10,99 zł
Archiwistka Merle Jordan otrzymała od Lee Castle’a zlecenie uporządkowania dokumentów po jego zmarłym ojcu. Przez kilka tygodni ma do dyspozycji piękną posiadłość pod Sydney. Szczęśliwa, korzysta z uroku tego miejsca. Pewnego dnia w drzwiach staje Asthon Castle, przyrodni brat jej pracodawcy. Oboje są zaskoczeni swoją obecnością, bo zakładali, że będą tam sami. Postanawiają, że nie będą wchodzić sobie w drogę. Jednak coś ich do siebie przyciąga, utrudniając dotrzymanie warunków umowy…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 159
Natalie Anderson
Pod wspólnym dachem
Tłumaczenie: Paula Rżysko
HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2022
Tytuł oryginału: Stranded for One Scandalous Week
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2021
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2021 by Natalie Anderson
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2022
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN 978-83-276-8433-2
Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink
Merle Jordan była otoczona przez bąbelki. Białe i pieniste wypełniały obszerną wannę, drobne i musujące przyjemnie syczały z butelki szampana, którą właśnie otworzyła, a szklane i migoczące, wykonane z kruchego szkła, błyszczały tuż nad jej głową. Wszystko to wprawiało ją w absolutną błogość.
Otworzyła przeszklone drzwi, za którymi rozciągał się szeroki taras zakończony krętymi schodami, prowadzącymi wprost do basenu oświetlonego przez ogromny, okrągły księżyc rzucający światło na prywatną zatokę. Zauroczona tym widokiem zgasiła zwisające z sufitu kryształowe lampy i zapaliła migoczącą świecę tuż obok wanny.
Śmiejąc się, zsunęła z siebie bieliznę. Nigdy wcześniej nie brała kąpieli w tak ogromnej wannie. Nigdy wcześniej nie oszołomiło jej tak żadne miejsce. Nigdy nie sączyła nago szampana ze smukłego, kryształowego kieliszka. Nigdy też nie wykradała czasu wyłącznie dla siebie.
Pomimo późnej godziny letnie powietrze było wciąż ciepłe i lepkie. Nie mogła oprzeć się chęci ponownej kąpieli. Merle sączyła szampana i wciąż nie mogła uwierzyć, że trafiła jej się ta posada.
Dom, w którym się znajdowała, był olbrzymią letnią rezydencją na wyspie Waiheke, znajdującej się niecałą godzinę drogi od Auckland, największego miasta Nowej Zelandii. Wyspie nazywanej placem zabaw dla bogaczy. Willa wyposażona była w prywatny basen, spa, siłownię, salę kinową, piwnicę przepełnioną drogimi winami oraz prywatną przystań dla łodzi.
Cała nieruchomość została urządzona w prostym, aczkolwiek bogatym stylu. Drewniane, polakierowane na biało podłogi zapewniały ciepło, a miękkie sofy i eleganckie fotele zachęcały do relaksu. Budynek był przeszklony, jakby zapraszał do środka otaczającą go naturę, a rozwieszone w jego wnętrzu kosze z zielonymi roślinami, nadawały temu miejscu wyjątkowy klimat.
Nie mogła uwierzyć, że taka cudowna posiadłość stała pusta przez prawie rok, podczas gdy tylu ludzi na świecie, łącznie z nią, nie ma swojego kąta na ziemi.
Westchnęła z błogością, klękając we wciąż wypełnionej puszystą pianą wannie. Sięgnęła po butelkę szampana, którą zostawiła na półce.
– Och, cześć, kochanie – usłyszała za sobą niski, leniwy pomruk. – Dlaczego jesteś naga, a do tego w mojej wannie?
Merle zamarła w bezruchu, gapiąc się na opartego o framugę drzwi mężczyznę. Przez sekundę widziała tylko jego oczy. Błysnęły w świetle świec zwierzęcym, bursztynowym ciepłem.
To był Asthon Castle. Od razu go rozpoznała. Widziała jego portret na dole. Odziedziczył dom ponad rok temu, po śmierci ojca, ale był zbyt zajęty modelkami i wszelkimi wpływowymi osobami, które z nim pracowały, żeby zająć się sprawami rodzinnymi po śmierci ojca.
Merle była oszołomiona jego urodą. Wysoki, olśniewający, niebezpiecznie pewny siebie. Z szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w jego muskularną sylwetkę i niesamowicie męską twarz. Doskonale wiedziała, że oprócz urody miał też w sobie inny magnes na kobiety. Lubił ryzyko. Czyż nie jest to nieodparta pokusa dla wielu kobiet, które chciały go okiełznać?
Była pewna, że pieniądze, wygląd i usposobienie, pozwalały mu zbyt łatwo zdobyć wszystko, na co miał ochotę. Wiedziała, że przez to rozleniwił się i nie szanował żadnych granic.
– Kochanie? – Ash przymrużył oczy.
Merle zorientowała się, że wciąż jest na kolanach, a piana nie zakrywa już jej ciała.
Szybko wślizgnęła się pod powierzchnię wody, zasłaniając ramionami biust. Czuła, że po twarzy spływa jej stróżka piany.
Ciemnoszara koszulka uwydatniała jego silne ramiona i szeroką klatkę piersiową. Ciemne dżinsy podkreślały długie, muskularne nogi. Oderwała wzrok od jego szczupłych bioder i znów powędrowała wzrokiem do męskich ramion otulonych szarym materiałem. Twarz Asha potęgowała buzującą w nim męskość. Ostre kości policzkowe, zmysłowe pełne usta układały się w prawie niezauważalny uśmiech i ukrywały pod idealnie prostym nosem. I te jego ciepłe, bursztynowe oczy… Wszystko w nim emanowało męskością.
– Dlaczego tu jesteś? – spytał ponownie, zupełnie niewzruszony jej nagością. Przywykł do nagich, napraszających mu się kobiet.
Merle poczuła się upokorzona. Leon Castle – przyrodni brat Asha i jej pracodawca – powiedział, że będzie miała ten dom na wyłączność, by wykonać powierzone jej zadanie. Przyjęła jego propozycję, ponieważ desperacko potrzebowała pracy, żeby uregulować dług powstały w walce o zdrowie dziadka. Teraz, gdy odszedł na wieki, musiała się jakoś wygrzebać z finansowego dołka, z którym pozostała sama.
– Kto cię tu przysłał?
Merle zesztywniała, wyczuwając lekką bezczelność w jego głosie.
– Leo Castle – opowiedziała, wreszcie znajdując w sobie odwagę.
– Leo cię zatrudnił? – Ash uniósł brwi, nie kryjąc zaskoczenia.
– Skąd on, u licha, wiedział, że przyjadę? Przecież wie, że nie korzystam z usług prostytutek – mruknął pod nosem.
Merle usiadła oszołomiona, zupełnie nie odczuwając już temperatury wody. Była cała zdrętwiała. Czy on myślał, że jest prostytutką? Serce zabiło jej szybciej. Naprawdę pomyślał, że czeka naga w wannie z szampanem, żeby go… zabawić? Bomba upokorzenia eksplodowała, niszcząc w niej resztki dobrego humoru, a jednocześnie budząc w jej wnętrzu coś grzesznego i gorącego. Coś, czego nie umiała nawet nazwać.
– Myślę, że zaszła pomyłka – wykrztusiła z siebie wciąż zawstydzona.
– Zapewne. – Podszedł do wanny, podnosząc z jej krawędzi butelkę szampana, zuchwale patrząc na jej nagie ciało. Wydął zmysłowo wargi, przekrzywił kokieteryjnie głowę, i popatrzył na etykietę szampana. – To nie żadna pomyłka. Świetny wybór! – Spojrzał na nią z uśmiechem i błyskiem w oczach. – Nie bałaś się postawić butelki za dziewięćset dolarów w tak niebezpiecznym miejscu?
– Co takiego? – Merle zachłysnęła się z wrażenia. – Za ile? – zapytała zmieszana.
Ash uśmiechnął się, a Merle prawie umarła. Nie była w stanie wydusić z siebie słowa, gdy spojrzał jej prosto w oczy.
– Nie miałam pojęcia, ile to kosztuje. Przepraszam – wymamrotała jeszcze bardziej upokorzona. Dziewięćset dolarów?! Nie mogła uwierzyć, że butelka czegokolwiek kosztuje aż tyle. – Pan Castle powiedział, że mogę.
– Posłuchaj, kochanie, możesz wypełnić nim całą wannę jeśli tylko chcesz.
Znów coś zaiskrzyło w jego źrenicach, gdy ślizgał się wzrokiem po jej ramieniu. Czuła, że oczami wyobraźni zlizuje z jej ciała krople wody.
Znów zanurzyła się głębiej w wodzie. Miała wrażenie, jakby spotkała jakieś mitologiczne stworzenie. Coś rzadkiego i niespotykanego. Przecież ludzie nie wyglądają tak doskonale w prawdziwym życiu!
– Zostałam zatrudniona przez pana Castle. Mam uporządkować rzeczy twojego zmarłego ojca – wypaliła szybko. Czuła, że policzki płoną jej żywym ogniem.
– Słucham? – Ash znieruchomiał na sekundę, po czym odstawił butelkę szampana obok wanny.
– Zatrudnił mnie pan Leo Castle. Jestem archiwistką i mieszkam tu od środy – wymamrotała Merle niepewnie. – Zaczęłam od porządków w dokumentach, które ułożone są w kartonowych pudłach w garażu. Mam zrobić szczegółowe listy wszystkich cennych rzeczy, które tu znajdę, łącznie z winami. Resztą zajmą się rzeczoznawcy. Ja tylko wykonuję powierzone mi zadania. – Skończyła mówić, by złapać oddech. Spojrzała ponownie na Asha i zorientowała się, że wcale nie słucha jej wyjaśnień.
– Czuję się okropnie rozczarowany. Jak długo zamierzasz tu zostać? – Ash zmarszczył czoło.
– Sześć tygodni – odpowiedziała, przełykając ślinę – ale może to potrwać trochę dłużej, jeśli pracy będzie więcej, niż się spodziewałam.
– Nie miałem pojęcia, że Leo już się tym zajął. – Zdjął z wieszaka jeden z białych puszystych ręczników i położył na ziemi, obok butelki szampana.
– Pan Castle myślał, że dom będzie pusty podczas mojego pobytu.
– Miał rację, że tak myślał. – Ash zacisnął usta. – Może dokończymy tę rozmowę na dole? Spotkamy się za dziesięć minut w salonie, dobrze?
Merle wciąż patrzyła na niego zszokowana. Czy nie zamierzał jej przeprosić za to, że wziął ją za prostytutkę?
Ash przyglądał jej się z szelmowskim uśmiechem, jakby odczytał jej myśli i dodał:
– No, chyba że wolisz omówić warunki swojego pobytu tutaj.
– Nie! – krzyknęła.
– Nie martw się, ja też nie – powiedział rozbawiony jej zawstydzeniem. – I nie przejmuj się, usługi seksualne są zupełnie legalne w tym kraju.
– Wiem, ale to nie jest mój zawód. – Miała ochotę zapaść się pod ziemię.
– Czy możesz mnie winić za tę pomyłkę? Scena była wyreżyserowana idealnie. Świece, szampan i ty eksponująca swoje… wdzięki. – Wzruszył niedbale ramionami, nie odrywając wzroku od jej twarzy.
– Dla ciebie, to chyba nic nadzwyczajnego znaleźć nagą kobietę w swoim łóżku lub wannie, prawda? – Sama była zszokowana swoim pytaniem. Nigdy nie rozmawiała z nikim na takie tematy.
– Nie. – Uśmiechnął się lubieżnie. – Mało tego. To coś, co sprawia mi ogromną przyjemność.
Ash nie musiał nigdy płacić kobietom za to, że lądowały w jego łóżku. Robiły to z własnego wyboru.
Merle była przerażona swoimi dzikimi instynktami, które budziły w niej jego słowa. Dawno nie czuła do nikogo tak silnego pociągu seksualnego.
– Przyjemność to coś, co należy doceniać, a nie wstydzić się jej – dodał wzniośle, po czym wyszedł.
Merle czekała całkowicie zanurzona w wodzie, dopóki nie nabrała pewności, że się znów nie pojawi. Gdy zamknął za sobą drzwi, wynurzyła się z wanny. Pomimo że wciąż było jej gorąco, natychmiast ubrała się w t-shirt i swoją workowatą bluzę. Nie suszyła włosów, pozostawiając je w lekkim nieładzie. Przejrzała się w lustrze, żałując, że nie ma na sobie ani grama makijażu.
Głupia. Czemu nagle zaczęła myśleć o tuszu do rzęs i szmince? Przecież nie chciała jego zainteresowania. Sądząc po zdjęciach jego partnerek, które pojawiały się w mediach, nie była kobietą, którą mógłby się zainteresować. I bardzo dobrze! Choć Merle któregoś dnia chciałaby związać się z kimś na poważnie, Ash Castle nie był mężczyzną, który wchodzi w związki. Był kochankiem, uwodzicielem i zatwardziałym playboyem, który zostawił za sobą setki złamanych kobiecych serc. Merle nie chciała należeć do tego grona, nawet gdyby jakimś cudem był nią zainteresowany. Pewnie błysk w jego oczach spowodowany był kontekstem sytuacji, nie nią. Merle poczuła nieprzyjemny skurcz, gdy tylko pomyślała o tym, co widział, a raczej co mógł zobaczyć podczas jej kąpieli oraz tym, co sobie wyobraził.
– Mieszkasz na wyspie czy w Auckland? – zapytał dokładnie w tej samej sekundzie, w której pojawiła się na schodach. – Jest już późno, ostatni prom odpłynął i nie wiem, jak odwieźć cię do domu.
Merle zeszła powoli kilka stopni w dół, zatrzymując się trzy kroki przed nim. Popatrzyła mu prosto w oczy. Nie zamierzała opuścić tego domu ani tej nocy, ani żadnej innej przez kolejne sześć tygodni.
– Przyjechałem tu pracować. Potrzebuję ciszy i spokoju – dodał, gdy nie odpowiedziała.
– Nawet nie zauważysz mojej obecności – spróbowała go uspokoić.
– Czyżby? Nawet kiedy będziesz naga w mojej wannie i łóżku? – Rozciągnął usta w wymownym uśmiechu.
Była pewna, że celowo starał się ją zawstydzić, przywołując krępującą sytuację sprzed kilkunastu minut.
– Przeniosę się do innego pokoju.
– Odłóż pracę na tydzień – powiedział nagle. – Jedź do domu na wakacje. Oczywiście zapłacę za wszystko.
Ma wrócić do domu? Czyli gdzie? Czuła, że narasta w niej gniew. Dlaczego potrzebował tak ogromnego domu tylko dla siebie? Dlaczego potrzebował właśnie tego domu, skoro mógł mieć każdy inny? Merle doskonale wiedziała, że oprócz tego, że jest błyskotliwym miliarderem, jest również spadkobiercą luksusowego imperium apartamentów Castle Holdings w Australii. Jego ojciec za życia kupił ogromną ilość posiadłości, łącznie z tą, w której znajdowali się teraz.
Mężczyzna, który stał przed nią, był przyzwyczajony do robienia wszystkiego po swojemu. Do rozwiązywania problemów pieniędzmi. Choć powinna już do tego przywyknąć, poczuła się urażona jego odrzuceniem.
– Nie potrzebuję wakacji. Potrzebuję pracy, a to oznacza, że muszę tu zostać – odpowiedziała z pewnością w głosie.
– Możesz tu zostać do jutra. Później jedź do domu na tydzień. – Po raz pierwszy w życiu Ash Castle spotkał się z odmową.
– Niestety obecnie jestem „między rezydencjami”. – Zacisnęła zęby. Czuła się źle, że informuje go o osobistych sprawach.
– Między rezydencjami? – powtórzył. – Masz na myśli, że jesteś bezdomna?
– Pracuję, przechodząc od kontraktu do kontraktu. Nie muszę osiedlać się na stałe – skłamała. Poczuła, że spięła się jeszcze bardziej.
Jedynym powodem, dla którego dostała tę pracę, było to, że była dyspozycyjna i nie miała żadnych zobowiązań. Sonia, kierowniczka firmy archiwalnej, w której pracowała, miała przyjąć to zlecenie, ale z uwagi na jej wczesną zagrożoną ciążę, musiała odmówić. W ostatniej chwili poprosiła Merle, żeby poleciała za nią.
– Archiwiści nie zarabiają chyba najlepiej? – podsumował.
– Wielu ludzi pracujących w ważnych zawodach otrzymuje niskie pensje. – Nawet nie starała się zaprzeczyć.
– Czy praca archiwistki jest ważnym zawodem? Wybacz, że pytam, ale jestem zwyczajnie ciekaw.
Miała nieodparte wrażenie, że jest masa rzeczy, o których nie miał pojęcia. Przyglądał jej się uważnie, gdy nagle zapytał z rozbrajającym uśmiechem:
– Myślisz, że jest coś, czego mogłabyś mnie nauczyć?
Teraz ujawnił się całkowicie. Był arogancki, cyniczny, niepoprawny i doświadczony w swoich zagrywkach z kobietami. Miał w sobie wszystkie cechy, którymi gardziła. Tak, Merle mogła go nauczyć kilku rzeczy. Na początek dobrych manier.
– Moja praca nie polega na byciu twoją nauczycielką – powiedziała z wymuszoną odwagą. – Jesteś dużym chłopcem i jestem pewna, że wkrótce sam się wszystkiego nauczysz.
Przez krótką chwilę Ash patrzył na nią z uchylonymi ustami. Choć doskonale wiedziała, że nie powinna igrać z tym mężczyzną, sprawiało jej to satysfakcję.
– Jeśli weźmiesz na siebie opóźnienie archiwizacji o tydzień, opłacisz mi hotel i wszystko, czego sobie zażyczę, a także wypłacisz mi pensję za stracony czas, to jestem w stanie spełnić twoją prośbę i wyjechać jutro rano – powiedziała odrobinę ośmielona. – Miej tylko na uwadze, że to szczyt sezonu, a wyspa cieszy się ogromną popularnością. Myślisz, że znajdziesz mi odpowiednie zakwaterowanie?
– Chcesz, żebym to ja znalazł ci hotel? – zapytał, nie kryjąc zaskoczenia.
– Skoro chcesz, żebym odeszła, to tak. Musisz znaleźć mi hotel. – Nie mogąc znieść jego spojrzenia, wbiła wzrok w podłogę. Czuła, że znów się czerwieni. – Ewentualnie to ty możesz się wynieść – dodała nieco ciszej.
– Co takiego? – Nie wierzył w to, co właśnie usłyszał.
– Czyżbyś nie był przyzwyczajony do sprzeciwu? – Rzuciła mu złośliwe spojrzenie.
– Ciężko pracuję na to, by dostać to, czego chcę – powiedział dosadnie. – I zawsze to dostaję.
Gdy wpatrywał się w Merle z niesamowitą intensywnością, nagle straciła całą swoją odwagę. Zawstydzona własną zuchwałością spuściła wzrok i ukradkiem obserwowała, jak wyciąga z kieszeni najnowszy model telefonu warty kilka jej wypłat.
– Chyba już za późno na telefony – powiedziała speszona, wciąż żałując swej zuchwałości. Nie mogła sobie pozwolić na utratę tej pracy.
– Ale nie za późno na znalezienie wolnego pokoju. W końcu od czego jest internet? – odpowiedział, zanim zdążyła przeprosić za swoje słowa.
Obserwowała bacznie jego twarz przez kolejne sześć minut, gdy w skupieniu przesuwał palcem po ekranie. Kiedy kąciki jego ust uniosły się nieznacznie, była pewna, że czas się pakować.
– Będziesz musiała zostać – zakomunikował, czym wprawił Merle w osłupienie. Była pewna, że jego radość wynika ze znalezienia jej nowego lokum.
Czy to źle, że rozkoszowała się faktem, że choć raz w życiu ten mężczyzna nie postawił na swoim? Niewątpliwie było to dla niego rzadkie doświadczenie. Przeszył ją dreszcz. Wygrała.
– Zostaniesz w moim starym pokoju. Ja zajmę apartament gościnny. – Wyprostował się i obdarował ją gorzkim uśmiechem. – Ale ostrzegam! Będę obserwował każdy twój ruch.
Odebrała to jako obietnicę. Zawoalowaną, gorącą i niewłaściwą obietnicę. Poczuła, że plus jej przyśpiesza. A może lepiej byłoby trzymać się od niego z daleka?
– Myślałam, że potrzebujesz przestrzeni – wymsknęło jej się, choć obiecała sobie, że już więcej się nie odezwie. Ash przymrużył oczy i spojrzał na nią spod ciemnych rzęs. Czy właśnie tak to robił? Obezwładniał kobiety jednym celnym spojrzeniem?
– Potrzebowałem – mruknął ponętnie – ale lubię też oglądać ciekawe… zjawiska.
Nie znał jeszcze jej imienia. Choć przypiął jej tego dnia wiele łatek, nawet nie zadał sobie trudu, by zapytać, jak się nazywa.
– Merle Jordan – powiedziała oschle, wyciągając ku niemu dłoń.
– Ash Castle – odpowiedział niepytany i ukłonił się drwiąco. – No tak, ale przecież ty już to wiesz.
Skinęła tylko głową. Lekko spanikowała na myśl o przyszłym tygodniu. Zamierzała go unikać, a w tym była dobra. Całe życie ukrywała się w cieniu swojej matki i starała się uniknąć krzyków i awantur babci. Wreszcie na coś się to przyda. Zresztą, ukrywanie się przed nim w tak wielkim domu nie mogło być trudne. Tak przynajmniej myślała. A poza tym miała pracę, w której mogła się zatopić.
– Nikt nie wie, że tu jestem, nawet Leo. Chciałbym, żeby tak pozostało – powiedział z nieco posępną miną. Przez ułamek sekundy miała wrażenie, że posmutniał.
– Nawet nie będziesz wiedział, że tu jestem. Obiecuję. – Ostatni raz odważyła się spojrzeć w otchłań jego źrenic, w których znów rozbłysły tajemnicze iskry.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej