Adamie, gdzie jesteś? - Józef Augustyn SJ - ebook

Adamie, gdzie jesteś? ebook

Józef Augustyn SJ

5,0

Opis

Ćwiczenia duchowne św. Ignacego Loyoli dają pełniejsze poznanie siebie. Jest to dzisiaj tym ważniejsze, że człowiek współczesny wskutek nastawienia na to, co widzialne i doczesne, nie umie wchodzić w siebie, by poznać swą prawdziwą wielkość, jak też rzeczywistą nędzę. Zamieszczone w książce rozważania pierwszego tygodnia Ćwiczeń pomagają dojrzeć głębię grzechu oraz jego niszczącą siłę, która zakłóca nasze najważniejsze odniesienia: do Boga, do bliźnich i do samych siebie. Wchodząc w siebie, odkrywamy podświadome, nieprzejrzyste motywy naszego postępowania oraz niszczące nas namiętności i zranienia. Czynimy to w tym celu, by z całym tym brzemieniem przyjść po przebaczenie i uzdrowienie do Chrystusa ukrzyżowanego, albowiem w Jego ranach jest nasze uzdrowienie (Iz 53, 5). Autor rozważań, zamiast łatwych rad, daje nam na czas rekolekcji coś znacznie cenniejszego: wprowadza nas na drogę twórczego szukania Boga i życia w prawdzie.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 411

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




WPROWADZENIA DO MEDYTACJI

I. WALKA JAKUBA Z ANIOŁEM

Gdy zaś Jakub pozostał sam jeden, ktoś zmagał się z nim aż do wschodu jutrzenki, a widząc, że nie może go pokonać, dotknął jego stawu biodrowego i wywichnął Jakubowi ten staw podczas zmagania się z nim. A wreszcie rzekł: „Puść mnie, bo już wschodzi zorza!” Jakub powiedział: „Nie puszczę cię, dopóki mi nie pobłogosławisz!” Wtedy [tamten] go zapytał: „Jakie masz imię?” On zaś rzekł: „Jakub”. Powiedział: „Odtąd nie będziesz zwał się Jakub, lecz Izrael, bo walczyłeś z Bogiem i z ludźmi i zwyciężyłeś”. Potem Jakub rzekł: „Powiedz mi, proszę, jakie jest Twe imię?” Ale on odpowiedział: „Czemu pytasz mnie o imię?” – i pobłogosławił go na owym miejscu (Rdz 32, 25-30).

Potem Jezus odszedł stamtąd i podążył w stronę Tyru i Sydonu. A oto kobieta kananejska, wyszedłszy z tamtych stron, wołała: „Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida! Moja córka jest ciężko nękana przez złego ducha”. Lecz On nie odezwał się do niej ani słowem. Na to podeszli Jego uczniowie i prosili Go: „Odpraw ją, bo krzyczy za nami”. Lecz On odpowiedział: „Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela”. A ona przyszła, padła Mu do nóg i prosiła: „Panie, dopomóż mi”. On jednak odparł: „Niedobrze jest zabierać chleb dzieciom, a rzucać szczeniętom”. A ona odrzekła: „Tak, Panie, lecz i szczenięta jedzą okruchy, które spadają ze stołu ich panów”. Wtedy Jezus jej odpowiedział:„O niewiasto, wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak pragniesz!” Od tej chwili jej córka była zdrowa (Mt 15, 21-28).

Modlitwa przygotowawcza: „Prosić Boga, Pana naszego, aby wszystkie moje zamiary, decyzje i czyny były skierowane w sposób czysty do służby i chwały Jego Boskiego Majestatu”1.

Obraz do medytacji: Przedstawmy sobie kobietę kananejską, która idzie za Jezusem, wołając cierpliwie i wytrwale: Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida!

Prośba o owoc medytacji: Prośmy o szczery, zaangażowany i ofiarny dialog z Bogiem w tych rekolekcjach. Módlmy się też o wierność i wytrwałość naszej modlitwy.

1. Został sam jeden

Na początku naszych rozważań chciejmy zobaczyć kontekst walki Jakuba z Aniołem. Jakub oczekuje na spotkanie ze starszym bratem Ezawem. Przewiduje, iż będzie to spotkanie trudne. Przez wiele lat obaj żyli w wielkiej wrogości. Jakub obawia się, że Ezaw będzie chciał się zemścić za jego „nieuczciwe zagrania” z przeszłości, szczególnie zaś za podstępnie odebrane mu, z pomocą matki, błogosławieństwa ojca Izaaka. Jakub, w przeddzień spotkania z Ezawem, zostawia na brzegu rzeki cały swój dobytek: Jeszcze tej nocy wstał i zabrawszy obie swe żony, dwie ich niewolnice i jedenaścioro dzieci, przeprawił się przez bród potoku Jabbok. A gdy ich przeprawił przez ten potok, przeniósł również [na drugi brzeg] to, co posiadał (Rdz 32, 23-24). Sam natomiast pozostaje, aby się modlić. I tu właśnie ma miejsce jego tajemnicze spotkanie z Aniołem Jahwe.

Gdy zaś […] pozostał sam jeden… – mówi Autor biblijny. Aby owocnie rozmawiać z Bogiem, by wejść z Nim w szczery dialog, człowiek musi najpierw zostać sam jeden, musi wszystko zostawić „na drugim brzegu rzeki”. Do modlitwy konieczna jest samotność serca, dzięki której możemy w pełni otworzyć się na Boga. Nie można wejść w głębsze spotkanie z Bogiem, kiedy w modlitwie zajmujemy się przede wszystkim i jedynie ciężarami codzienności, obowiązkami i sprawami, które wywołują w nas zbytnią troskę i niepokój.

Kiedy Jakub zostaje sam na sam ze sobą, zostaje sam na sam z Bogiem. I w takiej właśnie chwili Ktoś, jakaś Tajemnicza Istota, zmaga się z nim. Jakub rozpoczyna swoją modlitwę, oddalając się od wszystkiego, co posiadał, aby móc zostać sam jeden. I my naszą modlitwę rozpoczynamy, tworząc w sobie przestrzeń samotności. Bóg wchodzi w tę przestrzeń ze swoim słowem, ze swoją miłością, pociechą i łaską. A ponieważ często jesteśmy wewnętrznie obojętni i niewrażliwi na Niego, On zmaga się z nami. Pan Bóg wchodzi w życie człowieka tylko wtedy, kiedy ten robi Mu choćby trochę miejsca. Pan potrzebuje choćby najmniejszej przestrzeni wolności w naszym sercu, by móc w nim działać. Bycie „sam na sam z Bogiem” to istotny początek modlitwy.

Gdy zaś […] pozostał sam jeden… Najpełniejszym symbolem naszej modlitwy jest nasza śmierć. To właśnie w śmierci naprawdę zostajemy „sam na sam z Bogiem”. W chwili śmierci człowiek tak bardzo zostaje sam, iż nikt z ludzi nie jest w stanie wejść w to, co dzieje się między Bogiem a umierającym. Nikt. Nie można towarzyszyć człowiekowi w tajemnicy jego umierania. To moment najpełniejszego spotkania człowieka z Bogiem.

Prośmy, abyśmy w tych rekolekcjach chcieli wejść w samotność naszego serca, byśmy nie bali się jej, ale przyjęli ją jako wielką szansę. Szansę na pogłębienie naszego związku z Bogiem i z bliźnimi. Szansę na głębsze pojednanie z sobą. Módlmy się również, by w tę przestrzeń samotnego serca wszedł Bóg.

Zanim nasza modlitwa stanie się łagodnym odpocznieniem, wielkim pocieszeniem, musi najpierw przejść przez okres zmagania, walki, trudu, ofiary. Dawny człowiek (por. Ef 4, 22) w nas niełatwo poddaje się Bogu; z wielkim trudem rezygnuje ze swojej wolności, aby poddać ją wolności Boga. W chwilach intensywnej modlitwy doświadczamy w sobie w sposób szczególny oporu dawnego człowieka. Aby go zwyciężyć i poddać słowu Bożemu, konieczne jest nasze zmaganie, nasza walka.

2. Każdy z nas cierpi

Autor natchniony pisze, iż ktoś zmagał się z Jakubem aż do wschodu jutrzenki, a widząc, że nie może go pokonać, dotknął jego stawu biodrowego i wywichnął Jakubowi ten staw podczas zmagania się z nim. Doświadczenie duchowe wielu pokazuje, że sprzeciw i opory wobec Boga łatwiej zostają pokonane w chwilach cierpienia. Każdy z nas cierpi. Nie wszyscy oczywiście jednakowo cierpimy, nie ma jednak ludzi wolnych od cierpienia.

Zdarzają się może osoby, które udają, że cierpienie ich nie dotyka. Niektórzy usiłują wprawdzie podchodzić do życia „na wesoło”, ale jest to możliwe tylko do pewnego momentu. Tam, gdzie człowiek za wszelką cenę ukrywa cierpienie, zwykle jest ono znacznie głębsze i bardziej rozległe. Bł. Jan Paweł II stwierdza, że „cierpi naprawdę nie ten, kto cierpi, ale ten, kto nie wie, dlaczego cierpi”. Maska wesołości nierzadko ukazuje lęk człowieka przed cierpieniem i śmiercią.

Prośmy, abyśmy w tych rekolekcjach nie uciekali od cierpienia, byśmy nie udawali, że nic nas nie boli. Módlmy się także, byśmy kierowani lękiem przed wysiłkiem i cierpieniem, nie uciekali przed naszym życiem oraz przed tym wszystkim, co w nim trudne. Módlmy się również, byśmy poczuli się odpowiedzialni za nasze życie, takie jakie jest nam dane dzisiaj.

Możemy być pewni, że sam Bóg odsłoni nam w tych dniach nasze „bolące miejsca”, nasze „zwichnięte biodro”. Kiedy bowiem nasze bolesne doświadczenia życiowe nie są oddane Bogu, stają się źródłem nieszczęścia, zgorzknienia, buntu przeciwko sobie, bliźnim i Bogu.

Tak jednak nie musi być. Najpierw trzeba nam uznać podstawową prawdę, że cierpienie jest częścią naszej egzystencji. Kiedy patrzymy naszym cierpieniom „prosto w oczy”, pełniej rozumiemy prawdę naszego życia. Prawda ta rodzi w nas pragnienie Boga. To właśnie dostrzegając słabości, cierpienia i ból, doświadczamy w sobie pragnienia Boga. To bardzo „ludzka” droga do Niego. Pan Jezus mówi, iż nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy źle się mają (por. Mt 9, 12).

Nie trzeba się wstydzić, że szukamy Boga, bo sami nie dajemy sobie rady. On czeka na nas tam, gdzie objawia się nasza wieloraka niemożność. Zmaganie się z własną słabością, kruchością i cierpieniem jest jednym z zasadniczych sposobów otwierania się na Boga i Jego miłość. Przysłowie „Jak trwoga, to do Boga” oddaje wielką prawdę o naszym życiu. Trzeba wyrzec się chorej szlachetności, która każe nam szukać Boga w sposób „bezinteresowny” i „bez żadnej przyczyny”. Szukamy Boga, ponieważ bez Boga nie potrafimy nic dobrego uczynić; bez Niego nie potrafimy ani żyć, ani też umierać. Bez Boga nie potrafimy „dobrze” cierpieć. Bez Jego miłosnej obecności każde cierpienie wyrządza nam wielką krzywdę i niszczy nas. Kiedy cierpienie zwichniętego stawu biodrowego dotknęło boleśnie Jakuba, wówczas spontanicznie się modlił, aby Jahwe został z nim „do końca”, tak jak „do końca” Bóg nas umiłował (por. J 13, 1).

