Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
W setce zebranych w niniejszym tomie tekstów polskich autorek i autorów – od Adama Mickiewicza, przez Jarosława Iwaszkiewicza czy Irenę Krzywicką, po Ingę Iwasiów i Jacka Dehnela – wyłania się ważna część polskiej literatury i społeczeństwa od końca XVIII do początku XXI wieku. Fragmenty prozy, szkice eseistyczne czy poezja, nie są tu jedynie świadectwem różnorodnych zjawisk literackich, lecz przede wszystkim znakiem zmieniających się wzorów i norm społeczno-kulturowych. „Dezorientacje…” wpisują się przez to w kontekst globalny – „queer studies”; ale i lokalny nawiązując do legendarnej antologii Marii Janion z lat 80. „Transgresje”.
Ta antologia ukazuje nie tylko reprezentacje nienormatywnych seksualności i płci na tle zmieniających się historycznie norm kulturowych, ale i wskazuje na wątki, historie, i przemilczane elementy życia twórców i twórczyń, o których dotychczas mówiono jedynie w wąskich kręgach literaturoznawców. Książka nie tyle odkrywa nieznane, co przywraca do głównego nurtu polskiej literatury i kultury ważne dla zrozumienia współczesności zjawiska, teksty i autorów.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 1426
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Antologia polskiej literatury queer ukazała się na przełomie stycznia i lutego 2021 roku i – ku naszemu zdziwieniu oraz naszej wielkiej radości – w ciągu trzech–czterech tygodni zniknęła z półek księgarni. I choć książki miewają swoje historie (ta również ją oczywiście ma), to takie przygody rzadko zdarzają się publikacjom akademickim. Ciągle istniała możliwość zakupu e-booka, ale w przypadku Dezorientacji, książki, dla której materialna forma od początku miała duże znaczenie, to nie była najlepsza opcja. Pojawiła się paląca potrzeba wznowienia, którą postanowiliśmy zaspokoić. Zaproponowaliśmy drugie wydanie – poprawione i, na co chcielibyśmy zwrócić uwagę, poszerzone.
Szybko okazało się bowiem, że antologia, także dzięki swojej materialnej szacie, wpisując się naturalnie w topos księgi – jest w istocie księgą nieskończoną, stale otwartą na uzupełnienia i adnotacje, zachęcającą osoby czytające do tworzenia własnych, jak się wyraził jeden z recenzentów, „intymnych kolekcji” i „prywatnych suplementów”[1]. Wierzymy, że antologia ta będzie się stale rozrastać, nie tylko dlatego, że wciąż powstają nowe fascynujące teksty literackie, które moglibyśmy określić mianem queer, lecz także dlatego, że osoby czytające coraz chętniej i odważniej rewidują dzieła składające się na korpus literatury narodowej, odczytując queerowe wątki, znaki, postaci czy wydarzenia. Idąc tym tropem, postanowiliśmy uzupełnić antologię o kilka ważnych głosów i zachęcić osoby czytające do dalszych poszukiwań.
Zmiany poczynione w drugim wydaniu – poza korektą literówek i dodaniem kilku nowych pozycji bibliograficznych – nastawione są głównie na przyszłość: z tekstów literackich niczego nie usuwamy, a jedynie dodajemy, ponieważ polska literatura queer znakomicie się rozwija. Dołączamy do tomu fragment powieści Jana Parandowskiego Król życia z 1930 roku. Z najnowszej poezji w antologii umieszczamy wiersze Patrycji Sikory, Szymona Żuchowskiego i Marcina Niewirowicza, z prozy – fragmenty opowiadania Kai Malanowskiej o niedawno zmarłej Kim Lee, powieści Doroty Kotas i (z uwagi na coraz ciekawsze osiągnięcia literatury popularnej) Elżbiety Cherezińskiej. Eseistykę wzbogacają natomiast fragmenty szkicu Izabeli Morskiej o Białej Róży Narcyzy Żmichowskiej – w ten sposób uzupełniamy istotny ciąg tekstów dotyczących pierwszej w polskiej kulturze wyrazistej tradycji queerowej, która konstruuje się właśnie wokół postaci Żmichowskiej i rozpoczyna Poganką.
W związku z tym, że literatura queer pisze dzisiaj swój nowy rozdział, postanowiliśmy nieco wykroczyć poza przyjętą w pierwszym wydaniu datę końcową kwerendy i zaprezentować także teksty powstałe po 2018 roku. Utwory są ułożone w porządku chronologicznym. Zdecydowaliśmy jednak pozostawić nienaruszoną ramę kompozycyjną z pierwszego wydania, umieszczając na końcu fragment sztuki Jolanty Janiczak, a tym samym przywołując symboliczny rok 2018, który oznacza jednocześnie stulecie odzyskania państwowości przez Polskę i stulecie uzyskania praw wyborczych przez kobiety w Polsce.
Pierwsze wydanie Dezorientacji spotkało się z bardzo ciepłym rezonansem krytycznym w postaci szkiców, wpisów, notek, podcastów – zarówno w mediach tradycyjnych, jak i elektronicznych[2]. Niewykluczone bowiem, że antologia bardzo precyzyjnie trafiła w swój czas, wskazując – pomimo coraz bardziej niebezpiecznego, wyraźniejszego i rosnącego politycznego wykorzystania homo- i transfobii – że queerowa tradycja w polskiej literaturze i kulturze istnieje i nigdy nie była marginesem. Jak napisała jedna z recenzentek Dezorientacji: „Queer jest dzisiaj humanizmem”[3]. Tak właśnie.
AA, TK, BW
[1] M. Skucha, Z ukrycia, „Dwutygodnik” 2021, nr 301, <https://www.dwutygodnik.com/artykul/9369-z-ukrycia.html> [dostęp 20.07.2021].
[2] O Dezorientacjach pisali, dyskutowali i nagrywali m.in.: Dezydery Barłowski, Kinga Dunin, Arleta Galant, Przemysław Górecki, Łukasz Kaźmierczak / Łucja Kuttig, Renata Lis, Witold Mrozek, Michał Nogaś, Magdalena Pawłowska, Mateusz Skucha, Justyna Sobolewska, Wojciech Szot, Marcin Wilk.
[3] R. Lis, Macie swoich odmieńców, „Polityka” 2021, nr 10, s. 84.
W przenikliwym eseju O Prouście, zawartym w książce Od Baudelaire’a do nadrealistów. Przekłady i szkice z nowoczesnej literatury francuskiej z 1933 roku, Stefan Napierski pisał:
Trzeba raz wreszcie wypowiedzieć tę prawdę wstydliwą, systematycznie chowaną pod korcem, że co najmniej połowa współczesnej sztuki francuskiej i niemieckiej – to sztuka przewrotna. Nie tylko fabularnie – co, zresztą, jest nieistotne – zazwyczaj w sposób skryty i przejrzyście zamaskowany, nie tylko formalnie, jak André Gide […], jak Cocteau […]; ale po prostu ujawnia się to w samych ludziach, w życiu i twórczości pojedynczych jednostek, w złożonej ich osobowości. Brzmi to jak paradoks, lecz kultury XX wieku niepodobna już pomyśleć, a tym bardziej pojąć, bez tego czynnika inwersji. Matki nasze i co kulturalniejsze ciotki sprzed lat trzydziestu szeptem i ze zgrozą wspominały imię Wilde’a; dzisiaj jest inwersja na Zachodzie uświęconą niemal instytucją. […] nie jest już obecnie domysłem, ale faktem, że Albert było na imię Albertynie[1].
Jest to pierwsza znana definicja literatury, którą dzisiaj nazwalibyśmy queer, wypracowana w obrębie polskiej refleksji krytycznoliterackiej i zawierająca wiele ważnych wskazówek. Po pierwsze zatem, co najważniejsze – literatura z wątkami nieheteroseksualnymi istnieje (jej status ontologiczny bywał i ciągle jest podważany). Przejawia się ona zarówno w treści (choć ta oczywiście bywa kamuflowana), jak i w kwestiach formalnych (które łączą się z owym kamuflowaniem). Co więcej, literatura ta opisuje – całkiem po prostu – ludzkie życie, jest odbiciem egzystencji nieheteronormatywnych osób w świecie. Jest jednak „przewrotna”, a zatem, etymologicznie rzecz ujmując, zdolna coś przewrócić czy wywrócić: zastane hierarchie, przyzwyczajenia czy status quo (przynajmniej w obrębie tekstu literackiego). A to może wywoływać dezorientację. Oczywiście Stefan Napierski pisał o literaturze francuskiej, która stanowiła wówczas wzór, podstawowy punkt odniesienia, południk zero i centrum „światowej republiki literatury”[2]. Nie ulega jednak wątpliwości, że Stefan Napierski nie tylko opisywał, lecz także projektował oraz sugerował istnienie polskiej literatury przewrotnej, choć tutaj naturalnie trudniej było mu się posługiwać przykładami, bo nazywanie czasami może, choć nie musi, stawać się homofobiczną denuncjacją. Dezorientacje. Antologia polskiej literatury queer, budując odpowiedni kontekst, podąża za krytycznoliteracką intuicją Stefana Napierskiego: także literatura polska, nie tylko zresztą okresu dwudziestolecia międzywojennego, pełna jest „przewrotności”.
Oczywiście Stefan Napierski nie był jedyny. Pojęciem „literatury mniejszości seksualnych” posługiwał się Tadeusz Boy-Żeleński. I choć sam, jak wiadomo, Prousta tłumaczył, a także o nim pisał[3], to powyższego sformułowania używał w innym, niemniej jednak symptomatycznym sensie. Chodziło mianowicie o niemieckie pisma emancypacyjne i zawarte w nich teksty, w tym zwłaszcza opowiadania. W gruncie rzeczy jednak w artykule Literatura mniejszości seksualnych z 1930 roku Żeleński nie miał na celu charakteryzowania tekstów użytkowych; dotyczył on kształtu zupełnie innego tekstu, którego wpływ na życie ludzi mógł być nawet większy niż W poszukiwaniu straconego czasu. Chodziło mianowicie o nowy polski kodeks karny, który miał zastąpić różne prawa obowiązujące w dawnych zaborach. Boy-Żeleński doskonale zdawał sobie sprawę ze znaczenia tego dokumentu i nie bez powodu przywoływał kontekst Niemiec, gdzie obowiązywał słynny paragraf 175. Jego historia zresztą, jak pokazują współczesne badania historyczne, jest bardzo znamienna. Wszedł w życie w 1871 roku wraz z powstaniem Cesarstwa Niemieckiego (czyli tak zwanej II Rzeszy), kryminalizując relacje homoseksualne, co było tak dotkliwe i szkodliwe, że wywołało aktywność emancypacyjną, w tym powstanie pism, które w rękach trzymał Tadeusz Boy-Żeleński. Zniesienie paragrafu 175 było głównym celem przedwojennego ruchu emancypacyjnego i zarzewiem wielu działań, szczególnie skupionych wokół Magnusa Hirschfelda[4]. Jak pisze Robert Beachy, pod petycją w sprawie zniesienia paragrafu udało się zebrać podpisy wielu pisarzy i artystów. Wśród nich byli między innymi: Max Nordau, Rainer Maria Rilke, Heinrich Mann, Hermann Hesse, Max Brod, Stefan Zweig, a w końcu również – Thomas Mann[5]. Walka niemal zakończyła się sukcesem, ostatecznie jednak nie doszło do odpowiednich głosowań w Reichstagu ze względu na objęcie władzy przez NSDAP. Ta historia ma swój ciąg dalszy, którego Żeleński rzecz jasna znać nie mógł: na podstawie paragrafu 175 do obozów koncentracyjnych trafiali homoseksualiści. Co więcej, ci, którzy przetrwali pobyt w obozie, po wojnie czasem byli aresztowani na podstawie tego samego paragrafu. Choć teoretycznie był on martwym prawem – ciągle istniał i mógł zostać użyty. Zniesiono go bowiem bardzo późno – w NRD obowiązywał do 1967, a w RFN do 1969 roku. Ostatecznie szczątkową pozostałość paragrafu zlikwidowano w Niemczech dopiero w 1994 roku.
Jak zatem widać, zainteresowanie Tadeusza Boya-Żeleńskiego niemiecką „literaturą mniejszości seksualnych” miało głęboki sens. Do nowego polskiego Kodeksu karnego z 1932 roku (tak zwanego kodeksu Makarewicza) nie wszedł paragraf kryminalizujący zgodne stosunki seksualne osób tej samej płci. Mimo że pojawiły się tam inne zapisy[6], to i tak kodeks Makarewicza wydaje się pod tym względem jednym z najbardziej nowoczesnych w ówczesnej Europie. „Literatura mniejszości seksualnych”, tak jak ją opisywał Boy, pojawi się jednak w Polsce dopiero w latach 90. XX wieku wraz z upowszechnieniem się prasy gejowskiej, a potem lesbijsko-gejowskiej literatury popularnej, która dziś rozwija się bardzo bujnie.
Jednocześnie nie sposób nie zauważyć ogromnej różnicy między tymi dwoma pojęciami i ich definicjami: „sztuką przewrotną” i „literaturą mniejszości seksualnych”. Tę pierwszą egzemplifikowały dzieła wybitnych francuskich modernistów (nie tylko Prousta), a tę drugą – literatura użytkowa, „naiwne czytanki”, jak pisał Boy-Żeleński. Niewątpliwie wzbudza to pewną dezorientację. Wydaje się jednak, że właśnie ta rozpiętość stanowiła i stanowi konstytutywną cechę literatury mniejszościowej, odmiennej, queer. Nie należy się jej bać, lecz przyjąć ją z dobrodziejstwem inwentarza. Łączy ona bowiem „w poprzek” różne sposoby ekspresji, społeczne zobowiązania i punkty identyfikacji. Jest jednocześnie w samym centrum (kanonu, kultury) i na obrzeżach; w tym samym momencie widoczna i niewidoczna (bo zależy od tego, kto i kiedy patrzy).
Istnieje bowiem jeszcze jeden krytyk, który wątki nieheteroseksualne dostrzegał bardzo wyraźnie i wcześnie – Ignacy Fik. W jednym z ostatnich akapitów książki podsumowującej literaturę międzywojenną 20 lat literatury polskiej (1918 – 1938) z 1939 roku (i w tym samym roku skonfiskowanej) pisał:
Zboczenia płciowe w formie homoseksualizmu czy miłości lesbijskiej zdobyły sobie prawo obywatelstwa w nadspodziewanie wielu powieściach. Ukazywane są bardzo otwarcie brutalnie lub też osnute delikatną firanką niedopowiedzeń. Wystarczy wymienić powieści Witkiewicza, Kudlińskiego: Wygnańcy Ewy, Grabowskiego: Ciszy lasu i twojej ciszy, Gruszeckiej: Przygoda w nieznanym kraju, Ważyka: Człowiek w burym ubraniu, Brezy: Adam Grywałd, Iwaszkiewicza: Młyn nad Utratą, Andrzejewskiego: Drogi nieuniknione, Mostowicza: Bracia Dalcz itp.[7]
Ignacy Fik zatem, inaczej niż Stefan Napierski, dostrzega liczne wątki homoseksualne w literaturze polskiej okresu dwudziestolecia, jakkolwiek oczywiście czyni to w celach dużo mniej przychylnych. Można wręcz zaryzykować twierdzenie, że chodzi o napiętnowanie szeregu książek, które rzekomo nie mieszczą się w obrębie polskiej literatury demokratycznej. Nazwanie służy tu napiętnowaniu – zarówno książek, jak i pisarzy. Ten wątek w pracy Fika to zresztą bezpośrednie nawiązanie i konsekwencja innego jego szkicu, jednego z najgłośniejszych tekstów krytycznoliterackich dwudziestolecia – czyli Literatury choromaniaków z 1935 roku. W tej słynnej filipice autor atakuje literaturę, „która lubi nazywać się awangardową”[8], jako chorą, zdegenerowaną i – demoniczną. Z nazwiska wymienia bardzo wielu jej reprezentantów, wśród nich między innymi Stanisława I. Witkiewicza, Michała Choromańskiego (to jego nazwisko zostało sparodiowane i wywiedzione z choroby), Irenę Krzywicką (obrażaną w sposób agresywnie seksistowski), Adolfa Rudnickiego, Brunona Schulza, Adama Ważyka, Zbigniewa Uniłowskiego, Jarosława Iwaszkiewicza (u którego bohaterów seksualność „czai się dyskretnie w swej homoseksualnej odmianie”[9]) i – oczywiście – Witolda Gombrowicza (który jako jedyny będzie starał się racjonalnie odpowiedzieć, dostrzegając performatywny aspekt wyzwisk)[10]. Fik nie przebiera bowiem w słowach: „To ludzie, którzy zatrzymali się na fazie dojrzewania płciowego”[11], a poprzez nawiązanie do debiutu Gombrowicza dokonuje czegoś, co dziś nazywamy outingiem – „są to homoseksualiści, ekshibicjoniści i psychopaci, degeneraci, narkomani […], hipochondrycy, neurastenicy, mizantropi”. Dalej jest nie mniej jednoznacznie, choć aluzyjnie. „Ludzie, którzy dostarczyli sobą materiału pewnej gałęzi medycyny i umożliwili powstanie pewnej teorii w zakresie psychopatologii, zawarli z nią pewnego rodzaju przymierze”[12] – pisze, nawiązując do bardzo popularnej w dwudziestoleciu psychoanalizy. A zatem to, co w Literaturze choromaniaków było agresywnie sugerowane, w 20 latach literatury polskiej zostaje bezpośrednio nazwane. W Polsce po 1918 roku „przewrotności” w literaturze jest naprawdę sporo – i to w samym jej centrum, a nie na obrzeżach.
Artykuł Ignacego Fika nie jest szczególnie oryginalny. Przeciwnie – jego wartość tkwi właśnie w myślowej stereotypowości, będącej siedliskiem wielu symptomów. Autor nazywa wymienionych pisarzy – i to wielokrotnie – demonami, a ich literaturę „demonokratyczną” (w odróżnieniu od demokratycznej), nawiązując w ten sposób do gotyckiego imaginarium każącego w kryptonimowanych homoseksualistach widzieć ciemnych, nocnych, morderczych nie-do-ludzi, którzy zagrażają naturalnemu porządkowi (to szersza konwencja z czasem znakomicie przejmowana i reinterpretowana). W ten sposób Fik stara się wyegzorcyzmować demony i wygnać je poza obręb nowej demokratycznej literatury, której istnienie proklamuje. Jednocześnie łączy jednopłciowe pożądanie i związki z chorobliwością i zdegenerowaniem[13], czyli dekadencją, co ma niepokojące konsekwencje etyczne.
Nacjonalistyczna krytyka literacka, rzecz jasna, również dostrzegła „literaturę przewrotną”. Tym razem jednak nikt nie bawił się w gry słowne i metafory. Pojawiły się groźby. Alfred Łaszowski, krytyk literacki i prozaik, powiązany z ONR-Falangą, a później również ze środowiskiem PAX-u, w artykule Panowie wolą panów[14] drukowanym w „Prosto z Mostu” w 1939 roku pochwala „tępienie homoseksualizmu” podejmowane przez „państwa narodowe” – tu szczególnie miłe sercu krytyka są decyzje Adolfa Hitlera. Siedliskiem homoseksualności okazuje się główny nurt literatury i kultury polskiej („Drogę na Parnas wskazują dziś oni”), a nade wszystko literaci „spod znaku Centaura” (a zatem skamandryckich „Wiadomości Literackich”), którzy w ten sposób „wydali na siebie wyrok”. Zatem, dodaje przedstawiciel nacjonalistycznej krytyki literackiej, „istnieje dosyć powodów, które przemawiają za natychmiastową likwidacją tego bractwa”. Jeden z czytelników, zainspirowany tą śmiałą myślą, w publikowanym niedługo później Liście do redakcji[15] domaga się tworzenia list proskrypcyjnych – napiętnowania pisarzy przez opublikowanie ich nazwisk. Istotę tej narodowo-faszyzującej koncepcji wyjawił – poprzez trop Proustowski łącząc żydowskość z homoseksualnością – Konstanty I. Gałczyński w drukowanym w tym samym piśmie dwa lata wcześniej wierszu Polska wybuchła w roku 1937, który kończy antyfona: „Na tych, co biorą wody w usta,/ na czytelników wuja Prousta,/ na skamandrytów, na hipokrytów,/ kalamburzystów rozmaitych/ ześlij, zepchnij, Aniele Boży,/ Noc Długich Noży”[16].
Nie miałoby pewnie większego sensu przytaczanie tych faszyzujących wykwitów, gdyby nie kilka ważkich konsekwencji. Po pierwsze zatem – dobrze oddają one atmosferę nagonki późnych lat 30. (a zatem czasów, kiedy Witold Gombrowicz uciekał z Polski); po drugie – pokazują, że w pierwszych dekadach XX wieku istniało bardzo niewiele ideowych dyskursów, które mogły obronnie asymilować wyraźnie już istniejącą tożsamość homoseksualną (a podejście „postępowo-demokratyczne” mogło w tej kwestii rymować się z nacjonalistycznym, co oczywiście z czasem uległo zmianie); po trzecie – teksty te odtwarzają podobny niebezpieczny kształt fantazji, w istocie swej do dzisiaj niewygasłej. Chodzi zatem o powiązanie (szczególnie) męskiej homoseksualności z kulturowymi wizjami schyłku i dekadencji, a tym samym – poprzez przywoływanie biblijnej historii o Sodomie i Gomorze oraz wpływowej książki Edwarda Gibbona Upadek Cesarstwa Rzymskiego na Zachodzie (1776 – 1789) – łączenie tych elementów w sposób „uprzywilejowany, choć w żadnym razie nie wyjątkowy”[17] ze scenariuszami powszechnej zagłady. Pamiętajmy o tym również dziś, gdy słyszymy o wizjach chorej i zdegenerowanej Europy czy „Giejropy”.
Jest też powód czwarty, najważniejszy. Nie można mieć dziś wątpliwości – co w zgodnym, choć paradoksalnym kontredansie potwierdzają najmocniej głosy marksisty Fika i nacjonalisty Łaszowskiego – że fala literatury (o tematyce) homoseksualnej w Polsce nie rozpoczęła się w latach 80. czy po roku 1989, a znacznie wcześniej: po roku 1918. Niniejsza antologia dostarcza bogatej egzemplifikacji.
Koncepcja Dezorientacji[18] wywodzi się jednocześnie z dwóch tradycji: globalnej i lokalnej. Pierwsza z nich dotyczy szerokiego nurtu humanistyki światowej sygnowanej pojęciem queer, drugą natomiast odnajdujemy w legendarnej polskiej serii antologii „Transgresje” z lat 80., a szczególnie w jej dwóch pierwszych tomach: Galernikach wrażliwości (1981) oraz Odmieńcach (1982).
Humanistyka spod znaku queer rozwija się od kilku dekad i ma swój globalny wydźwięk, choć oczywiście wywodzi się głównie z amerykańskich uniwersytetów. Łączy kwestie dotyczące odmienności płciowej i seksualnej, dostrzegając jej umocowanie w innych parametrach (społecznych, etnicznych, klasowych itd.), a także strukturyzujące dla nich znaczenie relacji władzy. Ma również świadomość zmienności kulturowej i historycznej zjawisk społecznych związanych z ekspresją płciową i seksualną. W ten sposób queer stał się pojęciem opisującym życie ludzi w różnych kulturach – ze świadomością różnic – na przykład w Azji lub Europie Wschodniej (ta refleksja ostatnio znakomicie się rozwija), którzy niekończenie mieszczą się w ramach tożsamościowej etykiety „gej”, „homoseksualista” czy „lesbijka”. W skrócie – to nieesencjalistyczna wizja ludzkiej podmiotowości w jej wymiarze płciowym i seksualnym. W tym też sensie literatura queer nie jest literaturą homoseksualną, bo stara się objąć bogatszy wachlarz – także pod względem historycznym – zjawisk. Mamy nadzieję, że niniejsza antologia tę kwestię dobrze obrazuje.
Z naszego literaturoznawczego punktu widzenia szczególnie ważne były prace primum mobile teorii queer – Eve Kosofsky Sedgwick, a przede wszystkim jej dwie pierwsze książki dotyczące kanonu literatury euroamerykańskiej: Between Men. English Literature and Male Homosocial Desire (1985) oraz Epistemology of the Closet (1990). Druga z nich zawiera nawet „aksjomatykę”, którą można rozumieć jako swoistą poetykę normatywną czy może raczej zbiór fundamentalnych wskazówek dotyczących tego, jak czytać (a zatem również, w konsekwencji, układać literacką antologię). Z lektury tych prac wyłaniają się też refleksje ogólniejszej natury – obok homoseksualizmu pojawia się zatem, co Kosofsky Sedgwick znakomicie pokazuje, instytucjonalizująca się homofobia, która ma wymiar nie akcydentalny, lecz systemowy (jak „rasa” i rasizm), szczególnie od drugiej połowy XIX wieku. Co więcej, oba zjawiska potrafią wejść ze sobą w interakcję w swej kulturowej ekspresji – i w tym kontekście warto spojrzeć na zamieszczone w antologii fragmenty na przykład Pana Wołodyjowskiego Henryka Sienkiewicza, Dziejów grzechu Stefana Żeromskiego, Na ratunek gołębicy Czesława Dobka, a także Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną Doroty Masłowskiej i Murów Hebronu Andrzeja Stasiuka. W antologii można bowiem znaleźć również fragmenty pokazujące splot męskości, homoseksualności i homofobii (w tym również erotyzację jednopłciowej przemocy), choć nie ma w niej tekstów jednoznacznie homofobicznych (żeby je znaleźć, wystarczy po prostu sięgnąć po prasę codzienną).
Z pism Kosofsky Sedgwick wynikają jeszcze inne ważkie konsekwencje. Homoseksualność, transpłciowość i homofobia mają swoją historię, a szczególnie istotny w Europie jest w pod tym kątem przełom XIX i XX wieku. Ta historia jednak nie jest jednoznacznie linearna, a tym bardziej – progresywna. Z tego też powodu postanowiliśmy włączyć do antologii zjawisko jednopłciowej przyjaźni romantycznej – fragmenty jej poświęcone zebraliśmy w dziale pt. „Sercem bliscy” (to cytat ze znanego utworu Juliusza Słowackiego Wiersz w sztambuchu Ludwika Szpitznagla wyjeżdżającego do Egiptu 1827 r. 22 lutego). Zrobiliśmy to jednak nie po to, żeby sugerować, że za intymną i ekspresyjną przyjaźnią jednopłciową musi stać wyparty homoseksualizm. Chodziło o pokazanie innego wzoru kulturowego, bliższych, intymnych relacji emocjonalnych, które nieomal stawały się instytucją pod postacią pobratymstwa (i zjawiska braci ślubnych, o których pisał Zygmunt Kaczkowski) czy posiestrzenia (to projekt społeczno-egzystencjalny Narcyzy Żmichowskiej). Z dzisiejszej perspektywy ta bliska jednopłciowa przyjaźń i sposób jej ekspresji wydają się podejrzane, dziwaczne (czyli queer), co wynika jednak z dychotomicznego sposobu myślenia o płci i seksualności oraz współczesnego homofobicznego spojrzenia (homofobia w XX wieku zdołała się bowiem zinstytucjonalizować i umościć w naszych ciałach i zachowaniach). Do tego potwierdzają one jedną z ważnych przesłanek teorii queer: chodzi nie o to, żeby umacniać dziewiętnasto- i dwudziestowieczną dychotomię homo – hetero, lecz raczej o to, by ją zakłócać. Jednopłciowa intymna romantyczna przyjaźń jest jednym z kulturowych fenomenów, które denaturalizują dychotomię homo – hetero. A przecież, jak wskazywała Eve Kosofsky Sedgwick w eseju Thinking Through Queer Theory zawartym w wydanej pośmiertnie książce The Weather in Proust, czyli Pogoda u Prousta (jak widać francuski modernista, jako punkt odniesienia, łączy Napierskiego i Sedgwick):
Wydaje się prawdziwe stwierdzenie, że polityka queer jest zarazem antyseparatystyczna i antyasymilacyjna: antyseparatystyczna w tym sensie, że nie przyjmujmy za rzecz oczywistą, że świat dokładnie i naturalnie podzielony jest na homoseksualistów i heteroseksualistów, i antyasymilacyjna w tym znaczeniu, że nie jesteśmy skłonni podzielać przywilejów ani przesłanek normalności[19].
Zdecydowaliśmy się zatem na pojęcie „literatura queer” ze względu na jego rozpoznawalność w obrębie globalnego języka teorii i metodologiczne przesłanki kwestionujące znaturalizowaną heteronormę, które z niego wynikają. Nie mamy jednak wątpliwości, że literatura queer w polskim kontekście jest „literaturą mniejszą” w znaczeniu, którego używali Gilles Deleuze i Félix Guattari piszący o Franzu Kafce. Przypomnijmy: „Literatura mniejsza nie jest literaturą jakiegoś mniejszego języka, ale taką, którą jakaś mniejszość tworzy w języku oficjalnym”[20]. Z tego powodu w sposób całkowicie naturalny jest ona polityczna, chcąc nie chcąc kwestionuje status quo, ponieważ jak ujmuje to pisarka i eseistka – a także jedna z autorek Dezorientacji – Joanna Bednarek: „«mniejsze» są podmioty niewpisujące się w dominujący, wielki lub większościowy wzorzec […]. Stanowią one nie tylko mniejszości pojmowane jako w miarę statyczne kategorie tożsamościowe, ale i, na bardziej abstrakcyjnym poziomie, […] odpowiadają za destabilizację, deterytorializację całego systemu, zdolną zniszczyć centrum (to, co większościowe) i hierarchię odpowiedzialną za dystrybucję tożsamościowych pozycji”[21]. Powracamy zatem do intuicji krytycznoliterackiej Napierskiego: literatura queer jest – w wielorakim sensie – przewrotna. Bo przewrotna znaczy queer.
Istnieje też druga ważna tradycja, która stanowiła źródło inspiracji dla kształtu i idei Dezorientacji. Chodzi o cykl antologii „Transgresje” ukazujący się przez całe lata 80. jako rezultat słynnych gdańskich seminariów Marii Janion jeszcze z lat 70. Szczególnie ważne są dla nas dwie pierwsze antologie wydane w okolicach stanu wojennego: Galernicy wrażliwości (1981) oraz Odmieńcy (1982), które zbierały – bez żadnego wstępu – teksty literackie (polskie i europejskie), tłumaczenia humanistyki głównie francuskiej (w tym między innymi fragmenty Historii seksualności Michela Foucaulta czy pisma teoretyków antypsychatrii), rozmowy, notatki i eseje dotyczące kulturowych przekroczeń. Już tytuły są bardzo istotne i znaczące. „Odmieniec” to miano przyjęte przez Marię Komornicką po jej płciowej przemianie, a jednocześnie określenie bohatera poematu o wykluczeniu pt. Biesy (1902). Antologia, zawarte w niej wiersze, a także esej Marii Janion Gdzie jest Lemańska?! przywróciły polskiej literaturze i kulturze tę (tego) zapomnianą(-ego) młodopolską(-iego) pisarkę(-rza). Z kolei „galernik”, słowo brzmiące archaicznie zarówno dziś, jak i w latach 70., oznaczające niewolnika lub więźnia pracującego przymusowo na galerze było wielokrotnie używane przez Marię Komornicką w poetyckim eseju Oscar Wilde. Apokryf idealny (który przedrukowujemy pierwszy raz od czasu publikacji w „Chimerze”) właśnie jako określenie autora Bądźmy poważni na serio po słynnych procesach z 1895 roku. W ten sposób pierwsze antologie „Transgresji” ustanowiły Marię/Piotra jako paradygmatycznego Odmieńca polskiej kultury. Z tego powodu rozwijająca się od lat 90. w Polsce teoria queer zaczęła używać słowa „odmieniec” jako polskiego ekwiwalentu tego pojęcia[22].
Słowo „odmieniec” ma zresztą bardzo bogate konotacje w polskiej literaturze i kulturze. W tradycji wierzeń ludowych oznacza dziecko podmienione przez diabła (inne synonimy: podrzutek, syn boginki, wyrodek), szatański pomiot, a więc istotę, która nie należy do rodziny, odstaje od rodu, wyrodziła się. Z pomocą znów przychodzi Kafka, który w opowiadaniu Troska ojca rodziny powołuje do życia osobliwą postać odmieńca nazwanego „odradkiem”[23]. Nie jest on ani człowiekiem, ani przedmiotem, a swoim istnieniem zakłóca spokój ojca rodziny. W historii polskiej literatury też mamy swoich „odradków”. W znanej z lektur szkolnych nowelce Henryka Sienkiewicza matka ku własnemu zmartwieniu nazywa Janka Muzykanta „odmieńcem”, podobnie jak w Antku Bolesława Prusa matka lamentuje nad swoim synem „Antkiem odmieńcem”, który jest „na śmiech ludziom i obrazę boską!”[24]. Włast/Komornicka obiera miano Odmieńca, określając swoją istotę jako niedorodzoną, przez którą przemawiają biesy[25]. W Biesach odmieniec staje się więc głównym obiektem nienawiści całego społeczeństwa. W Panu z prowincji (1973) Henryk Worcell używa określenia „odmieńcy” w odniesieniu do środowiska homoseksualnego, którego przedstawicielem jest Roman Niedymski, wyemancypowany homoseksualista działający na rzecz równouprawnienia w International Homosexual World Organization. Słowiański odmieniec staje się więc pobratymcem anglosaskiego queer.
Dodać należy, że Maria Komornicka / Piotr Odmieniec Włast, ów paradygmatyczny odmieniec polskiej kultury, stał(a) się swego rodzaju papierkiem lakmusowym zmieniających się paradygmatów metodologicznych w obrębie zaangażowanej krytyki literackiej w Polsce. U Janion w eseju Gdzie jest Lemańska?! z Odmieńców, rozwiniętym w szkicu Maria Komornicka, in memoriam z książki Kobiety i duch inności (1996), Komornicka była umieszczona w kontekście krytyki feministycznej i stanowiła dowód w sprawie modernistycznej mizoginii[26]. W pracy Izabeli Morskiej (Filipiak) Obszary odmienności. Rzecz o Marii Komornickiej (2006) dzieło i życie Komornickiej/Własta stają się wyzwaniem dla krytyki inspirowanej teorią queer i znakomitą próbą jej użycia, która wskazuje na znaczenie widmowej konstrukcji tożsamości lesbijskiej na przełomie XIX i XX wieku. Natomiast w monografii Płeć i naród. Trans/ lokacje… (2012) pióra Karoliny Krasuskiej postać Marii/Piotra zostaje włączona w obszar refleksji spod znaku transgender studies[27]. Autorka jednocześnie uświadamia, że osoba, która przez prawie czterdzieści lat domagała się uznania męskiej tożsamości (choć nie zawsze konsekwentnie), powinna się w końcu tego doczekać. W ten sposób postać Piotra Odmieńca Własta staje się potencjalnym pierwowzorem dla tożsamości transpłciowych i niebinarnych[28].
W niezwykle ważnym wywiadzie z 1998 roku udzielonym Sergiuszowi Wróblewskiemu w gejowskim miesięczniku „Inaczej” (a przedrukowanym w niniejszej antologii) Maria Janion przedstawia intelektualne źródła powstania „Transgresji”. Warto zwrócić uwagę na symboliczną wymowę tego gestu. W latach 90. podział polskiej literatury na obiegi (pierwszy – oficjalny, drugi – opozycyjny, trzeci – kontrkulturowy) nie miał już racji bytu. Pisma gejowskie nie należały jednak wówczas do zwykłego obiegu komunikacyjnego, tworzyły raczej – jak piszą teoretycy sfery publicznej – rodzaj kontrpubliczności. I właśnie na tym szczególnym marginesie Maria Janion wygłasza swoisty wykład na temat odmienności, wskazując, że ważną intelektualną inspiracją dla jej cyklu antologii była książka Hansa Mayera Aussenseiter po raz pierwszy opublikowana w 1975 roku w wydawnictwie Suhrkamp Verlag i przetłumaczona na język polski dopiero w 2005 roku. Do przełożenia tytułu tłumaczka wykorzystała, niczym w pętli czasowej, Janionowską tradycję transgresji. W ten sposób ta istotna praca na temat literatury i kultury europejskiej trafiła do nas pod tytułem Odmieńcy[29].
Istotnie Hans Mayer, wychodząc od pojęcia przekroczenia / transgresji (egzystencjalnej oraz intencjonalnej), wskazuje na trzy figury, jak mówi Janion, „zmarginalizowanych, odrzuconych i wykluczonych”[30] w kulturze europejskiej: kobiet, homoseksualistów i Żydów (w tej właśnie kolejności). Patrząc na antologię Odmieńcy z tej perspektywy, szybko dostrzeżemy, że spora jej część krąży wokół tak rozumianych wykluczonych, szczególnie zaś kobiet i homoseksualistów. Znajdziemy tam przecież materiały dotyczące „Adeli H.”, czyli Adèle Hugo, córki słynnego francuskiego pisarza, której życie i twórczość zostały przesłonięte przez cień znanego ojca; Piotra Odmieńca Własta („Maryi Komornickiej”) – w takiej właśnie formie zapisu – którego wiersze przedrukowano w tomie pierwszy raz po wojnie; oraz Jeana Geneta – najwyrazistszej homoseksualnej figury w powojennej literaturze europejskiej – który został zestawiony z Witoldem Gombrowiczem i Janem Lechoniem. Nic zatem dziwnego, że zarówno tom Odmieńcy, jak i reszta „Transgresji” były czytane jako symboliczny wyłom i nowe otwarcie, a także opór – dla jednych wobec autorytarnego systemu politycznego, dla innych wobec heteronormy. Przypomnijmy, że dwie pierwsze antologie były ostro atakowane zwłaszcza przez oficjalne partyjne pismo „Głos Wybrzeża”. Ówczesny dyskurs władzy zarzucał Odmieńcom szerzenie pornografii i homoseksualizmu (to głównie ze względu na Geneta), a także apologię szaleństwa (ze względu na pisma antypsychiatrów). Egzorcyzmowanie „demonów” i wyrzucanie ich poza obręb polskiej kultury zatem trwają, a literacka „przewrotność” – szczególnie z perspektywy władzy – niepokoi, a jednocześnie świetnie nadaje się na kozła ofiarnego wspólnotowych narracji.
Powróćmy jednak do Marii Janion czytającej Aussenseiter. Hans Mayer pisał swoją książkę w powojennej i poholokaustowej Europie z wyraźnie postawioną tezą: „Książka ta opiera się na założeniu, że oświecenie mieszczańskie poniosło klęskę”[31]. Przyczyna klęski idei oświeceniowych wynika z faktu, że nie poradziły sobie one ze swoimi odmieńcami i nieuniknioną sprzecznością pomiędzy równością (realną, a nie tylko formalną) a różnicą (i uznaniem różnicy). Mayer nie chciał jednak odrzucać myśli humanistyczno-oświeceniowej, a raczej wprowadzić korektę, i w tym celu przeprowadził pogłębioną analizę kanonu literatury europejskiej i sposobu funkcjonowania trzech głównych figur odmienności. Maria Janion, udzielając wywiadu pismu gejowskiemu w latach 90. i dokonując wprowadzenia do koncepcji odmienności, przywołała – głównie poprzez Lyotarda – kontekst postmodernizmu i dobrze wyłuskała przewodnią nadzieję z nim związaną: „Wiedza w epoce postmodernizmu nie jest wyłącznie narzędziem sprawowania władzy, tak jak to było wcześniej, kiedy nieraz bywała z nią wręcz utożsamiana. Wiedza w coraz większym stopniu uwrażliwia nas na istnienie różnic i poszerza naszą tolerancję wobec inności”[32]. Chodziło zatem o wskazanie na antyautorytarny potencjał idei postmodernistycznych.
Dziś jednak jesteśmy już w innym momencie historii – skądinąd ten wstęp piszemy w samym środku światowej pandemii, która sprzyja wytykaniu (w)innych – a zatem dostrzegamy, że nacjonalizm, neoliberalizm i różne formy autorytaryzmu mogą być funkcjonalne dla postmodernizmu. Czy zatem należałoby wrócić do intelektualnych intuicji Mayera, czyli do korekt idei humanistyczno-oświeceniowych? Być może jest to jedno z ważniejszych pytań współczesnego (niewyłącznie zapewne) ideowego interregnum. Z całą pewnością należałoby jednak pamiętać, że do odmieńców, z którymi nie poradziło sobie oświecenie, należy dodać – jak wskazuje Monika Bobako[33] – niebiałego poza-Europejczyka. Idee oświeceniowo-humanistyczne tworzą bowiem normatywną ramę dla praw człowieka. Ważne jest to w przypadku podmiotowości osób homoseksualnych i transpłciowych, zwłaszcza w Polsce, gdzie detabuizacja i akceptacja nie mają zbyt długiego stażu i nie przekładają się na sferę legislacyjną, a jednocześnie stykają się z nowymi formami upolitycznionej homofobii.
Dezorientacje obejmują bardzo szeroki zakres czasowy – od końca wieku XVIII do początku XXI – a także bogaty wachlarz genologiczny: głównie prozę i poezję, ale także fragmenty dramatyczne, eseistyczne, krytycznoliterackie. Wewnętrzne cezury są wyznaczane przez historię literatury i historię Polski jednocześnie. Przełom XVIII i XIX wieku oznacza z jednej strony zniknięcie Polski z map Europy, a z drugiej – prężny rozwój literatury w rodzimym języku i początek epoki romantyzmu. Symbolicznym końcem Dezorientacji jest natomiast rok 2018, a zatem stulecie odzyskania niepodległości. W tych ramach odnajdziemy oczywiste cezury historyczne: rok 1918, rok 1945, rok 1989. Są to najogólniejsze filary czy też wewnętrzna struktura, która porządkuje teksty. W ten sposób antologia rejestruje ogromną rozmaitość zjawisk literackich, które dają wyraz zmieniającym się wzorom i normom społeczno-kulturowym. Otrzymujemy rozległą mapę literacko-kulturowo-społeczną, którą warto czytać nie tyle chronologicznie, ile problemowo. Zaznaczamy zatem kilka najistotniejszych szlaków na tej mapie, zdając sobie sprawę, że w intertekstualnej sieci ścieżek interpretacyjnych można wytyczyć więcej.
Wybór tekstów zamieszczonych w antologii rozpoczyna się od utworów powstałych pod koniec XVIII i na początku XIX wieku, który okazał się nie tylko wiekiem pary i elektryczności, lecz również stuleciem rozpoczynającym wielki, trwający do dzisiaj projekt modernizacji pojęcia „płci”. Wyzwolenie uczuć charakterystyczne dla sentymentalizmu przełomu XVIII i XIX wieku, rozkwit jednopłciowych przyjaźni romantycznych, rozmaite formy płciowych transgresji, odrodzenie zainteresowania antycznymi formami miłości oraz androgynizmem czy wreszcie „metafizyka płci”, postulowana przez Stanisława Przybyszewskiego, to tylko niektóre przejawy kulturowego przewrotu dokonującego się w XIX wieku niemal równolegle z rozwojem nauk seksuologicznych, które usiłowały znormalizować i skatalogować różnorodne przejawy życia płciowego i emocjonalnego człowieka.
Obszerny zestaw tekstów rozpoczynających pierwszą część antologii poświęcony został zagadnieniu jednopłciowych przyjaźni, zaskakujących współczesnych swoją intensywnością, czułością, tkliwością i rzewnością, które powodują, że przyjaźń romantyczna jest właściwie jakościowo nieodróżnialna od miłości, a nawet ją przewyższa, ponieważ jest także konkurencyjna wobec instytucji małżeństwa. Trwała, stabilna, zapewniająca poczucie bezpieczeństwa, daje wytchnienie i pociechę w trudach miłosnego boju i małżeńskich zawirowań. Przyjaźń romantyczna ma swoje prawa, rytuały, konwencje, powszechnie znane i akceptowane (ślubowanie przyjaźni, zawieranie pobratymstwa czy posiestrzenia). Dlatego Fryderyk Chopin mógł bez skrępowania wyznać miłość swojemu przyjacielowi z lat młodzieńczych Tytusowi Woyciechowskiemu, którego tytułował „najdroższym życiem”, „kochankiem”, „Abelardem” (tym od Heloizy), pisząc: „Ty się ciesz, że ze mnie masz przepaść, w którą wszystko bez obawy rzucać możesz – jakby do drugiego siebie – bo twój duch dawno tam na samym dnie leży. Twoje listy chowam jak wstążeczkę od kochanki. Mam wstążeczkę, napisz do mnie, ja się znów za tydzień z Tobą popieszczę. Twój na zawsze”[34]. Albo: „Ściskam Cię serdecznie, «w same-usta», pozwolisz?”[35], „bo Cię szalenie kocham”[36]. Miłość do Tytusa Woyciechowskiego istotnie przewyższała romantyczne uczucie do pięknej śpiewaczki Konstancji Gładkowskiej, która po latach była zaskoczona siłą namiętności Fryderyka do Tytusa. Na prośbę przyjaciela o podarowanie mu portretu Chopin wyznawał w liście: „Tobie przyślę, jak tylko będę mógł najspieszniej, chcesz tego, więc mieć będziesz, ale nikt prócz Ciebie mojego Portretu mieć nie będzie – mogłaby jeszcze mieć osoba jedna tylko [czyli Konstancja Gładkowska – dop. red.] – i to nigdy przed Tobą, bo Tyś mi najdroższy”[37]. Uczucia Fryderyka Chopina nie znają granic ani różnicy płci i dlatego z dzisiejszej perspektywy mogą być odczytywane jako queer, skoro w drugiej dekadzie XXI wieku serce Chopina staje się obiektem, wokół którego krąży miłosny poemat Jacka Dehnela Serce Chopina.
Pojęciem, które pozwala dobrze opisać i zrozumieć charakter jednopłciowych przyjaźni romantycznych, a jednocześnie uniknąć jałowych rozważań dotyczących nieuświadomionej i/lub niewyrażalnej homoseksualności, jest określenie „amoseksualność” Julii Kristevej rozumiane jako „miłość dusz”[38]. Oznacza ono tak ważną w życiu człowieka romantycznego niezależność życia miłosnego od sfery seksualnej, w świetle której heteroseksualny mężczyzna mógł po prostu zakochać się w drugim mężczyźnie, a heteroseksualna kobieta w innej kobiecie. Z perspektywy współczesnej brzmi to jak paradoks, jednak w XIX wieku takie rzeczy mogły się zdarzyć, a nawet zdarzały się bardzo często, ponieważ romantyczna miłość nie znała różnicy płci.
Romantyczne uczucie, którego siła znosi wszelkie ograniczenia i przesądy, wydaje się ogromnym potencjałem queerowej (odmieńczej) sprawczości. Bliscy sercem bohaterowie rozprawiający o wywrotowej sile romantycznej jednopłciowej przyjaźni wypełniają pierwsze strony antologii: od Karpińskiego, który oprócz miłości do Laury obdarzył Filona wiernym przyjacielem, poprzez filomatów na czele z Mickiewiczem, który zapragnął dla przyjaźni „osobnej płci”, po Kaczkowskiego, który gwarzył z sentymentem o dawnych ślubach przyjaźni, i Żmichowską, która z posiestrzenia uczyniła sztandar kobiecej przyjaźni i solidarności.
Przełom XIX i XX wieku okazał się momentem krytycznym dla kultywowanej w rozmaitych formach przyjaźni romantycznej. Rozwój nauk seksuologicznych wywołał poznawczy impas stawiający bliską przyjaźń pomiędzy osobami tej samej płci w stan podejrzenia. Już samo nagromadzenie różnych określeń medycznych, wymieszanych z nazwami historycznymi i kulturowymi, może przyprawić o semantyczny zawrót głowy: sodomia, homoseksualizm, androgynizm, safizm, trybadyzm, lesbianizm, trzecia płeć, pederastia, uranizm, perwersja, inwersja itp. Wyłonienie medycznego pojęcia „homoseksualizmu” skutkuje moralną paniką, z czasem określoną mianem homofobii. Literatura tego czasu dość dobrze rejestruje zmiany świadomości, w ślad za którymi podąża istotna zmiana zubożająca szerokie niegdyś spektrum relacji homospołecznych. „Niebezpieczeństwo przyjaźni” (określenie Stefana Napierskiego), „przyjaźni, która graniczy już z miłością” (również Napierski) albo „zamalgamowanej z przyjaźnią, miłości” (jak chce Witkacy) staje się przedmiotem namysłu i wiwisekcji bohaterów powieści Napierskiego (Rozmowa z cieniem), Witkiewicza, Brezy („przyjaźń erotyczna” w Adamie Grywałdzie) czy Grabowskiego. „Ale co właściwie znaczy moje uczucie dla Zycha? Nasza przyjaźń, czyż nie jest może formą pederastii? Kryptohomoseksualizm?” – pyta w iście hamletowski sposób bohater Ciszy lasu i twojej ciszy. Wtóruje mu bohaterka Przygody w nieznanym kraju Anieli Gruszeckiej, pytając: „A jeżeli […] to moje odnoszenie się do niej ma w sobie coś nienormalnego, coś erotycznego?”. Niemożność dania jednoznacznej odpowiedzi i klasyfikacji stanowi zasadniczą cechę kryzysu definicji homo- i heteroseksualności na początku XX wieku. Warto mieć tego świadomość podczas lektury odpowiednich tekstów w antologii.
Romantyczna przyjaźń (nie tylko jednopłciowa) również w czasach bardziej współczesnych może mieć wywrotowy, a jednocześnie emancypacyjny i konstruktywny wymiar. Podkreślmy – nie chodzi o to, że przyjaźń ma sublimować homoseksualne pragnienia. Raczej obiecuje ona inne wzory kulturowe relacji emocjonalnych – może nie tyle zamiast, ile obok instytucjonalnego małżeństwa. Warto w tym miejscu przywołać istotny projekt dotyczący przyjaźni kobiet oraz jego założenia – The Poetics of Friendship between Women na łamach „Women’s Writing Online”. W odróżnieniu od męskiej przyjaźni, normatywnej i wzorcowej, kobieca przyjaźń podlega o wiele większej kulturowej dyscyplinie. Postrzegana jako potencjalnie niebezpieczna i wywrotowa, bo zagrażająca patriarchalnemu porządkowi, zostaje zepchnięta na margines i objęta klauzulą nieważności.
Literaturę XIX wieku wypełniają różne formy transgresji płci, które można ujmować jako próbę przekroczenia lub zniesienia wyraźnie w tym czasie eksponowanej różnicy płci[39]. Owo przekroczenie sięga w kulturze polskiej do romantycznych wyobrażeń dawnej przeszłości. Adam Mickiewicz, odwołując się do tradycji litewskich podań, wskrzesił mit mężnej dziewicy i uczynił z niego temat swoich utworów: Grażyny i Śmierci Pułkownika. Sarmacka mitologia narodowa, wyraźnie rekonstruowana w okresie romantyzmu, ukształtowała wyobrażenie „mężnej Sarmatki”, walecznej dziewicy, której rodowód wywodzono od mitycznego plemienia Amazonek spokrewnionego ze starożytnymi Scytami i Sarmatami. Dziewictwo sytuowało Sarmatki na równi z mężczyznami, których były wiernymi towarzyszkami broni. Uzasadniony politycznie wyższą racją narodową i powszechnie akceptowany mit wojennego cross-dressingu, do którego odwołują się wspomniane utwory Mickiewicza, stoi jednak w sprzeczności z projektem transgresji wynikającym z autentycznego niedopasowania płci odczuwanej do biologicznej pojmowanego w perspektywie osobistego doświadczenia. Przypadek Komornickiej/Własta, bo o nim tu mowa, choć odzwierciedlający identyczny z Mickiewiczowskimi bohaterkami kierunek transgresji „kobieta – mężczyzna”, spotyka się ze społecznym ostracyzmem i potępieniem z powodu pogwałcenia naturalnego porządku płci. Te dwa skrajnie różne przykłady tworzą szerokie ramy projektu transgresji płci, do którego zaliczyć można również liczne sytuacje przekroczenia płci na poziomie autorstwa, czyli przypadki kobiet tworzących pod męskimi pseudonimami (na przykład Zofia Trzeszczkowska) i odwrotnie (na przykład Ludwik Sztyrmer). Szczególnie interesującym przykładem takiej transgresji w obrębie autorstwa jest Rafał Wojaczek, który używając pseudonimu Teresa Sobecka, tworzy projekt poezji kobiecej z wyraźnie wyeksponowaną, a nawet przejaskrawioną podmiotowością kobiety[40]. I chociaż z perspektywy feministycznej może być ona potraktowana jako forma zawłaszczenia kobiecej tożsamości, to z perspektywy transpłciowej może stanowić ciekawy przykład literackiego dragu, podkreślający umowność i sztuczność ról płciowych. Zasadniczo bowiem wszystkie formy płciowego przekroczenia w literaturze można rozpatrywać pomiędzy tymi dwoma biegunami: kulturowym zawłaszczeniem a transgresją. Do Osób Czytających należy decyzja, w którym miejscu tego interpretacyjnego spektrum będą się sytuować.
Na drugim końcu modernistycznego doświadczania płciowości mieści się literacko-filozoficzny projekt Stanisława Przybyszewskiego określany mianem „metafizyki płci”. W odróżnieniu od transgresji zasadzającej się na antagonizmie płci etyczny projekt Przybyszewskiego dąży do zjednoczenia przeciwieństw w postaci idealnego, androgynicznego bytu, który łączy ze sobą w sposób bezkonfliktowy pierwiastki męskie i żeńskie. Na uwagę zasługuje również swoista antropologia Przybyszewskiego, wyraźnie inspirowana założeniami „trzeciej płci” lub Freudowską koncepcją biseksualności, zakładająca dwupłciową konstrukcję duchową każdego człowieka, w którym przeważają bądź męskie, bądź kobiece cechy. Konstrukcja ta, zdaniem autora Requiem aeternam, znajduje odzwierciedlenie w literaturze, dlatego w zależności od udziału pierwiastków płciowych możemy mówić o literaturze „męskiej” lub „kobiecej”, bez względu na płeć biologiczną autora, a nawet „homoseksualnej”, jeśli w twórczości przeważają elementy płci przeciwnej. Kryteria te pozwoliły Przybyszewskiemu dostrzec w geniuszu Słowackiego i Przerwy-Tetmajera, których twórczość prezentujemy, pierwiastek „homoseksualny”. Interesujący wydaje się fakt, że rozważania o „płci” tekstu literackiego staną się w latach 60. i 70. XX wieku jednym z kluczowych zagadnień feministycznej krytyki literackiej uprawianej na Zachodzie przez takie badaczki, jak Kate Millett czy Hélène Cixous, rozważające na przykład kwestię „kobiecego” stylu pisarstwa Jeana Geneta.
Szczególne miejsce w literaturze queer zajmuje topika antyczna rozumiana jako rezerwuar motywów, figur i wątków wykorzystywanych w celu stworzenia mniej lub bardziej zawoalowanych aluzji do przyjaźni jednopłciowej, homoerotyzmu, miłości homoseksualnej, androgynizmu czy transgresji seksualnej. Odniesienia do starożytności stanowią kluczowy środek wyrazu dla młodopolskich i międzywojennych pisarzy, ale bywają obficie stosowane przez cały XX wiek. Najczęściej przyjmują one formę odwołań do postaci mitologicznych lub historycznych i stają się zaszyfrowanym, ale dla pewnej części publiczności czytelnym językiem odmienności. Prymat ma tu figura pięknego efeba – Ganimed porwany przez Zeusa w postaci orła, Endymion ukarany wiecznym snem, kochanek Apolla Hiacynt, faworyt cesarza Hadriana Antinous. Występuje on jako ideał piękna, przedmiot pożądania, symbol młodości lub nienormatywny wzór męskości u Kraszewskiego, Szymanowskiego, Napierskiego, Iwaszkiewicza, Czachorowskiego, Boczkowskiego, Olszewskiego, Stryjkowskiego, Musiała; nieraz przechodzi on także na płaszczyznę językową w postaci obraźliwego wyrazu – „ganymedami” nazywa na przykład Nowaczyński homoseksualnych utrzymanków. Stały motyw to także para nierozłącznych przyjaciół – Orestes i Pilades, Achilles i Patrokles – jako ucieleśnienie ideału braterstwa, męskiej przyjaźni przesiąkniętej homoerotyzmem, do której odwołują się między innymi Czechowicz, Brodziński i Olszewski. Określenie „miłość grecka” funkcjonuje jako synonim męskiego, wyidealizowanego związku homoseksualnego[41]. Często pojawiają się też odwoływania do Platona jako obrońcy miłości między mężczyznami (nierzadko podszytej mizoginią) i teoretyka dwupłciowości, jak w zaprezentowanych tu tekstach Grabowskiego i Szymanowskiego, oraz do postaci Safony jako pierwszej piewczyni i patronki miłości lesbijskiej, o czym wspominają na przykład Przerwa-Tetmajer, Żmichowska, Kowalska, Lis. Nierzadko wzmiankowane są takie teksty kulturowe jak Uczta i Fajdros Platona, czytane jako głos w obronie miłości homoseksualnej – na wzór dialogu platońskiego skonstruowany jest Sympozjon Szymanowskiego.
W młodopolskiej i modernistycznej wyobraźni pewne istotne miejsce zajmują także postacie niezwiązane z homoerotyzmem, jak fenicka bogini Astarte, u Daniłowskiego i Witkiewicza występująca jako symbol seksualnego wyzwolenia i tradycji matriarchalnej. Postać Bachusa/Dionizosa i jego czcicielek menad/bachantek, jak i Nietzscheańska koncepcja dionizyjskości wracają jako stały topos – dionizyjskość stanowi bowiem eufemizm homoseksualności. Na płaszczyźnie tekstualnej erotyczna figura żywiołowego, ekstatycznego tańca łączy się z możliwością wyrażania odmienności seksualnej, tak męskiej (na przykład w Zdarzeniach na brygu Banbury Gombrowicza, Powrocie Prozerpiny i Dionizjach Iwaszkiewicza, Naszym sadzie wiśniowym Ruffera, Królu Rogerze Szymanowskiego i Iwaszkiewicza), jak i kobiecej (poprzez obrazy tańca kobiet w powieściach Żmichowskiej, Gruszeckiej, Schilling). Kultura starożytna dostarcza także materiału pozwalającego na przekroczenie binarności seksualnej w postaci dwupłciowego hermafrodyty lub Androgyne, które zawiera w sobie żeńskie i męskie cechy płciowe. Jako symbol pełni istnienia i doskonałego bytu oraz archetyp coincidentia oppositorum pojawia się u Przybyszewskiego i Szymanowskiego, a następnie wraca czasami jako inkarnacja odmieńca umykającego seksualnej kategoryzacji (na przykład u Różewicza). Co ciekawe, postać ta nieobecna jest we współczesnych narracjach transpłciowych wskutek jej dychotomicznego charakteru oraz procesu medykalizacji, której historycznie została poddana.
Jeśli topika antyczna stanowi stały repertuar obrazów w przedemancypacyjnych narracjach, to po 1989 roku – z nielicznymi wyjątkami, w których jednak funkcjonuje raczej jako inkrustacja, dekoracja, klasycystyczny sztafaż – znika niemal zupełnie. Przyczyną jest wyczerpanie nie tyle potencjału starożytnej wyobraźni, ile jej funkcji. Antyczne wątki i postacie bywają bowiem przywoływane w celu wyrażania homoseksualnego pożądania i odmienności seksualnej w sposób niebezpośredni, poprzez symbole, aluzje, podteksty, metafory. Jest to swoisty kod łatwy do rozszyfrowania przez wtajemniczonych czytelników, ale niezrozumiały dla szerszej publiczności. W ujęciu Germana Ritza to „tajne znaki”, które stanowią zasadniczy element „poetyki niewyrażalnego pożądania” o rodowodzie modernistycznym[42]. Odwołania do starożytności mają także drugą ważną cechę, czyli nobilitujący charakter – jako element kultury wysokiej i wspólnego dziedzictwa europejskiego stanowią rodzaj usprawiedliwienia, są skodyfikowane przez tradycję i wyrażają możliwość kochania (i bycia) poza heteronormą. Promując wzniosłe ideały męskości i szlachetnego uczucia między mężczyznami, uczyniły one homoseksualność łatwiejszą do przyjęcia dla współczesnych i pozwoliły przy tym ominąć cenzurę. Kolejną cechą jest stałość, trwałość owych wątków i postaci, które występują w skrystalizowanej formie o niezmiennej warstwie semantycznej, co umożliwia ich rozpoznanie i rozszyfrowanie. Jako twór cywilizacji patriarchalno-androcentrycznej, kultura starożytna niewiele oprócz Safony ma do zaoferowania dyskursowi kobiecemu, zatem pozostaje ona przeważnie w obszarze zainteresowań pisarzy mężczyzn. „Mitologia wydaje się niegościnną przestrzenią dla kobiet”[43], pisze Alicia Ostriker w Stealing the Language. The Emergence of Women’s Poetry in America. Simone de Beauvoir twierdzi z kolei, że „ponieważ kobiety nie ustawiły się jako Podmiot, nie stworzyły mitu mężczyzny, który wyrażałby ich dążenia: nie mają ani własnej religii, ani poezji, śnią nawet poprzez sny mężczyzn. Modlą się do bogów, będących męskim dziełem. Ci zaś ukuli na własną cześć wielkie męskie postacie: Herkulesa, Prometeusza, Parsifala. W losie tych herosów kobieta odgrywa tylko drugorzędną rolę”[44]. Chodzi oczywiście o postacie i motywy wykorzystywane same w sobie jako skostniałe, skamieniałe przez tradycję symbole. Inną sprawą są różnego rodzaju procesy demitologizujące, ponowne przepisania itd.[45]
Trzeba przy tym zaznaczyć, że skarbnicę motywów wykorzystywanych jako tajny kod przez literaturę queer stanowi nie tylko starożytność, lecz także chrześcijaństwo (święty Sebastian przeszyty strzałami jako powracający element ikonografii homoseksualnej, w niniejszej antologii występujący na przykład w wierszach Różewicza i Sonnenberg, albo święta Wilgefortis jako ukrzyżowana brodata kobieta u Tokarczuk), kultura renesansowa i nowoczesna (Michał Anioł jako nieodwzajemniony kochanek u Stryjkowskiego i Staffa, Szekspir jako autor homoerotycznych sonetów u Dobka). Postacie te używane są też w celu stworzenia wyobrażonej wspólnoty homoseksualnej, tradycji alternatywnej wobec kanonu polskiej kultury. Nieprzypadkowo bohater Szymanowskiego zadaje retoryczne pytanie: „Czy naprawdę trzeba tu powtarzać niezapomniane imiona Sokratesa lub Platona, Aleksandra Wielkiego, Cezara, Celliniego, da Vinci, Michała Anioła, Lorenza Medici, Szekspira, Karola XII i niekończący się szereg innych, ich bliskich i przyjaciół […]?”[46]. Z czasem dołączają do nich twórcy XX wieku dający głos odmienności seksualnej, miłości homoseksualnej, przekroczeniu norm obyczajowych, tacy jak Proust, Gide, Genet, Pasolini, Bacon, przywoływani przez Boczkowskiego, Zengla, Iwaszkiewicza, Witkacego, Brezę, Napierskiego i Różewicza, lub figury zaczerpnięte z popkultury, jak androgyniczna Marlene Dietrich w męskim przebraniu u Musiała i Sonnenberg. U najnowszych pisarzy jednak odniesienia te nie są już elementami zaszyfrowanego kodu czy wspólnego kryptolektu, lecz częścią intertekstualnej sieci powiązań lub wręcz postmodernistyczną grą.
Ściśle związane z fascynacją antykiem są także motywy literackie oparte na tak zwanej Wielkiej Podróży (Grand Tour). Podejmowana od XVI wieku, stanowiła ona niezbędny etap w wykształceniu środkowo- i północnoeuropejskich arystokratów, przedstawicieli bogatej burżuazji, artystów i intelektualistów, którzy odwiedzali kraje śródziemnomorskie, aby poszerzać swoje horyzonty kulturalne i zapoznać się z kolebką cywilizacji europejskiej. Celem podróży Niemców, Anglików, Francuzów, Skandynawów, ale i Polaków były przede wszystkim Włochy (rzadziej Hiszpania, Portugalia, Grecja – do lat 30. XIX wieku pod dominacją otomańską – a później także kraje północnoafrykańskie i Bliski Wschód). Oprócz bogactwa artystycznego, zabytkowych miast i wszelkiego rodzaju śladów starożytności podróżników uderzała także inność kulturowa i pewna swoboda obyczajów. W liście do hrabiego z Weimaru z 29 grudnia 1787 roku Goethe pisał na przykład, że zauważył w Rzymie:
dziwne zjawisko, którego nigdzie indziej w takiej skali oglądać nie mogłem: chodzi o miłość między mężczyznami. Mimo że rzadko doprowadzana jest ona do granicy zmysłowości, pozostając raczej w środkowych rejonach przywiązania i namiętności, mogę stwierdzić, że tu widziałem na własne oczy najpiękniejsze jej wyrazy, porównywalne tylko z tymi, które przekazywała nam starożytna Grecja i obserwować mogłem jej psychiczne i moralne aspekty z punktu widzenia uważnego przyrodnika[47].
Inne obyczaje oraz tolerancyjne kodeksy karne[48] sprawiały, że podróżnicy mogli w niektórych krajach Europy Południowej przeżywać swoją seksualność bez ryzyka dyskryminacji lub prześladowania, któremu poddawani byli u siebie (szczególnie w Niemczech i Anglii). W pewnych okresach, zwłaszcza w XIX oraz w pierwszej połowie XX wieku, obecność homoseksualnych cudzoziemców była tak liczna, że według brytyjskiego pisarza Williama Beckforda basen Morza Śródziemnego „stał się siedliskiem osobliwego gatunku grzeszników”[49]. Oscar Wilde, Norman Douglas, August von Platen, Johann Joachim Winckelmann, Romaine Brooks, E.M. Forster, Jacques d’Adelswärd-Fersen, Ida Rubinstein, Wilhelm von Gloeden, Natalie Barney, Michaił Kuzmin, John Addington Symonds to tylko niektórzy artyści i pisarze podróżujący czy wręcz osiedlający się we Włoszech, także ze względu na swoją seksualność. Powielali oni homoerotyczny mit śródziemnomorski, jednocześnie przyczyniając się do jego utrwalenia – Włochy, Grecja i kraje północnoafrykańskie stały się dla nich niby-idylliczną Arkadią nietkniętą przez pruderię i duszną moralność, gdzie mieszkała spontaniczna, zmysłowa, erotycznie wyzwolona ludność[50]. Przyprawiony fantazjami egzotycznymi o mniej lub bardziej kolonialnej barwie oraz reminiscencjami greckiej miłości, mit ten rozpowszechniały zarówno liczne dzienniki, pamiętniki, listy, zapisy z podróży, jak i utwory poetyckie i prozatorskie. Trzeba jednak pamiętać, że rzekoma dyspozycyjność i otwartość seksualna południowców miała także podłoże społeczno-ekonomiczne – stosunki i relacje homoseksualne z bogatymi cudzoziemcami były tolerowane, akceptowane, a nawet popierane przez ubogie rodziny[51].
Takie podróże odbywali także polscy artyści i literaci – w 1905 roku do Włoch podróżował razem z Witkacym Karol Szymanowski, który z kolei w 1914 roku zwiedzał Sycylię i Afrykę Północną z przemysłowcem i mecenasem sztuki Stefanem Spiessem. Reminiscencją owych doświadczeń estetyczno-erotycznych jest na przykład wiersz pt. Baedecker, w którym Szymanowski pisze: „Czy skwarne słońce twojej bujnej ziemi/ Przenika ciało żarem aż do kości,/ Dotkliwym i parzącym jak płomienie/ Świec przed ołtarzem tajnych namiętności?”[52]. W wierszu pt. Włóczęga wyznaje dość rzeczowo: „Bo najpiękniejszą baśń Orientu/ Dostaniesz tu za piastrów parę”[53], czyniąc aluzję do przygód z prostytuującymi się młodymi mężczyznami w Afryce Północnej. Po Włoszech wielokrotnie podróżowali także Paweł Hertz (w latach 1935 – 1937) oraz Maria Konopnicka, która swojej fascynacji dała wyraz na przykład w zbiorze wierszy pt. Italia (1901). Jednak autorem, którego sława wiąże się z Włochami, jest niewątpliwie Jarosław Iwaszkiewicz. W Podróżach do Włoch wyznaje on: „Byłem w Rzymie coś trzydzieści razy, we Włoszech bez Rzymu sześć razy i trzynaście razy na Sycylii”[54]. Jego Książka o Sycylii zadedykowana jest pamięci artysty związanego uprzednio z Janem Lechoniem, Józefa Rajnfelda, który z Iwaszkiewiczem odbywał podróże do Włoch w latach 30. W notatce z Dzienników z 22 listopada 1951 roku opisującej przypadkowe spotkanie w pociągu z Rzymu do Neapolu zawarta jest kwintesencja homoerotycznego mitu śródziemnomorskiego, w którym piękno miesza się z biedą, a ciało robotnika budzi skojarzenia ze sztuką i antykiem:
W wagonie jest jeszcze jeden osobliwy młodzieniec, typowy włóczęga neapolitański. Ma wykrzywione półbuty, zabłocone, nałożone na nogi bez skarpetek, spodnie z niebieskiego drelichu (strój robotników portowych Neapolu) są cienkie, znoszone i w paru miejscach w poprzecznych szparach ukazują nagie ciało chłopca. […] Najdziwniejszą ma jednak twarz. Ładna, typowo południowowłoska, z dużym czarnym okiem spoglądającym ciekawie. Mówię „okiem”, gdyż drugie ma przykryte bielmem, co nadaje jego twarzy, przypominającej Bachusa Caravaggia, niesamowity wyraz. Całe to zniszczone ubranie ciasno przykrywa – widać to – boskiej piękności ciało. Mógłby być modelem – na nago Praksytelesa, w ubraniu Picassa[55].
Asocjacja między fantazjami śródziemnomorskimi a tolerancją krajów południowych pojawia się wreszcie w eseju Ryszarda Zengla, który na temat Gide’a pisze: „Widząc, jak wysoce cywilizowana Europa, a więc i Francja, jest nietolerancyjna dla ludzi jego pokroju, Gide ucieka z niej bardzo chętnie. Znowu odbywa podróż na południe: Włochy, Grecja, Azja Mniejsza. […] Przyjaciół ciała szukać będzie zawsze wśród smagłych południowców”[56].
Niewątpliwie takie postacie, jak Platon, Safona, Paul Verlaine, Arthur Rimbaud, André Gide, Marcel Proust, Oscar Wilde, Jean Genet, Radclyffe Hall, Colette, Jeanette Winterson, występują w polskiej kulturze nie tylko jako tajne znaki kodu homoseksualnego, ale też jako elementy złożonego, wielowymiarowego dialogu wewnątrzliterackiego. Seksualni „odszczepieńcy” kultury europejskiej zakorzenili się w polskiej literaturze, zapoczątkowując pewne tradycje czy style pisania o nienormatywności oraz tworząc sieć queerowych, wzajemnych odwołań intertekstualnych.
W tradycji literatury queer ważnym tropem intertekstualnym jest Szekspir, głównie zaś, ale nie wyłącznie, jego sonety, które stają się znakiem tajemnej miłości. Nieheteronormatywne wyznania budowane są również wokół najsłynniejszej pary kochanków: Julii i Romea. Julia budzi gorące uczucia w wierszu Konopnickiej W Weronie, z kolei Romeo staje się symbolem idealnego kochanka w poezji Boczkowskiego (Romeo i Romeo). Rimbaud i Verlaine pojawiają się jako poeci przeklęci połączeni burzliwym romansem u Staffa, Czuchnowskiego, Ośniałowskiego i Olszewskiego, natomiast Gide ucieleśnia nową falę literatury francuskiej podejmującej kwestię „zboczeń seksualnych” w tekstach Napierskiego, Brezy, Boya-Żeleńskiego. Francuski pisarz wraca w dziennikach Iwaszkiewicza jako przedstawiciel swoistego hedonizmu-indywidualizmu: „Jestem oczywiście egoistą, ale Gide był jeszcze większym – może nie egoistą, ale egotystą”[57], podczas gdy Zengel twierdzi, że Gide „był ostatnim w literaturze dwudziestowiecznej indywidualistą z własnego wyboru, optymistycznym, indywidualistą zwycięskim”[58]. Wcieleniem i piewcą „przeklętej rasy” jest Proust, który według Napierskiego „otwarł na oścież bramy tego piekła, tego raju płomiennego potępieńców dzisiejszej cywilizacji”[59]. Nie bez przyczyny o jego miejscu w zbiorowym wyobrażeniu polskich pisarzy i czytelników Miłosz pisze, że „ich [homoseksualistów] patronem i najdoskonalszym przykładem pozostaje Proust, który potrafił złowić pewien świat rzeczywisty w sieć wzruszeniowo-wspomnieniową”[60]. Wywarł on znaczący wpływ na kształt powieści Stefana Napierskiego (Rozmowa z cieniem) oraz Tadeusza Brezy (Adam Grywałd). Z Wilde’em jako artystą żyjącym w zgodzie z własną tożsamością, a przez to skazanym i przemienionym w męczennika, utożsamia się Piotr Odmieniec Włast / Maria Komornicka w Apokryfie idealnym; do irlandzkiego pisarza jako „galernika wrażliwości” odnoszą się również: Efebos Szymanowskiego, Ciszy lasu i twojej ciszy Grabowskiego, Kotły beethovenowskie Choromańskiego oraz teksty Nowaczyńskiego, Boya-Żeleńskiego, Zengla. Nawiązania do twórczości Walta Whitmana pojawiają się wyraźnie w poezji Stefana Napierskiego, a zwłaszcza w Liście do przyjaciela, w którym amerykański poeta zostaje nazwany piewcą męskiej przyjaźni, „orgiastycznym świętym Franciszkiem”. Genet występuje najczęściej jako bezkompromisowy twórca, nieprzejednany bard ciała i marginesu społecznego, jak w dziennikach Gombrowicza czy w wierszach Grzegorza Musiała z tomu Kosmopolites. Jak mówi Maria Janion, odwołując się do analizy Edmunda White’a, Genet „próbuje zastraszyć, a jednocześnie uwieść swojego «heteroseksualnego czytelnika», ale nie ma zamiaru prosić go o wybaczenie”[61]. Lekcja Geneta została przez polskich literatów przyswojona na płaszczyźnie tematycznej i stylistycznej lepiej niż lekcje innych pisarzy, co widać wyraźnie w twórczości Pankowskiego, Skrzyposzka czy Witkowskiego.
Intertekstualne odniesienia do odmieńczych ikon pełniące funkcję tajemnego kodu w literaturze fazy emancypacyjnej, w której odmienność staje się tematem wyrażonym bezpośrednio, zyskują nową funkcję: współtworzą konstelację dzieł i twórców kształtujących różne tradycje (a nawet swoiście pojęte kanony) literatury homoseksualnej, lesbijskiej, transpłciowej itd., stające się istotnym kulturowym komponentem mniejszościowych tożsamości. Szczególnie ciekawy przypadek intertekstualności przedstawia twórczość poetycka Tadeusza Olszewskiego. Obok odniesień zarówno do klasycznych, jak i współczesnych figur męskiego homoerotyzmu (Auden, Ginsberg) pojawia się też intertekstualność prywatna, tworząca intymny polifoniczny dialog z tekstami poetyckimi przyjaciół i kochanków.
Polska literatura przewrotna, szukająca początkowo uprawomocnienia w intertekstualnych nawiązaniach do literatury francuskiej, angielskiej i niemieckiej, z czasem wytwarza w swoim obrębie intertekstualność rodzimą, która zaczyna być widoczna na przełomie lat 80. i 90., choć jej pierwsze ślady możemy znaleźć w wierszu Konopnickiej Gabryeli dedykowanym Narcyzie Żmichowskiej. Taki stan rzeczy świadczy zarówno o powolnym utrwalaniu się opisywanej tradycji w powszechnej świadomości, jak i o dużej różnorodności polskiej literatury przewrotnej. W twórczości Marka Danielkiewicza przykład takiej intertekstualności stanowią odwołania do Józefa Czechowicza, Jarosława Iwaszkiewicza, Jerzego Andrzejewskiego (Bramy raju). Z kolei Iwaszkiewicz, Lechoń, Stryjkowski (Tommaso del Cavaliere), a także lesbijskie duety: Maria Dąbrowska i Anna Kowalska oraz Maria Konopnicka i Maria Dulębianka, stają się ważnymi ikonami w poezji Olszewskiego. W wierszach Dehnela i Konstrata znajdziemy z kolei odwołania do poezji Tkaczyszyna-Dyckiego.
Punktami odniesienia dla lesbijskich i biseksualnych narracji stały się pisarki zarówno polskie, jak i zachodnioeuropejskie. Narcyza Żmichowska oraz pojęcie „posiestrzenia”, o czym będzie jeszcze mowa, wracają bowiem w sposób mniej lub bardziej czytelny w utworach Boya-Żeleńskiego, Różewicza, Lis i Konopnickiej (na przykład w wierszu pt. Gabryeli), a do samej Konopnickiej, zwłaszcza w świetle jej związku z Marią Dulębianką, odwołują się na przykład Inga Iwasiów, Agnieszka Weseli (Ze sztambucha Maryji Konopnickiej), Jolanta Janiczak (O mężnym Pietrku i sierotce Marysi). Ważnym, choć nieco zakamuflowanym punktem odniesienia stanie się Radclyffe Hall w dwudziestoleciu międzywojennym, a także Jeanette Winterson – po roku 1989 (tematycznie – w eseistyce Izabeli Filipiak i Renaty Lis – czy strukturalnie – w zbiorze Miłość Ingi Iwasiów). W poezji Marzeny Brody sygnałami innego pożądania stają się Safona i Virginia Woolf. Istotnym punktem odniesienia będzie Colette i sensualna atmosfera biseksualności i androgynii (na przykład u Krzywickiej). Dzieje się tak między innymi dlatego, że jak zauważa Maria Janion we wstępie do polskiego wydania powieści Czyste, nieczyste: „Wbrew teoriom, które spychają lesbianizm do kryminału (poczynając od Lombroso, a kończąc na faszyzmie), Colette idealizuje kochanki”[62].
Osobną formą intertekstualności są nawiązania do szeroko pojętej sztuki i kultury popularnej: filmu, muzyki, fotografii. Przykładów dostarczają kampowe kolaże poetyckie Ewy Sonnenberg (Kraina tysiąca notesów), wiersze Tomasza Pietrzaka poświęcone transpłciowym ikonom: Lili Elbe i Candy Darling. Rozległe spektrum intertekstualnych nawiązań prezentuje również poezja Jacka Dehnela.
Warto pamiętać, że linie identyfikacji z intertekstualnymi ikonami mogą przebiegać niezgodnie ze stereotypowymi wzorami płci. Queerowa identyfikacja może działać „w poprzek”. W ten oto sposób w zbiorze eseistycznym Renaty Lis Lesbos ważnym punktem odniesienia, obok Safony, będzie Oscar Wilde. We współczesnej polskiej literaturze i kulturze, bez względu na płeć osoby tworzącej, ważną figurą queerowo-intertekstualnych odniesień staje się postać Marii Janion. To przecież jej portret kończy alternatywny Poczet pędzla Karola Radziszewskiego pokazywany podczas wystawy Potęga sekretów w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie (listopad 2019 – marzec 2020).
Szczególną rolę w męskocentrycznym kanonie literatury polskiej odgrywa szeroko pojęta tradycja lesbiańska czy może lepiej: linia saficko-matrylinearna. Jej początkiem i ośrodkiem jest postać i twórczość Narcyzy Żmichowskiej, wokół której został wytworzony niemal mit. A stało się tak z kilku powodów. Po pierwsze – ze względu na protofeministyczną grupę Entuzjastki, która, jak zauważa Katarzyna Nadana-Sokołowska[63], przypomina mityczną wspólnotę kobiet skupioną wokół Safony na Lesbos. Opiera się ona z jednej strony na relacji mentorskiej (mistrzyni – uczennica), a z drugiej na przyjaźni, projektowanej w sposób quasi-instytucjonalny, czyli przednowoczesny[64]. Temu właśnie służy pojęcie „posiestrzenia”, którego Żmichowska używa – zwłaszcza w korespondencji – dość rzadko i ostrożnie. Ta przyjaźń jest projektem społeczno-egzystencjalnym i była rozumiana przez pisarkę między innymi jako alternatywa dla instytucji małżeństwa. Po drugie – jej obszerny esej Słowo przedwstępne do dzieł dydaktycznych pani Hoffmanowej[65] (1876), będący wstępem do monumentalnego wydania dzieł zebranych uznanej i konserwatywnej pisarki dziewiętnastowiecznej, stał się swego rodzaju palinodią założycielską feministycznej krytyki literackiej. Narcyza Żmichowska bowiem w sposób przewrotny (pozornie chwaląc, w istocie ganiąc) skrytykowała zdroworozsądkowe i hegemoniczne poglądy Klementyny Hoffmanowej dotyczące wychowania dziewcząt i młodych kobiet. W tej funkcji – jako figura krytyczna i inspirująca jednocześnie – Żmichowska będzie ważna dla wielu piszących kobiet, zarówno tych dziś zapomnianych, jak i tych, o których pamiętamy – wspomnijmy choćby wiersz Marii Konopnickiej Gabryeli, który ukazał się po jej śmierci. Po trzecie wreszcie – Narcyza Żmichowska jako pisarka i autorka szczególnie dwóch powieści: Poganki (1846) i Białej Róży (1858), stała się źródłem najsilniejszego w polskiej literaturze lesbiańskiego motywu, mitu i tradycji.
Tę ostatnią kwestię wykreował i szeroko nagłośnił w dwudziestoleciu międzywojennym Tadeusz Boy-Żeleński, wpisując się w matrylinearną tradycję. Boy podkreślał bardzo wyraźnie, że zainteresowanie autorką Poganki odziedziczył po matce, a nawet – że szkice jej poświęcone napisał w zastępstwie matki. Wanda Grabowska była bowiem uczennicą Żmichowskiej, bardzo zafascynowaną swoją nauczycielką, o której planowana książka nigdy nie powstała. W jej zastępstwie Tadeusz Boy-Żeleński nie tylko wydał korespondencję pomiędzy matką i Żmichowską, lecz także wznowił powieści pisarki i opisał „plotkę” wokół Poganki jako owocu romansu Pauliny Zbyszewskiej z ukrytą za swym bohaterem Beniaminem Narcyzą Żmichowską. Tę interpretację bardzo bezpośrednio przedstawiła potem Irena Krzywicka w drukowanym w „Wiadomościach Literackich” w 1929 roku szkicu Rozmowa kobiet o Narcyzie Żmichowskiej. Historia ta potem dręczyła szczególnie tradycyjnie zorientowanych historyków literatury, którzy usiłowali ją wyrugować z kanonu w sposób mniej lub bardziej homofobiczny. To się jednak nie udało: saficki mit Żmichowskiej zaistniał i jest dziś częścią trwałego dziedzictwa polskiej literatury przewrotnej, zwłaszcza że został potwierdzony już nie plotkarsko czy mitycznie, lecz całkiem tekstualnie. Powieść Biała Róża, a szczególnie scena na balu i użycie motywów greckich nie mogą dziś budzić większych wątpliwości. Żmichowska wydaje się samoświadoma, przewrotna i niemal profetyczna w następującej wymianie zdań pomiędzy Felunią a panną Kazimierą (na balu):
– Mniejsza o przyjaciół pani Michaliny; powiedz mi prędko, z czego jej się zwierzyłaś?
– Z tego, że ty, Kazimiero, po grecku doskonale umiesz.
– Och! niegodziwa!
– Dałaś słowo, że się gniewać nie będziesz; ja przecież powiedziałam, żeś ty i w łacinie biegła, lecz że masz jakąś słabość do greczyzny, że to twoje upodobanie najmilsze, twoja namiętność.
– Feluniu! I nie zastanowiłaś się nawet, jak taka plotka w opinii świata na wieki zgubić mnie mogła?[66]
Tak rozumiane safickie dziedzictwo Żmichowskiej wydało w polskiej kulturze znakomite owoce, co obrazują Dezorientacje. Jej postać jako jedno z narzędzi do kulturowej transgresji wykorzystał Tadeusz Różewicz w Białym małżeństwie (1974) – zapewne jednym z głośniejszych (i skandalicznych) spektakli lat 70. w Polsce[67]. Jak pisze Leokadia Kaczyńska: „Ze wszystkich sztuk Tadeusza Różewicza najwięcej nieporozumień interpretacyjnych wywołało opublikowane w 1974 roku Białe małżeństwo. Efektem niezrozumienia i trywializacji tekstu stały się personalne ataki na pisarza i wstrzymanie prapremierowej inscenizacji w Starym Teatrze. Wokół dramatu wytworzono atmosferę skandalu i sensacji”[68]. Mimo że poeta w felietonie Miłość lesbijska w romantycznym przebraniu potraktował Żmichowską w sposób bardzo stereotypowy i protekcjonalny, to w Białym małżeństwie wykorzystał między innymi tę figurę w sposób symboliczny do swoistej psychoanalizy polskiej kultury, a jednocześnie jej krytyki – za pomocą najbardziej podówczas heteronormatywnego rytuału, czyli małżeństwa. Widać to szczególnie dobrze w ostatnich zdaniach sztuki, gdy młoda małżonka Bianka po symbolicznym ścięciu włosów, kieruje do swego świeżo upieczonego męża Beniamina tajemnicze słowa: „Jestem […] twoim […] bratem”. Warto dodać, że oprócz Żmichowskiej inspiracją do napisania Białego małżeństwa była również „dziwna historia, tragedia właściwie” Marii Komornickiej / Piotra Odmieńca Własta[69]. W takiej właśnie pośredniej roli Żmichowska znalazła swoje miejsce w antologii Odmieńcy w eseju Zbigniewa Majchrowskiego, a także w ważnym dla polskiego dyskursu o odmienności tomie Pogranicza wrażliwości w literaturze dawnej oraz współczesnej (1998) w cytowanym eseju Leokadii Kaczyńskiej.
Pamiętać też należy, że motyw Safony i safickiego mitu – choć nie poprzez figurę Żmichowskiej – stanie się podstawą opowiadania Anny Kowalskiej pt. Safona, które można czytać przez pryzmat związku pisarki z Marią Dąbrowską. Sama autorka Nocy i dni z kolei, jak się zdaje, jeśli dokonywała jakiejś transgresji, to raczej poprzez odnoszenie się do homoseksualności męskiej. Czasami w sposób symptomatyczny. Okazuje się bowiem, że niemal w samym sercu rodzinnej genealogii w sadze Przygody człowieka myślącego tkwi homoseksualna tajemnica wynikająca z aury tragicznej śmierci lekarza Mariana Wochelskiego. Warto dodać, że miłosną relację pomiędzy Marią Dąbrowską a Anną Kowalską w „willi pod Warszawą” zasugeruje Jerzy Kowalski (mąż Anny) w napisanej pod koniec drugiej wojny światowej sztuce Babie lato[70].
Po roku 1989 Żmichowska powróci jako przedmiot rewindykacji oraz inspiracji. W takiej funkcji znajdzie się w przełomowym eseju Izabeli Morskiej (Filipiak) Niewidzialna lesbijka na balu[71] oraz w biograficznej książce Obszary odmienności. Rzecz o Marii Komornickiej (postać Żmichowskiej pojawi się tu w uzupełniającej, ale ważnej roli). Nawiązania można się też dopatrywać w scenie tańca – tym razem nie na balu jak w Białej Róży, tylko na imprezie w szkole średniej – nauczycielki i uczennicy w powieści Głupiec Ewy Schilling, która jest jednocześnie autorką pierwszego w Polsce zbioru opowiadań lesbijskich Lustro (1998). Biała Róża Żmichowskiej zajmie również ważne miejsce w przełomowym zbiorze esejów Renaty Lis pt. Lesbos (2017). Przełomowym także dlatego, że wbija klin w męskocentryczną i mocno patriarchalną polską tradycję eseju jako gatunku. W tej wykluczającej i naiwnie niezdekonstruowanej roli została ona przecież przedstawiona w kanonicznej dla polskiej literatury serii Biblioteki Narodowej[72]. Renata Lis jako eseistka – dzięki tradycji zapoczątkowanej przez Żmichowską – pokazuje, że esej jako gatunek jest dziś już zupełnie gdzie indziej. Jest sposobem wyrazu odmieńców i uchodźców, a nie tylko solipsystycznych, uprzywilejowanych mężczyzn jadących na południe oglądać obrazy namalowane przez innych mężczyzn. Lis tak ujmuje to w szkicu Esej i kwanty będącym pendant do Lesbos: „Eseistyczny podmiot już dawno przestał być wyłącznie europejski, patriarchalny i biały. Gatunek ten uprawiają dzisiaj również kobiety, odmieńcy i skolonizowani, dla których Ateny, Rzym i Jerozolima niekoniecznie stanowią najważniejszy punkt odniesienia”[73]. Żmichowska znajdzie się również w panteonie polskich odmieńców namalowanym przez Karola Radziszewskiego, a wchodzącym w skład jego wystawy Potęga sekretów.
Oczywiście saficko-matrylinearna tradycja Żmichowskiej nie jest jedyna. Motywy „lesbijskie” pojawiają się już w literaturze późnego romantyzmu (poemat Safo Władysława Tarnowskiego), a potem w okresie Młodej Polski, choćby w skandalicznej (i w związku z tym skonfiskowanej) powieści Gustawa Daniłowskiego Maria Magdalena z 1912 roku czy w wierszu erotycznym Kazimierza Przerwy-Tetmajera pt. Ogród lesbijski. Często jednak takie „lesbijskie” motywy w tekstach pisanych przez mężczyzn można rozpatrywać raczej jako rodzaj kulturowego zawłaszczenia. Łatwo bowiem zauważyć, że niejednokrotnie – tak w tekstach dawnych, jak i współczesnych – ujęcia relacji lesbijskich w narracjach heteroseksualnych mężczyzn odsyłają do bardzo trwałych w kulturze męskich fantazji erotycznych. Może się zatem okazać, że fetyszyzacja lesbianizmu w takich kontekstach raczej strukturalnie wpisuje się w heteronormę, niż ją podważa. Tę wskazówkę należy mieć w pamięci, czytając tego typu teksty zawarte w Dezorientacjach (jak również inne liczne teksty kultury współczesnej).
Z tego punktu widzenia dużo istotniejszy może okazać się fakt przetłumaczenia na język polski klasycznej – zakazywanej i konfiskowanej – powieści lesbijskiej Radclyffe Hall z 1928 roku The Well of Loneliness, w której „inwersja” została przedstawiona jako naturalny i dany od Boga fenomen. Książka została przetłumaczona na język polski jako Źródło samotności i wydana w mocno okrojonej formie[74] już w 1933 roku. Na okładce powieści jako tłumacz został zaprezentowany J.P. Zajączkowski, który okazuje się pseudonimem grupy pisarzy związanych z wydawnictwem „Rój” (Karolina Beylin, Jerzy Pański, Andrzej Stawar, Adam Ważyk, Lucjan Szenwald), co tylko potwierdza, jak niebezpieczny mógł być sam fakt przetłumaczenia tej powieści. Jej recenzję, zresztą bardzo krytyczną i z dzisiejszego punktu widzenia nieco homofobiczną, opublikowała Irena Krzywicka w „Wiadomościach Literackich” (1933, nr 21). Była ona jednak dużo bardziej przychylna książce innej ikony modernistycznego lesbianizmu: Colette, a jednocześnie zawartej w recenzowanej powieści krytyce instytucji małżeństwa. Recenzja Źródła samotności autorstwa Ireny Krzywickiej została przedrukowana w 2000 roku w pierwszym polskim akademicko-artystycznym magazynie lesbijskim „Furia” jako istotny ślad egzystencji. Radclyffe Hall powróciła natomiast jako postać we współczesnej sztuce Jolanty Janiczak O mężnym Pietrku i sierotce Marysi. Janiczak w swoim tekście zaaranżowała spotkanie, do którego nigdy nie doszło, polskiej narodowej pisarki Marii Konopnickiej z brytyjską autorką Radclyffe Hall. I choć obie tak wiele dzieli, to jedna kwestia je łączy. Zgodnie z konwencją epoki kobiety określały swoje partnerki męskimi pseudonimami: Hall nazywała Mabel Batten „Johnem”, a Konopnicka – malarkę i emancypantkę Marię Dulębiankę „Pietrkiem”. Premiera tej pierwszej polskiej sztuki (pokazywanej w repertuarowym teatrze) o wyraźnie rewindykacyjnym charakterze z pierwszoplanowym lesbijskim wątkiem odbyła się w 2018 roku, a zatem w stulecie odzyskania państwowości przez Polskę. Z tego też symbolicznego powodu fragment dramatu Jolanty Janiczak kończy Dezorientacje.
Pamiętać jednak należy, że w dwudziestoleciu międzywojennym najważniejszą książką, w której występuje niedopowiedziany, mgławicowy, niemożliwy wątek miłosnej relacji między kobietami, jest powieść psychologiczna Anieli Gruszeckiej Przygoda w nieznanym kraju (1933). Najbardziej symptomatyczne w tej opowieści jest połączenie wątku fascynacji młodą mężatką Julią Bielską ze strony czterdziestoletniej zrezygnowanej artystki Klary Lubomskiej z inspirującym poszukiwaniem nowych form artystycznych w malarstwie. Tu można dostrzec początek innej feministycznej linii w polskiej literaturze: lesbijskiej awangardy. Konieczność ukrycia, zmarginalizowanie przez dyskursy władzy staje się nie tyle przeszkodą, ile szansą na nowe sposoby artystycznego wyrazu (tak można czytać na przykład awangardową sztukę Gertrude Stein, jak pokazuje Joanna Bednarek)[75]. W ten sposób nowe formy życia łączą się z nowymi formami sztuki. W tej neoawangardowej linii należy ustawić zwłaszcza dwie powieści: głośną Absolutną amnezję (1995) Izabeli Morskiej (Filipiak) oraz Białą Ofelię (2011) Julii Fiedorczuk. W pierwszej z nich liczne eksperymenty formalne, pastiszowanie wielu form literackich (dramatów greckich, pamiętników, listów, traktatów filozoficznych itp.) oraz rozpisywanie alternatywnych życiorysów może – na zasadzie kompozycji szkatułkowej – odsyłać do pierwotnej narratorki tej opowieści, czyli „krótko ostrzyżonej dziewczyny od noży”[76], lesbijki. Nie bez znaczenia jest też w tym kontekście zacytowany w Dezorientacjach fragment scenariusza nauczycielki Lisiak (stanowiący w istocie znakomity przykład feministycznej groteski), w którym ironicznej krytyce poddany zostaje cały patriarchalny kanon literatury polskiej oparty na męskohomospołecznych relacjach (egzemplifikowanych tutaj przez Gustawa Słowackiego i Psa Salmana). W Białej Ofelii z kolei dwie przyjaciółki z dzieciństwa – Król i Królowa, jak same siebie nazywają – spotykają się po latach na wieczorze autorskim jednej z nich, co staje się zaczątkiem romansu oraz (niczym u Gruszeckiej) inspiracji artystycznych, z otwartym pytaniem, kto o kim i po co pisze te narracje w narracjach.
Jednocześnie teksty te przypominają o wadze swoistej „melancholizacji” pożądania w polskiej prozie współczesnej. Zgodnie bowiem z rozpoznaniami Freuda żałoba i melancholia mają wiele cech wspólnych, a jednocześnie różnią się stosunkiem do utraconego obiektu. W tym sensie obarczona surowym zakazem, utracona homoseksualna możliwość staje się czasami źródłem melancholii, a nawet – cytując Judith Butler – „heteroseksualnej melancholii”, która bardzo często wymyka się ekonomii coming outu. W takich ramach teoretycznych warto przyjrzeć się prozie Julii Fiedorczuk czy Moniki Mostowik, ale również Gestom Ignacego Karpowicza.
Poezję z motywami lesbijskimi też można konceptualizować w szerokim zakresie między realizmem a neoawangardą. Szczególnie istotne będą trzy tomy poetyckie wydane około przełomu tysiącleci: Planeta (1997) Ewy Sonnenberg, będąca wtedy „jedynym [w literaturze polskiej tomem] w pełni poświęconym romansowi pary kobiet, opisanemu bez stosowania kamuflażu; korzystającym z możliwości sztuki postmodernistycznej oraz archaicznej metaforyki przestrzennej, aktywnie przekształcanej po to, by dosięgać pytań o pieśń i egzystencję”[77]; Miłość (2001) Ingi Iwasiów, zbiór erotyków tak przewrotnie igrający z językowym wymiarem materii poetyckiej (końcówki gramatyczne) oraz poetycką konwencją erotyku (kobieta to obiekt, mężczyzna – podmiot pożądający), że wielu krytyków, a nawet niektóre z feminizujących krytyczek, nie umiało tutaj dostrzec opowieści o miłości między kobietami; oraz tom Madame Intuita (2002), który poprzez ironiczne nawiązanie do reprezentującego męskocentryczny kanon Pana Cogito Zbigniewa Herberta i motyw lustra (w lustrze) multiplikuje obrazy kobiet kochających kobiety w nieskończoność w symbolicznym momencie początku nowego tysiąclecia[78].
Współczesne zjawiska literackie dotyczące relacji miłosnych między kobietami otwierają nową perspektywę. Z jednej strony można dostrzec oparte na tożsamości lesbijskiej strategie oporu – lingwistyczną, jak na przykład w wierszach Marii Cyranowicz, czy realistyczną, jak choćby w wierszach Agnieszki Frankowskiej. Zaprezentowany w antologii wiersz wypad, mający premierę w zinie artystycznym przygotowanym przy okazji jednego z polskich marszów równości, wpisuje się w długą polską tradycję poezji zaangażowanej. Z drugiej strony współczesna twórczość kobiet, i to zarówno poezja, jak i proza, pokazuje, że homofobia nie stanowi znaczącego zagrożenia dla kobiecych relacji homospołecznych (w przeciwieństwie do męskich). Oznacza to, że narracje kobiet o dojrzewaniu i szerzej – tożsamości – w sposób całkowicie naturalny przedstawiają, choćby jako drobny epizod, możliwość homoseksualną. Tak rzecz wygląda w twórczości Patrycji Pustkowiak i powieści Lata powyżej zera (2017) Anny Cieplak.
Tę mapę relacji władzy najlepiej opisują – w polu współczesnej polskiej poezji – dwie ważne antologie twórczości poetyckiej napisanej przez kobiety po 1989 roku: Solistki. Antologia poezji kobiet (1989 – 2009) pod redakcją Marii Cyranowicz, Joanny Mueller i Justyny Radczyńskiej (2009) oraz Warkoczami (antologia nowej poezji) pod reakcją Sylwii Głuszak, Beaty Guli i Joanny Mueller (2016). Maria Cyranowicz, wyjaśniając tytuł tej pierwszej pozycji, pisze: „Tytuł antologii Solistki w sposób jasny i precyzyjny informuje o jej zawartości: z jednej strony mówi, że jest to poezja pisana przez kobiety, a z drugiej strony – co znamienne – mówi, że funkcjonują one osobno”[79]