Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
"Była szybka, jakby znała każdy kawałek lasu, jakby fakt, że biegnie boso, ułatwiał jej bieg zamiast go utrudniać – ale mimo to ją złapał, chociaż gdzieś z tyłu głowy wiedział, że to nie ona była zwierzyną w tym polowaniu. Sukienkę praktycznie sama zsunęła, jej długie palce wsunęły się pod jego koszulkę, sprawiając, że jęknął na wpół z zaskoczenia, na wpół z rozkoszy. Były zimne, ale to się nie liczyło, może to on był rozgrzany, rozpalony, tak aby zrównoważyć jej chłód?".
Jest taka magiczna noc w roku, kiedy mistyczne istoty tańczą wśród ludzi, sprawiając, że budzą się w nas namiętności i żar. To opowieść na skraju światów, bo chociaż ona jest kobietą z krwi i kości – nie da się ukryć, że jest w niej coś z innego świata. Spotykają się na leśnej imprezie. Ona jest dużo młodsza, a jej gra na skrzypcach i oczy hipnotyzują. Uwodzi go i... ucieka. To opowieść o zauroczeniu, miłości z dzieciństwa i oczekiwaniu. Cóż, w Noc Kupały, w tę najkrótsza noc roku, szukano nie tylko bogactwa ukrytego w Kwiecie Paproci, szukano również miłości.
Biwak na łonie natury, wyjazd na wieś z dala od cywilizacji, powrót w rodzinne strony... Różne są okoliczności i motywacje bohaterek i bohaterów, ale jedno pozostaje niezmienne - dzika przyroda staje się świadkiem rodzących się namiętności. W powietrzu unosi się zapach pożądania, które musi zostać ugaszone, bo inaczej wszystko pochłonie. Nie da się z nim walczyć, jest równie nieokiełznane jak żywioł natury.
Rosnące napięcie, mroczny erotyzm i pierwotna dzikość. To cechy tego zbioru, który rozpali Was do czerwoności!
Zbiór zawiera następujące opowiadania:
Bardzo upalne lato
Las pachnący namiętnością
Momenty. Skradziona rozkosz
Samotnik
Słoneczne języki
Jeden tydzień w roku
Wrześniowe ruiny: Hasło bezpieczeństwa
Leszy, demon lasu, i Córka Lisa
Biwak
Noc Kupały: Zaklęty
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 166
Catrina Curant Annah Viki M. Victoria Październy Lisa Vild
Tłumaczenie Emil Chłabko
Lust
10 fantazji na łonie natury: antologia erotyki outdoorowej
Tłumaczenie Emil Chłabko
Tytuł oryginału 10 fantazji na łonie natury: antologia erotyki outdoorowej
Język oryginału szwedzki
Zdjęcie na okładce: Shutterstock
Copyright © 2023 Lisa Vild, Victoria Październy, Annah Viki M., Catrina Curant i LUST
Wszystkie prawa zastrzeżone
ISBN: 9788727102290
1. Wydanie w formie e-booka
Format: EPUB 3.0
Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.
www.sagaegmont.com
Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 13,4 miliona euro.
Miałam już dość tamtego lata. Było upalne i wilgotne, przez co cholernie męczące. Noce nie dawały wytchnienia. Odpoczywałam jedynie zanurzona w jeziorze, ale nawet ono nie dawało mi wtedy radości. Nic mi jej nie dawało. Siedziałam na ławce na ostródzkim deptaku i gapiłam się na wodę, czując, jak biała sukienka na ramiączkach przykleja mi się do ciała. „Namiętność” – powtarzałam w myślach. Dobre sobie. Zapomniałam, że coś takiego istnieje. Wyłączyłam w sobie tę potrzebę i niespecjalnie miałam ochotę włączać. Przez moje ciało przebiegł dreszcz, bynajmniej nie podniecenia – raczej przerażenia, że mogłabym to znów poczuć i nie móc spełnić tej jakże przyziemnej potrzeby. Tak naprawdę to nie wiem, czy kiedykolwiek spełniałam się w namiętności tak do końca, tak na sto procent. No ale już na pewno tamtego lata nie chciałam sobie przypominać, czym ona jest. Jedyną moją namiętnością były lody. Waniliowe, w polewie czekoladowej, z ciągnącym się karmelem w środku. Obłęd. Wtedy, na tej ławce, w lepiącej się do ciała sukience, także jadłam lód, który się roztapiał i ściekał mi po palcach. Oblizywałam je, jednocześnie liżąc słodką i obłędnie dobrą chłodną masę umieszczoną na patyku. Czy namiętność do lodów spełniłaby oczekiwania profesora?
