Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Życie Alicji Banasiak zmieniło się pod wpływem miłości. Dzięki oparciu w ukochanym mężczyźnie pokonała dręczące ją demony i zaczęła odważnie patrzeć w przyszłość. Odkryła swoją kobiecość i uśpione pragnienia. Niestety los kolejny raz z niej zakpił. Przepełniona bólem, postanawia stanąć do nierównej walki o własne szczęście.
Adam Sosnowski to młody ksiądz, który poświęcił życie służbie Bogu, jednak nie pozbył się wspomnienia swojej pierwszej miłości. Wracając do Łodzi, stając twarzą w twarz z kobietą, która go kiedyś odtrąciła, zaczyna rozumieć, że złożone śluby nie chronią przed potęgą uczuć. Zakazana miłość, dylematy moralne pomiędzy obowiązkiem a pragnieniem serca, namiętność, która doprowadza do szaleństwa. Dwójka zakochanych osób, których jedynym grzechem jest miłość stojąca w sprzeczności z prawami stworzonymi przez ludzi… To najbardziej skandalizująca książka Katarzyny Grabowskiej, która przyspieszy bicie Waszych serc. Pamiętajcie, niektóre uczucia bolą, ale ten ból jest piękny.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 366
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Redakcja
Anna Jeziorska
Anna Seweryn
Projekt okładki
Ewelina Nawara
Fotografia na okładce i grafiki na stronach rozdziałowych
© gstockstudio|stock.adobe.com
Redakcja techniczna, składiłamanie
Damian Walasek
Przygotowanie wersji elektronicznej
Maksym Leki
Korekta
Anna Seweryn
Marketing
Anna Jeziorska
Wydanie I, Chorzów 2022
Wydawca: Wydawnictwa Videograf SA
41-500 Chorzów, Aleja Harcerska 3c
tel. + 48 600 472 609, + 48 664 330 229
www.videograf.pl
Dystrybucja wersji papierowej:LIBER SA
05-080 Klaudyn, ul. Zorzy 4
Panattoni Park City Logistics Warsaw I
tel.+4822-663-98-13, fax+4822-663-98-12
dystrybucja.liber.pl
© Wydawnictwa Videograf SA, Chorzów 2021
tekst © Katarzyna Grabowska
ISBN 978-83-7835-945-6
Ani Seweryn,
która jako pierwsza dostrzegła to coś
w moich tekstach.
Dziękuję Ci za wszystkie rozmowy,
rady i opiekę redaktorską.
Bardzo się cieszę, że mogłam Cię poznać.
– Jesteś pewna, że sama dasz sobie radę? – Tata po raz piętnasty w ciągu ostatniej godziny zadał mi to pytanie. Stanął w otwartych drzwiach do mojego pokoju i zbolałym wzrokiem popatrzył na mnie. – Jakby co, to wiesz, zawsze możemy zrezygnować z wyjazdu.
– Już o tym rozmawialiśmy – westchnęłam. – Nie możesz podporządkowywać swojego życia mnie. Jestem dorosła i muszę wreszcie zacząć być samodzielna.
– No tak, ale masz przecież malutkie dziecko. Może ci być naprawdę ciężko ogarnąć wszystko…
– Oj, tato, przesadzasz. Wiele jest samotnych matek, które mogą polegać tylko na sobie.
– Ty nie jesteś samotna. Masz mnie.
– Tato, już dawno skończyłam osiemnaście lat – przypomniałam mu z lekkim wyrzutem w głosie. – Ja mam swoje życie i ty też masz swoje. Kochasz Beatę, chcesz z nią być, więc nie możesz przez cały czas oglądać się na mnie.
– Beatka da sobie radę sama. To tylko dwa miesiące…
– Właśnie – przerwałam mu. – Tylko dwa miesiące, więc tym bardziej nie powinieneś mieć wyrzutów sumienia. Przecież zostaję w domu. W najbezpieczniejszym miejscu na ziemi. W dodatku pod opieką pani Maciaszek. Komu jak komu, ale jej chyba ufasz? – Mrugnęłam porozumiewawczo. – To najlepszy osiedlowy monitoring, więc w jej obecności nic mi nie grozi. Za to Beata trafi do Seattle, którego nie zna i gdzie byłaby zupełnie sama. Wyobrażasz sobie, jakie niebezpieczeństwa mogą tam na nią czyhać? I nie chodzi mi tylko o przestępców – dodałam chytrze – ale przede wszystkim o tych przystojnych i bogatych Amerykanów, których pozna na szkoleniu.
– Cholera! Tego się właśnie obawiam.
– No, a jeśli polecisz razem z nią, dopilnujesz, żeby żaden facet nie zawrócił jej w głowie. A poza tym Beacie będzie raźniej, gdy będziesz przy niej. Dwa miesiące szybko miną i ani się obejrzysz, jak wrócicie na święta do domu.
– Że też akurat teraz postanowili wysłać ją na to szkolenie. – Westchnął rozdzierająco. – Dopiero zaczęła pracę, a oni już…
– To chyba dobrze. Jeśli w nią inwestują, to znaczy, że mają co do niej dalekosiężne plany.
– No nie wiem, nie wiem… – Tata pokręcił głową.
Nadal nie pogodził się z tym, że Beata zaledwie po półrocznym zatrudnieniu w dziale prawnym prywatnej kliniki zdecydowała się zmienić pracę. Nowa posada w międzynarodowej korporacji wiązała się z dużym wzrostem wynagrodzenia, niosła też jednak ze sobą konieczność odbycia dwumiesięcznego szkolenia w amerykańskim oddziale firmy. Ojcu, który po długim okresie samotności wreszcie ponownie otworzył się na uczucie, rozstanie z ukochaną kobietą wydawało się czymś okropnym. Zresztą sama Beata również nie chciała się rozstawać ani z synem, ani z mężczyzną, zktórym zaczęła układać sobie życie. Była nawet skłonna zrezygnować z tej niespodziewanej szansy na awans i wrócić na uprzednio zajmowane stanowisko, jednak nie mogłam na to pozwolić. Zrozumiałam już, że nigdy nie wolno rezygnować z marzeń. Jeśli czegoś pragniesz, sięgaj po to. Szczęście jest tak ulotne, że nie warto go odrzucać, gdy nieśmiało puka do naszych drzwi.
To ja zaproponowałam, żeby ojciec pojechał do Stanów wraz z Beatą i zajął się tam jej synem. W wolnych od szkolenia chwilach będą mogli spędzać czas razem, a co ważniejsze – poczują się jak prawdziwa rodzina, którą w końcu chcieli założyć.
Beata szybko przyklasnęła temu pomysłowi, ale gorzej było z moim ojcem. Rozdarty pomiędzy miłością do kobiety a obowiązkami względem córki, bił się z myślami. Bał się, że sama sobie nie poradzę w opiece nad Hubertem. Nie przeczę, troszkę się tego obawiałam, ale chciałam wreszcie spróbować samodzielności. Po tym, co mnie spotkało, ciągle byłam pod czyjąś opieką. Ojciec i Beata rozpostarli nade mną parasol ochronny, chcą ustrzec przed złem tego świata. Byłam im za to wdzięczna, ale wiedziałam, że taki stan nie może trwać wiecznie. Potrzebowałam wreszcie rozwinąć skrzydła.
Mój stan zdrowia wrócił do normy, chociaż wiedziałam, że nigdy już nie będę tak sprawna jak przed wypadkiem. Jako pamiątka po nim pozostały mi utykanie i uraz przed jazdą samochodem. Owszem, czasem podróżowałam autem, ale nigdy nie siadałam na fotelu pasażera z przodu, a przed wyprawą łykałam tabletki uspokajające.
– Tato… – jęknęłam. – Przestań piętrzyć problemy. To już postanowione. Jedziesz z Beatą i Mateuszkiem. Bilety kupione. Mieszkanie wynajęte. Stany na was czekają.
– A ty?
– A co ja? Ja zostanę w domu, gdzie znam każdy kąt. No i nie zapominaj o pani Maciaszek, która zgodziła się otoczyć mnie opieką. Naprawdę jestem już duża i nie musisz ciągle się mną przejmować – powtórzyłam. – Masz własne problemy i teraz skoncentruj się na nich.
– Co jednak nie oznacza, że ciebie chcę wykreślić ze swojego życia – zaznaczył z mocą. – Jesteśmy rodziną i przede wszystkim zależy mi na twoim dobru. Schrzaniłem sprawę wtedy, więc…
– Przestań, tato.
Nie chciałam wracać wspomnieniami do tamtych chwil. Co było, to już nie wróci. Po co rozgrzebywać stare rany, które zaschły? Pozbyłam się dawnych demonów na rzecz nowych, może nawet i gorszych. Jednak czy na świecie jest chociaż jeden człowiek, który nie ma takowych?
Podeszłam do ojca, a on natychmiast rozpostarł ramiona i przytulił mnie mocno. Przez chwilę miałam wrażenie, że zgniecie mnie w uścisku.
– Córeczko, bardzo się o ciebie martwię. Tyle ostatnio przeszłaś…
– Nie możesz chronić mnie całe życie. Może i upadłam, ale nadal mam chęci, aby się podnieść i iść dalej. To chyba najważniejsze, prawda?
– Prawda – przyznał niechętnie. – Uważam jednak, że za szybko rzucam cię na głęboką wodę.
– Na jaką znowu głęboką wodę? To jest życie, tato. Ptaki też wypychają swoje młode z gniazda, aby wreszcie poznały świat. Bez tego nigdyby się nieodważyły opuścić bezpiecznego schronienia.
– Ale to jeszcze za wcześnie…
– Zrozum, tato. – Wyswobodziłam się z jego objęć. – Chcę zacząć wszystko od nowa. Chcę przestać wracać myślami do tego, co było. Nie ułatwiasz, gdy ciągle mi nadskakujesz, oferując pomoc. Jestem już zdrowa. Muszę spróbować żyć, dla Huberta… Za bardzo go kocham, żebysię poddać.
– Pokićkane jest to życie. Dlaczego nie może być prostsze?
– Wiem, ale nic na to nie poradzimy. Po prostu zaakceptujmy to, co życie nam daje i żyjmy najlepiej, jak potrafimy. Dam sobie radę. Uwierz mi. Naprawdę ze mną jest już wszystko w porządku.
– No dobrze, ale gdybyś jednak mnie potrzebowała, to dzwoń natychmiast – przestrzegł. – To tylko kilkanaście godzin lotu.
– Zobaczysz, że wszystko się ułoży.
– Moja mała córeczka… – Łzy zakręciły się w oczach ojca. – Dopiero co uczyłem cię chodzić, a teraz już sama masz dziecko…
– O właśnie – podchwyciłam. – Uczyłeś mnie chodzić, więc teraz mi pozwól na samodzielne stawianie kroków.
– Dobrze. – Skinął głową. – Chociaż cholernie się boję. Byłbym spokojniejszy, gdybyś miała przy swoim boku kogoś, kto by o ciebie zadbał.
– Kobieta nie musi być teraz zależna od faceta. Mamy dwudziesty pierwszy wiek – przypomniałam z wyrzutem.
Czasem nie podobało mi się podejście mojego taty. Niby nowoczesny mężczyzna, ale niektóre jego poglądy były jak rodem z głębokiego średniowiecza.
– Ale jednak lepiej by było… – uparł się. – Byłbym spokojniejszy, gdybym wiedział, że zostajesz z jakimś porządnym młodym mężczyzną.
– Bo i zostaję. – Zaśmiałam się cicho. – Z Hubertem.
– Och, nie żartuj – zezłościł się odrobinę. – Wiesz, o czym mówię. Ten Adam… Porządny z niego chłopak, szkoda, że obrał taką drogę życia. Bylibyście ładną parą. Nawet przez chwilę, gdy zjawił się po narodzinach Hubercika, miałem nadzieję, że jednak nie przyjmie ostatnich święceń. Wyglądał na zakochanego wtobie.
– Nie rozmawiajmy o tym – poprosiłam.
Adam, który rozbudził w moim sercu nadzieję, okazał się zwykłym tchórzem. Dokonanie wyboru pomiędzy mną a Bogiem jednak go przerosło.
– Jasne, córeczko. Przepraszam. – Tata zrozumiał, że wspomnienie Adama sprawiło mi ból. – To ja już lepiej nic nie mówię.
– Dziękuję. – Uśmiechnęłam się do niego i chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale w tej chwili rozległ się płacz Huberta.
Natychmiast podeszłam do stojącego pod ścianą łóżeczka i wyjęłam z niego mojego synka, który przestał płakać, gdy tylko wzięłam go na ręce. Mrużył oczka, przyglądając mi się z uwagą.
– Co, głodny jesteś? – Pogłaskałam go po główce porośniętej gęstą ciemną czuprynką, taką samą jaką miał jego ojciec. Z każdym dniem przypominał mi go coraz bardziej. – Zaraz mamusia da ci papu. Tatku, przygotujesz butelkę z mlekiem?
– Jasne. – Tata od razu udał się do kuchni.
Usiadłam na fotelu i przytuliłam czule synka. Wpatrywałam się w niego z miłością. Był jedyną pamiątką, która pozostała mi po Rafale. Cudownym darem życia, które przedwcześnie zgasło.
***
Beata wraz z Mateuszem zjawili się pod wieczór. Zmęczeni, ale bardzo podekscytowani. Zwłaszcza Mateusz, który po raz pierwszy w życiu miał lecieć samolotem.
– Coś długo was nie było – zauważył z wyrzutem tata. – Już zaczynałem się martwić.
– No mieliśmy trochę biegania, ale wszystko załatwione. Jeszcze podjechaliśmy na Lublinek, żeby Mateuszek popatrzył na samoloty.
– To sobie raczej za dużo nie popatrzył. – Tata pokręcił głową. – Tyle kasy wywalone na budowę lotniska i teraz stoi puste.
– Coś tam lata…
– Tak, coś tam – zadrwił. – Nawet zrezygnowali z połączeń do Warszawy. Do stolicy można polecieć z Łodzi przez Kijów lub przez Rzeszów i Dublin. Czyż to nie absurd?
– Patrz, wujek, co mama mi kupiła. – Mateusz podniósł pudełko klocków Lego, na którym widniał duży boeing. – Niedługo takim polecę.
– I nie będziesz się bał? – Mój ojciec podszedł do chłopca i wziął od niego pudełko.
– Nie! – zapewnił dzieciak. – Będzie superzabawa. Mama mówiła, że na pokładzie są telewizory z mnóstwem filmów i dużo gier. Wujek, pograsz ze mną, prawda?
– Jasne, ale może najpierw ułożymy te klocki?
– Tak! – zapiszczał uradowany Mateusz.
– Podgrzeję wam obiad – zaproponowałam.
– Pomogę ci. – Beata pobiegła do łazienki, aby umyć ręce.
Mateusz wraz z moim ojcem usiedli przy stole. Obaj pochylili się nad otwartym już pudełkiem i z uwagą studiowali kolorową obrazkową instrukcję. W tej chwili, mimo iż dzieliła ich spora różnica wieku, obaj byli małymi chłopcami. Cóż, klocki Lego łączą pokolenia.
Przeszłam do kuchni i wyjęłam z lodówki garnek z zupą. Czekając, aż się zagrzeje, przyszykowałam talerze i łyżki. Obrałam i pokroiłam na części ugotowane wcześniej jajka. Właśnie rozkładałam je do talerzy, gdy do kuchni weszła Beata.
– Biały barszcz? – zapytała, zerkając, co robię.
– Tak. Z kiełbaską, jajkiem i chlebem.
– Czyli tak jak uwielbiam. – Sięgnęła do chlebaka i wyjęła z niego bochenek. – Wiesz, ta zupa przypomina mi dzieciństwo. Moja babcia gotowała najlepszy barszcz pod słońcem. Mówiła, że nie wystarczy dodać składniki z przepisu. Aby potrawa była smaczna, trzeba w nią włożyć trochę serca. Kiedyś tego nie rozumiałam, ale teraz już wiem, co miała na myśli. Dlatego zawsze gdy jem barszcz, wspominam babcię i jej słowa. Czuję wtedy, że jest gdzieś blisko mnie.
– To miłe – przyznałam. – Wspomnienia to nasz największy skarb. Czasami to jedyna rzecz, która nam pozostaje.
Zauważyłam, że Beata pobladła. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że to, co powiedziała, mogłam odnieść do swojej sytuacji. A przecież razem z ojcem starali się przez cały czas, bym nie wracała pamięcią do niedawnych zdarzeń. Żebym, chociaż to niemożliwe, zapomniała o tym, co się stało.
– O matko, Alu, ja cię tak bardzo przepraszam. – Złapała mnie za dłoń i ścisnęła. – Nie chciałam. Jestem tak podekscytowana wyjazdem, że zupełnie nie myślę o tym, co mówię. Plotę, co mi ślina na język przyniesie.
– Nic się nie stało – pocieszyłam ją. – Naprawdę nie musisz uważać przy mnie na każde słowo. Pogodziłam się już z losem, chociaż… Nie! – Potrząsnęłam zdecydowanie głową. – Nie pogodziłam się, ale muszę zacząć normalnie żyć z tą świadomością, że co się stało, to się nie odstanie. Żebym nie wiem jak rozpaczała, złorzeczyła i zaprzeczała, czasu już się nie cofnie. On idzie wciąż do przodu, a ja muszę poddać się temu rytmowi. Rafała już nie ma, ale ja żyję nadal i muszę zadbać o naszego syna. Wiem, że Rafał by tego chciał.
Beata objęła mnie i przytuliła. Westchnęła ciężko.
– Jesteś bardzo dzielna.
– Nie jestem. Boję się tego, co przyniesie przyszłość, ale mimo tego nie chcę się kryć i unikać życia. Do niedawna bałam się wszystkiego. Miałam kompleksy i obwiniałam się za wiele rzeczy… Rafał sprawił, że otworzyłam się na świat. Zaakceptowałam samą siebie i odrzuciłam bolesną przeszłość. Drugi raz nie zamknę się w skorupie. Gdziekolwiek Rafał teraz jest, na pewno patrzy na mnie, więc chcę, aby był ze mnie dumny. Aby wiedział, że to on uczynił ze mnie pewną swojej wartości kobietę. Kiedyś byłam szarą Alą, nigdy więcej już nią nie będę.
– Odezwiemy się zaraz po przylocie – zapewnił tata, całując mnie w policzek. – A ty dbaj o siebie i Huberta.
– Oczywiście, że będę dbała.
– No i jakby się coś działo… Gdybyś potrzebowała pomocy albo…
– Będzie dobrze – przerwałam mu. – Teraz skoncentruj się na podróży. Rób dużo zdjęć, żebym później miała co oglądać.
– Ja zrobię, ciociu! – krzyknął wesoło Mateusz. – I będę przez Skype’a do ciebie dzwonił. Nawet nie poczujesz, że nas nie ma.
– Pa, kochana. – Beata niemalże siłą odciągnęła ojca i sama mnie przytuliła. – Dwa miesiące szybko miną.
– Wiem o tym. Za chwilę znowu będziemy razem i jeszcze będziecie mieć dość mojego towarzystwa – zażartowałam.
– W życiu! – zaprzeczyła Beata. – Zawsze chciałam mieć dużą rodzinę, chociaż przyznaję, że nie planowałam tak szybko zostać babcią.
– No idźcie, idźcie – ponagliłam ich, gdyż pod powiekami wzbierały mi łzy, a nie chciałam się przy nich rozkleić. – Taksówka czeka, licznik bije, a wy się żegnacie ze mną tak, jakbyście się wybierali na koniec świata.
– Bo się wybieramy – westchnął tata.
Mateusz pierwszy wybiegł z mieszkania. Z przerzuconym przez ramię plecakiem popędził po schodach, pokrzykując:
– Do zobaczenia, ciociu!
– Na pewno dasz sobie radę? – Tata, zanim przekroczył próg, postanowił jeszcze raz się upewnić.
– Dam.
Wyszłam z nimi na korytarz i stałam u szczytu schodów, odprowadzając ich wzrokiem. Tata taszczył dwie wielkie torby podróżne, a Beata mocowała się z elegancką walizką na kółkach, która z łoskotem obijała się o stopnie, robiąc przy tym sporo hałasu. Beata zatrzymała się na moment, aby poprawić chwyt na rączce walizki, i odwróciła się w moją stronę. Uśmiechnęła się leciutko. Również odpowiedziałam jej uśmiechem, po czym wycofałam się do mieszkania.
Stojąc za drzwiami, wsłuchiwałam się stukot cichnących kroków i dźwięk wydawany przez walizkę. W końcu do moich uszu doleciał trzask zamykanych drzwi od klatki i zapadła cisza.
Nie chciałam podchodzić do okna i obserwować, jak moi bliscy wsiadają do taksówki. Do tej pory trzymałam się dzielnie, teraz jednak pozwoliłam sobie wreszcie na trochę łez.
Nie tak miało wyglądać moje życie. Miałam być szczęśliwa u boku Rafała. Tak bardzo czekałam na ten moment, gdy wreszcie nie będziemy musieli kryć się z naszą miłością. A gdy ten moment nadszedł, wszystko się skopało.
Przeszłam do pokoju gościnnego i usiadłam na kanapie. Ukryłam twarz w dłoniach. Mogłam udawać silną, mogłam starać się normalnie żyć, jednak to wszystko było tylko pozą. Nie chciałam przysparzać zmartwień bliskim. Chociaż na pozór wydawałam się pogodzona z losem, w głębi duszy byłam w totalnej rozsypce.
Od wypadku minął prawie rok. Dwanaście długich miesięcy bez Hartmana. Bez jego głosu, dotyku, pocałunków. Bez nadziei, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Nie wiem, czy dałabym radę przetrwać, gdybym nie miała Huberta. Mój synek, świadectwo miłości Rafała, został ze mną, aby osłodzić mi pełne samotności dni. Dla niego, tylko dla niego, żyłam dalej i siliłam się na uśmiech. Chciałam, by dorastał w szczęśliwej atmosferze.
Przez chwilę łudziłam się, że tę okropną samotność zapełni Adam. Chłopak, który przez lata był moim przyjacielem, w ciszy czekając, aż dostrzegę w nim kogoś więcej. Niestety, nie dostrzegłam. Przekonana o własnej nieatrakcyjności, obwiniająca się o śmierć matki, nie zwracałam uwagi na facetów. W dodatku ta przeklęta studniówka… Gdyby wtedy nie wydarzyło się to wszystko… To mogła być najpiękniejsza noc w moim życiu, stała się jednak koszmarem, który sprawił, że jeszcze bardziej zamknęłam się w sobie. Skoncentrowana na własnym bólu, odepchnęłam Adama.
Czego się spodziewałam? Że mimo odrzucenia będzie dzielnie trwał przy mnie i czekał, aż wszystko się zmieni? Że zawalczy o mnie niczym prawdziwy rycerz? Pomyliłam się, bo odrzucenie podziałało na Adama w zupełnie inny sposób. Po prostu znalazł sobie kogoś, kto go nie odepchnął. Kogoś, komu mógł zawierzyć. Boga…
Nasze przypadkowe spotkanie po latach, w Budapeszcie, zakrawało na cud. Rozdarta pomiędzy miłością do Rafała a poczuciem moralności, liczyłam na jakiś znak od losu. Gdy wtedy, na moście, zobaczyłam Adama, zrozumiałam, że to, co przez cały czas brałam za przyjaźń, było, przynajmniej z jego strony, silniejszym uczuciem. Pierwsza, platoniczna miłość. Romantyczna i niespełniona, której nigdy nie nazwaliśmy miłością.
Adam nie zabiegał o mnie, nie używał podniosłych słów, aby opowiedzieć o swoim uczuciu. Zamiast tego zawsze stał obok mnie, gotowy nieść pomoc. Cichy, spokojny, obdarzony artystyczną duszą. Wyśmiewany przez wszystkich za swoją łagodną naturę. Jak wyglądałoby moje życie, gdybym wtedy dojrzała w jego oczach to, czego nie szukałam? Jak wyglądałoby moje życie, gdybym wpuściła go do mojego serca?
Czasu nie można cofnąć, jednak spotkanie w Budapeszcie sprawiło, że po raz pierwszy inaczej spojrzałam na Adama, a wykonany na serwetce rysunek stał się dowodem, że kiedyś, gdy nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy, byłam dla kogoś centrum wszechświata.
Kiedy po śmierci Rafała i narodzinach Huberta Adam zadzwonił do mnie, pomyślałam, że powinnam odebrać Bogu to, co on mi zabrał. Zachowałam się egoistycznie, ale byłam bardzo rozżalona i chciałam zemścić się w jakikolwiek sposób na Stwórcy. Przecież jeśli Bóg istnieje i zsyła na mnie same nieszczęścia, to czy powinnam przyjmować je zpokorą, czy też wystąpić przeciwko niemu? Przez długie lata znosiłam wszystko z rezygnacją, lecz moja cierpliwość wreszcie się wyczerpała. Tym razem nie zamierzałam stać jak pokorne cielę. Bóg może zawiadywać naszymi losami i bawić się nami niczym szmacianymi lalkami? Już dość! Nie chciałam być tylko zwierzątkiem doświadczalnym. Ojciec powinien dbać o swoje dzieci, a jeśli tego nie robi, totakiedziecko ma prawo wystąpić przeciwko niemu.
Jakże naiwna byłam, myśląc, że wygram ze Stwórcą! Łudziłam się, że odbiorę mu Adama i załatam dziurę, która powstała w moim sercu po stracie Rafała. Nie wzięłam jednak pod uwagę, że jestem tylko malutkim pionkiem na planszy życia.
Przez chwilę grzałam się w blasku swojego zwycięstwa, gdy Adam odwiedzał mnie każdego dnia, pomagał przy przewijaniu i kąpaniu Huberta, wychodził z nami na spacer. Dużo rozmawialiśmy, również o uczuciach, i naprawdę doskonale się rozumieliśmy. Wiedziałam, że nadal mnie kocha, i byłam pewna, że mamy podstawy, aby stworzyć szczęśliwą rodzinę. Wprawdzie Adam nie był Rafałem, ale był jedynym mężczyzną, u którego boku się widziałam. Tym bardziej zabolała mnie wiadomość, że nie potrafi zrezygnować z obranej drogi.
– Starałem się. Uwierz, że chciałbym być z tobą. Zawsze o tym marzyłem. Tyle razy wyobrażałem sobie, jak by to mogło wyglądać, ale…
– Jakie ale? Przecież możesz porzucić kapłaństwo.
– Mogę – przyznał ze spokojem. – Właściwie przez cały czas studiów biłem się z własnymi myślami. Ciągle mi się wydawało, że nie jestem godzien służyć Bogu. Twoja twarz przesłaniała mi święte obrazy i towarzyszyła podczas modlitw. Zrozumiałem, że muszę wrócić i spotkać się z tobą jeszcze raz. Próbowałem nawiązać kontakt, ale ty mnie unikałaś.
Skinęłam głową, pamiętając te wszystkie próby z jego strony. Przez lata uciekałam przed nim, uważając go za zdrajcę.
– Gdy ujrzałem cię na moście w Budapeszcie… To był dla mnie znak od Boga. Dał mi możliwość sprawdzenia się. Zawiodłem go, bo zrozumiałem, że moje serce nadal mocniej bije na twój widok. A gdy się pocałowaliśmy… Dla ciebie byłem gotowy na wszystko. Gdybyś powiedziała wtedy, żebym zostawił Boga, zrobiłbym to – zapewnił z mocą. – Ty jednak odepchnęłaś mnie po raz drugi.
– Ja… – Poczułam, że robi mi się słabo. Pamiętałam tamto spotkanie i to, jak się zachowałam.
– Nie musisz się tłumaczyć – przerwał mi. – Byłaś zakochana w kimś innym. – Wymownie spojrzał na śpiącego w wózeczku Huberta. – Wybrałaś swoją drogę życia, tak jak i ja. Każde z nas ma własny los i chyba nie po drodze nam do siebie.
– Dlaczego więc zjawiłeś się wtedy? – Zatrzymałam się na środku parkowej alejki i popatrzyłam Adamowi prosto w oczy. – Dlaczego znowu chciałeś się spotkać?
– Mój spowiednik mi kazał – przyznał.
– Co? – Aż mnie zatrzęsło z oburzenia. – Spowiednik? O czym ty pieprzysz, chłopie?
– Wyznałem spowiednikowi, co do ciebie czuję i jakie mam wątpliwości, a on powiedział, że każdy musiał kogoś zostawić. Pan Jezus przykazał swoim uczniom, aby opuścili domy i bliskich, i poszli za nim. To nasz prywatny krzyż. Musimy zostawić tych, których kochamy.
– Jesteś obłąkany! – Odepchnęłam go od wózka. – Czy ty się w ogóle słyszysz? Ja mam być twoim krzyżem?
– Najcięższym, który przyszło mi dźwigać. Nie sądziłem, że podjęcie decyzji będzie dla mnie aż tak trudne. Jest mi ciężko, ale wiem, że to cierpienie mnie uświęci i sprawi, że…
– Nie chcę być twoim cierpieniem! – krzyknęłam, nie zważając na to, że mogę obudzić drzemiącego Huberta. – Zjawiłeś się tylko po to, aby się uświęcić? To spieprzaj do tego swojego Boga! Nie potrzebuję ciebie ani twojego chorego uczucia! Jesteś dla mnie zwykłym obcym facetem, którego nie chcę widzieć już nigdy więcej!
Zostawiłam go samego w parkowej alejce. Nawet nie próbował mnie zatrzymywać. Stał bez ruchu, patrząc, jak odchodzę.
Nie płakałam. Obiecałam sobie, że nie uronię po Adamie ani jednej łzy. Nie był tego wart. Przegrałam z Bogiem! Stwórca wygrał kolejny raz, udowadniając mi dobitnie, jak maluczką istotą jestem.
– A gdzie podziałaś Adama? – zapytał tata, gdy zadzwoniłam domofonem, aby pomógł mi wnieść wózek.
– Proszę, żebyś nigdy więcej nie wspominał przy mnie tego człowieka. Adama nie ma i nie będzie – odpowiedziałam. – I lepiej by było, gdyby go nigdy nie było.
– Co się stało? – Nie zdołał powstrzymać ciekawości. Ledwie zszedł na dół, zarzucił mnie pytaniami. – Posprzeczaliście się? O co? Adam cośodstawił czyty? Nie martw się, pogodzicie się raz-dwa…
– Nie! – oświadczyłam z mocą. – Adam wybrał Boga, więc nie mamy już o czym rozmawiać.
Faktycznie, więcej się nie zobaczyliśmy. Dwa dni później zadzwonił do mnie, ale nie odebrałam, a w lipcu tata spotkał jego ojca i dowiedział się, że Adam przyjął ostatnie święcenia.
Czyż to nie jakiś absurd? Kochałam dwóch mężczyzn, z których żaden nie mógł należeć do mnie. Jeden, zanim umarł, był mężem innej kobiety, a drugi oddał swoje życie Bogu. Nad moją głową zawisło chyba jakieś fatum. Czyżbym już zawsze miała być samotna i zgorzkniała? Czyżbym miała stać się w przyszłości wierną kopią pani Maciaszek, która, nie mając nikogo bliskiego, żyje życiem innych ludzi?