Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Sabina – przebojowa pani adwokat łącząca karierę z rolą żony i matki dorastającego syna, oraz Kinga – żyjąca w cieniu bogatego, sławnego męża, która swoją aktywność zawodową ograniczyła do pracy w fundacji dobroczynnej. Dwie różne kobiety, przyjaciółki jeszcze ze szkolnej ławy.
Pewnego dnia ich przyjaźń zostaje wystawiona na próbę, gdy niespodziewanie w środku nocy roztrzęsiona Kinga, którą właśnie porzucił mąż, zjawia się u Sabiny.
Ta jedna, pechowa noc zmienia życie wielu osób. Jak kobiety odnajdą się w nowych warunkach, gdy nagle wszystko wywróci się do góry nogami? Czy przyjaźń naprawdę jest w stanie przetrwać wszystko?
A co, jeśli na jej drodze stanie miłość? Zwłaszcza ta, która pojawia się wbrew regułom...
***
Cykl KOLORY PRZYJAŹNI
– ciepłe i delikatne opowieści o kobietach, o ich prawdziwym życiu i niespodziankach jakie w nim czekają.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 262
Copyright © Katarzyna Grabowska
Copyright © Wydawnictwo Replika, 2023
Wszelkie prawa zastrzeżone
Redakcja
Magdalena Kawka
Korekta
Natalia Ziółkowska
Projekt okładki
Izabela Szewczyk
Skład i łamanie
Izabela Szewczyk-Martin
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
Dariusz Nowacki
Bohaterowie noszą imiona i nazwiska najwierniejszych czytelników, którzy wyrazili na to zgodę, jednakże wszystkie osoby i sytuacje opisane w książce są fikcyjne i nie mają nic wspólnego z ich prawdziwym życiem.
Wydanie elektroniczne 2023
eISBN 978-83-67867-57-3
Wydawnictwo Replika
ul. Szarotkowa 134, 60-175 Poznań
www.replika.eu
Kochanym córkom Basi i Karolince, które wspierają mnie przy pisaniu. Dziękuję Wam za wszystko.
ROZDZIAŁ I
– Chciałbym zapytać cię o coś ważnego.
– O co? – Sabina spojrzała prosto w brązowe oczy mężczyzny.
– Chodźmy na taras – zaproponował. – Tam będzie najlepsza sceneria do… – Znacząco zawiesił głos.
– Do czego? – Sabina miała wrażenie, że za moment serce wyskoczy jej z piersi.
Mężczyzna jednak nie odpowiedział. Uśmiechnął się tylko uwodzicielsko i obejmując ją wpół, poprowadził w stronę otwartych tarasowych drzwi. Lekki powiew wiatru przesiąknięty wonią cyprysów i cytryn owionął ich, gdy tylko przekroczyli próg.
– Czyż to nie piękny wieczór? – zapytał.
Sabina bała się odezwać, aby nie psuć niezwykłej atmosfery chwili. Oto spełniało się jej odwieczne marzenie. Była tu, na Riwierze Francuskiej, u boku uwielbianego gwiazdora filmowego, którego plakat wisiał nad jej łóżkiem, gdy była nastolatką.
Podeszli do balustrady i zatrzymując się przy niej, zapatrzyli na połyskujące w dali wody Morza Śródziemnego.
– Sabino… – Mężczyzna pochylił głowę i zbliżył usta do jej ucha. Wargami musnął jego płatek, powodując, iż zadrżała. – Chciałem ci powiedzieć, że…
Tyle czasu na to czekała i oto wreszcie nadszedł ten dzień. Już za chwilę, tak jak często widziała to w filmach, usłyszy najpiękniejsze wyznanie miłosne. A później pocałują się ozłoceni promieniami zachodzącego słońca.
Powietrze lekko drgało tak
W dzień gorącego lata
Nie wiem, jak wpadłem na Twój ślad
W dzień gorącego lata
I wtedy to poznałem cię
W dzień gorącego lata
Wiedziałem, że przygarniesz mnie
W dzień gorącego lata.
Nie takich słów się spodziewała. Takty przeboju zespołu Big Day rozbrzmiały w wieczornej ciszy, zagłuszając słowa wypowiadane przez mężczyznę, a chwilę później rozległ się rozwścieczony ryk, który w niczym nie przypominał głosu gwiazdora, którego ubóstwiała od czasu, gdy wieki temu obejrzała na kasecie VHS film Top Gun.
Taras, zachód słońca, połyskujące morskie fale, romantyczny nastrój i wyjątkowy mężczyzna u boku rozpłynęli się w nicości.
– Co do… – wymamrotała mało przytomnie, wreszcie wyrywając się z marzeń sennych.
– Odbierz ten telefon! – Tuż obok rozległ się rozeźlony głos Adriana. – Przecież dzwoni jak opętany! We własnym domu człowiek nie może nawet liczyć na odrobinę spokoju. Zwłaszcza nocą. A przecież wiadomo, jaki sen jest ważny dla naszego zdrowia!
Sabina zamrugała powiekami i momentalnie oprzytomniała.
– Już, już.
Usiadła na łóżku i sięgnęła po leżący na stoliczku nocnym telefon, który niczym złośliwy stwór bez przerwy odtwarzał ten sam fragment przeboju Big Day. Spojrzała na wyświetlacz, po czym przesunęła palcem, odbierając połączenie.
– Kinga? Co się stało? Czy ty wiesz, która godzina? – zasypała przyjaciółkę pytaniami. To, że Kinga zadzwoniła o drugiej w nocy, było czymś naprawdę rzadkim i mogło świadczyć o jakimś nagłym a bardzo poważnym wypadku.
– Zostawił mnie! – wyszlochała Kinga. – Po prostu mnie zostawił.
– Kto? Maniek?! – wykrzyknęła Sabina i aby nie przeszkadzać Adrianowi, który zirytowany tak nagłą pobudką cały czas pomrukiwał coś pod nosem na temat braku kultury dzwoniącej i niechybnych katastrofalnych konsekwencjach takiej pobudki dla jego zdrowia, pospiesznie opuściła sypialnię.
– Maniek – zawodziła Kinga. – On ma inną. Rozumiesz?
– Nie rozumiem – przyznała Sabina zgodnie z prawdą.
Małżeństwo Mańka i Kingi uchodziło za wręcz wzorowe. Maniek nie dość, że był wyjątkowo przystojnym facetem, to jeszcze od dziecka miał dryg do interesów. Tuż po maturze pojechał do Niemiec i sobie tylko znanymi sposobami przekonał właściciela jednego z komisów, aby ten nawiązał z nim współpracę. Gdy koledzy Mariusza wkuwali do egzaminów, on krążył pomiędzy Łodzią a Monachium, rozwijając swoją firmę. W wieku dwudziestu pięciu lat był już bogatym mężczyzną, u którego wozy kupowali mieszkańcy Łodzi i sąsiadujących województw. Obecnie prowadził ogólnopolską sieć salonów samochodowych znanej marki i jako motoryzacyjny ekspert bywał częstym gościem wielu programów telewizyjnych oraz pojawiał się na łamach gazet.
– A ja, głupia, niczego nie podejrzewałam. – Kinga dalej szlochała. – Owszem, czasem nie wracał do domu na noc, ale zawsze tłumaczył, że miał pilny wyjazd. Jakaś delegacja, nagranie… Wierzyłam we wszystko, bo dlaczego miałam nie wierzyć? Byliśmy przecież szczęśliwi… Wydawało się mi, że byliśmy – poprawiła się.
– Kinguś, skarbie, ale co dokładnie się stało?
Cała senność opuściła Sabinę. Cóż mógł ją obchodzić przystojny Tom, gdy przyjaciółka była w potrzebie.
– Zostawił mnie. Powiedział, że już nic nas nie łączy. Że wreszcie musi zacząć żyć pełną piersią, bo ja go ograniczałam. Ja go ograniczałam! – krzyknęła. – Ponoć nasz związek stał się dla niego więzieniem, a on jest wolnym duchem, który nie lubi, gdy zamyka się go w klatce.
– Cholera. Co za palant.
Słuchając opowieści przyjaciółki, Sabina zeszła na dół do kuchni i włączyła ekspres, aby zrobić kawę. Doskonale zdawała sobie sprawę, że czeka ją dłuższa rozmowa.
– Ponoć nie dawałam mu przestrzeni do życia i dusił się przy mnie.
– Kurwa, jak on mógł to powiedzieć? Przecież dopiero w zeszłym miesiącu świętowaliście dwudziestolecie małżeństwa. Byłam wtedy z wami i ni cholery nie widziałam, aby wyglądał na uciemiężonego, ograniczanego przez ciebie faceta. Ani żeby planował cię zostawić.
– No właśnie! Nie było niczego, co mogłoby świadczyć o tym, że coś jest nie tak. Chociaż… – Kinga urwała.
– Chociaż?
– Ale ja jestem głupia! – Kinga rozpłakała się jeszcze bardziej. – Na tej naszej rocznicy wręczył mi pierścionek i powiedział… Powiedział, że od pierścionka się zaczęło, więc na pierścionku się skończy. A ja nie zrozumiałam… On już wtedy dał mi znać, że to ostatni pierścionek. Taki pożegnalny.
– Co za drań! Pożegnalny pierścionek!
– A ja tak się wtedy cieszyłam… Naiwna kretynka ze mnie. Nie miałam pojęcia, że jestem tą drugą. Aż do dziś…
– Właśnie. Ty mi, moja droga, powiedz, co stało się dzisiaj.
– Właściwie wczoraj. – Kinga głośno wysmarkała nos. – Maniek pojechał do Warszawy. Niby nic niezwykłego, bo często tam bywa, odkąd zaczął występować w tym porannym programie jako ekspert od spraw motoryzacyjnych. No i… – Umilkła, jakby trudno było jej o tym mówić.
– No i? – dociekała Sabina.
– Ekspercko zajął się jedną z prowadzących. Tą młodą blond siksą!
– Nie mów! – Sabina głęboko wciągnęła powietrze. Znała program, w którym występował Mariusz i kojarzyła prowadzącą. – Chodzi ci o tę aktoreczkę, co w serialu Pora na miłość gra Agnieszkę?
– Tak! To ona! To ta dziwka!
– Myślałam, że Maniek ma lepszy gust.– Spróbowała pocieszyć przyjaciółkę. – Przecież to plastikowa lala. Ja to bym się bała jej dotknąć, bo jeszcze coś bym uszkodziła. Nie ma w niej nic naturalnego.
– Prawda? Po prostu koszmar. Przerobiona Barbie. – Kinga wyraźnie się ożywiła.
– Maniek jest głupi, a ty, zamiast płakać, powinnaś wziąć się za siebie i pokazać mu, co traci. Niech żałuje. W końcu jesteś niezależną kobietą.
– Jestem? – Zabrzmiało to trochę jak pytanie.
– Jesteś – zapewniła Sabina. – I nie pozwól, aby ktoś wmówił ci coś innego.
– Ale moje życie właśnie legło w gruzach. – Kinga jęknęła.
– To je odgruzujesz.
– Ale jak? Jestem z tym zupełnie sama… Nie wiem, co teraz zrobić. Nie wiem, jak żyć… Najchętniej to bym skończyła z tym wszystkim…
– Ani mi się waż! – Sabina się zdenerwowała. – Żaden facet nie może stać się całym wszechświatem dla kobiety. To my same jesteśmy dla siebie i Słońcem, i Ziemią, i Księżycem. Jeśli miałabym do czegoś przyrównać mężczyzn, to do komety. Pojawiają się nagle, jaśnieją na firmamencie, po czym znikają. A czasem, gdy znajdą się na kursie kolizyjnym, potrafią zrobić niezłą rozpierduchę. I tylko my, silne babki, jesteśmy w stanie po niej posprzątać.
– Nie wiem, czy mam w sobie na tyle siły. Chyba nie w tym momencie.
– Pamiętaj, że nie jesteś z tym sama. Masz przecież mnie.
– Dziękuję, Sabinko. Bałam się zadzwonić, ale…
– Do przyjaciół nie trzeba się bać dzwonić.
– Ale Adrian…
– Nim się nie przejmuj – przerwała Sabina. W końcu sytuacja wymagała natychmiastowych działań mających na celu wsparcie przyjaciółki, i nic, nawet nieco zrzędliwy mąż, nie mogło stanowić przeszkody. – Chcesz, żebym do ciebie przyjechała? – zapytała, słusznie uważając, iż Kinga potrzebuje wsparcia kogoś bliskiego.
– Właściwie… – Po drugiej stronie słuchawki zapanowało chwilowe milczenie, przerywane tylko odgłosem pochlipywania. – A czy ja mogłabym wpaść do ciebie?
– Do mnie? – Sabina nie potrafiła ukryć zaskoczenia.
– Wiem, jest bardzo późno i w ogóle… – Kinga zaczęła się tłumaczyć. – Nie wyobrażam sobie jednak, że miałabym teraz siedzieć w mieszkaniu, które razem z Mańkiem urządzaliśmy. Tu wszystko mi go przypomina.
– No to nie siedź.
Sabina wytłumaczyła sobie w myślach, że przyjaźń zobowiązuje do poświęceń, nawet takich, jak możliwa awantura z Adrianem.
– Bierz samochód i przyjeżdżaj do mnie. Albo lepiej zamów taksówkę – dodała pospiesznie. – W takim stanie lepiej, żebyś nie kierowała.
– Naprawdę mogę wpaść do ciebie? – Kinga wolała się upewnić. – Teraz?
– Kiedy tylko chcesz. Drzwi do mojego domu są zawsze dla ciebie otwarte – zapewniła Sabina z przekonaniem.
– Ale Adrian… Nie będzie miał nic przeciwko?
– Już ci mówiłam, nim się nie przejmuj. – Sabina doskonale zdawała sobie sprawę, jaką opinią cieszy się jej mąż wśród znajomych. – Adriana zostaw mnie. Teraz ty jesteś najważniejsza, a ja, jako twoja przyjaciółka nie mogę pozwolić, abyś sama przechodziła przez tak ciężkie chwile.
– Sabinko, kochana… Jeśli mogę… Ja naprawdę… Ja nie wiem, co powinnam zrobić… I tak bardzo się boję…
– No już nie płacz, bo mi uszy przez telefon zmokną – zażartowała. – Wpadaj do mnie. Czekam na ciebie.
– Coś się stało?
Do kuchni zajrzał młody, ciemnowłosy chłopak ubrany w długie, kraciaste, czerwono-czarne spodnie od piżamy i biały, gładki podkoszulek z krótkim rękawkiem.
– Nic, co ciebie by dotyczyło.
Sabina rozłączyła rozmowę i popatrzyła na syna. Zawsze, gdy na niego spoglądała, dostrzegała w nim cząstkę tego małego, pięcioletniego chłopca, który siedząc przy kuchennym stole, malował dla niej serduszka na laurce i unosząc na nią spojrzenie swoich nad wyraz dużych, ciemnych oczu, uśmiechał się najpromienniejszym uśmiechem na świecie. Miała wrażenie, że zaledwie wczoraj po raz pierwszy w życiu prowadziła go za rączkę do przedszkola, przekonując, iż będzie się tam doskonale bawił. Zaledwie wczoraj… Dlaczego więc minęło już tyle lat? Dlaczego czas pędzi jak oszalały, odbierając miejsca, ludzi i rzeczy, a zostawiając w zamian tylko wspomnienia? Gdzie się podział ten roześmiany malec z burzą długich, ciemnych loczków okalających pyzatą twarzyczkę? Kiedy zdążył tak wyrosnąć i zmienić w wyższego od matki o głowę, przystojnego, młodego mężczyznę, raźnie wkraczającego w dorosłe życie? I tylko uśmiech pozostał mu ten sam. I oczy. To one za każdym razem sprawiały, że Sabina rozczulała się, wracając myślami do minionych chwil.
– Imprezę disco polo robisz o tej porze?
Chłopak, ziewając, podszedł do lodówki i otworzył drzwiczki. Pochylił się, szukając czegoś na półkach.
– Disco polo? – Sabina nie zrozumiała, o co chodzi synowi.
– No ten okropny dźwięk.
– To piosenka z czasów mojej młodości. – Oburzyła się, że syn tak lekceważąco odnosi się do melodii, z którą wiązały ją sentymenty. Nie bez przyczyny przecież ustawiła ją jako dzwonek telefonu.
– Spoko – mruknął, wyciągając z lodówki karton soku jabłkowego. – Tylko miej litość i nie słuchaj jej w środku nocy.
Odkręcił korek i nie kłopocząc się szukaniem szklanki, przytknął karton do ust.
– Nie słuchałam. Po prostu zadzwonił telefon.
– O drugiej w nocy? – Zainteresował się. – Mam nadzieję, że to informacja o końcu świata, bo w innym przypadku ojciec nie będzie zachwycony pobudką.
Wzdrygnął się, kiedy poczochrała go po potarganych włosach.
– Można powiedzieć, że koniec świata – przyznała. – Ciocia Kinga dzwoniła… – Umilkła, nie chcąc opowiadać o problemach przyjaciółki.
– A to numer! Coś jej się pomyliło? Czy może aktualnie jest w innej strefie czasowej?
Chłopak jednak nie zamierzał odpuścić, najwyraźniej zaintrygowany tak nietypowym wydarzeniem w rodzinnym domu. W końcu ojciec wymagał, by od dwudziestej drugiej do szóstej rano wszystkie telefony zostały przestawione na tryb nocny, aby zapewnić sobie samemu, a także domownikom, nieprzerwany, spokojny sen, który w jego mniemaniu był podstawą dobrego samopoczucia.
– Życie czasem jest nieprzewidywalne. – Sabina westchnęła i ponagliła syna. – No, wracaj Dawidzie do siebie. Kinga zaraz przyjdzie, a nie chciałabym, aby natknęła się na ciebie. Człowiek, który przeżywa trudne chwile, potrzebuje prywatności.
– Widzę, że faktycznie to coś grubszego. – Mrugnął porozumiewawczo. – Dobra, to ja się zaraz zmywam. Przygotuję tylko małą kanapeczkę, bo przez te skoczne bity zrobiłem się bardzo głodny.
– Przepraszam za tę pobudkę. To naprawdę wyjątkowa sytuacja.
– Domyślam się. Mam nadzieję, że ojciec to zrozumie.
– Jakoś go udobrucham.
Sabina zerknęła na zegarek, a oceniając, że ma jeszcze chwilę, gdyż Kinga mieszkała w nowym apartamentowcu w centrum miasta, oddalonym o dwadzieścia minut drogi od domu Krupów, postanowiła wziąć szybki prysznic, aby zmyć z siebie resztki snu. Zapowiadało się, że tej nocy już nie zmruży oka.
– Idę się trochę otrzeźwić, bo jeszcze jedną nogą przebywam na Francuskiej Riwierze – rzuciła na odchodne.
– No, no. Widzę, że masz sny pierwsza klasa – zaśmiał się.
Matka zniknęła w holu, udając się do łazienki na parterze, zaś Dawid zajął się przygotowaniem kanapki. Wyjął z chlebaka bułkę i posmarowawszy ją masłem, położył na niej plasterek żółtego sera. Z talerzem w dłoni miał właśnie iść na górę, gdy nagle rozległ się gong u drzwi wejściowych. Jego przenikliwy dźwięk rozniósł się echem po domu. Po chwili powtórzył się z równą intensywnością, rozbrzmiewając niczym sygnał alarmu wzywającego żołnierzy na poranny apel.
Dawid, znając zamiłowanie ojca do ciszy nocnej, nie miał zbyt wiele czasu do namysłu. Musiał interweniować, zanim zdenerwowany hałasem Adrian zdecyduje się opuścić sypialnię i zejść na dół. Pospiesznie odstawił talerz na blat i podbiegł do drzwi. Energicznym ruchem otworzył je na oścież. Ledwie to zrobił, prosto w jego ramiona wpadła zapłakana Kinga.
Odruchowo cofnął się o krok, ale kobieta przylgnęła do niego całą sobą, wtulając twarz w koszulkę na jego piersiach.
– Jak on mógł mi to zrobić? No jak? – Szlochała, nie patrząc zupełnie na to, kto ją powitał. – Po tylu latach potraktował jak śmiecia. Nawet nie miał odwagi powiedzieć mi tego prosto w twarz, tylko wysłał SMS-a.
Dawid chrząknął z zakłopotania. Łzy Kingi moczyły mu T-shirt, znacząc go zaciekami z rozmazującego się tuszu. Wstrząsana płaczem kobieta wtulała się w niego całą sobą, tak jakby szukała dla siebie bezpiecznej przystani mogącej stanowić ochronę przed wszelkimi nawałnicami. Nie wiedząc, jak powinien się zachować, instynktownie, w geście pełnym współczucia, pogładził ją po plecach.
Kinga nadal szlochała.
– A ja go tak kochałam. Tak bardzo kochałam… A najgorsze jest to, że chyba nadal kocham – dodała ciszej.
– Kinga!
Z łazienki wybiegła Sabina. Nie zdążyła się dobrze wytrzeć, gdyż na dźwięk dzwonka wyskoczyła spod prysznica, pospiesznie chwyciła szlafrok i naciągnęła go na wilgotne ciało. Kropelki wody nadal połyskiwały na jej skórze i włosach, które mokrymi pasmami opadały na kołnierz i ramiona, wijąc się niczym czarne wodorosty.
Słysząc głos przyjaciółki, Kinga ocknęła się i uniosła głowę. Jeśli to nie Sabina ją obejmowała, to kto? Gwałtownie odskoczyła od chłopaka, przerażona dokonanym odkryciem.
– Ja… Dawidku, ja cię przepraszam… – wydukała z trudem, zawstydzona swoim zachowanie. Ostatnie czego chciała, to wyżalać się i wypłakiwać na ramieniu syna Sabiny. W dodatku zrobiło jej się bardzo głupio, gdy zobaczyła ślady po tuszu zdobiące koszulkę chłopaka.
– Nic się nie stało, ciociu. – Dawid poczerwieniał na twarzy. On także poczuł się niezręcznie i marzył tylko o tym, aby zaszyć się w swoim pokoju. – Chyba lepiej będzie, jak zostawię was same. Co złego, to nie ja.
Zamknął nadal otwarte drzwi wejściowe i wyminąwszy zaskoczoną matkę, pobiegł na górę, przeskakując po dwa stopnie na raz. Zupełnie zapomniał o pozostawionej na blacie kanapce.
Sabina odprowadziła go wzrokiem. Odkąd pojawił się w jej życiu, wywrócił je do góry nogami. Nigdy nie myślała, że kiedykolwiek będzie w stanie kogoś tak mocno pokochać. Teraz już wiedziała, że miłości do dziecka nie można z niczym porównać. Sama w sobie jest cudem, który sprawia, że człowiek staje się pełniejszy. Miłość rodzicielska to najsilniejsza z więzi. To więź, w imię której jest się gotowym na największe poświęcenia i zbrodnie.
* * *
– Teraz możemy spokojnie porozmawiać. – Sabina postawiła filiżankę świeżo zaparzonej kawy na blacie kuchennym przed Kingą. Drugą trzymała w dłoni, siadając na wysokim stołku barowym obok przyjaciółki. – Mamy około… – dotknęła palcem wyświetlacz leżącego nieopodal telefonu, wybudzając go z uśpienia – cztery godziny, zanim Adrian wstanie.
– Ale ja nie sprawiam ci kłopotu? – Kinga upewniła się kolejny raz.
Sięgnęła po cukier w kostkach i zaczęła wrzucać białe sześciany do swojej filiżanki. Robiła to machinalnie, nie zastanawiając nad tym, ile ich już dodała. Widać było, że myślami znajduje się gdzieś daleko stąd. Być może w Warszawie, gdzie Maniek postanowił rozpocząć nowe życie.
– Nie sprawiasz – zapewniła Sabina.
Przez chwilę przyglądała się poczynaniom przyjaciółki, po czym zabrała pojemnik z cukrem i odstawiła go na koniec blatu, aby Kinga nie mogła do niego sięgnąć.
– Po to ma się przyjaciół, aby nas wspierali w trudnych chwilach. Dobrze, że przyjechałaś.
– Długo myślałam, zanim zdecydowałam się do ciebie zadzwonić – zaznaczyła Kinga. – Wsiadłam w samochód i krążyłam po mieście, aż w końcu, jakoś tak bezwiednie, przyjechałam pod twój dom. Nie miałam jednak odwagi wysiąść. Siedziałam więc w aucie, zastanawiając się, co dalej.
– Ach, to dlatego… – Sabina się domyśliła.
– Co dlatego?
– Dlatego tak szybko zjawiłaś się po telefonie.
– Bardzo cię przepraszam. Strasznie głupio wyszło. Wszystkich obudziłam i jeszcze taką scenę zrobiłam przed Dawidem… No i ta jego koszulka… Chyba ją zniszczyłam. Odkupię mu – zapewniła pospiesznie.
Sabina się żachnęła.
– Oj, przestań. Nie masz za co przepraszać. A koszulkę się upierze. Na szczęście użyłaś tuszu zmywalnego.
Puściła oczko do przyjaciółki, chcąc ją trochę rozbawić, jednak nie podziałało. Kinga była zbyt zasmucona, aby reagować na jakiekolwiek żarty.
– Głupio mi, że obciążam cię swoimi problemami.
– Twoje problemy są moimi problemami. Pamiętasz naszą obietnicę?
– Przyjaciółki na dobre i złe.
– Dokładnie. Na dobre i złe. Na zawsze.
– Dziękuję.
Kinga upiła łyk kawy i skrzywiła się z obrzydzeniem, czując ulepek.
– Zrobię ci nową – zaproponowała Sabina, dostrzegając ten grymas.
– Nie trzeba. I tak nie mam ochoty na kawę. – Kinga odsunęła od siebie filiżankę.
– A na coś mocniejszego? – zapytała Sabina.
Nie czekając na odpowiedź, wstała i wysunęła boczną część wyspy kuchennej, która okazała się małym barkiem. Wyjęła z niego butelkę koniaku Bowen i dwa kieliszki.
Kinga zaprotestowała.
– Ale ja rzadko pijam alkohol. Mam słabą głowę.
– Oj tam, słaba głowa. Czasem trzeba się napić. Są takie chwile w życiu, że tylko alkohol może pomóc.
– Naprawdę?
– Jak nie spróbujesz, to się nie przekonasz.
– Ale… – Kinga jęknęła, ale umilkła, dochodząc do wniosku, że w chwili obecnej nie ma już nic do stracenia.
– Wypijmy za lepsze jutro.
Sabina napełniła oba kieliszki bursztynowym trunkiem, po czym jeden z nich podsunęła przyjaciółce.
Kinga wzięła do ręki kieliszek i uważnie mu się przyjrzała. Przysunęła do nosa, sprawdzając zapach, który najwyraźniej nie przypadł jej do gustu, gdyż się skrzywiła.
– Aby Mańka pochłonęła ziemia – powiedziała i jednym haustem opróżniła naczynie, nie czekając aż Sabina do niej dołączy. Alkohol okazał się bardzo mocny i zapiekł ją w gardle, że aż otworzyła gwałtownie usta i przez dłuższą chwilę raz po raz łapała powietrze, niczym ryba wyciągnięta na brzeg. – I żeby ta jego raszpla straciła wszystkie zęby – wydukała, gdy już mogła mówić.
– Jak straci, to wstawi sobie nowe.– Sabina uzupełniła braki w kieliszku koleżanki, swój nadal miała pełny. – Niech dostanie krost na całym ciele i zarost na twarzy. I niech się jej nogi wykrzywią.
– A Maniek niech zostanie impotentem i straci całą kasę.
Kinga trochę się zagalopowała, ale Sabina ją powstrzymała.
– Kochana, całej niech nie traci. Przynajmniej nie przed rozwodem. Przecież część z tego należy się tobie.
Kinga opróżniła kolejny kieliszek, uzmysławiając sobie, że nie smakuje już tak ohydnie.
– I pomyśleć, że jeszcze wczoraj rano byłam szczęśliwą żoną. A teraz… Kim jestem teraz? Zdradzoną żoną? Prawie rozwódką?
– Ale czy jesteś pewna, że to już definitywny koniec? Może coś źle zrozumiałaś?
– Źle zrozumiałam? – Kinga wyciągnęła z torebki telefon i odblokowawszy go, podsunęła Sabinie pod nos. – Co mogłam źle zrozumieć? Ty rozumiesz lepiej?
Sięgnęła po pozostawiony przez Dawida talerz i pochwyciwszy przygotowaną kanapkę bezwiednie ugryzła kęs. Chociaż nie czuła głodu, koncentrując się na jedzeniu, starała się nie myśleć o tekście czytanym półgłosem przez Sabinę.
– „Nie czekaj na mój powrót. Nie wrócę ani dziś, ani jutro. Nigdy nie wrócę. Przez dwadzieścia lat naszego małżeństwa czułem się bardzo ograniczany przez ciebie. Żyłem wręcz w klatce, w której mnie uwięziłaś. Wybacz, Kingo, ale ja chcę od związku czegoś więcej. Jestem wolnym duchem. Potrzebuję kobiety, która mnie zrozumie i podzieli moje pasje. I myślę, że właśnie taką znalazłem. Patrycja ma to wszystko, czego szukam w kobiecie. To szansa, której nie zmarnuję. Mam zamiar być szczęśliwy i teraz myśleć tylko o sobie. Mój prawnik wkrótce się z tobą skontaktuje w sprawie rozwodu. Proponuję, abyśmy jako dwoje dorosłych ludzi rozstali się bez scen. Zbędny nam jest rozgłos, zwłaszcza dla dobra Patrycji, która nie jest winna temu, że się w niej zakochałem. Jeśli się trochę postarasz, to również będziesz mogła ułożyć sobie życie. Jeszcze mi kiedyś podziękujesz, że dałem ci tę szansę”.
Sabina oddała telefon przyjaciółce i z rozmachem wypiła kieliszek koniaku.
– Pieprzony dupek – oznajmiła z przekonaniem. – Od dziś nie wymienię imienia tego frajera. Jak on mógł napisać coś takiego?
– No jak? – zawtórowała Kinga, odkładając niedojedzoną kanapkę na talerzyk. – Po tym wszystkim… Po dwudziestu wspólnych latach.
Znowu zaczęła płakać, więc Sabina pospiesznie nalała jej kolejną porcję koniaku.
– Pij, kochana. Masz prawo się upić.
– Najchętniej zapiłabym się na śmierć. Aby nie pamiętać, aby nie czuć.
– Ależ skąd! To by było najgłupsze wyjście z sytuacji. Teraz musisz zrobić wszystko, aby udowodnić temu kretynowi, że doskonale dasz sobie radę bez niego. Zobaczysz, wszystko się ułoży. Jesteś atrakcyjną kobietą. Szybko znajdziesz sobie lepszego faceta niż Ma… niż ten dupek.
– Ja nie chcę żadnych facetów. Mam ich dość na całe życie.
– To znajdziesz sobie kobietę. – Sabina się zaśmiała. – Kogokolwiek znajdziesz, najważniejsze, abyś po prostu była szczęśliwa.
– Myślisz, że jeszcze kiedyś będę?
Kinga obracała w dłoniach opróżniony ponownie kieliszek. Powoli zaczynała bełkotać, alkohol coraz mocniej szumiał jej w głowie.
– Na pewno, Kinuś. Na pewno.
Sabina z powagą pokiwała głową, używając przy tym zdrobnienia, którego koleżanka nie lubiła. Kinga jednak w tej chwili była tak zrozpaczona, że nie zwróciła na to uwagi.
– Ważne, aby nie tracić nadziei. A ty nie możesz jej stracić. Na przekór wszystkiemu i wszystkim musisz dążyć do szczęścia. – Nalała koniaku do kieliszka. – Wypijmy za to.
Ciąg dalszy w wersji pełnej