Wybaczam ci - Adriana Rak - ebook + audiobook + książka

Wybaczam ci ebook i audiobook

Adriana Rak

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

…bo święta to czas, w którym dzieją się prawdziwe cuda.

 

Wybaczam ci… to życiowa, skłaniająca do refleksji opowieść o sile przebaczania. Tytuł wskazuje na wybaczenie nie tylko innym, lecz także sobie.

 

Anastazja, Helena, Edmund i Łukasz to czwórka życiowych rozbitków. Każdy z nich w obliczu piętrzących się problemów traci nadzieję na lepsze jutro. Poza tym dzieli ich niemalże wszystko, począwszy od wieku, a skończywszy na poglądach życiowych.

 

Magia nadchodzących świąt działa jednak cuda. Bohaterowie postawieni w obliczu trudności znajdują chęci, by zmienić swój los.

 

Czy świąteczna gniewińska aura będzie im sprzyjać? Czy będą w stanie zawalczyć o swoje szczęście?

Przekonaj się sam i sięgnij po najnowszą powieść Adriany Rak, w której nie zabraknie chwil wzruszeń.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 237

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 34 min

Lektor: Donata Cieślik
Oceny
4,3 (58 ocen)
37
9
7
5
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
monikapijarowska

Nie oderwiesz się od lektury

Witam dziś, mam dla was recenzję książki Wybaczam Ci ❤️ autorki Adriany Rak ❤️ "Bo święta to czas, w którym dzieją się prawdziwe cuda".  Anastazja i Łukasz młodzi ludzie, którzy zaczynają swoje dorosłe życie, lecz już na starcie los rzuca im kłody pod nogi i to sporych rozmiarów 😉. Helena i Edmund to małżeństwo z dość dużym stażem. Jednak i w ich życiu nic nie jest takie, jak być powinno.  Obie pary nie mają łatwo, dzieli ich wszystko, począwszy od wieku. Czy w te święta będą w stanie zrobić coś dla siebie? Czy zawalczą o swoją przyszłość i szczęście ? Przeczytajcie sami 😉.  Najnowsza powieść pani Adriany Rak tym razem w świątecznym klimacie.  Wybaczam Ci, to historia o tym jak życie potrafi zaskoczyć już na samym początku dorosłości. Bywa i tak, iż los wybiera za nas, lecz każdy powinien wziąć odpowiedzialność za swoje czyny, nieważne jak byłyby ciężkie.  Książka, odzwierciedla problem, jaki jest choroba alkoholowa, dotykała ona ludzi kiedyś, jak i w dzisiejszych czasach, chociaż...
21
Aniapsiuta

Nie oderwiesz się od lektury

cuuudna
21
Korteress55

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam serdecznie. Ciepła i pouczająca opowieść.
21
sylwiak801

Nie oderwiesz się od lektury

piękna historia 🥰
21
BAMA74

Nie oderwiesz się od lektury

Książka bardzo mi się podobała. Niełatwo się wybacza , ale trzeba brać przykład z bohaterek książki
21

Popularność




Copyright © by Adriana Rak, 2022Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2022 All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Aneta Krajewska

Projekt okładki: Patrycja Kiewlak

Zdjęcie na okładce: © by Olga Oliva/Shutterstock

Ilustracje wewnątrz książki: © by pngtree.com

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I – elektroniczne

ISBN 978-83-8290-196-2

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Rozdział pierwszy

Rozdział drugi

Rozdział trzeci

Rozdział czwarty

Rozdział piąty

Rozdział szósty

Rozdział siódmy

Rozdział ósmy

Rozdział dziewiąty

Rozdział dziesiąty

Rozdział jedenasty

Rozdział dwunasty

Rozdział trzynasty

Rozdział czternasty

EPILOG

PODZIĘKOWANIA

Z dedykacją dla wszystkich, którzy nie wierzą w magięświąt…

Rozdział pierwszy

Był dwudziesty listopada. Ot, dzień jak co dzień, a przynajmniej mogłoby się tak wydawać. Dwudziestoczteroletnia Anastazja, pracująca jako główna księgowa w nowo otwartej firmie, zajmującej się tworzeniem stron internetowych, obudziła się tuż przed siódmą rano. Wynajmowała malutkie mieszkanie na poddaszu, z którego rozprzestrzeniał się przepiękny widok na okolicę. Tamtego ranka, zgodnie z prognozami, na gniewińskim niebie pojawiły się ciemnoszare chmury, zwiastujące nagłe opadyśniegu.

Pierwsze, co zrobiła po przebudzeniu, to zadzwoniła do matki, która obchodziła okrągłe, pięćdziesiąte urodziny. Helena Dobrodziejska, bo tak właśnie nazywała się rodzicielka Anastazji, również mieszkała w Gniewinie, w rodzinnym domu Dobrodziejskich. W domu, z którego Anastazja – zwana przez wszystkich Nastką – tak samo zresztą jak starsza siostra, uciekła tuż po tym, gdy osiągnęłapełnoletniość.

– Halo. – Usłyszała po chwili ściszony głosmatki.

– Dzień dobry, mamo – odpowiedziała, przeciągając się w łóżku. – Z okazji twojego dzisiejszego święta składam ci najserdeczniejsze życzenia. Życzę ci dużo zdrowia, szczęścia ispokoju.

– Och, dziękuję ci, córeczko. Właśnie wstałam i jesteś pierwszą osobą, która złożyła mi życzenia. Dziękuję. – Radosny głos rodzicielki był tym, co zawsze poprawiało jejhumor.

– Nie ma za co. Chciałabym przyjść dzisiaj po pracy, mogę…? – zapytała niepewnie, po czym zapadła kilkusekundowacisza.

– Ojciec od kilku dni nie czuje się najlepiej, a ta noc była koszmarna. W ogóle niespaliśmy…

No tak. Właśnie tego mogła sięspodziewać.

– Rozumiem – ucięła, nie chcąc wchodzić w szczegóły, wszak ojciec był ostatnią osobą na tej planecie, która w jakikolwiek sposób ją interesowała. – W takim razie odpocznij teraz, a jak będziesz już miała chwilkę wolnego czasu, to odwiedź mnie, dobrze? Chcę wręczyć ci prezent, a poza tym nie widziałyśmy się już od ponad dwóch tygodni – dodała, uświadomiwszy sobie ten fakt, a przecież mieszkały maksymalnie dwa kilometry odsiebie.

– Przyjdę w sobotę rano, gdy będę szła na zakupy, dobrze?

– Oczywiście – odparła, po czym siępożegnała.

Dalsza rozmowa i tak nie miała sensu. W tle Anastazja usłyszała bowiem odgłosy ciekawskiego ojca, który zaczął wypytywać żonę, kto dzwoni. Na samą myśl o Edmundzie, obecnie pięćdziesięciopięcioletnim mężczyźnie, którego nienawidziła z całego serca, a który był, niestety, jej ojcem, skrzywiła się. Był jedyną osobą w jej życiu, która wywoływała w niej tak silne i, niestety, bardzo negatywne emocje. Od jej wyprowadzki z domu, notabene spowodowanej ciągłymi awanturami i pijaństwem ojca, minęło już sześć lat, lecz niechęć do niego wcale nie minęła. Wręcz przeciwnie. Czas mijał, a Anastazja czuła wobec niego coraz większą urazę. Na domiar tego nie była w tym osamotniona, wszak jej rodzeństwo również nie utrzymywało z ojcem kontaktu. Jednoszczęście…

Nieco zrezygnowana, bo chciała sprawić matce radość i spotkać się z nią w dniu urodzin, wstała z łóżka i udała się do kuchni, gdzie przygotowała sobie szybkie śniadanie. Gdy zasiadła do malutkiego stołu, mieszczącego się tuż przy równie niewielkim oknie, wbiła wzrok przed siebie i zamyśliła się nadobre.

Od jakiegoś czasu przechodziła bowiem kryzys, choć nawet sama przed sobą nie chciała się do tego przyznać. A to za sprawą jednego mężczyzny, który niegdyś skradł jej serce, a obecnie robił wszystko, by zniszczyć w niej wszelkieuczucia.

Łukasz był jej wielką miłością. I choć poznali się zaledwie rok wcześniej, była tego pewna. Nigdy dotąd żaden inny mężczyzna nie wyzwalał w niej takich uczuć. Kochała go całą sobą, od pierwszej chwili, w której siępoznali.

Historia ich miłości nie różniła się niczym od historii innych zakochanych par w tym wieku. Ot, jak to często bywało, poznali się zupełnie przypadkiem. Łukasz wraz z całą rodziną przyjechał na urlop do pobliskiego Nadola, gdzie planowali spędzić dwa tygodnie nad Jeziorem Żarnowieckim. Po raz pierwszy zobaczyli się zatem na plaży, gdzie Anastazja ze starszą siostrą, Łucją, oraz dwójką jej córek, wylegiwała się od rana. Mężczyzna wraz z dwoma malutkimi siostrzeńcami grał w piłkę – no, przynajmniej próbował to robić. Czarno-biała piłka nie uszła uwadze dwuletniej Julki i czteroletniej Kasi. Zaabsorbowane dziewczynki nieśmiało spoglądały na grających chłopców, a sama piłka co rusz znajdowała się w zasięgu ich wzroku. W pewnym momencie Łukasz, świadomy zainteresowania małych obserwatorek, skierował rzeczoną piłkę bezpośrednio do starszej z sióstr, co zapoczątkowało kilkunastominutową zabawę, do której dołączyła Anastazja. Już po krótkiej chwili wszyscy gawędzili w najlepsze, co zapoczątkowało tę, wydawać by się mogło, niezwykłą znajomość, która przerodziła się w wielkieuczucie.

Dumna, szczęśliwa i zakochana kobieta żyła przez ostatni rok niczym prawdziwa księżniczka, pozbawiona jakichkolwiek trosk. Łukasz dbał o nią na każdym kroku, a ona w podzięce za to, że wreszcie jej życie nabrało odpowiednich barw, nie pozostawała dłużna swojemumężczyźnie.

Jak to jednak w bajkach bywa, ostatnio na horyzoncie pojawiły się spore problemy. Na tyle duże, że Łukasz postanowił, jak sam powiedział, odpocząć i nabrać dystansu. A to wszystko za sprawą ciąży, w której byłaAnastazja.

Dzień, w którym dowiedziała się, że jest w stanie błogosławionym, zapamięta do końca życia. Podczas codziennego spaceru do pracy zasłabła i upadła na chodniku, co było nie lada wydarzeniem w oczach mijających ją mieszkańców Gniewina. Tuż po tym, jak udzielono jej pierwszej pomocy i przetransportowano do wejherowskiego szpitala, na młodą kobietę padł blady strach. Po rutynowych badaniach okazało się bowiem, że jest w szóstym tygodniu ciąży, co początkowo bardzo jązszokowało.

Żyjąc u boku Łukasza, wiedziała, że jeśli kiedykolwiek miałaby założyć rodzinę, to był on idealnym kandydatem, by zostać jej mężem oraz ojcem ich dzieci. Z racji tego, że znali się dopiero od roku, a oficjalnie byli parą od ośmiu miesięcy, nigdy nie rozmawiali o swojej przyszłości. Bynajmniej nie tej, która w jakikolwiek sposób zahaczałaby o tematdzieci.

Tamtego dnia, kiedy wracała autobusem do mieszkania, była pełna obaw. Po cichu liczyła jednak na to, że… jakoś to będzie. Łukasz był przecież wspaniałym człowiekiem. Poza tym miał świetny kontakt ze swoimi siostrzeńcami, co w jej oczach dobrze wróżyło na przyszłość. Lubił dzieci, a one lubiły jego. W tamtym czasie nie potrzebowała innych sugestii, by liczyć na to, że jej wybranek ucieszy się na wieść o spodziewanymdziecku.

Nadzieje okazały się złudne. Na wieść o tym, że Anastazja jest w ciąży, Łukasz wpadł w szał. I to dosłownie, wszak w przypływie silnych emocji, zniszczył jej ulubiony wazon, którym cisnął o jedną z kuchennychścian.

– Niby jak ty to sobie wyobrażasz, co?! – krzyczał, gdy Anastazja próbowała jakoś wpłynąć na jego samopoczucie. – Przecież nie mamy nawet gdziemieszkać!

– A mojemieszkanie…?

– Też mi coś! – prychnął zirytowany. – Te niespełna trzydzieści metrów kwadratowych nazywasz mieszkaniem?! Niby jak chciałabyś tutaj mieszkać z moim dzieckiem, co? Gdzie?! Na tym mikroskopijnymbalkonie?

– Na początku na pewno nie będzie nam łatwo… – rzekła potulnym głosem, choć w jej wnętrzu aż sięgotowało.

– Tak?! No co ty nie powiesz?! – krzyknął kolejny raz, po czym wziął do ręki swoje buty i pospiesznie jewłożył.

– Tylko mi nie mów, że terazwychodzisz…

– A co mam zrobić? Zostać tutaj z tobą i cię rozszarpać? – Wbił w nią swój przerażający wzrok. – Do widzenia, Anastazjo. Wracam dodomu.

– Przecież miałeś zostać na cały weekend… Tłukłeś się tutaj do mnie całydzień…

– Cóż… Mogłaś pomyśleć wcześniej… Do widzenia. – Przekręcił kluczyk i pociągnął za klamkę drzwi, przy których stał. – Aha. I nie dzwoń do mnie na razie. Sam się odezwę. Kiedyś… Może… – dodał na odchodne, a następnie wyszedł z mieszkania, zostawiając ją z milionem przykrych myśli wgłowie.

Od tamtego dnia minął już tydzień, a Łukasz wciąż nie wrócił. Zadzwonił jedynie dwa dni temu, gdy poirytowana próbowała się do niego dodzwonić. Nie odebrał ani za pierwszym, ani za dziesiątym razem. Odezwał się dopiero wieczorem, kiedy rzekomo wrócił z pracy i oznajmił, że musi odpocząć i przeanalizować wszystko. Ich rozmowa trwała zaledwie minutę. Tyle warta była dla niego Anastazja. Nie miał zamiaru poświęcić jej nawet dłuższejchwili.

Przyszła mama została zatem sama ze swoimi problemami i wątpliwościami, które co rusz pojawiały się w jej głowie. Nie była gotowa na tę ciążę. Ba, gdy myślała o tym, że za kilka miesięcy na świecie pojawi się jej dziecko, ogarniała ją wielkaniemoc.

Łukasz ma rację – myślała w kolejnym przypływie wątpliwości. – Jak ja się tutaj zmieszczę z małym dzieckiem…? I w jaki sposób znajdę czas na jego wychowanie? Przecież muszę pracować, by mieć za co żyć… – analizowała tylekroć, ilekroć rozmyślała o tym, co jączeka.

Początkowo nie chciała zwierzać się nikomu ze swoich trosk. Nie odważyła się nawet zadzwonić do Łucji, która jako starsza siostra była jej najlepszą powierniczką. Ostatnie dni mocno jednak dały jej w kość. Chciała wreszcie zrzucić z siebie ten emocjonalny balast i porozmawiać z kimś, kto na pewno jej doradzi. Taką osobą zdecydowanie była jej matka, z którą bardzo chciała się spotkać. Niestety, rodzicielka miała na głowie zharowanego – a raczej leniwego i udającego – ojca, a na spotkanie z nim Anastazja nie miała ochoty. Zrezygnowana udała się zatem do pracy, gdzie w zadumie spędziła kolejnych kilka godzin, zupełnie niegotowa na to, z czym przyjdzie jej się jeszczezmierzyć.

***

Helena Dobrodziejska nie miała łatwego życia. Właśnie minęło pół wieku, od kiedy pojawiła się na świecie, a ona wciąż żyła tak samo. Tak samoźle.

Urodziła się pięćdziesiąt lat wcześniej w Gniewinie, jako najstarsza córka Janiny i Edwarda Kowalskich. Ojciec, z zawodu stolarz, a na co dzień nałogowy alkoholik, był nie tylko wymagającym, lecz także egoistycznym narcyzem o niespełnionych marzeniach dotyczących zatrudnienia w wojsku. W porównaniu do swej żony, nie miał dobrego kontaktu z własnymi dziećmi. Ot, były to były i cóż mógł na to poradzić, że Janina urodziła ich aż pięcioro. Żył z dnia na dzień, zupełnie nie przejmując się tym, co przyniesie przyszłość. Helena, jako najstarsza i najbystrzejsza z całej piątki, szybko wyfrunęła z rodzinnego gniazda. Miała już dość ciągłych upokorzeń i braku wsparcia ze strony ojca. Swoją naukę zakończyła na poziomie podstawowym i od tamtej pory ciężko pracowała, między innymi jako opiekunka do dzieci lubsprzątaczka.

Kiedy była zaledwie siedemnastolatką, poznała Edmunda Dobrodziejskiego, starszego od niej o pięć lat uroczego młodzieńca, który momentalnie zawrócił jej w głowie. Poznali się w wakacje, na wiejskim festynie, i od tamtej pory pozostawalinierozłączni.

Ślub wzięli zaledwie po roku, gdy młodziutka Hela osiągnęła pełnoletniość. Zamieszkali w starym, rozpadającym się domu, odziedziczonym przez Edwarda po babci. Ich sielanka nie trwała jednak długo. Początkowa fascynacja szybko przerodziła się w typową rutynę, która zniszczyła płomienne uczucie. Dodatkowo, przez wiele długich lat Helena nie mogła zajść w ciążę, co było ujmą na honorze dla Edmunda, bo gdzieżby taki chłop jak on nie mógł zostać ojcem. Wprost nie do pomyślenia, nie tylko dla niego, lecz także dla okolicznych mieszkańców Gniewina, którzy nie omieszkali stale komentować ich życiowejsytuacji.

Dopiero po sześciu latach od dnia ślubu Hela urodziła upragnione dziecko. W tym czasie Edmund rozpił się na dobre i nie cieszył się z narodzin ani tej, ani kolejnej córki. Ot, są to są i tyle na ten temat. Zakochana wciąż po uszy Helena żywiła wielki żal do męża. Czuła się osamotniona i przytłoczona codziennością. Na nic jednak zdawały się jej żale. Edmund był stanowczy. Nie interesowały go zarówno jej bolączki, jak i codzienne, rodzinne życie, od którego odciął się zupełnie. Nie liczyło się nic poza czystą wódką, ewentualnie bimbrem własnej produkcji. W szybkim czasie kobieta zrozumiała, że niczego nie wskóra, dlatego też z wielką pokorą przyjęła to, co przyniósł jej los. W końcu przecież miała dla kogo żyć. Najpierw dla Łucji, a później jeszcze dla cudem urodzonej Anastazji, której pojawienie ponownie wyciągnęło ją zdepresji.

Bita, poniżana, upokarzana niemalże każdego dnia, żyła z uśmiechem na ustach. Była ofiarą przemocy domowej przez prawie trzydzieści lat, lecz nigdy nie potrafiła się do tego przyznać. Ilekroć myślała o sobie, tylekroć dochodziła do wniosku, że i tak nie ma najgorzej. Urodziła dwie śliczne i mądre córki, a dom, choć malutki, był miejscem, które zawsze dawało jej schronienie. Niektóre kobiety, będące w podobnej sytuacji, miewały o wielegorzej.

Nigdy o nic nie prosiła i nie karmiła się nadziejami na lepszą przyszłość. Z wielką pokorą przyjmowała to, czego codziennie doświadczała. Wewnętrzny spokój i ukojenie znajdowała w modlitwie. Nie kto inny jak Bóg był powiernikiem jejtajemnic.

Poza tym wielką dumą Heleny były dzieci, dla których była w stanie zrobićwszystko.

Tamtego listopadowego poranka, gdy po rozmowie z Anastazją naszła ją chwila refleksji, nie potrafiła podsumować swojego dotychczasowego życia, co początkowo nieco zszokowało ją samą. Łucja i Anastazja były dla niej wszystkim. To właśnie im poświęciła całe swoje życie. To dzięki nim była szczęśliwa, a jednak – kiedy zasiadła tamtego mroźnego poranka do stołu i zaczęła analizować swoją przeszłość – nie mogła zrozumieć jednejrzeczy.

Nie mogła pojąć, dlaczego przez ostatnie długie – cholernie długie i bolesne – lata, żyła w iluzji, którą sobiestworzyła.

Na dłuższe rozważania nie było czasu, gdyż zmęczona narzekaniem Edmunda musiała wziąć się w garść, wszak na horyzoncie widziała jedynie kolejny trudny dzień, spędzony u boku wiecznie niezadowolonegomęża.

Niemniej nawet w najmniejszym stopniu nie była przygotowana na to, co miałonastąpić.

***

Cholera. Jasna cholera! Nie tak to wszystko miałowyglądać…

Minął już tydzień, odkąd ostatni raz widział Anastazję. Minął tydzień, odkąd dowiedział się, że zostanieojcem.

Na samą myśl o tym, że za kilka miesięcy ma pojawić się ktoś, dla kogo będzie tatą, robiło mu się niedobrze. To nie tak, że nie chciał mieć dziecka. Pragnął je mieć, jak większość dorosłych ludzi żyjących na tym świecie. Nie chciał jednak, aby matką jego potomka zostałaAnastazja.

Gdy tamtego dnia przyjechał do Gniewina, pod pretekstem spędzenia wspólnie kilku dni, był nastawiony na jedno. Chciał w końcu przyznać się do wszystkiego i dać kres kłamstwom, w których żył od wielumiesięcy.

Nie kochał Anastazji od dłuższegoczasu.

Ba, od trzech miesięcy żywił głębokie uczucia wobec kobiety, która niespodziewanie pojawiła się w jego życiu. I równie niespodziewanie zawróciła mu wgłowie.

Z Anastazją znał się od ponad roku i od co najmniej kilku miesięcy wiedział również, że nigdy nie powinien był się z niąwiązać.

Gdy poznał tę, bądź co bądź, młodą, pełną życia i niezwykle uroczą niewiastę, cierpiał niemałe katusze, rozstawszy się niedawno z kobietą, z którą myślał, że spędzi całe swoje życie. Niestety, okrutny los miał wobec niego inne plany. Agnieszka, bo tak też miała na imię ta, która zostawiła go dla swojego najlepszego przyjaciela, odeszła od niego, kiedy Łukasz akurat planował się jej oświadczyć. Byli przecież parą od prawie dwóch lat i jedyne, czego pragnął, to poślubić tę prześliczną blondynkę. Ich rozstanie ogromnie wpłynęło na jego psychikę, sprawiając przy tym, że, pomimo wciąż silnych emocji, chciał jak najszybciej zapomnieć o Agnieszce. Wiedział bowiem, że jeśli tego nie zrobi, to inaczej zwariuje, pogrążając się co rusz wewspomnieniach.

Spotkanie Anastazji było zatem swoistym wybawieniem dla tego mocno zagubionego mężczyzny. Kobieta była jego zupełnym przeciwieństwem i bez wątpienia właśnie to sprawiło, że zafascynowała go sobą niemalże od razu. Tak szybko jak się poznali, tak szybko też zostaliparą.

Niestety, sprawdziło się stare porzekadło mówiące o tym, że to, co szybko się zaczyna, zazwyczaj również szybko się kończy. Już po kilku tygodniach, kiedy emocje nieco opadły, a i Agnieszka wydawała się jakaś bardziej odległa niż wcześniej, Łukasz zrozumiał, że tak naprawdę wcale nie kocha Anastazji. Pomimo wypowiadanych przez niego słów, świadczących o tym, że jest inaczej, wcale tak nie było. Nie kochał jej, ba, nie żywił wobec niej żadnych głębszych uczuć, dlatego chciał zerwać tęrelację.

Początkowo, optymistycznie nastawiony, postanowił, że zrobi to przy najbliższym możliwym spotkaniu. Nie był tym typem mężczyzny, który nawet związek byłby w stanie zakończyć przez telefon. Wolał spotkać się osobiście z Nastką i wszystko wyjaśnić w czteryoczy.

Kiedy jednak zobaczył ją tamtego dnia, całą w skowronkach, świętującą swój awans w pracy, nie miał serca, by to zrobić. Sam przecież doskonale wiedział, jak bardzo boli odtrącenie przez tę drugąosobę.

Zdając sobie sprawę z tego, że Anastazja go kocha, nie potrafił się przełamać przez kilka kolejnych miesięcy. Nie zrobił tego nawet wtedy, gdy na jego drodze stanęła Aneta, dziewczyna, którą poznał w pracy. Tygodnie mijały, a on, uwikłany w coś, czego niewątpliwie nie chciał, żył, poświęcając swój czas dwómkobietom.

Z jedną z nich postanowił w końcu porozmawiać. Ostatnie tygodnie pokazały mu, że uczucia wobec Anety są zupełnie inne niż te, które żywił niegdyś wobec Anastazji. Zależało mu na Anecie i zakochał się w niej niczym nastolatek, zakochujący się po raz pierwszy w swoim życiu, dlatego w końcu postanowił wyjawić jej prawdę. Za jej namową umówił się z Anastazją, którą początkowo okłamał, że spędzi z niąweekend.

Gdy pojawił się w Gniewinie i od razu usłyszał, że Anastazja jest w ciąży, wpadł w szał. To, co wcześniej ułożył sobie w głowie, rozpłynęło się jak we mgle. Był zrozpaczony i jeszcze bardziejzirytowany.

Ciąża Anastazji zmieniała cały bieg wydarzeń. Nie mógł od razu powiedzieć Nastce wszystkiego. Chciał, bo przecież po to właśnie przyjechał, ale wiadomość o tym, że zostanie ojcem, sparaliżowała go na tyle, iż sam już nie wiedział, co ma robić. Po kłótni wyszedł z jej mieszkaniaporuszony.

I choć podświadomie czuł, że nie tak powinien był to rozegrać, nie potrafił postąpić inaczej. Musiał znaleźć siłę na to, by wszystko przemyśleć, a na to niewątpliwie potrzebowałczasu.

Kiedy wsiadł z powrotem do zaparkowanego pod blokiem auta, popłakał się, dając upust swoim emocjom. Akurat w tym samym czasie usłyszał, że dzwoni jego telefon. Widząc na wyświetlaczu aparatu, że to Aneta próbuje się z nim skontaktować, ukrył twarz w dłoniach. W tamtym momencie nie potrafił nawet myśleć, po prostu nie potrafił. Po krótkiej chwili, w czasie której zdążył jedynie otrzeć łzy i wysłać Anecie krótki SMS z informacją, że wkrótce zadzwoni, odjechał spod bloku. Buzujące w nim emocje sprawiły jednak, że nie dojechał zbyt daleko. Zatrzymał swój pojazd przy Wieży Widokowej Kaszubskie Oko, znajdującej się zaledwie dwa kilometry od mieszkaniaAnastazji.

Wpatrując się w migające na wieży światełka, próbował się uspokoić. Błyskawicznie przypomniał sobie o cieple, którego doświadczył od Anety, nawet w momencie, gdy wyjawił jej swój sekret. Właśnie wtedy, tamtej zimnej, listopadowej nocy zrozumiał, że to ona jest kobietą jego życia. Skoro potrafiła go zrozumieć w takiej sytuacji, a nie unieść się dumą, musiała być wyjątkowa. Nie było na to innej rady. A on nie miał zamiaru jejstracić.

Teraz jednak wszystko legło w gruzach. Jego plan o rozstaniu się z Anastazją wziął w łeb. W dodatku miał zostać ojcem, na co zdecydowanie nie byłgotowy.

I choć od tego feralnego wieczoru minął już tydzień, mężczyzna wciąż czuł te same emocje. Nie potrafił przyznać się przed sobą, że oto znowu los postanowił zaniego.

Co prawda zdawał sobie sprawę z tego, że będzie musiał powziąć jakieś kroki, lecz nadal, pomimo rad Anety, która z całego serca chciała mu pomóc, wynajdując co rusz nowe rozwiązania tej sprawy, Łukasz nie wiedział, co począć. Czas mijał, a on pozostawał w sytuacji bezwyjścia.

Rozdział drugi

Tuż po szesnastej wróciła do domu. Odmienny stan coraz bardziej dawał jej się we znaki. Niegdyś taka pogoda, która towarzyszyła tamtemu listopadowemu dniu, wywołałaby uśmiech na jej twarzy. Uwielbiała prószący śnieg, szczególnie za to, że był on w stanie przykryć bielą wszystko, co brzydkie i niewarte uwagi. W blasku zimowego puchu nawet stare, wymagające natychmiastowego remontu budynki, momentalnie zyskiwały nowe życie. Było klimatycznie i jakże romantycznie, choć co do tej drugiej kwestii, z osobistych przyczyn, miała pewnewątpliwości.

Wracając, zrozumiała bowiem, że nie cieszy ją już to co dawniej. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu, gdy w towarzystwie Łukasza witała nowy rok, marzyła o śnieżnej scenerii. Teraz, kiedy wreszcie doczekała się pierwszych opadów, przyjęła to z niezwykłą obojętnością. Zupełnie tak, jakby ten bajkowy krajobraz nie był w stanie poruszyć jejserca.

A przecież to nieprawda. Jej serce łaknęło takich momentów. Jako wrażliwa, młoda kobieta, potrafiła radować się codziennością. Bywały chwile, w których rozczulał ją nawet widok bawiących się w okolicy roześmianych dzieci lub beztrosko biegających po wsi zwierząt, które zupełnie nie przejmowały się swoim losem. Ostatnio jednak nic nie przynosiło jej wesołości. Ponadto, męczona przez ciągłe zawroty głowy i bóle podbrzusza, żyła z godziny na godzinę, nie dbając o nic innego. Ze względu na rosnące w niej nowe życie, starała się dbać o siebie. Jadła zdrowo na tyle, na ile było to możliwe. Spała tak jak zawsze, starając się nie zarywać nocek na liczenie faktur czy chociażby po to, by przeczytać kolejną, fascynującą książkę. Nic jednak nie potrafiła poradzić na tę przerażającą pustkę, która osiadła w jej sercu. W dodatku pustkę połączoną z jedną wielką niewiadomą, co w konsekwencji przynosiło jedynie ogólnerozdrażnienie.

Anastazja nie była gotowa nie tylko na pojawienie się dziecka, lecz także nie umiała żyć samotnie. Łukasz był przecież całym jej światem. To dzięki niemu była szczęśliwa. Czuła się spełniona, doceniona jako kobieta i, co najważniejsze, była kochana i potrzebna. Te uczucia dawały jej siłę do dalszego życia i wszystkie one odeszły wraz zŁukaszem.

Od jego odejścia minął już jakiś czas, a ona wciąż pozostawała w tym samym punkcie. Nie wiedziała, co zrobić. Nie wiedziała, co czuć. Ba, nie była pewna nawet tego, czy decyzja Łukasza o odejściu została podjęta pochopnie, czy może ciąża stanowiła idealny pretekst ku temu, by jązostawić.

Sama już nie wiedziała, co myśleć. Dni mijały jak szalone, a ona nadal tkwiła niczym w matni. Właśnie dlatego pragnęłatowarzystwa.

Łucja, jako że nie mieszkała w Gniewinie, odpadła już na starcie. Anastazja pragnęła bowiem spotkania się z kimś osobiście, by mogła przelać wszystkie swoje uczucia na tę drugą osobę. Idealną powierniczką z pewnością byłaby jej matka, o której młoda kobieta rozmyślała niemalże przez całydzień.

– Oho, chyba właśnie przyciągnęłam ją myślami – powiedziała sama do siebie, kiedy tuż po tym, jak weszła do swojego mieszkania, wyciągnęła telefon, na ekranie którego wyświetliło się nieodebrane połączenie odrodzicielki.

Czym prędzej, zrzuciwszy z siebie jedynie ciężki płaszcz, wybrała numermatki.

– Kochanie, ojciec miał zawał. Właśnie karetka zabrała go do szpitala. – Usłyszała zrozpaczony głosmatki.

– Ale jak to…? – Z nadmiaru emocji, które w zaledwie kilka sekund pojawiły się w jej głowie, nie była w stanie racjonalniemyśleć.

– Mówiłam ci już rano, że coś kiepsko się czuł. Po południu doszły do tego problemy z oddychaniem, a niecałą godzinę temu było już na tyle źle, że pomimo jego gadania, że i tak nigdzie nie pojedzie, zadzwoniłam na sto dwanaście. Och, córeczko, nawet nie wiesz, co ja terazczuję.

Ton głosu wskazywał na to, że rodzicielka była w totalnejrozsypce.

Anastazja nie zastanawiała się zatem długo. Szloch matki zawsze działał na niąpobudzająco.

– Jesteś w domu, tak? – zapytała, wkładając ponownie czarnypłaszcz.

Niesforne, długie blond loki, które kiedyś tak bardzo zachwalał Łukasz, opadły na jej okrycie. W odpowiedzi usłyszała jedynie cichemruknięcie.

– W takim razie daj mi chwilę. Zaraz do ciebie przyjdę, dobrze? A ty, mamo, nie płacz. Ojciec na pewno jest w dobrych rękach. Będę u ciebie za kilka minut. Postaraj się uspokoić – poprosiła nakoniec.

Czym prędzej spakowała do torby parę niezbędnych rzeczy, z góry zakładając, że zostanie u matki nanoc.

Nagle wszystkie jej troski i zmartwienia odeszły w zapomnienie. Taka przecież właśnie była zawsze. Oddana, z sercem na dłoni, nawet jeśli chodziło o życie kogoś, kto niegdyś doprowadził ją na skraj załamanianerwowego.

Udając się do matki, marzyła tylko o tym, by ta choć na momentodpoczęła.

***

Nie. To nie może byćprawda.

Helena z irytacją wypisaną na twarzy usiadła na stary, wiklinowy fotel, który niegdyś kupiła sobie na Dzień Matki. Kobieta była zmęczona i równie mocno podenerwowana. Nie tak to przecież miałowyglądać.

Edmund trafił do szpitala. Lekarz, który w asyście sanitariusza przybył do ich domu, wyraźnie stwierdził, że mąż ma zawał. W jednej chwili świat Heleny runął niczym domek zkart.

Historia jej miłości do męża była bowiem jedną z najbardziej niezrozumiałych dla niej spraw. Ilekroć myślała o tym, dlaczego nigdy nie odważyła się postawić na siebie, tylekroć dochodziła do wniosku, że najwidoczniej taki był jej los. Nie na darmo przecież ślubowała niegdyś przed ołtarzem, że zostanie z nim do końcażycia.

Kobieta doskonale wiedziała, że młodzi ludzie, w tym jej córki, zupełnie nie rozumieją takich jak ona – bo jeśli jest problem, to albo trzeba go naprawić, albo odejść. Helena nie potrafiła zrobić żadnej z tych rzeczy, i to przez trzydzieścilat.

To, co czuła do męża, zmieniało się wraz z upływem czasu. Niegdyś szalenie zauroczona, a obecnie trwająca u boku mężczyzny, którego poślubiła. Siedząc i rozmyślając nad przeszłością, z wielkim rozrzewnieniem wyrysowanym na twarzy, przypominała sobie, jak bardzo była zakochana. Och, tak. Kochała Edmunda z całego serca. Przecież początkowo nic nie wskazywało na to, że ten młody, fantastycznie uzdolniony i wysportowany młodzieniec o urodzie modela stanie się zrzędliwym alkoholikiem, który w zamian za kilka złotych na alkohol będzie w stanie sprzedawać zabawki własnychcórek.

Na początku ich wspólnej drogi był kochającym, oddanym mężem, który z niezwykłą dbałością opiekował się żoną. Helena miała wszystko, o czym mogła marzyć w tamtych czasie młodadziewczyna.

Ubrania, dostępne wtedy jedynie dla wąskiego grona, załatwiane po znajomości, to jedna z tych rzeczy, których nigdy jej nie brakowało, co w głębokim PRL-u wcale nie było tak oczywiste jak teraz, kiedy wszystko było na wyciągnięcie ręki. Nie musiała również martwić się o to, co włoży do garnka. Jedną z największych zalet Edmunda była bowiem jego obrotność. Potrafił rozmawiać z ludźmi, a jeszcze lepiej wychodziło mu przekupstwo. Bez wątpienia zatem pierwsze lata ich związku były zgodne i pełne namiętności. Niestety, namiętność ta nie przynosiła zamierzonych rezultatów. Przez wiele długich lat starali się o dziecko, co mocno zaważyło na ich dalszychlosach.

Zrezygnowani, u kresu wytrzymałości, w końcu doczekali się upragnionej informacji. Helena zaszła w ciążę. Przez calutkie dziewięć miesięcy żyła niczym księżniczka, co rusz obsypywana przez wszystkich prezentami czy drobnymi upominkami, a nawet jedzeniem, które matka Edmunda gotowała specjalnie dla niej. Byleby tylko wnusio rósł jak na drożdżach. Bo w to, że Helena urodzi syna, nikt nie wątpił. Po prostu tak miało być ikoniec.

Jakież było zdziwienie, kiedy na świecie pojawiła się Łucja zamiast Adama, bo tak też zamierzali dać na imię pierworodnemu, można sobie jedynie wyobrazić. Edmund rozpił się na dobre, zostawiając żonę zupełniesamą.

Po kilku miesiącach przyszło chwilowe otrzeźwienie. W tym czasie Helena zaszła w drugą ciążę i czuła jeszcze większą presję. Nie była jednak w stanie niczego zmienić. Los ponownie sprawił im uroczą córeczkę, na co Edmund nie miał już sił. Od tamtej pory dał sobie spokój z dalszym płodzeniem dzieci. Równie szybko zgasło w nim uczucie do żony. Córek nie kochał i często dawał to dozrozumienia.

Życie u boku alkoholika, w dodatku takiego, który potrafił spać z siekierą pod poduszką, grożąc, że jeśli tylko Helena go zdenerwuje, to nie zawaha się użyć prowizorycznej broni, nigdy nie było usłane różami. Edmund jako wielki fan czystej wódki, spirytusu oraz bimbru, który pędził co wakacje, stał się tyranem, choć sam nie miał sobie nic dozarzucenia.

Odskocznię od codziennych trosk zawsze dawały jej ukochane córki. Obecnie obie, pomimo tego, że były już dorosłe i każda z nich próbowała ułożyć sobie życie, wciąż były bardzo blisko ze swoją rodzicielką. Na tyle blisko, że Helena nie miała przed nimi żadnychsekretów.

Cieszyła się zatem, że również teraz, w sytuacji, w której nie potrafiła poradzić sobie ze swoimi problemami, nie zostaniesama.

Anastazja właśnie do niej zmierzała, a Łucja, do której także zadzwoniła, obiecała przyjechaćnazajutrz.

Pomimo rosnących w duchu obaw, dotyczących tego, co przyniosą następne dni, pięćdziesięciolatka na chwilę odetchnęła z ulgą. No, przynajmniej, zgodnie z zaleceniem Anastazji, próbowała tozrobić.

Najchętniej byłaby u boku męża, lecz, niestety, z powodu obecnie panującej sytuacji na całym świecie, związanej z groźnym wirusem, nie mogła pojechać do szpitala. Lekarz, który zabierał z domu męża, poinformował ją, aby za godzinę lub nawet, jak stwierdził, troszkę później, zadzwoniła na SOR, by uzyskać informacje o stanie Edmunda. Niepocieszona została zatem w domu i po odbytych rozmowach z córkami oczekiwała chwili, w której skontaktuje się ze szpitalnym oddziałemratunkowym.

Oby wszystko zakończyło się dobrze… – myślała bez przerwy, zastanawiając się nad tym, jak czuje sięmąż.

Pomimo krzywd, które jej wyrządził, wciąż był jedną z najważniejszych osób w jej życiu, nie tylko ze względu na to, że był jej mężem. To właśnie z nim miała dzieci i to z nikim innym jak z Edmundem przeżyła większą część swojego życia. Nie mogła zatem przestać się zamartwiać. Ot, tak już miała, niczym typowa ofiara syndromu sztokholmskiego. Była uzależniona od swojego oprawcy, choć nigdy nie chciała się do tego przyznać, szczególnie przed samąsobą.

Pogodzona ze swoim losem nie potrafiła niczego zmienić. Żyła, choć w jej sercu nieprzerwanie, od wielu, wielu długich lat, tlił się smutek i jeszcze większyżal.

Z rozmyślań wyrwał ją głos Anastazji, która weszła dosalonu.

– O, tutaj jesteś. Dzwoniłam do drzwi, ale chyba nie słyszałaś… Dobry wieczór, mamo. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin… – dodała, a wyraz jej twarzy sugerował, że byłazmieszana.

Zupełnie tak, jakby nie do końca wiedziała, czy powinna w tej sytuacji składać matceżyczenia.

– Dziękuję ci, kochanie. – Helena wyciągnęła dłonie w stronę córki i już po chwili obie, wtulone w siebie, dały upust swoimemocjom.

– Nie płacz, proszę. Masz dzisiajurodziny…

– Gdyby tylko to było takie proste, córeczko… – westchnęła zrezygnowana, skupiając wzrok na wiązance kwiatów, którą otrzymała od Anastazji. – Pięknie pachną, dziękuję – wyznała, próbując w jakikolwiek sposób rozładować panującą w pomieszczeniuatmosferę.

– Głowa do góry. Ojciec jest w dobrych rękach i wszystko na pewno się dobrze skończy… Grunt, że w porę zareagowałaś, wiesz? – Córka starała się dodać jej otuchy, choć Helena doskonale wiedziała, że przychodzi jej to z wielkimtrudem.

– To stało się tak nagle… Och, po prostu nie byłam gotowa… – Kobieta rozkleiła się nadobre.

– Wiem, ale nie jesteś w stanie tego zmienić, mamo. To już się stało. Teraz najważniejsze jest to, aby otrzymał jak najlepszą opiekę. A z racji tego, że trafił do szpitala, właśnie tak będzie. – Córka wciąż obstawała przyswoim.

To właśnie była Anastazja. Zawzięta, pewna swego, ukochana córeczka, której słowa zawsze potrafiły otulić skołatane serce matki. Helena mimowolnie uśmiechnęła się podnosem.

– Może i masz rację… – odpowiedziała, otulając swoją dłonią dłońcórki.

– Na pewno. A poza tym podobno złego diabli nie biorą, co przecież w zasadzie jest faktem, biorąc pod uwagę, że dotychczas, z drobnymi wyjątkami, ojciec miał się całkiemdobrze…

– Toprawda.

Helena nie mogła nie przyznać Anastazji racji. Pomimo częstego picia alkoholu, w dodatku alkoholu marnej jakości, Edmund nie cierpiał na żadnechoroby.

Czasem, jak każdy, miewał sezonowe grypy lub krótkie przeziębienia, lecz nigdy wcześniej nie doskwierało mu nicpoważniejszego.

– Dlatego głowa do góry, mamo. Najgorsze już za tobą… A teraz, zamiast siedzieć tutaj i płakać, może ugotujemy coś dobrego na kolację? Co ty na to? Nie ukrywam, że jestem bardzo głodna. – Anastazja posłała w stronę rodzicielki niewinnyuśmiech.

– Dobrypomysł.

– I zrobię ci herbatkę na uspokojenie. – Przytuliła się do matki na krótką chwilę. – To co, idziemy? Czy może powinnam najpierw pójść dosklepu…?

– Zapraszam do kuchni. Na pewno coś wymyślimy – westchnęła z niekłamaną radościąrodzicielka.

Od niepamiętnych lat kuchnia była jedynym miejscem, w którym zawsze odnajdywała moment spokoju. Uwielbiała gotować i równie mocno lubiła jeść. Poza tym było to najrzadziej odwiedzane przez Edmunda pomieszczenie, co niegdyś było dla niej niezwykłym ułatwieniem. To właśnie tam, na zaledwie kilku metrach kwadratowych, oddawała się swoim myślom i marzeniom. Nie inaczej było również tamtego listopadowego wieczoru, kiedy w towarzystwie córki zajęła się przyrządzaniem ciepłegoposiłku.

***

Na Boga! Gdzie ja jestem? – myślał intensywnie od kilku dobrychchwil.

Edmund nie był zadowolony z tego, co się stało. Bo i jakżeby mógł, skoro nagle, nie wiedzieć czemu, poczuł się źle, a później co? A później wylądował w szpitalu. Do diabła z tymwszystkim.

W starciu z Heleną, sanitariuszem oraz lekarzem nie miał szans. Musiał jechać do szpitala. Zresztą, gdy usłyszał słowa młodego medyka, który stwierdził, że najprawdopodobniej mężczyzna ma zawał, zląkł się potwornie. Dotychczas na nic przecież nie chorował. No dobrze, miał podwyższony cholesterol, czasem cierpiał przez jakiś czas, gdy wcześniej wypił za dużo lub pił przez kilka dni z rzędu, lecz nigdy, poza drobnym wyjątkiem, kiedy to przeciął sobie siekierą palec serdeczny, nie był w szpitalu. Ba, nie odwiedzał nawet lekarzy ani nie robił żadnych rutynowych badań, z wyjątkiem tych, do których zmuszała go Helena. A że jego zdaniem żona wciąż i wciąż przesadzała, nie słuchał jejprzesadnie.

Tego dnia zatem, kiedy zaczął odczuwać, początkowo lekki, ból w klatce piersiowej, nic z tym nie zrobił. Ot, machnął ręką i w kilku krótkich zdaniach wymusił na żonie absolutną ciszę w domu. Pragnął spokoju, a nie jej wiecznego zrzędzenia, dlatego nie miał innegowyjścia.

– Zajmij się wreszcie czymś pożytecznym. Sweter zrób dla mnie na drutach albo nie wiem… Poczytaj te swoje żenujące romanse – odfuknął, gdy ta, widząc niemrawą minę męża, zapytała, czy dobrze się czuje. – A mi daj święty spokój. I nie rób, na Boga, nic w tej kuchni. Od rana tylko wszystko świszczy ibuczy.

– No cóż… – mruknęła pod nosem. – A właśnie chciałam robić pierniki z nowego przepisu odHanki…

– Do świąt zdążysz to zrobić jeszcze z pięćdziesiąt razy, kobieto. – Machnął ręką zrezygnowany i zaczął wycofywać się z kuchni. – Daj mi tylko jakąś pigułę, bo łeb to mi zaraz pęknie od tego wszystkiego. – Przystanął w przedpokoju i rzucił w stronę kobiety kolejne wymownespojrzenie.

Ta błyskawicznie, bez żadnego słowa, wyciągnęła z szafki tabletki, wycisnęła jedną z opakowania, po czym wręczyła ją mężowi wraz ze szklankąwody.

Edmund poczłapał w milczeniu do sypialni, gdzie spędził kolejnegodziny.

W tym czasie jego samopoczucie gwałtownie się pogorszyło i kiedy tylko poczuł, że właściwie sam już nie wie, co mu dolega, nie komentował poczynań żony. Zaniepokojona Helena zadzwoniła bowiem na sto dwanaście i poprosiła o przyjazd karetki. Był zły, cholernie zły, bo nie miał zamiaru użerać się z konowałami, ale nie miał sił, by oponować. Leżał na łóżku, mając wrażenie, że świat wokół niego wiruje. Ponadto czuł na sobie niewyobrażalny ciężar, co najmniej tak, jakby ktoś ważący o wiele więcej od niego usiadł mu na brzuchu i nie chciał zejść. Było mu słabo, chwilami bardzo duszno. Przed samym przyjazdem karetki zupełnie straciłrezon.

– Ja umieram, ja chyba umieram… – majaczył w kółko, wywołując na twarzy żony jeszcze większeprzerażenie.

Po kilkunastu minutach, w czasie których karetka dojechała do domu państwa Dobrodziejskich, Edmund został zabrany. Tamtego momentu, w którym opuszczał dom, naturalnie nie pamiętał. Zbyt silne emocje i niewyobrażalny ból zrobiły przecieżswoje.

Kiedy zatem po kilkunastu godzinach od przyjęcia go w szpitalnym oddziale ratunkowym, zrozumiał, co się właściwie stało, poczuł niemały gniew wobec żony. Pomoc, która została mu udzielona, niewątpliwie zrobiła swoje, dzięki czemu mężczyzna poczuł się dobrze, oczywiście na tyle, na ile było to możliwe w jegosytuacji.

Analizując to, co działo się z nim przez ostatnie godziny, doszedł do wniosku, że to wszystko wina Heleny. Nikt inny przecież nie denerwował go tak bardzo jak ona. Zresztą nikt inny tylko on wytrzymał z nią przez tyle długich lat, a Helena nie była łatwą partnerką, oj, nie. Ba, nie była dobrą osobą. Gdyby nie on, nie miałaby nic, ale gdzieżby ona była mu wdzięczna. Nie potrafiła. Nie cieszyło ją nic, a już szczególnie to, że ma tak wspaniałegomęża.

Obserwując dawnych znajomych, mężczyzna doskonale wiedział, że wiele związków, które niegdyś uchodziły w ich kręgach za wyjątkowo udane, obecnie są jedynie smutnym wspomnieniem. Nie wiedzieć czemu, w obecnych czasach ludzie woleli pozbyć się problemów, niż usiąść nad nimi i zastanowić się nad ich rozwiązaniem. Lepiej przecież było zostawić wszystko za sobą i odejść. On jednak nie potrafił tego zrozumieć. Nie mógłby zostawić żony. Nie dlatego, że wciąż kochał ją szalenie. Jego pobudki były zgoła inne. Dla osób takich jak on złożone obietnice były świętością. A on obiecywał żyć z żoną aż do śmierci i tego zamierzał się trzymać, cokolwiek by siędziało.

Co prawda czasami, w chwilach takich jak ta, kiedy miał czas, by analizować wiele spraw, dopadały go zwątpienie i przeogromna chęć zmian, lecz nauczony doświadczeniem wiedział, że to minie. Znał siebie jak mało kto. Życie z Heleną miało też przecież swoje plusy, a on jako obecnie ponad pięćdziesięcioletni pan marzył jedynie o spokojnym życiu, rutynowym wręcz pożyciu, a kto jak kto, ale Hela była w stanie mu tozagwarantować.

No nic, będę musiał jakoś wytrzymać to wszystko… – westchnął w duchu, patrząc na szpitalne okno, z którego rozprzestrzeniał się wyjątkowo klimatyczny obrazek, ukazujący piękno pobliskiegolasu.

Rozdział trzeci

Tuż po północy, kiedy obie kobiety położyły się do łóżek, Anastazja zaczęła analizować ostatnie godziny. Stres nagromadzony w jej wnętrzu przez cały dzień coraz bardziej dawał jej się we znaki. Była nie tylko zmęczona, ale i mocno zaniepokojona całąsytuacją.

Gdy odwiedziła matkę, coś w niej pękło. Początkowo, kiedy kilkanaście minut wcześniej rozmawiały przez telefon, informację o zawale ojca przyjęła na chłodno. Kiedy jednak zobaczyła matkę i spróbowała postawić się na jej miejscu, poczuła wielkąobawę.

Pocieszające słowa, które co rusz wydobywały się z jej ust, były tym, co sama chciała usłyszeć. Z ojcem na pewno wszystko będzie dobrze. Bo przecież był w szpitalu, a tam, jak doskonale wiadomo, pracują lekarze, fachowcy, znający się na rzeczy. Wierzyła w to, ponieważ nie dopuszczała do siebie innychmyśli.

Bez wątpienia ojciec był dla jej matki całym światem. Zrozumiała to, spojrzawszy jej w oczy, gdy ta drżącym głosem mówiła o swoich obawach dotyczących jego stanuzdrowia.

Niegdyś, kiedy była małym dzieckiem, a później zbuntowaną nastolatką, nie była w stanie pojąć tego, dlaczego rodzicielka kocha kogoś, kto na to nie zasługuje. Ojciec rujnował przecież nie tylko jej świat, lecz także życie własnych córek, które interesowały go tyle conic.

Anastazja niejednokrotnie miała żal do matki o to, że ta wciąż tkwi u jego boku, w czego konsekwencji zmusza zarówno ją, jak i Łucję do życia z tyranem. Żadna z nich nie miała bowiem łatwo. Gdy Edmund wpadał w szał, obrywało się wszystkim, których akurat w tamtej chwili zdołał napotkać na swojej drodze. Najgorszy był jednak wtedy, kiedy miał kaca. Ilość złości, nienawiści i ogólnego obrzydzenia do świata nigdy nie była tak wielka jak w momentach, w których wiedział, że nie popije. Obie córki często były świadkami przerażających kłótni pomiędzy rodzicami, gdy ojciec, szantażując zrozpaczoną matkę, domagał się pieniędzy na alkohol. Ciężko zarobionych pieniędzy, które z pewnością nie powinny zostać przeznaczone na jakiekolwiekużywki.

Pomimo bólu, jaki jej sprawiał, Helena nigdy nie opuściła męża. Ba, nigdy publicznie, nawet w momentach ogromnej złości, nie wypowiadała się źle na jego temat. Przez lata nauczyła się bowiem kłamać. Oszukiwała nie tylko dzieci, lecz przede wszystkim samą siebie, czego Anastazja nie potrafiła zrozumieć, a co często doprowadzało dosprzeczek.

Z czasem jednak, gdy obie córki zaczęły dorastać, zarówno Anastazja, jak i Łucja zrozumiały, że nigdy nie powinny były być takie surowe w ocenianiu własnej matki. To prawda, bywało różnie, lecz nawet wtedy, kiedy doprowadzały ją do łez, nie zostały odtrącone. Zupełnie tak jak ich ojciec. Helena Dobrodziejska była wspaniałą osobą i o takiej matce jak ona z pewnością marzyłowielu.

Któż inny bowiem jak nie ona byłby w stanie udźwignąć tyle cierpienia? Któż inny byłby w stanie kochać, pomimo zadawania duszy kolejnych ran? I któż jak nie ona poświęciłby całą siebie w imię dobrarodziny…?

Kiedy tylko Anastazja zrozumiała tę gorzką prawdę, zmieniła swoje podejście do sprawy o sto osiemdziesiąt stopni. Od tamtej pory nigdy nie oceniała zachowania matki. No, przynajmniej starała się tego nie robić. Bo czasem, niestety, gdy dowiadywała się o kolejnych wybrykach ojca, nie potrafiła nie skomentować sprawy. Bywała ostra i niezwykle bezpośrednia w swoich wypowiedziach. Od czasu do czasu zastanawiała się na głos, jak to możliwe, że rodzicielka wciąż tkwi u boku tego nieszczęśnika, lecz jej złość mijała w szybkim czasie. A to wszystko z miłości domatki.

Tamtego wieczoru, kiedy przyszła do jej domu, bardzo chciała przekazać jej radosną wieść. Matka z pewnością ucieszyłaby się z takich wiadomości. Po raz trzeci zostanie babcią, a bycie babcią było dla niej równie ważne co bycie matką. Anastazja nie chciała już dłużej tego ukrywać. Przecież i tak wszystko z czasem wyszłoby na jaw. Poza tym dalsze ukrywanie takiej nowiny przyczyniłoby się do przykrych komentarzy lub zarzutów o brak zaufania, a tego chciała uniknąć. Bo komu jak komu, ale rodzicielce ufałabezgranicznie.

Niemniej po rozmowie z matką i spędzeniu z nią kilku godzin nie była w stanie tego zrobić. Wieść o zbliżającym się – co prawda powoli, ale jednak – porodzie bardzo by ją ucieszyła, ale informacja o rozstaniu z Łukaszem zdecydowanie nie należałaby donajprzyjemniejszych.

Leżąc w swoim starym pokoju, który obecnie służył jako sypialnia dla potencjalnych gości – a ci przez wzgląd na Edmunda pojawiali się w domu bardzo rzadko – i analizując zaistniałą sytuację, doszła do wniosku, że matce wystarczy już stresu. I choć jej głowa aż eksplodowała od nadmiaru myśli, postanowiła, że tak będzie najlepiej, dopóki ojciec nie wróci dodomu.

Bo kiedy wróci, matka na pewno się uspokoi… – skwitowała w myślach, po raz kolejny rozumiejąc, że spokój może być jedyną rzeczą, która będzie w stanie ją uratować w najbliższymczasie.

***

Poranek był dla niej trudny nie tylko dlatego, że za oknem znowu prószył śnieg, a ten, jak wiadomo, przynosił ze sobą kolejne obowiązki. Kto posiadał dom na wsi, a także dość spore podwórko, ten wiedział, że samo odśnieżenie posesji zajmuje wiele czasu. Szczególnie w taki dzień jak ten, gdy mogłoby się wydawać, że całe to odśnieżanie w ogóle nie ma sensu, wszak za moment i tak wszystko nowo zostanie przykryte lecącym z nieba białym puchem. Na samą myśl o tym, że przyjdzie jej spędzić całe przedpołudnie na zimnym powietrzu, aż się wzdrygnęła. Poczuła się jeszcze bardziej nieswojo, kiedy na drugiej połowie łóżka nie zobaczyła leżącego, jak zazwyczaj, Edmunda. Prawa strona materaca była zimna i pusta. Zupełnie tak jak jej serce przez ostatnielata…

Myśl o braku męża momentalnie sprowadziła ją jednak naziemię.

To nie czas i miejsce na sentymenty – pomyślała, pospiesznie wychodząc z łóżka. – O, matko. Dochodzi dziewiąta rano. Na Boga! Muszę natychmiast zadzwonić do szpitala – dodała w duchu, spoglądając nazegarek.

Dzień wcześniej, gdy wieczorem była już z Anastazją po kolacji, zadzwoniła do szpitala, lecz lekarz, sprawujący wtedy dyżur na oddziale, uspokoił ją i prosił, aby zatelefonowała nazajutrz, po porannym obchodzie, kiedy to będzie mogła uzyskać więcej informacji o stanie zdrowiaEdmunda.

Gdy zapytała, czy ten czuje się lepiej, usłyszała potwierdzenie. Spokojnie zatem spędziła dalszą część wieczoru i nocy w towarzystwiecórki.

Kiedy jednak obudziła się tamtego poranka i dostrzegła puste miejsce w łóżku, które od wielu długich lat dzieliła z mężem, poczuła się naprawdę nieswojo. Czym prędzej zatem udała się do kuchni, w której zostawiła telefon, i zadzwoniła do szpitala, by wypytać o sytuacjęmęża.

– Droga paniHeleno…

Spokojny głos mężczyzny od samego początku rozmowy zadziałał na niąkojąco.

– Nie ukrywam, że najgorsze już za nami. Wczoraj, kiedy pan Edmund trafił na nasz oddział, wykonaliśmy EKG, które wskazało nam cechy OZW z przetrwałym uniesieniem odcinka ST ściany dolnej, dlatego w trybie natychmiastowym wykonaliśmy koronarografię oraz angioplastykę prawej tętnicy wieńcowejz…