Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Zanurzcie się w świat stworzony z epickim rozmachem przez autorkę międzynarodowych bestsellerów, Leigh Bardugo, sięgając po pięknie ilustrowaną replikę „Żywotów Świętych” – Istorii Sanktia. Zawiera ona opowieści o świętych zaczerpnięte z powszechnie uwielbianych powieści i nie tylko. Oto magiczna pamiątka ze świata griszów zaczerpnięta ze stronic trylogii „Cień i kość”, Istorii Sanktia, dar Aliny Starkov dla was.
Zbiór przedstawia zarówno opowieści o cudach i męczeństwie tak dobrze wam znanych świętych jak Sankta Lizabeta od Róż czy Sankt Ilia w Okowach, jak i przedziwne, mało znane legendy Sankta Ursuli od Fal, Sankta Maradi oraz Bezgwiezdnego Świętego.
„Żywoty…” zawierają także oszałamiające ilustracje do każdej historii, równie barwne jak serial stworzony przez Netflix.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 82
Leigh Bardugo jest bestsellerową pisarką powieści fantasy, numerem jeden na liście New York Timesa. Stworzyła świat griszów, który przedstawia w trylogii „Cień i kość”, dylogii „Szóstka Wron”, „Języku cierni” oraz dylogii „Król z bliznami”. Jej opowiadania znalazły się w licznych antologiach, w tym w zbiorze Best American Science Fiction and Fantasy. Inne jej dzieła to między innymi „Wonder Woman. Zwiastunka wojny” i „Dziewiąty Dom”. leighbardugo.com grishaverse.com
Daniel J. Zollinger to nagradzany ilustrator i malarz. Urodził się w Glens Falls w stanie Nowy Jork, dorastał w Schenectady, studiował sztukę w Art Institute of Pittsburgh. Zaczynał jako storyboardzista przy Madison Avenue, zanim zajął się ilustracjami dla czasopism. Publikował między innymi w New York Times, The Washington Post i w magazynie Esquire. Miał kilka samodzielnych i wspólnych wystaw jako malarz. Obecnie skupia się na ilustrowaniu książek i malarstwie. Mieszka w Holly Springs w Karolinie Północnej z uroczą żoną, Karen.
Tym, którzy pokładają wiarę w opowieści.
Sankta Margaretha
Jak to czasem zdarza się w Ketterdamie, demon zamieszkał w jednym z kanałów, tym razem pod mostem w dzielnicy ogrodowej. To był paskudny stwór z pazurami, długim czerwonym ozorem i o skórze pokrytej białymi łuskami.
Codziennie dzieci przechodziły mostem w drodze do szkoły, a potem wracały nim do domów. Szły parami. Nie wiedziały, że w ich mieście zamieszkał demon, więc śmiały się i śpiewały, nie martwiąc się tym, że mogą zwrócić na siebie uwagę.
Pewnego dnia w drodze do szkoły, kiedy dzieci zeszły z mostu na uliczny bruk, usłyszały słodki szept:
– Jorgy, Jorgy, ty będziesz pierwszy.
Rzeczywiście był wśród nich chłopiec imieniem Jorgy, więc dzieci zaczęły się okropnie z nim droczyć, kiedy usłyszały melodyjny szept, ale żadne z nich nie przejęło się tym szczególnie. Przez cały dzień głos szeptał, towarzysząc dzieciom podczas lekcji i zabaw na przerwach: „Jorgy, Jorgy, ty będziesz pierwszy.” Jednak nic się nie stało, więc dzieci poszły do domu w dwóch schludnych rządkach. Pokrzykiwały i chichotały, gdy przechodziły przez most.
Kiedy przeszły na drugą stronę, Jorgy’ego nigdzie nie było.
– Ale przecież był tutaj! – krzyknęła Maria, która szła w parze z biednym Jorgym.
Dzieci pobiegły do domów i powiedziały rodzicom, ale nikt ich nie słuchał, gdy opisywały szept. Rodziny przeszukały całą okolicę, przepłynięto łodziami kanał w tę i z powrotem, ale nigdzie nie znaleziono śladu Jorgy’ego. Dorośli byli przekonani, że o zniknięcie dziecka należy winić jakiegoś szaleńca albo kryminalistę, dlatego ustawili straże wzdłuż ulicy.
Następnego dnia, kiedy dzieci szły do szkoły, Maria bała się przejść przez most. Usłyszała wtedy głos:
– Nie martw się, będę cię trzymać za rękę, więc nikt cię nie zabierze.
Maria pomyślała, że to na pewno jej przyjaciółka Anna, więc sięgnęła po jej rękę. Kiedy jednak dzieci przeszły na drugą stronę kanału, odkryła, że ma pustą dłoń, a Anny nie ma. Dzieci płakały i krzyczały, wzywając pomoc, a ich nauczyciele i rodzice przeczesywali okoliczne ulice i kanały. Nigdzie nie znaleziono Anny.
Znowu dzieci opowiedziały rodzicom o szepcie, ale dorośli byli zbyt zajęci, żeby słuchać. Zamiast tego podwoili liczbę strażników.
Następnego dnia dzieci poszły do szkoły w milczeniu, a gdy zbliżyły się do mostu, zbiły się w ciasną gromadkę.
– Bliżej, podejdźcie bliżej – szeptał demon.
Jednakże z mieszkania nad sklepem jubilera wyglądała właśnie przez okno Margaretha. Jej ojciec sprzedawał najróżniejsze przepiękne przedmioty w sklepie piętro niżej, a wiele z nich zostało zaprojektowanych przez Margarethę. Miała talent do najdrobniejszych detali, a kamienie, które oprawiała, błyszczały mocniej i czyściej niż miały prawo.
Tego ranka pracowała w plamie światła słonecznego wpadającego przez okno i zobaczyła demona, który skoczył jak kłąb dymu, żeby porwać Marię. Margaretha krzyknęła na paskudnego stwora i bez chwili namysłu cisnęła w niego szafirem.
Światło zaskrzyło w lecącym kamieniu, który zapłonął jak spadająca gwiazda. Demon patrzył jak zaczarowany. Odrzucił na bok ofiarę i skoczył do kanału za pięknym szafirem. Maria wypadła na bruk i aż się od niego odbiła. Miała bardzo poobijaną pupę i otarte kolano, ale pobiegła za innymi uczniami do szkoły cała i zdrowa, wdzięczna za to, że ją oszczędzono.
Margaretha próbowała powiedzieć przyjaciołom i sąsiadom o tym, co widziała. Słuchali uważnie, bo Margaretha była rozsądną dziewczyną, która nigdy nie fantazjowała, ale nikt tak naprawdę nie uwierzył w jej dziwną opowieść. Wszyscy zgodzili się, że musi mieć gorączkę i zalecili jej, żeby się położyła do łóżka.
Margaretha poszła do swojego pokoju, usiadła przy biurku i zaczęła czujnie obserwować most. Następnego ranka, kiedy demon znowu spróbował złapać Marię, Margaretha rzuciła do kanału wielki, szmaragdowy wisior. Demon cisnął Marią w stronę drzwi, a sam skoczył do wody po klejnot.
Margaretha zrozumiała, że tak dłużej być nie może. Pewnego dnia nie zareaguje dostatecznie szybko i demon porwie kolejne dziecko, dlatego postanowiła rozwiązać ten problem raz na zawsze. Pracowała przez całą noc nad nadzwyczajną rzeczą – diamentową broszką tak ciężką, że ledwie mogła ją unieść. Kiedy nadszedł świt, dziewczyna za pomocą kołowrotu i żurawika uniosła broszkę z biurka i wysunęła przez okno, aż zawisła nad kanałem, mocno napinając linę, na której wisiała. W sklepie na dole klienci ojca Margarethy zastanawiali się, co znaczą te hałasy z góry, ale odkąd dzieci zaczęły ginąć na prawo i lewo, mieli inne zmartwienia na głowie.
Tym razem, kiedy dzieci zbliżyły się do mostu, Margaretha była gotowa. Gdy tylko demon skoczył, ona zwolniła linę. Broszka wpadła do kanału z potężnym pluskiem. Wystarczyło jednak, że demon spostrzegł ją przelotnie, żeby opanowała go szaleńcza żądza posiadania.
Skoczył w głąb ciemnych wód, całkiem porzuciwszy myśli o pożeraniu dzieci. Sięgnął szponami po diament na dnie kanału, ale broszka okazała się dla niego za ciężka. Każdy, kto ma odrobinę rozumu w głowie, porzuciłby klejnot, ale demony nie mają rozumu, a jedynie pragnienia. Widział migotanie broszki, gdy spadała, i wiedział, że kamień jest piękniejszy od wszystkiego, co widział w swoim życiu i jest mu najniezbędniejszy.
Utopił się, mocując się z broszką, a jego ciało wypłynęło na powierzchnię kanału. Rada Kupiecka kazała zedrzeć z niego skórę i zrobić z niej obrus ołtarzowy do Kościoła Handlu.
Mówi się, że wiele lat później, kiedy nadeszła potworna susza i kanał wysechł, znaleziono na jego dnie schowek z klejnotami, wśród których była broszka za ciężka, by ktokolwiek zdołał ją unieść, a pod tym stosem biżuterii kupkę dziecięcych kości.
Co rok wzdłuż kanału zapala się latarnie i ludzie modlą się do Margarethy, patronki złodziei i zaginionych dzieci.
