Coraz mniej milczenia - Marta Fox - ebook + książka

Coraz mniej milczenia ebook

Marta Fox

3,8

Opis

Coraz mniej milczenia to cztery autentyczne, wstrząsające historie osób mających odwagę odsłonić tajemnice swojego dramatycznego dzieciństwa, w którym były poniżane, upokarzane, maltretowane i wykorzystywane seksualnie. Rodzice lub opiekunowie robili wszystko, by dziecko wyrządzone mu okrucieństwo poczytywało za dobrodziejstwo. Jak dzieci przeżywały te tragedie? Jakie są następstwa tych dramatów w ich dorosłym życiu?

Nagranie Marty Fox "O milczeniu. Czy cała Polska bije dzieci?"

Nagranie Marty Fox "Dziewczynka z kokardami"

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 212

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (13 ocen)
5
2
5
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Inne książki Marty Fox:

Wielkie ciężarówki wyjeżdżają z morza

Agaton-Gagaton: jak pięknie być sobą

Batoniki Always miękkie jak deszczówka

Magda.doc

Paulina.doc

Firma Agaton-Gagaton: wypróbuj bez szorowania

Czerwień raz jeszcze daje czerwień

Do rana daleko

Po nitkach babiego lata

Romeo zjawi się potem

Westchnienia jak morskie huragany

Więc nie wiń mnie za to

Zanim nadejdzie rozstanie

Niebo z widokiem na niebo

Pierwsza miłość

Zdjęcie na pierwszej stronie okładki – „Zefa”

Zdjęcie na czwartej stronie okładki – Tomasz Albin

© Copyright by Siedmioróg

ISBN 978-83-66837-11-9

Księgarnia wysyłkowa

Wydawnictwa Siedmioróg

www.siedmiorog.pl

Opracowanie wersji elektronicznej

Anton Gaitanzhy – WhiteLabel 2021

Wrocław 2021

Proszę zachować niepokój.

Nie przedstawiać żadnych dowodów,

nie zeznawać pod przysięgą.

Oszczędzić sobie wyrzutów

poza wyrzutami sumienia.

Tylko niepewność

daje jakąś gwarancję.

Tylko niepokój

może nas uratować.

Maciej Woźniak,

Komunikat

Spis treści

RozdziałI

Część 1

Dziewczynka z kokardami

Część 2

W niedzielę myślę magicznie, na co dzień nie mam na to czasu

Rozdział II

Część 1

Wujaszek Wania

Część 2

Nakarmić demony, czyli Marysia po latach

Rozdział III

Część 1

Felicja z bosymi stopami

Część 2

Beata z bosymi stopami

Część 3

Kobieta, z którą chciałabym spędzić życie, jest, niestety, bezczelnie heteroseksualna

Rozdział IV

Z rozkazu taty przepraszam cię

„Prawda, którą chcę tutaj pokazać, nie jest szczególnie skandaliczna albo jest nią tylko w tym stopniu, w jakim każda prawda jest skandalem”.

Margueritte Yourcenar

Ci, którym plują w twarz

Ci, którym plują w twarz,

mają specjalne niebo

oplutych.

Idą do niego dopiero po śmierci,

ale czasem

na mgnienie oka

wolno im zaznać i tutaj

tego nieba.

W którym będą się cieszyć

przez wieczność,

że nie mają już twarzy,

na którą można plunąć.

Że ich już nie ma

tak mocno

jak mocno pluto im w twarz,

kiedy byli.

Anna Świrszczyńska

Rozdział I

Część 1

Dziewczynka z kokardami

Dziewczynka z kokardami.

To ja nią byłam, dawno, bo ponad czterdzieści lat temu. Mało kto znał moje imię. Nauczyciele wywoływali mnie po nazwisku albo po numerze z dziennika, a w klasie i na po­dwórku mówiono – ta z kokardami. Nawet jak udało mi się je ściągnąć i schować do kieszeni, to też tak na mnie wołano: Hej, ty z kokardami albo: Ty, kokarda.

Dwie sterczące kokardy, niebieskie albo białe, nylonowe, czyli modne, nie byle jakie, nie trzeba było ich prasować, wystarczyło tylko uprać, wysuszyć i zawiązać. Musiałam o nie dbać, podobnie jak o biały kołnierzyk przy granatowym fartuszku, niemnący, też z nylonowej tkaniny, z dziurkami na guziki, dzięki którym można go było przypinać, zamiast przyszywać.

Zawsze wieczorem, jeszcze przed rachunkiem sumienia i modlitwą, musiałam pokazać mojej opiekunce, którą miałam obowiązek nazywać ciocią, jak jestem przygotowana do szkoły. Sprawdzała zeszyty, dzienniczek ucznia, na koniec kołnierzyk i kokardy. Mój czysty kołnierzyk oraz sterczące kokardy świadczyły o mnie, a bardziej o cioci, która mnie wyrwała z dołów społecznych i postanowiła wychować na porządną, co znaczyło – w każdym calu bogobojną, dziewczynę, a później kobietę. Nie szczędziła na to sił i środków. Zapamiętałam to sformułowanie. Ciocia (w obecności obcych koniecznie: ciotunia) przy lada okazji, a także bez niej, nie bacząc na miejsce, zwykła wpadać w koturnowy styl i przemawiać.

– Moje drogie dziecko, my nie będziemy szczędzić sił i środków na to, by wytępić w tobie złe przyzwyczajenia, naganne zachowania, my nie będziemy szczędzić sił i środków, by wychować cię na prawą w każdym calu kobietę!

Wydawała mi się wówczas potężna i silna, byłam pewna, że nie tylko osiągnie swój cel, ale że osiągnie każdy cel, a po drodze jeszcze kilka gór przestawi, jeśliby takie się pojawiły niespodziewanie.

Przemawiała w końcu w imieniu porządnej, mieszczańskiej rodziny, dbającej o cudze dziecko lepiej niż o swoje, co miało jej być policzone w niebiosach, tym bardziej, im mniej było dostrzegane i doceniane tutaj. Ślady tego teatralnego stylu odnajdowałam po latach w patetycznych przemówieniach wodzów naszego upadającego socjalistycznego państwa i od razu miałam potrzebę stanąć przed I sekretarzem na baczność niczym przed ciotunią.

Słowa „szczędzić”, a także w „każdym calu” mam w repertuarze do dziś, mimo że wielekroć przysięgałam sobie wykreślić je ze swojego słownika. Podczas tych przemówień nieodmiennie czułam podniosłość chwili, a także różnicę pomiędzy jej odświętnością a zwykłymi dniami, w których byłam nazywana „niewdzięczną dziewuchą”.

– Ta niewdzięczna dziewucha znów się zmoczyła – wrzask babci i mocne klaśnięcie mnie w twarz przerwały przemówienie ciotuni, babci synowej.

– Ty wstrętna paskudo, ty złośliwy potworze – ciocia wykazywała się zawsze większą elokwencją – czy nie umiesz sygnalizować swoich potrzeb? Nie czujesz, kiedy ci się chce, nie umiesz powiedzieć albo zrobić bez mówienia, dyskretnie, za to we właściwym miejscu? Przecież psa łatwiej wyszkolić niż ciebie! Ale psy nie są złośliwe wobec swojego pana, psy są wierne i wiedzą, czym powinna być wdzięczność za to, że się je przygarnęło. Oj, będziesz ty się w piekle smażyć, będziesz.

Za karę nie dostawałam kolacji albo zamykano mnie w ciemnej komórce z rupieciami, czasem w łazience, w której było zawsze zimno, nawet w lecie, z wyjątkiem soboty, bo wówczas w wysokim łazienkowym piecu palił się ogień i nagrzewał wodę do kąpieli dla wszystkich domowników.

Wolałam łazienkę. Było w niej więcej miejsca, mogłam się położyć na drewnianej podłodze, pomiędzy muszlą klozetową a wanną, przykryć się ręcznikiem i marzyć o tym, by Pan Bóg mnie ukarał, jak chce, byle tylko nie powiedział o mnie zbyt wiele złego rodzicom, bo ci gotowi nigdy mnie od ciotuni do siebie nie zabrać. Komórki się bardziej bałam, było tam mniej miejsca, śmierdziało starymi kartoflami, a na dodatek to właśnie w komórce ukrywał się Liczyrzepa, który najlepiej wiedział, co zrobić z niegrzecznymi dziewczynkami sikającymi w majtki, nie dość że w nocy, to jeszcze w dzień, nie dość że w dzień, to jeszcze podczas podniosłej chwili, w której ciocia nie szczędziła sił i środków.