Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
46 osób interesuje się tą książką
A może rzucić wszystko i wyjechać nad morze? Malwina zostawia za sobą stresującą pracę i nieudany związek. Przeprowadza się do Jantaru − urokliwej miejscowości znanej z pięknych plaż i bursztynów. Wsłuchując się w szum fal, próbuje uporać się z pogmatwanym życiem. Czy przeszłość jej na to pozwoli?
Pewnego dnia podczas spaceru nad morzem spotyka Gabriela, który początkowo budzi w niej mieszane uczucia. Jednak to dzięki niemu jej codzienność staje się pełna niespodzianek. Czy Malwina dotknie swojego nieba i w końcu poczuje się szczęśliwa? Czy uda się jej odnaleźć miłość?
Marta Nowik opowiada o ludziach, którzy mimo problemów poszukują jasnej strony życia. Przypomina, że czasem wystarczy serdeczna dłoń i szczery uśmiech, aby odzyskać nadzieję.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 239
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Wszystkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej książki nie może być reprodukowana w jakiejkolwiek formie ani w jakikolwiek sposób bez pisemnej zgody wydawcy.
Projekt okładki i stron tytułowych
Ilona Gostyńska-Rymkiewicz
Redakcja
Anna Skowrońska, Agata Wawrzaszek | Cała Jaskrawość
Zdjęcia na okładce
© mr Wajed, toshihiro emi, Valerii Apetroaiei | stock.adobe.com
Redakcja techniczna, skład, łamanie oraz opracowanie wersji elektronicznej
Grzegorz Bociek
Korekta
Agata Wawrzaszek, Anna Skowrońska | Cała Jaskrawość
Niniejsza powieść to fikcja literacka. Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń rzeczywistych jest w tej książce niezamierzone i przypadkowe.
Wydanie I, Katowice 2025
Wydawnictwo Szara Godzina s.c.
www.szaragodzina.pl
© Copyright by Wydawnictwo Szara Godzina s.c., 2024
ISBN 978-83-68302-42-4
Każda podróż rozpoczyna się od pierwszego kroku. Tak też było w moim przypadku. Jestem Malwina i mam trzydzieści siedem lat. Przez większość mojego życia tkwiłam w przeświadczeniu o swojej beznadziejności, co nieustannie powtarzała mi matka, a później chłopak. W ten sposób wpadłam w depresję, a życie straciło dla mnie sens. Wstydziłam się, że jestem słaba i bezradna wobec tego, co dzieje się dokoła mnie. Moja historia mogłaby zakończyć się inaczej niż ta, którą chciałabym wam teraz opowiedzieć. Bardzo długo nie udawało mi się dotknąć swojego nieba, bo nie miałam siły nawet o nie zawalczyć.
***
Wietrzna pogoda już od samego rana nie zachęcała do spacerów. Pomimo to wybrałam się samotnie na plażę, aby poszukać bursztynów wyrzucanych przez fale na piaszczysty brzeg. Naciągnęłam kaptur kurtki na głowę i zawiązałam sznurki, aby wiatr nie miał szans go zerwać. Było bardzo zimno.
To doskonała aura do puszczania latawców, pomyślałam. Kojarzyły mi się z dzieciństwem i jego niewinną beztroską, za którą tęskniłam. Wspominałam spacery z mamą po pełnym pagórków lesie. Czy te miejsca pamiętają jeszcze nasze radosne zabawy w chowanego? To były piękne dni. Wielokrotnie odtwarzałam je w pamięci, szczególnie wtedy, gdy brakowało mi mamy.
Dlaczego zniknęła z mojego życia, chociaż nadal mieszkała w tej samej miejscowości? Nie znałam odpowiedzi na to pytanie i z tego powodu czułam przeszywający ból. Odtwarzałam wspomnienia naznaczone naszą niełatwą rodzinną historią, której naturalnie byłam częścią.
Wiele lat temu przez alkohol i pieniądze rozpadła się moja rodzina. Po rozwodzie rodziców nigdy więcej nie miałam kontaktu z ojcem. Płakałam, gdy w pośpiechu pakował swoje rzeczy do dużej, starej walizki. Miało się w niej zmieścić całe jego dotychczasowe życie, z którego ja miałam zniknąć. W czasie tej czynności nie spojrzał na mnie ani razu. Nie wiem, co bardziej bolało: chłód, z jakim się do mnie odnosił, czy jego zbliżający się wyjazd w nieznane. Jedno i drugie roztrzaskało moje serce na milion kawałków. Musiałam zbyt szybko dorosnąć, aby przetrwać w świecie, który stał się dla mnie odtąd złowrogi i obcy.
Nie było mi dane doświadczyć uroków posiadania rodzeństwa. Wiele razy mówiłam mamie, że chciałabym mieć siostrę. Pragnęłam mieć kogoś, z kim mogłabym się zaprzyjaźnić. Marzyłam o wielkiej wspólnej garderobie, pożyczanych od siebie nawzajem ubraniach, wspólnych wyjściach na imprezy czy wycieczkach w nieznane. Mama krzywiła się, ilekroć wspominałam jej o tym. Ucinała szybko temat, twierdząc, że jestem dzieckiem i niczego nie rozumiem. Gdy prosiłam, aby mi wytłumaczyła, złościła się na mnie i goniła do odrabiania lekcji. Nie umiała ze mną rozmawiać. Nie znosiła moich pytań. Krytykowała zupełnie dla niej niezrozumiałą moją ciekawość świata i pragnienie poznania jego tajemnic.
Taka właśnie była mama. Po rozwodzie bardzo się zmieniła. Często na mnie krzyczała. Wytykała mi błędy w sposób, który mnie ranił. Oceniała mnie jedynie negatywnie, co po jakimś czasie sprawiło, że przestałam wierzyć w siebie. Jej świat był przepełniony goryczą, ponury i nieszczęśliwy. Nie mogłam się przy niej śmiać, bo to jej przeszkadzało odpoczywać po ciężkiej pracy. Walczyła jak lwica o alimenty, ale ojciec nie zamierzał ich płacić. Gdy wyjechał z Polski, stał się nieuchwytny dla naszego wymiaru sprawiedliwości. Czasami miałam wrażenie, że winą za to wszystko mama obarczała właśnie mnie. I to nie było w porządku.
Idąc piaszczystym brzegiem w delikatnych, kwietniowych promieniach słońca, w końcu dostrzegłam coś połyskującego. Schyliłam się z nadzieją, uśmiechając się lekko.
Wreszcie znalazłam! – ucieszyłam się jak dziecko. Zdjęłam rękawiczki, aby wziąć w dłonie kawałek złotego bursztynu. Delikatnie oczyściłam go z ziarenek piasku. To był mój mały skarb, po który wyruszyłam tego dnia. Odkąd zaczęłam naprawiać swoje życie i leczyć rany z przeszłości, uczyłam się cieszyć drobnymi rzeczami. Każdego dnia starałam się dostrzec coś pozytywnego i zanotować w swoim kalendarzu, żeby o tym nie zapomnieć. Okazało się, że ta czynność miała wielką moc. W chwilach smutku czy zwątpienia przeglądałam swoje zapiski i dziwiłam się, że mimo kłopotów w moim życiu dzieje się dużo dobrego.
Z depresją walczyłam od wielu lat. Nikt nie potrafił mi pomóc, ani psychiatrzy, ani psychologowie. W mojej głowie nieustannie kotłowały się czarne chmury. A ja chciałam po prostu umrzeć. Każdy kolejny dzień przynosił ból i nieziemską mordęgę. Walczyłam o to, aby chciało mi się chcieć. I to było najtrudniejsze. Pragnęłam przegrać, poddać się i zniknąć. Tymczasem zawiłe ścieżki mojego życia poprowadziły mnie w niespodziewanym kierunku. Nie podobało mi się to, ale nie miałam wpływu na przebieg dalszych wydarzeń.
***
Wszystko zaczęło się od pewnego spotkania na plaży. Poranek nie zapowiadał niczego niezwykłego. To miał być kolejny beznadziejny dzień mojego życia. Szłam jak zwykle tą samą trasą od Jantaru do ujścia Wisły. W połowie drogi postanowiłam odpocząć. Do celu pozostały ponad trzy kilometry. Przysiadłam na pniu starej sosny, sprawdzając wcześniej, czy nie ubrudzę się żywicą. Na chwilę zamknęłam oczy, wsłuchując się w szum fal i skrzeczące mewy.
Nad morze przeprowadziłam się niespełna rok temu. Zrobiłam to dla podratowania mojego zdrowia. W wieku trzydziestu sześciu lat przeszłam poważny zawał serca. Znaleziono mnie na przystanku, gdzie kilka chwil wcześniej zestresowana, że znowu spóźnię się do pracy, czekałam na autobus. Życie w wielkim mieście rządziło się swoimi prawami. Musiałam się im podporządkować. Pracowałam w urzędzie miejskim. Nie byłam zwykłym urzędnikiem, który o piętnastej kończył i czym prędzej uciekał do domu. Często zostawałam po godzinach i zabierałam pracę do domu, aby zadowolić szefa. Byłam nadlojalna i nadmiernie obowiązkowa. Okazało się, że nikt tego nie docenił ani mi za to nie podziękował. A ja uważałam, że trzeba być na każde zawołanie, i to mnie zgubiło.
Kiedy już doszłam do siebie po zawale, lekarz odbył ze mną poważną rozmowę. Po niej postanowiłam, że po trzymiesięcznym okresie wypowiedzenia z pracy przeprowadzę się nad morze. Znajomi byli bardzo zdziwieni moją decyzją i jej nie aprobowali. Spotkała się z niezrozumieniem i krytyką, a nawet powątpiewaniem, czy ze mną wszystko w porządku. Nie tłumaczyłam się. Wiedziałam jedno: muszę ratować siebie. To był ten moment, kiedy w końcu uświadomiłam sobie, że nie żyję po to, aby nieustannie zadowalać innych. Nadszedł czas, żeby zatroszczyć się o swoje potrzeby.
Z zamyślenia wyrwał mnie odgłos zbliżającego się samochodu. Zdziwiona, natychmiast otworzyłam oczy. W moim kierunku sunęła czarna terenówka.
Jakiś wariat, pomyślałam. Nie brakowało tu takich. Oficjalnie jeżdżenie po plaży było zabronione. Zdarzali się tacy, którzy głównie poza sezonem lubili poczuć adrenalinę i poszaleć, nieraz nieudolnie się popisując. Zawsze ironicznie się uśmiechałam, gdy jakiś zbyt pewny siebie śmiałek grzązł w piasku i nie dawał rady samodzielnie wrócić tam, skąd przybył. Podobnie zdarzyło się tym razem. Obserwowałam poczynania kierowcy. Wszystko rozgrywało się kilkanaście metrów ode mnie. Miałam nadzieję, że gość z czarnej terenówki mnie nie dostrzeże, a już szczególnie nie poprosi o pomoc.
Poprosił. Po kilku nieudanych próbach wygrzebania się z piasku zgasił silnik i wygramolił się z pojazdu, z impetem trzaskając drzwiami. Rozejrzał się dokoła i ruszył w moją stronę. Miałam nadzieję, że nie każe mi pchać auta. Ze śmiechu nie dałabym rady.
– Cześć! Możesz mi pomóc? – zapytał, nie przedstawiając się. – Chyba ugrzęzłem. Chciałbym się stąd ewakuować, zanim namierzy mnie tu jakaś straż. Nie mam ochoty wydawać kasy na mandat.
Zdecydowanie nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Wydał mi się zbyt pewny siebie i zarozumiały. Nie umiałam stwierdzić, ile może mieć lat. Jego zarost i dość ponure spojrzenie skutecznie mi to uniemożliwiały. Wiatr zabawnie poruszał niebieskimi nitkami wystającymi z jego pociętych w kilku miejscach nogawek dżinsów. Stałam na wprost nieznajomego i patrzyłam, jak zabawnie gestykuluje, próbując mi coś wytłumaczyć. Wiejący wiatr skutecznie zagłuszył większą część jego słów. Nie miałam pojęcia, o czym do mnie mówił.
– Odpowiesz mi coś, czy może jesteś niemową? – Tym niemiłym stwierdzeniem sprawił, że przestałam liczyć guziki przyszyte do jego kurtki i spojrzałam mu odważnie w oczy.
– Malwina. Mam na imię Malwina. Kiedyś znajomi mówili na mnie Malwa – odparłam, choć miałam wrażenie, że zupełnie go to nie obchodzi.
– Kiedyś? Już tak do ciebie nie mówią? – zainteresował się.
– Nie mam teraz zbyt wielu znajomych. Przeprowadziłam się tu jakiś czas temu i już nikt mnie tak nie nazywa.
– Może to i dobrze! – odburknął niezbyt miłym tonem. – Bez urazy, ale jakoś dziwnie brzmi ta Malwa. Jakby nie było normalnych imion.
– Oczywiście – odparłam. Zamierzałam ruszyć dalej, aby pozbyć się niechcianego towarzystwa. Nieznajomy najwyraźniej miał inne plany.
– Masz prawko? – zapytał, mierząc mnie przy okazji wzrokiem od stóp do czubka głowy.
Zestresowałam się. Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Ten kawałek plastiku leżał nieużywany w szufladzie od co najmniej dziesięciu lat.
– Dlaczego pytasz? – Chciałam odwlec udzielenie odpowiedzi.
– To masz czy nie masz?
– Mam. Nie mam. Mam, ale nie do końca – wydukałam. Nie byłam zadowolona z udzielonej mu odpowiedzi. Czułam się jak na przesłuchaniu.
– Zdecyduj się w końcu! Masz czy nie masz? – Podniósł głos, co sprawiło, że zaczynałam coraz bardziej zamykać się w sobie.
– Nie mam – skłamałam, aby dał mi spokój.