Smutek przyfrunął skądś wraz z wiatrem i usiadł mi na ramionach. Swoje ważył. Próbowałam go strzepnąć, ale przyczepił się kurczowo. Wciąż bolało. Policzyłam miesiące. Siedem. Siedem długich miesięcy, a jednak nadal sobie nie poradziłam. Siedem. Magiczna cyfra, symbol całości i dopełnienia. Ja czułam się wyjątkowo niepełna i dziurawa. I jakaś taka potłuczona. Myślałam, że może te zajęcia z malarstwa oderwą mnie od tego, od czego chciałam się oderwać, i wtedy dostaliśmy to zadanie. „Namaluj namiętność”. Prychnęłam, a kawałek lodu skapnął mi wprost na kolana, zahaczając o skrawek sukienki. Szybko wyrzuciłam do śmietnika resztę rozmemłanego wafelka i próbowałam ratować kieckę, trąc chusteczką, co oczywiście tylko pogorszyło sprawę. Westchnęłam. Miałam dość słońca. Rozejrzałam się dookoła. Na deptaku tłum ludzi. W szczególności rodziny z dziećmi i pary zakochanych. Moją uwagę przyciągnęła dziewczyna mniej więcej w moim wieku, nie miała więcej niż trzydzieści lat. Stała zwrócona bokiem w moją stronę i trzymając za rękę chłopaka, coś do niego mówiła. Jej ciało wydawało mi się idealne. Była wysoka, szczupła, opalona na złocisty brąz, a jej czarne, lekko falowane włosy spływały swobodnie aż do jej zaokrąglonych pośladków, które wcisnęła w szare legginsy kończące się tuż przed kolanem. Do tego włożyła biały, opięty top, dzięki czemu ja oraz każdy, kto na nią spojrzał, mogliśmy podziwiać jej umięśniony, płaski brzuch i średnie, jędrne piersi, które nie potrzebowały stanika. Westchnęłam z zazdrością. Mojemu ciału zdecydowanie brakowało tej sprężystości. Może i byłam szczupła, ale piersi miałam zdecydowanie mniejsze i trochę się ich wstydziłam, za to mój tyłek rozlewał się radośnie na boki. Paweł mówił, że to seksowne. Widocznie nie na tyle, by powstrzymało go to przed odejściem tuż przed świętami Bożego Narodzenia po dziesięciu latach trwania naszego związku. Potrzebował przestrzeni. Nie zdążył poznać świata i się dusił. Tak właśnie powiedział. Czego ja potrzebowałam – nie zapytał. Otrząsnęłam się z tych myśli, bo smutek był wystarczająco ciężki. Znów spojrzałam na piękną dziewczynę i jej partnera. Był jej wzrostu, a może nawet ciut niższy. Zupełnie nie oszałamiał urodą: równie szczupły co ona, co u mężczyzn uważałam za wadę, twarz zupełnie nijaka, włosy ani ciemne, ani jasne. Nie wyróżniał się niczym. Nawet brzydotą. Bo brzydki też nie był. Był zwyczajny. Jednak ona wpatrywała się w niego tak, jak ja kiedyś parzyłam na Pawła. Później nasze spojrzenia się rozjechały, tak jak rozjechał się nasz związek i ja na jego końcu także. Tak właśnie się czułam. Rozjechana i odrętwiała. To nie był dobry czas na namiętność. A jednak profesor malarstwa sprawił, że wracałam myślami do tego tematu już od kilku dni.
Bogumił Bystrzycki. Chciał, żeby właśnie tak się do niego zwracać. „Pani Maleno, mam na imię Bogumił” – powiedział, gdy zwróciłam się do niego per panie Bogdanie. Powiedział to grzecznie, acz dobitnie. Na tyle, że nigdy więcej nie pozwoliłabym sobie zwrócić się do niego inaczej. Myślę, że dobiegał pięćdziesiątki. Wskazywały na to jego szpakowate włosy i zmarszczki wokół oczu oraz na czole. Poza tym był wysoki i przystojny. Krok miał sprężysty, a spojrzenie szarych oczu – bystre. Kiedyś pewnie zwróciłabym na niego uwagę, jednak tamtego lata wszystko było mi obojętne. Przystojni faceci nie robili na mnie żadnego wrażenia.
Podniosłam się w końcu z ławki i ruszyłam w stronę mieszkania. Jeszcze raz spojrzałam w kierunku pary, która wcześniej zwróciła moją uwagę. Tym razem spletli się w namiętnym pocałunku. On zawinął jej włosy na swojej ręce i trzymał w mocnym uścisku, przyciskając jej usta do swoich ust. Drugą rękę umieścił bezczelnie między jej nogami, zupełnie nic sobie nie robiąc z tego, że znajdują się w miejscu publicznym. Jej ręce zwisały swobodnie, a ona oddawała się mu w niemej uległości. Westchnęłam, odwróciłam wzrok, zawstydzona, że ich podglądam, choć chyba chcieli być podglądani, skoro robili to w takim miejscu, i powoli ruszyłam w stronę miasta. Do bólu dosiadła się zazdrość. O to, że mają siebie. I że siebie chcą. Ile mogli być ze sobą? Miałam ochotę podejść, wyrwać ją z jego objęć i zapytać. I nie uwierzyłabym, gdyby powiedzieli, że wiele lat. Z mojego doświadczenia wynikało, że po kilku latach namiętność znika. Ale jakie ja miałam doświadczenie? Jeden związek, i to od ogólniaka. Jeden nieudany związek. Czy Paweł kiedykolwiek trzymał mnie tak mocno? Nigdy. I właśnie wtedy, w tamtej sekundzie, zapragnęłam, by ktoś mnie tak złapał i przytrzymał. By wziął mnie jak swoją, bo mógł i chciał. Chciałam, by ktoś mnie chciał. Wtedy coś drgnęło nieznacznie w moim ciele. Jakiś zalążek tego, czym powinna być namiętność. Drgnęło i uleciało. A ja się wzdrygnęłam i poszłam. Noga za nogą do dusznego mieszkania.
Tamtego wieczoru aura nadal była ciężka. Upał nie odpuszczał nawet na chwilę. Mimo otwartych w mieszkaniu okien powietrze ani drgało. Włączyłam wiatrak, który rozgarnął ten ciężki żar i dał chwilowe wytchnienie. Postanowiłam sobie jeszcze pomóc prysznicem. Chłodny strumień sprawiał ulgę. Zmywał także pot, brud i zmęczenie. Tylko smutku nie chciał zmyć. Stałam tak chwilę, rozkoszując się zimną wodą, aż w końcu ją zakręciłam i wyszłam. Gorąca masa dopadła mojej skóry i znów na niej osiadła, jeszcze bardziej przygniatając do moich barków smutek i zazdrość. Uznałam, że się z nimi rozprawę. Ruszyłam nago przez mieszkanie, ociekając wodą i zostawiając mokre ślady na wielkich, szarych kaflach. Zatrzymałam się w sypialni przed dużym, stojącym lustrem w srebrnej ramie. Fantastycznie korespondowało z fioletem ścian. Przez chwilę się sobie przyglądałam, jednak zawstydzona zamknęłam oczy, by po chwili znów je otworzyć. Mokre włosy przyklejały się do zaróżowionej twarzy. W jasnoniebieskich oczach czaiło się zmieszanie. Mimo to spojrzałam