Arystokratka i fala przestępstw na zamku Kostka - Boček Evžen - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Arystokratka i fala przestępstw na zamku Kostka ebook i audiobook

Boček Evžen

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Czwarta część najpopularniejszego literackiego sitcomu ostatnich lat!

 

Spokój na zamku zostaje zakłócony. Personel musi zmierzyć się z falą przestępstw przetaczających się przez Kostkę.

 

Czy w obliczu tak dramatycznych wydarzeń można zachować dobry humor? Oczywiście! Nowi bohaterowie, nowe wątki i kolejna dawka doskonałej rozrywki. Evžen Boček mistrzowsko bawi się konwencją, serwując gagi i humor sytuacyjny, za które pokochały go setki tysięcy czytelników!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 150

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 4 godz. 20 min

Lektor: Evzen Bocek
Oceny
4,3 (835 ocen)
458
213
130
30
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
erwira

Z braku laku…

Najsłabszy tom
31
Justyna_1987

Nie oderwiesz się od lektury

Wspaniały humor. Zdecydowanie najlepsza czesc
20
marunam

Nie oderwiesz się od lektury

Śmieszna cała seria w stylu Haszka. Gotowy scenariusz na serial komediowy
10
JozLis

Nie oderwiesz się od lektury

Tak jak w poprzednich częściach dużo humoru.
10
Haaska

Nie oderwiesz się od lektury

Jak zwykle zabawne.
00

Popularność




Opisane sytuacje wydarzyły się naprawdę. Oczywiście różnym osobom, w różnych miejscach i w różnym czasie.

Nazywam się Maria Kostka z Kostki. Jestem trzecią Marią w historii rodu.

Marię I pochowano w 1450 roku w rodzinnym grobowcu, nie sprawdzając, czy jest wystarczająco martwa. Kiedy parę lat później otworzono grobowiec, siedziała na schodach. Od tego czasu nasze zwłoki są chowane w zamkniętych trumnach.

Zamknięta jest również trumna Marii II, która przy jednej z prób wyprodukowania kamienia filozoficznego najwyraźniej wynalazła dynamit. W trumnie zamknięto tylko część jej garderoby i perukę, ponieważ ciało zniknęło wraz z wieżą, w której mieściło się laboratorium.

Obie są naszymi straszydłami. Ani jedna nie dożyła dwudziestu lat. Ja mam lat dziewiętnaście.

Jeśli nie liczyć dziesiątek nieślubnych potomków, które Karol Wacław spłodził podczas swojej działalności misyjnej w równikowej Afryce, jestem jedynym członkiem rodu urodzonym poza Europą. Urodziłam się w Nowym Jorku. Byłam Amerykanką. Dla pozostałych Amerykanów byłam Mary Kostka.

Mój ojciec też był Amerykaninem. Marzył o tym, by być nierzucającym się w oczy nauczycielem literatury, którym zresztą był. Koledzy i studenci zwracali się do niego Frank. Nikt z nich nie miał pojęcia, że jest on czeskim arystokratą. Zapewne nikt z nich nie miał pojęcia również o tym, że istnieją jakieś Czechy.

Dziś naturalnie oboje jesteśmy Czechami. Mój ojciec to Franciszek Antoni Kostka z Kostki, obrońca Bożego Grobu, członek Zakonu Maltańskiego i patron kościoła Wniebowzięcia Maryi Panny w Kostce.

Mimo iż używanie tytułów szlacheckich zostało w Czechach zakazane już w 1918 roku, wszyscy zwracają się do ojca panie hrabio, per Frank mówi do niego tylko moja matka. Matka wciąż jest Amerykanką. Ma na imię Vivien.

Kostka to siedziba naszego rodu. Pierwotnie był to gród, który w XIII wieku wybudował rycerz Mikołaj Kostka i nazwał go Kostka. Od tego czasu jesteśmy Kostkowie z Kostki.

Dwa miesiące po ukończeniu budowy Kostkę zdobyli rycerze zakonu krzyżackiego. Potem Kostkę zdobywał praktycznie każdy, kto akurat obok niej przechodził.

W XVIII wieku moi przodkowie przebudowali Kostkę na zamek barokowy. Z pierwotnej zabudowy zachowały się tylko katakumby i grobowiec.

Pięć razy Kostkę traciliśmy i pięć razy dostawaliśmy ją z powrotem. Po raz pierwszy zabrał ją nam zakon krzyżacki. Po raz drugi husyci. Po raz trzeci Ferdynand II Habsburg, który podarował ją zakonowi krzyżackiemu. Po raz czwarty Kostkę zabrał nam Adolf Hitler, który podarował ją Heinrichowi Himmlerowi, który podarował ją SS.

Po raz piąty Kostkę zabrali nam oczywiście komuniści w 1948 roku.

W 1996 roku po raz piąty dostaliśmy ją z powrotem.

31.08., 22:45

Drogi Maksie,

ponieważ nie jestem pewna, ile będziesz pamiętać z dzisiejszego popołudnia, informuję Cię, że poprosiłeś mnie o rękę. Stało się to kilka minut po moim przyjeździe do Waszej (a tak naprawdę Schwarzenberga) gajówki. Szczerze mówiąc, kiedy padłeś przede mną na kolana, myślałam, że złapał Cię skurcz. Na wszelki wypadek dodam, że powiedziałam TAK, choć chyba zgodzisz się ze mną, że to wszystko mogło poczekać, aż wyleczysz się z boreliozy. Twoje rozpalone lica i szkliste oczy nie były niestety efektem podekscytowania, jak z początku sądziłam, tylko wysokiej gorączki. Jestem prawdopodobnie jedyną kobietą w historii naszego rodu, która po oświadczynach musiała podnosić swojego przyszłego męża z klęczek. Potem dowlekłam Cię na starą otomanę, ponieważ kręciło Ci się w głowie, a nogi miałeś jak z waty. Chyba powinno być odwrotnie.

Ale i tak wyszło lepiej niż zaręczyny Johany Kostki, która tuż po przyjęciu oświadczyn musiała wraz ze swoim świeżo upieczonym narzeczonym ładować działa, bo zamek zaatakował zakon niemieckich rycerzy. To dopiero musiały być ekscytujące zaręczyny.

W dzienniku napisała tamtego dnia: Wycięliśmy ich dziewiętnastu.

Kiedy Kostka ostatecznie została zdobyta, Johanka pogryzła jeszcze mistrza zakonu. Był w zbroi, więc ta dziewczyna musiała mieć zgryz jak tyranozaur.

Ale trochę odeszłam od tematu.

Ten list piszę przed oddziałem intensywnej terapii, gdzie Cię przywiozłam, kiedy przestały pomagać zimne okłady, a Ty zacząłeś majaczyć, że śledzą Cię sarny.

Była to najgorsza chwila w moim życiu – oczywiście oprócz spotkania z Hillary Clinton.

Jestem rodowitą nowojorczanką i w lesie nie potrafię zorientować się nawet za dnia – a co dopiero w nocy. Zabłądziłam już kilka metrów od gajówki. Wariowałam ze strachu. Po dziesiątkach obejrzanych horrorów, które od razu stanęły mi przed oczami, wszędzie wypatrywałam faceta w gumowym płaszczu, wilkołaka lub dziewczynki w koszuli nocnej, z brzytwą w ręce. Kiedy wjechaliśmy w coś, co po chwili wstało i sobie poszło, przestał świecić prawy reflektor. Nawet teraz mogłabym przysiąc, że to był karzeł. Jeśli po obudzeniu będzie Cię boleć głowa, to od tego, że walnąłeś nią w przednią szybę. Trochę pękła. Natomiast mnie znokautowała poduszka powietrzna. Potem na wszelki wypadek jechałam z wciśniętym klaksonem, ale i tak co chwilę coś łaziło nam po dachu.

Po godzinie błądzenia przestałam wierzyć, że wydostaniemy się z tego lasu żywi. Przed oczami widziałam tytuł artykułu w „Błyskawicy": Zaszokowany grzybiarz zamiast prawdziwków znalazł dwa obgryzione szkielety.

Uratował nas gajowy księcia. Myślał, że jesteśmy kłusownikami, więc wyjaśnień udzielałam, stojąc przed lufą jego strzelby z rękami nad głową. (Pytanie: Czy w Czechach podczas kłusowania się trąbi?).

Zanim gajowy wsiadł do naszego auta, strzelił do czegoś w mroku i powiedział zadowolony:

– Dobrze ci tak.

Mam nadzieję, że jego ofiarą chociaż nie był człowiek.

Te obawy nie są tak zupełnie bezpodstawne. Kiedy przyjechaliśmy do szpitala, a zaspany portier zobaczył w aucie Twoje bezwładne ciało w towarzystwie siedzącego z tyłu nawigatora, o nic nie pytał, tylko podniósł słuchawkę i westchnął do niej, że „stary Rykacz znów kogoś trafił". Kiedy powiedziałam lekarzom, czekającym na nas przed salą operacyjną, że Twój stan nie jest efektem rany postrzałowej, tylko gorączki, wyraźnie im ulżyło.

Kiedy odwieźli Cię nieprzytomnego na oddział (ten widok rozdzierał mi serce), stary Rykacz oświadczył, że musi wracać, bo nocą w lesie roi się od różnych łajz. Na szczęście widział, że cała się trzęsę, i nie chciał, żebym go odwiozła. Powiedział, że złapie stopa. Nie wiem jak w Czechach, ale w Ameryce tylko nieliczni podwieźliby faceta ze strzelbą. Na pożegnanie rzucił jeszcze, że dziś na pewno coś „odstrzeli".

Może już nawet to zrobił. Przed chwilą słyszałam sygnał karetki.

Pomimo iż pan Rykacz (to jest nazwisko, ksywka czy funkcja?) bez wątpienia jest psychopatą, po wyjściu ze szpitala powinieneś mu podziękować. I daj mu orzechówkę, którą zostawiłam na stole w kuchni. Jeśli wcześniej nie wytrąbi jej Twoja matka. Żartuję! Czasem modlę się o to, żeby znów nie zaczęła pić. Poza tym mam nadzieję, że Twoi rodzice mają klucz i po powrocie z Pragi nie będą musieli wybić okna, żeby dostać się do gajówki. Zostawiłam im na stole wiadomość, że zabieram Cię do pierwszego szpitala, który napotkam.

Żebym nie zapomniała: Gdybyście przypadkiem szukali rodowego pierścionka zaręczynowego, znajdziecie go na palcu serdecznym mojej lewej dłoni, gdzie przy trzeciej próbie udało Ci się go nasunąć.

Zakładam, że ten diament jest prawdziwy.

Później

Właśnie rozmawiałam z młodą lekarką. Pytała, czy przeżyłeś ostatnio jakąś sytuację stresową, bo pacjenci z boreliozą powinni unikać intensywnych emocji. Powiedziałam, że nic mi o tym nie wiadomo. Nie będę jej przecież opowiadać, że zemdlałeś, prosząc mnie o rękę.

Teraz przyszło mi do głowy, czy nie pogorszyło Ci się od tego zegara ściennego, który w zeszłym tygodniu przysłał Wam z Orlika książę Schwarzenberg. Jak możesz to wytrzymać? Zamiast uroczej kukułki – co kwadrans wyskakuje gawron. Zamiast ćwierkania wali dziobem w uciętą głowę Turka (w turbanie) i skrzeczy: „Prrawo i tylko prrawo, krretynie".

Zakładam, że jest to uwiecznienie herbu Schwarzenberga i maksymy rodu – z wyjątkiem tego kretyna, chyba. Ja od takiego zegara dostałabym zapalenia opon mózgowych.

Kilka dni temu czytałam w „Błyskawicy" o incydencie z udziałem ambasadora Turcji. Podobno po zwiedzeniu Orlika krzyczał, że „każe to wszystko zbombardować".

„Błyskawica" nie wie, co wywołało tę wściekłość. Ja podejrzewam, że książęcy zegar „wykukał" litanię krretynów.

Czy książę jakoś wyjaśnił Wam ten podarunek? W sumie to bez znaczenia, byle tylko nie chciał go nam wcisnąć w prezencie ślubnym.

O ile w ogóle będzie jakiś ślub, prawda?

Najpierw musimy się upewnić, czy nie działałeś w stanie zaćmienia umysłu. Po przeczytaniu tego listu daj mi znać, jak się sprawy mają. Nie musisz się bać – na razie nikomu o tych zaręczynach nie powiem. Szczerze mówiąc, u nas i tak nikogo by to nie zainteresowało. Nikt nie okazałby zainteresowania, nawet jeśli Michael Jackson oświadczyłby się tej swojej wyleniałej małpie (nie mam na myśli Elizabeth Taylor).

Ty chyba nie wiesz (pewnie jako jedyny człowiek na planecie), że dziś rano zginęła księżna Diana. W wypadku samochodowym w jakimś paryskim tunelu. Po drodze do gajówki słuchałam na zmianę pięciu różnych stacji radiowych i mam wrażenie, że zbliża się koniec świata. Zapłakane kobiety we wszystkich kategoriach wiekowych masowo dzwoniły do radia i wypełniały eter swoją rozpaczą. Wiele z nich nie wiedziało, jak dalej żyć. Niewtajemniczony człowiek mógłby pomyśleć, że na kuli ziemskiej wyczerpały się źródła wszelkiej energii. Kiedy jakaś załamana słuchaczka płakała w radiu, że jej życie nie będzie już nigdy takie jak dawniej, w tle słychać było męski głos (zapewne męża):

– Ale te kotlety mogłabyś jeszcze usmażyć. Dzieciaki są już wygłodniałe jak aktorzy.

Zresztą pielęgniarka, która robiła Ci transfuzję, trafiła w żyłę dopiero przy którejś kolejnej próbie, bo przez łzy prawie nic nie widziała.

Wolę nie myśleć o swojej matce. Boję się, czy po powrocie zastanę ją na Kostce żywą. No, do pogrzebu Diany jakoś wytrzyma. Po zażyciu garści prozaku zaczęła się pocieszać, że może lady Di tylko upozorowała własną śmierć, żeby uwolnić się od królowej, a teraz pewnie objada się już pysznościami z Elvisem Presleyem na jakiejś nieznanej wyspie.

Nasz ogrodnik osiągnął już chyba spokój wieczny. Przed moim wyjazdem ogolił się, wziął prozak, na szyję powiesił tabliczkę z napisem NIE ZGADZAM SIĘ NA SEKCJĘ ZWŁOK! i zrezygnowany położył się w grobowcu, bo jutro osiągnie wiek, w którym jego ojciec przeszedł pierwszy udar mózgu, atak epileptyczny i kolkę nerkową. Pan Spock spodziewa się tego samego, a do tego jeszcze zawału, bo twierdzi, że ma „rozpaloną klatkę piersiową".

Jeśli wszystko wyjdzie mu zgodnie z planem, możesz zatrudnić się u nas jako ogrodnik.

Skoro już o Kostce mowa – najbardziej martwię się o Józefa. Od północy nikt go nie widział. Nie żeby mi go brakowało, ale ma na sobie mundur Heinricha Himmlera, a po wczorajszym świętowaniu z pewnością jest jeszcze pijany. Jeśli błąka się po okolicy, wykrzykując, że „tych czeskich mądrali trzeba przesiedlić za Ural", to spodziewam się problemów.

Żebyś dobrze zrozumiał – Józef bynajmniej nie zapałał nagłą miłością do faszyzmu, tylko po prostu przesadnie wczuł się w swoją rolę z występu historycznego, który wczoraj wystawialiśmy na zamku. Zresztą pisałam Ci o tym w poprzednim liście.

Moment! Właśnie sobie uświadomiłam, że ten list wciąż leży na mojej szafce nocnej.

Zatem tylko w skrócie, żebyś wiedział, co znów – jak to ujął Józef – nabroiliśmy. Milada wymyśliła, że w ostatni weekend wakacji wystawimy spektakl historyczny, by jak najefektywniej oskubać gości. Chciała zaprosić jakichś aktorów i transwestytów, ale nie zgodziłam się z uwagi na oczekiwania finansowe tych „artystów". W końcu stanęło na tym, że zamówiony mundur Reichsführera Trzeciej Rzeszy – Heinricha Himmlera – włożył Józef (nalepił sobie nawet wyleniały wąsik), Milada wcisnęła się w suknię ślubną Helenki Vondraczkowej, a matka oczywiście wcieliła się w księżną Dianę. Nie wiem, jak to możliwe, ale wszyscy troje wyglądali niemal identycznie jak oryginały. Milada śpiewała Słodkie złudzenie, Józef wyzywał gości od podludzi, a matka narzekała na królową. Pan Spock grał na pianinie swoje piosenki o chorobach, a ciotunia Nora nie tylko wróżyła z kart, ale również wywoływała duchy. Ludzie wręcz piali z zachwytu. I płacili.

Zarobiliśmy ponad dwieście tysięcy! Na przykład wstęp na seans spirytystyczny ciotuni Nory kosztował tysiąc koron, a i tak ciągle stała tam kolejka. Rozumiesz to? Wyrzucić tyle pieniędzy za chwilę spędzoną przy okrągłym stoliku, skrzypiącym co jakiś czas – te dźwięki miały oznaczać łączność z zaświatami.

Jako katoliczka oczywiście nie brałam w tym udziału (na pewno wiesz, że według katechizmu byłby to grzech śmiertelny), ale z drugiej strony: jak inaczej moglibyśmy zarobić tyle pieniędzy?

Moja szalona guwernantka straszyła w katakumbach. Nawet nie potrzebowała charakteryzacji. Dzięki nowemu stylowi (czarne włosy, czarny makijaż, czarny lakier do paznokci, czarne skórzane ubranie) wyglądała, jakby przed chwilą wyszła z kąpieli w ciekłym asfalcie. Myślę, że dużo dzieci będzie po tym przeżyciu popuszczać (niektóre zrobiły to już podczas pokazu).

Ojciec stał przy kominku, opowiadał o pokojówce, która ukradła srebrną łyżeczkę, a wyrzuty sumienia doprowadziły ją do samobójstwa. Na koniec ze złośliwym uśmieszkiem mówił, że „na każdym złodziejaszku czapka gore", i spuszczał do kominka powieszony manekin.

Pani Cicha sprzedawała pieczone prosię i orzechówkę.

Ja pobierałam opłaty.

Kiedy zamknęły się drzwi za ostatnim widzem, aktorzy rozpoczęli świętowanie. Gdy później próbowałam zagonić ich do łóżek, Himmler akurat śpiewał z Helenką Vondraczkową, że świat jest wspaniały, różowy, beżowy.

To było wczoraj. Dziś miała być powtórka, ale z powodu śmierci księżnej Diany odwołaliśmy ją. Wprawdzie straciliśmy przez to mnóstwo pieniędzy, ale odgrywanie wesołych scenek nie byłoby dzisiaj stosowne. Zresztą i tak nie miałby kto w nich wystąpić.

Aktorki bez przerwy płakały (przyznaję, że ja też uroniłam łezkę), natomiast aktorzy umierali w grobowcu, chrapali (ojciec) lub zaginęli. Kiedy prozak zaczął działać, matka na chwilę się uspokoiła i od razu zaczęła organizować uroczystości żałobne (choć naprawdę myśli, że Diana żyje). Poprosiła mnie, żebym na bramie głównej powiesiła informację:/p>

DZIŚ ZGINĘŁA KSIĘŻNA DIANA.Z POWODU ŻAŁOBY ZWIEDZANIE ZAMKUJEST ODWOŁANE.PAMIĘĆ UKOCHANEJ LADY DI MOGĄ PAŃSTWOUCZCIĆ MODLITWĄ W KAPLICY ZAMKOWEJLUB CICHYM WSPOMNIENIEM

Matka przyniosła do kaplicy fotografię księżnej Diany, przewiązała ją czarną wstęgą i postawiła na ołtarzu. Następnie wraz z Miladą (wciąż ubraną w suknię ślubną Helenki Vondraczkowej) wysunęły z zakrystii dębowy stół i położyły na nim księgę kondolencyjną.

Potem z okna na drugim piętrze wywiesiłyśmy długą czarną flagę żałobną, która dotychczas według pani Cichej po raz pierwszy i ostatni została użyta, kiedy umarł Stalin, sowiecki przywódca komunistyczny. Mówiąc na marginesie – strasznie śmierdzi. (Oczywiście ta flaga, Stalin już raczej nie).

Smutkiem okryły się również nasze głupie dogi. Matka pocięła jakąś czarną płachtę i obwiązała im ją wokół szyi. Żal i prozak najwyraźniej zaćmiły jej rozum, bo chciała, żeby psy pełniły przed kaplicą wartę honorową. Gdyby zalała je betonem, może by się to udało. Te głupie kundle nie usiedzą w jednym miejscu nawet kilku sekund, a poza tym zaraz zaczęły zszarpywać swój strój żałobny. Olkowi udało się naciągnąć Leosiowi tę czarną szmatę na głowę tak, że wyglądał jak Batman. Zaciągnęłam psy do pokoju ojca i dałam im do zabawy stos zamkowych kapci.

Ojciec ciągle spał. Szkoda, że nie mogłam być przy tym, jak skacowany otwiera oczy i widzi psa-nietoperza.

O dziewiątej pojawili się pierwsi goście. Po przeczytaniu informacji na bramie głównej mężczyźni zazwyczaj się obracali i wracali do auta, a zapłakane kobiety szły pomodlić się do kaplicy i wpisać się do księgi kondolencyjnej.

Deniska, kobieta-gawron, wszystko uwieczniała kamerą wideo. Nagranie z „uroczystości" żałobnych matka chce wysłać przesyłką ekspresową do pałacu Buckingham. Nie wiem, co sobie po tym obiecuje. Chyba wejściówkę na (sfingowany) pogrzeb Diany.

O pierwszej po południu matka zażyła kolejny prozak i usnęła w fotelu w salonie myśliwskim hrabianki Dory. Przykryłam ją futrem z niedźwiedzia polarnego.

Milada również nie dała rady dojść do swojego pokoju, a tym bardziej zdjąć sukni ślubnej Helenki Vondraczkowej. Padła na olbrzymie łoże hrabiny Antoniny. Z rozrzuconymi rękami i nogami wyglądała jak panna młoda, którą ktoś wyrzucił przez okno.

Pani Cicha od rana zagłuszała swój żal orzechówką (szczerze mówiąc, pociągałaby tak czy owak) i drzemała przy kuchennym piecu. Ciocia Nora spała przy swoim stoliku spirytystycznym.

O drugiej definitywnie uległam pragnieniu zobaczenia się z Tobą i zostawiłam Kostkę na pastwę jedynej nieśpiącej i trzeźwej istoty – mojej szalonej guwernantki. Deniska zapewniła mnie, że „wszystko ogarnie".

Zanim opuściłam zamek, Deniska doradziła mi jeszcze, żebym „nie wyrypała się w jakimś tunelu" i pokazała wyprostowane kciuki. Wyglądała jak śmierć, więc ten gest nie dodał mi zbytnio otuchy. Mój wyjazd nagrywała kamerą.

Ciekawe, czy wieczorem chociaż zamknęła bramę i zgasiła świeczki w kaplicy. Mam złe przeczucia. Deniska jest równie odpowiedzialna jak nasze psy.

Do gajówki dotarłam koło szóstej, Ty padłeś na kolana i tak dalej.

Tak sobie o tym myślę – gdyby księżna Diana nie zginęła, ja liczyłabym teraz zarobione pieniądze (o ile udałoby mi się postawić na nogi nasz ansambl), a Ty bez mojej pomocy zwijałbyś się z bólu przy akompaniamencie: „Prrawo i tylko prrawo, krretynie".

Prawie zaczynam myśleć, że uratowałam Ci życie.

Idę się położyć do wolnej sali, którą zaproponowała mi Twoja miła pani doktor.

Mam nadzieję, że w nocy nie zaczną przywozić kobiet, którym z powodu śmierci Diany pęka serce, bo musiałabym się przenieść na korytarz.

PS Ślub w zimie nie wchodzi w grę. Moja matka na pewno chciałaby na taką okazję futro z lisa polarnego.

PPS Na wszelki wypadek wolałabym poczekać, czy dożyję do dwudziestki. Gdyby klątwa rodu związana z moim imieniem spełniła się i umarłabym, zostałbyś chyba najmłodszym wdowcem na świecie.

01.09.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Pamiętnik surrealistyczny. Gwarancja czeskiego humoru.

Przewrotny humor i galeria nietuzinkowych osobowości gwarantują dobrą zabawę. Obok historii opowiedzianej w taki sposób nie można przejść obojętnie. Mamy do czynienia z jedną z najzabawniejszych książek XXI wieku!

Rodzina Kostków powraca z Ameryki do Czech, by przejąć dawną siedzibę rodu – zamek Kostka. W zamku zastają dotychczasowych pracowników: kasztelana, ogrodnika oraz kucharkę. Jak nowi właściciele poradzą sobie w nowej rzeczywistości? Jak odnajdą się w rolach dotychczas nieodgrywanych?

Thriller psychologiczno-sądowy.

Jedna z najważniejszych powieści grozy ostatnich lat.

Szkocja, 1869 rok. W zapomnianej przez Boga i ludzi osadzie zostaje popełnione potrójne morderstwo. Do winy przyznaje się siedemnastoletni Roderick Macrae. Czy rzeczywiście jest odpowiedzialny za zbrodnię. Co mogło sprawić, że postanowił zrealizować swe krwawe zamiary?

Finalista Nagrody Bookera 2016

Zdobywca Nagrody Saltire 2016 w kategorii Najlepsza Powieść 2016 Zdobywca Nagrody Vrij Nederland w kategorii Najlepszy Thriller 2017 Finalista Nagrody Los Angeles Times w kategorii Najlepsza Książka Grozy 2017

Finalista Sunday Herald Culture Awards w kategorii Autor Roku 2017

Trybecz, pasmo górskie na Słowacji. Od dziesięcioleci krążą o nim legendy z powodu tajemniczych zaginięć. Niektóre ofiary zostały znalezione martwe. Niektóre zniknęły bez śladu. A jeszcze inne powróciły – ranne i niezdolne do życia.

Igor zdobył tytuł magistra. Po pięciu latach wreszcie może zacząć karierę jako… robotnik budowlany. Na swojej pierwszej budowie odkrywa tajemniczy sejf. Znajduje w nim płyty gramofonowe sprzed kilkudziesięciu lat. Słyszy na nich głos człowieka, który przez ponad trzy miesiące błąkał się w górach Trybecza.

Legenda, mistyfikacja czy przerażająca rzeczywistość?

Świetna powieść najpopularniejszego słowackiego pisarza. Jozef Karika staje twarzą w twarz z legendą Trybecza.

Szczelina zdobyła najważniejszą słowacką nagrodę literacką

ANASOFT LITERA w kategorii NAGRODA CZYTELNIKÓW!

Jakie wydarzenie najbardziej zmienia świat dorosłego mężczyzny? Oczywiście narodziny dziecka.

Dziecko w wieku przedszkolnym to zbiór opowieści napisanych przez tatę trzyletniej Wiki. M. M. Cabicar opisuje rodzicielską rzeczywistość bezkompromisowo, czasem dosadnie, ale przede wszystkim z rozbrajającą szczerością i kapitalnym poczuciem humoru. Nie zdejmuje różowych okularów nawet w najbardziej kłopotliwych sytuacjach, wychowując dzięki temu niezwykle pogodne dziecko!

Jeremiasz jest inny. Żyjew świecie, w którym dni tygodnia mają swoje kolory, a najlepszą zabawką jest zamek błyskawiczny. Jeremiasz wychodzi z domu tylko z olbrzymią pokrywką.

Jeremiaszem opiekuje się siostra Pamela. Dlaczego to właśnie ona rozumie go najlepiej? Chłopiec, jego siostra oraz ich mama przeprowadzają się do kolejnego miasta. Muszą rozpocząć życie na nowo. Czy tym razem im się to uda?

Ta pełna ciepła i humoru historia łamie serca i uczy zrozumienia.

Ta powieść chwyta za gardło i trzyma do ostatniej strony!

Zmęczony metropolią Wiktor wyjeżdża z Pragi, by zostać kasztelanem morawskiego zamku. Pragnie odnaleźć wewnętrzną równowagę i zażegnać kryzys małżeński. Jednak wizja spokojnego życia wśród zabytkowych mebli i dzieł sztuki szybko odchodzi w zapomnienie. Na zamku czeka dość zagadkowy personel oraz… demony przeszłości.

Tajemnicze odgłosy i niewyjaśnione zdarzenia przejmują władzę nad Wiktorem i jego rodziną. Czy mają swoje wytłumaczenie? Czy racjonalny umysł Wiktora rozwikła tajemnicę zamku?

Pamiętajcie: niczemu się tutaj nie dziwcie!

Zabawna powieść o kobietach i mężczyznach. Tę książkę kupił co setny Czech!

Ekożona stawia wiele aktualnych pytań: Czego oczekujemy od swoich partnerów? Jakie jest znaczenie porodu naturalnego? Co tak naprawdę oznacza życie w zgodzie z naturą i z samym sobą? Czy naturalny jest na przykład ogród? Albo małżeństwo?

Poruszane przez autora poważne tematy zostały ubrane w brawurową narrację. Szczerość, autoironia i humor sprawiają, że mamy do czynienia z powieścią niezwykle inteligentną i nowoczesną.

Kiedy Mojmirowi pęka aorta, jego świat oraz światopogląd ulegają gwałtownym zmianom. Mojmir zmienia się z butnego racjonalisty… no właśnie, w kogo?

W tej brawurowej narracji pełnej ciętych ripost Michal Viewegh z humorem i autoironią opowiada o byciu pacjentem VIP oraz o poszukiwaniu nowej drogi życiowej po osobistym kataklizmie.

Ekomąż to jedna z najważniejszych powieści najpopularniejszego czeskiego pisarza.

Jeden na milion to zbiór czternastu opowiadań jednego z najpopularniejszych czeskich prozaików. Martin Reiner zabiera nas na łąki pełne hipisów, na próby chóru więziennego, do Ameryki – a szerokiemu wachlarzowi tematów towarzyszą różnorodne formy literackie. Lektura dla smakoszy!

MISTYCZNY PORNO-GASTRO THRILLER Z XIX-WIECZNEJ PRAGI

Nadchodzi nowy rok. Kiedy praski Orloj wybija północ, odkryta zostaje bestialska zbrodnia. Śledztwo w tej sprawie prowadzi ekscentryczny komisarz Durman. Czy jego nietypowe metody doprowadzą do ujęcia sprawcy? Jak powstrzymać mordercę, który zawsze o krok wyprzedza policję? I czym jest tajemnicze Ordo Novi Ordinis?

Pewien praski bankier z braku innego pomysłu kupuje synowi na Boże Narodzenie świnkę morską. Jak dalece to niewinne wydarzenie zmieni życie rodziny? Jakie sekrety skrywa bank narodowy? I czy przed kryzysem finansowym można schować się w beczce?

W żadnym innym utworze literatura czeska nie zbliżyła się do twórczości Franza Kafki tak bardzo, jak w Świnkach morskich. (Milan Exner)

Powracający w rodzinne morawskie góry praski dziennikarz dokonuje bilansu swojego życia.

Siekiera jest dowodem na to, że sytuacja człowieka w społeczeństwie i w rodzinie nie zmieniła się w przeciągu ostatniego półwiecza tak bardzo, jak zwykliśmy sądzić. Ta powieść wciąż jest niezwykle aktualna.

Mistyczny thriller przesiąknięty strachem.

Po rozpadzie kilkuletniego związku Jożo Karski powraca do rodzinnego Rużomberka. Tam czeka na niego puste mieszkanie rodziców, najmroźniejsza od kilku dziesięcioleci zima i podnóże góry skrywające mroczną tajemnicę.

Wkrótce w sąsiedztwie zaczynają znikać dzieci.

Pamiętacie, jak to jest: mieć czternaście lat i być zagubionym, wrażliwym, lekkomyślnym, romantycznym i niezwykle napalonym nastolatkiem? Przypomni Wam to Nick Twisp – młody buntownik, którego zna cała Ameryka!

Miłość, bunt, inicjacje seksualne, młodzieńcze przyjaźnie, problemy w szkole, problemy w domu – i szalone wakacje. A to wszystko doprawione czarnym humorem i przezabawnymi dialogami.

Uczniowie Cobaina to pełna dzikich przygód i humoru historia grupy nastolatków uwielbiających Johna Lennona i Kurta Cobaina. Razem przeżywają imprezy, zakładają zespoły rockowe i próbują osiągnąć sukces.

To również – a może przede wszystkim – poszukiwanie źródeł wyalienowania i bezradności w dzisiejszym świecie. Co czeka bohaterów, gdy karuzela młodości nieubłaganie się zatrzyma?

Puchar od Pana Boga to zbiór tekstów, w których sport stanowi pretekst do opowieści o sprawach najważniejszych: życiu i śmierci, miłości, przyjaźni i pasji. Ota Pavel mówi o zwycięstwach i porażkach równie pięknie, jak o sarnach i rybach.

Lektura dla czytelników w każdym wieku i wspaniała lekcja życia.

Lucynka, Macoszka i ja to opowieść o sile przeszłości, o miłości do dziecka i tęsknocie za samym sobą. Ta książka – choć w dużej mierze oparta na prawdziwych wydarzeniach – zabiera czytelników do innego świata. Znacznie piękniejszego.

Czytelnik ma tu do czynienia z prozą niemal doskonałą. (Pavel Janoušek, „Tvar”)

Chcesz wygrać z Barceloną, a potem zostać mistrzem świata w piłce nożnej? Musisz być biednym rolnikiem i mieć jedenastu synów. Załóż drużynę piłkarską, a potem będzie już z górki. Rozgrywki ligowe, mistrzostwo kraju...

Książka mądra, z uśmiechem. Podróże, relacje z meczów, niekłamane emocje.

Świetna dla dzieci. Wciągająca dla dorosłych.

Spis treści:
Okładka
Karta tytułowa
31.08., 22:45
Później
01.09.
Karta redakcyjna

Karta redakcyjna

Tytuł oryginału: Aristokratka a vlna zločinnosti na zámku Kostka

Copyright © Evžen Boček, 2018

Copyright © for Polish edition by Stara Szkoła Sp. z o.o., 2019

All rights reserved

Tłumaczenie: Mirosław Śmigielski

Korekta: Dagmara Ślęk-Paw, Ewa Żak

Projekt okładki: Voska Studio, Joanna Jeżyk

Wydawca:

Stara Szkoła Sp. z o.o.

Rudno 16, 56-100 Wołów

[email protected]

www.stara-szkola.com

ISBN 978-83-66013-13-1

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek