Zagubieni - Adriana Rak - ebook + książka

Zagubieni ebook

Adriana Rak

4,0

Opis

Tamara jest dwudziestoczteroletnią samotną matką, mieszkającą w Gdańsku wraz ze swoim ukochanym synkiem oraz rodzicami. Jej ojciec jest alkoholikiem, który skutecznie niszczy porządek rodzinny. Młoda kobieta żyje z dnia na dzień i całą swoją uwagę skupia na wychowywaniu dziecka i pracy w jednym z popularnych marketów. Kiedy pewnego kwietniowego dnia dowiaduje się, że za kilka tygodni straci pracę, cały jej dotychczasowy świat wali się w posadach, bo jest jedyną pracującą osobą w rodzinie. Tamara jest zrozpaczona i nie widzi już żadnej nadziei na lepsze jutro, a przecież jeszcze niedawno miała w głowie tyle ciekawych planów… 

Alexander to trzydziestoletni biznesmen, który z pomocą swoich rodziców wychowuje siedmioletniego syna. Od kilku miesięcy jest dziedzicem ogromnej rodzinnej fortuny, której jego najbliżsi dorobili się na produkcji i sprzedaży mebli. Mężczyzna daje się poznać jako niezwykle przedsiębiorczy rekin biznesu, który z rozwagą zarządza majątkiem. Jedną z jego nowych inwestycji jest budowa polskiej filii ich meblarskiego imperium, która powstanie w Gdańsku — mieście, w którym zazna nie tylko szczęścia w życiu zawodowym, ale także osobistym… 

Ich wspólna historia rozpoczyna się pewnej nocy, kiedy Alexander odpowiada na ogłoszenie Tamary, w którym kobieta opisuje siebie jako chętną do zawarcia znajomości z dojrzałym mężczyzną. Już od pierwszych chwil nawiązują oni ze sobą nić porozumienia, a po kilku kolejnych tygodniach, w czasie których ich kontakt pogłębia się, spostrzegają, że… są sobie przeznaczeni. Jak to jednak bywa w życiu, okrutny los w dość szybkim czasie przypomni im o sobie, serwując coś, na co żadne z nich nie jest gotowe — rozłąkę… 

Zagubieni to kolejna historia w dorobku autorki, pokazująca, że czasem prawdziwa miłość to zbyt mało, aby być ze sobą i wieść szczęśliwe życie…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 229

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (45 ocen)
21
8
11
3
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Kazia1234

Dobrze spędzony czas

polecam
00
Klucha78

Dobrze spędzony czas

Polecam serdecznie
00
Bozena_1952

Dobrze spędzony czas

Polecam ❤️ , bo opisana historia to samo życie i niech każdy znajdzie w tej książce coś dla siebie.
00
Basiaaaa123

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo dobra książka jest pani mistrzynią nie mogłam się oderwać petarda dziękuję ❤️
00
Justyska1995

Nie oderwiesz się od lektury

Powiem Wam, że książka oprócz zwykłego romansu, zawiera niezwykły temat przewodni. Alkoholizm. Niby można, by rzec nic takiego. A jednak. Autorka nie poszła tutaj po łebkach, nakreślając tylko temat. Pokazała nam psychikę dziecka alkoholika, jej małą wiarę w siebie. To, że jak można kochać, szanować, kogoś kto ma w życiu tak pod górkę. Ale i żonę alkoholika, która za nic nie dawała sobie pomóc. Ukrywanie tego, co tak naprawdę dzieje się w takim domu, pokazało, że to się dzieje naprawdę. Może w naszym otoczeniu, być osoba, która na co dzień, nie pokazuje, a za murami własnego domu, żyje z potworem, który dzień po dniu wyniszcza tę osobę. Wyniszcza rodzinę. Zamiast być oparciem, jest balastem. Podobało mi się, że książka zawiera właśnie taki ciężki temat, który nie jest łatwy, ale otwiera trochę oczy. Wiadomo, takiej osobie trzeba pomóc i to autorka starała się nam pokazać. Często też się poddajemy, gdy jednego dnia jest trochę lepiej, ale później jak jest gorzej, też boimy się, wysła...
00

Popularność




Copyright © by Adriana Rak, 2018Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2021All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialnościkarnej.

Redakcja:Aneta Grabowska

Korekta: Angelika Ślusarczyk

Projekt okładki: Marta Lisowska

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Ilustracje wewnątrz książki: copyright © by pngtree.com

Wydanie I - elektroniczne

ISBN 978-83-67024-76-1

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

1. TAMARA

2. ALEXANDER

3. TAMARA

4. ALEXANDER

5. TAMARA

6. TAMARA

7. ALEXANDER

8. TAMARA

9. ALEXANDER

10. TAMARA

11. TAMARA

12. TAMARA

13. ALEXANDER

14. TAMARA

15. ALEXANDER

16. TAMARA

17. TAMARA

18. ALEXANDER

19. TAMARA

20. TAMARA

21. ALEXANDER

22. ALEXANDER

EPILOG - ROK PÓŹNIEJ

PODZIĘKOWANIA

KILKA SŁÓW OD AUTORKI

UWAGA

Dla ciebie, mój synku.Oby nigdy żadna kobieta nie złamała ci serca…

1. TAMARA

– Przykro mi, pani Tamaro, ale nie zmienię swojej decyzji – powiedział beznamiętnym głosem. – Przez ostatnie miesiące zbyt często była pani niedyspozycyjna, zbyt wiele razy zdarzało się pani przynosić zwolnienia lekarskie, już nie wspominając o tych wszystkich spóźnieniach do pracy… Dlatego musi nas pani zrozumieć, nie jesteśmy zainteresowani dalszą współpracą. Umowa kończy się dokładnie za siedemnaście dni, ostatniego dnia miesiąca…

– Jasne, rozumiem – odpowiedziałam temu bezdusznemu robotowi, za jakiego w tamtej chwili miałam swojego kierownika. – Dziękuję – dodałam, wychodząc z jego biura, po czym wróciłam do magazynu, w którym od rana rozpakowywałam towar.

Od prawie dwóch lat pracowałam tutaj. Best Foodbył jednym z tych nowoczesnych marketów, które w swojej ofercie posiadały ekologiczne i nieprzetworzone towary. Kiedy zaczęłam pracę w tym miejscu, sieć akurat wchodziła na polski rynek, a ja byłam jednym z pierwszych pracowników zatrudnionych w sklepie znajdującym się w samym centrum Gdańska – miasta, w którym żyłam od kilkunastu lat wraz ze swoimi rodzicami i synkiem, którego kocham nad życie. I to właśnie przez wzgląd na nich i na to, że byłam jedyną osobą w naszym domu, która posiadała zatrudnienie, nie mogłam stracić tej pracy. Po prostu nie mogłam…

– A niech to wszystko trafi szlag! – wykrzyknęłam sama do siebie, kiedy znalazłam się na hali, pośród wielkich kartonów czekających na rozpakowanie. Po chwili usiadłam obok jednego z nich i zaczęłam płakać, rozmyślając o tym, co teraz będzie. Przecież nie mogłam stracić tej cholernej pracy. Nie teraz, kiedy zostałam całkiem sama, bez jakiegokolwiek wsparcia finansowego…

Arek, mój były oraz ojciec naszego syna Olka, trzy miesiące temu trafił do więzienia. Kryminalną przeszłość posiadał już w momencie, w którym związałam się z nim kilka lat temu, jednakże wtedy, jak i wiele razy później, zapewniał, że to tylko i wyłącznie przeszłość. Jak czas pokazał, kłamał… W perfidny sposób oszukiwał nie tylko mnie, lecz również ludzi, z którymi współpracował na co dzień. Zajmował się kradzieżami oraz włamaniami do domów. I to właśnie podczas jednego z ostatnich włamań do pewnego gdyńskiego domu wpadł wraz ze swoim kolegą i jeszcze tej samej nocy trafił za kratki. Obecnie oczekuje na wyrok sądu. Grozi mu od roku do dziesięciu lat więzienia i sądząc po tym, że nie była to jedyna jego akcja, spodziewam się niemałego wyroku…

Od naszego rozstania minęło już pół roku, jednakże wcześniej mogłam liczyć na jakąkolwiek pomoc z jego strony. Nie zawsze był w stanie pomóc mi finansowo, ale często zabierał do siebie Olka i spędzał z nim czas wtedy, kiedy ja byłam w pracy, a moja matka siedziała w domu z pijanym ojcem. Od trzech miesięcy niestety nie mogłam liczyć na cokolwiek, więc byłam skazana tylko na pomoc mojej mamy. Z racji tego, że mój ojciec nie żałował sobie alkoholu i często popadał w kilkudniowe cugi, moja rodzicielka nie zawsze była w stanie zaopiekować się Oleńkiem i właśnie dlatego tak często brałam wolne w pracy… Nie mogłam przecież pozwolić na to, aby siedziała wraz z małym, przerażonym dzieckiem w jednym pokoju z pijanym facetem. Mój ojciec, największy nieudacznik życiowy, jakiego było mi w życiu dane poznać, nie dopuszczał do jakiejkolwiek sytuacji, w której jego „ukochana” żona, którą potrafił zwyzywać wieloma epitetami w jednym zdaniu, mogłaby opuścić go w chwili, gdy wracał pijany do domu i użalał się nad sobą oraz swoim życiem. Była mu potrzebna jak tlen. Potrzebna do tego, aby go słuchać i przytakiwać, wszak odkąd tylko sięgam pamięcią, obwiniał ją o wszelkie zło.

W ostatnim czasie wielokrotnie chciałam wyprowadzić się z tego cholernego mieszkania. Od ponad piętnastu lat, od chwili, w której przeprowadziliśmy się całą rodziną z jednej z podelbląskich wsi do Gdańska, mieszkamy wciąż w tej samej kamienicy, znajdującej się na ulicy Mickiewicza. Niestety ze względu na brak jakichkolwiek oszczędności na chęciach zawsze się kończyło. Nawet wtedy, kiedy mój młodszy ode mnie i zarazem jedyny brat Tomek udał się do Anglii, proponując mi, abym – tak jak on – rzuciła wszystko i wyjechała. Nie zrobiłam tego, ponieważ nie umiałabym zostawićmatki.

Gdy myślałam o tym, że zostanie całkiem sama i jako jedyna będzie musiała użerać się z ojcem, nie miałam serca, aby ją zostawić. Tym bardziej, że nie była zadowolona z wyjazdu Tomka, więc nawet nie chciałam wiedzieć, jakby się czuła, gdybym i ja ją opuściła…

Mój wspaniały ojciec nie pracował od trzech lat, kiedy to, będąc na jednej z delegacji, spadł z dachu i złamał sobienogę.

Wypadek ten był na tyle poważny, że potrzebne było kilkunastomiesięczne leczenie i późniejsza rehabilitacja. Był to okres, podczas którego przebywał na zasiłkach chorobowych. W tym samym czasie zaczął również pić na umór i to pomimo przyjmowanych leków i zaleceń lekarzy, mówiących o tym, że absolutnie nie powinien był tego robić.

Na domiar tego dwa i pół roku temu zostałam mamą uroczego dzieciątka. Wtedy jeszcze byłam zakochana i pełna nadziei na lepszą przyszłość. I choć wciąż mieszkałam z rodzicami, a z Arkiem spotykałam się tylko kilka razy w tygodniu, czułam się szczęśliwa. Już do końca swoich dni z uśmiechem na ustach będę wspominać pierwsze wspólne chwile spędzone z moimsynkiem…

Jego pierwszy uśmiech, pierwszy wspólny spacer, pierwsze przypadkowe słowa, pierwsze świadome całusy i przytulenia, którymi zresztą do dziś obdarowuje mnie każdegoporanka…

W tamtym czasie mogłam liczyć na pomoc zarówno mojej mamy, która pracowała jako sprzątaczka w szkole, jak i Arka, zakochanego w Olku równie mocno, jak ja. Wszystko jednak zmieniło się tego pechowego dnia, dokładnie trzynastego grudnia… Wtedy moja mama dostała wypowiedzenie z pracy, a ja musiałam wziąć się w garść i zostawić pod jej opieką półrocznedziecko.

Początkowo moja rodzicielka poszukiwała pracy, jednakże każdy odsyłał ją z kwitkiem. Miała sześćdziesiąt trzy lata i żaden potencjalny pracodawca nie był zainteresowany zatrudnieniem starszej pani. Nie miałam zatem żadnego wyjścia. Wbrew swoim wewnętrznym obawom zaczęłam szukać jakiegokolwiek zatrudnienia i tak oto znalazłam się w jednej z agencji pracy, która po kilku dniach skierowała mnie na rozmowę kwalifikacyjną do sklepu Best Food, gdzie już po pierwszej rozmowie i zapewnieniom z mojej strony, że będę uczciwym i dyspozycyjnym pracownikiem, zostałam zatrudniona.

Znalazłam się w tym miejscu, z którym za niespełna trzy tygodnie będę musiała się pożegnać. Raz na zawsze… Zostało mi jedynie siedemnaście dni, a licząc od następnego ranka, to nawet szesnaście… A potem? No właśnie, co będzie potem…? Nawet nie chciałam o tymmyśleć.

Widząc, jak jedna z pracownic, niejaka Amelia Krauze, wchodzi do magazynu, pospiesznie wstałam, ocierając dłonią wciąż płynące z mych oczu łzy. Nie chciałam, aby ktokolwiek znalazł mnie w takim stanie, a już szczególnie ona, kobieta wszechwiedząca i plotkująca na każdy możliwy temat. Zacisnęłam więc zęby i zabrałam się do dalszej pracy.

Po dwóch godzinach nadszedł wyczekiwany koniec i po kilkunastu minutach od wyjścia z marketu znalazłam się na klatce schodowej prowadzącej do mojegomieszkania.

Usłyszałam tam dobrze znany mikrzyk.

– Ty stara szmato! Nawet normalnej zupy nie potrafisz ugotować!

Zajebiście. – Pomyślałam w tym samym czasie.

– No proszę, córeczka wróciła do domu. – Ojciec zaśmiał się, widząc, jak wchodzę do kuchni, w której siedział przy stole. Matka wraz z Olim krzątała się przy lodówce. – Poskarż się jej na wstrętnego męża…

– Zamknij się – powiedziałam, rzucając w jego stronę wrogie spojrzenie. – Chociaż przy dziecku mógłbyś się powstrzymać…

– To dziecko ma ojca kryminalistę, więc niech wie zawczasu, jak wygląda życie… – odrzekł, oblizując się przy tym. – Paskudna ta zupa. Człowiek nawet zjeść nie może normalnie, bo trafiła mu się taka wywłoka, która nie potrafi ugotować normalnegoobiadu.

– I kto to mówi… Największa niedojda w okolicy. – Moje zdenerwowanie wzrastało z każdą kolejną sekundą. Po tylu latach słuchania wciąż tych samych i jakże bezsensownych oskarżeń miałam już serdecznie dość. Temu człowiekowi nie należał się żaden szacunek. Przecież on i tak wiedziałswoje…

– Widzisz, Wanda, jak sobie dzieci wychowałaś? Jedno uciekło od ciebie, a drugie tylko pyskuje. Dobrze, że chociaż tyle umie zrobić, bo szanować to nawet siebie nie potrafi…

– Chodź, córeczko, pójdziemy do waszego pokoju, bo Oluś jest już bardzo zmęczony – odezwała się moja mama, która wciąż stała przy lodówce ze spuszczoną głową.

– Nigdzie stąd nie wychodź! Wanda! Nie pozwalam – wydarł się ojciec, kiedy skierowaliśmy się wraz z moim synem do naszejsypialni.

– Porozmawiamy jutro, córciu. – Matka zatrzymała się przed drzwiami pokoju. – Widzisz, że on i tak nie da mi posiedzieć. Zresztą na pewno jesteś zmęczona, więc uśpij Oleńka, a później weź szybką kąpiel i idź spać. Dobranoc, kochanie – dodała, całując w czoło wnuczka i udała się do kuchni.

Pół godziny później Olek smacznie spał, a ja wzięłam szybki prysznic. Ojciec nadal debatował z matką, a raczej jak zwykle prowadził monolog o tym, jak bezsensowne ma życie i jak głupia jest jego żona.

Kilka lat temu mój brat za pierwsze zarobione pieniądze kupił radio do pokoju, który kiedyś dzieliliśmy. Odbiornik miał za zadanie zagłuszać pijacki bełkot ojca i nawet teraz, po upływie tak wielu lat, idealnie spełniał się w tej roli.

Po skończonej kąpieli wróciłam do pokoju. Usiadłam na fotelu i włączyłam radio, z którego już po kilku sekundach wydobyły się pierwsze dźwięki doskonale znanej mi piosenki.

– Do you need some time… on your own. Do you need some time… all alone…1– śpiewał Axl Rose, a ja nie mogłam się z nim nie zgodzić. Potrzebowałam chwili dla siebie. Tak bardzo chciałam oderwać się choć na moment od swojego życia i spróbować czegoś nowego… Niestety, zarówno o nowym życiu, jak i jakiejkolwiek przygodzie mogłam jedynie pomarzyć, co zresztą robiłam każdej nocy, nim zasnęłam. Ileż to razy w swoich myślach czy snach byłam szczęśliwą żoną i matką kilkorga dzieci… Ile razy prowadziłam życie zupełnie inne niż to, które miałam teraz… Ilekroć nie zasypiałam, myślałam wciąż o tym samym. Byłam jak dziecko pragnące tylko tych kilku najważniejszych rzeczy: bliskości, uwagi i… miłości. Tylko tyle, a zarazem aż tyle…

– Z badań przeprowadzonych przez IMI-MEDIA, firmę zajmującą się badaniem takich zjawisk, coraz więcej osób decyduje się na szukanie swojej miłości w sieci. – Z moich rozmyślań wydobył mnie głos spikera radiowego. – Jak zaznacza Anna Kowalska, szefowa działu badań, problem samotności wciąż się pogłębia, przez co szukamy nowych i prostych rozwiązań, a jednym z nich jest szukanie partnera przez internet. Obecnie w sieci istnieje niezliczona ilość miejsc umożliwiająca szybki kontakt z drugą osobą, a jednym z takich portali jest MeAndYou, platforma, na której w zaledwie kilka sekund możemy założyć konto i rozpocząć łowy. Co zaskakujące, w ostatnich tygodniach niezwykle popularnym trendem jest poszukiwanie tak zwanego sponsora, czyli partnera, który za odpowiednią, umówioną wcześniej kwotę pieniężną lub inne gratyfikacje spotyka się z kobietą, zazwyczajmłodą…

Po wysłuchaniu tych kilku zdań miałam w głowie tylko jedną myśl, dlatego czym prędzej wstałam, wyciągnęłam z szafki mój wysłużony laptop i włączyłam go. Po chwili znalazłam się na stronie wspomnianej przez spikera w audycji i nie zastanawiając się, założyłam na niej własne konto.

Jakie to proste – myślałam, wklepując kolejne zdania w rubryczkę O mnie. Że też wcześniej nie wpadłam na taki pomysł…

Jak każda kobieta żyjąca na tym świecie pragnęłam posiadać mężczyznę. Byłam jedną z tych, które nie miały w głowie żadnego wcześniej wymyślonego ideału. Ot, liczyło się to, aby nigdy mnie nie zawiódł i aby był, po prostu był i trwał przy mnie, bez względu nawszystko…

Czas pokazał, że moje wymagania to zbyt wiele na współczesne realia, o czym gorzko przekonałam się na własnej skórze, wiążąc się z Arkiem. Niestety, czasu nie cofnę, a zresztą nawet nie chciałabym tego zrobić, bo dzięki temu mam największy skarb na świecie – cudowne, wspaniałe dziecko, dla którego jestem w stanie zrobić wszystko. Naprawdę wszystko…

Moja obecna sytuacja i brak pewności siebie sprawiały, że już dawno przestałam wierzyć w prawdziwą miłość, w uczucie, które w bezinteresowny sposób potrafi połączyć kobietę i mężczyznę. Zresztą, w obecnej chwili sama już nie wiedziałam, czy jestem gotowa na jakikolwiek poważnyzwiązek.

Nie mogłam zatem postąpić inaczej. Musiałam to zrobić… Musiałam napisać to cholerne ogłoszenie, od którego w jednej chwili (przez jeden niepozorny e-mail) zmieniło się moje życie.

DrodzyPodglądacze,

nazywam się Tamara (imię prawdziwe) i od kilku minut rozmyślam o tym, co też mogłabym napisać tutaj, aby kogokolwiek zachęcić do przeczytania mojego ogłoszenia.

Myślę jednak, że najprościej będzie napisać prawdę, więc takuczynię.

Jestem dwudziestoczteroletnią kobietą, która poszukuje… sponsora… Mężczyzny, który w zamian za określone wcześniej gratyfikacje pieniężne będzie mógł spędzać ze mną czas.

Warunki możliwe będą do omówienia w wiadomościach prywatnych, jednakże przed wysłaniem jakiejkolwiek wiadomości do mnie, bardzo proszę, abyś odpowiedział sobie na jedno ważne pytanie: czy jesteś na to gotowy? Czy jesteś zdolny do tego, aby związać się z kobietą, tworząc z nią luźną, przyjacielską relację? Jeśli tak, pisz śmiało ;-) Odpowiem na wszystkie poważne oferty.

PS. Załączone zdjęcie także jest prawdziwe i aktualne.

PS2. Proszę tylko o dojrzałe decyzje. Nie szukam seksu ani innych, jednorazowych przygód.

Napisałam pospiesznie, bez jakiejkolwiek większej nadziei. Tyle się przecież słyszało o naciągaczach z internetu, czyhających tylko na naiwne osoby…

Dodałam zatem swoje ogłoszenie i odłożyłam laptopa napółkę.

W tym samym czasie głosy za ścianą ucichły, więc wyłączyłam radio i położyłam się obok Olka. Zamykając oczy, myślałam o tym, jak wspaniałe mogłabym mieć życie, gdybym tylko trafiła na odpowiedniego faceta. Gdzieś przecież na pewno taki istniał… Pytanie tylko, dlaczego wciąż nie udało mi się na niegotrafić…?

1Czy potrzebujesz trochę czasu sama ze sobą? Czy potrzebujesz trochę czasu w samotności? - Cytat pochodzi z piosenki “November rain” zespołu Guns N’Roses.

2. ALEXANDER

– Wszystkie piękne i chętne panie uważajcie: król Alexander Heckmann nadchodzi! – krzyknął radośnie mój polski asystent Dagmar Konieczny, kiedy przekroczyliśmy próg jednego z gdańskich nocnych klubów.

– Król? – Zaśmiałem się, poklepując go po ramieniu. – Jeszcze nikt nigdy nie mianował mnie na tak wysokiestanowisko.

– Król wszystkich kobiecych serc – odparł. Uśmiech wciąż nie schodził mu z twarzy. Pracowaliśmy ze sobą dopiero od dwóch miesięcy, a to wyjście było naszym trzecim wspólnym wypadem, ale ja już zdążyłem polubić tego szaleńca. Był dokładnie taki sam jak ja: żądny przygód i ciekawy wszystkiego, dzięki czemu z łatwością już od pierwszej rozmowy nawiązaliśmy ze sobą świetny kontakt.

– Ja bym raczej powiedział to wprost: król wszystkich cipek – dodał mój starszy brat Gregor, stojący tuż obok mnie, na co posłałem w jego stronę posępne spojrzenie. – No co? – Zaśmiał się, widząc moją reakcję. – Taka jest właśnie prawda, mój drogi. Nie odpuścisz sobie żadnej i jestem święcie przekonany, że tej nocy nie wrócisz sam do hotelu.

I choć poczułem się nieco urażony jego słowami, w głębi duszy wiedziałem, że mój ukochany braciszek ma rację. Uwielbiam towarzystwo pięknych kobiet, a jeszcze bardziej lubię spędzać z nimi czas na osobności. Z wielu powodów nie chciałem jednak z żadną wiązać się na dłużej czy też wdawać się w jakiekolwiek głębsze relacje. Swego czasu zaufałem jednej pięknej, mądrej, niezwykle uzdolnionej i bardzo czarującej kobiecie. Miała na imię Monika, poznaliśmy się na studiach. Od początku ciągnęło nas do siebie na tyle mocno, że już po miesiącu byliśmy razem. Zasadniczo wszystko było w porządku do czasu, kiedy po kilku miesiącach okazało się, że moja dziewczyna jest w ciąży. Gdy przekazała mi tę informację, byłem jednocześnie przerażony i podekscytowany. Posiadanie syna było moim największym życiowym marzeniem i skoro los postanowił obdarować mnie dzieckiem w wieku dwudziestu trzech lat, to przyjąłem tę wiadomość i cieszyłem się, mimo tego, że bałem się potwornie, czy sprawdzę się w roli ojca. Jednakże Monika myślała inaczej. Z marszu oznajmiła mi, że umówiła się już z lekarzem na kolejną wizytę, bo chciała poddać się aborcji. Gdy usłyszałem te słowa, wpadłem w szał. Byłem tak bardzo wściekły, że nie potrafiłem zapanować nad sobą, przez co moja matka straciła kilka cennych pamiątek. Pech chciał, że w chwili, w której Monika przekazała mi te druzgocące wiadomości, przebywaliśmy w jadalni w moim rodzinnym domu. Od kilku lat na jednym z dębowych regałów stało kilka cennych, pamiątkowych kryształów, które swego czasu moja mama dostała w prezencie od swoich rodziców. Niestety tamtego feralnego wieczoru straciła je bezpowrotnie. Cały w nerwach wstałem od stołu i aby dać upust emocjom, wziąłem je do ręki i zniszczyłem, rzucając nimi o podłogę. Dźwięk tłuczonego szkła współgrał z przerażonym wzrokiem wciąż siedzącej przy stoleMoniki.

Gdy wspominam ten wieczór, aż dziw mnie bierze, że wraz z kryształami nie zniszczyłem tego cholernego szklanego stołu, na którym jeszcze kilka dni wcześniej uprawialiśmy namiętny seks. Wtedy jednak już po kilku minutach – wraz z powrotem rodziców do domu – przyszło otrzeźwienie. I w zaledwie kilka godzin ustaliliśmy wszystko.

Nie mogłem dopuścić do tego, aby Monika dokonała aborcji. Wprost nie mieściło mi się to w głowie, tak samo zresztą, jak i moim rodzicom, którzy z przerażeniem słuchali słów Moniki. Moja (wtedy jeszcze moja…) dziewczyna początkowo nie chciała zgodzić się na to, aby donosić ciążę, jednakże z każdą kolejną minutą jej pewność siebie słabła. Być może domyśliła się, że nie odpuszczę i zrobię wszystko, aby urodziła. Na szczęście już po kilku miesiącach zostałem ojcem. I to na pełen etat, bo Monika zrzekła się praw do dziecka, co było dla wszystkich nie lada zaskoczeniem. Gdyby nie moi rodzice, którzy od pierwszych chwil okazali się niesamowitym wsparciem, doprawdy nie wiem, jakbym sobie poradził. Szczególnie na samym początku, kiedy nawet zmiana pieluch była dla mnie kompletną abstrakcją i rzeczą, której nie byłem w stanie poprawnie wykonać. Moja matka przejęła stery nad opieką i wychowaniem swojego ukochanego wnuczka i tak jest do dzisiaj. Jest nie tylko babcią, lecz również matką i przede wszystkim najlepszą przyjaciółką dla mojego siedmioletniego synka.

Od dnia, w którym Monika przyniosła do naszego domu zaledwie trzytygodniowego maluszka i oznajmiła nam, że zrzeka się praw rodzicielskich i wyjeżdża do RPA, aby tam kontynuować swoje studia, nie widziałem jej już nigdy więcej. I mam wielką nadzieję, że już tak zostanie, bo tamtej nocy, kiedy poinformowała mnie o ciąży i jednocześnie o zamiarze dokonania aborcji, przestałem ją kochać. Do tamtej chwili myślałem, że nie da się przestać kochać kogoś od razu, pod wpływem jednej sytuacji. Przecież byłem święcie przekonany, że Monika to kobieta mojego życia i że znam ją jak nikt inny na świecie… O tym, jak bardzo jestem naiwny, dowiedziałem się niebawem. Tamta pamiętna noc sprawiła również, że obiecałem sobie jedno. Już nigdy więcej nie zaufam żadnej kobiecie. Jedyną, którą darzyłem szczerym uczuciem, była moja matka i w tej kwestii nie miałem zamiaru zmieniać niczego. Już nigdy więcej…

Byłem zatem panem swojego życia. Przez ostatnie lata bawiłem się kobietami tak samo, jak Monika mną. Gdy odeszła ode mnie, zostawiając mi maleńkie dziecko, zaczęły dochodzić do mnie informacje, że tak naprawdę nigdy mnie nie kochała. Nasi znajomi, widząc jej zachowanie, postanowili powiedzieć mi prawdę. A ich zdaniem prawda była taka, że Monika była ze mną tylko dla pieniędzy i dlatego, że myślała, iż dzięki mnie i wpływom moich rodziców czekać ją będzie wielka kariera. Nienawidziłem jej więc z całego serca i nienawidzę do dzisiaj. Szczególnie za to, że przez te wszystkie lata ani razu nie próbowała skontaktować się z własnym dzieckiem…

Jak każdy żyjący facet na tym świecie miałem jednak swoje potrzeby i jedną z nich było towarzystwo kobiet. Tak, wiadomo, w jakim celu spotykam się z nimi… To nieuniknione, tym bardziej, że od zawsze lubiłem się dobrze zabawić.

Mój brat miał zatem rację – tej nocy z pewnością nie wrócę sam do hotelu, zwłaszcza że, odkąd tylko przekroczyliśmy próg klubu, zewsząd wyłaniały się same piękności. Za to właśnie kochałem Polskę – za piękne i błyskotliwe kobiety, z którymi spędzenie nocy nie zawsze oznaczało sam seks. Większość z nich uwielbiała rozmawiać, tak samo, jak i ja. Nie wiem, czy jest to standardem, czy najzwyczajniej w świecie w jakiś nieznany mi sposób przyciągałem do siebie takie kobiety, jednakże w żadnym innym kraju na świecie nie spotkałem się z czymś takim, a już szczególnie w Niemczech, gdzie żyję na co dzień wraz z całą moją rodziną.

Po wejściu do klubu skierowaliśmy się do zarezerwowanej wcześniej loży. Dagmar jak zwykle miał nosa. Zajął dla nas najlepsze ze wszystkich możliwych miejsc. Tuż przed naszą lożą był podest, na którym po kilku sekundach pojawiły się tancerki. Zupełnie jakby ze swoim występem czekały na nas.

Wraz z pierwszymi ruchami ponętnych kobiet mój humor poprawił się. Wreszcie, po tylu dniach stresu, który związany był z naszą nową polską lokalizacją, mogłem się wyluzować i pobyć w towarzystwie płci pięknej.

– Widzę, że szykuje się dzisiaj zajebista impreza – powiedział mój brat, patrząc na apetyczny tyłeczek jednej z pań. – O, właśnie dotarło nasze zamówienie – dodał, wymownie spoglądając w oczy kelnerki. – Nieźle sięzapowiada…

I rzeczywiście, impreza była całkiem udana. Już po chwili, kiedy wypiliśmy pierwsze drinki, udaliśmy się na parkiet, a tam czekało na nas całe stado napalonychlasek.

Jedna z nich, niska szatynka o zielonych oczach, szczególnie zwróciła moją uwagę – głównie dlatego, że na pierwszy rzut oka zupełnie nie pasowała do tego miejsca. Piękna nieznajoma była ubrana w czarną sukienkę do kolan, która szczelnie zasłaniała jej biust i plecy. Wyraz jej twarzy jasno pokazywał, że chyba nie do końca jest zadowolona z tego, że jest w takim klubie. Była wyraźnie zdezorientowana, a jej ruchy wyglądały na sztuczne, jakby wymuszone. Na tle innych tańczących i roznegliżowanych kobiet jawiła mi się jako istota z innego świata.

– Hej, zatańczymy? – zapytałem, stając tuż za nią, co chyba nieco ją wystraszyło, bo kiedy usłyszała mój głos, momentalnie wzdrygnęłasię.

– Jeśli chcesz – odpowiedziała, nie patrząc mi nawet w oczy, po czym oboje zaczęliśmy powoli poruszać się w rytm rozpoczynającej się piosenki. Ku mojemu zdziwieniu, już po kilkunastu sekundach, gdy delikatnie położyłem swoją dłoń na jej plecach, piękna nieznajoma zbliżyła się do mnie, po czym wtuliła się w moje ramiona.

– Mogę wiedzieć, jak masz na imię? – zapytałem, chcąc rozładować wciąż napiętą atmosferę panującą między nami.

– Czy to ważne? – odpowiedziałazalotnie.

– Wolałbym wiedzieć, kto tak pięknie pachnie i jak nazywa się właścicielka najseksowniejszego ciała w tym klubie, ale skoro to taka tajemnica, to muszę pozostać w błogiej nieświadomości. – Zaśmiałem się, a mój śmiech udzielił się również mojej partnerce.

– Mam na imięKasia.

– Miło mi, Kasiu – odparłem i przycisnąłem ją do swojego ciała. Patrząc wprost w jej rozanieloną twarz, dotknąłem dłońmi jej pośladków, na co błyskawicznie zareagowała, cicho pojękując w moje ucho, co dało mi jasny sygnał. Byłem gotowy do dalszego działania. – Może miałabyś ochotę wyjść stąd i pojechać do mojego apartamentu? Strasznie tu tłoczno i duszno… – dodałem, a ona przyjęła to z uśmiechem na ustach.

Pół godziny później byliśmy w moim apartamencie. I gdy zostaliśmy całkiem sami, bez ciekawskich oczu stojących z boku, siedząc i delektując się w ciszy szampanem, którego wyciągnąłem z lodówki, moja nowa znajoma rozluźniła się na tyle, że już po kilku minutach leżeliśmy nadzy w moim łóżku i pozostaliśmy w nim aż do świtu…

O poranku obudziłem się z powrotnym bólem głowy, co było dla mnie sporym zaskoczeniem, bo przecież poprzedniej nocy nie wypiłem na tyle dużo, abym teraz musiał cierpieć. Zanim jednak zdążyłem dojść do siebie, przypomniałem sobie o obecności Katarzyny. Odwróciłem się zatem, przekręcając na drugi bok, i jakie było moje zdziwienie, kiedy zamiast śpiącej kobiety zobaczyłem zaścielone, puste miejsce. Wstałem pospiesznie z łóżka i skierowałem się do kuchni. I to właśnie tam ją zobaczyłem, ubraną jedynie w mój czarny T-shirt, stojącą przy kuchennym blacie.

– Dzień dobry – przywitałem się. – Dziękuję ci za to, ale naprawdę nie oczekiwałem od ciebie tego, abyś wstała i zrobiła nam tyle jedzenia – dodałem, patrząc na talerz pełen kanapek i jajecznicę dochodzącą na patelni.

– Och, przepraszam. Nie chciałam cię zezłościć – odpowiedziała i momentalnie posmutniała. – Myślałam, że po tylu nocnych wrażeniach jedyne, o czym będziesz marzył o poranku, to dobre jedzenie… Przepraszam, nie powinnam była się tak panoszyć.

– Nie, to nie tak, że jestem zły. Po prostu… Kobieta gotująca w mojej kuchni to dla mnie nowość. – Chrząknąłem, starając się jakoś wyjść z tej kłopotliwej sytuacji. Przecież to nie była jej wina, że miałem obsesję na punkcie swojej prywatności i nie chciałem, aby z nią czy jakąkolwiek inną kobietą, z którą spotykałem się z wiadomych powodów, łączyło mnie coś więcej aniżeli wspólne chwile spędzone w łóżku. – To co my tutaj mamy dobrego? Och, skąd wiedziałaś, że lubię takie kanapki? – Zaśmiałem się, plotąc to, co ślina przyniosła mi na język. Katarzyna szybko odzyskała dobry humor.

I w tak dobrych nastrojach spędziliśmy tamten poranek, żegnając się czule i obiecując sobie nawzajem, że z pewnością wkrótce się spotkamy, co z mojej strony nie było prawdą, ale nie chciałem jej ponownie urazić. Miałem jednak jedną zasadę: nigdy nie spotykałem się z kobietą więcej niż raz, bo z żadną nie chciałem się angażować w jakąkolwiek poważniejszą relację. Już nigdy więcej nie zamierzałem cierpieć z powodu nieszczęśliwej miłości i miałem wielką nadzieję, że uda mi się wytrwać w tym postanowieniu przez całe moje życie…

Gdy Katarzyna opuściła mój apartament, wróciłem do łóżka i już po chwili zasnąłem. Obudziłem się tuż po osiemnastej i zjadłem resztki naszego śniadania, po czym udałem się do swojego biura i włączyłem znajdujący się na biurkulaptop.

Pomimo tego, że przespałem dobrych kilka godzin, wciąż czułem zmęczenie. Rozsiadłem się zatem wygodnie w moim fotelu i zacząłem odpisywać na służbowe e-maile, których codziennie było tak dużo, że nie zawsze byłem w stanie odpowiedzieć na nie tego samego dnia, a z racji tego, że wczoraj nie miałem czasu na sprawdzenie poczty, takich wiadomości było naprawdęsporo.

Zapowiada się pracowity wieczór – pomyślałem, przeglądając otrzymane maile. Wśród wielu służbowych znalazłem również kilka reklam, a jedna z nich zwróciła moją uwagę. Informowała o portalu randkowym MeAndYou. Swego czasu spędzałem czas na szukaniu tej jednej, jedynej, wymarzonej kobiety właśnie na tego typu stronach. Z ciekawości zajrzałem zatem na ten portal i gdy wyświetliła mi się główna strona, ujrzałem zdjęcie pewnej kobiety, znajdujące się w rubryce Nowi członkowie.

Kliknąłem w jakże wyszukaną nazwę Tamara123 i zacząłemczytać:

DrodzyPodglądacze,

nazywam sięTamara…

Przeczytałem, wpatrując się wciąż w podobno realne zdjęcie autorki tego ogłoszenia i nie myśląc zbyt długo, postanowiłemodpisać.

DrogaTamaro,

wiedz, że urzekło mnie twoje ogłoszenie. Zakładając, że jest ono szczere i prawdziwe, tak jak załączone przez ciebie zdjęcie, chciałbym zapytać, czy ten portal jest miejscem dla takiej kobiety jak ty? Bo coś mi mówi, że znalazłaś się tutaj zupełnie przypadkiem.

PozdrawiamTwój Podglądacz Alexander.

PS. Uśmiechnij się ;-) Masz niezwykle smutne i przejmującespojrzenie…

Napisałem, po czym wysłałem swoją wiadomość. Wciąż jednak wpatrywałem się w ten przygaszony wzrok, pozbawiony jakiejkolwiek radości. Doprawdy, nie mogłem pojąć, dlaczego jego właścicielka znajduje się na tym portalu, pełnym zboczeńców i poszukiwaczy jednorazowych przygód… Kiedy jednak ponownie spojrzałem na listę otrzymanych wiadomości, przestałem zastanawiać się na tym i zająłem się swoimi obowiązkami, bo przecież to wychodziło mi najlepiej. I cokolwiek miało by się nie dziać, praca zawsze będzie dla mnie najważniejsza. Oczywiście poza moim synem, za którym mimowolnie tęskniłem, żywiąc nadzieję, że już za kilka dni, kiedy domknę wszelkie sprawy w Polsce, wyjadę z nim na długie wakacje. Tego właśnie pragnąłemnajbardziej.

3. TAMARA

Masz niezwykle smutne i przejmujące spojrzenie…

– Brawa dla ciebie, geniuszu, za odkrycie prawdy – powiedziałam kąśliwie, czytając te słowa.

Spośród kilkudziesięciu innych wiadomości jedynie ta nadawała się do tego, abym przeczytała ją w całości, poświęcając na to kilka jakże cennych sekund mojego życia. Reszta spamu, bo właśnie tym były pozostałe wiadomości, nie była warta mojej uwagi, bowiem we wszystkich anonsach chodziło tylko o jedno – o seks oczywiście, czego ja, jak zresztą wyraźnie zaznaczyłam w swoim ogłoszeniu, nie szukałam. Jednakże, kiedy przeglądałam swoją skrzynkę odbiorczą, zrozumiałam, że ten portal nie jest odpowiednim miejscem dla mnie ani dla żadnej szanującej się kobiety. Okej, może gdzieś na świecie istnieją ludzie, którzy poznali się dzięki takim portalom i obecnie wiodą szczęśliwe życie, ale ja, patrząc na te wszystkie obrzydliwe, niemające żadnego sensu wiadomości nie mogłam myśleć inaczej. Zresztą, mogłam spodziewać się tego wcześniej i w ogóle nie zakładać tegokonta…

Wiadomość od niejakiego Alexandra była jedyną normalną odpowiedzią i właśnie dlatego, choć tak naprawdę sama nie wiedziałam po co, odpisałam mu. A jeszcze chwilę wcześniej myślałam o usunięciu konta… Coś mi jednak mówiło, że powinnamodpisać.

Drogi PodglądaczuAlexandrze,

dziękuję za twoją troskę i obawę o to, czy rzeczywiście ten portal jest miejscem dla takiej kobiety jak ja. Notabene, sama nie wiem, co dokładnie masz na myśli, używając słów „takiej kobiety jak ty” – przecież nie znasz mnie, więc skąd te wnioski…? Zresztąnieważne.

W odpowiedzi na twoją wiadomość chciałabym cię poinformować, że od kilku lat jestem dorosłą kobietą, która doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co i dlaczego robi ;-)

Pewnej nocy, będąc pod wpływem emocji, założyłam to konto, licząc w duchu na to, że i ja (tak jak i rzekomo tysiące innych osób na świecie) właśnie tutaj znajdę swoją drugą połówkę. Z przykrością jednak stwierdzam, pomimo otrzymania ponad stu wiadomości, że moje oczekiwania były na wyrost – z pewnością nie znajdę tutaj swojego księcia na białym koniu ;-) A szkoda, bo zawsze chciałam poczuć się jak prawdziwa księżniczka… ;-)

Dziękuję za twoją (jedyną normalną spośród całego „spamu”) wiadomość i życzę wszystkiegonajlepszego,

Tamara.

Odpisałam i wylogowałam się z portalu, po czym położyłam się do łóżka. Mijający dzień był kolejną katastrofą. Wieść o moim zwolnieniu rozeszła się błyskawicznie, poprzez co stałam się obiektem skupiającym na sobie uwagę wszystkich pozostałych pracowników. Część z nich, na czele z Amelią Krauze, jawnie cieszyła się z decyzji naszego kierownika, a pozostali, w tym pani Jadzia, jedna z nielicznych pracownic sklepu, z którą od samego początku udało mi się złapać doskonały kontakt, wyrażała swoje niezadowolenie. Poza tym pani Jadzia, znająca moją obecną sytuację życiową, szczerze obawiała się tego, czy i jak poradzę sobie bez pracy.

– Kochana, jak na ciebie patrzę, to nie umiem inaczej – mówiła, ocierając łzy z oczu, kiedy prosiłam ją, by przestała płakać. – Ja rozumiem, że każdy chce jak najlepiej i wymaga od swoich pracowników ciągłej dyspozycyjności, ale w twoim przypadku należałoby okazać zrozumienie i jakoś inaczej to wszystko rozegrać… Sama nie wiem… Mam ochotę oddać ci swoje miejsce. – Łkała, co rusz ocierając łzychusteczką.

– Pani Jadziu, niech pani nawet tak nie myśli… Sądzę, że pani ta praca jest potrzebna, może nawet bardziej niż mnie… Pani syn jest niepełnosprawny, a mąż właśnie stracił zatrudnienie. Poza tym ja jestem młoda, dam sobie radę… – mówiłam, wpatrując się w zatroskaną kobietę. – Zresztą, to bez znaczenia, kto i jaką ma sytuację. Widocznie tak miało być, pani Jadziu, że stracę tę pracę, muszę się pogodzić z tym wszystkim…

Wiedziałam, że cokolwiek by się nie działo, dam radę. Taka już przecież byłam – silna, choć nigdy nie wierzyłam w siebie i często użalałam się nad swoim życiem.

Tym bardziej w takie dni jak ten, kiedy sterana po pracy, z głową pełną niezbyt przyjemnych myśli, wracam do domu, a tam, tak jak i poprzedniego dnia, ojciec siedzi pijany przed telewizorem i dyryguje zrozpaczoną matką próbującą zabawiać Oleńka. W takich chwilach, kiedy widziałam mojego syna patrzącego na pijanego dziadka i niejako zmuszonego przeze mnie do tego, aby spędzać z nim całe dnie, nienawidziłam samej siebie. Mój syn, tak jak i każde dziecko, zasłużył na to, aby wychowywać się w spokojnym domu, pełnym miłości, a w obecnej sytuacji to było niemożliwe, bo przecież całe dnie przebywał z babcią i oboje byli skazani na obecność tego okropnego ochlejtusa.

– O, widzę, że ktoś tutaj świetnie się bawi – powiedziałam kąśliwie, wchodząc do mieszkania. – Szkoda tylko, że my nie jesteśmy w takim dobrym humorze – dodałam, patrząc wymownie na matkę.

– A co sobie będę żałował – odpowiedział rozbawiony ojciec, nie przerywając oglądania.

– A podanie o pracę złożyłeś? – zapytałam, choć doskonale znałam odpowiedzieć. Na pewno nigdzie nie poszedł, mimo tego, że o poranku obiecywał na wszystkie świętości, że pójdzie do wskazanej przeze mnie agencji pracy i złoży swojeCV.

– Jak wyszłaś z domu, to tak się źle poczułem, że aż zostałem w domu – drwił sobie dalej, nie odrywając wzroku od jednego z tych durnych talent show, w którym tak naprawdę zwracało się uwagę na wszystko poza talentem. – Dobrze, że chociaż na chlanie piwa miałeś siły i czas…

– Oj, na to zawsze jestem w pełnigotowy.

– Jak tam w pracy? – wtrąciła po chwili matka. – Pewnie jesteś bardzo zmęczona. Idź do kuchni i zjedz sobie, w garnku znajdziesz zupę, a w lodówce odłożyłam dla ciebie porcję spaghetti.

Bez żadnego sprzeciwu, chcąc jak najszybciej zjeść, umyć się i położyć w łóżku, udałam się do kuchni, gdzie odgrzałam sobie jedzenie. Po kilku minutach i szybkim prysznicu byłam z Olkiem już w naszym pokoju, gdzie syn zaledwie po przeczytaniu jednej krótkiej bajki zasnął w moich ramionach, a ja właśnie wtedy włączyłam laptop i przejrzałam swoją elektroniczną pocztę. Po odpisaniu na wiadomość niejakiego Alexandra (a odpisałam mu głównie ze względu na jego imię…) leżałam i wpatrywałam się w okno, za którym rozprzestrzeniał się widok na okolicę. W oddali słychać było jeżdżące tramwaje i ten monotonny, na co dzień denerwujący dźwięk, który akurat w tej chwili koił moje nerwy.

Tamtej nocy moja głowa była pełna myśli. Nadal nie wiedziałam, jak powiedzieć matce, że właśnie straciłam pracę. Z pewnością biedaczka przejmie się tym na tyle, że nie będzie w stanie, tak ja i ja, myśleć o niczym innym. Znałam ją doskonale i wiedziałam, że pod tym względem jesteśmy identyczne – ciągłe rozmyślania to dla niej chleb powszedni. Miała wystarczająco dużo zmartwień, a u boku niewdzięcznego małżonka, któremu jak widać, wciąż nigdzie się nie spieszyło, a już szczególnie do pracy, dlatego nie miałabym serca katować jej kolejną złą wiadomością. Postanowiłam więc, że moją utratę pracy będę trzymała w sekrecie tak długo, jak będzie to możliwe. Tym bardziej, że liczyłam na to, że w najbliższym czasie znajdę jakiekolwiek sensowne zatrudnienie. W ciągu kilku najbliższych dni z pewnością udam się do dobrze znanej mi agencji i rozważę każdą z możliwych ofert, taki przynajmniej miałam plan…

Rozmyślając o nadchodzącej przyszłości, zasnęłam i obudziłam się nazajutrz z samego rana, czując na sobie rączki mojego wciąż wtulonego we mnie synka. To właśnie za to – za tę poranną bliskość i ten niezwykły, nieporównywalny do niczego innego widok śpiącego dziecka – kochałam macierzyństwo, chociaż bycie matką zupełnie odbiegało od tego wizerunku, który często kreowany jest przez media. Ilekroć widziałam, czy to w reklamach, czy w jakimś programie, matkę ubraną w nieskazitelnie czyste ciuchy, dumnie kroczącą u boku swoich dzieci, z wielkim uśmiechem na ustach, tylekroć zastanawiałam się, jakim cudem takie kobiety dają sobie radę w życiu. Bo w to, że takie istnieją naprawdę, nie wątpiłam, wszak wciąż wierzyłam w prawdziwą miłość i szczęście, jakiego można zaznać u boku drugiej osoby. Mimowolnie w takich chwilach zazdrościłam tym wszystkim idealnym matkom nie tylko ich życia, lecz właśnie bliskości ukochanego partnera, w czym doszukiwałam się powodzenia w ich życiu.

Leżąc i patrząc na beztroskiego, śpiącego Oleńka, zastanawiałam się nad tym, co nieprzerwanie trapiło mnie od dnia, w którym zerwałam z Arkiem, tracąc przy okazji siły do dalszego życia w jakimkolwiek związku.

Czy kiedykolwiek dane mi będzie zasmakować szczęścia u boku innego mężczyzny? Czy będę w stanie zagwarantować mojemu dziecku takie życie, o jakim zawsze marzyłam? Czy w czasach, w których naszą atrakcyjność wyznaczają lajki na Facebooku i Instagramie, uda mi się znaleźć mężczyznę, który zwiąże się ze mną, pomimo moich wad i tego, że mam dziecko? – zastanawiałam się, nie odrywając wzroku odsyna.

To oczywiste, że Olek nigdy nie stanowił dla mnie żadnego problemu i wedle własnej oceny wciąż w głębi duszy wierzyłam w to, że w oczach innych mężczyzn jestem na tyle atrakcyjną kobietą, iż warto zwrócić na mnie uwagę. Ja i Olek stanowiliśmy nierozłączny pakiet i tak pozostanie już na zawsze.

Nocne i poranne rozmyślania wprawiły mnie w dość dobry nastrój. Niestety, kilka minut później, kiedy oboje z Oleńkiem, który w międzyczasie zdążył się już obudzić i obsypać mnie porannymi buziakami, udaliśmy się do kuchni, na widok pijanego ojca zrzedła mi mina, a mój dobry humor ulotnił się niczym kamfora. Na zegarze wybiła dziewiąta rano, a mój wspaniały ojczulek był wyraźnie wstawiony. W takich chwilach zawsze zastanawiałam się, skąd on na to picie bierze pieniądze, bo przecież nie zarabiał ani grosza… Wiedziałam jednak, że w tym wszystkim poniekąd winna jest moja mama, która pomimo tego, że wiedziała, iż nie jest to mądre posunięcie, dawała mu drobne kwoty, które ten w całości przeznaczał na zakup alkoholu. Poza tym tacy ludzie jak on zawsze znajdowali sposób na szybki i łatwy zarobek lub darmowe chlanie na umór z przypadkowymi osobami u boku…

– No widzę, że nie zwalniasz tempa – krzyknęłam, rzucając w jego stronę posępne spojrzenie. – Dziewiąta rano, a ty już bełkoczesz i ledwo stoisz na nogach. Szkoda, że akurat dzisiaj nie odwiedziła nas pani Wiola i nie zobaczyła, w jaki sposób ten biedny, schorowany staruszek spędza poranki – dodałam, wspominając o jednej z pracownic Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, która odwiedzała nasze mieszkanie co jakiś czas.

Kilka lat temu psycholog szkolny, widząc mnie i mojego brata po kilkudniowej libacji ojca, po której wróciliśmy do szkoły, wyciągnęła z nas całą prawdę i z pomocą wspomnianej pani Wioli założyła ojcu tak zwaną Niebieską Kartę, dzięki której byliśmy pod stałą obserwacją osób zajmujących się niesieniem pomocy rodzinom takim jak nasza. Przez tyle lat w zachowaniu naszego ojca nie zaszły żadne większe zmiany, a już z pewnością żadne pozytywne, dlatego też pani Wioletta odwiedzała nas co jakiś czas, notując w swoim starym, wysłużonym notesie wszystko to, co jej mówiliśmy, i to, co sama była w stanie zaobserwować podczas tych kilku krótkich chwil spędzonych w naszym mieszkaniu.

– Ha, ha. – Zaśmiał się. – Wy to tylko byście chciały się mnie pozbyć i żyć w luksusach.

– W końcu mówisz dorzeczy!

– Ale złego diabli nie biorą – dodała cicho moja mama i czym prędzej wyszła z kuchni, zabierając ze sobą Oleńka, a ja, wykorzystując tę sytuację, zrobiłam dla naszej trójki szybkie śniadanie i również udałam się do salonu, nie chcąc dłużej patrzeć na tę pijacką mordę.

– No nic, ja muszę się już zbierać. O jedenastej powinnam być w pracy. – Po skończonym śniadaniu i kilkunastu minutach spędzonych na zabawie z synem musiałam zbierać się do pracy, chociaż najchętniej zostałabym w domu z Oleńkiem i zamknęła się z nim w pokoju. Niestety, musiałam wyjść i pójść do sklepu, w którym pracowałam, bo nie mogłam dopuścić do tego, aby moi najbliżsi pozostali bez jakichkolwiek pieniędzy. Tym bardziej, że wkrótce zostanę bezpracy…

I na szczęście, ku mej ogromnej radości, osiem godzin, które musiałam spędzić w sklepie, minęło zaskakująco szybko, głównie ze względu na to, że niemalże przez cały dzień rozpakowywaliśmy dostarczony towar. Praca była niezwykle męcząca, ale dzięki temu, że każdy z pracowników odpowiadał za rozpakowanie konkretnego produktu i ułożenie go nie tylko na magazynowych półkach, ale i tych znajdujących się na głównej, sprzedażowej hali, każdy z nas zajęty był sobą, co sprawiło, że nikt nie miał czasu plotkować na mój temat.

Gdy tuż przed dwudziestą pierwszą wróciłam do domu, ojciec spał w najlepsze, co tylko spotęgowało mój względnie stabilny nastrój. Dodatkowo, kiedy weszłam do sypialni, ujrzałam śpiącego syna, dzięki czemu miałam czas tylko dla siebie.

Zasiadłam więc do laptopa z chęcią usunięcia konta na portalu MeAndYou. Właśnie taki plan – chęć usunięcia tego konta – chodził za mną przez cały dzień i po kilkunastogodzinnych rozmyślaniach postanowiłam, że to zrobię. Nie było przecież sensu w posiadaniu czegoś, co i tak nie przyniesie mi żadnych korzyści, a już z pewnością nie sprawi, że poznam kogoś godnego uwagi. Po włączeniu laptopa kliknęłam w ikonkę przeglądarki i już po kilku sekundach zalogowałam się na portalu, gdzie w skrzynce odbiorczej czekało na mnie łącznie trzydzieści nowych wiadomości, w tym jedna od rzekomegoAlexandra.

Tamaro,

dziękuję za szczerość. Zresztą tego właśnie spodziewałem się w odpowiedzi – szczerości i humoru, nie pytaj, proszę, skąd to wiem, bo przyznam szczerze, że… sam nie wiem… ;-) Po prostu – kiedy pierwszy raz ujrzałem twoje zdjęcie, wiedziałem, że mam do czynienia z kimś szczególnie godnym uwagi i czytając twoją nową wiadomość, cieszę się, że zdecydowałem się napisać do ciebie.

Ja też, tak samo jak i ty, dałem się niegdyś omamić sile reklamy tego portalu i chciałem być, tak jak tysiące innych osób, szczęśliwie zakochany, znajdując tutaj kobietę swojego życia. Szybko zrozumiałem, że marzenia to jedno, a prawdziwe życie to już zupełnie inna historia, niemająca nic wspólnego z takimi miejscami jak to… ;-)

Dziękuję ci również za miłe słowa i cieszę się, że jako jedyny napisałem, jak sama to nazwałaś, normalną wiadomość ;-) Czyżby dzięki temu wróciła do ciebie wiara w istnienie normalnych mężczyzn? Jeśli tak, to wspaniale – bo właśnie taki jestem na codzień…

Spokojnej nocy, Tamaro.

Wciąż czekam na twójuśmiech.

Zpozdrowieniami,Alexander

PS. Zawsze chciałem być rycerzem, który pewnego dnia, przyjeżdżając na białym koniu, odwiedzi pewną piękną księżniczkę…

PS2. W takim przypadku odwiedziny te z pewnością skończyłyby sięporwaniem…

Przeczytałam, śmiejąc się w duchu. Wiadomość Alexandra, a już szczególnie jej zakończenie sprawiło, że na mojej twarzy wreszcie pojawił się dawno niewidziany uśmiech.

– No dobrze, panie Alexandrze, to właśnie z uśmiechem na ustach odpiszę na twoją wiadomość – powiedziałam na głos, zabierając się do pisania i kiedy po chwili przeczytałam to, co ten uroczy nieznajomy miał dostać w odpowiedzi, uśmiechnęłam się ponownie.

Za moment znalazłam się w swoim wygodnym łóżku, wzięłam do ręki jedną z książek, które niedawno (z ciężkim bólem serca) kupiłam sobie w jednym z supermarketów i zaczęłam czytać, zanurzając się w cudowny świat bohaterów. Świat pełen namiętności i gorących uczuć – czyli dokładnie taki, o jakim wciąż skrycie marzyłam…