Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wybór świadectw rumuńskich, ukazujących XX-wieczną historię tego kraju – bliskiego, a zarazem w znacznym stopniu obcego i odmiennego w swych doświadczeniach od Polski.
Opowieść o losie Rumunii, jej kulturze i tożsamości – głosami władców, polityków, duchownych, artystów, dysydentów, obserwatorów tego kraju, a także „zwykłych” ludzi, którzy także tej historii doświadczają i ją współtworzą.
Książka ta ma pomóc odkrywać Rumunię, kraj w swej istocie jednak nieznany. Przyglądając się historii Rumunii w XX wieku, można zauważyć, że jej doświadczenia – zarówno sukcesy, jak i upadki – przeżywane są wyjątkowo intensywnie, jakby wyeskalowane ponad miarę, do której przywykliśmy my, patrzący na XX wiek z polskiej perspektywy, a zarazem – pełne niejednoznaczności. Otwiera to nowe perspektywy postrzeganiu, co tej części Europy wyrządziły nazizm i komunizm, a także – jak rumuńskie państwo i społeczeństwo współuczestniczyło w tych procesach. Dostrzeżenie i zrozumienie inności Rumunii może być punktem wyjścia do namysłu nad własną tożsamością, bo wyprowadza ze świata „oczywistości”, które niesie polski punkt widzenia i polska mentalność.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 557
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Bogumił Luft, Łacińska wyspa. Antologia rumuńskiej literatury faktu
© by Ośrodek KARTA, 2018
© for the Polish translations by Błażej Brzostek, Radosława Janowska-Lascar, Ireneusz Kania, Jerzy Kotliński, Bogumił Luft, 2018
REDAKTOR SERII Agnieszka Knyt
REDAKCJA Anna Richter
KOREKTA Hanna Antos
OPRACOWANIE GRAFICZNE SERII
SKŁAD KOMPUTEROWYTANDEM STUDIO
KWERENDA ZDJĘCIOWA Tomasz Gleb
ZDJĘCIE NA OKŁADCE Flaga rumuńska z wyciętymi symbolami republiki socjalistycznej.
Obywatele Rumunii w kolejce do głosowania w wyborach w 1990.
Fot. Peter Turnley / Corbis / VCG / Getty Images
PARTNER Fundația Academia Civică
Ośrodek KARTA
ul. Narbutta 29, 02-536 Warszawa
tel. (48) 22 848-07-12, faks (48) 22 646-65-11
[email protected], ksiegarnia.karta.org.pl
Wydanie I
Warszawa 2018
ISBN 978-83-65979-34-6
SKŁAD WERSJI ELEKTRONICZNEJ: Tomasz Szymański
konwersja.virtualo.pl
Rumunia jest bliska. Ostatnio coraz bliższa, co sprawia choćby jej obecność we wspólnocie europejskiej, intensywny rozwój turystyki i bezpośrednich kontaktów z tym krajem, a także powstająca literatura – naukowa, reportażowa i piękna, dotycząca Rumunii, w tym także epizodów wspólnej historii. To, co w niej pociąga, to jednak jej dalekość – niepodobność dziedzictwa kulturowego, które sprawia, że obszar ten jest tak fascynująco odmienny. Tę specyfikę rumuńskości ma oddać ta kompozycja świadectw mieszkańców Rumunii.
Rumunia jest inna – tak jeden z najbardziej znanych dziś historyków z tego kraju, Lucian Boia, pisze w tytule jednej ze swych książek. Rumunia jest wyspą – tak definiuje ją Bogumił Luft, szukając nazwy dla tego wyboru tekstów. Nawiązuje do tej samej właściwości: odrębności losu tego kraju w XX wieku. Choć położony w naszej części Europy, wnosi z dekad wcześniejszych swoiste podglebie. Rumuńską inność kształtowały w przeszłości krzyżujące się wpływy rosyjskie, tureckie, niemieckie, austriackie czy austro-węgierskie, a także łacińska, zorientowana na Zachód kultura. Mimo krótkiej, bo sięgającej połowy XIX stulecia tradycji państwowej, kraj ten na przełomie XIX i XX wieku doznaje rozkwitu, któremu bieg nadaje monarchia, zwieńczonego gigantycznym sukcesem terytorialnym, z jakim wchodzi w dwudziestolecie międzywojenne.
Na tle dziedziczonych z poprzednich dekad uwarunkowań w XX wieku wywierają swe piętno zarówno nazizm, ku któremu państwo i społeczeństwo w pewnych okresach samo ciąży, jak i komunizm, przybierający tu „narodowe”, bo uniezależnione w pewnym stopniu od polityki sowieckiej, a zarazem wyjątkowo brutalne oblicze. Nawet przełom 1989 roku ma w Rumunii charakter nietypowy i dopiero dalsze lata 90. sprowadzają kraj na tor zdarzeń, który doprowadza go do wspólnej, europejskiej zbiorowości.
Głos na kartach tej publikacji zabierają przedstawiciele różnych środowisk, warstw społecznych, profesji i narodów – od księżniczki zamężnej z królem Rumunii czy prezydenta republiki, przez artystów, polityków, księży, dysydentów, po „zwykłych” ludzi, którzy współtworzą i relacjonują tę historię. Można tu też znaleźć odniesienia do polskiej historii i styku dwóch narodów – przede wszystkim w kontekście drugiej wojny światowej, gdy jest on najsilniejszy. Wyjątkowo pojawiają się także świadectwa cudzoziemców – dobrane z powodu ich związku z Rumunią, a także z poczucia, że pewne zjawiska łatwiej dostrzec i nazwać przybyszom z zewnątrz.
Zapisy zestawiono tak, by tworzyły możliwie urozmaiconą panoramę gatunkową historycznej literatury faktu. Obok dzienników, wspomnień czy wywiadów znalazły się tu więc także listy, dokumenty i relacje ustne. Bogumił Luft, autor wyboru tekstów źródłowych (dokonanego ze współudziałem Błażeja Brzostka i Radosławy Janowskiej-Lascar), jest osobiście z Rumunią zżyty i w kraj ten zaangażowany – spędził w nim sporą część ostatniej dekady XX wieku jako ambasador RP w Rumunii, a potem jako korespondent „Rzeczpospolitej” i Polskiego Radia w Bukareszcie i Kiszyniowie. Jego komentarze do tekstów źródłowych przybliżają zarówno tło, jak i ciąg dalszy historii tego państwa w XX wieku, a także rozszerzają kontekst poruszanych przez autorów spraw o wiedzę trudną do uchwycenia przez bezpośrednich uczestników wydarzeń.
Dotknięcie rumuńskiej inności w szerszej perspektywie – obejmującej okres od powstania Wielkiej Rumunii z końcem pierwszej wojny światowej po lata 90. i kształtowanie się współczesnej, demokratycznej państwowości – to propozycja, którą przedstawiamy. Bazując na wypracowanej przez KARTĘ metodzie zbliżania się do istoty przeszłości poprzez losy pojedynczych osób – tu zestawionych w całościowy, możliwie pełny obraz – książka ta przywołuje doświadczenia samych mieszkańców Rumunii, w większości w Polsce dotąd niedostępne. Nawiązuje też w pewnym stopniu do zamysłu antologii norweskiej XX-wiecznej literatury faktu Droga na Północ, wydanej przez Ośrodek KARTA dwa lata temu. Podczas gdy książka norweska wprowadzała w świat kompletnie obcej rzeczywistości, z nielicznymi tylko wspólnymi elementami, tu mamy do czynienia z obrazem inności osadzonej jednak w ramach podobnych geopolitycznych uwarunkowań. Natomiast zainteresowanie, która wzbudziła Droga na Północ, potwierdza sens takiej metody przyglądania się innym kulturom i społeczeństwom.
Książka ta ma pomóc odkrywać Rumunię, kraj w swojej istocie jednak nieznany. Przyglądając się historii Rumunii w XX wieku, można zauważyć, że jej doświadczenia – zarówno sukcesy, jak i upadki – przeżywane są wyjątkowo intensywnie, jakby wyeskalowane ponad miarę, do której przywykliśmy my, patrzący na XX wiek z polskiej perspektywy, a zarazem – pełne niejednoznaczności. Otwiera to nowe perspektywy postrzeganiu, co tej części Europy wyrządziły nazizm i komunizm, a także – jak rumuńskie państwo i społeczeństwo współuczestniczyło w tych procesach. Dostrzeżenie i zrozumienie inności Rumunii może być punktem wyjścia do namysłu nad własną tożsamością, bo wyprowadza ze świata „oczywistości”, które niesie polski punkt widzenia i polska mentalność.
Anna Richter
Skąd się wzięła Rumunia – kraj kultury łacińskiej w Europie Południowo-Wschodniej – w otoczeniu ludów słowiańskich i innych kultur tego regionu, z dala od krajów romańskich zachodniej Europy? Istnienie Rumunii jest wynikiem zbioru szczęśliwych zbiegów okoliczności, ale przede wszystkim wielkiej woli budowania i zachowywania własnej tożsamości przez ludność, którą naznaczyły piętnem kulturowego związku z łacińskim Zachodem wpływy Imperium Rzymskiego na tym terenie w początku pierwszego tysiąclecia.
Lud posługujący się językiem pochodzącym z ludowej łaciny żył od kilkunastu wieków i żyje do dziś jako mniejszości etniczne w krajach tego regionu Europy: w dzisiejszej Serbii, Macedonii, Albanii, Bułgarii, Grecji. W późnym średniowieczu zaznaczył jednak szczególnie swą obecność w trzech innych krainach: w Mołdawii, na Wołoszczyźnie i w Siedmiogrodzie – na terenie byłej prowincji Dacja Imperium Rzymskiego. W Mołdawii stworzył solidne państwo, które przeżyło okres świetności w drugiej połowie XV wieku pod rządami hospodara Stefana Wielkiego, mecenasa gospodarki i kultury, a przede wszystkim bitnego wojownika, który skuteczne bronił jego niepodległości przed nawałą turecką. Hospodarstwo Wołoskie było znacznie słabszą strukturą państwową, ale i ono dawało mniej lub bardziej skuteczne oparcie owemu łacińskiemu ludowi chrześcijaństwa wschodniego (co samo w sobie było historycznym paradoksem) w walce z muzułmańską dominacją. W Siedmiogrodzie, którym od XII wieku rządzili Węgrzy i którego gospodarkę zdominowali koloniści niemieccy, prawosławny, a zarazem łaciński lud stanowiący ponad połowę mieszkańców – chłopi w biednych wsiach – był zepchnięty na polityczny margines.
Ale to właśnie owi siedmiogrodzcy chłopi odegrali ważną rolę w procesie powstawania Rumunii. Na przełomie wieków XVII i XVIII ich Kościół prawosławny zawarł unię z rzymskim papiestwem (analogiczną z unią brzeską) i stał się Kościołem greckokatolickim, czyli Kościołem katolickim obrządku wschodniego. Jako taki uzyskał oficjalny status w Siedmiogrodzie, którego władcy Kościołowi prawosławnemu takiego statusu odmawiali. Rozpoczął się proces emancypacji łacińskojęzycznych chłopów, dzięki rozwojowi greckokatolickiego szkolnictwa wspomaganemu przez katolickie kraje zachodniej Europy. Wykształcono inteligencką elitę, która już w XIX wieku tworzyła organizacje społeczne i polityczne. To właśnie ta elita przyczyniła się wraz ze szlachecką elitą polityczną Mołdawii i Wołoszczyzny do ostatecznego powstania idei wspólnego rumuńskiego narodu i wizji stworzenia rumuńskiego państwa. Dopiero w XIX wieku idea Rumunii jako narodowej wspólnoty, a potem państwowego bytu ujrzała na dobre światło dzienne, choć już dużo wcześniej drzemała w wyobraźni łacińskiego ludu żyjącego w Europie Południowo-Wschodniej.
W połowie XIX wieku, po rosyjsko-tureckiej wojnie krymskiej, na fali środkowoeuropejskiej Wiosny Ludów, politycy zależnych dotąd politycznie od Turcji Hospodarstw Mołdawii i Wołoszczyzny podjęli błyskotliwą grę dyplomatyczną i dopracowali się stopniowo wstępnej zgody mocarstw europejskich na zjednoczenie tych dwóch krajów. Ich wspólnym władcą stał się mołdawski bojar Alexandru Ioan Cuza, a wspólną stolicą – wołoski Bukareszt. Kilkuletnie rządy Cuzy pozwoliły na zbudowanie podstaw rumuńskiego państwa. Został on jednak obalony przez polityków, z którymi nie znalazł wspólnego języka – zaprosili oni na tron Karola z niemieckiej rodziny Hohenzollernów. To dopiero pod jego przywództwem, podczas wojny z Turcją u boku Rosji w latach 1877–78, Rumunia wywalczyła sobie pełną niepodległość, a Karol I koronował się na jej pierwszego króla w roku 1881.
Rozpoczął się niezwykły okres budowy zjednoczonego państwa, jego instytucji, infrastruktury, gospodarki, bogactwa. Przez ponad trzydzieści lat Rumuni i ich charyzmatyczny król mieli święty spokój – mogli tworzyć nowy europejski kraj nie do wykreślenia już potem z mapy Europy niezależnie od dramatów, które miały nadejść. Wykorzystali ten okres doskonale i odnieśli sukces. W pamięci historycznej dzisiejszych Rumunów te właśnie dziesięciolecia – w pamięci historycznej Polaków szczególnie niepomyślne – utrwaliły się jako najbardziej szczęśliwa epoka w historii.
Już w tym okresie do rosnącej w siłę Rumunii napłynęła spora rzesza imigrantów z całych Bałkanów – przedstawicieli owego łacińskiego ludu rozproszonego w tym regionie, którzy dostrzegli w nowo powstałym państwie swoją ojczyznę. Oni i ich potomkowie są do dziś nazywani w Rumunii Arumunami. Są z życzliwością rozpoznawani, bo z ich szeregów wywodzi się wiele wybitnych osobistości kultury, polityki czy sportu. To chyba nie przypadek – na wysiłek migracji do wyśnionej ojczyzny zdobywały się z pewnością osoby najbardziej wybitne i ambitne.
XX wiek przyniósł Rumunom trudne doświadczenia, choć pierwsze z nich – dramatyczny udział w pierwszej wojnie światowej – zakończyło się podobnie jak dla Polaków wyjątkowo szczęśliwym zbiegiem okoliczności: klęską Austro-Węgier i Rosji. Dzięki temu do państwa rumuńskiego dołączył Siedmiogród oraz Besarabia i Bukowina. Szczególną wagę miało przyłączenie Siedmiogrodu, o którym zadecydowała postawa rumuńskiej większości w tym regionie skupionej w Kościele greckokatolickim. Tak narodziła się Wielka Rumunia, której powstanie zwieńczyło proces tworzenia rumuńskiego państwa.
Bogumił Luft
W ramach części wstępnej do niniejszego zbioru zamieszczamy poniżej wybór kilku fragmentów książki Adriana Cioroianu Cea mai frumoasa poveste, która ukazała się w polskim przekładzie w 2018 roku pod tytułem Piękna opowieść o historii Rumunów nakładem Wydawnictwa Amaltea. 50-letni Adrian Cioroianu, profesor i dziekan Wydziału Historii Uniwersytetu Bukareszteńskiego, jest dziś ambasadorem Rumunii przy siedzibie UNESCO w Paryżu. W przeszłości był też senatorem, eurodeputowanym, a nawet ministrem spraw zagranicznych Rumunii. Jest jednak znany przede wszystkim jako prezenter autorskich programów na temat historii w Telewizji Rumuńskiej.
Książka jest zapisem długiego serialu historycznych pogadanek telewizyjnych. Profesor Cioroianu przypominał w nich rumuńskim telewidzom ich historię. Wybraliśmy te fragmenty, które dotyczą początków istnienia państwa rumuńskiego. O jego dalszych, dramatycznych dziejach opowiedzą świadkowie.
W turystyce sentymentalnej każdego narodu są takie budowle reprezentacyjne, które odzwierciedlają historię miejsc, gdzie stoją, i które dużo mówią o ludziach i wydarzeniach z przeszłości. W przypadku Rumunii najlepszy przykład powyższego znajduje się w samym środku kraju, na zboczu Karpat, w odległości 120 kilometrów od Bukaresztu. Proponuję oto, byśmy się teraz udali do królewskiego zamku Peleş i wspomnieli jego dzieje.
Historia rezydencji rozpoczyna się latem 1866 roku, gdy nowo przybyły władca Karol I odwiedza po raz pierwszy górską wioskę, która potem miała się stać miastem Sinaia. Zauroczony pięknem okolicy książę zdecydował, że właśnie tutaj wzniesie letnią rezydencję dla swojej rodziny. W tym celu sprzedał dobra odziedziczone w Niemczech i za własne pieniądze zakupił w Sinai w roku 1872 podmokły teren o powierzchni około tysiąca mórg. W następnym zaś roku rozpoczął prace nad uzdatnianiem i umacnianiem placu budowy.
Samo wznoszenie pałacu trwało dziesięć lat, od 1873 do 1883 roku. Tak naprawdę Peleş miał się stać kompleksem obejmującym docelowo wiele budynków – również pałace Pelişor i Foişor, wartownię, elektrownię i królewskie stajnie. Przez wiele lat nad rozbudową wszystkich obiektów pracowało kilkudziesięciu inżynierów, architektów i artystów – Rumunów i cudzoziemców. W latach 80. XIX wieku, gdy pałac został oddany do użytku, Peleş znajdował się blisko granicy z Austro-Węgrami, natomiast po przyłączeniu do Rumunii Siedmiogrodu w 1918 roku miejsce to stało się jak gdyby drugą stolicą kraju, położoną dokładnie w środku Wielkiej Rumunii.
W scenerii eleganckiego i pełnego wdzięku kompleksu rozegrały się ważne dla historii kraju wydarzenia. To tu, w Peleş, odbyło się wiele posiedzeń Rady Koronnej, na których podejmowano decyzje zasadnicze dla polityki zagranicznej. Jesienią 1914 roku w Peleş zmarł król Karol I, a tuż obok, w pałacu Pelişor, latem 1938 spędziła ostatnie dni życia królowa Maria. W tymże budynku urodził się w 1893 roku król Karol II, a później, w roku 1921, król Michał.
Zamek Peleş nigdy nie był własnością państwa. A jednak został upaństwowiony w 1948 roku, po wymuszonej abdykacji króla Michała i przekształceniu Rumunii w republikę. W 1953 roku Peleş stał się muzeum i jest nim do dziś. W 2006 roku posiadłość została zwrócona prawowitemu właścicielowi, królowi Michałowi, który otrzymał ją w spadku po dziadku, królu Ferdynandzie. Zgodnie z umową państwo rumuńskie zarządza turystycznym wykorzystaniem muzeum i co miesiąc płaci rodzinie królewskiej czynsz w wysokości 11 tysięcy euro.
*
4 lipca 1864 dekretem hospodara Alexandru Ioana Cuzy Wydziały Prawa, Nauk Przyrodniczych i Filologii (utworzone we wcześniejszych latach) zostały połączone w jedną instytucję, czyli uniwersytet. Po 1919 roku w nowej Wielkiej Rumunii Uniwersytet Bukareszteński stał się głównym ośrodkiem działalności kulturalnej i naukowej.
Piętno tamtych czasów przyniosło również poważne problemy. Tak jak na innych uczelniach w kraju, również na uniwersytecie w Bukareszcie dał się słyszeć syreni śpiew politycznego ekstremizmu. W okresie dwudziestolecia międzywojennego znaczna część działaczy rumuńskiego ruchu zwanego Legionem Michała Archanioła, głoszącego poglądy faszystowskie, wywodziła się z tutejszych wydziałów prawa, teologii lub medycyny. Jednak nawet w tym pełnym niepokojów okresie były jasne momenty – w 1936 roku otwarto monumentalny Pałac Wydziału Prawa, w którym obecnie mieści się siedziba Rektoratu Uniwersytetu Bukareszteńskiego.
Druga wojna światowa boleśnie dotknęła bukareszteńskie życie uniwersyteckie. W połowie kwietnia 1944, podczas wielkich bombardowań Bukaresztu przez lotnictwo anglo-amerykańskie, wiele budynków Uniwersytetu – w tym również obecna siedziba Wydziału Historii – zostało zniszczonych. W latach 50. rozpoczęła się ich odbudowa, a dopiero na początku lat 70. nowe gmachy zostały oddane do użytku.
Podobnie jak to się działo w innych krajach bloku wschodniego, również w Rumunii po roku 1945 reżim komunistyczny rozpoczął drastyczną czystkę wśród profesorów uniwersyteckich, oczywiście według kryteriów politycznych. Wielu najwybitniejszym naukowcom uniemożliwiono prowadzenie wykładów lub wręcz pozbawiono stanowisk na uczelni. Ich miejsce zajęli często profesorowie mianowani naprędce, z których wielu nie władało nawet biegle językiem rumuńskim.
Pomyślniejsze czasy nastały w Rumunii w latach 60., kiedy to uległa poluzowaniu prowadzona z Moskwy kontrola jedynej partii rządzącej wtedy w kraju. Przez pewien czas wydawało się nawet, że środowisko uniwersyteckie odzyska niezależność. Niestety, nie trwało to długo, ponieważ po nastaniu Ceauşescu dało się zauważyć, że jego reżim bał się Uniwersytetu i patrzył nań podejrzliwie. W latach 70. i 80. wiele wydziałów i katedr zostało rozwiązanych, a awanse w hierarchii dydaktycznej były zarezerwowane tylko dla członków partii. W 1989 roku Uniwersytet Bukareszteński miał tylko sześć wydziałów z 8 tysiącami studentów. Dziś ten sam Uniwersytet ma wydziałów dziewiętnaście, a liczba studentów przekroczyła 30 tysięcy.
*
Historia każdego narodu przegląda się w lustrze dziejów jego fundamentalnych instytucji. W życiu Rumunów taką instytucją-lustrem była Akademia Rumuńska. Proponuję teraz prześledzenie polityczno-historycznych przygód najwyższego forum kultury narodowej.
Dniem narodzin obecnej Akademii Rumuńskiej jest 1 kwietnia 1866 – to wtedy w Bukareszcie ujrzało światło dzienne Rumuńskie Towarzystwo Literackie, stawiające sobie za pierwszy cel normalizację ortografii, słownictwa i gramatyki języka rumuńskiego. W następnym roku, 24 sierpnia 1867, Towarzystwo Literackie przyjęło nazwę Rumuńskiego Towarzystwa Akademickiego, a pierwszym jego prezesem został Ion Heliade Rădulescu – i to jest skądinąd powód, dla którego pomnik tego wybitnego męża stoi dziś na placu Uniwersyteckim w Bukareszcie. Pierwsza darowizna książek, która zapoczątkowała tworzenie dzisiejszej Biblioteki Akademii, dokonała się również w owym czasie, czyli w roku 1867. Chodzi o zbiór sześciu tysięcy tomów i czterystu rękopisów należących do pewnego kapitana z Buzău, Constantina Cornescu-Oltelniceanu. Po uzyskaniu państwowej niepodległości kraju, na mocy dekretu królewskiego z 29 marca 1879, instytucja ta przyjęła funkcjonującą do dziś nazwę Akademii Rumuńskiej i postawiła sobie za cel promocję „kultury, języka i historii narodowej, literatury, nauki i sztuk pięknych”.
Obecna siedziba Akademii Rumuńskiej, mieszcząca się w Bukareszcie, znajduje się w pałacyku zakupionym przez małżeństwo Cesianu w marcu 1890 roku. W następnych latach budowla została poszerzona na skutek zakupu sąsiednich nieruchomości, tak że otwarcie głównego gmachu Akademii nastąpiło w marcu 1898. Po pierwszej wojnie światowej, na fali entuzjazmu w początkach Wielkiej Rumunii, Akademia Rumuńska rozszerzyła swą działalność, zakładając filie zagraniczne. Tak powstała w 1922 roku Rumuńska Szkoła w Fontenay-aux-Roses pod Paryżem, a później Accademia di Romania w Rzymie, otwarta w 1933 roku w monumentalnym gmachu zaprojektowanym przez architekta Petre Antonescu.
Podobnie jak całe społeczeństwo rumuńskie, Akademia Narodowa doznała w pełni szoku stalinizacji kraju po drugiej wojnie światowej. 9 czerwca 1948 została podporządkowana komunistycznej władzy i przyjęła nazwę Akademii Rumuńskiej Republiki Ludowej, a później, od sierpnia 1965 – Akademii Rumuńskiej Republiki Socjalistycznej. Nie była już niezależnym forum, tylko podlegała bezpośrednio rządowi skomunizowanej Rumunii. Kontrola polityczna rozciągała się oczywiście również na proces wyboru członków Akademii. Ci, którzy popadli w niełaskę partii, podlegali czystce, a ich miejsce zajmowali nowi, obiecujący wierność sprawie komunistycznej. Mimo podporządkowania reżimowi Akademia stale się rozwijała – w Jassach i w Klużu zostały otwarte nowe jej filie, a Wydawnictwo Akademii, utworzone w 1948 roku, stało się jednym z najbardziej renomowanych w kraju, nawet jeśli wydawane przez nie pozycje musiały przestrzegać ideologicznej linii monopartii.
Wyzwolenie instytucji nastąpiło wraz z wyzwoleniem wszystkich Rumunów. Podczas nadzwyczajnego posiedzenia 26 grudnia 1989 z grona jej członków udało się wreszcie wykluczyć dwoje politycznych intruzów poprzednich dziesięcioleci – Nicolae i Elenę Ceauşescu. Nicolae został członkiem Akademii za książki z zakresu ekonomii, a jego żona za badania w dziedzinie chemii – chociaż wiadomo na pewno, że to nie oni byli autorami owych prac naukowych.
*
W historii Rumunów pokolenie XIX-wiecznych mężów stanu, polityków i działaczy naukowych i społecznych postrzegane jest jako to, które reprezentowało skuteczność dyplomatyczną i przykład patriotyzmu najwyższej próby. W tej opowieści przypomnę kogoś, komu nowoczesna Rumunia wiele zawdzięcza. Zgłębimy sekrety życia Eugeniu Carady, założyciela Banku Narodowego Rumunii.
Eugeniu Carada urodził się w listopadzie 1836 w Krajowie. Rodzina jego ojca wywodziła się gdzieś z Bałkanów, czyli jak to określają Rumunii – była pochodzenia arumuńskiego, Eugeniu zaś ze swym niespokojnym, a jednocześnie pragmatycznym temperamentem podobno bardziej wdał się w matkę, spadkobierczynię olteńskiej1 rodziny szlacheckiej. Jako młody chłopak był dobrym uczniem w Liceum w Krajowie, a następnie wyjechał na studia do Paryża.
W połowie XIX wieku stolica Francji była miastem bohemy artystycznej, ale także miejscem żyjącym ideami rewolucyjnymi całej Europy. Carada bardzo szybko zaraził się pomysłami reformatorskimi, poznał tam też sporą część francuskiej elity intelektualnej, między innymi historyków Edgara Quineta i Jules’a Micheleta2. Przekonany o tym, że Rumunia zasługuje na lepszą przyszłość, Eugeniu Carada wrócił do kraju i energicznie zaangażował się w walkę na rzecz zjednoczenia obu księstw. W roku 1857, w wieku 21 lat, został wybrany do Rady Miejskiej Bukaresztu, a wkrótce potem objął stanowisko sekretarza w powołanym ad hoc Zgromadzeniu Wołoszczyzny. Po zjednoczeniu Rumunii w 1859 roku o mało go nie aresztowano pod zarzutem podżegania do zabójstwa konserwatywnego premiera Barbu Catargiu3. To oskarżenie nigdy jednak nie zostało udowodnione. Po zamknięciu śledztwa Carada wyjechał na dwa lata do Paryża w celu ukończenia studiów, a przy okazji rozwijał we Francji działalność polityczną. Rozczarowany stylem sprawowania władzy przez Alexandru Ioana Cuzę, podjął intensywną kampanię na rzecz jego detronizacji i sprowadzenia do kraju cudzoziemskiego władcy. Był jednym z tych, którzy przygotowali przybycie do Rumunii przyszłego króla Karola I.
Jednak niespokojny charakter znów przysporzył mu problemów. W 1870 roku, gdy Francja i Prusy znalazły się w stanie wojny, Eugeniu Carada zawzięcie wspierał Francję. Z tego powodu wziął nawet udział w spisku dążącym do usunięcia z rumuńskiego tronu Karola I, którego z natury rzeczy uważał za człowieka Niemiec. Posunięcie okazało się nieudane, ale na uwagę zasługuje fakt, że Carada nigdy nie stał się obiektem zemsty Karola I. Wręcz przeciwnie, właśnie dlatego, że Karol I cenił patriotyzm i altruistyczny upór, zlecił mu logistyczne przygotowania do wojny o niepodległość z 1877 roku. Jako zarządca budżetu armii Carada dał wspaniały przykład skuteczności i rozwagi. Sposób, w jaki przygotował kraj do walk, wysunął go na czoło rumuńskich ekonomistów tamtych czasów. Mając wsparcie króla i premiera Iona C. Brătianu4, Carada stał się w kwietniu 1880 patronem powstania Narodowego Banku Rumunii. Ciekawostką jest to, że nigdy nie chciał zostać gubernatorem banku, jak było wtedy w zwyczaju, zadowalając się jedynie tytułem dyrektora – podobno dlatego, że nie chciał, by akt jego nominacji został podpisany przez króla!
Był zaręczony z wnuczką francuskiego historyka Jules’a Micheleta, ale rozstał się z nią jednak, bo narzeczona nie chciała w przyszłości mieszkać w Rumunii.
Życie Eugeniu Carady jest bardziej porywające niż scenariusz filmu sensacyjnego. Cztery razy był aresztowany, lecz nigdy skazany. Dwa razy się zaręczał, a jednak się nie ożenił. Jednym z jego wielkich oponentów ideologicznych był sam Mihai Eminescu – rumuński wieszcz narodowy5. Za każdym razem, gdy król Karol I chciał się spotkać z Caradą, ten wymawiał się pilną koniecznością wyjazdu do Krajowy (lub po prostu wymykał się z domu tylnym wyjściem). Będąc z ducha republikaninem, przyznawał jednak, że dla Rumunów najlepszą formą rządów jest mimo wszystko monarchia konstytucyjna.
Po śmierci Eugeniu Carady w lutym 1910 roku Karol I zarządził w Pałacu Królewskim oddanie hołdu zmarłemu poprzez opuszczenie flagi do połowy masztu. Morał tej opowieści zawiera się w zdaniu, które Eugeniu Carada pozostawił jako swój testament: „Dla dobra wolnej Rumunii zawsze, w każdy sposób, z kimkolwiek, przeciwko komukolwiek”.
*
W 1906 roku w Bukareszcie miało miejsce wydarzenie, które skierowało przyszłość Rumunii na zupełnie nowe tory. Rok ten oznaczał potrójne święto. Po pierwsze, rocznicę 25 lat istnienia królestwa rumuńskiego, które stało się nim w 1881 roku. Po drugie, świętowano wtedy czterdziestą rocznicę założenia dynastii rumuńskiej. Po trzecie, w tym samym roku przypadało 1800 lat od chwili, gdy rzymski cesarz Trajan podbił Dację i włączył do zachodniej cywilizacji terytorium, które po wiekach miało się stać Rumunią.
Dla uczczenia tej potrójnej rocznicy rząd i władze miejskie Bukaresztu zorganizowały wielką wystawę krajową. Dla Rumunów była to nowość, ale także wyraz szlachetnych aspiracji. Podobne wystawy były wtedy bardzo modne i organizowano je praktycznie w każdym liczącym się dużym mieście w Europie. Najbardziej pompatyczne odbywały się już od wielu lat w Paryżu i Londynie, a ich oddziaływanie nie ograniczało się tylko do wymiaru lokalnego, ale można by rzec – wręcz powszechnego. Wystawa Krajowa w Bukareszcie miała przenieść na lokalny grunt modę, którą poznała podróżująca po świecie elita rumuńska.
W organizację wystawy w 1906 roku zaangażował się parlament, rząd, młoda Akademia Rumuńska, Uniwersytet Bukareszteński, władze stolicy i liczne firmy prywatne. Miejscem wybranym na tło tego wydarzenia były podmokłe tereny na południu miasta w dzielnicy Filaret, czyli Pole Wolności w roku 1848, a obecnie park Karola. Otwarcie okazałej imprezy nastąpiło rano 6 czerwca 1906, podczas uroczystości, w trakcie której król Karol I i królowa Elżbieta przecięli symboliczną wstęgę w miejscu, które dziś nazywa się Arenami Rzymskimi.
Cała powierzchnia tego urokliwego zakątka Bukaresztu, utworzonego na potrzeby wystawy właściwie z dnia na dzień latem 1906, liczyła 41 hektarów. Jezioro z wieloma wyspami, wodospady i jaskinie, kościoły, zespoły posągów, rezerwat zoologiczny, teatr letni i inne liczne atrakcje, a także łuk triumfalny – powstały w tym miejscu, by potwierdzić dynamiczny rozwój Rumunii i jej ambicje na przyszłość. Wszystkie bez wyjątku ministerstwa w kraju i wiele rumuńskich firm miały własne pawilony wystawowe.
Wystawie towarzyszyły również skandale, a jakże! Ambasador Turcji w Bukareszcie zaprotestował, gdy zaprezentowano na niej armaty osmańskie zdobyte w Calafacie w czasie walk o niepodległość Rumunii. Z kolei węgierskiemu namiestnikowi austriackiego cesarza Franciszka Józefa, który nosił także tytuł wielkiego księcia Siedmiogrodu, przeszkadzała zbyt duża liczba Rumunów z Siedmiogrodu, którzy przybyli pociągami do Bukaresztu, by zobaczyć wystawę. Dobrze, że w ogóle mieli taką możliwość, bo w odróżnieniu od władz austro-węgierskich, które jednak pozwoliły Siedmiogrodzianom na przyjazd, władze Rosji carskiej zupełnie zakazały Rumunom z Besarabii przekraczania granicy na Prucie.
Były też jednak chwile wzruszające, a wśród nich nadejście prezentu dla Bukaresztu od władz miejskich Rzymu. Mowa o posągu Wilczycy Kapitolińskiej, który potem przez ponad sto lat wędrował po różnych dzielnicach naszej stolicy, a dziś stoi na bulwarze Magheru i wszyscy turyści – Rumuni czy cudzoziemcy – którzy zwiedzają Stare Miasto stolicy, codziennie mijają ten symbol naszej łacińskiej tożsamości.
Wystawa z 1906 roku była otwarta tylko przez sześć miesięcy – od początku czerwca do końca listopada – do dziś jednak istnieje to, co powstało przy okazji jej organizacji, czyli wielki park bukareszteński oraz wiele budynków kościelnych i świeckich. Pozostało też coś więcej – Nicolae Iorga6 powiedział, że wtedy, w 1906 roku, Bukareszt stał się stolicą wszystkich Rumunów. Wyobraźcie sobie Siedmiogrodzian, którzy wysiadali zdumieni na Dworcu Północnym i byli prowadzeni z pompą przez bukareszteńczyków ulicą Calea Victoriei na południe, do Parku Wystawy. Podwaliny pod zjednoczenie kraju w roku 1918 zostały przygotowane już wcześniej, właśnie w roku 1906.
*
Następną opowieść poświęcam wspaniałej budowli stojącej na nabrzeżu Morza Czarnego. Ma ponad sto lat, a jej historia jest fascynująca. Jest to jedna z najbardziej znanych budowli w Rumunii i każdy, kto wybiera się do Konstancy, prędzej czy później dociera na wybrzeże Morza Czarnego, by obejrzeć ten zjawiskowy obiekt. Chodzi o imponujący gmach kasyna w Konstancy, otwartego w 1911 roku.
O tej budowli rzec można poetycko, że jest architektonicznym hymnem wyrażającym radość Rumunów po przejęciu Dobrudży na mocy traktatu berlińskiego w 1878 roku, dzięki czemu kraj zyskał dostęp do morza7. W końcu wieku XIX w miejscu późniejszego kasyna znajdowała się sala widowiskowa, w której występowały trupy teatralne przybywające nad Morze Czarne. W 1904 roku włodarze Konstancy zatrudnili architekta Petre Antonescu, by wzniósł nad brzegiem morza budowlę mogącą dodać miastu splendoru. Antonescu zabrał się więc do pracy, ale zdołał zaledwie przygotować fundamenty pod budynek, które znajdowały się kilka metrów pod poziomem morza. Po lokalnych wyborach zmienił się burmistrz Konstancy i miasto sprowadziło nowego architekta – był nim 32-letni Szwajcar Daniel Renard. Architekt przeżywał wtedy osobisty dramat, bo akurat zmarła mu narzeczona. Mówi się, że to właśnie z tego powodu kształt kasyna ma charakter raczej surowy niż radosno-słoneczny. Budynek był gotowy już w roku 1910, ale jego oficjalne otwarcie nastąpiło rok później.
Podczas pierwszej wojny światowej w kasynie mieścił się szpital wojskowy, potem zostało ono zbombardowane przez lotnictwo niemieckie, a w końcu zdewastowane przez oddziały niemieckie i bułgarskie, które okupowały Dobrudżę. Odremontowane około roku 1928, w następnym dziesięcioleciu epoki międzywojennej zyskało sławę wśród marynarzy i turystów żeglujących po Morzu Czarnym. Prosperity nie trwała długo, bo już na początku drugiej wojny światowej znów zostało zbombardowane, tym razem przez lotnictwo sowieckie. Rzadko się zdarza, by budowla mająca służyć rozrywce miała tak dramatyczne dzieje.
W latach 50. rumuński reżim komunistyczny nakazał przebudowę kasyna: zamiast niego na parterze powstała wielka restauracja, a na piętrze sala kinowa. Wielu zagranicznych gości odwiedzających w Rumunii Gheorghe Gheorghiu-Deja czy Nicolae Ceauşescu było tu przywożonych. Ostatni remont budynku odbył się w 1986 roku, od tego czasu jednak ten piękny secesyjny gmach ulega stopniowej degradacji. Choć nadal pozostaje atrakcją dla odwiedzających Konstancę, to jest już tylko bladym cieniem tego, czym budowla była niegdyś.
W 1911 roku kasyno w Konstancy było jedną z najpiękniejszych budowli Małej Rumunii8. Historycy sztuki twierdzą, że było najwspanialszym w kraju i jednym z najpiękniejszych w Europie przykładem stylu art nouveau.
*
Proponuję, byśmy zajrzeli teraz za kulisy obrad dwóch Rad Koronnych, w czasie których podjęto zasadnicze decyzje o przystąpieniu Rumunii do pierwszej wojny światowej.
Pierwsza Rada Koronna odbyła się 21 lipca (według starego kalendarza) 1914 roku. Król Karol I, następca tronu Ferdynand oraz znaczna część czołowych polityków liberalnych i konserwatywnych zebrali się wtedy w sali muzycznej w zamku Peleş w Sinai. W Europie zaczynała się pierwsza wojna światowa, a zgromadzenie krajowej elity politycznej musiało zdecydować, czy Rumunia przyłączy się do wojny, czy też nie. Jako pierwszy głos zabrał król. Jego zdaniem nasz kraj powinien przystąpić do walki u boku państw centralnych, czyli Niemiec i Austro-Węgier. Spośród zebranych tylko konserwatysta Petre P. Carp9 zgadzał się z królem. Pozostali, zarówno konserwatyści, jak i liberałowie mówili, że Rumunia powinna zachować na razie neutralność. „Wojna będzie prawdopodobnie długa i nasz kraj będzie jeszcze miał okazję do zabrania głosu” – powiedział premier Brătianu10. Historia przyznała mu rację.
Karol I cierpiał w głębi ducha z powodu tej decyzji, ale jako monarcha konstytucyjny uszanował opinię większości Rady, choć z prawnego punktu widzenia nie miał takiego obowiązku. Kolejny raz udowodnił jednak, że był wybitnym mężem stanu. Podobno do końca swoich dni był niepocieszony, co mogło też przyspieszyć jego śmierć, która nastąpiła trzy miesiące później, 10 października 1914 roku. Przyszłość pokazała jednak, że decyzja o tymczasowej neutralności podjęta przez Radę Koronną była dobrym posunięciem.
Następne posiedzenie Rady zostało zorganizowane dwa lata później, 14 sierpnia 1916 roku w pałacu Cotroceni w Bukareszcie11. Tym razem zarówno król Ferdynand, jak i premier Ion Brătianu wyrazili opinię, że Rumunia powinna przystąpić do wojny i opowiedzieć się po stronie Francji, Anglii i Rosji – przeciw Niemcom i Austro-Węgrom. Było to zgodne ze stanowiskiem większości, nawet jeśli Petre P. Carp – który panicznie lękał się wielkiego imperium carskiego ze wschodu – gwałtownie wzywał do sojuszu z Niemcami. Przekonany, że prawdziwym zagrożeniem dla Rumunów jest Rosja, zaszokował w pewnym momencie zgromadzonych, mówiąc: „Będę się modlił do Boga, żeby armia rumuńska została pobita”.
Zgodnie z ustaleniami armia rumuńska miała wkrótce przekroczyć górskie przełęcze prowadzące do Siedmiogrodu, przy dźwiękach znanej pieśni wojskowej Przekroczcie Karpaty, rumuńskie bataliony12.
*
Sprawa przekazania skarbu rumuńskiego do Moskwy w czasie pierwszej wojny światowej pozostaje jednym z wciąż niezamkniętych rozdziałów naszej współczesnej historii. Po prawie stu latach epizod ten nadal jest pamiętany i czasami wydaje się ciążyć na stosunkach między Rumunią a Rosją. Proponuję teraz opowieść o tym, jak to z tym skarbem było.
Wszystko zaczęło się jesienią 1916 roku, gdy Rumunia podjęła decyzję o przystąpieniu do pierwszej wojny światowej. W pierwszej fazie walk jej militarni przeciwnicy, czyli wojska niemieckie, austro-węgierskie i bułgarskie, zdołali zająć południe kraju, a armia rumuńska, dwór królewski i elita polityczna wycofały się do Jassów w Mołdawii. Obawa przed pełną okupacją kraju podsunęła rządowi Rumunii myśl o wysłaniu skarbu narodowego do Moskwy, stolicy Rosji carskiej, będącej wtedy naszym sojusznikiem. Nie był to żaden historyczny precedens – w chwilach nieszczęść również inne kraje powierzały zaprzyjaźnionym krajom ościennym cenne dobra na przechowanie.
Rumuńsko-rosyjski protokół dotyczący wysłania skarbu do Moskwy został podpisany w połowie grudnia 1916. W ogólnych zarysach ten cenny transport obejmował 93,4 tony złota (w sztabach i monetach) należące do Banku Narodowego Rumunii oraz banków prywatnych, przedsiębiorstw i osób fizycznych. Obok szlachetnego kruszcu w skład skarbu wchodziły też może nawet cenniejsze zabytkowe dzieła sztuki: 1350 obrazów wielkiej wartości, dokumenty, manuskrypty, zbiory z prywatnych kolekcji, cenne naczynia liturgiczne, archiwa i inne wartościowe rzeczy. Tą samą drogą odjechały również dwie skrzynie z biżuterią królowej Marii. W sumie wyekspediowano koleją dwa transporty: najpierw w grudniu 1916 roku 17 wagonów o wartości 314 milionów lei w złocie, a potem w lipcu 1917 roku 24 wagony o wartości 1,6 miliarda lei w złocie. Tak więc łącznie było to 41 wagonów o ówczesnej wartości 2 miliardów lei w złocie.
Niestety, w Rosji w 1917 roku wybuchła rewolucja październikowa i komuniści pod wodzą Lenina potraktowali skarb rumuński jako łup wojenny. Po wielu latach starań dopiero w 1935 roku Rumunii udało się odzyskać przynajmniej dzieła sztuki – do kraju wróciły wtedy niektóre z obrazów. W 1956 roku, w geście przyjaźni wobec Rumuńskiej Partii Komunistycznej, władze sowieckie dokonały drugiego zwrotu części skarbu – obejmującego 40 tysięcy różnych przedmiotów (był wśród nich słynny Skarb z Pietroasa, czyli drogocenne gockie naczynia i ozdoby ze złota pochodzące z III i V wieku naszej ery, i ponad sto obrazów najwybitniejszego rumuńskiego malarza Nicolae Grigorescu). Od tamtego jednak czasu aż do dziś problem nieoddanego skarbu (zwłaszcza przedmiotów rumuńskiego dziedzictwa narodowego) pozostał nierozwiązany.
*
Często mówię studentom, że kamieniem węgielnym historii nie są bohaterowie, wojny czy ważne traktaty w historii świata. Główną cegłą, z której zbudowana jest historia, pozostaje czas. Sprowadzając rzecz do absurdu, gdyby czas się zatrzymał, jest oczywiste, że nie byłoby już ani historii, ani tym bardziej historyków.
Czas ma znaczenie tylko wtedy, gdy jest przez ludzi mierzony. Dlatego w poniższej opowieści przedstawię współczesne przygody z liczeniem czasu. Wyobraźcie sobie, że w nowożytnej historii zdarzył się jeden taki rok, który miał nie 365 dni, a tylko 352. Prawdopodobnie myślicie, że to żart. Jak to było możliwe, że rok skrócił się o 13 dni i jaki jest związek między armią francuską a Rosjanami, którzy przyjeżdżają dziś w rumuńskie góry, aby spędzać tu Boże Narodzenie?
Nasza opowieść zaczyna się w lutym 1582, gdy papież Grzegorz XIII zadekretował przejście świata katolickiego z kalendarza juliańskiego na kalendarz, który będzie nosił jego imię – gregoriański. Chodziło o świętowanie Wielkanocy i o różnicę dziesięciu dni, jaka powstała między kalendarzem słonecznym i kalendarzem faz Księżyca. I tak w roku 1582 w świecie katolickim po dniu 4 października nastąpił dzień 15 października. Dekret papieża Grzegorza XIII został przyjęty przez kilka państw, a wśród nich przez księstwa włoskie, Polskę, Hiszpanię i Portugalię. Imperium Brytyjskie przyjęło kalendarz gregoriański w roku 1752, a niektóre kraje nordyckie dopiero w 1776. Tymczasem kraje prawosławne odmówiły wtedy tej zmiany. Dotyczyło to też Rumunii, która zachowała kalendarz juliański aż do pierwszej wojny światowej.
W latach, gdy przez Europę przetaczały się wojska walczące w pierwszej wojnie światowej, różnica między oboma kalendarzami doszła już do 13 dni. Jak wiadomo, armia rumuńska przystąpiła do walki w roku 1916 u boku Francji i Anglii, przeciwko Niemcom i Austro-Węgrom. Tylko że z powodu różnic w kalendarzach data bukareszteńska nie odpowiadała dacie paryskiej lub londyńskiej. W ten sposób dzień, w którym armia rumuńska przekroczyła Karpaty i wkroczyła do Siedmiogrodu, to 15 sierpnia 1916 w Bukareszcie, ale 28 sierpnia w Paryżu. Gdy do Rumunii przybyła misja sojusznicza armii francuskiej pod dowództwem generała Berthelota, owa różnica 13 dni zaczęła coraz bardziej doskwierać.
Jednym z pierwszych priorytetów rządu rumuńskiego natychmiast po zakończeniu pierwszej wojny światowej była rezygnacja z kalendarza juliańskiego i przejście na kalendarz gregoriański właściwy dla europejskiego świata zachodniego, do którego Rumunia aspirowała. I tak dekretem rządu z mocą ustawy dzień 1 kwietnia 1919 (starego juliańskiego stylu) stał się dniem 14 kwietnia (nowego stylu, zgodnie z kalendarzem gregoriańskim). Również inne państwa prawosławne dokonały tej zmiany: bolszewicka Rosja przyjęła nowy kalendarz w styczniu roku 1918 – i właśnie dlatego rocznica Wielkiej Rewolucji Październikowej (1917 roku) była potem obchodzona 7 listopada; Grecja zaś przyjęła kalendarz gregoriański dopiero w 1924 roku.
Przejście Rumunii na kalendarz gregoriański spowodowało, że rok 1919 był krótszy o 13 dni. Warto było jednak dokonać tej zmiany, bo oznaczała ona spełnienie pragnienia Rumunów dostosowania się do czasu zachodniego. Biskupi Kościoła prawosławnego na wschodzie Europy uznali to za zdradę tradycji i nigdy jej nie wdrożyli. I dlatego prawosławni starego stylu w Rosji lub Serbii obchodzą Boże Narodzenie 7 stycznia kalendarza gregoriańskiego, czyli 25 grudnia starego stylu kalendarza juliańskiego.
Ta różnica sprawia, że zawsze na początku stycznia do rumuńskich kurortów narciarskich napływają Rosjanie, Ukraińcy lub obywatele Republiki Mołdawii, którzy obchodzą Boże Narodzenie według kalendarza starego stylu.
*
Dzieje Kościoła w Rumunii nie były bynajmniej drogą prostą, a raczej drogą pełną zakrętów i zygzaków. Do połowy XIX wieku na terytorium ówczesnej Rumunii istniały Metropolia Węgiersko-Wołoska i Metropolia Mołdawii, a obie były podporządkowane Patriarchatowi Prawosławnemu (Ortodoksyjnemu) obrządku greckiego w Konstantynopolu. To tłumaczy, dlaczego od XVIII wieku językiem używanym w kościołach rumuńskich był obok języka starocerkiewno-słowiańskiego język grecki.
Sytuacja uległa radykalnej zmianie w roku 1872, gdy dwie metropolie rumuńskie – jedna w Jassach, druga w Bukareszcie – wyszły spod zwierzchnictwa Patriarchatu Konstantynopola. Ukonstytuował się Święty Synod złożony z obywateli Rumunii, a kilka lat później, po uzyskaniu suwerenności państwowej, narodził się Rumuński Kościół Prawosławny jako niezależny Kościół autokefaliczny pod zwierzchnictwem metropolity-prymasa rezydującego w Bukareszcie. Później, po zjednoczeniu Siedmiogrodu z Rumunią, Kościół prawosławny w Siedmiogrodzie, Banacie, Kriszanie i Maramureszu13 połączył się ze Świętym Synodem w Bukareszcie. Największe wydarzenie nastąpiło jednak 4 lutego 1925 roku, gdy Święty Synod Rumuńskiego Kościoła Prawosławnego podjął decyzję o utworzeniu Patriarchatu Rumunii, a metropolita-prymas stał się patriarchą Rumunii. Jako pierwszy został wyniesiony na tron patriarszy Miron Cristea, były biskup prawosławny diecezji Caransebeş.
Dziś na liście patriarchów Rumunii jest zaledwie sześć nazwisk, włącznie z obecnym patriarchą Danielem. Choć spis nie jest długi, za listą kryje się jednak sporo historycznych zagadek, spekulacji, a czasem nawet kontrowersji.
Pierwszy patriarcha, Miron Cristea, dzierżył pastorał patriarszy 14 lat. W tym czasie w pewnym momencie został nawet wykorzystany w celach politycznych przez króla Karola II, który w 1938 roku mianował go premierem. W tym charakterze Cristea podpisał kilka decyzji, które dziś są kwestionowane – część z nich na przykład miała charakter antysemicki.
Drugi patriarcha, Nicodim Munteanu, zasiadał na kościelnym tronie w latach 1939–48. Przeżył pięć kolejnych systemów politycznych – został patriarchą podczas dyktatury królewskiej Karola II, potem był świadkiem rządów nacjonalistycznych legionistów, następnie wojskowego reżimu Iona Antonescu, towarzyszył zamachowi stanu króla Michała 23 sierpnia 1944, a potem był świadkiem wypędzenia króla Michała z kraju w grudniu 1947. Warto pamiętać, że na przełomie lata i jesieni 1945 patriarcha Nicodim wsparł monarchę, gdy król pozostawał w konflikcie z prokomunistycznym premierem Petru Grozą.
Następcą Nicodima na tronie patriarszym został Justynian Marina. Według danych z archiwów z lat trzydziestych, gdy Justynian był jeszcze księdzem, zwrócono na niego uwagę jako na sympatyka legionistów – co nie było dziwne, bo wtedy wielu młodych księży myślało w podobny sposób. Nieco później, w sierpniu 1944, ksiądz Justynian (wtedy sympatyk polityczny Narodowej Partii Chłopskiej) odegrał, jak się zdaje, ważną rolę w zorganizowaniu udanej ucieczki Gheorghe Gheorghiu-Deja z obozu w Târgu Jiu.
Z pomocą nowego reżimu Justynian Marina został trzecim patriarchą Rumunii i funkcję tę pełnił przez dwadzieścia dziewięć lat, od 1948 do 1977 roku. Dwaj jego następcy, patriarchowie w czasach reżimu komunistycznego, Justyn Moisescu i Teoktyst Arăpasu, są również przedmiotem innych sporów. Jedni potępiają podporządkowanie się patriarchów polityce Nicolae Ceauşescu. Inni jednak twierdzą, że dzięki owej pozornej współpracy patriarchowie uratowali Kościół rumuński w latach komunizmu. Ta polemika będzie trwała prawdopodobnie jeszcze przez wiele lat.
*
W chwili, gdy to piszę, najwyższa budowla na świecie znajduje się w Dubaju, w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Ma 163 piętra i imponującą wysokość 830 metrów. Bliżej mnie najwyższy budynek w Rumunii znajduje się w Bukareszcie. Nazywa się Sky Tower, ma 37 pięter i budzącą respekt wysokość 137 metrów. Proponuję, byśmy przypomnieli w tej opowieści awanturniczą przygodę pierwszego drapacza chmur w Rumunii – Pałacu Telefonów w Bukareszcie.
Na początku wieku XX, idąc od Cercul Militar (Krajowego Klubu Oficerskiego) w stronę Pałacu Królewskiego, mijalibyśmy po lewej stronie ulicy Calea Victoriei posiadłości bojara Oteteleanu. Tam, w samym centrum Bukaresztu, znajdował się słynny ogród letni i restauracja na świeżym powietrzu, gdzie dobrze się jadło i dużo piło przy muzyce i śpiewie najlepszych wokalistów. Ów starodawny stan rzeczy trwał aż do końca lat dwudziestych, gdy w 1929 roku na miejscu restauracji rozpoczęła się budowa najwyższego w tamtych czasach gmachu w Bukareszcie.
Wszyscy trzej architekci, którzy go zaprojektowali, byli cudzoziemcami. Pierwszy z nich, Edmond van Saanen Algi, był Holendrem mieszkającym na stałe w Rumunii, który w połowie lat 20. pracował też nad pięknym budynkiem bukareszteńskiej Akademii Studiów Ekonomicznych. Wraz z nim państwo rumuńskie zatrudniło również dwóch architektów amerykańskich: Waltera Froya i Louisa Weeksa. Ich właśnie poproszono o zaprojektowanie budynku przywodzącego na myśl słynne drapacze chmur w Nowym Jorku. I tak narodził się Pałac Telefonów, którego wysokość – 53 metry – przyprawiała wtedy o zawrót głowy. Prace trwały pięć lat i piękny budynek w stylu art déco został oddany do użytku w 1934 roku. Nie przypadkiem pałac stał się siedzibą firmy telefonicznej – najbardziej nowoczesnego środka komunikacji w tamtej chwili, który każdego roku zdobywał coraz więcej użytkowników w miastach Wielkiej Rumunii.
Obaj amerykańscy architekci bardzo polubili Bukareszt i z wielkim entuzjazmem pracowali nad projektem pałacu. Byli gotowi zaprojektować również inne wysokie budynki, bo według ich wizji Calea Victoriei powinna się stać arterią w stylu amerykańskim, z drapaczami chmur po jednej i po drugiej stronie. Rozumie się samo przez się, że rozpad Wielkiej Rumunii, który miał nastąpić kilka lat później, położył koniec tym planom.
Otwarcie Pałacu Telefonów w 1934 roku wzbudziło w Bukareszcie wielkie zainteresowanie. Był to też sukces inżynierski, gdyż tak wysoki budynek jako pierwszy w Rumunii powstał w nowej technologii żelbetonowej, a stal do jego budowy pochodziła z krajowej Huty Reşiţa. Bukareszteńczycy i turyści zwiedzający miasto, wszyscy, którzy spacerowali po Calea Victoriei lub przesiadywali w przydrożnym ogródku kawiarni Capsa, podziwiali piękny, biały budynek pałacu. W następnych dziesięcioleciach budowla niestety poważnie ucierpiała podczas trzęsień ziemi w latach 1940 i 1977, a w okresie wojny trafiały ją bomby zrzucane na Bukareszt.
Ze swymi pięćdziesięcioma trzema metrami wysokości Pałac Telefonów jest prawie trzy razy niższy niż Sky Tower – najwyższy budynek w dzisiejszym Bukareszcie. Niemniej od 1933 roku aż do początku lat 70., gdy pojawił się hotel Intercontinental, pałac niepodzielnie dzierżył palmę pierwszeństwa, jeśli chodzi o wysokość. Do dziś jednak urok tego budynku pozostaje nienaruszony. Jest wciąż eleganckim świadkiem epoki, w której telefon w salonie był prawie członkiem rodziny, a ulica Calea Victoriei miała się stać podobna do Manhattanu.
*
Następna opowieść pozwoli nam na odkrycie szczegółów dotyczących jednego z najbardziej ambitnych przedsięwzięć w całej historii narodu rumuńskiego. Ten pomnik nie został zbudowany z granitu czy innego kamienia – a jednak trwa do dziś, bo jest bardziej odporny niż granit.
Lata 30. ubiegłego wieku były dziesięcioleciem paradoksalnym. Zaczęło się ono od wielkiej nadziei, a skończyło wielkim narodowym dramatem. Nazywa się je w moim kraju dekadą karolińską – właśnie dlatego, że pozostawało pod wpływem panowania ówczesnego króla Karola II. Podczas tych dziesięciu lat wiele zbudowano w całej Rumunii, od Bukaresztu po Jassy, od Klużu po Kiszyniów, od Timiszoary po Czerniowce. Oto kilka przykładów z samej tylko stolicy: monumentalny budynek Wydziału Prawa, Pałac Telefonów, Łuk Triumfalny, Biblioteka Akademii Rumuńskiej, Narodowy Instytut Historii, siedziba zarządu kolei państwowych, czyli Pałac CFR na Dworcu Północnym, park Herăstrău, Akademia Wojskowa w dzielnicy Cotroceni oraz pałac, w którym mieści się dziś Ministerstwo Spraw Wewnętrznych – wszystko to powstało w latach 30. i jest świadectwem najlepszej dekady w historii Wielkiej Rumunii.
A jednak, wbrew powyższemu wstępowi, monumentalne dzieło, którego będzie dotyczył dalszy ciąg, nie jest dorobkiem architektury, tylko osiągnięciem intelektualnym. Mowa bowiem po prostu o publikacji – prawdopodobnie najbardziej śmiałym projekcie wydawniczym w całej historii rumuńskiego piśmiennictwa. Król Karol II popełnił kilka błędów, ale nikt nie może zaprzeczyć, że miał też duże osiągnięcia – przede wszystkim ten władca niezwykle cenił ludzi pióra i jednym z komplementów, na który rzeczywiście zasłużył, był właśnie ten najbardziej przez niego ceniony: przydomek Hospodara Kultury.
Wielka księga, o której mowa – niezwykle ważne dzieło w historii kultury mojego kraju – to Encyklopedia Rumunii, której pierwsze tomy ukazały się pod patronatem króla w końcu lat 30. Pierwsze dwa woluminy poświęcone zostały rumuńskiej historii, życiu politycznemu i administracyjnemu, trzeci i czwarty – gospodarce Wielkiej Rumunii (wraz z jej przeszłością i perspektywami na przyszłość), natomiast piąty i szósty miały dotyczyć historii i współczesności kultury rumuńskiej. Encyklopedia Rumunii z dekady karolińskiej do dziś pozostaje pracą o rozmachu wciąż niedoścignionym. Każdy tom na ponad 1100 stronach w dużym formacie opisuje w najdrobniejszych szczegółach sytuację ówczesnej Rumunii.
Ową olbrzymią syntezę sygnowało wielu spośród najznamienitszych intelektualistów epoki. Liczba zgromadzonych informacji była olbrzymia. Tym, którzy jeszcze znajdą te tomy w jakimś antykwariacie, doradzam po przyjacielsku, by je koniecznie kupili. Powiedziałbym metaforycznie, że są warte w złocie swego ciężaru, a waga każdego egzemplarza – wierzcie mi – jest spora. Nawet dziś, w epoce Internetu, encyklopedia ta pozostaje prawdziwą księgą narodu rumuńskiego, choć została opublikowana przed osiemdziesięcioma laty.
Z rumuńskiego przełożył
Bogumił Luft
ŹRÓDŁO: Adrian Cioroianu, Piękna opowieść o historii Rumunów, Wydawnictwo Amaltea, Wrocław 2018.
1 Oltenia – kraina historyczna stanowiąca zachodnią część Wołoszczyzny (obecnie południowo-zachodnia Rumunia). Jej głównym miastem jest Krajowa.
2 Edgar Quinet (1803–1875) – francuski filozof i historyk, profesor Collège de France; Jules Michelet (1798–1874) – francuski historyk i pisarz epoki romantyzmu, profesor Collège de France.
3 Barbu Catargiu (1807–1862) – polityk, od 1962 powołany przez Alexandru Ioana Cuzę na pierwszego premiera zjednoczonej Rumunii.
4 Ion C. Brătianu (1821–1891) – polityk, jedna z najważniejszych postaci sceny politycznej w czasach rządów Alexandru Ioana Cuzy i Karola I, współtwórca (1875) i lider Partii Narodowo-Liberalnej, 1876–88 premier.
5 Mihai Eminescu (1850–1889) – poeta, romantyk, którego znaczenie można porównać z Adamem Mickiewiczem w Polsce.
6 Nicolae Iorga (1871–1940) – polityk, historyk, publicysta i pisarz, profesor Uniwersytetu Bukareszteńskiego, współzałożyciel Partii Narodowo-Demokratycznej (1906), premier (1931–32), zamordowany przez członków Żelaznej Gwardii. Wielki przyjaciel Polski.
7 Traktat berliński (1878) – akt kończący międzynarodowy kongres mocarstw, na którym między innymi potwierdzono niepodległość Rumunii.
8 Mała Rumunia – określenie terytorium rumuńskiego przed włączeniem do niego w 1918 roku Siedmiogrodu, Maramureszu, Bukowiny i Besarabii.
9 Petre P. Carp (1837–1919) – polityk konserwatywny, premier w latach 1900–01 i 1911–12.
10 Ion (lub Ionel) Brătianu (1864–1927) – syn Iona C. Brătianu, polityk związany z Partią Narodowo-Liberalną, pięciokrotnie premier Rumunii (1909–10, 1914–18, 1918–19, 1922–26, 1927).
11 Pałac wzniesiony w 1888 roku w Bukareszcie z polecenia Karola I.
12 Rumunia wypowiedziała wojnę państwom centralnym 27 sierpnia 1916. We wrześniu armia rumuńska zaatakowała Siedmiogród, zajmując większość tego regionu. Nastąpiła jednak kontrofensywa wojsk austro-węgierskich, bułgarskich i niemieckich, w wyniku której Rumunia utraciła kontrolę nad większością swego terytorium (wraz z Bukaresztem), a król i rząd schronili się w Jassach, na wschodnich rubieżach kraju. Z pomocą armii rosyjskiej udało się dalszą ofensywę państw centralnych powstrzymać, a historyczne zwycięstwo Rumuńskiej Armii Królewskiej w bitwie pod Mărăşeşti w sierpniu 1917 ostatecznie oddaliło widmo klęski. Wobec narastającego chaosu w Rosji i Austro-Węgrzech armia rumuńska mogła skutecznie udzielić wsparcia rumuńskiej większości w Besarabii, na Bukowinie i w Siedmiogrodzie, które zadecydowało o przyłączeniu tych regionów do państwa rumuńskiego, co zostało potem potwierdzone przez zwycięskie mocarstwa w 1920 roku w traktacie z Trianon – tak powstała Wielka Rumunia.
13 Banat – kraina historyczna, której głównym miastem jest Timiszoara, Kriszana – kraina historyczna w rejonie miasta Oradea, Maramuresz – kraina historyczna na północy Rumunii (rejon Satu Mare i Baia Mare). Regiony te traktowane są niekiedy jako część Siedmiogrodu.