Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Podjęcie decyzji o rozwodzie staje się początkiem zmian w życiu Sabiny. Po kolejnej kłótni z Adrianem postanawia wyprowadzić się wraz z synem z domu. Schronienie znajdują u Kingi, którą również niedawno opuścił mąż. Obie kobiety wspierają się w tych trudnych chwilach, jednak na ich przyjaźni kładzie się cień w postaci Dawida. Ani Dawid, ani Kinga nie mają odwagi powiedzieć Sabinie o tym, co wydarzyło się w leśnej daczy. Starają się udawać, że między nimi do niczego nie doszło, a spędzoną wspólnie noc próbują traktować jak jednorazową przygodę. Jest to jednak o tyle trudne, że teraz mieszkają pod wspólnym dachem, co wybitnie nie sprzyja zapomnieniu, tym bardziej że cały czas, coś ich ku sobie pcha.
***
Cykl KOLORY PRZYJAŹNI
– ciepłe i delikatne opowieści o kobietach, o ich prawdziwym życiu i niespodziankach jakie w nim czekają.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 350
Copyright © Katarzyna Grabowska
Copyright © Wydawnictwo Replika, 2024
Wszelkie prawa zastrzeżone
Redakcja
Urszula Przasnek
Korekta
Natalia Ziółkowska
Projekt okładki
Izabela Szewczyk
Skład i łamanie
Izabela Szewczyk-Martin
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
Dariusz Nowacki
Bohaterowie noszą imiona i nazwiska najwierniejszych czytelników, którzy wyrazili na to zgodę, jednakże wszystkie osoby i sytuacje opisane w książce są fikcyjne i nie mają nic wspólnego z ich prawdziwym życiem.
Wydanie elektroniczne 2024
eISBN 978-83-68135-15-2
Wydawnictwo Replika
ul. Szarotkowa 134, 60-175 Poznań
www.replika.eu
ROZDZIAŁ I
Sabina zamknęła drzwi i położyła torbę z laptopem na stoliku koło wejścia. Z ulgą zdjęła z nóg wysokie czółenka i schowała je do szafki. Z ironicznym uśmiechem popatrzyła na leżące na półeczce miękkie pantofle, które wedle zaleceń Adriana powinna nosić po domu, aby nie zostawiać na podłogach nieestetycznych śladów stóp. Od prawie dwóch tygodni, czyli od czasu, gdy powiedziała mężowi, że chce rozwodu, nie założyła ich ani razu, manifestując w ten sposób swoją niezależność. Tym razem również nie miała zamiaru dostosowywać się do tego, co sobie umyślił Adrian. Zostawiła papucie w szafce i wziąwszy ze stolika torbę, udała się schodami na piętro.
Wyminęła małżeńską sypialnię, a następnie pokój Dawida i doszła do drzwi pokoju gościnnego, który od przeszło jedenastu dni stanowił jej prywatny azyl.
Odłożyła torbę na komodę, po czym podeszła do uchylonego okna i otworzyła je na oścież. Do pomieszczenia wpadł lekki powiew ciepłego powietrza, wydymając delikatne niczym mgiełka firanki.
Sabina Krupa cały dzień spędziła w kancelarii, mimo wakacyjnej pory miała wyjątkowo wielu klientów. Zaczęła nawet podejrzewać, że im wyższa temperatura na zewnątrz, tym ludzie stają się bardziej drażliwi, skorzy do kłótni i częściej pakują się w kłopoty. Sama zresztą była tego najlepszym przykładem. Jej poziom drażliwości gwałtownie wzrastał, doprowadzając pewnej upalnej nocy do erupcji, która pogrzebała dwudziestoletnie małżeństwo pod zgliszczami czegoś, co kiedyś brała za miłość.
Adrian chyba nie do końca uwierzył, że faktycznie chce się z nim rozwieść. Zły, że go okłamała w sprawie spotkania z przyjaciółką, zaczął traktować małżonkę jak trędowatą, jawnie okazując swoją pogardę. Sabina doskonale zdawała sobie sprawę, że dawał jej w ten sposób do zrozumienia, iż powinna ukorzyć się przed nim i błagać o wybaczenie. Gdyby tak postąpiła, pewnie mogłaby go udobruchać i po wygłoszeniu niekończących się umoralniających tyrad łaskawie pozwoliłby się dalej wielbić. Sabina jednak nie miała ochoty na nowo pakować się w związek, który praktycznie przestał istnieć już dawno temu. Dlaczego miałaby ciągle biegać wokół Adriana i żebrać o każdy przejaw jakichkolwiek, nawet najmniejszych uczuć? Dlaczego miałaby uważać na każdy swój krok, gest czy słowo? Dlaczego miałaby być ograniczona regułami wyznaczanymi przez męża?
– Cześć mamo. – Dawid zapukał w uchylone drzwi i zajrzał do pokoju. Dostrzegł Sabinę stojącą przy oknie i raźniej wszedł do środka. – Jak ci minął dzień?
– Poproszę o inny zestaw pytań. – Obróciła się w stronę syna.
Nie wyglądała najlepiej. Jej twarz była poszarzała z wyraźnymi oznakami zmęczenia.
– Aż tak źle?
– Po prostu mam już dość słuchania o problemach tych wszystkich ludzi. – Westchnęła ciężko i usiadła na brzegu łóżka. – Najchętniej uciekłabym stąd gdzieś daleko.
– To ucieknij.
– Nie mogę. Mam umówionych mnóstwo spotkań.
– Myślisz, że twoi klienci nie daliby sobie bez ciebie rady przez kilka dni?
– Kilka dni... – powtórzyła z namysłem. – Wolałabym uciec na zawsze – wyznała.
– Jak to na zawsze? – zainteresował się.
– Oderwać się od problemów, od zmartwień. Uciec gdzieś, gdzie nie trzeba się niczym przejmować...
– Ale tak się nie da.
– No właśnie – znowu westchnęła.
Z dołu doleciał dźwięk zamykanych z rozmachem drzwi, świadczący o tym, że Adrian właśnie wrócił do domu.
– Znowu się zacznie. – Sabina z rezygnacją pokręciła głową. – Ja już po prostu nie mam do tego siły. Jeśli dziś ponownie będzie utyskiwał na wszystko... Nie dam rady się powstrzymać.
– Może powinniście się pogodzić – zasugerował.
– Tu nie chodzi o godzenie się, a o to, że my po prostu nadajemy na zupełnie innych falach.
– Daliście jednak radę przeżyć razem ponad dwadzieścia lat – zauważył.
– Czasami wydaje mi się, że to wprost niemożliwe. Czyżbym miała w sobie aż takie pokłady cierpliwości?
– Dawid! – Adrian rozdarł się na całe gardło. – Dawid, w tej chwili do mnie!
– O proszę, teraz ja trafię na dywanik. – Chłopak obejrzał się za siebie.
– Dawid! Gdzie jesteś? Ile razy mam cię wołać?!
Adrian musiał być bardzo zdenerwowany, gdyż nie czekając, aż syn zejdzie do niego, wbiegł na schody. Stukot jego stóp niósł się echem, co świadczyło, że nie zmienił obuwia, pozostając w butach, w których chodził na zewnątrz.
– Dawid!
– Lepiej idź. – Sabina wstała z posłania.
Dawid wyszedł z pokoju matki akurat w momencie, gdy na piętro dotarł Adrian. Ten, widząc syna, wycelował w niego wskazującym palcem.
– Co ty wyczyniasz? Miałeś w ogóle zamiar powiedzieć mi o tym?
Dawida oblał zimny pot. Przestraszył się, że ojciec dowiedział się o stłuczce. Do tej pory bał się mu do niej przyznać, a brak samochodu tłumaczył tym, że pożyczył go koledze na wyjazd. Wolał, aby ojciec wściekał się za to, niż żeby miał dowiedzieć się o wypadku.
– Ale o czym mówisz, tato? – Zebrał się w sobie i spróbował udawać, że nie ma pojęcia, o co ojcu chodzi.
– Jeszcze się pytasz? Dziś dostałem na maila wiadomość od ubezpieczyciela!
Wszystko stało się jasne. Nie było sensu dłużej ukrywać prawdy.
– Właściwie to nic takiego. – Dawid spróbował załagodzić sprawę. – To była tylko lekka stłuczka.
– Lekka stłuczka? No nie wydaje mi się. Cały przedni zderzak i maska do wymiany. To nie jest jakaś tam tylko stłuczka! Rozbiłeś samochód, który kupiłem za moje własne pieniądze i nawet nie masz cywilnej odwagi, aby mi o tym powiedzieć?
– Ale to mój samochód. Dałeś mi go.
– Dałem, więc mogę też zabrać. I właśnie to robię! Zawiodłeś mnie. Nie zamierzam przykładać ręki do twojego zatracenia. Okazałeś się osobą niegodną mojego zaufania i wsparcia. Odnoszę wrażenie, że tak jak twoja matka masz mnie za durnia! A ja nie pozwolę, aby w tym domu ktokolwiek okazywał mi brak szacunku. Rozumiesz?
– Jeśli ci nie powiedział, to znaczy, że miał swoje powody. Jak myślisz, jakie? Może po prostu się ciebie bał. – Sabina uznała, że powinna wkroczyć, opuściła więc bezpieczną sypialnię. Wiedziała o wypadku syna i przekonała go, aby chwilowo, ze względu na sytuację, nie wspominał ojcu o tym, co się stało.
– O i jaśnie cudowna matka roku musi dodać swoje trzy grosze. – Adrian obrzucił żonę niechętnym spojrzeniem. – Bał się mnie? Bo taki jestem straszny? Bo psuję atmosferę w domu? No, teraz to już pojechałaś po całości. W przeciwieństwie do ciebie, jestem oazą spokoju i nie mam sobie nic do zarzucenia. To ty rozwaliłaś nasz związek, szlajając się po nocach...
– Nie wciągaj Dawida w nasze sprawy – upomniała go.
– On już jest w nie wciągnięty! Przez taką matkę jak ty ma złe geny! Teraz to widzę! Jest identyczny jak ty! Tylko kłamać potraficie! Tylko to wychodzi wam najlepiej.
– Zastanów się, co mówisz. Według mnie w twoich słowach jest sporo przesady.
– Ja przesadzam? A to nie ty wciskałaś mi kit, że spędziłaś wieczór w towarzystwie Kingi, kiedy tak naprawdę gziłaś się gdzieś z tym... tym fagasem? A teraz proszę, nasz cudowny synek! Miał nocować u kolegi, a on... Gdzie zdarzył się wypadek? Wyobraź sobie, że niedaleko naszej działki. Tak, tak. I co niby tam robił słodki, grzeczny Dawidek? – zaśmiał się gardłowo. – Pewnie tak jak matka gził się z kimś. Piękna rodzina mi się trafiła. Piękna! Nie ma co! Sami degeneraci!
– Tato, nie mów tak o mamie! – Dawid chciał stanąć w obronie Sabiny, ale ta powstrzymała go. Chwyciła syna za ramię i pociągnęła w swoją stronę.
– Daj spokój Dawidku. Z takimi idiotami lepiej nie wdawać się w dyskusję. Jesteśmy dla niego degeneratami? W porządku, nie będziemy uwłaczać mu naszym, tak niegodnym towarzystwem. Spakuj się.
– Mam się spakować? – Dawid ze zdziwieniem popatrzył na matkę.
– Spakować? – Adrian też się nagle zainteresował.
– Spakować – powtórzyła Sabina. – Atmosfera w tym domu staje się nie do wytrzymania. No, idź już – ponagliła syna. – Zabierz swoje najpotrzebniejsze rzeczy.
– Teraz? – Był zbyt oszołomiony i nie za bardzo rozumiał, czy matka mówi poważnie. Może tylko blefowała przed ojcem.
– Tak, teraz. Idź i się spakuj.
Skinął głową na znak zgody i poszedł do swojego pokoju. Adrian nawet na niego nie spojrzał. Cały czas wpatrywał się w Sabinę, zastanawiając się, w co tym razem pogrywa.
– Naprawdę zamierzasz ciągnąć to przedstawienie? – zapytał po chwili. – Przecież wy nie dacie sobie beze mnie rady. Nawet dnia nie wytrzymacie. To ja jestem waszą ostoją. Wszystko, co macie, zawdzięczacie mnie.
– Nawet nerwicę – odparowała Sabina. – Mam dość mieszkania w domu, w którym ty wydajesz polecenia i ustalasz reguły. Nie masz prawa mówić nam, co mamy robić i jak żyć. Za długo pozwalałam, abyś nas terroryzował.
– Terroryzował? – Poczerwieniał z oburzenia.
– Tak! Na każdym kroku wymagałeś bezwzględnego posłuszeństwa. Tylko wtedy, gdy byliśmy tacy, jak sobie wymarzyłeś, zachowywałeś spokój. Każde nasze odstępstwo od normy wywoływało jednak twój gniew. Chodziłam wokół ciebie na palcach niczym saper wokół miny. Ale już dość! Mówiłam ci, że występuję o rozwód? Otóż dowiedz się, że papiery złożyłam właśnie dziś – poinformowała go, próbując zachować spokój. W myślach starała się przekonać samą siebie, że znajduje się właśnie na sali sądowej i nie może dać się sprowokować prokuratorowi.
– Co zrobiłaś? – Miał wrażenie, że się przesłyszał. Przecież ona nie mogła powiedzieć, że złożyła pozew!
– Uprzedzałam, że to zrobię, i dotrzymałam słowa. Teraz jednak widzę, że to za mało. Abyśmy wreszcie mogli odetchnąć pełną piersią, musimy się zupełnie od ciebie uwolnić. Ten dom – zatoczyła ręką półokrąg – to więzienie. Spędziłam w nim dwadzieścia lat. Czas wyjść na wolność.
– I gdzie niby się udacie?
Adrian nadal nie traktował poważnie słów Sabiny. Był pewien, że jeśli nawet złożyła pozew rozwodowy, to uczyniła to tylko po to, aby go postraszyć. Nie wyobrażał sobie, że mogłaby go, ot tak po prostu, zostawić. Przecież to on zapewniał jej życie na najwyższym poziomie i otwierał drzwi do świata, o którym mogłaby tylko pomarzyć. Czyżby zapomniała, że zrobiła karierę tylko dlatego, że podsunął jej kilku dobrych klientów? Gdyby nie on, nie osiągnęłaby niczego.
– O to już nie musisz się martwić. – Obróciła się na pięcie i weszła do swojego pokoju.
– Tak nie będziemy rozmawiać! – Adrian szybko podszedł do drzwi i złapał za klamkę. Zaskoczyło go, gdy przekonał się, że Sabina zdążyła przekręcić zamek. – Sabina, otwieraj! – krzyknął, raz za razem naciskając klamkę. – Otwieraj w tej chwili! Dość tych głupot! Jesteśmy dorosłymi ludźmi!
Sabina, stojąc po drugiej stronie drzwi, wstrzymała na moment oddech. Inaczej chciała rozwiązać tę sytuację, ale nie miała wyboru. Cóż, może to i lepiej, że szybciej załatwi sprawę. Mieszkanie pod jednym dachem z Adrianem stawało się coraz trudniejsze. Dla własnego komfortu psychicznego musiała się od niego odciąć.
* * *
Przez prawie dwa tygodnie Kinga starała się udawać, że pomiędzy nią a Dawidem nic się nie wydarzyło. Odkąd wróciła do Łodzi, nie miała z chłopakiem kontaktu i zamierzała jak najdłużej utrzymać ten stan rzeczy. Czuła, że gdyby go zobaczyła, nie zdołałaby powstrzymywać emocji, które w niej rozbudził.
Poza tym było jej najzwyczajniej w świecie wstyd. No bo jak mogłaby spojrzeć w oczy chłopaka, z którym spędziła namiętną noc, a który był synem jej najlepszej przyjaciółki? Tłumaczyła się przed samą sobą, że winnym całej sytuacji był wypity w nadmiarze alkohol, doskonale jednak zdawała sobie sprawę, że mimo wszystko postąpiła niewłaściwie. Wiedząc, jak reaguje na procentowe trunki, powinna unikać ich, zwłaszcza gdy znalazła się sam na sam z Dawidem.
Chłopak, który do tej pory, mimo ukończenia osiemnastu lat, postrzegany był przez Kingę jako dziecko, nagle stał się dla niej mężczyzną. Co gorsza, bardzo atrakcyjnym. I to jak! Odkąd, obudziwszy się rano w ramionach Dawida, uzmysłowiła sobie ten fakt, nie mogła przestać myśleć o wspólnych chwilach, które teraz z coraz większą wyrazistością wracały do niej we wspomnieniach.
Kinga, przerażona tym, co zaczęła odczuwać, i zawstydzona swoim postępkiem, najchętniej zaszyłaby się w mysiej dziurze, unikając nie tylko spotkań z Dawidem, ale i z jego matką. Niestety, to było niemożliwe. Sabina podjęła decyzję o rozwodzie z Adrianem i dzwoniła teraz regularnie do przyjaciółki, opowiadając jej o swoich przemyśleniach i postanowieniach. Złączona we wspólnym nieszczęściu z Kingą, którą przecież dopiero co opuścił mąż, była pewna, że w osobie przyjaciółki ma oddaną powierniczkę i bratnią duszę, która jak nikt inny zrozumie jej rozterki.
Kinga Wojciechowska starała się zachować zimną krew i udawać, że w ich wzajemnych relacjach nic się nie zmieniło, ale było to o tyle trudne, że podczas rozmów Sabina zazwyczaj wspominała syna i ubolewała nad tym, jak fakt rozwodu rodziców wpłynie na jego życie. W takich momentach Kinga czuła się bardzo niezręcznie, gdyż każde wspomnienie Dawida przywoływało w pamięci obrazy pamiętnej nocy i powodowało szybsze bicie serca. Trudno było jej zachować spokój, aby więc nie wzbudzać podejrzeń u przyjaciółki, za każdym razem próbowała zmienić temat na bardziej bezpieczny.
Każdy dźwięk dzwonka telefonu rozbrzmiewający taktami „November Rain” zespołu Guns n’ Roses wywoływał u Kingi atak paniki. Bała się, że Sabina mogłaby odkryć prawdę o tym, co stało się w leśnym domku. Nie podejrzewała, że Dawid byłby skłonny zdradzić matce ich sekret, bardziej obawiała się tego, że Sabina, kierowana kobiecą i matczyną intuicją zacznie się czegoś domyślać. A już najbardziej przerażała ją myśl, że sama nieopatrznie mogłaby się do tego przyczynić, czy to jakimś niewłaściwym słowem, czy też zachowaniem.
Dlatego też, gdy tego wieczora ponownie rozbrzmiały pierwsze dźwięki popularnego w latach dziewięćdziesiątych przeboju, Kinga aż się wzdrygnęła. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w leżący na blacie telefon, po czym z wahaniem sięgnęła po niego.
– Kingo, czy mogę do ciebie przyjechać? Jesteś w domu? – Głos Sabiny drżał od emocji.
– Jestem – przyznała niepewnie. – Coś się stało?
– Stało się! Bardzo dużo się stało.
Kinga gwałtownie zaczerpnęła powietrza do płuc. Jej wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach. Czyżby Sabina odkryła prawdę?
– O czym ty mówisz? – wydukała z trudem.
– Jak to o czym? O Adrianie!
Kinga z ulgą wypuściła nagromadzone powietrze.
– Co tym razem?
– Odchodzę od niego. Wyprowadzam się z domu!
Gdyby Sabina powiedziała, że zamierza zapisać się na kurs tańca brzucha, Kinga byłaby mniej zdziwiona, niż słysząc deklarację przyjaciółki dotyczącą definitywnego zakończenia związku z mężem. Owszem, doskonale zdawała sobie sprawę z ich obecnych problemów małżeńskich, gdyż Sabina zwierzała się jej ze swoich rozterek, nigdy jednak nie podejrzewała, że przyjaciółka zdecyduje się na tak radykalny krok. Była wręcz święcie przekonana, że Sabinka jak zwykle poużala się nad swoim ciężkim losem, po czym otrząśnie się i dalej będzie robić dobrą minę do złej gry. W końcu już wiele razy Adrian swoimi fanaberiami doprowadzał szacowną małżonkę do wściekłości, nigdy jednak nie kończyło się to zapowiedzią rozwodu. Sabina wydawała się odporna na wszelkie argumenty wysuwane przez Kingę, a mające otworzyć oczy stłamszonej żonie. Dla niej liczyły się przede wszystkim wizerunek rodziny i dotrzymanie małżeńskiej przysięgi. Wyglądało to trochę tak, jakby sama uczestnicząc przy niezliczonej ilości spraw rozwodowych, nie chciała dopuścić, aby jej związek zakończył się w podobny sposób. Za wszelką cenę, wbrew rozumowi, trzymała się pewnej idei i udawała, że wraz z Adrianem tworzy cudowną, zgraną rodzinkę.
– Czy jesteś tego pewna? – zapytała. – Może mówisz tak pod wpływem chwili? Przemyślałaś wszystko?
– To jedyne rozsądne wyjście. Nie chcę już dłużej tak żyć. Chcę sama podejmować decyzje, bawić się do białego rana, szaleć na imprezach i śmiać się głośno w środku nocy. Chcę robić to wszystko, czego zabraniał mi Adrian.
– No i to rozumiem – przyznała Kinga. – Wreszcie stara, dobra Sabinka obudziła się z letargu, w którym trwała przez lata. Jeśli jesteś pewna tego, co chcesz zrobić, możesz na mnie liczyć. Zawsze uważałam, że najlepszym wyjściem dla ciebie będzie uwolnienie się od tego tyrana.
– Wiem. Potrzebowałam jednak impulsu, aby się na to zdobyć.
– Potrzebowałaś randki z Nikodemem.
– Och, nie... To nie tak. – Sabina speszyła się. – To nie była żadna randka. Z Nikodemem nic mnie nie łączy. Byliśmy tylko na jednej kolacji i koncercie. Przecież wiesz, że nawet nie rozmawiałam z nim od tamtej pory.
– No wiem, wiem... Biedny pan doktor dzwoni, a ty odrzucasz połączenia od niego. Nie masz odwagi z nim porozmawiać, bo boisz się tego, co zrozumiałaś.
– Och, ty i te twoje psychologiczne gadki. Mówię ci, że to nie tak. Po prostu wyjście z Nikodemem pokazało mi, że można inaczej żyć. Zatęskniłam za tym, co straciłam. Może skończyłoby się na tęsknocie i znowu uśpiłabym rozbudzone pragnienia, jednak zachowanie Adriana... To ponad moje siły. Już dłużej nie chcę udawać, że wszystko, co mówi i robi, jest super. Nie chcę być przykładną, posłuszną żoną, która łagodzi nieprzyjemne sytuacje i podąża krok w krok za swoim panem i władcą. Adrian nie może odebrać mi tego, kim naprawdę jestem. Rozumiesz mnie, prawda?
– Oczywiście. Uwolnienie się od niego to najlepsza decyzja w twoim życiu.
– Mam taką nadzieję. Tylko... – zawahała się. – Tylko totalnie nie wiem, co mam dalej zrobić, gdzie pójść. Myślałam o hotelu, ale... Kinguś, kochana, czy na jakiś czas... może na kilka dni... Czy mogłabym się zatrzymać u ciebie?
Obecność Sabiny w jej domu nie była teraz tym, o czym Kinga marzyła. Z wiadomych względów w towarzystwie przyjaciółki czuła się niezręcznie, a udawanie, że wszystko jest w porządku, kosztowało ją sporo wysiłku. Na krótką metę, spotykając się z nią sporadycznie, mogła jakoś wytrzymać to napięcie, jednak gdyby miały zamieszkać pod jednym dachem... Trudno jej było to sobie wyobrazić.
– U mnie? – powtórzyła.
Sabina wyczuła jej wahanie.
– Jeśli to dla ciebie problem, to...
Kinga przypomniała sobie noc, gdy zrozpaczona po porzuceniu przez męża znalazła wsparcie u przyjaciółki. Jakże mogłaby teraz zachować się tak perfidnie i odmówić jej pomocy?
– Ależ nie, skarbie! – zapewniła, siląc się na odrobinę entuzjazmu. – Zawsze możesz do mnie przyjść. O każdej porze dnia i nocy. Moje mieszkanie jest duże, więc bez problemu się tu pomieścimy. Pakuj się i przyjeżdżaj.
– Ale jeśli...
– Żadne ale. Czekam na ciebie – przerwała jej.
– Dziękuję, kochana. Ratujesz mi życie.
– Od tego ma się przyjaciół.
– No to do zobaczenia.
– Do zobaczenia.
Kinga rozłączyła rozmowę i rozejrzała się bezradnie po salonie. Jej oaza właśnie przestawała być bezpiecznym miejscem. Co gorsza, jeśli Dawid zechce odwiedzić matkę, to przecież nie będzie mogła mu tego zabronić. Czy zdoła znieść jego obecność i nie zdradzi się żadnym gestem czy słowem? Czy wytrzyma ciągłe napięcie towarzyszące pilnowaniu się, aby nie powiedzieć czegoś, co mogłoby dać Sabinie podstawy do jakichkolwiek podejrzeń?
– Cholera, ale się porobiło. I co teraz?
ROZDZIAŁ II
Adrian długo stał pod drzwiami pokoju żony, ale ta pozostała niewzruszona i mu nie otworzyła. Wreszcie, widząc, iż nic nie wskóra, postanowił odpuścić. Uznał, że pogróżki Sabiny jak zwykle są bez pokrycia, pewnie tylko straszyła go swoim odejściem, bo gdzie jej będzie tak dobrze jak tutaj?
Uspokojony tą myślą, nie mając zamiaru dłużej upokarzać się staniem pod zamkniętymi drzwiami, zszedł na dół, usiadł na kanapie i włączył telewizor. Przez dłuższą chwilę przełączał kanały, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, co na którym jest nadawane. W końcu, zupełnie bezrefleksyjnie, zatrzymał wybieranie na zupełnie przypadkowej pozycji. Odrzucił pilota na bok i utkwił wzrok w ekranie, na którym pojawiła się właśnie czołówka jakiegoś tureckiego serialu.
Adrian rzadko oglądał telewizję, a jeśli już to robił, starannie selekcjonował programy, wybierając to, co uważał za godne obejrzenia. Mając się za człowieka odznaczającego wyższą kulturą, unikał wszystkiego, co wydawało mu się nijakie i mogłoby godzić w jego poczucie dobrego smaku. Teraz jednak nie przejmował się swoim wyrafinowanym gustem. Było mu zupełnie obojętne, co właśnie wyświetla się na ekranie odbiornika. Chociaż wpatrywał się w migający obraz , nie widział nic, gdyż myśli miał całkowicie zaprzątnięte nieciekawą sytuacją małżeńską. Groźba Sabiny, chociaż według niego zupełnie bez pokrycia, zasiała jednak w duszy Adriana niepokój. A co będzie, jeśli Sabina, naprawdę się wyprowadzi?
Widmo skandalu nie pozwalało mu skupić się na niczym innym. Świadomość, że wieść o jego rodzinnych niepowodzeniach mogłaby dojść do firmy, a nie daj Boże i do centrali w Stanach, napawała go przerażeniem. Przecież ktoś, kto nie radzi sobie z najbliższymi, nie może być dobrym szefem dla obcych ludzi.
Pochłonięty niewesołymi myślami, w których widział siebie nie tylko jako samotnego, smutnego rozwodnika, ale przede wszystkim człowieka bezrobotnego lub co gorsza pracującego pod kierownictwem Krążkowskiego, nie usłyszał szczęku otwieranych na górze drzwi, ani odgłosu kroków na schodach.
Sabina stanęła w progu salonu i pokręciła z niedowierzania głową. Widok Adriana wpatrującego się z zapartym tchem w ekran telewizora był czymś tak niezwykłym, że pewnie wybuchnęłaby śmiechem, gdyby tylko potrafiła wykrzesać z siebie odrobinę wesołości. W obecnej sytuacji, gdy jej małżeństwo legło w gruzach, a ona z całą wyrazistością uświadomiła sobie, że przez ostatnie dwadzieścia lat, wbrew samej sobie, starała się utrzymać w przekonaniu, że jest szczęśliwa, nie miała ochoty na śmiech. Trwanie w związku, w którym wygasła miłość, nie jest dobre dla nikogo. Przyzwyczajenie i odpowiedzialność za podjętą kiedyś decyzję nie mogą zastąpić uczucia. Być razem, a jednak osobno... Nie ma gorszej samotności. Lepiej być samotnym w pojedynkę, niż żyć z kimś w kłamstwie. Bo kłamstwem jest stwarzanie pozoru rodziny, gdy pomiędzy partnerami panuje arktyczny chłód i dzielą ich nieprzebrane lodowe pola pretensji.
Dlaczego więc wytrwała tak długo? Dlaczego wcześniej nie zdecydowała się na samodzielność? Dlaczego godziła się, aby Adrian pozbawił ją tożsamości? Dlaczego właściwie zdecydowała się go poślubić?
Sabina znała odpowiedzi na te pytania i to najbardziej ją przerażało. Pragnąc uniknąć losu swojej matki, która jako żona nieodpowiedzialnego faceta musiała dwoić się i troić, aby jakoś wiązać koniec z końcem, utrwaliła w sobie przekonanie, że podstawą szczęścia w rodzinie jest mąż, który potrafi zadbać o dom. Pamiętając ojca, dla którego zawsze najważniejsza była dobra zabawa, starała się wybrać na partnera kogoś, kto byłby jego zupełnym przeciwieństwem. Adrian, stąpający twardo po ziemi, mający sprecyzowane plany i sukcesywnie je realizujący, wydawał się idealnym kandydatem. Przy nim czuła stabilizację i nie musiała martwić się o przyszłość. Mogła spokojnie studiować i robić karierę, wiedząc, że zaradność męża zapewnia jej życie na najwyższym poziomie. Zakochała się w nim szaleńczo, ufając, iż to jej bezpieczna przystań na oceanie życia. Nie wzięła jednak pod uwagę faktu, że ta przystań może okazać się mielizną, na której osiądzie i zatraci samą siebie.
Miłość skończyła się równie szybko, jak szybko się zaczęła, a zamiast niej pojawiła się rutyna. Właściwie Sabina przywykła do niej. W pracy mogła się realizować, zbierać pochwały i zdobywać renomę najlepszego adwokata w mieście, jednocześnie w domu będąc tylko przedmiotem, który Adrian mógł przestawiać według własnego upodobania. Godziła się na takie traktowanie przez męża i na stwarzanie pozorów szczęśliwego związku, w którego istnienie sama bardzo chciała wierzyć. No i wierzyła, aż do tego dnia, gdy...
Sabina nie była pewna, kiedy dokładnie ostatnia kropla goryczy przepełniła czarę i spowodowała, że zaczęła myśleć inaczej. Czy była to noc, gdy w ich domu zjawiła się Kinga? A może był to moment, gdy na szpitalnym korytarzu wpadła na Nikodema? A może udzieliła jej się atmosfera koncertu w Manufakturze, pozwalając odżyć dawno uśpionym emocjom? Nie wiedziała tego, ale wreszcie, po ponad dwudziestu latach godzenia się na postępowanie według reguł ustalonych przez Adriana, zdecydowała się zawalczyć o siebie.
W tej jednak chwili, pomimo świadomie podjętej decyzji i mając całkowitą pewność, że robi to, co powinna zrobić już dawno, czuła smutek i żal. Oto dołączyła właśnie do grona kobiet, które tak często reprezentowała podczas rozpraw rozwodowych. Wtedy, stając przed obliczem sądu, współczuła swoim klientkom, których życie uczuciowe okazało się zbyt skomplikowane i które nie zdołały wytrwać w związku małżeńskim. Nigdy nie podejrzewała, że kiedyś będzie jedną z nich.
– Byłam żoną – wyszeptała słowa, które kiedyś powiedziała jej Kinga. – A kim będę teraz? – Myślała przez chwilę, zastanawiając się nad odpowiedzią. – Będę sobą – dokończyła z przekonaniem.
– Mamo... – Z piętra zszedł Dawid objuczony wypakowanym plecakiem i dzierżący w ręku torbę podróżną. – Jestem gotowy.
Na dźwięk głosu syna Adrian ocknął się z zamyślenia i spojrzał na swoich bliskich. Jego wzrok prześlizgnął się po ich postaciach, po czym spoczął na stojących obok torbach podróżnych. Gwałtownie zamrugał powiekami, jakby nie dowierzał w to, co zobaczył.
– Wybieracie się gdzieś? – zapytał, podnosząc się z kanapy.
– Chyba już to sobie wyjaśniliśmy. To koniec Adrianie. Wyprowadzamy się.
– Ale że teraz? W tej chwili? – Wyglądał na całkowicie zdezorientowanego. – Czemu tak nagle? Przecież możemy porozmawiać, wyjaśnić sobie... Ja wiem, że ostatnio trochę przeholowałem, ale przecież i wy nie byliście bez winy. Gdybyście nie...
– Jasne. – Sabina parsknęła nerwowym śmiechem. – Jak zawsze my jesteśmy winni. Dawidzie – zwróciła się do syna – szkoda marnować czasu. Chodźmy.
Obróciła się w stronę holu.
Adrian momentalnie okrążył ławę i podbiegł do żony. Chwycił ją za rękę.
– Sabina, nie wygłupiaj się. Wystarczy tego przedstawienia. Już pokazałaś, na co cię stać. Nie wiem, co chciałaś tym osiągnąć, ale tym razem jestem skłonny wybaczyć Dawidowi jego niesubordynację i te wybryki...
Wyszarpnęła rękę z uścisku męża.
– Jaki ty jesteś łaskawy! No wręcz cudowny! Wybaczysz Dawidowi? Co ty, do diabła, chcesz mu wybaczać? Przecież on nie zrobił nic złego! Adrianie! On pojechał na weekendowy wyjazd. Tylko tyle! Weekendowy wyjazd – powtórzyła z mocą. – A wypadek... To może zdarzyć się każdemu. Na to nie mamy wpływu. Zdarzenie losowe, ot co. Na szczęście naszemu synowi nic się nie stało i z tego powinniśmy się cieszyć. Tak, mój drogi, powinieneś się cieszyć, że Dawid jest cały i zdrowy. Pal licho samochód. Auto się naprawi, a w najgorszym razie kupi inne. Ale syna masz tylko jednego. Zresztą nie tylko o twoje zachowanie względem Dawida mi chodzi – dodała. – Przede wszystkim mam dość tego, jak mnie traktujesz.
– Niby jak cię traktuję? Jestem idealnym mężem, chociaż tobie daleko do wzorowej żony. Niemniej wybaczam ci potajemne spotkania z Nikodemem, i wszystkie perfidne kłamstwa, którymi mnie karmiłaś. Nawet przymknę oko na...
– Człowieku! Ogarnij się! – krzyknęła. – Teraz to już grubo przesadziłeś. To było tylko jedno spotkanie! Uważasz, że wypad na koncert ze starym szkolnym kolegą to coś strasznego? Uważasz, że idąc na koncert dopuściłam się zdrady?
– Oszukałaś mnie! Powiedziałaś, że spotykasz się z Kingą!
– Wybacz, ale nic takiego nie powiedziałam. To ty przyjąłeś za pewnik, że wychodząc na spotkanie ze znajomymi, idę spotkać się z Kingą.
– Ale nie zaprzeczyłaś.
– Faktycznie. Nie zaprzeczyłam, bo nie chciałam wdawać się w dyskusję z tobą. Dobrze wiedziałam, jak by się to skończyło.
– Według ciebie jestem potworem?
– Według mnie, i nie tylko mnie, jesteś skoncentrowany wyłącznie na sobie i swoich potrzebach. Wszystko musi kręcić się wokół ciebie. Ty ustalasz reguły, do których inni muszą się dostosować. Jesteś panem i władcą. Tak Adrianie, w naszym małżeństwie zawsze byłeś na pozycji tego, który wyznacza kierunek. Ja mogłam tylko podążać za tobą bez prawa do najmniejszego nawet nieposłuszeństwa. Tak samo Dawid. Ty byłeś przywódcą, a my twoją wierną świtą.
– Wszystko robiłem z myślą o was. Chciałem, abyście byli szczęśliwi.
– Szczęście narzucone nie jest szczęściem tylko niewolą. Nasze małżeństwo... ten dom... To wszystko było więzieniem.
Dawid z zakłopotaniem obserwował, jak ojciec nagle skurczył się w sobie, przygarbił.
– Więziłem was? – zapytał zjadliwie Adrian. – No to idźcie i bądźcie wolni. Tak bardzo chcecie posmakować tej wolności? Tylko czym dla was jest wolność? Tym, że robicie głupoty?
– Cokolwiek zrobimy, będzie to nasz wybór. Nie ty go dokonasz. Każdy człowiek ma prawo decydować o sobie. I nawet jeśli pobłądzi, to na tym właśnie polega życie. Błądząc, uczymy się i wzbogacamy o kolejne doświadczenia. Nikt za nikogo nie przeżyje życia. Każdy musi doświadczyć go sam.
– No to spierdalajcie! – Adrian poczerwieniał na twarzy. Podbiegł do drzwi wejściowych i otworzył je na oścież. – Pędźcie do tego waszego cudownego życia, w którym popełnianie błędów jest takie fajne i uczące. Może tam, na tej waszej wolności, zrozumiecie, ile straciliście.
– Chodź. – Sabina skinęła głową Dawidowi. – Nie przedłużajmy, bo ojciec jest gotów zrobić scenę na pół osiedla.
Bez słowa wyminęli Adriana, który – gdy tylko wyszli na zewnątrz – ze złością zatrzasnął za nimi drzwi.
– Wrócicie prędzej, niż wam się wydaje. Gdzie wam będzie tak dobrze jak ze mną?
Tak. Adrian był pewien, że niewierna żona i nieposłuszny syn nie zabawią zbyt długo poza domem. Jeśli tylko chwilę odczeka, to złość im minie i przypełzną z podkulonymi ogonami, błagając, aby ich przyjął z powrotem. Do tego czasu musi tylko zachować pozory, że wszystko jest w porządku, aby nikt w firmie nie dowiedział się o jego problemach.
* * *
Sabina usiadła za kierownicą, puszczając mimo uszu sugestię Dawida, że to on poprowadzi. Ze wszystkich sił starała się zachować spokój, nie chcąc zdradzić się przed synem, jak bardzo jest zdenerwowana. Teraz, gdy podjęła decyzję o odejściu od męża, musiała udowodnić Adrianowi, Dawidowi i oczywiście samej sobie, że jest silną, opanowaną kobietą. Chwilowo jednak wcale nie czuła się ani silna, ani opanowana. Ba, wręcz trzęsła się z nerwów jak galareta. Cóż, nie codziennie opuszcza się rodzinny dom, w dodatku z takim hukiem. Dosłownie z hukiem. Dźwięk zatrzaskiwanych przez Adriana drzwi, cały czas rozbrzmiewał w jej głowie.
Zaabsorbowana problemami, przeoczyła znak informujący, że porusza się po drodze podporządkowanej i nie patrząc w lewo, skręciła w ulicę Maratońską, wymuszając pierwszeństwo na nadjeżdżającym od strony Kusocińskiego autobusie. Kierowca tamtego pojazdu gwałtownie zahamował, w ostatniej chwili unikając zderzenia.
– Cholera – zaklęła, dopiero teraz uświadamiając sobie, co zrobiła. Sygnał klaksonu autobusu otrzeźwił ją.
– Może jednak ja poprowadzę? – Kolejny raz zaproponował Dawid.
– Nie trzeba. – Nadal próbowała zgrywać dzielną kobietę.
– Mamo, przecież widzę, że ledwie się trzymasz.
– Dam radę.
– To nie o to chodzi, czy dasz, czy nie dasz, ale o to, że chcę ci pomóc. Rozumiem, co musisz teraz przeżywać.
– Wszystko jest...
– Wiem, co powiesz. Będziesz przekonywała, że wszystko jest OK – przerwał jej – ale wcale tak nie jest. Masz jednak mnie. Nie jesteś w tym sama. Razem damy radę.
Uśmiechnęła się niepewnie. W głębi duszy musiała przyznać, że Dawid ma rację. Kompletnie dziś nie nadawała się do prowadzenia samochodu. Nie w takim stanie.
– Dobrze – zgodziła się.
Włączyła kierunkowskaz i zjechała na pobocze. Autobus, mijając ich, zwolnił i ponownie rozbrzmiał ostry dźwięk klaksonu. Dawid dostrzegł wykrzywioną wściekłością twarz kierowcy, który pogroził im, wykrzykując coś, czego dzięki zamkniętym drzwiom pojazdu nie mogli usłyszeć. Na pewno nie były to jednak miłe słowa.
Sabina odetchnęła głębiej i wysiadła z samochodu. Zamieniła się miejscami z synem.
– Dziękuję – szepnęła, zapinając pas.
– Drobiazg. Od tego jestem, aby ci pomagać, mamo. – Dawid uruchomił silnik auta. – No to do którego hotelu jedziemy?
– Do hotelu? – zdziwiła się. – A to ja ci nie mówiłam, gdzie się zatrzymamy?
– Na razie nie. – Dawid przepuścił nadjeżdżający samochód i włączył się do ruchu.
– Oj, wybacz. Musiało mi to wylecieć z głowy. Jedź kochanie do Kingi.
Dawid kurczowo zacisnął dłonie na kierownicy i spojrzał na matkę.
– Do Kingi? – powtórzył z niedowierzaniem. – Do TEJ Kingi?
– Do twojej chrzestnej. Nie znam innej Kingi.
– Mamo, czy ona wie, że mamy się u niej zatrzymać?
– Oczywiście. Zadzwoniłam i zapytałam, czy w obecnej sytuacji mogłabym się do niej wprowadzić na trochę.
– Ale powiedziałaś jej, że chcesz wprowadzić się ze mną?
– Nie pamiętam dokładnie, co mówiłam, ale przecież to logiczne, że matka zawsze zabiera ze sobą dziecko. Jesteś moim synem, więc niejako jesteś w pakiecie.
– Zgoda, jeśli chodzi o małe dziecko, ale ja jestem już pełnoletni – zauważył z wyrzutem. – Kinga może poczuć się w moim towarzystwie niezręcznie.
– Och, przesadzasz Dawidku. Kinga wręcz za tobą przepada. Zakochała się w tobie, gdy tylko zobaczyła cię pierwszy raz. Możesz mi wierzyć, że traktuje cię jak własnego syna.
Odchrząknął nerwowo i zacisnął wargi. Pomyślał o nocy spędzonej z Kingą w leśnej daczy. Wspomnienia jej namiętnych pocałunków, zapachu ciała i jęków przepełnionych rozkoszą, spowodowały, że poczerwieniał na twarzy. Chociaż nigdy nie przyznałby się do tego nawet przed samym sobą, tęsknił za nią rozpaczliwie i tylko świadomość tego, że był dla niej jedynie chwilą zapomnienia, powstrzymywała go przez ostatnie dni przed pójściem do Kingi i pochwyceniem jej w ramiona.
Dawid nie należał do mężczyzn, którzy bawią się kobietami. Nie wyobrażał sobie, że mógłby przespać się z dziewczyną, która nie wzbudza w nim głębszych uczuć. Kochał Justynę, tego był pewien, ale to, co poczuł do Kingi, nie było tylko zwykłym pożądaniem. Znał ją właściwie od zawsze i traktował jak członka rodziny, jakimże więc szokiem było dla niego odkrycie, że przyjaciółka i zarazem równolatka jego matki, jest nad wyraz atrakcyjną kobietą. W dodatku kobietą, która poruszyła serce Dawida w bardzo szczególny sposób.
Zdając sobie sprawę z niewłaściwości tego uczucia i wiedząc, że dla Kingi był tylko przygodą, próbował wyrzucić ją ze swoich myśli. Chociaż śniła mu się co noc i uparcie powracała we wspomnieniach podczas dnia, podjął postanowienie, że odetnie się w sposób kategoryczny od kobiety, która przesłoniła mu cały świat. Mimo iż wszystko ciągnęło go ku niej, postanowił nie spotykać się z nią więcej.
Powrót do normalności, w której Kinga znowu miała być tylko ciotką, nie wydawał się prosty, ale dopóki nie miał z nią kontaktu, zdołał jakoś powstrzymywać rozszalałe serce. Wiedział jednak, że każda wzmianka matki o przyjaciółce powodowała jego szybsze bicie i doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że gdyby zobaczył Kingę, misternie budowany fundament spokoju ległby z hukiem w gruzach.
– To nie jest dobry pomysł – wykrztusił z trudem, odganiając od siebie uporczywe myśli związane z Kingą.
– Kinga jest w podobnej sytuacji jak ja. Nikt tak dobrze nie zrozumie zranionej kobiety jak druga zraniona kobieta. Będziemy dla siebie wsparciem i...
– No właśnie. Wy będziecie dla siebie wsparciem. Ja raczej do niczego się wam nie przydam. Będę tylko zawadą.
– Głupoty gadasz! – żachnęła się. – Jaką zawadą? Jesteś moim synem, Dawidzie. Moim synem! Gdzie miałbyś być, jeśli nie ze mną? Zresztą sam pomyśl. Chciałbyś zostać z ojcem?
Perspektywa pozostania w rodzinnym domu wydała się Dawidowi bardziej kusząca niż przebywanie pod jednym dachem z Kingą. W domu przynajmniej byłby bezpieczny. Bezpieczny? Tylko przed czym? Przed własnym sercem?
Nagle wydało mu się, że znalazł idealne wyjście.
– Mogę zatrzymać się u Mikołaja.
– Och, nie gadaj bzdur. Przecież mieszkanie Kingi znajduje się w samym centrum, niedaleko twojej szkoły. W dodatku Kinga to bliska nam osoba, właściwie rodzina. Wolałbyś mieszkać kątem u kolegi? Proszę cię, nie denerwuj mnie więcej. Dość już mam na głowie. Staram się wszystko jakoś ogarnąć, aby każdemu było dobrze.
– I myślisz, że Kinga będzie szczęśliwa, mając nas oboje u siebie? – zadrwił.
– Na pewno. Zresztą sam zobaczysz. Wreszcie odnajdziemy spokój.
„Albo całkiem oszalejemy”, pomyślał, ale nie powiedział tego na głos. Nie miał pojęcia, jak mógłby przekonać matkę do zmiany zdania, a bał się, że bliskość Kingi, zamiast wszystko uprościć, jeszcze bardziej skomplikuje ich życie.
Ciąg dalszy w wersji pełnej