9,99 zł
Nadszedł czas, by grecki milioner Theo Savas w końcu się ożenił. Cały sznur bogatych Greczynek oczekuje, że wybierze którąś z nich. Tymczasem Theo poznaje w operze piękną Angielkę Leah Turner. Zauroczony, spędza z nią noc i chciałby kontynuować romans, lecz Leah zdecydowanie odmawia. Choć Theo nie może o niej zapomnieć, zaczyna się umawiać z kandydatkami na żonę. Wtedy niespodziewanie Leah znów zjawia się w jego życiu…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 163
Natalie Anderson
Kobieta w szkarłacie
Tłumaczenie: Barbara Budzianowska-Budrecka
HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2021
Tytuł oryginału: The Greek’s One-Night Heir
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2020
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2020 by Natalie Anderson
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2021
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN 978-83-276-6690-1
Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink
– Powinieneś wypocząć zamiast martwić się o mnie. – Theo Savas przechadzał się po teatralnym foyer, próbując ukryć niepokój. Zamieszkał ze swym dziadkiem jako dziesięciolatek, ale w ciągu dwu dekad, które minęły od tamtej pory, staruszek nigdy nie poruszał spraw osobistych. Złamanie tej zasady było nie tylko niepokojące, lecz wręcz niebezpieczne. – Przeszedłeś niedawno poważną operację.
– I to dało mi okazję do przemyśleń. Już czas, Theodoros. Za kilka tygodni obchodzisz kolejne urodziny.
Światła zaczęły migać, wzywając widzów do zajęcia miejsc, ale Theo nie mógł się rozłączyć, nie zapewniając dziadkowi spokoju.
– Chcesz powiedzieć, że się starzeję? – Nie był to najlepszy żart, ale za wszelką cenę chciał rozładować napięcie. Tyle, że i jemu się udzieliło, zważywszy na temat rozmowy. – Mam jeszcze mnóstwo czasu – rzucił z wymuszoną swobodą.
– W takim razie nigdy nie zobaczę moich wnuków.
– Przecież nie umierasz – żachnął się Theo. Najlepsi specjaliści zgodnie go zapewniali, że wystarczy spokój i troskliwa opieka, by Dimitri wrócił do zdrowia. – Czeka cię jeszcze wiele lat życia.
– Mówię poważnie. Musisz się ustatkować.
– Oczywiście – zapewnił łagodnie, jednocześnie wzruszając ramionami. Z przykrością opierał się życzeniu dziadka, ale nakładało na niego nowy ciężar odpowiedzialności. Nie mógłby go udźwignąć.
Z oddali dostrzegł, że bileterzy wpuszczają do sali ostatnich widzów. Jeśli chciał zdążyć, musiał się pospieszyć. Zrobił krok w przód, ale w tej samej chwili niemal wpadła na niego jakaś wysoka, smukła kobieta. Niczym tornado torowała sobie drogę, nie zauważając, że gwałtownie przystanął, by uniknąć zderzenia. Gorączkowo grzebiąc w swej przepastnej torbie, kierowała się w stronę biletera.
– A co sądzisz o Eleni Doukas? Jest piękna.
Theo lekko się wzdrygnął. Czyżby Dimitri sugerował mu kandydatkę na żonę?
– Nie lubisz pięknych kobiet?
Opanował irytację. Oczywiście, że lubił kobiety, ale uroda była tylko jednym z ich walorów. Poza tym większość tych, które spotykał, oczekiwała znacznie więcej, niż gotów był ofiarować.
– A może Angelica? – padła kolejna propozycja. – Powinna ci się spodobać. Nie widziałeś jej od lat.
I były po temu powody. Paradoksalnie takie, jakim dziadek zapewne by przyklasnął. Kulturalna, dobrze wykształcona i ustosunkowana Angelica dała mu wyraźnie do zrozumienia, że gotowa jest zgodzić się na małżeństwo i wyprodukować czwórkę dzieci, jednocześnie przymykając oko na jego męskie przygody, w zamian za własną swobodę. Tyle że on nie uznawał niewierności żadnej ze stron. Zbyt dobrze znał blizny, jakie pozostawia. I choć zapewne byłby to układ wygodny i akceptowany w jego środowisku, perspektywa takiego małżeństwa była dla niego odrażająca.
Ale Dimitri nie musiał o tym wiedzieć.
– Owszem, minęło trochę czasu… – potwierdził, by uspokoić dziadka.
Jednocześnie obserwował scenę, która rozgrywała się przed drzwiami sali teatralnej. Wysoka brunetka nadal nerwowo grzebała w torbie. W odróżnieniu od większości kobiet nie miała na sobie lśniącej, wieczorowej toalety, lecz wąskie, czarne spodnie, które podkreślały jej niebywale długie nogi. Opuścił wzrok i dostrzegł na jej stopach czarne, płaskie baleriny. A więc ten uderzający wzrost nie był zasługą obcasów? Nagle, niczym lekka bryza niosąca ulgę w gorące letnie południe, ogarnęło go zaciekawienie. Czarny wełniany kardigan i szara, zapięta pod szyję bluzkę niewiele mówiły o jej figurze. Ale to wyraz jej twarzy przyciągnął jego uwagę.
Nadal przeszukując swą przepastną torbę, rzucała błagalne spojrzenia na niewzruszonego biletera, a gdy Theo się zbliżył, usłyszał, jak wciąż coś powtarza gorączkowym szeptem. Czyżby chciała zyskać na czasie? Wkraść się jakoś na salę? Nieźle jej zresztą szło, bo zdołała poruszyć nawet jego. Tym bardziej, że jej oczy podejrzanie zalśniły, a twarz zbladła, gdy tuż obok zamknęły się kolejne drzwi.
– Jeśli nie Angelica…
– Umów nas. – Theo zdecydowanie przerwał dywagacje dziadka. Parada narzeczonych była pomysłem niedorzecznym, ale zgodził się na to ze względu na Dimitriego.
Ruszył w kierunku pary stojącej przed ostatnimi otwartymi drzwiami. Strzelista brunetka, blada jak płótno, zdawała się bliska omdlenia. Jej błagalne spojrzenie poruszało. Nie udawała. Była w rozpaczy.
– Skontaktuj mnie z trzema głównym kandydatkami z twojej listy – upoważnił dziadka.
– Mówisz serio? – upewnił się Dimitri ochrypłym głosem.
– Owszem – westchnął Theo, zgadzając się na spotkanie, nie na małżeństwo. – Jesteś osłabiony i jeszcze się zamartwiasz. – W dodatku staruszek był znudzony leżeniem w łóżku. Nowe zadanie pozwalało mu żywić pewne nadzieje. – Zorganizuj te spotkania.
Dla spokoju dziadka gotów był przez kilka weekendów przyjmować gości. Uprzedzano go, że Dimitri może ulec stanom depresyjnym, co zdarza się czasem po poważnych operacjach, toteż zrobiłby niemal wszystko, by podnieść go na duchu.
– Wracam jutro, więc zobaczymy się po południu – powiedział. – Porozmawiamy o tym dłużej, obiecuję. A teraz spieszę się do zajęć.
– Dobrze, Theodoros – odparł z trudem Dimitri. – Dziękuję.
Theo umilkł, z niepokojem słuchając jego głosu. Zazwyczaj był niewzruszony, nawet w ogniu biznesowych potyczek zachowywał chłód. A teraz otwarcie wyrażał pragnienie, by Theo się ożenił. Fakt, że poruszał tak osobistą sprawę, był zaskakujący, zdradzał słabość. A poza tym dziadek nie musiał mu za nic dziękować. To on był mu winien wdzięczność. Za wszystko.
– Nie ma za co – wykrztusił przez ściśnięte gardło. – Śpij dobrze.
Rozłączył się i zrobił kilka ostatnich kroków przez hol. Jako główny sponsor tego baletowego spektaklu dysponował najlepszym miejscem na sali. Tyle że, jeśli go wzrok nie mylił, właśnie je stracił, gdyż bileter z kategorycznym wyrazem twarzy zamknął drzwi.
Gdyby się nieco pospieszył, mógłby jeszcze zdążyć. Ale jego uwagę nadal rozpraszała wysoka brunetka. A bardzo chciał się oderwać od własnych myśli.
– Tak mi przykro – próbowała przebłagać biletera, jednocześnie wsuwając za ucho pasmo włosów, które wymknęło się z długiego warkocza spływającego wzdłuż pleców. W jej wielkich oczach malowała się rozpacz i wciąż od nowa przeszukiwała swą torbę. – Miałam go, naprawdę go miałam…
– Przykro mi, proszę pani. – Bileter stał nieporuszony przed zamkniętymi drzwiami. – Ale bez biletu…
Jej ramiona opadły.
– Tak, oczywiście. Tyle że… naprawdę go miałam. – Zaczęła przeszukiwać kieszenie spodni, a potem rozejrzała się po podłodze, jakby jakimś cudem jej bilet mógł się tam zmaterializować. – Daję słowo, że miałam…
– Niestety już za późno – uciął szorstko bileter.
Garbiąc się, jakby chciała się ukryć, brunetka się odwróciła, a kąciki jej ust żałośnie opadły.
– Jakiś kłopot? – Theo zastąpił jej drogę.
Spojrzała na niego niewidzącym wzrokiem i nagle stanęła jak wryta, szeroko otwierając oczy. Z niekłamaną satysfakcją wpatrywał się w ich lekko zabarwiony fioletem błękit, zbliżając się do niej o krok.
– Zgubiła pani bilet?
Potrzasnęła głową, wciąż w niego wpatrzona.
Nie umiał ukryć uśmiechu. Najwyraźniej nie mogła wydobyć z siebie głosu. Był przyzwyczajony do reakcji kobiet, ale zazwyczaj nie pozbawiał ich zdolności mówienia. W końcu jednak jej twarz odzyskała naturalną barwę, ale wtedy gwałtownie się odwróciła i odeszła. Nie potrafił oprzeć się chęci, by za nią podążyć. Zatrzymała się przy najbliższym stoliku i ku jego rozbawieniu znów zaczęła przeszukiwać torbę. W jej głębi dostrzegł jakiś duży kształt. Czyżby to był koc?
– Nikogo nie wpuszczają po rozpoczęciu spektaklu – odezwał się łagodnie. – Nie mogą zakłócać przedstawienia.
Opuściła ręce i ponownie obrzuciła go spojrzeniem.
– Wiem – odparła kusząco niskim głosem z czystym angielskim akcentem. – Tyle że naprawdę go miałam.
I naprawdę chciała zobaczyć ten balet? Bez wątpienia mówiła szczerze, a on nagle zapragnął zobaczyć jej uśmiech.
– Och, pan Savas… – U jego boku stanął nagle bileter z zakłopotaną miną. – Jeśli pan sobie życzy, mogę pana szybko wprowadzić...
Przez ułamek sekundy jego wzrok napotkał lawendowy błękit jej oczu, w których pojawiło się zakłopotanie.
– Nie chciałbym zakłócać spektaklu – zbył uprzejmie biletera. – Ale bardzo dziękuję.
Mężczyzna pospiesznie się oddalił, a on stał twarzą w twarz z długonogą brunetką.
– Nigdy nie wpuszczają spóźnionych, o ile nie są obrzydliwie bogaci? – mruknęła, patrząc na niego z naganą.
– Hm… No tak.
– Mam wolny bilet. Może pani z niego skorzysta w drugiej części spektaklu? – mruknął bez zastanowienia.
Znów odwróciła wzrok, jakby jego widok ranił jej oczy.
– Hm… – Zaczęła miętosić pasek przepastnej torby. – To bardzo uprzejme z pana strony, ale nie mogę go przyjąć.
– Dlaczego? – zdziwił się, bo nigdy mu nie odmawiano. – To wolny bilet – powtórzył. – Jeszcze może pani zobaczyć całą drugą część.
Jej dłoń ściskała pasek, a policzki zabarwił rumieniec. Widział, że jego propozycja ją kusi, a jednocześnie onieśmiela.
– Nie ma w tym cienia podstępu – zapewnił ją łagodnie. – To tylko bilet.
Przygryzła dolną wargę.
– Naprawdę mogę z niego skorzystać?
Roześmiał się. Ludzie na ogół się nie wzdragali, przyjmując od niego różne rzeczy.
– Oczywiście. To naprawdę drobiazg.
Zarumieniła się jeszcze bardziej, obrzucając go ukradkowym spojrzeniem.
– Przyszedł pan tu sam? Bez towarzystwa?
Czyżby to był powód jej niedowierzania? Stłumił kolejny uśmiech.
– Owszem, a pani?
– Ja też. – Szybko pokręciła głową, a on poczuł, że ogarnia go zaskakujące zadowolenie.
– A więc tak się musiało stać, prawda?
– Ja… – przerwała. – Pewnie tak.
– Skoro więc czekamy na drugi akt, moglibyśmy razem wypić drinka. Co pani na to? – Pełen oczekiwania wskazał głową rozświetlony bar teatralny.
Spojrzała mu w oczy i lekko uniosła brodę.
– Ale to ja zapraszam. Chciałabym podziękować za uprzejmość.
Na chwilę zaniemówił. Kobiety, z którymi się spotykał, nigdy nie zaproponowałyby czegoś podobnego. Wiedziały, kim jest, były świadome jego bogactwa i chętnie z tego korzystały. Ale ta nieznajoma nie miała o niczym pojęcia i najwyraźniej nie chciała wykorzystywać jego możliwości.
– Proszę – dodała. – Jestem zobowiązana.
Z powodu zwykłego biletu? Czyżby się obawiała, że zażąda rewanżu w uwłaczający jej sposób? No cóż, mogła być spokojna. Nigdy do niczego nie zmuszał żadnej kobiety. I nigdy by się do tego nie zniżył.
– W porządku – rzekł pojednawczo. Nie mógł się jednak powstrzymać, by nie zakpić z jej przesadnego poczucia godności. – Tylko czy na pewno nie zgubiła pani portfela? Lepiej nie wysuwać propozycji bez pokrycia.
– Bardzo zabawne. – Lawendowe oczy zaiskrzyły, ale zaraz zmarszczyła czoło. – Do diabła, chyba jednak sprawdzę. – Znów zaczęła przerzucać zawartość torby, by na koniec triumfalnie wyciągnąć małą portmonetkę. Nie był to na pewno gruby skórzany portfel pełen złotych kart kredytowych.
– Wiedziałam, że ją mam – dodała zwycięsko. – Ale przysięgam, że bilet też tam był. – Żałośnie westchnęła. – Ależ ze mnie idiotka... – I cicho zachichotała.
Ku jego zdumieniu cały świat zacieśnił się nagle do jej lśniących oczu i pełnych ust. Uświadomił sobie również, że i on się uśmiecha. Tak jak nie uśmiechał się od miesięcy.
– W takim razie proszę coś zamówić – zasugerował, zniżając głos. – Zaraz wracam, tylko odbiorę bilet.
– Na co ma pan ochotę?
– Na to samo, co pani. – Wzruszył ramionami.
– Chce pan tak ryzykować? Na pewno? – spytała zakłopotana.
– Czemu nie? – Uśmiechnął się zdziwiony. – Jestem ciekaw. Proszę zdecydować za nas oboje.
Nie mógł odwrócić wzroku, gdy szła w stronę baru. Teraz był naprawdę zaintrygowany. Nieśmiała, zakłopotana, a zarazem dziwnie pewna siebie – stanowiła połączenie sprzeczności. Po ostatnich dwu miesiącach stresu, samotności i niepewności ta wysoka, smukła istota stanowiła ożywcze tchnienie. Jednak najwyraźniej mu nie ufała, i może słusznie, zważywszy na to, że ogarniała go coraz silniejsza pokusa, by zrezygnować z przedstawienia i zabrać ją do siebie. Upajałby się długością jej nóg i zrobił wszystko, by przywołać uśmiech na te nadąsane usta.
Nie, to nie było stosowne. Ani normalne. Nie w jego przypadku. Nigdy nie naśladował swego ojca playboya i nie zamierzał tego robić. Otrząsnął się z grzesznych fantazji i ruszył w stronę biletera. Jeden drink, to wszystko.
Gdy wracał w stronę baru, siedziała nad dwoma drinkami, najwyraźniej próbując ukryć zażenowanie.
Położył bilet na blacie pomiędzy wysokimi szklankami i uniósł jedną do ust.
– Załatwione.
Potrzebował alkoholu. Ale gdy pierwszy łyk spłynął mu do gardła, z trudem opanował grymas, a zaraz potem uśmiech. Ognisty płyn w niczym nie przypominał szampana, którego oczekiwał. Sprawiała wrażenie nieśmiałej romantyczki, ale ironia zawarta w kilku rzuconych mu słowach wskazywała na temperament równie ostry jak ten aperitif.
– Dziękuję – powiedziała z przejęciem. – To niezwykle uprzejme z pana strony.
On jednak, o dziwo, wcale nie chciał, by ceniła go za uprzejmość. Pragnął gorętszej reakcji. Pragnął… z trudem zapanował nad siłą tego pragnienia. Było wszystkim, czym być nie powinno. Czymś absolutnie bezwstydnym.
Leah Turner sączyła drinka, nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje. Podobne rzeczy nigdy jej się nie przytrafiały. Jakiś fantastycznie przystojny facet, który był świadkiem jej upokorzenia, z niezwykłą galanterią zmienił jej zawód w radość. Wysoki, smukły, muskularny i bardzo męski emanował zmysłowym magnetyzmem, który przyciągał ją z nieodpartą siłę. Oszołomił ją tak, że straciła zdolność myślenia i już nie wiedziała, czy z powodu zguby biletu, czy tych kilku spędzonych z nim chwil.
A może dla jego oczu? Zielone bywają na ogół mieszanką kilku barw – zieleni, błękitu i brązu. Te jednak miały czysty kolor leśnej zieleni. Tak wyrazisty i niespotykany, że musiała się zmusić, by oderwać od nich wzrok.
– Jest pan tu ważny…
– Nie.
Nie uwierzyła. Widziała, jak rozmawiał z dyrektorką teatru, która wyraźnie mu nadskakiwała. Miał nie tylko urok. Miał władzę. A przecież zachowywał się tak, jakby to ona wyrządziła mu uprzejmość, przyjmując ten bilet.
Uśmiechnął się, lecz w jego spojrzeniu kryło się coś niebezpiecznego.
– Dlaczego jest pani sama?
Nie umiała rozpoznać jego akcentu, ale słysząc go, miała wrażenie, że rozpływa się niczym samotny płatek śniegu na słońcu.
– Nie jestem. – Uniosła brodę. – Wewnątrz jest moja przyjaciółka. Na scenie.
– Tancerka?
– Tak. To od niej dostałam bilet, ale się spóźniłam, bo Maeve prosiła mnie o pomoc.
– Maeve?
– Tak, jedna z pensjonariuszek domu opieki, w którym pracuję. Jest bardzo miła i często rozmawiamy – przerwała, uświadamiając sobie, że paple nerwowo. Co go obchodzi jej praca i ludzie, których niedawno poznała? – A czemu pan się spóźnił?
– Zatrzymał mnie telefon.
– Kłopoty z dziewczyną? – zagadnęła bezceremonialnie, pewna, że odgadła. – To dlatego przyszedł pan sam. Wystawiła pana?
Uniósł brwi ze zdziwieniem.
– Co? To się nie zdarza? – rzuciła bez zastanowienia. I zaraz odpowiedziała sama sobie: – Oczywiście, że nie.
– Nie, to nie była dziewczyna. – Po jego twarzy przemknął lekki uśmiech, jakby sprostowanie sprawiało mu przyjemność. – I to cały problem. Przynajmniej zdaniem mojego dziadka.
– Rozmawiał pan ze swoim dziadkiem? – Była zaskoczona. – Pewnie chce, żeby się pan ustatkował?
Potwierdził z udaną powagą.
– I spłodził spadkobierców rodzinnej fortuny – dorzucił.
Zapewne nie żartował, nadmieniając o rodzinnej fortunie. Jego idealnie skrojony garnitur bez wątpienia był szyty na zamówienie, a zegarek na przegubie ręki olśniewał marką i klasą.
– A panu się nie spieszy…
– Na razie nie – potwierdził z jawną niechęcią.
– Na razie? – powtórzyła z powątpiewaniem, ale figlarny błysk w jego oczach sprawił, że się roześmiała.
– Aż tak wiele zajęć? Absorbująca praca? A może nadmiar możliwości?
– Wręcz przeciwnie – podjął wątek. – Dlatego przyszedłem tu sam.
– Nie uwierzę, że z braku możliwości – odparła. – Przyszedł pan sam z wyboru. – Przechyliła głowę na bok. – Bo nie chce się pan z nikim poważnie wiązać.
Odpowiedział jej rozbawionym spojrzeniem.
Smętnie pokiwała głową.
– Coś mi się zdaje, że pański biedny dziadek będzie musiał jeszcze poczekać…
Opuścił ramiona i nagle spoważniał.
– Ostatnio chorował, a ta sprawa go dręczy. Dlatego nalega.
Patrzyła, jak zamrugał, by ukryć wyraz bólu. A więc spóźnił się dlatego, że nie chciał przerwać rozmowy z dziadkiem, którego najwyraźniej darzył szacunkiem i przywiązaniem.
– Czasem oczekiwania rodziny są trudne do spełnienia – wyznała z nagłą szczerością. – Dla mojej jestem wiecznym źródłem rozczarowań.
– Nie uwierzę, że możesz kogokolwiek rozczarować – zaprotestował tak poważnym tonem, że nie mogła zbyć tego żartem. Ale zaraz kąciki jego ust lekko się uniosły. – A więc i twoja rodzina chce cię wydać za mąż?
Oboje wybuchli śmiechem, przerywając rosnące napięcie.
– Masz rację, to okrutny pomysł – zakpił.
– Skądże! – sprzeciwiła się energicznie. – Wcale nie.
– A jednak. – Wzniósł drinka w jej stronę. – Wszystkie małżeństwa źle się kończą.
– Rozumiem… I pana to spotkało?
Parsknął śmiechem tak szczerym, że niemal się zakrztusił.
– Nie jestem żonaty. Nigdy nie byłem i nie będę.
– Z powodu… – głęboko wciągnęła powietrze, przyglądając mu się z uwagą – …rodziców?
Rzucił jej palące spojrzenie. Był w nim gniew, gorycz i pragnienie odwetu.
– No tak – cicho szepnęła. – Biedny dziadek.
– Jestem aż tak przewidywalny? – zdziwił się, pociągając kolejny łyk.
– Myślę, że każdego dotyka czasem ból – odparła. – A ludzie, którzy najgłębiej nas ranią, to często ci, którzy powinni być nam najbliżsi.
– Oni nie są mi najbliżsi – rzekł cicho, po czym znów zmusił się do uśmiechu. – Ale proszę mi opowiedzieć o tej przyjaciółce tancerce. Czy to jej debiut?
– Nie, to ja niedawno przeniosłam się do Londynu i dlatego nigdy wcześniej nie widziałam jej na scenie. Aż do dziś. – Poruszyła się niespokojnie ze skruszoną miną. – A teraz straciłam szansę, by ją zobaczyć.
– Tylko w pierwszej części. A poza tym nie musi o tym wiedzieć.
– Mam skłamać?
Spojrzał na nią, jakby była nieśmiałą, małą owieczką.
– Jedynie ukryć część prawdy. To nie jest kłamstwo.
– Oczywiście, że jest – zaprzeczyła stanowczo. – To nie całkiem uczciwe.
– A więc zawsze powinniśmy być całkiem uczciwi? – Potrząsnął głową, jawnie rozbawiony.
– Jestem niemądra?
– Raczej naiwna. – Nachylił się ku niej. – Czasem prawda niczemu nie służy. Choćby wtedy, gdy może kogoś zranić. – Urwał z krótkim westchnieniem.
Miała wrażenie, że nie chodzi mu teraz o jej kłamstwa wobec przyjaciółki.
– Byłbyś gotów pominąć część prawdy, a nawet skłamać, żeby kogoś oszczędzić? – Odruchowo przeszła na „ty”.
– Oczywiście – potwierdził tak zdecydowanie, że nie wątpiła, że zrobił to nie raz. Znów pomyślała o jego dziadku, zastanawiając się, przed czym go tak chronił.
Jego oczy spojrzały pytająco.
– Jak myślisz, co sprawiłoby większą przykrość twojej przyjaciółce: gdyby wiedziała, że nie obejrzałaś pierwszej części spektaklu, czy gdyby nie wiedziała nic?
– Byłaby najbardziej dotknięta, gdyby się dowiedziała, że kłamałam. Natomiast znając prawdę, najwyżej by mnie wyśmiała.
Zamilkł i objął ją uważnym spojrzeniem.
– Nie byłoby ci wtedy przykro?
Wzruszyła ramionami.
– To niezbyt wielka wina i samą mnie już śmieszy. – Podniosła na niego wzrok. – Można się razem śmiać. Wspólny śmiech pozwala złagodzić ból.
– Nie zawsze.
– Hm… – Zastanowiła się. – Rzecz w tym, że jedno kłamstwo prowadzi do dalszych. Gdyby mnie zapytała, co sądzę o pierwszym akcie, znów musiałabym kłamać.
– Albo zignorować pytanie.
Parsknęła śmiechem.
– A więc uważasz, że najlepiej wszystko przemilczeć, udając, że nic się nie stało. – Przysunęła się do niego bliżej. – Wierzę, że pewnych spraw, zwłaszcza uczuć, nie można pogrzebać. Zmartwychwstają jak zombi i cię prześladują.
– Zawsze kierujesz się emocjami? – spytał. – Działasz pod wpływem impulsu?
Westchnęła.
– Jestem człowiekiem. Próbuję nie ranić innych.
– I to jest uczciwość?
– W idealnej rzeczywistości tak.
Posłał jej pobłażliwy uśmiech.
– A jak w tej idealnej rzeczywistości zareagowałaby twoja przyjaciółka?
– Śmiałaby się ze mnie. Nie pierwszy raz mam takie przygody.
– Długo się znacie?
– Wyrosłyśmy w tym samym mieście i chodziłyśmy razem do szkoły baletowej.
– Ale już nie tańczysz?
– Mój talent nie sprostał pasji.
– Pasja jest zawsze najważniejsza. – Jego oczy zalśniły. – Talent pozbawiony pasji to za mało. Technikę można wyrobić, ale pasja jest darem.