niżej, tak jak nigdy wcześniej na siebie nie patrzyłam. Nie pod kątem tego, jak wyglądam, ale tego, co to ciało mogłoby mi dać. Niepewnie podniosłam dłoń i chwyciłam ciemny sutek. Nie zareagował. Potarłam go więc i szczypnęłam. Drgnął, skóra się ściągnęła, a on wyprężył w kierunku moich palców. Złapałam więc i wykręciłam leciutko. Zamrowiło. Puściłam. Zostawiłam go, choć prężył się zachęcająco. Nie miałam jednak litości. Nie poświęciłam mu już uwagi. Oklapł odepchnięty. Dotknęłam płaskiego brzucha, zatoczyłam koło wokół pępka i zjechałam na uda, w moim odczuciu zbyt masywne. Za to obsypane piegami. Jakby natura chciała dodatkowo wyróżnić właśnie tę część mnie. Poza piegami tam miałam jeszcze trzy na nosie. I tyle. Przypomniałam sobie nagle, jak Paweł, gdy się poznaliśmy, kładł się na tych moich udach i liczył piegi. Raz, dwa, trzy, cztery i znów: raz, dwa, bo się pogubił, bo ominął, bo policzył dwa razy, raz, dwa, trzy, śmialiśmy się wtedy jak dzieci. I znów, raz, dwa, trzy… I w końcu miał dość liczenia. Kusiło go coś innego. Udawał, że szuka kolejnych piegów, aż w końcu lądował z palcem na mojej kobiecości. Wstydziłam się wtedy tak leżeć przed nim obnażona, z nogami rozłożonymi. Ale on chciał. Chciał na nią patrzeć. I patrzył. Rozszerzał jej płatki i patrzył. Czasem dmuchał, na co moja łechtaczka reagowała. Wypychałam więc biodra w jego kierunku, a on cofał się, przytrzymywał moje uda i dalej patrzył. I nic się nie działo długie minuty. Tak, w tamtych chwilach byłam obiektem jego pożądania. Smutek powrócił ze zdwojoną siłą na te wspomnienia. W moich oczach pojawiły się łzy i jeszcze większe zawstydzenie. Zabrałam dłoń z mojego ciała i szybko odwróciłam się w kierunku szarej szafy. Wyciągnęłam lnianą, beżową sukienkę i wciągnęłam ją na siebie. Zapomniałam o majtkach, ale w tamtej chwili to już nie miało znaczenia. Uciekłam z sypialni w poszukiwaniu telewizora. Odkrywanie namiętności nie było dla mnie. Postanowiłam, że powiem to profesorowi Bogumiłowi na kolejnych zajęciach. Uznałam, że nie może tego ode mnie wymagać.
***
Patrzył poważnie, kiwając głową, ale dałabym sobie rękę uciąć, że w kącikach jego ust drgał uśmiech. Drwił?
– Pani Maleno, sztuka polega na przekraczaniu barier – powiedział mi wtedy.
– Panie Bogumile, kiedy ja tego nie czuję – przyznałam i spuściłam głowę.
– To proszę poczuć. – Uśmiechnął się lekko, gdy na niego spojrzałam.
– Ale jak? – wypaliłam, tym razem bojowo wystawiając brodę. Żeby sobie nie myślał, że to takie proste. Może dla niego. Może on potrafił w całą tę namiętność. Może miał setki kochanek albo zajebisty seks z żoną. Ja nie miałam. Nawet będąc w związku, nie miałam. Bo po pierwszym zauroczeniu przyszedł marazm. Orgazmu też chyba nigdy nie miałam. Ale o tym nikt nie wiedział. Nawet Paweł.
– Wie pani, jest tyle inspiracji. Proszę poczytać, pooglądać. Chociażby „Zapach kobiety”, „Trzy serca”, „Lolita”, „Dziewięć i pół tygodnia”, „Dzika orchidea”, „Emmanuelle”… – Zawiesił głos. – No i niech pani znajdzie jakieś książki, rzeźby, obrazy, zagłębi się w to.
– Jakie obrazy? – zaciekawiłam się.
– Ależ proszę pani – oburzył się – przede wszystkim Podkowiński i jego „Szał uniesień”. Proszę państwa – przestał na mnie patrzeć i zwrócił się do innych – mam dla państwa zadanie na przyszłe zajęcia. Skoro nasze lato przebiega pod znakiem namiętności – tu nieznacznie spojrzał w moim kierunku i czułam pod skórą, że gdyby mógł, to puściłby do mnie oko – niech państwo pogrzebią w książkach, internetach, gdzie chcą i wybiorą sobie jeden obraz, który kojarzy się państwu z namiętnością. Proszę też się zastanowić, dlaczego właśnie tak się państwu kojarzy to, co wybierzecie. I za tydzień sobie o tym porozmawiamy. Bo malowanie to nie tylko umiejętność machania pędzlem. To także umiejętność wyłapywania szczegółów i myślenia abstrakcyjnego. A teraz do dzieła. – Klasnął w dłonie, zupełnie już nie zwracając na mnie uwagi, i odszedł do innych, by sprawdzić, jak idzie im rysowanie aktu zainspirowanego zdjęciem. Przyjrzałam się mu. Fotograf uchwycił moment, w którym dziewczyna sięga ręką w przestrzeń. Na fotografii nie widać, czy chciała coś złapać, czy może coś do kogoś rzuciła. Jest skupiona i poważna. Mimo czarno-białego zdjęcia można było przypuszczać, że jej włosy są raczej jasne. Nie ma na sobie nic poza cienką chustą zawiązaną wokół bioder. Jej duże i okrągłe piersi kołyszą się swobodnie. Pozazdrościłam jej tych piersi, a moje myśli poszybowały do tego, co mogłabym obejrzeć lub przeczytać.
Nie wybrałam nic z tego, co proponował. Za to wpadł mi w ręce, a raczej w oczy, film „Niewierna” i już w połowie łkałam jak głupia. Nad nią, nad nim, nad ich małżeństwem, a najbardziej to łkałam nad sobą. Że nigdy czegoś takiego nie poczułam. I że tak bardzo bym chciała. Nawet jeśli ta namiętność miałaby mnie spalić, to uznałam, że przed zagładą warto spłonąć spektakularnie. Za chwilę zapłakałam jeszcze bardziej, że nie mam jak, nie mam z kim i nawet nie wiem, jak powinnam się do tego zabrać. I z tego żalu, z tej wściekłości i z braku innych możliwości złapałam się za cipkę dokładnie tak, jak ten chłopak nad jeziorem trzymał tę piękną dziewczynę. Mocno i zachłannie. Ścisnęłam ją raz, drugi, mocno i zupełnie bez jakiejkolwiek delikatności. Szarpałam nią wściekle, jakby wyrzucając swoją złość i frustrację właśnie na nią. A ona jak największa przyjaciółka znosiła to dzielnie, aż w końcu poczułam, jak pulsuje mi w dłoni. Jak to ciepło rozchodzi się wyżej i wyżej, jak otula piegowate uda i wnika we mnie, w mój żołądek, w piersi. Płomień, który w sobie obudziłam, ogrzewał mnie. Mimo tego, że pocierałam ją i ściskałam przez legginsy, które miałam na sobie, czułam unoszący się słodkawy zapach mojego podniecenia. Oddychałam coraz ciężej, szarpiąc nią coraz mocniej. Chciałam jęczeć, lecz wciąż miałam świadomość otwartych na oścież okien, które miały wieczorem zapewniać choć trochę odpoczynku od upału. Lecz w końcu straciłam ją – straciłam świadomość – i krzyknęłam w zapomnieniu. Wstrząsnął mną dreszcz. Zacisnęłam uda na dłoni i trwałam tak, nie wiem, jak długo, wstrząsana dreszczami, a z moich ust zupełnie niezależnie ode mnie wydobywał się jęk. W tamtym momencie nie mogłam zrozumieć, co się stało. Leżałam tak jeszcze dłuższą chwilę, uspokajając oddech, aż dotarło do mnie, że to, co się wydarzyło, to był orgazm. Ten sławetny orgazm, który sama sobie zafundowałam, a którego nigdy nie dał mi Paweł i o który ja też się wcześniej nie starałam. Gdybym wiedziała… Wtedy, w tamtej chwili, poza orgazmem poczułam jeszcze coś: że dam radę, że sobie poradzę i że wcale nie potrzebuję Pawła. Przez chwilę poczułam również lekkość i nadzieję. No i nie mogłam się powstrzymać przed zrobieniem tego jeszcze raz i sprawdzeniem, czy znów będzie tak samo. Zdjęłam spodnie i dotknęłam mojego mokrego miejsca. Dopiero je poznawałam.
***
Próbowałam zasnąć, lecz tylko przewracałam się z boku na bok, zmęczona i ociężała gorącem. Do tego wypiłam jakieś kosmiczne ilości zimnej wody i chciało mi się siku. Czułam, jak bawełniane prześcieradło lepi się do mojej spoconej skóry. Jasne promienie księżyca oświetlały moją sypialnię i odbijały się od lustra. Wyjrzałam. Była pełnia lub prawie pełnia. Pewnie także ona nie pozwalała mi zasnąć. Księżyc miał na mnie dziwny wpływ w tym czasie. Podobno w trakcie pełni dochodzi do zaburzeń serotoniny. Tej brakowało mi już dawno. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła dwudziesta trzecia. Nie wiem, co sobie wtedy pomyślałam, co mną kierowało, jakie instynkty, pragnienia i niespełnienia, ale wyskoczyłam z łóżka, pobiegłam do łazienki, zrobiłam siusiu i wróciłam do sypialni szukać w szufladzie stroju kąpielowego. Następnie narzuciłam na siebie krótkie, szare, bawełniane spodenki i szary T-shirt. Wsunęłam stopy w japonki i zgarnęłam z białej szafki w przedpokoju kluczyki do samochodu.
***
Nocne jezioro dało mi ukojenie. Odetchnęłam, zanurzona w nim po szyję. Czułam, jak woda łagodnie masuje moje umęczone ciało, moją rozgrzaną skórę. Pieszczota, którą pokochałam, będąc pięcioletnim dzieckiem, gdy tylko wujek nauczył mnie pływać. Od tamtej pory mogłabym żyć w jeziorze. Dlatego właśnie wtedy to w nim znalazłam ukojenie na rozgrzane zmysły i bezsenność. Nie sądziłam, że znajdę coś jeszcze. A jednak.
Już chciałam wychodzić, gdy ich zobaczyłam. Brzeg oświetlał księżyc i wszystko było świetnie widoczne. Para sprzed kilku dni. Szli od strony ścieżki z pola namiotowego, trzymając w rękach ręczniki. Ja o swoim zapomniałam, uznałam, że wyschnę sama i trochę wody i chłodu dobrze mi zrobi. Ona w zwiewnej sukience, a on zwyczajnie, jak to facet, ubrany w krótkie spodenki i jakąś koszulkę. Ale to nie miało znaczenia, ponieważ stanęli niedaleko brzegu i zdjęli z siebie wszystko. Jak w magicznej scenie ich ciała oświetlał snop światła. Zamarłam i delikatnie przesunęłam się w cień pomostu. Chyba mnie nie widzieli, bo on złapał ją za włosy, odchylił brutalnie jej głowę, a następnie równie brutalnie włożył jej rękę między nogi i wsadził w nią palce, którymi zaczął szybko poruszać. Ona jęknęła, a ja wstrzymałam oddech. Zrobił to kilkukrotnie, aż w końcu przestał i przyciskając jej głowę, zmusił ją, by uklękła. Zrobiła to, splatając ręce z tyłu swojego ciała i wypinając piersi.
– Grzeczna dziewczynka – doleciał do mnie jego zachrypnięty głos. – A teraz mi ładnie wyliżesz jaja – rozkazał i przycisnął jej głowę do swojego krocza. A ona grzecznie zaczęła go lizać. Mój oddech przyspieszył. Byłam jednocześnie zbulwersowana tym, że ona pozwala sobie na takie traktowanie, jak i skonsternowana, że ta scena mnie podnieca. Czułam pulsowanie między nogami, ale nie ośmieliłam się drgnąć. Miałam pornosa na żywo. Tym razem on odchylił swoją głowę, wciąż trzymając rękę w jej włosach, po czym odsunął na chwilę jej twarz od swojego krocza. Mogłam podziwiać pięknie prężący się członek, który po chwili wepchnął jej do ust, aż po sam koniec. Zakrztusiła się, lecz nie wyrywała. Ssała i lizała posłusznie, a on jęczał. Bolała mnie już cała cipka, która także domagała się swojej porcji dotyku. Nie mogłam jednak nic zrobić. Próbowałam nie oddychać, by nie zdradzić swojej obecności. Tymczasem on przestał ją pieprzyć w usta, stanął za jej plecami i pchnął, tak że miał do niej dostęp od tyłu. Jej wypięty tyłek zapraszał, by z niego skorzystał. I zrobił to. Najpierw rozszerzył jej pośladki, splunął i roztarł ślinę palcem, a zaraz potem wbił się w nią bezlitośnie. Zawyła – nie wiedziałam, czy z bólu, czy z rozkoszy. Posuwał ją mocno i szybko, a ona kwiliła z twarzą ocierającą się o trawę i piach.
– Uwielbiam cię rżnąć w tyłek, mała – wydyszał. – A ty? Lubisz, jak cię posuwam w drugą dziurę?
– Tak, uwielbiam – wyjęczała.
– Co uwielbiasz? – dopytywał, nie przerywając tego, co robił.
– Uwielbiam, jak mnie posuwasz w tyłek – powiedziała i na dowód tego, że faktycznie to lubi, sięgnęła dłońmi do pośladków i rozszerzyła je jeszcze bardziej. – Po to mnie masz, żebyś mógł korzystać.
Jej słowa robiły na mnie wrażenie. Jednocześnie bulwersowały i podniecały. Nie mogłam zrozumieć, że można chcieć być tak traktowaną. A jednak. W tamtej chwili chciałam być na jej miejscu. Chciałam, by mnie posiadł, sponiewierał i doprowadził do szaleństwa. Chciałam być wyuzdaną suką, dla której liczy się tylko spełnienie. W końcu chciałam być wolna.
Poruszyłam się nieznacznie i ten delikatny ruch wywołał plusk wody, który w ciszy nocy, przerywanej odgłosami ich seksu, zabrzmiał o wiele głośniej, niżbym chciała. Chłopak znieruchomiał, będąc nadal w niej. Przytrzymywał ją za biodra, by nie mogła się z niego zsunąć. Rozejrzał się wokoło. Wstrzymałam oddech. Na niewiele się to jednak zdało. Dostrzegł mnie i uśmiechnął się nieznacznie.
– Mamy podglądacza – stwierdził dość głośno, bym na pewno usłyszała. Dziewczyna klęcząca przed nim poruszyła się niespokojnie, ale przytrzymał ją jeszcze mocniej. Odruchowo chciała się podnieść, lecz przycisnął jej plecy, dając do zrozumienia, że ma zostać dokładnie w takiej pozycji, w jakiej jest. Ona także zaczęła się rozglądać, aż w końcu mnie dostrzegła i odetchnęła jakby z ulgą. Jakby się bała, że podglądaczami jest grupa dzieciaków, a gdy się przekonała, że to tylko kobieta w jej wieku, uśmiechnęła się. Ja nadal stałam odrętwiała i przestraszona. Miałam wrażenie, że słyszą, jak moje serce tłucze się po klatce piersiowej.
– Może chce dołączyć i dlatego tak stoi – tym razem to jej głos do mnie doleciał. Nie zareagowałam, choć jakiś chochlik podpowiadał, że chciałabym, ale w życiu się na to nie odważę. Nadchodzące minuty szybko zweryfikowały moje przekonanie. Chłopak w końcu wycofał się z klęczącej dziewczyny i odwrócił w moją stronę. Mogłam podziwiać jego wyprężony członek, który jakby wyprężał się jeszcze mocniej.
– To może teraz ty mi poliżesz, co? – zapytał, a ja cofnęłam się przestraszona, bo zdałam sobie sprawę, że to nie żaden film, nie mogę wcisnąć pauzy i uciec. Że oni są tam naprawdę i że wiedzą, że ich obserwowałam. Zaczęłam się lekko trząść. Ze strachu, ale też dotarło do mnie, że jest mi zimno. W końcu od jakiegoś czasu stałam w wodzie i się nie ruszałam.
– Przestań. – Dziewczyna podniosła się w końcu z ziemi i stanęła obok niego, bym mogła podziwiać i jej wdzięki. Mimo chłodu, który czułam, zalała mnie fala gorąca, co dało taki efekt, że aż mną wstrząsnęło. – Ona się boi – powiedziała do niego i od razu zwróciła się do mnie: – Nie bój się, przepraszam za niego, jestem Anna – przedstawiła się, a mnie jej imię wydało się takie dostojne i pasujące do jej idealnej figury. Zapatrzyłam się na jej ciało oświetlane przez księżyc. Jaśniała. Zdawać się mogło, że lśni, jak on. Jej piersi wypięte w moim kierunku zapraszały, by ich dotknąć, jednak nadal stałam w miejscu, onieśmielona i przestraszona. Zupełnie nie wiedziałam, co mam zrobić. Czy wyjść i udawać, że nic się nie stało, a oni wcale nie stoją przede mną nago i nie uprawiali przed chwilą dzikiego seksu? Czy może przeprosić i szybko uciec? O włączeniu się w zabawę nie myślałam.
– Malena – odparłam jednak, bo tak wypadało, nadal nie ruszając się z miejsca. Zamknęłam oczy i chciałam zniknąć. Trwałam tak chwilę, aż usłyszałam plusk wody. Otworzyłam więc je i zobaczyłam Annę idącą w moją stronę. Nadal tkwiłam w miejscu, niezdolna do jakiejkolwiek reakcji. Scena była zupełnie nierzeczywista i mój mózg nie mógł w nią uwierzyć. Zdawało mi się, że wcale mnie tam nie ma, że stoję obok i patrzę, jak jedna dziewczyna podchodzi nago do drugiej. Lecz Anna była tam naprawdę. Tak bardzo realna i namacalna. Poczułam ciepło jej ciała, gdy stanęła przede mną. Blisko, bardzo blisko. Jej oddech był miętowy. Nie mówiła nic. Słyszałam jedynie lekkie pluski wody i szum wiatru w liściach. I nasze oddechy. Wyciągnęła rękę i dotknęła mojego policzka, delikatnie, musnęła jedynie, a ja pozwoliłam jej na to. Sprawdzała, jak daleko może się posunąć. I posuwała palcem po moich brwiach, nosie, ustach. Badała moją twarz dotykiem. W końcu pogładziła mnie po włosach.
– Jesteś taka piękna – szepnęła.
– Ja nie, nie – zaczęłam się jąkać jak nastolatka. – To ty jesteś. Widziałam was w mieście. Nie mogłam oderwać wzroku.
– Widziałaś nas? Widzę, że lubisz nas oglądać. – Zaśmiała się serdecznie i puściła do mnie oczko, a ja czułam, jak rumieniec oblewa moje policzki. Zrobiło mi się strasznie gorąco i dziękowałam, że jest ciemno, a my stoimy w cieniu pomostu.
– To przypadek, przepraszam – wydukałam.
– Nie przepraszaj. Czasem takie przypadki prowadzą do fajnych rzeczy. – Przestała mnie dotykać i odwróciła się w kierunku plaży. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że stoi tam jej facet. Odwróciła do mnie głowę i wyciągnęła rękę. Czekała. Tysiące myśli przelatywało mi przez głowę. W końcu wygrała ta jedna, że co ma być, to będzie. I było…
***
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.