Kobiety i skandale (Światowe Życie) - Natalie Anderson - ebook

Kobiety i skandale (Światowe Życie) ebook

Natalie Anderson

4,0
9,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Giorgios Nicolaides musi uciszyć skandal, jaki wywołała jego siostra Eleni, uciekając z innym mężczyzną niemal w przeddzień ślubu. Giorgios próbuje ich odnaleźć. Odkrywa, że kochanek Eleni też ma siostrę – fizjoterapeutkę Kassiani Marron. Giorgos odwiedza ją w szpitalu, licząc, że pomoże mu odnaleźć zbiegów. Jednak piękna Kassiani zamiast pomóc, przysporzy mu wyłącznie więcej kłopotów…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 147

Oceny
4,0 (58 ocen)
25
12
18
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Natalie Anderson

Kobiety i skandale

Tłumaczenie:Anna Dobrzańska-Gadowska

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Nie wiecie, gdzie jest? – król Giorgos Nicolaides gniewnym spojrzeniem zmierzył szefa ochrony. – Jak to możliwe?

Mężczyzna nerwowo przestąpił z nogi na nogę i odchrząknął.

– Cały nasz zespół już nad tym pracuje, wasza wysokość.

– Już?! – Giorgos, zazwyczaj tak opanowany, że ludzie zupełnie serio podejrzewali, że w żyłach ma lód zamiast krwi, tym razem prawie stracił cierpliwość. – Nikt nie widział księżniczki Eleni od rana, a ty mówisz mi, że już pracujecie nad sytuacją?!

Od rana minęło wiele godzin. Był już wieczór, powoli robiło się ciemno.

– Pojechała do szpitala, ale nie pojawiła się na oddziale, który zwykle odwiedza.

Giorgos z największym trudem powstrzymał instynktowną reakcję, by wybiec z pałacu i zacząć przeczesywać ulice w poszukiwaniu siostry.

Oddychaj, powiedział sobie. Myśl. Oszacuj ryzyko.

– Więc dokąd pojechała? – zapytał.

Stojący przed nim mężczyzna pobladł.

– Pracujemy nad tym, wasza wysokość.

– Zakładam, że przejrzeliście zapis z kamer, tak? – Giorgos zacisnął pięści w ataku bezsilnej wściekłości.

Dlaczego starannie dobrani ochroniarze, żołnierze elitarnej jednostki, tak długo zwlekali z przekazaniem mu informacji? Było to nie do przyjęcia.

– Natychmiast zwolnić jej osobistego ochroniarza – warknął. – Oczywiście po tym, jak ją znajdziecie.

– Tak jest.

Szef ochrony pośpiesznie opuścił pokój, lecz Giorgos nie znalazł żadnej pociechy w świadomości, że po opanowaniu sytuacji na jego rozkaz poleci co najmniej parę głów.

W tej chwili potrzebował wszystkich swoich ludzi, nie miał bowiem cienia wątpliwości, że Eleni została porwana. Musiał ją odzyskać. I to szybko.

– Wasza wysokość…

Giorgos odwrócił się gwałtownie. W progu stał żołnierz, którego wyraz oczu sprawił, że serce podskoczyło mu do gardła.

Wiedział, że jego ludzie wielokrotnie mieli okazję zetknąć się ze śmiercią nie tylko w czasie wojny, ale także w trakcie operacji ratunkowych po wypadkach i katastrofach. Człowiek, który teraz stał przed nim, doświadczył całej gamy ludzkich tragedii, lecz wahanie, z jakim na niego patrzył…

– Co się stało?

– Odczyt z jednej z ulicznych kamer pokazuje…

– Co? – Giorgos gestem wskazał laptop, który trzymał żołnierz. – Puść mi nagranie!

Obraz był zamglony i ziarnisty, lecz tożsamość uchwyconej przez kamerę kobiety nie pozostawiała żadnych wątpliwości. Giorgos patrzył, jak jego młodsza siostra u boku wysokiego mężczyzny oddala się od szpitala w kierunku samochodu zaparkowanego w bocznej uliczce.

Wsiadła i spokojnie zaczekała, aż jej towarzysz zajmie miejsce za kierownicą. Samochód ruszył i zniknął za rogiem.

Nikt nie groził Eleni bronią. Mężczyzna, którego profil przez sekundę mignął na taśmie, lekko się uśmiechał.

Po plecach Giorgosa przemknął lodowaty dreszcz. Jego siostra pojechała z tamtym z własnej, nieprzymuszonej woli.

Uciekła tego samego wieczoru, kiedy jej wysoko urodzony narzeczony miał przylecieć, by się z nią spotkać. Giorgosowi wystarczyło jedno spojrzenie, by się zorientować, że jego siostra wpakowała się w poważne kłopoty.

Drań szedł wyprostowany, z dumnie podniesioną głową, niczego się nie obawiając. Najwyraźniej doskonale wiedział, czego chce – zależało mu, żeby zdobyć księżniczkę Eleni Nicolaides, i osiągnął ten cel.

Pytanie, co nim kierowało. W jaki sposób zamierzał się nią posłużyć? Jak ją wykorzystać? Jednak odpowiedzi na te pytania także wydawały się oczywiste. Mężczyzna, który zabrał Eleni, był wytrwanym uwodzicielem, a Giorgos był w stanie to stwierdzić, ponieważ sam kiedyś był takim samym łajdakiem.

Zacisnął pięści, pieniąc się z bezsilnej wściekłości. Nie obwiniał siostry, nic z tych rzeczy. Winę ponosił on sam. Eleni była młoda, naiwna i niewinna, i łatwo było ją oszukać. Powinien był zapewnić jej lepszą, skuteczniejszą ochronę, ale przecież robił, co w jego mocy.

Naprawdę nie miał pojęcia, w jaki sposób tamtemu udało się do niej zbliżyć.

– Kto to jest? – zapytał, powoli cedząc słowa.

Zanim żołnierz zdążył odpowiedzieć, rozdzwoniła się komórka Giorgosa, który szybkim ruchem wyszarpnął telefon z kieszeni i przytknął go do ucha.

– Giorgos, to ja…

– Eleni? Gdzie jesteś? – ogarnęła go tak obezwładniająca ulga, że o mały włos nie wypuścił aparatu z dłoni. – Natychmiast wracaj do pałacu! Zdajesz sobie sprawę, jakiego narobiłaś zamieszania?

Jej przedłużające się milczenie sprawiło, że znowu obudził się w nim lęk.

– Na razie nie zamierzam wracać – odezwała się w końcu. – Muszę się spokojnie nad wszystkim zastanowić.

– Zastanowić się nad wszystkim? To znaczy nad czym? Twój narzeczony już tu jest, mam nadzieję, że nie zapomniałaś.

Wciąż miał przed oczami utrwalony przez kamerę obraz – Eleni szła obok tamtego mężczyzny, oddalając się od swoich obowiązków, od swojego kraju. Jak mogła? Dobrze znała swoją rolę i akceptowała ją. Od dwóch lat wiedziała, jaka przyszłość ją czeka. Wszystko zostało starannie ukartowane.

Zdawała sobie sprawę, że jej życie, jako księżniczki, nie należy wyłącznie do niej.

– Nie mogę tego zrobić – powiedziała cicho.

– Czego? – rzucił ze zniecierpliwieniem.

Znowu umilkła, jakby nie była pewna, w jakie słowa ubrać to, co miała mu do przekazania.

– Jestem w ciąży.

Giorgos mocno zacisnął powieki i zgrzytnął zębami. Nie był w stanie wydusić ani słowa. Nie był w stanie myśleć.

Była w ciąży. To jedno zdanie przeniosło go w czasie, do zupełnie innego miejsca.

– Książę Xander nie jest ojcem mojego dziecka – dodała.

Było to ziszczenie najgorszego koszmaru Giorgosa. Zawsze i ze wszystkich sił pragnął ochronić ją przed tego rodzaju błędem.

– Kto nim jest? – zapytał szeptem.

– To bez znaczenia…

– Zabiję go! Powiedz mi tylko, kto to jest!

– Nie.

– Natychmiast powiedz mi, kto to! – ryknął, tracąc resztkę rozsądku. – Każę go…

– Odwołaj swoich ludzi – przerwała mu. – Jeżeli tego nie zrobisz, nigdy nie wrócę, przysięgam. Zniknę bez śladu.

Otworzył usta ze zdumienia, najdosłowniej. Eleni nigdy mu nie przerywała. Nigdy nie stawiała mu warunków i nigdy nie groziła. Co się stało z jego siostrą?

W głowie Giorgosa błyskawicznie pojawiły się wspomnienia jego własnych kłótni z ojcem, jego własnego uporu i impulsywnych posunięć, które doprowadziły do chaosu i katastrofy. Nie chciał, żeby Eleni cierpiała tak jak on, bo aż zbyt dobrze znał ciężar wyrzutów sumienia.

– Nie ma znaczenia, kto to jest – podjęła spokojnie. – Nie zostałam uwiedziona, sama tego chciałam. To ja popełniłam błąd i ja muszę go naprawić. Powiedz księciu Xanderowi, że jestem chora albo że uciekłam, naprawdę wszystko jedno co. Nie zamierzam za niego wyjść, i tyle. Nie zmienię zdania. I nie wrócę, dopóki nie poukładam swoich spraw.

Zaskoczenie, w jakie wprawił go jej bunt, pozbawiło go tchu.

– Jesteś z nim teraz?

– Jego też nie zamierzam poślubić – oznajmiła chłodno.

Giorgos zaklął pod nosem. Była tak cholernie naiwna…

– To dziecko jest moje – powiedziała po chwili milczenia. – I proszę cię, nie miej pretensji do Tony’ego, bo to nie jego wina, że stracił mnie z oczu.

– Oficer, który odpowiada za twoje bezpieczeństwo, nie ma zielonego pojęcia, gdzie się podziałaś! Wykazał się całkowitym brakiem kompetencji i został zwolniony!

– Ale to nie jego wina! – podniosła głos. – Powiedziałam mu, że…

– Okłamałaś go, wiem – warknął. – Tak czy inaczej, to jego wina, że cię posłuchał.

– Ale…

– Trzeba było wcześniej pomyśleć o konsekwencjach swoich działań, moja droga. Odczują je wszyscy obywatele Palisades.

Znowu zamknął oczy. Musiał ją w jakiś sposób przekonać, by się zatrzymała, zanim narobi jeszcze więcej głupstw.

– Jak mam wyciszyć ten skandal, co? – zapytał, starając się skupić na siostrze i nie myśleć o swojej własnej nieszczęśliwej przeszłości.

O przeszłości, której nie mógł zmienić. I z której powodu musiał zadbać o przyszłość siostry. Był jej to winien, bo przecież to z jego winy nie miała ojca.

– Bardzo mi przykro – rzekła cicho. – Przyjmuję pełną odpowiedzialność za to, co zrobiłam. Skontaktuję się z tobą za jakiś czas.

Minęło przynajmniej kilkadziesiąt sekund, zanim Giorgos odwrócił się do stojącego za nim żołnierza, chociaż Eleni już dawno przerwała połączenie.

– Ten mężczyzna nazywa się Damon Gale – odezwał się tamten.

Giorgos wziął głęboki oddech.

– Potrzebne mi wszystkie możliwe informacje na jego temat – oświadczył. – Chcę wiedzieć, kiedy przyjeżdżał do naszego kraju i kiedy go opuszczał, kim jest, czym się zajmuje, wszystkie detale, nawet co je na śniadanie i jakiego proszku do prania używa. Nic nie jest nieistotne czy zbyt trywialne.

– Gromadzimy już dossier.

– Chcę je mieć w ręku w ciągu godziny.

– Tak jest, wasza wysokość.

Kiedy został sam, zaczął nerwowo spacerować po pokoju, od ściany do ściany. W jaki sposób ten mężczyzna poznał Eleni? W jakich okolicznościach zdołał ją uwieść?

Co wywołało tę katastrofę? Zaaranżował przecież idealne małżeństwo dla siostry – miała przenieść się z tego pałacu do innego, znajdującego się w pobliżu. I sprawiała wrażenie zadowolonej. Zawsze wiedziała, czego się od niej oczekuje…

Szef pałacowej ochrony zapukał do drzwi piętnaście minut później.

– Przepuściliśmy wszystkie nagrania z kamer przez aplikację rozpoznawania twarzy – zaczął.

– I? – ponaglił go Giorgos.

– Wygląda na to, że pan Gale był gościem na charytatywnym balu na rzecz szpitala, który odbył się w zeszłym miesiącu.

– Na balu na rzecz szpitala? – powtórzył tępo, całkowicie zaskoczony otrzymaną informacją.

Na ekranie laptopa zastygły cztery ujęcia, dowodzące ponad wszelką wątpliwość, że Damon Gale był gościem w królewskim pałacu. Wspomniana impreza była balem maskowym, jednak Damon Gale był na tyle arogancki i bezczelny, że nawet nie przywdział maski. Wszedł z jakąś kobietą, lecz w trakcie balu oko kamery uchwyciło u jego boku inną, wysoką i smukłą dziewczynę w błękitnej kreacji, maseczce i peruce. Mimo tego przebrania Giorgos bez trudu rozpoznał w niej swoją siostrę.

Wszystko wskazywało na to, że ten drań uwiódł Eleni w jej własnym domu, tuż pod nosem jej brata. Bezczelnie porzucił kobietę, z którą przybył i udał się na polowanie, którego obiektem była księżniczka.

Giorgos spojrzał na pierwsze ujęcie. Towarzysząca Damonowi kobieta również nie nosiła maski. Zdaniem Giorgosa kobiety podzielić można było na dwie grupy – tych ładnych i tych pięknych. Ta była wręcz oszałamiająco piękna, bez dwóch zdań. Musiał ją zaliczyć do zupełnie osobnej kategorii, a przecież praktycznie bez przerwy miał do czynienia z wybitnie atrakcyjnymi modelkami, aktorkami i dziedziczkami wielkich fortun. Tak, był zblazowany i wybredny, musiał jednak przyznać, że ta dziewczyna była wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju.

Chłodna i wyniosła, smukła, lecz o kusząco kobiecej sylwetce, miała długie i niezwykle gęste czarne włosy, opadające falą aż do pasa, i twarz o idealnej symetrii. Duże oczy, lekko zadarty, kształtny nos i zmysłowe wargi przykuwały wzrok i zatrzymywały go na długo.

Dlaczego Damon Gale zostawił ją i przeniósł uwagę na Eleni?

– Wydrukuj mi to zdjęcie – rzucił.

– Pana Gale?

– I jego towarzyszki. Kim ona jest?

Co kierowało Galem? Czemu postanowił uwieść Eleni, skoro przyszedł na bal z obdarzoną tak niezwykłą urodą kobietą? I jaką rolę odegrała ona w jego z całą pewnością starannie zaplanowanej operacji?

– Nazywa się Kassiani Marron, znajomi zwracają się do niej „Kassie”. Pracuje w szpitalu.

– W moim szpitalu? – Mięśnie Giorgosa napięły się z wściekłości. – Więc to ona wprowadziła go do pałacu?

– Nie, zaproszenie wystawione zostało na pana Gale’a, ona była osobą towarzyszącą. Panna Marron jest jego przyrodnią siostrą, nieślubną córką Johna Gale’a, ojca Damona, amerykańskiego dyplomaty.

Przyrodnia siostra Damona, jego najbliższa krewna… Oczywiście, teraz wszystko było jasne.

Giorgos odetchnął z ulgą i satysfakcją, których źródła nie miał najmniejszej ochoty identyfikować. Zmrużył oczy i znowu popatrzył na fotografię, wreszcie zdolny spokojnie przetworzyć dane.

Przyrodnia siostra Damona Gale’a powinna posiadać wszystkie informacje, które były mu potrzebne. I odpowiedzi na dręczące go pytania. Co więcej, to ona zapłaci za to, co zrobił jej brat.

Podniósł głowę i spojrzał na szefa ochrony.

– Gdzie ona teraz jest?

– W szpitalu. Mam przywieźć ją do pałacu, wasza wysokość?

– Nie. – Giorgos odwrócił się na pięcie i ruszył do drzwi. – Sam pojadę do szpitala. Przygotuj samochód, natychmiast.

– Nie powinnaś pracować tak późno w piątkowy wieczór. – Młody lekarz z uśmiechem pochylił się nad Kassie. – Znacznie lepiej zrobisz, jeśli wybierzesz się ze mną na kolację.

Kassie wzięła głęboki oddech, zanim udzieliła uprzejmej, lecz zdecydowanej odpowiedzi.

– Do końca mojej zmiany zostało jeszcze pół godziny.

Doskonale wiedziała, że nawet po zakończeniu zmiany nie wyjdzie ze szpitala jeszcze co najmniej przez godzinę. Miała mnóstwo papierkowej roboty do nadgonienia i niewiele ją obchodziło, że nadszedł piątkowy wieczór.

– Zarezerwowałem stolik w bardzo dobrej restauracji.

– I nie chcesz, żeby rezerwacja się zmarnowała, oczywiście. – Kassie uśmiechnęła się lekko.

Jej adorator był całkiem miłym facetem, co z tego jednak, skoro nie była nim zainteresowana, nawet w najmniejszym stopniu. Tak czy inaczej, nie zamierzała przyjąć zaproszenia.

– Na szczęście zmianę kończy właśnie sporo innych dziewczyn – dorzuciła.

– Ale ja nie chcę umawiać się z żadną z nich, tylko z tobą.

Ileż to razy słyszała już tę kwestię…

– Nawet mnie nie znasz – powiedziała spokojnie.

Ale naturalnie sporo o niej słyszał, nie miała co do tego cienia wątpliwości.

– Kassie nie umawia się z nikim ze szpitala – powiedziała Zoe, jedna z pielęgniarek, która zbliżyła się z uśmiechem. – Dlaczego nie zaprosisz Terese? Jest bardzo zabawna i świetnie tańczy.

Bardzo zabawna i świetnie tańczy. O Kassie nie można było powiedzieć żadnej z tych rzeczy.

Młody stażysta zerknął na nią, ale pośpiesznie odwróciła wzrok i utkwiła go w trzymanych w ręku papierach.

– A ty? – Lekarz uniósł brwi i spojrzał na Zoe. – Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór?

Pielęgniarka wzruszyła ramionami i rzuciła mu kokieteryjny uśmiech.

– To zależy od ciebie – odparła.

Uśmiechnął się w odpowiedzi.

– Za pół godziny będę czekał przy głównym wejściu – oznajmił, ruszając w stronę pokoju dla lekarzy.

Zoe zachichotała i odwróciła się do Kassie.

– Na pewno nie chcesz się z nim spotkać? Niezłe z niego ciacho.

– Doktor Ciacho należy do ciebie – westchnęła Kassie. – I dziękuję, naprawdę.

– Nie, to ja dziękuję tobie! Z przyjemnością pozbawię cię tego kłopotu, nie rozumiem tylko, czemu w ogóle nie chcesz się z nikim umówić. Gdybym była na twoim miejscu…

– Po prostu wróciłabyś do pracy – weszła jej w słowo Kassie. – I właśnie to zamierzam zrobić.

Tak czy inaczej, była szczerze wdzięczna za pomoc. Już od dłuższego czasu nawet nie próbowała umawiać się na randki – wolała uniknąć zażenowania. Nie podchodziła do pewnych spraw tak jak normalni ludzie i w gruncie rzeczy przestało jej to już przeszkadzać. Przyjęła to do wiadomości i postanowiła skupić się na karierze.

Nagle uświadomiła sobie, że Zoe milczy. Więcej, cisza zapanowała na całym oddziale, co było nietypowe i bardzo dziwne. Nieustannie obecny w tle pomruk rozmów ucichł.

Kassie podniosła głowę i odwróciła się, by sprawdzić, co się dzieje.

– Dobry wieczór.

Tuż przed nią stał jakiś mężczyzna. Spojrzała na niego i otworzyła usta, nie udało jej się jednak wydobyć głosu z gardła, ponieważ całkowicie poraził ją lodowaty wyraz jego intensywnie zielonych oczu.

Natychmiast uświadomiła sobie, że nie jest to „jakiś” mężczyzna. Często widywała siostrę króla, księżniczkę Eleni, gdy ta odwiedzała szpital, nigdy jednak nie widziała samego Giorgosa.

Od jak dawna tu stał? Czy słyszał całą jej rozmowę z młodym lekarzem i z Zoe? Co za upokarzająca sytuacja… I dlaczego w ogóle zjawił się w szpitalu? Dlaczego personel nie został powiadomiony o jego przybyciu? Dlaczego jego wejścia na oddział nie poprzedziło pojawienie się królewskiej ochrony?

Wszystkie te myśli w ułamku sekundy zalały jej nieszczęsny, słabo w tej chwili działający umysł, lecz jedna okazała się wyjątkowo natrętna – król Giorgos był wręcz niewiarygodnie przystojny.

Kassie mieszkała tu od urodzenia, ale nigdy nie miała okazji zobaczyć króla z bliska i nigdy nie przyszło jej do głowy, że w rzeczywistości może być równie atrakcyjny jak na zdjęciach. A może nawet jeszcze bardziej…

Miał szerokie ramiona i atletycznie umięśnione ciało, osłonięte idealnie skrojonym garniturem. Przez głowę Kassie przemknęła myśl, że ten elegancki strój stanowi tylko cienką powłokę, pod którą kryje się atawistyczna, niebezpieczna męskość króla.

Pośpiesznie przywołała się do porządku. Był wysoki, mroczny i przystojny, i co z tego. Wszyscy wiedzieli, że taki właśnie był. Ciekawe tylko, gdzie się podziali ci „wszyscy”? Gdzie siostra oddziałowa?

Oderwała wzrok od jego twarzy i zobaczyła stojącą kilka kroków dalej Zoe, w towarzystwie umundurowanego żołnierza, który pewnie towarzyszył królowi.

– Nie wie pani, kim jestem? – odezwał się Giorgos.

Nerwowo zerknęła na kolumnę mięśni stojącą na jej drodze. Jak mogłaby nie wiedzieć, kim on jest…

– Wiem, oczywiście – wymamrotała bez tchu. – Wiem, wasza wysokość.

Nadal patrzył na nią uważnie. Zmrużył powieki i jego szmaragdowe oczy wydały jej się pełne jeszcze większej dezaprobaty niż przed chwilą.

Po plecach znowu przebiegł jej lekki dreszcz, tym razem nie przerażenia, lecz chyba najzwyklejszego w świecie gniewu. Na co ten facet czekał? Na dworski ukłon? Miała wdzięcznie dygnąć i stuknąć kolankiem w podłogę?

– Oprowadzi mnie pani po oddziale? – W jego głosie zabrzmiała nuta sarkazmu, zupełnie jakby się poczuł urażony, że w ogóle musiał zadać to pytanie.

Przebywanie w jego towarzystwie było ostatnią rzeczą, jakiej pragnęła – bardzo nie podobało jej się, że jego obecność rozbudza jej uśpioną zmysłowość.

Odchrząknęła.

– Czy jest coś konkretnego, co wasza wysokość chciałby zobaczyć?

Z jakiego powodu niespodziewanie zachciało mu się odwiedzić szpital? I to w piątek wieczorem? Jej ciało zalała fala dziwnego, obcego ciepła.

– Chciałbym się zorientować, czym zajmuje się moja siostra, gdy tu przychodzi.

Kassie z trudem przywołała uprzejmy uśmiech.

– Księżniczka nie odwiedziła nas dzisiaj.

– Ale zazwyczaj tu przyjeżdża – chłodno stwierdził fakt.

– Co tydzień. – Kassie skinęła głową. – Mam nadzieję, że nie poczuła się źle?

Lód w jego spojrzeniu ustąpił miejsca otwartej wrogości. Dziewczyna popatrzyła na niego ze zdumieniem. Czy jej pytanie było nieuprzejme? Może w ogóle nie powinna była go zadać? Z drugiej strony, dlaczego miałaby nie okazać zainteresowania tą biedną młodą kobietą?

– Księżniczka lubi spędzać czas z naszymi młodszymi pacjentami – powiedziała spokojnie. – Większość z nich je właśnie kolację, a później zacznie się przygotowywać do snu.

Postanowiła jak najszybciej i jak najuprzejmiej zakończyć całą tę sytuację. Miała spore doświadczenie we wznoszeniu barier między sobą i innymi ludźmi.

– Pojawiłem się w nieodpowiedniej chwili?

– Godziny odwiedzin już się skończyły – odparła dyplomatycznie.

– W takim razie nie będziemy przeszkadzać chorym.

Kassie odetchnęła z ulgą i zdobyła się na lekki uśmiech w oczekiwaniu na słowa pożegnania. Niestety, mężczyzna nawet nie drgnął i nadal wpatrywał się w nią badawczo. Jego spojrzenie ogarnęło ją całą, od stóp do głów.

Dziewczyna zesztywniała. Przyglądał jej się? Mierzył ją wzrokiem, naprawdę? Król?

Mężczyźni obserwowali ją od czasu, gdy jako młoda nastolatka zyskała smukłą, lecz niepozbawioną kuszących linii sylwetkę. Gapili się na nią, dochodzili do zupełnie błędnych wniosków i próbowali ją poderwać, potem zaś, kiedy jej reakcja okazywała się inna, niż chcieli, demonstrowali bardzo zróżnicowane zachowania.

Dlatego, jak zwykle, zamarła pod tym szacującym spojrzeniem, ale podniosła głowę i popatrzyła na niego twardo, bynajmniej nie ukrywając gniewu wywołanego jego arogancją.

Pod żadnym względem nie przypominał swojej łagodnej siostry – słodkiej dziewczyny, która często się śmiała i lubiła rysować dla pacjentów. Ten człowiek nie miał w sobie choćby dalekiego echa śmiechu, przepełniała go jedynie skoncentrowana energia.

Kassie wyczuwała bijące od niego fale ledwo skrywanego zniecierpliwienia. Do złudzenia przypominał gotowego do ataku drapieżnika.

Nie potrafiła rozeznać się w tym, co sama czuła, i było to bardzo dziwne wrażenie, bo przecież nigdy nie traciła głowy, potrafiła znaleźć się w każdej sytuacji i zawsze wiedziała, co i kiedy powiedzieć.

I prawie nigdy nie myślała o seksie. Była chłodna, a nawet więcej – zimna jak lód. Nie było dla niej tajemnicą, że wśród lekarzy cieszy się taką właśnie opinią. To dlatego tamten dopiero co próbował zaprosić ją na randkę. Odrzuciła go, podobnie jak wcześniej wszystkich innych. Zdawała sobie sprawę, że w tej dziwnej zabawie nie chodzi o nią samą, lecz o wyzwanie, które reprezentowała i którego stała się symbolem. Jej odmowa była dla młodych stażystów czymś w rodzaju rytualnego doświadczenia.

– Czy mogę pomóc w jakiś inny sposób? – zagadnęła niepewnie.

– Tak, pani pomoc będzie mi potrzebna – odparł chłodno.

– Potrzebuje pan fizjoterapeuty?

Było to szaleństwo, ale myśl, że miałaby go dotknąć, wcale nie wywołała w niej takiej reakcji, jakiej oczekiwała – sprawiła, że skórę pod białym fartuchem zalała fala gorąca, nie zimna.

Oszołomiona własnym brakiem konsekwencji, szybko potrząsnęła głową.

– Na pewno na oddziale jest ktoś z większym doświadczeniem i…

– Potrzebuję pani – rzucił.

Ze zdziwieniem spojrzała w jego zielone oczy, usiłując odgadnąć, co się w nich kryje. Czy przyjął jakiś dziwaczny zakład, że jemu na pewno uda się ją poderwać? Bo jeśli tak, to wypadł najgorzej ze wszystkich jej dotychczasowych zalotników…

– W jakim celu?

Dziwne, że nie tyle uraził jej dumę, co raczej boleśnie ją dotknął. Czyżby słyszał krążące o niej plotki? Czy przyszedł tu po to, by spróbować szczęścia?

– To delikatna sprawa.

Miała wrażenie, że lekko się zarumieniła, ale może było to tylko wrażenie, bo przecież nigdy się nie rumieniła. Na choćby najlżejszą sugestię bliskości reagowała wyłącznie wstrętem.

– To znaczy?

Nie oderwał wzroku od jej twarzy i teraz już wyraźnie czuła zalewającą jej policzki falę ciepła. Zbyt późno się zorientowała, że przejrzał jej myśli i dostrzegł, w jakim kierunku zmierzały.

– Nie przyszło mi nawet do głowy, bym miał się zachować wobec pani w jakiś niewłaściwy sposób – powiedział bardzo powoli i cicho. – Zapewniam panią, że umiem nad sobą panować.

Postąpił krok bliżej.

– Musi pani przyjechać do pałacu – ciągnął. – Mój adiutant zaraz tam panią zawiezie.

Nie, pomyślała. Instynkt wyraźnie ostrzegał ją przed tym człowiekiem. Nawet rozmowa z nim w miejscu publicznym wywołała w niej reakcję, która nie była normalna. Nie dla niej, w każdym razie.

Przypływ gniewu sprawił, że machnęła ręką na to, że ma do czynienia z królem. Nie zamierzała ślepo spełniać jego poleceń.

– Nie wsiadam do samochodu z obcymi ludźmi – oznajmiła, siląc się na spokój. – I nigdzie nie pojadę, jeżeli nie będę wiedziała, z jakiego powodu mam to zrobić.

Kąciki jego ust uniosły się w aroganckim uśmiechu.

– Odmawia pani wykonania wyraźnego rozkazu króla?

Kassie wzięła głęboki oddech.

– Czy wasza wysokość usiłuje narzucić mi swoją wolę, korzystając z zajmowanej pozycji? – spytała, zanim zdążyła się zastanowić.

Otworzył usta i zaraz je zamknął.

– Tak – powiedział po chwili milczenia. – W tej sytuacji zrobię wszystko, by uzyskać od pani to, czego potrzebuję.

Tym razem to ona rozchyliła wargi ze zdumienia.

– Nie rozumiem, co mogłabym zrobić…

– Ale nie ogarnia pani całej tej sytuacji, prawda? – rzekł ostro. – Nie wie pani wszystkiego.

– Więc proszę mi powiedzieć!

– Nie mamy czasu do stracenia…

– W takim razie trzeba będzie mnie zakuć w łańcuchy – przerwała mu gwałtownie. – Inaczej wasza wysokość nie skłoni mnie, żebym z nim pojechała.

Opór, jaki mu stawiała, całkowicie ją zaskoczył. Nigdy nie sprzeciwiła się nikomu tak otwarcie i nieugięcie. Ciężko pracowała i spełniała polecenia zwierzchników, starała się unikać problemów i spojrzeń mężczyzn, lecz arogancja króla odsłoniła nieznaną jej samej cechę jej osobowości. Cechę, która nie do końca jej się podobała.

Wytrzymała jego spojrzenie i dostrzegła jakiś błysk w jego zielonych źrenicach. Uświadomiła sobie, że właśnie wyobraził ją sobie w kajdanach, i że ta wizja przypadła mu do gustu.

Nagle wyprostował się i jego twarz znowu przybrała wyraz tej chłodnej niechęci.

– Potrzebuję pani pomocy w osobistej sprawie – oświadczył z irytacją. – Tylko tyle mogę pani powiedzieć w publicznym miejscu. Czy to uspokoi pani wątpliwości?

Bezradnie rozłożyła ręce. Zabrakło jej słów. Jakim cudem miała mu pomóc w jakiejś osobistej sprawie?

Zmrużył oczy.

– Dostarczyłem pani powodu do nieufności?

– Nikomu nie ufam – odpowiedziała szczerze.

A tobie szczególnie, dodała w myśli. Król Giorgos cieszył się dobrą opinią – był poważny, niezwykle pracowity i oddany krajowi oraz poddanym – ale to nieoczekiwane, niemożliwe do zrozumienia żądanie budziło w niej wyłącznie podejrzliwość.

Jej ciało wysyłało chaotyczne, mieszane i bardzo niebezpieczne sygnały. Serce biło jej jak szalone, brakowało jej tchu, było jej gorąco. W rezultacie tego wszystkiego nie dość, że nie ufała jemu, to straciła zaufanie do siebie.

Jego uśmiech był chłodny i niezbyt uspokajający.

– Na pewno ma pani swoje powody.

Jasne, że je miała.

– Całkiem sporo – odparła.

Lekko wzruszył ramionami.

– Niezależnie od pani wahań musimy już jechać.

Kassie zdecydowanie potrząsnęła głową.

– Moja zmiana nie dobiegła jeszcze końca.

– Nie zrobi to chyba wielkiej różnicy, jeżeli wyjdzie pani parę minut wcześniej. Pani szef został już poinformowany. Przyjechałem tu po panią i bez pani nie odjadę. Jeśli będę musiał rozkazać mojej ochronie, by zabrali stąd panią siłą, z pewnością się nie zawaham.

– Nie zrobi pan tego – zaprotestowała gwałtownie. – Za bardzo dba pan o opinię swoich poddanych, wasza wysokość.

Zamrugał, wyraźnie zaskoczony.

– Słucham?

– W oczach ludzi jest pan poważnym, zapracowanym królem, który nie popełnia błędów.

– Zdaje sobie pani sprawę, że obraża pani tego „poważnego, zapracowanego króla”?

– Robię to, ponieważ król popełnia błąd. Nie może mnie pan zmusić, żebym mu towarzyszyła.

– Mogę, bo chodzi tu o bardzo ważną sprawę – warknął. – Wychodzimy, proszę ze mną.

– Poważnie?

Zbliżył się jeszcze o krok, naruszając jej osobistą przestrzeń.

– Chce pani, żebym jednak sięgnął po te łańcuchy? Bo jeśli tak, to w żadnym razie nie mogę rozczarować damy.

Uśmiechnął się drwiąco. Kassie pomyślała, że uwagę o łańcuchach rzuciła ot, tak sobie, tymczasem on wydawał się sugerować, że próbowała z nim flirtować.

Nic z tych rzeczy, ona nigdy nie flirtowała. Nigdy.

Co się z nią działo? Ten mężczyzna wytyczał zasady, tworzył prawo, władał krajem i narodem, jego wizerunek znajdował się na monetach, a ona przekomarzała się z nim jak niedojrzała nastolatka, przeżywająca cielęcą miłość.

– Nie trzeba. – Odwróciła wzrok. – Pójdę tylko po torbę i możemy jechać.

Zdziwiła się, kiedy poszedł z nią do małego pokoju, pełniącego rolę biura.

– Dlaczego pan ze mną idzie?

– Nie zamierzam dać pani szansy na ukrycie czegoś albo skontaktowanie się z nim.

Z kim, na miłość boską, pomyślała, patrząc na niego w osłupieniu.

– Proszę po prostu zabrać swoje rzeczy, i tyle – mruknął.

Wreszcie dotarło do niej, że po prostu wziął ją za kogoś innego. Nie mogła mu pomóc, bo przecież była nikim – pracowała tylko w szpitalu, a po pracy wracała do domu i czytała zawodowe czasopisma. Tak czy inaczej, zamierzała pojechać do pałacu, nie miała bowiem cienia wątpliwości, że tam szybko zorientują się, że nie jest osobą, o którą chodziło królowi. Wtedy odwiozą ją do szpitala i będzie po wszystkim.

Uspokojona tym odkryciem, chwyciła torbę i przełożyła pasek przez ramię. Musiała prawie biec, żeby dotrzymać mu kroku. Wsiadła do czarnego samochodu, czekającego przed tylnym wyjściem, i przeżyła kolejne zdziwienie, ponieważ król Giorgos obszedł wóz i zajął miejsce obok niej.

– Myślałam, że jadę z adiutantem waszej wysokości…

Rzucił jej krótkie spojrzenie.

– Czy zawsze wszystko pani kwestionuje?

– Tylko wtedy, gdy pojawiają się wątpliwości, a tu ich nie brak, trzeba przyznać. Dokąd mnie pan zabiera? I dlaczego?

– To ja stawiam tu pytania, panno Marron.

Ostra nuta w jego głosie kazała jej spojrzeć na niego uważnie. W jego oczach dostrzegła coś, co ją zaskoczyło, chociaż może nie powinno. Kiedy widywała go w telewizji, zawsze robił na niej wrażenie człowieka na siłę wtłoczonego w elegancki strój. I wcale nie chodziło o to, że nie był cywilizowany, bo wręcz przeciwnie, był doskonale wychowanym, świetnie wykształconym potomkiem królewskiego rodu. Nie, polegało to raczej na tym, że wyglądał na kogoś, kto w każdej chwili może zerwać więzy, narzucone przez oficjalny ubiór, zerwać maskę i odsłonić zupełnie inne oblicze.

Była idiotką, bez dwóch zdań.

Chyba najzwyczajniej w świecie nie przywykła do mężczyzn o takich gabarytach. Był naprawdę wysoki, szeroki w ramionach, szczupły i muskularny, niewątpliwie imponujący. Z bliska mogła dostrzec, że włosy miał odrobinę za długie, a dolną część policzków ciemną od zarostu, co w jakiś sposób nasilało wrażenie wewnętrznej, przyczajonej dzikości.

Jednak przypuszczenie, że król Giorgos może zmagać się z jakimś emocjonalnym buntem, zakrawało na czysty absurd. Kassie miała przed sobą człowieka, który wstąpił na tron jako osiemnastolatek, dojrzały, zdolny i pracowity ponad miarę.

Więc dlaczego potrafiła myśleć wyłącznie o tym dzikim błysku w jego oczach, o jego idealnie umięśnionych udach i zawoalowanej obietnicy fizycznej sprawności i siły…

Co się z nią działo? Z trudem przełknęła ślinę, lecz to bynajmniej nie złagodziło uczucia suchości w gardle.

Nagle zauważyła, że on przygląda jej się z nie mniejszym skupieniem, tyle że jego oczy znowu przybrały wrogi wyraz. Coś było nie tak. Zdecydowanie. A ona nie miała zielonego pojęcia, w jaki sposób miałaby mu pomóc.

– Czy chodzi o księżniczkę Eleni? – zagadnęła cicho.

Znieruchomiał.

– Skąd przyszło to pani do głowy?

– Nie przyjechała dziś do szpitala. Nigdy dotąd się to nie zdarzyło.

Obserwował ją, zupełnie jakby na coś czekał. Nie mogła się oprzeć wrażeniu, że dzieli ich zbyt mały dystans, i że przez to on jest w stanie czytać w jej myślach. Poczuła, że musi przerwać milczenie, zrobić cokolwiek, byle tylko stawić opór temu dziwnemu uczuciu przyciągania, które nakłaniało ją, żeby zbliżyć się do niego jeszcze bardziej.

– W zeszłym tygodniu źle się czuła – dodała, nerwowo oblizując suche wargi.

– Źle? Czyli jak?

– Miała zawroty głowy. Mówiła, że ostatnio złapała jakąś żołądkową grypę. Doszła już do siebie?

Jeżeli księżniczka nadal miała problemy ze zdrowiem, to król powinien zwrócić się do lekarza, nie do fizjoterapeutki.

– Czy ktoś jeszcze zauważył jej złe samopoczucie? – zapytał. – Ktoś o nią pytał?

Kassie potrząsnęła głową i nagle zamarła. Damon, jej przyrodni brat, zjawił się zaraz po tym, jak poprzedniego dnia Eleni opuściła szpital, i zapytał Kassie, z kim rozmawiała. Teraz uświadomiła sobie, że jego zaciekawienie było prawie natarczywe, i że kiedy dowiedział się, kim była Eleni, był więcej niż zaskoczony.

Dlaczego ta informacja tak go oszołomiła?

Nagle zrobiło jej się zimno. Może jednak król nie wziął ją za kogoś innego, może wydarzyło się coś naprawdę bardzo ważnego. Prawie nie znała swojego przyrodniego brata, ale nie miała zamiaru wepchnąć go pod autobus, w każdym razie do chwili, gdy zrozumie, czego dotyczy cała ta awantura.

Król patrzył na nią z dziwnym wyrazem twarzy. Uświadomiła sobie, że on wie, że ona coś ukrywa.

– Parę tygodni temu była pani na balu w pałacu – odezwał się zimno.

– Tak.

Nie zamierzała kłamać, nie widziała w tym najmniejszego sensu, jednak nie musiała dzielić się z nim większą liczbą informacji, prawda?

– Dlaczego?

Serce zabiło jej mocniej.

– To była impreza charytatywna, zorganizowana na potrzeby szpitala.

– Ale nie przyszła pani na bal z koleżankami i kolegami ze szpitala. Weszła pani jako osoba towarzysząca komuś innemu.

Nie miała takiego szczęścia jak inni i nie wygrała zaproszenia na bal na zorganizowanej w szpitalu loterii, lecz Damon zaproponował, żeby z nim poszła. Była to jedyna rzecz, jaką pozwoliła sobie przyjąć od przyrodniego brata, którego poznała zaledwie parę miesięcy wcześniej. Kiedy wychodzili z pałacu, sprawiał wrażenie zdenerwowanego, ale Kassie nie znała go dość dobrze, by zapytać, czy wszystko w porządku.

Damon zadał jej jednak pewne pytanie, i to dwukrotnie: „Widziałaś tę kobietę w błękitnej peruce i czarnej maseczce? Wiesz, kto to jest?”. Kassie nie mogła się zorientować, o kogo mu chodziło – ostatecznie byli na balu maskowym, prawda? Ale nie mógł przecież mieć na myśli księżniczki Eleni, bo księżniczki nie było na balu, ponieważ miała dotkliwą migrenę…

– Widuje pani moją siostrę co tydzień – podjął król. – Słyszałem, że lubi z panią rozmawiać.

– Często towarzyszę jej na oddziale, tak.

– A kiedy się źle czuła w zeszłym tygodniu?

– Wyszła dużo wcześniej niż zazwyczaj, chociaż nikt nie wiedział, że się źle poczuła.

– Nikt? – powtórzył z naciskiem. – O czym nie chce mi pani powiedzieć?

Kassie wpadła w panikę. Była gotowa zrobić wszystko, byle tylko przestał ją wypytywać.

– Siostra waszej wysokości być może spokojnie znosi to, jak się ją terroryzuje, lecz ja nie zamierzam tolerować takiego traktowania.

Zesztywniał.

– Tak pani powiedziała? Że ją terroryzuję?

Nie mogła znieść jego palącego spojrzenia i nie umiała kłamać.

– Nie. Nigdy nie rozmawiała ze mną o sprawach osobistych. I nigdy nie wspomniała o waszej wysokości, ani słowem.

Jej głupie oczy żyły własnym życiem i najwyraźniej nie były w stanie na niego nie patrzeć. Gdy się w końcu zmusiła, by odwrócić wzrok, on wyciągnął rękę i dotknął jej podbródka, znowu skupiając jej spojrzenie na sobie.

Nie ulegało wątpliwości, że był po prostu wściekły.

– Proszę powiedzieć mi wszystko, co pani wie – rozkazał.

– Bo co? – rzuciła kpiąco, wbrew tlącemu się na dnie jej serca przerażeniu. – Każe mnie pan torturować?

– Kusząca myśl – mruknął. – Zwłaszcza że wyraźnie gustowała pani w wizji zakucia w kajdany, prawda? Nieważne, znam lepsze sposoby, by wyciągnąć z pani potrzebne mi informacje. Dużo lepsze…

Nagle zabrakło jej tchu. Jego słowa, czy raczej dziwna propozycja, przyprawiły ją o zawrót głowy.

Drgnęła nerwowo, kiedy ktoś z zewnątrz otworzył drzwi auta. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że znajdują się już na terenie królewskiej rezydencji. Potężna żeliwna brama zatrzasnęła się za nimi. Za nią.

– Zapraszam do pałacu – powiedział, wysiadając z wozu i ruszając w kierunku budynku.

Gdy Kassie nie ruszyła się z miejsca, urażona jego tonem i zachowaniem, przystanął i odwrócił się twarzą do niej.

– Sądzi pani, że zamierzam ją uwięzić? – zapytał tak cicho, że ledwo go usłyszała.

Chyba jeszcze nigdy nie czuła się tak bardzo zagrożona. A także, co być może wcale nie było dziwne, tak bardzo podekscytowana.

– Albo że panią zjem? – ciągnął.

– Myślę, że ostrożność nie zawadzi – wykrztusiła z trudem.

– Ponieważ czuje się pani winna jak wszyscy diabli?

Wyprostowała się i spojrzała prosto w jego zielone, surowe oczy.

– Z jakiego konkretnie powodu miałabym się czuć winna? – spytała.

Tytuł oryginału: The King’s Captive Virgin

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2018

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

© 2018 by Natalie Anderson

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2020

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie. Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe. Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji. HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela. Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25

www.harpercollins.pl

ISBN 9788327647658