– Może i tak, ale poza tym jestem za wysoka. Kiedy stoję na pointach, góruję nad większością mężczyzn.
Nie był to jedyny powód, dla którego porzuciła taniec, ale przecież nie musiał wiedzieć o tym, że wiecznie sprawia zawód swoim rodzicom.
– To dlatego nosisz buty na płaskim obcasie? Żeby nie dominować nad twoimi mężczyznami?
Jej mężczyznami? Niemal zakrztusiła się ze śmiechu.
– Noszę je, bo są wygodne. Ubieram się dla siebie, nie dla facetów.
Uśmiechnął się z aprobatą.
– Jasne. Ale ode mnie nie jesteś wyższa. Będąc ze mną, mogłabyś nosić pantofle na wysokim obcasie.
– Ale nie jestem z tobą.
– A teraz?
Pokręciła głową.
– To przypadek, nie norma.
– I nie umówiłabyś się ze mną, gdybym poprosił?
– A poprosisz?
Lekki uśmiech przemknął mu przez twarz, zanim wysączył kolejny łyk.
– Chyba odmówię odpowiedzi. Mogłaby cię wystraszyć, a i mnie niepokoi. – Jego wzrok spoczął na jej ustach, a ją ogarnęła fala gorąca. – Co najbardziej lubiłaś w balecie? Kostiumy? Romantyzm?
– Balet wcale nie jest romantyczny – zaprzeczyła energicznie. – Jest bezlitosny.
– Chodzi ci o krwawe pęcherze i naciągnięte mięśnie?
– Chodzi mi o znacznie więcej. Znasz treść tego spektaklu? Dziewczyna traci zmysły i umiera z pękniętym sercem, bo okłamał ją człowiek, którego kochała. Zataił, że jest zaręczony z inną kobietą. Nie uważam, by było to romantyczne.
Zaśmiał się, a potem nachylił się w jej stronę.
– A więc znów chodziło o małżeństwo. Sama widzisz, jakie to rodzi problemy.
Wzniosła oczy do góry, nie mogąc się powstrzymać od śmiechu. Ale w tym momencie otworzyły się drzwi i z sali wylał się tłum widzów, burząc intymny nastrój ich rozmowy.
– Myślę, że powinnaś zająć teraz miejsce. – Wskazał w kierunku sali. – Szkoda byłoby spóźnić się i tym razem.
– Oczywiście. – Była jednak tak poruszona, że nie mogła się uspokoić. I choć dobrze wiedziała, że ten mężczyzna bawi się jedynie tą przypadkową sytuacją, wciąż nie mogła uwierzyć, że spędzi z nim resztę wieczoru.
Ruszyła za bileterką, czując, że przyspiesza jej puls, gdy ta prowadziła ją do sektora dla VIP-ów. Głęboko onieśmielona odwróciła się, by mu podziękować, i wtedy spostrzegła, że zniknął. Rozpłynął się w tłumie. Nagle uświadomiła sobie fakty. Nie mógł zająć miejsca obok niej, bo ofiarował jej własne.
Uczucie radosnej nadziei prysnęło jak bańka mydlana, gdy zrozumiała, że nie zdoła mu podziękować, a nawet się pożegnać. Przecież wiedziała, że nigdy go już więcej nie zobaczy.
Gdy zgasły światła, przez kilka minut patrzyła przed siebie niewidzącym wzrokiem, ale wkrótce na scenie pojawiła się Zoe i pochłonęła jej uwagę.
W końcu kurtyna opadła. Ruszyła więc na tyły teatru, do wyjścia dla artystów, by spotkać się tam z przyjaciółką i wręczyć jej własnoręcznie wykonany upominek. Gdy wyznała, że zgubiła otrzymany od niej bilet, obie parsknęły śmiechem. Zaraz też Zoe zaczęła nalegać, by Leah towarzyszyła jej w wieczornym przyjęciu zorganizowanym dla zespołu. I choć ta pragnęła wrócić do domu i nacieszyć się w samotności wspomnieniem tego wieczoru, w końcu uległa jej prośbom, nie przestając myśleć o swym przystojnym nieznajomym.
Theo Savas wyszedł z teatru. Postanowił zignorować pokusę odnalezienia smukłej brunetki o lawendowych oczach. Obowiązek zmuszał go jednak do udziału w popremierowym przyjęciu dla artystów. Nie mógł go uniknąć, tym bardziej że odbywało się w hotelu, w którym się zatrzymał. Zamierzał jednak szybko wyjść, by spędzić w spokoju kilka godzin, które dzieliły go od porannego lotu do Aten. Nie miał najmniejszej ochoty udzielać się towarzysko ponad oficjalną powinność.
Jego myśli wciąż jednak krążyły wokół tej wysokiej sylfidy bez biletu. Obserwował ją z oddali podczas spektaklu, zadowolony z miejsca w dalszym rzędzie, które ofiarowała mu dyrekcja. Jak zaczarowana siedziała nieruchomo przez całe przedstawienie, a na koniec z entuzjazmem je oklaskiwała. Dostrzegł jednak cień smutku na jej twarzy, gdy odwróciła się do wyjścia. Wcisnął się wtedy w tłum, choć miotały nim sprzeczne emocje. Rzadko miewał romanse – zawsze w dyskrecji i bez zobowiązań. Nie angażując uczuć żadnej ze stron, dostarczały jedynie fizycznej satysfakcji, więcej nie wchodziło w rachubę. Wiedział, jakie cierpienie może przynieść zbyt silna wieź. Czuł jednak, że ta długonoga istota nie jest amatorką niezobowiązujących przygód.
Gdy wszedł do holu, stojąca tam grupa kobiet odwróciła się na jego widok, rzucając mu zachęcające uśmiechy. Jedna z nich oderwała się od reszty i ruszyła w jego stronę.
– Pan Theo Savas?
– Owszem.
Oczy ślicznej tancerki lśniły kusząco, ale zignorował jej zabiegi. Wciąż jednak nie umiał się uwolnić od wspomnienia innych lawendowych oczu i nieśmiałego zainteresowania, które w nich wyczytał.
– A ja jestem…
– Przepraszam – zbył ją niecierpliwie. – Nie mam teraz czasu.
Chciał zamienić kilka słów z dyrektorką i zaraz wyjść. Kiedy jednak rozglądał się za nią, w drugiej części sali dostrzegł wysoką sylwetkę. Przyjrzał jej się dokładniej i uśmiech rozjaśnił mu twarz. Stała w cieniu, ale nieomylnie rozpoznał w niej tajemniczą nieznajomą. Zapewne była tu zaproszona przez przyjaciółkę z baletu.
– Hej… – Dotknął jej ramienia, hamując pragnienie, by ją do siebie przyciągnąć.
– Och… – Znieruchomiała, szeroko otwierając oczy. – Co tu robisz?
– Mógłbym ci zadać podobne pytanie. – Nie potrafił oderwać od niej wzroku, jakby nie widział jej od miesięcy. – Gdzie twoja przyjaciółka? – Zresztą niewiele go to obchodziło. Ważne było jedynie to, że los dał mu drugą szansę. I nie zamierzał jej odrzucić. Jeszcze nie.
Rozejrzała się wokół, po czym wskazała drobną kobietę, która z ożywieniem dyskutowała z grupą tancerzy.
– Stoi tam – odparła. Gdy patrzyła w stronę Zoe, jej wzrok przygasł. – W tej chwili… jest zajęta.
– Zostawiła cię samą.
– Ty też zostawiłeś mnie samą.
Zamilkł, słysząc w jej głosie cień wyrzutu.
– Dobrze się bawi – dodała szybko, niezdolna ukryć zakłopotania swoją sytuacją. – Zasłużyła na to.
– A ty nie?
– To był wspaniały wieczór. Ale nie przypuszczałam, że oddałeś mi własny bilet. – Podniosła na niego wzrok. – Dlaczego to zrobiłeś? Straciłeś cały spektakl.
Mógłby pominąć szczegóły i podkreślić swoje poświęcenie, ale nie chciał jej okłamywać. Zwłaszcza po tej krótkiej, dziwnie intymnej rozmowie, którą odbyli w barze.
– Nic podobnego. Dali mi inne miejsce, więc podobnie jak ty obejrzałem całą drugą część.
Miejsce w bocznym rzędzie okazało się idealne, bo choć ograniczało widok sceny, za to bez przeszkód pozwalało mu obserwować Leah. O tym jednak nie zamierzał wspomnieć.
– Och, bardzo się cieszę. – Cień rumieńca oblał jej twarz. – Ale to nie umniejsza twojej uprzejmości.
– Hm… – Tyle że to nie uprzejmość nim kierowała. Ogarnął go dziwny niepokój. – To była dla mnie przyjemność. – Z satysfakcją obserwował zmienne emocje, które malowały się na jej twarzy. – Często bywam w teatrze, operze i na imprezach sportowych. Taką mam pracę.
– I nie sprawia ci to przyjemności?
– Oczywiście, że tak. Na ogół. – Tyle że nie wtedy, gdy zaprzątają go poważniejsze problemy. A teraz miał ich zbyt wiele. Ostatnie miesiące były tak trudne, że pragnął o nich zapomnieć. Choć na chwilę. Patrząc na stojącą przed nim kobietę, pomyślał, że być może znalazł na to sposób. A może po prostu nie umiał się jej oprzeć.
Wyciągnął rękę.
– Theo Savas.
Nie chciała tego okazać, ale nie mogła oderwać od niego wzroku.
– Leah Turner – wykrztusiła.
I choć instynkt ją przed tym ostrzegał, uległa przemożnej chęci, by dotknąć jego dłoni. Uczucie fizycznej intymności, którego doznała, nie przypominało reakcji na zwykły uścisk ręki. Nie potrafiła odwrócić od niego wzroku, zaś on nie zwalniał uścisku.
– Zaraz wychodzę – wymamrotała.
– Dlaczego?
– Jutro mam pracę – odparła przez ściśnięte gardło.
– I co z tego? Ja muszę zdążyć na poranny lot.
Nie mogła powstrzymać uśmiechu.
– To jakaś konkurencja?
– Sama mi na to odpowiedz.
Pokręciła głową.
– Nie jestem fanką konkurencji.
– No cóż… – Pokiwał głową. – Nikt nie lubi przegrywać.
To prawda, ale wątpiła, by jemu się to zdarzało.
– A co byś powiedziała na współpracę? – Nagle znalazł się bliżej. – Moglibyśmy osiągnąć wspólny cel…
Musiała zwilżyć wargi, by odpowiedzieć, tak mocno zaschło jej w ustach.
– A ten cel to…?
Patrzył na nią z powagą, choć przez twarz przemknął mu zmysłowy uśmiech.
– Najwspanialsza noc w naszym życiu.
– Och… Masz ambitne cele.
– Zawsze. Jeśli nie mierzysz wysoko… – przerwał zdanie. – Nie liczyłem na to, że jeszcze cię zobaczę.
– Żałujesz tego?
– Żałuję, że pozwoliłem ci odejść.
Jej serce zatrzepotało. Dlaczego? Nie potrafiła zapytać. Nie mogła się poruszyć. Ktoś, przebiegając obok, mocno ją pchnął. Wtedy wypuścił jej dłoń, lecz tylko po to, by objąć ją ramieniem i mocno do siebie przyciągnąć. Nagle cały świat wokół niej przestał istnieć.
– Może byśmy poszli w jakieś spokojniejsze miejsce? – Spojrzał na nią pytająco.
Leah nigdy nie chodziła „w jakieś spokojniejsze miejsca”. Ale wiedziała, co to znaczy.
– Prawie mnie nie znasz.
– I nie poznam. – Smutno się uśmiechnął. – Jutro wracam do Grecji.
Zatrzymał się w tym mieście tylko na jedną noc. Czyżby dawał jej do zrozumienia, że liczy na przelotną przygodę? Miała zbyt małe doświadczenie, by właściwie odczytać jego zamiary.
– Mieszkasz w Grecji. – Spróbowała skierować rozmowę na inny tor. – A dokładniej?
– W Atenach. – Nie spuszczał z niej wzroku. Jakby wiedział, że potrzebuje czasu. – Ale mam letni dom na jednej z wysp.
Jasne, że miał letni dom. Przypuszczalnie miał domy wszędzie.
– Odwiedziłaś kiedyś Grecję? – spytał, jakby też chciał opóźnić decyzję.
Pokręciła przecząco głową.
– Nie byłaś zainteresowana? – Zdawał się zaskoczony.
Roześmiała się.
– Bardzo chciałabym ją kiedyś zobaczyć.
– I opłynąć wyspy, prawda? – Uśmiechnął się, jakby wiedział, że wszyscy tego pragną.
– To musi być cudowne, ale przede wszystkim chciałabym zobaczyć Delfy.
– Studiowałaś filologię klasyczną? Ciekawi cię antyk?
– Nie w tym rzecz. Może to niemądre, ale jedna z moich ulubionych książek rozgrywa się w Delfach.
– Jaka to książka?
Znów pokręciła głową.
– Na pewno jej nie znasz. To stary egzemplarz w miękkiej okładce. – Znalazła go kiedyś w poczekalni lekarskiej, ukradkiem zabrała do domu i ukryła przed rodzicami. Lista dozwolonych przez nich lektur nie obejmowała romantycznych przygód.
Uśmiechnął się, widząc, że nie chce odpowiedzieć.
– A więc będziesz musiała tam pojechać i sama się przekonać, czy rzeczywistość odpowiada literackiej wyobraźni.
– Niedawno przeniosłam się do Londynu. – Wzruszyła ramionami. – Grecja będzie musiała trochę zaczekać.
– Jesteś tu od niedawna, a ja zaledwie przelotem. I oto los sprawił, że spotykamy się dwukrotnie w ciągu jednego wieczoru...
– I chcesz, żebym…
– Tak. – Wzrok mu pociemniał. – Wiesz, czego chcę – powiedział. – Chcę, żebyś ze mną poszła. I… tak, chodzi mi dokładnie o to, co masz na myśli.
Zmienił się. W teatrze z jakiegoś powodu utrzymywał dystans. Ale teraz niczego nie ukrywał.
– Nie brak ci… śmiałości. – Przygryzła wargę.
– W odróżnieniu od ciebie. Nie bój się sięgać po to, czego pragniesz.
Zawahała się.
– Nie mam żadnego doświadczenia – wyznała zażenowana.
Nie roześmiał się, tylko uniósł rękę i łagodnie ujął jej podbródek.
– Nie zamierzam wystawiać ci świadectwa, Leah – powiedział. – Nie o doświadczenie tu chodzi. I proszę, zapamiętaj, że nie chcę nikogo zranić.
Jego napięcie było wyczuwalne. Czyżby się o nią troszczył?
– Czy mógłbym dać ci przykład? – zniżył głos.
Jej puls przyspieszył. Powinna się cofnąć i odejść. Ale nie była w stanie. Lekko się wspięła, gdy nachylił się do jej ust.
Ledwie czuła muśnięcie jego warg, gdy wsunął palce w jej włosy i lekko ją przyciągnął. Zaraz jednak pogłębił pocałunek, czekając na odpowiedź – nie na akceptację, lecz reakcję. Obudził drzemiące w niej pragnienie, sprawiając, że sięgnęła dłońmi do jego szerokich ramion.
Gwałtownie pękła tama hamowanych emocji. Nie tylko się pragnęli. Teraz się pożądali. Całym ciałem domagając się jego dotyku, wiedziała, że pogrąża się w szaleństwie. Czuła jednak, że łączy ich coś więcej niż pożądanie. I nie umiała oprzeć się tej sile.
To ona przykuła ją do niego – owa ukryta, pełna czułości tęsknota. Jego motywy były zapewne odmienne, ale wyczuwała w nim również głęboką samotność. Po raz pierwszy jednocześnie dawała i brała coś tak intymnego.
Odpowiedź przyszła jej łatwo. Nie mogła ponownie zmarnować tak cennej chwili. Nie mogła pozwolić, by odszedł.
– Tak, pójdę z tobą.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej