9,99 zł
Kitty Parkes-Wilson chce odzyskać rodzinną pamiątkę, brylantowy naszyjnik, który został w sprzedanym przez ojca domu. Podczas przyjęcia wydawanego przez obecnego właściciela, milionera Alejandra Martineza, Kitty zakrada się i zabiera naszyjnik. Przyłapana przez Alejandra na gorącym uczynku otrzymuje od niego dziwne ultimatum: albo Alejandro wezwie policję, albo Kitty zostanie na przyjęciu, udając jego narzeczoną...
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 153
Tłumaczenie: Izabela Siwek
Natarczywy dźwięk bębna i gitary basowej rozbrzmiewał w ciemnej ulicy. Kitty Parkes-Wilson odczuwała coraz większą irytację. Nie można było liczyć na sąsiadów, że się poskarżą. Z pewnością sami chcieliby się znaleźć na tym przyjęciu i poznać nowego bogacza w okolicy.
Alejandro Martinez, dawniej konsultant do spraw zarządzania, został inwestorem kapitału wysokiego ryzyka i stał się milionerem. Był rozwiązłym lekkoduchem i imprezowiczem, a trzy dni temu podpisał umowę kupna, stając się dumnym właścicielem pięknego budynku w samym sercu Londynu, należącego kiedyś do rodziny Kitty. Wychowała się tutaj, a dom znajdował się w posiadaniu jej rodziny od ponad pięciu pokoleń do momentu, gdy ojca skusił stos banknotów, którymi Martinez machnął mu przed nosem. Po sprzedaży rodzinnej posiadłości ojciec wyjechał do słonecznej willi na Korsyce ze swoją trzecią żoną, piękną jak z obrazka. Spłacił długi i porzucił upadłą firmę oraz zaskoczone biegiem wydarzeń dzieci.
Z tym wszystkim Kitty potrafiłaby się pogodzić. Nawet gdyby chciała, i tak nie mogłaby sama kupić Parkes House. O sprzedaży domu dowiedziała się jednak już po fakcie i przez nieuwagę coś w tej edwardiańskiej rezydencji zostało. Coś, co nie należało do ojca i czego nie miał prawa sprzedawać. I z tym właśnie nie umiała się pogodzić. Postanowiła to odzyskać i nic nie mogło jej odwieść od tego zamiaru.
Wcale nie chodziło o materialną wartość tego przedmiotu, a był to naszyjnik. Utrata go oznaczała kłopoty dla Teddy’ego, jej brata bliźniaka, i dla niej samej.
– Nie możesz tego zrobić. – Wyczuła w jego głosie osłupienie połączone ze zdenerwowaniem.
– Nie zdołasz mnie powstrzymać. Już tu jestem – odparła cicho, przyciskając mocniej telefon do ucha. Powolnym krokiem zbliżyła się do budynku.
– Do diabła, Kitty, jesteś stuknięta. Dopiero co wysiadłaś z pociągu. Po co się tak spieszysz? Przyjedź do mnie i porozmawiamy.
– Im szybciej to odzyskam, tym lepiej. Teraz jest idealna okazja, kiedy trwa tam przyjęcie.
– A co będzie, jeśli on cię złapie?
– Nie złapie. Jest zbyt zajęty zabawianiem się ze swoimi modelkami, żeby mnie zauważyć.
Alejandro Martinez umawiał się tylko z najładniejszymi kobietami, regularnie wymieniając je na inne. Plotki, które przekazał jej Teddy wraz z informacją o sprzedaży domu, głosiły, że obecną dziewczyną Martineza jest Saskia, modelka numer jeden, reklamująca kostiumy kąpielowe na okładkach amerykańskich czasopism o tematyce sportowej. Kitty zakładała, że Martinez wpatrzony w długie nogi swojej partnerki, nie zauważy nieproszonego gościa, przemykającego przez pokoje w czasie przyjęcia. Zwłaszcza takiego, który dobrze zna sekrety domu i wie, gdzie się schować w drodze do gabinetu z biblioteką na piętrze.
– Czy to na pewno jest w tym filarze w gabinecie?
– Tak. Ale, Kitty, proszę cię, naprawdę nie wiem, czy…
– Zadzwonię do ciebie, kiedy tylko stamtąd wyjdę. Nie martw się.
Zakończyła rozmowę, zanim zdołał odpowiedzieć.
Poczuła przypływ adrenaliny. Musiała się skupić, żeby nie stracić animuszu. Rozejrzała się szybko w obie strony i po cichu przeskoczyła przez ogrodzenie. Wcisnęła małą torbę podróżną w krzaki, po czym przystąpiła do zadania.
Alejandro Martinez nie położy łapy na brylantowym naszyjniku jej ciotecznej babki Margot i nie będzie go zakładał swoim modelkom. Kitty mu na to nie pozwoli, już prędzej da się zamknąć do więzienia. To nie była byle jaka błyskotka dla przelotnych kochanek.
Klucz do tylnych drzwi wciąż leżał schowany w tym samym miejscu ogrodu, gdzie go ukryła przed dziesięcioma laty. Tylko ona i Teddy wiedzieli o jego istnieniu. Znalazła go w mgnieniu oka.
Etap pierwszy zakończony.
Odwróciła się, by spojrzeć na dom. Był jasno oświetlony i w dobrym stanie, przynajmniej z zewnątrz. Wyglądał jak błyszczący klejnot w rzędzie innych w podobnym stylu. Kitty jednak znała prawdę ukrytą pod świeżo malowaną fasadą.
Ponownie przeskoczyła przez płot, przeszła na róg ulicy i znalazła dróżkę biegnącą za posiadłościami. Serce biło jej jak oszalałe, gdy podeszła do domu od tyłu. W środku paliło się światło i dostrzegła pomocnika kuchennego przy zlewie.
Otworzyła drzwi, weszła do środka i uśmiechnęła się beztrosko do chłopaka zmywającego naczynia, który spojrzał na nią zdziwiony. Pomachała mu kluczem i przyłożyła palec do starannie uszminkowanych ust.
– Proszę mu nie mówić, że tu jestem. To ma być niespodzianka – powiedziała i pewnym krokiem ruszyła przez korytarz.
Chłopak nie próbował jej zatrzymać i bez słowa powrócił do płukania talerzy.
Kitty nauczyła się wielu rzeczy, przesiadując na zajęciach teatralnych Teddy’ego. „Graj, nie tracąc pewności siebie. Udawaj, aż ci się uda. Zachowuj się tak, jakby to miejsce należało do ciebie, a ludzie w to uwierzą”.
Zawsze wolą wierzyć w to, co przychodzi im najłatwiej i sprawia najmniej problemów. Weszła cała w uśmiechach, pokazując klucz, nikt więc nie będzie wątpił, że ma prawo być tutaj.
Etap drugi zakończony.
Teraz musiała tylko dostać się na schody prowadzące do gabinetu z biblioteką, odnaleźć naszyjnik i wymknąć się z domu tak szybko, jak to możliwe.
Ogarnęła ją jednak ciekawość. Nie była w domu od miesięcy i naraz poczuła tęsknotę za tym, co straciła. Alejandro Martinez przejął budynek przed trzema dniami i zastanawiała się, co w nim zmienił.
Pewnie rozglądał się wcześniej po okolicy, szukając posiadłości na sprzedaż. Ojciec był zdesperowany i Alejandro spadł mu z nieba, proponując dobrą cenę za dom wraz z wyposażeniem.
Po potajemnym zamknięciu firmy ojciec sprzedał dom, nie mówiąc swoim dzieciom ani słowa, co wydało im się niewybaczalne. Zostawił w nim wszystko, co się tam znajdowało, poza kilkoma osobistymi dokumentami. Wszystkie rodzinne pamiątki. Kitty nie zwracała uwagi na ich wartość materialną. I tak wiedziała, że większość z tych przedmiotów nigdy nie będzie do niej należeć. Ojciec o niej nie pomyślał, zresztą nie robił tego nigdy. Ale tym razem nie miał też względu na Teddy’ego. Jemu zresztą na żadnych rzeczach nie zależało – cieszył się, że nie ma nic, co przypominałoby mu o oczekiwaniach, którym nie potrafił sprostać. Wyjątek stanowił jedynie naszyjnik po ciotecznej babce, po której Kitty odziedziczyła kolor włosów, pewność siebie i radość życia. Margot zawsze ją inspirowała.
Ruszyła korytarzem w stronę, skąd dobiegał gwar i głośna muzyka, po czym zajrzała przez otwarte drzwi do atrium.
Światła były tutaj o wiele bardziej przyćmione niż w kuchni. Goście pewnie myśleli, że chodzi o stworzenie odpowiedniego nastroju, ale taki półmrok pomagał też ukryć farbę odpadającą ze ścian oraz inne elementy wymagające odnowy. Alejandro najwyraźniej bez wahania pozbył się wszystkich „maksymalistycznych” dekoracji – znikły antyczne meble, wazony i gablotki z ozdobną porcelaną, a ich miejsce zajęło około trzydzieści pięknych i ponętnych kobiet. Pewnie same modelki. Kitty ściągnęła brwi. Dziwny był widok tych wszystkich pań, rozbawionych i swobodnych, czujących się tu jak u siebie, podczas gdy ona już do tego domu nie należała.
Niepotrzebnie tam zajrzała. Weszła na schody pewnym krokiem, lecz niezbyt szybko, i uśmiechnęła się promiennie do osoby zerkającej na nią z korytarza.
Udawaj, że wszystko w porządku. Nabiorą się na to, mówiła sobie w myślach.
Odgłosy muzyki stawały się coraz cichsze, a na piętrze już ledwo słyszalne. Nie było tutaj nikogo – imprezowicze wciąż pozostawali na dole. Zjawiła się w sama porę: gości przybyło już tylu, że mogła się przemknąć, nie wzbudzając podejrzeń, ale przyjęcie nie rozkręciło się jeszcze tak bardzo, by rozeszli się po całym domu.
Rozczarowana widokiem ogołoconego ze sprzętów parteru, nie mogła się jednak powstrzymać, by nie zajrzeć do głównej sypialni. Wsunęła ostrożnie głowę do środka, ale okazało się, że cały pokój jest zawalony pudłami i meblami, tarasującymi wejście. A więc tutaj wstawiono wszystko z dołu. Ruszyła dalej korytarzem. Drzwi do biblioteki były zamknięte. Przystanęła na chwilę, nasłuchując, ale z wnętrza nie dobiegał żaden dźwięk. Nacisnęła klamkę. W pokoju było ciemno i najwyraźniej pusto. Zostawiła lekko uchylone drzwi, żeby nieco światła z korytarza wpadało do środka. Podeszła na palcach do regału przy ścianie. Dom miał kilka sekretów, o których nowy właściciel z pewnością nie wiedział – ojciec by mu ich nie wyjawił.
Na piątej półce od dołu, za czwartą książką od lewej znajdowała się niewielka dźwignia. Nacisnęła ją i usłyszała skrzypiący dźwięk otwierającego się sejfu. Nie musiała zdejmować innych książek z półki: schowek był tak mały, że mógł pomieścić tylko zwitek papierów lub zwój brylantów oprawionych w platynę, pozostawionych przez roztargnionego braciszka.
Wyjęła naszyjnik, wzdychając z ulgą. Już myślała, że go tu nie ma. Teddy nie zawsze miał dobrą pamięć. Brylanty znowu były jej i mogły z powrotem znaleźć się tam, gdzie ich miejsce. Nie chciała zawieść Margot, mimo że babka żyła już tylko w jej pamięci.
Założyła sobie kolię na szyję, pochylając głowę, by ją zapiąć. Zimny ciężar klejnotów wydał się taki znajomy. To były jedyne brylanty, jakie Margot nosiła. Kupiła naszyjnik sama dla siebie. Oświadczyła, że nie potrzebuje mężczyzn do tego, by kupowali jej biżuterię, i przez całe życie starała się zachować niezależność, wyprzedzając w ten sposób swoją epokę i wzbudzając w Kitty podziw.
Szkoda, że naszyjnik nie należał się jej, Kitty, lecz przysługiwał Teddy’emu od urodzenia, a on zrezygnował już ze wszystkiego innego. Jego siostra natomiast nie miała nic do stracenia.
Rozpuściła włosy, które jeszcze w pociągu związała wysoko na głowie. Teraz chciała wyglądać inaczej niż wtedy, gdy tu przybyła – to była część planu. Poza tym wołała zakryć naszyjnik. Ponownie nacisnęła dźwignię, zamykając sejf.
Etap trzeci zakończony.
Zadowolona, odwróciła się, gotowa do wyjścia.
I wtedy ujrzała w drzwiach sylwetkę mężczyzny. Zamarła. W mroku nie widziała wyraźnie twarzy, ale dostrzegła, że przybysz trzyma telefon. Był wysoki, o szerokich ramionach. Nie zdołałaby mu się wymknąć.
– Cześć – powiedziała, mając nadzieję, że jej głos nie drży ze strachu.
Nie usłyszała, jak wchodził. Podłoga w bibliotece była drewniana i zaskrzypiałaby, gdyby ktoś się zbliżał. Najwidoczniej ten człowiek potrafił skradać się po cichu. Może to ochroniarz? Ciekawe, jak długo się jej przyglądał?
– Ona nie miała na sobie naszyjnika, kiedy tu przyszła – rzekł powoli w zamyśleniu, jakby do siebie. – A teraz ma.
Znieruchomiała na te słowa, wypowiedziane z lekko obcym akcentem. I ten ton. Zdecydowanie znalazła się w kłopotach.
– Zawołaj swojego szefa, to wszystko wyjaśnię – zablefowała wyniośle.
– Nazywam się Alejandro Martinez. To ja jestem szefem.
Wstrzymała oddech. Niedbałym ruchem zamknął drzwi. Na sekundę zapadła zupełna ciemność, ale po chwili włączył światło.
Zamrugała, oślepiona jasnością, a gdy przywykła do światła, zobaczyła, że Martinez stoi teraz o krok od niej. Schował gdzieś telefon i ręce miał wolne.
Wydawał się bardzo wysoki. Kitty nie była niska, lecz musiała podnieść głowę, by spojrzeć mu w twarz. Miał oliwkową cerę, ciemnobrązowe, gęste włosy i był tak przystojny, że z pewnością przyciągał uwagę wszystkich kobiet. Spoglądał na nią poważnymi, przenikliwymi oczami.
Nerwowo poprawiła włosy, mając nadzieję, że zakrywają szyję. Biblioteka miała tylko jedne drzwi, które Martinez właśnie zamknął.
– Nie ma sensu go teraz ukrywać – odezwał się z lekką ironią. Jego oczy błyszczały jak wypolerowany onyks. Powoli uniósł kosmyk jej włosów, wpatrując się w szyję, po czym obrzucił wzrokiem całe jej ciało: piersi, talię, nogi, każdy centymetr.
– Brylantowy naszyjnik dla zwinnej jak kot małej włamywaczki – dodał. – Całkiem odpowiedni.
O zgrozo, jej ciało natychmiast zareagowało na tę niewątpliwie pochlebną uwagę i niski ton głosu. Poczuła falę gorąca na policzkach i w brzuchu, a instynkt jej podpowiadał, że powinna się odsunąć. Alejandro Martinez nie był w jej guście. Wydawał się zbyt oczywisty, zbyt efektowny. Jakby miał za dużo… wszystkiego.
– Ruda kocica – dodał w zadumie, spoglądając jej w twarz. – Dość rzadki okaz.
Zjeżyła się. Nigdy nie lubiła swoich włosów. Kiedyś farbowała je na ciemniejszy kolor, tyle że wtedy jej jasna piegowata cera wyglądała jeszcze gorzej. W końcu przestała i powróciła do naturalnej barwy.
– Wiedziałeś o schowku w regale? – spytała, próbując przejąć kontrolę nad sytuacją. Jej głos jednak zabrzmiał niepewnie. Czuła, że musi wydostać się stąd wraz z naszyjnikiem tak szybko, jak tylko się da.
– Teraz wiem. Jakie znasz jeszcze sekrety tego domu? Co jeszcze chcesz ukraść?
Nie zamierzała mu nic powiedzieć – ani o domu, ani o sobie i naszyjniku. Patrzyła więc tylko na niego w milczeniu, czekając na jego następny ruch.
– Daj mi ten naszyjnik – powiedział stanowczo z poważną miną.
Pokręciła przecząco głową.
– Teraz ja go mam. Aktualny właściciel zawsze jest w lepszej sytuacji niż ktoś, kto rości sobie do czegoś prawo.
– Wygląda na cenny.
Owszem, naszyjnik był cenny, ale nie tylko w taki sposób, jak Martinezowi się wydawało. Dla niej wiązał się ze wspomnieniami, był bliski jej sercu.
– Nie należy do ciebie – odparła, spoglądając hardo.
– Założę się, że do ciebie też nie.
Wydawał się nieprzejednany, ale to jedynie wzbudzało w niej większy opór. Ten człowiek przejął wszystko, co kochała. Nie dostanie naszyjnika.
Brylanty być może nie należały do niej pod względem prawnym, ale była z nimi związana uczuciowo.
– To ja powinnam go odzyskać.
Pokręcił powoli głową.
– Ten budynek i wszystko, co się w nim znajduje, należy teraz do mnie. – Uśmiechnął się lekko. – A jeśli tak bardzo nalegasz, żeby tu zostać, to obejmuje również ciebie.
O nie, nie należała do nikogo, a już z pewnością nie do niego.
– Właśnie wychodzę.
– Nic podobnego.
Kuszący uśmieszek znikł i Alejandro złapał ją mocno za nadgarstek. Nie potrafiła ukryć drżenia, które przebiegło przez jej ciało, gdy zacisnęła dłoń w pięść, próbując się uwolnić.
– Ty i ten naszyjnik pozostaniecie moją własnością do czasu, aż znajdziemy ich prawowitego właściciela.
Upór w niej narastał, wyostrzając zmysły. Alejandro z pewnością usiłował ją tylko sprowokować, ale miała wrażenie, że mówi to, co myśli. Najwyraźniej przywykł do rozkazywania i panowania nad sytuacją. Nie chciała wyjawić mu prawdy na temat brylantów. Nie zamierzała odwoływać się do jego wrażliwości, bo z pewnością jej nie posiadał. Bezczelny głupek.
Ścisnął ją mocniej za nadgarstek, przyciągając bliżej do siebie.
– Co robisz? – zawołała, gdy przesunął dłonią po jej brzuchu.
Nie odpowiedział, omiatając następnie ręką talię. Kitty była szczupła i nie miała zbyt wielu krągłości w odróżnieniu od kobiet, z którymi zwykle spędzał czas. Niewątpliwie było w niej jednak coś atrakcyjnego. Odróżniającego ją od innych. Miała na sobie czarny strój – dopasowane spodnie do połowy łydki i obcisły sweter, podkreślający figurę. Spojrzała na Alejandra z oburzeniem. Stłumił uśmiech, gdy zesztywniała, kiedy dalej ją obmacywał. Opierała mu się, stanowiąc dla niego wyzwanie. Może to było dla niego coś nowego.
– Molestujesz mnie? – warknęła.
– Sprawdzam tylko, czy nie masz ukrytej broni – odparł gładko, ale skrzywił się na jej oskarżenie. Alejandro Martinez nigdy nie molestował żadnych kobiet. To nie było w jego stylu.
Spojrzał na swoją zakładniczkę. Jej bronią były oczy. Przypominały teraz dwa sztylety. Z triumfalnym uśmiechem wyciągnął jej zza pasa telefon. Puścił ją, by przyjrzeć się temu, co zdobył. Telefon nie wydawał się zbyt nowy i znajdował się w etui z kieszonką, w której tkwiła karta kredytowa i prawo jazdy. Doskonale.
– Catriona Parkes-Wilson – przeczytał na głos, ciekawy jej reakcji.
Zaczerwieniła się, a jej oczy błysnęły.
– Kitty – poprawiła go szybko.
Catriona – Kitty – Parkes-Wilson była córką człowieka, który sprzedał mu dom.
Alejandro przypuszczał, że brylantowy naszyjnik – najwyraźniej prawdziwy – może należeć do niej, ale dlaczego wydawała się taka zawstydzona, kiedy ją nakrył. Musiał się upewnić, skąd pochodzą te klejnoty, zanim się ich zrzeknie.
W końcu jednak zrozumiał, po co tu przyszła. Chciała je odzyskać.
Zepsuta do cna dziedziczka dawniej bogatego rodu, tak uparta i przywykła do samowoli, że była skłonna wejść wszędzie i wziąć to, co chce. Dlaczego nie mogła zachować się normalnie i po prostu poprosić? Może dobrze będzie dać jej nauczkę i lekcję grzeczności.
– Catriono… – powtórzył jej pełne imię, celowo ignorując to, które wolała. – Witam cię serdecznie w twoim byłym domu.
Ochroniarz poinformował go o jej nietypowym wejściu do budynku, ale Alejandro zobaczył ją już wcześniej ze swojego punktu obserwacyjnego na piętrze, gdzie wszedł na chwilę, by odetchnąć od gości. Wchodziła na schody tak, jakby myślała, że nikt jej nie widzi. Jakby jej ogniste włosy mogły się zlać z tłem. Przyciągnęły jednak jego uwagę, choć były związane i upięte wysoko na głowie. Teraz, kiedy je rozpuściła, miał ochotę owinąć je sobie wokół palców, przyciągnąć ją bliżej do siebie i pocałować…
Nie mógł jednak ulec temu nieoczekiwanemu pożądaniu, jakie go ogarnęło.
Lubił seks i nie narzekał na jego brak, ale dawno żadna kobieta go tak nie podniecała. Trochę go to zirytowało. Wolał nad sobą panować. Może później zastanowi się nad tym, co go tak w niej pociąga. Teraz lepiej będzie usadzić nieco tę nadąsaną księżniczkę. Znał wiele rozpieszczonych osób, które nie przepracowały w życiu ani jednego dnia i nie miały najmniejszego pojęcia o tym, co to jest trud i niewygoda. Catriona Parkes-Wilson powinna się nauczyć odpowiednich manier.
Nagle przyszedł mu do głowy pewien pomysł.
– Zostań tutaj dziś wieczorem jako moja dziewczyna – zaproponował. – Jeśli nie, to wezwę policję. Wybór należy do ciebie.
– Twoja dziewczyna? – Wybałuszyła oczy.
Wiedział, że Kitty zdaje sobie sprawę ze swoich reakcji i tego, jak on sam na nią działa. I wydawało mu się, że wcale nie podoba jej się to, co czuje. W jakiś dziwny sposób wprawiało go to w dobry nastrój. Domagał się od niej przeprosin. A jeśli wszystko pójdzie dobrze, to może też sam ją przeprosi.
– Chcesz wezwać policję? – spytała niemal z nadzieją.
O dziwo, przyjazd policji wydawał jej się mniej groźnym wyjściem od pierwszej opcji.
– Odciski twoich palców są wszędzie…
– I tak by tu były – przerwała mu lekceważąco. – Przecież tutaj mieszkałam.
– Poza tym mam nagranie z monitoringu.
To ją uciszyło.
– Nie mogę tak długo zaniedbywać swoich gości, próbując rozwiązać ten problem – podjął. – A więc zostaniesz ze mną do chwili, aż będę miał czas się tobą zająć.
Nie spuszczała z niego wzroku, gdy stawiał te warunki.
– Nie odejdę od ciebie na krok nawet na sekundę – oznajmił cicho, nie ukrywając satysfakcji, jaką wzbudziła ta myśl. – Zmysłowe kocice potrafią uciekać. Nie pozwolę ci się wymknąć ukradkiem. I oczekuję, że będziesz się zachowywać poprawnie.
Spiorunowała go wzrokiem. Myśl o udawaniu jego dziewczyny powinna ją zatrwożyć. Zamiast tego jednak świadomość, że będzie nieustannie poświęcał jej uwagę, wzbudziła w niej dziwne uczucie niecierpliwego oczekiwania i to dopiero wywołało w niej lęk.
Pochylił się nad nią, wyginając usta w czarującym uśmiechu. Nie mogła oderwać wzroku od jego czarnych oczu. Rozchyliła usta, czując, że brakuje jej powietrza. Czyżby chciał ją pocałować? Czy pozwoli mu na to? Był tak blisko, że czuła jego oddech na policzkach. Zahipnotyzował ją wzrokiem i po prostu nie mogła się poruszyć. A potem poczuła ciepło jego palców na karku. Zadrżała. Rozpiął naszyjnik, zanim zrozumiała jego prawdziwą intencję. Teraz mogła tylko patrzeć, jak Alejandro chowa klejnoty do górnej kieszeni marynarki.
Zabrał jej naszyjnik, a ona nawet nie drgnęła. Pozwoliła się oczarować i ogłupić. Jak mogła być tak durna?
– Nie mogę udawać twojej dziewczyny – burknęła, zła na siebie.
– Dlaczego?
– Bo masz już dziewczynę.
– Czyżby? – Przyjrzał jej się badawczo.
– Nazywa się Saskia jakaś tam. Nie pomogę ci zdradzać innej kobiety. – Dobrze wiedziała, jak boli zdrada. – Nawet gdybym miała tylko udawać. A więc możesz zadzwonić na policję.
Nie przypuszczała ani przez chwilę, że Alejandro to zrobi, jednak wyciągnął z kieszeni telefon.
Czyżby źle go zrozumiała? Czy naprawdę chciał, żeby przyjechała tu policja, przerywając to ekskluzywne przyjęcie? Musiałaby wszystko wyjaśniać i znosić jeszcze większe szykany, ale to już wydawało się lepsze niż pozwolenie temu człowiekowi, żeby dopiął swego. Policja pewnie ją wypuści, dając upomnienie, bo przecież to jej pierwsze wykroczenie, spowodowane rozpaczą po utracie rodzinnego domu… Może nawet uda jej się nie wspominać o Teddym.
Patrzyła w napięciu, jak Alejandro przykłada telefon do ucha.
– Saskio, kochanie – powiedział. – Chcę być z tobą szczery i muszę ci coś powiedzieć, zanim dowiesz się od innych. Poznałem kogoś innego.
Kitty zbaraniała, przysłuchując się rozmowie.
– Wiem, że to dość niespodziewana wiadomość – mówił dalej – ale czasem tak w życiu bywa.
Właśnie rozstawał się ze swoją dziewczyną. Rozmowa była krótka i zwięzła, a Alejandro uśmiechał się do Kitty przez cały czas.
– Właśnie się z nią rozstałeś? – wydusiła, gdy się rozłączył. – Przez telefon zakończyłeś swój związek?
– Cztery randki trudno nazwać związkiem. – Wzruszył ramionami, chowając telefon do kieszeni.
– Pewnie i tak nie spotykasz się z jedną kobietą więcej niż pięć razy.
Teddy jej to powiedział.
– Nie prowadzę tego rodzaju rachunków.
– Nie możesz tak po prostu z nią zerwać.
– Właśnie to zrobiłem.
– Czy naprawdę ci na niej nie zależy?
– Nie. Tak samo jak jej na mnie. Oboje wiedzieliśmy od początku, w co się pakujemy.
A więc chodzi tylko o kilka chwil spędzonych razem w łóżku?
– Jesteś pewien?
– Całkowicie. – Zerknął na zegarek. – Teraz już nie musisz mieć żadnych skrupułów, żeby zostać moją dziewczyną na jedną noc.
– Nie ma mowy. – Pokręciła głową, nie mogąc się otrząsnąć po jego bezdusznej rozmowie przez telefon. – Jesteś bez serca.
– Jeśli taki twój wybór, to zadzwonię na policję. – Znowu sięgnął po telefon. – Oczywiście wniosę oskarżenie. Nie można wchodzić do czyjegoś domu i brać sobie, co się chce.
Wiedziała, że to gra z jego strony. Już dawno zatelefonowałby na policję, gdyby naprawdę chciał.
– Robisz wszystko, żeby tylko dostać to, co chcesz, prawda?
– Zawsze – odparł, uśmiechając się tak, jakby wcale się tego nie wstydził.
Wydawał się obrzydliwie pewny siebie. Zmieniał kobiety jak rękawiczki. Jak ktoś tak płytki mógł być tak atrakcyjny? Na dole jednak kłębiło się mnóstwo pięknych dziewczyn, z których każda chciałaby zostać jego następną partnerką.
– Co wolisz, Catriono? Noc u mojego boku czy w areszcie?
Jej ciało reagowało na jego niewątpliwą atrakcyjność, ale rozum podpowiadał, że to wyrachowany drań. Była pewna, że Alejandro nie jest nią szczerze zainteresowany, tylko chce jej dać nauczkę. To było oczywiste.
Jednak to on powinien się czegoś nauczyć.
– Nie dzwoń na policję – odparła w końcu. – Zostanę twoją dziewczyną.
Schował z powrotem telefon do kieszeni, po czym wziął ją za rękę.
– Nawet przez chwilę nie wątpiłem, że się zgodzisz.
Tytuł oryginału: Claiming His Convenient Fianceé
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2017
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2017 by Natalie Anderson
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2019
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela. Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25
www.harpercollins.pl
ISBN 9788327642806
Konwersja do formatu EPUB: Legimi S.A.