Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Całun i chusta z grobu Jezusa były przedmiotem badań światowej klasy uczonych reprezentujących wiele różnych dziedzin, których rezultaty przybliża ta książka. Opowiada ona przeciekawą historię Całunu, który dotarł do Francji i Włoch z Jerozolimy przez Edessę, Konstantynopol i Ateny, a także dzieje chusty z grobu Jezusa, która przez Aleksandrie trafiła do Hiszpanii, gdzie jest do dziś. Mimo dziesiątków lat badań nikt nie dowiódł fałszywości Całunu Turyńskiego. Kiedyś wydawało się, że datowanie metoda węglową wskazuje na jego powstanie w średniowieczu, ale obecnie już wiadomo, że labolatoria izotopowe datowały wówczas łatę docerowaną do narożnika Całunu, a nie jego płótno. Autor omawia w tej ksiażce jak wyglądało rzymskie ukrzyżowanie oraz męka Chrystusa w świetle dawnych źródeł oraz współczesnej wiedzy medycznej i archeologicznej. Uchyla rąbka tajemnicy powstania wizerunku na Całunie, a także pustego grobu i zmartwychwstania Chrystusa.
BYŁEM SCEPTYKIEM... Zakładałem, że Całun jest produktem średniowiecza, ale byłem otwarty. W tym duchu prześledziłem dostępne materiały oraz badania wielu uczonych, które przybliżam w tej książce. Całun i chusta z grobu Jezusa były przedmiotem badań światowej klasy uczonych reprezentujących wiele różnych dziedzin, których rezultaty przybliża ta książka. Opowiada ona przeciekawą historię Całunu, który dotarł do Francji i Włoch z Jerozolimy przez Edessę, Konstantynopol i Ateny, a także dzieje chusty z grobu Jezusa, która przez Aleksandrię trafiła do Hiszpanii, gdzie jest do dziś. Jedno jest pewne - mimo dziesiątków lat badań, w tym sceptyków, NIKT nie dowiódł fałszywości Całunu Turyńskiego. - dr Alfred J. Palla
Z serii „Sekrety Biblii” polecamy również:
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 431
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czy Całun Turyński jest autentykiem? Poszukiwanie odpowiedzi na to pytanie rozpocząłem jako sceptyk. Zakładałem, że jest produktem średniowiecza, ale byłem otwarty. W tym duchu prześledziłem badania wielu uczonych reprezentujących różne dziedziny, które przybliżam w tej książce. Zawiera ona ponad sto zdjęć, rysunków i map. Niektóre zawdzięczam uprzejmości Barry’ego Schwortza, wybitnego fotografa i badacza Całunu, a także Iana Wilsona, autora kilku znakomitych książek, za co jestem im wdzięczny.
Zaczynam książkę od fascynującej historii płótna z grobu Jezusa, która przeplata się z legendą o Świętym Graalu i historią templariuszy, rzucając światło na tajemnicę brodatego oblicza, które mieli we czci. Opowiadam o IV krucjacie, która zamiast uderzyć na muzułmanów w Ziemi Świętej, napadła na chrześcijański Konstantynopol. Wówczas zniknęło stamtąd płótno pogrzebowe Jezusa, które w X wieku trafiło do stolicy Bizancjum z Jerozolimy przez Edessę.
Omawiam pełne mankamentów datowanie próbki Całunu metodą węgla radioaktywnego w 1988 roku, a także niedawne odkrycia, które dowodzą, że temu datowaniu poddano łatę doszytą do narożnika Całunu w XVI wieku. Przytaczam rezultaty badań plam krwi i pyłku kwiatowego znalezionego na płótnie całunowym. Opisuję niezwykły wizerunek na nim, który jest trójwymiarowym negatywem.
Osobny rozdział poświęcam dziejom Sudarium z Oviedo – chusty z grobu Jezusa, którą w VII wieku przewieziono z Jerozolimy przez Aleksandrię do Hiszpanii. Niedawne badania wskazują, że Sudarium i Całun okrywały twarz tego samego człowieka i noszą ślady tej samej krwi z rzadkiej grupy AB.
W kolejnej części opowiadam, jak wyglądało rzymskie ukrzyżowanie w świetle dawnych źródeł oraz współczesnej wiedzy medycznej i archeologicznej. Szerzej omawiam ostatni dni i godziny życia Jezusa, przybliżając Jego mękę. Próbuję też uchylić rąbka zagadki pustego grobu i wielkiej tajemnicy zmartwychwstania Chrystusa.
W Apendyksie można znaleźć dwa wywiady przeprowadzone ze mną. Pierwszy dotyczy filmu Mela Gibsona pt. Pasja, a drugi błędów popełnionych przez Dana Browna w jego książce Kod Leonarda da Vinci. Książkę zamyka biblijne studium na temat natury Jezusa Chrystusa i Ducha Świętego.
Kapitan straży Mario Trematore wyszedł późnym wieczorem na balkon, skąd zobaczył łunę ognia i poczuł swąd. Wkładając ubiór strażaka zadzwonił do strażnicy. Dowiedział się, że wybuchł pożar w zabytkowym kościele św. Jana Chrzciciela z XV wieku, w którego kaplicy znajduje się najcenniejszy zabytek Turynu.
Na miejsce dotarł przed północą. Tak wielkiego pożaru jeszcze nie widział, choć pracował w swoim fachu od dwudziestu lat. Przed katedrą uwijało się przeszło stu jego kolegów. Pompowali wodę do wnętrza, ale języki ognia ślizgały się już po dachu.
Kardynał Giovanni Saldarini płakał u podnóża schodów. Nie mógł pogodzić się ze stratą Całunu, który był przechowywany we wnętrzu tej katedry od XVI wieku. Wiedział, że przed takim żarem nie może uchronić płótna srebrny relikwiarz ani specjalnie zaprojektowana gablota z pancernego szkła.
Strażacy ruszyli do kaplicy Guariniego, gdzie trzymano Całun. Niestety, złożone mechanizmy, które miały uchronić płótno przed złodziejami, zacięły się pod wpływem żaru. Wydawało się, że na ratunek płótna jest już za późno. Z kościoła wydobywał się ciemny dym, od ołtarza buchał ogień, a z sufitu sypał się gruz. Strażacy szykowali się do ewakuacji.
Kapitan Trematore zawołał do kolegów, że potrzebuje ich asekuracji. Wszedł do Kaplicy Guariniego, a oni zwrócili węże z wodą na ścianę ognia, która buchała tuż obok niego. Miał z sobą „szczęki życia” służące do ratowania ludzi uwięzionych w autach na skutek wypadku. Szkło gabloty nie poddawało się jednak, gdyż było skonstruowane tak, aby przetrwać nawet wybuch bomby.
Dym zatykał strażakowi oddech, a gorąco odbierało mu siły. Obok niego gruchnął o posadzkę kawał marmuru, który oderwał się od sufitu. Trematore ze strachem spojrzał w górę i stwierdził, że dach grozi zawaleniem. Na szczęście niedawno w kaplicy Guariniego prowadzono prace restauracyjne, po których zostało rusztowanie. Teraz chroniło go przed gruzem, choć nie zdałoby się na wiele, gdyby z góry spadł kawał marmuru o wadze człowieka.
Doświadczenie podpowiadało mu, że zginie, jeśli wkrótce nie wyjdzie z wnętrza kościoła, a był potrzebny swej rodzinie, gdyż w domu czekała na niego żona i dwójka dzieci. Zamierzał się wycofać, gdy w głowie usłyszał głos: „Uratuj płótno!”. Nigdy wcześniej mu się coś takiego nie przydarzyło. Nie wiedział, jak zareagować ani jak uratować Całun. Wtedy usłyszał: „Weź młot”.
Trematore sięgnął po leżący w pobliżu pięciokilowy strażacki młot. Wątpił, czy coś nim wskóra, skoro zawiodły nawet „szczęki życia”, ale rąbnął z całej siły w gablotę. Przez jego ciało przeszedł wstrząs od uderzenia, który niemal sparaliżował mu dłonie i ramiona, ale pancerne szkło o grubości 4 cm ani nie drgnęło.
Pot lał się ze strażaka strumieniami, nie tylko pod wpływem żaru, ale i strachu o życie. Gryzący dym zatykał mu nos i gardło. Z dachu sypały się coraz większe kawałki gruzu. Przed oczami stanęła mu żona i dzieci. Pomyślał z żalem: „Przyjdzie mi dzisiaj umrzeć”. Wtedy usłyszał jeszcze raz ten sam głos: „Nie bój się. Uderz ponownie”.
Wtedy stało się coś dziwnego. Poczuł moc i przestał się bać o swoje życie. Zawołał do kolegów, aby wytrwali z nim jeszcze trochę, bo zamierza rozbić szkło młotem. Strażacy, mimo że stali dalej, też ryzykowali życiem, bo gdyby dach runął, pogrzebałby ich wszystkich. Kierowali strumień wody na ścianę ognia, polewając również swojego kapitana, aby wyrwać dla niego z ognia jeszcze kilka minut.
Trematore uderzył z całej siły w szkło. I jeszcze raz, i jeszcze raz. Po kilku potężnych ciosach, od których drżały wszystkie jego kości, szkło zaczęło pękać warstwa po warstwie, aż wybił dziurę w gablocie. Nie bacząc na poszarpane krawędzie, sięgnął do środka i wyciągnął srebrny relikwiarz, w którym spoczywało płótno pokryte krwią i niezwykłym wizerunkiem.
Wychodząc z katedry nie czuł ciężaru relikwiarza. Z lewej i prawej strony spadały na posadzkę kawały gruzu, ale jemu wydawało się, że płynie w powietrzu, jakby niesiony na skrzydłach. Zbiegł z relikwiarzem w dół schodów katedry, przed którą przywitały go oklaskami tysiące ludzi, którzy w międzyczasie zebrali się przed nią.
Mario Trematore zdążył jeszcze przekazać relikwiarz jednemu ze swoich kolegów, po czym upadł bez przytomności. Spędził kilka tygodni w szpitalu, zanim wyleczył wszystkie obrażenia, ale długo jeszcze czuł w swoich kościach wstrząsy od uderzeń młota. Wyznał, że to wydarzenie zmieniło jego życie, przybliżając go do Jezusa Chrystusa.
Przyczyn pożaru nie stwierdzono jednoznacznie, ale w pobliżu katedry znaleziono pusty pojemnik po benzynie. Data pożaru sugeruje podpalenie, gdyż wybuchł wieczorem w piątek 11 kwietnia 1997 roku. Wcześniej miało miejsce kilka nieudanych prób spalenia katedry z Całunem, które także przypadały w dzień śmierci krzyżowej Jezusa Chrystusa.
Czy pożar miał jakiś związek z nadanym tego dnia programem telewizyjnym, w którym wystąpił prof. Avinoam Danin? Biolog z Uniwersytetu Hebrajskiego ogłosił rezultaty swoich badań, z których wynikało, że Całun pochodzi z okolic Jerozolimy. Dowodzi tego obecny na nim pyłek kwiatów rosnących tylko w Judei i kwitnących w porze roku, która koresponduje z ukrzyżowaniem Jezusa. Słowa tego żydowskiego uczonego zakwestionowały tezę o średniowiecznym pochodzeniu Całunu.
Pożar w 1997 roku był drugim, który dotknął katedrę, ale nie spalił płótna z wizerunkiem. Kilkaset lat wcześniej, 4 grudnia 1532 roku, wyniósł z płonącego kościoła w Chambéry odważny kowal Guglielmo Pussod. Rozbił kraty i wydobył płótno z niszy nad ołtarzem, nie bacząc na żar, który był już tak wielki, że zaczął się topić srebrny relikwiarz, w którym przechowywano Całun.
Całun był wtedy złożony, dlatego krople stopionego srebra przepaliły materiał na zgięciu wszystkich warstw, a woda, którą go polano pozostawiła na płótnie trwałe ślady, ale nie po farbie, gdyż wizerunek całunowy nie jest dziełem malarza. W 2005 roku Severino Poletto, arcybiskup Turynu pokazał światu ognioodporny relikwiarz, w którym od tego czasu spoczywa Całun w turyńskiej katedrze św. Jana.
Jak Całun trafił do Turynu? Jego losy mogą posłużyć za fabułę filmu z Indianą Jonesem. W czasach apostolskich trafił z Jerozolimy do Edessy, gdzie przepadł w I wieku. Odnalazł się w 525 roku w schowku w nad bramą tego miasta, po czym w 944 roku trafił z Edessy do stolicy Bizancjum, skąd krzyżowcy zabrali go w 1204 roku do Aten. Od 1355 roku zaczęto wystawiać Całun publicznie w kolegiacie w Lirey, zanim trafił do Chambéry i Turynu.
To, gdzie trzymano Całun przez około sto lat przed 1355 rokiem pozostaje zagadką. Czy w tym okresie ukrywali go templariusze?
Pierwszym wielkim mistrzem zakonu templariuszy był Hugo z Payens (1070-1136). Urodził się w pobliżu Troyes, skąd pochodził także autor pierwszego poematu o Graalu. W Troyes była później komandoria templariuszy, a niedaleko w Lirey zaczęto wystawiać publicznie Całun od 1355 roku1.
W czasie pierwszej wyprawy krzyżowej Hugo założył nowy zakon z ośmioma rycerzami, którzy byli z nim spokrewnieni. Na kwaterę wybrali za zgodą króla Baldwina teren dawnej świątyni Bożej w Jerozolimie. Po łacinie świątynia to templum, stąd nazwa templariusze, czyli „świątynnicy”.
Ich zakon dzielił się na trzy prowincje zamorskie oraz na prowincje europejskie, z których największa była francuska w Paryżu. Na czele każdej prowincji stał komandor, zwany też preceptorem. Komandorzy podlegali wielkiemu mistrzowi. W skład zakonu wchodzili bracia rycerze, bracia służebni, którzy pełnili funkcje giermków i żołnierzy, a także kapelani oraz rzemieślnicy.
Na znak braterstwa jedli posiłki po dwóch z jednej misy, a pieczęć ich zakonu wyobrażała dwóch rycerzy na jednym koniu. Sypiali w ubraniu dla większej wstrzemięźliwości oraz gotowości do boju. Nie używali wulgarnych słów ani nie brali udziału w sprośnych zabawach. Z ich zakonu usuwano za plotkowanie, narzekanie, kłamstwo, kradzież, sodomię, bezbożność, herezję, a także za zabicie chrześcijanina.
Mottem zakonu templariuszy były biblijne słowa: „Nie nam, Panie, nie nam, lecz Twemu imieniu daj chwałę” (łac. Non nobis Domine, non nobis, sed nomini tuo da gloriam (Ps 115:1).Templariusze nosili brody, a na płaszczach czerwony krzyż jako symbol męczeństwa Chrystusa, za którego rycerzy się uważali. W czasie otrzęsin przy wejściu do zakonu, kandydat musiał przejść przez próbę zaparcia się Chrystusa, która miała pomóc wytrzymać tortury i nie wyrzec się wiary w niewoli.
Rycerze z Zakonu Świątyni stanowili elitarne wojsko. Ich wyszkolenie i brawura były legendarne. Dziś można by je porównać z takimi jednostkami jak amerykańska Delta Force czy polski Grom. W czasie bitwy wybierali pozycję, która była najbardziej narażona na atak. Nigdy nie cofali się przed wrogiem. Nie było przypadku, aby uciekli z pola bitwy.
W 1291 roku, gdy muzułmanie odbili ostatni bastion krzyżowców w Akce, a zakony krzyżowe straciły rację bytu. Zakon templariuszy ostał się, dzięki sieci gospodarstw we Francji, Włoszech, Anglii, Portugalii i Hiszpanii. W Polsce templariusze również mieli swoje komandorie, zwłaszcza w Wielkopolsce i na Śląsku2. Prowadzili hodowlę, młyny i gospodarstwa rolne. Uchodzili za mistrzów budownictwa, stawiając zamki, kościoły i okazałe gotyckie katedry. Zakładali gospodarstwa rolne. Sprowadzili do Europy nowe warzywa, w tym marchewkę.
Pieczęć rycerzy Chrystusa.
Znali się na medycynie, górnictwie i nawigacji morskiej3. Ich zakon posiadał własną flotę. Istnieją poszlaki, że statki templariuszy docierały do Ameryki, gdzie zajmowali się pozyskiwaniem metali4. Według nowszych badań Krzysztof Kolumb korzystał z map templariuszy w czasie swoich morskich wypraw5.
