10,99 zł
Carrie Barrett umawia się na randkę w ciemno, lecz chłopak nie przychodzi na spotkanie. Do jej stolika dosiada się Massimo Donato-Wells, właściciel hotelu, najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego widziała. Wspaniale im się rozmawia i Carrie chciałaby, żeby ten wieczór trwał do rana. I tak też się dzieje. Przez następne tygodnie cieszy się cudownymi wspomnieniami aż do chwili, gdy odkrywa, że jest w ciąży. Massimo nie daje wiary, że jest ojcem. Rozżalona Carrie wyjeżdża, lecz gdy spotykają się ponownie kilka miesięcy później, ich uczucia okazują się równie silne jak przy pierwszym spotkaniu…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 145
Natalie Anderson
Randka w ciemno
Tłumaczenie:
Anna Dobrzańska-Gadowska
Tytuł oryginału: Revealing Her Nine-Month Secret
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2022
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2022 by Natalie Anderson
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2023
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN: 978-83-276-9329-7
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek
Była jeszcze jakaś nadzieja. Carrie Barrett znowu zerknęła na drzwi. Umówiła się na randkę w ciemno z kuzynem swojej koleżanki z pracy. Nie należała do szczególnie asertywnych osób i poważnie starała się zmienić ten stan rzeczy, lecz dzisiaj chciała nie tylko zrobić komuś przysługę, ale i dopasować się do stada. Chciała też poznać kogoś nowego, po prostu.
Minął już cały rok od chwili, kiedy została porzucona, i sześć miesięcy od dnia, kiedy wyruszyła z domu na drugą stronę świata. Przyszedł czas, by przynajmniej spróbować przeżyć coś przyjemnego.
Niestety, mężczyzna, którego chciała poznać, wyraźnie się spóźniał, a nawyk punktualności sprawił, że Carrie siedziała teraz w niedopasowanej, pożyczonej letniej sukience w restauracji na tarasie jednego z najdroższych hoteli w Auckland w Nowej Zelandii. Dobrze chociaż, że mogła udawać, że nie widzi znaczących spojrzeń kelnera, wpatrując się w lśniące bielą jachty zacumowane w marinie. Port był doprawdy zachwycający, zwłaszcza teraz, o zachodzie słońca, zupełnie jak z pocztówki, a jednak Carrie nie mogła się powstrzymać, by co chwilę nie odwracać głowy w kierunku wejścia do sali.
Przyjdź, pomyślała. Bardzo proszę.
Jej żołądek wykonał gwałtowne salto, bo w drzwiach stanął mężczyzna, jak na życzenie. Bardzo wysoki, o szerokich ramionach i lśniących oczach, które natychmiast spoczęły na niej, jednak tylko na sekundę.
Nie, to nie był on, nic z tego. Jej partner miał mieć na sobie czerwoną marynarkę, a ten tutaj był ubrany na czarno. Jego pojawienie się zelektryzowało obecnych, wszyscy odwrócili się, by na niego spojrzeć, wyprostowali i z ożywieniem podnieśli głowy.
Carrie również nie okazała się odporna. Skóra na jej ramionach natychmiast pokryła się gęsią skórką, co wskazywało na mocno alergiczną reakcję. Śmiało można by powiedzieć, że facet był uosobieniem sukcesu, a Carrie wystarczająco długo miała do czynienia z podobnymi typami, by bez trudu rozpoznać tę szczególną aurę.
Pewnie był szaleńczo ambitny i bez reszty skupiony na karierze, tak samo jak jej rodzice, znani prawnicy, oraz jej siostry, jaśniejące pełnym blaskiem gwiazd sportu. A także jej były narzeczony, o zgrozo…
Carrie doskonale wiedziała, że w walce o sukces na najwyższym szczeblu trzeba było poświęcić inne sprawy – czas i uwagę (zawsze), ludzi (często), uczciwość (czasami). Wiedziała to wszystko, a jednak patrzyła na przybysza nie z odrazą, ale z fascynacją, podobnie jak reszta restauracyjnych gości.
Był piratem, który podbijał i brał w posiadanie serca poprzez samą swoją obecność. Nawet ultraprofesjonalny i dyskretny szef sali odzyskał równowagę ducha dopiero po dłuższej chwili. Teraz wystarczyło kilka cicho wypowiedzianych słów i świeżo przybyły mężczyzna już szedł za restauratorem do jedynego wolnego stolika, oddalonego od stolika Carrie najwyżej o dwa metry.
Oczywiście nie czuł się nieswojo w pojedynkę, nic z tych rzeczy. I naturalnie gdyby miał ochotę na towarzystwo, musiałby rzucić tylko jedno spojrzenie w stronę siedzących przy barze kobiet, lecz najwyraźniej wolał być sam, bo wybrał krzesło zwrócone tyłem do baru.
Oznaczało to, że usiadł twarzą do Carrie, która od razu poczuła się tak, jakby siedziała z nim przy jednym stoliku, tyle że w nietypowej odległości. Najchętniej wyszłaby niepostrzeżenie, ale postanowiła jeszcze chwilę zaczekać. Do sali weszła teraz kobieta i dwóch mężczyzn, i cała trójka skierowała się do baru.
Carrie westchnęła. Jej spojrzenie mimo woli spoczęło na siedzącym naprzeciwko mężczyźnie i czas nagle się zatrzymał. Nieznajomy był kimś więcej niż piratem – posiadał urodę anioła i kuszącą atrakcyjność diabła. I przyglądał się jej uważnie.
Policzki Carrie oblał gorący rumieniec, głowę wypełniły dziwne myśli, a całe ciało zareagowało w szokujący sposób. Żenada, pomyślała nieprzytomnie. Zupełnie jakby rzucił na nią urok. Niezwykłe wrażenie zniknęło dopiero w chwili, gdy do tamtego stolika podszedł szef sali. Wtedy jej pirat i anioł w jednej osobie przechylił lekko głowę, by lepiej słyszeć i chociaż ani na sekundę nie oderwał wzroku od Carrie, jej umysł zdołał odzyskać wolność.
Czy nieznajomy dostrzegł jej reakcję? Czy czytał w jej myślach? Nie była w stanie odpowiedzieć na te pytania, ale świetnie zdawała sobie sprawę, że w jej sercu obudziło się jakieś nieznane uczucie. Gdy mężczyzna powiedział coś cicho, oczy szefa sali rozszerzyły się, jednak zaraz skinął głową. Jakże by inaczej, pomyślała Carrie. Ten facet zawsze dostaje to, czego chce, zawsze, bez wyjątku, lecz przecież niemożliwe, by chciał mieć przy sobie właśnie ją. Była zbyt zwyczajna, a gwiazdy z reguły przyciągają gwiazdy, i tak być powinno, bo istoty, które nie świecą tak intensywnym blaskiem, mogłyby spłonąć w bliskości gwiazd.
– Czy zechce pani zamówić, czy woli pani jeszcze chwilę poczekać na swojego gościa? – pytanie szefa sali ukłuło dziewczynę jak czubek ostrza.
Nie złożyła żadnego zamówienia, ponieważ ceny w tej restauracji były zbyt wysokie dla osoby, która przyjechała tu tylko do pracy, na krótko, jednak teraz duma nie pozwoliła jej tak po prostu wstać i wyjść, w ogniu spojrzenia faceta, który miał wszystko, dosłownie. Bo nadal na nią patrzył i z jakiegoś powodu w jego oczach nie była niewidzialna.
Massimo Donati-Wells uważnie wysłuchał krótkiej wymiany zdań między szefem sali a truskawkową blondynką, chociaż dziewczyna nie była w jego typie, zupełnie. Nie była, a jednak coś kazało mu polecić restauratorowi, by nie pozwolił nikomu usiąść przy jej stoliku.
Zauważył ją zaraz po wejściu i celowo usiadł tyłem do reszty sali. Ona również zwróciła na niego uwagę i jej krótkie, lecz skupione spojrzenie wywołało u niego szokującą reakcję, bardzo, ale to bardzo fizyczną.
Miał za sobą kilka dni, które ciągnęły się w nieskończoność, i podpisanie najnowszego kontraktu wymagało przecież jakiejś nagrody, usiadł więc wygodnie, delektując się powolnym budowaniem napięcia. Dziewczyna co jakiś czas zerkała na drzwi ponad jego ramieniem, więc najwyraźniej czekała na kogoś. Na chłopaka? Musiał to być kompletny idiota, jeśli spóźniał się na spotkanie z kimś takim.
Jej telefon zabrzęczał cicho i Massimo bezwstydnie obserwował ją, gdy odczytywała wiadomość. Zamrugała gwałtownie i zacisnęła wargi.
– Tak, chciałabym coś zamówić – przywołała kelnera, nawet nie patrząc na menu. – Poproszę pinacoladę.
Massimo przygryzł policzek, żeby się nie uśmiechnąć. Ten plażowy klasyk koktajli w ogóle nie znajdował się w menu baru tej restauracji, ale kelner zachował się profesjonalnie i poważnie skinął głową.
Nie była w jego typie, naprawdę. Wydawała się zbyt świeża, zbyt miękka, dałby głowę, że należała do tych, co to rumienią się i marzą o wielkiej prawdziwej miłości. On wolał takie, które grają szybko i ostro, i nie spodziewają się, że rano znajdą go obok siebie w łóżku. Bystre, sprytne dziewczyny, których sposób myślenia znał na wylot.
A jednak ta tutaj miała w sobie coś, co nie pozwoliło mu oderwać od niej wzroku. I nie była to tylko gładka skóra i miękkie krągłości, lecz przede wszystkim duma i odwaga malujące się w jej szafirowych oczach, i widoczna wrażliwość. Niedobrze, że jakiś palant wystawił ją do wiatru. Nie zasługiwała na to.
– Ma pani coś przeciwko temu, żebym się przysiadł? – zapytał, szokując samego siebie niezdolnością stawienia czoła pokusie. – Mój gość w ostatniej chwili odwołał spotkanie.
Chciał spokojnie zjeść kolację, sam. Nie miał ochoty na towarzystwo. Następnego dnia wczesnym rankiem wracał do domu i naprawdę nie rozumiał, dlaczego zdecydował się na ten krok.
Truskawkowa blondynka nie była głupia – znacząco spojrzała na pojedyncze nakrycie na blacie jego stolika. Tak, okłamał ją, a ona doskonale o tym wiedziała.
– Tylko na jednego drinka, dopóki jest pani sama – powiedział, nieprzyzwyczajony do tego, by prosić dwa razy, o cokolwiek i kogokolwiek.
Uśmiechnęła się słabo.
– Mój towarzysz nie przyjdzie.
Nawet nie próbowała kłamać.
– Idiota z niego, to jasne. – Massimo podniósł się, podszedł do jej stolika i usiadł, zanim zdążyła znowu się odezwać. – Jestem głodny, a pani?
Przez parę sekund zastanawiał się, czy dziewczyna zamierza odmówić. Może jednak źle odczytał znaczenie pulsującego między nimi napięcia albo może jego śmiały sposób bycia nie przypadł jej do gustu, bo przecież naprawdę była delikatna i miękka, ale nie, zaraz zdecydowanym ruchem uniosła głowę.
– Nie jestem pewna. W tej chwili raczej nie potrafię jasno myśleć.
Jej szczerość wprawiła go w dobry humor.
– Więc musimy się tego dowiedzieć. – Krótkim gestem przywołał kelnera, który w ułamku sekundy wyrósł obok jak spod ziemi.
Massimo przyciszonym głosem złożył zamówienie.
– Podają tu wyśmienite tapas – wyjaśnił, gdy kelner oddalił się w stronę kuchni. – Zamówiłem wszystko.
Długą chwilę patrzyła na niego przejrzystymi, intensywnie błękitnymi oczami, w których wcale nie malował się bezwarunkowy zachwyt.
– Wszystko? – powtórzyła ostro. – Musi pan być naprawdę bardzo głodny.
– Nie miałaś ochoty na duży soczysty stek z jakimś pysznym sosem i dodatkami? – Massimo gładko przeszedł na „ty”.
Tak, najprawdopodobniej uznała go za palanta, ale jej oczy zapłonęły. Przez głowę Massima przemknęła myśl, że ten płomień rozgrzał go w dziwny, sięgający najgłębszego wnętrza sposób.
– Tak czy inaczej, próbowanie wielu różnych rzeczy jest zabawniejsze niż jedzenie w kółko tej samej potrawy, nie sądzisz? – ciągnął. – Kąsek tego, odrobina tamtego, chociaż oczywiście nie zawsze, bo czasami przyjemnie jest tylko popatrzeć.
– Tylko popatrzeć? – W jej głosie zabrzmiało niedowierzanie.
– A ty nie zaspokoisz apetytu jedynie spojrzeniem? – Massimo lekko uniósł brwi.
– Wszystko zależy od okoliczności.
– No, właśnie. – Pokiwał głową. – Głównie chodzi jednak o to, że jest wiele rzeczy, których jeszcze nie próbowałem.
Chwilę patrzyła na niego w milczeniu.
– Przywykłeś do tego, że zawsze stawiasz na swoim – odezwała się wreszcie. – Wybierasz to, co chcesz, i bierzesz, nie dając szansy innym.
– Tak myślisz? – Uśmiechnął się.
– Tak. Bez mrugnięcia okiem zamawiasz całe menu, wchodzisz do restauracji z taką pewnością siebie, jakbyś był jej właścicielem, i…
Dostrzegł moment, kiedy w pełni dotarło do niej to, co przed sekundą powiedziała. Jej wargi ułożyły się w zmysłowe „o”, na widok którego temperatura jego ciała niewątpliwie podniosła się o parę stopni.
– Jesteś właścicielem tej restauracji? – Utkwiła w nim badawcze spojrzenie. – I pewnie całego hotelu, co?
– Jestem tylko inwestorem.
Miał już tyle pieniędzy, że od jakiegoś czasu zajmował się głównie wynajdywaniem przedsięwzięć, które wymagały inwestycji. Jego prywatne imperium słynęło z umiejętności wyławiania firm, które miały duże szanse na intensywny rozwój, co oznaczało jeszcze większe dochody dla inwestora.
Massimo uwielbiał swoją pracę. Lubił odnosić sukcesy i żyć na własnych warunkach. Lubił też uwodzić piękne kobiety, które znały zasady gry. Jego rozmówczyni ich nie znała, było to oczywiste.
– Tylko inwestorem – powtórzyła. – Więc inwestujesz jedynie w luksusowe hotele, tak?
– Szczerze mówiąc, w tej chwili najwięcej uwagi poświęcam źródłom energii odnawialnej.
– Bardzo szlachetny cel. – Pokiwała głową. – Masz nadzieję zbudować lepszą przyszłość dla swoich dzieci?
Zmierzył ją uważnym spojrzeniem, doceniając brzmiący w jej głosie ton leciutkiej ironii. Od dawna nikt z niego nie kpił i pewnie dlatego nagle zapragnął znaleźć jakiś jej czuły punkt i uderzyć.
– Nie zamierzam mieć dzieci – odparł gładko.
– Jasne. – Kąciki jej ust uniosły się w lekkim uśmiechu.
– To znaczy?
– To znaczy, że zgodnie z powszechnie dostępną wiedzą każdy zamożny mężczyzna czuje głęboką potrzebę poinformowania każdej napotkanej kobiety, że w żadnym razie nie powinna wyobrażać go sobie w roli męża i ojca.
O mały włos nie parsknął śmiechem.
– Właśnie – skinął głową, pełen uznania dla jej umiejętności zgrabnego przeinaczenia słynnego cytatu z powieści Jane Austen. – Cieszę się, że rozumiesz moje stanowisko.
– Ja także nie planuję małżeństwa, gdybyś chciał wiedzieć.
Uśmiechnął się szeroko.
– I to właśnie dlatego siedzisz tu, czekając na…
Rzuciła mu surowe spojrzenie, którego chłód rozwiał się w cieple trudnego do ukrycia rozbawienia.
– Zrobiłam przysługę przyjaciółce.
– Doprawdy? Taką linię zamierzasz przyjąć?
– Tak się składa, że to prawda – dziewczyna wzruszyła ramionami. – I nie obawiaj się, wykorzystuję cię tylko jako sposób na uniknięcie publicznego upokorzenia oraz zjedzenia kolacji za darmo.
– W porządku – rzekł spokojnie. – Cieszę się, że jesteśmy szczerzy wobec siebie. I że mogę ci się przydać.
– Ja też.
– Kto to był? – zapytał, teraz już tylko z głupiej ciekawości. – Ten kretyn?
– Nie wiem, naprawdę. Umówiła mnie z nim moja przyjaciółka, ale najwyraźniej musiał zostać w pracy.
– Ach, ci pracocholicy… – Massimo pokręcił głową. – Lepiej trzymaj się od nich z daleka.
W jej błękitnych oczach błysnął ognik niedowierzania. Roześmiała się cicho i wtedy pomyślał, że chce usłyszeć jej śmiech w zupełnie innych okolicznościach, najlepiej w łóżku.
– A twoja partnerka? – zagadnęła.
– Nie byłem z nikim umówiony. Skłamałem.
– Tak – jej błękitne spojrzenie przeszyło go do szpiku kości. – Masz w tym spore doświadczenie.
– A kto go nie ma? – tym razem to on nie zdołał zamaskować nuty goryczy w swoim głosie. – Kłamiemy i jesteśmy okłamywani, prawda?
– Najwyraźniej.
Massimo poczuł, że dobrze się rozumieją. Doskonale wiedział, jak okropnie jest zdać sobie sprawę, że zostało się okłamanym. Gdy kelner podszedł do stolika z pina coladą dla jego rozmówczyni i butelką wina dla niego, świadomość łączącej ich więzi zniknęła równie szybko jak się pojawiła.
– Jesteś Angielką – zauważył, kiedy znowu zostali sami.
– A ty Australijczykiem – odparowała z uśmiechem.
– Więc oboje jesteśmy daleko od domu, chociaż ty oczywiście dalej. Co sprowadza cię do Auckland?
Nie chciał wiedzieć zbyt wiele. Nie chciał angażować się w prawdziwe związki, ponieważ te zawsze okazywały się zbyt intensywne. Zbyt niszczące. Wolał skupiać się na doraźnych doznaniach, na dotyku, kontakcie czysto fizycznym, jednak tym razem, chyba pierwszy raz, pragnął dowiedzieć się, dlaczego ta dziewczyna wyglądała na tak samotną.
– Przygoda – spokojnie pociągnęła łyk drinka. – A ciebie?
– Interesy. Jutro rano pierwszym lotem wracam do Sydney.
Carrie spojrzała mu prosto w oczy i dostrzegła czające się tam wyzwanie. Wyraźnie liczył na reakcję z jej strony, a ona nie potrafiła oprzeć się pokusie. Niby od niechcenia dał jej do zrozumienia, że jest tutaj tylko na tę jedną noc, używając tej informacji jako broni przeciwko kobiecie, która mogłaby chcieć czegoś więcej.
Oczywiście potrzebował jakiejś formy obrony – był zbyt atrakcyjny i niewątpliwie kobiety bezustannie rzucały mu się w ramiona. I naturalnie pewnego dnia zapragnie mieć dzieci, z kobietą, która podbije jego serce, a której dotąd nie spotkał.
Ona nie była tą kobietą, także i dlatego, że nie należała do kategorii, z której zazwyczaj pochodziły jego partnerki.
– Cóż, szkoda, że nie zostaniesz tu dłużej – powiedziała. – Niestety, nie będę mogła wcielić w życie mojego sprytnie ułożonego planu, aby podstępnie zmusić cię do małżeństwa.
– Jestem zrozpaczony.
– Naprawdę? – parsknęła śmniechem.
Nigdy nie flirtowała tak intensywnie, jeśli miała być szczera, to w ogóle nie flirtowała, lecz cała ta sytuacja była tak prosta… To, że usiadł przy jej stoliku i uchronił ją przed upokorzeniem, bo przecież szef sali i kelnerzy świetnie wiedzieli, że czekała na partnera, no i to, że nie mógł oderwać od niej wzroku, albo może tylko udawał, i że pod tą jego szokującą arogancją kryło się coś, co doskonale rozumiała, na jakimś głębokim poziomie świadomości…
– Mam na imię Massimo – wyciągnął do niej rękę ponad blatem. – Dziękuję, że zgodziłaś się zjeść ze mną kolację.
– Carrie. I chyba nie dałeś mi wyboru.
– Pozwól, że to naprawię – w jego fascynujących zielonych oczach nie było ani śladu rozbawienia. – Wolałabyś, żebym został, czy raczej zostawił cię samą? Bez narzekań zastosuję się do każdego twojego życzenia.
Do każdego jej życzenia? Carrie nagle zabrakło tchu.
– Możesz zostać – powiedziała, siląc się na spokój.
– Dziękuję.
Massimo uwolnił jej dłoń i odwrócił się w stronę szefa sali, który właśnie zbliżał się do nich w asyście dwóch kelnerów. Wszyscy trzej postawili na stoliku drewniane półmiski, na których ułożone były świeże ostrygiu, obłożone malutkimi kostkami mrożonego szampana, kilka rozmaitych serów, w tym zapiekany brie, plastry wędliny i pieczonych mięs oraz czekoladowe desery.
– Mnóstwo jedzenia – zauważyła.
– Nie musimy się spieszyć. Mam nadzieję, że znajdziesz tu coś, co pobudzi twój apetyt. I może, podczas gdy będziesz zastanawiać się, na co masz ochotę, powiesz mi, co robisz w Auckland…
– Pracuję, na umowie na czas określony, jako sekretarka. Niedługo zamierzam przenieść się w jakieś cieplejsze miejsce.
– Do Sydney? – podsunął z uśmiechem.
– To za duże miasto. Poszukam czegoś mniejszego i bardziej odizolowanego.
– Więc może Fiji? Albo Wyspy Cooka?
– Myślę, że czułabym się tam jak w raju – z entuzjazmem skinęła głową.
Massimo uniósł brwi.
– Tak sądzisz?
– A ty nie?
Prowadzili lekką, niezobowiązującą rozmowę i oczywiście Massimo nie traktował poważnie wszystkiego, co mówiła. Tak czy inaczej, z zasady nie wierzył we wszystko, co słyszał.
– Wakacje na wyspie byłyby dla mnie nie rajem, ale straszliwą nudą – rzekł.
– Nudą? – Carrie parsknęła śmiechem.
– Rozczarowałaś mnie – kpiąco pokręcił głową. – Miałem nadzieję, że masz bogatszą wyobraźnię. Jak wypełniłabyś swoje dni w tym twoim wymarzonym raju?
– Rano wybrałabym się na spacer, potem popływałabym trochę, a później zjadłabym solidną porcję świeżych owoców…
– Zastanawiałaś się nad tym – stwierdził.
– Często – uśmiechnęła się szeroko.
– Czy w twoich planach mieści się także medytacja i joga na plaży? I słodkie selfies do zamieszczenia w mediach społecznościowych?
– Spacer sprzyja medytacji – przyznała. – Ale kontakty z mediami społecznościowymi wykluczam, całkowicie. Za to na pewno dużo czytałabym, mniej więcej jedną książkę dziennie.
– Ja czytam tylko materiały na temat inwestowania.
– Żadnych powieści? Żadnych książek historycznych albo filozoficznych? Żadnej poezji? Czytanie jest dobre dla duszy.
– Zakładasz, że mam duszę.
– Zakładam, że jesteś człowiekiem – powiedziała, przechylając głowę. – Co znaczy, że masz wyobraźnię, niewątpliwie bogatą. I dlatego nie wierzę, że nie czytasz.
– Na jakiej podstawie sądzisz, że mam bogatą wyobraźnię?
– Wiem, że sukces jest owocem czegoś więcej niż tylko bystrego umysłu i zdolności biznesowych. Bez kreatywności i wizji niewiele byś osiągnął.
– I wiesz to wszystko, ponieważ…?
– Ponieważ miałam do czynienia z innymi ludźmi sukcesu.
Massimo milczał. Ostry ton dziewczyny wyraźnie sugerował, że ci znani jej ludzie sukcesu nie zrobili na niej dobrego wrażenia. Wiele wskazywało na to, że uważała ich za należących do innej kategorii ludzi niż ona sama.
– Ale chyba nie bardzo chciałaś obracać się w ich towarzystwie – zauważył wreszcie. – Świadczyłoby o tym chociażby to, że chcesz uciec na samotną wyspę.
Carrie zesztywniała.
– Nie zamierzam nigdzie i od nikogo uciekać. Chcę tylko wzbogacić swoje życie.
– Naprawdę? Może chcesz przeżyć marzenia i przygody innych, zwarte w ich książkach.
– Za to ty jesteś pracoholikiem, który w ogóle nie wie, co to wakacje – rzuciła mu pełne drwiącego współczucia spojrzenie.
– Cóż mogę na to poradzić? Czas to pieniądz, a mój czas jest bardzo kosztowny.
– Naturalnie prowadzenie biznesu jest dla ciebie ważniejsze od osobistych potrzeb, prawda? – zagadnęła gorzko. – I co, całymi dniami zastanawiasz się, w które firmy zainwestujesz?
– Tak, w zasadzie masz rację.
– I każdy chce zostać twoim przyjacielem, bo masz pieniądze i decydujesz, w co je włożyć?
– Właśnie. Stąd bierze się moja nieufność do kobiet.
Roześmiała się niechętnie.
– Jasne, jesteś takim ostrożnym, wrażliwym stworzeniem, a ja typową poszukiwaczką złota. Tak czy inaczej, na pewno lepiej ode mnie wiesz, że ludzie, którzy odnoszą wielkie sukcesy robią to kosztem wielkich wyrzeczeń w życiu osobistym.
– Zaraz, zaraz, teraz twierdzisz, że w moim życiu została zachwiana równowaga?
– Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości.
Przycisnął dłoń do piersi z taką miną, jakby zraniła go do głębi.
– W przeciwieństwie do twoich wyobrażeń, umiem się relaksować, naprawdę – nachylił się nad stolikiem, żeby głębiej zajrzeć jej w oczy. – Jednak spacery po piasku nie są najlepszą rozrywką, jaką udało się wymyślić ludziom, wierz mi.
– Ale może opłacałoby się inwestować w rozmaite projekty na samotnych wyspach, szczególnie biorąc pod uwagę przyszłość dzieci, których nie zamierzasz mieć – zakpiła.
– Może warto to rozważyć – uśmiechnął się. – Lubię wyzwania.
– Czytanie na plaży przez cały dzień też może być wyzwaniem – poinformowała go ze sztuczną powagą. – Można obserwować kąt padania promieni słonecznych, dbać o skórę, aby nie doznała poparzenia, tymczasem ty nie potrafisz wyjść poza potrzebę gromadzenia majątku, potrzebujesz ekscytacji, jaką daje ci połączenie wysokiego ryzyka i wysokiej nagrody w postaci zysku, chcesz wygrać za wszelką cenę…
– Nie ma nic złego w dążeniu do zdobycia najwyższej nagrody – Massimo wzruszył ramionami.
Nie zamierzał przepraszać za to, że lubi i potrafi odnosić sukcesy. Ostatecznie właśnie dzięki temu przetrwał.
– Nie powinnaś jednak cały dzień czytać na plaży, bo nadmierna ekspozycja na słońce szkodzi skórze – dorzucił.
– Obiecuję, że narzucę coś na ramiona.
– Nie powinno się składać obietnic – zamruczał, bezskutecznie siląc się na żartobliwy ton. – Mało kto ich dotrzymuje.
Jej błękitne spojrzenie dotknęło go i poruszyło w trudny do określenia sposób.
– Co do tego muszę się z tobą zgodzić – powiedziała cicho.
– Wypijmy za brak obietnic – zaproponował.
– Za brak obietnic – uniosła pucharek z koktajlem, którego żywy kolor dziwnie kłócił się z niewesołą nutą w jej głosie.
– I za brak kłamstw…
Nie miała pojęcia, jak to się dzieje, że jedno spojrzenie budzi do życia szaleństwo. Niepostrzeżenie przeistoczyła się w osobę, której sama nie poznawała – jej nieśmiałość i skrępowanie zniknęły bez śladu, śmiała się częściej, żarty przychodziły jej łatwiej. Jednak wesołość była tylko maską dla chemii, która popychała ich ku sobie niczym niebezpieczny prąd.
Kiedy skończyła swój koktajl, Massimo jakby od niechcenia raz za razem napełniał jej pucharek czerwonym winem. Patrzyli na siebie, żartowali i kpili, sprzeczając się na niby, choć w gruncie rzeczy przynajmniej w części na poważnie.
Godziny mijały bez śladu i dopiero dobiegający z kuchni brzęk naczyń i sztućców przywołał Carrie do rzeczywistości. Rozejrzała się dookoła i zobaczyła, że poza nimi dwojgiem w restauracyjnej sali nie ma już nikogo. Personel sprzątał i nakrywał stoliki świeżymi obrusami, i nawet z baru po drugiej stronie tarasu nie dobiegał gwar rozmów.
A jednak na półmiskach przed nimi nadal przyciągały wzrok smakowite przekąski, a w butelce wciąż było wino. Dziewczyna nie mogła oprzeć się wrażeniu, że dopiero przed chwilą zaczęli kolację, lecz gdy zerknęła na drogi zegarek na przegubie dłoni Massimo, okazało się, że minęła już północ.
Rano musiała iść do pracy, a on zdążyć na samolot. Ich flirt do niczego nie prowadził. Musiała przyjąć do wiadomości, że Massimo żył w innym świecie, może nawet w innej galaktyce. Supergwiazdy nie mogły mieć nic wspólnego ze zwykłymi śmiertelnikami, takimi jak ona – doskonale o tym wiedziała, ponieważ życie dało jej twardą lekcję.
Wszystko to razem oznaczało jednak, że nie ma znaczenia, co teraz powie czy zrobi, bo liczyła się tylko ta chwila, niepowtarzalna i jedyna. Jakże łatwo było rozmawiać z tym mężczyzną, drażnić się z nim i mówić na głos o rzeczach, o których normalnie nie śmiała mówić. Dorastanie w domu, gdzie każdy kąt opowiadał historie wielkich sukcesów, wśród ludzi, którzy nie mogli pojąć, dlaczego ona nie ma większych ambicji i oczekiwań, którzy nie mieli czasu, żeby usiąść z nią do stołu, ponieważ byli zbyt zajęci treningiem nie było łatwe. Nie rozpraszaj mnie, słyszała dzień w dzień. Nie bądź głupia, teraz nie mam czasu na takie bzdury.
A przecież Massimo był jednym z nich, prawda? Ogarniętym pragnieniem sukcesu pracoholikiem, w którego oczach zwycięstwo zawodowe jest zawsze ważniejsze od życia osobistego. Carrie powinna już dawno dostać alergicznej wysypki, a jednak czuła się przy nim dobrze, bo akurat teraz nie myślał o pracy.
Akurat teraz z jego oczu wyzierały najzupełniej ludzkie emocje. Możnaby pomyśleć, że czuł się samotny i z jakiegoś powodu smutny, lecz czy to było w ogóle możliwe… Przecież miał wszystko, każde jego życzenie było natychmiast spełniane, prawda?
– Muszę już iść – wymamrotała.
Wcale nie chciała się z nim rozstawać, bo pod tą cienką warstwą lekkiej, zabawnej rozmowy, niezależnie od zupełnie innych życiowych celów, coś ich jednak łączyło. Pewnie było to tylko pożądanie, jednak nawet to było dla niej czymś nowym i szokująco potężnym.
Massimo niechętnie kiwnął głową. Mógł zaproponować, żeby została na drinka, a ona pewnie zrozumiałaby podtekst jego propozycji, przystałaby na nią i wtedy znowu odniósłby zwycięstwo. Ale chociaż bardzo tego pragnął, rozumiał, że to nie jest gra. Nie tym razem, nie tej nocy. Było między nimi coś więcej niż tylko krótka zabawa, zaprawiona dekadenckim hedonizmem.
Najdziwniejsze było to, że wcale mu to nie przeszkazało. Przyjemność sprawiła mu sama rozmowa z tą dziewczyną, wymiana dowcipnych docinków i z lekka nonsensownych uwag. I to, że oboje zdawali sobie sprawę, że działo się między nimi coś ważnego, wbrew wszystkim kpinom i żartom.
Nie miał zamiaru wciągać jej w swoje normalne gierki. Nie była w jego typie, nie była beztroską, doświadczoną kobietą, która świetnie rozumie kogoś takiego jak on. Ktoś ją kiedyś zranił, nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Była emocjonalnie krucha, a to oznaczało, że nie chciał jej tknąć, ponieważ intensywne emocje budziły w nim mnóstwo obaw i coś w rodzaju niechęci.
Poza tym tląca się w nim dziwna potrzeba, aby wziąć ją w ramiona i posiąść, naznaczyć piętnem przynależności, cały ten niezrozumiały ból był nie tylko doznaniem całkowicie mu obcym, ale i zbyt silnym. Postanowił stawić opór jedynie po to, aby dowieść samemu sobie, że jest w stanie to zrobić.
Zjechał z nią windą na dół i razem wyszli na ciemną ulicę, gdzie już czekała taksówka. Carrie odwróciła się twarzą do niego, znowu onieśmielona i skrępowana.
– Dziękuję za kolację – odezwała się cicho.
Zabrzmiało to słabo. Gorzej, sama usłyszała brzmiące w swoim głosie rozczarowanie i smutek. Massimo wcale nie zamierzał jej uwieść, zależało mu tylko na odrobinie rozrywki. Zrobiło mu się jej żal i pomyślał, że przecież może jakoś wypełnić sobie nudny wieczór.
Łatwość, z jaką rozmawiali i śmiali się zatonęła teraz w galaretowatej kuli żalu. Czuła, że powinna jak najszybciej pożegnać się z nim, zanim zrobi coś głupiego, lecz on ujął nagle jej dłoń i po plecach natychmiast przebiegł jej dreszcz. W milczeniu patrzył jej w twarz. Przez parę sekund wydawało się, że nie chce uwolnić jej ręki, ale w końcu rozluźnił uścisk i wtedy Carrie szybko wsiadła do taksówki.
Massimo nachylił się do otwartego okna, było jednak zbyt ciemno, aby mogła odczytać wyraz jego twarzy.
– Do widzenia – powiedział.
Jakaś nuta w jego głosie sprawiła, że nagle ogarnęła ją pokusa, żeby z nim zostać, ale było już za późno. Odsunął się i wtedy światło latarni wydobyło z mroku jego twarz, pełną nieznośnego smutku i lęku przed samotnością, takiego samego jak ten, który czaił się na dnie jej serca.
Taksówka ruszyła i Carrie odwróciła się na siedzeniu, aby nie stracić go z oczu i może przynajmniej przez chwilę znowu zobaczyć pogodniejsze alter ego człowieka, z którym czuła się w tak niewytłumaczalny sposób związana. Chciała utwierdzić się w przekonaniu, że to, co ujrzała parę sekund wcześniej było jakąś dziwną pomyłką, lecz on wciąż stał tam, z twarzą napiętnowaną bólem i rozpaczą.
W pierwszej chwili nie potrafiła pozbierać rozproszonych myśli, jednak powoli ogarnęło ją uczucie silniejsze od żalu, który wcześniej ją opanował. Szybko pochyliła się ku oddzielającej ją od kierowcy pleksiglasowej przegrody.
– Mógłby pan zawrócić?
Miała nadzieję, że Massimo wszedł już do hotelu, lecz nie, jasne latarnie podkreślały rysunek wysokiej, samotnej postaci na tle budynku. Dłonie wsunął do kieszeni i stał tak nieruchomo, wpatrzony w granatowe, prawie niewidoczne w ciemności morze. Słysząc warkot silnika, spojrzał przez ramię, raz i drugi. Jego spojrzenie zatrzymało się na taksówce i nagle szybko podszedł do krawężnika, gotowy otworzyć drzwi zatrzymującego się przed nim wozu.
Bez słowa wyciągnął do niej rękę.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji