Bezmiar cierpienia - Adriana Rak - ebook + książka

Bezmiar cierpienia ebook

Adriana Rak

4,4

Opis

Dwudziestojednoletnia Izabela właśnie zakończyła trudny związek, do czego skłoniła ją niewierność ukochanego. Dziewczyna jest załamana, ale z pomocą najbliższych staje na nogi i postanawia opuścić swój malowniczy Gdańsk, by wyjechać do Łeby, gdzie ma zacząć sezonową pracę.

 

Adam to dwudziestoletni, niezwykle dojrzały, ale też pogubiony chłopak, który z powodu ciężkiej sytuacji życiowej musi podejmować się każdej pracy. Wyjazd do Łeby i opuszczenie swojego dwuletniego synka to dla niego konieczność. Chłopak żyje z dnia na dzień, bo doskonale zdaje sobie sprawę z tego, w jak beznadziejnej sytuacji się znalazł.

 

Ta dwójka poharatanych przez los młodych ludzi poznaje się przypadkiem w restauracji, w której pracuje Adam. Już od pierwszych chwil nawiązują ze sobą niezwykłą więź, która przetrwa wiele przeciwności losu… Czy jednak przyjaźń wystarczy, by zapobiec temu, co podpowiadają myśli?

 

"Bezmiar cierpienia to powieść wyjątkowa w twórczości Adriany Rak. Wzruszająca, smutna, bardzo autentyczna - taka, która odkrywa przed czytelnikiem nie tylko niesamowicie emocjonującą historię, ale także cząstkę życia autorki. Na pewno nie przejdziecie obojętnie obok tego, co spotkało bohaterów. To na długo pozostanie w waszej pamięci…" - Aneta Grabowska - pisarka, autorka bloga zaczytana.com.pl

 

"Bezmiar cierpienia to historia, która pochłonęła mnie od pierwszej strony i nie byłam w stanie jej odłożyć, aż po sam koniec. To historia inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, po których przeanalizujesz, jak ważne i potrzebne do życia jest wsparcie drugiej osoby. Powieść pełna miłości, przyjaźni, a zarazem dramatycznych wydarzeń, które sprawiły iż łzy same płynęły z oczu." - Katarzyna Molska – Czytelnia Katarzyny

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 217

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (49 ocen)
28
15
4
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ewaperyt

Z braku laku…

Książka może niezła ale te wulgaryzmy są nie do wytrzymania nie polecam myślę że o wielu trudnych sprawach można pisać niekoniecznie używając na okrągło wulgarnych słów jestem niemile zaskoczona
00
ewemys7411

Całkiem niezła

Tematyka dobra, ale książka w moim odczuciu napisana chaotycznie, wszystko toczyło się za szybko. „Tygodnie mijały” Historia chodź prawdziwa mogła zostać bardziej rozbudowana, chociażby fikcyjna postać Izabeli mogła ja ubarwić.
00
monikapijarowska

Nie oderwiesz się od lektury

Witam, dziś mam dla was recenzje książki Bezmiar cierpienia ❤️ autorki Adriany Rak ❤️. „Połączyła ich przyjaźń, aż po grób…”. Dwudziestoletnia Izabela postanawia wyjechać z Gdańska do Łodzi, gdzie ma zacząć sezonową pracę. Do tego kroku skłoniła ją niewierność ukochanego, pomoc rodziny była dla niej niezastąpiona. Dwudziestoletni Adam także wyjeżdża do Łeby na sezonową pracę, to trochę zagubiony chłopak, lecz bardzo dojrzały. Jemu jeszcze ciężej było zostawić swój dom, w którym mieszka, ponieważ ma dwuletniego synka, a jego beznadziejna sytuacja zmusza go do wyjazdu. Ich przyjaźń zaczyna się przypadkiem, kiedy Iza przychodzi do restauracji, w której pracuje Adam. Już wtedy zaczyna łączyć ich więź, która przetrwa przeciwności losu… Ale czy przyjaźń wystarczy, by poradzić sobie z przeszłością i przyszłością? Przeczytajcie sami 😉. Bezmiar Cierpienia to historia o przyjaźni, prawdziwej przyjaźni między dziewczyną a chłopakiem, oj niejeden powiedziałby, że taka nie istnieje, że nie może, ż...
00
zaczytana_kociara87

Nie oderwiesz się od lektury

Bezmiar cierpienia " to historia dwójki młodych ludzi których pomimo wielu różnic połączyła niezwykła więź. Historia ludzi ,których życie mocno doświadczyło,choć każde z nich w inny sposób.O ogromnym bagażu doświadczeń I traum z przeszłości. Historia o zmaganiu z codziennymi problemami i walce kazdego dnia .O stawianiu czoła przeciwnością losu.O wzięciu odpowiedzialności ,wykazania sie niesamowitą dojrzałością. O próbie poukładania sobie życia na nowo I posklejania złamanego serca. O budowaniu realacji opartej na zaufaniu, wsparciu,pomocy I przyjaźni.O dostrzeżeniu co w życiu ważne.O walce pomiędzy rozumem,a sercem.O tajemnicach I sekretach, które ujrzą światło dzienne.Historia o ludzkich słabościach, strachu przed rozczarowniem. Ukazująca,że prawdziwa przyjaźń pomiędzy kobietą,a mężczyzna jest możliwa. Do sięgnięcia po tą historię skusiłam się poprzez okładkę jak I zachęcający opis. Książka jest moim pierwszym spotkaniem z twórczością autorki, więc nie wiedziałam czego mogę s...
00
ksiazka_w_dloniach

Nie oderwiesz się od lektury

"Bezmiar cierpienia" autorstwa Adriany Rak, to wznowienie, które za sprawą Wydawnictwa @waspos trafiło w moje ręce. Nie wiem czemu wcześniej nie słyszałam o tej książce, bo uważam, że jest warta uwagi... Krótko o fabule... Główna bohaterka ma na imię Iza. Jest świeżo po rozstaniu z Hamidem, ale jej myśli wciąż krążą wokół niego, mimo, że ją zdradził, wyrządzając jej przy tym ogromną krzywdę. Dziewczyna ma wszystko. Dobrze sytuowani rodzice zapewniali swoim córkom wszystko, czego potrzebowały. Nigdy nie musiały pracować... Iza postanawia wziąć życie w swoje ręce. Wyjeżdża do Łeby, gdzie rozpoczyna sezonową pracę w sklepie. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności poznaje o rok młodszego chłopaka, Adama. On również przyjechał do Łeby w celach zarobkowych... Jego losy dość szybko zaczynają się komplikować, ciągle rzucane kłody pod nogi powodują, że chłopak zaczyna przygasać. Przyjaźń Izy i Adama wisi na włosku... Nie chce zdradzać za wiele, ale to co wydarzyło się później mocno mną wstr...
00

Popularność




Copyright © by Adriana Rak, 2019Copyright © by WYDAWNICTWO WASPOS, 2021All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Aneta Grabowska

Korekta: Aneta Krajewska

Projekt okładki: Marta Lisowska

Ilustracje w środku książki: © by pngtree

Zdjęcie na okładce: unsplash

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek

Zdjęcie autorki: Studio Smarzyńscy

Wydanie I - elektroniczne

ISBN 978-83-67024-06-8

Wydawnictwo [email protected]

Spis treści

PROLOG

ADAM

IZA

ADAM

IZA

ADAM

IZA

IZA

ADAM

IZA

ADAM

IZA

IZA

ADAM

IZA

ADAM

IZA

ADAM

IZA

ADAM

IZA

ADAM

IZA

IZA

ADAM

IZA

ADAM

IZA

ADAM

IZA

ADAM

IZA

ADAM

IZA

EPILOG

KILKA SŁÓW OD AUTORKI

PODZIĘKOWANIA

WAŻNE TELEFONY ANTYDEPRESYJNE

Książkę tę dedykuję moim rodzicom,Barbarze i Adrianowi Pienszke,w podziękowaniu za to,że dziś mogę żyć spokojnie,bez bagażu przykrychdoświadczeń z dzieciństwa.

Są chwile, w których chcesz być sam.Nieważne, ilu naokoło ludzi.Tylko ty i twój własny świat.Bo ten realny czasem chcesz opuścić…

Hans Solo, Sam

PROLOG

Idę tam, idę sam w tą czarną chwilę,tyle myśli w sekund tyle.To wątpliwe, żebym czegokolwiek bał dziś się,cokolwiek – ja to wszystko pierdolę, wiesz…

Piotr „Magik” Łuszcz, Plus i minus

Do przejazdu ostatniego tej nocy pociągu miałem jeszcze pięć minut. Pięć cholernie długich minut, które sprawiły, że znowu zacząłem sięzastanawiać.

Cholera.

Przecież nie było już nad czym myśleć. Musiałem to zrobić, bo w jednej chwili moje życie straciło sens. I todosłownie.

Nie miałem już po co żyć. A raczej powinienem powiedzieć, że od kilku tygodni ja już nie chciałem żyć. Bo życie bez niego to nie jest, kurwa, życie, tylko jakaś pierdolona imitacja, do której zabrakło mi jużsił.

Dlatego musiałemodejść.

To tylko kilka chwil i postrachu…

ADAM

– No dobrze, to ty tutaj zostań, a ja pójdę na chwilę do babci – odezwał się mój dziadek, kiedy obaj stanęliśmy przed grobem moich rodziców. Wyciągnąwszy z foliowej reklamówki jeden ze zniczy, odwrócił się i poszedł przed siebie, zostawiając mniesamego.

A ja… Kiedy tylko zostałem sam, zacząłem wspominać swoją przeszłość. I choć właśnie mijała kolejna rocznica ich śmierci, wciąż nie umiałem się z tympogodzić.

Miałem tylko siedem lat, gdy zostałem sierotą, a jednak doskonale pamiętałem swoich bliskich. Radosną, wciąż roześmianą matkę, która każdego dnia odprowadzała mnie do szkoły, i równie wesołego ojca – mojego bohatera i najlepszego przyjaciela, który zawsze był moim ulubionym kompanem do zabaw. Byłem ich jedynym dzieckiem, którego narodzin doczekali się po kilku latach bezowocnychstarań.

Trzynasty czerwca… Cholerny dzień – pomyślałem, patrząc na tę czarną płytę nagrobkową, której – tak samo jak i tego miejsca – nienawidziłem z całegoserca.

Trzynaście lat temu zginęli moi rodzice. Oboje umierali w wielkim cierpieniu, a ja… A mnie nie było z nimi, bo wolałem pojechać do kolegi na noc.

Akurat tamtego dnia Tomek, wówczas mój najlepszy przyjaciel i jednocześnie rówieśnik, obchodził swoje siódmeurodziny.

Tomek wraz z rodziną mieszkał w sąsiedniej miejscowości, w wielkim, trzypiętrowym domu. Moi rodzice zgodzili się, abym zgodnie z życzeniem przyjaciela przenocował u niego. Nikt przecież nie spodziewał się, że tamtej cholernej nocy z powodu awarii instalacji elektrycznej w naszej drewnianej chacie wybuchnie pożar. Z późniejszych ustaleń policji i straży pożarnej wynikało, że pożar wybuchł w dolnej części domu, a dokładniej gdzieś pomiędzy kuchnią a salonem. Sypialnia rodziców znajdowała się na piętrze, w malutkim pomieszczeniu, które nie miało nawet okien – ot, taki kaprys mojej matki, która panicznie bała się spać w przestronnych, jasnych pokojach. To właśnie za jej namową ojciec postanowił wyremontować jedną z komórek, która niegdyś służyła za spiżarnię, i stworzyć tam dla nich wspólny kąt. To było małe pomieszczenie, w którym znajdowało się jedynie ich małżeńskie łóżko, jedna mała komoda oraz dwie niewielkie szafki nocne, stojące przy ich posłaniu. Z pokoju tego dało się wyjść tylko jednymi drzwiami, które tamtej nocy z niewiadomych przyczyn zatrzasnęły się. Moi rodzice zostali uwięzieni we własnym pokoju, z którego nie było żadnej drogi ucieczki. Biorąc pod uwagę zniszczenia powstałe na drzwiach, policjanci założyli, że próbowano wyważyć je, kopiąc w nie i napierając z całej siły, jednakże to nie pomogło. Moi rodzice zmarli tej nocy z powodu zatrucia tlenkiem węgla. Widoku ich na wpół zwęglonych ciał, które po śmierci dopadł jeszcze niszczycielski ogień, nie zapomnę do końca swoichdni.

Gdy następnego dnia rano wróciłem do domu, w pierwszej chwili nie potrafiłem pojąć tego, co działo się na naszym podwórku, na którym stały trzy wielkie wozy strażackie, dwa radiowozy i… dwa czarne samochody, do których w wielkich foliowych pokrowcach zostali zabrani moi rodzice. Akurat w chwili, w której wysiadłem z auta, jeden z pracowników – jak się później domyśliłem – zakładu pogrzebowego wkładał na wpół zwęglone ciało mojej matki do czegoś, co na pierwszy rzut oka przypominałoworek.

– Mamo! – zacząłem krzyczeć, patrząc na ten przerażający widok, po czym podbiegłem do zdezorientowanego mężczyzny pakującego moją rodzicielkę do worka. – Mamo! Mamo! Słyszysz mnie?! Mamo, wstawaj! – wrzeszczałem, klękając przy schowanej w zwojach plastikumatce.

– Kochanie, chodź tutaj. – Usłyszałem po chwili głos sąsiadki, która wraz ze swoim mężem mieszkała tuż obok. – Adasiu, wstań, kochanie, z kolan i chodź do nas – dodała, słysząc, że ja wciąż nawołuję swoich bliskich. – Kochanie… – Kobieta zaczęła szlochać. – To już i tak nic nie pomoże… Oni… Twoi rodzice nie żyją, Adasiu…

– Mamoooo! Mamo, wstawaj! – Gdy padło tych kilka gorzkich słów, których początkowo nie byłem nawet w stanie zrozumieć, zacząłem drzeć sięwniebogłosy.

Domyśliłem się, że stało się coś nieodwracalnego, bo przecież ktoś właśnie pakował moją matkę do worka i nie dawała ona żadnych znaków życia, a nasza sąsiadka płakała coraz bardziej. Dopiero po chwili, w czasie, kiedy jeden z policjantów wziął mnie na ręce i zapytał, czy chciałbym zobaczyć, jak w środku wygląda radiowóz, w który się wpatrywałem, szukając w głowie jakiegokolwiek sensu usłyszanych słów, zrozumiałem wszystko. Przypomniałem sobie, jak kilka tygodni wcześniej moja ukochana mama powiedziała mi, że babcia Aldonaumarła.

