Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Prawdziwe wybaczenie i miłość przychodzą z chwilą, gdy się ich nie spodziewasz.
Mimo że Kordian Radecki wzbudza jej zainteresowanie, Nina nawiązuje romans z kolegą z pracy. Mężczyzny to nie zraża i wciąż subtelnie ją adoruje. Ona jednak trzyma go na dystans, choć włącza do grona przyjaciół, z którymi często się spotyka.
Pracodawca Niny postanawia otworzyć filię przedsiębiorstwa i wysyła Ninę wraz z Kordianem na rekonesans do Szczecina. Oboje pracowicie spędzają tam czas, a któregoś wieczoru dochodzi między nimi do szczerej rozmowy, w wyniku której obiecują sobie żyć w przyjaźni.
Kiedy Kordian zaprasza Ninę do swej pracowni, ta z przerażeniem odkrywa, że na wszystkich namalowanych przez niego płótnach widnieje jej wizerunek.
Edyta Świętek po raz kolejny zabiera nas w podróż pełną magii, miłosnych rozterek i życia namalowanego całą paletą barw. Autorka udowadnia również, że prawdziwe przeznaczenie odnajdzie drogę do naszego życia wcześniej czy później. To historia w niebanalnym stylu, obok której nie można przejść obojętnie.
Justyna Leśniewicz, Książko, miłości moja
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 303
PODZIĘKOWANIA
Państwu Katarzynie i Aleksandrowi Szablińskim za wiele lat wspaniałej współpracy.
Pracownikom Wydawnictwa Replika za wielkie zaangażowanie oraz wszystkie miłe spotkania osobiste. Szczególne wyrazy uznania składam Magdalenie Kawce za redakcję powieści Alter ego.
Patronom medialnym powieści za promocję.
Grażynie Wróbel – autorce bloga „Czytaninka” – za całokształt działań.
Moim wspaniałym Czytelnikom oraz Bibliotekarzom za nieustanne dodawanie skrzydeł do pracy.
Szczególne wyrazy sympatii i pozdrowienia należą się: Katarzynie Darzyckiej-Pazdan, Eleonorze Chojnowskiej, Marcie Banasik, Martinowi Cole (vel Martin van Coole), Wandzie Krakowiak za użyczenie imion i nazwisk dla postaci trzecioplanowych - bez Was historia Niny byłaby mniej barwna.
W POPRZEDNIEJ CZĘŚCI
Nastoletnia Nina dowiaduje się od babci, że posiada pewne nadprzyrodzone właściwości, które pozwalają jej na naginanie ludzi do swojej woli. Od tej pory życie przeciętnej szarej myszki ulega zmianie. Babcia przestrzega wnuczkę przed nadmiernym szafowaniem niezwykłymi zdolnościami, uprzedza ją również, że właśnie z tego powodu może być osamotniona i nie zaznać prawdziwej przyjaźni ani miłości.
Od najmłodszych lat dziewczynę nawiedzają w snach dwaj mężczyźni. Jednego z nich określa mianem Anioła, drugiego jako Mrocznego.
Pewnego dnia Nina spotyka człowieka, który do złudzenia przypomina pierwszego z nich. Zakochuje się w nim od pierwszego wejrzenia. Rzuca czar na Adriana, który zrywa dla niej ze swoją narzeczoną. Młodzi biorą ślub i zamieszkują na wsi, gdzie wiodą spokojne, sielankowe życie.
Czasami Ninie towarzyszą dziwne sny i przeczucia, lecz dziewczyna je ignoruje. Jej małżeństwo jest szczęśliwe i jedyne, czego brakuje młodej kobiecie, to dziecko. Mąż jednak nie chce powiększać rodziny, nim żona nie ukończy studiów.
Adrian ginie w wypadku samochodowym. Nina pogrąża się w depresji i żałobie. Jej największym wsparciem jest teściowa Gabriela i przyjaciółki: niepełnosprawna intelektualnie Mirka oraz Anna, kobieta po traumatycznych przejściach.
Z biegiem czasu Nina zaczyna uciekać przed troskami w pracę. Robi karierę naukową na wyższej uczelni, prócz tego pracuje w dużej firmie logistycznej. Wypełnia tym pustkę po mężu. Gabriela przemawia synowej do rozsądku i nakazuje związanie się z jakimś mężczyzną. By zmotywować Ninę do działania, zabiera jej cenną pamiątkę po zmarłym Adrianie.
Następnego dnia Nina spotyka w sklepie człowieka, który w jej snach pojawiał się jako Mroczny. Kordian Radecki zaprasza ją do kawiarni. Nina niechętnie przystaje na zaproszenie, gdyż mężczyznabudzi w niej negatywne emocje. Mimo wszystko spędza z nim trochę czasu, opowiadając o swojej pracy. Kilka dni później Radecki zatrudnia się w tej samej firmie, co Nina. W swoim gabinecie wiesza własnoręcznie namalowany obraz, na którym Nina rozpoznaje siebie.
CZĘŚĆ I
SEN
Rozdział 1
Zaczarowany
Ku uciesze współpracowników i wyraźnemu niezadowoleniu Kordiana ostentacyjnie okazuję Rafałowi zainteresowanie. Wykorzystujemy każdą sposobność, żeby ze sobą porozmawiać. Niby przypadkiem wpadamy na siebie w korytarzach lub przed wejściem do biura. Mailujemy z dużą intensywnością, choć akurat o tym nie wie nikt. Wywołujemy w firmie spore zamieszanie, wiem, że koledzy Kępy zaczynają spekulować na nasz temat. Mam to gdzieś. Mogą sobie plotkować do woli, byle nie łączyli mnie w plotkach z Kordianem.
Unikam tête-à-tête z tym ostatnim. Po konfrontacji przed płótnem jego pędzla wolę nie ryzykować kolejnych takich sytuacji. Wciąż mam obawy, że przyjdzie mu do głowy skojarzenie mojej osoby z obrazem. Sam przecież wspomniał, że wydaję mu się znajoma. Aż strach pomyśleć o podłożutej „znajomości”.
Nachodzą mnie niepokorne myśli o jego snach. Rozważam, czy mają erotyczne podteksty i czy widział w nich coś więcej niż tylko odsłonięte plecy. To kolejny powód mojego niezadowolenia: nie chcę o nim pamiętać, a jednak wkrada się w umysł jak nieproszony i niemożliwy do usunięcia intruz. Dobrze, że przynajmniej nie śnił mi się więcej od tamtej pory, ale samo wspomnienie, że w ostatnim majaku całował moją nagą skórę, przyprawia mnie o nieprzyjemny dreszcz.
Nie potrafię podzielić się tymi rozterkami z Anią. Mogłaby mnie wyśmiać. Musiałabym opowiedzieć jej o wszystkim, aby zrozumiała, dlaczego obecność Kordiana odczuwam aż tak intensywnie. Jedyną osobą, która zna prawdę, jest Gabriela, ale czuję niesmak na myśl o dzieleniu się tak intymnymi przemyśleniami z teściową. I nieważne, że to ona popycha mnie w ramiona innych mężczyzn, nie chcę jej się zwierzać.
Nie jestem również w stanie jasno ująć w słowa uczuć, które wywołuje we mnie Radecki. Charakter naszej pracy nie pozwala mi go unikać. Wiele spraw wymaga konsultacji, wzajemnego omówienia. Muszę przyznać, że Kordian robi wrażenie jako menedżer – dokonuje szybkich ocen, jest wyjątkowo spostrzegawczy, obdarzony fenomenalną intuicją i wyczulony na drobiazgi. Nie wątpię, że ma bardzo wysokie IQ; jego inteligencja emocjonalna nie ustępuje logicznej. Często w rozmowy służbowe nieoczekiwanie wplata mniej oficjalne wątki i muszę przyznać, że jest intrygującym człowiekiem. Bez wątpienia ma bogate wnętrze.
Nie podrywa mnie w ostentacyjny sposób. Powiedziałabym, że raczej bada grunt. Krok po kroku zdobywa zaufanie i dość sprytnie potrafi wymusić odpowiedzi na pytania, które go nurtują. Wie o mnie coraz więcej. Jest odrobinę staroświecki, nie wygląda na kogoś, kto podrywa dziewczyny w pubie i zabiera do łóżka już na pierwszej randce.
Choć widujemy się po kilka razy dziennie, często znajduję w skrzynce maile od niego. Nawiązuje do przerwanych wątków rozmowy, formułuje swoje opinie. Wyraża w nich również uznanie dla mnie. Nie powiem, ta subtelna adoracja jest bardzo miła. Kordian ma to do siebie, że potrafi wniknąć w myśli na dobre i często przyłapuję się na tym, że analizuję jego wypowiedzi. Karcę się, że poświęcam mu zbyt wiele uwagi.
Aby oderwać się od przemyśleń (Ha, ha, ha! Dobre sobie, jakby można było tak po prostu wyłączyć głupie myśli!), skupiam uwagę na trwającym w domu remoncie. Zgodnie z obietnicą w środę kończy się tapetowanie. Dzwonię do sklepu, gdzie kupiłam wymarzone meble, i zamawiam transport na czwartkowe popołudnie. Tego dnia wychodzę z pracy nieco wcześniej niż zwykle. Muszę nadzorować rozładunek i wniesienie sprzętów do salonu.
Jestem w siódmym niebie, gdy wieczorem kończę dopieszczać salon w towarzystwie Ani i Tomka. Nastolatek jest nieoceniony, jeśli chodzi o wieszanie obrazów i mocowanie karniszy nad oknami. Wspina się na drabinę, wierci niezliczoną ilość otworów, sam podpowiada, jak rozmieścić poszczególne malowidła. Muszę przyznać, że ma wyczucie. „Pani Nino, proponuję ten pejzaż skomponować z tym i jeszcze z tamtymi dwoma”. „Pani Nino, może te brzózki damy tutaj? A pod nimi wierzbę”. „Pani Nino, czy martwa natura będzie dobrze wyglądała obok kredensu?”.
Złoty chłopak. Czyżby to był rewanż za wyleczenie go z trądziku? Z przyjemnością przyglądam się jego odmienionej twarzy. Ani jednego nowego pryszcza! Po starych zostało zaledwie parę strupków. Aż się prosi, żeby pogłaskać go po wyleczonym ryjku, co robię w przelocie na korytarzu.
– Dziękuję pani – mówi nieco onieśmielony.
– Nie ma sprawy. Cieszę się, że tak dobrze wyglądasz. Teraz zrobiło się z ciebie prawdziwe ciacho.
Może i nie ma skóry gładkiej jak pupka niemowlaka, pozostało mu trochę blizn, ale rezultat i tak przeszedł moje najśmielsze wyobrażenia. Dopiero teraz widać, jaki z niego przystojny chłopak. Już niedługo przestanie potykać się o swoje stopy i zaplątywać we własne ręce. Tylko patrzeć, jak o jego przemianie dowiedzą się okoliczne dziewczyny! Oczyma wyobraźni już widzę tabuny nastolatek spacerujących aleją Akacjową.
Nic nie mówię na ten temat Ani, nie potrzebuję jej wdzięczności – pomogłam z potrzeby serca. Lecz przyjaciółka sama o to zagaduje.
– Tomek mówił, że posmarowałaś czymś jego twarz i pryszcze znikły. Co to było?
– E tam, nic takiego. Maść, którą kiedyś zapisał mi jeden dermatolog. Przypomniałam sobie o niej jakiś czas temu. Ponieważ wciąż miałam recepturę, poprosiłam w aptece, żeby mi zrobili.
– Tylko tyle? – dziwi się przyjaciółka. – Niesamowite! A ja tak się z nim męczyłam. Powinnam oddać ci za smarowidło – reflektuje się. – Było pewnie kosmicznie drogie, skoro okazało się aż tak skuteczne.
– Co to, to nie! – protestuję. – Nie ma mowy. To drobiazg, rewanż za okazane serce. Pomogłaś mi w ciężkich chwilach, cieszę się, że dla odmiany mogłam zrobić coś dla ciebie.
– Jesteś kochana – mówi, a potem ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu przytula się i całuje mnie w policzek.
To naprawdę niebywałe – Ania jest daleka od okazywania czułości komukolwiek poza synem. Powstrzymuje się od poufałych gestów. Musi więc być naprawdę bardzo wdzięczna, skoro przełamuje fizyczny dystans.
Wieszamy firanki. Później zabieram się do zagospodarowania kredensu, a Ania usiłuje wyeksponować w pięknej przeszklonej witrynie kolekcję porcelany z automobilami.
Nowe meble są w stylu kolonialnym, bardzo ciemne, wykonane z litego palisandru (żadnych sklejek ani płyt paździerzowych), prócz nich kupiłam krzesła i fotele obite ciemnobrązową skórą oraz szezlong do kompletu. Z poprzednich sprzętów zostawiłam tylko zegar. „Nowy” jest również ręcznie tkany, używany perski dywan, a także bardzo stara mosiężna lampa. Przeciwwagą dla ciemnych mebli są jasne, pastelowe tapety oraz białe firanki z woalu ozdobione delikatnym haftem. Na ścianach wisi teraz mnóstwo obrazów, głównie są to martwe natury, nie brakuje również pejzaży oraz moich szkiców; oprawione w identyczne, gustowne ramki zdobią wolną przestrzeń pomiędzy wysokimi, wąskimi oknami.
Zmęczeni kilkugodzinną harówką padamy na skórzane fotele. Nawet zimne piwo nie jest w stanie podnieść nas na nogi.
Zachwycam się zmianami w salonie – z wiejskiej izby przemieniłam go w elegancki pokój. Oczywiście mama, która przyjeżdża wraz z tatą w piątkowy wieczór, jest odmiennego zdania.
– To takie… dekadenckie – stwierdza. – Jakieś ponure.
– Mnie tam się podoba. – Tato czuje się zobowiązany do obrony mojej aranżacji. – Ninka doskonale dobrała kolory, te meble mają duszę. Poza tym są kwiaty i obrazy, to wcale nie wygląda ponuro. Biorąc pod uwagę styl całego domu, pasuje znacznie lepiej niż nowoczesne, designerskie wnętrza całe w bieli i szarościach. Tutaj jest przynajmniej ciepło i przytulnie.
Pierwotnie zamierzałam zaprosić rodziców i teściów na sobotniego grilla, po namyśle uznałam, że byłby to nietrafiony pomysł. Po pierwsze – z uwagi na zbyt dużą rozpiętość wieku biesiadników, począwszy od nastolatków, a skończywszy na teściach, którzy już dawno weszli w wiek emerytalny. Ponadto naszły mnie uzasadnione obawy, że mama z miejsca wykorzystałaby spęd towarzyski jako sposobność, aby swatać mnie z którymś z zaproszonych mężczyzn, czego rzecz jasna sobie nie życzę. Jeśli zajdzie konieczność, wyswatam się sama, choć zasadniczo wolałabym poprzestać na kochanku, który nie będzie właził z butami w całe moje życie.
W rezultacie kiedy już przychodzi sobota, zjawiają się u mnie kolejno: Ania z Tomkiem, Dobrowolscy z chłopakami, Patryk ze swoją dziewczyną, a później trzej panowie z „Ted Nowak-Transport Międzynarodowy”. Pierwszy nadjeżdża Kordian. Obok niego w samochodzie siedzi Jarek, widać uznali, że korzystniej będzie zabrać się jednym autem. Zdążyłam się zorientować, że mieszkają dość blisko siebie. Znając Jarka, skrzynka piwa, którą kupiłam na tę okazję, na pewno się nie zmarnuje.
Mężczyźni wyskakują dziarsko z czarnego saaba, wprowadzają zamęt i ruch. Obydwaj włożyli jeansy i koszulki polo. Wyluzowani, bez krawatów i garniturów wyglądają inaczej niż w biurze. Jarek w bardzo bezpośredni sposób obejmuje mnie wpół i wyciska na moich ustach krótki pocałunek. Wywołuje to entuzjazm wśród piątki nastolatków; zaczynają przeciągle gwizdać i cmokać. Obleśne świntuchy! Dam głowę, że ta hałaśliwa reakcja przykuła uwagę ciotki Mieci, która zapewne zerka na nas zza starannie przyciętego żywopłotu.
– To nieoficjalne spotkanie, bellissima maga? – Puszcza do mnie oko niepoprawny prowokator.
Kordian jest bardziej powściągliwy. Wyciąga rękę, a potem, zaglądając w oczy, całuje moją dłoń.
– Chciałbym być tak bezpośredni, jak nasz kolega, ale po pierwsze wiem, że znacie się dłużej niż ty i ja, a po drugie nie chcę dostać po łbie przy wszystkich gościach.
Mimo tych słów nachyla się i dotyka ustami mojego policzka. Czuję zapach wody po goleniu oraz delikatne łaskotanie modnie przyciętego zarostu. Ogarnia mnie niepokój, jak zawsze w jego obecności. Wiem, że śledzi nas w tym momencie kilka par ciekawskich oczu, mogłabym się założyć, że i ciotka Miecia po raz kolejny wychyla głowę zza żywopłotu rosnącego wzdłuż posesji Dobrowolskich. Zapewne przy najbliższej sposobności zapyta, który z nich jest moim absztyfikantem.
Dostrzegam pestki czereśni przyklejone do dachu i maski samochodu, którym przyjechali panowie. Ledwo udaje mi się stłumić złośliwy chichot. Kordian podąża wzrokiem za moim spojrzeniem.
– Kiedy zatrzymałem się na początku ulicy, żeby zapytać o drogę, ktoś przypuścił atak od strony wielkiej czereśni. Nie wiem, kto tak sobie na mnie poużywał, widziałem tylko zwisające z gałęzi nogi w przydeptanych tenisówkach, całe w bąblach i strupkach, jakby zostały pokąsane przez roje komarów. Musiałem więc zrezygnować z szukania wskazówek, ale na szczęście trafiliśmy na twoje włości bez niczyjej pomocy. – Szczerzy w uśmiechu wampirze zęby.
Dokonuję szybkiej prezentacji pomiędzy zgromadzonymi oraz przybyszami.
Mężczyźni wracają na chwilę do samochodu i wyciągają coś z bagażnika. Kiedy podchodzą do mnie, Jarek trzyma misę sałatki, a Kordian kosz, z którego wystają dwie butelki wina, jakieś czekoladki i kawa. Przegadując się wzajemnie, wręczają mi dary przyjaźni.
Ponieważ pozostałe towarzystwo świetnie się bawi we własnym gronie, oprowadzam kolegów po parterze domu. Z dumą prezentuję odnowiony salon. Diablik drzemiący smacznie na szezlongu podnosi czarny łebek i spogląda z kocią pogardą na gości. Syczy na Jarka, gdy ten próbuje go pogłaskać. Kordian od razu zauważa, że te same tapety, które miałam w wózku, gdy się poznaliśmy, zdobią teraz ściany.
– Szybko uwinęłaś się z remontem – stwierdza.
Panowie oglądają wystrój. Jarek robi to dosyć pobieżnie, Kordian okazuje znacznie większe zainteresowanie, szczególnie intrygują go obrazy. Nic dziwnego, skoro sam maluje. Nieco dłużej zatrzymuje się przed ścianą ze szkicami. Rysunki są oczywiście podpisane.
– A nie mówiłem, że masz artystyczną duszę? – stwierdza z satysfakcją, jakby właśnie dokonał wiekopomnego odkrycia.
– Drobiazg. Tak sobie bazgram w wolnych chwilach.
– Nie bądź taka skromna – protestuje. – Są urocze.
– W porównaniu z twoim portretem to zwyczajne gryzmoły – mówię.
Jarek natychmiast reaguje.
– Facet! Ty masz dopiero talent! – mówi z podziwem. – Prawdziwy z ciebie artysta! Kobieta, którą namalowałeś, jest niesamowita. Aż człowiek odczuwa ochotę, by zebrać ustami krople wody z jej pleców.
Czyżby Jarek uznał „mój” portret za erotyczny?! O nie! Ja chyba zwariuję!
– Bez przesady – bagatelizuje Kordian. – Żaden ze mnie artysta.
– Sam mówiłeś, że dużo malujesz. Chciałbym zobaczyć inne twoje płótna.
– Nie ma sprawy, zapraszam do siebie w każdej chwili. Nino, byłoby mi bardzo miło, gdybyś i ty zechciała rzucić okiem na moją skromną twórczość. Wbrew temu, co mówisz, wyczuwam w tobie pokrewną duszę. Masz przepiękny dom, bardzo wysmakowany, doskonały dobór mebli i kolorów. Ja niestety nie wykazałem się takim polotem przy urządzaniu mieszkania. Jest przestronne, ale zimne, zdecydowanie brakuje w nim kobiecej ręki.
– Pozwól, że sami to ocenimy, co Ninka? – kłapie paszczą Jarek.
Wychodzimy do ogrodu, gdzie Patryk urzęduje przy dymiącym grillu. Z niecierpliwością oczekuję mojego ostatniego gościa i Mireczki.
W końcu przyjeżdża Rafał. Jego wysłużony ford jest nie mniej upstrzony pestkami niż saab Kordiana. Pod okiem Kępy widnieje czerwony punkt. Widać też chciał zapytać Cabajów o drogę, ale miał przy tym mniej szczęścia niż Kordian. Kiedy Rafał wysiada z samochodu, widzę, że Kordian marszczy lekko brew. Wygląda na zdziwionego i wyraźnie jest niezadowolony. Moja satysfakcja sięga wierzchołków drzew.
Na widok Jarka i Kordiana Rafał okazuje lekki niepokój. Nie przypuszczał zapewne, że tego popołudnia będzie się bawił w gronie zarządu. Nie uprzedziłam go wcześniej i teraz widzę, że to był błąd, ponieważ chłopak jest skrępowany. Wita się sztywno.
– Dyrektorze Zawadzki, dyrektorze Radecki. – Towarzyszy temu skinienie głowy.
– Dajcie spokój z tymi oficjalnymi formami – reaguję natychmiast. – Zapomnijmy na moment o firmie i służbowych zależnościach. Jesteście moimi gośćmi, więc mówcie sobie po imieniu. W poniedziałek możecie wrócić do dyrektorowania, dzisiaj wam na to nie pozwalam.
Spoglądam znacząco na Jarka, liczę na jego wsparcie. Ten od razu wyciąga rękę do Rafała.
– Nie sprawimy zawodu naszej pięknej gospodyni. Jarek.
– Rafał.
– Kordian.
Ha! – myślę z satysfakcją. Dzisiaj, mój senny koszmarze, zatańczysz tak, jak ja ci zagram. I bądź pewny, że ten taniec pójdzie ci w pięty.
W tym samym czasie, gdy ja prezentowałam zgromadzonym mojego przedostatniego gościa, Mirka uznała najwyraźniej, że przyszła pora, aby porzucić ukochany punkt obserwacyjny na najwyższej czereśni w ogrodzie starego Cabaja. Swoją drogą, nieraz się zastanawiałam, w jaki sposób ta niska, korpulentna dziewczyna radzi sobie ze wspinaczką na najwyższe gałęzie drzewa. Zawsze sprawia wrażenie ociężałej i powolnej, a wdrapywanie się wymaga nie lada zwinności.
Mirka przychodzi w swoich brudnych przydeptanych na piętach tenisówkach. Jej nogi jak zwykle są pokąsane przez komary i podrapane niemalże do krwi. W dłoniach dzierży wielką misę pełną dorodnych czereśni o żółto-różowej skórce.
Rafał pąsowieje po czubki uszu i odruchowo dotyka czerwonego śladu pod okiem. Kordian mierzy przybyłą uważnym wzrokiem, dłużej zatrzymuje wzrok na jej nogach i parska cichutkim śmiechem. Ponieważ dziewczyna zatrzymała się najbliżej niego, podsuwa mu ulubione owoce. W napięciu czekam na jego reakcję. Pierzchnie w popłochu na myśl o skosztowaniu czereśni narwanych przez niepełnosprawną intelektualnie dziewczynę? Mam nadzieję, że tak właśnie będzie.
Tymczasem on oczywiście musi postąpić na przekór moim założeniom. Wciąż chichocąc, czerpie garść owoców z naczynia.
– Zrobimy zawody, kto dalej wypluje pestkę? – proponuje Mirce z diabolicznym uśmieszkiem.
O nie! Nie mogę do tego dopuścić. Co to za pomysły?!
– Mircia! – wykrzykuję do dziewczyny. – Fajnie, że przyszłaś. O! I przyniosłaś czereśnie. – Obejmuję ją wpół i przytulam policzek do jej nieładnej twarzy. – Chodź, skarbie, usiądź z nami. – Odbieram od niej misę z czereśniami i stawiam na stole. Jarek uśmiecha się rozbrajająco i robi dla niej miejsce na ławce obok siebie.
Patryk dzielnie walczy z grillem. Ogień już się wypalił, został tylko żar w brykietach z węgla drzewnego. Przynoszę tacę z przygotowanymi wcześniej szaszłykami i kiełbaskami. Częstuję gości czym chata bogata. Skrzynka dobrze schłodzonego piwa spotyka się z entuzjazmem. Panowie uzgadniają ze mną możliwość pozostawienia samochodów i powrotu do Krakowa taksówką. Przystaję na to bez zastrzeżeń – jak zabawa, to zabawa. Sama nie dam rady takiej ilości piwa. Towarzystwo się rozkręca, przy drewnianym stole panuje przyjemny gwar. Jarek i Kordian przekrzykują się wzajemnie, widać każdy chce być duszą towarzystwa.
Znudzeni nastolatkowie odchodzą na trawnik, aby pograć w piłkę. To oczywiście spotyka się z entuzjazmem ze strony tych trochę starszych chłopców i już po chwili impreza przenosi się w dalszą część ogrodu, gdzie drużyna nastolatków gra przeciw drużynie mężczyzn. Mirka, Ania, Irena Dobrowolska, Patrykowa Ewa i ja kibicujemy im wytrwale, oczywiście każda ma swoich faworytów: matki zagrzewają do walki synów, ja, Mirka i Ewa kibicujemy starym piernikom, którzy sromotnie dają się pokonać młodzieży.
Panowie pozdejmowali przed grą koszulki, w promieniach zachodzącego słońca połyskują nagie ramiona i torsy. Hm… Jest na czym oko zawiesić! Na moment wyrzucam z pamięci boskie ciało Adriana i przyglądam się półnagim mężczyznom. Dobrowolski jest najwyższy i dość szczupły, Jarek krępy, ale w gruncie rzeczy harmonijnie zbudowany, ma miłą dla oka muskulaturę, widać, że dużo czasu spędza w klubach fitness. Rafał wydaje się przy nim niemalże chudy, a Kordian… Staram się nie przyglądać jego szerokiej klatce piersiowej oraz brzoskwiniowej skórze – smagłością zdecydowanie wyróżnia się spośród pozostałych. Jarek i Rafał są przy nim bladzi jak młynarze. Jedynym powodem mojej satysfakcji jest fakt, że Jarek bije Konrada na głowę, jeśli chodzi o mięśnie.
Patryk z zazdrością kibicuje na zmianę jednej i drugiej drużynie. Chętnie dołączyłby do grających, lecz musi pilnować grilla. Raz po raz panowie podbiegają do nas i proszą o zimne piwo. Śmiejemy się, że chłopcy jakoś nie potrzebują żadnych dopalaczy.
– Ale oni mają po co najmniej dwadzieścia parę lat mniej niż my! Litości – jęczy Jarek.
Ania bez wahania podaje mu własną szklankę. Mężczyzna spogląda na nią z wdzięcznością i zachłannie opróżnia naczynie.
– A czy ja mogę liczyć na zimne piwo? – słyszę głos Kordiana.
Ściskam kurczowo butelkę.
– Zaraz ci przyniosę – odpowiadam, udając, że nie widzę pożądliwego spojrzenia skierowanego w stronę piwa. Nie ma opcji, żebym pozwoliła komukolwiek napić się ode mnie. Nawet nie chodzi o względy higieniczne – po prostu muszę pilnować moich myśli. A już z całą pewnością nie chciałabym, aby poznał je ten człowiek. Podaję mu nowo otwartą flaszkę.
– Gdybym umierał z pragnienia też nie podzieliłabyś się ze mną zawartością swojej szklanki? – docieka, błyskając zębami.
– Raczej nie.
– Nawet na pustyni, gdyby od tego zależało moje życie?
– Nawet na pustyni.
– Dlaczego? Nie chcesz poznać moich myśli?
Parskam śmiechem. Godni politowania, żałośni, zwykli śmiertelnicy, którzy roszczą sobie prawo do czarów. Nieraz już słyszałam podobny tekst, wypowiadany dla żartu. Nie wiedzą, że wybrani naprawdę mogą przechwycić to i owo.
– A co mi z twoich myśli? – pytam. – Nie boisz się, że mogłabym ich użyć przeciw tobie?
– Dlaczego? Ja poznałem twoje przemyślenia i bynajmniej nie zamierzam ich wykorzystywać w niecny sposób. Masz sporo ciekawych wizji, powinniśmy spróbować urzeczywistnić choć część z nich – nawiązuje do rozmowy z hipermarketu.
– Kordian! – Sławek Dobrowolski przynagla go do powrotu na boisko. – Chodź tu, zanim te małolaty nam dokopią! Później będziesz czarował Ninę!
Pół skrzynki piwa później kiełbasa i szaszłyki są gotowe. Mecz zostaje przerwany. Panowie proszą o możliwość skorzystania z łazienki, chcą choć trochę odświeżyć się po meczu. Rozdaję im ręczniki i wracam do pozostałych gości. Po chwili wszyscy znowu wyglądają w miarę schludnie i z butelkami piwa w dłoniach zasiadają na ławach. Mięsiwo, sałatki i pieczywo zostają wymiecione ze stołu. Rozmowa płynie wartko, nie czuć dysonansów pomiędzy zgromadzonymi. Nawet Ania i Mirka są wyjątkowo ożywione. Biesiadzie towarzyszą zajadłe spory o wynik meczu. Młodzież ma ochotę wrócić na boisko, lecz mężczyźni najwyraźniej nie dorównują im kondycją.
Któryś Dobrowolski przynosi boomboxa i włącza muzykę. Wyjątkowo nie przeszkadza mi młodzieżowy jazgot, choć to spora odmiana po utworach fortepianowych, których zazwyczaj słucham. Jarek sypie żartami, jego rozbrajający uśmiech nie gaśnie. Rafał wygląda na nieco wyalienowanego. Widzę, że pomimo moich usilnych starań, nie potrafi przełamać dystansu wobec Jarka i Kordiana, którzy zachowują się naprawdę luzacko. Wciągam mojego onieśmielonego gościa w pogawędkę. Nie mogę dopuścić, żeby zraził się na starcie, ten wieczór musi mieć ciąg dalszy, za kilka dni powinniśmy się spotkać w jakimś neutralnym miejscu i bardziej intymnej atmosferze.
Pogoda jest jak marzenie, ciepły wieczór zachęca do zabawy. Nawet komary nie są w stanie wygnać nas do domu. Ktoś rzuca hasło, żeby potańczyć, wiec po chwili powstają pierwsze pary. Jarek porywa do tańca Mirkę, która śmieje się od ucha do ucha. Cieszy się bidula, że nikt nie okazuje jej niechęci. Kołysze się jak kaczuszka w takt muzyki, która dla niej jest zbyt szybka.
Liczę, że Rafał zaprosi mnie do tańca, lecz uprzedza go Kordian. Wyciąga smagłą dłoń i odsłania w uśmiechu olśniewająco białe zęby. Nie wypada mu odmówić, jest moim gościem. Rafał wstaje i prosi do tańca Anię, Dobrowolscy kiszą się we własnym sosie; Patryk, utykając nieco, podryguje z Ewą. Tańczymy w tym układzie kilka szybkich piosenek, lecz najwyraźniej Radeckiemu nie odpowiada repertuar, ponieważ w pewnym momencie bierze mnie za rękę i prowadzi do swojego samochodu – widać boi się, że skorzystam z pierwszej sposobności, żeby uciec. Wyciąga z auta kilka płyt CD i prosi Przemka Dobrowolskiego o zmianę muzyki. Po chwili kołyszemy się w rytm zmysłowej rumby.
Zapada noc.
– Cudnie się z tobą tańczy, Nino – szepce mi do ucha.
Przyciska moją dłoń do swojej piersi. Czuję przez koszulkę polo ciepło skóry oraz miarowe uderzenia serca. Mimo że grał w piłkę z chłopakami, a później się umył, dolatuje mnie jego niepokojący zapach. Ma dość mocne feromony – efekt jest naprawdę niesamowity. W mroku napotykam na jego spojrzenie, uwodzi mnie wzrokiem. Już nie uśmiecha się tak szeroko, jak przed momentem. Poważnieje, zamyśla się. Wygląda, jakby chciał powiedzieć coś ważnego.
Poniekąd udzielają mi się jego emocje. W powietrzu wisi magia – otacza nas niczym pojedyncze kłęby mgły. Odnoszę wrażenie, jakbyśmy nagle zostali sami.
Hm… On nie może być wampirem. Miarowe uderzenia serca i ciepła w dotyku skóra zupełnie to wykluczają. Ma po prostu bardzo silną osobowość – to urodzony przywódca.
Nastrojowa muzyka tworzy jeszcze intymniejszy klimat. Przypuszczam, że niejedna kobieta, będąc na moim miejscu, już dawno zmiękłaby na widok ciemnych, przenikliwych oczu i olśniewającego uśmiechu Kordiana. Skłamałabym, twierdząc, że na mnie to nie działa. Czuję mrowienie w podbrzuszu, budzą się dawno uśpione pragnienia. Jakiś wewnętrzny głos szepcze mi rzeczy nie do przyjęcia i podpowiada: ulegnij magii jego oczu, jest na swój sposób pociągający, mogłabyś przeżyć z nim niezapomniane chwile. A po wszystkim nie byłoby ci żal powiedzieć „żegnaj”. On ma twardy tyłek, nie zrobisz mu krzywdy. Jak na złość Rubik śpiewa właśnie:
Nie uśmiechaj się, kiedy mężczyzna płacze.
Czasem tak już jest, że nie da się inaczej.
Byłbym nawet skłamał, że to deszcz, nie moje łzy,
Ale widzisz sama, słońce piękne dziś jak ty[1].
Kordian patrzy na mnie tak, jakby śpiewał razem z Piotrem. Mrowienie narasta, kłębi się, kotłuje. Cholerny śmiertelnik!
A jeżeli błędnie go oceniam? Jeżeli w głębi duszy jest wrażliwym człowiekiem? Nie chcę tego sprawdzać. Nie mogę sobie pozwolić na zaangażowanie. Z Rafałem sprawa byłaby o wiele prostsza –on nie wygląda tak atrakcyjnie i nie patrzy na mnie, jakbym była jedyną kobietą na całym świecie. Wiem, że to przewrotne, ponieważ zamierzam nawiązać romans z Rafałem, mimo że nie poświęcam mu nawet dziesiątej części uwagi, którą pochłania Kordian. Rafał po prostu jest – nie analizuję jego słów i maili. Dla mnie wszystko, co mówi lub pisze, jest przewidywalne, stereotypowe. Tę znajomość oceniam jako bezpieczną – pozbawioną niesamowitych drgań, które występują w powietrzu w obecności Radeckiego. Od samego początku znajomości z Kordianem, od pierwszej chwili na stoisku z tapetami wiem, że to coś niebanalnego.
Mój wyśniony…
Nie. Nie mogę tak o nim myśleć! Nie pozwolę, aby na jawie też zatriumfował, wystarczy, że w snach wziął górę nad Aniołem.
Mój plan nie wypalił, nie zdołałam zniechęcić Kordiana. Nie przeraziła go Mirka ani Ania, która wychynęła ze swojego kokonu i jest dziś wieczór wyjątkowo towarzyska. Nie poczuł się wyobcowany. Osiągnęłam skutek odwrotny od zamierzonego, ponieważ to Rafał nie do końca odnalazłsię w towarzystwie.
– Powinnam zatańczyć z pozostałymi gośćmi – burzę intymny nastrój.
– Chodzi ci o tego chudego małolata? – Mężczyzna znacząco unosi brew.
Razi mnie cynizm i lekceważący stosunek do Rafała.
– Tak – mówię z urazą. – Chodzi mi właśnie o niego.
– Co was łączy? – Palce Kordiana nieco mocniej oplatają mój nadgarstek.
Chciałabym oderwać dłoń od jego piersi, lecz mi na to nie pozwala.
– A co to za pytanie, dyrektorze Radecki? – akcentuję przedostatni wyraz.
– Pytanie jak każde inne. Odpowiedz.
Przez moment przychodzi mi do głowy, że zaślepia go zazdrość. Obawiam się, że może źle potraktować Rafała – przecież jest jego szefem.
– A jeśli nawet jest coś między nami, to co z tego? Nie masz prawa ingerować w nasze prywatne życie.
– On na ciebie nie zasługuje.
Prycham śmiechem.
– Cóż za błyskawiczna ocena sytuacji! A kto zasługuje? Może ty? – Pytanie brzmi zaczepnie. Prowokuję go z rozmysłem.
– Po prostu nie chcę, żeby cię skrzywdził – udziela wykrętnej odpowiedzi.
– To nie twoja sprawa. Jeśli zechcę z kimś romansować, nic mnie nie powstrzyma.
– Nie wierzę, nie jesteś taka.
– Uwierz. Nie znasz mnie przecież.
– Znam cię lepiej, niż ci się wydaje. Zauważyłaś chyba, że jestem doskonałym obserwatorem.
– Szpiegiem raczej. Jesteś doprawdy świetny w tej roli – zarzucam mu, unikając jego wzroku.
– Nisko mnie cenisz.
– Sam się o to prosisz.
– Spójrz mi w oczy, Nino – domaga się. – Dlaczego mnie unikasz? Wiesz dobrze, że między nami mogłoby się wydarzyć coś interesującego. Nie sądzisz, że w pewnym sensie jesteśmy do siebie podobni?
– Nie uważasz, że za szybko na takie stwierdzenia? – próbuję zbić go z tropu.
– Czasem tak bywa, że wystarczy parę chwil, aby wiedzieć.
– A ty już wiesz? – prowokuję. Podnoszę wzrok i mierzę go zimnym spojrzeniem. Mam nadzieję, że serce Kordiana zmieni się w bryłę lodu. Nakazuję mu w myślach, aby mnie natychmiast puścił i zaprzestał idiotycznych pytań. Mija trzydzieści sekund, lecz nie czuję satysfakcji. Czyżby mój czar nie zadziałał? Mężczyzna nie spuszcza wzroku, nie mięknie. Jego spojrzenie jest stanowcze, Radecki nadal przyciska moją dłoń do swojej piersi.
O nie! To wszystko nie tak! On musi być wampirem albo jakimś innym demonem, skoro nie da się go zniewolić czarami. Pierwszy raz spotykam obiekt płci męskiej, który jest odporny namagię spojrzenia.
– Nie ze mną te sztuczki, Nino. Dobrze wiem, że tak naprawdę Rafał obchodzi cię tyle, co zeszłoroczny śnieg. Między wami nic nie zaiskrzyło, na siłę próbujesz się do niego zbliżyć. Do czego się posuniesz? Wykorzystasz tego małolata? A wszystko po to, żeby umknąć przed przeznaczeniem?
– O czym ty mówisz? – szepcę przerażona. Kurczę! On chyba nie chce przez to powiedzieć, że widział we śnie moją twarz! To byłoby straszne!
– To nie przypadek sprawił, że wpadliśmy na siebie w sklepie i twój samochód akurat wtedy musiał odmówić posłuszeństwa. Uważam, że przeznaczenie pchnęło nas ku sobie. Nie zaprzeczaj, Nino.
– To przypadek. Nie szukaj w tym drugiego dna.
– A ty nie walcz z przeznaczeniem. Wiesz dobrze, że nie można przed nim umknąć. Nie chciałaś się ze mną spotkać, a jak widzisz, nastąpiło to o wiele szybciej, niż mogłaś przypuszczać. Dlaczego próbujesz uciec?
Twarz Kordiana jest tuż przy mojej. Jego oczy błyszczą niepokojąco w świetle księżyca, wiem, że chce mnie pocałować. I choć tego nie robi, czuję dotyk jego warg na ustach. Nieszczęsny głupiec! Nie wie, jak bardzo ryzykuje. Mierzymy się wzrokiem. Na nic moje wysiłki – on się nie ugnie, jest odporny na czary. A może jest tak bardzo zaczarowany, że ja tego nie dostrzegam? To pewny siebie mężczyzna. Postępuje jak zdobywca i nie wchodzi w rolę biernej ofiary. Jego cechy charakteru determinują chęć sukcesu. Dałabym głowę, że powietrze wokół nas jest napięte i naelektryzowane. Nie wygram z tym śmiertelnikiem. Nie znoszę porażek!
W końcu uścisk Kordiana słabnie. Zmienia się układ tańczących par; widzę Jarka w towarzystwie Ani, Kordian tańczy z Mirką, a mnie przypada w udziale Rafał. Chciałabym powiedzieć, że taniec z nim sprawia mi przyjemność, ale to nieprawda. Czar wieczoru prysł, Kordian skutecznie popsuł mi humor. Wraca za to moja równowaga ducha i poczucie bezpieczeństwa. W spojrzeniu Rafała nie ma żadnego zagrożenia.
– Posmutniałaś – zauważa. – Coś się stało? Jesteś zmęczona?
– Nie, nie, wszystko w porządku – mówię. – Jak dobrze, że przyjechałeś. Wiem, że powinnam była cię uprzedzić o obecności Jarka i Kordiana, ale obawiałam się, że wówczas odrzucisz moje zaproszenie.
– Nie ma takiej opcji – uspokaja mnie. – Zależało mi na tym spotkaniu. Nie ma znaczenia, kogo gościsz poza mną.
Tańczymy w milczeniu. Nie mam sił i chęci na podtrzymywanie rozmowy. Rafał także się nie odzywa. Może uległ romantyzmowi chwili? Gra nastrojowa muzyka, a my kręcimy się w blasku gwiazd.
Rozważam w duchu słowa Kordiana. Ten arogancki, pewny siebie samiec wziął nade mną górę i zasiał w sercu niepokój. Mam wyrzuty sumienia, że zaczęłam mącić w głowie Rafałowi. Po co mi to było? Przecież nie chcę tego chłopaka. Jest ode mnie młodszy – fakt, że pewnie niewiele, ale to żaden powód do radości. Po tym wszystkim, przez co przeszłam, razi mnie ta drobna różnica wieku. To dziwne, lecz w obecności wesołkowatego Jarka nie mam podobnych odczuć, być może dlatego, że jest znacznie starszy ode mnie. Zgodnie z odwiecznym prawem natury powinnam poszukać partnera, który będzie co najwyżej moim rówieśnikiem. Mącenie w głowie Zawadzkiemu byłoby podłością, poczciwiec nie zasługuje na to, by go krzywdzić. Rafał też nie, lecz on jest młody, łatwo wyliże ewentualne rany.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
[1] Fragment tekstu piosenki z rep. Piotra Rubika Kiedy mężczyzna płacze, słowa i tekst: Piotr Rubik.