9,99 zł
Znany biznesmen Tomas Gallo uległ wypadkowi, w którym stracił pamięć. Nie mogąc się pogodzić ze swoim stanem, izoluje się od ludzi i wyprowadza na angielską prowincję. Zatroskany o Tomasa przyjaciel wysyła do niego Zarę Falconer, by przez jakiś czas się nim opiekowała. Tomas nie chce przyjąć pomocy Zary. Nie wie, że ona ma wobec niego dług wdzięczności i na pewno nie opuści go w potrzebie…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 158
Tłumaczenie:Agnieszka Wąsowska
„Wprowadź kod i wejdź przez bramę, zanim cię dostrzeże. W przeciwnym razie zmieni kod i cię nie wpuści. I nie zapuszczaj się tam po zmierzchu…”
Zara Falconer wyciągnęła zziębniętą rękę, żeby wbić cyfry kodu. Niebo było tak zachmurzone, że zrobiło się prawie tak ciemno, jak w nocy. Ostrzeżenie Jaspera wciąż brzmiało jej w uszach.
Nerwowym gestem wcisnęła ostatnią cyfrę i wstrzymała oddech. Jednak ciężka metalowa brama pozostała niewzruszona. Czy powinna powtórzyć całą operację od nowa? W tej chwili brama kliknęła i zaczęła się powoli uchylać. Wiszące na niej tabliczki jasno ostrzegały, aby nikt nie ośmielił się wtargnąć na teren posiadłości.
Pospiesznie wsiadła do samochodu i wjechała przez powstałą przerwę. Jak tylko znalazła się wewnątrz, brama zaczęła się zamykać. Przestawiła wycieraczki na szybszy tryb i włączyła długie światła. Kiedy wjechała na wilgotny od deszczu żwir, serce zaczęło jej bić żywiej. Ogromne konary rosnących po obu stronach drzew zasłaniały niemal całe niebo.
Zatrzymała samochód na końcu długiego podjazdu i spojrzała na ogromny georgiański dom. Wzniesione z czerwonej cegły ściany i puste okna nie sprawiały zachęcającego wrażenia. Dom pogrążony był w ciemności, z wyjątkiem jednego okna na parterze, w którym paliło się światło.
Jechała tu cały dzień i nie mogła uwierzyć, że wreszcie dotarła do celu. Przez ostatni rok wyobrażała sobie ten dzień, zakładając najróżniejsze scenariusze. Spotyka go przypadkowo na ulicy, są na tym samym przyjęciu, a może po prostu on ją odnajduje…
Nie miała pojęcia, co się wydarzy. To Jasper ją odnalazł i niemal na kolanach ubłagał, by odwiedziła człowieka, któremu oboje tak wiele zawdzięczali.
Tak więc stała tu teraz w wilgotnych dżinsach, ściskając w ręku skórzaną torebkę. Była ciekawa, jak zareaguje na jej widok. Uśmiechnie się? Będzie zakłopotany? Co powie?
Zara nacisnęła przycisk dzwonka. Przygryzła w oczekiwaniu wargę. Nie znali się długo, ale ta znajomość kompletnie zmieniła jej życie.
Nie słyszała kroków i miała wrażenie, że drzwi otworzyły się zupełnie znienacka. Stanął w nich, spoglądając na nią z góry.
Tomas Gallo.
Mogła jedynie patrzeć na niego w milczeniu.
Był wyższy i szczuplejszy, niż zapamiętała. Ubrany w błękitne dżinsy, włosy miał dłuższe niż niegdyś. Lekko mu się kręciły, opadając swobodnie do połowy szyi. Choć miał ciemną karnację, sprawiał wrażenie bladego. Nie nosił teraz karaibskiej opalenizny i nie uśmiechał się jak kiedyś. Miał kilkudniowy zarost i sprawiał wrażenie nieszczęśliwego. Tylko oczy pozostały te same. Piękne, ciemnobrązowe oczy, w które mogła patrzeć bez końca.
Był jedyny w swoim rodzaju. I w tej chwili, podobnie jak niegdyś, skradł jej serce.
‒ Jak się tu dostałaś? – spytał szorstko, spoglądając na nią z góry.
Nieśmiały uśmiech zamarł jej na ustach. Nie była w stanie się odezwać. Patrzyła na niego w milczeniu, spodziewając się, że ją rozpozna, ale w jego oczach widziała jedynie nieufność.
‒ Nie wiem, jak przedostałaś się przez bramę, ale ogrody już niemal od roku są zamknięte dla publiczności.
‒ Nie przyjechałam tu, aby oglądać ogrody – zdołała w końcu z siebie wydusić.
‒ W takim razie po co? – Najwyraźniej nadal jej nie rozpoznał. Patrzył na nią niemal z wrogością.
Była zaskoczona jego reakcją. Nie spodziewała się, że tak zupełnie nie będzie jej pamiętał.
Wiedziała, że się zmieniła, ale przecież to były jedynie ubranie i fryzura.
‒ Nie zamierzam kupować niczego, co sprzedajesz. – Zaczął zamykać drzwi, ale Zara go powstrzymała. Nie po to jechała cały dzień, żeby teraz odejść z kwitkiem.
‒ Niczego nie sprzedaję – oznajmiła, postępując krok do przodu i blokując drzwi. – Przyjechałam, żeby ci pomóc.
Tomas sprawiał wrażenie zaskoczonego.
‒ Nie potrzebuję pomocy.
‒ Ależ potrzebujesz – powiedziała, postępując kolejny krok. – Jasper przysłał mnie do ciebie.
Jasper powiedział jej, że Tomas wciąż dochodzi do siebie po wypadku i że potrzebna mu pomoc, choć nie chce się do tego przyznać. Cóż, zrobił dla niej tak wiele, że chciała choć częściowo spłacić dług, jaki wobec niego zaciągnęła.
Popatrzył na nią tym razem uważniej. Wciąż jej nie rozpoznał, ale przynajmniej go zainteresowała.
‒ Nie potrzebuję ani nie chcę twojej pomocy – powiedział wolno.
‒ Nawet nie wiesz, co mogę ci zaoferować.
‒ Powiedziałem już, że zupełnie mnie to nie interesuje, skarbie. – Na jego ustach pojawił się gorzki uśmiech. Patrzył na nią tak, jakby stała przed nim nie w wilgotnym ubraniu, tylko całkiem naga.
Kiedy poczuła jego wzrok na piersiach, zalała ją fala gorąca.
‒ Słucham?
‒ Co takiego możesz mi zaoferować? Masaż?
‒ Myślisz, że przyjechałam tu zrobić ci masaż? – Zara była kompletnie zaskoczona.
‒ To i inne usługi. – Tym razem patrzył na jej usta, a jego oczy pociemniały.
Czuła, że się rumieni. Wiedziała, dokąd zmierzały jego myśli. Ona sama wielokrotnie o tym marzyła, choć nigdy by się do tego nie przyznała, nawet przed samą sobą.
‒ Czy Jasper często przysyła do ciebie dziewczyny, żeby świadczyły ci te „usługi”?
‒ Nie. Mówiąc szczerze, jestem dość zaskoczony.
Zara wyprostowała się, choć wciąż nie mogła mu spojrzeć prosto w oczy. Nie była już jednak tym naiwnym dziewczątkiem co wtedy. Nie zamierzała uciec i skryć się w mysiej dziurce. Umiała się bronić.
‒ Nie przyjechałam tu, żeby zapewnić ci intymne przyjemności.
Coś w jego spojrzeniu zmieniło się. On także się wyprostował.
‒ Co Jasper ci powiedział?
‒ Że w ten weekend będziesz tu sam.
‒ I co w tym złego? Czy jego zdaniem nie jestem w stanie sam sobie poradzić?
‒ Jego o to spytaj. Ja po prostu robię to, o co mnie poprosił.
‒ Cóż, Jasper niepotrzebnie cię kłopotał. Przykro mi, ale możesz już iść.
Na dworze było niemal ciemno i prawie nie widziała jego twarzy, ale czuła, że jest zły. Czyżby naprawdę jej nie pamiętał? Cóż, Jasper najwyraźniej się pomylił. Niepotrzebnie się o niego martwił i chętnie by stąd pojechała. Nie mogła jednak przeboleć tego, że jej nie pamięta.
‒ Nie wiesz, kim…
W tej chwili z nieba lunęło jak z cebra. Z chmur spłynęły potoki wody. Tomas mruknął coś pod nosem i cofnął się, wyciągając rękę w jej stronę.
Czyżby zapraszał ją do środka?
Nie poruszyła się. Zniecierpliwiony chwycił ją za ramię i wciągnął do domu. Drzwi zamknęły się za nimi z głośnym trzaskiem. W środku było chłodniej niż na zewnątrz. Stali naprzeciw siebie, a on wciąż trzymał ją za rękę. Czuła na zmarzniętej twarzy jego oddech.
Serce odruchowo zaczęło jej bić szybciej. Zadrżała.
Tomas gwałtownie ją puścił.
‒ Możesz tu zaczekać, aż przestanie padać – oznajmił sztywno, odsuwając się. Odwrócił się i zapalił światło.
Zara zamrugała gwałtownie powiekami. Była zaskoczona reakcją swojego ciała na jego bliskość. Uznała, że lepiej będzie, jeśli nic nie powie.
Nie zaprosił jej do środka, nie zaproponował niczego do picia ani nawet żeby usiadła. Było jasne, że nie chce czekać tu z nią, ale także nie zamierzał zostawić jej samej. Z trudem powstrzymała złośliwy uśmiech.
Rok temu słyszała, jak żartował z Jasperem i śmiał się w głos. Wtedy też był arogancki i pewny siebie. Teraz jednak z jego osoby emanował chłód. Nie chciał jej tutaj i jasno dawał temu wyraz.
Cóż, on nigdy jej nie chciał.
Może z wyjątkiem tej jednej chwili, którą pamiętała w każdym szczególe. Podszedł wtedy do niej bardzo blisko, uśmiechając się.
‒ Panna…? – Jego głos gwałtownie przywrócił ją do rzeczywistości.
‒ Falconer – podała swoje nowe nazwisko. – Zara Falconer.
Żadnej reakcji.
Nie sprawiał wrażenia człowieka, który potrzebuje pomocy. Jasper jednak nalegał, a ona bardzo chciała zobaczyć Tomasa.
‒ Jasper poprosił, żebym przez kilka dni zajęła się twoim domem – powiedziała w końcu.
‒ Jesteś zbyt młoda – odparł natychmiast.
Z trudem stłumiła uśmiech. Ile razy już to słyszała w życiu? Rzeczywiście wyglądała młodo, ale nie była głupia i potrafiła doskonale pracować. Często nawet ciężej niż inni.
‒ Nie jestem taka młoda, jak wyglądam.
Tomas popatrzył na stojącą przed nim kobietę. Doskonale wiedział, o co chodziło Jasperowi. Od dawna marudził, że powinien się rozerwać i spędzić trochę czasu z jakąś ładną dziewczyną. Jednak jego przyjaciel się mylił. Jak tylko pozbędzie się tej dziewczyny, zadzwoni do niego i powie mu, co o tym myśli.
Zdziwił się tylko, że Jasper przysłał do niego kogoś tak nietypowego, innego od wystrzałowych modelek, w których sam gustował. Ta była zbyt słodka. Sprawiała wrażenie bardzo młodej i dopiero kiedy przyjrzał się jej bliżej, dostrzegł, że miała rację – nie była już taka młodziutka, jak początkowo sądził.
Kiedy otworzył jej drzwi, uśmiechała się nieśmiało. Luźno związane brązowe włosy były wilgotne od deszczu i pojedyncze kosmyki przylepiły jej się do czoła. Miała twarz w kształcie serca, a najbardziej przyciągały wzrok duże zielone oczy i pełne usta. A kiedy się uśmiechała, na jej policzkach pojawiały się dołeczki. Była uosobieniem niewinności i radości życia.
Uosobieniem wszystkiego, czym on sam nie był.
Teraz akurat miała urażoną minę i z trudem oderwał od niej wzrok. Bez wątpienia go pociągała. Kiedy ją ujrzał, poczuł irracjonalną chęć, by ją objąć i pocałować. Jej usta sprawiały wrażenie stworzonych do tego, by je całować.
Nie pamiętał już, kiedy ostatni raz całował kobietę. Zresztą, nie pamiętał prawie nic.
Podszedł do niej, nie zważając na to, że sprawiała wrażenie zaskoczonej. Nie chciał wiedzieć, po co tu jest, nie chciał na nią patrzeć. Nie chciał jej chcieć. Chciał, żeby sobie poszła.
‒ Skąd znasz Jaspera? – spytał szorstko.
Sprawiała wrażenie zakłopotanej. Nie odpowiedziała na jego pytanie. Czyżby miała coś do ukrycia? Tomas odczuł niespodziewaną złość. Nie była w typie Jaspera.
‒ Pomógł mi bardzo jakiś czas temu – odpowiedziała w końcu. – Jadłeś już obiad?
‒ A co to cię obchodzi? – odparł niezbyt uprzejmie. Poczuł przy tym nieprzyjemny skurcz w żołądku. Zastanawiał się, czy ona jadła. Sprawiała wrażenie osoby, której przydałoby się coś ciepłego. Skąd ona, do diabła, przyjechała? I po co?
Dziewczyna ruszyła przez hol, nie skrywając ciekawości.
‒ Ten dom jest ciemny i zimny – zauważyła.
‒ Może mi to odpowiada?
‒ Zależy ci na tym, żeby sprawiał takie nieprzyjazne wrażenie? – Uśmiechnęła się do niego łobuzersko. – Aż tak bardzo obawiasz się ludzi?
To pytanie, choć zadane ciepłym tonem, zdenerwowało go.
‒ Ciężko pracuję i nie lubię, gdy mi się przeszkadza – oznajmił szorstko, nie chcąc się poddać jej urokowi. A nie było to łatwe. – I nie potrzebuję niańki. Myślę, że pora już, żebyś sobie poszła.
Zadawał sobie pytanie, dokąd miałaby pójść.
Uśmiech zniknął z jej twarzy i pojawił się wyraz zakłopotania. Nie wiedzieć czemu, pomyślał, że ją rozczarował. Nie podobało mu się to.
‒ Nie jestem taka młoda, jak myślisz – powiedziała niespodziewanie, jakby pojęła jakąś decyzję i zamierzała wprowadzić ją w życie. – Byłam już mężatką.
Jej słowa zaskoczyły go.
‒ Ale już nie jesteś? – spytał miękko.
Spuściła wzrok.
‒ Najwyraźniej nie było mi to pisane.
‒ Przykro mi – powiedział sztywno. Z niewiadomego powodu nie spodobało mu się to, że ktoś ją zranił.
Przeklął Jaspera za to, że ją do niego przysłał. Podszedł do drzwi i otworzył je. Cały czas lało jak z cebra. Zrobiło się już niemal całkiem ciemno i prowadzenie samochodu w takich warunkach nie było najrozsądniejsze. Zaklął w duchu.
‒ Nie powinnaś teraz jechać, to zbyt niebezpieczne. Zostaniesz tutaj – oznajmił grobowym głosem.
Spojrzał na nią i w jego głowie zapaliła się jakaś iskierka. Czyżby już kiedyś wypowiedział do niej podobne słowa?
Nienawidził tych chwil déjà vu. Uczucia, że wspomnienie czegoś jest tuż, tuż, ale próby przypomnienia sobie tego, co to było, pozostawały bezskuteczne. Znieruchomiał, oczekując, że może tym razem jakaś klapka w jego mózgu otworzy się i przypomni sobie, o co mu chodzi.
Nic podobnego się nie stało.
Frustracja przerodziła się w złość. Podszedł do niej i spojrzał na nią z góry.
‒ Czy ja cię znam? – spytał, nienawidząc się za to, że musi zadać to pytanie.
‒ Nie – odparła zdecydowanie, starając się ukryć rozczarowanie. Najwyraźniej to, co wydarzyło się rok temu, nie miało dla niego żadnego znaczenia i nic nie pamiętał.
Ale w końcu czego się spodziewała? To nie jest jakaś bajka, tylko prawdziwe życie. To było jedno popołudnie, jedna noc i jeden ranek. Dla niego nic to nie znaczyło.
I nie okłamała go. Tomas jej nie znał. Nigdy tak naprawdę jej nie poznał.
Ale to go nie powstrzymało przed poślubieniem jej.
Tytuł oryginału:
The Forgotten Gallo Bride
Pierwsze wydanie:
Harlequin Mills & Boon Limited, 2017
Tłumaczenie:
Agnieszka Wąsowska
Redaktor serii:
Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne:
Marzena Cieśla
Korekta:
Hanna Lachowska
© 2017 by Natalie Anderson
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2018
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN 9788327640741
Konwersja do formatu EPUB: Legimi S.A.