Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
W formacji kapłańskiej zbyt często całą odpowiedzialność wychowawczą przerzucamy niemal wyłącznie na przełożonych seminaryjnych i ojców duchownych, zwalniając się przy tym z jakiejkolwiek odpowiedzialności za postawy i zachowania przyszłych kapłanów. Tymczasem, jak pokazuje życie, na postawę i zachowanie alumna i kapłana ogromny wpływ mogą mieć także jego rodzice, rodzeństwo, księża w parafii, przyjaciele. Laksystyczna postawa moralna, egocentryczne zachowania, konsumpcyjny styl życia, słowem zły przykład życia, w którym wiara nie odgrywa niemal żadnej roli, dawany alumnowi, na przykład w okresie wakacji, może niweczyć nieraz wielomiesięczne wysiłki wychowawców seminaryjnych. Kandydaci do kapłaństwa to przecież - jak my wszyscy - krusi ludzie, stąd należy pomagać im wprowadzić w życie to, co jest im przekazywane przez wychowawców i ojców duchownych.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 68
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Józef Augustyn SJ
KAPŁAŃSKIE OJCOSTWO
Rozważania dla kleryków, ich rodziców i wychowawców oraz dla księży
Wydawnictwo WAM
Kraków
© Wydawnictwo WAM, 2013
Redakcja
Katarzyna Stokłosa
Korekta
Małgorzata Płazowska
Projekt okładki i stron tytułowych
Andrzej Sochacki
Zdjęcie na okładce: PAP/EPA
NIHIL OBSTAT. Przełożony Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego ks. Wojciech Ziółek SJ, prowincjał, Kraków, dn. 2 sierpnia 2013, l.dz. 164/2013.
WYDAWNICTWO WAM
ul. Kopernika 26 • 31-501 Kraków
tel. 12 62 93 200 • faks 12 42 95 003
e-mail: [email protected]
www.wydawnictwowam.pl
DZIAŁ HANDLOWY
tel. 12 62 93 254-255 • faks 12 62 93 496
e-mail: [email protected]
KSIĘGARNIA WYSYŁKOWA
tel. 12 62 93 260, 12 62 93 446-447
faks 12 62 93 261
e.wydawnictwowam.pl
WSTĘP
Ja i Ojciec jedno jesteśmy (J 10, 30).
Wszyscy potrzebujemy ojca, tęsknimy za nim: dzieci i dorośli, mężczyźni i kobiety, świeccy i duchowni. Ojcostwo jest wpisane w każdą komórkę naszego ciała, psychiki, duszy. Chcemy wiedzieć, komu zawdzięczamy życie, od kogo nasze życie pochodzi, komu winniśmy za nie dziękować. Gdy ktoś nie zna swojego ojca, jego życie jest w jakiś sposób zawieszone w próżni.
1. Rozmawiałem wielokrotnie z alumnami, którzy nieraz mieli trudne, konfliktowe relacje ze swymi ojcami lub też byli wychowywani bez ojca – przez samotne matki. Wielu z nich podejmowało desperackie wręcz próby, by nawiązać relację z własnym tatą lub go odnaleźć. Chcieli koniecznie się dowiedzieć, kim on był, kim jest teraz, co robi, gdzie mieszka.
Ich determinacja przynosiła nierzadko owoce wewnętrznego uspokojenia, większej pewność siebie, poczucie własnej męskiej tożsamości i pełniejszej otwartości na ludzi. „Miałem ojca alkoholika, który mówił mi nieraz, że jestem dla niego wielkim ciężarem – pisał do mnie kiedyś dojrzały mężczyzna, ksiądz zakonnik. – Ale spotkałem w życiu kilku dobrych mężczyzn. Oni pozwolili mi pogodzić się z moim ojcem, uspokoić się i uzdrowić wieczny głód ojcowskiej miłości. Dziś nie mam żalu do ojca. Traktuję życie pogodnie. Wiem, że moje obecne kapłańskie ojcostwo zostało mi dane przez owych kilku mężczyzn, a nie przez mojego własnego tatę. Łza kręci mi się w oku, gdy wspominam mojego dziadka, nauczyciela czy wychowawcę seminaryjnego, dzięki którym uczyłem się być odpowiedzialnym mężczyzną”.
Niestety, nie wszyscy mogą dać tak piękne świadectwo. Widziałem także inne postawy alumnów wobec swych ojców: zamykanie się w sobie, unikanie relacji, przyjmowanie postawy ugrzecznionego chłopca, nieszczerość, zakłamanie. Takie zachowania wydają zwykle gorzkie owoce: koncentracji na sobie, wiecznego narzekania na innych, nieustannego szukania winnych, zalęknienia o siebie, poczucia krzywdy, konfliktowania się z autorytetem. Za ostrymi napięciami między biskupem i księdzem, proboszczem i wikarym, wychowawcą seminaryjnym i alumnem, duszpasterzem i penitentem stoi nierzadko nierozwiązany problem ojcostwa, jednej lub – częściej jednak – obu stron.
Podjęcie trudu uzdrowienia relacji z własnym ojcem i budowania głębszej relacji z nim jest – w moim odczuciu – jednym z ważniejszych znaków zaangażowania alumna i księdza we własny rozwój: ludzki, duchowy i kapłański. Trudno jest księdzu przyjąć synowską postawę wobec biskupa czy proboszcza, a jednocześnie postawę ojcowską wobec wiernych, którym posługuje, gdy jego konfliktowe relacje z własnym ojcem nie zostały rozeznane, uzdrowione i powierzone Bogu.
2. W ludzkim doświadczeniu istnieją dwa porządki ojcostwa: pierwszy – metafizyczny, teologiczny i drugi – chronologiczny, egzystencjalny. W porządku teologicznym pierwszy jest nasz Ojciec niebieski, Bóg – źródło wszelkiego ojcostwa na niebie i ziemi. On daje tchnienie życia każdemu istnieniu i – jako najlepszy Ojciec – karmi wszystko do syta (por. Hi 12, 10; Ps 78, 25). Drugi porządek to porządek chronologiczny, ludzki. Dziecko poznaje przecież najpierw swojego rodzonego ojca, a poprzez niego dopiero Ojca niebieskiego. Jezus na naszej drodze do Boga Ojca stawia ojca ziemskiego: Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, to o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da to, co dobre, tym, którzy Go proszą (Mt 7, 11).
Przed każdym z nas stoi więc bardzo ważne zadanie: poznać, zrozumieć, przyjąć, odkryć własnego ojca; okazać mu wdzięczność, pełną akceptację, współczucie. Księża, którzy mają trudne, konfliktowe relacje z własnymi ojcami, są nieraz skłonni pomniejszać wagę naturalnego doświadczenia ojcostwa, „dogmatycznie” odwołując się niemal wyłącznie do ojcostwa w rozumieniu teologicznym. Udzielają swoim penitentom rad w stylu: „Jeżeli twój ojciec cię nie rozumie, to wiedz, że dobrze rozumie cię Bóg Ojciec. Jeżeli twój ojciec cię nie kochał, to Pan Bóg zawsze cię kochał”. Te i tym podobne stwierdzenia są teologicznie prawdziwe, ale nie mogą podważać doniosłości roli ojca w życiu dziecka oraz usprawiedliwiać pasywności i braku wysiłku w nawiązaniu pełniejszej i dojrzalszej relacji z rodzonym ojcem. Więcej, winny być one zaproszeniem do podzielenia się własnym doświadczeniem miłości Boga z własnym ojcem.
3. Gdy wspominamy naszych ojców, mówimy niemal wyłącznie o tym, co od nich otrzymaliśmy lub też otrzymujemy. Winniśmy jednak pytać także o to, co my im ofiarujemy; jak my ich przyjmujemy, jakimi synami jesteśmy dla nich; czy są oni dumni z naszego życia. Ojcostwo i synostwo to wzajemna interakcja, dialog. Być dobrym synem to dla alumna warunek bycia kiedyś dobrym księdzem i duchowym ojcem. W wielu skomplikowanych sytuacjach rodzinnych to zadanie nieraz bardzo trudne.
Karol Wojtyła jako młody człowiek pisał: „Ojcze mój, ja walczę o ciebie. Bądź ty we mnie, jak ja chcę być w tobie”[1]. Zbigniew Herbert wiersz Rozmyślania o ojcu kończy słowami: „on sam rośnie we mnie, jemy nasze klęski, / wybuchamy śmiechem, / gdy mówią, jak mało trzeba / aby się pojednać”[2]. Trzeba nieraz bardzo wiele wysiłku, trudu, łez i potu, by zrozumieć swojego ojca, okazać mu współczucie, zaakceptować go takim, jakim jest, i pojednać się z nim.
4. Pierwszy i drugi rozdział niniejszych refleksji to owoc spotkania z ojcami duchownymi seminariów diecezjalnych i zakonnych, które miało miejsce w Warszawie we wrześniu 2012 roku. Życzliwe ich przyjęcie oraz żywa i szczera dyskusja z ojcami duchownymi zachęciły mnie do udostępnienia ich szerszemu gronu Czytelników: alumnom, ich rodzicom, rodzeństwu, wychowawcom, przyjaciołom, parafianom, słowem wszystkim, którym leży na sercu dobra formacja kapłańska ich syna, brata, przyjaciela, kolegi, parafianina. Zbyt często bowiem całą odpowiedzialność wychowawczą przerzucamy niemal wyłącznie na przełożonych seminaryjnych i ojców duchownych, zwalniając się z jakiegokolwiek zaangażowania na rzecz kształtowania postaw przyszłych kapłanów.
Tymczasem, jak pokazuje życie, na zachowanie alumna i kapłana ogromny wpływ mogą mieć także jego rodzice, rodzeństwo, księża w parafii, przyjaciele. Laksyzm, egocentryzm, konsumpcyjny styl bycia, krótko mówiąc – zły przykład życia, w którym wiara nie odgrywa niemal żadnej roli, dawany alumnowi chociażby w okresie wakacji, może niweczyć nieraz wielomiesięczne wysiłki wychowawców seminaryjnych. Kandydaci do kapłaństwa to przecież – jak my wszyscy – ludzie krusi, stąd należy pomagać im wprowadzić w życie to, co jest im przekazywane przez wychowawców i ojców duchownych.
Wobec gorszącego nieraz zachowania niektórych księży media poddają miażdżącej krytyce formację w polskich seminariach. Wielu z nas uważa, że jest ona słuszna i do krytyki mediów dokłada własną. Rodzi się jednak pytanie, co my sami robimy, aby było inaczej. Wbrew stereotypom nasi alumni w okresie formacji wcale nie są izolowani. Mają liczne kontakty z rodzicami, rodzeństwem, dalszą rodziną, przyjaciółmi, księżmi ze swoich parafii, wiernymi. Stwarza to okazję do oddziaływania na nich. Dobry przykład życia, dyskretna zachęta, a w razie potrzeby napomnienie – podtrzymują, utrwalają i rozwijają ich duchowe pragnienia i gorliwość wiary, z jakimi wstępują w seminaryjne progi.
Cały lokalny Kościół winien mieć świadomość ogromniej odpowiedzialności za formację przyszłych duszpasterzy, którzy już po kilku latach będą mu służyć poprzez głoszenie słowa, udzielanie sakramentów, katechizowanie dzieci. Jak pokazuje obserwacja życiowa, a także badania socjologiczne, poziom duchowy, moralny i pasterska posługa konkretnych księży są w niemałym stopniu odbiciem poziomu życia duchowego i moralnego ich rodzin, środowisk rówieśniczych oraz parafii, z których się wywodzą.
5. Pierwsze dwa rozdziały niniejszych rozważań – wykład oraz odpowiedzi na pytania – zostały zredagowane bezpośrednio po spotkaniu z ojcami duchownymi. Tych kilka prostych, szczerych, ale i trudnych pytań odnoszących się do formacji kapłańskiej stanowi dobry przykład otwartości i odwagi w podejmowaniu problemów kandydatów do kapłaństwa.
Do tekstu ze spotkania z ojcami duchownymi został dołączony rozdział z artykułami poświęconymi posłudze Papieża Franciszka, który od początku swojego pontyfikatu daje świadectwo ojcowskiego kapłaństwa oraz pobudza i mobilizuje nas, nierzadko za pomocą mocnego słowa, ale zawsze pełnego braterskiej życzliwości, a niekiedy także humoru, do bardziej przejrzystej, ofiarnej i bezinteresownej posługi. Czyni to zwykle w czasie swoich porannych homilii głoszonych w Domu Świętej Marty.
„Jakże chciałbym Kościoła ubogiego i dla ubogich” – te słowa Papieża Franciszka wypowiedziane 16 marca 2013 roku w czasie spotkania z dziennikarzami nie tylko ukazują kierunek nowego pontyfikatu, lecz także stanowią szczerą zachętę dla nas, zakonników, księży i biskupów, do bardziej ubogiego i prostego życia, dzięki któremu stawalibyśmy się coraz bardziej podobni do Jezusa Najwyższego Kapłana.
Prezentowane refleksje poświęcone kapłańskiemu ojcostwu nie dają oczywiście gotowych rozwiązań dla naszych osobistych i kapłańskich trudności. Są one świadectwem i przykładem rozeznania, w jaki sposób winniśmy sobie wzajemnie pomagać w dorastaniu do bardziej ojcowskiego kapłaństwa.
ROLA OJCA W ŻYCIU ALUMNA I KSIĘDZA
Zmiany cywilizacyjne
Fundamentem człowieczeństwa jest doświadczenie wiary, że Bóg stworzył człowieka jako mężczyznę i kobietę. Gwarancją sprawiedliwych, naznaczonych wolnością i szacunkiem wzajemnych relacji kobiet i mężczyzn jest religia, odniesienie do Boga. Bez tego ich wzajemne więzi łatwo ulegają degeneracji. Prawodawstwo państwowe, które stoi na straży sprawiedliwych relacji międzyludzkich, nie jest w stanie chronić w pełni człowieka przed wykorzystaniem, nadużyciem i manipulacją. Zwykle interweniuje dopiero wówczas, kiedy ktoś zostaje już skrzywdzony. Gdy w codzienności ludzkiego życia brakuje odwołania do Boga jako Ojca, wzajemna fascynacja płci łatwo przemienia się we wzajemną rywalizację i walkę o władzę w związku. A prawodawstwo państwowe, które odcina się od prawa Bożego, uchwala nieraz prawa, które deformują naturalny związek kobiety i mężczyzny, a tym samym deformują ludzką miłość, małżeństwo, rodzinę, ojcostwo i macierzyństwo.
Cywilizacja zachodnia, rezygnując z odwoływania się do wartości judeochrześcijańskich, które od dwu tysiącleci kształtowały jej społeczną i rodzinną tożsamość, zburzyła dotychczasową harmonię we wzajemnych relacjach kobiet i mężczyzn. Jesteśmy świadkami prób reinterpretacji wszystkich niemal pojęć odnoszących się do ludzkiej miłości, małżeństwa, rodziny, rodzicielstwa, wychowania dzieci. Zamiast klasycznych pojęć: „mąż”, „żona” w literaturze przedmiotu używa się: „partner”, „partnerka”, a zamiast „małżeństwo” – „partnerstwo” czy „koabitacja”. W podejściu do małżeństwa i rodziny została zakwestionowana nawet sama heteroseksualność związku. Psycholog społeczny Philip G. Zimbardo tak uzasadnia równouprawnienie związku homoseksualnego z heteroseksualnym: „Heteroseksualizm jest normą statystyczną; do tej kategorii należy większość ludzi. Czy jednak wynika z tego, że jest on «normalny» w sensie psychologicznym czy osobistym lub też że homoseksualizm jest «anormalny»?”. Dodaje też, że większa tolerancja „pozwala wszystkim ludziom na większą swobodę autoekspresji i życia ukierunkowanego ku celom wyznaczonym zgodnie z preferencjami osobistymi, a nie jedynie podyktowanymi przez konwencję społeczną”[3].
Kiedy człowiek zrezygnuje z odwołania do Boga Stwórcy, wówczas wzajemnym odnoszeniem się osób do siebie rządzą osobiste preferencje i upodobania czy też umowy i konwencje społeczne. Według współczesnej ideologii gender płeć człowieka jest najpierw zjawiskiem społeczno-kulturowym[4]. Takie podejście do ludzkiej osoby nie uwzględnia wymiaru duchowego i moralnego oraz lekceważy biologię ludzkiej osoby. W wielu krajach związki homoseksualne otrzymują dzisiaj te same prawa co „tradycyjne małżeństwa”, łącznie z prawem do adopcji dzieci. A to biologia traktowana w sposób prawy – zgodny z ratio recta – decyduje o tym, kim jest kobieta i mężczyzna, czym jest małżeństwo, rodzina i rodzicielstwo. Na straży godności człowieczeństwa stoi religia.
Żaden mężczyzna nie tworzy sam swojej osobowości
Męskość nie jest cechą, która przychodzi automatycznie, sama z siebie, wraz z wiekiem. Takie myślenie o męskości to mit niepotwierdzony przez życie. Dorastający chłopcy uczą się męskości od wczesnych lat dziecięcych. Decydujące znaczenie ma dla nich męskie środowisko: relacje z własnym ojcem, „męska” tradycja i historia rodzinna – dziadkowie, wujkowie, starsi bracia, kuzyni – oraz środowisko rówieśnicze i szkolne. Kształtowanie się męskości chłopca można porównać z zanurzaniem się w nurcie rzeki. Chłopiec dorastając, stopniowo chłonie męską atmosferę i przyjmuje jako własne te postawy, zachowania i wzorce, z którymi się styka. Szczególnie ważne są dla niego relacje z dorosłymi mężczyznami.
Męską atmosferę w rodzinie tworzą nie tylko mężczyźni. Mają na nią ogromny wpływ także kobiety przez sposób odnoszenia się do ojców, mężów, braci i synów. Gdy dorastający chłopiec ma możność zanurzyć się w nurcie męskiej tradycji, kultury, mądrości i intuicji, spontanicznie wyrasta na dojrzałego mężczyznę. Męskość przychodzi wówczas jako dar rodziny i środowiska, w którym przyszedł na świat, wychowywał się i dorastał. Jeżeli chłopcom brakuje owej męskiej tradycji i kultury rodzinnej, ich dojrzewanie może się opóźniać lub ulec zahamowaniu. W takiej sytuacji konieczne jest ich głębsze, osobiste zaangażowanie we własne męskie dojrzewanie.
Jest ważne, by klerycy i księża, przez fakt życia w celibacie, nie traktowali siebie jako istot aseksualnych albo „innego rodzaju mężczyzn”. W dojrzałej osobowości mężczyzny istnieje po prostu „męskość” jako taka, która nie podlega wartościowaniu ze względu na stan, w jakim osoba żyje. Kandydat na kapłana ma być dojrzałym, samodzielnym mężczyzną, który – choć decyduje się na życie w celibacie – jest zdolny także do życia małżeńskiego. Niezdolność do małżeństwa wykluczałaby mężczyznę jako kandydata do kapłaństwa.
Jan Paweł II w Pastores dabo vobis mówi, że kandydat do kapłaństwa winien być dojrzały „w dziedzinie psychicznej i seksualnej”[5]. „Taka dojrzałość pozwoli mu właściwie odnosić się do mężczyzn i kobiet, rozwijając w nim prawdziwy zmysł ojcostwa duchowego w stosunku do wspólnoty kościelnej, która będzie mu powierzona”[6]. Na taką dojrzałość kandydatów do kapłaństwa wielokrotnie zwracała uwagę Stolica Apostolska w kontekście skandalicznych wypadków pedofilii wśród księży.