Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Choroby nowotworowe są bardzo powszechne jednak mamy ograniczoną wiedzę o ich leczeniu, a nawet profilaktyce. Przyczynę może stanowić przemysł farmaceutyczny, który nie czerpie profitów z naturalnych terapii. Autorka opisuje proste i skuteczne metody zapobiegania i leczenia raka. Dowiesz się, które warzywa i owoce mają ogromny wpływ na Twoje zdrowie. Poznasz siłę działania ziół, przypraw i grzybów na Twój organizm. W książce znajdziesz również diety lecznicze dr. Budwiga i dr. Maxa Gersona, które są wskazane zarówno dla osób, u których pojawił się nowotwór, jak też i dla tych, którzy mają go w formie uśpionej. Poznasz wiele metod detoksykacji organizmu, oczyścisz wątrobę, nerki i układ krwionośny. Znajdziesz dokładny opis terapii antyrakowych sodą, witaminami C i D3. Rady, które pomogą Ci zachować zdrowie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 258
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
REDAKCJA: Irena Kloskowska
SKŁAD: Aleksandra Lipińska
PROJEKT OKŁADKI: Iga Figlewska
Wydanie I
Białystok 2018
ISBN 978-83-65846-32-7
© Copyright for this edition by Wydawnictwo Vital, Białystok 2016
All rights reserved, including the right of reproduction in whole or in part in any form.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej publikacji nie może być powielana
ani rozpowszechniana za pomocą urządzeń elektronicznych, mechanicznych,
kopiujących, nagrywających i innych bez pisemnej zgody posiadaczy praw autorskich.
Niniejsza publikacja ma charakter informacyjny i inspirujący do własnych przemyśleń i poszukiwań. Przytoczone treści zostały rzetelnie zebrane i zweryfikowane przez autorkę. Nie stanowią one jednak żadnego zamiennika dla leczenia medycznego. Przed podjęciem jakichkolwiek działań natury zdrowotnej lub medycznej czytelnik powinien skonsultować się z lekarzem i ściśle z nim współpracować. Autor i wydawca nie ponoszą odpowiedzialności za efekty stosowania przez czytelnika lub osoby z jego otoczenia technik opisanych w książce.
15-762 Białystok
ul. Antoniuk Fabr. 55/24
85 662 92 67 – redakcja
85 654 78 06 – sekretariat
85 653 13 03 – dział handlowy – hurt
85 654 78 35 – www.vitalni24.pl – detal
strona wydawnictwa: www.wydawnictwovital.pl
sklep firmowy: Białystok, ul. Antoniuk Fabr. 55/20
Więcej informacji znajdziesz na portalu www.odzywianie24.pl
SKŁAD WERSJI ELEKTRONICZNEJ: Marcin Kapusta
konwersja.virtualo.pl
Przyjaciele, którzy zainteresowani są moją działalnością literacką, po zbadaniu rynku księgarskiego na temat nowotworów uprzedzali mnie o wielkiej mnogości publikacji w tej tematyce. Postanowiłam jednak podjąć ten temat, z wielu powodów. Wiele informacji, które zawarte są w dostępnych mi książkach, dotyczy metod i produktów niedostępnych na rynku albo takich, których cena przekracza finansowe możliwości przeciętnego, zdrowego, pracującego Polaka. Osoby dotknięte chorobą nowotworową są w dużo gorszej sytuacji finansowej i nie wszystkie mają dostęp do Internetu. W swojej książce starałam się podać proste i skuteczne metody zapobiegania nowotworom i ich leczenia. Wszystkie produkty, o których piszę, są dostępne w Polsce i można je zastosować w warunkach domowych. W książce tej, Drogi Czytelniku, znajdziesz też dużo informacji na temat zapobiegania chorobom nowotworowym. Podaję różne metody oczyszczania, które w zatrutym świecie mają kluczowe znaczenie dla zdrowia. Piszę też o dietach, które są niewskazane zarówno dla osób, u których pojawił się nowotwór, jak też dla tych, którzy mają go w formie uśpionej, bo jak twierdzą naukowcy, komórki nowotworowe mamy wszyscy i to od nas zależy, czy przekształcą się one w czynną, złośliwą formę. Przez długie lata mojej praktyki naturoterapeutycznej spotkałam pacjentów, którzy zgodzili się na leczenie chemio- i radioterapią, i jeżeli w ogóle jeszcze żyją, borykają się z poważnymi problemami zdrowotnymi wynikającymi ze zniszczeń, które pojawiają się po tych strasznych, toksycznych terapiach. Spotkałam też osoby, które mimo szantażu ze strony służb medycznych nie zdecydowały się na chemio- i radioterapię, ale zmieniły dietę, tryb życia, raz do roku czyszczą organizm z nagromadzonych toksyn i mają się dobrze. Odzyskały zdrowie, energię i radość życia i twierdzą, że rak był dla nich błogosławieństwem, bo dopiero teraz doceniają dar życia i potrafią o niego zadbać. W książce, Drogi Czytelniku, znajdziesz metody leczenia i oczyszczenia, na które będzie cię stać i które pomogą ci wyzdrowieć.
Jest to historia, która wydarzyła się w mojej rodzinie kilka lat temu. Małgosia miała 20 lat, kiedy zachorowała. Zaczęło się nagle, od ciągłego zmęczenia i osłabienia. Towarzyszyły temu niekończące się infekcje, które mimo stosowania antybiotyków nie ustępowały. Pojawiła się też gorączka, krwawienia z nosa i dziąseł, do tego dołączyły się bóle stawów. Badania krwi wykazały anemię. Ponieważ objawy były bardzo intensywne, Gosia została skierowana do kliniki hematologicznej w Gdańsku. Wykonano badania specjalistyczne, pozwalające postawić diagnozę – ostra białaczka szpikowa.
Choroba dotyka ludzi w każdym wieku i ma poważne rokowania. Onkolog zlecił bardzo agresywną chemioterapię. Namawiałam rodziców do włączenia naturalnych metod leczenia, jednak nie chcieli robić nic na własną rękę. Zapytali o zdanie lekarzy i zostali wyśmiani za sam pomysł. Przez parę miesięcy Gosia była poddawana „leczeniu”. Nie będę opisywać jej cierpień, jakie towarzyszyły podawaniu tej strasznej trucizny. Finał tego „leczenia” był tragiczny. W wieku 21 lat Gosia zmarła. Powodem śmierci było ogólne zatrucie organizmu trucizną, którą podawano jej w kroplówce.
Takich przykładów znam bardzo wiele i zawsze oburza mnie postawa medycyny akademickiej, która tak naprawdę nie ma pacjentom nic do zaproponowania i brakuje jej pokory, żeby się do tego przyznać. Onkolodzy, zamiast leczyć, trują biednych pacjentów, a jeżeli któremuś uda się przeżyć, uważają to za swój wielki sukces. W zmuszaniu pacjentów nowotworowych do brania chemioterapii i radioterapii używa się różnych sposobów: straszenie i obietnicę wyleczenia, a także manipulacje w obrębie rodziny. Bardzo znany profesor medycyny, który chorował na raka płuc, bronił się rękami i nogami przed chemio- i radioterapią, i to właśnie rodzina wpłynęła na jego decyzję podjęcia tych śmiercionośnych terapii. Czy profesor zmarł na raka, czy z powodu „leczenia” ‒ nie wiadomo. Znam inną oburzającą historię na temat traktowania pacjentów, opowiedzianą przez nieżyjącą już pacjentkę. Miała 25 lat i dwuletnią córeczkę, kiedy zaczęła odczuwać ciągłe zmęczenie, trapiły ją gorączki, infekcje gardła i krwawiące dziąsła. Na badania skierowano ją do bardzo renomowanego torontońskiego szpitala. Po odbiór wyników poszła z dzieckiem na ręku, w towarzystwie brata. Ordynator onkologii tegoż szpitala oświadczył jej, że ma ostrą białaczkę i dostanie agresywną chemioterapię. Kiedy przestraszona odmówiła, onkolog wyjął portfel z pieniędzmi i oświadczył, że może założyć się z pacjentką o całą kwotę, że jeżeli nie podda się ona chemioterapii, nie dożyje świąt Bożego Narodzenia. Zdarzenie to miało miejsce w połowie listopada. Pani ta poddała się ze strachu i przez następne 10 lat żyła z uszkodzonym sercem i nerkami. Moja sąsiadka, która cztery lata temu miała histerektomię z powodu raka jajników, a po niej chemioterapię, ciągle skarży się na zaniki pamięci, słabość i nerwowość. Przy każdej kontrolnej wizycie onkolog dziwi się, że jeszcze nie ma wznowy, co moim zdaniem jest bezlitosnym programowaniem podświadomości na ewentualną chorobę. Moja sąsiadka żyje, bo zmieniła nawyki żywieniowe i wspomagana jest medycyną energetyczną.
Historia chemioterapii sięga I wojny światowej, kiedy to na polu walki testowano na żołnierzach toksyczność gazu musztardowego (iperytu siarkowego), który, jak zauważono, niszczył szybko namnażające się białe krwinki.
W dalszych badaniach prowadzonych nad toksycznością gazu musztardowego w USA na Uniwersytecie Medycznym Yale w czasie II wojny światowej naukowcy doszli do wniosku, że czynniki, które działają niszcząco na szybko namnażające się leukocyty, mogą w taki sam sposób działać na komórki nowotworowe. Pierwszy raz podano chemioterapię dożylnie pod koniec 1942 roku kilku pacjentom z zaawansowaną formą chłoniaka – nowotworu układu limfatycznego i węzłów chłonnych. Ich chwilowa poprawa zdrowia wywołała wybuch euforii w prasie. Nikt nie interesował się już więcej dalszymi losami pacjentów, którzy wkrótce po podaniu trucizny zmarli. Prasa przemilczała ten fakt.
Prawdziwy rozkwit stosowania chemioterapii nastąpił w latach 50., a pierwszym cytostatykiem (cytostatyki to substancje podawane w czasie chemioterapii) stosowanym w „leczeniu” nowotworów był toksyczny środek pochodny iperytu azotowego występujący pod nazwą Mustine (chlormetyna) o kryptonimie HN2.
Skutki uboczne stosowania tego środka są bardzo przykre, należą do nich między innymi różnego rodzaju reakcje alergiczne, ze wstrząsem anafilaktycznym włącznie. Mdłości i wymioty, zatory, żółtaczka, łysienie, zawroty głowy, szumy w uszach, zaburzenia słuchu, objawy neurologiczne. Wszystkie te objawy miała moja kuzynka po chemioterapii stosowanej na nowotwór piersi, który był małym guzkiem usuniętym drogą operacyjną wraz z piersią i węzłami chłonnymi.
Współcześnie chemioterapię stosuje się powszechnie, nie dając pacjentowi żadnej alternatywy. Firmy farmaceutyczne, w większości grupa Roche, testowały pochodną iperytu na niewinnych i nieświadomych niczego Portorykańczykach w 1930 roku. Rozkwit produkcji i stosowania tych przerażających toksyn trwa nieprzerwanie do tej pory. Obecnie firmy farmaceutyczne produkują 50 różnych toksycznych substancji, których skutki uboczne są straszne. Miałam kiedyś 8-letniego pacjenta z limfomą Burkita – (chłoniakiem Burkita), który prosił ojca, żeby go zabił. Jego cierpienia związane z podawaniem chemioterapii były nie do zniesienia. Pracowałam z nim, stosując medycynę energetyczną tak wyszydzaną przez ortodoksyjnych lekarzy. Już po trzecim spotkaniu skutki uboczne trującej substancji zmniejszyły się, a po kilku następnych całkowicie wygasły. Julian wyszedł z raka, ale nie za sprawą chemioterapii, która o mało go nie zabiła.
Czasami nie mogę wyjść z podziwu, jak ludzie przeżywający tak straszne katusze i zniszczenia wychodzą z tego. Dzieje się to na pewno nie za sprawą tej toksycznej metody, tylko nieodkrytych sił naprawczych naszego organizmu, które włączają mechanizmy przetrwania. Pacjenci po tej toksycznej „terapii” mają uszkodzony układ immunologiczny, śluzówkę jelit i zniszczoną florę bakteryjną, szpik kostny produkujący krwinki czerwone, których liczba gwałtownie spada. Spada też ilość leukocytów, które bronią nas przed infekcjami. W konsekwencji pojawiają się anemia, małopłytkowość, różnego rodzaju infekcje, z sepsą włącznie. Zaczynają atakować wirusy z grupy „herpes”, pojawiają się opryszczka, półpasiec i inne choroby skórne.
Powikłaniem po chemioterapii są też zapalenie żył, tworzenie się skrzepów i zatory.
W książce „Pokonać raka” autorstwa dwojga profesorów onkologii Mustafy Djamgoza i Jane Plant znalazłam cały rozdział dotyczący chemioterapii, radioterapii i innych metod walki z rakiem. W tej bardzo przydatnej książce znaleźć można informacje na temat homeostazy i diety. Nie znalazłam informacji, że rak jest zaburzeniem równowagi w organizmie, więc niszczenie poszczególnych ognisk nowotworowych niewiele da. Trzeba leczyć cały organizm na trzech poziomach. Uszkodzenie całego organizmu trującymi substancjami lub naświetlaniem, zniszczenie naturalnej odporności pogorszy tylko sytuację organizmu, którego dysfunkcja spowodowała wzrost komórek nowotworowych. W wielu publikacjach sposobem zapobiegania nowotworom jest wczesne ich wykrywanie – uważam, że jest to pomylenie pojęć. Zapobieganiem, w moim pojęciu, są działania, które prowadzą do utrzymania w zdrowiu i równowadze całego organizmu i nie dopuszczają do rozrostu komórek nowotworowych.
Rozmawiałam z młodym lekarzem na temat jego matki, której po stwierdzeniu przerzutów raka do płuc zlecono chemioterapię. Zapytałam, czy zdaje sobie sprawę ze zniszczeń w obrębie całego organizmu, które niesie ze sobą ta agresywna i bezsensowna terapia. Odpowiedział, że jest świadom wszystkich skutków ubocznych chemioterapii, ale czasem ogranicza ona wzrost guzów nowotworowych. Prawdą jest, że szybko rosnąca tkanka nowotworowa ulega uszkodzeniu, ale środki chemiczne podawane w czasie terapii uszkadzają wszystkie szybko rosnące komórki, a także układ nerwowy, nie mówiąc już o układach pokarmowym i immunologicznym. Należy też wspomnieć o ogromnych zyskach, które czerpią ze sprzedaży tych trucizn firmy farmaceutyczne, na przykład kilkudniowa chemioterapia podawana na białaczkę kosztuje ubezpieczenie kanadyjskie 22 tysiące dolarów. Dlatego wywiera się nacisk na pacjentów i wymyśla się różne procedury zmuszające do korzystania z chemioterapii. Medycyna konwencjonalna dysponuje całym arsenałem różnych środków, a ich liczba ciągle rośnie. Zamiast oczyścić organizm z toksyn pochodzących z zatrucia środowiska, wyeliminować produkty, które powodują nietolerancje pokarmowe i są przyczyną stanów zapalnych, wspomóc organizm witaminami i suplementami, uszkadza się go za pomocą radioterapii i chemioterapii albo okalecza zabiegami chirurgicznymi. Lista skutków ubocznych wynikających z konwencjonalnych działań jest bardzo długa. Cierpienia pacjentów, którym nie daje się alternatywy, przypominają mi metody leczenia stosowane przez medycynę na przestrzeni wieków, a opisane w książce „Jak dawniej leczono” autorstwa Nathana Belofskiego. Autor, korzystając ze starych ksiąg medycznych, opisał przerażające metody, którymi zadawało się cierpienie pacjentom, żeby ich „wyleczyć”. Większość z nich nie przeżywała tych terapii. Badania nad komórkami rakowymi, które w razie zagrożenia uruchamiają mechanizmy pozwalające im przetrwać i nie dać się zniszczyć za pomocą chemicznych środków, prowadzono w wielu ośrodkach badawczych. Jednym z mechanizmów jest uodpornienie na substancję, która ma zgotować im zagładę. Dlatego sprytna medycyna podaje śmiercionośny koktajl, który i tak nie działa jak by się można tego spodziewać. Dziwne się więc wydaje, że komórki nowotworowe in vitro, czyli znajdujące się poza ustrojem, bardzo łatwo ulegają zniszczeniu pod wpływem działania któregoś z 50 cytostatyków, natomiast in vivo, czyli wewnątrz organizmu, przeżywają i rosną w siłę. Badając to zjawisko, amerykańscy uczeni odkryli, że zdrowe komórki uszkodzone przez chemioterapię zaczynają produkować więcej białka o nazwie WNT 16B. Odkrycie to zrelacjonował Peter Nelson z Centrum Badań nad Rakiem im. Freda Hutchinsona w Seattle. Białko to pobudza wzrost komórek nowotworowych, pomaga im przetrwać i powoduje ich inwazyjność.
Wyniki tych badań zostały potwierdzone przez kilka uniwersytetów oraz laboratorium przy Uniwersytecie Kalifornijskim (Lawrence Berkeley National Laboratories). Doniesienie na ten temat zostało opublikowane w 2012 roku w sierpniowym numerze czasopisma Nature Medicine.
Od czasu odkrycia minęło cztery lata i nic się nie wydarzyło. W dalszym ciągu firmy farmaceutyczne zarabiają kolosalne pieniądze, produkując truciznę. Tymczasem nasz rodak, naukowiec z Wielkopolskiego Centrum Onkologii w Poznaniu, sugeruje stworzenie leku blokującego wytwarzanie białka „karmiącego raka”, zamiast szukać łagodnych form pomocy dotkniętemu rakiem organizmowi. Potężny wpływ firm farmaceutycznych, które finansują badania naukowe, jest przerażający.
W 2004 roku w Departamencie Radioterapii Onkologicznej w Północnym Centrum Raka w Sydney, w Australii, podano do wiadomości wyniki badań przeprowadzonych w latach 1990-2004, których celem było sprawdzenie, w jakim stopniu zastosowanie chemioterapii zwiększyło szanse na wydłużenie życia o 5 lat u dorosłych pacjentów. Chodziło o efekty leczenia 22 rodzajów raka. Rezultaty były szokujące: okazało się, że cytostatyki lecznicze i wspomagające zwiększyły okres przeżywalności o 5 lat tylko u 2,3% pacjentów z Australii i u 2,1% ze Stanów Zjednoczonych.
We wspomnianych statystykach nie wspomina się o dramatycznym obniżeniu jakości życia po konwencjonalnych metodach leczenia ani o powikłaniach, które wynikają z zatrucia organizmu. Do badań statystycznych mam bardzo nieufny stosunek, nigdy nie lubiłam tego przedmiotu na studiach, jest to dziedzina łatwa do manipulowania – przekonałam się o tym osobiście. Kiedy po przeprowadzeniu się do Toronto otworzyłam gabinet, mój mąż namawiał mnie do prowadzenia statystycznej oceny leczenia moich pacjentów. Broniłam się przed tym, tłumacząc indywidualnością każdej osoby, co moim zdaniem było przeszkodą w uśrednieniu wyników. Mój mąż jednak zwrócił się z tą sprawą do byłego dyrektora Instytutu Statystyki w Warszawie, który w tamtym czasie był naszym sąsiadem. Starszy pan z powagą zapytał mojego męża, jakie sobie życzy wyniki. Od tego czasu nigdy więcej nie usłyszałam propozycji o zrobieniu statystyk. Badania naukowe w poszukiwaniu leku na raka ciągle trwają, szkoda, że nie bierze się pod uwagę naturalnego mechanizmu samoleczenia.
Moim zdaniem chemioterapia jest tak jak jej prekursor, gaz musztardowy, bronią chemiczną, która prowadzi do wyniszczania słabych, dotkniętych chorobą organizmów.
Wielu lekarzy jest przeciwnych metodom stosowanym w medycynie ortodoksyjnej, twierdząc, że powinny być one prawnie zabronione. Do nich należy dr Leonard Coldwell, który w Południowej Karolinie prowadzi klinikę leczenia nowotworów. Stosuje on metody alternatywne i osiąga 98% wyleczeń z nowotworów. W swoich książkach i prezentacjach jawnie krytykuje współczesne metody leczenia raka. W Ameryce Północnej lekarze funkcjonalni leczą pacjentów z nowotworów przywracaniem równowagi w organizmie.
Kiedy pacjent usłyszy diagnozę, że ma chorobę nowotworową, wpada w przerażenie, bo jest ona traktowana jak wyrok śmierci, tymczasem jest to jedna z wielu chorób przewlekłych. Natomiast choroby z autoagresji, które stały się epidemią, są powszechnie ignorowane, chociaż mogą one, tak samo jak nowotwór, doprowadzić do całkowitego zniszczenia organizmu i w efekcie do śmierci.
Profesor patologii z Uniwersytetu w San Fancisco Thea D. Tlsty twierdzi, że niemal każdy dorosły człowiek ma w swoim organizmie komórki nowotworowe i przednowotworowe. Wykazują to sekcje zwłok osób, które zmarły z innych powodów niż nowotwór. Powrót do całkowitej równowagi jest możliwy nawet w wypadku bardzo agresywnych komórek nowotworowych. Zjawisko zanikania guzów znane jest patologom, którzy odnajdują blizny po guzach podczas sekcji zwłok – tak twierdzi onkolog z Uniwersytetu Johnasa Hopkinsa dr Jonathan Epstein. Badania, które nie są powszechnie publikowane, wykazują, że około 60% komórek przedrakowych szyjki macicy, które odnajdywane są w wymazach, w ciągu roku wraca do normy, a 90% ‒ w ciągu trzech lat. Niestety, lekarze straszą kobiety i proponują amputację szyjki macicy w razie znalezienia komórek przedrakowych. Ofiarą takiej medycznej propagandy padła niejedna moja pacjentka. Onkolodzy, przynajmniej w Kanadzie, bardzo chętnie okaleczają młode kobiety, a powodem mogą być mięśniaki czy komórki patologicznie zmienione. Jedna z moich pacjentek, u której stwierdzono leukoplakię (rogowacenie przerostowe), uważaną za stan przedrakowy, zdecydowała się na leczenie naturalnymi metodami. Przez dłuższy czas była nękana telefonami przez sekretarkę lekarza, który koniecznie chciał jej zrobić operację. Skończyło się, kiedy zagroziła, że zadzwoni na policję i zgłosi prześladowanie, które jest karalne. Pamiętam młodą kobietę, której ginekolog zaproponował historektomię (całkowite usunięcie narządów rozrodczych) z powodu krwawienia, które, jak się później okazało, było spowodowane zaburzeniami hormonalnymi. Kobietom w ciąży proponuje się usunięcie ciąży i amputację szyjki, jeżeli wymaz wykaże coś, co według ginekologa powinno być usunięte. Taką pacjentkę też miałam. Nie zdecydowała się ona na propozycję lekarza i nie przestraszyła się wizji raka. W chwili, kiedy piszę tę książkę, ciąża rozwija się normalnie, a ginekolog bezpiecznie wycofał się ze swojej kategorycznej propozycji, twierdząc, że nieprawidłowe komórki bardzo wolno się rozmnażają.
Muszę stwierdzić z wielką przykrością, że większość przedstawicieli medycyny, która nazywa siebie akademicką, traktuje ludzkie ciało bardzo przedmiotowo i przyrównuje je do maszyny, co jest nieetyczne i bardzo szkodliwe dla wszystkich pacjentów. Zwłaszcza dla tych, którzy mają raka i ich układ immunologiczny jest w bardzo kiepskim stanie ‒ dla nich chemioterapia czy naświetlanie mogą okazać się śmiertelne.
Pierwsze wzmianki o raku pochodzą z zapisków Hipokratesa, greckiego lekarza uważanego za ojca medycyny, żyjącego na wyspie Knosos 2500 tysiąca lat temu. Według Hipokratesa karkinos – krab był obcym organizmem żyjącym na ciele człowieka. Dzisiaj wiadomo, że komórki nowotworowe to komórki naszego organizmu, które wyłamały się spod jego kontroli i zaczęły szybko rosnąć. Wprawdzie w czasach starożytnych trafiały się przypadki nowotworów, ale w obecnej sytuacji liczba przypadków, które medycyna notuje codziennie, osiągnęła rozmiar epidemii.
Nasz organizm zbudowany jest z 10 bilonów komórek tworzących tkanki, a te z kolei tworzą narządy. Większość z tej zróżnicowanej komórkowej społeczności zużywa się i jest regularnie wymieniana. Bardzo sprawnie działają mechanizmy samonaprawcze w wypadku uszkodzenia. Posługując się językiem komputerowym, każda komórka ma program, kiedy ma się rozmnożyć i kiedy, już mocno uszkodzona i niewydolna, unicestwić.
Kiedy z powodu zachwiania równowagi w organizmie komórki wymykają się spod kontroli i zaczynają rosnąć, tworząc guzy, mówimy o bujaniu nowotworowym. Komórki nowotworowe ma każdy z nas, skupiają się one w małe uśpione guzy i często nie ulegają rozrostowi. Takich uśpionych guzów mamy dużo i nie należy ich ruszać, żeby nie spowodować ich inwazyjności. Słyszałam od kilku lekarzy starszego pokolenia, że guza nie należy wycinać, dopóki nie zacznie rosnąć. Byłoby wskazane zmienić dietę, oczyścić organizm z toksyn, bo to właśnie guzy nowotworowe mają ich duże ilości w porównaniu do tkanek zdrowych.
Czym więc różnią się komórki nowotworowe od zdrowych komórek?
Włączenie i wyłączenie podziału zdrowych komórek przebiega na skutek sygnału płynącego z biochemicznych systemów kontroli.
Komórki nowotworowe dzielą się w sposób niekontrolowany.
Komórki uszkodzone podlegają mechanizmom, które zatrzymując ich podział, zaczynają proces naprawy. Jeżeli on się nie powiedzie, w komórce uruchamia się program apoptozy, czyli samounicestwienia.
Komórki nowotworowe tracą mechanizm apoptozy.
Zdrowa komórka ma ograniczoną liczbę podziałów, 50-70, po której ginie, komórki nowotworowe dzielą się bez końca.
Energia zdrowych komórek wytwarzana jest w mitochondriach z glukozy przy użyciu tlenu. Energia komórki nowotworowej wytwarzana jest z glukozy bez użycia tlenu, potrzebują jej one 20 razy więcej niż zdrowe komórki. Nowotworowe komórki macierzyste nowotworu krążą we krwi i są w stanie wytworzyć guzy nowotworowe w wielu miejscach. Zdrowe komórki z nielicznymi wyjątkami pozostają na miejscu. Komórki nowotworowe mają zdolność tworzenia nowych naczyń krwionośnych – proces ten nosi nazwę angiogenezy.
Etapy rozwoju raka
P. G. Seeger, niemiecki uczony, w 1938 roku udowodnił, że rak zaczyna się od zaburzeń w cytoplazmie komórki, a nie w jej jądrze. Tam bowiem znajdują się mitochondria – centra wytwarzania energii z glukozy przy udziale tlenu. Jeżeli komórka jest niedotleniona, zmienia sposób wytwarzania energii na beztlenowy, w wyniku którego glukoza przekształcana jest w kwas mlekowy.
Pierwszym etapem rozwoju raka jest inicjacja. Ma ona miejsce, kiedy następuje uszkodzenie DNA kontrolującego podziały komórek przez toksyny.
Drugim etapem jest promocja. Mówimy o niej, kiedy uszkodzone komórki dzielą się w sposób niekontrolowany, tworząc guz pierwotny.
Trzecim etapem jest progresja, kiedy guz nowotworowy rozrasta się miejscowo i z czasem daje przerzuty w całym organizmie.
A co w sprawie nowotworów mają do powiedzenia nasze geny?
Przedstawiam teorię powstawania chorób nowotworowych, która obecnie obowiązuje w kręgach naukowych, dlatego konieczne jest przypomnienie kilku informacji dotyczących naszej genetyki.
Wszystkie komórki, z których zbudowane są organizmy żywe na Ziemi, mają DNA, które znajduje się w jądrze komórkowym ‒ jest to podstawowy budulec genów i kod genetyczny. Dzięki niemu powstają białka niezbędne do życia. Geny umieszczone są w chromosomach znajdujących się w jądrze komórkowym. My, ludzie, mamy 46 chromosomów otrzymanych w równych częściach od rodziców. W genach zawarta jest informacja zarówno o naszym wyglądzie, jak też o skłonnościach do różnego typu dolegliwości. Pomimo naszych skłonności genetycznych nie jest pewne, że zachorujemy na chorobę, którą dziedziczymy.
Wszystko zależy od tego, w jakim stopniu geny się ujawniają, czyli jak następuje ich ekspresja. Zależy ona od czynników zewnętrznych – sygnału, który powoduje, że dany gen zaczyna być aktywny. Żeby uświadomić, jak to działa, posłużę się przykładem. Gąsienica i motyl mają identyczny zestaw genów, ale mechanizmy wpływające na ich ekspresję są odmienne, dlatego też te dwie formy bardzo różnią się od siebie. Kiedy powstała genetyka, twierdzono, że nasz zestaw genów, który dziedziczymy po rodzicach, jest niezmienny. Nowa nauka, epigenetyka, bada i udowadnia, że jesteśmy w stanie (z pewnymi wyjątkami) wpłynąć na aktywność genów i ją zmienić. Nauka udowodniła, że jeżeli nastąpią zakłócenia w genach kontrolujących podział komórek, tzw. genach cyklu komórkowego (protoonkogenach), przekształcają się one w onkogeny przyspieszające podział komórek. Natomiast geny supresyjne, czyli hamujące procesy wzrostu, które uległy uszkodzeniu i mutacji, przestają kontrolować procesy podziału. Są też geny odpowiadające za procesy apoptozy, czyli samounicestwienia komórki w przypadku, kiedy jest ona uszkodzona i nie daje się jej naprawić. Jak widzimy, wszystkie procesy tworzenia się nowotworów zaczynają się od dysfunkcji komórki, w omówionym wypadku ‒ jądra komórkowego. Jak wykazały badania, geny, które uległy dysfunkcji, można wyleczyć dzięki zmianie diety i warunków życia. Wyniki tych badań opublikowano w 2005 roku, a dotyczyły one dużej grupy mężczyzn z wczesnym stadium raka prostaty.
Rozwój nowotworów na poziomie genetycznym przebiega w sposób lawinowy. Kiedy gen supresorowy, który utrzymuje komórki w wyspecjalizowanej dojrzałej formie, zostanie wyłączony, włączają się geny, które dążą do powrotu komórek do embrionalnej postaci. Uruchamiają się kolejne geny i wyłączają fizjologiczne funkcje komórki. Zmutowana, niedotleniona komórka zaczyna wytwarzać kwas mlekowy, który, usunięty z komórki na zewnątrz, tworzy wokół niej kwaśną otoczkę sprzyjającą tworzeniu się guzów.
Badania prowadzone w Anglii wykazały, że agresywne komórki nowotworowe, które mają zaburzoną fizjologię, są niesłychanie pobudliwe elektrycznie. Sytuacja ta związana jest z działaniem czynników zewnętrznych na komórki rakowe, więc jeżeli warunki zostaną zmienione, proces może być zatrzymany.
Badania te wskazują na kluczowe znaczenie diety w leczeniu nowotworów i zapobieganiu im. Powszechnie stosowana w wielu krajach dieta, w której używa się dużo soli i cukru, jest szkodliwa i sprzyja rozwojowi i wzrostowi nowotworów. Wskazana jest dieta pozbawiona hormonów i czynników wzrostu, które znajdują się między innymi w mleku i przetworach mlecznych. W znacznym stopniu zabezpiecza ona przed nowotworami piersi i narządów rodnych. Dieta alkaliczna, złożona z warzyw i owoców, nie tylko neutralizuje kwaśną otoczkę komórek nowotworowych, ale także przywraca komórkom możliwość normalnego rozwoju. Substancje bioaktywne znajdujące się w owocach i warzywach blokują rozwój komórek nowotworowych i przywracają zdolność apoptozy w razie uszkodzenia, którego nie da się naprawić.
Takie spojrzenie na powstawanie raka ma współczesna nauka i chociaż skłania się ona w stronę leczenia za pomocą diety, to przyczyny powstawania nowotworów upatruje w zmutowanej komórce. Dr Barnett Kramer, jeden z dyrektorów odpowiedzialnych za profilaktykę chorób nowotworowych przy Narodowym Instytucie Zdrowia mieszczącym się w USA w stanie Maryland, uważa, że sama mutacja nie powoduje wzrostu nowotworu. Jego zdaniem, potrzebna jest współpraca okolicznych komórek i całego organizmu, którego układ immunologiczny może zlikwidować wzrost guza. Inni badacze twierdzą, że guz nowotworowy jest jedną z form uzdrowienia organizmu, gdzie działają mechanizmy zabezpieczające nasz organizm. Dr Leonard Coldwell twierdzi, że rak nie jest chorobą – jest przedłużoną reakcją pomocy od układu immunologicznego istniejącemu stanowi przeciążenia pozbawionych tlenu komórek.
Obciążenie genetyczne
Podczas pobytu w Polsce obejrzałam odcinek serialu „Na dobre i na złe”. Przeraziłam się, kiedy jeden z wątków pokazywał historię młodej dziewczyny, której usunięto zdrową tarczycę tylko dlatego, że badania genetyczne wykazały wysoki procent ryzyka wystąpienia raka tego narządu. W Polsce nie stosuje się jeszcze profilaktycznych amputacji, ale w USA nawet znane osoby decydują się na tę operację. Odkryto gen, BRC1, który odpowiedzialny jest za naprawę DNA, a bez tej ważnej funkcji w komórce mutacje, które powstają pod wpływem różnych czynników, nie mają szans być naprawione. Osoby z mutacją tego genu mają podwyższone ryzyko wystąpienia raka piersi, jajników i prostaty. Na przestrzeni 70 lat liczba kobiet, które zachorują na raka piersi z powodu tej mutacji, wzrosła o 62%. Ten przerażający wzrost spowodowany jest zmianami środowiska, stylu życia i innymi czynnikami, które wpływają na zachowanie genu. Mutację genów BRCA1 i BRCA2, jak twierdzi prof. Lubiński, specjalista w dziedzinie patomorfologii oraz genetyki klinicznej, ma 100 tysięcy kobiet w Polsce. Czy to znaczy, że wszystkie one zachorują na raka? Okazuje się, że nie ‒ 25% nosicielek tej mutacji mimo wysokiego ryzyka nie choruje na raka, więc właśnie te przypadki powinny być bardzo dokładnie przebadane. Medycyna komplementarna, zamiast straszyć, radzi w takich wypadkach regularne oczyszczanie organizmu, zmianę diety i sposobu życia, suplementację i regularne ćwiczenia, co poprawia funkcje układu immunologicznego i prowadzi do utrzymaniu genu w stanie nieaktywnym.
Informacje zapisane w naszych genach sieją strach i przerażenie, a przecież geny odpowiadają za skłonności do różnych chorób i same, bez udziału sygnałów ze środowiska, nie są zdolne zrobić nam krzywdy. Mówi o tym epigenetyka, dziedzina, która bada wpływ czynników środowiska na nasze dziedzictwo genetyczne. Duża dostępność badań powoduje, że coraz więcej osób żyje w ciągłym strachu przed chorobą nowotworową, która zapisana jest w ich genach. Niestety, nikt nie nagłaśnia wyników badań na temat profilaktyki, straciłby na tym finansowo potężny przemysł zajmujący się nowotworami, z firmami farmaceutycznymi na czele.
Nauka, dopatrując się winy w zaburzeniach genetycznych, zamazuje obraz prawdziwych przyczyn powstawania chorób nowotworowych, a nowe badania zaprzeczają przekonaniu, że przyczyna raka leży tylko w mutacji genetycznej i potrzebna jest współpraca całego organizmu, żeby rozwinęła się choroba.
Inne teorie powstawania nowotworów
„Rak nie jest chorobą, tylko przedłużoną odpowiedzią immunologiczną, poprawiającą istniejący stan przeciążenia, który powoduje niedotlenienie grupy komórek”.
Są to słowa dr. Leonarda Coldwella, lekarza, który w Ameryce prowadzi Instytut Leczenia Nowotworów. Dr Coldwell osiąga 92,3% całkowitego wyleczenia, a nie tak jak podają statystyki medyczne, przeżywalności swoich pacjentów. Wielu lekarzy, którzy osiągają podobne wyniki terapeutyczne, jest zdania, że trzeba oczyścić organizm zarówno fizycznie, jak i psychicznie, i przywrócić równowagę. Wówczas jest duża szansa, że organizm sam poradzi sobie z nowotworem i nastąpi – jak to nazywają lekarze akademiccy – spontaniczna remisja. Szkoda, że tak dużo badań poświęca się trującym środkom podawanym przestraszonym pacjentom, a nikt nie przywiązuje wagi do mechanizmów, które kierują tym spontanicznym wyzdrowieniem.
Rola przewlekłych stanów zapalnych
Moja matka, odkąd tylko pamiętam, cierpiała na bóle wątroby. Leżała z termoforem, którym ogrzewała bolące miejsce, i to przynosiło jej ulgę. Po latach ataki bólu nasiliły się i została zdiagnozowana kamica żółciowa, która trwała jeszcze parę lat. Doszło do zablokowania przewodu żółciowego wspólnego i żółtaczki mechanicznej. Pojawiły się też napadowe gorączki, które wskazywały na stan zapalny. Zdecydowano się na zabieg operacyjny, który był absolutnie konieczny, gdyż mały płaski kamień przebił pęcherzyk żółciowy i spowodował stan zapalny. Pęcherzyk był zdegenerowany, a w nim tkwił jeden spory kamień. Po zabiegu operacyjnym sytuacja poprawiła się na bardzo krótko, ponowna żółtaczka i wysoka gorączka wskazywały na toczący się proces zapalny. W czasie kolejnej operacji okazało się, że kikut przewodu żółciowego jest tak zmieniony zapalnie, że zamyka przepływ żółci. Chirurdzy zrobili mojej matce potrójne zespolenie skomplikowaną plastyką przewodu żółciowego. Wprawdzie zabieg ten rozwiązał problemy i pomógł w swobodnym przepływie żółci, to jednak proces zapalny toczył się dalej i po kolejnych kilkunastu latach powstał nowotwór pozostawionego kikuta przewodu żółciowego, który dał przerzut do trzustki i z tego powodu nastąpił zgon. Prawdopodobną przyczyną pierwotną dolegliwości były nietolerancje pokarmowe, o których kilkadziesiąt lat temu niewiele się mówiło i wiedziało.
Trwająca długie lata infekcja dróg żółciowych spowodowała raka. Pierwotną przyczyną raka i infekcji jest zaburzenie równowagi w organizmie. Przewlekłe, trwające latami stany zapalne mogą być jedną z przyczyn powstawania nowotworów. Bardzo wielu badaczy zwraca uwagę na powiązania chorób przyzębia i zębów kanałowo leczonych z rakiem i chorobami układu krążenia. Jak wykazują statystyczne badania, osoby z chorobami nowotworowymi mają kilka zębów leczonych kanałowo. Pozostawiane w nich bakterie beztlenowe są poważnym zagrożeniem.
Mikroby raka
W książce Waltera Lasta „Overcaming Cancer: A Guide to Self-healing in 10 Simple Steps” znalazłam ciekawą informację na temat mikroorganizmów znajdujących się we krwi osób chorych na nowotwory. Po raz pierwszy opisał je w 1925 roku profesor mikrobiologii G. Enderlein. Są to drobne cząsteczki białka przybierające wielopostaciowe formy, z których rozwijają się pozbawione ścian komórkowych ziarniaki, a w końcowej fazie rozwoju ‒ grzyby.
Drobnoustroje te uszkadzają układ odpornościowy. Nie jest on w stanie kontrolować wzrostu komórek nowotworowych i w razie potrzeby ich niszczyć. Drobnoustroje te wytwarzają toksyny o charakterystycznym zapachu, które prowadzą do wyniszczenia organizmu i zaburzenia łańcucha oddechowego. Mikroby te wytwarzają hormonalne czynniki wzrostu, które stymulują wzrost komórek nowotworowych.
W 1930 roku niemiecki mikrobiolog dr Rife odkrył małe koloidowe cząsteczki białkowe żyjące we wszystkich komórkach, tak roślinnych, jak i zwierzęcych. Nazwał je mikrobami raka. Dr Rife obserwował te kropelki mikroplazmy u zdrowych osób. Zaobserwował u nich prosty trzystopniowy cykl rozwoju.
Jednakże, kiedy zaczynamy chorować, jak to się dzieje we wszystkich przypadkach raka, cząsteczki białkowe zaczynają się uaktywniać, cykl podziału z prostego zaczyna być bardzo skomplikowany. Mikroplazmatyczne cząsteczki przechodzą bardzo skomplikowane przeobrażenie, aż do powstania agresywnych pasożytniczo-bakterio-drożdżopodobnych form. Powoli zaczynają niszczyć struktury komórkowe organizmu żywiciela. To zjawisko zdaniem badaczy związane jest z rozwojem wszystkich chorób, w tym raka.
Mechanizmy agresji
Drobnoustroje chorobotwórcze (wirusy, bakterie, grzyby), które znajdują się osłabionych partiach organizmu powodują, że zdrowe komórki w procesie fermentacji zaczynają zużywać nadwyżki glukozy. Fermentacja glukozy powoduje wytwarzanie wysokiej kwasowości produkty przemiany materii, których wydalanie zmniejsza energię w następujący sposób:
1. Przerywa cykl Krebsa (biochemiczny proces wytwarzanie energii), zużywając tlen w ramach oddychania komórkowego.
2. Przerywa łańcuchy transportu elektronów w komórce, co oznacza, że ilość energii (ATP) cząsteczki gwałtownie spada.
Brak tlenu i energii zmusza normalne komórki do mutacji, która powoduje tworzenie się komórek nowotworowych. Płyny ustrojowe wykazują silnie kwaśny odczyn (niskie pH) w związku z metabolitami produkowanymi przez grzyby, wirusy, bakterie, drożdże. Zakwaszenie organizmu następuje w wyniku procesów fermentacji, nadmiaru hormonów stresu w organizmie, a także nieodpowiedniej diety (zbyt wiele ziaren, owoców i cukru) i braku ruchu. Wirusy, komórki bakterii, drożdży, pleśni, grzybów Candida i nowotworowe rozwijają się w niskim pH kwaśnym środowisku.
Toksyczna współpraca
Wiruso-bakterio-drożdżakopodobne formy tworzą symbiotyczne związki z nowo utworzonymi komórkami nowotworowymi. Symbiotyczny charakter grzybów i drożdży polega na tym, że żywią się one glukozą, co doprowadza do namnażania nowych mikroplazm. Fermentują glukozę w obrębie guza, dostarczając w zamian energii i naturalnego czynnika wzrostu. Grzyby drożdżakopodobne wykorzystują komórki rakowe do rozwoju i w zamian stymulują je do podziału.
Grzyby drożdżakopodobne inicjują powstawanie guzów nowotworowych i sprzyjają ich wzrostowi. Ponieważ rozwijają się one wewnątrz komórki i tam, uwalniając trujące mykotoksyny, powodują odczyn wysokiej kwasowości, komórki rakowe współpracują z tymi mikroorganizmami.
Dwudziesty pierwszy wiek przyniósł bardzo wiele odkryć. Powstają nowe gałęzie przemysłu. Osiągnięcia technologii graniczą z cudem. Możemy z dużą łatwością obserwować życie w głębinach oceanów, podpatrywać życie i obyczaje zwierząt i zaglądać do wnętrza komórki. Coraz więcej wiemy o naszej fizjologii i wpływie środowiska na jej zakłócenia. Ekolodzy i naukowcy zajmujący się epigenetyką biją na alarm. Liczba osób chorujących na nowotwory i choroby z autoagresji przekroczyła wszelkie oczekiwania. Nie jest to już stan alarmowy, tylko epidemiczny. Światowej sławy specjalista chorób autoimmunologicznych dr Aristi Voidani twierdzi, że 80% populacji na planecie Ziemia ma co najmniej jedną chorobę z autoagresji. Co roku przybywa nam około 2000 nowych toksyn w postaci środków ochrony roślin, leków i innych chemicznych związków, z którymi musi zmierzyć się układ immunologiczny. Obciążony nadmiarem toksyn, których ciągle przybywa, zamiast nas bronić, atakuje własne tkanki. Choroby nowotworowe związane są ściśle z układem immunologicznym.
W naszym organizmie zachodzą różnego rodzaju mutacje. Zdegenerowana tkanka nasiąknięta toksynami tworzy skupiska w postaci drobnych guzków. Komórki, które je tworzą, zatraciły zdolność apoptozy w razie uszkodzenia i stanowią poważne zagrożenie. Sprawny układ odpornościowy kontroluje cały organizmem. Jego przedstawiciele 24 godziny na dobę patrolują każdy zakątek naszego ciała, niszcząc komórki, które uznają za wroga. Nie dopuszczają do nadmiernego wzrostu zdegenerowanych tkanek. Niewydolny układ odpornościowy w starszym wieku nie panuje nad sytuacją, dlatego nowotwory są częstsze. Obecnie nowotwory zdarzają się dzieciom i ludziom w każdym przedziale wiekowym. Zatrutą żywność zmienioną genetycznie, wielokrotnie przetworzoną proponuje nam zbrodniczy koncern Monsanto. Przemysł mleczarski, wielki potentat, proponuje mleko, które jest istnym ściekiem toksyn. W mięsie można znaleźć trującą kolekcję, ze sterydami i antybiotykami włącznie. Ryby pochodzące z hodowli mają w sobie całą tablicą Mendelejewa, a te morskie naszpikowane są solami metali ciężkich z rtęcią na czele. Przerażeni ludzie szukają ratunku od grożącego nam wcześniej czy później zatrucia. Nie każdego stać na żywność ekologiczną, zresztą i ona nie jest wolna od toksyn. Moim zdaniem jedyną metodą, która ‒ oprócz diety ‒ może pomóc, jest regularne odtruwanie organizmu.
W związku z zatruciem środowiska coraz więcej osób ma problemy z metylacją.
Metylacja, niezbędny dla zdrowia proces zachodzący na poziomie komórkowym, polega na przekazywaniu grupy metylowej (w jej skład wchodzi atom węgla i trzy atomy wodoru) między cząsteczkami. W powstawanie metylacji zaangażowany jest specyficzny enzym. Prawidłowa metylacja jest uzależniona od naszych genów, ale mają na nią wpływ dieta, niedobory witaminowe, zaburzone wchłanianie składników odżywczych, stres i toksyny.
Prawidłowa metylacja jest konieczna do:
• syntezy kwasów nukleinowych DNA i RNA
• wytwarzania energii w procesie cyklu Krebsa tworzenia ATP
• włączania i wyłączania genów
• ochrony przed patogenami
• regeneracji i leczenia
• tworzenia neuroprzekaźników
• tworzenia komórek odpornościowych
• eliminacji histaminy
• dla autonomicznego systemu nerwowego
• dla wzrostu
• oczyszczania.
Praktycznie każda osoba może mieć problem z metylacją, zależy to od mutacji genu, który odpowiada za jej prawidłowy przebieg. Wiele z objawów, na które skarżą się moi pacjenci, może świadczyć o tych zakłóceniach. Należą do nich między innymi: depresja, problemy ze snem, chroniczne zmęczenie, choroby z autoagresji, zaburzenia psychiczne, nerwice, autyzm, poronienia nawykowe, Candida i wiele innych. Jeżeli podejrzewamy zaburzoną metylację, należy zastosować dietę składającą się z produktów ekologicznych. Wykluczyć z diety gluten, kazeinę, a także żywność przetworzoną. Nie stosować suplementacji kwasem foliowym (można przyjmować foliany), wyleczyć jelita, zastosować oczyszczanie.
Przywrócenie prawidłowej metylacji odsuwa od nas widmo chorób nowotworowych, więc warto o tym pomyśleć w ramach profilaktyki.
Podstawowym białkiem występującym w zbożach są białka roślinne – prolaminy zaliczane do grupy glutenu, który znajduje się we wszystkich zbożach należących do rodziny traw, a są to: pszenica, orkisz, żyto, jęczmień, owies, kukurydza, ryż, amarantus, proso, sorgo i inne. Gryka wprawdzie nie zawiera glutenu, ale osiem aminokwasów, które budują jej białko, jest takich samych jak aminokwasy występujące w gliadynie. To podobieństwo jest częstą przyczyną reakcji krzyżowej, która prowadzi do odpowiedzi immunologicznej. Prawie połowę białek w glutenie stanowi gliadyna, która to odgrywa zasadniczą rolę w powstawaniu choroby trzewnej, jest przyczyną uczulenia i nietolerancji. Najwyższy poziom gliadyny występuje w pszenicy. Szkodliwe działanie glutenu na organizm ludzki może przybierać trzy postacie:
1. choroby trzewnej, czyli celiakii, która według najnowszych badań może dawać objawy we wszystkich narządach;
2. nietolerancji na gluten, która jest przyczyną stanów zapalnych różnych narządów;
3. alergii na gluten, która powoduje bezpośrednią odpowiedź immunologiczną, ze wstrząsem anafilaktycznym włącznie.
Za wywołanie choroby trzewnej czy celiakii, alergii i nietolerancji na gluten odpowiedzialne są rozpuszczalne w alkoholu frakcje białka zaliczane do prolamin, charakterystyczne dla poszczególnych zbóż:
• pszenica – gliadyna
• żyto – sekalina
• jęczmień – hordeina
• owies – awenina
• kukurydzy – zienina
• ryżu – orzenina
• prosa – panieina
• sorgo – kafirina.
Gliadyna – białko najbardziej alergizujące, występuje we wszystkich zbożach, również w owsie. W glutenie i kazeinie znajdują się specyficzne białka – egzorfiny, które zachowują się w podobny sposób jak morfina – narkotyk należący do opiatów. Jedna cząsteczka glutenu zawiera aż pięć rodzajów glutomorfin. Obecność tych dużych molekuł powoduje wydzielanie soków jelitowych i trzustkowych. Cząsteczki te są oporne na działanie enzymów jelitowych i pozostają niestrawione, więc uszkadzają delikatną śluzówkę. Egzorfiny mają zdolności zakłócania mechanizmu obronnego organizmu. Opiaty, w tym wypadku gluten i kazeina, mają swój udział w obezwładnieniu limfocytów stojących na straży naszego zdrowia. Ich narkotyczne działanie powoduje także wzrost uzależnienia od alergenów, które gdy dostają się do krwiobiegu, osłabiają pracę układu limfatycznego w walce z rakiem. Badania wykazały, że egzorfiny działają dwojako: bezpośrednio i pośrednio. Przyczepiają się do receptorów znajdujących się na powierzchni komórek NK (natural kiler) i blokują czujność limfocytów na obecność komórek nowotworowych. Zaś ich pośrednie działanie polega na kontrolowaniu limfocytów NK za pomocą układu endokrynnego podwzgórza – przysadka mózgowa ‒ nadnercza. Robiono badania porównawcze osób uzależnionych od narkotyków z osobami uzależnionymi od glutenu i kazeiny. Stwierdzono, że w obu grupach w wyniku działalności opiatów dochodzi do licznych narządowych uszkodzeń, jak również uszkodzeń DNA i znacznego spowolnienia procesów naprawczych. Osoby uzależnione od heroiny mają w równym stopniu uszkodzony układ immunologiczny, a ich zachorowalność na różnego typu nowotwory jest bardzo wysoka. Zboża, oprócz glutenu, zawierają inne toksyczne białka, szkodliwe dla ludzi i zwierząt. Są to lektyny i thaumatina. Gluten, lektyny i thaumatina działają synergicznie, czyli wspólnie, powodując uszkodzenie jelit. Ziarna zbóż i strączkowe mają toksyny, które powodują rozszczelnienie jelit. WGA (wheat germ aglutinin) – lektyna pszeniczna jest swojego rodzaju środkiem ochrony rośliny. Ma ona zgubny wpływ na nasz organizm. Lektyny rozszczelniają jelita na poziomie wewnątrzkomórkowym i międzykomórkowym (prace dr. Fasano, gastroenterologa dziecięcego), natomiast dr Cordain, specjalista i propagator diety bezzbożowej, tłumaczy szkodliwe działanie lektyny: „Zboża zawierają substancje zwane lektynami. Te substancje to białka, które rośliny wykształciły w celu ochrony przed drapieżnikiem. Lektyny oplatają komórki, wnikają do ich wnętrza i zatykają otwory w jądrze komórkowym, siejąc spustoszenie w naszym organizmie. Zaburzenie przyswajania witaminy D3 jest sprawką tych podstępnych cząsteczek. Lektyny nie są trawione. Przyczepiają się do komórek w jelitach, powodując przepuszczalność, w wyniku czego substancje pokarmowe przedostają się do krwiobiegu i wywołują odpowiedź immunologiczną na obce białko. Lektyny dezorientują układ immunologiczny, doprowadzając do jego ataku na własne tkanki, czego wynikiem są choroby autoimmunologiczne”.
Zboża obfitują też w węglowodany, które są dla ziarna niezbędnym materiałem zapasowym wykorzystywanym w procesie kiełkowania. Są one wysoko kaloryczne i powodują gwałtowny wzrost poziomu cukru we krwi, a przy wysokim ich spożyciu dochodzi do paradoksalnej sytuacji – niedocukrzenia. Jak to możliwe, żeby przy wysokim spożyciu prostych węglowodanów nastąpiło niedocukrzenie? Cukier prosty bardzo szybko jest wchłaniany z przewodu pokarmowego, podnosi się jego poziom we krwi, trzustka dostaje informację o wysokim poziomie cukru i zaczyna produkować insulinę w celu jego obniżenia. Produkcja insuliny jest niewspółmiernie duża w porównaniu z zapotrzebowaniem organizmu, dlatego przy ciągłym spożyciu cukru jesteśmy niedocukrzeni. Na okładce książki „Wheat Belly” („Pszeniczny brzuch”) dr. Williama Davisa można znaleźć informację pod zdjęciami dwóch kromek chleba „Czy wiesz, że po zjedzeniu dwóch kromek chleba pełnoziarnistego poziom cukru we krwi podnosi się bardziej niż wtedy, kiedy spożyjesz dwie łyżki stołowe białego cukru?”. Węglowodany znajdujące się w zbożach pobudzają wytwarzanie insuliny, co prowadzi do przemiany ich w tłuszcz. Doprowadza to do szybkiego wzrostu wagi i jest jedną z przyczyn cukrzycy insulinozależnej, a także insulinoniezależnej i oporności na insulinę.
Syndrom X
Jest to zaburzenie metaboliczne stanowiące bardzo poważne zagrożenie. Tego rodzaju zakłócenia biochemiczne występują u ludzi pozornie zdrowych, niemających żadnych objawów mówiących o rozwijającej się podstępnie poważnej chorobie. Zaburzenia te według oceny specjalistów diabetologów po 5-15 latach mogą doprowadzić do rozwoju cukrzycy, miażdżycy, nadciśnienia oraz zawału serca i udaru mózgu. Syndrom X to epidemia naszych czasów. Jest nim obecnie dotknięta (lub niedługo będzie) co druga osoba w krajach uprzemysłowionych – ogłosiło Amerykańskie Towarzystwo Diabetologiczne.
Oto przykłady złego wpływu na zdrowie diety wysokozbożowej:
• Węglowodany pobudzają wydzielanie insuliny, a jej wysoki poziom powoduje zmniejszenie ilości glukagonu i hormonu wzrostu.
• Wysoki poziom insuliny powoduje odczuwanie głodu.
• Nadmiar węglowodanów ulega zamianie w tłuszcz, co powoduje nadwagę, która może przerodzić się w otyłość.
• Długotrwała dieta wysokowęglowodanowa prowadzi do wzrostu poziomu glukozy we krwi, co może doprowadzić do powstania cukrzycy.
• Za duże spożycie cukrów prostych powoduje podniesienie poziomu trójglicerydów we krwi, co może doprowadzić do miażdżycy, zawału serca i próchnicy.
Miliony ludzi cierpi na niezdiagnozowaną nadwrażliwość na gluten. Dieta wysokozbożowa prowadzi do problemów zdrowotnych, poczynając od chorób autoimmunologicznych, łącznie z bardzo popularną dzisiaj chorobą Hashimoto, a skończywszy na nowotworach i głównym zabójcy naszych czasów – zawale. Dieta wysokozbożowa jest szkodliwa dla każdego z powodów, które przedstawiłam.
Powyższy rozdział pochodzi z mojej książki „Niebezpieczne zboża. Groźny gluten” wydanej w 2013 roku.
Marta, trzydziestoletnia ekonomistka i matka dwojga dzieci, zgłosiła się do mnie po zakończeniu naświetlań. Rak jajnika trzeciego stopnia został wykryty u niej przypadkowo. Marta nie mogła zajść w ciążę mimo usilnych starań. Zgłosiła się do ginekologa, a ten zlecił badania. USG wykryło podejrzaną cystę jajnika. Dokładniejsze badania potwierdziły obawy lekarza, był to szybko rosnący rak. Marzenia o większej rodzinie legły w gruzach. Pacjentka przeszła radykalną histerektomię (całkowitą amputację macicy jajników i usunięcie zajętych przerzutami węzłów chłonnych), chemioterapię i naświetlania. Przez wiele lat dochodziła do siebie. Sugerowałam całkowitą zmianę diety, ale pacjentka nie była do niej przekonana. Uprawiała sport i wiodła normalny tryb życia. Przyjmowała gości, piekła ciasta, nie zrezygnowała z pieczywa i produktów mlecznych. Po dziesięciu latach zdrowia zaczęły się kłopoty z pęcherzem. Zlecone USG wykazało duży guz w dnie miednicy. Natychmiastowa operacja usunęła masy nowotworowe. Onkolog nie zaproponował leczenia farmakologicznego. Według statystyk wznowa raka jajnika daje pacjentce kilka miesięcy życia. Tym razem Marta radykalnie zmieniła dietę. Z jadłospisu usunięte zostały wszystkie produkty, które mogłyby powodować wzrost komórek nowotworowych. Minęło pięć lat. Marta jest zdrowa.
Rak jest nowotworem złośliwym dającym przerzuty do okolicznych narządów. Może umiejscowić się w każdym miejscu w ciele. W swojej praktyce spotkałam się nawet z nowotworem mięśnia sercowego. Może on rozwijać się bardzo wolno, nie dając żadnych objawów. Patogeneza raka jest podobna do innych nowotworów złośliwych. Ogólną ich przyczyną jest uszkodzenie mechanizmów kontrolujących proliferację (rozrost) komórek na poziomie genetycznym i molekularnym. Błędy genetyczne przekazywane są kolejnym pokoleniom komórek potomnych. W przypadku raka uszkodzenie dotyczy komórek nabłonków tworzących dany narząd, który ulega niekontrolowanemu rozrostowi, wtórnie wciągając w rozrost tkanki podścieliska, odżywiające patologiczny twór.
Epidemia raka szerzy się na całym świecie. Chorują na niego zarówno osoby w podeszłym wieku, gdzie ze zrozumiałych względów układ immunologiczny jest niewydolny, jak też nastolatki i małe dzieci. Żyją w strachu i cierpieniu, poddając się chemioterapii i naświetlaniom, które nie dość, że są nieskuteczne, to pogarszają jakość życia całym mnóstwem skutków ubocznych.
Historycznie jest wiadomo, że nasi przodkowie, którzy zajmowali się myślistwem i zbieractwem, w ogóle nie chorowali na choroby nowotworowe, wiedli życie dłuższe i zdrowsze. Mówią nam o tym badania antropologiczne, które obecnie, przy wysokim poziomie technologii, mogą stwierdzić nawet drobne uszczerbki w zdrowiu na podstawie badanych szczątków. Znane są statystyki wzrostu zachorowań na raka jelita grubego w populacjach, których dieta bogata jest w produkty mączne. Wiele badań udowadnia powiązania spożywania produktów zbożowych ze wzrostem zachorowalności na raka prostaty. Oprócz szkodliwości zbóż dochodzi bardzo ważny czynnik rakotwórczy – obecność pleśni na ziarnach wytwarzającej aflatoksyny, których karcynogenność została naukowo udowodniona. Badania statystyczne prowadzone na grupie pacjentów będących na diecie bezglutenowej i bezmlecznej wykazały, że stopień zachorowalności na raka wynosił o 70% mniej w porównaniu do grupy na tradycyjnej diecie obfitującej w przetwory zbożowe. U pacjentów z chłoniakiem, u których stwierdzono celiakię i oprócz leczenia farmakologicznego zalecono dietę bezglutenową, zaobserwowano całkowitą remisję. Jeszcze lepsze wyniki w leczeniu chorób nowotworowych i zapobieganiu im ma dieta niskowęglowodanowa, uaktywnia ona bowiem limfocyty NK, które niszczą komórki nowotworowe. W 1920 roku zastosowano tę dietę jako sposób na kontrolę epilepsji, która nie poddawała się leczeniu farmakologicznemu.
Ten rozdział pochodzi w całości z mojej książki „Niebezpieczne zboża. Groźny gluten”.
W glutenie i kazeinie znajdują się specyficzne białka – egzorfiny, które zachowują się w podobny sposób jak morfina – narkotyk należący do opiatów. Jedna cząsteczka glutenu zawiera aż pięć rodzajów opiatów nazwanych symbolami: A4, A5, B4, B5 i C. Dla przykładu, w egzorfinie A5 jest piętnaście cząstek w jednej cząsteczce glutenu. Obecność tych dużych molekuł powoduje wydzielanie soków jelitowych i trzustkowych. Cząsteczki te są oporne na działanie enzymów jelitowych i pozostają niestrawione, uszkadzając delikatną śluzówkę. Jest naukowo udowodnione, że białka te odpowiedzialne są za problemy zdrowotne związane z nadwrażliwością na gluten i kazeinę. System immunologiczny ma zdolność rozpoznawania i niszczenia uszkodzonych tkanek, które mogą zamienić się w komórki nowotworowe. Egzorfiny, do których należy gluten, mają zdolności zakłócania tego mechanizmu. Limfocyty NK (ang. natural killer) są komórkami układu odpornościowego. Limfocyty te niszczą jądra komórkowe komórek, które mogłyby zainicjować rozwój nowotworu. Limfocyty NK są pierwszą linią obrony naszego organizmu przeciwko różnym rodzajom nowotworów. Kiedy nowotwór zaczyna tworzyć przerzuty, najprawdopodobniej limfocyty NK – z powodów nie do końca poznanych – tracą swoją siłę. Opiaty, w tym wypadku gluten i kazeina, mają swój udział w obezwładnieniu limfocytów stojących na straży naszego zdrowia. Ich narkotyczne działanie powoduje także wzrost uzależnienia na alergeny, które gdy dostają się do krwiobiegu, osłabiają pracę układu limfatycznego w walce z rakiem. Badania wykazały, że egzorfiny działają w dwojaki sposób: bezpośrednio i pośrednio. Przyczepiają się do receptorów znajdujących się na powierzchni komórek NK, blokując czujność limfocytów na obecność komórek nowotworowych. Zaś ich pośrednie działanie polega na kontrolowaniu limfocytów NK za pomocą układu endokrynnego podwzgórze ‒ przysadka mózgowa ‒ nadnercza. Ten mechanizm wyłączenia naszej bezpośredniej obrony naraża nasz organizm na łatwe namnażanie się komórek nowotworowych, które powinny być unieszkodliwione. Robiono badania porównawcze osób uzależnionych od narkotyków z osobami uzależnionymi od glutenu i kazeiny. Stwierdzono, że w obu grupach w wyniku działalności opiatów dochodzi do licznych narządowych uszkodzeń, jak również uszkodzeń DNA i znaczne zwolnienie procesów naprawczych. Osoby uzależnione od heroiny mają w równym stopniu uszkodzony układ immunologiczny, a ich zachorowalność na różnego typu nowotwory jest bardzo wysoka. Zostało udowodnione licznymi badaniami, że czynnikiem zwiększającym ryzyko wystąpienia chłoniaka jest opóźnione wykrycie choroby trzewnej, zwłaszcza jeżeli jest ona bezobjawowa lub skąpoobjawowa. Jednak wczesna diagnoza i zastosowanie diety bezglutenowej w dużym stopniu zmniejsza to ryzyko. Według statystycznych badań zapadalność na raka jelit jest sto razy częstsza u pacjentów z celiakią. Zachorowalność na raka przełyku wzrasta dwanaście razy, raka jamy ustnej i krtani ‒ dziesięć razy, zaś raka piersi ‒ dwa razy u osób mających chorobę trzewną. Epidemia raka rośnie wraz ze wzrostem konsumpcji produktów zawierających gluten i kazeinę. Egzorfiny mają zdolność podnoszenia poziomu insuliny we krwi. Insulina jest hormonem, który wprowadza glukozę do wnętrza komórek. Wiadomo już, że cukier niezbędny jest do wzrostu komórek nowotworowych. Nasza dieta opiera się głównie na białkach, tłuszczach i węglowodanach. Przy czym przeważająca ilość to właśnie węglowodany, które w przewodzie pokarmowym są rozkładane do cukrów. Węglowodany, które nie są trawione (błonnik), to zaledwie niewielka część naszej diety. Większość spożywanych węglowodanów to cukry proste, takie jak glukoza (cukier gronowy) lub fruktoza (cukier owocowy), dwucukry (sacharoza, laktoza, maltoza) i wielocukry (skrobia). Wszystkie te związki glukozy określa się mianem cukru.
Ziarna mają ogromne zasoby materiałów zapasowych, takich jak skrobia, która składa się z olbrzymiej ilości cząsteczek glukozy. Ten prosty cukier potrzebny jest do rozwoju i wzrostu każdej komórki w naszym organizmie. Otto Heinrich Warburg, niemiecki naukowiec, założyciel Instytutu Fizjologii Komórki Maksa Plancka, odkrył, że komórki rakowe nie spalają glukozy do dwutlenku węgla i wody, jak to robią zdrowe komórki, lecz metabolizują ją w procesie fermentacji do kwasu mlekowego, mimo że mają dostateczną ilość tlenu. Na podstawie tych danych w 1924 roku sformułował on hipotezę, że właściwą przyczyną powstawania komórek nowotworowych jest zaburzenie funkcji mitochondriów i wyzwalanie energii w procesie fermentacji. Po odkryciu genu TKTL1 (transketolase-like1) przez dr. Johannesa F. Coya stało się jasne, w jaki sposób przebiega metabolizm w komórce rakowej. Obecność aktywnego genu powoduje, że metabolizm komórek nowotworowych odbywa się bez udziału tlenu. Komórki rakowe nie spalają cukru, lecz metabolizują go w kwas mlekowy. Powstały kwas mlekowy blokuje ataki komórek zwanych naturalnymi zabójcami i hamuje układ immunologiczny. Na skutek obecności kwasu mlekowego bezpośrednie otoczenie komórek rakowych zmienia się i staje się bardzo kwaśne. Wytworzone przez komórki nowotworowe kwaśne środowisko (do pH 2) utrudnia komórkom immunologicznym aktywne atakowanie komórek rakowych.
Kwas mlekowy okazuje się być tarczą ochronną dla komórek nowotworowych. Zmiana pH w środowisku komórek rakowych dramatycznie niszczy sąsiednie zdrowe komórki i doprowadza do ich śmierci. Poprzez nadmierną produkcję kwasu mlekowego komórki rakowe torują sobie drogę do swobodnego rozprzestrzeniania się i inwazyjnego wzrostu. Badania wykazały, że prawdopodobieństwo wystąpienia przerzutów jest tym większe, im więcej kwasu mlekowego produkuje dany nowotwór. Badania wykazały też, że wyłączenie glukozy z pożywienia prowadziło agresywne komórki rakowe do śmierci głodowej, głównym motorem agresywności tych komórek jest bowiem cukier. Nowo powstające komórki nowotworowe mogą początkowo, jak większość zdrowych komórek, pozyskiwać energię w dwojaki sposób: w procesie spalania lub fermentacji, zmieniając dowolnie szlak metaboliczny. Dopiero wtedy, kiedy wciąż mają do dyspozycji wystarczająco dużo cukru, tracą zdolność do ponownej aktywacji spalania. Od tej chwili stają się zależne od glukozy; teraz ona jest ich jedynym źródłem energii. Namnażające się z dużą prędkością komórki rakowe wykorzystują też proces fermentacji, aby skutecznie chronić się przed znanymi obecnie rodzajami terapii. Jednak mechanizm ten, pomimo całego wyrafinowania, ma też słabą stronę: otóż komórki rakowe wykazują niezwykle duże zapotrzebowanie na glukozę. Są one w stanie zaopatrywać się w energię z procesu fermentacji, tylko gdy mają do dyspozycji dużo paliwa w postaci cukru. Ponieważ fermentacja jest pod względem pozyskiwania energii o wiele mniej efektywna niż proces spalania, komórki rakowe muszą pobierać od dwudziestu do trzydziestu razy więcej glukozy niż zdrowe komórki. Coraz więcej badań wskazuje na bezpośredni związek między spożywaniem produktów zawierających glukozę i skrobię a rozwojem różnych chorób. Aktywacja fermentacji TKTL1 została jak dotąd stwierdzona we wszystkich badanych rodzajach nowotworów, jest to zatem w przypadku raka zjawisko powszechne, czyli poszukiwany do tej pory bezskutecznie wspólny mianownik różnych rodzajów raka.
Fatalne jest to, że w wielu przypadkach cukier jest „ukryty” i nie można go łatwo rozpoznać. Wiele podstawowych produktów zawiera dużo skrobi, m.in.: makarony, chleb, ziemniaki, ryż. Glukoza, która uwalnia się z tych produktów w procesie trawienia, przedostaje się do krwi i prowadzi do szybkiego wzrostu stężenia cukru. Ponieważ jest to stan zagrożenia dla naszego organizmu, trzustka produkuje insulinę – hormon, który sprawia, że glukoza jest aktywnie przenoszona z krwi do wnętrza komórek. W ten sposób poziom cukru we krwi powraca do normy, jednak stanowi on zarazem doskonałe źródło energii dla komórek nowotworowych. Redukując ilość węglowodanów w pożywieniu, nie tylko hamujemy rozwój komórek nowotworowych, ale także wzmacniamy florę jelitową i zapobiegamy inwazji grzybów oraz szkodliwego działania amoniaku1.