Zielarka z Doliny Pustelnika - Edyta Świętek - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Zielarka z Doliny Pustelnika ebook i audiobook

Edyta Świętek

4,8

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

440 osób interesuje się tą książką

Opis

Trudna przeszłość, nieoczekiwane uczucia i płochliwe serca

 

Alina traci grunt pod nogami, gdy Eustachy znika w tajemniczych okolicznościach. Zrozpaczona ze zdziwieniem odkrywa, jak bardzo zależy jej na mężu. W tym czasie jej siostra rodzi nieślubne dziecko. Poród okazuje się ciężki i kobieta walczy o życie. Alina leczy ją ziołami, które zbiera przy chacie pustelnika. Odkrywa bowiem w sobie siłę i talent do przyrządzania naturalnych specyfików. Wieść o jej zdolnościach niesie się po okolicy. Coraz więcej osób przychodzi do niej po poradę, dzięki czemu zyskuje sławę zielarki.

W sercach mieszkańców rozkwitają nowe uczucia, choć zazdrość, kłamstwa i brutalność nie dają o sobie zapomnieć. Stefania marzy o miłości, jednak jej ukochany ma wrogów – a Bożydar, pełen zazdrości i żądzy, nie cofnie się przed niczym, by ją zdobyć.

Eustachy odzyskuje przytomność w posiadłości despotycznego hrabiego Maksymiliana Orszanda, który wciąga go w ryzykowną grę o spadek. Czy zraniony przez los mężczyzna odważy się na zuchwały krok ku lepszej przyszłości?

 

Druga część „Sandomierskich wzgórz”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 348

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 4 min

Lektor: Bartosz Głogowski
Oceny
4,8 (52 oceny)
45
5
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Anmanika

Nie oderwiesz się od lektury

Mam nadzieję, ze na 3 część nie trzeba będzie dlugo czekać...
20
Paerl

Całkiem niezła

Nie czytałam.., ale te imiona. No nie mogę się zabrać.
21
GOSIACZEK1978

Nie oderwiesz się od lektury

No po prostu... Dech zapiera. Fantastyczna!
10
AnnaBak1978

Nie oderwiesz się od lektury

Cudna ❤️
00
Amawell

Nie oderwiesz się od lektury

Już nie mogę się kolejne części doczekać !
00



Edyta Świętek

Zielarka z Doliny Pustel­nika

San­dom­i­er­skie wzgórza 2

W poprzed­niej części

Eu­sta­chy, bo­hater wielkiej wo­jny, przybywa do San­dom­ierza. Za sobą ma trudną przeszłość. W okolic­ach miasta ratuje niezna­jomego mężczyznę przed bandą Ryżego. Zbó­jom spuszcza tę­gie lanie. Michał „Za­dzior” Zdunek zaprasza go z wdz­ięczności do swo­jej chaty. Ryży, przy­wódca bandy, zleca Łopi­anowi śledzenie obu mężczyzn.

Eu­sta­chy os­iedla się u Zdunka i jego matki Małgorzaty. Pode­jmuje pracę przy za­kładaniu win­nicy. Na kar­czow­isku spotyka ta­jem­niczego pustel­nika Am­brożego, który przestrzega go przed niebezpieczeństwem.

Ig­nacy Małota wraz z żoną Bar­barą mieszka na przed­mieściach San­dom­ierza. Przed laty Mało­towie po­si­adali piekarnię Złoty Kłos oraz kami­en­icę w rynku, ale po śmierci je­dynego syna Ig­nacy stra­cił ma­jątek – rodz­ina z dwiema córkami, Al­iną i Mar­cjanną, mu­si­ała op­uś­cić do­tych­cza­sowe lokum. Mężczyzna zostaje zatrud­niony w nowo powsta­jącej win­nicy. Bar­bara prac­uje jako prac­zka. Rod­zice bardzo źle trak­tują swoje córki, wyład­owują na nich swe frus­tracje.

Ryży bierze odwet na Eu­sta­chym za wtrą­cenie się w nie swoje sprawy. Pob­it­ego i obrabow­anego mężczyznę ratuje pustel­nik. Am­broży zabi­era Eu­stachego do siebie. Gdy Eu­sta­chy wraca do zdrowia, roz­licza się z bandą Ryżego. Ośmieszeni zbóje opuszczają San­dom­ierz.

