Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Detektywi z podstawówki znów na tropie!
Kasia, Karol i Wojtek wyjeżdżają na klasową wycieczkę do Gospodarstwa Pod Chmurką, zajmującego się agroturystyką. Wsiadają do autobusu, za którego kierownicą siedzi naburmuszony Stanisław Ogórek. Detektywi nie wiedzą, dlaczego jest w złym humorze, ale nie zwracają na to większej uwagi do chwili aż w gospodarstwie dochodzi do zagadkowej sytuacji.
Znika ukochany pies właścicielki – Morela!
Wcześniej suczka obsikała leżącą na ziemi torebkę kierowcy autokaru.
Rozgniewany Stanisław Ogórek groził Moreli. Być może to on maczał palce w jej zniknięciu? W przerwach między dojeniem krów, karmieniem kur i jazdą konną, młodzi detektywi prowadzą kolejne śledztwo i nie spoczną dopóki nie doprowadzą sprawy do końca!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 93
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Moim ukochanym Dzieciom,
Hani i Oskarowi
Kiedy się obudziłem, zobaczyłem duży promień słońca na mojej ciemnej kołdrze i odetchnąłem z ulgą. Zapomniałem wczoraj sprawdzić prognozę pogody, a zależało mi na tym, żeby dzisiaj było słonecznie, bo jechaliśmy na klasową wycieczkę, i to nie byle jaką! Trzy dni poza naszym rodzinnym miastem, dwieście kilometrów od domu. Nasza pani powiedziała ostatnio, że jest już wiosna, dni robią się coraz dłuższe i trzeba to wykorzystać. Na początku i ja, i Wojtek byliśmy trochę przestraszeni, bo przypomnieliśmy sobie, jak w zeszłym roku z okazji wiosny pani postanowiła zrobić za budynkiem szkoły mały ogródek warzywny. Wyznaczyła dyżury i kazała nam na zmianę pielęgnować rosnące rzodkiewki, szczypiorek i marchewki. Razem z plewieniem i podlewaniem! Nie było to proste! Ja miałem dyżur z Wojtkiem i często przydeptywałem którąś z grządek. Wojtek mówił, że to wszystko przez moje wielkie stopy. Czasem namawialiśmy Kasię, żeby trochę nam pomogła, ale ona twierdziła, że wystarczy jej już chodzenie do ogródka na własnym dyżurze, który miała z Nikolą. Nikola, jak to Nikola, żeby przypodobać się pani, postanowiła zrobić dodatkowe grządki i zasiać tam jeszcze koperek i pietruszkę! Dowiedziała się od kogoś, że pani przepada za pietruszką, i chciała sprawić jej przyjemność. Może i pani ten pomysł się spodobał, ale my byliśmy źli, bo dołożyła nam pracy!
Na szczęście w tym roku naszą wychowawczynią została inna pani, bo w końcu byliśmy już w czwartej klasie. Pani Wrona z okazji wiosny postanowiła zabrać nas na wycieczkę do... Muszę się skupić, żeby dobrze wymówić tę nazwę: do gospodarstwa agroturystycznego. Uff, strasznie trudne słowo, to znaczy teraz już nie tak bardzo, bo trochę się do niego przyzwyczaiłem, ale na początku brzmiało kosmicznie. Teraz już wiem, że w takim gospodarstwie człowiek odpoczywa na łonie natury. W pobliżu są łąki, lasy, można pooddychać świeżym powietrzem. W naszym wypadku na tym jednak atrakcje się nie kończyły, bo mieliśmy tam jeszcze doić krowy, karmić kury, a chętni mogli nawet uczyć się jeździć konno. Tak naprawdę trochę się tego wszystkiego obawiałem, ale z drugiej strony – lepsze to niż siedzenie na lekcjach od poniedziałku do środy, a już na pewno lepsze to niż dyżury w ogródku warzywnym, szczególnie jeśli ktoś ma takie wielkie stopy jak ja.
– Karol, wstawaj, bo się spóźnisz na wycieczkę. Podwiozę ciebie i Kasię, żebyście nie musieli taszczyć tych ciężkich plecaków na piechotę.
Mama weszła do mojego pokoju z włosami zawiniętymi w niebieski ręcznik. No jasne – dopiero co wymyła włosy, a mnie poganiała! Już ja wiedziałem, jak to wszystko się skończy. To ja będę na nią czekał przed wyjściem, a nie ona na mnie.
– Dobrze, dobrze, już wstaję.
– Zrobiłam ci owsiankę.
– Z miodem i malinami?
– I z kawałkami jabłek – dodała z uśmiechem.
– Dzięki.
Od razu usiadłem na łóżku. Dobrze, że spakowałem się wczoraj. Teraz pozostawało tylko zjeść śniadanie, wymyć zęby, ubrać się i wyruszyć w drogę. Martwiło mnie tylko to, że w piątek w szkole zgubiłem gdzieś mój zegarek. Lubię mieć go przy sobie. Co prawda mogłem sprawdzać też godzinę na telefonie, ale to jednak nie to samo.
Po trzydziestu minutach byłem już gotowy do wyjścia i oczywiście, tak jak to przewidziałem, musiałem jeszcze poczekać na mamę, która kończyła układać sobie włosy w łazience. Szum suszarki ustał, a potem usłyszałem jeszcze kilka psiknięć i mama weszła do przedpokoju w błyszczącym koku, z którego wypływało kilka pasm. Zaczynała dziś nową pracę, oczy jej lśniły, jakby już miała przed nimi to wszystko, co będzie się działo w firmie.
– A gdzie twój zegarek? – zapytała Iga, wsuwając na ramiona plecak.
Moja młodsza siostra zawsze wszystko zauważała. Była w tym jeszcze lepsza niż Kasia.
– Właśnie! – przytaknęła mama, zerkając na mój nadgarstek
Zapomniałem jej powiedzieć, że gdzieś przepadł w piątek.
– Zgubiłem go. – Wzruszyłem ramionami.
Mama aż przyłożyła dłoń do ust.
– Taki fajny zegarek – powiedziała ze smutkiem w głosie. – Jak to się stało?
– Musiał mi się zsunąć podczas wuefu w piątek. Chyba zapomniałem go ściągnąć – wyjaśniłem. – Chociaż nie pamiętam dokładnie. Kiedy zajrzałem do szafki po lekcji i chciałem go założyć, to go tam nie było.
– Przebierałeś się w szatni? – zapytała mama, która z przejęcia zaczęła bawić się swoim wisiorkiem w kształcie słońca. Może sprawdzała, czy wszystko z nim w porządku, czy przypadkiem go nie utraciła, tak jak ja zegarek.
– Tak, w szatni. Wydaje mi się, że go ściągnąłem i włożyłem do szafki, ale pewności nie mam.
– A szafkę zamykasz na jakiś klucz?
– Nie mamy tam żadnych kluczy.
Mama przez chwilę przyglądała mi się w milczeniu, a Iga patrzyła na mamę z zaciekawieniem i to ona pierwsza się w końcu odezwała:
– A może ktoś ci go ukradł!
– Niemożliwe. – Machnąłem ręką. – Nikt z mojej klasy by czegoś takiego nie zrobił.
– Ty masz szaloną klasę! – Iga nie odpuszczała. – A puchar tego znanego piłkarza? A choinka?
– Daj spokój! – zgasiłem siostrę i pokręciłem głową. – Mam ten zegarek przeszło rok i zawsze chowam go do szafki przed wuefem. Gdyby ktoś chciał mi go ukraść, już dawno by to zrobił. Poza tym, co by mu było po moim zegarku, skoro nie mógłby z nim chodzić do szkoły?
– Dlaczego by nie mógł? – zapytała Iga, zawijając za ucho swój loczek.
– Bo przecież zobaczyłbym to, a wtedy bym już sobie z takim złodziejaszkiem porozmawiał!
– Dobrze, dajcie już spokój – przerwała nam mama. – Zadzwonię później do szkoły i zapytam, czy nie znaleźli nigdzie twojego zegarka. Pewnie mieliście wuef na dworze, co? W piątek była taka ładna pogoda.
– Tak, biegaliśmy wokół boiska na czas. Myślę, że mógł mi gdzieś wypaść, a ja tego nie zauważyłem.
– Pewnie jeszcze się znajdzie. – Mama objęła mnie ramieniem.
Usłyszeliśmy dzwonek domofonu. Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem Kasię stojącą przy furtce. Miała na głowie czapeczkę moro i wielki górski plecak, który był prawie taki jak ona. Chyba pomyliła gospodarstwo agroturystyczne z obozem przetrwania. Uśmiechnąłem się do siebie na tę myśl, a potem razem z mamą i Igą wyszliśmy z domu.