogrom leży, a bez czucia –
Jeszcze trzeba iskry z nieba,
A nie z ziemi – do rozkucia
Marzącego w śnie olbrzyma –
I bez Szlachty Ludu nié ma! –
160 Z życiem wiernie przechowanem
Ona stoi na mogile,
W której zmartwychwstańców tyle! –
Ona Ludu dziś kapłanem! –
Dzierży w ręku moc ofiary –
165 Gróźb nie lęka się ni kary –
Bo zdeptała świat wasz stary,
Świat zawiści – mordu – ciemna –
W którym tylko moc ujemna.
Wie się ona przeznaczoną
170 Do noszenia tu korony!
Lecz jedyną tu koroną
Wylać Ducha na miliony!
Ciałom wszystkim rozdać chleba20 –
Duszom wszystkim – myśli z nieba!
175 Nic nie spychać nigdy w dół,
Lecz do coraz wyższych kół
Iść przez drugich podnoszenie –
Tak Bóg czyni we wszechświecie!
Bo cel światów – szlachetnienie!
180 Wy, co wyższe zniżać chcecie,
Patrzcie! patrzcie! – Od kamienia
Jak stopniami Pan przemienia
Duchy stworzeń. – Zrazu senny
Wszczątek życia, aż powoli
185 Wydobędzie się z niewoli;
– Walka trudna i trud boli –
Lecz podnosi się kształt zmienny,
Wreszcie przywian Duch z daleka
Wdziewa na się pierś człowieka. –
190 Głaz, kwiat, zwierzę śniły z cicha –
On ku niebu pnie już głowę –
Do aniołów pieśnią wzdycha,
Między gwiazdy eterowe!21
Wszystko, wszystko, wiecznie, wszędzie
195 Rwie się w górę z Bożej myśli!
Z wiecznym Bogiem ten nie będzie,
Kto inaczej świat swój kryśli!
Kto nie zszlachcić naród cały22,
Lecz chce szlachtę zedrzeć z chwały –
200 Może chwilkę w gruzach siędzie,
Braci schłopi lub obali –
Lecz nie wzniesie Ludu daléj. –
Bo wszechświata prawom wbrew
Sennych zbudzi nie na ludzi –
205 Zbudzi sennych na zwierzęta! –
Miasto23 świateł wielkiej burzy,
Ujrzy ziemskiej dno kałuży
I w niej polską, spiekłą krew!
– To nie polskie będą święta! –
•
210 Powiedz, orle! orle mój!
Białoskrzydlny, niezmazany,
Skąd tych czarnych myśli rój?
One rosną – gdzie kajdany!
Ach! niewola sączy jad,
215 Co rozkłada Duchów skład!
Niczym Sybir – niczym knuty
I cielesnych tortur król!
Lecz narodu duch otruty –
To dopiero bólów ból! –
220 Wiecznie stoi Przywłaszczyciel
Przed wszystkich oczyma! –
Tym, że stoi, już kusiciel:
– Chyba Boga nié ma!
Sprosnościami24 hydnej25 dumy
225 Pomięszał rozumy!
Rozwiązuje sam sumienia
Przez ogrom cierpienia!
Sieje kłamstwo i ciemnotę,
Zmieni zbrodnią – w cnotę!
230 Bohatyrów on przekaci
Na trupach ich braci!
On przyuczy dzieci małe
Wierzyć w mord jak w chwałę!
Wezmą sztylet mdłe panienki,
235 Jak różę, do ręki!
Powie siostra: „Bracie, weź,
Bo zbawieniem rzeź!!”
Oszaleją jego szałem,
Rozwściekną – wścieklizną!
240 Jak on będą – piekłem całem,
Nie niebem, ojczyzną! –
Precz tym złudom, o ma Święta!
Złej godziny to są mary!26
Ty zostaniesz nie dotknięta!
245 Ty nie zbędziesz27 dawnej wiary,
Że ten tylko więzy przetnie,
Kto namaszczon cnoty znakiem.
Że na ziemi być Polakiem
To żyć bosko i szlachetnie!
250 Niechaj szepczą jezuity,
Niechaj wrzeszczą demagogi,
Że cel wielki a ukryty
Odwszetecznia28 podłe drogi –
Że przypadków idąc kołem,
255 Wolno w bagna zajść szatana!
Potem dusza w nich skąpana
Znów odnajdzie się aniołem –
Że się zmaże hańby kartę!
Że królestwo Boże z czarta –
260 Że wszechdobro złego warte –
Że wszechmiłość – zbrodni warta!
Precz tym złudom, o ma Święta! –
A otacza cię ich wiele –
Wszystkie świata chcą zwierzęta
265 W zwierzę zmienić cię, Aniele!
U stóp świętych twej Golgoty29
Wszystkie złości zgromadzone!
Wszystkie Fałsze i Ciemnoty –
Wszystkie czarne wieku Duchy!
270 Ci z nożami – ci z łańcuchy –
A chcą wszystkie mąk koronę
Zwiać ci z czoła w piekieł stronę –
Byś zmartwychwstań wielkim czynem
Nie zabłysła Serafinem!30 –
275 By krwi twojej i łez strugi
Nie mieszkały w przyszłym niebie!
By się na nic nie przydało
Chrystusowe w tobie ciało
Umęczone po raz drugi!
280 By z najdroższej Panu – z ciebie,
Pozostała w dziejach świata
Jakaś brudna tylko szata –
By ty znikła – ty, zbawczyni,
Córko Boża, ty – daremno –
285 I w sławiańskich niw pustyni
Już na wieki było ciemno! –
Jakież straszne ich postaci,
Tych kuszących bezbożników!
Tysiącami wściekłych ryków
290 Proszą ciebie o mord braci!
Inni każą w imię Cara
Wierzyć tobie – żeś ty mara!
Kościotrupie u nich lice –
Boże! Boże! – to upiory,
295 Z cmentarzowej wyszłe nory! –
W oczach żądła – nie zrzenice –
Pod żebrami serca nié ma –
W miejscu serca wąż się zżyma
I wyłażą z piersi gady,
300 Wszystkie hańby – wszystkie zdrady –
Obrzydliwym gnąc się ruchem,
Każda wije się łańcuchem,
Z drugą wiąże się w przestrzeni!
Już się coraz bardziej zbliża
305 Tłum plugawy ten do ciebie!
Łańcuchami żmij złączeni,
Do twojego idą krzyża,
Co na wzgórzu, w czystym niebie.
Już stanęli – wznoszą głowę –
310 Plwają śliny swe nieczyste
Na twe ciało promieniste –
Zarzucają z wężów wieńce
Na przebite twoje ręce,
Na twe stopy marmurowe!
315 Oni ciebie by rozdarli,
Ciebie przyszłą – ci z przeszłości –
Ciebie żywą – ci umarli,
Co nie wejdą do twych włości!
•
Polsko moja! Polsko święta!
320 Nad zwycięstwa stoisz progiem;
Kres to męki twój ostatni!
Niechaj tylko uwydatni,
Żeś wszechzłego wiecznym wrogiem! –
Potem prysną śmierci pęta
325 I ty będziesz wniebowzięta,
Bo aż w śmierci byłaś z Bogiem!
Gdy ostatnia chwila
Zgon w życie przesila,
Najsroższy bój!
330 Szloch zwątpień – jęk skargi
Jęczą mrące wargi –
O! Boże mój! –
W męczeńskiej twej sile
Pokonaj tę chwilę,
335 Ten zwycięż ból –
A wstaniesz na nowo,
A wstaniesz Królową
Sławiańskich pól! –
Moskiewskie mamidła31,
340 Obietnice, sidła,
Nie zwodzą już!
Dziesięć Ludów czeka
Na myśl – lub człowieka –
Myśl twoja – tuż! –
345 Nie zsamobójczona,
Z własną krwią u łona,
Przed Bogiem stań!
By wziął cię z kolei
W poczet swych idei,
350 Tych świata pań! –
Dziś wschodni ląd
Dwóch bójką wiar –
– Ty i Car. –
Car, życia trąd –
355 Ty, życia prąd,
Ty, życia dar!
Niech miłośnie,
Jak ku wiośnie,
W twą patrzą twarz!
360 Bądź mistrzynią,
Co krzywości
Świata prości,
Przewodczynią
Wszechmiłości!
365 Grzech wszelki maż –
Łzę wszelką susz –
Depcz ziemski szał –
Rządź światem dusz,
Gardź państwem ciał. –
370 Nieś dech Pana,
Nie skalana
Żadnym kałem!32
Ludy z trzody
Stwórz w narody:
375 Stań nad niemi
Ich na ziemi
Ideałem!
Przeciw piekłu podnieść kord!
Bić szatanów czarny ród!
380 Rozciąć szablą krwawy knut
Barbarzyńskich w świecie hord!