Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Dziesięć lat temu ukazała się w Polsce pierwsza książka Reginy Brett Bóg nigdy nie mruga. Szybko podbiła serca czytelników. Nasz kraj pokochał autorkę za jej pełne optymizmu i otuchy słowa, za wielką empatię i otwartość, za wyjątkową charyzmę i autentyczność. Dziś – gdy rzeczywistość wokół nas tak bardzo się zmieniła – Regina powraca z nowym zbiorem felietonów, by w swoim niepowtarzalnym stylu przypomnieć nam, co w życiu jest naprawdę ważne; by znów obudzić nadzieję i dzielić się swoim przesłaniem.
*
Pięćdziesiąt nowych lekcji. Pięćdziesiąt wskazówek. Bóg nigdy nie mruga 2 to niezwykłe nawiązanie do międzynarodowego bestsellera sprzed dekady. Świat przez ten czas nie stał w miejscu, a w ostatnich latach boleśnie nas wszystkich doświadcza.
Nowy zbiór felietonów uwielbianej pisarki i dziennikarki przypomina, że nawet w najtrudniejszych i najbardziej mrocznych chwilach nie warto tracić nadziei. Regina podpowiada, jak rozwiązywać życiowe łamigłówki i jak iść przez życie, by mimo trudności w pełni się nim cieszyć. Przekonuje, że najlepszą odpowiedzią na wszystko jest miłość.
Regina Brett jak zawsze wzrusza i wywołuje uśmiech, dodaje otuchy i otwiera oczy, stawiając pytania, obok których nie da się przejść obojętnie. I wciąż wierzy, że Bóg nigdy nie mruga.
Pamiętacie to proste hasło z pierwszej książki Reginy? „Życie jest dobre”. Naprawdę takie jest.
*
Mam nadzieję, że na każdej stronie mojej nowej książki poczujecie się zrozumiani, usłyszani i zobaczeni, i kochani mocniej niż kiedykolwiek dotąd – Regina Brett
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 288
Tytuł oryginału God Never Blinked. 50 Lessons for Life’s Biggest Detours
Copyright © 2022 Regina Brett. All rights reserved.
PrzekładOlga SiaraPaweł Podmiotko
Redaktor prowadzącaMaria Brzozowska
Redakcja i korektaMagdalena Pazura, Katarzyna Zegadło-Gałecka, Joanna Rozmus
Projekt okładki, składTomasz Brzozowski
Konwersja do wersji elektronicznej Aleksandra Pieńkosz
Grafika na okładcespadochroniarz: Ron and Joe / Shutterstock.comżółta karteczka: kharlamova_lv / Depositphotos.com
Copyright © for this editionInsignis Media, Kraków 2022Wszelkie prawa zastrzeżone
ISBN pełnej wersji 978-83-67323-60-4
Autorka dziękuje za możliwość skorzystania z cytatów ze swoich poprzednich felietonów.
Felietony, które pierwotnie ukazały się w „Plain Dealer”, zostały przedrukowane za zgodą Plain Dealer Publishing Co. „Plain Dealer” posiada prawa autorskie do felietonów Reginy Brett napisanych w latach 2000–2012. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Felietony, które pierwotnie ukazały się w „Beacon Journal”, zostały przedrukowane za zgodą Beacon Journal Publishing Co. Inc. „Beacon Journal” posiada prawa autorskie do felietonów Reginy Brett napisanych w latach 1994–2000. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dane niektórych osób opisanych w książce zostały zmienione w celu ochrony ich prywatności.
Insignis Media ul. Lubicz 17D/21–22, 31-503 Kraków tel. +48 (12) 636 01 [email protected], www.insignis.pl
facebook.com/Wydawnictwo.Insignis
twitter.com/insignis_media (@insignis_media)
instagram.com/insignis_media (@insignis_media)
tiktok.com/insignis_media (@insignis_media)
Dla Ashera, Ainsley i River –moich źródeł radości
Moja pierwsza książka, Bóg nigdy nie mruga, ukazała się w Polsce dziesięć lat temu.
Znalazłam wtedy swój drugi dom.
Przyjęliście moją książkę i mnie do waszych serc, a to na zawsze odmieniło moje życie. Dziękuję, dziękuję, dziękuję.
Odbyłam cztery trasy autorskie po Polsce. Moja poprzednia wizyta w waszym kraju w 2018 roku była prawdziwym świętem. Ostatniej nocy w warszawskiej księgarni tłoczyło się ponad czterystu czytelników. Czułam się jak na ogromnym zjeździe rodzinnym. Nie mogliśmy się ze sobą rozstać!
Każde spotkanie w Warszawie, Białymstoku, Katowicach, Łodzi, Wrocławiu, Poznaniu, Gdańsku, Rzeszowie, Szczecinie, Lublinie, Kielcach, Krakowie, Toruniu i Bydgoszczy było dla mnie chwilą świętości. Ludzie dzielili się ze mną radościami i smutkami, opowiadali o swoich problemach i o tym, jak się z nimi uporali. W księgarniach zbierały się osoby wszelkich płci i orientacji, w różnym wieku.
Przez minioną dekadę doświadczyliśmy tak wielu zmian. Szczególnie obfitowały w nie ostatnie dwa lata. Wybuchła pandemia. Rosja dokonała inwazji na Ukrainę. Wojna pochłonęła już tysiące ofiar, a miliony osób zmusiła do emigracji. Dodajmy do tego rosnący problem przemocy z użyciem broni, kryzys klimatyczny i przywódców politycznych, którzy jeszcze pogłębiają podziały społeczne, odbierając nam nadzieję w kwestiach aborcji, praw osób homoseksualnych czy kontroli nad sprzedażą i posiadaniem broni palnej.
Mimo to nadal uważam, że Bóg nigdy nie mruga.
Naprawdę w to wierzę.
Dziesięć lat temu moja książka dodała otuchy czytelnikom na całym świecie. Została przełożona na dwadzieścia dwa języki.
Teraz zdecydowałam się napisać drugą część.
Ten nowy zbiór felietonów powstał w tym samym duchu miłości, aby znów poruszyć serca. Starałam się nawiązywać do pięćdziesięciu oryginalnych lekcji, spojrzeć na nie świeżym okiem albo rozszerzyć ich zakres, żeby odpowiadały czasom, w których żyjemy, i znów natchnęły was nadzieją.
Zawarłam tu zupełnie nowe lekcje i opowieści, zachowując jednak duchowe przesłanie tekstów sprzed dekady. Na każdej stronie znajdziecie inspirujące historie o ludziach, którzy stanęli w obliczu mniejszych lub większych wyzwań i mimo wszystko zdołali zbudować dla siebie życie, jakiego pragną. Dzielę się również własnymi doświadczeniami, swoją siłą, nadzieją i poczuciem humoru.
Choć są dni, kiedy można odnieść wrażenie, że wokół nas panuje chaos, to czasy, w których żyjemy, naprawdę mają w sobie coś magicznego. Świat nie stanął w miejscu, tylko brutalnie wyrwał nas ze snu.
A teraz, gdy już nie śpimy, pora na decyzję: co dalej?
To nasz moment prawdy. Mamy przed sobą wyzwanie – ty, ja, my wszyscy.
Wszechświat zesłał nam tę chwilę.
Co z nią zrobimy?
Jak chcemy być pamiętani, kiedy to wszystko się skończy? Jakie historie będziemy opowiadać dzieciom i wnukom? I jakie historie oni będą opowiadać o nas?
Jak potraktujemy naszych małżonków, nasze dzieci, naszych rodziców? Jak podejdziemy do najsłabszych, którzy z trudem radzą sobie nawet w najlepszych czasach? Jak przyjmiemy uchodźców, którzy trafiają na nasze granice, marząc o nowym domu? Jakimi okażemy się ludźmi?
Mam nadzieję, że ta książka pomoże wam podążać drogą miłości.
Mam nadzieję, że na każdej stronie poczujecie się zrozumiani, usłyszani, zauważeni i kochani bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Uściski!
Życie wręczyło ci zwycięski los. Wykorzystaj go
Bez pracy nie ma kołaczy.
Nie ma róży bez kolców.
Nie ma tęczy bez deszczu.
To nie tylko wyświechtane slogany z plakatów motywacyjnych. To głębokie prawdy, którymi warto się kierować.
Zbyt często pragniemy wyeliminować z życia to, co wydaje nam się nieprzyjemne. Drobnostki takie jak deszcz czy kolce na łodydze róży. I większe przeszkody: niepomyślną diagnozę, rozwód, chorobę. Błagamy, żeby los nam ich oszczędził.
Tkwiąc w chaosie codzienności, nie rozumiesz sensu tych trudnych wydarzeń. Dopiero gdy nabierzesz do nich dystansu, z perspektywy czasu, w lusterku wstecznym życia możesz dostrzec przenikającą je magię i uświadomić sobie, jak bardzo cię odmieniły.
Tak jest z chorobą nowotworową. Nikt nie chce jej doświadczyć. Pustoszy życie każdego, kogo dotyka.
W 1998 roku wykryto u mnie raka piersi. Początkowo nie potrafisz myśleć o niczym innym. Po zakończeniu leczenia ostrożnie uczysz się na nowo ufać swojemu ciału. To wymaga czasu. Udaje ci się osiągnąć granicę pięciu lat od diagnozy i wreszcie oddychasz z ulgą. Potem upływa od niej dekada, a w końcu druga – dostajesz czas, o którym nie śmiałaś nawet marzyć.
Myślisz wtedy: jaka szkoda, że nie miałam pojęcia, ile jeszcze przede mną. Wtedy nie wylałabym tylu łez i nie zamartwiałabym się niepotrzebnie. Ale może też nie doceniałabym tak każdej chwili.
Dlatego co roku hucznie obchodzę 19 lutego, moją „racznicę”. Teraz jest dla mnie czymś radosnym. Już nie kojarzy mi się źle.
Dzień, w którym odebrałam wynik badania histopatologicznego, stał się cezurą w mojej biografii, punktem zwrotnym dzielącym ją na dwie ery: przed rakiem i po raku.
Kiedy w 1998 roku znalazłam pod palcami guzek w prawej piersi, poczułam się tak, jakbym odkryła w swoim ciele odbezpieczony granat. Bałam się, że eksplozja zabije mnie i zasypie odłamkami wszystkich, których kocham.
Ale przeżyłam. I wciąż żyję. A 19 lutego corocznie jest dla mnie świętem nowej szansy. Dostałam szansę na dalsze życie. Dostałam szansę, by być tutaj. To jak kolejne urodziny, które będę obchodzić już zawsze.
Poza lutym potrafię tygodniami i miesiącami nie myśleć o raku, dopóki nie zostanie zdiagnozowany ktoś znajomy. Któregoś dnia dostajesz maila, takiego jak ja otrzymałam od mojej przyjaciółki Danielle. Nosił tytuł: „Chyba uratowałaś mi życie”. Danielle Wiggins, prezenterka telewizyjna porannego programu GO! w stacji WKYC w Cleveland, wzięła sobie do serca moje zrzędzenie i dzięki regularnym samobadaniu piersi znalazła u siebie guzek.
Choć ja raka widzę już tylko w lusterku wstecznym, pamięć o chorobie wciąż pomaga mi wspierać innych. Trzymam w portfelu swoje zdjęcie z łysą głową, by przypominać sobie, że dostałam dodatkowy czas na Ziemi po to, żeby służyć bliźnim.
Nieustannie przypominam ludziom: jeśli masz piersi, możesz dostać raka piersi. Ta choroba nie zna pojęcia dyskryminacji. Co roku zabija kobiety na całym świecie: stare i młode, o jasnym i ciemnym kolorze skóry, Żydówki, gojki i muzułmanki, bogate, biedne i średnio zamożne.
Niektórzy mają już dość tego tematu. Drażnią ich różowe wstążki i medialna wrzawa wokół raka piersi, bo innym śmiertelnym chorobom nowotworowym – trzustki, okrężnicy czy płuca – nie poświęca się tyle uwagi. Moi przyjaciele i krewni umierali na różne rodzaje nowotworów: mózgu, przełyku i okrężnicy, na białaczkę i chłoniaki. Ta choroba jest do bani bez względu na to, który organ zaatakuje.
Jednak mnie wybrał rak piersi, więc robię, co w mojej mocy, by pomagać innym jego ofiarom. Upatrzył sobie też pięć z moich kuzynek, które stoczyły z nim zdecydowaną walkę i zwyciężyły. Wszystkie przeszłyśmy podwójną mastektomię, żeby móc dalej żyć.
Żadna z nas nie została amazonką z własnej woli. Tak wielu problemów wolelibyśmy w życiu uniknąć – w szczególności choroby nowotworowej. Ale ja już nie myślę o niej z niechęcią. Rak mnie ukształtował – dosłownie. Mówię o sobie, że jestem płaska, piękna i przebojowa!
Życie rozdaje karty – mnie przypadł rak, który okazał się darem dla innych. Gdy po chemioterapii wypadły mi włosy, nie chciałam paradować z łysą głową. Kupiłam drogą perukę, ale salon fryzjerski, który miał ją dla mnie wymodelować, spartaczył robotę.
Wyglądałam, jakby na głowie zdechło mi zwierzątko futerkowe.
Dziś potrafię się z tego śmiać, a peruka służy moim wnukom jako przebranie na Halloween – wnukom, o których nie śmiałam nawet marzyć w momencie, gdy nie wiedziałam, ile zostało mi czasu.
Wtedy jednak na widok zniszczonej peruki wpadłam w rozpacz. Ostatecznie chodziłam z łysą głową, najczęściej w czapeczce baseballowej.
Wiele lat później przemawiałam w ośrodku wsparcia dla chorych onkologicznie w stanie Indiana. Przypominał nasz lokalny ośrodek The Gathering Place w Cleveland, tyle że miał salon z darmowymi perukami dla wszystkich potrzebujących.
Darmowe peruki?! Wow.
Obfotografowałam go ze wszystkich stron i wysłałam zdjęcia Eileen Saffran, założycielce The Gathering Place. Dzięki pomocy darczyńców i personelu u nas również pojawiły się bezpłatne peruki. Obecnie podobne salony działają w obu filiach ośrodka oraz w MetroHealth Cancer Center w Cleveland.
Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jakie to ważne, dopóki nie zabrałam Danielle do The Gathering Place, żeby pokazać jej salon z perukami. Zapomniałam, że nazwano go na moją cześć – wciąż nie mogę w to uwierzyć.
Danielle ma dopiero czterdzieści lat. Ja byłam o rok starsza, kiedy poznałam diagnozę. Opisywałam swoje doświadczenia w felietonach, a Danielle dzieliła się swoimi w programie telewizyjnym, który prowadzi. Zaprosiła mnie tam, żebyśmy razem mogły ratować życie innym.
Wiele osób nie chce, żeby definiowała je choroba nowotworowa. Odsuwają od siebie ten temat i nigdy o nim nie rozmawiają. W porządku. Ja jednak patrzę na to w ten sposób: w loterii życia wylosowałam raka. Nie chciałam na niego trafić, ale teraz, gdy ktoś inny wyciąga ten sam los, ja podnoszę własny. Zachorowałam i wciąż żyję. Wszystkim nie jestem w stanie pomóc, lecz niektórych mogę wesprzeć.
Być może twój los to choroba Parkinsona, alzheimer mamy albo autyzm syna. A może przypadły ci w udziale zaburzenia afektywne dwubiegunowe, depresja czy alkoholizm.
W prawdziwej loterii większość losów przegrywa. Sprawdzasz numery i z rozczarowaniem wyrzucasz los do śmieci. Ale w loterii życia twój los może przysłużyć się innym, a wtedy wszyscy wygrywają.
Właśnie dlatego gdy dostałam od Danielle kartkę z podziękowaniami, z koperty wypadł też plik losów na loterię.
Bez względu na to, co zostało albo zostanie nam dane, zawsze znajdzie się tam coś, czego nie chcemy. Coś, czego sami byśmy nie wybrali. Coś, czym powinniśmy podzielić się ze światem, żeby służyć innym.
Przyjaciele ze wspólnoty AA nauczyli mnie pięknej obietnicy, która pozwala obrócić własną niechlubną przeszłość w błogosławieństwo dla kogoś innego: „Nie będziemy żałować przeszłości ani zatrzaskiwać za nią drzwi”*.
Danielle właśnie otworzyła je na oścież dla wielu kobiet, szczególnie z czarnoskórej społeczności, w której współczynniki umieralności na nowotwory są wyższe.
Wyobraź sobie, co mogłoby się wydarzyć, gdyby wszyscy otworzyli te drzwi.
Każdy człowiek dostał jakiś los w loterii życia. Wykorzystaj swój.
Niech przyniesie komuś wygraną.
* Jeśli nie podano autora przekładu cytatu, pochodzi on od tłumaczy niniejszej książki (przyp. tłum.).
Kiedy zalewa cię fala emocji, złap oddech, pomódl się i ruszaj dalej
Policzek wymierzony podczas ceremonii wręczenia Oscarów widziało szesnaście milionów ludzi.
Kiedy komik Chris Rock zakpił z łysej głowy Jady Pinkett Smith, jej mąż Will Smith poderwał się ze swojego miejsca i wbiegł na scenę. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, spoliczkował komika z takim impetem, że głowa Rocka odskoczyła w tył.
Każdy z nas miewa chwile słabości – na szczęście nie są one transmitowane na żywo na całym świecie! Zwykle pokazujemy się od najgorszej strony zdecydowanie mniej licznej publiczności, najczęściej złożonej z naszych współpracowników, członków rodziny lub przyjaciół.
Dzieje się to, gdy słyszysz nieuprzejmy lub złośliwy komentarz, krytykę twoich kompetencji zawodowych czy metod wychowawczych. Albo gdy życie niespodziewanie stawia przed tobą jakąś przeszkodę: przebitą oponę, mandat za przekroczenie prędkości, minutę spóźnienia na pociąg. Coś nie układa się zgodnie z twoimi oczekiwaniami, więc tracisz panowanie nad sobą.
To może być błahostka: zepsute ksero, plama na nowej kanapie, literówka w tekście. Ale małe problemy mogą wywołać wielkie emocje.
Kiedy któreś z moich wnucząt jest zdenerwowane, moja córka mówi: „Widzę, że to budzi w tobie wielkie emocje”. Nie ocenia dzieci za to, że płaczą, krzyczą albo rozpaczają. Zamiast podnosić głos, mówi wtedy ciszej i nazywa targające nimi uczucia.
Silnymi emocjami mogą być strach, stres, wstyd, gniew, wściekłość, smutek czy rozczarowanie.
Przyjaciele ze wspólnoty AA nauczyli mnie, jak sobie z nimi radzić. Korzystają z książki Dwanaście kroków i dwanaście tradycji, w której napisano: „W okresach emocjonalnych zawirowań albo niezdecydowania zawsze możemy zatrzymać się w biegu, uspokoić myśli i wypowiedzieć w ciszy te proste słowa: »Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić. Odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić. I mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego. Bądź wola twoja, nie moja«”.
Dzięki temu przed podjęciem decyzji daję sobie chwilę na zastanowienie, modlitwę i konsultacje z Bogiem, szczególnie gdy czuję się zestresowana, przytłoczona albo pełna wątpliwości. Jeśli sama nie wiem, co powinnam myśleć, powiedzieć czy zrobić, Bóg podsunie mi właściwą odpowiedź.
Innym wspaniałym nauczycielem jest ocalały z Holocaustu psychiatra Viktor Frankl. Nie miał żadnego wpływu na to, co naziści zrobią z nim i jego rodziną w obozie koncentracyjnym, ale tylko od niego zależało, jak na to zareaguje. Jego książkę Człowiek w poszukiwaniu sensu kupiłam w księgarni Muzeum Auschwitz-Birkenau w Polsce. Podejście Frankla można podsumować następująco: zawsze masz możliwość wyboru, jak postąpisz. Pomiędzy bodźcem a reakcją na niego jest bowiem przestrzeń, która pozwala nam na wybór. Od tego, jak zareagujemy, zależy nasz rozwój i nasza wolność.
Dla mnie najważniejsze jest poszerzanie tej przestrzeni, w której mogę stawiać sobie nowe wyzwania i zmieniać siebie. Jak to zrobić? Poniżej kilka metod.
Odczekaj trzy dni
Czasem możesz stworzyć spory bufor między tobą a bieżącymi wydarzeniami. Moja przyjaciółka Jill żartuje, że zawsze daje sobie trzy dni na ochłonięcie, zanim zareaguje na cokolwiek – zwłaszcza na kłótnię rodzinną.
Jeśli odczekasz z reakcją trzy dni, możesz uświadomić sobie, że w zasadzie to, co zaszło, to nie twoja sprawa i sama się ona rozstrzygnie. A niekiedy te trzy dni pozwalają ci zareagować z godnością.
Zwolennicy zaostrzenia amerykańskiego prawa lobbują za obowiązkowym odroczeniem dostawy broni o trzy dni od momentu złożenia zamówienia. Wyobraźmy sobie, że ktoś w przypływie furii zamawia pistolet, żeby wyrządzić krzywdę innej osobie. Dzięki takiemu rozwiązaniu do czasu dostarczenia broni emocje zdążą opaść.
Kiedy kupujesz dom, otrzymujesz ostateczną wersję dokumentów na trzy dni przed planowanym podpisaniem umowy, żebyś mógł dokładnie zapoznać się z jej warunkami i wszystkimi kosztami. Masz czas, by przetrawić te informacje, zanim podejmiesz tak poważne zobowiązanie.
Panuje dość powszechne przekonanie, że kiedy poznasz kogoś interesującego, warto odczekać trzy dni przed ponownym kontaktem. Jeśli napiszesz albo zadzwonisz szybciej, wydasz się nachalny lub zdesperowany. Weź namiary na tę osobę, ale nie korzystaj z nich przez trzy dni. Pozwól, żeby pierwszy zawrót głowy minął. Wtedy będziesz mógł zaangażować się w tę znajomość całym sobą, kierując się przede wszystkim rozsądkiem, zamiast zdawać się tylko na uczucia i hormony.
Sama stosuję tę zasadę przed większymi wydatkami. Jeśli cena przekracza sto dolarów, a ja mogę odroczyć decyzję, robię to. Po trzech dniach namysłu często rezygnuję z zakupu.
Odczekaj dziewięćdziesiąt sekund
Półtorej minuty wydaje się wiecznością, kiedy twoje ciało zalewa fala adrenaliny z jednoznacznym komunikatem: „ZRÓB COŚ!”. Ale ta dziewięćdziesięciosekundowa pauza to bezcenny czas na BRAK reakcji.
Uwielbiam książkę Tajemnica zdrowego mózgu doktor Jill Bolte Taylor, specjalistki od anatomii mózgu z dyplomem Uniwersytetu Harvarda. Autorka pisze, że wystarczy półtorej minuty, aby rozpoznać emocję i pozwolić jej zgasnąć. Kiedy poczujesz strach albo stres, przerwij wszystko na dziewięćdziesiąt sekund, żeby poziom adrenaliny w twoim ciele zdążył opaść.
Kiedy doświadczasz drażniącego bodźca zewnętrznego, uruchamia to w tobie efekt neurologiczny nazywany przez Taylor regułą dziewięćdziesięciu sekund. Twój organizm zalewają wówczas substancje chemiczne, które stawiają go na baczność, jakby wył w nim alarm samochodowy. Upływa około dziewięćdziesięciu sekund, zanim ten hałas ucichnie, a związki odpowiedzialne za wyzwolenie emocji ulegną całkowitej neutralizacji w twoim mózgu i całym twoim ciele.
Często słyszymy, że ktoś poczuł nagły „przypływ adrenaliny”. Ona rzeczywiście płynie w naszych żyłach, ale tylko przez jakieś dziewięćdziesiąt sekund – później znika.
Ważne jest, co zrobisz w tym krótkim czasie, żeby nie zapętlić się w emocjach, które nie służą ani tobie, ani innym.
Zamiast skupiać się na bieżącym problemie, spróbuj nabrać do niego dystansu. Obserwuj. Zauważaj. Obudź w sobie ciekawość.
Możesz nastawić minutnik w telefonie na dziewięćdziesiąt sekund i oddychając możliwie najwolniej i najgłębiej, patrzeć, jak cyfry przeskakują na ekranie.
Możesz powtarzać sobie uspokajającą mantrę, na przykład: „Wszystko dobrze. Wszystko dobrze. Wszystko dobrze”.
Możesz odmówić Psalm 23, Modlitwę o pogodę ducha, Ojcze nasz albo kilka Zdrowaś Mario.
Możesz zadać sobie pytanie: „Czego wymaga ode mnie ta chwila?”.
To niesamowite, z jaką łagodnością można odpowiadać na życiowe wyzwania, kiedy postanowimy nie reagować odruchowo.
Dwuminutowe ostrzeżenie
National Football League, czyli największa zawodowa liga futbolu amerykańskiego, spopularyzowała zwyczaj znany jako „dwuminutowe ostrzeżenie”. W każdej połowie meczu sędziowie przerywają grę i informują obie drużyny, że na zegarze zostały jeszcze tylko dwie minuty. Dzięki temu gracze mogą strategicznie zaplanować swoje ostatnie akcje.
Wielu rodziców posługuje się tą metodą, by zakomunikować dzieciom, że pora kończyć zabawę. Moja córka oznajmia: „Dwuminutowe ostrzeżenie!”, kiedy któreś z jej trojga dzieci musi zaraz wyjść na zajęcia piłki nożnej, wziąć prysznic albo biec do szkoły. Nikt nie może się skarżyć: „Nie wiedziałem, że to już!” ani „Nic nie mówiłaś!”.
Na mnie też to działa. Zerkam na zegar i mówię sobie: „Regino, za dwie minuty wylogowujesz się z Facebooka”. W ten sposób tracę mniej czasu na oglądanie filmików o kotach. I nie jest to wielkie wyrzeczenie.
Bezcenna chwila
„Daj mi chwilę”.
Często słyszę to zdanie. Ludzie potrzebują momentu spokoju, żeby ogarnąć umysłem i sercem słowa, które właśnie padły, albo sytuację, której byli świadkami.
„Minuta to chwila z uchwytami”. Nie znam autora tych słów, ale wizja uchwytnej chwili bardzo mi się podoba.
Któregoś roku w Dzień Matki córka poprosiła, żebym zarezerwowała sobie czas na wspólną kolację. Dawniej to było moje święto, ale odkąd urodziła dzieci, sama znalazła się w centrum uwagi. I słusznie. Ja nie potrzebuję żadnych szczególnych obchodów. Każdego dnia najwspanialszym prezentem jest dla mnie miłość do córki i wnucząt.
Zrobiło mi się jednak miło na myśl o kolacji tylko we dwie. Tego samego dnia spotkaliśmy się na meczu piłkarskim, a zięć wspomniał mimochodem, że wybiera się wieczorem na koncert.
„A kto pilnuje dzieci?” – zdziwiłam się. Zakładałam, że zostanie z nimi, bo my przecież wychodzimy.
I nagle dotarło do mnie, że to on wychodzi, nie my. Źle zrozumiałam zaproszenie córki. Chciała przyrządzić coś w domu dla mnie i dla dzieciaków. A mnie spodobałby się ten pomysł, gdybym wcześniej nie fantazjowała na temat naszego spotkania tylko we dwie.
Trybiki w moim umyśle zaczęły obracać się z zawrotną prędkością. Jak mogłam tak się pomylić? Nie wpadłam w otchłań wstydu z dzieciństwa, chociaż byłam blisko. Potrzebowałam chwili, by pozbierać myśli i pogodzić się z tym, że wieczór będzie wyglądał inaczej, niż sądziłam.
Gdy ja próbowałam poukładać sobie to wszystko w głowie, córka i zięć ułożyli plany na nowo. Najwyraźniej zauważyli moje rozczarowanie. „Miło mi będzie zjeść u was” – powtarzałam, ale urządzili wszystko tak, żeby córka mogła jednak zaprosić mnie na kolację do restauracji. Tym razem chwila nie wystarczyła mi na opanowanie emocji – przede mną jeszcze dużo pracy.
Jak przed każdym z nas, prawda?
Nie pozwól nienawiści rozgościć się w twoim sercu i w twoim domu
Tęczowe flagi powiewają śmielej na całym świecie po tym, jak Carl Nassib jako pierwszy czynny gracz National Football League ogłosił, że jest gejem.
Przez sto jeden lat historii NFL homoseksualizm był tematem tabu, zanim tę zmowę milczenia przerwał jeden 59-sekundowy instagramowy filmik, na którym zawodnik z pozorną swobodą dokonał coming outu.
Grający w obronie drużyny Las Vegas Raiders Carl Nassib spojrzał w obiektyw i zaczął: „Chciałbym wykorzystać ten moment, żeby powiedzieć wam, że jestem gejem”.
Potem dodał: „Jestem dość skryty, więc liczę, że zrozumiecie, że nie chodzi mi o zwrócenie na siebie uwagi. Uważam po prostu, że reprezentatywność i widoczność są bardzo ważne. Właściwie to mam nadzieję, że kiedyś takie filmy i cały proces coming outu staną się niepotrzebne, ale zanim to nastąpi, będę robił, co w mojej mocy, żeby kształtować kulturę akceptacji i empatii”.
Następnie ogłosił, że przekazuje sto tysięcy dolarów na konto fundacji, której celem jest zapobieganie samobójstwom młodzieży ze społeczności LGBTQ+ w Ameryce.
Brzmiało to wszystko bardzo prosto, ale w pewnym momencie przyznał, jak trudno przychodzi mu wydać to krótkie oświadczenie: „Niestety, odwlekałem tę chwilę przez ostatnich piętnaście lat”.
Piętnaście lat zbierał się, żeby nagrać ten niespełna jednominutowy filmik.
Nassib miał wtedy dwadzieścia osiem lat i wyrzucał sobie, że od trzynastego roku życia milczał na temat swojej orientacji. Stereotypowy gej nie wygląda zazwyczaj jak dwumetrowy futbolista amerykański, ważący ponad sto dwadzieścia kilogramów.
Właśnie dlatego tęczowe flagi, Miesiąc Dumy i wspieranie społeczności osób nieheteronormatywnych mają tak duże znaczenie. Geje i lesbijki to ludzie wszelkich kształtów, rozmiarów, ras i religii, o różnego rodzaju talentach, pasjach i doświadczeniach życiowych.
Swoim wyznaniem Nassib przełamał stereotypy dotyczące jednej z najbardziej demonstracyjnie męskich dyscyplin sportowych w Ameryce. Trudno być jawnym gejem, kiedy wiele osób uznaje to za słabość, wadę albo jakiegoś rodzaju grzech.
Jak dużym wyzwaniem może być dla sportowca przyznanie się do orientacji homoseksualnej?
W 2013 roku Jason Collins, środkowy w lidze NBA, powiedział w wywiadzie dla magazynu „Sports Illustrated”, że jest gejem. W tamtym momencie był dopiero drugim otwarcie homoseksualnym zawodnikiem zawodowej ligi sportowej w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie.
W artykule Collins stwierdził: „Ciągle się bałem, że palnę jakieś głupstwo. Źle sypiam. Zawsze miałem z tym problemy. Jednak za każdym razem, gdy dzielę się z kimś moją prawdą, czuję się silniejszy i łatwiej mi zasnąć. Utrzymywanie tak wielkiej tajemnicy pochłania ogromne pokłady energii. Cierpiałem latami i zadawałem sobie wiele trudu, by żyć w kłamstwie. Byłem pewny, że jeśli ktokolwiek się dowie, kim jestem, cały mój świat się zawali. A jednak gdy przyznałem się do mojej orientacji seksualnej, po raz pierwszy w życiu poczułem się w pełni sobą”.
Nassib ma za sobą pięć sezonów w trzech drużynach NFL – grał też w naszym lokalnym zespole Cleveland Browns. Kiedy wyznał, że jest gejem, niektórzy skwitowali to krótko: „A kogo to obchodzi? Po prostu graj w futbol”.
Tych ludzi nie wyparli się rodzice zawstydzeni orientacją swojego dziecka. W szkole nikt się z nich nie wyśmiewał, nie dręczył ich ani nie wykazywał wobec nich agresji. Nie zostali odrzuceni przez własny kościół, a nieznajomi nie skazali ich na wieczne potępienie za to, kogo kochają.
Kiedy Nassib dokonał coming outu, prezydent Joe Biden napisał na Twitterze: „Twoja odwaga napawa mnie dumą. Dzięki tobie mnóstwo dzieci na całym świecie zobaczyło się dziś w nowym świetle”.
Wsparcie okazała mu też ikona tenisa Billie Jean King w swoim tweecie: „To takie ważne, żeby żyć autentycznie”.
Żyć autentycznie.
Każdy powinien mieć do tego prawo.
Żyjemy autentycznie wtedy, gdy w pełni akceptujemy i kochamy samych siebie – tak jak mój przyjaciel Roger.
Nie wiedziałam, że jest gejem, dopóki kilka lat temu nie opublikował na Facebooku zdjęć swojego męża. Podobnie jak ja, Roger pochodził z Ravenny, małego miasteczka w stanie Ohio, i ukończył wydział dziennikarstwa na Uniwersytecie Stanowym w Kent. Pracował dla lokalnego dziennika „Record Courier” w Ravennie, najpierw jako reporter, później na stanowisku redaktora.
Na swoim facebookowym profilu Roger Di Paolo opisał się w następujący sposób: „Szczęśliwy emeryt. Psi tata. Dostarczyciel cudów”.
Rzeczywiście, obficie obdarzał nas cudami. Roger był artystą. Pisarzem. Poetą. Fotografem. Dziennikarzem. Tatą. Mężem. Przyjacielem. Działaczem. Historykiem lokalnym. Prawdziwym skarbem dla swojej społeczności.
A przy tym był gejem.
Jego syn stał dumnie obok trumny, podczas gdy mąż Rogera dziękował serdecznie wszystkim żałobnikom za przybycie na to ostatnie pożegnanie.
Na widok tęczowej flagi udrapowanej na trumnie zaparło mi dech w piersiach. Wyglądało to tak, jakby otulili nią Rogera do snu, jeszcze raz świętując to, kim był.
Poczułam wtedy wdzięczność za każdego Carla Nassiba, który żyje autentycznie na oczach całego świata, wiedząc, że warto ujawnić swoją orientację seksualną, by inni nie czuli się w obowiązku ukrywać własnej. Tak wielu ludzi tkwi uwięzionych w ciele, które nie pasuje do ich duszy.
Wiem, wiem, kiedyś wszystko wydawało się jasne jak słońce: on, ona, jemu, jej, oni. I nagle w języku angielskim ten ostatni zaimek nabrał zupełnie nowego znaczenia. A może nigdy nie było to takie oczywiste dla tych wszystkich, którzy skrywali swoją prawdziwą tożsamość za murem bólu i wstydu.
Ostatnio słyszę o wielu ludziach w moim wieku (czyli nie pierwszej młodości!) mających problem z określaniem zaimkiem „oni” osoby, do której nie pasuje „on” ani „ona”.
Sama zetknęłam się z tą kwestią dzięki mojej bratanicy. Przed wizytą u nas poprosiła, żebyśmy zwracali się do towarzyszącej jej osoby zaimkiem „oni”, bo nie identyfikuje się z żadną płcią. Początkowo miałam problem, by ogarnąć tę prośbę rozumem, ale kiedy poznałam tego człowieka, moje serce pojęło ją bez trudu.
„»Oni« wskazuje na liczbę mnogą” – narzekają moi znajomi boomerzy. „To dezorientująca praktyka i błąd gramatyczny” – przekonują.
Ale zaimki „on” i „ona” są dezorientujące i błędne dla wielu osób nieodnajdujących się w ciele, w którym przyszły na świat.
Znam ludzi, którzy wyśmiewali to, że złoty medalista olimpijski Bruce Jenner okazał się Caitlyn Jenner. W 1976 roku Caitlyn (jeszcze w ciele Bruce’a) zwyciężyła w dziesięcioboju lekkoatletycznym, a jej (czy też jego) wizerunek trafił na pudełko płatków śniadaniowych Wheaties. W 2015 roku dokonała coming outu jako transkobieta.
Wiele osób podziwiało jej odwagę. Inne ją wyśmiały.
Nie ja. Mam bliską przyjaciółkę, której syn jest po tranzycji płciowej. Ten proces był skomplikowany dla całej rodziny. Moja przyjaciółka, osoba niezwykle otwarta i pełna współczucia, musiała opłakać stratę córki, jednocześnie ciesząc się tym, że zyskuje syna. Po prostu potrzebowała czasu, żeby przetrawić tę zmianę.
Sama wciąż uczę się poprawnie używać zwrotów takich jak binarność, cispłciowość i transpłciowość oraz znaczenia skrótowca LGBTQ+. Trzeba się przyzwyczaić do zmian językowych, ale warto zapłacić tę cenę, jeśli przyczynimy się do stworzenia świata, w którym inni ludzie poczują się kochani i akceptowani takimi, jacy są.
Dawniej, gdy rodziło się dziecko, ktoś oznajmiał gromko: „Chłopiec!” albo „Dziewczynka!”.
Później pojawiła się moda na przyjęcia, na których ujawnia się płeć nienarodzonego potomka. Pewna rodzina zorganizowała z tej okazji pokaz fajerwerków, wywołując ogromny pożar. Wydaje nam się, że wszystko jest takie jasne: czarno-białe, męskie i żeńskie.
Ale nie jest. I nigdy nie było.
Ze łzami w oczach oglądałam serial telewizyjny Pose, w którym transpłciowi aktorzy grają postaci odrzucone przez rodzinę.
Dziś niektóre stany i samorządy miejskie pozwalają zaznaczyć na dokumencie tożsamości nie tylko M (male) dla mężczyzny czy F (female) dla kobiety, lecz także X.
Redaktorzy słownika Merriam-Webster poszli z duchem czasu i w 2019 roku dodali nową definicję zaimka „oni”. Teraz może się on również odnosić do „pojedynczej osoby o niebinarnej tożsamości płciowej”.
Ruch Anonimowych Alkoholików, powołany w Akron w stanie Ohio w 1935 roku, w swojej preambule ogłosił się „wspólnotą mężczyzn i kobiet”. Teraz jest „wspólnotą ludzi” – preambułę zaktualizowano w 2021 roku.
Któregoś dnia oglądałam z wnukami odcinek serialu Klub opiekunek na Netfliksie. Kilkunastoletnia babysitterka Mary Anne je w nim podwieczorek z dzieckiem o imieniu Bailey. W pewnym momencie Bailey zalewa herbatą swój strój księżniczki i musi się przebrać.
Mary Anne otwiera szafę pełną chłopięcych ubrań.
„To moje stare ciuchy” – rzuca Bailey, a potem pokazuje opiekunce komodę z dziewczęcymi strojami.
Przyjaciółka Mary Anne wyjaśnia jej później:
„Gdyby ktoś zmuszał cię, żebyś robiła wszystko lewą ręką, czułabyś się megadziwnie, prawda? Tak czuje się Bailey. Wie, że jest dziewczynką, tak samo jak ty wiesz, że jesteś praworęczna… Wszyscy chcemy, żeby nasz wygląd odzwierciedlał nasze wnętrze”.
W dalszej części odcinka Bailey z powodu gorączki trafia na pogotowie. Denerwuje się, bo personel szpitala traktuje ją jak chłopca, więc Mary Anne decyduje się stanąć w jej obronie. Wychodzi z sali na korytarz i prosi lekarza i pielęgniarkę, żeby przynieśli Bailey różową koszulę szpitalną zamiast niebieskiej i nie używali w stosunku do niej zaimków „on”, „jego” ani „jemu”.
Okazuje się, że aktorka, która gra Bailey, nazywa się Kai Shappley i jest transpłciowa. Pochodzi z małego miasteczka w Teksasie, w którym z trudem walczyła o akceptację.
To, jak odnosimy się do innych, ma znaczenie. Moje wnuki wiedzą, że nie każdego da się zaszufladkować jako kobietę albo mężczyznę. Zamiast określać takie osoby mianem transpłciowych, jedno z moich wnucząt stwierdziło: „Oni są elastyczni”.
Jaka to piękna perspektywa.
Taka właśnie powinnam być – dość elastyczna, żeby po prostu kochać ludzi tak, jak chcą być kochani.
A ludzkie serce jest mięśniem wystarczająco elastycznym, aby zaakceptować innych i darzyć ich bezwarunkową miłością.
Wszystkich, bez wyjątku.
Czasem jedynym wyjściem jest śmiech
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Błądzić jest rzeczą… zabawną
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Przegrywać też trzeba umieć
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Płacz z całego serca
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Kiedy nie umiesz zwrócić się ku Bogu, Bóg zwraca się ku tobie
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
W seksie, tak jak za kierownicą, trzeba odróżniać pedał gazu od hamulca
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Zbuduj wokół siebie większą społeczność, żeby życie cię nie przytłaczało
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Wszystko się zmienia. Pozwól na to
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Nie zatrać swojej dzikości
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Każdy jest wyjątkowy
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Poradzisz sobie ze wszystkim, jeśli w to uwierzysz
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Podlegasz tylko tym ograniczeniom, które sobie narzucisz
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Nie masz gwarancji, że będziesz tu jutro, więc już dziś żyj ze wszystkich sił
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Powód do świętowania znajdzie się zawsze
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Żyj twórczo każdego dnia
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Przykładaj się do pracy… a jeszcze bardziej do zabawy
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Kiedy walczysz o to, co w życiu kochasz, nie przyjmuj odmowy do wiadomości – zwłaszcza od siebie
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Idealny dzień to idealny prezent
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Przygotuj się na wszystko, żeby umieć się wszystkim cieszyć
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Starość to radość
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Zmień swoje podejście do pieniędzy, a będziesz mieć ich więcej
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Bez względu na to, co zsyła ci los, wybieraj radość
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Jeśli szklanka jest w połowie pusta, napełnij ją
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Podskakuj ze szczęścia każdego dnia
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Daj innym drugą szansę na zrobienie pierwszego wrażenia
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Daj spokój ze wstydem – sobie i wszystkim innym
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Gdyby miało być inaczej, to by było
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Zawsze okazuj więcej życzliwości, niż to konieczne
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Najlepsi przyjaciele uczą cię, jak być lepszym przyjacielem
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Bądź jednym z pomocników
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Może jest po prostu za wcześnie na odpowiedź
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Wybierz przetrwanie
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Pamiętaj, że kiedyś umrzesz
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Twoje dzieci i wnuki mają tylko jedno dzieciństwo. Nie przegap go
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Gdy zaczynasz już myśleć, że znikąd nadziei, ta się pojawia
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Błogosław Ziemię, a ona odwzajemni błogosławieństwo
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Wnieś w swoje życie piękny chaos
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Uprość swoje życie, aby codziennie wycisnąć z niego więcej
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Wybierz pełną obecność, podaruj sobie cyfrowy detoks
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Prawdziwa miłość to maraton, a nie sprint
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Praktykuj radykalną wdzięczność
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Kiedy ulegasz Wszechświatowi, zawsze wygrywasz
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Depresja kłamie. Nie słuchaj jej
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
W chaosie kryje się magia
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Zrezygnuj z rezygnowania
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Czasem życie musi wycisnąć cię do ostatniej kropli, zanim znów cię wypełni
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Żyj życiem wartym zapamiętania
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Rozdział dostępny w wersji pełnej.
Regina Brett jest autorką książki Bóg nigdy nie mruga. 50 lekcji na trudniejsze chwile w życiu, która trafiła na listę bestsellerów dziennika „New York Times” i została przetłumaczona na ponad dwadzieścia języków.
Jej kontynuacje to: Jesteś cudem. 50 lekcji jak uczynić niemożliwe możliwym, Bóg zawsze znajdzie ci pracę. 50 lekcji jak szukać spełnienia, Kochaj. 50 lekcji jak pokochać siebie, swoje życie i ludzi wokół, Mów własnym głosem. 50 lekcji jak głosić swoją prawdę, Trudna miłość. Mama i ja, Twój dziennik. 12 nowych lekcji i myśli na każdy dzień, Rok pełen inspiracji.
Regina wygrała walkę z rakiem piersi. Jest matką, macochą, żoną i babcią.
W 1986 roku została dziennikarką, a osiem lat później zaczęła pisać felietony. Jest dwukrotną finalistką Nagrody Pulitzera w dziedzinie reportażu.
Poza pisaniem książek jest mówczynią motywacyjną i współpracuje regularnie z tygodnikami „Cleveland Jewish News”, „Columbus Jewish News” i „Akron Jewish News”.
Regina uzyskała tytuł licencjata dziennikarstwa i magistra religioznawstwa. Mieszka w Cleveland w stanie Ohio z mężem i psem rasy goldendoodle, który wabi się McIntyre.
Jej adres mailowy to [email protected]. Prowadzi też stronę internetową reginabrett.com, na której można zapisać się do jej cotygodniowego newslettera z inspirującymi refleksjami.