Ebook i audiobook dostępne w abonamencie bez dopłat od 20.05.2025
Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
29,98 zł
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 29,98 zł
Do szczęścia może prowadzić wiele dróg, a cała sztuka polega na tym, by rozpoznać tę właściwą.
Ewa coraz częściej odnosi wrażenie, że wpadła z deszczu pod rynnę. Zakończyła nieudane małżeństwo, ale tkwi w relacji, w której brakuje prawdziwej bliskości. W głębi serca wie, kto jest jej prawdziwą miłością – czy jednak potrafi znów zaufać Andrzejowi? Klaudia, borykająca się z brakiem samoakceptacji, postanawia rzucić szkołę i sprawdzić się w pierwszej dorosłej pracy. Nie ma pojęcia, że los przygotował dla niej wielką niespodziankę.
W trzeciej i ostatniej części bestsellerowego cyklu „Wszystkie smaki życia” bohaterowie odkrywają, że nie sztuką jest trwać w strefie komfortu. Czasem trzeba się odważyć i sięgnąć po więcej.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 334
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dla Heleny Świderskiej,
mojego walijskiego dobrego ducha
STYCZEŃ
Klaudia z niedowierzaniem przerzucała kolejne strony książki, którą dostała na gwiazdkę od Tatiany. Nosiła tytuł Mózg na zbożowym detoksie i w pewnym sensie stanowiła potwierdzenie tego, co dziewczyna wyczytała w internecie kilka tygodni wcześniej, przygotowując jadłospisy dla Tani. Chociaż właściwie „potwierdzenie” nie było tu właściwym słowem – tamte informacje okazały się zaledwie preludium do rewelacji, których Klaudia dowiadywała się w tej chwili.
Nietolerancja glutenu miałaby leżeć u podstaw tak wielu chorób? Artretyzmu, cukrzycy, demencji, stanów depresyjnych? Nasila objawy schizofrenii, ma jakiś związek z autyzmem? To brzmiało niewiarygodnie, ale wydawało się nieźle udokumentowane.
Kiedy Klaudia zaczęła się odchudzać, zbawiennie podziałała na nią dieta dobrych kalorii. Dzięki wegańskim jadłospisom, a potem stopniowemu wprowadzeniu produktów zwierzęcych – głównie tych o niskim indeksie glikemicznym – dziewczyna schudła ponad czterdzieści kilogramów, a jej mama około dziesięciu. Obie czuły się znakomicie i bez trudu utrzymywały wagę. Owszem, miewały czasem lekkie dolegliwości trawienne (według Klaudii wiązały się one ze spożyciem sporych ilości roślin strączkowych), ale nie było to nic naprawdę kłopotliwego.
Czyżby wyrządzały swoim organizmom więcej szkody niż pożytku? Jeżeli wierzyć autorowi książki, neurologowi Davidowi Perlmutterowi, właśnie tak było. Jak by nie patrzeć, jadły bardzo dużo makaronu i chleba, dodawały mąkę do wielu różnych potraw, nie stroniły od wypieków.
– Człowiek musiałby chyba nic nie jeść, żeby czuć się okej – westchnęła Klaudia, odkładając książkę na szafkę obok łóżka.
– Coś mówiłaś? – Mama zajrzała do niej, wyszedłszy z łazienki.
– Nic, mamo. Tak sobie mruczę pod nosem.
– Jakieś problemy?
Ewa weszła do pokoju i usiadła na łóżku Klaudii. Jest okropnie przewrażliwiona, pomyślała z czułością córka. Wszystko przez te nasze świąteczne rozmowy i zwierzenia.
Boże Narodzenie spędziły we trzy, bo przyjechała do nich babcia Basia z Krakowa. Trzy pokolenia, trzy różne garnitury doświadczeń i poglądów, jak to skwitowała Ewa, kiedy w drugi dzień świąt zaczęły się kłócić.
Basia uważała, że Klaudia powinna bez skrupułów zerwać z Arkiem, chłopakiem, którego nie zdołała pokochać, a z którym nadal się spotykała – chyba dlatego, że nie potrafiła albo raczej nie chciała go skrzywdzić. Ewa miała inne zdanie. Pozwól się temu wypalić, argumentowała, niech to się skończy bezboleśnie.
– Nie, wszystko w porządku – odpowiedziała teraz Klaudia, bo zdała sobie sprawę, że mama wciąż patrzy na nią wyczekująco. – Po prostu zaplątałam się w tych dietach. Już sama nie wiem, w co wierzyć. Tu mówią, żeby nie jeść pszenicy, tam, że mięso to samo zło, a jeszcze inni namawiają do odstawienia nabiału. Zwariować można.
Mama odetchnęła – chyba z ulgą. Podniosła się i poprawiła spódnicę na biodrach.
– Jak uważasz? – zapytała. – Może być?
– Randka?
– Powiedzmy. Kino, a potem kawiarnia.
– Z kim?
Mama się żachnęła. Klaudia dobrze wiedziała, że chodzi o Jima – rudowłosego Walijczyka, z którym Ewa widywała się od jakiegoś czasu. Rzecz w tym, że po świętach, kiedy rudzielec pojechał ze swoją siostrą Lucy w góry, mama zgodziła się na spotkanie z Andrzejem. A potem przez trzy dni beczała i prawie nie wychodziła z pokoju. Babcia orzekła wtedy, że trzeba ją zostawić w spokoju, bo i tak nigdy nie chciała słuchać rad.
– Może być czy nie może? – Mama sprytnie puściła poprzednie pytanie mimo uszu.
– Może, chociaż lepiej pasowałaby ta czarna bluzka z białym pasem u dołu.
– Mam być taka oficjalna? Czerń i biel?
– Jak chcesz. – Klaudia wzruszyła ramionami. – Ja tylko mówię, w czym dobrze wyglądasz. Ale w sumie to nie ma znaczenia, bo Jim już bardziej nie może zgłupieć na twoim punkcie.
– Przestań.
– Nie przestanę. Wiemy o tym obie. On cię kocha, a ty jego nie, ale nie umiesz mu tego powiedzieć, bo po pierwsze, jest słodki, a po drugie, wydaje ci się, że coś mu zawdzięczasz.
– Przyganiał kocioł garnkowi – prychnęła matka i wyszła z pokoju.
– Ano, fakt. Przyganiał – westchnęła Klaudia.
Chyba po raz setny tego dnia zerknęła na leżący na biurku telefon. Powinna zadzwonić do Arka, umówić się na spotkanie i poważnie z nim porozmawiać. Wyjaśnić, że bardzo go lubi, ale… No właśnie, ale co? Ale nie może znieść jego dotyku i pocałunków, ponieważ jest lesbijką. I nie udał jej się eksperyment pod tytułem „Leczenie homoseksualizmu w ramionach przystojnego chłopaka”.
Czy raczej powinna skłamać – że jest ktoś inny? Albo jeszcze inaczej: to był słomiany zapał, krótkotrwała miłostka, zauroczenie, które rozwiało się po kilku tygodniach. Która wersja go najmniej zaboli?
Co do jednego miała pewność – należało to załatwić w taki sposób, żeby nie stracić przyjaźni siostry Arka. Klaudia nie tylko chciała, ale czuła, że wręcz musi nadal bywać u nich w domu, widywać się z Anką, dzwonić do niej i nawet kłócić się, żywiołowo dyskutować o wegetarianizmie i rodzajach energii. Szajba była szalona, nawiedzona, zwariowana i uparta jak osioł, jednak Klaudia zwyczajnie nie mogła bez niej żyć. Zakochała się po uszy. Wsłuchiwała się w teksty piosenek i znajdowała w nich nowe, dotąd nierozumiane znaczenia. Jej hymnem stało się Do Ani zespołu Kult.
Ja czekam cały dzień, patrzę na drzwi,
czy przyjdzie ktoś od ciebie, czy przyjdziesz ty.
Czy wiesz, że twoje oczy spalają mnie jak ogień?
Gdy patrzę w twoje oczy, zaczyna się dzień.
Tak bardzo, bardzo kocham cię,
tak bardzo potrzebuję cię…
Każde słowo trafiało w sedno, żadnego by nie zmieniła. I jeszcze to w następnej zwrotce: Czy wiesz, że gdy odjeżdżasz, umieram dziewięć razy… Właśnie to czuła, kiedy rozstawała się z siostrą Arka – jakby umierała raz po raz, jak gdyby gasły wszystkie światła, a życie się kończyło i już nie miało zacząć się na nowo.
Klaudia wstała i przebrała się w strój do ćwiczeń. Jak zwykle, kiedy zaczynała się denerwować, potrzebowała odrobiny bólu, żeby rozładować napięcie. Przyrzekła matce i babci – na wszystkie świętości – że nigdy więcej nie użyje do tego celu żyletki.
– Pomyśl o czymś, co jest dla ciebie naprawdę ważne – poprosiła wtedy babcia. – A potem przysięgnij.
Oczywiście Klaudia natychmiast przywołała w wyobraźni obraz Anki, jej niebieskich oczu i grubych, związanych barwnymi sznurkami dredów. Przysięgam na miłość do ciebie, pomyślała, głośno wymawiając tylko pierwsze z tych słów.
Ćwiczenia nadawały się do rozładowania stresu niemal tak samo dobrze jak zadawanie sobie bólu ostrzem, a przy tym modelowały sylwetkę. Może to i lepiej, powiedziała sobie w duchu dziewczyna, że babcia mnie wtedy nakryła. Podświadomie chyba chciałam zostać przyłapana; pragnęłam, żeby ktoś mną potrząsnął i znowu powiedział mi, jak mam postąpić. Tylko co z tego, skoro teraz nie umiem tych wszystkich rad wprowadzić w życie.
W teorii brzmiało to dość prosto: zadzwoni do Arka i powie mu prawdę, połowę prawdy albo jakieś śliczne kłamstewko, które złagodzi ból. W teorii. Ale w praktyce… To pierwszy chłopak, który okazał mi prawdziwe zainteresowanie, myślała Klaudia. Zresztą zostawmy w spokoju płeć – to pierwsza osoba, dla której stałam się kimś ważnym. Jak mogłabym go teraz skrzywdzić?
Przerwała rytmiczne przysiady i podeszła do okna. Odsunęła zasłonę, po czym zerknęła na trzy słoiki z ugotowanym ryżem zalanym wodą, które umieściła tam podczas świąt. Na jednym z nich nakleiła napis: „Kocham cię”, na drugim „Spadaj”, trzeci zaś zostawiła bez etykietki.
Widziała ten eksperyment u Anki. Miał stanowić dowód na to, że ryż, do którego Szajba szeptała słowa miłości, psuje się dużo wolniej niż ten, któremu mówiła, że go nienawidzi. Klaudia długo myślała o tym, co zobaczyła tamtego dnia: w słoiku obdarzanym codzienną porcją dobrych słów naprawdę znajdowały się białe ziarenka, podczas gdy w tym, który „wysłuchiwał” obelg – ryż zbrązowiał i pokryła go pleśń.
Dla Klaudii było to coś tak niewiarygodnego, a zarazem przerażającego, że postanowiła powtórzyć całą rzecz u siebie, tyle że dodała trzecią porcję ryżu, którą nazwała „próbką kontrolną”. Nie patrzyła na nią, nie mówiła do niej i nie wysyłała jej żadnych myśli. Chciała po prostu sprawdzić, jak psuje się ryż zostawiony samemu sobie.
Szczerze powiedziawszy, miała wielką nadzieję, że eksperyment się nie uda: że wszystkie trzy porcje ziarenek spleśnieją i cała sprawa okaże się wygłupem Szajby. Albo przynajmniej: że ryż „kochany” zepsuje się wprawdzie nieco mniej, dłużej zachowa biały kolor, natomiast między tym nienawidzonym a ignorowanym nie będzie żadnej różnicy. Liczyła na to z całego serca, ponieważ wydawało jej się przerażające, że złymi słowami i myślami można wyrządzać krzywdę. Chciała się przekonać, że to bzdura. Okej, mówiła sobie, dobra energia istnieje, w naszych komunikatach zawiera się coś, czego nie potrafimy zmierzyć, czego nie widać, ale co przynosi wymierne skutki. Zarazem jednak Klaudia pragnęła wierzyć, że ludzie nie dysponują złą energią, bo to by znaczyło, że wszyscy ci, którzy myśleli o niej „zboczona lesba”, którzy patrzyli na nią z pogardą albo życzyli jej źle – mieli realną moc i naprawdę ją krzywdzili.
Niestety, z dnia na dzień ryż we wszystkich trzech słoikach różnił się coraz bardziej. W tym, do którego Klaudia szeptała, że go kocha i lubi, zachowywał białą barwę. W ignorowanym wprawdzie także był biały, jednak na powierzchni wody zbierała się nieapetyczna pianka, a pośrodku widniało wyraźne kółeczko pleśni. Natomiast ziarenka w słoiku „nienawidzonym” stawały się coraz bardziej obrzydliwe. Brązowiały, pokrywały się jakimś żółtym śluzem, zupełnie jakby ktoś po kryjomu dolewał tam oleju, no i miały już trzy plamy ciemnoszarej pleśni.
– To ja wychodzę! – rozległ się głos mamy.
Klaudia obejrzała się i obrzuciła sylwetkę Ewy uważnym spojrzeniem.
– Pasuje ci do tego ta bransoletka, wiesz, z czarnych i białych kamieni.
– Na co tam patrzyłaś?
– Na ryż.
– I jak? – Ewa podeszła bliżej i nachyliła się nad słoikami. – Ale fajnie, naprawdę widać różnicę.
– Mówisz o tym tak spokojnie?
– A jak mam mówić? To fantastyczny eksperyment.
– Mamo, nie rozumiesz?! – wybuchła rozżalona dziewczyna. – Przecież to oznacza, że ludzie… Że naprawdę możemy się nawzajem krzywdzić słowami i myślami! Jeśli moje głupie, nic nieznaczące słowa: „Spadaj, wstrętny ryżu” sprawiają, że te ziarenka gniją albo raczej woda w nich zawarta się psuje, zmienia swoją strukturę, to…
– Klaudia, posłuchaj…
– …to poprzez złe słowa i myśli mogę też zepsuć coś w ludziach! W naszych ciałach jest woda, która reaguje na tę energię, czymkolwiek ona jest!
– Dla mnie to przede wszystkim piękne doświadczenie – powiedziała mama powoli. – Ja patrzę na ten biały ryż i myślę, że mogę chronić ludzi, których kocham, że mogę im darować tę dobrą energię.
– Jasne. A ten brunatny osad ignorujesz, bo tak jest bardziej optymistycznie – odparła ponuro Klaudia. – Zresztą może to nawet jakiś sposób. Udawajmy, że tego nie ma.
– Strasznie skwasił ci się nastrój. – Ewa westchnęła. – Chcesz, żebym z tobą została? Obejrzymy jakąś komedię, poprzymierzamy ciuchy albo coś upichcimy…
– Nie, mamo, idź już do tego swojego Walijczyka. Ja poćwiczę. Endorfiny mi zrobią porządek w garze.
– Gdzie? – Mama nie zrozumiała.
– We łbie. W głowie. No, idź, bo stygnę, a byłam już rozgrzana.
Mama pocałowała ją w czoło i wyszła, natomiast Klaudia wróciła do przysiadów. Potem zabrała się za brzuszki i deskę. Ale ani na chwilę nie przestała myśleć o tym, co się działo w słoikach z ryżem i czego to dowodzi. Po ćwiczeniach sfotografowała ze wszystkich stron wyniki eksperymentu i zamieściła na blogu zdjęcia z obszernym opisem. Sama przed sobą nie zamierzała się przyznawać, że zrobiła to z nadzieją, iż jakimś cudem na ten wpis natknie się Anka i taką okrężną drogą dowie się tego, co Klaudia od dawna chciała jej wyznać: że jest lesbijką.
*
Ewa znalazła wreszcie miejsce parkingowe. Westchnęła, rzuciła okiem w lusterko i poprawiła włosy. Przeszło jej przez myśl, że mogłaby zmienić fryzurę. Miała ochotę na zmiany, nie tylko w wyglądzie, ale szerzej – na jakieś ponowne przemeblowanie w życiu.
Zanim odkryła romans męża z Rosjanką imieniem Tatiana, postrzegała zmiany jako zakłócenie porządku świata. Wydawały jej się zagrożeniem, zaburzały poczucie bezpieczeństwa. Teraz, kiedy tkwiła w dziwnej relacji, zawieszona między gorzką, niechcianą miłością do Andrzeja a szczerym pragnieniem pokochania Jima, marzyła, żeby zdarzyło się coś, co zachwieje całym tym układem, zburzy go i zwróci jej wolność.
W grudniu był taki moment, kiedy miała niemal całkowitą pewność, że zakochuje się w Walijczyku. Widywali się już od października, początkowo tylko na lekcjach polskiego i angielskiego – potem także towarzysko. Stopniowo ich spotkania przybierały charakter randek, najpierw bardzo ostrożnych, niemal koleżeńskich, później – czułych i romantycznych, a wreszcie erotycznych. Jim był spragniony seksu, Ewa również nie narzekała na niskie libido; wydawało się, że powinni czuć się dobrze w tej relacji. Niestety, były to tylko pobożne życzenia.
Przede wszystkim Ewa nie mogła się pozbyć wyrzutów sumienia. Chociaż Jim zawsze budził jej sympatię, to przecież nie mogła udawać sama przed sobą. Prawda wyglądała następująco: zainteresowała się nim wyłącznie dlatego, że Andrzej tak strasznie ją zawiódł. Gdyby nie to – gdyby Żaneta Wójcik nie wróciła skruszona na łono rodziny i gdyby Andrzej się z nią nie przespał – Ewie do głowy by nie przyszło, żeby umówić się z Walijczykiem (ani z kimkolwiek innym). Zawsze była bardzo stała w uczuciach, Andrzeja kochała spokojną, dojrzałą miłością i nie szukała już nowych wrażeń.
Mimo to, kiedy rozpacz wywołana zdradą ukochanego zaczęła powoli zamieniać się w cichą rezygnację, Jimowi udało się wzbudzić w sercu Ewy żywsze drgnienie. Był tak delikatny, tak troskliwy, męski, a przy tym chłopięcy – bo jakoś potrafił łączyć te dwie cechy… Ewa poczuła, że może pokochać tego zabawnego rudzielca, a przede wszystkim – że bardzo chce dać mu odrobinę czułości i odwdzięczyć się za dobro, jakiego od niego zaznała.
Tęskniła za Andrzejem; ani na chwilę nie przestała. Jednak ta tęsknota stała się podobna do smutku po czyimś wyjeździe, takim bez szansy na powrót. Ból nie był gwałtowny, lecz tępy, ćmiący, stał się łatwiejszy do zniesienia, aż pewnego dnia – chyba znikł zupełnie. W jego miejscu pozostało coś w rodzaju troski o ojca Sławka: jak sobie radzi, czy nie zaczął znowu pić, czy w całym tym małżeńskim zamieszaniu nie straci bliskości z synem, którą odbudował z takim trudem…
I właśnie wtedy – w wigilijny wieczór – Andrzej pojawił się w życiu Ewy na nowo. Przyszedł ze swoją bolesną opowieścią, bezradny i skrzywdzony: właśnie się dowiedział, że dziecko nie jest jego, Żaneta celowo go upiła, trzeźwego od kilku lat alkoholika, po czym zaciągnęła do łóżka, bo potrzebowała ojca dla dziecka, które już nosiła w łonie. Podstęp stary jak świat, teoretycznie w dobie badań genetycznych bez szans na powodzenie, a przecież wciąż w użyciu, myślała potem Ewa.
Andrzej był zbyt miękki, dobry, zbyt przyzwoity, żeby cokolwiek podejrzewać. Wbrew sobie zaczął się nawet cieszyć, że po raz kolejny zostanie ojcem, bo skoro już tkwił w małżeństwie pozbawionym miłości, to przecież mógł przynajmniej czerpać radość z rodzicielstwa. Ewa doskonale to znała – czyż ich związku z Mirkiem nie zbudowali na tym samym; czy nie identycznie rzecz się miała z jej rodzicami?
Kiedy prawda ujrzała światło dzienne i Andrzej wrócił do myśli o rozwodzie – nagle okazało się, że między nim a Ewą nie ma już tej bliskości, tego zaufania, które łączyły ich tak niedawno. Może to dlatego, myślała, że jednak mnie zdradził, nawet jeśli w pijackim amoku, nie całkiem świadomie. Może dlatego, że ja weszłam w nowy związek – wprawdzie byle jak, powierzchownie, ale przecież spotykam się z Jimem, spałam z nim, spędził ze mną Wigilię, a Andrzej o tym wie. Czy cokolwiek między nami da się jeszcze uratować? I czy na pewno oboje tego chcemy? Czy nie jest tak, że teraz Andrzej analizuje, co straci i co zyska, rozwodząc się z Żanetą, a ja nieświadomie kalkuluję, którego z nich wolę – bo przecież Jim wciąż ma jakiś urok nowości, a Andrzej zawiódł mnie tak boleśnie…
Pukanie w szybę przerwało te jej niewesołe rozmyślania. Ewa przez chwilę rozglądała się, zdezorientowana, aż wreszcie zrozumiała, że od jakiegoś czasu siedzi w zaparkowanym samochodzie. Jim stał na chodniku i przyglądał się jej z troską. On coś wyczuwa, skonstatowała, przecież nie jest głupi. Widzi, że od dwóch tygodni zamyślam się albo ni z tego, ni z owego sprawdzam wyświetlacz telefonu. No i unikam zbliżeń.
Zaczerpnęła powietrza jak przed skokiem do wody, po czym otworzyła drzwi i wysiadła. Jim natychmiast zamknął ją w ramionach.
– Ja nie wiem, co ty myślałaś – powiedział, cmokając ją we włosy. – Ale to nie było wesołe.
– Planowałam sprawdziany z gramatyki na najbliższy tydzień – skłamała gładko Ewa. – I masz rację, że to niewesoły temat. Dla szóstoklasistów nawet tragiczny. To będzie prawdziwa rzeź.
Roześmiał się, ale jakoś sztucznie. Najwyraźniej nie dał się oszukać. Wziął ją za rękę i pociągnął za sobą.
– Zaczekaj – poprosiła. – Jakoś nie mam ochoty na kino. Przepraszam. Może po prostu powłóczmy się po mieście.
– Zimno – zaprotestował. – Ja nie jestem zimowy człowiek. Ale my możemy zjeść coś dobre w restauracji albo iść do mnie. Ja ci zrobię walijski przysmak.
– Nie, Jamesie Clarke’u. – Ewa przytuliła się do niego. – Pójdziemy do jakiejś cichej knajpki, przekąsimy coś, a potem wracam do moich szkolnych spraw. Dobrze wiem, czym to się skończy, jeśli wybierzemy się do ciebie.
– Czym? – Jim udał, że nie rozumie. – Czym się skończy? Ja nie wiem, co masz w myśli.
– Na myśli – poprawiła go odruchowo. – Mam na myśli twoje szerokie łóżko.
– A co jest źle z moim łóżkiem? To jest dobre łóżko – przekomarzał się jeszcze. – Ty nie lubisz, że szerokie?
– Dobrze wiem, że się droczysz. Nie mogę dzisiaj zostać. A jak już byśmy wylądowali w pościeli, to nie byłoby łatwo się wygrzebać.
– Ty nigdy nie możesz zostać – mruknął jeszcze Jim, choć już złożył broń. – Zawsze tylko szkoła, sprawdziani, ucznie, nie mam czasu, nie mogę zostać…
– Już lepiej nic nie mów, bo walisz błąd za błędem. Nie umiem dyskutować o łóżku z kimś, kto mówi „ucznie”.
– If I had a better teacher…[1] – zaczął Walijczyk, ale urwał, ponieważ dostał kuksańca.
– Po prostu chodźmy zjeść jakąś naprawdę dobrą kolację– powiedziała Ewa, tym samym kończąc utarczki słowne, które przecież sprowadzały się do jednego: że ona zaczyna powoli wycofywać się z tego związku, a on doskonale o tym wie.
Po kolacji poszli się przespacerować po rynku. Ewa pozwoliła Jimowi na kilka namiętnych całusów, ale na tym się skończyło.
– Ja nie rozumiem – powiedział Walijczyk, kiedy się żegnali. – Ty masz samotny wieczór i ja mam samotny wieczór. Przecież ja nie proponuję ślub.
– Obiecałeś, że nie będziesz mnie popędzał, Jimmy. Nie naciskaj, proszę.
Jim się spłoszył.
– Ty nie myśl, że ja chcę seks – pospieszył z wyjaśnieniem. – Ja potrzebuję twoje towarzystwo. Razem oglądanie telewizji, razem czytanie, Ewa.
– Wiem. Ale naprawdę… Nie zawsze znajdę na to czas, zrozum.
Pocałowała go i wsiadła do samochodu. Kiedy odjeżdżała, on wciąż stał na chodniku, patrząc za nią smutno.
Już raz tak było, przypomniała sobie. Wracałam wtedy z jego urodzin w Republice Róż. Odprowadził mnie do taksówki, a kiedy ruszałam, też spoglądał za mną tęsknym wzrokiem. Nic nas wtedy nie łączyło, ale on miał w oczach tyle samo żalu i samotności.
Uzmysłowiła sobie, że liczyła wtedy na wspólną noc z Andrzejem. Na co liczy teraz? Czy historia się powtórzy? Ewa zbuduje sobie śliczny pałac ze złudzeń, ale ta budowla znowu runie z powodu czyjejś niewierności, nieszczerości albo jakiegoś niedomówienia?
Klaudia już leżała w łóżku i czytała Mózg na zbożowym detoksie. Ewa zapragnęła z nią porozmawiać, zwierzyć się jak kobieta kobiecie, może nawet opowiedzieć o tamtej rozmowie z Andrzejem, w której padło między nimi wiele gorzkich słów – jednak zanim wzięła prysznic i przygotowała sobie ubranie na następny dzień, dziewczyna już zasnęła, z łokciem pod głową i książką na szafce nocnej. Ewa po cichu weszła do jej pokoju i zgasiła lampkę.
Mogłaby zadzwonić do mamy, ale było późno, a Barbara ostatnio kładła się dość wcześnie. Nie było sensu wybijać jej ze snu tylko dlatego, że dorosła córka nie radzi sobie z uczuciami.
– Dlaczego właściwie nie mam przyjaciółki? – szepnęła Ewa do Cohena, leżącego na legowisku w zabawnej pozie, z wywalonym do góry brzuchem. – Tak dobrze byłoby teraz wyżalić się komuś zaufanemu, powywlekać na światło dzienne wszystkie najskrytsze wątpliwości i obawy. Na przykład to, czy związek z Andrzejem ma przyszłość. Kocham go, owszem, ale przecież uczucie to nie wszystko. Jak by na to nie patrzeć, on zawiódł, a skoro taka sytuacja zdarzyła się raz, to kto wie, czy się nie powtórzy. I właściwie skąd pewność, że mówi prawdę? Może wcale nie było tak, że żona go upiła; może upili się razem, może nawet to on nalewał i zachęcał. Czy należy ufać alkoholikowi, który próbuje usprawiedliwić fakt, że wypił? Czy powinnam wierzyć w to, że on kiedykolwiek uwolni się od nałogu? Czy któregoś dnia będę pewna, absolutnie pewna, że znów nie pójdzie w cug?
Zupełnie jakby Andrzej usłyszał te jej słowa szeptane do psiego ucha, na komodzie w holu rozdzwoniła się komórka, a na wyświetlaczu pojawiło się jego imię. Ewa nie odebrała. Jeszcze nie uporała się z własnymi uczuciami po ich ostatniej rozmowie – tej właśnie, po której został w jej duszy jakiś gorzki osad.
W wieczór wigilijny, kiedy wyznał, że nie jest ojcem dziecka swojej żony, poczuła, że mają jakieś szanse. To wprawdzie nie zmieniało faktu, że nie dochował Ewie wierności, ale mogli ponownie myśleć o wspólnej przyszłości – w ogóle brać pod uwagę ewentualność, że jeszcze kiedyś będą razem. Dlatego Ewa zgodziła się, gdy kilka dni później Andrzej zadzwonił i poprosił o ponowne spotkanie. Jim akurat wyjechał z siostrą do Zakopanego, pomyślała więc, że będzie się czuła swobodniej, wiedząc, że Walijczyk nie może w każdej chwili wpaść z wizytą. Babcia z Klaudią wybierały się na wielkie zakupy, ponieważ po Nowym Roku w większości sklepów trwały szalone wyprzedaże. Tak oto Ewa zaprosiła Andrzeja do siebie.
Sama nie wiedziała, na co liczy – może na spokojną rozmowę, czułe wyznania, kilka buziaków na przeprosiny. Tymczasem to, co otrzymała, było niczym sesja u psychoterapeuty połączona z atakami zazdrosnego, oszalałego z rozpaczy człowieka.
Andrzej znajdował się w kompletnej rozsypce. Najpierw użalał się nad sobą, potem krzyczał. Że jest do niczego, wszystkich rozczarowuje, zawodzi, nie spełnia pokładanych w nim nadziei. Że zdradzali go najbliżsi: najpierw ojciec, potem żona, a teraz ona, Ewa, na którą liczył, której ufał, która była dla niego niemal święta.
– Nigdy nie udawałam świętej – odpowiedziała wtedy, na pozór spokojnie, choć w gruncie rzeczy trzęsła się ze zdenerwowania. – Nie jestem ani lepsza, ani gorsza od innych znanych ci kobiet.
– Przed tobą tak naprawdę znałem tylko dwie kobiety – wycedził Andrzej. – Jedna z nich to moja żona i naprawdę wierzyłem, i chcę wierzyć nadal, że jesteś od niej lepsza.
Ewa z trudem powstrzymywała łzy.
– Drugą z tych kobiet była moja matka – ciągnął Andrzej, który też cały drżał z nerwów. – Mimo że ojciec ją zdradzał, ona czekała na niego w domu i zawsze przyjmowała z powrotem, kiedy wracał skruszony.
– Więc tego ode mnie oczekujesz?! – zawołała głęboko oburzona. – Miałabym czekać, aż wiarołomny ukochany znudzi się nową zabawką?
– Ale o czym ty mówisz?! Nie miałem żadnej nowej zabawki! Popełniłem błąd, rozumiesz?
– Jeśli porównujesz mnie do swojej matki, to bądź świadom, co z tego porównania wynika! Gdybym była taka jak ona, to wcale by cię nie było w moim życiu! Czekałabym teraz na Mirka, aż wróci do mnie wprost z objęć Tatiany! Więc się zastanów! Może to jednak dobrze, że nie przypominam twojej mamy, Andrzej.
Nie odpowiedział wtedy, zamilkł na długo, a ponieważ Ewa także nie miała już nic do powiedzenia, siedzieli w ciężkiej, nieprzyjemnej ciszy, która oddalała ich od siebie równie skutecznie jak najgorsze obelgi. Wreszcie Ewa zdecydowała się przerwać tę okropną sytuację i poprosiła go, żeby już poszedł.
– Co się z nami stało, Ewuś? – zapytał cicho, kiedy zapinał kurtkę, a ona stała w holu, ze wzrokiem wlepionym w podłogę.
Wzruszyła bezradnie ramionami. „Zdradziłeś mnie, to się właśnie stało” – chciała powiedzieć, ale nie miała siły na kolejną wymianę ciosów.
– Kocham cię tak, że wszystko mnie z tej miłości boli – wyszeptał jeszcze. – Ale szaleję z zazdrości i zachowuję się jak ostatni idiota, kiedy tylko pomyślę, że spotykasz się z kimś innym, że on mi ciebie odebrał.
– Nikt mnie nikomu nie odbierał – zaprotestowała słabo.
– Wiem, wiem, nie kłóćmy się już. Ja sobie zasłużyłem, naprawdę to rozumiem.
– Idź już, Andrzej. Pozwól mi ochłonąć.
– Przepraszam.
Nie odpowiedziała, więc wyszedł. Nie widzieli się od tamtej pory. Andrzej dzwonił trzykrotnie – dziś właśnie był ten trzeci raz, lecz Ewa nie odbierała. Jeszcze nie. Wciąż się bała, że usłyszy jedynie kolejną porcję zarzutów i pretensji zaborczego mężczyzny. A zupełnie nie miała na to ochoty.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
[1] (ang.) Gdybym miał lepszą nauczycielkę…
Copyright © by Agnieszka Olejnik, 2017
Copyright © by Grupa Wydawnicza FILIA, 2025
Wszelkie prawa zastrzeżone
Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiekformie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to takżefotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwemnośników elektronicznych.
Wydanie I FILIA, Poznań 2025
Projekt okładki: Michał Grosicki
Redakcja: Malwina Kozłowska
Korekta: RedKor Agnieszka Luberadzka, Jarosław Lipski
Skład i łamanie: Dariusz Nowacki
PR & marketing: Sławomir Wierzbicki
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:
„DARKHART”
Dariusz Nowacki
eISBN: 978-83-8402-116-3
Grupa Wydawnicza Filia sp. z.o.o.
ul. Kleeberga 2
61-615 Poznań
wydawnictwofilia.pl
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.