Twierdze templariuszy były tak silne i bezpieczne, że możnowładcy deponowali w nich swoje kosztowności, a królowie trzymali w nich koronne klejnoty i powierzali ich zakonowi prowadzenie finansów. Templariusze byli znani z uczciwości. Jeśli ktoś zawierał finansową transakcję, to ich obecność i pieczęć zakonu templariuszy uważano za najlepszą rękojmię. Muzułmanie nie chcieli prowadzić negocjacji z krzyżowcami, jeśli warunków nie gwarantowali templariusze.
Zakon Świątyni zastosował wiele innowacji w dziedzinie finansów. Templariusze zastosowali system czeków podróżnych, dzięki którym pielgrzymi i kupcy nie musieli wozić z sobą kufrów ze złotem i srebrem. W dowolnej komandorii mogli wpłacić i wypłacić pieniądze, jak w banku. Wpłacający otrzymywał zaszyfrowany weksel, który mógł wymienić w dowolnej komandorii, gdzie wiedziano jak odcyfrować jego treść. Chroniło to majątek podróżnych przed rabusiami i piratami.
Indywidualnie templariusze ślubowali ubóstwo, ale jako zakon mogli gromadzić dobra. Zakaz lichwy, wydany przez kościół, obchodzili pożyczając pieniądze pod zastaw ziemi. Otrzymywali darowizny od możnowładców, którzy wspierali ich ideały i działalność, albo zawdzięczali im życie. Bolesław II Rogatka, syn Henryka Pobożnego (księcia śląskiego, krakowskiego i wielkopolskiego), przekazał im swój zamek w Bolkowie w podziękowaniu za uratowanie mu życia przez templariuszy podczas bitwy z Mongołami pod Legnicą w 1241 roku.
Krzyżowcy przywieźli ze Wschodu grę, która jest bitwą dwóch królestw na czarnobiałych polach, aż do śmierci króla, którą kończy zawołanie Szakh Mat! Po persku znaczy to „Król nie żyje!”, stąd nazwa tej gry: szachy.
Zakon templariuszy, dzięki swemu ogromnemu bogactwu, powiązaniom z papiestwem oraz europejskimi dworami, wydawał się poza wszelką jurysdykcją. Paradoksalnie jego trzy główne atuty, a mianowicie: potęga, bogactwo i sekretność – przyczyniły się do jego likwidacji w 1307 roku z inicjatywy pazernego króla Francji.
Filip IV Piękny (1285-1314) był ambitnym monarchą, który nie cofał się przed polityczną zbrodnią. Po śmierci papieża Bonifacego VIII, do której przyczynili się jego ludzie, Filip wykorzystał wpływ francuskich kardynałów w Rzymie, aby wybrać na papieża Bertranda de Gota, arcybiskupa Bordeaux. Ten przyrzekł mu za to dziesięć procent podatku od dochodów duchowieństwa francuskiego, a po cichu także zgodę na kasatę zakonu templariuszy.
Bertrand de Got, który jako papież przybrał imię Klemensa V, podobnie jak wielu ówczesnych papieży bez skrupułów wynosił na kardynałów członków swej rodziny, a zasoby papieskiego skarbca trwonił na kochanki i hulanki. Uległ królowi Francji w sprawie likwidacji zakonu templariuszy, a także przeniesienia siedziby papiestwa do francuskiego Awinionu.
Po upadku Królestwa Jerozolimskiego templariusze obrali na swoje centrum Cypr, ale marzyło im się własne państwo w Langwedocji, gdzie mieli duże wpływy. Langwedocja podlegała koronie francuskiej. Filip IV był wytrawnym politykiem. Zdawał sobie sprawę, że templariusze, mimo niewielkiej liczby, stanowiliby wielkie zagrożenie, gdyż w Europie nie było lepiej wyszkolonego i zaprawionego w walce wojska, a także niewielu mogło im się równać w gospodarowaniu pieniędzmi i dobytkiem.
Filip IV miał kilka powodów do kasaty zakonu templariuszy. Po pierwsze, miał u nich duży dług, którego nie zamierzał spłacić. Po drugie, nie przyjęli go jako honorowego członka zakonu. Po trzecie, gdy w 1306 roku schronił się przed napierającą tłuszczą do ich komandorii w Paryżu, zobaczył zasobność skarbca templariuszy, a pilnie potrzebował gotówki na wojnę z Anglią, mimo że wcześniej skonfiskował mienie Żydów.
Za pretekst, aby sięgnąć po dobra templariuszy, król Francji wykorzystał uprzedzenia podsycane przeciwko nim przez inkwizycję. Inkwizytorzy sami nie mogli dobrać się do templariuszy, gdyż ich zakon podlegał bezpośrednio papieżowi. Posądzali ich o kult diabła, jako że po Europie krążyła pogłoska, że templariusze czczą w sekrecie głowę Behemota, która była brodata i miała długie włosy, dlatego oni sami nosili brody i dłuższe włosy, co było niezgodne z ówczesną modą.
Niedługo przed rozwiązaniem Zakonu Świątyni jego ostatni wielki mistrz, Jakub de Molay (1293-1314), przywiózł z Cypru do Paryża skarbiec templariuszy, pod którym uginało się sześć koni. Miał nadzieję, że papież przychyli się do ich planu ponownego podboju Ziemi Świętej. Klemens V łudził go tym i „tuczył na rzeź”, aby kosztem skarbu templariuszy spłacić Filipowi IV dług wdzięczności za to, że pomógł w jego wyborze na papieża.
Kuria papieska podejrzewała templariuszy, że sympatyzują z poglądami katarów, których ruch był popularny w Langwedocji, gdzie ich zakon chciał utworzyć swe państwo. Katarzy odrzucali autorytet papiestwa uważając, że papieże wypełnili biblijne proroctwa o antychryście, ponieważ odeszli od przykładu Jezusa i prowadzą Kościół w odstępstwo. Krytykowali symonię, nepotyzm, zaangażowanie w politykę i brak wrażliwości u zwierzchników i duchownych Kościoła, którzy wiedli wystawne i nierzadko niemoralne życie, okazując obojętność ludziom ubogim. Ich nazwa pochodziła od słowa „czyści” (gr. katharoi). Katarzy naśladowali Jezusa i Jego apostołów żyjąc uczciwie i powściągliwie. Pomagali bliźnim i dzielili się z ubogimi, co przyczyniło się do popularności ich ruchu, raczej niż nauki katarskie, które były skażone gnostyckim dualizmem.
W 1209 roku papież Innocenty III ogłosił krucjatę przeciwko katarom w Langwedocji. Armia krzyżowców stanęła pod murami Béziers, gdzie katarzy, katolicy i Żydzi od lat mieszkali z sobą w zgodzie. Arnaud Amaury, legat papieski i opat zakonu cystersów, zażądał od mieszkańców tego miasta, aby wydali katarów, o ile chcą uniknąć zagłady. Odmówili. Wówczas kazał przypuścić atak na miasto. Krzyżowcy zapytali papieskiego legata jak mają odróżnić katolików od katarów, na co odpowiedział: „Zabijcie wszystkich! Bóg pozna, którzy są Jego” (Caedite eos! Novit enim Dominus qui sunt eius)6.
W Béziers zginęło dwadzieścia tysięcy ludzi, w tym siedem tysięcy kobiet i dzieci szukających schronienia we wnętrzu kościoła św. Marii Magdaleny, gdzie wyrżnięto ich w pień razem z duchownymi, którzy właśnie odprawiali tam mszę. Miasto podpalono, co obróciło się przeciwko krzyżowcom. Od żaru rozgorzały ich hełmy, kolczugi i zbroje. Oślepieni dymem krzyżowcy pognali w stronę mostu, tratując się nawzajem. Most zawalił się pod ich ciężarem i pogrzebał mnóstwo z nich.
Współcześni „wybielacze” ciemnej historii Kościoła kwestionują czy legat papieski wypowiedział wyżej cytowane słowa, ponieważ mnich Cezary z Heisterbach zapisał je kilkadziesiąt lat po tym wydarzeniu. O jego rzetelności świadczą słowa samego legata papieskiego, który następnego dnia po masakrze w Béziers napisał do papieża: „Dzisiaj, Wasza Świątobliwość, dwadzieścia tysięcy mieszkańców wydano mieczowi, niezależnie od posady, wieku czy płci”7.
Templariusze nie wzięli udziału w krucjacie przeciwko mieszkańcom Langwedocji. Wytłumaczyli się tym, że reguła ich zakonu zabrania im walki z chrześcijanami. Później im to wypominano, gdy ich zakon padł ofiarą prześladowań. Wielki mistrz Jakub de Molay coś przeczuwał w wyniku swej audiencji u Klemensa V, bo zwołał zgromadzenie kapituły, które uradziło rozesłać do wszystkich komandorów zalecenie, aby bracia nie rozmawiali z nikim o sekretnych praktykach zakonu i odradzali nowym kandydatom wstępować w jego szeregi, a lękliwym z braci go opuścić.
Przygotowania do kasacji zakonu templariuszy były już w toku, ale szukano pretekstu, aby je usprawiedliwić. Wykorzystano byłego templariusza o imieniu Nosso de Florentino, który został wykluczony z tego zakonu za przestępczość i bezbożność8. W Tuluzie wsadzono go do celi z człowiekiem, niby to skazanym na śmierć, a faktycznie podstawionym. Oczekiwano, że Nosso opowie podstawionemu współwięźniowi o bluźnierczych praktykach, jakich dopuszczają się templariusze. Podstawiony więzień zażądał posłuchania u naczelnika więzienia, któremu wyznał to, co rzekomo usłyszał od byłego templariusza. Obu ich zwolniono9.
Wspomniane zeznanie trafiło do króla Francji, a od niego do papieża. Na jego podstawie król Filip IV zażądał, aby inkwizycja wszczęła oficjalne dochodzenie przeciwko Zakonowi Świątyni. Wyznanie posłużyło inkwizycji do ułożenia listy zarzutów skierowanych przeciwko templariuszom, a francuskiemu królowi dało pretekst do skasowania ich zakonu w kolaboracji z papieżem.
Kasata zakonu była złożoną operacją, którą król musiał przeprowadzić w sekrecie, aby zaskoczyć templariuszy, gdyż ich wyszkolenie zbrojne górowało nad jego wojskiem. Logistyka takiej akcji wymagała dyskretnego przygotowania więzień i łańcuchów dla kilkunastu tysięcy osób. Ludzie króla mieli w tym już nieco wprawy, bo 22 lipca 1306 roku przeprowadzili podobną operację przeciwko Żydom, których wygnano z Francji z pustymi rękami. Ich gotówka trafiła do skarbca królewskiego, a dobytek sprzedano na aukcjach. Filip IV, jako nowy właściciel ich mienia, anulował wszystkie długi Żydów, ale jeśli ktoś był coś winien Żydowi, musiał to zwrócić królowi!
Jakub de Molay nie podjął kroków defensywnych może dlatego, że zbyt ufał papieżowi. Filip Piękny dodatkowo uśpił jego czujność zaproszeniem na pogrzeb żony swego brata Karola Walezjusza. Wielki mistrz niósł kir księżnej z najwyższymi dostojnikami państwa. Pogrzeb ten odbył się 12 października 1307 roku w przededniu kasaty zakonu. Podczas gdy Jakub de Molay szedł z królem za trumną, dowódcy wojskowi w całym państwie otrzymali zalakowane koperty z królewską pieczęcią, które mieli otworzyć następnego dnia o świcie i od razu wykonać zawarty w nich rozkaz.
W piątek 13 października 1307 roku o świcie aresztowano wszystkich templariuszy we Francji i zarekwirowano ich mienie. To od tej daty pochodzi przesąd o feralnym piątku trzynastego dnia miesiąca. Templariusze nie stawiali zbrojnego oporu, ponieważ dopóki istniał ich zakon, obowiązywała ich jego reguła, która zabraniała walki z chrześcijanami.
22 listopada 1307 roku, papież Klemens V wydał bullę Pastoralis praeeminentiae, w której nakazał aresztować templariuszy pod zarzutem herezji. W ten sposób akcja przeciwko nim objęła także inne państwa europejskie, które były lojalne wobec papiestwa.
Na ulice wyległy tabuny zakonników i duchownych, aby siać reżimową propagandę. W kazaniach oskarżali templariuszy o sprzedanie Ziemi Świętej muzułmanom, gotowanie ciał niemowląt, palenie swoich zmarłych i mieszanie ich prochów z pokarmami i napojami serwowanymi w ich komandoriach, a także o sodomię, czary, zapieranie się wiary i spluwanie na krzyż, a przede wszystkim o kult brodatego oblicza Behemota10.
W związku z zarzutem herezji i bałwochwalstwa templariuszy traktowano tak jak heretyków. Skuci trafili do lodowatych więzień, gdzie zakładano im metalowe obroże i przykuwano do muru łańcuchem. Taki łańcuch skracano, aby wymusić na więźniu pozycję klęczącą lub podwieszano do niego ciężary, aby utrudnić stanie.
Więzienia były bez okien. Zimą panował tam mróz, latem upał, a przez cały rok zaduch. Za ubikację służyło zagłębienie w podłodze, którym nieczystości spływały pod niewielkim kątem do niżej położonej celi, do której inkwizytorzy wtrącali więźnia, którego chcieli szczególnie upokorzyć. Taki nieszczęśnik stał, siedział lub klęczał przykuty do ściany w jamie, do której spływał mocz, odchody, krew i wymiociny pozostałych więźniów11.
Templariusze jako zakonnicy podlegający bezpośrednio papiestwu, nie powinni być torturowani, ale byli, tak jak inni oskarżeni o herezję, którzy nie przyznawali się od razu do winy. Po dwunastu dniach uwięzienia wciąż nie przyznawali się do zarzutów o herezję. Wówczas przekazano ich w ręce dominikanów, których zakon specjalizował się w torturowaniu innowierców12.
Krzesło do przesłuchań, na którym sadzano człowieka nago, wiążąc mu ręce i przykręcając nogi dybami, aby metalowe kolce krzesła mocniej wbijały się w ciało. Pod jego metalowym siedzeniem rozpalano ogień.
Inkwizytorzy czasem torturowali więźniów na oczach tych, którzy oczekiwali na swoją kolej, aby złamać ich wolę i skłonić do szybszego wyznania tego, o co ich oskarżano. Tortury były tak pomyślane, aby zadać maksimum bólu, ale nie doprowadzić do zgonu, gdyż śmierć uniemożliwiłaby uzyskanie zeznania, które było celem tortur. Większość przyznawała się do zarzucanych im przewinień, aby skrócić swoje męczarnie.
Wśród uwięzionych templariuszy byli starzy i młodzi, rycerze zaprawieni w boju, ale także duchowni i rzemieślnicy, a więc ludzie o różnej wytrzymałości fizycznej i psychicznej. W ciągu pierwszych dni w samym Paryżu tortury spowodowały śmierć trzydziestu sześciu braci13. Wielu straciło nogi, gdyż inkwizytorzy smarowali im stopy tłuszczem, po czym smażyli je na wolnym ogniu. Bernard de Vado stracił kości stóp, które odpadły od jego spalonych nóg, gdy go prowadzono14.
Widelec heretyka, który wbijał się w pierś i podbródek, uniemożliwiając mowę i ruch głową.
Dominikanie jako zakonnicy musieli przestrzegać zasady „Kościół krwi nie przelewa”, dlatego w to miejsce stosowali narzędzia zadające ból bez przelewania krwi. Należały do nich szczypce rozpalone w ogniu, które wyrywały kawałki ciała, a zarazem kauteryzowały ranę; imadło miażdżące paznokcie i palce; koło do łamania kości; drabina, na której rozciągano człowieka, aby przypalać pochodnią najwrażliwsze części jego ciała. Za łagodniejsze tortury uważano wyrywanie paznokci, zębów i języków.
Wiele narzędzi tortur stosowanych przez inkwizycję można jeszcze dziś zobaczyć w muzeach. Najwięcej widziałem w Muzeum Tortur przy Moście Karola w Pradze, w Museo de la Tortura w hiszpańskim mieście Santillana del Mar, a także w Museo de la Santa Inquisición w Limie w Peru. Warto je obejrzeć, bo ten, kto nie zna tragicznych wydarzeń z historii ludzkości skazuje się, aby je ponownie przeżyć.
Drabina do wykręcania ramion w stawach. Rycina pokazuje miejsca najbardziej wrażliwe na przypalanie.
Filip IV był uważany za najpotężniejszego władcę w Europie. Podporządkował sobie papieża i namówił go do przeniesienia stolicy papiestwa z Rzymu do Awinionu, gdzie miał go pod kontrolą. Odnosił same sukcesy, aż do kasaty zakonu templariuszy i spalenia na stosie jego przywódców. Odtąd losy potoczyły się osobliwie. Zmarł niespodziewanie, a na jego rodzinę spadło pasmo nieszczęść, które przypisywano klątwie wielkiego mistrza templariuszy.
Wielki mistrz Jakub de Molay był bliski siedemdziesiątki. Wiedział, że tortur długo nie wytrzyma. Postanowił przyznać się do stawianych zarzutów oczekując, że komisja papieska udzieli mu w zamian absolucji i oczyści jego zakon z zarzutów o herezję, co uwolni z lochów jego torturowanych konfratrów. Niedawne odkrycie pergaminu z Chinon w archiwum Watykanu dowodzi, że jego nadzieje nie były bezpodstawne.
W październiku 2007 roku ukazały się drukiem ciekawe materiały dotyczące templariuszy. Pięknie oprawiona w skórę trzystustronicowa książka na syntetycznym pergaminie nosi tytuł „Proces przeciwko templariuszom” (Processus contra templarios). Wydano ją dokładnie 700 lat po rozwiązaniu zakonu templariuszy. Zawiera dokumenty znane historykom, a także pergamin z Chinon, który aż do 2001 roku uchodził za zaginiony. Barbara Frale, włoska archiwistka, odkryła ten dokument w tajnym archiwum Watykanu15. Jego nazwa pochodzi od zamku w Chinon nad Loarą, gdzie król Francji więził przywódców zakonu templariuszy. Frale zwróciła nań uwagę, ponieważ wymienia osobę kardynała o imieniu Berenguer Fredol, który był prawą ręką papieża. Fredol nie pofatygowałby się do Chinon bez poważnego powodu.
Filip IV Piękny, król Francji (1285-1314).
Fredol przybył do Chinon w imieniu papieża. Przyprowadził na świadków dwóch innych kardynałów, aby w dniach 17-20 sierpnia 1308 roku przesłuchać czterech przełożonych templariuszy, w tym wielkiego mistrza Jakuba de Molay i preceptora Gotfryda de Charny. Obecni byli ludzie króla, w tym jego doradca Wilhelm Nogaret, który był nie lada kanalią. Naciskali oni na przywódców templariuszy, aby przyznali się choć do niektórych oskarżeń wysuwanych przez króla Francji.
Kardynałowie nie stwierdzili, aby przełożeni templariuszy popadli w herezję, o co pomawiał ich Filip IV. Najgorsza wina dotyczyła wyrzeczenia się krzyża lub plucia w jego kierunku, ale miało to miejsce podczas otrzęsin poprzedzających obłóczyny, czyli ceremonię przyjęcia do zakonu. W jej trakcie starsi bracia traktowali nowicjuszy podobnie jak muzułmanie krzyżowców wziętych do niewoli – zmuszali ich do wyrzeczenia się wiary.
Papież Klemens V (1305-1314), który pod wpływem króla Francji przeniósł stolicę papiestwa z Rzymu do Awinionu w 1309 roku.
Pergamin z Chinon świadczy, że w 1308 roku trzej kardynałowie działający w imieniu papieża, udzielili templariuszom rozgrzeszenia i uznali ich niewinnymi oskarżeń o herezję. Mimo to, papież Klemens V nie cofnął decyzji o kasacji zakonu, nie zrehabilitował jego przełożonych, nie odwołał nakazu ścigania templariuszy, ani nie zaapelował do króla Francji o zwrot ich dóbr. Klemens V poświęcił niewinnych ludzi dla układu jaki zawarł z królem Francji, aby zostać papieżem.
Templariusze byli więzieni w lochach, morzeni głodem i torturowani. Ci z nich, którzy utrzymywali, że są niewinni, trafiali na stosy. 12 maja 1310 roku spalono 54 z nich przed kościołem św. Antoniego w Paryżu.
W 1311 roku papież zwołał synod do Vienne w sprawie templariuszy, gdyż nie chciał sam ponosić odpowiedzialności za niesprawiedliwe rozwiązanie zakonu. Wezwał templariuszy i wielkiego mistrza, aby się bronili przed zarzutami, choć dobrze wiedział, że nie mogą tego zrobić, ponieważ są uwięzieni, a jeśli ktoś zdołał uniknąć pogromu, to nie odważy się przybyć. Ku jego zdumieniu dziewięciu świątynników stawiło się na otwarcie synodu. Papież kazał ich aresztować i odtąd ślad po nich zaginął16.
W synodzie wzięło udział dwudziestu kardynałów, czterech patriarchów oraz stu biskupów i arcybiskupów. Większość z nich, w tym niemal wszyscy członkowie komisji wyznaczonej przez synod do zbadania zarzutów skierowanych przeciwko templariuszom, było zdania, że zakon ma prawo do obrony, zwłaszcza że zgromadzony materiał nie był dostateczny, aby uznać ich winnymi herezji.
Wielu uczestników kwestionowało oskarżenia wysuwane przez inkwizycję i króla Francji pod adresem zakonu, ponieważ templariusze mieli wszędzie dobrą reputację. Król Filip IV położył kres tym sentymentom, gdy przybył na czele małej armii do francuskiego Vienne. Papież zagroził ekskomuniką wszystkim, którzy ośmielą się zagłosować przeciwko kasacie zakonu17.
W tej sytuacji synod przychylił się do postanowienia papieża. Ten sam synod oczyścił Filipa IV z zarzutów związanych z porwaniem i pobiciem poprzedniego papieża Bonifacego VIII, mimo że była to jego sprawka. Na jego rozkaz dokonał tego Wilhelm Nogaret, szef królewskiej policji, który ze swymi ludźmi tak nastraszył papieża Bonifacego VIII, że ten zmarł niedługo po spotkaniu z Nogaretem.
W 1312 roku Klemens V wydał bullę, w której potwierdził rozwiązanie zakonu templariuszy. Co znamienne, nie uznał ich winnymi zarzutów o herezję, do czego przyczynił się zapewne Berenguer Fredol, który przesłuchiwał w Chinon najwyższych przywódców Zakonu Świątyni. Pogłoski o niewinności templariuszy zataczały coraz szersze kręgi, a wraz z nimi zarzuty, że padli ofiarą chciwości francuskiego króla i niegodziwości papieża. W odpowiedzi na te pogłoski kazano wyciągnąć z więzienia czterech przełożonych zakonu, aby stawić ich przed trybunałem złożonym z kardynałów i zmusić do publicznego wyznania.
W dniu 18 marca 1314 roku trzej kardynałowie zasiedli przed katedrą Notre Dame w Paryżu, gdzie przygotowano farsę. W głównych rolach mieli wystąpić: wielki mistrz Jakub de Molay, wizytator Hugo z Pairaud oraz preceptorzy Gotfryd de Gonneville i Gotfryd de Charny. Mieli się pokornie przyznać do winy, aby uniknąć śmierci na stosie. Nie mieli alternatywy, bo nawet wyparcie się zeznania złożonego pod wpływem tortur oznaczało śmierć. Człowiek, który przyznał się do winy, a potem się jej wyparł, był uważany za heretyka, który pobłądził po raz drugi, dlatego musiał umrzeć.
W tej historycznej chwili dwaj przywódcy templariuszy okazali wielką odwagę: Jakub de Molay i Gotfryd de Charny. Wielki mistrz wystąpił do przodu, aby zabrać głos. Nikt nie próbował go powstrzymać, bo kardynałowie oczekiwali, że przyzna się do zarzutów stawianych Zakonowi Świątyni. Tymczasem, ku ich zaskoczeniu i wściekłości króla Jakub de Molay przyznał się tylko do tego, że skłamał, gdy wyznał obrzydliwości, których nie popełnił, ani jego zakon. Przysiągł przed Bogiem, że templariusze dochowali wierności i czystości Chrystusowi. Oskarżył papieża i króla o niesprawiedliwość18.
Jak tylko wielki mistrz skończył swoje świadectwo, wystąpił i stanął przy nim preceptor Gotfryd de Charny, który potwierdził jego słowa, a tym samym wybrał śmierć na stosie u jego boku. Filip IV kazał ich spalić jeszcze tego samego dnia jako heretyków. Na miejsce kaźni wybrał Wyspę Trzcin na Sekwanie, bo wiedział, że inaczej Paryżanie okażą rycerzom swój szacunek i miłosierdzie, a królowi gniew, bo już wtedy ludzie nie dowierzali reżimowej propagandzie.
Śmierć na stosie można było złagodzić podając skazanemu odurzający napój lub dodając świeżego drewna i liści do ognia, co wzniecało dym, którego wdychanie powodowało utratę przytomności. Można też było ułożyć drewno wysoko, aby silny ogień zabił szybko. Templariusze nie doznali żadnej ulgi. Mimo to umierali mężnie, w pokoju, pojednani z Bogiem, z modlitwą na ustach.
Niedługo przed swoją śmiercią, wielki mistrz Jakub de Molay wezwał Boga, aby wspomniał ich niewinność i rychło wymierzył sprawiedliwość papieżowi i królowi19. Miał wtedy powiedzieć:
Klemensie, sędzio niesprawiedliwy,
powołuję ciebie przed sąd Boży
w czterdzieści dni od dnia dzisiejszego...
a ciebie, królu Filipie, równie niesprawiedliwy,
w ciągu roku jednego.
Papież Klemens V zmarł w wielkich bólach zaledwie miesiąc później, 20 kwietnia 1314 roku, prawdopodobnie na raka. Zachowała się tradycja, że piorun uderzył nocą w jego martwe ciało złożone w kościele przed pogrzebem, powodując pożar całego budynku, a gdy go ugaszono, ciało papieża było doszczętnie spalone20.
Król Filip IV umarł osiem miesięcy później w dziwnych okolicznościach. W czasie polowania doznał ataku apopleksji, spadł z konia i złamał nogę. Do rany wdała się gangrena. Wkrótce po tym zmarł w wielkiej gorączce i bólu w klasztorze dominikanów, 29 listopada 1314 roku. Jego śmierć była początkiem pasma tragedii jakie spadły na dynastię Kapetyngów, z której się wywodził.
Tron po Filipie IV przejął jego najstarszy syn, Ludwik X Kłótliwy (1314-1316). Szybko zmarła mu żona, na której ciążył zarzut cudzołóstwa. Pojął drugą i wkrótce zmarł w wieku 26 lat. Pięć miesięcy później jego druga żona powiła syna Jana I Pogrobowca, który zmarł po pięciu dniach. Na tronie zasiadł kolejny syn Filipa IV zwany Filipem V Wysokim (1316-1322), którego syn zmarł po roku od urodzenia. Filip Wysoki padł ofiarą dyzenterii w wieku zaledwie 28 lat. Tron po nim przejął najmłodszy z synów Filipa IV, którym był 27-letni Karol IV Piękny (1322-1328). Nie miał dzieci, dlatego rozwiódł się z pierwszą żoną. Jego druga małżonka zmarła 2 lata później przy porodzie syna, który przeżył tylko kilka dni. Z trzecią żoną też nie doczekał się syna. On także zmarł młodo, bo w wieku 33 lat.
W ciągu zaledwie czternastu lat zmarło pięciu królów Francji. Żaden z czterech synów Filipa IV nie pozostawił potomka, co doprowadziło do wygaśnięcia dynastii Kapetyngów, która panowała we Francji przez ponad 300 lat. Brak prawowitego dziedzica tronu we Francji przyczynił się do wybuchu katastrofalnej wojny stuletniej z Anglią. Wojna i plaga dżumy, zwana czarną śmiercią, wyniszczyły połowę populacji Francji.
Przyczyn tragicznego końca rodu Kapetyngów upatrywano w niesprawiedliwości wyrządzonej przez króla Filipa IV templariuszom, która ściągnęła ne niego klątwę wielkiego mistrza. Na kanwie tych wydarzeń powstał popularny cykl historycznych powieści zatytułowanych Królowie przeklęci (Les Rois Maudits) oraz dwa seriale telewizyjne pod tym samym tytułem.
Pomimo sprawnie przeprowadzonej akcji w dniu 13 października 1307 roku ludzie króla Francji nie zdołali przejąć skarbca templariuszy przechowywanego w komandorii paryskiej. Wraz ze skarbcem zniknęły archiwa zakonu i jego reguła opracowana przez samego Bernarda z Clairvaux.
Przepadł też jakikolwiek ślad po tajemniczej brodatej głowie z długimi włosami, którą templariusze mieli w nabożeństwie. Na niej modelowali swój wygląd jak widać na ilustracji wyobrażającej wielkiego mistrza Jakuba de Molay. Nosili brodę rozdzieloną na środku i długie włosy na modłę Człowieka z Całunu Turyńskiego.
Zniknęła także flota Zakonu Świątyni, która była niemała, gdyż templariusze co roku przewozili do Ziemi Świętej tysiące pielgrzymów. Wszyscy korzystali chętnie z ich usług, bo nie musieli się obawiać, że po drodze wpadną w ręce korsarzy lub muzułmanów, którzy sprzedadzą ich na targach niewolników.
Templariusz Jean de Chalons wyznał, że zakonnicy dowiedzieli się o planowanym ataku, dlatego niektórzy z nich opuścili Paryż pod osłoną nocy ze skarbcem zakonu21. Główny konwój strzeżony przez 50 rycerzy dotarł do portu La Rochelle, z którego osiemnaście galer wypłynęło śpiesznie na morze: część na południe, a część na północ22.
Flota, która ruszyła na południe, zatrzymała się w Portugalii, gdzie templariusze mieli potężną komandorię w Tomar. Król Dionizy I (1279-1325) udzielił im azylu w podziękowaniu za ich pomoc w walce z Maurami na Półwyspie Iberyjskim. Król portugalski mógł sobie na to pozwolić, ponieważ rządził z dużą dozą niezależności od papiestwa.
Kilka lat później król Dionizy I powołał do życia Zakon Chrystusa, któremu przekazał dobra templariuszy w Portugalii i sam stanął na jego czele jako wielki mistrz. Papież Jan XXII zatwierdził tę decyzję, choć wiedział, że nowy konwent składa się z templariuszy i jest kontynuacją ich zakonu, którego flota pływała dalej pod czerwonym krzyżem templariuszy. To wielcy mistrzowie Zakonu Chrystusa, tacy jak Henryk Nawigator czy Vasco da Gama, przyczynili się walnie do morskiej ekspansji i potęgi kolonialnej Portugalii. Krzysztof Kolumb spędził dużo czasu w Portugalii, gdzie studiował mapy u swojego teścia, związanego z Zakonem Chrystusa. Załoga statków Kolumba wywodziła się z Zakonu Chrystusa, a jego karawele popłynęły do Ameryki pod czerwonym krzyżem templariuszy.
Jakub de Molay był 23-cim i ostatnim wielkim mistrzem zakonu templariuszy.
Druga część floty Zakonu Świątyni dotarła w 1307 roku do Anglii, a stamtąd do Szkocji23. Papiestwo nie miało na Wyspach Brytyjskich tyle do powiedzenia, co na kontynencie europejskim. Dlatego, choć papież Klemens V zagroził ekskomuniką i torturami każdemu, kto wspomoże templariuszy w Anglii, ani jednego tam nie zadenuncjowano24.
Papież próbował przymusić króla Anglii do zastosowania wobec nich tortur, ale Edward II wymówił się tym, że angielski system prawny ich nie dopuszcza, dlatego nie ma ludzi znajdujących się na torturach. Klemens V zapowiedział, że wyśle do Anglii dziesięciu specjalistów od tortur z zakonu dominikanów. Król przystał na to, ale pod warunkiem, że pozostawią narzędzia tortur na kontynencie.
Przybycie inkwizytorów do Anglii sprawiło, że templariusze przenieśli się do Szkocji, która zachowała sporo niezależności od papiestwa. Tam nawet ekskomunika rzucona przez papieża na króla Roberta I Bruce mu nie zaszkodziła, podczas gdy podobna ekskomunika w innym europejskim kraju równałaby się utracie tronu.
Szkocja stała się enklawą dla templariuszy nie tylko ze względu na konflikt tamtejszego króla z papieżem. Robert I Bruce potrzebował pilnie rycerzy, zwłaszcza ciężkozbrojnych, których w jego wojsku brakowało, bo szykował się na odparcie najazdu Anglików.
Król Robert I Bruce był wyśmienitym strategiem, a także bardzo silnym i umiejętnym rycerzem. Jego pomnik upamiętnia zwycięstwo Szkotów nad Anglikami w 1314 roku w bitwie nad Bannockburn.
Wydaje się, że to właśnie szarża templariuszy – w drugim i decydującym dniu walki przy Bannockburn w 1314 roku – przesądziła o niezależności Szkocji od Anglii25. Rycerstwo angielskie poniosło tam najdotkliwszą porażkę w swoich dziejach!
Szkoci do dziś uważają to zwycięstwo za najważniejsze w historii swej ojczyzny. Na drugim miejscu stawiają wygraną na Wembley w 1967 roku z Anglikami, którzy zdobyli rok wcześniej mistrzostwo świata w piłce nożnej i nie przegrali żadnego meczu, aż do tej porażki ze Szkotami 2:3.
W 1314 roku Anglicy ruszyli na Szkocję niczym walec. Mieli przewagę w wyszkoleniu, uzbrojeniu, doświadczeniu i liczebności. Król Edward II przyprowadził dwadzieścia pięć tysięcy dobrze uzbrojonych żołnierzy i łuczników, a także dwa tysiące ciężkiej kawalerii. Szkotów było tylko sześć tysięcy, a więc na jednego przypadało czterech wrogów! W dodatku, nie byli to rycerze, lecz wieśniacy i górale uzbrojeni w siekiery, piki i noże. Mimo to, położyli trupem połowę angielskiego wojska, w tym kilku dowódców angielskich26. Jak do tego doszło?
Król Robert I Bruce wybrał na obronę pole przy lesie i potoku Bannock, gdyż było nieduże, nierówne i grząskie, aby zneutralizować ciężkozbrojną konnicę angielską. Przed bitwą Szkoci uklękli na polu walki do modlitwy. Król Edward II zapytał swoją świtę półżartem, czy klękają, żeby prosić go o łaskę. Wówczas jeden z jego rycerzy, który znał Szkotów, wyjaśnił: „Nie proszą o łaskę ciebie królu, ale Boga o wybaczenie im grzechów, bo oni tu albo zwyciężą, albo zginą”27.
Do przodu ruszyły szkockie oddziały uzbrojone w piki o długości 3.5 m. Szli w zwartych, prostokątnych oddziałach (ang. schiltrons), trzymając piki wystawione na zewnątrz, co chroniło ich przed atakiem kawalerii. Dzięki swej mobilności te nieduże oddziały były niełatwym celem dla ustawionych z dala łuczników. Anglicy byli zaskoczeni tym manewrem, ponieważ dotąd oddziały z pikami walczyły stojąc w miejscu w oczekiwaniu na atak kawalerii.
Król Edward II obserwował bitwę w otoczeniu najlepszych rycerzy. Widoczny był z daleka, nie tylko dlatego, że miał ponad 180 cm wzrostu i zasiadał na wielkim koniu, ale także dzięki zdobiącym go klejnotom. Nakazał atak ciężkiej kawalerii, która nie miała łatwego zadania, bo teren był podmokły. Walka trwała kilka godzin, gdy król posłał pięć tysięcy doborowych angielskich i walijskich łuczników, aby ustawili się z boku pola walki i pojedynczo wybili Szkotów, którzy zmagali się z jego kawalerią.
Jego plany pokrzyżowała szarża ciężkozbrojnych na koniach, którzy wyłonili się spoza lasu jak burza i roznieśli w puch angielskich łuczników, odwracając losy nie tylko tej bitwy, ale całej wojny. Ich atak był piorunująco skuteczny. Po niespodziewanej szarży na łuczników wykonali jeszcze bardziej zaskakujący i brawurowy manewr. Otóż, mimo że było ich znacznie mniej, ruszyli na doborowy oddział chroniący Edwarda II, który liczył pięciuset najlepszych rycerzy.
Szarża skończyłoby się śmiercią króla Anglii, gdyby nie jego paniczna ucieczka i poświęcenie gwardii, która została rozniesiona28. Edward II był o włos od śmierci, ale dopisało mu szczęście i zdołał uciec. Na ten widok strach zdjął żołnierzy, którzy stali w odwodzie, gdyż szkocki król sprytnie wybrał na bitwę pole, które nie mogło pomieścić wszystkich Anglików. Zostawili broń za sobą i rzucili się do ucieczki w bród przez bagnisty potok Bannock. Z jednej strony potoku masakrowali ich Szkoci, którzy brali udział w bitwie, a z drugiej miejscowa ludność. Taką reakcję angielskiego króla i jego armii mogła spowodować tylko kawaleria templariuszy, która mie miała sobie równych w Europie, przynajmniej do czasu polskiej husarii, która zdobyła Moskwę w 1610 roku, a w 1683 roku zatrzymała turecką inwazję Europy pod Wiedniem.
Robert I Bruce zawdzięczał wiele templariuszom, gdyż dzięki wygranej bitwie przy Bannockburn Szkoci zachowali niezależność od Anglii. Jednak na dłuższą metę ich obecność w Szkocji była dla niego niewygodna, gdyż uniemożliwiała normalizację stosunków z papiestwem, a przez to z resztą Europy, która stroniła od niego z powodu ciążącej na nim ekskomuniki. Templariusze zeszli więc do podziemia, parając się odtąd głównie rzemiosłem budowlanym.
Nie wiadomo, czy templariusze mieli wpływ na utworzenie ruchu wolnomularskiego, mimo że niektórzy ukazują to jako pewnik, gdyż masoni przejęli ich symbole. Jednakże masoni przejmowali wszelkie dawne symbole, nie tylko templariuszy. Ich wierzenia przenika dualizm, który ma korzenie we wschodnim gnostycyzmie i pogańskich misteriach, a nie w naukach Jezusa Chrystusa, którego rycerzami byli templariusze. Masoni zawiązali w Europie siatkę lóż, wspomagając się wzajemnie i rozpoznając po ustalonych znakach. Wiele europejskich budowli zawiera symbole masońskie. Najbardziej znanym jest kościół zbudowany przez Williama Sinclaira w szkockiej miejscowości Roslin.
Zakon Świątyni powstał w Jerozolimie. Templariusze mieszkali przez dziewięć lat na terenie dawnej świątyni Salomona. Istnieje tradycja, że znaleźli tam jakieś skarby i wyjechali z Jerozolimy z pięcioma szkatułami, które trafiły do Kilwinning, późniejszej głównej siedziby szkockiej loży masońskiej, po czym znalazły się w zamku Roslin. Wyniesiono je stamtąd podczas wielkiego pożaru, a wkrótce potem William Sinclair zbudował Kaplicę Rosslyn, w której je rzekomo złożyli.
Andrew Sinclair, potomek Williama Sinclaira twierdzi, że radar użyty w ostatnich latach XX wieku do zbadania terenu wykazał istnienie pięciu skrzyń w podziemnej krypcie pod kaplicą. Z tym wiąże się zagadka wejścia do niej. W XV wieku krypta służyła za miejsce pochówku, ale odtąd wejście do niej pozostaje nieznane. James St Clair-Erskine, earl z Rosslyn, zażyczył sobie w testamencie, aby pochowano go w tej krypcie. Mimo usilnych poszukiwań trwających tydzień, wejścia do niej nie znaleziono29.
Niektórzy badacze doszukują się podobieństwa między architekturą Kaplicy Rosslyn a świątynią w Jerozolimie, na przykład dwie wielkie kolumny, które stały przed wejściem do świątyni Salomona, zwane Jachin i Boaz (1Krl 7:21). W Kaplicy Rosslyn są dwie kolumny: Mistrza i Czeladnika. Krypta pod nią nawiązywała do żydowskiej tradycji, według której pod miejscem najświętszym było podziemne pomieszczenie, gdzie w razie niebezpieczeństwa ukrywano Arkę Przymierza i skarby świątyni30.
Kaplicę w Rosslyn zaprojektował William Sinclair (1410-1484), który uchodzi za wielkiego mistrza szkockiej loży masońskiej. Przyozdobił ją symbolami masońskimi. Niektóre mają związek z symbolami templariuszy, na przykład dwóch jeźdźców na jednym koniu, który był na pieczęci Zakonu Świątyni.
Wyrzeźbione tam postaci mają często dłonie ułożone w charakterystyczny sposób, który pozwalał masonom rozpoznawać się wzajemnie. W kolegiacie jest też płaskorzeźba kogoś prowadzonego z zawiązanymi oczami i stryczkiem na szyi, co stanowiło część masońskiej inicjacji.
Wieża z Newport w stanie Rhode Island, którą zbudowano na wybrzeżu Atlantyku z około 200 ton kamieni. Budowlę pokrywała kopuła, zapewne w kształcie stożka.
Częstym motywem w Kaplicy Rosslyn jest twarz tak zwanego Zielonego Człowieka, którą otacza roślinność, wychodząca również z jego ust. Wydaje się, że w starożytności ów motyw zapowiadał nadejście oraz śmierć mesjasza, którego ofiara przywracała światu życie, ale z czasem stał się przyczynkiem do kultu natury w jej dorocznym cyklu umierania i odradzania się.
Intryguje w Rosslyn motyw kukurydzy i aloesu na ścianach kaplicy, ponieważ te rośliny nie były znane w Europie przed wyprawą Kolumba, do której doszło dopiero 50 lat później. Czyżby rycerze dotarli do Ameryki w średniowieczu? O takich wyprawach świadczy płaskorzeźba na skale w stanie Massachusetts, zwana Rycerzem z Westford, która wyobraża rycerza z mieczem i tarczą. Inspiracją dla tego wizerunku mógł być rycerz, który zginął podczas wyprawy earla Henryka I Sinclaira z Orkadów, dziadka Williama Sinclaira. Według źródeł weneckich w tej wyprawie wzięli udział słynni weneccy żeglarze: bracia Zeno31.
O obecności średniowiecznych rycerzy w Ameryce może świadczyć wieża w Newport w stanie Rhode Island, której początki osnuwa tajemnica. Gdyby stała w Europie, eksperci przypisaliby ją templariuszom lub cystersom, którzy stawiali takie kaplice, ale stoi na kontynencie amerykańskim, który był rzekomo nieznany Europejczykom przed wyprawą Kolumba! Na pierwszej kondygnacji, około 4 m nad ziemią znajduje się sala z niewielkimi oknami oraz kominkiem, która mogła służyć jako kaplica. Cała budowla przypomina Kościół Świętego Grobu w Cambridge w Wielkiej Brytanii, zbudowany przez templariuszy. Niektórzy sądzą, że jest to młyn z okresu kolonialnego, ale młynów o takiej architekturze nigdy nie stawiano. No i cóż robiłby kominek w młynie? Inni przypisują ją wikingom, ale ci nie wznosili okrągłych, ortogonalnych budowli. Taki styl spopularyzowali templariusze, zainspirowani rotundą Kościoła Świętego Grobu, której model trzymali we wszystkich swoich komandoriach.
Dlaczego najważniejsze budowle pierwszych chrześcijan miały ośmioboczny kształt? Nawiązywał on do zmartwychwstania Chrystusa. Ósemka symbolizuje doskonały nowy początek. Składa się ona z siódemki, która jest w Biblii liczbą Bożej doskonałości, oraz jedynki reprezentującej początek32. W ten sposób ósemka oddaje ideę zmartwychwstania i wieczności, dlatego obrócona o 90º służy do dziś w matematyce jako symbol nieskończoności (∞).
Wyprawa za Atlantyk nie była w średniowieczu czymś niemożliwym. Dowiedli tego wikingowie, którzy docierali do Ameryki Północnej, o czym świadczą przedmioty pozostawione tam przez nich33. Wyprawa z Orkadów, kierując się na Szetlandy, płynąc wzdłuż brzegu Islandii, Grenlandii i Ziemi Baffina, mogła dotrzeć do Labradoru, Nowej Fundlandii i Nowej Szkocji, niemal nie tracąc z oczu lądu.
Makieta Kościoła Świętego Grobu w Jerozolimie.
W Kaplicy Rosslyn można było do niedawna zobaczyć inny niezwykły eksponat. Otóż na jednej z kamiennych półek, które pełniły funkcję ołtarza przy wschodniej ścianie kaplicy, stał osobliwy krzyż. W centrum miał samą brodatą i zakrwawioną głowę Jezusa34. Czy brodata głowa, którą templariusze otaczali nabożeństwem była obliczem Człowieka z Całunu? Czy templariusze mieli dostęp do wizerunku całunowego? Jeśli tak, to jak trafił w ich ręce? Czy doszło do tego za sprawą IV wyprawy krzyżowej, która napadła na Konstantynopol, gdzie wtedy przechowywano Całun, zwany dziś Turyńskim?
1 Alessandro Piana, The ‘Missing Years’ of the Shroud, „BSTS Newsletter”, 2007, s. 9-31.
2 Andrzej Zieliński, Tajemnice polskich templariuszy, s. 9.
3 Tim Wallace-Murphy, Marilyn Hopkins, Rosslyn, s. 101.
4 Ibid., s. 99.
5 Andrzej Zieliński, Tajemnice polskich templariuszy, s. 71.
6 Caesarius of Heisterbach, Caesarius Heiserbacencis monachi ordinis Cisterciensis, Dialogus miraculorum, Josephus Strange, red. t. 2, s. 296-298.
7Patrologia Latinae cursus completus, t. 216, kol. 139.
8 Charles G. Addison, The History of the Knights Templars, s. 200.
9 John J. Robinson, Born in Blood, s. 130.
10 Jules Michelet, Le procès des Templiers, t. 1, s. 89-96.
11 John J. Robinson, Born in Blood, s. 134.
12 Charles G. Addison, The History of the Knights Templars, s. 204.
13 John J. Robinson, Born in Blood, s. 133.
14 Charles G. Addison, The History of the Knights Templars, s. 204-205; John J. Robinson, Born in Blood, s. 135.
15 Barbara Frale, The Chinon chart. Papal absolution to the last Templar, Master Jacques de Molay, „Journal of Medieval History”, nr 30/2, kwiecień 2004, s. 109-134.
16 John J. Robinson, Born in Blood, s. 139.
17 Malcolm Barber, The Trial of the Templars, s. 101.
18 Desmond Seward, The Monks of War, s. 212-213.
19 Świadkiem tego był William Nangis, co potwierdził Gotfryd z Paryża, cyt. w: Malcolm Barber, The Trial of the Templars, s. 357; Ferretto z Vicenzy, Historia rerum in Italia gestarum ab anno 1250 as annum usque 1318’, w: Malcolm Barber, The New Knighthood: A History of the Order of the Temple, s. 314-315.
20New World Encyclopedia, s.v. „Clement V”, w: https://www.newworldencyclopedia.org/entry/Clement_V.
21 Heinrich Finke, Papsttum und Untergang des Templerordens, t. 2, s. 337-339.
22 Malcolm Barber, The Trial of the Templars, s. 101.
23 Andrew Sinclair, The Sword and the Grail, s. 42.
24 John J. Robinson, Born in Blood, s. 147.
25 Michael Albany, The Forgotten Monarchy of Scotland, s. 64-65.
26 Peter Reese, Bannockburn, s. 176.
27 Ronald McNair Scott, Robert the Bruce King of Scots, s. 158.
28 Andrew Sinclair, The Sword and the Grail, s. 46; Ronald McNair Scott, Robert the Bruce King of Scots, s. 159;
29Donaldson’s Guide to Rosslyn Chapel z 1862 roku.
30Miszna, Moed, Szekalim, 6:1.
31Dello scoprimento dell’ isole Frislanda, Eslanda, Engrouelanda, Estotilanda e Icaria fatto sotto il Polo artico da’ due fratelli Zeni, M. Nicolo il K. e M. Antonio, 1558.
32 Robert D. Johnston, Numbers in the Bible, s. 75.
33 Tim Wallace-Murphy, Marilyn Hopkins. Templars in America: From the Crusades to the New World, s. 31.
34 Keith Laidler, The Divine Deception, s. 49.