Cyrk Skalskiego - Bohdan Arct - ebook + audiobook + książka

Cyrk Skalskiego audiobook

Arct Bohdan

4,7

Audiobook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Polski Zespół Myśliwski (Polish Fighting Team), nazwany od nazwiska dowódcy ,,Cyrkiem Skalskiego”, był jedną najsłynniejszych, najciekawszych i najbardziej utytułowanych polskich jednostek lotniczych okresu drugiej wojny światowej. Operując w Północnej Afryce w ciągu kilku miesięcy piloci tego zespołu zestrzelili 25 wrogich samolotów na pewno, 3 prawdopodobnie oraz uszkodzili 9 maszyn przeciwnika. Wszystko to przy minimalnych stratach własnych.

Ten kolejny tomik z reaktywowanego legendarnego cyklu wydawniczego wydawnictwa Bellona przybliża czytelnikowi dramatyczne wydarzenia największych zmagań wojennych w historii; przełomowe, nieznane momenty walk; czujnie strzeżone tajemnice pól bitewnych, dyplomatycznych gabinetów, głównych sztabów i central wywiadu.

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 2 godz. 56 min

Oceny
4,7 (23 oceny)
15
8
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
silwana

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo dobry opis odwagi i niezwykłych umiejętności jednych z najlepszych polskich pilotów czasów wojennych. Polecam.
00
AStrach

Dobrze spędzony czas

Pokorny, z werwą. Chwała Bohaterom !
00

Popularność




Polish Fighting Team

Nie, księżka ta nie jest by­naj­mniej zbio­rem opi­sów cyr­ko­wych akro­ba­cji, popi­sów żon­glerki, nie mówi o cudach zręcz­no­ści mistrzów tra­pezu czy też kon­nej wol­ty­żerki. Nie jest też ona oso­bi­stą histo­rią Sta­ni­sława Skal­skiego, zna­nego dziś w całej Pol­sce naszego czo­ło­wego pilota myśliw­skiego ubie­głej wojny, czło­wieka, któ­rego życie było nad wyraz barwne i obfi­to­wało we wspa­niałe wzloty i nader bole­sne upadki… Być może, iż tytuł myli czy­tel­nika, ale tylko do pew­nego stop­nia.

Opi­sać pra­gnę arcy­cie­kawy frag­ment pol­skiej, lot­ni­czej histo­rii wojen­nej, dzieje małej grupki pilo­tów myśliw­skich, któ­rzy w zgoła odmien­nych warun­kach i w innym okre­sie wojny two­rzyli zespół, eska­drę, nie­wiele odbie­ga­jącą jako­ścią wyczy­nów od słyn­nego dywi­zjonu 303. Grupa ta zwana była ofi­cjal­nie „Polish Figh­ting Team” (Pol­ski Zespół Myśliw­ski), nieofi­cjal­nie nadano jej póź­niej miano „Cyrku Skal­skiego”.

Histo­ria świa­to­wego lot­nic­twa woj­sko­wego zna takie przy­padki, gdy w cza­sie dzia­łań wojen­nych świa­do­mie i bar­dzo sta­ran­nie dobie­rano zespoły wybo­ro­wych pilo­tów, prze­waż­nie myśliw­skich, i gru­po­wano ich wokół przo­du­ją­cych „asów”, two­rzono z nich jed­nostki, sta­jące się postra­chem dla prze­ciw­ni­ków, posia­da­jące wybitny cię­żar gatun­kowy, jed­nostki zgrane, zwarte, groźne i gotowe do dzia­ła­nia w naj­trud­niej­szych nawet warun­kach. Tego rodzaju zespoły nazy­wano „cyr­kami”. Naj­słyn­niej­szym z nich był w cza­sie pierw­szej wojny świa­to­wej „Cyrk Rich­tho­fena”, legen­dar­nego pilota nie­miec­kiego, który uzy­skał osiem­dzie­sięt zwy­cięstw, dopóki sam nie zgi­nął w walce powietrz­nej. Podobną grupę two­rzyła fran­cu­ska eska­dra „Gro­uppe des Cigo­gnes”, podobne zespoły mieli słynny Fonck (75 zwy­cięstw), Guy­ne­mer (54 zwy­cięstwa), Anglicy Man­nock (73 zwy­cięstwa) i McCul­len (54 zwy­cięstwa) czy też Kana­dyj­czyk Bishop (72 zwy­cięstwa). Dawne to jed­nak czasy i ina­czej wtedy wyglą­dała wojna powietrzna.

Jed­nakże histo­ria cza­sami się powta­rza. W począt­kach ostat­niej wojny świa­to­wej wiele zna­la­zło się ludzi, teo­re­ty­ków, a nawet i czyn­nych lot­ni­ków, któ­rzy twier­dzili, iż niczego nauczyć się nie można od legen­dar­nych ryce­rzy prze­stwo­rzy z okresu 1914–1918. Spo­tka­nia myśliw­ców? Powietrzne poje­dynki? Walka łatwa? – Nie – mówiono wzru­sza­jąc ramio­nami – to są rekwi­zyty muze­alne, zabytki odle­głej prze­szło­ści, nie­po­wrot­nie zaśnie­działa tak­tyka, któ­rej oczy­wi­ście nikt na szyb­kich i dosko­nale uzbro­jo­nych nowo­cze­snych samo­lo­tach sto­so­wać nie będzie.

Już we wrze­śniu 1939 roku w Pol­sce oka­zało się, że te prze­wi­dy­wa­nia były zgoła fał­szywe! Potwier­dziło się to w roku 1940 we Fran­cji i nieco póź­niej w Anglii w cza­sie bitwy o Wielką Bry­ta­nię. Pod­stawą tak­tyki myśliw­skiej w latach póź­niejszych, aż do zakoń­cze­nia wojny, stały się te same czyn­niki, te same zasady, co w cza­sie wojny 1914–1918: moment zasko­cze­nia prze­ciw­nika, atak z góry, od słońca, z prze­wagą szyb­ko­ści, cel­ność strzału, tech­nika pilo­tażu, zwin­ność i zwrot­ność samo­lotu. Oczy­wi­ście zmie­niły się zasad­ni­czo pręd­ko­ści, pułap i zasięg, udo­sko­na­liło się uzbro­je­nie, zada­nia roz­ro­sły się, w grę weszło radio, radio­lo­ka­cja i cała nowo­cze­sna tech­nika. Zasady pozo­stały nie­mal te same.

Spo­tka­nia myśliw­ców, powietrzne poje­dynki, walka kołowa? Toczyły się dzień po dniu, rok po roku, poprzez całą wojnę 1939–1945. Tak samo zaś jak wów­czas, gdy po nie­bie har­co­wały Fok­kery Rich­tho­fena czy Morane’y Foncka, wyra­stać poczęły myśliw­skie sławy w lot­nic­twie sprzy­mie­rzo­nych: w Anglii, Związku Radziec­kim i Sta­nach Zjed­no­czo­nych. Piloci ci, szybko wybi­ja­jący się na dowód­ców więk­szych jed­no­stek, gdy tylko mogli, dobie­rali sobie odpo­wied­nich pod­wład­nych, odpo­wied­nie zespoły. Mieli swe dobo­rowe jed­nostki bez­nogi angiel­ski Douglas Bader i połu­dniowy Afry­ka­nin „Sailor” Malan, dowo­dzili także dosko­na­łymi zespo­łami Pokrysz­kin i Koże­dub.

Taką dobo­rową jed­nostką myśliw­ską, cho­ciaż nieco innego cha­rak­teru był „Cyrk Skal­skiego”. O ile jed­nak w poprzed­nich przy­pad­kach, a na myśli mam już wyłącz­nie wojnę 1939–1945, skład oso­bowy dywi­zjo­nów selek­cjo­no­wany był stop­niowo, poszcze­gólni dowódcy przy­cią­gali do sie­bie z bie­giem czasu zna­nych sobie lep­szych pilo­tów, sta­rali się (czę­sto bez­sku­tecz­nie) o prze­nie­sie­nie róż­nych „asów” z innych jed­no­stek; w przy­padku „Cyrku Skal­skiego” dobór per­so­nelu lata­ją­cego prze­pro­wa­dzony był ina­czej.

Zacznijmy jed­nak… od początku.

W roku 1942 pol­scy myśliwcy ope­ru­jący z lot­nisk w Wiel­kiej Bry­ta­nii mieli już usta­loną markę, a opi­nia o nich wyż­szych dowód­ców RAF była tak pochlebna, że w jesieni 1942 roku, zapewne po nara­dach i kon­fe­ren­cjach w szta­bie Figh­ter Com­mand1, skie­ro­wana została szy­fro­wana depe­sza z angiel­skiego Air Mini­stry do dowódz­twa RAF na Bli­skim Wscho­dzie:

„Pol­skie Dywi­zjony Myśliw­skie są naj­lep­sze w Lot­nic­twie Myśliw­skim, ale sto­sun­kowo mała aktyw­ność na tutej­szym fron­cie w zimie oddzia­łuje ujem­nie na ich tem­pe­ra­ment, wyma­ga­jący sta­łej walki.

Mogli­by­śmy wybrać i wytre­no­wać zespoły skła­da­jące się z dwu­na­stu do pięt­na­stu praw­dzi­wych asów i wysłać ich do Was kolejno, na jakieś dwa mie­sięce każ­dego, jeżeli zechce­cie ich przy­jąć. Musie­liby latać na Spit­fire’ach. Rozu­miem, jak odczują to dywi­zjony RAF lata­jące na Hur­ri­cane’ach, i z tego powodu można by wybrać Maltę, nie zaś Afrykę.

W każ­dym razie mie­li­by­ście grupę praw­dzi­wie doświad­czo­nych »tygry­sów«. Prze­ślij­cie odwrot­nie Waszą opi­nię w tej spra­wie”.2

Krótki ten doku­ment stał się pra­przy­czyną utwo­rze­nia „Cyrku Skal­skiego”, bowiem po otrzy­ma­niu pozy­tyw­nej odpo­wie­dzi z dowódz­twa Bli­skiego Wschodu, Figh­ter Com­mand (za pośred­nic­twem pol­skich ofi­ce­rów łącz­ni­ko­wych), ogło­szono w naszych jed­nost­kach myśliw­skich utwo­rze­nie 1 ochot­ni­czej grupy myśliw­skiej na wyjazd do Afryki, na Pusty­nię Zachod­nią. Od ewen­tu­al­nych ochot­ni­ków wyma­gano dosyć wyso­kich kwa­li­fi­ka­cji. Potrzeba było pięt­na­stu pilo­tów z dużym doświad­cze­niem bojo­wym, każdy musiał prze­by­wać poprzed­nio w dywi­zjo­nie co naj­mniej przez rok i musiał mieć „na kon­cie” co naj­mniej trzy­dzie­ści lotów bojo­wych. Zapo­wie­dziano jed­no­cze­śnie, że pobyt grupy na Pustyni Zachod­niej potrwa około trzech mie­sięcy, po któ­rych grupa zosta­nie wymie­niona i powróci do Anglii. Żadne inne szcze­góły nie zostały zako­mu­ni­ko­wane, toteż ochot­nicy zgła­szali się nieco „w ciemno”, nie wie­dząc dokład­nie, co ich cze­kało w odle­głej Afryce. Wie­dzieli nato­miast, iż grupa miała być zespo­łem „eks­tra” i że nad pia­skami pustyni wiele było oka­zji do spo­tka­nia nie­przy­ja­ciela i do walki z Mes­ser­sch­mit­tami i Focke Wul­fami.

O duchu naszych myśliw­ców świad­czy fakt, iż w prze­ciągu kilku dni zgło­siło się spo­śród naszych dywi­zjo­nów ponad 60 kan­dy­da­tów, sta­rych, doświad­czo­nych „wyg myśliw­skich”, z któ­rych nie­je­den miał za sobą powietrzne zwy­cię­stwa i znaj­do­wał się na odpo­wie­dzial­nym sta­no­wi­sku dowódcy eska­dry a nawet i dywi­zjonu.

Po sta­ran­nej selek­cji skład zespołu został usta­lony. Ponie­waż zaś ogromna więk­szość jego człon­ków w latach następ­nych zapi­sać się miała chwa­leb­nie w histo­rii naszego lot­nic­twa i doko­nać czy­nów na dużą miarę, a wielu, zbyt wielu z nich oddało póź­niej życie w spra­wie zwy­cię­stwa, podaję cał­ko­witą listę zespołu.

Jako ofi­cer łącz­ni­kowy z dowódz­twem RAF jechał pod­puł­kow­nik Tade­usz Rol­ski, doświad­czony myśli­wiec, dowo­dzący poprzed­nio dywi­zjo­nem i skrzy­dłem myśliw­skim.

Dowódcą zespołu został kapi­tan Sta­ni­sław Skal­ski, już wtedy jeden z naszych naj­wy­bit­niej­szych pilo­tów myśliw­skich. W skład zespołu afry­kań­skiego weszli nastę­pu­jący piloci:

kapi­tan Wacław Król, porucz­nik Karol Pniak, porucz­nik Euge­niusz Hor­ba­czew­ski, porucz­nik Maciej Drecki, porucz­nik Ludwik Mar­tel, porucz­nik Kazi­mierz Sporny, porucz­nik Mie­czy­sław Wyszkow­ski, porucz­nik Boh­dan Arct, podporucz­nik Jan Kowal­ski, star­szy sier­żant Wła­dy­sław Maj­chrzyk, star­szy sier­żant Bro­ni­sław Mali­now­ski, star­szy sier­żant Kazi­mierz Sztramko, star­szy sier­żant Popek, sier­żant Mar­cin Macho­wiak.

W dniu 14 lutego 1943 roku zespół zgru­po­wano na lot­ni­sku West Kirby. Został on odpo­wied­nio wyekwi­po­wany, a w dniu 20 lutego wyru­szył koleją do portu w Glas­gow, skąd 24 lutego roz­po­czął wędrówkę do Afryki na pokła­dzie wiel­kiego trans­por­towca, pły­ną­cego w kon­woju mor­skim eskor­to­wa­nym przez liczne okręty wojenne. O jakim­kol­wiek tre­ningu i powietrz­nym zgra­niu zespołu przed wła­ściwą akcją mowy nie było, widocz­nie dowódz­twu zale­żało na pośpie­chu. Może uwa­żano, iż tego rodzaju zespół tre­ningu nie potrze­buje?

Opis dłu­giej podróży nie należy do zakresu tej pracy, mimo że była ona cie­kawa i obfi­to­wała w wiele pamięt­nych momen­tów. Kon­wój mor­ski dopły­nął do Gibral­taru i roz­dzie­lił się, a jego część wraz z trans­por­tow­cem grupy pol­skiej skie­ro­wała się na wschód, na Morze Śród­ziemne i zawi­nęła do portu w Ora­nie. Stam­tąd droga wio­dła koleją do Algieru, skąd po kil­ku­dnio­wym ocze­ki­wa­niu zabrał Pola­ków samo­lot trans­por­towy. Nastą­pił sze­ścio­go­dzinny prze­lot ponad pusty­nią, lot dosyć nie­przy­jemny, jako że samo­lot szedł na małej wyso­ko­ści, tuż nad roz­pra­żo­nymi pia­skami. W kabi­nie było duszno i gorąco, a w dodatku w każ­dej chwili nale­żało się spo­dzie­wać ataku jakie­goś Mes­ser­sch­mitta czy wło­skiego Mac­chi, bowiem trans­por­to­wiec prze­la­ty­wał nad tery­to­rium znaj­du­ją­cym się w stre­fie dzia­łań nie­przy­ja­ciela.

Pol­ski zespół dostał się wresz­cie na lot­ni­sko Castel Benito w Try­po­li­ta­nii, nie był to jed­nak kres wędrówki. Następny samo­lot prze­wiózł grupę ponad kilku tysią­cami kilo­me­trów Afryki Pół­noc­nej aż do samego Kairu. Po zamel­do­wa­niu się w dowódz­twie RAF, krót­kim odpo­czynku i zwie­dze­niu mia­sta – tą samą drogą powietrzną zespół powró­cił do Castel Benito, a stam­tąd dostał się na wła­ściwe lot­ni­sko ope­ra­cyjne, noszące egzo­tyczną nazwę Bu Grara. Tam roz­po­cząć się miała praca bojowa „Polish Figh­ting Team”.

Afrykański kontredans

Afryka jest dla Pola­ków kon­ty­nen­tem raczej nie­zna­nym i tajem­ni­czym. O dzia­ła­niach wojen­nych w Afryce rów­nież wiemy na ogół nie­wiele. Dla­tego też, by lepiej zro­zu­mieć ówcze­sną sytu­ację, by lepiej odczuć spe­cy­ficzną atmos­ferę ota­cza­jącą pol­ską eska­drę na Pustyni Zachod­niej, by wresz­cie uświa­do­mić sobie, na czym pole­gała i jak się ukła­dała bojowa praca naszych myśliw­ców, należy, choćby w skró­cie, doko­nać prze­glądu afry­kań­skich wyda­rzeń, od początku wojny 1939–1945. Wyda­rze­nia te prze­bie­gały inte­re­su­jąco.

Długą histo­rię posiada obszar zwany Bli­skim Wscho­dem i wiel­kie jest jego zna­cze­nie na świe­cie. Sta­nowi on jak gdyby pomost pomię­dzy Wscho­dem i Zacho­dem, a Kanał Sueski, łączący Morze Śród­ziemne z Morzem Czer­wo­nym, jest naj­krót­szą drogą z Oce­anu Atlan­tyc­kiego na Ocean Spo­kojny, co waż­niej­sze zaś, na Bli­skim Wscho­dzie znaj­dują się ogromne złoża ropy naf­to­wej. Nic dziw­nego, że od dłuż­szego czasu ście­rały się tam inte­resy Wiel­kiej Bry­ta­nii, Fran­cji, Nie­miec i Sta­nów Zjed­no­czo­nych.

Na obsza­rach Bli­skiego Wschodu odby­wały się w latach 1940–1943 zacięte walki pomię­dzy Bry­tyj­czy­kami i Wło­chami, a póź­niej i Niem­cami, a momen­tem szcze­gól­nie cie­ka­wym dla nas, Pola­ków, jest fakt, iż w Syrii, Pale­sty­nie i Iraku for­mo­wały się w tym cza­sie oddziały 2 Kor­pusu Pol­skich Sił Zbroj­nych.

W począt­kach ostat­niej wojny sytu­acja Bry­tyj­czy­ków na Bli­skim Wscho­dzie była nie­zmier­nie ciężka. W dniu 10 czerwca 1940 roku do wojny po stro­nie Nie­miec przy­stą­pili Włosi, a Anglicy, któ­rych siły były wprost śmiesz­nie nie­wy­star­cza­jące, sta­nęli przed per­spek­tywą sto­cze­nia roz­pacz­li­wych walk z przy­gnia­ta­ją­cymi liczeb­nie armiami wło­skimi. Pierw­szym obiek­tem spo­dzie­wa­nej wło­skiej ofen­sywy był Egipt z Kana­łem Sueskim. Do opa­no­wa­nia Egiptu skon­cen­tro­wali Włosi potężną pół­mi­lio­nową armię zebraną w Cyre­najce i dowo­dzoną począt­kowo przez mar­szałka Balbo, a po jego śmierci w wypadku lot­ni­czym przez gene­rała Graz­zia­niego.

Dru­gim teatrem wojen­nym Bli­skiego Wschodu stać się miały Sudan i Ery­trea, na które ude­rzyć miała inna wielka armia wło­ska, przy­go­to­wana w pod­bi­tej Abi­sy­nii. Armia ta liczyła dwie­ście tysiący ludzi, dowo­dzona była przez księ­cia Aosta.

Po dru­giej stro­nie, w kwa­te­rze głów­nej Bry­tyj­czy­ków w Kairze, gło­wił się nad wyj­ściem z roz­pacz­li­wej sytu­acji jed­no­oki gene­rał Wavell, doświad­czony, ale mający pod sobą tak słabe siły, iż żadne plany nie mogły uchro­nić go, w nor­mal­nych warun­kach, od cał­ko­wi­tej klę­ski. Co wię­cej, ścią­gnię­cie nowych sił do dys­po­zy­cji gene­rała nie mogło odbyć się szybko. Pomię­dzy Egip­tem a Wielką Bry­ta­nią, Austra­lią, Nową Zelan­dią czy też Indiami leżały tysiące kilo­me­trów.

Woj­ska Graz­zia­niego liczeb­nie prze­wyż­szały dzie­się­cio­krot­nie woj­ska Wavella, posia­dały znacz­nie sil­niej­sze lot­nic­two, lep­sze uzbro­je­nie i odpo­wied­nie ilo­ści czoł­gów. Jedy­nie bry­tyj­ska mary­narka wojenna, bazu­jąca w Alek­san­drii, dorów­ny­wała ilo­ściowo mary­narce wło­skiej i biła ją na głowę jako­ścią, duchem bojo­wym i tra­dy­cjami mor­skimi.

Prak­tycz­nie bio­rąc Wavell posia­dał na fron­cie libij­skim zale­d­wie dwie dywi­zje (7 Dywi­zja „Desert Rats” „Szczu­rów Pustyn­nych” oraz 4 Dywi­zja hin­du­ska). Inne dywi­zje, a więc 6 austra­lij­ska, nowo­ze­landzka, 9 austra­lij­ska i pol­ska Samo­dzielna Bry­gada Strzel­ców Kar­pac­kich, roz­lo­ko­wane były w rejo­nie delty Nilu i znaj­do­wały się w sta­dium orga­ni­za­cji, szko­le­nia i dozbra­ja­nia.

Gdy we wrze­śniu 1940 roku ruszyły naprzód armie mar­szałka Graz­zia­niego, żadna ludzka siła nie potra­fi­łaby ich powstrzy­mać, a zaję­cie Kanału Sueskiego miało stać się tylko kwe­stią czasu. Los zrzą­dził ina­czej.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Angiel­skie lot­nic­two myśliw­skie. [wróć]

2. Według posia­da­nej przez autora tej książki kopii ory­gi­nal­nego doku­mentu angiel­skiego. [wróć]