3. Puść mnie, bo już wschodzi zorza!

A wreszcie rzekł: „Puść mnie, bo już wschodzi zorza!” Kiedy robimy w naszym życiu miejsce Bogu, On przychodzi i prowadzi z nami dialog. Jednak w dialogu tym Stwórca zachowuje się nierzadko w sposób, który moglibyśmy „po ludzku” ocenić jako niekonsekwentny. Najpierw „sam” przychodzi, a później „sam” pragnie zostawić człowieka. Tajemnicza Istota mówi do Jakuba: Puść mnie, bo już wschodzi zorza!

Pan Jezus w swoich spotkaniach z ludźmi nierzadko zachowywał się podobnie. Klasycznym przykładem może być tu postawa Jezusa wobec uczniów idących do Emaus. Chrystus sam, z własnej inicjatywy, dołącza się do nich i zaprasza, aby wypowiedzieli się przed Nim szczerze: Cóż to za rozmowy prowadzicie ze sobą w drodze? (Łk 24, 17). A kiedy nawiązał się serdeczny dialog, Jezus okazywał, jakoby miał iść dalej (Łk 24, 28). Chrystus przychodzi sam, ale nie chce zostać z uczniami z własnej inicjatywy. Ewangelista pisze, iż uczniowie przymusili Go (Łk 24, 29),żeby został z nimi.

W życiu duchowym człowiek najpierw sam robi przestrzeń dla Boga, a później Bóg robi przestrzeń dla człowieka. To przestrzeń ludzkiej wolności. Jeżeli ma dojść do rzeczywistego spotkania z Bogiem, musimy sami z całą wolnością i zaangażowaniem wejść w dialog ze Stwórcą. Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił (Łk 24, 29). Nie puszczę cię, dopóki mi nie pobłogosławisz! – to dwie modlitwy, które objawiają determinację szukających Boga: uczniów idących do Emaus i Jakuba. Objawiają one radykalizm wewnętrznego pragnienia.

Prośmy w tej medytacji o taką właśnie wewnętrzną determinację, dzięki której zaprosimy, wręcz „przymusimy” Boga, aby został z nami. Bóg zostaje „do końca” z tymi, którzy Go szukają. Boga znajdują tylko ci, którzy Go głęboko i szczerze pragną. Aby móc Go znaleźć, trzeba już Nim żyć.

W obecnej modlitwie wróćmy do naszej przeszłości i spróbujmy zobaczyć najpierw chwile, w których bardzo nam zależało na Panu Bogu. Chwile, w których „przymuszaliśmy” Go, aby zostawał z nami. Jeżeli jest w nas dzisiaj choćby najmniejsze pragnienie modlitwy, to właśnie dlatego, iż takie chwile były w naszym życiu. Byliśmy na miarę naszej kruchości Bogu wierni.

Z drugiej strony, zobaczmy jednak także, jak bardzo byliśmy niekonsekwentni w naszych pragnieniach duchowych, w naszym szukaniu Stwórcy. Zauważmy, iż brakowało nam nieraz wytrwałości i ewangelicznego radykalizmu. Zauważmy też naszą opieszałość w modlitwie, w skupieniu wewnętrznym, w korzystaniu z sakramentów świętych. I właśnie z powodu duchowego lenistwa nasze pragnienie Boga bywa jeszcze powierzchowne. Jeżeli w życiu modlitwy brakuje konsekwencji i radykalizmu, brakuje także rozwoju i dojrzałości.

Nie puszczę cię, dopóki mi nie pobłogosławisz! – módlmy się tą właśnie modlitwą Jakuba. Prośmy, aby wraz z naszym życiem modlitwy rósł także nasz wewnętrzny radykalizm.

4. Wierność kobiety kananejskiej

Pan Bóg „poddaje próbie” pragnienia człowieka, sprawdza ich siłę. Aby móc pełniej zrozumieć tę prawdę, odwołajmy się do bardzo pięknego, choć także bardzo trudnego spotkania Jezusa z kobietą kananejską. Na początku spotkania Jezus zdaje się traktować tę biedną kobietę, pogankę, w sposób chłodny i obojętny. Ona idzie za Nim, woła, krzyczy, a On nie odezwał się do niej ani słowem. Miłosierny i litościwy Jezus wydaje się niewrażliwy i nieczuły na biedę kobiety, której córka była ciężko nękana przez złego ducha.

Kiedy krzyk kobiety sprzykrzył się uczniom, proszą Go: Odpraw ją, bo krzyczy za nami. Jezus zdaje się słuchać uczniów i mówi do kobiety: Niedobrze jest zabierać chleb dzieciom, a rzucać szczeniętom. Odwołując się w tych słowach do „ludowej teologii” Żydów, w której poganie uważani byli za nieczyste psy, daje kobiecie odpowiedź odmowną. Były to przykre, a nawet bolesne słowa. Zauważmy jednak siłę wiary w odpowiedzi kobiety, jej głębię zaufania do Jezusa, głębię jej modlitwy: Tak, Panie, lecz i szczenięta jedzą okruchy, które spadają ze stołu ich panów. Dopiero po tych słowach Jezus odsłania do końca „swoje karty”: Wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak pragniesz.

Kananejka miała wszelkie powody ku temu, by obrazić się na Jezusa. Odwołując się do swojego poczucia godności osobistej, mogłaby powiedzieć Jezusowi: „Niby dlaczego wy, Żydzi, jesteście wybranymi dziećmi Boga, a my, poganie, nieczystymi psami?”. Człowiek może obrazić się na Boga, kiedy Ten próbuje jego wiarę, kiedy zdaje się odmawiać spełnienia dobrze uzasadnionych „po ludzku” próśb.

Prośmy w tej medytacji, byśmy nie obrażali się na siebie samych, na bliźnich i na Boga, ale z najbardziej przykrych i bolesnych sytuacji, zdarzeń i słów umieli wyczytać prawdę o naszym stanie wewnętrznym. Prośmy także, byśmy pozwolili Bogu próbować naszą małą wiarę. Tylko w ten sposób mogą objawić się jej mocne i słabe strony. Im więcej jest nieraz prawdy w pewnych opiniach o nas i naszym życiu, tym bardziej obrażamy się na ludzi wyrażających te opinie i wycofujemy ze wzajemnych relacji. Takie reakcje powodują jeszcze większe cierpienie, samotność, ból i udrękę.

Jezus będzie próbował naszą wiarę i zaufanie Jego słowu, aby dać nam szansę wzrostu. Prośmy o intuicję kobiety kananejskiej, o inteligencję serca, dzięki której będziemy umieli przeczuć, co Jezus robi z nami i jaki jest cel Jego działania wobec nas.

5. Jakie jest twoje imię?

Kiedy człowiek zadeklaruje swoje oddanie Bogu: Nie puszczę cię, dopóki mi nie pobłogosławisz, wtedy Pan Bóg wkracza w jego życie w sposób bardzo jednoznaczny i zdecydowany. I tu właściwie zaczyna się tak naprawdę dialog Boga z człowiekiem: „Jakie masz imię? Kim ty jesteś?”. Człowiek winien doświadczyć, kim jest, jeżeli ma rozmawiać prawdziwie z Bogiem. „Nie możesz rozmawiać ze Mną – zdaje się mówić Bóg do Jakuba – jeżeli nie znasz siebie”. Dojrzały dialog osobowy wymaga świadomości obu stron. Im bardziej jesteśmy enigmatyczni dla siebie samych, tym bardziej też bywamy zamknięci na Boga i Jego słowo.

Św. Augustyn, biskup Hippony i doktor Kościoła, modli się: „Obym poznał siebie, obym poznał Ciebie”. Początkiem prawdziwej modlitwy jest poznanie siebie. „Musimy wiedzieć, kim jesteśmy – pisze jeden z najwybitniejszych historyków duchowości Simon Tugwell OP. – Musimy dostrzec «jaśniej niż słońce», że wewnątrz siebie nie znajdziemy źródła dobra ani doskonałości. Musimy zrezygnować z wszelkich prób udawania przed Bogiem kogoś lepszego, niż jesteśmy w istocie, czy choćby zjednywania Go sobie. Musimy nauczyć się żyć z jak najgłębszym przekonaniem, że nie jesteśmy nawet nicością. Tylko wówczas Bóg może przetworzyć nas w coś prawdziwie pięknego”.

Jakie masz imię? – pyta Jakuba Anioł Jahwe. Ten odpowiada: Jakub. Imię Jakub etymologicznie znaczy „być oszustem”. Oszustwa Jakuba tak się zrosły z jego życiem, że stały się częścią jego imienia. Sam Ezaw mówi o swoim bracie: Nie darmo dano mu imię Jakub! Dwukrotnie mnie już podszedł: pozbawił mnie mego przywileju pierworodztwa, a teraz odebrał za mnie błogosławieństwo (Rdz 27, 36). Kłamstwo i oszustwo tak się zrastają z człowiekiem, że stają się jego imieniem, jego życiem. Imię w sensie biblijnym to istota człowieka. Pytanie: „Jakie jest moje imię?” w tym kontekście to dla nas pytanie: „Jakie są moje kłamstwa?”.

Prośmy w tej medytacji, byśmy mieli odwagę wejść w nasze kłamstwa. Wejść w to wszystko, co zniekształca nasze życie, co fałszuje nasz obraz Boga, nasze spojrzenie na zasadniczy cel i sens życia. Życiowe kłamstwa, o których tu mówimy, wcielają się nieraz w pewien styl życia, w sposób zachowania, w sposób na życie. Nasza codzienność, życie społeczne, wspólnotowe są nieraz utkane z kłamstw. Oto pewne przykłady takich właśnie kłamstw wpisanych w mentalność społeczną: „Człowiek powinien piąć się coraz wyżej po drabinie kariery”; „Wszyscy powinni nas szanować”; „Nikt nie powinien sprawiać nam przykrości”; „Wszyscy powinni dobrze o nas mówić”.

Jakie są moje kłamstwa? Jakie są moje zniekształcenia obrazu Boga? Jakie są zniekształcenia sensu i celu mojego życia? Duchowość chrześcijańska, życie Ewangelią wymaga od nas krytycznego myślenia, wymaga refleksji, krytycznej oceny siebie. Lustrem tej oceny nie może być codzienna prasa, reklamy telewizyjne, opinie środowiska, panujące mody. Lustrem dla naszego życia winna być Ewangelia. Trzeba dobrze poznać pokusy kłamstwa we własnym życiu, aby móc rozumieć innych w tym względzie. Jeżeli nie zdemaskujemy naszych kłamstw, wtedy próbując demaskować cudze kłamstwa, będziemy ludzi sądzić, obrażać, upokarzać, poniżać czy też moralizować. Nie będziemy im pomagać, ale przede wszystkim będziemy przerzucać na nich własny gniew i niezadowolenie z siebie.

6. Życie duchowe rozpoczyna się od wewnętrznego nawrócenia

Odtąd nie będziesz się zwał Jakub, lecz Izrael, bo walczyłeś z Bogiem i z ludźmi i zwyciężyłeś. Nie będziesz kłamcą, ale będziesz Izraelem, będziesz moim dzieckiem, będziesz moim synem. Dlaczego nie będziesz kłamcą? Bo kłamstwa nie dają ci życia, w kłamstwie nie ma szczęścia. Kłamstwo wypływa z lęku o siebie i jest źródłem nienawiści. To właśnie kłamstwa Jakuba były źródłem wzajemnych nieporozumień między nim a jego bratem Ezawem. To kłamstwa były przyczyną konfliktu z Bogiem i z sobą samym. Życie duchowe zaczyna się od przyznania się do kłamstwa, słabości, grzechu, po to by przyjąć imię nadane nam przez Boga. Życie duchowe rozpoczyna się od nawrócenia.

W zakończeniu tej medytacji rozmawiajmy najpierw z Matką Najświętszą jako Mistrzynią medytacji słowa Bożego. Prośmy Ją, aby prowadziła nas w tych rekolekcjach.

Rozmawiajmy także z Jezusem, który wobec swojego Ojca był tylko Synem. Prośmy o wewnętrzne poznanie, co dla nas znaczy być dzieckiem – synem Ojca w niebie.

Rozmawiajmy z Bogiem Ojcem, prosząc Go, byśmy odkryli Jego Boską miłość. Ojcostwo jest rodzeniem, dawaniem życia z miłości. Prośmy, byśmy w tych rekolekcjach zdemaskowali każdą formę zalęknienia przed Bogiem, które wypływa z naszego poczucia zagrożenia, z licznych ludzkich zranień, z chorego poczucia winy, z obawy przed śmiercią. Ponieważ czujemy się niekochani, odbieramy Boga jako zagrożenie. Zamykamy się na Niego, gdyż obawiamy się, że On może nas zranić tak, jak ranili nas bliźni. Prośmy, abyśmy umieli odczuć bezsens naszego bronienia się przed Bogiem, naszego uciekania przed Nim.

II. MÓJ OBRAZ BOGA

Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem, i syna swego wezwałem z Egiptu. Im bardziej ich wzywałem, tym dalej odchodzili ode Mnie. […] A przecież Ja uczyłem chodzić Efraima, na swe ramiona ich brałem; oni zaś nie rozumieli, że przywracałem im zdrowie. Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę – schyliłem się ku niemu i nakarmiłem je (Oz 11, 1-4).

Modlitwa przygotowawcza: „Prosić Boga, Pana naszego, aby wszystkie moje zamiary, decyzje i czyny były skierowane w sposób czysty do służby i chwały Jego Boskiego Majestatu” (Ćd 46).

Obraz do medytacji: Powracając do naszej przeszłości, wyobraźmy sobie siebie samych jako dzieci w ramionach swojego ojca – swojej matki. Obraz ten bywa zwykle bardzo miłym, przyjemnym wspomnieniem, ale nie dla wszystkich. Dla zranionych przez swoich rodziców może to być obraz, który istnieje tylko w pragnieniach, oczekiwaniach i tęsknotach.

Prośba o owoc medytacji: Prośmy, abyśmy dogłębnie poznali nasze ograniczenia i zafałszowania obrazu Boga w nas. Módlmy się też o wewnętrzne doświadczenie Boga oraz Jego nieskończonej i bezwarunkowej miłości.

1. Bóg jest tajemnicą

Kim jest Bóg? Jaki jest Bóg? To pytania, które winny nieustannie powracać w naszej modlitwie, w całym naszym życiu duchowym. Do jakiego Boga się modlę? Przed jakim Bogiem staję? Znalezienie odpowiedzi na te pytania to jeden z zasadniczych celów rekolekcji.

Zauważmy, iż Bóg jest tajemnicą i nasze poznanie Go będzie zawsze częściowe. Najpierw będzie ono ograniczone przez nasz ludzki sposób pojmowania rzeczywistości. Człowiek – stworzenie nie może swoim umysłem i sercem w pełni ogarnąć Boga – Stwórcy. „I cóż właściwie mówią ci wszyscy, którzy o Tobie mówić usiłują. Lecz biada, jeśli się o Tobie milczy! Choćby najwięcej wtedy mówił człowiek, niemową jest” – wyznaje św. Augustyn. Subiektywne przekonanie pewnych osób, iż dobrze znają Boga, świadczy nie tyle o głębi ich życia duchowego, ile raczej o nieznajomości Boga. Bóg jest tajemnicą. Prawda ta winna ujawniać się w naszej codziennej modlitwie.

W obecnej medytacji pytajmy siebie: Na ile doświadczam Boga jako tajemnicy? Czy nie noszę w sobie jakiegoś powierzchownego przekonania, że poznanie Boga zależy przede wszystkim ode mnie: od mojego wysiłku, pracy, trudu, ofiary? Kiedy tajemnica Boga spowszednieje nam w naszej rzeczywistości życia, usiłujemy Nim manipulować, wykorzystywać Go dla naszych ludzkich zamiarów i celów. Doświadczenie tajemnicy Boga chroni nas przed próbami narzucania Panu Bogu naszej woli, naszego sposobu myślenia i działania.

Prośmy, byśmy dzięki tym rekolekcjom doświadczyli głębiej, że Bóg jest tajemnicą, do której możemy mieć przystęp jedynie dzięki Jego łasce. Możemy trwać przed Bogiem, słuchać Jego słowa, odpowiadać na Jego miłość tylko dlatego, że On pierwszy wyszedł naprzeciw nam i pociągnął nas ku sobie. Możemy Go szukać, ponieważ On jako pierwszy nas znalazł.

2. Doświadczenie miłości ludzi i miłości Boga

Jezus, nakazując nam wołać do Boga Ojcze (por. Łk 11, 2), odwołuje się do naszego doświadczenia miłości. By objawić nam swoją Boską miłość, każe nam przywołać ludzką miłość: głównie miłość ojca i matki. Nasze pierwsze doświadczenia Boga zbudowane są więc z kruchej ludzkiej miłości. Bóg jest jednak na tyle pokorny, że posługuje się niedoskonałą miłością człowieka, aby przez nią objawić swoją odwieczną Boską miłość. Stąd też w pierwszym etapie naszego doświadczenia Boga zranienia w ludzkiej miłości mogą rzucać cień na Jego Boską miłość.

W tej medytacji chciejmy prosić o głęboką świadomość, że nasze doświadczenie miłości Boga – szczególnie na początku naszej duchowej wędrówki – zależne jest od doświadczenia miłości ludzkiej. Poznanie ograniczeń w miłości naszych rodziców może więc pomóc nam odkryć zniekształcenia naszych więzi z Bogiem. Surowość rodziców, ich oschłość lub też zaborczość emocjonalna mogą być źródłem naszych lęków wobec Boga. Jedna z zasadniczych pokus w doświadczeniu duchowym to podejrzliwość, nieufność wobec Boga, która ma swój początek najczęściej w poranionych relacjach z najbliższymi, szczególnie zaś w relacjach z rodzicami.

Świadomi obecności Boga i Jego nieskończonej miłości pytajmy siebie: Czy miłość mojego ojca – mojej matki naprowadzała mnie na miłość Boga? Na ile ich miłość była podobna do miłości Boga Ojca? Co może przeszkadzać mi w relacji do Boga, kiedy próbuję skorzystać z miłości „ziemskiego ojca” jako analogii dla miłości Boga? Na ile miłość mojej matki może stanowić dla mnie analogię miłości Boga?

Prośmy, byśmy zobaczyli przepaść, jaka istnieje pomiędzy miłością ludzką, choćby najbardziej szlachetną, a miłością samego Boga.

3. Docenić kruchą ludzką miłość

Świadomość, że miłość naszych rodziców jest krucha, nie oznacza bynajmniej całkowitego zakwestionowania jej. Widząc jej braki, należy ją docenić. Winniśmy być wdzięczni ojcu i matce za ich trud, ofiarność, poświęcenie i oddanie. Widzenie braków w miłości nie sprzeciwia się jej autentyczności. Miłość potrzebuje całej prawdy. Nie tylko prawdy o ludzkiej szlachetności, dobrej woli, trudzie, ofiarności, ale także prawdy o ludzkich ograniczeniach, słabościach, bezradności itp.

Aby móc w pełni doświadczyć miłości Boga, trzeba przekraczać ograniczenia miłości ludzkiej. Trzeba zobaczyć, że miłość ta jest nie tylko niewystarczająca, ale że nierzadko jest również raniąca. Dojrzewanie w miłości Boga domaga się przeprowadzenia rozgraniczenia pomiędzy biedną ludzką miłością, jakiej doświadczaliśmy, a bezwarunkową i nieskończoną miłością Boga, której jeszcze „do końca” nie znamy, choć głęboko jej pragniemy.

Bóg Objawienia okazuje się całkowicie inny od naszego subiektywnego doświadczenia. Moje przeżycie Boga nie jest Bogiem. Bywa jedynie bladym odbiciem Jego Obrazu. Na ziemi wszyscy poznajemy Boga jakby w zwierciadle (2 Kor 3, 18).

W tym kontekście pytajmy więc: Jaki jest mój obraz miłości Boga? Sięgajmy do całej historii swojego życia, aby pytać siebie: W jaki sposób doświadczałem Boga w najtrudniejszych momentach? Jak Go wówczas przeżywałem? Co wtedy o Nim myślałem? Jaki obraz Boga stawał mi przed oczami? Kim Bóg był wtedy dla mnie? W szukaniu odpowiedzi na te pytania ważne będą nasze pierwsze odczucia, pierwsze myśli. Jeżeli na przykład w momentach trudnych Bóg wydawał się nam nieobecny, obojętny, nieczuły, wówczas takie doświadczenie odsłania w nas zafałszowania Jego obrazu.

Odczucie Boga nie utożsamia się z samym Bogiem. Zniekształcony obraz Boga zniekształca także nasze przeżywanie Go. Jeżeli w momentach krytycznych Bóg nie jawi nam się jako troskliwy, czuwający, miłosierny, to znaczy, że przeżywamy Go w sposób niepełny. Zobaczmy, ile w naszych relacjach z Bogiem jest jeszcze lęku o siebie samych. Nieraz podświadomie boimy się, że Bóg czegoś nam odmówi, coś nam zabierze. Obawiamy się, iż obciąży nas ponad nasze ludzkie siły i możliwości. Odczucia te wypływają ze zniekształconego obrazu Boga. Jeżeli w tych rekolekcjach mamy doświadczać Boga prawdziwego, Boga Jezusa Chrystusa, to musimy rozpoznać wszystkie ograniczenia, wszystkie zniekształcenia Jego obrazu w nas. Musimy zobaczyć, jak bardzo „moje” doświadczenie Boga jest jeszcze niepodobne do Boga prawdziwego.

Jedno z najgłębszych źródeł naszego bólu psychicznego, emocjonalnego i duchowego leży właśnie w zafałszowanym obrazie Boga. Głównie z tego źródła wypływa świadomość własnego nieszczęścia, zagubienia i rozpaczy. Gdy mamy fałszywy obraz Boga, wydaje się nam, że w życiu sami musimy sobie poradzić, że na wszystko musimy sobie zasłużyć. Doświadczenie izolacji i osamotnienia wynika z fałszywego obrazu Boga. Wydaje nam się, że On się nami nie interesuje.

4. Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy

Cały krzyk w mediach możemy dziś odbierać jako jedno wielkie wołanie o miłość. Dzisiejszy człowiek zachowuje się jak małe dziecko, które czując się niekochane, tupie nóżkami, krzyczy, rzuca się na ziemię, rozbija przedmioty, aby tylko zwrócić na siebie uwagę. Zobaczmy, jak często zachowywaliśmy się w taki właśnie sposób. Jak wiele w naszym postępowaniu jest takiego dziecięcego zwracania na siebie uwagi.

Nasze wygórowane ambicje mają zwykle jeden cel: pragną przyciągnąć uwagę i miłość naszych bliźnich. Podpowiadają nam zupełnie nieprawdziwie, że kiedy dokonamy w życiu czegoś wielkiego, genialnego, wówczas wszyscy będą nas bardzo kochać i podziwiać. U podłoża takich zachowań leży właśnie chory obraz Boga, zbudowany na przekonaniu, że na miłość trzeba sobie zasłużyć. U podłoża wszystkich naszych różnorakich chorób duchowych i emocjonalnych leży w jakiś sposób zafałszowany obraz Boga.

Także w tych rekolekcjach nie potrafilibyśmy niczego dobrego zrobić, gdybyśmy modlili się do „fałszywego boga” – do bożka naszych potrzeb, obowiązków, namiętności i pożądań. Skuteczne rozwiązanie wszystkich problemów naszego życia możemy znaleźć dopiero wówczas, kiedy będziemy modlić się do Boga prawdziwego, do Boga Jezusa Chrystusa, który dla nas stał się Człowiekiem, żył, pracował, głosił Dobrą Nowinę, umarł i zmartwychwstał. Stąd tak ważna jest nasza modlitwa o dogłębne poznanie Boga i Jego nieskończonej miłości. Apostoł Filip ma rację, kiedy mówi do Jezusa: Pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy (J 14, 8). Poznanie prawdziwego oblicza Jezusa będzie jednoczesnym poznaniem Ojca, do którego Jezus nas prowadzi. Poznając zaś Ojca, poznamy także wyjście ze wszystkich naszych najbardziej zawikłanych ludzkich spraw i problemów. Prośmy więc, aby odprawiane rekolekcje przybliżyły nas do Boga i Jego miłości.

5. Moja fascynacja Bogiem

Kim jest Bóg? Czy to dla mnie ważne pytanie? Czy wzbudza moje osobiste zainteresowanie? Czy szukanie odpowiedzi na nie jest dla mnie fascynujące i ciekawe? Czy wiara, modlitwa, życie duchowe nie stały się dla mnie przykrym obowiązkiem? Gdyby moje doświadczenie wiary było dla mnie tylko obowiązkiem, wówczas trudno byłoby mi odkryć prawdziwy obraz Boga. Boga znajdują ci, którzy szukają Go całym swoim życiem. Przekroczenie zafałszowań obrazu Boga w naszym życiu nie będzie aż tak trudne, jeżeli będzie w nas prawdziwa fascynacja Bogiem i Jego miłością. On bowiem sam doprowadzi nas do prawdy o swojej Boskiej miłości oraz do prawdy o naszej odpowiedzi na Jego miłość.

Aby móc odkryć prawdziwy obraz Boga, musimy zdemaskować fałszywe „obrazki Boga” i zrezygnować z nich. Trzeba rozbić w nas to, z czym może od dawna zżyliśmy się, do czego jesteśmy już przyzwyczajeni. Jezus napomina nas: Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego (Mt 18, 3). Tymi słowami Chrystus zaprasza nas do zakwestionowania naszej „dorosłej”, skostniałej wiary, która przede wszystkim liczy na siebie i własny wysiłek. Aby móc odkryć prawdziwy obraz Boga, trzeba stać się na powrót dzieckiem. Odkrycie Boga wymaga naszej odmiany serca.

6. Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem

Sięgnijmy teraz do słów Proroka Ozeasza, aby zbliżyć się do odpowiedzi na pytania: Kim Bóg jest naprawdę? Jaki jest Jego rzeczywisty obraz? Byłoby rzeczą ważną, byśmy w tej medytacji nie prowadzili intelektualnych rozważań, ale poddali się temu, co będzie rodzić się w nas pod wpływem słów Proroka.

Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem, i syna swego wezwałem z Egiptu. Bóg kocha nas „od dziecka”, „od wieków”, od zawsze. Bóg kocha nas miłością „odwieczną”. A mimo to w naszej historii życia było tyle niewrażliwości i obojętności na Boga i Jego miłość. Zobaczmy, jak często czuliśmy się niekochani przez Niego. Tę naszą niewrażliwość i obojętność wyznajmy jako ranę i grzech. Jeżeli nawet byliśmy zamknięci na miłość Boga, to jednak On nie przestawał nas kochać. Jego miłość nie jest uwarunkowana naszą wzajemnością. Miłość Boga nie zależy od odpowiedzi człowieka. Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem. Byliśmy miłowani także wtedy, kiedy tej miłości nie rozumieliśmy czy nawet odrzucaliśmy ją.

Im bardziej ich wzywałem, tym dalej odchodzili ode Mnie. […] A przecież Ja uczyłem chodzić Efraima, na swe ramiona ich brałem. Odchodzenie od Boga było powodowane najczęściej naszymi namiętnościami i nieświadomością Jego nieskończonej miłości. Odchodziliśmy od Stwórcy, ponieważ czuliśmy się przez Niego sądzeni, śledzeni i odrzucani. Porzucaliśmy Jego drogi, ponieważ czuliśmy się niekochani. Świadomość, że jesteśmy niekochani lub mało kochani, każe nam lekceważyć Boga i Jego wolę. Nieświadomość miłości Boga sprawia, że szukamy „innych bogów”, „innych bożków”, którzy – w naszej zafałszowanej świadomości – mogą nam ofiarować więcej „szczęścia”. Doświadczenie pokazuje jednak, iż to, co jest bożkiem człowieka, staje się jednocześnie jego demonem. Źródłem naszego nieszczęścia są właśnie nasze bożki i demony. Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie! (Wj 20, 3) – mówi Jahwe. „Cudzy bogowie” są bowiem źródłem naszego nieszczęścia, są naszym piekłem.

A przecież Ja uczyłem chodzić Efraima, na swe ramiona ich brałem. W obecnej medytacji chciejmy uświadomić sobie, że Bóg uczył nas całe nasze życie chodzić w promieniach swojej miłości. Jeżeli dzisiaj jest w nas choćby najmniejsze pragnienie Boga i pełnienia Jego woli, to właśnie dlatego, iż byliśmy wcześniej uczniami Jego miłości. Prośmy, byśmy przeczuli prawdę, że Bóg prowadzi nas do swojej miłości poprzez wszystkie doświadczenia życiowe – także te najtrudniejsze. Nasza ślepota, zalęknienie, naiwność duchowa sprawiają jednak, że często tego nie widzimy.

Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę – schyliłem się ku niemu i nakarmiłem je. W obecnej medytacji zadajmy sobie zasadnicze pytania: Jakimi więzami jestem złączony z Bogiem? Co mnie z Nim łączy? Jaka jest rzeczywista treść moich więzów z Bogiem? Wszyscy co prawda jesteśmy związani z Bogiem i bardzo nam na Nim zależy. Gdybyśmy nie byli z Nim powiązani, nie byłoby w nas pragnienia modlitwy, pełnienia Jego woli i porządkowania naszego życia. Rodzi się jednak pytanie: Jakie więzy łączą mnie z Bogiem? Z Bogiem można być powiązanym nie tylko więzami miłości, ufności i oddania. Możemy być z Nim związani także lękiem o siebie, bezdusznym wykonywaniem obowiązków, poczuciem winy, obawą przed odrzuceniem itp. Z obawy o siebie możemy starać się być przed Bogiem bardzo „poprawnymi”, możemy spełniać pobożne praktyki, unikać okazji do grzechu.

Starszy syn z przypowieści o synu marnotrawnym bardzo skrupulatnie wykonywał wszystkie rozkazy ojca kierowany niewolniczą zależnością, a nie miłością. Będąc posłuszny ojcu we wszystkim, czuł się jednocześnie obcy i nieszczęśliwy w jego domu. Czuł się bardziej niewolnikiem niż kochanym i kochającym synem. Stwierdza: Nie przekroczyłem nigdy twojego nakazu (Łk 15, 29), ale jednocześnie wiele było w nim gniewu w stosunku do brata, wiele pretensji do ojca czy innych niezaspokojonych namiętności. Można być bardzo poprawnym zewnętrznie, a jednocześnie w sercu doświadczać głębokiego niezadowolenia z siebie, z bliźnich, z Boga.

Czy jestem zadowolony z „mojego Boga”, z mojego przeżywania Jego Osoby, Jego istoty? To ważne pytanie na czas tych rekolekcji. Bylibyśmy bardzo „niezadowoleni z Boga”, gdyby w naszej relacji z Nim zabrakło intymnych więzów miłości, zaufania i oddania. Ile w moim związaniu z Bogiem jest jeszcze lęku? Zobaczmy, jak wiele rzeczy robimy przede wszystkim z poczucia obowiązku.

Zanim będziemy prosić o pogłębienie i oczyszczenie naszych niedojrzałych więzi z Bogiem, chciejmy najpierw za nie podziękować. One są naszym darem i skarbem. Mimo wszystko jesteśmy z Bogiem związani. Tych niedojrzałych więzów nie trzeba nam więc lekceważyć i zrywać. Trzeba je docenić. Wszystkie więzy z Bogiem, także te naznaczone lękiem, poczuciem obowiązku i winy, trzeba przyjąć jako łaskę, na której możemy budować głębsze i mocniejsze więzi. Doceniając, trzeba je jednocześnie oczyszczać, uszlachetniać, pogłębiać. Byłoby rzeczą niebezpieczną, gdybyśmy usiłowali najpierw zrywać nasze niedoskonałe więzy z Bogiem, aby następnie budować nowe. Bywa nieraz, iż zachowujemy się wobec Boga jak niedojrzały i rozżalony nastolatek. Odkrywając ograniczoność miłości swoich rodziców, próbuje on od niej uciekać, zaprzeczać jej istnieniu, nieraz stara się ją nawet przekreślić. Ponieważ czuje się za mało kochany, ucieka z domu i tym samym pozbawia się jakiejkolwiek opieki i wsparcia.

Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę – schyliłem się ku niemu i nakarmiłem je. Chciejmy przez dłuższą chwilę kontemplować ten piękny obraz przedstawiony przez Proroka Ozeasza. Na ile obraz Ozeasza przypomina mi obraz mojego ojca, mojej matki? Czy opisane doświadczenie jest mi bliskie? Czy bliskie jest mi doświadczenie Boga jako miłości? Boga, który pochyla się nad tym, co kruche, ułomne, niedoskonałe, grzeszne? Czy w momentach słabości czuję się przez Boga kochany, akceptowany, wspomagany, podniesiony? Czy może przeciwnie – czuję się najpierw karcony, upokarzany, poniżany?

W zakończeniu medytacji przeprowadźmy potrójną rozmowę. Najpierw rozmawiajmy z Matką Najświętszą. Prośmy Ją, aby Ona – Matka Pięknej Miłości – naprowadzała nas na nieskończoną miłość Boga, dzięki której Ona sama stała się Matką Syna Bożego. To miłość Boga do człowieka leży u źródeł Wcielenia. Rozmawiajmy także z Jezusem, prosząc Go, by nam objawiał Oblicze swojego Ojca. Módlmy się ze św. Filipem Apostołem: Pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy. Prośmy, abyśmy przyjęli odpowiedź Jezusa: Kto Mnie widzi, widzi także i Ojca (J 14, 9). Rozmawiajmy wreszcie z Bogiem Ojcem. Proś-my Go, aby udzielił nam światła Ducha Świętego, byśmy byli w stanie odróżnić miłość w porządku ludzkim od nieskończonej miłości Boga Ojca. Miłość ludzka jest tylko bladym odbiciem Jego bezwarunkowej miłości. Prośmy, aby Jego łaska pozwoliła nam przekroczyć ograniczenia w ludzkiej miłości, byśmy mogli czuć się kochani „aż do końca”.

III. SŁUCHAJ, IZRAELU

Podszedł także jeden z uczonych w Piśmie, który się im przysłuchiwał, gdy rozprawiali między sobą. Widząc, że Jezus dobrze im odpowiedział, zapytał Go: „Które jest pierwsze ze wszystkich przykazań?” Jezus odpowiedział: „Pierwsze jest: Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz jest jedynym Panem. Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą” (Mk 12, 28-30).

Modlitwa przygotowawcza: „Prosić Boga, Pana naszego, aby wszystkie moje zamiary, decyzje i czyny były skierowane w sposób czysty do służby i chwały Jego Boskiego Majestatu” (Ćd 46).

Obraz do medytacji: Przedstawmy sobie Jezusa, który daje nam przykazanie miłości. Możemy w tym celu posłużyć się ikoną Jezusa Nauczyciela.

Prośba o owoc medytacji: Prośmy o poznanie, co winno być pierwsze w naszym życiu. Prośmy też o prawdziwe rozeznanie naszej hierarchii wartości.

1. Pierwsze ze wszystkich przykazań

Które jest pierwsze ze wszystkich przykazań? – pyta uczony w Piśmie. Pytanie to oddaje powszechny problem wszystkich ludzi. Właściwie każdy zastanawia się, co jest dla niego najważniejsze. W konkrecie naszej codzienności pytanie o to zadajemy sobie nieraz bardzo często. Dokonując różnych wyborów życiowych, musimy się odwołać do konkretnych kryteriów, norm, zasad i wartości.

Uczony w Piśmie pyta Jezusa o pierwsze ze wszystkich przykazań, ponieważ zauważył, że Jezus dobrze odpowiedział saduceuszom w sprawie zmartwychwstania. Zadaje więc to pytanie Komuś, kto okazał się wiarygodny w innych ważnych ludzkich sprawach. Ewangelia odsłania nam w ten sposób jedną z ważniejszych prawd: nie można „byle gdzie”, „byle kogo” i „byle jak” pytać o najważniejsze sprawy ludzkiego życia.

Nie możemy pytać o „rzeczy najważniejsze” tylko samych siebie. Zamykając się w sobie, we własnym myśleniu i odczuwaniu, nie znajdziemy pełnej odpowiedzi na ważne pytania. Trzeba nam otworzyć się na Boga i Jego słowo. I choć odpowiedź na pytanie, co jest „pierwsze i najważniejsze”, przychodzi przez nasze ludzkie serce, przez jego najgłębsze pragnienia i tęsknoty, to jednak samo serce nie jest ostatecznym źródłem tej odpowiedzi. Popełniamy nieraz wiele poważnych życiowych błędów tylko dlatego, iż odpowiedzi na najważniejsze pytania szukamy u przypadkowych osób, przypadkowych „mistrzów”. W takiej sytuacji nierzadko otrzymujemy też przypadkowe odpowiedzi. I te właśnie przypadkowe, niesprawdzone odpowiedzi bywają często przyczyną wielu naszych dramatów.

Czy interesuje mnie tak naprawdę, jaki jest fundament mojego życia? Na „kim” lub „na czym” jest ono budowane? Dokąd ono zmierza? Czy nie uciekam od ważnych pytań, które stawia mi życie? Chciejmy sobie przypomnieć momenty, w których zadaliśmy sobie te pytania w sposób bardzo wyraźny. Czy nie żyję z dnia na dzień, lekceważąc zasadniczy cel i sens swojego życia? Czy moim życiem nie kierują przypadki, „szczęśliwe” lub „nieszczęśliwe” zbiegi okoliczności?

Życiowy nieporządek, nieład i niepokój wynikają nierzadko właśnie z braku jasno postawionego pytania, co jest dla nas najważniejsze. Nasze plany, decyzje i działania będą często krótkowzroczne, jeżeli zabraknie odpowiedzi na te pytania. Jeżeli chcemy prowadzić życie pełne ładu i pokoju, musimy mieć wizję naszego życia, musimy wiedzieć, skąd ono pochodzi i dokąd zmierza.

Patrząc na wielu ludzi, można odnieść wrażenie, że sens ich życia zamyka się w kręgu codziennych zajęć: pracy, posiłków, obowiązków wobec najbliższych, rozrywki, małych przyjemności… Właśnie dlatego, że życie zamyka się w tym ciasnym kręgu codziennych czynności, tak szybko staje się ono nużące i przykre. Wielu ludzi nienawidzi swojego życia. Osoby znużone życiem szukają mocnych doznań i wrażeń, dzięki którym mogłyby trochę urozmaicić i ożywić to swoje „mało ciekawe” życie. Współczesna cywilizacja ofiaruje nam wiele takich mocnych wrażeń dla ubarwienia naszego „nudnego” życia. To jednak „ubarwienia” sztuczne, trwające bardzo krótko.

Po mocnych wrażeniach i doznaniach przychodzi większe zmęczenie, jeszcze większa jałowość i nuda. Viktor E. Frankl, austriacki psychiatra, twórca logoterapii, nazywa ową nudę „pustką egzystencjalną”. Stwierdza, że jest ona główną chorobą współczesnego człowieka. Tę pustkę Frankl łączy z brakiem poczucia sensu i celu życia. Pustka egzystencjalna ma zwykle ścisły związek z pewną „bezmyślnością”, czyli z brakiem „jasnej myśli”, jasnej wizji życia, z brakiem całościowego „oglądu swojej egzystencji”. Życie człowieka, jako istoty wolnej i rozumnej, wymaga spojrzenia dalekowzrocznego i integralnego. Spojrzenia, które objęłoby zarówno „początek”, czyli genezę życia, jak i koniec życia, czyli cel ostateczny.

Aby położyć fundament życia, trzeba nabierać dystansu – choćby minimalnego – do ludzkich emocji, lęków, potrzeb i zagrożeń. Nie zdobędziemy odpowiedzi na pytanie, co jest najważniejsze w naszym życiu, jeżeli poddamy się lękowi, jeżeli będziemy tkwić pośród pożądań. Trzeba wznieść się ponad wszystkie emocje, by móc mądrze zadać pytanie i szukać na nie mądrej odpowiedzi.

2. Bóg mówi, człowiek słucha

Pierwsze jest: Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz jest jedynym Panem. Odpowiedź Jezusa na pytanie, co jest najważniejsze w naszym życiu, nie pozostawia cienia wątpliwości. Pierwsze jest „słuchanie Boga”. Podstawę wiary stanowi prawda: Bóg mówi, człowiek słucha; Bóg daje, człowiek przyjmuje; Bóg działa, człowiek podlega działaniu; Bóg kocha, człowiek pozwala się kochać. Nigdy odwrotnie.

Przesiąknięci aktywizmem łatwo nieraz zmieniamy kierunek ustalony przez Boga. Zamiast najpierw słuchać Boga, zaczynamy sami do Niego mówić. Zamiast pozwolić się kochać, próbujemy udowadniać Mu najpierw naszą miłość. Zamiast dostrzegać Jego działanie w naszym życiu, sami pierwsi rzucamy się w wir działania. Zamiast przyjmować Boże dary i cieszyć się nimi, usiłujemy sami dawać. Jak faryzeusz modlący się w świątyni szukamy w ten sposób potwierdzenia własnej wielkości we własnym mówieniu, kochaniu, działaniu.

Fundamentem naszego życia jest pierwszeństwo Boga, pierwszeństwo Jego słowa i działania, pierwszeństwo Jego miłości i obecności. Zafałszowanie fundamentu wiary powoduje jednocześnie zafałszowanie samej wiary. Nasza wiara bywa bardzo płytka, banalna, dlatego że najpierw sami dużo mówimy do Boga, nie słuchając Go. Zapewniamy, iż bardzo Go kochamy, choć wcale nie czujemy się kochani przez Niego. Bardzo dużo robimy dla Boga, chociaż nie widzimy, co On czyni dla nas.

Kiedy mimo wszystko próbujemy mówić do Boga, okazywać Mu naszą miłość, dawać Mu dary, działać dla Niego, wówczas szybko odkrywamy nasze wewnętrzne ubóstwo. Dostrzegamy, że jesteśmy wewnętrznie puści i jałowi. Jednak owo doświadczenie pustki i ubóstwa jest bardzo cenne. Nigdy nie powinniśmy go lekceważyć. Naprowadza nas ono bowiem na potrzebę otwarcia się na Boga i Jego miłość. Tylko w niej możemy ukoić skołatane i niespokojne serce. Odczucie pustki przypomina nam, że fundamentem ludzkiego życia jest słuchanie Boga.

Nie możemy mówić sensownie do Boga, zanim Go nie usłyszymy. Nie możemy Go kochać, zanim sami nie pozwolimy Mu się pokochać. Nie możemy działać dla Niego, zanim nie przyjmiemy Jego działania. Nasze mówienie do Boga jest bowiem tylko odpowiadaniem na Jego słowo. Nasze dawanie jest dzieleniem się z Nim Jego własnymi darami. Nasze działanie jest współdziałaniem z Nim. Nasze kochanie jest odpowiadaniem miłością na miłość. W relacji człowieka z Bogiem inicjatywa należy zawsze najpierw do Boga.

Zadajmy sobie w tej medytacji pytania: Co bardziej liczy się w moim życiu – moje działanie czy działanie Boga; moja miłość do Niego czy doświadczanie Jego miłości; moje słowa wypowiadane przed Nim czy słuchanie Jego słowa? Czym bardziej przejmuję się w życiu: działaniem Pana Boga czy swoim działaniem; miłością Boga do mnie czy też moją miłością do Niego? Czy w mojej modlitwie nie ulegam pokusie wielu słów, które najczęściej nie oddają w pełni mojego życia? Czy w moim doświadczeniu wiary nie ma postawy moralizatorskiej, która każe zmieniać życie tylko dlatego, by udowodnić sobie własną doskonałość? Czy moje życie duchowe nie jest najpierw szukaniem moralnej poprawności?

Autentyczna moralność winna być owocem spotkania z Bogiem i owocem Jego działania w nas. Doświadczając miłości Boga, spontanicznie dostrzegamy grzech i widzimy potrzebę walki z nim.

3. Pan Bóg jest nasz

Pierwsze jest: Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz jest jedynym Panem. W odpowiedzi Jezusa zwróćmy uwagę na ważne słowo „nasz”. Jezus tym jednym słowem pragnie powiedzieć, że Bóg jest „nasz”, Bóg jest „mój”. Prawda, że Bóg jest „nasz”, „mój”, to wielka Dobra Nowina pierwszego przykazania; to istota Ewangelii. To, co ma być „pierwsze” w życiu człowieka, nie jest mu więc obce, nie przebywa gdzieś daleko w górze, nie leży też gdzieś głęboko w otchłani. „Pierwsze” w ludzkim życiu – jak mówi św. Augustyn – jest „bliższe człowieka niż człowiek sam siebie”.

W Księdza Powtórzonego Prawa Jahwe mówi: Polecenie […], które ja ci dzisiaj daję, nie przekracza twych możliwości i nie jest poza twoim zasięgiem. Nie jest w niebiosach, by można było powiedzieć: Któż dla nas wstąpi do nieba i przyniesie je nam, a będziemy słuchać i wypełnimy je. I nie jest za morzem, aby można było powiedzieć: Któż dla nas uda się za morze i przyniesie je nam, a będziemy słuchać i wypełnimy je. Słowo to bowiem jest bardzo blisko ciebie: w twych ustach i w twoim sercu, byś je mógł wypełnić (Pwt 30, 11-14).

Jeżeli rozmijamy się z Bogiem, to nie z powodu Jego wielkiego oddalenia od nas, ale wprost przeciwnie – z powodu Jego niesamowitej bliskości. „Nowicjusze” w poznawaniu Boga zwykle szukają Go tylko „na zewnątrz” w świecie, przyrodzie, bliźnich, rozmijają się natomiast z Nim we własnym sercu. Odkrywanie Boga łączy się z jednoczesnym odkrywaniem samego siebie. Człowiek musi wiedzieć, kim jest i jaki jest, aby mógł dogłębnie poznać i doświadczyć prawdy, że Pan Bóg jest „nasz”, „mój”.

Pierwsze jest: Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz jest jedynym Panem. Wróćmy do historii naszego życia i chciejmy dostrzec chwile i miejsca doświadczenia bliskości Boga. Nie jest ważne, czy nasza wiara była wówczas dojrzała, czy nie. Liczy się samo doświadczenie bliskości, intymności. Spróbujmy zauważyć, czy doświadczenie bliskości Boga narastało w nas, powiększało się, było coraz częstsze, intensywniejsze, czy też może przeciwnie – wygasało, pomniejszało się, było coraz rzadsze. Jeżeli człowiek ucieka od Boga, to właśnie dlatego, że brak mu doświadczenia Jego bliskości, Jego intymności.

Pytajmy siebie, czy cenimy momenty bliskości i intymności Boga? Czy powracamy do nich w chwilach trudnych? Momenty bliskości są nam dane jako pomoc, jako drogowskazy na chwile zagubienia, niepewności. Chwile pocieszenia są nam dane jako umocnienie na chwile smutku i strapienia.

Dziękujmy jednocześnie Bogu za to, że On sam oraz Jego słowo jest tak blisko nas: w zasięgu naszego umysłu i naszego serca.

4. Pan Bóg jest jedyny

Pierwsze jest: Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz jest jedynym Panem. To, co pierwsze i najważniejsze w życiu człowieka, jest jednocześnie „jedyne” – mówi Jezus. Izrael, oglądając bożki narodów pogańskich, kuszony jest do odrzucenia prawdy o jedyności swego Boga. Izraelitom trudno jest uwierzyć, że tylko ich Bóg jest prawdziwy, wyjątkowy, jedyny. Gotowi są przyjąć, że ich Bóg jest największy spośród bogów. Trudno im jednak uwierzyć, że On istnieje naprawdę jako „jedyny”.

Izrael jako mały naród chciał być podobny do innych wielkich narodów, które miały wielu bogów. Naród wybrany doświadczał swoistego kompleksu „inności swojego Boga”. Nie umiał się pogodzić z prawdą o absolutnej odmienności Boga Jahwe. Podobnie jak Izraelici, my również nie jesteśmy najpierw kuszeni do ateizmu, do „czystej niewiary”. Ateista, chcąc być uczciwy wewnętrznie, musiałby sobie uzasadnić swój ateizm. Czysty ateizm jest pewną formą wiary. O wiele „prostszym” rozwiązaniem „problemu Boga” jest włączenie Go w wielość różnych idei, potrzeb i pragnień człowieka.

Niewielu stwierdza, że Bóg jest nieważny w ludzkim życiu. Niemal wszyscy mówimy, że Bóg jest bardzo ważny. Najczęściej jednak stawiamy Go pośród innych „ważnych” spraw życiowych. Mówimy: w życiu liczy się rodzina, przyjaźń, studia, praca, pieniądze, kariera, przyjemność… i liczy się także Pan Bóg. Jeżeli jednak Bóg zostaje włączony „pośród” inne ludzkie sprawy, przestaje być Bogiem jedynym. Kiedy zaś Bóg nie jest „jedyny” w życiu człowieka, przestaje być Bogiem „prawdziwym”. Bogiem prawdziwym może być tylko Bóg „jedyny”: Ja jestem Pan, Bóg twój […]. Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie! (Wj 20, 2-3).

Łatwo przyjąć Boga jako jednego z wielu bogów. Natomiast szalenie trudno przyjąć, że On jest „jedyny” i wszystko inne winno być Mu poddane. Kiedy człowiek stawia „cudzych bogów” obok Jahwe, prawdziwa wiara staje się już niemożliwa. Zaczyna się bowiem manipulowanie Bogiem jedynym.

Mistycy, święci, ludzie w obliczu własnej śmierci, którą przyjmują z zaufaniem, najpełniej przenikają prawdę, iż Bóg jest jedyny i nic nie może być postawione obok Niego. Nam, zanurzonym w codzienność pełną przywiązań i ludzkich słabości, z trudem udaje się intelektualnie zrozumieć, a jeszcze trudniej przyjąć sercem prawdę o „absolutnym pierwszeństwie” Boga we wszystkich płaszczyznach życia.

Jeżeli nawet wewnętrznie doświadczamy tajemnicy Jedynego Boga, to jednak codzienność pokazuje, iż nasze praktyczne działanie nie odpowiada wewnętrznym przeżyciom. Doświadczenie jedyności Boga rodzi się stopniowo, powoli. Trzeba głęboko pragnąć i usilnie się trudzić, aby odrzucić „cudzych” bogów i móc doświadczyć, że Bóg nasz jest jedyny zawsze i we wszystkim.

Kiedy doświadczamy Pana Boga jako jedną z wielu naszych ważnych spraw, wówczas najczęściej traktujemy Go instrumentalnie. Włączamy Go w załatwianie naszych życiowych spraw: pracy, zdrowia, mieszkania, dobrego samopoczucia itd. Usiłujemy Go wikłać w osobiste konflikty i namiętności. Pozwalamy Mu „łaskawie” łatać nasze różnorakie życiowe dziury i rozwiązywać rozliczne problemy. W takim układzie to nie Pan Bóg kieruje naszym życiem, ale raczej my usiłujemy kierować Jego działaniem. To nie Bóg dyktuje człowiekowi swoją wolę, ale raczej człowiek dyktuje Panu Bogu własną. Kiedy mimo wszystko szukamy Boga, On stopniowo odsłania przed nami swoje prawdziwe Oblicze. Wówczas zaczynamy rozumieć, kim winien być Bóg w naszym życiu.

5. Hierarchia wartości naszego życia

A teraz bardzo ważne ćwiczenie w tej medytacji. Zachęcam, aby poświęcić mu tyle czasu, ile każdy będzie potrzebował. Ćwiczenie to może być dla nas ważnym krokiem w dalszej dynamice rekolekcyjnej. Przed rozpoczęciem go chciejmy modlić się szczerze do Ducha Świętego o wielkie światło, o ducha prawdy, szczerość, zaangażowanie i hojność serca. Prośmy też, abyśmy byli bardzo uczciwi, robiąc to ćwiczenie; byśmy mieli odwagę uznać i przyjąć to, co Pan Bóg zechce nam powiedzieć o nas samych, o naszym związku z Nim.

Przygotujmy sobie najpierw kilkanaście – kilkadziesiąt małych karteczek, skrawków papieru. Następnie chciejmy w sposób bardzo spontaniczny wypisać na nich to, co jest ważne w naszym życiu. Róbmy to bardzo odruchowo. Nie zastanawiajmy się zbyt długo nad tym, co chcemy wymienić. Spontaniczność jest bardzo ważnym elementem pierwszej części tego ćwiczenia. Im mniej będziemy się zastanawiać, tym nasze skojarzenia mogą być prawdziwsze.

Zachęcam, aby wypisać wszystkie ważne sprawy i problemy. Nie tylko te piękne, którymi moglibyśmy się pochwalić przed innymi, ale także mało chlubne, których moglibyśmy się wstydzić. Trzeba nam zauważyć to wszystko w naszym życiu, o czym często myślimy, na czym przyłapujemy się w naszych marzeniach, snach lub też to, co samo narzuca się nam w naszych niepokojach. Zauważmy także różnorakie pokusy, od których uciekamy. Wszystkie te sprawy są istotne, ponieważ zajmują nasze serce, zabierają nam czas, pochłaniają naszą energię.

W drugiej części tego ćwiczenia prośmy o przenikliwość i jasność poznania. Następnie zaś chciejmy ułożyć z małych zapisanych karteczek, jakby z małych cegiełek, piramidę – hierarchię wartości. Zacznijmy od „wartości” najmniej liczących się w życiu, które wypisaliśmy „jakby przypadkowo”. Co jest dla mnie najmniej ważne? Czemu najmniej poświęcam czasu, sił, energii, myśli, uczuć? Na nich, nieco wyżej, ułóżmy „wartości”, które zajmują już więcej naszej uwagi, sił i czasu. I tak stopniowo układajmy w górę nasze „cegiełki”. Im wyżej chcemy położyć jakąś „wartość”, tym głębiej chciejmy sobie uzasadnić, że jest to dla niej właściwe miejsce. Zwróćmy jednak uwagę, by nasza hierarchia wartości nie miała charakteru życzeniowego i intelektualnego. Winna ona odzwierciedlać aktualny stan ducha oraz opisywać stan serca i umysłu.

Kończąc to ćwiczenie, polećmy Bogu jego owoce. Prośmy, abyśmy z większą świadomością i zaangażowaniem odpowiadali sobie na podstawowe pytanie, co w naszym życiu jest najważniejsze.

Na zakończenie medytacji rozmawiajmy z Matką Najświętszą. Oddajmy w Jej ręce owoc naszych rozmyślań. Rozmawiajmy także z Jezusem, dla którego Ojciec był zawsze jedyną i najwyższą wartością. Prośmy Chrystusa o wewnętrzne pragnienie naśladowania Go w Jego szukaniu i pełnieniu woli Ojca. Wreszcie rozmawiajmy z Bogiem Ojcem, prosząc Go, aby swoją miłością pociągał nas ku sobie, by Jego miłość stawała się dla nas najważniejszym kryterium wszystkich wyborów życiowych.

IV. BĘDZIESZ MIŁOWAŁ PANA, BOGA SWEGO

Jeden z uczonych w Piśmie […] zapytał Go: „Które jest pierwsze ze wszystkich przykazań?” Jezus odpowiedział: „Pierwsze jest: Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz jest jedynym Panem. Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą” (Mk 12, 28-30).

Modlitwa przygotowawcza: „Prosić Boga, Pana naszego, aby wszystkie moje zamiary, decyzje i czyny były skierowane w sposób czysty do służby i chwały Jego Boskiego Majestatu” (Ćd 46).

Obraz do medytacji: Przedstawmy sobie obraz Jezusa nauczającego tłumy.

Prośba o owoc medytacji: Prośmy o poznanie, że najgłębszym sensem naszego życia jest miłość Boga, która jest źródłem każdej ludzkiej miłości.

1. Miłowanie Boga

Jezusowe Będziesz miłował jest odpowiedzią na Słuchaj, Izraelu. Kiedy wchodzimy w słuchanie Boga i Jego słowa, kiedy słyszymy Dobrą Nowinę o miłości Boga, wówczas spontanicznie rodzi się w nas pragnienie miłowania. Miłość rodzi miłość. Miłość przyjęta w sposób prawdziwy domaga się odpowiedzi. Przykazanie Będziesz miłował jest tylko odpowiedzią. Będziesz miłował nie rodzi się więc z inicjatywy człowieka. Nie jest najpierw ludzką decyzją, ale spontanicznym odruchem przyjętej miłości samego Boga.

Będziesz miłował jest przykazaniem. Jednak zanim Będziesz miłował stało się przykazaniem – a stało się nim po grzechu Adama – było zapisane w ludzkim sercu. Będziesz miłował wypływa ze stwórczego aktu Boga. Tak właśnie Bóg stworzył człowieka, że bez miłości nie może istnieć. Aby żyć, człowiek musi kochać. Wielu współczesnych myślicieli zgodnie twierdzi, że miłość jest bardziej fundamentalna dla człowieka niż samo istnienie. To miłość jest źródłem istnienia.

Człowiek przychodzi na świat dzięki miłości swoich rodziców. Z ich miłości rodzi się nowe życie. Kiedy bywa inaczej, często jest to wówczas życie bardzo zranione. Nienawiść jest zawsze formą zawiedzionej, sfrustrowanej miłości. Rodzi się ona najczęściej jako reakcja na niespełnione potrzeby miłości. Nienawiść to „zepsuta” miłość. Będziesz miłował jest wezwaniem do uznania miłości za jedyne dobro, za źródło życia i szczęścia. Miłowanie staje się źródłem szczęścia. Im intensywniejsza miłość, tym intensywniejsze szczęście. Zakochani młodzi ludzie, jak też zakochani w Bogu mistycy deklarują zawsze, iż są najszczęśliwszymi ludźmi na ziemi. Kiedy kochamy, nie mamy problemu z odczytaniem sensu naszego życia.

Celu i sensu naszego życia nie stanowi jednak jakakolwiek miłość, ale miłość Boga: Będziesz miłował Pana, Boga swego – mówi Jezus. Boską miłość mamy uznać za nasze najwyższe dobro. W niej mamy widzieć jedyne dobro, źródło życia i szczęścia. Jezus zaprasza nas, abyśmy uznali, iż żyjemy dzięki miłości Boga.

Kiedy czujemy się poranieni, nieakceptowani, niekochani przez ludzi, wówczas doświadczenie miłości Boga może stać się dla nas źródłem leczenia zranień w ludzkiej miłości. Doświadczenie miłości Boga daje nam wolność wobec ludzkiej miłości. Wobec jej ograniczeń, braków i słabości. Człowiek nie zależy w jakiś absolutny sposób od miłości drugiego człowieka także wówczas, kiedy jest z nim złączony silnymi więzami małżeńskimi, rodzinnymi czy też przyjacielskimi. Żadna ludzka miłość nie ma absolutnej wartości. Życie nie traci sensu nawet wtedy, gdy bywamy zdradzani i odrzucani. To z pewnością doświadczenie bardzo bolesne, nie może ono jednak zaprzeczać wartości naszego życia. Zamach na własne życie spowodowany odmową miłości osoby kochanej jest bezsensowny.

Przykazanie Będziesz miłował Pana, Boga swego mówi, iż człowiek nie może żądać od swego bliźniego takiej zależności, jakiej domaga się od niego sam Bóg. Między ludźmi istnieje wzajemna równość. Przed Bogiem wszyscy jesteśmy równi. Doświadczenie braterstwa rodzi się z przekonania, że to Bóg dał człowiekowi życie i ono należy tylko do Niego. Słońce świeci, deszcz pada zarówno dla dobrych, jak i dla złych (por. Mt 5, 45). Głębokie doświadczenie zależności od Boga stanowi ogromną siłę dla osób, które muszą się bronić nieraz przed naciskiem i manipulacją ze strony swoich bliskich.

Kiedy rodzice uważają, że ich dzieci należą całkowicie do nich, kiedy mąż sądzi, że jest panem swojej żony, kiedy żona narzuca się mężowi ze swoimi uczuciowymi potrzebami, kiedy przyjaciel chce całkowicie zawładnąć wolnością przyjaciela – wówczas łatwo może dojść do wzajemnej manipulacji, nadużyć i niesprawiedliwości. Dzieci nie są własnością rodziców, choć od nich w jakimś zakresie zależą. Dojrzali rodzice zdają sobie z tego sprawę i uczą swoje dzieci stopniowego korzystania z osobistej wolności. Sztuka korzystania z wolności wyznacza jeden z najważniejszych celów dobrego wychowania dziecka.

Będziesz miłował Pana, Boga swego. To właśnie doświadczenie miłości Boga daje nam wewnętrzną niezależność. Bylibyśmy wolni wobec ludzi, gdybyśmy rzeczywiście doświadczyli miłości Boga. Usiłujemy nieraz zniewalać bliźnich naszymi wielorakimi emocjonalnymi potrzebami właśnie dlatego, że nie czujemy się kochani przez Boga. Prośmy w obecnej medytacji o głębokie pragnienie miłowania Boga, szukanie najpierw Jego obecności, Jego woli i Jego miłości. Naszych bliźnich zaś, których spotykamy na naszej drodze życia, możemy kochać z Bogiem i tylko „dzięki Bogu”. Jego miłość jest bowiem ostatecznym źródłem każdej miłości.

2. Integralność w miłości Boga

Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą. Zauważmy, że Jezus mówi o pełnej miłości, o miłości rozumianej integralnie. Wszystko w ludzkim życiu powinno być przesiąknięte miłością. Wszystko winno być nią ogarnięte. Miłość domaga się wszystkiego: całej osobowości, całego ludzkiego życia, całego ludzkiego czasu. Stąd też Jezus mówi: „Będziesz miłował całym sercem, całą duszą, całym umysłem, całą swoją mocą” – to znaczy uznasz, że wszystkie płaszczyzny twojego życia są przejawem nieskończonej miłości Boga. Uznasz, że nie ma w tobie nic, co nie byłoby przejawem miłości Boga.

Jezus nie mógł powiedzieć: „Możesz miłować Pana Boga swego tylko swoim umysłem albo tylko sercem”. Nakaz miłowania „częścią” osoby byłby sprzeczny sam w sobie. W pierwszym przykazaniu mamy do czynienia z zasadą integralności ludzkiej miłości. Miłość domaga się integralnego traktowania osoby. „Integralność ta zapewnia jedność osoby i sprzeciwia się wszelkiemu raniącemu ją postępowaniu. Nie toleruje ani podwójnego życia, ani podwójnej mowy”2 – stwierdza Katechizm Kościoła Katolickiego. Czystość w sferze ludzkiej miłości i seksualności Katechizm określa jako „osiągniętą integrację płciowości w osobie, a w konsekwencji wewnętrzną jedność człowieka w jego bycie cielesnym i duchowym” (KKK 2337).

Stąd tak ważną rzeczą jest, byśmy porządkowali i uzdrawiali poszczególne płaszczyzny naszej osobowości, by móc je poddać najpierw miłości Boga, a w Bogu także i miłości ludzi. Nasz duch, serce, umysł, uczucia, wola i zmysły mają stać się miejscem przyjmowania i dawania miłości – najpierw miłości Boga, później miłości ludzi. Aby miłość w naszym życiu była możliwa, jest rzeczą konieczną „prostowanie” naszego myślenia, uzdrawianie naszych uczuć, porządkowanie naszej zmysłowości, panowanie nad ciałem, aby wszystko w nas mogło być integrowane wokół miłości.

Zasada integralności, spójności ujawnia się w każdej prawdziwej miłości. Jeżeli w jakimś doświadczeniu, które określa się mianem miłości, brakuje tej zasady, to brakuje samej miłości. Słowo „miłość” bywa wówczas nadużyciem. Zasadę integralności w miłości dobrze odsłania analiza miłości małżeńskiej. Małżonkowie pragną posiadać się całkowicie i wyłącznie, integralnie. Nawet jeden akt zdrady głęboko rani współmałżonka, ponieważ odsłania brak miłości. Ze zdrady nie można się „wytłumaczyć”. Nie można za nią po prostu „przeprosić”. Po każdej zdradzie konieczne staje się wielkie leczenie serca, by uzdolnić je na powrót do miłości.

Jezus mówi o miłowaniu we wszystkich płaszczyznach: całym sercem, całą duszą, całym umysłem, ze wszystkich sił. W każdej z tych płaszczyzn chodzi o całkowite oddanie. Słowo „całym” – „całą” powtarza się tu kilkakrotnie. Jezus pragnie w ten sposób powiedzieć, że w miłości nie można niczego zatrzymać dla siebie. Miłość oddaje wszystko. Osoby kochające się naprawdę mówią sobie wzajemnie: „Wszystko moje jest twoje, a twoje jest moje”. Ojciec z przypowieści o synu marnotrawnym powie synowi pierworodnemu: Wszystko, co moje, do ciebie należy (Łk 15, 31). Miłość Jezusa do uczniów wyraża się również w tym, że wszystko, co usłyszał od swojego Ojca, objawił im (por. J 15, 15). W pełnej miłości chodzi o całkowite przenikanie się osób. Człowiek zostaje przeniknięty Bogiem, a Bóg człowiekiem.

Integralność miłości człowieka do Boga pięknie podkreśla św. Franciszek z Asyżu w jednej ze swoich zakonnych reguł: „Z całego serca, z całej duszy, z całego umysłu, z całej siły i mocy, ze wszystkich sił, całym wysiłkiem, całym uczuciem, całym wnętrzem, wszystkimi pragnieniami i całą wolą kochajmy wszyscy Pana Boga, który dał i daje nam wszystkim całe ciało, całą duszę i całe życie, który nas stworzył, odkupił i zbawił nas tylko ze swego miłosierdzia, który nam nieszczęsnym i nędznym, zepsutym i cuchnącym, niewdzięcznym i złym wyświadczył i wyświadcza wszelkie dobro”.

W świetle rozważanego przykazania chciejmy podjąć rozeznanie naszej miłości do Boga. Chciejmy dostrzec, jak bardzo jest ona podzielona, rozdarta pomiędzy nasze ludzkie namiętności i nasze duchowe dążenia. Jak bardzo rozdwojone jest nasze myślenie pomiędzy nieuporządkowanymi potrzebami a dążeniem do prawdy. Jakżeż często racjonalizujemy nasze namiętności. Jakże podzielona jest także nasza zmysłowość pomiędzy jej własnymi dążeniami a celami, którym winna służyć. Nasza zmysłowość, miast służyć miłości, służy raczej uśmierzaniu naszych niepokojów i lęków. Nadużycia naszej zmysłowości – nadużywanie jedzenia, alkoholu, nadużycia seksualne – to przejaw wewnętrznego rozdarcia.

W tym kontekście chciejmy zauważyć, jak daleko nam do pełnej, doskonałej miłości. Pierwsze przykazanie rozumiane w całej swojej głębi może nas skutecznie wyleczyć z lekkomyślnego szafowania słowem „miłość”. Nasze „szlachetne słowa” kierowane do Boga – „Kocham Cię całym sercem i wszystko Ci oddaję” – wyrażają bardziej nasze pragnienia i myśli niż wewnętrzną rzeczywistość. I chociaż nasze słowa o miłości mogą być piękne, to jednak – jak mówi św. Ignacy Loyola – „miłość winno się zakładać więcej na czynach niż na słowach” i myślach (Ćd 230). Miłość Boga nie może być budowana na odczuciach i subiektywnych wrażeniach. Zwraca nam na to uwagę sam Jezus, przypominając, iż nie każdy, kto mówi Mi: „Panie, Panie!”, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie (Mt 7, 21).

Pan Bóg jako pierwszy kocha nas „całym sercem, całą duszą, całym umysłem, całą swoją mocą”. To najpierw Jego miłość jest integralna i pełna. Najpełniejszy „dowód” owej integralnej miłości do człowieka dał w tajemnicy Wcielenia swego Syna. Bóg angażuje rzeczywistość stworzoną, aby objawić odwieczną, tajemniczą rzeczywistość swojej Boskiej miłości do nas.

Prośmy, byśmy z pokorą przyjęli, że przykazanie miłości Boga całkowicie nas przekracza. Przekracza nasze możliwości rozumienia i zrealizowania go w naszym życiu. Prośmy także, byśmy zgodzili się, że o naszych ludzkich siłach nie jesteśmy zdolni do takiej miłości. Nasza bezradność wobec tego przykazania sprawia, że zaczynamy traktować Boga i Jego miłość bardzo serio. Zaczynamy też poważnie traktować słuchanie słowa Bożego. Bez wiernej medytacji słowa Bożego, wspomaganej nieustannie Bożą łaską, nie możemy nauczyć się kochać. Sam Jezus mówi, że bez Niego nic dobrego uczynić nie możemy (por. J 15, 5).

Prośmy o pokorną zgodę na ubóstwo naszej miłości. Proś-my także, byśmy nie ulegali niepokojowi, który może wzbudzać w nas pycha, niezadowolona z takiej „oceny” naszej miłości do Boga i ludzi. Pierwsze przykazanie staje przed nami jako wielkie zadanie i jednocześnie jako wielka obietnica. Jezus, zapraszając nas do tak niezwykłej miłości, obiecuje nam, iż przy Jego łasce możemy ją wprowadzić w nasze życie. Bóg nie stawia przed człowiekiem zadań, które byłyby niemożliwe do wykonania.

3. Tylko Bóg jest Bogiem

Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą – to znaczy również: „otworzysz się całkowicie na Boga dającego życie, otworzysz się na dobro i szczęście płynące od Niego, powierzysz Mu swój los bez żadnych zastrzeżeń, bez stawiania Mu jakichkolwiek warunków”. Człowiek nie może stawiać warunków Bogu, ponieważ On również w swej nieskończonej miłości do człowieka nie postawił mu żadnego warunku. Jego miłość jest bezwarunkowa. Bóg zaś okazuje nam swoją miłość [właśnie] przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami. Tym bardziej więc będziemy przez Niego zachowani od karzącego gniewu, gdy teraz przez krew Jego zostaliśmy usprawiedliwieni (Rz 5, 8-9) – mówi św. Paweł.

Grzech człowieka nie jest „ograniczeniem” dla miłości Boga. Bóg nas bowiem ukochał jako grzeszników. Słabość moralna jest ograniczeniem dla człowieka w przyjmowaniu miłości Boga. Grzech w swej istocie to zawsze dobrowolna rezygnacja z miłości Stwórcy. Egzystencjalna nuda, życiowe frustracje przeżywane przez człowieka – wszystko to przychodzi jako owoc podzielonego umysłu i serca; podzielonego pomiędzy Boga i mamonę, ducha i ciało. Nie można żyć szczęśliwie, nie powierzając całego swego życia Źródłu wszelkiego szczęścia – Bogu. Życie ludzkie nie może być dobre, jeżeli człowiek nie otwiera się na Źródło samego dobra – na Boga i Jego miłość.

Jeśli człowiek nie uzna miłości Boga za naczelny cel i naczelną wartość swego życia, wówczas ubóstwi jakąś względną wartość ludzką. Odrzucając Boga, kreuje jednocześnie w swym życiu jakiegoś bożka. Jednak to, co staje się bożkiem człowieka, staje się zarazem jego przekleństwem. Ubóstwiona ludzka rzeczywistość obraca się zawsze przeciwko człowiekowi. Każda ludzka rzeczywistość, która zostaje wyniesiona ponad Boga, staje się natychmiast wrogiem człowieka. Niszczy go i zabija. Aby to dostrzec, wystarczy się odwołać do prostej analizy egzystencjalnej wielu ludzkich sytuacji i zachowań. Pieniądze, kariera, alkohol, seksualność – choć są to rzeczywistości „same w sobie dobre”, to jednak gdy stają się wartościami nadrzędnymi, obracają się przeciwko człowiekowi i niszczą jego życie. Także miłość do człowieka – choć jest jedną z najważniejszych wartości, jeżeli zostaje ubóstwiona i postawiona na miejscu Boga, staje się źródłem ludzkiego piekła. Kiedy matka ubóstwi swoje dziecko, zniszczy je. Kiedy mąż ubóstwi żonę, wówczas zadręczy ją swoją zazdrością.

Bożkiem człowieka może stać się także jego cierpienie, poczucie krzywdy, zranienia, chęć zemsty. Istnieje jakaś demoniczna pokusa pielęgnowania nieszczęścia i poczucia skrzywdzenia. Oto pewien przykład. Jeden z kapelanów więziennych opowiadał mi kiedyś znamienną wypowiedź pewnego więźnia. W rozmowie z nim ksiądz nalegał, aby przebaczył komuś, kto go w przeszłości ciężko skrzywdził. Więzień skutecznie opierał się temu naleganiu. W pewnej chwili, w przypływie szczerości, powiedział wprost: „Proszę księdza, gdybym przebaczył, straciłbym sens życia”. Nic i nikt nie może być Bogiem człowieka, tylko sam Stwórca, który obdarzył go życiem. Prawda ta odnosi się do każdego, niezależnie od tego, czy uważa siebie za wierzącego, czy za niewierzącego. Grzech niszczy każdego.

W zakończeniu rozmawiajmy najpierw z Matką Najświętszą, która najwierniej z ludzi wypełniła pierwsze przykazanie miłości Boga. Ona najgłębiej doświadczyła nieskończonej miłości Boga i najpełniej na nią odpowiedziała. Rozmawiajmy także z Jezusem, prosząc Go, byśmy w kontemplacji Jego życia, nauczania, śmierci i Zmartwychwstania odkryli wzór wcielenia w życie pierwszego przykazania oraz obietnicę, że my również możemy nim żyć na miarę naszej hojności i ofiarności. Wreszcie rozmawiajmy z Bogiem Ojcem, prosząc Go, byśmy przyjęli Jego Syna jako najpełniejszy znak prawdziwości tego przykazania. To właśnie Jezus Chrystus, Jego życie, nauka, a zwłaszcza Jego śmierć i Zmartwychwstanie mogą nas przekonać o nieskończonej miłości Boga Ojca. Tylko Jezus może nas przekonać, że ta niezwykła miłość, do której nas zaprasza, jest w naszym życiu możliwa.

4. Bądźcie doskonali jak Ojciec wasz niebieski

W pierwszym przykazaniu, które rozważamy, odbija się inny nakaz Jezusa: Bądźcie […] doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski (Mt 5, 48). Przykazanie to odsłania głębię tajemnicy Boga, w którą zanurzać się będzie człowiek przez całą wieczność. To zaproszenie do kontemplacji Boga, zaproszenie do życia wiecznego. Tę właśnie rzeczywistość miłości Boga przepowiada św. Paweł, kiedy mówi: Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują (1 Kor 2, 9).

„Pierwsze przykazanie” pozwala nam odkryć najgłębsze znaczenie i sens życia na ziemi. To, co szatan proponował Jezusowi w kuszeniu na pustyni: „Popatrz na wszystkie królestwa świata: jeżeli oddasz mi pokłon, wszystko będzie twoje” (por. Mt 4, 9), przedstawia tylko nieudolne „małpowanie” Pana Boga. To najpierw Bóg mówi do człowieka: „Popatrz na moją odwieczną miłość do ciebie, jeżeli w nią uwierzysz, będzie ona należeć do ciebie. Będziesz mógł kochać, tak jak Ja kocham”. „Bogami jesteście” – mówi Pismo, a Pismo kłamać nie może (por. J 10, 35).

W zakończeniu dziękujmy Bogu za dar pierwszego przykazania. Jest ono Jego wielką łaską i ważnym drogowskazem życiowym. Naprowadza nas bowiem na odkrycie zasadniczego celu i sensu życia. Przykazanie to jest również „zwornikiem” wewnętrznej integracji ludzkiej, zwornikiem jedności w człowieku.

V. BĘDZIESZ MIŁOWAŁ BLIŹNIEGO swego

Pierwsze jest: Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz jest jedynym Panem. Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą. Drugie jest to: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Nie ma innego przykazania większego od tych (Mk 12, 29-31).

Modlitwa przygotowawcza: „Prosić Boga, Pana naszego, aby wszystkie moje zamiary, decyzje i czyny były skierowane w sposób czysty do służby i chwały Jego Boskiego Majestatu” (Ćd 46).

Obraz do medytacji: Przywołajmy w pamięci osoby, które są nam bliskie; osoby, przez które czujemy się kochani i które sami kochamy.

Prośba o owoc medytacji: Prośmy o wewnętrzne poznanie doniosłości przykazania miłowania bliźniego. Módlmy się też o dostrzeżenie integralnego związku pomiędzy miłością Boga i człowieka.

1. Bliźni konieczny do życia

Nie można odłączyć przykazania miłości bliźniego od przykazania miłości Boga. Drugie przykazanie nie istnieje w oddzieleniu od pierwszego. Nie ma innego przykazania większego od tych. Pan Jezus z dwu przykazań czyni jedno. Serce ludzkie zostało tak stworzone, że nie tylko bez Boga, ale także bez drugiego człowieka nie może istnieć. Człowiek otrzymuje życie od człowieka i bez niego nie może żyć. „Mniemam (i myślę, że nie mylę się) – pisze polski poeta Cyprian Kamil Norwid – że każda miłość w jakiejkolwiek bądź sferze i rodzaju, i stopnia, dlatego właśnie iż miłością jest, dopełnia się i harmonizuje drugą inną. I tak – sama nawet najwszech-ogarniająca miłość Boga nie jest samą, osobną i wyłączną – albowiem, jako sam Zbawiciel uczy, jest zaraz i przykazanie drugie, «równe owemu», aby kochać bliźniego swego jako samego siebie”.

Będziesz miłował swego bliźniego to znaczy: uznasz, że na drugim miejscu życie, dobro, szczęście zawdzięczasz człowiekowi. Zgodzisz się wewnętrznie, że potrzebujesz bliźnich do życia oraz że oni potrzebują ciebie. Istnieje bowiem ścisła wzajemna zależność pomiędzy moim dobrem, które płynie z miłości innych, oraz dobrem innych, które płynie z mojej miłości do nich. Będziesz miłował swego bliźniego