Eu­sta­chy zam­ieszkuje u pustel­nika w Górach Pieprzow­ych. Wkrótce Am­broży umi­era.

Mar­cjanna marzy o odzyskaniu piekarni. Wdaje się w ro­mans z Boży­darem Jas­kierką – synem obec­nych właś­cicieli. Jas­kierka wykorzys­tuje dziew­czynę, a następnie rzuca ją na wieść, że jest w ciąży. Michał, który kocha się w Mar­cysi, będąc o nią za­zdrosny, pode­jmuje pracę na paro­statku.

Do Al­iny za­leca się stary kawaler Jakub Wrotycz. Dziew­czyna go nie znosi, za­kochana jest z wza­jem­noś­cią w Józku Nawrocie, synu sąsi­adów.

Małota wyrzuca z domu ciężarną córkę. Zrozpaczona Mar­cysia idzie do pustel­nika po pomoc w spędzeniu płodu, lecz on jej odmawia. Eu­sta­chy prowadzi ją do Małgorzaty i prosi Zdunkową, aby przyjęła dziew­czynę pod swój dach. Michał, zagląda­jący cza­sami do domu, jest za­zdrosny o Mar­cysię i Boży­dara.

Wrotycz chce poślu­bić szesnastolet­nią Al­inę. Ona się jed­nak nie zgadza, ale oj­ciec nie liczy się z jej zdaniem. Przysłuchujący się temu Eu­sta­chy prosi, aby to jemu Ig­nacy oddał swą córkę. Ofer­uje w zamian pien­iądze. Ig­nacy przys­taje na tę pro­pozycję.

Alina chce uciec z Józkiem, lecz ich plan zostaje udarem­ni­ony przez Ig­nacego. Dziew­czyna wy­chodzi za mąż. W drodze do domu mówi Eu­sta­chemu, że nie chce z nim mieć nic do czyni­enia, bo kocha in­nego chło­paka. Eu­sta­chy postanawia usz­anować jej wolę i planuje, że rozwiedzie się z dziew­czyną, gdy ta będzie pełno­let­nia, aby mo­gła wyjść za mąż za Józka. Małżonkowie mieszkają w pustelni, nie wchodząc sobie w drogę.

Pewnego dnia Eu­sta­chy znika bez wieści. Alina martwi się o męża, który okazał się dobrym człow­iekiem i w prze­ciwieństwie do ojca nigdy jej nie uderzył ani nie pod­niósł na nią głosu. Bez­skutecznie szuka go w całej okolicy.

Eu­stachego dopadają ludzie z jego przeszłości.

1

W poszukiwaniu szczęś­cia

Rok 1925

Alina stała nieruchomo niczym skami­eni­ała żona Lota. Jej twarz ow­iewał cuch­nący oddech Wrotycza. Nie była zdolna wykonać jakiegokolwiek ruchu. Serce ło­motało jej ner­wowo. Nie mo­gła po­jąć, czemu w tak ważnej chwili nie jest w stanie się bronić. Dlaczego całkow­icie brak­uje jej sił? Prze­cież pow­inna krzyczeć, ode­pch­nąć tego człow­ieka, zrobić coś, by się ratować! Tym­cza­sem ona tk­wiła w miejscu, jakby została sparaliżow­ana.

Czy ten odraża­jący os­ob­nik skrzy­wdzi ją teraz w obecności kilkun­astu ro­bot­ników, w tym jej rod­zonego ojca? Dlaczego nikt nie przy­chodzi jej z pomocą? Czy naprawdę ludzie są aż tak bez­duszni?

Usłysz­ała, jak ktoś re­chocze ru­basznie.

– No dalej, Wrotycz, całuj – zachę­cił go któryś mężczyzna.

Wśród pra­cowników wybuchła wrz­awa. Wtem przer­wał ją ostry i dob­itny głos.

– Zostaw w spokoju moją córkę. We łbie ci się popierdoliło? Ona jest mężatką. Na­tych­mi­ast się od niej odsuń, bo jak mi Bóg miły, nie ręczę za siebie!

Ku za­skoczeniu dziew­czyny Wrotycz odsunął się rap­townie. Alina popatrzyła w stronę ojca. Ich spojrzenia na mo­ment się spotkały. Mężczyzna niezn­acznie pokiwał głową. Ona na znak podz­iękow­ania odwza­jem­niła ten gest. Pier­wszy raz w ży­ciu zdar­zyło się, żeby Ig­nacy zachował się wobec niej tak, jak należy.

– Nie widzi­ałem two­jego męża od ubiegłej so­boty, gdyśmy odbi­er­ali ty­god­niówki. Mignął mi w tłu­mie, a po­tem prze­padł. Jeśli mogę ci coś poradzić, idź do dworu, poszukaj pana Za­w­iśl­nego i zapy­taj, czy on czegoś nie wie. Może dał Eu­sta­chemu jakieś os­ob­liwe polecenie, o którym nikt cię nie powiadomił.

– Dzię… dz­iękuję – za­jąknęła się córka.

Młoda w pośpiechu ruszyła w stronę za­budowań dwor­skich, wciąż nie dow­i­erza­jąc, że tym razem oj­ciec ujął się za nią na serio. Gdy os­tatni raz niby stanął w jej obronie, skończyło się to ślubem z człow­iekiem, którego nie chciała.

O iro­nio losu!

Nigdy nie pomyślałaby, że z takim prze­ję­ciem i troską będzie poszukiwała ko­goś, kto wpakował się w jej życie z butami. Pow­inna raczej się cieszyć, że prze­padł, i zanosić do Opatrzności prośby, aby nigdy nie wró­cił.

Dalsze poszukiwania nie przyniosły efektu.

Po połud­niu zmęczona Alina wró­ciła do Doliny Pustel­nika. Przy­wit­ała ją os­owiała Luna.

– Gdzie jesteś, Eu­sta­chy? Co się stało? – West­ch­nęła ciężko, wchodząc do opus­tosz­a­łego domu.

Cho­ciaż nie była głodna, rozpaliła ogień w piecu. Zagrz­ała przy­go­tow­ane wcześniej jedzenie. Skub­nęła odrobinę bez apetytu. Przez chwilę tk­wiła nieruchomo przy stole, po­tem zer­wała się na równe nogi. Nie mo­gła siedzieć z za­łożonymi rękami! Pow­inna przeczesać góry, bo być może Eu­sta­chy up­adł gdzieś nieszczęśli­wie, może coś sobie złamał i nie jest w stanie sam­od­ziel­nie wró­cić do doliny. Bez względu na to, jakie relacje panowały pom­iędzy nią a mężem, mu­si­ała zrobić wszys­tko, co było w jej mocy, aby go odszukać. W prze­ciwnym ra­zie sama we włas­nych oczach będzie morder­czynią, bo jak by się czuła, gdyby ktoś kiedyś odnalazł jego szczątki? Wzdrygnęła się na samą myśl o tym.

Wzuła solidne trzewiki i za­wołała psa. Z Luną będzie jej nie tylko raźniej, ale może właśnie pies zwęszy coś lub usłyszy. Z doliny na­jłatwiej było się wydostać wąską ścieżyną niknącą wśród skał. Później jed­nak Alina pow­inna skrę­cić w którąkolwiek stronę, byle tylko nie wędrować w kier­unku miasta. Pomyślała, że jeśli będzie szła zgod­nie z ruchem wskazówek zegara, to wtedy nie pow­inna pobłądzić. Bo wbrew po­zorom nawet w tak niskich górach można było się zgu­bić, a ona nie zdążyła ich jeszcze dobrze poznać, choć mieszkała tutaj od kilku miesięcy. Cóż, zi­mowa pora nie służyła wycieczkom po ob­lod­zo­nych wzniesi­e­niach.

– Pójdziemy tędy – zwró­ciła się do psa, którego na ra­zie trzymała krótko na smy­czy.

Nigdy wcześniej nie zboczyła ze zna­jomego szlaku. Teraz mu­si­ała przezwyciężyć strach przed żmi­jami oraz licznymi pa­jąkami i pójść w niezn­ane. Starała się os­trożnie stawiać kroki. Dla ułatwienia spuś­ciła Lunę z uwięzi.

– Szukaj pana! Szukaj Eu­stachego! – pol­eciła.

Co kilkanaście kroków na­woły­wała męża po imi­eniu, lecz odpowiadało jej wyłącznie echo. Gdy za­częło zmierzchać, z rezyg­nacją zag­w­izdała na psa.

– Prowadź do domu, Luna – poprosiła. Sama mi­ałaby prob­lem z odnalez­i­eniem drogi powrot­nej. Oko­lice Doliny Pustel­nika były na­jm­niej uczęszczane przez ludzi, a sama chata stała za­gu­biona w na­jwięk­szej dz­iczy.

Tej nocy Alina nawet nie zm­rużyła oka. Mimo zmęczenia rzu­cała się w poś­cieli, roztrząsa­jąc za­gadkę zniknię­cia Eu­stachego. Jeszcze nigdy nie martwiła się tak bardzo o dru­giego człow­ieka.

A co, jeśli znowu ból roz­sadza mu głowę albo nękają go teraz kosz­mary? Kto ukoi jego strach i ci­er­pi­enie?

Otarła łzy, które płyn­ęły po jej policzkach. Po omacku wyciągnęła dłoń i odnalazła Lunę zwin­iętą w kłębek na kili­mie leżącym obok łóżka. Dotyk jedw­abistej, sprężys­tej si­er­ści nie uspoka­jał, choć na­pawał odrobiną op­ty­m­izmu.

Kilka godzin wcześniej

Banda Ryżego przez wiele godzin bez­skutecznie plątała się po miejs­cach, gdzie przys­pos­a­bi­ano teren pod za­łożenie win­nicy. Zajrzeli także nad odnogę Wisły, skąd rzekomo blisko było do Doliny Pustel­nika. Nig­dzie nie natra­fili nawet na ślad po Koniecik­ropce, jakby mężczyzna gdzieś prze­padł. A plan Ryżego był taki, że za­kradną się za nim do jego chaty i tam się z nim roz­prawią, rabując przy tym, co się da.

Os­tatecznie, gdy za­częło zmierzchać, Maczkow dał znak do odwrotu.

– Szkoda czasu. Za­raz za­padną ciem­ności, nie ma sensu się tutaj krę­cić.

– Co robimy? – zapy­tał Łopian, ponieważ pora była jeszcze zbyt wczesna, aby wracać na kwa­terę i kłaść się do łóżek. Nigdy nie chodz­ili spać z kur­ami.

– Idziemy popatrzeć, jak się bawią pas­ażerowie paro­statku. Dzisiaj rano za­w­inął boda­jże pier­wszy. Za­czyna się sezon po­low­ania na grube ryby – ozna­jmił przy­wódca.

Na am­at­or­ach rejsów zdar­z­ało im się nieźle obłowić. Gdy ro­zo­chocone to­war­zys­two zatrzymy­wało się na postój w San­dom­ierzu, często gęsto kończyło się to złupi­eniem kilku fra­jerów, którzy nie dopil­nowali swych port­feli. Niekiedy plan wycieczkowy obe­j­mował noc w mieście, którą pas­ażerowie spędz­ali na tańcach lub in­nych przyjem­nościach. Dla Ra­fała Maczkowa ozn­aczało to szybki i łatwy za­robek. Za­zwyczaj przy takich okaz­jach Paweł wskazy­wał mu for­siast­ego kli­enta, a on dzi­ałał. A gdy wynikały jakieś prob­lemy, Franek kończył sprawę.

Poszli więc do gos­pody zna­j­dującej się w samym rynku miasta. Za­jęli ulu­bione miejsce w pob­liżu drzwi i za­częli ob­ser­wować nad­ciąga­ją­cych ludzi. Na ra­zie nie dzi­ało się nic god­nego uwagi, więc trochę się nudz­ili. Ku­lasz, zmęczony wcześniejszą wyprawą, ułożył głowę na rękach spoczy­wa­ją­cych na stole i szybko za­chrapał. Maczkow zamówił flaszkę gorz­ały na kreskę, licząc na późniejszy za­robek. A Jankowski, znud­zony brakiem to­war­zys­twa do kart, odszedł, aby potańczyć z dziew­czętami.

Już wypatrzył wśród nielicz­nych gości gos­pody całkiem ładną pan­nicę, która, jak się zdawało, przyszła na za­bawę z bratem i jego nar­zeczoną lub ślubną. Podobna bowiem była do postawnego bru­neta, który zdecy­dow­anie wolał hu­lać z szatynką prze­cięt­nej urody. Niezna­joma siedzi­ała ak­urat przy sto­liku, sącząc ze szk­lanki jakiś napój, za­pewne or­anżadę, i zerkała na baw­ią­cych się ludzi, wzdychając raz po raz. Jej stopy wybi­jały rytm o deski podłogi, widać było, że dziewoja rwie się do za­bawy.

Nie namyśla­jąc się wiele, wstał i pod­szedł do młódki. Choć lekko utykał na lewą nogę, tan­cerz był z niego niezgor­szy.

– Poz­woli panna w tany? – za­gad­nął, wyciąga­jąc ku niej dłoń.

Niezna­joma, która do tej pory przy­glądała się innym, przeniosła wzrok na Łopi­ana. Mi­ała wyjątkowo duże brązowe oczy otoczone gęstwiną rzęs. Były tak piękne i wyraziste, że aż za­parło mu dech w piersi. Nigdy wcześniej żadna kobi­eta nie popatrzyła na niego w taki sposób. W jed­nej chwili og­ar­nęło go jakieś za­dzi­wiające uczucie, zrobiło mu się duszno, a serce wszczęło pos­pieszny ło­mot.

Prze­padłem! – pomyślał, gdy skinęła głową i oparła czubki pal­ców o jego dłoń. W tym samym mo­mencie przeskoczyła pom­iędzy nimi iskra.

Ruszyli pom­iędzy tan­cerzy. Dziew­czyna była lekka niczym łabędzi puch, łatwo dała się prowadzić w tańcu. Uśmiechała się wdz­ięcznie i tak łypała tymi wielkimi oczyskami, że cały świat przestał ist­nieć.

– Jak ma panna na imię? – zapy­tał, gdy muzyka na chwilę ucichła. Nie chciał odprowadzać jej tam, skąd ją ­przyprowadził, cho­ciaż kątem oka dostrzegł, że przy sto­liku siedzi już ów mężczyzna ze swą to­war­zyszką i rozgląda się ner­wowo po sali, jakby czegoś szukał. Gdy za­uważył Łopi­ana z dziew­czyną, zmarszczył groźnie brwi i wstał, za­pewne żeby pode­jść.

– Stefania. Stefania Wo­jaszek. O, idzie ku nam mój bra­ciszek! Pewnie mnie ofuknie za tańce z niezna­jomym – pow­iedzi­ała prostolin­ijnie.

– Mam na imię Paweł. Paweł Jankowski – przed­stawił się szybko – więc już nie jestem niezna­jomy.

Rzeczy­wiście brat pan­nicy już przy nich stanął.

– Ste­fusiu, dlaczego nie zostałaś przy sto­liku? – zapy­tał si­o­strę dość gniewnym tonem. – Prosiłem, abyś nie odchodz­iła z ob­cymi.

– Sz­anowny pan poz­woli – wtrą­cił się w to Łopian, nie dopuszcza­jąc panny do głosu. Z miejsca się przed­stawił i wyciągnął rękę ku mężczyźnie. Ten przyjął i uś­cis­nął jego praw­icę.

– Jerzy Wo­jaszek. Daruje pan, lecz si­o­stra mi­ała przykazane nie oddalać się ze swego miejsca.

– Proszę wybaczyć, ale nie mo­głem patrzeć, jak ta śliczna dziew­czyna rwie się do tańca, dlat­ego ją za­gad­nąłem.

– Stefania jest pod moją opieką.

– W moim to­war­zys­twie włos z głowy jej nie spad­nie – za­pewnił Paweł, prag­nąc tylko, aby Jerzy zostawił ich w spokoju, zam­ierzał bowiem znowu zatańczyć ze swą wybranką. Mar­zył o prz­etańczeniu z tą ślicznotką całej nocy, aż po blady świt, a po­tem o figlach w jakimś us­tronnym miejscu, choć coś mu pod­powiadało, że to os­tat­nie jest poza jego za­się­giem. Oczy­wiście mógłby wziąć pannę siłą, niejeden raz już tak czynił, lecz Stef­cia obudz­iła w nim pokłady uczuć, o jakie samego siebie nigdy by nie podejrze­wał. – Daję słowo honoru, że za­d­bam o bezpieczeństwo pańskiej si­o­stry.

– No… nie wiem, nie wiem. Wszędzie kręci się dość podejrz­a­nych typ­ków, pełno ob­cych, którzy zeszli z paro­statku i tylko myślą o dobrej za­bawie niepo­ciąga­jącej za sobą żad­nych kon­sek­wencji. Ste­fusia jest jeszcze naiwna, to niemalże dziecko.

– Ależ Jerzyku! – oburzyła się pan­nica i tupnęła buntown­iczo. – Nie rób ze mnie dzieciaka. Po­trafię się o siebie zatroszczyć. A skoro tat­ulo dał zgodę, abym przyszła z wami na tańce, pozwól mi się bawić. Nie chcę przesiedzieć całej nocy sam­ot­nie, patrząc, jak pląsasz z Justyną.

Jerzy zlus­trował uważnym spojrzeniem kawalera, który stał obok si­o­stry. Nie był przekon­any, czy może mu za­ufać.

– Przypłynął pan z innymi? – zapy­tał, gdyż nie ko­jar­zył tego człow­ieka, choć jego twarz wydała mu się raczej zna­joma, jakby otarli się już o siebie wśród ludzi.

– Zam­ieszkałem w San­dom­ierzu w cza­s­ach wo­jen­nych. Ubie­gałem się nawet o przyjęcie do garn­izonu, lecz mam prob­lem ze strzelaniem do celu, więc po kilku miesiącach nieudol­nej służby odprawiono mnie z kwitkiem. Od tej pory prac­uję przy tworzeniu win­nicy na połud­niowo-zachod­nich stokach Pieprzówek – kłamał gładko jak z nut. W jednym tylko nie rozminął się z prawdą: rzeczy­wiście do miasta przy­wiało go w tamtym okresie. Z wojskiem tyle miał wspól­nego, że zdezerterował z pruskiej armii tuż po tym, jak został ran­iony w stopę. W San­dom­ierzu poznał Ryżego oraz Małego i z miejsca do siebie przylgnęli. Czuł jed­nak, że taka his­toria ży­cia nie przypadłaby do gustu temu człow­iekowi. A Łopi­anowi, jak chyba nigdy wcześniej, zach­ciało się spędzić wieczór z uroczą i porządną panną. Nawet nie mu­siał po wszys­tkim korzys­tać z jej wdz­ięków – tak bardzo go za­uroczyła.

– Skoro tak – odezwał się ła­god­niejszym tonem Wo­jaszek – może pan dotrzymać to­war­zys­twa Stefci. Zapraszam do naszego sto­lika.

– Dz­iękuję. Skorzys­tam z zaproszenia, gdy jeszcze zatańczymy i panna Stefania powie, że prag­nie odpocząć. – To mówiąc, ponownie por­wał swą part­nerkę do tańca.

Gdy zbliżyli się do miejsca, z którego mógł ich zobaczyć Ryży, dał kam­ratowi jeden z dawno umówio­nych znaków, in­for­mujący o tym, że jest za­jęty i jakby co, to się w ogóle nie znają. Ryży skinął głową, by potwi­er­dzić, że przyjął ten komunikat, po­tem wymierzył sójkę w bok Małemu, aby go obudzić, i coś mu pow­iedział, wskazując wśród biesi­ad­ników jakiegoś mężczyznę. Zatem kom­pani Łopi­ana nie zam­ierz­ali próżnować, lecz zabi­er­ali się do pracy, da­jąc mu wolną rękę.

Łopian pomyślał, że musi jak na­jlepiej wykorzys­tać ten czas. Cho­ciaż wcześniej przez chwilę zamar­zyło mu się zbałamu­cenie dziew­czyny, szybko porzu­cił tę myśl. Pier­wszy raz zam­ierzał zachować się przyz­woicie.

Spis rozdzi­ałów

W poprzed­niej części

1. W poszukiwaniu szczęś­cia

© Wydawn­ictwo WAM, 2025

© Edyta Świętek, 2025

Opieka redak­cyjna: Ag­nieszka Ćwieląg-Piec­ulewicz

Redak­cja: Monika Or­łowska

Korekta: Maria Armatowa, Katar­zyna On­derka

Pro­jekt okładki: Mari­usz Banachow­icz

Skład: Lucyna Ster­czewska

ePub e-ISBN: 978-83-277-3722-9

Mobi e-ISBN: 978-83-277-3723-6

MANDO

ul. Ko­per­nika 26 • 31-501 Kraków

tel. 12 62 93 200

www.wydawn­ict­wo­mando.pl

DZIAŁ HAND­LOWY

tel. 12 62 93 254-255

e-mail: han­del@wydawn­ict­wo­mando.pl