Detektywi z podstawówki. Tajemnica kierowcy Ogórka - Alicja Sinicka - ebook + audiobook + książka

Detektywi z podstawówki. Tajemnica kierowcy Ogórka ebook i audiobook

Alicja Sinicka,

4,9

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Detektywi z podstawówki znów na tropie!

Kasia, Karol i Wojtek wyjeżdżają na klasową wycieczkę do Gospodarstwa Pod Chmurką, zajmującego się agroturystyką. Wsiadają do autobusu, za którego kierownicą siedzi naburmuszony Stanisław Ogórek. Detektywi nie wiedzą, dlaczego jest w złym humorze, ale nie zwracają na to większej uwagi do chwili aż w gospodarstwie dochodzi do zagadkowej sytuacji.

Znika ukochany pies właścicielki – Morela!

Wcześniej suczka obsikała leżącą na ziemi torebkę kierowcy autokaru.

Rozgniewany Stanisław Ogórek groził Moreli. Być może to on maczał palce w jej zniknięciu? W przerwach między dojeniem krów, karmieniem kur i jazdą konną, młodzi detektywi prowadzą kolejne śledztwo i nie spoczną dopóki nie doprowadzą sprawy do końca!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 93

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 2 godz. 12 min

Lektor: Józef Pawłowski
Oceny
4,9 (144 oceny)
126
16
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Maieve

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo fajna polecam
20
beatbarl

Nie oderwiesz się od lektury

była bardzo ciekawa i fajna, trzymajaca w napięciu
20
Kaszole

Nie oderwiesz się od lektury

Fajna ksiazka
20
Pdopierala

Nie oderwiesz się od lektury

❤🧡💛💚💙💜🤎🖤🤍
20
Marysia81

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo fajna polecam!!!!!!!!!!!
20

Popularność




Re­dak­cja i ko­rektaAgnieszka Czap­czyk
Pro­jekt gra­ficzny okładkiŁu­kasz Sil­ski
Skład i ła­ma­nieAgnieszka Kie­lak
Ilu­stra­cjeŁu­kasz Sil­ski
© Co­py­ri­ght by Skarpa War­szaw­ska, War­szawa 2024 © Co­py­ri­ght by Ali­cja Si­nicka, War­szawa 2024
Ze­zwa­lamy na udo­stęp­nia­nie okładki książki w in­ter­ne­cie
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-83294-35-3
Wy­dawca Agen­cja Wy­daw­ni­czo-Re­kla­mowa Skarpa War­szaw­ska Sp. z o.o. ul. Bo­row­skiego 2 lok. 24 03-475 War­szawa tel. 22 416 15 81re­dak­cja@skar­pa­war­szaw­ska.plwww.skar­pa­war­szaw­ska.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Moim uko­cha­nym Dzie­ciom,

Hani i Oska­rowi

Kiedy się obu­dzi­łem, zo­ba­czy­łem duży pro­mień słońca na mo­jej ciem­nej koł­drze i ode­tchną­łem z ulgą. Za­po­mnia­łem wczo­raj spraw­dzić pro­gnozę po­gody, a za­le­żało mi na tym, żeby dzi­siaj było sło­necz­nie, bo je­cha­li­śmy na kla­sową wy­cieczkę, i to nie byle jaką! Trzy dni poza na­szym ro­dzin­nym mia­stem, dwie­ście ki­lo­me­trów od domu. Na­sza pani po­wie­działa ostat­nio, że jest już wio­sna, dni ro­bią się co­raz dłuż­sze i trzeba to wy­ko­rzy­stać. Na po­czątku i ja, i Woj­tek by­li­śmy tro­chę prze­stra­szeni, bo przy­po­mnie­li­śmy so­bie, jak w ze­szłym roku z oka­zji wio­sny pani po­sta­no­wiła zro­bić za bu­dyn­kiem szkoły mały ogró­dek wa­rzywny. Wy­zna­czyła dy­żury i ka­zała nam na zmianę pie­lę­gno­wać ro­snące rzod­kiewki, szczy­pio­rek i mar­chewki. Ra­zem z ple­wie­niem i pod­le­wa­niem! Nie było to pro­ste! Ja mia­łem dy­żur z Wojt­kiem i czę­sto przy­dep­ty­wa­łem któ­rąś z grzą­dek. Woj­tek mó­wił, że to wszystko przez moje wiel­kie stopy. Cza­sem na­ma­wia­li­śmy Ka­się, żeby tro­chę nam po­mo­gła, ale ona twier­dziła, że wy­star­czy jej już cho­dze­nie do ogródka na wła­snym dy­żu­rze, który miała z Ni­kolą. Ni­kola, jak to Ni­kola, żeby przy­po­do­bać się pani, po­sta­no­wiła zro­bić do­dat­kowe grządki i za­siać tam jesz­cze ko­pe­rek i pie­truszkę! Do­wie­działa się od ko­goś, że pani prze­pada za pie­truszką, i chciała spra­wić jej przy­jem­ność. Może i pani ten po­mysł się spodo­bał, ale my by­li­śmy źli, bo do­ło­żyła nam pracy!

Na szczę­ście w tym roku na­szą wy­cho­waw­czy­nią zo­stała inna pani, bo w końcu by­li­śmy już w czwar­tej kla­sie. Pani Wrona z oka­zji wio­sny po­sta­no­wiła za­brać nas na wy­cieczkę do... Mu­szę się sku­pić, żeby do­brze wy­mó­wić tę na­zwę: do go­spo­dar­stwa agro­tu­ry­stycz­nego. Uff, strasz­nie trudne słowo, to zna­czy te­raz już nie tak bar­dzo, bo tro­chę się do niego przy­zwy­cza­iłem, ale na po­czątku brzmiało ko­smicz­nie. Te­raz już wiem, że w ta­kim go­spo­dar­stwie czło­wiek od­po­czywa na ło­nie na­tury. W po­bliżu są łąki, lasy, można po­od­dy­chać świe­żym po­wie­trzem. W na­szym wy­padku na tym jed­nak atrak­cje się nie koń­czyły, bo mie­li­śmy tam jesz­cze doić krowy, kar­mić kury, a chętni mo­gli na­wet uczyć się jeź­dzić konno. Tak na­prawdę tro­chę się tego wszyst­kiego oba­wia­łem, ale z dru­giej strony – lep­sze to niż sie­dze­nie na lek­cjach od po­nie­działku do środy, a już na pewno lep­sze to niż dy­żury w ogródku wa­rzyw­nym, szcze­gól­nie je­śli ktoś ma ta­kie wiel­kie stopy jak ja.

– Ka­rol, wsta­waj, bo się spóź­nisz na wy­cieczkę. Pod­wiozę cie­bie i Ka­się, że­by­ście nie mu­sieli tasz­czyć tych cięż­kich ple­ca­ków na pie­chotę.

Mama we­szła do mo­jego po­koju z wło­sami za­wi­nię­tymi w nie­bie­ski ręcz­nik. No ja­sne – do­piero co wy­myła włosy, a mnie po­ga­niała! Już ja wie­dzia­łem, jak to wszystko się skoń­czy. To ja będę na nią cze­kał przed wyj­ściem, a nie ona na mnie.

– Do­brze, do­brze, już wstaję.

– Zro­bi­łam ci owsiankę.

– Z mio­dem i ma­li­nami?

– I z ka­wał­kami ja­błek – do­dała z uśmie­chem.

– Dzięki.

Od razu usia­dłem na łóżku. Do­brze, że spa­ko­wa­łem się wczo­raj. Te­raz po­zo­sta­wało tylko zjeść śnia­da­nie, wy­myć zęby, ubrać się i wy­ru­szyć w drogę. Mar­twiło mnie tylko to, że w pią­tek w szkole zgu­bi­łem gdzieś mój ze­ga­rek. Lu­bię mieć go przy so­bie. Co prawda mo­głem spraw­dzać też go­dzinę na te­le­fo­nie, ale to jed­nak nie to samo.

Po trzy­dzie­stu mi­nu­tach by­łem już go­towy do wyj­ścia i oczy­wi­ście, tak jak to prze­wi­dzia­łem, mu­sia­łem jesz­cze po­cze­kać na mamę, która koń­czyła ukła­dać so­bie włosy w ła­zience. Szum su­szarki ustał, a po­tem usły­sza­łem jesz­cze kilka psik­nięć i mama we­szła do przed­po­koju w błysz­czą­cym koku, z któ­rego wy­pły­wało kilka pasm. Za­czy­nała dziś nową pracę, oczy jej lśniły, jakby już miała przed nimi to wszystko, co bę­dzie się działo w fir­mie.

– A gdzie twój ze­ga­rek? – za­py­tała Iga, wsu­wa­jąc na ra­miona ple­cak.

Moja młod­sza sio­stra za­wsze wszystko za­uwa­żała. Była w tym jesz­cze lep­sza niż Ka­sia.

– Wła­śnie! – przy­tak­nęła mama, zer­ka­jąc na mój nad­gar­stek

Za­po­mnia­łem jej po­wie­dzieć, że gdzieś prze­padł w pią­tek.

– Zgu­bi­łem go. – Wzru­szy­łem ra­mio­nami.

Mama aż przy­ło­żyła dłoń do ust.

– Taki fajny ze­ga­rek – po­wie­działa ze smut­kiem w gło­sie. – Jak to się stało?

– Mu­siał mi się zsu­nąć pod­czas wu­efu w pią­tek. Chyba za­po­mnia­łem go ścią­gnąć – wy­ja­śni­łem. – Cho­ciaż nie pa­mię­tam do­kład­nie. Kiedy zaj­rza­łem do szafki po lek­cji i chcia­łem go za­ło­żyć, to go tam nie było.

– Prze­bie­ra­łeś się w szatni? – za­py­tała mama, która z prze­ję­cia za­częła ba­wić się swoim wi­sior­kiem w kształ­cie słońca. Może spraw­dzała, czy wszystko z nim w po­rządku, czy przy­pad­kiem go nie utra­ciła, tak jak ja ze­ga­rek.

– Tak, w szatni. Wy­daje mi się, że go ścią­gną­łem i wło­ży­łem do szafki, ale pew­no­ści nie mam.

– A szafkę za­my­kasz na ja­kiś klucz?

– Nie mamy tam żad­nych klu­czy.

Mama przez chwilę przy­glą­dała mi się w mil­cze­niu, a Iga pa­trzyła na mamę z za­cie­ka­wie­niem i to ona pierw­sza się w końcu ode­zwała:

– A może ktoś ci go ukradł!

– Nie­moż­liwe. – Mach­ną­łem ręką. – Nikt z mo­jej klasy by cze­goś ta­kiego nie zro­bił.

– Ty masz sza­loną klasę! – Iga nie od­pusz­czała. – A pu­char tego zna­nego pił­ka­rza? A cho­inka?

– Daj spo­kój! – zga­si­łem sio­strę i po­krę­ci­łem głową. – Mam ten ze­ga­rek prze­szło rok i za­wsze cho­wam go do szafki przed wu­efem. Gdyby ktoś chciał mi go ukraść, już dawno by to zro­bił. Poza tym, co by mu było po moim ze­garku, skoro nie mógłby z nim cho­dzić do szkoły?

– Dla­czego by nie mógł? – za­py­tała Iga, za­wi­ja­jąc za ucho swój lo­czek.

– Bo prze­cież zo­ba­czył­bym to, a wtedy bym już so­bie z ta­kim zło­dzie­jasz­kiem po­roz­ma­wiał!

– Do­brze, daj­cie już spo­kój – prze­rwała nam mama. – Za­dzwo­nię póź­niej do szkoły i za­py­tam, czy nie zna­leźli ni­g­dzie two­jego ze­garka. Pew­nie mie­li­ście wuef na dwo­rze, co? W pią­tek była taka ładna po­goda.

– Tak, bie­ga­li­śmy wo­kół bo­iska na czas. My­ślę, że mógł mi gdzieś wy­paść, a ja tego nie za­uwa­ży­łem.

– Pew­nie jesz­cze się znaj­dzie. – Mama ob­jęła mnie ra­mie­niem.

Usły­sze­li­śmy dzwo­nek do­mo­fonu. Wyj­rza­łem przez okno i zo­ba­czy­łem Ka­się sto­jącą przy furtce. Miała na gło­wie cza­peczkę moro i wielki gór­ski ple­cak, który był pra­wie taki jak ona. Chyba po­my­liła go­spo­dar­stwo agro­tu­ry­styczne z obo­zem prze­trwa­nia. Uśmiech­ną­łem się do sie­bie na tę myśl, a po­tem ra­zem z mamą i Igą wy­szli­śmy z domu.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki