Detektywi z podstawówki. Tajemnica kucharza Pierniczka - Alicja Sinicka - ebook + audiobook + książka
NOWOŚĆ

Detektywi z podstawówki. Tajemnica kucharza Pierniczka ebook i audiobook

Alicja Sinicka,

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

13 osób interesuje się tą książką

Opis

Detektywi z podstawówki znów na tropie!

W podstawówce, do której uczęszczają Kasia, Karol i Wojtek ma odbyć się konkurs świąteczny na rysunek najładniejszej choinki. Główną nagrodą jest wyjazd na plażę pod kopułą w Niemczech! Gdy w szkole zaczynają dziać się dziwne rzeczy, znikają ołówki, pędzle, kredki a ostatecznie wszystkie prace uczestników konkursu, detektywi rozpoczynają kolejne śledztwo! Czy nowy kucharz - Wacław Pierniczek – ma coś wspólnego z tymi wydarzeniami? W końcu miał pretensje, że z powodu konkursu szkolna stołówka będzie przez trzy dni nieczynna. Poza tym tylko on został w szkole, gdy policja musiała przerwać konkurs i wszystkich ewakuować...

Detektywi rozpoczynają kolejne śledztwo i nie spoczną, dopóki nie poznają prawdy!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 99

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 2 godz. 38 min

Lektor: Józef Pawłowski
Oceny
4,4 (42 oceny)
27
11
0
2
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
osugono

Nie oderwiesz się od lektury

pozdrawiam serdecznie
00
Beti123123

Nie oderwiesz się od lektury

najlepsza książka świata
00
Wiolusia76

Nie oderwiesz się od lektury

Super 👌
00
looklens

Nie oderwiesz się od lektury

Super książka!
00
KorJoa

Dobrze spędzony czas

🤗🤗🤗🤗🤗🤗🤗😊😊😊😊😊💸💸💸💸💸💸💸💷💷💷💷💷💷💷💶💶💶💶💶💶📈📈📈📈📈📈📈💳💳💳💳💳💳💳☀️☀️☀️☀️☀️☀️☀️🌝🌝🌝🌝🌝🌝🌝😍😍😍😍😍😍😍😘😘😘😘😘😘😘🤩🤩🤩🤩🤩🤩🤩😋😋😋😋😋😋😋☀️😁😁😁😁😁😁😁😎😎😎😎😎😎😎😋😋😋😋😋😋😋😀😀😀😀😀😀😀🌏🌎🌎🌍🌍🌍🌍🌍🌎🌎🌎🌎🌎🌎🌎💲💲💲💲💲💲💲💱💱💱💱💱💱💱🔆🔆🔆🔆🔆🔆🔆🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱🇵🇱
00

Popularność




Re­dak­cjaAgnieszka Czap­czyk
Ko­rektaBe­ata Goł­kow­ska, Agnieszka Czap­czyk
Pro­jekt gra­ficzny okładkiŁu­kasz Sil­ski
Skład i ła­ma­nieAgnieszka Kie­lak
Ilu­stra­cjeŁu­kasz Sil­ski
© Co­py­ri­ght by Skarpa War­szaw­ska, War­szawa 2024 © Co­py­ri­ght by Ali­cja Si­nicka, War­szawa 2024
Ze­zwa­lamy na udo­stęp­nia­nie okładki książki w in­ter­ne­cie.
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-83296-77-7
Wy­dawca Agen­cja Wy­daw­ni­czo-Re­kla­mowa Skarpa War­szaw­ska Sp. z o.o. ul. K.K. Ba­czyń­skiego 1 lok. 2 00-036 War­szawa tel. 22 416 15 81re­dak­cja@skar­pa­war­szaw­ska.plwww.skar­pa­war­szaw­ska.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Hani i Oskar­kowi

– Ka­rol, wi­dzia­łeś pla­kat, który wisi przed wej­ściem do szkoły? – za­py­tał Woj­tek, kiedy wsze­dłem do klasy i rzu­ci­łem ple­cak na ławkę.

Usia­dłem obok mo­jego przy­ja­ciela i wy­cią­gną­łem śpio­cha z pra­wego oka.

– Nie wi­dzia­łem – od­po­wie­dzia­łem smęt­nie.

Ziew­ną­łem, a po­tem opar­łem brodę na dłoni i przy­mkną­łem oczy.

– Jak się ziewa, to się za­sła­nia usta – usły­sza­łem ja­kiś dziew­częcy głos. W pierw­szej chwili go nie roz­po­zna­łem. Do­piero gdy otwo­rzy­łem jedno oko, zo­ba­czy­łem, że pa­trzy na mnie Ni­kola, sie­dząca przed nami, w pierw­szej ławce.

– To dziwne – od­po­wie­dzia­łem.

– Co jest dziwne? – Ko­le­żanka po­pra­wiła oku­lary na no­sie.

– Zie­wa­nie jest po to, żeby do­tle­nić mózg. Jak mam to zro­bić, skoro po­wi­nie­nem za­sło­nić usta?

Woj­tek par­sk­nął śmie­chem, a Ni­kola po­krę­ciła tylko z re­zy­gna­cją głową i od­wró­ciła się z po­wro­tem w kie­runku ta­blicy.

Zimą go­rzej mi się wsta­wało, może dla­tego, że trudno wy­su­nąć się spod cie­płej, mięk­kiej koł­dry, wie­dząc, że za­raz trzeba wyjść na mróz. Te­go­roczny gru­dzień był wy­jąt­kowo zimny. Od kilku dni utrzy­my­wała się tem­pe­ra­tura po­ni­żej zera, choć śniegu jesz­cze nie było.

– Co to za pla­kat? – spy­ta­łem, zer­ka­jąc na Wojtka.

– Na­prawdę nie za­uwa­ży­łeś?

Po­krę­ci­łem głową.

– Jest ogromny i czer­wony, nie wiem, jak można było go nie zo­ba­czyć!

– Woj­tek, po­wiesz mi wresz­cie o co cho­dzi, czy nie? – Rzu­ci­łem okiem na śnież­no­biały koł­nie­rzyk wy­sta­jący spod jego brą­zo­wego swe­tra.

– No do­bra, słu­chaj. – Od­wró­cił się cia­łem w moją stronę. – W szkole od­bę­dzie się kon­kurs na ry­su­nek cho­inki.

– Je­stem słaby w ry­so­wa­niu. – Mach­ną­łem ręką i przy­po­mnia­łem so­bie wszyst­kie kon­kursy pla­styczne, w któ­rych do tej pory bra­łem udział. Było ich aż trzy. Dziś uwa­żam, że o trzy za dużo. Czło­wiek na­po­cił się w domu z ołów­kiem w ręku albo i z no­życz­kami (gdy tech­nika była do­wolna), a po­tem i tak nic z tego nie było, choćby ja­kie­goś wy­róż­nie­nia czy skrom­nej na­grody za uczest­nic­two. Je­dyne, na co mo­głem li­czyć, to po­chwała od mamy albo nie­po­kój w oczach młod­szej sio­stry, która mar­twiła się na za­pas, że jesz­cze nie daj Boże coś wy­gram. Nie­po­trzeb­nie. Po­noć każdy po­wi­nien po­znać swoje mocne strony i na nie w ży­ciu sta­wiać. Cóż, w moim przy­padku na pewno nie była to sztuka.

– To nie jest zwy­kły kon­kurs – cią­gnął mój to­wa­rzysz z ławki. – Tu nie li­czy się to, czy ład­nie na­ry­su­jesz cho­inkę, naj­waż­niej­szy jest po­mysł!

– Po­mysł? – Skrzy­wi­łem się. Przed ósmą mózg dzia­łał mi na wol­niej­szych ob­ro­tach, a Woj­tek mó­wił bar­dzo szybko. Zmie­rzy­łem go wzro­kiem, pró­bu­jąc zro­zu­mieć, skąd o tak wcze­snej po­rze jest w nim tyle en­tu­zja­zmu. Z re­guły tak jak ja przy­sy­piał przed lek­cjami na ławce, ale dziś wy­glą­dał jak wul­kan ener­gii.

– Tak! – Spoj­rzał na ze­gar wi­szący na ścia­nie. – Mamy jesz­cze trzy mi­nuty do dzwonka, chodź, po­każę ci. – Po­cią­gnął mnie za rękę.

Nie­chęt­nie ode­rwa­łem się od twar­dego krze­sła i ru­szy­li­śmy do wyj­ścia.

– Do­kąd idzie­cie? – za­py­tała Ka­sia, która sie­działa ra­zem z Tolą w ławce obok drzwi.

Po wy­cieczce do go­spo­dar­stwa agro­tu­ry­stycz­nego w ubie­głym roku szkol­nym dziew­czyny bar­dzo się za­przy­jaź­niły. Można po­wie­dzieć, że były jak pa­pużki nie­roz­łączki. Tola ode­rwała głowę od otwar­tego ze­szytu, w któ­rym do tej pory coś za­pi­sy­wała, za­ło­żyła czarny ko­smyk za ucho i też spoj­rzała na nas z za­cie­ka­wie­niem.

– Chcę po­ka­zać Ka­ro­lowi pla­kat, który wisi obok drzwi – wy­ja­śnił Woj­tek.

– Ten, w któ­rym mowa o kon­kur­sie? – upew­niła się Tola.

– Tak!

– Świetna sprawa, my­ślę, że po­win­ni­śmy się zgło­sić – wy­krzyk­nęła.

– Zga­dzam się. – Ka­sia po­ki­wała głową.

Naj­wy­raź­niej tylko ja nie zwró­ci­łem uwagi na ten pla­kat, kiedy wcho­dzi­łem do szkoły. Idąc za Wojt­kiem w stronę głów­nych drzwi, by­łem już bar­dzo za­cie­ka­wiony, a sen­ność gdzieś ze mnie ule­ciała. Jak się oka­zało, duży, czer­wony pla­kat wi­siał na ścia­nie za­raz obok wej­ścia. Nie wiem, jak mo­głem go nie za­uwa­żyć. Te­raz ist­niał dla mnie tylko on. Po jego pra­wej stro­nie wid­niał ry­su­nek nie­ty­po­wej cho­inki. Drzewko było uło­żone z muszli róż­nego ko­loru i kształtu, od naj­więk­szych, spi­ral­nych na dole, aż po małe, drobne na gó­rze. Po­mię­dzy nimi były ka­mie­nie, a wo­kół cho­inki do­ry­so­wano różne ryby. Cho­inka wy­glą­dała tak, jakby ozda­biała dno oce­anu. Za­czą­łem czy­tać tekst, który cią­gnął się w nie­rów­nej ko­lum­nie obok cho­inki:

Za­pra­szamy do udziału w kon­kur­sie na ory­gi­nalne świą­teczne drzewko!

W czwar­tek, 12 grud­nia, o go­dzi­nie 10.00 w szkol­nej sto­łówce od­bę­dzie się kon­kurs. Mogą wziąć w nim udział czte­ro­oso­bowe dru­żyny, które usiądą na przy­go­to­wa­nych sta­no­wi­skach i wspól­nie wy­ko­nają ry­sunki lub ma­lunki wy­jąt­ko­wych cho­inek. Jury, w któ­rego skład wcho­dzą: Pan Dy­rek­tor Piotr Bę­be­nek, Pani Woźna Ja­nina Dru­cik, Pan Tre­ner Grze­gorz Bombka oraz ce­niona ma­larka Pani An­to­nina Ro­bak wy­biorą naj­cie­kaw­szą pracę. Pa­mię­taj­cie! Wa­sza cho­inka nie musi być dzie­łem sztuki. Li­czy się po­mysł. Na­grodą dla zwy­cię­skiej dru­żyny jest trzy­dniowy wy­jazd wraz z opie­ku­nem na Tro­pi­kalną Wy­spę pod Ber­li­nem. Zwy­cięzcy za­miast uczest­ni­czyć w lek­cjach będą wy­grze­wać się pod pal­mami, zjeż­dżać ze zjeż­dżalni wod­nych, plu­skać się w cie­płej wo­dzie i ko­rzy­stać z wszel­kich in­nych atrak­cji tego wy­jąt­ko­wego miej­sca!

Fun­da­torką na­grody jest pani An­to­nina Ro­bak.

– Prze­czy­ta­łeś? – za­py­tał Woj­tek.

Za­nim zdą­ży­łem od­po­wie­dzieć, za­dzwo­nił dzwo­nek i mu­sie­li­śmy wra­cać do klasy. Trudno uwie­rzyć, że jesz­cze pięć mi­nut temu by­łem za­spany. Te­raz na­bra­łem no­wej ener­gii. Ro­zu­mia­łem już, skąd u Wojtka wziął się ten en­tu­zjazm. Wy­jazd w te mroźne, nie­przy­jemne dni na Tro­pi­kalną Wy­spę to było coś wspa­nia­łego! Chcia­łem wie­dzieć wszystko o tym kon­kur­sie. Ory­gi­nalna cho­inka? Jak ona mia­łaby wy­glą­dać? Do­my­śla­łem się, że ta, która znaj­do­wała się na pla­ka­cie, była jej przy­kła­dem. Ode­pchną­łem od sie­bie wszyst­kie złe wspo­mnie­nia zwią­zane z wcze­śniej­szymi kon­kur­sami pla­stycz­nymi i po­sta­no­wi­łem dać so­bie szansę.

Wró­ci­li­śmy do ławki, a za­raz po nas w kla­sie po­ja­wiła się pani Wrona. Za­czy­na­li­śmy wła­śnie go­dzinę wy­cho­waw­czą. Pani Wrona po spraw­dze­niu li­sty obec­no­ści wy­szła na śro­dek klasy i za­py­tała, czy wi­dzie­li­śmy pla­kat wi­szący obok drzwi.

– Tak! – ryk­nęła cała klasa.

Ro­zej­rza­łem się po kla­sie i zo­ba­czy­łem, że wszy­scy z oży­wie­niem wpa­trują się w pa­nią Wronę. Wszy­scy za wy­jąt­kiem Ksa­we­rego, który zda­wał się nie być nim szcze­gól­nie za­in­te­re­so­wany. Wciąż ry­so­wał coś w ze­szy­cie i na­wet nie pa­trzył na wy­cho­waw­czy­nię. Obok niego sie­dział Ju­rek. Do­szedł do na­szej klasy w tym roku i choć jak do­tąd mało z kim roz­ma­wiał, zdą­ży­łem za­uwa­żyć, że po­dob­nie jak Ksa­wery, też lubi so­bie po­na­rze­kać. Na­wet fry­zury mieli po­dobne. On też wią­zał so­bie ku­cyk na czubku głowy, ale miał dużo ja­śniej­sze włosy od Ksa­we­rego.

Pani Wrona uśmiech­nęła się, wi­dząc za­in­te­re­so­wa­nie więk­szo­ści uczniów. Ka­sia pod­nio­sła rękę.

– Tak, Ka­siu?

– Czy może nam pani po­wie­dzieć coś wię­cej o tym kon­kur­sie?

– Oczy­wi­ście. W pią­tek pod­czas rady pe­da­go­gicz­nej dy­rek­tor Bę­be­nek po­ru­szył z nami ten te­mat. Sporo się do­wie­dzia­łam. Co chcie­li­by­ście wie­dzieć?

– Czy my bę­dziemy mu­sieli stwo­rzyć tę cho­inkę wy­łącz­nie w szkol­nej sto­łówce?

– Ow­szem, Ka­siu. Za­ło­że­nie tego kon­kursu po­lega na tym, że ma­lu­je­cie lub ry­su­je­cie cho­inkę w gru­pach pod czuj­nym okiem jury. Cho­dzi o to, aby unik­nąć ry­zyka, że ktoś z ze­wnątrz zro­bił to za was. Mo­że­cie ob­my­ślić so­bie wszystko przed kon­kur­sem, za­pla­no­wać, jak bę­dzie wy­glą­dała wa­sza cho­inka, a na­wet wy­ko­nać coś prób­nego, na brudno. Na kon­kurs jed­nak przy­cho­dzi­cie tylko z gło­wami peł­nymi po­my­słów. W sto­łówce będą na was cze­kać duże kartki, ołówki, kredki, farby i inne przy­bory słu­żące do ry­so­wa­nia lub ma­lo­wa­nia.

– Na przy­kład li­nijki? – za­py­tał na­gle Woj­tek, a ja spoj­rza­łem na niego za­sko­czony. Czy on miał już ja­kiś wstępny po­mysł?

Pani Wrona się ro­ze­śmiała.

– Li­nijkę mo­żesz przy­nieść sam, Wojtku.

– My bę­dziemy ra­zem – szep­ną­łem do ko­legi. Wła­ści­wie wy­da­wało się to oczy­wi­ste, ale wo­la­łem się upew­nić.

Woj­tek po­ki­wał głową.

– Weź­miemy jesz­cze Ka­się i Tolę – do­dał. – Tola po­noć ład­nie ry­suje.

Spoj­rza­łem na dziew­czyny. Ka­sia po­pa­trzyła na mnie po­ro­zu­mie­waw­czo, po­tem wska­zała pal­cem na Wojtka, na mnie, na Tolę i na końcu wy­mie­rzyła nim w sie­bie.

W od­po­wie­dzi ski­ną­łem głową. Mie­li­śmy już grupę.

– Wi­dzę, że nie­któ­rzy z was już się dzielą – sko­men­to­wała pani Wrona. Mu­siała nas za­uwa­żyć. – Bar­dzo do­brze. Im szyb­ciej za­cznie­cie przy­go­to­wa­nia, tym le­piej. Czasu nie ma za wiele. Kon­kurs już za trzy dni.

Pod­nio­słem rękę.

– Tak, Ka­rolu?

– Chcia­łem za­py­tać, kim jest An­to­nina Ro­bak.

– Ma­larką – za­wo­łał Ksa­wery z ostat­niej ławki.

– Tyle to ja też prze­czy­ta­łem na pla­ka­cie! – od­po­wie­dzia­łem.

Pani Wrona z wra­że­nia przy­ło­żyła dłoń do klatki pier­sio­wej.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki