Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wśród fizyków krąży powiedzenie, że wszystkie nauki dzielą się na fizykę i zbieranie znaczków. Czy jest to przejaw ich megalomanii, czy tylko nieco żartobliwe wyrażenie przekonania, ze fizyka jest nauką podstawową?
Zarówno wśród „zwykłych” ludzi, jak i naukowców dominuje przeciwstawianie nauk ścisłych naukom humanistycznym. Czasem czyni się to wywyższając ścisłość nauk ścisłych, czasem wskazując na ich ograniczenia, niemożność uchwycenia prawdziwej, żywej złożoności, której nie mogą uchwycić struktury formalne. Tymczasem to przeciwstawienie nie jest absolutne: u źródeł podstawowych pojęć matematyki i fizyki leżą doświadczenia potoczne, odniesienia do człowieczej perspektywy postrzegania świata, próby jego spontanicznego modelowania, sądy wartościujące – jednym słowem takie zachowania, które można znaleźć również u podstaw nauk humanistycznych.
Michał Heller – uczony, kosmolog, filozof i teolog. Laureat Nagrody Templetona i założyciel Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych w Krakowie. Autor m.in. książek Filozofia przypadku (CCPress 2012); Bóg i nauka. Moje dwie drogi do jednego celu (CCPress 2013); Granice nauki (CCPress 2014); Bóg i geometria. Gdy przestrzeń była Bogiem (CCPress 2015).
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 239
Wprowadzenie
Trzecia kultura?
W 1996 r. ukazał się polski przekład książki pt. Trzecia kultura, zredagowanej przez Johna Brockmana [1996]. Książka ta zasługuje na uwagę nie tyle ze względu na jej szczególną wartość, ile raczej ze względu na jej symptomatyczność. Jest ona zestawem artykułów lub wypowiedzi znanych uczonych i zarazem popularyzatorów swoich osiągnięć (nagranych przez redaktora). Takich zbiorów ukazuje się ostatnio dosyć dużo i nie na tym polega wyjątkowość książki Brockmana. Znaczący jest wybór prezentowanych autorów i wspólny mianownik, do jakiego Brockman usiłuje ich sprowadzić. Edycyjny zamiar redaktora (i zarazem wydawcy angielskiego oryginału) nie pozostawia najmniejszych wątpliwości. On sam go bardzo jasno precyzuje we wstępie do książki.
Sam tytuł, Trzecia kultura, nawiązuje oczywiście do słynnej książki Ch.P. Snowa Dwie kultury (pierwsze wydanie w 1956 r.), w której autor ten poddaje wnikliwej analizie fakt istnienia rozłamu pomiędzy kulturą naukową (w sensie angielskiego science) a kulturą humanistyczną. Rozłam ten, zdaniem Snowa, jest tak silny, że mamy już do czynienia nie z jedną, lecz dwiema kulturami. W uzupełnieniu do kolejnego wydania Dwu kultur z 1963 r. Snow – bardziej optymistycznie – przewidywał powstanie trzeciej kultury.
Jej wyłonienie – oddajmy głos Brockmanowi – stać by się miało niejako pomostem wiszącym nad przepaścią rozdzielającą humanistów od świata nauki. W trzeciej kulturze Snowa humaniści mieliby stać się rzecznikami nauk ścisłych i przyrodniczych[1].
Zdaniem Brockmana, proroctwo Snowa spełniło się, ale zupełnie nie tak, jak on przewidywał.
Humaniści nadal nie potrafią porozumieć się z fizykami czy matematykami. Szczęśliwie przedstawiciele nauk ścisłych zaczęli porozumiewać się bezpośrednio z szeroką publicznością. Tradycyjnie ukształtowane przez humanistów media funkcjonowały dotychczas jakby pionowo – profesorowie z wyżyn kierowali swe słowa ku nizinom, a dziennikarze nieśmiało zadawali im pytania. Dziś uczeni tworzący trzecią kulturę starają się unikać pośredników i przedstawiać najbardziej skomplikowane idee w sposób jasny i klarowny, dostępny dla każdego inteligentnego czytelnika.
Powstała więc „trzecia kultura”, ale nie stanowi ona pomostu pomiędzy poprzednimi, „zastanymi” kulturami, lecz wyrasta tylko z jednej z nich i eliminuje drugą.
Trzecia kultura to uczeni, myśliciele i badacze świata empirycznego, którzy dzięki swym pracom i pisarstwu przejmują rolę tradycyjnej elity intelektualnej w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania od zawsze nurtujące ludzkość: czym jest życie, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy.
Dotychczas – twierdzi Brockman – kultura humanistyczna ignorowała kulturę naukową. Twórczość takich uczonych, jak Einstein, Bohr, Heisenberg, Eddington, Jeans była lekceważona przez tę pochodzącą z własnej nominacji elitę intelektualną, a wartość oraz znaczenie wyrażanych przez nich poglądów nie były nawet klasyfikowane jako „prawdziwa” aktywność intelektualna, gdyż nauki ścisłe nie były przedmiotem, którym zajmowałyby się ówczesne czołowe pisma, kształtujące opinię publiczną.
Dziś ma miejsce proces odwrotny – trzecia kultura stopniowo eliminuje tradycyjną kulturę humanistyczną.
W przeciwieństwie do dawnych dysput intelektualnych, drogi dochodzenia do prawdy w trzeciej kulturze nie są jałowymi dyskusjami akademickimi – prędzej czy później będą miały wpływ na każdego z nas.
Pomińmy pewne naiwności popełnione przez Brockmana; należą do nich, między innymi: próba opracowania imiennego zestawu przedstawicieli trzeciej kultury (dowolna, wybiórcza, ograniczona do autorów anglojęzycznych), traktowanie tzw. hipotezy Gai jako hipotezy naukowej, twierdzenie, że „moc trzeciej kultury leży w tolerancji dla sprzecznych poglądów i przyjmowaniu wszelkich nowości, dopóki nie okażą się »nieprawdziwe«”; i zapytajmy: czy rzeczywiście trzecia kultura istnieje? Zjawisko, o jakim pisze Brockman, w ostatnich latach niewątpliwie przybiera na sile, chociaż można dyskutować, czy zasługuje ono aż na miano „trzeciej kultury”. Rzeczywiście, wielu fizyków, astronomów, biologów, kosmologów i matematyków coraz częściej chwyta za pióra (lub zasiada do swoich komputerów), by nie tylko spopularyzować odkrycia swoje lub swoich kolegów, lecz także zastanowić się nad szerszym – światopoglądowym lub filozoficznym – znaczeniem naukowych osiągnięć. I prawdą jest, że wiele tego rodzaju książek stało się światowymi bestsellerami. Trzeba jednak pamiętać, że nie jest to zjawisko zaskakująco nowe. Wielcy uczeni często byli dobrymi filozofami i bardzo często pisali książki i artykuły przeznaczone dla szerszej publiczności. Istnieje także zjawisko „zapominania historii”: każde pokolenie ma skłonność do traktowania tego, co się dzieje na jego oczach, jako zupełną nowość, zapominając, że jest to, być może, tylko wariacja na znany temat. Wystarczy przekartkować pisma kulturalne i tygodniowe dodatki do codziennych gazet z lat dwudziestych, by się przekonać, że w tamtych czasach dyskusje i filozoficzne dywagacje na temat teorii względności i teorii kwantów były w znacznie większym stopniu „sensacjami dla humanistów” niż dziś teoria chaosu czy superstrun.
Dziś zastanawiać może co innego: o ile w pierwszej połowie XX w. odkrycia naukowe rzucały światło tylko na niektóre zagadnienia filozoficzne (teoria względności na problem przestrzeni i czasu, mechanika kwantowa na problem przyczynowości), o tyle z dzisiejszych osiągnięć naukowych (z których, kto wie, czy nie największym jest metoda, przy pomocy której do tych osiągnięć się dochodzi) wyłania się pewien całościowy obraz świata, lub nawet silniej – pewna nowa filozofia przyrody. Brockman pisze o tym we wstępie do swojej książki, ale – znowu – w sposób naiwny i skrajnie uproszczony tę nową filozofię przyrody charakteryzuje. To prawda, że nowa „filozofia przyrody” (pozostańmy przy tej nieco kontrowersyjnej nazwie, ale dla bezpieczeństwa ujmijmy ją w cudzysłów) najczęściej bywa propagowana w książkach i artykułach popularnych. Obecna moda naukowa nie zezwala na snucie filozoficznych refleksji w pracach ściśle badawczych (tylko najwięksi, i to z rzadka, mogą sobie na to pozwolić). I dlatego prace o charakterze popularnym często stają się niejako trybuną do wygłaszania poglądów ogólniejszej natury. Niemniej jednak prawie zawsze właściwe (tzn. dogłębne) zrozumienie filozoficznych rozważań, zawartych w popularnych książkach pisanych przez uczonych, wymaga dokładnych analiz opartych na rzetelnej znajomości odnośnych teorii naukowych. A to nie może mieć miejsca w literaturze popularnonaukowej, która – zdaniem Brockmana – tworzy trzecią kulturę. Coraz częściej, w celu przeprowadzenia takich analiz, uczeni spotykają się z filozofami na rozmaitych zjazdach lub sympozjach. Ich wynikiem bywają ważne publikacje, niekiedy o bardzo specjalistycznym charakterze (choć na przykład fizycy w oficjalnych sprawozdaniach nie zaliczają ich do swojego naukowego dorobku)[2]. Jeżeli istotnie rodzi się jakaś nowa filozofia, ma to miejsce – jak zwykle – wśród intelektualnych elit, a nie w publikacjach na użytek ogółu. Takie publikacje odgrywają oczywiście ważną rolę, ale przede wszystkim popularyzacyjną.
Być może „trzecia kultura” rzeczywiście powstaje, ale wygląda ona zupełnie inaczej niż to sobie Brockman wyobraża. I czy trzeba wprowadzać aż nową nazwę, która nadaje się wprawdzie na tytuł książki, pragnącej zwrócić na siebie uwagę czytelniczego rynku, ale pogłębia tylko i tak już niemałe zamieszanie, panujące w terminologii używanej przez teoretyków kultury? Czy nie lepiej po prostu „na spokojnie” zastanawiać się nad filozoficznymi i ogólnokulturalnymi implikacjami współczesnych nauk?
Lektura Trzeciej kultury Johna Brockmana niewątpliwie wpłynęła stymulująco na moje przemyślenia. Oprócz uproszczeń, o których już wspomniałem, Brockman okazał się niezwykle stronniczy: kulturę humanistyczną praktycznie uznał za bezwartościową, filozofię zredukował do refleksji snutych przez uczonych na marginesach swoich prac badawczych, ale najgorzej obszedł się z trzecią dziedziną, która w sprawach, jakich jego książka dotyczy, ma także coś do powiedzenia – z teologią. Wprawdzie we wstępie do książki o teologii nie wspomniał ani słowem, ale dokonał takiego wyboru materiału, że Czytelnik zakończy lekturę z przekonaniem, że jedyna rozsądna interpretacja osiągnięć współczesnej nauki to interpretacja radykalnie agnostyczna, jeśli nie wprost ateistyczna. Takie przekonanie jest z gruntu fałszywe: można wskazać cały szereg wybitnych uczonych, którzy w swoich popularyzatorskich pracach wypowiadają całkowicie przeciwne poglądy. Co więcej, jeden z uczonych, występujących w książce Brockmana, a mianowicie Paul Davies [1996], jest autorem bardzo poczytnej książki, zatytułowanej Plan Stwórcy, którą śmiało można uznać za jedno z najlepszych wprowadzeń do współczesnej „teologii naturalnej”.
Sprawa „trzeciej kultury” (nie kłóćmy się o nazwy) jest tak ważna, że warto jej poświęcić nieco więcej krytycznej uwagi. Widzę tu trzy – zresztą wyżej już zasygnalizowane – problemy: 1) problem relacji pomiędzy naukami ścisłymi a humanistycznymi (za reprezentantkę tych pierwszych uznaję tu głównie fizykę), 2) problem relacji pomiędzy naukami a filozofią, 3) problem relacji pomiędzy naukami a teologią. Tym trzem problemom poświęcam trzy kolejne części niniejszej księgi. Ponieważ i filozofię, i teologię tradycyjnie zalicza się do nauk humanistycznych, całość zdecydowałem się zatytułować nieco prowokującym pytaniem „Czy fizyka jest nauką humanistyczną?” Jest to również tytułowe pytanie pierwszego rozdziału, ale tam należy je rozumieć bardziej dosłownie.
Księga niniejsza jest kontynuacją moich poszukiwań, których zapisem są dwie poprzednie księgi: Nowa fizyka i nowa teologia oraz Moralność myślenia. Pojawia się tu pewien nowy wątek – piękno jako kryterium prawdy (to także tytuł jednego z rozdziałów). O ile w Moralności myślenia wyeksponowany był etyczny aspekt poznania i uprawiania nauki (a więc aspekt dotyczący dobra), o tyle w tej księdze coraz wyraźniej do głosu dochodzi estetyczna strona ludzkich wysiłków poznawczych. Gdy mowa o dobru i pięknie, to nie można nie wspomnieć o prawdzie, ale prawdą nauka i jej filozofia karmiły się od zawsze. Myślę, że istnieje bardzo niewiele filozoficznych doktryn, które by tak potężnie oddziałały na ludzką kulturę jak Platońska nauka o Wielkiej Triadzie – Dobru, Prawdzie i Pięknie. Historia filozofii jest oczywiście również pełna sprzeciwów przeciwko tej doktrynie Platona, a w szczególności przeciwko jej znaczeniu dla nauk. Jednakże – jak sądzę – nieuniknioność Triady polega na tym, że nie należy jej szukać wśród tematów, jakimi zajmują się teorie naukowe, lecz u ich podstaw i (milczących) założeń. Dobra, Prawdy i Piękna nie ma wśród wyników nauki, lecz są one wszędzie, w tym, czym nauka jest.
Przypisy
Część 1.CZY FIZYKA JEST NAUKĄ HUMANISTYCZNĄ?
[1] Wszystkie nieudokumentowane cytaty w niniejszym Wprowadzeniu pochodzą ze wstępu do Trzeciej kultury, napisanego przez Brockmana, zatytułowanego Powstaje trzecia kultura [1996, 15–21].
[2] Dla ilustracji tego faktu sięgam do mojej podręcznej biblioteczki i – dość przypadkowo – wyciągam książkę: Philosophical Consequences of Quantum Theory, red. J.T. Cushing, E. McMullin [1989]. Książka ta zawiera prace pisane przez specjalistów w dziedzinie mechaniki kwantowej i zawodowych filozofów, poświęcone filozoficznym konsekwencjom twierdzenia Bella; jest ona owocem sympozjum, jakie w dniach 1–7 października 1987 r. odbyło się na Uniwersytecie w Notre Dame, w Stanach Zjednoczonych.