– Ale co to znaczy, że umarła? – zapytałem jejwtedy.

– Oj, kochany – odpowiedziała zatroskana. – Babcia umarła i nie wróci już do nas. Nigdy więcej jej nie zobaczymy ani nie usłyszymy, ale zawsze będziemy mogli odwiedzać ją tutaj – pokazała palcem na cmentarz, z którego właśnie wychodziliśmy – i porozmawiać z nią… Będziesz mógł opowiadać jej o swoich przygodach w szkole albo o tym, co cię trapi. Bo ona zawsze tutaj będzie, wiesz? I choć nigdy nie będziesz mógł jej zobaczyć, to za każdym razem poczujesz, o tutaj, w sercu, jejobecność.

I z tej rady korzystam każdego tygodnia… Podczas każdej „wizyty”, gdy odwiedzam moich rodziców i rozmawiam z nimi, siedząc na tej niewygodnej drewnianej ławce i gapiąc się w ten przeklęty nagrobek, który zresztą często śni mi się ponocach…

Minęło już trzynaście długich lat, a ja wciąż czuję to samo. Pustka, żal i ten wszechobecny strach o przyszłość, o to, czego jeszcze będę musiał doświadczyć w swoim życiu, towarzyszą mi każdego pieprzonego dnia. I choćbym nie wiem jak próbował, nie jestem w stanie tegozmienić.

– Nie odbierajcie mi go nigdy, proszę – szepnąłem, patrząc na nagrobek rodziców, kiedy zobaczyłem, jak mój dziadek zmierza w moim kierunku. – Dobrze wiecie, że ja bez niego nie dałbym rady… – Ukryłem twarz w dłoniach, przypominając sobie o wszystkich tych chwilach, w których ten poczciwy staruszek był przy mnie i pomagał mi, jak tylkoumiał.

Od kilku lat żyliśmy sami, mieszkaliśmy w jego rozpadającym się powoli domu, ciesząc się swoim towarzystwem oraz przede wszystkim tym, że mamysiebie.

– To jak, Adasiu? Będziemy się już chyba zbierać, co? Za piętnaście minut odjeżdża nasz autobus, a do przystanku daleko… – Dziadek przystanął na chwilę obok ławki, po czym zapalił znicz i zamilkł, pozwalając mi napożegnanie.

Po chwili obaj ruszyliśmy w stronę wielkiej, metalowej bramy, a każdy z nas pogrążony był we własnych myślach. Myślach, których nigdy nie byłokońca…

IZA

Z całego serca nienawidziłam tego miejsca. Niemalże każda rzecz w tym pieprzonym, ciasnym mieszkaniu przypominała mi o nim. I o tym, costraciłam…

Na szczęście był czerwiec, miesiąc, w którym udało mi się zakończyć drugi rok studiów. Mogłam zatem bez żalu wypowiedzieć umowę i opuścić to przeklęte miejsce. Musiałam się stąd wydostać i choć na chwilę odpocząć. Moi rodzice nie byli zadowoleni z tej decyzji, ale domyślali się, że rozstanie z Hamidem nie było dla mnie łatwe, stąd też, choć zupełnie nie podobał im się ten pomysł, zgodzili się, abym wyjechała z Gdańska i w przyszłości, za kilka miesięcy, kiedy zacznie się nowe półrocze, wynajęła innemieszkanie.

Moi poczciwi staruszkowie nie oponowali nawet wtedy, kiedy dowiedzieli się o kolejnym pomyśle. Otóż, nie mówiąc nic nikomu, postanowiłam, że w te wakacje będę pracować. Jedna z moich koleżanek ze studiów pochodziła z Łeby i to właśnie tam jej rodzice prowadzili kilka sklepów spożywczych, a w jednym z nich – po krótkiej rozmowie kwalifikacyjnej – zostałamzatrudniona.

Kilka dni temu skończyłam dwadzieścia jeden lat i jak dotąd… nigdy nie pracowałam. To wszystko za sprawą mojego ojca, który uważał, że żadna z jego córek dopóki się uczy, dopóty nie będzie pracować. Oprócz mnie miał na utrzymaniu jeszcze dwie latorośle, moje dwie młodsze siostry bliźniaczki, Olę i Julię, które w lipcu tego roku będą świętowały siedemnasteurodziny.

Mój ojciec, Stanisław Janiszewski, to człowiek o wielu talentach, a jednym z nich niewątpliwie jest talent do ciągłego powiększania własnego majątku. Swego czasu – tuż po tym, jak w wieku dwudziestu lat związał się z moją matką, z którą po kilku miesiącach znajomości ożenił się – założył swoją pierwszą firmę, zajmującą się organizowaniem wycieczek za granicę. Interes ten okazał się strzałem w dziesiątkę i pozwolił mojemu staruszkowi na spełnianie dalszych marzeń – ciągłe inwestowanie w nowe biznesy w obrębie turystyki. I tak oto obecnie jest dumnym posiadaczem kilku biur podróży, a także dwóch hoteli, które mieszczą się w jego ukochanym kraju – weWłoszech.

To właśnie tam trzy lata temu, wypoczywając w gorącej Toskanii, poznałam Hamida. On również, tak samo jak i ja, spędzał wakacje z rodziną. Spotkaliśmy się pewnego sierpniowego wieczoru, kiedy to oboje zapragnęliśmy dołączyć do osób grających w siatkówkę na naszym hotelowym boisku. Ja, Hamid oraz kilku innych chłopaków znaleźliśmy się w jednejdrużynie.

I początkowo nic nie wskazywało na to, że zapałamy do siebie tak wielkim uczuciem. Ot, jeden zagrany mecz, podczas którego nie mieliśmy nawet czasu na dłuższą rozmowę. Zostaliśmy sobie przedstawieni przez jednego z braci Hamida, a podczas trwania naszej rozgrywki rzucaliśmy w swoją stronę jedynie krótkie spojrzenia. Po skończonym meczu każdy z grających powrócił do swoich wcześniejszych zajęć. Nic zatem nie wskazywało na to, że ten przystojny, brązowooki mężczyzna skradnie mojeserce.

A udało mu się to zrobić błyskawicznie… Owinął sobie mnie wokół palca już po kilku rozmowach, które toczyliśmy niemalże każdego wieczora. I kiedy nadszedł dzień mojego wyjazdu, byłam już uzależniona od tego człowieka, a przecież znaliśmy się dopiero dwatygodnie…

Przy bliższym poznaniu Hamid okazał się być nie tylko miłym, lecz również niezwykle czarującym mężczyzną. Był trzy lata starszy ode mnie i właśnie świętował obronę magisterki. Był absolwentem prawa na jednym z uniwersytetów w Paryżu. Jak mało kto potrafił słuchać i wykazywał ogromne zainteresowanie moją osobą. Przy okazji odznaczał się szczerością i prostolinijnością. Podkreślał wciąż, jak ważna jest dla niego rodzina i jak wiele byłby w stanie zrobić dla swoichnajbliższych.

A miał dla kogo żyć. Pochodził z wielodzietnej marokańskiej rodziny, która niegdyś przeprowadziła się z Maroka do Francji, gdzie udało im się osiąść na stałe i dorobić ogromnego majątku. Rodzice Hamida od lat zajmowali się pośrednictwem w sprzedaży nieruchomości. Oprócz niego posiadali jeszcze czterech synów, a także dwie córki. Byli zgraną, a przy tym bardzo tradycyjną rodziną, dla której najważniejsi byli najbliżsi. Dzięki temu, że mieszkali we Francji, w jednym z najbardziej zróżnicowanych etnicznie państw w Europie, byli bardzo otwarci – a przynajmniej na tyle, że żadne religijne zasady nie przysłaniały im zdrowegorozsądku.

Związek Hamida z obcą, pochodzącą z Polski młodą dziewczyną nie był dla nich żadnym zaskoczeniem. Przyjęli mnie z otwartymi ramionami i niezwykłą serdecznością, którą okazują mi nawet teraz, kiedy rozstałam się z moim marokańskim mężczyzną. I gdy myślę o nich obecnie, jest mi cholernie ciężko, bo przez te wszystkie miesiące zdążyłam się z nimi zżyć na tyle mocno, że najzwyczajniej w świecie tęskniłam za tą zwariowanąrodzinką.

Musiałam jednak rozstać się z Hamidem. Nie mogłabym żyć z kimś, kto w tak perfidny sposób mnie upokorzył. Z kimś, kto… zdradził mnie z kelnerką, którą poznał na wieczorze kawalerskim zorganizowanym przez jego marokańskiego kolegę, mającego ożenić się ze swoją rówieśnicą, również pochodzącą zMaroka.

Przez te wszystkie długie i piękne miesiące naszego związku nic nie wskazywało na to, że Hamid może dopuścić się takiego występku. Kochał mnie na zabój i jak większość arabskich mężczyzn był bardzo zazdrosny. Spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę, a biorąc pod uwagę odległość, która dzieliła nas na co dzień, było to trudne. Hamid na stałe mieszkał w Paryżu, a ja przez większą część roku w Gdańsku, gdzie studiowałam pedagogikę. Dodatkowo – w czasie, kiedy zaczęliśmy być parą – mój ukochany rozpoczął kilkumiesięczny staż w jednej z kancelarii i od początku nie ukrywał, że jest to dla niego priorytetowa sprawa, a ja nie miałam zamiaru blokować go w żaden sposób. Żyliśmy więc od weekendu do weekendu, kiedy to spotykaliśmy się zazwyczaj w mojej gdańskiej kawalerce. Z racji tego, że miałam obawy przed samotnym lataniem, mój mężczyzna przylatywał do mnie i przez te ponad dwa lata zdążył na dobre zadomowić się w moim malutkim mieszkaniu. Dlatego tak bardzo nienawidziłam tego miejsca, nawet widok głupich kubków w kuchni przypominał mi o Hamidzie, a raczej o tym, jak bardzo byłamnaiwna.

Musiałam stąd uciec, zapomnieć i dać sobie szansę na nowe życie. A wiedziałam, że jeśli tylko zostanę w tym mieszkaniu, to nic mi się nie uda. Odkąd tylko sięgam pamięcią, miałam skłonność do użalania się nad sobą i ciągłego narzekania na swój los, dlatego też tym razem postanowiłam wreszcie zrobić coś ze sobą i nie dopuścić do kolejnej sytuacji, w której cierpię nie tylko ja, ale i moi najbliżsi, którzy zazwyczaj w takich sytuacjach nie za bardzo wiedzieli, co mająpocząć.

Wyjazd do Łeby wydawał się idealnym pomysłem. Po pierwsze, niemalże całe dnie będę spędzać w pracy, dzięki czemu nie będę miała czasu na ciągłe rozmyślania i rozdrapywanie ran. Poza tym miałam już dwadzieścia jeden lat i chciałam wreszcie poczuć się niezależna, choćby w taki sposób. Nigdy wcześniej nie zarobiłam pieniędzy, więc sami rozumiecie – przyszedł czas, by dorosnąć i stać się niezależną, dojrzałą kobietą, która potrafi zadbać sama o siebie, na początek przez te krótkie dwamiesiące…

ADAM

Z ciężkim bólem serca opuściłem dziadka i pojechałem doŁeby.

Był dwudziesty piąty czerwca. Dzień wcześniej mój dziadek obchodził swoje siedemdziesiąte urodziny, jednakże wyglądał na o wiele młodszego, co zresztą sam lubił podkreślać. W ciągu ostatnich miesięcy stan jego zdrowia pogorszył się na tyle, że obawiałem się zostawić go samego. On jednak nie chciał nawet słyszeć o tym, że mógłbym zostać w domu ze względu na niego. Wiedział doskonale, że przez okres wakacji zarobię sporo pieniędzy, dzięki którym łatwiej mi będzie żyć przez kolejnych kilkamiesięcy.

Spakowałem więc do swojej starej, nieco rozerwanej już torby kilka par spodni, dwie grubsze bluzy oraz kilka par podkoszulków, bieliznę i jedną parę klapek. Widok tej cholernej, malutkiej torby uświadomił mi, jak niewiele w życiuposiadam.

Po śmierci rodziców zamieszkałem z dziadkiem, a ten nigdy nie należał do bogaczy. Żyliśmy skromnie, z dnia na dzień, utrzymując się z pieniędzy, które udało się zarobić staruszkowi. Od ponad pięciu lat dziadek był na emeryturze. I po tych wszystkich przepracowanych latach, głównie w placówkach państwowych, dostawał naprawdę śmiesznepieniądze.

Nigdy zatem nie było nas stać na żadne luksusy, a niewątpliwie takimi było w moich oczach posiadanie chociażby pełnej szafy ciuchów lub kilku par butów. Ja od ponad roku miałem jedne adidasy oraz wspomniane wcześniej klapki i jakoś żyłem… A raczej musiałem tak żyć, bo nie miałem innegowyjścia.

Przed wyjazdem do Łeby musiałem odwiedzić jeszcze jedną osobę. Nie mógłbym przecież tak po prostu wyjechać bez pożegnania, chociaż jego matka wcale nie była zadowolona z mojejwizyty.

– Och, po co przyszedłeś dzisiaj tutaj? – rzuciła w moją stronę Nikola, gdy tylko mnie ujrzała. Jej posępna mina mówiła wszystko. Nie byłem mile widzianym gościem. Ani teraz, ani nigdy wcześniej. – Mówiłam ci przecież, że on i tak nic nie zrozumie. Ma dopiero dwa latka, a ty zachowujesz się, jakby rozumiał już wszystko, co się do niegomówi.

– Cześć, malutki – zwróciłem się do Kamila, kiedy tylko zobaczyłem, że wychodzi z pokoju. Do narzekań Nikoli byłem już przyzwyczajony, więc zupełnie nie zwróciłem na nią uwagi. Ona tylko czekała, aż coś powiem, aż znowu zacznę ją przepraszać za to, że w ogóle istnieję. – Tęskniłem za tobą, wiesz? Mój mały urwisie – dodałem, tuląc w ramionachsyna.

Kamil urodził się dwa lata temu, a ja wciąż czułem się tak, jakby dopiero co pojawił się na tym świecie. Był dla mnie wszystkim, choć od początku wiedziałem, że nigdy nie będę w stanie stworzyć mu normalnejrodziny.

Z Nikolą znaliśmy się od dziecka. Mieszkała w tej samej miejscowości co mój dziadek, więc kiedy tylko przeprowadziłem się do niego, mój kontakt z tą szaloną dziewczyną znacznie się poprawił. Przez te wszystkie lata zżyliśmy się ze sobą na tyle mocno, że pewnego dnia, gdy oboje byliśmy już w liceum, postanowiliśmy spróbować i zostać parą. Niestety w dość szybkim czasie okazało się, że od przyjaźni do miłości daleka droga, której najwyraźniej Nikola nie potrafiła pokonać. Ja kochałem się w niej skrycie od wielu lat, bo była kimś, kim ja nigdy nie potrafiłbymzostać.

Nikola była szaloną, roztrzepaną dziewczyną, dla której nie istniało niemożliwe. Zawsze z łatwością przychodziło jej nawiązywanie kontaktów z nowymi osobami, bo była bezpośrednia i bardzo szczera, co czasem niestety ją gubiło. Ja byłem skrytym, zamkniętym w sobie i bardzo nieśmiałym chłopcem, któremu niewątpliwie imponowała ta malutka trzpiotka. Połączyła nas jednak jedna rzecz – oboje byliśmy zagubieni. Nika, tak jak i ja, nie miała łatwego życia. Jej ojciec był alkoholikiem, a matka… no cóż, dorównywała własnemu mężowi. Z racji tego, że Nikola była najstarsza, na głowie miała dosłownie cały dom. Musiała zajmować się nie tylko młodszym rodzeństwem – dwoma młodszymi braćmi i kilkumiesięczną siostrą – lecz również schorowaną babcią, cierpiącą na chorobę Alzheimera. Innymi słowy – oboje w bardzo młodym wieku zostaliśmy nieźle poturbowani przez los, rzuceni na głęboką wodę, z której – jak widać – ciężko było się namwydostać.

Nasz związek okazał się totalną klapą. Wytrzymaliśmy ze sobą zaledwie siedem miesięcy, w czasie których – pod koniec trwania naszego związku – Nikola zaszła wciążę.

Gdy dowiedziałem się, że za kilka miesięcy na świecie pojawi się nasze dziecko, byłem przerażony. I nie, nie dlatego, że nie chciałem tego malucha. Po prostu byłem niepewny, bo wiedziałem, w jak beznadziejnej jesteśmy sytuacji. To nie był odpowiedni czas na posiadanie potomstwa, lecz skoro Bóg wybrał dla nas taką drogę, to postanowiłem zrobić wszystko, aby to maleństwo nigdy nie odczuło mojego przerażenia. Obiecałem sobie, że będę dla niego prawdziwym ojcem, z którym będzie miał normalny kontakt – nawet jeśli Nikola nie będzie zadowolona z tegopomysłu.

– Tato, tato. – Z rozmyślań wyrwał mnie radosny pisk Kamila, który właśnie wyciągał z reklamówki słodycze, które przyniosłem dla niego. – Mniam, mniam – dodał, pokazując mibatonik.

– Tak, kochanie – odpowiedziałem, uśmiechając się. – Możesz zjeść ten batonik. Kupiłem go specjalnie dlaciebie.

– Zamiast tych wszystkich słodyczy mogłeś kupić mu pampersy albo mleko – wtrąciła się Nikola, bacznie obserwując, corobię.

– Przecież kupiłem… Jak zawsze… – odrzekłem, patrząc wprost w jej oczy, po czym wskazałem palcem na drugą z reklamówek, która stała tuż przy drzwiach wejściowych. – Mogłabyś chociaż raz być normalna? Albo po prostu zejść mi na chwilę z oczu i pozwolić pobawić się z własnymdzieckiem?

– Jezu, człowieku. Nie rób afer – fuknęła. – Idźcie do salonu, a ja pójdę do kuchni zrobić sobie coś do jedzenia. Za chwilę wracam, bo za pół godziny wychodzimy z Kamilkiem na urodziny do Amelki – dodała wymownie, dając mi jasno do zrozumienia, że mój czas w tym domu jestpoliczony.

Zresztą, tak było za każdym razem… Przez te cholerne dwa lata ani razu nie mogłem zostać na noc czy wziąć Kamila do siebie, bo przecież – jak twierdziła Nikola – to ona jest matką i to ona będzie wychowywać naszego syna, któremu żadne wizyty u ojca nie sąpotrzebne.

Wykorzystałem więc ten cenny czas na zabawę z własnym dzieckiem, a później pożegnałem się z nim i wyszedłem z tego przeklętego domu. Chciało mi sięwyć.

Czułem się bezsilny, ale wiedziałem, że nie jestem w stanie zrobić nic więcej. Nie mogłem wziąć do siebie Kamila. Nie miałem do tego warunków. Dom mojego dziadka był w złym stanie. Mieszkaliśmy w nim sami, dzieląc ze sobą jeden malutki pokój, starą, niezbyt dobrze wyposażoną kuchnię i ciasną toaletę, której zawsze bardzo się wstydziłem, dlatego nigdy nie zapraszałem do siebie kolegów. Nikt o zdrowych zmysłach nie zgodziłby się na to, aby oddać mi pod opiekę dziecko. Tym bardziej że w ciągu roku akademickiego studiowałem w Słupsku, a powierzenie takiego malucha w ręce mojego dziadka nie wchodziło wgrę.

Każde spotkanie z synem działało na mnie tak samo. Początkowo odczuwałem wielką radość, że wreszcie go widzę i że mogę spędzić z nim choć tych kilka krótkich chwil, a kiedy tylko musiałem wracać do domu, byłem zły na cały świat, a już szczególnie na samego siebie. Nie umiałem być dobrym ojcem. Nie potrafiłem zapewnić własnemu dziecku odpowiednich warunków do życia – ta myśl stale mi towarzyszyła. Byłem zerem. Typowym nieudacznikiem, który nie potrafił poradzić sobie z własnymi problemami. Ot, cały ja – biedak i beczący mięczak wjednym.

IZA

Do Łeby dojechałam ostatniego dnia czerwca. Oczywiście nie obyło się bez „inspekcji” przeprowadzonej przez moich rodziców, którzy nie omieszkali się przyjechać ze mną i zobaczyć, gdzie będę pracowała przez najbliższe dwa i pół miesiąca. Na szczęście nazajutrz wyjechali, ponieważ mój ojciec już kilka miesięcy wcześniej zaplanował sobie służbowy wyjazd, z którego nie mógł teraz zrezygnować. Jestem pewna, że gdyby tylko udało mu się to przełożyć, zostaliby jeszcze przez długie tygodnie i obserwowali, jak sobie radzę. Jedną z ich największych wad była nadopiekuńczość, której zarówno ja, jak i moje dwie młodsze siostry szczerze niecierpiałyśmy.

Pierwszy dzień pracy minął mi niespodziewanie szybko. Sklep, w którym miałam spędzić najbliższe miesiące, znajdował się przy głównej ulicy w Łebie – Nadmorskiej, przez co nie mogliśmy narzekać na nudę, choć był to dopiero początek sezonu. Poza mną w miejscu tym pracowały jeszcze dwie, nieco starsze ode mnie, dziewczyny – Ola i Magda – a także dwudziestoletni syn właścicieli wraz ze swoim kolegą, który był jego rówieśnikiem. I z racji tego, że wszyscy byliśmy młodzi, już od pierwszych chwil załapaliśmy dobrykontakt.

Tuż po dwudziestej skończyłam pracę i udałam się do jednego z pobliskich lokali, bo byłam bardzo głodna. Co prawda mogłam wrócić do swojej kawalerki, w której właściciele zakwaterowali mnie wraz z Olą i Magdą, ale nie miałam nawet sił na to, aby cokolwiek sobie ugotować. Wolałam wybrać szybsze rozwiązanie i po prostu wyjść w miasto. Tym bardziej że nienawidziłam być sama. Moje nowe współlokatorki postanowiły udać się na jedną z imprez promujących otwarcie tego sezonu i nawet zaproponowały mi, abym w ramach zacieśniania więzi poszła z nimi, jednakże ja nie lubiłam ani dyskotek, ani widoku pijanych ludzi. Pożegnałam się więc z nimi i życzyłam udanej zabawy, a sama poszłam do pobliskiej restauracji i usiadłam przy jednym z wolnych stolików. Po krótkiej chwili, w czasie której rzuciłam okiem na menu, usłyszałam łagodny męskigłos.

– Dobry wieczór, pani. Nazywam się Adam i mam przyjemność obsługiwać dzisiajpanią.

Podniosłam wzrok, patrząc prosto w najpiękniejsze oczy, jakie było mi dane kiedykolwiek oglądać. Nie mogłam oderwać spojrzenia od ich wyjątkowej, błękitnej barwy, która przypomniała mi o Hamidzie i naszym pierwszym wspólnym wyjeździe na Seszele, gdzie spędziliśmy kilka cudownych dni na jednej z plaż. To właśnie tam po raz pierwszy zobaczyłam krystalicznie czystą wodę, której barwa zbliżona była do koloru oczu stojącego przede mnąkelnera.

– Dzień dobry – odpowiedziałam, przywołując się w myślach do porządku. Nie mogłam przecież tak siedzieć i wgapiać się w twarznieznajomego.

– Czy zdecydowała się już pani na jakieś danie, czy może potrzeba jeszcze trochę czasu? – zapytał i posłał w moją stronę nieśmiały uśmiech. – A może mógłbym cośzaproponować?

– Tak, poproszę o coś dobrego i sycącego. Jestem bardzo głodna – rzekłam szczerze, na co ten zaśmiałsię.

– Dobrze. W takim razie proponuję danie dnia, składające się z zupy pomidorowej i placków ziemniaczanych w sosie gulaszowym. Brzmi dość pospolicie, ale gwarantuję pani, że tak dobrej zupy i tak wyśmienitych placków nie jadła jeszcze pani w swoimżyciu.

– Hmm. – Zamyśliłam się na moment, próbując przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz jadłam placki. – No dobrze, niech będzie. Nie jadłam takich placków od kilku lat, bo jedyną osobą, która potrafiła je zrobić, była moja babcia, a ona niestety nie żyje od dawna, więc… Z chęcią przypomnę sobie stare, dobre czasy i skosztuję państwa daniadnia.

– Dobry wybór. I jeśli mowa o babci, to może pozostaniemy w całości w tym klimacie i jako napój zaproponuję pani nasz przepyszny kompot zrabarbaru?

– Oczywiście, dziękuję. Już nie mogę się doczekać – odrzekłam, a sympatyczny kelner odszedł, by złożyć u kucharza mojezamówienie.

Nim na dobre zdążyłam rozsiąść się w wygodnym wiklinowym fotelu i rozejrzeć się po okolicy, wspomniany kompot oraz przystawka w postaci marynowanego w oleju śledzia znalazły się na moimstoliku.

Rzeczywiście. Smakuje jak u babci – pomyślałam, pijąc ten mętny, różowy napój, którego smak momentalnie przywrócił w mojej głowie wszystkie szczęśliwe obrazki z dzieciństwa. Moja babcia, matka mojego ojca, bo to o niej właśnie mowa, była wspaniałą osobą, która całe życie poświęciła swojej rodzinie. Najpierw zajmowała się wychowywaniem własnych dzieci, a później wnucząt, których – tak jak i dzieci – miała całkiem sporo. Niestety, cholerny rak jelit zabrał nam ją na zawsze i pozostawił wielką pustkę, której nie da się zapełnić. Bo ikim…?

Na szczęście nie miałam czasu na dalsze smutki, bo tuż po tym, jak zjadłam przepyszną przystawkę, Adam przyniósł zupę, a później także i drugie danie, o którym mogę napisać jedno – było obłędne, a raczej OBŁĘDNIE dobre, co znacznie poprawiło mi humor. Po niespełna godzinie, którą spędziłam w tej uroczej restauracji, udałam się do swojej kawalerki, a tam wzięłam porządną kąpiel, po czym położyłam się w swoim łóżku i… zaczęłam myśleć o tych błękitnych, smutnych oczach, które z pewnością skrywały w sobie niejedną tajemnicę. To była pierwsza noc, kiedy ani razu nie pomyślałam o Hamidzie. Czyżby szykował się jakiś nowy początek? Och, chciałabymbardzo…

ADAM

Pierwszy dzień w pracy minął mi niespodziewanie szybko. Zresztą, był to już kolejny sezon, który spędziłem, pracując w tej restauracji, dlatego też nie czułem żadnego stresu. Tym bardziej że ruch w naszym lokalu był stosunkowo duży jak na pierwsze dni wakacji. Widząc wypełnioną po brzegi salę, cieszyłem się w duchu, bo przecież po to przyjechałem – by jak najwięcej pracować, aby jak najwięcejzarobić.

Nie było mi łatwo zostawić ani dziadka, ani Kamila. Ilekroć pomyślałem o tym, że zobaczę tę dwójkę dopiero za dwa miesiące, mój humor automatycznie pogarszał się na tyle mocno, że nie chciało mi się nic. Obaj byli przecież całym moim światem i gdzieś w głębi serca czułem, że muszę się nimiopiekować.

Niestety, musiałem też zarabiać, a wyjazd do Łeby miał mi w tym pomóc. Nigdzie indziej nie zarobiłbym tak dużych pieniędzy w tak krótkim czasie. W tym roku również, tak jak i w poprzednim, dogadałem się z szefem, który pozwolił mi dorabiać sobie w wybrane przeze mnie dni, szczególnie w weekendy, jako ochroniarz w jednym z jego trzech nocnych klubów. Wbrew pozorom praca ta nie była jakoś wyjątkowo ciężka, a poza tym po każdej nocce dostawałem od razu pieniądze za przepracowane godziny, dzięki czemu miałem stały dopływ gotówki, którą w większości przeznaczałem na bieżące wydatki, a pozostałą część – tę, która mi zostawała, plus tę, którą odkładałem z napiwków – pod koniec każdego tygodnia wysyłałem przekazem pocztowym do dziadka, aby i on mógł sobie pozwolić na większe niż zazwyczaj zakupy. Z racji tego, że codziennie, nie licząc poniedziałków, które miałem wolne, pracowałem jako kelner, nie byłem w stanie każdej nocy spędzić w klubie, jednakże starałem się, jak mogłem, i dorabiałem tam w co drugą, co trzeciąnoc.

A jako że przyjeżdżając do Łeby, nie miałem żadnych oszczędności, pierwszą noc spędziłem oczywiście w jednym z klubów, dzięki czemu po kilkunastu godzinach pracy stałem się dumnym posiadaczem stu pięćdziesięciu złotych, otrzymanych od szefa w kilkudziesięciu monetach. Tak, mój szef zawsze wypłacał nam wszelkie pieniądze za nadgodziny oraz premię w monetach, tłumacząc, że takich pieniędzy ma najwięcej. I w zasadzie nie było to przecież niczym nadzwyczajnie dziwnym, bo pracowaliśmy w jego klubach czy restauracjach – w miejscach, w których często płaconobilonem.

Drugi dzień pracy, pomimo zmęczenia spowodowanego tym, że spałem pomiędzy obiema zmianami zaledwie trzy godziny, minął mi całkiem przyjemnie. Był to jeden z tych dni, kiedy cała załoga naszej restauracji mogła odpocząć aż do późnych godzin popołudniowych, dopiero wtedy spragnieni turyści zaczęli powracać z plaży, na której spędzili dobrych kilka godzin. Tego dnia temperatura osiągnęła ponad trzydzieści pięć stopni, a to nad naszym polskim morzem była wyjątkowo udana i nie tak często spotykanapogoda.

Tuż przed końcem mojej zmiany restaurację odwiedziła ta sama dziewczyna, którą miałem okazję obsługiwać poprzedniego dnia. Zapamiętałem ją dzięki naszej rozmowie dotyczącej jedzenia oraz dzięki temu, że zostawiła mi dość duży napiwek, co raczej nie było standardem dla osób w naszymwieku.

– Dzień dobry, pani – powiedziałem na powitanie, kiedy tylko przekroczyła próg lokalu. – Zapraszam do tego stolika – dodałem, widząc, jak szuka wzrokiem jakiegokolwiek wolnego miejsca, po czym wskazałem jej palcem jeden ze stolików przy barze. – Czyżby nasze jedzenie smakowało na tyle, że postanowiła paniwrócić?

– Zdecydowanie. – Zaśmiała się, zasiadając do stolika. – Przez cały dzień myślałam tylko o tym, kiedy wreszcie skończę pracę i przyjdę tutaj, by cośzjeść.

– To miłe. – Uśmiechnąłem się. – W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak tylko polecić pani kolejne wspaniałedanie.

– Bardzo proszę. Jestem cholernie głodna. Zjem wszystko, co mi panprzyniesie.

– Dziękuję za zaufanie. Rozumiem zatem, że wciąż pozostajemy w klimacie kuchni polskiej? – zapytałem, przypominając sobie, co jadłapoprzednio.

– Oczywiście. Ale niech wybór pozostanie niespodzianką. Zjem to, co mi pan zaserwuje – doprecyzowała, rozsiadając sięwygodnie.

– Ok, niech tak będzie – odpowiedziałem i odszedłem od jej stolika, zastawiając się nad tym, co też mógłbym jejpodać.

Na szczęście nasze kucharki gotowały na tyle dobrze, że nigdy nie martwiłem się tym, czy serwowane przez nie dania zasmakują gościom. Co prawda czasem zdarzały się sytuacje, w których ktoś zwrócił posiłek, twierdząc, że jest niesmaczny, jednakże było ich naprawdę niewiele. Udałem się więc na kuchnię i zamówiłem dla mojej klientki coś, co zawsze sam jadłem z wielką chęcią. Był to kotlet ze schabu, podawany w panierce z ciasta naleśnikowego, w zestawie z pieczonymi ziemniakami i kapustą zasmażaną. Porcja ta była na tyle duża, że zrezygnowałem z podania zupy. W zamian zaserwowałem nieznajomej jedną z naszych przystawek – panierowany ser camembert, polany sosem żurawinowym. I sądząc po tym, z jaką rozkoszą moja klientka jadła tę przystawkę, był to strzał w dziesiątkę. Gdy patrzyłem na nią, stojąc przy barze i polerując szklanki, zacząłem zastanawiać się, kim jest ta dziewczyna. Na oko była w moim wieku, dlatego rozmyślałem o tym, czy ona także przyjechała tutaj do pracy, czy może jest jedną z turystek odwiedzających ten nadmorski kurort. Patrząc na drogi telefon w jej dłoniach, który musiał kosztować majątek, a także na jej ciuchy, na których widniały loga znanych marek, wybrałem tę drugą opcję. Nie wyglądała na taką, która musiałaby pracować w takich miejscach. Poza tym im dłużej na nią patrzyłem, tym częściej łapałem się na tym, że myślę o jej wyglądzie. Bo była wyjątkowo piękna. Chyba jeszcze nigdy wcześniej nie widziałem tak ładnej, a przy tym naturalnej dziewczyny. Nie miała na sobie ani grama makijażu, a wyglądała jak hollywoodzka gwiazda na czerwonymdywanie.

– Nie dla psa kiełbasa. – Z moich rozmyślań wyrwał mnie rozbawiony głos Tomka, jednego z kelnerów. – Dla takich lasek tacy kolesie jak my nieistnieją…

– To fakt – odpowiedziałem szczerze i spuściłemwzrok.

– Ale na szczęście za patrzenie jeszcze nikt nie poniósł kary… A poza tym na pocieszenie powiem ci, że spotkałem Darię i Anię, wiesz, te laski, które pracowały z nami rok temu, i obiecałem im, że spotkamy się dzisiaj w Just5.

Daria i Ania tosiostry.

Daria jest o dwa lata starsza od Anki, obie to szalone dziewczyny, które zawsze będę miło wspominał. Pracowaliśmy razem tylko dwa miesiące, ale to wystarczyło, by w pewien sposób stały się dla mnieważne.

Na tę noc miałem już jednak inneplany.

– Idę dzisiaj na nockę do klubu, więc sorry, ale nie dam rady. Za chwilę kończę zmianę i pójdę się przespać jakieś dwie, trzygodziny…

– Oj, stary. Ty to się urobisz… – odpowiedział zrezygnowany i powrócił do swoichobowiązków.

Tego wieczoru piękna nieznajoma była moją ostatnią klientką. Właśnie kończyła posiłek, więc zacząłem liczyć swój utarg. Nie umiałem jednak skupić się na obliczeniach, bo widok tej ślicznotki skutecznie odciągał mojąuwagę.

Poprzedniego dnia była radosna i wygadana, a teraz sprawiała wrażenie przygaszonej i smutnej osoby, która cały czas rozmyślała nad jakąś sprawą. Poza tym nie odrywała wzroku i rąk od telefonu, na który wciąż przychodziły do niej jakieś wiadomości, o czym informował krótki dźwięk wydobywający się zesmartfona.

Po zjedzeniu posiłku zapłaciła rachunek i w pośpiechu wyszła z restauracji. I kiedy podszedłem do jej stolika, by ściągnąć z niego brudne naczynia, zauważyłem, że na jednym z krzeseł zostawiła swoją jasną bluzę oraz kapelusz. Czym prędzej wyszedłem na ulicę i rozejrzałem się za nią, jednakże nie udało mi się jejodnaleźć.

Zostawiłem więc jej ubrania w naszej szatni, informując moich współpracowników o tym, że powinna się zgłosić po nie jedna z klientek. Powiedziałem tak, bo miałem wielką nadzieję, że jeszcze będę miał okazję jązobaczyć…

I na szczęście los dał mi takąszansę.

IZA

Pieprzony, chory drań – pomyślałam w jednej chwili, gdy na ekranie mojego telefonu pojawiło się zdjęcie roznegliżowanej laski w towarzystwie mojego eks. Dziewczyna stojąca obok Hamida była tlenioną, długonogą blondynką, której wyraz twarzy mówił jedno – była cholernie podniecona widokiem stojącego obok niejfaceta.

Mojego byłego faceta, którego, do cholery, wciąż kochałam, choć sama przed sobą nie chciałam się do tegoprzyznać.

Niestety, sądząc po jego maślanym wzroku, którym obdarzył ową niewiastę na załączonym zdjęciu, w ciągu tych kilku tygodni, które minęły od naszego rozstania, na moje miejsce zdążył znaleźć sobie zastępstwo. I to jakie… Jego nowa wybranka była moim przeciwieństwem – nie zgadzało się nic poza podobnym kolorem włosów. W jednej chwili przypomniałam sobie wszystkie te momenty, w których jawnie naśmiewał się z takich jak ona – kobiet, które wyglądały, jakby nigdy nie opuszczały gabinetu chirurga plastycznego. Byłam więc cholernie poirytowana całą tą sytuacją i miałam wielką ochotę wyrzucić ten głupi telefon, jednak nie potrafiłam tegozrobić.

Nie namyślając się długo, tuż po skończonej zmianie postanowiłam udać się do tej samej restauracji, którą odwiedziłam poprzednio, licząc na to, że wyśmienite jedzenie, które tam serwowano, poprawi mi humor. Niestety pomimo tego, że po raz kolejny udało mi się trafić na tego samego sympatycznego kelnera, o którym rozmyślałam poprzedniej nocy i który ponownie zaserwował mi przepyszne potrawy, mój tragiczny humor nie poprawił się. Zamiast dać sobie spokój i nie dołować samej siebie, ja – jak ta ostatnia idiotka – wolałam co kilka minut logować się na tym nieszczęsnym portalu i zaglądać na profil Hamida, sprawdzając, czy pojawiły się jakieś nowe komentarze pod ich zdjęciem. Niestety jego znajomi nie zawodzili, a każdy nowy wpis bolał mnie coraz bardziej. Wszystko bowiem wskazywało na to, że niejaka Caroline Ahmed, bo tak nazywała się ta dziewczyna, jest nową partnerką mojego eks i świadomość ta sprawiła, że miałam ochotę rozszarpać go na kawałki. A przy okazji samą siebie – za to, że przez tyle czasu byłam tak bardzo naiwna i zapatrzona w tegoidiotę.

Po skończonym posiłku czym prędzej zapłaciłam swój rachunek i wyszłam z restauracji. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w kawalerce, by tam wziąć szybki prysznic i zaszyć się w łóżku. W chwilach takich jak ta nienawidziłam całego świata i jedyne, czego pragnęłam, to samotność, która pozwalała mi na bezustanne rozmyślanie i analizowanie co rusz tego samego tematu. Tematu, który miał jedną nazwę: Hamid…

Gdy znalazłam się w łóżku, przykryta tylko kocem, bo zapowiadała się kolejna gorąca noc, wróciłam do użalania się nad sobą. Przecież ostatnio w tym nie miałam sobierównych.

Miałam złamane serce i rozdartą duszę, a to najlepsze dwa powody, by stale lamentować. I choć przed całym światem ukrywałam swoje rozdrażnienie, udając, że wciąż jestem tą samą wesołą, zwariowaną dziewczyną, wewnątrz czułam, jak z każdym kolejnym dniem jest mi coraz trudniej. Coraz ciężej było mi wytrzymać ze sobą, bo nie umiałam zapomnieć oprzeszłości.

Hamid był miłością mojego życia, jedyną osobą, na której tak cholernie mi zależało. Od początku byłam w stanie zrobić dla niego wszystko, bo pokochałam go całą sobą i do dnia, w którym dowiedziałam się o jego zdradzie, myślałam, że również z jego strony mogę liczyć na podobne uczucia. Przez te wszystkie miesiące żyliśmy przecież jak w bajce, a te – jak wiadomo – zawsze kończą się happy endem. To prawda, jak każda para miewaliśmy gorsze dni czy drobne sprzeczki, jednakże nigdy wcześniej nie zdarzyło się, abym musiała przez niego cierpieć. Nigdy nie dał mi nawet powodu do tego, abym zaczęła zastanawiać się nad jego uczuciami, bo to, że byłam dla niego ważna, czułam niemalże na każdym kroku. Dlatego właśnie jego zdrada i późniejsze przyznanie się do niej były dla mnie potwornym szokiem. Tak jak i to, że choć początkowo bardzo zabiegał o to, abym mu wybaczyła, to później dał sobie spokój. I jak widać, szybko zadowolił się kimś innym, zupełnie niepodobnym do mnie. A przecież rzekomo byłam dla niego ideałem kobiety, tą jedną jedyną, która w przyszłości miała zostać jego żoną i matką jegodzieci…

Przez ostatnie tygodnie toczyłam walkę sama ze sobą, z jednej strony starając się wymazać tego mężczyznę z pamięci, a z drugiej… A z drugiej strony wciąż nie umiałam bez niego żyć. Często przyłapywałam się na tym, że czekam na wiadomość od niego, a przecież biorąc pod uwagę fakt, że nie byliśmy już razem, było to co najmniej niedorzeczne. Niestety przyzwyczajenie, w końcu przez ostatnie lata miałam go u boku, zrobiło swoje. Nie umiałam o nim zapomnieć i chyba nawet nie chciałam tegozrobić.

To właśnie dlatego wciąż posiadałam wszystkie nasze wspólne zdjęcia czy pamiątki. Tak, jedyne, na co było mnie stać, to wyprowadzka z mojego gdańskiego mieszkania, z miejsca, które do końca życia będzie kojarzyło mi się właśnie z nim. Niestety niczego ponad to nie potrafiłam zrobić. Codzienne sprawdzanie wszystkich jego profili w mediach społecznościowych nie było zatem niczymnadzwyczajnym.

Musiałam przecież wiedzieć, co robi i czy… Czy cierpi tak samo jakja.

Dzisiejsze zdjęcie pokazało mi, jak daleka jestem od prawdy. Przez te wszystkie tygodnie wmawiałam sobie, że Hamid z pewnością tęskni i cierpi równie mocno. Wielokrotnie nawet skłaniałam się ku temu, by odezwać się do niego, proponując spotkanie, na którym chciałam powiedzieć mu, że… mu wybaczam. Za każdym razem coś mnie przed tym powstrzymywało i – jak widać – nie bez powodu. Mój anioł stróż czuwał nade mną, a ja wreszcie to zrozumiałam. Świadomość, że mój eks świetnie radzi sobie beze mnie, była dla mnie niczym kubeł zimnejwody.

Znając swoją skłonność do autodestrukcji, tej nocy postanowiłam, że jest to idealny czas, abym i ja zaczęła żyć pełną piersią. Skoro Hamidowi przyszło to tak łatwo i w dodatku w