Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czy miłość, która narodziła się wbrew regułom, na przekór rozumowi, podąży za głosem serca?
Kinga nie potrafi wybaczyć mężowi zdrady, jednak jest skłonna ukryć prawdę przed Sabiną i Dawidem za fasadą udawanego, rodzinnego szczęścia. Nie podejrzewa, że skruszony małżonek nie do końca jest z nią szczery, a układ, który zawarli, tylko pozornie zabezpiecza jej przyszłość.
Dawid cierpi po odrzuceniu przez Kingę. Zrezygnowany zgadza się na małżeństwo z Justyną, lecz z każdym dniem coraz bardziej utwierdza się w przekonaniu, że już nikogo nie pokocha tak jak Kingi.
Sabina nie pochwala decyzji przyjaciółki, jednak nie jest w stanie wpłynąć na jej zmianę. Między kobietami pojawiają się pierwsze zgrzyty. Czy ich przyjaźń przetrwa, wystawiona na tak ciężką próbę?
***
Cykl KOLORY PRZYJAŹNI
– ciepłe i delikatne opowieści o kobietach, o ich prawdziwym życiu i niespodziankach jakie w nim czekają.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 418
Copyright © Katarzyna Grabowska
Copyright © Wydawnictwo Replika, 2024
Wszelkie prawa zastrzeżone
Redakcja
Urszula Przasnek
Korekta
Paulina Kawka
Projekt okładki
Izabela Szewczyk
Skład i łamanie
Izabela Szewczyk-Martin
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
Dariusz Nowacki
Bohaterowie noszą imiona i nazwiska najwierniejszych czytelników, którzy wyrazili na to zgodę, jednakże wszystkie osoby i sytuacje opisane w książce są fikcyjne i nie mają nic wspólnego z ich prawdziwym życiem.
Wydanie elektroniczne 2024
eISBN 978-83-68135-65-7
Wydawnictwo Replika
ul. Szarotkowa 134, 60-175 Poznań
[email protected] | www.replika.eu
ROZDZIAŁ I
Promienie wczesnego, kwietniowego słońca migotały w oknach kawiarni Starbucks na rogu Piotrkowskiej i Alei Mickiewicza w Łodzi, gdzie Kinga i Sabina umówiły się, aby pogadać. Po ostatnich deszczowych szarugach słońce coraz odważniej zaczynało ukazywać swoje oblicze, dając do zrozumienia, że teraz właśnie nadchodzi jego czas. Igrając na szklanym dachu pobliskiej Stajni Jednorożców, czyli popularnego tramwajowego węzła przesiadkowego, tworzyło na chodniku i torach kolorową mozaikę. Jego promienie prześlizgiwały się po fasadach kamienic, muskając wychłodzone mury, czule pieściły świeżutkie, jasnozielone listki, które ledwie co rozwinęły się z pączków, na nagich jeszcze niedawno gałęziach. Wyczuwalna zmiana aury podziałała na ludzi, którzy zmęczeni już chłodami, nagle wyraźnie poweseleli, z prawdziwą ulgą żegnając się z grubymi kurtkami i czapkami.
Wiosna zawsze była ulubioną porą roku Kingi, teraz jednak kobieta nie potrafiła cieszyć się z jej nadejścia. Siedząc na wprost przyjaciółki i prowadząc z nią, zdawałoby się, zwykłą rozmowę, pod maską uśmiechu skrywała ból, którego nic nie potrafiło zagłuszyć. Niby żyła tak jak zawsze – chodziła na zakupy, udzielała porad w ponownie otwartym biurze fundacji, od czasu do czasu spotykała się z Sabiną i nawet siliła się na wesołość, wszystko to jednak wykonywała machinalnie, niczym robot zaprogramowany na określone działanie. Nie było w niej żadnej radości życia.
Bo z czego miała się cieszyć? W niespełna rok dwa razy doświadczyła bólu rozstania. Najpierw zostawił ją mąż, wybierając związek z dużo młodszą, niezwykle popularną partnerką , a później sama musiała zrezygnować z uczucia do chłopaka, w którym nigdy nie powinna się zakochać. Nagłe porzucenie przez męża, i to po dwudziestu wspólnie spędzonych latach, sprawiło jej ogromny ból, nie mogło jednak równać się z tym, co czuła, podejmując decyzję o rozstaniu z Dawidem.
Tamtego dnia, gdy po rozmowie z Justyną nie wrócił na noc do domu, dosłownie odchodziła od zmysłów. Wariowała z przerażenia, bała się, że coś mogło się mu przydarzyć. Wydzwaniała do niego raz po raz, ale nie odbierał, co jeszcze bardziej ją niepokoiło. Nawet ubrała się i wyszła z domu, nie wiedziała jednak, gdzie miałaby go szukać. Nie znała Justyny, nie miała pojęcia, gdzie dziewczyna mieszka. Jedyną informacją, jaką posiadała, była ta, że gdzieś na Retkini. Przez chwilę nawet rozważała opcję udania się tam, ostatecznie jednak zrezygnowała. Osiedle było duże i poszukiwanie Justyny przypominałoby szukanie igły w stogu siana.
Z trudem powstrzymała się też przed skontaktowaniem się z Sabiną. Chociaż zdawała sobie sprawę, że powinna ją poinformować o nieobecności Dawida, nie chciała niepokoić przyjaciółki. No i obawiała się, że swoim zdenerwowaniem mogłaby się przed nią zdradzić. Poza tym ciągle łudziła się, że Dawid lada chwila wróci.
Noc minęła jej na nadsłuchiwaniu odgłosów dobiegających z korytarza i bezustannym wypatrywaniu przez okno. Nad ranem, zmęczona i zziębnięta, skuliła się na kanapie w salonie, okryła kocem i… zasnęła. Była tak wycieńczona, że mimo niepokoju o Dawida odpłynęła w krainę marzeń sennych. Tym razem nie były to jednak przyjemne sny.
Śniło się jej, że przedziera się przez gęsty las. Nogi grzęzły jej w bagnistej mazi, gałęzie szarpały odzież i drapały policzki. Dookoła panowała nieprzenikniona ciemność, dlatego potykała się o wystające korzenie i powalone pnie. Kluczyła pomiędzy drzewami, które niczym mroczne, przeraźliwe widma otaczały ją ze wszystkich stron. Z każdym zaczerpnięciem powietrza do jej ust i nosa wdzierała się gęsta mgła, utrudniając oddychanie. Kinga traciła siły, jednak nie zwalniała kroku. Nie mogła. Nadludzkim wysiłkiem zmuszała się do dalszej wędrówki przez ten niekończący się las. Uciekała przed czymś bliżej nieokreślonym, co jednak zbliżało się niepokojąco szybko. Jakaś nieznana, straszna siła była tuż za nią. Chociaż nie miała odwagi obrócić się i spojrzeć na swojego prześladowcę, zdawała sobie sprawę, że nie zdoła mu umknąć. Podświadomie przeczuwała, że za chwilę stanie się coś bardzo, bardzo złego.
Nagle poczuła uścisk na ramieniu i zmartwiała z przerażenia. Oto stało się! Dalsza ucieczka nie była już możliwa. Krzyknęła rozpaczliwie:
– Nie!
– Kinga!
Znajomy głos wyrwał ją ze szponów przerażającej ciemności. Otworzyła oczy i zamrugała kilkakrotnie powiekami. Przez niezasłonięte roletami okno do pokoju wlewało się światło zimowego poranka, ukazując Dawida stojącego przed kanapą, na której drzemała. Sen się skończył, ale poczucie strachu nie opuszczało Kingi. Serce biło jej jak opętane, jego przyspieszone uderzenia czuła w każdej komórce ciała.
– Dawid! Boże, gdzie byłeś całą noc? – zapytała, podnosząc się.
– U Mikołaja.
– U Mikołaja? – powtórzyła, nic z tego nie rozumiejąc. – Ale dlaczego? Przecież miałeś tylko porozmawiać z Justyną i zaraz wrócić. Dzwoniłam do ciebie, ale nie odbierałeś. Czekałam tak długo... Która w ogóle jest godzina? – Zerknęła na wyświetlacz telefonu. – Dziewiąta? Powinieneś być w szkole.
– Dziś odpuszczę sobie szkołę.
– Ale jak to? Dlaczego?
Z uwagą przypatrywała się jego twarzy. Poszarzałe, wręcz trupio blade oblicze chłopaka i grymas bólu wykrzywiający jego usta nie pozostawiały wątpliwości, że stało się coś złego. Z trudem przełknęła ślinię. Miała wrażenie, że w gardle zebrała się jej wielka gula.
Przez chwilę milczała, czekając, aż Dawid sam coś powie, coś wyjaśni, on jednak również się nie odzywał. Denerwowała ją ta cisza, w której wyczuwała nieznośne napięcie.
– Czy coś się stało? – Głos Kingi drżał. – Na Boga, powiedz, co się stało?! Dlaczego nie wróciłeś na noc? Dlaczego nie odbierałeś telefonu? – dopytywała się gorączkowo. – No, mówże coś wreszcie. Błagam, powiedz coś, bo mnie przerażasz.
Wreszcie ocknął się z odrętwienia. Nagłym ruchem przyciągnął ją do siebie i zamknął w mocnym uścisku ramion. Przywarł ustami do jej warg. Przez dłuższy moment całował ją z taką pasją, że aż Kindze zabrakło tchu, jednak tak samo gwałtownie, jak zaczął ją całować, tak nagle przestał. Odsunął się o krok.
– Przepraszam, Kinga, to nie tak miało być – wyszeptał.
– Co się dzieje? – Teraz zaniepokoiła się naprawdę. – Co się, do cholery, dzieje?
– Justyna... Ona... Właściwie my... Będziemy mieć dziecko – wyznał.
Opuścił spojrzenie, wlepiając wzrok w podłogę, tak jakby nagle zobaczył na niej coś niezwykle interesującego. Nie miał odwagi patrzeć Kindze prosto w oczy.
– Co? O czym ty mówisz?
– Justyna jest w ciąży – powtórzył.
Zaśmiała się histerycznie. Nie mogła ogarnąć tego, co właśnie usłyszała. Dawid bez wątpienia ją nabierał… tak… na pewno to jeden z jego żartów.
– Przestań się zgrywać, bo zawału jeszcze przez ciebie dostanę.
Szarpnęła go za ramiona i zmusiła, aby uniósł głowę. Ich spojrzenia spotkały się. Jeśli do tej pory łudziła się jeszcze, że to jakiś kiepski dowcip Dawida, teraz straciła już tę nadzieję. Nie miała podstaw, by mu nie wierzyć. To, jak wyglądał, jak bardzo był zrozpaczony i zagubiony, dobitnie świadczyło, że mówił prawdę.
– Ja nie żartuję. Justyna jest w ciąży. Będziemy mieć dziecko.
W tej jednej chwili cały świat Kingi runął. Od tej pory już nic nie mogło być takie samo i nawet zapewnienia Dawida, iż to, że zostanie ojcem, nie zmieni jego uczuć wobec niej, nie stanowiły pocieszenia. Ba, wręcz jeszcze bardziej ją dobijały.
Uciekła do sypialni i zamknęła drzwi na zasuwkę. Dawid długo dobijał się, przepraszał ją i błagał o wybaczenie, nie reagowała jednak na jego nawoływania. Z rękoma przyciśniętymi do uszu, z twarzą ukrytą w poduszce płakała bezgłośnie, nie mogąc pogodzić się z faktem, iż właśnie po raz drugi w życiu traci osobę, którą pokochała. Musiała podjąć decyzję dotyczącą przyszłości, w dodatku nie tylko swojej, ale również Dawida, Justyny i ich dziecka.
Miała świadomość, że jest znacznie starsza od Dawida i że ta różnica wieku z czasem stanie się bardziej widoczna. Gdy on będzie atrakcyjnym czterdziestoletnim mężczyzną, ona przekroczy sześćdziesiątkę. Gdy on dobije do sześćdziesiątki, jej albo już nie będzie, albo jako ponad osiemdziesięcioletnia staruszka może wymagać jego opieki. Owszem, jest wielu seniorów, którzy przed dziewięćdziesiątką, a nawet i po niej, tryskają optymizmem i mogą poszczycić się większym wigorem niż niejeden siedemdziesięciolatek, skąd jednak mogła mieć pewność, że właśnie ona będzie zaliczać się do tej grupy? A jeśli Dawid, wiążąc się z nią, zostanie unieszczęśliwiony? Jeśli przez to Sabina odwróci się od niej? Jeśli… a jeśli to, co się właśnie stało, jest znakiem od losu, że powinna znać swoje miejsce i nie wyciągać ręki po to, czego zabraniają reguły? Tylko, do cholery, jakie to wszystko jest niesprawiedliwe!
Gdy wreszcie zdecydowała się opuścić pokój, wiedziała już, co musi zrobić. Dawid czekał na nią pod drzwiami sypialni.
– Kinga, wszystko się ułoży. Przysięgam, że wszystko się ułoży – zapewnił z przekonaniem. – Myślałem nad tym i już wiem, co zrobię. Liczysz się tylko ty. Zawsze tylko ty. Nie mogę być z Justyną, nawet jeśli spodziewa się dziecka. W pierwszej chwili mnie to zszokowało, ale przecież nie jestem pierwszym, który znalazł się w takiej sytuacji. Uznam dziecko, będę na nie płacił, będę jak najlepszym tatą, ale nie zwiążę się z Justyną. Kocham ciebie i...
– Zapomnij o mnie – przerwała mu.
– Co? – Aż się wzdrygnął. Spróbował ją przytulić. – Wiem, że schrzaniłem sprawę, ale przecież to, co nas łączy, jest takie prawdziwe. Proszę, wybacz mi. Wybacz i daj szansę, abym naprawił mój błąd. Przecież kochamy się.
– Nie wiemy, czy to jest miłość. – Z trudem panowała nad emocjami. Musiała być silna za siebie i za Dawida. – Dopiero mieliśmy to sprawdzić, przekonać się. Chcieliśmy dać sobie szansę i czas, ale jak widać, los miał wobec nas inne plany. To, że zostaniesz ojcem, wiele zmienia. Justyna jest w twoim wieku, razem macie szansę stworzyć normalny związek. Nie zamierzam stać na drodze waszego szczęścia.
– Ale ja kocham ciebie! Nie Justynę! – krzyknął. – Czego nie rozumiesz?
Rozzłościła się.
– Przestań! Kochasz mnie? A Justynie nie mówiłeś tego samego? Spotykałeś się z nią w tym mieszkaniu. – Zatoczyła ręką półokrąg. – Gziłeś się tu z nią tak intensywnie, że aż sąsiad mówił mi o waszych ekscesach. Pewnie to dziecko zostało spłodzone właśnie tu. Może jeszcze w moim łóżku. – Zaśmiała się gorzko. – No co, nic teraz nie mówisz? Nie zaprzeczasz? Nie robisz tego, bo wiesz, że mówię prawdę. Zapewniałeś Justynę o miłości, kochałeś się z nią, a teraz, gdy pojawił się problem, nie potrafisz okazać się odpowiedzialnym facetem? Łatwo powiedzieć komuś, że się go kocha, trudniej to udowodnić. Nie wolno szastać na prawo i lewo zapewnieniami o miłości. Zrozum, że za miłość trzeba wziąć odpowiedzialność. Jeśli nie jesteś na to gotowy, to po co tak bardzo się do niej spieszysz?
Później wielokrotnie zastanawiała się, dlaczego właśnie taką decyzję podjęła. Przecież Dawid chciał z nią być. Gdyby go wtedy nie odepchnęła, mogłaby nadal grzać się w cieple uczucia, które tak niespodziewanie rozkwitło w jej sercu. Mogłaby myśleć tylko o sobie i gdzieś mieć innych ludzi. Mogłaby być egoistką. Ale nie była. Wiążąc się z Dawidem, krzywdziła Sabinę, i przez cały czas odczuwała ciężar swojej nielojalności wobec przyjaciółki. Usprawiedliwiała się miłością, naiwnie wierząc, że prawdziwa przyjaźń jest w stanie wybaczyć wszystko, zwłaszcza gdy w grę wchodzi uczucie. Czy jednak byłaby w stanie usprawiedliwić się przed dziewczyną, której odebrała chłopaka? Czy potrafiłaby usprawiedliwić się przed dzieckiem, któremu odebrałaby ojca i szansę na normalną, szczęśliwą rodzinę?
Sabina na wieść, że jej jedynak zostanie ojcem, wpadła w histerię. Kinga nigdy jeszcze nie widziała przyjaciółki w takim stanie. Na przemian to płakała, to śmiała się, krzyczała na Dawida, a po chwili złorzeczyła samej sobie, uznając się za winną wpadki syna. Bo gdyby poświęcała mu więcej uwagi, gdyby tak bardzo nie angażowała się w związek z Nikodemem, być może Dawid nie zmarnowałby sobie życia.
Kinga nie mieszała się w długie rozmowy matki z synem. Siedząc w swoim pokoju, wsłuchiwała się w podniesione głosy dobiegające z salonu i zastanawiała się, czy podobna awantura wybuchłaby, gdyby powiedziała Sabinie o tym, co łączyło ją z Dawidem. Właściwie nawet w pewien sposób czuła ulgę, że nie będzie musiała się o tym przekonać.
Sabina, załamana sytuacją z jedynakiem, uznała, iż o ciąży Justyny musi jak najszybciej poinformować byłego męża. Nie spodziewała się po Adrianie szczególnego wsparcia, wręcz była pewna, że zrzuci na nią całą odpowiedzialność za zaistniałą sytuację. Miała jednak nadzieję, że mimo wszystko razem zdołają coś postanowić w kwestii przyszłości Dawida, która teraz malowała się w dość ciemnych barwach.
Adrian zareagował tak, jak się spodziewała. Na wieść o kłopotach syna od razu zarzucił żonie, że wszystko to jest jej wyłączną winą, gdyż swoim nieobyczajnym zachowaniem, dała Dawidowi zły przykład, doprowadzając do jego upadku moralnego. Sabina przyznała byłemu mężowi rację, czym chyba trochę go udobruchała. Po chwilowym wybuchu dość szybko się uspokoił i zaczął racjonalnie myśleć. Najpierw poprosił, aby Justyna wykonała badanie ciążowe z krwi, które jest pewniejsze niż testy kupowane w aptece. Upierał się, że test mógł być wadliwy i tym samym wskazał zły wynik. Sabina poczuła odrobinę nadziei. Ta jednak zgasła równie szybko, jak się pojawiła – badanie przeprowadzone w laboratorium nie pozostawiło żadnych złudzeń. Pierwszy test został wykonany prawidłowo, a kolejny tylko potwierdził to, co on wykazał.
Adrian jednak nie zamierzał się załamywać. Od razu zaczął szukać kolejnych możliwości rozwiązana problemu. Na wstępie jednak zaznaczył, że cokolwiek by się dalej nie działo, Dawid natychmiast musi wrócić pod jego opiekuńcze skrzydła, gdzie na pewno zostanie utemperowany i szybko odnajdzie właściwe tory. Sabina po chwilowym sprzeciwie przystała na takie rozwiązanie.
Byli małżonkowie naradzili się i zgodnie doszli do wniosku, że wczesne ojcostwo będzie dla Dawida zbyt dużym wyzwaniem i przekreśli szansę na jego świetlaną przyszłość, dlatego uznali, że Justyna nie może urodzić dziecka. Byli za to skłonni pokryć wszelkie koszty związane z wyjazdem do jakiejś zagranicznej kliniki celem pozbycia się kłopotu. Niestety, tu spotkali się z ostrym sprzeciwem pani Hapki, która zdecydowanie odrzuciła propozycję Krupów. Matkę poparła też Justyna, zapewniając, iż kocha bardzo Dawida i urodzi jego dziecko.
Dawidowi właściwie było wszystko jedno. Jeśli nie mógł być z kobietą, którą kochał, to mógł być z kimkolwiek, gdyż i tak miał pewność, że nikogo już nigdy nie obdarzy takim uczuciem, jakim obdarzył Kingę. Ku zaskoczeniu rodziców oświadczył, że poślubi Justynę i stworzy z nią rodzinę.
Rodzice jego stan uznali za dowód szoku, jaki przeżył po otrzymaniu informacji o ciąży i próbowali przemówić mu do rozumu. Na nic zdały się jednak ich krzyki i perswazje. Dawid uparł się, a matka Justyny przyklasnęła jego decyzji. Co gorsza, zaproponowała, że jeśli państwo Krupowie nie chcą zaakceptować takiego stanu rzeczy, to ona, chociaż będąca w zdecydowanie gorszej sytuacji materialnej niż oni, przyjmie pod swój dach Dawida i pomoże młodym na początku ich wspólnej drogi.
Oczywiście na taki układ ani Adrian, ani Sabina nie mogli przystać. Widząc, że ich sprzeciw niczego nie zmieni, stwierdzili, że zaakceptują związek syna i zapewnią mu jak najlepsze warunki do dalszego rozwoju. Nie wyobrażali sobie, żeby ciąża Justyny miała pokrzyżować jego plany związane ze studiami. Przy okazji Adrian dowiedział się wreszcie, że syn zamierza pójść na medycynę, ale nawet dość lekko przełknął tę wiadomość, zapewne skoncentrowany na bardziej palącym problemie.
Po burzliwych naradach pani Hapki z Krupami ustalono, że do czasu ślubu, który wyznaczono na pierwszy dzień czerwca, wszystko będzie po staremu, tak żeby ani nauczyciele, ani rówieśnicy nie dowiedzieli się o zawirowaniach w życiu ich dzieci. Justyna miała pozostać u matki, a Dawid miał zamieszkać z ojcem. Dodatkowo Sabina i Adrian zgodzili się pomagać potem finansowo synowi i jego żonie oraz oddać do ich wyłącznej dyspozycji dom na Smulsku.
Po potężnej nawałnicy, która kolejny raz wywróciła do góry nogami życie Kingi Wojciechowskiej, niby wszystko wróciło do normy. Sabina przeniosła się do Nikodema, Dawid wrócił do domu ojca, ona zaś ponownie została sama.
Najgorsze były pierwsze dni tej samotności. Tęsknota to wyjątkowo podstępne uczucie, które wydaje się uśpione, a jednak budzi się w najmniej spodziewanym momencie i sprawia niewysłowiony ból. Kinga cierpiała w ciszy, za zamkniętymi drzwiami mieszkania. Gdy wychodziła na zewnątrz, przywoływała na twarz wymuszony uśmiech. Jak przystało na profesjonalistkę, była bardzo wyrozumiała i współczująca w stosunku do kobiet, którym udzielała darmowych porad psychologicznych w fundacji, skrywając na dnie duszy fakt, że również potrzebuje takiego wsparcia. Nie odważyła się jednak skorzystać z pomocy żadnego specjalisty. Powstrzymywał ją przed tym lęk, że wyszłaby na osobę słabą, która nie mogąc poradzić sobie z własnymi problemami, nie powinna stanowić oparcia dla innych. A przecież kobiety, którym pomagała, liczyły na nią. Wspierała je od tak dawna, nawet podczas remontu biura fundacji nie zrywała z nimi kontaktu, zawsze służąc dobrym słowem i cierpliwie słuchając bardzo intymnych nieraz zwierzeń. Nie mogła zawieść zaufania, którym ją obdarzyły, zwłaszcza że większość z tych kobiet była po ciężkich przejściach, wobec których problemy Kingi wydawały się wręcz błahe.
Sytuacji nie ułatwiał też niezakończony rozwód. Tak jak Krupom udało się łatwo dojść do porozumienia, tak w przypadku Wojciechowskich nic nie wskazywało na to, by szybko mieli uzgodnić jego warunki. Chociaż Sabina dwoiła się i troiła, starając się wypracować z pełnomocnikami drugiej strony jakiś kompromis, do tej pory nie udało się osiągnąć konsensusu. Zapowiadała się więc długa sprawa rozwodowa, która mimo ewidentnej winy Mańka za rozpad związku, nie gwarantowała wygranej po myśli Kingi.
Minął luty, minął marzec. Zima ustępowała miejsca wiośnie i tylko w sercu Kingi nadal panował mróz. Gdy wracała do domu, kładła się w wielkim, pustym łóżku i uciekała do świata marzeń sennych, wyczekując w nich ponownego spotkania z Dawidem. Sen stał się dla niej ucieczką od rzeczywistości. Właściwie cały czas była senna, co tłumaczyła sobie zimowo-wiosennym przesileniem i beznadzieją, w jakiej trwała.
Z Dawidem nie utrzymywała żadnego kontaktu. Odkąd się wyprowadził, nie widziała go i jedyne informacje, jakie o nim miała, pochodziły od Sabiny. Przyjaciółka odwiedzała Kingę i dzwoniła do niej, gdy tylko miała czas, a wtedy Wojciechowska starała się tak pokierować rozmową, aby dowiedzieć się jak najwięcej. Zresztą Sabina sama chętnie dzieliła się z nią swoimi przemyśleniami związanymi z synem. Dziś też nie omieszkała poruszyć tego tematu.
– Wyraźnie widać, że ta cała sytuacja dobiła Dawida. Nie był gotowy na tak wczesne ojcostwo. Ale dziewczyna osiągnęła to, do czego zmierzała. Dopięła swego i mój biedny synek będzie musiał ją poślubić. Jestem wściekła na samą siebie za to, iż nie zdołałam go ustrzec przed tą harpią.
– To nie twoja wina. – Kinga starała się pocieszyć przyjaciółkę, chociaż jej samej trudno było zaakceptować to, co się stało.
– Moja – upierała się Sabina. – Za bardzo skoncentrowałam się na sobie. Myślałam, że Dawid jest już dorosły, więc będzie potrafił zachować się bardziej odpowiedzialnie. A przecież on nadal jest dzieckiem! Co z tego, że skończył dziewiętnaście lat? To nadal tylko nastolatek, który nie ma pojęcia, jak bardzo życie potrafi dokopać. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że faktycznie od samego początku Adrian miał rację.
– Przestań! Źle do tego podchodzisz. Dawid jest dorosły. Nie możesz do końca życia prowadzać go za rączkę. Na to miałaś czas, gdy był mały. Teraz musisz mu pozwolić uczyć się na własnych błędach.
– Mam mu pozwolić popełniać błędy? Kinga, ale on właśnie popełnił jeden z najgorszych! Przez niego może zmarnować swoją przyszłość!
– A jeśli źle oceniasz Justynę? Może Dawid będzie z nią szczęśliwy.
– Naprawdę w to wierzysz? – Sabina prychnęła. – Przejrzałam tę dziewczynę i dlatego nie wróżę dobrze ich związkowi. Tylko dziecka mi żal. Ono na świat się nie prosiło i nie jest winne temu, że ma taką matkę. No i jeszcze Dawid... Jego żal mi najbardziej. Że też ze wszystkich kobiet na świecie wybrał właśnie tę!
– Myślę, że ty, jako matka, każdą jego partnerkę uważałabyś za niewystarczająco dobrą – zauważyła Kinga.
– Ależ skąd! – zaperzyła się Sabina. – Jest wiele fajnych, miłych dziewcząt. No, ale on musiał związać się z Justyną! Z taką przebiegłą smarkulą!
– A gdyby związał się ze starszą kobietą? – zapytała ostrożnie Kinga, korzystając z nadarzającej się okazji.
– Starszą? Co masz na myśli? – Sabina odstawiła na blat kawiarnianego stolika szklaneczkę z white chocolate mocha.
– No nie wiem... Po prostu starszą. Powiedzmy w naszym wieku. – Kinga grzebała łyżeczką w tarcie malinowej, wyraźnie nie mając ochoty na pyszny deser, który zazwyczaj pałaszowała ze smakiem. Dziś miała wrażenie, że mus kakaowy jest wyjątkowo gorzki.
– No teraz to pojechałaś po całości. Może Dawid jest naiwny, ale się szanuje. Nigdy nie chciałby być czyimś utrzymankiem.
– Nie powiedziałam, że miałby być utrzymankiem. Mógłby się zakochać. W końcu miłość nie patrzy na kalendarz.
– Dawid ze starszą kobietą? Z kobietą w naszym wieku? Czy ty coś insynuujesz? – Sabina umilkła i z uwagą zaczęła wpatrywać się w przyjaciółkę, a jej spojrzenie miało taką moc, że Kinga momentalnie pożałowała, iż poruszyła niebezpieczny temat. Wystraszyła się, że Sabina mogłaby zacząć się czegoś domyślać.
– Ja tylko... Po prostu rzuciłam takie pytanie, bo powiedziałaś, że Justyna jest smarkulą, więc... – spróbowała się jakoś tłumaczyć.
– Ty i mój syn… – Sabina zmrużyła oczy. – No proszę, nie pomyślałam o tym wcześniej...
Kinga poczuła, jak cierpnie jej skóra. Bezwiednie ugniatała łyżeczką maliny, tworząc z nich miazgę. Czyżby przyjaciółka odgadła prawdę? Czyżby właśnie zdradziła się przed nią?
W tym momencie Sabina wybuchła niepohamowanym, głośnym śmiechem, aż zgromadzeni w kawiarni goście z zainteresowaniem spojrzeli w ich stronę. Nawet dziewczyny z obsługi ciekawie wyjrzały zza lady.
– Udało ci się mnie rozbawić – przyznała Sabina, gdy wreszcie się opanowała. – Potrzebowałam tego, bo ostatnio mam bardzo trudne dni. Dziękuję, wiem, że zawsze mogę na ciebie liczyć.
Kinga odłożyła łyżeczkę na talerzyk z rozmemłanym deserem i ukryła dłonie pod stolikiem. Splotła je nerwowo, aby uspokoić ich drżenie.
– Przez chwilę poczułam się, jakbyś podejrzewała mnie o coś strasznego – zaczęła niepewnie.
– Masz rację, kochana. Pod wpływem twoich słów wyobraziłam sobie ciebie i Dawida – przyznała Sabina, ponownie sięgając po szklankę z kawą. – No, nie rób takiej przestraszonej miny. Przecież to tylko moja wyobraźnia. Wiem, że nigdy nie zrobiłabyś czegoś takiego. Chociaż, mówiąc szczerze, gdyby co, to z dwojga złego naprawdę wolę, że Dawid związał się z tą małą żmijką Justyną.
– Dlaczego? – zaciekawiła się Kinga.
– Bo gdybyś to była ty... – upiła łyk kawy i zlizała z warg resztki pianki – straciłabym przyjaciółkę, a uwierz mi, to byłby dla mnie najcięższy cios.
– Uważasz, że nie mogłabyś przyjaźnić się ze mną, gdybym związała się z twoim synem?
– Na szczęście nie jesteśmy w takiej sytuacji. Wiem, że jako psychologa interesują cię reakcje ludzi na różne sytuacje, ale niestety, w tej chwili trudno mi powiedzieć, jak bym się zachowała. Uważam jednak, że przyjaźń ma swoje granice i są rzeczy, których nie da się wybaczyć.
– Nawet jeśli w grę wchodzi miłość?
– Dajmy temu spokój, Kinga. Powiedz lepiej, jak tam twój tajemniczy adorator. Ostatnio nic o nim nie mówisz. Wiem, że nie miałam do niczego głowy i trochę cię zaniedbałam, koncentrując się na własnych problemach, ale pamiętaj, że jesteś dla mnie bardzo ważna. No dawaj, jak tam się wam układa? Mam nadzieję, że wszystko jest OK.
– Właściwie... – Kinga zawahała się. – Właściwie to już przeszłość.
– Co? Dlaczego?
– Po prostu.
– Zerwał z tobą?
– Ja z nim zerwałam.
– Ty? Ale dlaczego? Przecież rozkwitłaś przy nim i w ogóle stałaś się taka radośniejsza. Cieszyłam się, że wreszcie odnalazłaś szczęście, bo zasługujesz na nie jak nikt inny.
– To już przeszłość, Sabinko – powtórzyła. – On... Okazało się, że nie był wolny – dokończyła ciszej.
– Czyżby nagle pojawiła się żona?
– I dziecko.
– Co za drań!
– To nie jego wina. Po prostu czasem tak się zdarza. Zakochaliśmy się w sobie na przekór rozumowi. Może nawet zostawiłby dla mnie żonę i dziecko, ale... Nie chciałam być tą drugą, która rozbija związek. Wiem, co sama czułam, gdy Maniek zostawił mnie dla Patrycji. Musiałam to zakończyć, aby nie stać się przyczyną cierpienia innych ludzi.
– Czasami jesteś zbyt uczciwa. Myślisz o innych, a sama cierpisz. Uważasz, że warto aż tak się poświęcać?
– Tak – potwierdziła, pamiętając słowa Sabiny: „Bo gdybyś to była ty... straciłabym przyjaciółkę, a uwierz mi, to byłby dla mnie najcięższy cios”. – Czasem trzeba się poświęcić, aby nie odbierać innym nadziei na szczęśliwe życie.
ROZDZIAŁ II
Justyna odczekała pięć minut i sprawdziła wynik na teście ciążowym. Zaklęła ze złością, widząc tylko jedną kreskę. Cholera, jakim cudem ciągle była to tylko jedna kreska? Jednak to prawda, że życie jest niesprawiedliwe. Przecież była tak blisko realizacji swoich celów. Ciąża, chociaż nieplanowana, pojawiła się w samą porę. Gdyby nie ona – co do tego miała pewność – Dawid by ją zostawił. Wtedy, gdy przyszedł do niej do domu, chciał powiedzieć o zerwaniu, ale uprzedziła go, zaskakując informacją o dziecku. Wiedziała, że poczucie odpowiedzialności nie pozwoli mu na zakończenie związku. I faktycznie, nie pomyliła się. Mimo sprzeciwu rodziców postanowił pobrać się z nią i stworzyć rodzinę.
Wszystko tak pięknie się układało. Ślub wyznaczono na pierwszy dzień czerwca, a chociaż i Krupowie, i pani Hapka nie należeli do ludzi religijnych, miał się on odbyć w kościele. Ustalono również, że po zawarciu związku małżeńskiego Dawid otrzyma dom, a już teraz ojciec zwrócił mu samochód. Świat stawał przed Justyną otworem, gdy nagle jedna wizyta u lekarza niemalże przekreśliła jej plany. A przecież szła na nią spokojna, dobrze wiedząc, co usłyszy. Wszak miało to być standardowe badanie na początek ciąży, potwierdzające to, co pokazał test.
Termin wizyty w znanej prywatnej klinice zarezerwowała Sabina, której udało się niemalże cudem zapisać Justynę z dnia na dzień, i to tylko dlatego, że rejestratorka była jedną z klientek jej kancelarii. Dla zwykłych pacjentów czas oczekiwania na przyjęcie był zdecydowanie dłuższy.
W nowoczesnym budynku na łódzkim Teofilowie przyjmowało wielu lekarzy różnych specjalności, dlatego panował tu spory ruch. Ludzie co chwila wchodzili i wychodzili, stali w kolejce do rejestracji, poszukiwali odpowiedniego gabinetu oraz zajmowali wszystkie dostępne miejsca siedzące na korytarzu.
Justynę, której towarzyszyła matka, pokierowano do gabinetu mieszczącego się na parterze, niedaleko wejścia, zaznaczając, iż lekarz spóźnił się, więc przesunięciu uległy godziny przyjęć. Oczekiwanie nie było tym, co panna Hapka szczególnie by lubiła, najchętniej zrezygnowałaby z wizyty, ponieważ jednak ta została już opłacona przez Sabinę, nie pozostało jej nic innego, jak uzbroić się w cierpliwość.
Okazało się, że przed Justyną są zaledwie trzy pacjentki, co w znaczący sposób uspokoiło dziewczynę. Po szybkiej kalkulacji doszła do wniosku, że w najgorszym razie czeka ją trzydzieści minut warowania pod gabinetem. Nie wzięła jednak pod uwagę, że lekarz wnikliwie będzie się zajmować każdym przypadkiem, a dodatkowo wykonywane przez niego USG znacząco przedłuży czas wizyty. Po piętnastu minutach, gdy pierwsza z pacjentek nie opuściła jeszcze gabinetu, Justyna wyraźnie się zniecierpliwiła, zwłaszcza że z powodu braku wolnych miejsc siedzących musiała stać. Nie bacząc na prośby matki, aby zachowała spokój, już miała udać się do rejestracji i nawtykać personelowi za złą organizację przyjęć, w tym jednak momencie zwolniły się dwa fotele, opuszczone przez dwójkę starszych ludzi czekających do gabinetu po przeciwnej stronie korytarza. Justyna wykorzystała szansę i błyskawicznie zajęła jedno z miejsc. Pani Hapka usiadła przy córce i bezskutecznie próbowała wciągnąć ją w rozmowę. Justyna jednak ignorowała obecność matki, wstydząc się jej niemodnego płaszcza i poprzecieranych kozaków, które ostro kontrastowały z ubraniami pozostałych pacjentów.
– Nie mam ochoty na gadanie – burknęła nieuprzejmie i pochyliła się nad telefonem.
Przeglądanie stron internetowych znudziło się jej dość szybko. Żałowała, że nie wzięła ze sobą słuchawek, gdyż wtedy mogłaby obejrzeć jakiś film. Z braku innych możliwości zainteresowała się pacjentami siedzącymi w poczekalni. W pobliżu naliczyła kilka par, a obserwując je dokładniej, wywnioskowała, że to małżeństwa, które zjawiły się tu w tym samym celu co ona. Kobiety były w mniej lub bardziej zaawansowanej ciąży i z ożywieniem dyskutowały o dolegliwościach poszczególnych trymestrów, dzieląc się uwagami na temat radzenia sobie z nimi. Justyna nie poświęciła im większej uwagi, koncentrując się na mężczyznach towarzyszących partnerkom. Wkurzało ją to, z jakim oddaniem troszczyli się o swoje kobiety, jak trzymali ich torby, pomagali zdjąć i odwiesić płaszcze, co chwila dopytywali o samopoczucie i służyli pomocą na każde zawołanie.
Pomyślała o Dawidzie i poczuła ukłucie w sercu. Nie było go tu z nią, gdyż jak zwykle ważniejsze dla niego były kursy przygotowujące do matury. Oczywiście nie mógł zrezygnować z jednych zajęć, aby towarzyszyć jej podczas wizyty. Gdyby nie jego rodzice, być może zdołałaby go przekonać do zmiany planów, ale w starciu z nimi nie miała żadnych szans. Według nich nauka powinna być dla Dawida priorytetem, gdyż tylko dzięki niej mógł dostać się na studia i zrobić w przyszłości karierę.
Drzwi gabinetu numer trzy otworzyły się i na korytarz wyszła para uśmiechniętych młodych ludzi, którzy byli w kolejce przed Justyną. Rozpromieniona czarnowłosa dziewczyna ściskała w dłoni komputerowy wydruk badania USG. Chociaż nie widać było jeszcze po jej sylwetce ciąży, radość malująca się na twarzy i wzrok, z jakim wpatrywała się w wynik, nie pozostawiały złudzeń – właśnie potwierdziła fakt, iż zostanie matką.
– Teraz my. – Pani Hapka szturchnęła córkę i podniosła się z krzesła. Justyna niechętnie poszła w jej ślady.
Podeszły do drzwi, ale gdy matka zapukała i nacisnęła klamkę, zastopował je głos siedzącego za biurkiem lekarza.
– Przecież prosiłem, żeby poczekać. Zawołam za chwilę. Lekarz też człowiek i musi czasem odpocząć.
Cofnęły się.
– Och, zapomniałam. Taka jestem dziś zakręcona. Pan doktor prosił o chwilę przerwy – poinformowała je dziewczyna, która przed momentem wyszła z gabinetu. Z niewinną miną usiadła na zajmowanym dotąd przez Justynę krześle, swoje dokumenty, w tym i wynik USG, położyła na miejscu pani Hapki. – Kochanie, przyniósłbyś mi trochę wody? – zwróciła się do partnera. – Jakoś tak słabo się czuję.
– Oczywiście skarbie – ochoczo przytaknął mężczyzna i szybkim krokiem ruszył w stronę dystrybutora stojącego w kącie obok rejestracji.
Justyna za złością spojrzała na dziewczynę, która nie dość, że nie uprzedziła o chwilowej przerwie, to jeszcze w najlepsze rozsiadła się na ich miejscach. Niewiele myśląc, podeszła do niej i nie zważając na rozłożone na fotelu dokumenty, usiadła na nich.
– Uważaj! – krzyknęła dziewczyna. – Oczu nie masz? Tu leżą moje papiery!
– Krzesła są do siedzenia, nie do leżenia – odparowała Justyna. – A poza tym dla ludzi, a nie dla dokumentów.
– Bezczelna! – Dziewczyna wyszarpnęła plik papierów spod jej pośladków i ze złością wcisnęła je do torby. Jak niepyszna podniosła się i ruszyła w stronę męża, który właśnie zawzięcie dyskutował z rejestratorką na temat brakujących kubeczków.
– Szczelna czy nie, to sprawa hydraulika – mruknęła Justyna.
W tym właśnie momencie gwar głosów na moment umilkł i oczy wszystkich zwróciły się w jej stronę. Była pewna, że za chwilę będą ją obgadywać, ale prawdę mówiąc, miała to gdzieś.
Poprawiła się na krześle i dumnie uniósłszy głowę, wyzywająco popatrzyła po zebranych, jakby czekając, aż ktoś zwróci jej uwagę. Ludzie momentalnie odwracali wzrok, udając, że są zajęci czymś zupełnie innym. I tak Justyna kolejny raz przekonała się, że atak jest najlepszą obroną. Gdyby skuliła się w sobie, byłaby łatwym celem, okazując butę, dawała znak, że jest trudnym przeciwnikiem i na każdą krytykę zdecydowanie odpowie.
– Justynko, jak mogłaś? – Matka nachyliła się nad nią. – Musisz się trochę hamować. Nie możesz tak...
– Nic nie muszę. – Wzruszyła ramionami, przerywając matce. – Każdy z tu obecnych jest pacjentem. To prywatna klinika. Płacimy za wizytę. Czyż nie mamy prawa do miejsca siedzącego? Dokumenty mają leżeć na krześle, a my mamy stać? No chyba żartujesz!
– Ale tak nie wypada. Trzeba umieć się zachować.
– No to ty będziesz się zachowywać, a ja będę robić to, co mi się podoba.
Drzwi gabinetu uchyliły się i w szparze ukazała się twarz łysego okularnika o dość odpychającej fizjonomii.
– Zapraszam kolejną pacjentkę.
Pani Hapka pierwsza podeszła do wejścia i zachęcająco machnęła ręką na córkę. Justyna, ociągając się, podniosła się z fotela i wtedy nagle zauważyła wydruk badania USG. Najwidoczniej dziewczyna, z którą miała małe spięcie, wyszarpując spod jej pośladków dokumenty, pozostawiła ich część, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Ale się zdziwi, gdy spostrzeże w domu brak wyniku z pierwszym wizerunkiem dziecka.
Błyskawicznie schowała wydruk do kieszeni płaszcza, potem spojrzała w stronę pary stojącej przy rejestracji. Uśmiechnęła się kpiąco. Ktoś, kto jej podpadł, musiał poczuć ból. Niech ta młoda pinda cierpi. Niech rozpacza. Zemsta to najcudowniejsze uczucie na świecie. Niedbałym ruchem odrzuciła włosy z ramion na plecy i udała się do gabinetu.
* * *
– To teraz poproszę, aby wyszła pani z gabinetu – lekarz zwrócił się do matki Justyny.
– Mam wyjść? – zdziwiła się pani Hapka.
– Muszę zbadać pacjentkę.
– Ale przecież jestem jej matką.
– Wiem. Pani zaś powinna wiedzieć, że córka jest już pełnoletnia. Nie musi jej pani trzymać za rączkę podczas badania.
– Ale... – pani Hapka nie kwapiła się do opuszczenia gabinetu – … ale przecież inne pacjentki wchodziły razem z partnerami i ich pan nie wyrzucał.
– Droga pani. – Lekarz poprawił okulary, przesuwając je wyżej na nosie. – Pomiędzy matką a partnerem jest zasadnicza różnica. Chyba nie muszę pani tłumaczyć, w jaki sposób powstają dzieci? – Uśmiechnął się ironicznie. – Jak zapewne pani wie, są do tego potrzebne dwie osoby. Jednakże w tym konkretnym przypadku pani z pewnością nie jest żadną z nich.
Pani Hapka poczerwieniała z oburzenia, ale posłusznie opuściła gabinet. Gdy tylko zamknęły się za nią drzwi, lekarz zaprosił Justynę na fotel ginekologiczny, przy którym ustawiony był monitor do badania USG.
– No i jak tam samopoczucie, pani Justyno? – Uśmiechnął się do dziewczyny.
– Kiepskie – przyznała zgodnie z prawdą. – Od dwóch dni mam plamienia, a poza tym dokuczają mi nudności.
– Plamieniami na początku ciąży nie należy się zbytnio przejmować, chociaż dobrze je skonsultować. Często jest to tak zwane plamienie implantacyjne, czyli mające miejsce wtedy, gdy zarodek zagnieżdża się w ścianie macicy. A nudności... Cóż, to dość powszechny problem w pierwszym trymestrze, ale ręczę, że później będzie już tylko gorzej – zachichotał, wyraźnie ubawiony własnym dowcipem. – No, ale gdy weźmie pani w ramiona maluszka, wszelkie niedogodności pójdą w niepamięć – dodał.
Wzruszyła ramionami. Dziecko nie obchodziło jej w ogóle. Najchętniej pozbyłaby się go, jednak podczas rozgrywki, dobrze o tym wiedziała, nie wolno wypuszczać z ręki asa.
– Czyli według pani wyliczeń to dziewiąty, dziesiąty tydzień. – Lekarz posmarował głowicę USG specjalnym żelem. – Zaraz zobaczymy, jak tam ma się ten mały okruszek. Proszę się tak nie spinać, bo będzie bolało – przestrzegł. – Rozluźniamy się.
Justyna zagryzła wargi. Rozluźnić się? Facet chyba żartuje. Łatwiej powiedzieć, niż wykonać. Spięła się maksymalnie, przez co badanie faktycznie sprawiało jej ból. W myślach zaczęła odliczać upływający czas, zastanawiając się, przy której cyfrze ten koszmar się skończy. Lekarz jednak wcale się nie spieszył. Kręcił głowicą na wszystkie strony, raz po raz zerkał na monitor, naciskał jakieś przyciski i ogólnie wyglądał na wielce przejętego.
– Długo jeszcze? – syknęła, uznając w pewnej chwili, że ma już dość.
– Jeszcze moment.
Dalej w najlepsze przyglądał się obrazowi wyświetlanemu na monitorze, a widząc jego pełną skupienia minę, można było odnieść wrażenie, że coś go niepokoi. Wreszcie powoli wyciągnął głowicę. Zdjął z niej zużytą prezerwatywę i wyrzucił do kosza. Podał Justynie ręcznik papierowy, aby się wytarła. Bez słowa wstał z krzesełka, oderwał wydruk i przeszedł za biurko. Justyna zgramoliła się z niewygodnego fotela i doprowadziwszy do porządku, wróciła na poprzednio zajmowane miejsce.
– Pani Justyno. – Lekarz splótł dłonie na leżącym na blacie biurka wydruku USG. – Przyszła tu pani przeświadczona o tym, że jest w ciąży.
– No tak – przyznała. – Zrobiłam test i wyszło, że jestem w ciąży.
– Bardzo mi przykro, ale nie mam dla pani dobrych wieści. Może poprosimy pani mamę? – zasugerował.
– Nie! – krzyknęła. – Niech pan powie, co z moim dzieckiem? Coś nie tak? Jest chore? – dopytywała gorączkowo, na szybko analizując w myślach, co powinna zrobić, jeśli okaże się, że dziecku coś dolega. Zdecydowanie nie czuła się na siłach, aby zajmować się ciężko chorym potomkiem. Czasem w telewizji widziała programy o takich dzieciach i prawdę mówiąc dziwiła się, że ich matki, wiedząc o tym, co czeka je po porodzie, decydowały się donosić ciążę.
– Nie ma żadnego dziecka – westchnął.
– Jak to nie ma? – Zaśmiała się. – Przecież zrobiłam test. Nawet dwa. Jeden z moczu, drugi z krwi w laboratorium. Każdy wyszedł pozytywny. Poza tym mam nudności i w ogóle...
– Pani Justyno. Wyniki USG nie pozostawiają złudzeń. Doszło u pani do zapłodnienia i zagnieżdżenia się zapłodnionej komórki w macicy, jednak w powstałym pęcherzyku nie rozwinął się zarodek. Mówi pani, że wynik testu ciążowego wyszedł pozytywny. Cóż... Puste jajo płodowe wpływa na pojawienie się we krwi gonadotropiny komórkowej, co może dawać fałszywy wynik dodatni. Nie jest pani pierwszą moją pacjentką, którą to spotkało.
– Ale jak to? Dlaczego? – Justyna wpatrywała się z napięciem w lekarza. – To jakaś pomyłka. Ja muszę być w ciąży!
– Niestety. – Rozplótł dłonie i rozłożył je w geście bezradności. – Na USG widać tylko zaśniad pusty. Tym razem się nie udało, ale nie oznacza to, że nie uda następnym.
– Ala je muszę być w ciąży, teraz! – powtórzyła.
– Przykro mi. Tak jak mówiłem, nie tym razem. Macica zaczęła się samoczynnie oczyszczać, stąd te plamienia, więc w pani przypadku nie będzie konieczna hospitalizacja. Najprawdopodobniej lada dzień krwawienie nasili się i będzie przypominało zwyczajny okres. Ponieważ puste jajo płodowe wydalane jest zazwyczaj na samym początku ciąży, większość kobiet nawet nie wie, że doszło u nich do zapłodnienia. No, ale mniejsza z tym. Chciałbym zobaczyć panią ponownie za tydzień, aby upewnić się, czy wszystko jest w porządku. Oczywiście, gdyby zaczęło dziać się coś niepokojącego, proszę natychmiast jechać do szpitala.
Wiedziała, że nie może wygrać z losem, musiała jednak powalczyć, aby nie przegrać wszystkiego.
– Panie doktorze, czy może pan nie mówić o tym mojej mamie?
– Oczywiście. Jest pani pełnoletnia, a mnie obowiązuje tajemnica lekarska. Wszystko, o czym tu rozmawiamy, pozostanie między nami.
– I bardzo dobrze. Moja mama nie może się dowiedzieć, że nie jestem w ciąży.
Lekarz popatrzył na nią uważnie i pokręcił głową na znak dezaprobaty.
– Czy to aby dobry pomysł? Chce ją pani okłamywać? – powątpiewał. – Takie kłamstwo zazwyczaj ma krótkie nogi. Przecież i tak ostatecznie pani matka zorientuje się, że coś nie jest w porządku.
– Niekoniecznie. Jeśli uda mi się zaraz zajść w ciążę.
– Pani Justyno, to pani życie. Osobiście radziłbym szczerość, ale to pani sama zadecyduje, co zrobić.
– Ja już wiem, co zrobię – oświadczyła.
Opuściła gabinet z mocnym postanowieniem, że nie wypuści z dłoni szczęścia, które było już tak blisko. Jeśli dziecko miałoby uratować jej związek z Dawidem, to musiała być w ciąży.
– I jak badania? – Matka od razu zaczęła się dopytywać. – Może powinnam porozmawiać z lekarzem? – Obejrzała się na drzwi.
– Nie ma takiej potrzeby. – Justyna powstrzymała ją, chwytając za dłoń i odciągając na bezpieczną odległość. – Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Dziecko rozwija się prawidłowo.
– A masz zdjęcie USG? Już nie mogę się doczekać, aby zobaczyć tego maluszka.
Justyna przypomniała sobie wynik, który zabrała z fotela. Sięgnęła do kieszeni i wyjęła go. Rozprostowała palcami pomięty papier. Upewniła się, że nie ma na nim nazwiska pacjentki.
– Patrz. – Podetknęła matce pod nos. – Twój wnuczek lub wnuczka. Jeśli jesteś takim specem, to pewnie go tu wypatrzysz.
Lekarz miał rację. Dwa dni później krwawienie nasiliło się i przypominało bardziej obfity okres. Justyna z trudem ukryła go przed matką. Po tygodniu, podczas kolejnego badania, na które przyszła już sama, upewniła się, że po jaju płodowym nie ma nawet śladu. Lekarz przepisał jej kwas foliowy, zaznaczając, iż dobrze zażywać go jeszcze przed planowaną ciążą i życzył powodzenia na przyszłość.
Justyna była przekonana, że powodzenie w dużej mierze zależy od niej samej. Jeśli chciała utrzymać Dawida, musiała ponownie zajść w ciążę. Było to jednak o tyle trudne, że chłopak unikał z nią zbliżeń. W ogóle ich relacje bardzo się ochłodziły. Nie potrafili ze sobą rozmawiać, a Dawid wyraźnie źle czuł się w jej towarzystwie. Odsuwał się, gdy chciała go przytulić, odwracał twarz, gdy próbowała pocałować. Justyna nie byłaby jednak sobą, gdyby nie umiała osiągnąć tego, co zamierzała. Tym razem postanowiła podejść go na litość. Zaczęła narzekać, że już jej nie kocha, że odtrąca ją, i to wtedy, gdy ona biedna spodziewa się ich dziecka. Płakała rzewnymi łzami, gratulując sobie talentu aktorskiego i żałując, iż nie urodziła się w Stanach, gdyż tam na pewno zrobiłaby oszałamiającą karierę w show-biznesie.
I kolejny raz dopięła swego. Dawid, targany wyrzutami sumienia, iż naprawdę ją zaniedbuje, ciągle myślący o Kindze, kobiecie, która sama go odrzuciła, postanowił wykrzesać z siebie trochę więcej uczuć względem Justyny. Nie podejrzewając, jak perfidny plan uknuła, dał się zwabić w pułapkę.
Nadzieje Justyny na szybkie rozwiązanie problemu okazały się jednak płonne. Każdy kolejny test ciążowy wychodził negatywny, pogrążając dziewczynę w rozpaczy. Doskonale zdawała sobie sprawę, że dłużej nie da się udawać, zważywszy na to, że jej brzuch wcale się nie powiększał.
Spędziła wiele czasu na przeglądaniu w Internecie stron poświęconych przebiegowi ciąży, zbierała informacje dotyczące zmian zachodzących w ciele kobiety. Podczas wizyty u lekarza, korzystając z chwilowej jego nieuwagi, zabrała czystą książeczkę ciążową, a na jednym z portali aukcyjnych kupiła specjalne poduszki mające imitować brzuch. Mimo wszystko nie traciła nadziei, że jednak uda się jej zajść w ciążę. Gdyby jednak, w najgorszym razie, okazało się to niemożliwe, planowała udawać tylko do ślubu, a później symulować poronienie. Po ślubie, jako żona Dawida, będzie już w innej sytuacji niż teraz. Nawet gdyby zechciał ją zostawić, nie mógłby odejść ot tak sobie, zwłaszcza że byłaby kobietą cierpiącą po stracie dziecka.
Justyna przygotowywała się na każdą ewentualność. Tym razem nie mogła przegrać. Tak jak postanowiła, Dawid należał do niej i tylko ona mogła mu pozwolić odejść, ale zrobi to tylko wtedy, gdy sama będzie miała na to ochotę.
Ciąg dalszy w wersji pełnej