54,00 zł
Biografia siedmiogrodzkiego księcia z XV wieku Włada III zwanego Dracul (Diabeł, Czart) lub Tepes (Palownik) znanego z okrucieństwa.
Bohater książki od razu kojarzy się, i słusznie, każdemu czytelnikowi z mitycznymi wampirami z tajemniczych zamków Karpat. Tak opisał ongi księcia Włada B. Stoker i tak zostało. Tymczasem był człowiekiem z krwi i kości, władcą w trudnych czasach zmagań z Austrią i Turcją. Niewątpliwie człowiekiem złym, pewnie w swym okrucieństwie szalonym, ale prawdziwym i osadzonym w obyczajach swojej epoki.
Świetnie napisana opowieść o czasach późnego średniowiecza, o dziejach krwawego księcia i historii jego legendy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 593
Tytuł oryginału
DRACULA
Korekta
HANNA WACHNOWSKA TERESA JEKIEL
Wybór ilustracji
EWA MAZUR
© Copyright © Tallandier Éditions, 2004
© Copyright for the Polish translation by Beata Biały, Warszawa 2007
© Copyright for the Polish edition by Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2007, 2018
Księgarnia internetowa
www.piw.pl
Polub PIW na Facebooku!
www.fb.com/panstwowyinstytutwydawniczy
Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2018 r.
ul. Foksal 17, 00-372 Warszawa
e-mail: [email protected]
Wydanie drugie poprawione
ISBN 978-83-06-03476-9
Skład wersji elektronicznej
MARCIN KAPUSTA
konwersja.virtualo.pl
Historia tej książki zaczyna się blisko czterdzieści lat temu…
Byłem wówczas studentem Uniwersytetu w Bukareszcie i pisałem pracę magisterską zatytułowaną Vlad l’Empaleur. Monographie historique (Wład Palownik. Monografia historyczna – 1969). Ten, zdawałoby się, nieco dziwny pomysł podsunął mi profesor Constantin C. Giurescu (1901–1977) – najsłynniejszy wówczas historyk rumuński, który nadzorował także pracę naukową Radu R. Florescu – Amerykanina rumuńskiego pochodzenia, będącego stypendystą Fulbrighta w Bukareszcie. Byliśmy zatem grupką entuzjastów kroczących śladami Drakuli – średniowiecznego księcia Transylwanii, noszącego także przydomek Palownik, a zarazem transylwańskiego wampira, który narodził się pod piórem Brama Stokera. Nawiasem mówiąc, ta ciemniejsza strona naszych poszukiwań była specjalnością kolegi Florescu – Raymonda T. McNally’ego. Cała nasza ekipa, z Georgem D. Florescu (rumuńskim stryjem Radu) oraz Mihaiem Popem – dyrektorem Instytutu Etnografii i Folkloru w Bukareszcie, przemierzała Rumunię wzdłuż i wszerz, podążając śladami naszego „bohatera”. Zamki, klasztory, opuszczone kościoły, zagubione w Karpatach wioski oraz niemieckie miasta Transylwanii nie miały już przed nami żadnych tajemnic.
Spośród niezliczonych wycieczek, ta do zamku Drakuli okazała się szczególnie trudna. Najpierw nabraliśmy się na skrót, który zdawał się wieść do fortecy, a w rzeczywistości prowadził donikąd. Potem „wuj George” upadł dosyć nieszczęśliwie (miał wówczas siedemdziesiąt pięć lat!) i złamał sobie szyjkę kości udowej. W końcu, kiedy za trzecim razem sądziliśmy, że wreszcie dotrzemy do zamku, McNally doznał nagłego paraliżu i leżał na ziemi niezdolny do kontynuowania wędrówki. Żartobliwie wspomniałem wtedy w obecności Radu Florescu o „klątwie” Drakuli. Daleki przodek Florescu – wielki bojar Vintila, w XV wieku stanął po stronie wrogów Palownika. Działo się to w 1468 roku, dokładnie pięćset lat przed naszymi alpinistycznymi wyczynami w Karpatach. Owa rzekoma klątwa zrobiła na Florescu ogromne wrażenie, do tego stopnia, że odtąd na każdą wyprawę zabierał z sobą maleńką ikonę. Mniej więcej w tym samym czasie pewna przyjaciółka wyznała mi, że jako dziecko miała zwyczaj modlić się przed podobizną Włada Palownika, niczym przed obrazkiem świętego patrona. Czy to właśnie ten sui generis święty pomógł mi umknąć przed zainteresowaniem potwornej Securitate – policji politycznej reżimu Ceaușescu, która także pasjonowała się postacią Włada Palownika? W istocie rzeczy, na początku lat siedemdziesiątych byłem w kraju jedynym specjalistą w tej dziedzinie i rumuńskie ministerstwo turystyki poprosiło mnie nawet o zredagowanie tekstu do przewodników oferujących turystom z Zachodu wycieczki śladami Drakuli. Moja sława opierała się na dokonanym przeze mnie odkryciu dotyczącym pierwszego panowania Włada w roku 1448, które opublikowałem w prasie naukowej oraz dzienniku adresowanym do rumuńskich studentów.
Raz jednak odczułem „wrogość” Drakuli na własnej skórze. Było to w roku 1992, w Paryżu. Zostałem zaproszony na prywatny pokaz Drakuli Francisa Forda Coppoli, odbywający się w jednym z paryskich kin. Kiedy wyruszaliśmy z żoną do kina, świeciło piękne słońce. Nagle, o kilkaset metrów od celu, spadła na nas tak rzęsista ulewa, że wydawało się, iż nie będziemy w stanie iść dalej. Jakież było nasze zdumienie, gdy nieco później, już w trakcie seansu, byliśmy świadkami identycznej niemal sceny, w której Drakula spuszczał na łowców wampirów potworną nawałnicę. Ta zbijająca z tropu sytuacja z pewnością wprawiłaby w osłupienie moich amerykańskich przyjaciół, gdyby byli tam z nami obecni. Ale wróćmy do naszej historii.
W 1971 roku Florescu zaproponował mi wspólne napisanie książki o Drakuli. Niestety, komunistyczne prawo ówczesnej Rumunii uniemożliwiało mi tę współpracę. Byłbym bezwzględnie zmuszony poddać mój tekst (oraz całą książkę) cenzurze Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Rumunii, który miał prawo veta odnośnie do wszelkich publikacji zagranicznych. Batalia była z góry przegrana. Partyjni biurokraci nigdy w życiu nie zaaprobowaliby tekstu opowiadającego o wampirach. Zrezygnowałem więc z projektu, oddając pole mojemu amerykańskiemu przyjacielowi. W 1972 roku Florescu i McNally wydali książkę À la recherche de Dracula (W poszukiwaniu Drakuli), która następnie została przetłumaczona na wiele języków. Odnalazłem w niej wiele z moich własnych pomysłów i byłem zachwycony jej światowym sukcesem. Opuściłem Rumunię i rozpocząłem studia w paryskiej École nationale des chartes[1]. Drakula był daleko. Tak w każdym razie sądziłem do chwili, gdy mój profesor Henri-Jean Martin zaproponował mi, bym napisał pracę dyplomową na ten właśnie temat. Ograniczyłem się wówczas do badań XV-wiecznych tekstów w języku niemieckim, łacińskim, staro-cerkiewno-słowiańskim, rosyjskim i greckim. Później rozwinąłem nieco temat i w 1979 oparłem na nim moją pracę doktorską. Kiedy publikowano ją w kolekcji École Pratique des Hautes Études, poproszono mnie, bym skrócił tekst o połowę. W ten oto sposób w 1988 roku ukazała się praca pt. L’Histoire du prince Dracula en Europe centrale et orientale (XVe siècle) (Historia księcia Drakuli w Europie Środkowej i Wschodniej XV wieku), która poruszała ten temat w sposób bardzo ograniczony.
Od tamtej pory publikowałem jedynie artykuły zaczerpnięte z poszczególnych rozdziałów pominiętych w publikacji mojej pracy doktorskiej. Im bardziej jednak zastanawiałem się nad tą kwestią, tym bardziej byłem niezadowolony ze sposobu, w jaki ja i inni autorzy podeszliśmy do tematu. Uważałem, że tak naprawdę mieliśmy do czynienia z kilkoma różnymi Drakulami: wołoskim księciem, tyranem rodem z niemieckich opowieści, wielkim panem przedstawianym w tekstach rosyjskich, księciem-rewolucjonistą opisywanym przez postbizantyjskich autorów greckich, a w końcu z wampirem. Pogląd ten wyraziłem w 1987 roku podczas konferencji w Boston College, na skutek czego Florescu i McNally opublikowali pracę Dracula, the prince of Many Faces… (Drakula – książę o wielu twarzach…).
Miałem rację, wskazując ten nowy kierunek badań, lecz obowiązki zawodowe wciąż nie pozwalały mi się tym zająć. W 1989 roku rewolucja rumuńska obaliła Ceaușescu. Sądziłem, że odzyskana wolność skłoni historyków rumuńskich do podjęcia delikatnego tematu. Czekało mnie kolejne rozczarowanie. Moi koledzy skupili się bowiem na badaniach historycznych obejmujących ostatnie sto lat, które zostały zaciemnione i sfałszowane przez komunistów. Żyłem tak ze swoją frustracją, nie mogąc się jednak zdecydować, by samemu coś napisać, gdy, po raz kolejny, inspiracja nadeszła z zewnątrz. Zaproponowano mi, bym owoce mojej pracy zamieścił w pierwszej prawdziwej biografii Drakuli. Zgodziłem się z entuzjazmem, wkładając w tę książkę czterdzieści lat poszukiwań, refleksji, a – nade wszystko – pasji.
Do pracy zasiadłem z prawdziwą radością, która – mam nadzieję – udzieli się i czytelnikom. Nie dlatego, że temat jest radosny (chodzi w końcu – jak by to ujął Balzac – o „tajemniczą sprawę”[2]), ale dlatego, że pisząc tę książkę, czułem się w doskonałej harmonii z jej tematem. Zawsze miałem pociąg do tych, których historia źle potraktowała, a co za tym idzie, do ponurej legendy otaczającej Drakulę.
Nie jest moim celem wybielanie Włada Drakuli i oczyszczanie go z oskarżeń, które zapewniły mu poczesne miejsce wśród największych tyranów w historii. Czytelnikowi chciałbym tu przedstawić możliwie najuczciwszy portret tego średniowiecznego księcia, który był postacią nieprawdopodobnie złożoną, funkcjonującą w równie złożonym świecie polityki i dyplomacji. Pragnąłbym uniknąć stereotypów, zgodnie z którymi człowiek jest albo dobry albo zły, pobożny albo bluźnierczy, odważny albo tchórzliwy, rozsądny albo impulsywny. Przypadek Włada Drakuli pokazuje, z jaką pokorą każdy biograf musi się pochylać nad swoim dziełem – zawsze niepełnym i nigdy do końca bezstronnym.
M. C.
Czerwiec 2004
W połowie czerwca 1463 roku malutkie miasteczko Wiener Neustadt, leżące o pięćdziesiąt kilometrów od Wiednia i będące ulubioną rezydencją cesarza Fryderyka III Habsburga (1440–1493), znalazło się w centrum uwagi całej Europy. Węgierska delegacja złożona z trzech tysięcy jeźdźców (prawdziwa mała armia) zjechała tam, by zawrzeć pokój pomiędzy cesarzem a jego najzacieklejszym wrogiem – młodym królem Węgier Maciejem Korwinem. Wojna między tymi dwoma suwerenami pustoszyła kraj od pięciu lat. Stawką w niej była korona węgierska. Po śmierci Władysława Pogrobowca (1458) jego opiekun Fryderyk III nakłonił możnych Węgier, którzy pragnęli, by ich kraj pozostał częścią cesarstwa, aby go ogłosili królem. Stało się to wbrew woli innej części szlachty, która wcześniej już obrała na „króla narodowego” piętnastoletniego Macieja – syna wojewody siedmiogrodzkiego Jana Hunyadyego. W owym czasie Fryderyk III prowadził także wojnę przeciwko królowi Czech – Jerzemu z Podiebradów, oskarżanemu o sprzyjanie husyckim heretykom. Strategia cesarza polegała na tym, by poddać swojej władzy dwa graniczne królestwa, bogate w złoża złota i srebra. Ich królowie, popierani przez lokalną szlachtę i mieszczaństwo, odrzucali takie rozwiązanie, powodowało ono bowiem, że ich kraje już od stu lat pozbawiane były bogactw naturalnych trafiających do cesarskiego skarbca. W obu przypadkach Fryderyk III wcielał w życie słynną dewizę, którą kazał nawet wygrawerować na swojej zastawie stołowej: Austriae est imperare omni universo (AEIOU), co znaczy: przeznaczeniem Austrii jest panowanie nad światem. Tymczasem młody Maciej Korwin skutecznie się cesarzowi opierał. Był człowiekiem szlachetnie urodzonym. Ze strony ojca ród jego wywodził się z drobnej szlachty wołoskiej (rumuńskiej) z Transylwanii, która była najbogatszą z węgierskich prowincji, ale zarazem najbardziej narażoną na ataki z zewnątrz. Ojciec Macieja Korwina – Jan Hunyady – urodził się jako Jancu (Janko) z Hunedoary. Wojennego rzemiosła nauczył się w służbie księcia Mediolanu Filippo Marii Viscontiego, a poprzez małżeństwo z węgierską szlachcianką otworzył sobie drogę do kariery, sprawując funkcję regenta oraz wojewody (zarządcy) Transylwanii w okresie małoletności Władysława Pogrobowca (1444–1456). Jako niezrównany wódz Jan Hunyady obronił kraj przed nawałnicą Turków osmańskich, przerzucając działania wojenne na ich własne terytorium. Tocząc przez ponad czternaście lat nieustające walki, to zwyciężał, to bywał pokonany, a zginął jako bohater, broniąc wraz ze świętym Janem Kapistranem[3] belgradzkiej fortecy (wówczas należącej do Węgier) przed najazdem Mehmeda II Zwycięzcy (1458). Pozostawił dwóch synów, z których starszy, oskarżony o spiskowanie przeciwko własnemu suwerenowi, został skrócony o głowę przez króla Władysława. Maciej – młodszy z synów, zawdzięczał ocalenie jedynie swojemu młodemu wiekowi. Po śmierci króla (został on, jak domniemywano, otruty przez żonę, która ofiarowała mu połowę jabłka przeciętego nasączonym trucizną nożem), Maciej ogłoszony został królem przez zwolenników wuja ze strony matki oraz własnych sojuszników. By jednak jego władza królewska była w pełni legalna, musiał wejść w posiadanie Świętej Korony Królestwa Węgier, która znajdowała się u cesarza. Korona ta była dla ludu węgierskiego ważnym symbolem. Składała się z dwóch diademów, z których jeden został w roku tysięcznym przysłany pierwszemu królowi Węgier przez papieża Sylwestra II, drugi zaś, nieco później, przez cesarza Bizancjum. Symbolizowała zatem jedność królestwa i nie mogła być zastąpiona żadną inną. Wezwany do jej oddania, cesarz przeszedł do kontrataku i kazał się koronować wielkiej arystokracji węgierskiej, która przejawiała wrogość wobec „wołoskiego królika” (regulus Valachorum) i pragnęła stać się częścią szlachty cesarstwa. Wybuchła wojna. Nie pomogły nawet wezwania do zgody adresowane do stron przez papieża Piusa II (Enea Silvio Piccolominiego), któremu brakowało rycerzy na wyprawę krzyżową organizowaną przeciwko Turkom w roku 1459. W końcu, po pięciu latach jałowych potyczek, negocjacji i intryg1, walczący spotkali się, by zawrzeć pokój. Warunki pokojowe przewidywały, że cesarz miał otrzymać jako cenę wykupu korony 80 tys. dukatów w złocie, Maciej zobowiązany był dać wszelkie możliwe dowody uległości, traktując cesarza jak „ojca”, obaj władcy mieli odtąd być sojusznikami i pomagać sobie wzajemnie w zwalczaniu wrogów, a przede wszystkim, korona węgierska miała powrócić do cesarza w przypadku, gdyby król Węgier zmarł bez legalnego potomka. Co zresztą miało nastąpić2…
Tak wyglądała sytuacja, gdy w czerwcu 1463 roku Węgrzy zjechali z okupem do Wiener Neustadt. Byli bardzo rozczarowani faktem, że cesarz nie przyjął ich w Wiedniu. Jednakże stolica od kwietnia znajdowała się w stanie jawnego buntu. Wśród spiskowców był nawet sam brat cesarza – Albert Habsburg, książę Austrii. On to właśnie blokował główne drogi i wypuszczał bandy, które plądrowały miejscowości wokół cesarskich rezydencji w Wiener Neustadt i w Oedenburgu[4], siejąc wszędzie niepokój. Nawet cesarzowa Eleonora Portugalska ograbiona została przez jednego z uprawiających ten proceder panów, który zrabował jej stos koszul z czystego lnu! Pomimo tej niedogodnej sytuacji Fryderyk przeciągał negocjacje, stawiając coraz to nowe warunki. W końcu, dzięki energicznej interwencji wysłanników papieża – Rudolfa z Rudersheim, biskupa Freisingu oraz Domenico de’Domenichi di Lucca, arcybiskupa Torcello, traktat pokojowy został przypieczętowany w dniach 19 i 26 lipca 1463 roku, pieniądze wpłacone, a korona przekazana Maciejowi Korwinowi.
Obecność armii węgierskiej na południe od Wiednia była ważnym wydarzeniem tamtego lata 1463 roku. A jednak, w tym samym czasie najprawdopodobniej właśnie w Wiedniu wydrukowana została mała, cztero- lub sześciostronicowa broszurka. Na jej okładce widniał portret głównego bohatera, co było pewnym novum w czasach, gdy sztuka drukarska jeszcze raczkowała. Gutenberg opublikował swoją Biblię, będącą pierwszym dziełem ogłoszonym drukiem, już w roku 14543. Broszura nosiła niemiecki tytuł Geschichte Dracole Waide (Opowieść o wojewodzie Drakuli)…
Drakula był to przydomek wołoskiego księcia Włada III, wasala Macieja Korwina, którego król aresztował rok wcześniej i uwięził w warownym zamku nad Dunajem.
Pochodzenie owego przydomka do dziś jest przedmiotem wielu spekulacji. Większość badaczy wiąże go z przynależnością ojca księcia – Włada Drakula[5], do Zakonu Smoka (Societas draconistarum) założonego przez cesarza Zygmunta Luksemburskiego w roku 1408, czyli w czasie, gdy przyszły cesarz był jeszcze tylko królem Węgier4. Łacińskie słowo draco, od którego pochodzi rumuńskie drac, znaczy tyle co „diabeł”. Przydomek Dracul oznaczałby zatem diabła, a Dracula (ludowa forma tego słowa brzmi Dràculea) – „syna diabła”5. Inni badacze uważają, że przydomek Dracul – diabeł, powinien być raczej rozumiany jako bliski sensem wyrażeniu „czart wcielony”. Na początku XIX wieku William Wilkinson, były konsul angielski w Rumunii, napisał:
W języku wołoskim Drakula oznacza diabła. W tamtych czasach Wołosi mieli zwyczaj, który zresztą przetrwał po dziś dzień, by nadawać to imię wszelkim osobom wyróżniającym się odwagą, okrucieństwem swych czynów lub sprytem6.
Opinię tę podziela także lingwista rumuński Vasile Bogrea, który na poparcie tej teorii przywołuje imię Drakula używane przez Greków ze Sporadów, liczne rumuńskie synonimy (spośród których przydomek Goldrac stał się prawdopodobnie inspiracją dla stworzenia japońskiej kreskówki pt. Goldorak) oraz słowa pojawiające się w innych językach (Saitan – po turecku, Ördög – po węgiersku, Teuffel, Manteuffel i Deibel – po niemiecku itp.7). Do listy tej dorzucić można imię słynnego francuskiego rozbójnika Roberta Diabła. Zauważmy także podobieństwo ze starosłowiańskim słowem drukol (należy je wymawiać dreukol), które oznacza „włócznię”, „żelazny drąg”, a od którego pochodzi słowo kolu oznaczające „kołek”, „pal”. Jego rumuńska forma to teapa, skąd początek bierze drugi przydomek naszego bohatera – Tepes, czyli Palownik (po turecku Kazîklî8).
Był on, jak głosił anonimowy autor broszurki, tyranem, który swoim okrucieństwem przewyższał Heroda, Nerona i Dioklecjana oraz wszystkich okrutników i tyranów tego świata. Już sama lista cierpień i tortur, jakie Drakula zafundował swoim poddanym oraz innym ludziom („poganom, żydom, chrześcijanom”, Turkom, Niemcom, Włochom, Cyganom) nie mogła pozostawić czytelnika obojętnym. Przede wszystkim zaś jego ulubione narzędzie tortur, czyli pal. Ów przyrząd pochodzący, bez wątpienia z Asyrii, został przez Drakulę „udoskonalony”, jako że książę używał nie tyle kołków mocno zaostrzonych, od których „delikwent” szybko umierał, ale – przeciwnie – zaokrąglonych i natłuszczonych, dzięki czemu męki trwały znacznie dłużej. Wprowadzony do odbytu pal, na którym opierał się cały ciężar ciała skazańca, torował sobie drogę, nie naruszając wszakże żadnego z głównych organów, i wychodził ustami ofiary, która wciąż jeszcze żyła. Nieszczęśnik taki umierał z pragnienia po dwóch lub trzech dniach, podczas gdy jego oczy wyżarte zostały przez kruki, a on sam zachowywał pełnię świadomości. Autor opisywał, jak Drakula posadził długi na trzy kilometry i na kilometr szeroki las pali tuż pod oknami swego zamku, by do woli napawać się drgawkami swoich ofiar. Wielcy władcy i dostojnicy tureccy otrzymywali w uznaniu swojej godności pale wyższe i całe pozłacane! Zgodnie z broszurką, książę lubił od czasu do czasu spożywać posiłek przy stole ustawionym w cieniu pali, prowadząc konwersację ze swoimi „gośćmi” i pijąc za ich zdrowie.
Nawet w tak brutalnym świecie jak ten, w którym żyli krwawi tyrani pokroju Ezzelino da Romano (XIII w., 50 tys. ofiar), Ferdynanda I, króla Neapolu czy Sigismondo Malatesty (XV w.) oraz Mehmeda II (zgodnie z relacją jego współczesnych: 873 tys. ofiar), „wynalazki” Drakuli przytoczone w wyżej wspomnianej broszurce mogły naprawdę robić wrażenie. Opisywano tam nabijanie na pal tysięcy mężczyzn, kobiet i dzieci (czasami nawet kobiet z niemowlętami przy piersi). Do tych okropności dorzucić należy 25 tys. (w tym przypadku autor był bardzo precyzyjny) zamęczonych Turków, Cygana żywcem ugotowanego w smole, którego ziomkowie musieli potem zjeść, ciężarną konkubinę księcia wypatroszoną tak, by książę mógł zobaczyć miejsce, w którym ukrywał się jego owoc, biesiadę, podczas której Drakula podał swoim gościom raki nakarmione mózgiem ich krewnych i przyjaciół, stos przeznaczony dla wszelakich żebraków i kalek z całego kraju, matki zmuszane do zjadania pieczeni ze swoich dzieci, mężów, którzy musieli czynić to samo z odciętymi piersiami swoich małżonek…
Cynizm i sarkazm, jakim oprawca dodatkowo obdarzał swoje ofiary, czyniły te potworności jeszcze straszniejszymi. Gdy torturowani wyli z bólu, Drakula wykrzykiwał: „Posłuchajcie tej uroczej krotochwili i rozkosznego pienia!”. Albo też, patrząc na wbitych na pal, którzy umierali w konwulsjach, mówił: „Ach, z jakąż gracją i poczuciem rytmu tańczycie przede mną!”. Biedocie i żebrakom, których kazał spalić w dwóch wieżach, oznajmił, że pragnie im pomóc jak najszybciej dostać się do nieba i oszczędzić cierpień tego padołu. A tym, którzy pytali go, dlaczego oddaje się takim rozrywkom, odpowiadał, cytując świętego Piotra, że władcy wyznaczeni są przez Boga do karania złoczyńców, i nagradzania tych, którzy dobrze czynią9.
Ten opis okrucieństw Drakuli został, bez wątpienia, zredagowany na dworze Macieja Korwina, który zaniepokojony skargami ofiar i ich bliskich, wtrącił swego wasala do więzienia. Pierwszy z tekstów, napisany z pewnością po łacinie, wysłany został do papieża, do księstwa Wenecji oraz do innych książąt. Przetrwał on do naszych czasów w niemieckim przekładzie, w czterech niezależnych odręcznych kopiach i został później włączony w liczne współczesne mu dzieła. W tym samym, 1463 roku, pewien niemiecki minstrel Michel Beheim zebrał w Wiedniu i Wiener Neustadt inne opowiadania i skomponował złożoną z 1070 wersów pieśń, mówiącą o występkach wołoskiego księcia. Jej początek brzmiał następująco:
Wśród wszystkich szaleńców i wszystkich tyranów, którzy od zarania dziejów żyli na ziemi, pod sklepieniem nieba, nie było wszak gorszego.
Broszurka z 1463 roku, wydrukowana prawdopodobnie w Wiedniu przez wędrownego drukarza (był to, być może, Ulrich Han), została skopiowana, przetworzona, a następnie ponownie wydrukowana w latach 1488–1560 we wszystkich głównych miastach Niemiec – od Lipska i Hamburga po Strasburg i Norymbergę. Na wszystkich egzemplarzach widnieje portret Drakuli lub jakaś scena z jego życia (na przykład posiłek w cieniu pali). Na drugim końcu Europy od roku 1486 krążyła niezależna wersja w języku rosyjskim. O ile dobrze wiadomo, nigdy nie została wydrukowana i kolportowana była w co najmniej dwudziestu dwóch odręcznych kopiach. Tu Drakula przedstawiony jest jako władca surowy, lecz sprawiedliwy, obrońca kraju przed nawałnicą turecką, książę mądry i wykształcony. W pewnym sensie stał się on wzorem dla Iwana Groźnego, który z lektury owego tekstu wyciągnął wnioski i naśladował później niektóre z tortur opracowane przez rumuńskiego księcia.
Współcześni wspomnianym tekstom historycy z Grecji i Turcji odnotowali w swoich dziełach niektóre pochodzące z nich fakty, dorzucając także inne, które krążyły w opowieściach ustnych. Jeden z historyków greckich uznał nawet Drakulę za władcę, który zrewolucjonizował swój kraj, co tylko po części było prawdą. Zachowajmy jednak w pamięci ów obraz „księcia-rewolucjonisty”. Echa jego czynów dotarły aż do Francji, gdzie Jean Bodin potraktował je, niestety, lekceważąco, pisząc w swoim dziele zatytułowanym La République (1580): „Nie będę się rozwodził nad dziwacznymi okrucieństwami Drakuli, księcia Transylwanii”.
Paradoksalnie, w rodzinnym kraju Drakuli – Wołoszczyźnie (południowa część dzisiejszej Rumunii) – pamięć o jego czynach na kilka wieków umarła. Nawet oficjalna kronika Księstwa Wołoskiego, napisana w XVI wieku i przerobiona w wieku następnym, zaledwie napomyka o krwawym księciu. Krążyły jedynie opowieści (nie przełożone na łacinę, język niemiecki czy rosyjski) związane z jego zamkiem w południowych Karpatach (zamek Poienari). Chłopi z siedmiu okolicznych wiosek cieszyli się licznymi przywilejami podatkowymi w zamian za opiekę nad tym orlim gniazdem położonym na granicy z Transylwanią. To tam, dzięki działającej na wyobraźnię fortecy, pamięć o księciu przetrwała do dnia dzisiejszego.
Ponowne odkrycie Drakuli nastąpiło dopiero w XIX wieku, gdy historycy niemieccy, węgierscy i rosyjscy opublikowali inkunabuły i manuskrypty. Kiedy współcześni im badacze rumuńscy dotarli do tych tekstów, stanęli przed pewnym dylematem. Albowiem ów książę, okrutny ponad wszelką miarę, dał jednak dowody wyjątkowej odwagi, stawiając czoło armii Mehmeda II Zwycięzcy. Historia Rumunii nie mogła się poszczycić wieloma bohaterami tego formatu. Co zatem robić? Jak pogodzić dwa oblicza tej kontrowersyjnej postaci? Ostatecznie, po wielu wahaniach, Drakula, a raczej Wład Palownik, zaliczony został w poczet bohaterów narodowych – obrońców niezależności Rumunii, która stała się autonomicznym państwem w 1918 roku, łącząc w jedno Wołoszczyznę, Mołdawię i Transylwanię. W 1976 roku Nicolae Ceaușescu zarządził nawet uroczyste obchody pięćsetlecia urodzin księcia i liczne publikacje ukazały go wówczas jako wielkiego reformatora, niezrównanego wodza oraz surowego, acz sprawiedliwego władcę. Okropności przypisywane „bohaterowi” zostały przez Ceaușescu zbyte machnięciem ręki, jako jedno z wielu oszczerstw miotanych przez wrogów ludu Rumunii. Jednakże do licznych trosk zatruwających życie „Geniusza Karpat” dołączyła się jeszcze jedna. W 1973 roku dwóch amerykańskich historyków – Radu R. Florescu i Raymond T. McNally – opublikowało w Bostonie książkę pt. In Search of Dracula (W poszukiwaniu Drakuli)10, dzieło, które łączyło historyczną postać rumuńskiego księcia (zupełnie zresztą nieznanego na Zachodzie) z pierwowzorem wszystkich wampirów świata. Obdarzony w 1897 roku nieśmiertelnością przez irlandzkiego pisarza Brama Stokera, wampir Drakula, książę Karpat, podbił imperium brytyjskie i cały świat, opanowując półki bibliotek, sceny teatrów i plany filmowe Hollywood. Grany przez Belę Lugosiego (pochodzącego, nawiasem mówiąc, z Transylwanii), Lona Chaneya Juniora, Christophera Lee oraz – całkiem niedawno – przez Gary’ego Oldmana w filmie Francisa Forda Coppoli, wampir zdecydowanie rzucał cień (choć podobno wampiry tego nie czynią!) na postać Włada Palownika. Właśnie dlatego Ceaușescu, który jako syn chłopski musiał doskonale znać rumuńskie wierzenia ludowe na temat wampiryzmu, zakazał, by o nich mówiono, pod pretekstem, iż była to smutna spuścizna wielu wieków ciemnoty i ucisku, którego lud Rumunii doświadczył pod butem Turków i rosyjskich bojarów. I mimo iż wierzenia te wciąż były żywe w niektórych zacofanych regionach, rumuński przywódca ogłosił, że wampiryzm nie istnieje, a Wład Palownik nigdy nie pił krwi swoich bliźnich. Nawet jeśli za jego sprawą płynęła ona szerokim strumieniem i nawet jeśli – jak głosił jeden z mu współczesnych – lubił zanurzać w niej z rozkoszą rękę, zwłaszcza gdy była to krew jego wrogów.
A jednak, wierzenia te przetrwały i wciąż jeszcze są w Rumunii obecne, co wykazała Ioana Andreesco w swojej książce zatytułowanej Où sont passés les vampires?11 (Gdzie się podziały wampiry?), podobnie jak przetrwały na Bałkanach i na wyspach greckich, na Węgrzech i na Słowacji, w Czechach i na Morawach, w Rosji i na Ukrainie. To z tej właśnie żyznej gleby wyrosła postać wampira Brama Stokera. On jako pierwszy zrobił z Drakuli zachodniego arystokratę noszącego historyczne nazwisko, wcielenie dzielnego XV-wiecznego księcia, który wcale nie potrzebował tego awatara, by budzić postrach. Wampiryzm fascynuje ludzi Zachodu od XVIII wieku, wpisuje się bowiem w szerszą dyskusję na temat zewnętrznych oznak śmierci, śmierci pozornej, śmierci niedoskonałej oraz kwestii związanych z pochówkiem poza murami miast. Wiąże się także z problemem konieczności wystawiania aktów zgonu, o które walczyli francuscy uczeni, tacy jak anatom Jacques-Bénigne Winslow (1669–1740) oraz jego uczeń Jean-Jacques d’Ablaincourt (1685–1756), którego dzieło zostało z takim talentem i erudycją przypomniane przez Claudio Milanesiego12.
Głównym celem niniejszej książki jest przedstawienie mało znanej postaci historycznej Włada III zwanego „Palownikiem”. Nie zapomnimy tu, rzecz jasna, o tyranie Drakuli, który został odmalowany w łacińskich, niemieckich, rosyjskich i bałkańskich opowieściach. Teksty te traktowały jego obraz czysto instrumentalnie, dokonywano w nich bowiem różnych manipulacji w interesie politycznym i ideologicznym, co postaramy się ujawnić. Będziemy także mówili o wampirze Drakuli jako o postaci literackiej i bohaterze srebrnego ekranu – od czasów Nosferatu Murnaua aż po dzień dzisiejszy. Reasumując, opowiemy o bohaterze i jego czasach, tyranie i jego poddanych, wampirze i księstwie ciemności.
Fakt, że Drakula jeszcze dziś budzi tak wielkie zainteresowanie, dowodzi, iż mamy tu do czynienia z prawdziwym mitem pierwotnym ludzkiej świadomości – życiem po śmierci, fascynacją krwią jako nośnikiem życia, obsesją zła i przemocy, zawłaszczaniem naszego życia przez zaświaty i upiorami, które nas nawiedzają nieustannie, odkąd ludzie wznieśli pierwsze nagrobki i zaczęli odprawiać skomplikowane ceremonie, dzięki którym dusze zmarłych mają odbyć spokojną i bezpowrotną podróż na drugi brzeg…
„FORTECA NA WODZIE…”
Wład Drakula1 przyszedł na świat w okresie między latami 1429–1430 a 1436, prawdopodobnie w niemieckim mieście Schässburg (dzisiejsza Sighișoara) leżącym w samym sercu obecnej Rumunii, w prowincji zwanej Transylwania. Miasto to po raz pierwszy wzmiankowane zostało w 1280 (osada Castrum Sex); nazwa Schässburg pojawiła się w 1298 roku. Określana mianem „saskiej Norymbergii”, Sighișoara stała się sławna w 2003 roku, gdy rumuńskie ministerstwo turystyki ogłosiło projekt stworzenia w jej okolicy Drakulalandu. Na skutek licznych protestów pomysł ten zarzucono. Miasto zachowało okalające je mury i wieże strażnicze, wąskie uliczki oraz XV- i XVI-wieczne budynki. Encyklopedia Rumuńska z 1938 roku opisywała je następująco:
Wyobraźmy sobie, że z morskich głębin wyłania się i ukazuje naszym oczom koralowa wyspa, na którą leją się potoki światła. Oto Sighișoara. Gdy się na nią patrzy, naprawdę ma się wrażenie, że stoi przed nami forteca na wodzie. Szare mury ukoronowane pnączem czerwonego bluszczu, kręte ulice, smukłe wieżyczki, które rozkwitając o rannej godzinie, na progach zachowują wilgotny cień wieczoru, zielone aleje okalające cmentarz i stary, średniowieczny rynek, […] powolny krok przechadzających się cieni – wszystko to przypomina grę świateł w krysztale, spokojny taniec morskich fal. […] Cierpka i chropowata architektura saska przybrała tu wysublimowane kształty spiczastych wież i wielobarwnych domów. […] Bujna natura Transylwanii i jej rozległe bujne lasy podchodzą pod same bramy tej sennej twierdzy, jakby ją chciały zamknąć w swoich ciepłych objęciach i przywrócić harmonię między przyrodą a dziełem rąk ludzkich. Łagodne fale Tyrnawy leniwie pieszczą stopy miasta. Wszystko pogrążone jest w atmosferze sytości i całkowitego poddania się rytmowi natury. Ale Sighișoara to miasto nieustraszone. […] Wbrew przytulnym pejzażom okalających ją lasów, wiedzie swój ascetyczny żywot zapisany w pogmatwanych liniach gotyckiego stylu, które milcząco wspinają się ku Bogu. I tylko rano, gdy się na nią patrzy od południowej strony, Sighișoara zdaje się drżeć w przesyconym mgłami powietrzu, jakby gotowa była stąd ulecieć, uśmiechnięta niczym miasto leżące nad brzegiem morza2.
Dom, w którym urodził się Drakula, to masywna i pozbawiona wdzięku budowla, która wciąż jeszcze stoi na Starym Mieście (lub, inaczej mówiąc, w Górnym Mieście), o czym informuje tablica wmurowana tam w roku 1976. Zanim się ów napis pojawił, o domu tym wiadomo było jedynie, że w latach 1433–1436 znajdowała się w nim mennica. Badacze przypuszczają, że Wład urodził się w czasie, gdy jego ojciec przebywał w Transylwanii na wygnaniu. Wiadomo także, iż w latach 1431–1436 ojciec Wład Drakul czerpał dochody właśnie z bicia monet w Sighișoarze. Jest więc wysoce prawdopodobne, że syn Wład urodził się właśnie w tym domu, a tablica, którą wmurowano tam w 1976 roku, nie pozostawia w tym względzie żadnych wątpliwości.
W rzeczywistości zaś, tak naprawdę nie wiadomo, gdzie przebywał ojciec Włada przed lutym 1431 roku. Może w Konstantynopolu, który w tym okresie należał jeszcze do Bizancjum? A może w jakiejś innej części Transylwanii? Jeśli Wład urodził się przed rokiem 1431, to miejsce jego narodzin pozostaje nieznane. Jeśli stało się to w okresie od 1431 roku do jesieni 1436, to z pewnością w Sighișoarze. Poczynając od jesieni 1436 roku jego ojciec zasiadał na tronie Księstwa Wołoskiego, gdzie Wład mógł przyjść na świat, jeżeli urodził się pod koniec tego właśnie roku.
Wiemy jednak, że jego starszy brat Mircza (pierworodny syn Włada Diabła) miał w roku 1442 trzynaście lub czternaście lat. Potwierdzenie tego faktu znajdujemy u pewnego burgundzkiego rycerza Waleranda de Wavrin, który tak oto opowiada o uwięzieniu Włada Diabła przez Turków w 1442 roku:
…tenże władca Wołoszczyzny miał podówczas jedynego syna, który liczył sobie trzynaście lub czternaście wiosen, i który nie mógł przecie władać królestwem…3
Skoro Mircza urodził się między rokiem 1428 a 1429, to możemy śmiało uznać, że jego brat Wład nie mógł przyjść na świat wcześniej niż w latach 1429–1430. Skądinąd wiadomo, że gdy jego ojciec wstąpił na tron Księstwa Wołoskiego, w karcie datowanej na 10 sierpnia 1437 roku wspomina o swoich dwóch „pierworodnych” synach. Wszystko to zdaje się przemawiać za tym, że miejscem narodzin Włada była Sighișoara.
DYNASTIA BESARABÓW
Ojciec Drakuli także nosił imię Wład. Obdarzony przydomkiem Dracul, co po rumuńsku znaczy diabeł, pochodził z linii książąt wołoskich – Besarabów, która to nazwa wywodziła się od imienia założyciela dynastii – Besaraba I, panującego w latach 1320–1352. Besarab (lub inaczej Besaraba) było imieniem pochodzenia tureckiego, które znaczy dosłownie „ojciec zdobywca, panujący”. Ojciec Besaraba także nosił imię tureckie – Thocomerius – inaczej Toktamir (Tok-Temür), czyli „twarde żelazo”. Jednakże fakt, że w jednym z dokumentów król Węgier nazywa Besaraba „Rumunem”, świadczy o tym, że chodziło jedynie o imię modne w społeczeństwie rumuńskim końca XIII wieku. W tamtych czasach bowiem na terenach dzisiejszej Rumunii zamieszkiwały znaczące grupy ludności tureckiej (Kumanów[6])4.
Bardzo niewiele wiemy o początkach wołoskiej dynastii. Najstarsza kronika tego kraju głosi, że założyciel państwa wołoskiego, noszący imię Czarnego Księcia (Negru Voda), w latach 1290–1291 schronił się w południowej części Karpat. Uciekł ze swojego księstwa Făgăraş, znanego wówczas pod nazwą Kraju Oltu[7] (Tara Oltului), leżącego w południowej Transylwanii. Przyczyny tej ucieczki umknęły XVI-wiecznemu kronikarzowi. Dziś wiadomo, że księstwo to, prawdopodobnie odebrane poprzedniemu właścicielowi, zostało w 1291 roku nadane przez króla Andrzeja III pewnemu węgierskiemu szlachcicowi Ugrinusowi. Zawsze zamieszkiwała tam w większości ludność rumuńska i książę (po rumuńsku voïévode, w skrócie voda) – sam pochodzenia rumuńskiego, musiał ukryć się po drugiej stronie Karpat – na dzisiejszej Wołoszczyźnie5. Tym samym decyzja węgierskiego króla kładła kres ostatniej rumuńskiej władzy politycznej w Transylwanii, która odtąd stała się prowincją rządzoną przez przedstawicieli trzech „nacji” (słowo to, pochodzące z łaciny – natio, miało znaczenie odwołujące się do stanu i oznaczało szlachtę, grupę etniczną pochodzenia szlacheckiego) – Węgrów, Sasów i Szeklerów6.
Tymczasem na południu Karpat liczne księstewka połączyły się w jedno, tworząc w ten sposób Państwo Rumuńskie (Tara Românescà) – czyli Księstwo Wołoskie7. Proces ten, zapoczątkowany prawdopodobnie przez Czarnego Księcia (daty nie da się dziś ustalić), dokończony został przez jego następców, spośród których najznamienitszym był Besarab. Podczas swego ponadtrzydziestoletniego panowania Besarabowi, który rządził centralną częścią krainy zwanej Muntenią (górzysty kraj), udało się rozciągnąć swoje wpływy na południowe rejony Wołoszczyzny (aż po dolny Dunaj) oraz zawrzeć traktat z leżącą na zachodzie Oltenią, przyjmując prawdopodobnie hołd od lokalnych książąt (wojewodów i kniaziów), którzy w ramach zjednoczonego państwa pragnęli wszakże zachować pewną autonomię.
Tak powstałe księstwo było państwem średniej wielkości (ok. 77 tys. km kwadratowych), ale jego pozycja geopolityczna była znakomita. Kontrolując Dunaj i jego ujście, leżące na skrzyżowaniu traktów handlowych łączących Azję (przez Morze Czarne) ze środkową częścią Europy, oraz drogi wiodące z Bałkanów ku Węgrom i Polsce, Wołoszczyzna stała się wkrótce regionalną potęgą. Jej początkowy rozkwit był także, bez wątpienia, możliwy dzięki licznym wojnom domowym i anarchii, które rozdzierały Królestwo Węgier po wygaśnięciu dynastii Arpadów (1301–1308). Pokój, który tam zapanował po wstąpieniu na tron węgierski króla Karola Roberta (Ca-Roberto) z neapolitańskiej gałęzi dynastii Andegawenów, oznaczał dla Wołoszczyzny znalezienie się w strefie wpływów potężnego sąsiada. Karol Robert określał Besaraba mianem „nasz wojewoda” i trudno dokładniej określić, co się za tym kryło. W 1330 roku, gdy Besarab zajął fortecę Severin w Oltenii nad Dunajem, król wydał rozkaz, by mu ją przekazał. Wołoski książę odmówił, a Karol Robert podjął przeciwko niemu wyprawę wojenną i zagroził swojemu wasalowi („pasterzowi mych owieczek”), że go wywlecze za brodę z jego nory. Kiedy król Węgier wraz ze swoją armią zajął Wołoszczyznę, zręczny Besarab wynegocjował z nim traktat pokojowy, w którym rezygnował ze swojej zdobyczy i zobowiązywał się zapłacić 7 tys. marek srebra tytułem odszkodowania (była to znaczna suma, stanowiąca równowartość półtorej tony srebra, siedemdziesięciu czterech kilogramów złota lub 21 tys. złotych florenów). Obietnica ta skłoniła króla do powrotu i pozostawienia na tronie swego niespokojnego wasala. Zanim to jednak uczynił, najpierw spalił doszczętnie jego posiadłość w Curtea de Argeș, leżącą w Karpatach Południowych. Ale gdy armia królewska przedzierała się przez jeden z karpackich wąwozów, oddziały Besaraba zaatakowały ją znienacka. Otoczone ze wszystkich stron wojska węgierskie poniosły poważne straty. Stało się to 11 listopada 1330 roku. Król ocalił głowę tylko dzięki temu, że zamienił się na zbroje z jednym ze swoich wasali. Szlachta, rycerstwo i biskupi węgierscy padli pod nawałnicą strzał i kamieni ciskanych przez Wołochów ze szczytu wąwozu. Utracono nawet zrobioną ze złota wielką pieczęć królewską, a resztki rozbitej armii z ogromnym trudem szukały schronienia w Transylwanii. Besarab zachował Oltenię, którą prawdopodobnie oddał później we władanie swojemu synowi, wyznaczonemu w roku 1342 na następcę tronu.
Burzliwe stosunki między obydwoma państwami trwały również podczas panowania syna i następcy Karola Roberta – Ludwika I, zwanego Wielkim (1342–1382). Nowy król pragnął narzucić swojemu wasalowi obowiązki wynikające z zachodniego prawa feudalnego, podczas gdy ten usiłował zachować niezależność, nawet za cenę płacenia daniny i oddawania suzerenowi usług (angaries). Po śmierci Besaraba w 1352 roku tron po nim objął jego syn – Mikołaj Aleksander, co wzbudziło irytację Ludwika I. Król Węgier był zdania, że tylko on był władny mianować wojewodę Wołoszczyzny, z czym kategorycznie nie zgadzał się Mikołaj Aleksander, wyznaczony na sukcesora przez ojca i wyniesiony na tron przez wołoską szlachtę. Jedyne, co mógł zaakceptować, to potwierdzenie przez króla wyboru dokonanego przez przedstawicieli jego kraju. Wybuchł zatem kolejny konflikt, ale kłopoty z sukcesją w Królestwie Neapolu oraz wojna z Wenecją o wybrzeże Dalmacji (1356–1358) zmusiły Ludwika I do rozproszenia sił. Mikołaj Aleksander wykorzystał to do uzyskania przewagi. W 1359 roku zwrócił się do patriarchatu w Konstantynopolu (drugiej wielkiej instytucji prawodawczej średniowiecznej Europy) o pozwolenie stworzenia kościelnej metropolii wołoskiej, na co uzyskał zgodę. Patriarcha nadał księciu wołoskiemu tytuł „metropolity”, co harmonizowało z podniesieniem lokalnego Kościoła do rangi metropolii. W taki oto sposób Wołoszczyzna weszła w strefę wpływów chrześcijaństwa wschodniego (prawosławnego), ostatecznie rezygnując z jakichkolwiek pokus przynależności do Kościoła katolickiego, który to wybór miał się okazać nieobliczalny w skutkach.
W tym samym roku inny książę rumuński, uciekający z północnej Transylwanii, wygnał wojewodę Mołdawii – wiernego wasala króla Ludwika I – i pomimo zbrojnej interwencji tego ostatniego utrzymał się tam na tronie. Ponieważ jednocześnie na południe od Dunaju, w Serbii i w Bułgarii, rozprzestrzenił się bunt, król węgierski zmuszony był odtąd zadowalać się hołdem składanym mu jedynie przez część dotychczasowych wasali. Ta formalna procedura oznaczała, praktycznie rzecz biorąc, quasi-niezależność w stosunku do Królestwa Węgierskiego – podobnie jak stało się to w przypadku księstwa Burgundii za czasów Karola Śmiałego, który uniezależnił swoje księstwo od króla Ludwika XI. Mimo to za każdym razem, gdy na tron Wołoszczyzny wstępował nowy książę, Ludwik I, a potem jego zięć i następca Zygmunt Luksemburski (1387–1437), upominali się o prawo do mianowania kolejnych książąt rumuńskich, którzy teraz nosili tytuł „wojewody i pana” (voievod si domn po rumuńsku, dux et dominus po łacinie), a zatem suwerena, dowódcy armii oraz księcia8.
Zakusy te pozostały jednak martwą literą również i podczas elekcji Mirczy Starego (Cel Batrân, 1386–1418) – dziada Włada Palownika. Śmierć Ludwika I po raz kolejny pogrążyła wtedy Węgry w walkach o sukcesję.
MIRCZA STARY
Mircza bez wątpienia zasługuje na miano największego księcia Wołoszczyzny XV wieku, choć jego panowanie było nieustannie zagrożone naporem Turków osmańskich na Półwysep Bałkański. Po raz pierwszy wdarli się oni do Europy między rokiem 1347 a 1354. Ośmieleni słabością krajów bałkańskich oraz napływem ghazis – wojowników tureckich z Azji Mniejszej, szybko opanowali ogromne tereny, wypierając z nich Bizantyjczyków, Serbów i Bułgarów. W 1389 roku, po zwycięstwie w bitwie na Kosowym Polu, podporządkowali sobie większą część państwa serbskiego, a w siedem lat później przekształcili Bułgarię w prowincję państwa osmańskiego. W ten sposób stali się bezpośrednimi sąsiadami Wołochów i Mołdawian, od których oddzielał ich jedynie Dunaj. W tym samym okresie (1396) wyprawa krzyżowa zorganizowana głównie przez Francuzów i Burgundczyków poniosła żałosną klęskę pod Nikopolis. Dumne rycerstwo francuskie z pogardą odrzuciło ofertę księcia wołoskiego Mirczy, który zaproponował, że jego wojska zaatakują jako pierwsze (Mircza znał dobrze Turków, gdyż ścierał się już z nimi kilkakrotnie w latach 1394 i 1395). Szarża ciężkiej jazdy francuskiej, uchodzącej dotychczas za niezwyciężoną, okazała się zupełnie nieskuteczna wobec zwinności lekkiej jazdy tureckiej, która przerwała szyki Francuzów. Krzyżowcy zostali oderwani od reszty armii, otoczeni i zmasakrowani, a do niewoli trafiły setki jeńców. Zostali oni przewiezieni do Azji Mniejszej i zmuszeni do płacenia ogromnych okupów, by odzyskać wolność. W międzyczasie Bajazyt I (1389–1402) oblegał Konstantynopol (1392–1402), zagrażając Węgrom i Italii9.
ZAGROŻENIE ZE STRONY TURKÓW OSMAŃSKICH
Potęga osmańska zdawała się niezwyciężona, aż pewnego razu nieprzewidziane zdarzenie na jakiś czas powstrzymało jej impet. W 1402 roku chan mongolski Timur Lenk (Tamerlan)[8] zmiażdżył armię Bajazyta w bitwie pod Angorą (dzisiejszą Ankarą) i wziął władcę tureckiego do niewoli. Imperium osmańskiemu groził upadek, ale ocaliła je krótkowzroczność polityczna Bizantyjczyków i innych krajów bałkańskich, idąca w parze z realpolitik republik kupieckich Genui (wielkiego sprzymierzeńca Turcji) oraz Wenecji. Po dziesięcioleciu walk między synami Bajazyta tron przypadł w końcu Mehmedowi I (1413–1421), który kontynuował politykę podbojów zapoczątkowaną przez ojca. W 1417 roku sułtan wyruszył na wojnę przeciwko hospodarowi wołoskiemu Mirczy, który wcześniej sprzymierzył się z jego wrogami i zajął Dobrudżę – prowincję leżącą między dolnym biegiem Dunaju a Morzem Czarnym. Pokonany Mircza musiał oddać prowincję oraz zobowiązać się do płacenia Turkom daniny (haraczu). Rok później książę wołoski zmarł po trzydziestu dwóch latach panowania, pozostawiając na tronie swojego syna Michała (Mihaila)10.
Tak więc, od roku 1417 Księstwo Wołoskie płaciło Turkom daninę, choć większość jego książąt składała hołd wierności i posłuszeństwa królowi Węgier. Sytuacja taka może się wydawać dziwaczna, ale w oczach wówczas żyjących wcale taka nie była. Haracz pozwalał po prostu utrzymać pokój z Turcją. W tamtych czasach doktryna islamu walczącego znała tylko dwie kategorie krajów chrześcijańskich: kraje podbite oraz kraje (lub tereny) „w stanie wojny”, czyli te, które należało podbić. Z tymi ostatnimi zawierano jedynie rozejmy – nigdy pokój. Kraje płacące daninę stanowiły zatem coś w rodzaju stanu pośredniego i – z punktu widzenia Turków – jedynie tymczasowego11. Dopóki panowała zgoda, chrześcijańscy kupcy i podróżnicy z Wołoszczyzny mogli swobodnie poruszać się po rozległych terenach osmańskich, kupować i sprzedawać, opłaciwszy uprzednio podatek po turecku zwany gümrükiem (grecka nazwa – kommerkion, łacińska – commercium) wynoszący 2% wartości towarów, uiszczany tylko raz – przy wjeździe lub wyjeździe z imperium. Dla porównania, w XVII wieku, na mocy układów, kupcy angielscy, holenderscy i francuscy płacili cło trzyprocentowe, także uiszczane jednokrotnie12. Jeśli weźmiemy pod uwagę wielkość imperium osmańskiego, nie można się oprzeć wrażeniu, że danina narzucona Księstwu Wołoskiemu (3 tys. dukatów w złocie) nie była nadmiernym obciążeniem, zważywszy korzyści handlowe płynące z poruszania się po terytorium tureckim. Pamiętajmy, że we Francji cło płacone było przy wjeździe i wyjeździe z każdego miasta i każdej prowincji, przy każdym moście lub brodzie, tak że na przykład obliczono, iż towary przewożone z Roanne nad Loarą do Nantes były na tej trasie obłożone podatkiem aż siedemdziesiąt cztery razy!13.
W przypadku Wołoszczyzny znaczna część wpływów do skarbca książęcego również pochodziła z podatków od towarów, które transportowane były między imperium osmańskim a Transylwanią. Pokój z Turcją oznaczał zatem utrzymanie otwartych szlaków handlowych. Ponadto, płacenie daniny nie oznaczało uzależnienia od sułtana. Jednakże najstarsze traktaty (dziś już niemożliwe do odnalezienia) między Księstwem Wołoskim a Turcją zawierały klauzule typu „przyjaciele moich przyjaciół…” oraz „wrogowie moich wrogów…”. Tak więc, jedynie w przypadku wojny między Turcją a Węgrami książęta wołoscy zmuszeni byli wybierać stronę, po której mieli się opowiedzieć. I tak też, z mniejszą lub większą zręcznością czynili…
STRATEGICZNE I HANDLOWE ZNACZENIE WOŁOSZCZYZNY
W 1417 roku Wołoszczyzna była jeszcze w pełnym rozkwicie. Nad Dunajem Mircza zbudował i umocnił liczne warownie, znajdujące się w głównych miejscach, gdzie przekraczano rzekę. Najważniejsza z nich – Giurgiu, leżąca sześćdziesiąt kilometrów na południe od Bukaresztu, kosztowała go prawdziwą fortunę. Za każdy z kamieni, z których wzniesiono zamek, a które były niezwykle rzadkie w tym regionie, książę zapłacił blokiem soli ważącym ponad sto kilogramów14. Umiejscowiona na wyspie pośrodku Dunaju forteca była tak potężna, a jej położenie tak ważne ze strategicznego punktu widzenia, że w 1445 roku syn Mirczy Wład Diabeł powiedział, że z tego miejsca imperium osmańskie mogło zostać zawojowane przez armię złożoną z samych kobiet uzbrojonych w kądziel i kołowrotki15. W tym samym roku Walerand de Wavrin opisywał ją w następujących słowach:
Na wyspie Giurgiu wznosił się potężny zamek warowny, otoczony z czterech stron murem, w jego zaś rogach stały kwadratowe baszty, z których najmniejsza większa była od wieży zamku Turtukaj [Turtucaia], opatrzona drewnianymi strażnicami. Ku rzece zaś schodziły dwa rzędy murów, a na ich krańcu stały tak samo uzbrojone wieże. […] Wszystkie cztery baszty były masywne i wysokie na dwadzieścia cztery stopy [osiem metrów].
Liczba ludności wciąż wzrastała, a międzynarodowy handel przynosił znaczne wpływy do książęcego skarbca. Poza Wołoszczyzną książęta wołoscy posiadali jeszcze lenna w postaci księstwa Fagaraș oraz leżącego po sąsiedzku Amlaș w południowej Transylwanii, które Ludwik Andegaweński nadał swojemu wasalowi wołoskiemu w roku 1365.
Dysponowali fortecą Kilia – dawną genueńską faktorią w delcie Dunaju (prawa do niej rościła sobie także Mołdawia) i naddunajskim miastem Braiła (Braila) – najważniejszym portem w tym regionie aż po południową Transylwanię, gdzie leżało zamieszkane przez ludność niemiecką miasto Braszów (Brașov, znane jako Kronstadt), które korzystało z prawa składu i przymusu drogowego nadanych mu przez Ludwika Andegaweńskiego. Dalej – kilkadziesiąt kilometrów na wschód, wciąż na terenie południowej Transylwanii, posiadali saskie miasto Sybin (Sibiu, Hermannstadt) będące ostatnią stacją na drodze z Salonik, przez Seresz i Sofię, do Nikopolis nad Dunajem. Dzięki temu Księstwo Wołoskie pełniło de facto funkcję strażnika międzynarodowych szlaków handlowych łączących Azję z Europą przez Morze Czarne. Tymi drogami kupcy transylwańscy i wołoscy, a później także lewantyńscy (tureccy i bałkańscy) oraz genueńscy i weneccy przywozili z Dalekiego Wschodu jedwab i przyprawy, które wymieniali na tkaniny z lnu i aksamitu oraz przedmioty z żelaza produkowane na Zachodzie16.
KRYZYS DYNASTYCZNY 1420 ROKU
Panowanie Michała I (Mihaila) trwało tylko dwa lata. Na przełomie kwietnia i maja 1420 roku armia turecka zaatakowała Wołoszczyznę i Michał stracił życie w walce. Był pierwszym księciem, który ustąpił pola Turkom osmańskim. W tym samym stuleciu jeszcze dwóch innych podzieli jego los. Na wakującym tronie Mehmed I osadził syna Mirczy Starego z nieprawego łoża. Ta interwencja turecka w sprawy dynastyczne Księstwa Wołoskiego nie była pierwszym tego typu działaniem, ale – jak się później okazało – miała daleko idące konsekwencje dla kraju i dla dynastii17.
Do tego roku sukcesja następowała w dwojaki sposób. Najdawniejszy z nich polegał na ogłoszeniu następcy przez panującego księcia (noszącego tytuł wielkiego wojewody). Najczęściej dotyczyło to najstarszego syna i wiązało się z oddaniem mu we władanie Oltenii i nadanie tytułu wojewody tej krainy. Tak właśnie odbyło się to w przypadku Besaraba I, który w 1342 roku wyznaczył na następcę swojego syna Aleksandra, oraz Mirczy Starego, który w roku 1391 uczynił podobnie z swoim synem Michałem. Pomiędzy tymi datami wyznaczanie następców tronu odbyło się jeszcze dwukrotnie i dotyczyło braci (ostatnie w roku 1385, kiedy to Dan I wyznaczył na następcę Mirczę Starego). Śmierć Dana w wojnie z Bułgarami uczyniła z Mirczy jedynego władcę aż do czasu, gdy wskazał swojego syna jako następcę. W ten sposób synowie Dana zostali wykluczeni z sukcesji, co wywołało poruszenie wśród ich zwolenników. W 1395 roku, korzystając z nieobecności Mirczy na Wołoszczyźnie (po klęsce zadanej mu przez Turków schronił się w Transylwanii), syn Dana, noszący imię Wład, ogłosił się wojewodą (Wład I); rządził jednak tylko w zachodniej części kraju, czyli w Oltenii. Wład popierany był przez sułtana tureckiego Bajazyta I i sprzeciwiał się zbyt ścisłym związkom Wołoszczyzny z Węgrami. Tym samym reprezentował poważne stronnictwo polityczne, które nade wszystko obawiało się katolickiego prozelityzmu franciszkanów i dominikanów, narzucanego przez armię węgierską18.
Od 1420 roku tron księstwa stał się więc przedmiotem walk wewnętrznych pomiędzy dziedzicami Dana I oraz sukcesorami Mirczy, których określano mianem Drakulów (po rumuńsku Dràculesti). Pierwsi z nich domagali się wsparcia ze strony Węgier i szlachty transylwańskiej, która pragnęła zapewnić sobie przychylność i wierność książąt wołoskich, stojących na straży szlaków wiodących przez Karpaty. Drudzy z kolei popierani byli przez Turcję, która posiadała w północnej części Dunaju przyczółki w postaci trudnych do zdobycia zamków, gdzie, poza regularnym wojskiem, chroniły się także bandy „awanturników i podżegaczy” (akîngis), opłacanych proporcjonalnie do zagarnianych łupów (niewolników, bydła itp.19). Wielka arystokracja wołoska (bojarzy), która stanowiła odrębną klasę polityczną par excellence, także dzieliła się na dwie grupy, opowiadające się za jednym lub drugim potężnym sąsiadem. Ci, których włości leżały nad Dunajem, faworyzowali raczej Turków, w obawie, by ich dobra nie zostały splądrowane i zniszczone. Inni, będący właścicielami ziem w strefie pogórza Karpat, utrzymywali dobre stosunki handlowe z miastami Transylwanii i opowiadali się za książętami wspieranymi przez króla Węgier. Kiedy jednak na tronie zasiadał książę korzystający z poparcia Turków, nie mógł on lekceważyć stosunków dobrosąsiedzkich z Transylwanią i spieszno mu było zawrzeć traktaty handlowe z saskim Sybinem i Braszowem. Tylko w ten sposób Wołoszczyzna mogła odgrywać rolę pośrednika w handlu między Półwyspem Bałkańskim a Europą Środkową. Trudności powstawały, gdy na tereny Transylwanii zapuszczały się bandy tureckie. W takich przypadkach książę wołoski grał podwójną grę, przyłączając się wprawdzie do oddziałów tureckich, ale ostrzegając wcześniej Transylwańczyków o zamiarach ich wrogów. Sułtani osmańscy nabrali zwyczaju żądania zakładników, którzy mieli być gwarancją wierności Wołochów. Stąd też jeden lub kilku synów księcia lub bojarów przetrzymywanych było w Adrianopolu lub w Bursie (dawniej Brusie), a później w Stambule, gdzie wychowywano ich na modłę turecką20. Królowie węgierscy wprowadzili ten sam zwyczaj od XIV wieku. Rządzenie Wołoszczyzną w tych warunkach wymagało prawdziwych talentów ekwilibrystycznych.
MŁODOŚĆ WŁADA DIABŁA
Wład Diabeł także spędził część swojej młodości jako zakładnik, ale historycy nie są zgodni co do tego, czy miejscem jego przetrzymywania była Buda czy Adrianopol. Faktem pozostaje, że w 1423 roku cesarz Zygmunt Luksemburski napisał w jednym ze swoich listów, iż syn zmarłego księcia Wołoszczyzny Mirczy, „wychowany na naszym dworze”, zbiegł z Budy i próbował się przedostać do Polski, by tam, prawdopodobnie, uzyskać pomoc wojskową i zająć tron ojca. Uciekinier został schwytany przez hrabiego Ujvaru – twierdzy leżącej na granicy z Galicją – i siłą przywieziony z powrotem na dwór króla-cesarza, który w tamtym okresie na tronie Wołoszczyzny popierał innego księcia21. Według historyków rumuńskich, tym uciekinierem był Wład Drakul ojciec, nawet jeśli list Zygmunta określa go mianem „Laykono”. Mamy tu zapewne do czynienia z rumuńskim imieniem Vlaiku, które po serbsku brzmi Vlajko, i jest formą pochodzącą od Vlad, Vladislav lub Vladimir. Jedynymi historykami z tamtej epoki, którzy pozostawili nam na ten temat jakieś szczegóły, są Grecy – Dukas i Chalkokondyles. Od nich to dowiadujemy się, że Wład Drakul przebywał na dworze Murada II, gdy ten w 1422 roku zaczął oblegać Konstantynopol, należący jeszcze wówczas do Bizancjum. Pewnej nocy młody książę opuścił obóz Turków i schronił się w cesarskiej stolicy, gdzie został dobrze przyjęty przez cesarza Jana VIII Paleologa. Ten pozwolił mu wsiąść na statek, który zawiózł go przez Morze Czarne do kraju, gdzie próbował przeciągnąć na swoją stronę szlachtę i lud. Nie odniósł tu zresztą większych sukcesów, bowiem o koronę spierało się wówczas kilku kandydatów, którzy cieszyli się poparciem Turcji lub Węgier22. Wład musiał zatem ukryć się w Transylwanii i oddać w opiekę Zygmuntowi Luksemburskiemu, który powierzył mu obronę południowej Transylwanii przed Turkami i rozkazał czekać, aż jego czas nadejdzie23. Ten nadszedł wreszcie na początku 1431 roku, gdy delegacja wołoskich bojarów pojawiła się w Norymberdze i poprosiła cesarza, by po zmarłym Danie II mianował nowego księcia Wołoszczyzny. Nawiasem mówiąc, Dan II wcale jeszcze wtedy nie umarł, ale bojarzy prawdopodobnie nie życzyli go już sobie na tronie księstwa24. Oto wszystkie informacje, jakimi dysponujemy, jeśli chodzi o życie Włada Drakula przed rokiem 1431.
Możemy zatem ów okres streścić w sposób następujący. Wychowany na dworze budańskim, gdzie przebywał z woli ojca w latach 1395–1418, Wład traci w końcu cierpliwość i w niewiadomym roku (ale przed 1423) próbuje szczęścia na dworze króla Polski. Odesłany do Budy, opuszcza w końcu Węgry i udaje się na dwór tureckiego władcy Murada II, skąd następnie wyrusza do Konstantynopola, stamtąd na Wołoszczyznę, a w końcu do Transylwanii. Od cesarza otrzymuje zadanie pilnowania granicy przed napaściami Turków – zadanie bardzo w tym momencie istotne, bowiem Zygmunt zawarł w roku 1429 z Muradem II traktat pokojowy (a raczej trzyletni rozejm), który pozwolił mu chwilowo zapanować nad Salonikami – ważnym portem handlowym Grecji.
Należy dodać, że Wład Drakul wcale nie cieszył się zaufaniem cesarza, który miał wówczas na Wołoszczyźnie wiernego wasala i dzielnego rycerza w osobie Dana II – syna Dana I (a więc brata stryjecznego Włada). Zasiadający na tronie Wołoszczyzny od roku 1422, Dan II nieustannie wojował z Turkami i ich protegowanym Radu Łysym (Praznaglavą), zadając im, z węgierską pomocą, krwawe klęski. Jego sytuacja była jednak delikatna, gdyż książę Mołdawii, który zajął fortecę Kilia na Dunaju, skłonny był sprzymierzyć się z Turcją i Radu Łysym. Dlatego też w latach 1422–1429 na linii Dunaju starły się z sobą dwa cesarstwa, a Wołoszczyzna i Serbia stały się mimowolną sceną tych walk.
PONOWNE WYGNANIE
Wielu pisarzy, historyków i dyplomatów tamtego okresu zwracało uwagę na częstotliwość, z jaką Wołosi dokonywali zmian na swoim tronie, niekiedy obalając dopiero co wybranego księcia25. W ich obronie można jednak powiedzieć, że „oferta” była ogromna. Wszyscy książęta wołoscy posiadali nieślubne dzieci (Mircza miał ich więcej niż tych z prawego łoża!), do których dołożyć należy prawowitych synów pochodzących z obu gałęzi dynastii. I wszyscy oni rościli sobie pretensje do ojcowskiego tronu, nie wahając się przed dokonywaniem licznych zmian sojuszników i protektorów. Posłuchajmy zatem, jak wiek później oceniał tę sytuację wielki znawca tamtych czasów Antal Verancsics (1504–1573) – pochodzący z Dalmacji sekretarz króla i biskup Transylwanii:
U Rumunów synowie z prawego i z nieprawego łoża dziedziczą tron w równym stopniu. Dozwolone jest bowiem posiadanie dwóch lub trzech małżonek, bojarzy i szlachta mogą ich mieć po kilka, zaś wojewodowie, ile tylko dusza zapragnie. Dlatego też, nawet jeśli jedną z żon nazywają prawowitą, nadają jej tytuł księżnej i obdarowują władzą i zaszczytami jej randze przynależnymi, wynosząc ją ponad wszystkie inne, wszelako miłują dzieci swych konkubin na równi z dziećmi owej małżonki […] i wszystkie one traktowane są jako prawowici dziedzice. Cały ten ród wojewody, zwłaszcza na Wołoszczyźnie, nieustannie przelewa krew i nurza się w okrucieństwie. Albowiem gdy jeden z nich dochodzi do władzy, wszyscy pozostali, którzy są z nim związani – czy to bracia, czy też inni krewni, muszą zbiec za granicę, jeśli pragną ujść z życiem. Bo tylko ojcowie oszczędzają synów, a synowie ojców. Inni, gdy zostają schwytani, dają gardło, a jeśli władca, kierując się miłosierdziem, daruje im życie, to obcina im przynajmniej nos, by tak naznaczeni pozbawieni byli prawa do sukcesji tronu26.
A w innym miejscu:
W dawnych czasach książęta ci zatwierdzani byli przez królów Węgier, którzy niekiedy osadzali na tronie całkiem innego księcia lub nawet przywracali tego, który został wygnany […]. Królom tym książęta uroczyście przysięgali wierność i płacili roczną daninę, będąc im posłusznymi, jako że od dawna już zostali poddani władzy Węgier. Niekiedy jednak, gdy budziło się w nich wspomnienie dawnej świetności, buntowali się, próbując znowu być panami u siebie. Tak właśnie uczynili Wołosi za czasów króla Karola [Roberta], Ludwika [Wielkiego] i Zygmunta [Luksemburskiego], albowiem węgierskie panowanie stało im się nienawistne ponad wszelką miarę. […] [Wołosi], zupełnie jakby porażeni byli szaleństwem, mają zwyczaj zabijania niemal wszystkich swoich książąt – czy to otwarcie, czy to skrytobójczo, i dzielenia między siebie ich dóbr. Prawdziwy to cud, jeśli komuś uda się tam władać przez trzy lata z rzędu lub zemrzeć śmiercią naturalną, zasiadając na tronie. Zdarzyło się niegdyś, że w dwa lata zaledwie zabili dwóch lub trzech książąt. I każdy z rodu książęcego wie dobrze, że zostać obranym na tron znaczy tyle, co być skazanym na śmierć. Ale pragnienie tego zaszczytu tak ich zaślepia, że jeśliby mieli tylko przez jeden dzień rządzić, nie zabrakłoby przecie amatorów. A gdyby nawet wszyscy zostali zabici, jeszcze tysiące innych bez trwogi poszłyby ich śladem, tusząc, że ich śmierć piękna i dobra będzie, skoro choć jeden raz na tronie zasiądą. Tak wielka jest u tego pogańskiego ludu żądza chwały!27.
Powróćmy jednak do Włada Drakula. Był rok 1431. Jego wygnanie zdawało się dobiegać końca, gdyż Zygmunt Luksemburski, król Węgier i cesarz niemiecki, kazał go koronować w Norymberdze na księcia Wołoszczyzny, przyznając mu jednocześnie dwa prestiżowe ordery – Świętego Władysława i Order Smoka. Ten ostatni ustanowiony został przez Zygmunta w celu skupienia wokół siebie grupy baronów związanych z jego osobą. Początkowo (w 1408) było to stowarzyszenie węgierskie, które następnie przekształciło się w niemiecki zakon cesarski. W jego szeregach znajdowało się tylko trzech cudzoziemskich książąt: król Polski, władca Serbii oraz Wład Drakul. Członkowie zakonu nosili jego godło, którym był zmiażdżony krzyżem smok. Na krzyżu widniał napis: O, quam misericors est Deus, a na poprzecznej belce: pius et justus (później zaś: paciens et justus). W każdy piątek członkowie zakonu nosili czarne szaty i mieli obowiązek wspomagania wdów i sierot zmarłych braci. Nie ulega wątpliwości, że przyjęcie Włada Drakula do zakonu było najwyższym wyróżnieniem, jakie książęta wołoscy kiedykolwiek uzyskali z rąk cesarza niemieckiego, i oznaczało wstąpienie wojewody do ścisłego kręgu zauszników i sprzymierzeńców Zygmunta28.
Ósmego lutego 1431 roku Wład uznany już był za księcia Wołoszczyzny, czego dowodem jest fakt, że udzielił mnichom franciszkańskim przywileju wolnego wyznawania religii katolickiej w swoim kraju29. Można zatem domniemywać, że książę nawrócił się na katolicyzm, zrywając ze stuletnią przynależnością do Kościoła wschodniego z siedzibą w Konstantynopolu. Wołoszczyzna „warta była mszy”[9]…
Sytuacja jednak nie była taka prosta. Wracając na Wołoszczyznę, Wład dowiedział się o śmierci (tym razem potwierdzonej) Dana II, który poległ w walce z Turkami. Ci zaś właśnie osadzili na tronie innego nieślubnego syna Mirczy Starego – Aldeę (rumuńska forma tego imienia brzmi Aldo), który przyjął imię Aleksandra, składając w ten sposób hołd drugiemu ze swoich protektorów – hospodarowi Mołdawii Aleksandrowi Dobremu. Ten z kolei, choć był wasalem Polski, dokonał wolty i w konflikcie między Polską a zakonem krzyżackim wziął stronę Zygmunta Luksemburskiego, Krzyżaków i Litwinów.
To odwrócenie sojuszy nie było w interesie Włada Drakula, bowiem jego suzeren, zaplątany w konflikty na dwóch frontach (przeciwko Polsce na wschodzie oraz husytom na zachodzie), nie chciał lub nie mógł po raz kolejny interweniować na Wołoszczyźnie. W tej sytuacji Wład musiał się zadowolić obroną południowej granicy Transylwanii i osiadł w Sighișoarze. Cesarz dał mu prawo bicia monet, co było znaczącym źródłem dochodów w czasach, gdy moneta węgierska ulegała częstej deprecjacji30.
GOŚCINNA ZIEMIA TRANSYLWANII
Transylwania odegrała decydującą rolę w życiu ojca Drakuli31. Od 1918 roku region ten, liczący 102 200 kilometrów kwadratowych, stanowi zachodnią część Rumunii. To starożytne królestwo Daków zostało zajęte przez Rzymian w 106 roku n. e. i nazwane Dacją (Dacia). Ludność tubylcza, złożona z Daków, Celtów i Germanów, szybko przyjęła łacinę, romanizując się i wchłaniając liczne ludy wędrowne (zwłaszcza słowiańskie), co w efekcie stworzyło lud i język rumuński.
Osiedlanie się, począwszy od 896 roku, Węgrów w Panonii[10] (na zachodzie kraju), zapoczątkowało fazę zajmowania tych ziem – siłą lub pokojowo – i rozprzestrzeniania się na terenach leżących wzdłuż rzek, które mają swoje źródła w środkowej części Wyżyny Transylwańskiej, a wpadają do Cisy. Pływające po tych rzekach barki przewoziły na zachód i południe sól, która, obok złota, srebra, drewna i węgla, stanowiła jedno z największych bogactw Transylwanii. Przez Węgrów wypasających swoje stada bydła na rozległych terenach puszty (trawiastego stepu zajmującego znaczną część kraju), region ten zwany był terra ultrasilvana – „krajem za lasem” – skąd wzięła początek nazwa Transylwanii. Dacja została wymazana z pamięci i odkryta ponownie dopiero przez renesansowych humanistów.
Po trzech wiekach naporu Węgrom udało się w końcu zagarnąć największą część prowincji. Jednak brak dostatecznej liczby własnych poddanych zmusił królów z dynastii Arpadów (896–1301) do eksploatowania bogactw tej ziemi oraz obrony jej granic przy pomocy ludności obcej. Z tej właśnie przyczyny na wschodniej granicy (Karpaty Wschodnie) osiedleni zostali Szeklerzy (Sicules) – lud z grupy ugrofińskiej (podobnie jak Węgrzy), który uległ szybkiej „madziaryzacji”, przechodząc na katolicyzm. Do pracy w kopalniach złota i srebra, a także obrony granicy południowej (Karpaty Południowe) królowie węgierscy zatrudniali kolonistów znad Renu i Mozeli oraz Luksemburga, którzy osiedlali się tam wraz ze swoimi locatores i zakładali pierwsze miasta. Ponieważ korzystali oni z saskiego prawa magdeburskiego, które stanowiło wzór dla całej kolonizacji niemieckiej w Europie Wschodniej, ci „flamandzcy goście” (hospites flandrenses) przyjęli nazwę Sasów (w ich języku: Sachsen, po rumuńsku i słowiańsku: Sasi)32.
Na czele prowincji stał książę lub wojewoda (słowiański termin używany przez Rumunów), a w jej skład wchodziły jednostki administracyjne różnego typu: węgierskie comitats w części zwanej „królewską” (na zachodzie i w centrum), dziewięć saskich Stühle (na południu i północy), dwa powiaty (dystrykty) – Braszów i Bistrita (Bystrzyca) oraz osiem szeklerskich Szek (na wschodzie). Stühle i Szek (dosłownie: „krzesło”, „siedzenie” „ława”) oznaczały ośrodki administracyjne i sądownicze każdego z narodów.
Obok tych jednostek administracji Transylwania zachowała aż do XIII wieku rumuńskie województwa i kénézaty (księstwa), wśród których najważniejsze były Fagaraș i Hateg na południu oraz Maramureș na północy. Jednakże królowie z nowej dynastii Andegawenów (1308–1387), idąc za radą swoich prawników, zlikwidowali przywileje tradycyjnej rumuńskiej szlachty, która nie dysponowała królewskim certyfikatem. Tym samym jej przedstawiciele zaliczeni zostali w poczet zwykłych poddanych lub właścicieli dóbr alodialnych[11], a ich dotychczasowe księstwa wcielono do węgierskich comitats lub saskich Stühle. By zachować swoje przywileje, niektórzy rumuńscy kniaziowie i wojewodowie nawrócili się wówczas na katolicyzm, inni zostali wygnani lub sami udali się na emigrację na Wołoszczyznę i do zakarpackiej Mołdawii33.
Przyjrzyjmy się nieco dokładniej siedmiu saskim Stühle (stąd właśnie pochodzi niemiecka nazwa Transylwanii – Siebenbürgen – Siedmiogród34) oraz dwóm dystryktom. Na południu Transylwanii najważniejsze były: Kronstadt (Braszów), Hermannstadt (Sybin), Broos (Oràstie), Mühlbach (Sebeș) i Schässburg (Sighișoara). Wszystkie te miasta, a zwłaszcza Kronstadt i Hermannstadt, usytuowane blisko granicy z Wołoszczyzną, korzystały z doskonałego położenia strategicznego na szlakach handlowych ciągnących się ze wschodu na południe. Szczególnie dynamicznie rozwijały się one w XIV wieku, kiedy to otrzymały przywilej w postaci prawa składu i przymusu drogowego (Stapelrecht), polegający na tym, że kupcy podążający drogami biegnącymi przez południową część kraju zmuszeni byli zatrzymać się na co najmniej miesiąc w jednym z tych dwóch miast i sprzedawać tam swoje towary, dając pierwszeństwo w ich zakupie mieszczanom saskim. Jednocześnie, w 1358 roku, kupcy Kronstadtu otrzymali przywilej swobodnego przemieszczania się ze swoimi towarami po wszystkich drogach wiodących w dół Dunaju i nad Morze Czarne, przez terytorium Wołoszczyzny. Było to, bez wątpienia, konsekwencją faktu, iż książęta wołoscy pozostawali wówczas wasalami korony węgierskiej. Władza królów węgierskich wyrażała się także w biciu monet, a pierwsi książęta wołoscy, którym na to pozwolono, modyfikowali w tym celu monety węgierskie. Ta sytuacja, trwająca od 1365 do 1452 roku, miała istotny wpływ na gospodarkę wołoską, silnie uzależnioną od częstych spadków wartości węgierskiej monety. Przy każdej deprecjacji, polegającej na tym, że w monecie spadał udział metali szlachetnych (srebra), a jej kurs pozostawał niezmieniony, Wołosi tracili na wymianie starych pieniędzy na nowe. Zdeprecjonowane monety nie były bowiem na Bałkanach i w imperium osmańskim akceptowane według wartości nominalnej, ale wyceniane zgodnie z zawartością metali szlachetnych. Jeśli książę wołoski usiłował narzucić korzystny kurs swojej monety w stosunku do zdewaluowanej monety węgierskiej, władze Transylwanii, w której znajdowało się kilka mennic, natychmiast podnosiły rwetes, a król groził Rumunom represjami, takimi jak choćby odebranie dwóch lenn transylwańskich leżących między Braszowem i Sybinem (Fagaraș i Amlaș) lub też osadzeniem na tronie innego księcia spośród licznych kandydatów, którzy ukryci za murami saskich miast tylko czekali na dogodny moment. Wymuszana dewaluacja wołoskiej monety powodowała zatem liczne straty w handlu zagranicznym35.
Tymczasem saskie miasta transylwańskie bez żadnych przeszkód rozwijały się, także na skutek spekulacji monetą. Do tego wszystkiego dokładał się jeszcze problem uciekinierów politycznych – pretendentów do tronu Wołoszczyzny, a także bojarów i mieszczan, którzy w Transylwanii znajdowali azyl. Wszelkie wysiłki książąt panujących w Tîrgoviște (stolicy wołoskiej w XV–XVI w.), zmierzające do dokonania ekstradycji tych wichrzycieli, spełzały na niczym, skutecznie niweczone przez saskiego ducha wolności i gościnności. No, chyba, że te żądania wsparte były groźbą lub odpowiednią gratyfikacją…
W ten oto sposób Wład Drakul przeżył wiele lat bezpiecznie w Sighișoarze, gdzie knuł przeciwko swojemu rywalowi Aleksandrowi Aldei, który w 1431 roku sprzątnął mu sprzed nosa tron, ciesząc się poparciem króla Węgier oraz Księstwa Mołdawii. Należy zauważyć, że Sighișoara leżała w odległości około 200 km od granicy wołoskiej, co w ówczesnych czasach stanowiło spory dystans, którego nie można było pokonać w czasie krótszym niż tydzień.
WŁAD DRAKUL – OPIEKUN TRANSYLWANII
Podczas swojego pobytu w Sighișoarze Drakul dysponował zatem źródłem dochodu w postaci mennicy, w której bił węgierską monetę królewską. Czy można powiedzieć, że wiódł spokojne życie? Nic podobnego. Ciążący na nim obowiązek obrony południowej granicy Transylwanii zmuszał go do organizowania całej siatki szpiegów i agentów, których zadaniem było pilnowanie szlaków handlowych wiodących na Wołoszczyznę oraz informowanie o wszelkich ruchach naddunajskich Turków. Nadzór nad groźnym sąsiadem wzmocniony został od 1395 roku, kiedy to pierwsza wyprawa osmańska wyruszyła do południowej Transylwanii36. W kilka lat później, w roku 1420, Turcy przemaszerowali przez południowo-zachodnią część prowincji i dotarli do Broos (Orastie), które zrównali z ziemią, oraz do Sybina (Sibiu), który bezskutecznie oblegali. Bogate okoliczne wioski zostały doszczętnie spalone, a ich mieszkańcy wzięci w jasyr. W 1421 roku nastąpiła kolejna, niezwykle gwałtowna napaść, kiedy to wojska tureckie przedarły się przez wąwóz koło miasteczka Bran i zdewastowały okolice Braszowa (region Bârsa, z niemiecka Burzenland). Samo miasto Braszów zostało wzięte szturmem, a mieszkańcy musieli się schronić w warowni, której mury wytrzymały ataki napastników. Turcy spalili dolne dzielnice miasta i rozbili w pył przybyły z odsieczą oddział Szeklerów.
Istniały trzy drogi, którymi można się było dostać z Wołoszczyzny do południowo-wschodniej Transylwanii. Pierwsza z nich wiodła przez wąwóz Bran, a dwie pozostałe wzdłuż rzek: Prahova i Teleajen. Wszystkie trzy dochodziły do Braszowa, co tłumaczy bogatą korespondencję między Władem Drakulem a braszowską radą miejską. W jednym z listów (nie opatrzonym datą) książę przypominał, że mieszczanie Braszowa zwolnieni byli z pilnowania „gór oraz płaskowyżu” (po rumuńsku plai). To ludzie opłacani przez księcia „każdego dnia przelewali za nich krew”37.
Misja ta nabierała wagi w okresie pomiędzy dniem Świętego Jerzego (23 kwietnia) a dniem świętego Dymitra (26 października) – datami, które niemal dokładnie zbiegały się z początkiem i końcem osmańskich wypraw wojennych. W tym czasie cały region był w gotowości bojowej. Wład Drakul musiał ciągle wyruszać w drogę ze swoimi rycerzami. Niebezpieczeństwo malało wraz z nadejściem listopada, gdy opady śniegu blokowały drogi i hamowały poruszanie się jazdy, która miała trudności ze znalezieniem paszy dla koni. Zdarzały się jednak niespodzianki. W 1421 roku Turcy zaatakowali pod koniec marca, korzystając z wcześniejszych roztopów. Jest to o tyle zadziwiające, że drogi wiodące ku Transylwanii są niewiele szersze od górskich ścieżek i przecinają potoki oraz osuwiska skalne. Sto pięćdziesiąt lat później młody francuski prawnik, Pierre Lescalopier, tak opisywał jedną z nich:
Tegoż dnia jakieś dwadzieścia lub dwadzieścia pięć razy przekraczaliśmy płynący z gór potok, który był gdzieniegdzie tak głęboki, że konie musiały płynąć, a powóz […] zanurzał się w wodę powyżej kół. By się nie zmoczyć, wspiąłem się na dach, jeźdźcy zaś zmoczeni byli aż po pas. 24 czerwca [1574] przekroczyliśmy inny potok płynący u stóp pierwszej góry Transylwanii. Potem przeszliśmy na drugą stronę tej wysokiej góry, trudnej i porośniętej wysokim lasem, na której szczycie minęliśmy pierwszą straż transylwańską, przebywającą w małym zameczku bez drzwi, do którego strażnicy dostają się za pomocą spuszczanej na dół drabiny38.
Inna droga, biegnąca wzdłuż Prahovy, była tak wąska, że z trudem mieścił się na niej koń, a została poszerzona dopiero w 1789 roku. Ta natomiast, która położona była najdalej na wschód i wiodła wzdłuż rzeki Taleajen, wspinała się na wysokość 1460 metrów. Jeden z XVII-wiecznych świadków opowiadał, iż by się nią dostać do Transylwanii, armia turecka musiała ją pokonywać na czworakach!
Drugim zadaniem Włada Drakula był nadzór nad mennicą w Sighișoarze. Początkowo książę chciał osiąść w Braszowie, gdzie mennica zaczęła funkcjonować już w latach 1427–1430, ale sprzeciwiła się temu rada miejska, w obawie przed gniewem ówczesnego wojewody wołoskiego. Co ciekawe, także i mieszczanie Sighișoary chcieli zabronić pretendującemu do tronu wołoskiego Władowi przebywania w obrębie murów ich miasta, nawet ryzykując utratę potencjalnych wpływów z bicia monet. Jednak kampania turecka, która w 1432 roku stała się dla tego regionu prawdziwą katastrofą, sprawiła, że szybko zmienili zdanie39.
W czerwcu 1431 roku Turcy wkroczyli na Wołoszczyznę i pokonali księcia Dana II, który zginął na polu bitwy. Jego następca – Aleksander Aldea, wstąpił na tron i 14 czerwca wydał pierwszy edykt. Zawarłszy sojusz z Zygmuntem Luksemburskim oraz księciem Mołdawii, Aleksander odmówił płacenia daniny Turkom. Ich reakcja była natychmiastowa – kolejna wyprawa wojenna, na skutek której zajęli Giurgiu i Turnu, u zbiegu Dunaju i Aluty. Książę Aleksander zmuszony był udać się do Adrianopola, gdzie zawarł sojusz z Muradem II i zobowiązał się uiszczać daninę. Musiał także zostawić tam w charakterze zakładników wielu bojarskich synów, którzy mieli być rękojmią wierności wołoskiej klasy politycznej wobec Turcji. W zamian za to mógł zabrać z Turcji 3 tys. swoich poddanych, którzy podczas wojny dostali się do niewoli. Najgorsze jednak było to, że musiał zagwarantować Turkom swobodne przejście przez Wołoszczyznę, które armia osmańska zamierzała wykorzystać, by grabić Transylwanię.
Mieszkańcy Siedmiogrodu, których porozumienie to dotykało najmocniej, oskarżyli księcia wołoskiego o zdradę. Aleksander próbował się bronić i w liście skierowanym do mieszczan Braszowa tak pisał:
W niegodziwych słowach stwierdziliście, iż opuściliśmy króla [Węgier] i poddaliśmy się Turkom. Prawda jednakowoż jest taka, że wiernie służymy królowi i Świętej Koronie i upraszamy Boga, by jego królewska mość przybył tu do nas, a my wyruszymy mu naprzeciw. A psy niechaj szargają żonę i matkę tego, który ciska słowa kłamliwe!