Sankta Anastasia
Anastasia była pobożną dziewczyną, która mieszkała we wsi Cemna. Słynęła z urody. Miała włosy rude jak pole świeżo rozkwitłych maków i zielone oczy, które lśniły niczym wypolerowane szkło. O tym rozmawiali wieśniacy, gdy widywali ją na targu. Szeptali między sobą, że to wielka szkoda, że Anastasia marnuje życie, zapalając w kościele świece za zmarłą matkę i opiekując się starym ojcem w ich małej, nędznej chatce. Taką dziewczynę powinien widzieć i podziwiać świat, mawiali i ostrzegali, że Anastasia zestarzeje się przedwcześnie.
Jednakże wieśniacy stracili zapał do plotek, gdy w Cemnej wybuchła straszliwa zaraza. Nie mieli już siły, żeby iść na targ albo nawet do kościoła. Leżeli w łóżkach złożeni gorączką. Żadna strawa ich nie kusiła, a nawet karmieni siłą więdli i ostatecznie umierali.
Anastasia nie zachorowała. Ojciec w obawie, że sąsiedzi uznają ją za czarownicę, zatrzymał córkę w domu, żeby ukryć jej pulchne członki i różane policzki. Ale pewnego dnia ojciec nie wstał z łóżka. Nie chciał zjeść ani mięsa, ani chleba, ani żadnego przysmaku, jaki przygotowała mu Anastasia.
Anastasia uklękła przy łóżku i pomodliła się do świętych, żeby oszczędzili jej ojca, a wtedy przemówił do niej głos. Kiedy wstała, wiedziała już, co robić. Znalazła najostrzejszy nóż matki, zrobiła w ręce długie nacięcie i napełniła naczynie swoją krwią. Podsunęła je do ust ojca i kazała mu się napić.
– Cóż to za cudowny aromat? – wykrzyknął ojciec. – Pachnie jak kuropatwa o chrupkiej skórce i grzane wino z przyprawami.
Wypił łapczywie krew córki i wkrótce rumieńce wypłynęły mu na policzki, zaraza go opuściła. Sługa zauważył to i wkrótce poniosła się wieść o leczniczych właściwościach krwi Anastasii.
Wieśniacy przyszli do jej domu, a potem zeszli się mieszkańcy okolicznych wiosek i miasteczek. Ojciec Anastasii błagał, żeby zachowała rozsądek i zaryglowała drzwi, ale ona powiedziała, że nikomu nie odmówi pomocy. Przelewano jej krew do małych naczynek – z nadgarstków, rąk i kostek – a potem niesiono ludziom, którzy ją pili i zostawali uleczeni. Kiedy Anastasia dowiedziała się, że są tacy, którzy są za słabi, żeby przyjść po jej krew, poprosiła, żeby wsadzono ją na wóz. I tak powieziono ją od wioski do wioski, od obejścia do obejścia, i dalej, do miast. Anastasia słabła, aż w końcu w Arkesku ostatnia kropla wypłynęła z jej żył do podsuniętego kubeczka i jej ciało zmieniło się w plewę, którą porwał wiatr.
Sankta Anastasia została patronką chorych i dla jej uczczenia co roku w jej święto wypija się z małych naczynek odrobinę czerwonego wina.
Sankt Kho i Sankta Neyar
Dawno temu, przed panowaniem królowych z rodu Taban, Shu Hanem władał okrutny i niekompetentny król. Liczne wojny, które prowadził, sprawiły, że szeregi jego wojsk przerzedziły się, a kraj osłabł. Zabrakło ludzi w wieku poborowym i nie było już żołnierzy, którzy uzupełniliby te niedobory. Król zebrał doradców, ale nie pozostało im nic innego niż czekać na atak wroga.
W cieniu pałacu żył pewien zegarmistrz imieniem Kho, który przysiągł sobie, że wykorzysta wszelkie swoje umiejętności, żeby ustrzec ojczyznę. Pracował całą noc, łącząc kość z metalem, napinając ścięgna na koła zębate. Rankiem stanął na baczność w schludnych szeregach batalion mechanicznych żołnierzy z wypolerowanymi butami i guzikami. Kiedy wróg zaatakował stolicę, mechaniczny batalion pomaszerował do walki. Ci żołnierze byli niezmordowani. Nigdy nie głodnieli. Nigdy nie słabli w marszu. Walczyli bez przerwy, dopóki ostatni nieprzyjacielski żołnierz nie padł martwy.
Jednakże król nie pozwolił im zaprzestać walki. Wysłał batalion, żeby zajął tereny, do których nie miał prawa, a gdyby tamtejsi mieszkańcy zaprotestowali, rozkazał mechanicznym żołnierzom uciszyć wszelki opór wobec jego władzy. Batalion pomaszerował, zabijając każdego, kto ośmielił się sprzeciwiać, niszcząc całe miasta na rozkaz króla. Mechaniczni żołnierze maszerowali, aż mundury im się postrzępiły, buty całkiem się zdarły, a mimo to nie przestali walczyć.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki