Egzamin na ojca - Danka Braun - ebook + audiobook + książka
NOWOŚĆ

Egzamin na ojca ebook i audiobook

Braun Danka

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

56 osób interesuje się tą książką

Opis

Monika Szostak, samotna matka dwóch synów, wreszcie znajduje odrobinę szczęścia, gdy w jej życie wkracza Marcin Karski – skromny czyściciel dywanów. Mężczyzna szybko staje się częścią rodziny, budując silną więź z jej sześcioletnim synkiem, Grzesiem. Gdy wydaje się, że wszystko idzie w dobrym kierunku, Monika odkrywa szokującą prawdę – Marcin nie jest tym, za kogo się podaje. Zraniona, zrywa z nim kontakt, ale jej koszmar dopiero się zaczyna. Kobieta zostaje aresztowana pod zarzutem morderstwa, a niedługo potem w niejasnych okolicznościach znika jej synek. Prywatny detektyw Mirek Filer stara się oczyścić ją z zarzutów i trafić na trop dziecka, lecz dochodzenie utrudniają mu własne problemy rodzinne. Czy Monika zdoła udowodnić swoją niewinność i czy uda się odnaleźć zaginionego chłopca?

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 430

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 7 min

Lektor: Kosior FilipFilip Kosior
Oceny
4,6 (195 ocen)
142
38
12
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
dnyms

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
00
monika13141

Całkiem niezła

Monika Szostak od jakiegoś czasu była szczęśliwa, mieszkała z synami i partnerem. Niestety wszystko rozsypało się, gdy dowiedziała się pewnych informacji o Marcinie. Sprawy bardziej komplikują się gdy kobieta zostaje aresztowana pod zarzutem morderstwa, a jej młodszy syn znika bez śladu. Do oczyszczenia jej z zarzutów zostaje wynajęty prywatny detektyw Mirek Filer, który dodatkowo ma własne problemy rodzinne. Przyznam szczerze, że mam mieszane uczucia co do tej książki. Początek w ogóle mnie nie zainteresował. No i na odbiór wpłynął fakt, że już na początku pojawia się sporo bohaterów i trochę się gubiłam. Na szczęście, gdy już wsiąknęłam w fabułę, to już wiedziałam co i jak. Przede wszystkim byłam zaintrygowana co się stało z małym Grzesiem, to właśnie ta sprawa ciągnęła mnie do tej książki. I przyznam szczerze, że byłam w szoku, gdy dowiedziałam się co wymyśliła autorka. Ale przede wszystkim książka ta przedstawia postawę trzech ojców. Każdy jest zupełnie inny, co też wpływa na...
00
Kasiunia2

Nie oderwiesz się od lektury

Idealna
00
Miroska561

Nie oderwiesz się od lektury

brak mi słów po przeczytaniu książki.. .
00
januzal

Nie oderwiesz się od lektury

ok.11.24
00

Popularność




Co­py­ri­ght © 2024 by Grupa Wy­daw­ni­cza Li­te­ra­tura In­spi­ruje Sp. z o.o.
Wszel­kie prawa za­strze­żoneAll ri­ghts re­se­rved Książka ani żadna jej część nie mogą być pu­bli­ko­wane ani w ja­ki­kol­wiek inny spo­sób po­wie­lane w for­mie elek­tro­nicz­nej oraz me­cha­nicz­nej bez zgody wy­dawcy.
Re­dak­cja: Syl­wia Droż­dżyk-Reszka
Ko­rekta: Ju­styna Ja­kub­czyk, Ilona Drobna
Pro­jekt gra­ficzny okładki: Iza­bella Sur­dy­kow­ska-Ju­rek
Gra­fiki na okładce: Co­py­ri­ght © by jechm (tło); Ja­wed Gfx (oj­ciec i syn) (Stock.adobe.com)
Skład: Ju­styna Ja­kub­czyk
ISBN 978-83-68249-09-5
War­szawa 2024
Wy­daw­nic­two Pro­zamiza­mo­wie­nia@li­te­ra­tu­ra­in­spi­ruje.plwww.pro­zami.plwww.li­te­ra­tu­ra­in­spi­ruje.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Dla Agnieszki Ka­niuk – za hart du­cha i wolę walki

Pro­log

Męż­czy­zna ode­brał te­le­fon. Słu­chał cier­pli­wie, nic nie mó­wiąc. Ock­nął się do­piero, gdy za­pro­po­no­wała, że do niego przyj­dzie.

– Nie. Nie dziś. Przed chwilą mia­łem nie­przy­jemną wi­zytę, a czeka mnie jesz­cze jedna.

Znowu słu­chał w mil­cze­niu, za­sta­na­wia­jąc się, czy do­brze robi, pa­ku­jąc się w na­stępny zwią­zek. Może jed­nak tym ra­zem otrzyma to, czego od dawna tak bar­dzo pra­gnął?

– Na­prawdę dziś nie dam rady, za­raz przyj­dzie ta osoba. Nie wiem, kotku, ile to zaj­mie. Pa.

Za­koń­czył roz­mowę. Jego my­śli po­wę­dro­wały do zdję­cia, które wi­dział przed chwilą.

Co ten skur­wiel tu robi – wark­nął w du­chu. – Mało mu jesz­cze? Nie po­zwolę mu wła­zić na moje po­dwórko. Swoją drogą, co on w niej wi­dzi, mógłby mieć dużo lep­szą i młod­szą la­skę.

Twarz męż­czy­zny przy­brała mściwy wy­raz. Fo­to­gra­fia przy­wró­ciła bo­le­sne wspo­mnie­nia. Po­sta­no­wił cze­goś się na­pić, żeby się nie roz­sy­pać. Prze­szedł do dru­giego po­koju i z szafki wy­cią­gnął bu­telkę brandy. Na­peł­nił szklankę al­ko­ho­lem i wrzu­cił trzy kostki lodu. Usiadł za biur­kiem, wy­cią­ga­jąc przed sie­bie dłu­gie nogi. Chwilę póź­niej po­now­nie się­gnął po bu­telkę. Al­ko­hol nieco roz­wiał czarne my­śli. Naj­bliż­sza przy­szłość na­bie­rała ja­snych barw. Zna­lazł spo­sób na wyj­ście z opre­sji fi­nan­so­wych, a poza tym ułoży so­bie ży­cie na nowo, z piękną i młodą ko­bietą. Nie jest źle. Tylko ten pie­przony drań... Po co on tu przy­je­chał i dla­czego się z nią za­daje? Czy to tylko zbieg oko­licz­no­ści, czy prze­my­ślany plan? Ale to nie miało te­raz du­żego zna­cze­nia. Temu skur­wie­lowi i tak na­leży się kara.

Na­stępna szkla­neczka brandy jesz­cze bar­dziej go roz­ocho­ciła. Za­wsze lu­bił za­bie­rać coś, co na­le­żało do ko­goś in­nego. Usły­szał ko­biece kroki. Już wra­cała. Spoj­rzał na ze­ga­rek. Usta mu się wy­gięły w mści­wym uśmieszku. Opróż­nił szklankę do dna i wstał od biurka. Chwiej­nym kro­kiem ru­szył w stronę drzwi. Do umó­wio­nego spo­tka­nia miał jesz­cze wy­star­cza­jąco dużo czasu, by móc się za­ba­wić.

Męż­czy­zna grubo się my­lił. Nie przy­pusz­czał, jak nie­wiele chwil mu po­zo­stało. Jego czas na tym świe­cie kur­czył się w bły­ska­wicz­nym tem­pie, li­czył się już nie w la­tach, tylko w mi­nu­tach...

Roz­dział 1

Trzy ty­go­dnie wcze­śniej

Mi­rek za­par­ko­wał na pod­jeź­dzie i wy­siadł z sa­mo­chodu. Był wy­so­kim, przy­stoj­nym czter­dzie­sto­lat­kiem z ciemną czu­pryną i ciemną brodą, która po­dob­nie jak włosy upo­mi­nała się o przy­cię­cie. Ro­zej­rzał się po po­se­sji i wes­tchnął. Kie­dyś wi­tały go dzieci, te­raz każde z nich miało swoje sprawy, cza­sami tylko sze­ścio­let­nia Mira, gdy aku­rat ba­wiła się w ogro­dzie, przy­bie­gała do niego z py­ta­niem, czy coś jej ku­pił. Ale dziś, mimo ład­nej po­gody, na­wet Miry nie było. Wszedł do domu i skie­ro­wał się do czę­ści ku­chen­nej, gdzie przy bla­cie stała Magda i kro­iła ce­bulę. Żona Mirka, ciem­no­włosa trzy­dzie­sto­latka o ślicz­nej twa­rzy i zgrab­nej syl­wetce, na­le­żała do grona tych ko­biet, które po­tra­fią do­sko­nale od­na­leźć się w roli matki, żony i pani domu, bę­dąc za­ra­zem ak­tywne za­wo­dowo.

– Cześć, Mag­da­lenko – przy­wi­tał się Mi­rek, po czym po­ca­ło­wał ją w po­li­czek. – Co pi­tra­sisz?

– Po­trawkę z cu­ki­nii, zwaną bi­go­sem.

– O Boże, tylko nie to – skrzy­wił się. – Znowu cu­ki­nia? Nie mo­żesz ugo­to­wać cze­goś po ludzku?

– A co lu­dzie lu­bią jeść?

– Wiele rze­czy, na przy­kład placki ziem­nia­czane.

Magda od­wró­ciła się do męża. Kry­tycz­nie spoj­rzała na jego brzuch, który Mi­rek au­to­ma­tycz­nie wcią­gnął, i po­wró­ciła do kro­je­nia.

– Chcę na­dal mieć przy­stoj­nego, zdro­wego męża, z od­po­wied­nim ci­śnie­niem i z ład­nym cho­le­ste­ro­lem.

Uchy­lił po­krywkę garnka.

– Mag­da­lenko, po­mi­do­rowa? Ta zupa jest wczo­raj­sza.

– Ow­szem. Jest rów­nież zupą ju­trzej­szą. Nie mam czasu co­dzien­nie ro­bić no­wej zupy, a dzieci bar­dzo lu­bią po­mi­do­rową.

Mi­rek wes­tchnął, zre­zy­gno­wany.

– Gdzie są dzie­ciaki?

– Adaś od­ra­bia lek­cje, Mira jest u Szaj­nów, a Nela po­szła do Kry­stiana.

– U Szaj­nów? Prze­cież tam nie ma dzieci.

– Była u mnie na ka­wie Anetka ze swoją sio­strze­nicą, dziew­czynki są pra­wie w tym sa­mym wieku.

– Aha. Wiesz, Mag­da­lenko, nie po­doba mi się, że Nela, za­miast się uczyć, włó­czy się z chło­pa­kami – mruk­nął. – I nie po­doba mi się ten cały Kry­stian.

– Kry­stian jest ko­legą ze szkoły i pry­mu­sem z matmy. Mocno pod­kre­ślam drugi człon zda­nia. Do­brze wiesz, że Nela nie jest or­łem w tej dzie­dzi­nie, dla­tego każda po­moc jest mile wi­dziana, bo ani ja, ani ty, a tym bar­dziej jej matka nie mogą jej po­móc – cią­gnęła Magda.

– Mag­da­lenko, nie de­pre­cjo­nuj dy­plomu AGH, za­po­mnia­łaś, że je­stem in­ży­nie­rem?

– Nie­stety, tylko in­ży­nie­rem, bo ma­gi­strem już nie.

– Ma­gi­strem też je­stem.

– Ale z po­lo­ni­styki, nie z ma­te­ma­tyki. Mam prośbę, pa­nie in­ży­nie­rze, bez ty­tułu ma­gi­stra, skocz do sklepu po chleb, bo jest po­trzebny do bi­gosu z cu­ki­nii.

– Jak śmiesz pro­fa­no­wać tę szla­chetną sta­ro­pol­ską na­zwę dla tego no­wo­mod­nego pa­skudz­twa. – Wi­dząc minę żony, szybko do­dał: – Już lecę, Mag­da­lenko. Masz ra­cję, waż­niej­szy jest cho­le­ste­rol niż za­do­wo­lone pod­nie­bie­nie.

– Kup jesz­cze cztery awo­kado. I od­bierz Mirę od Szaj­nów. A tak na mar­gi­ne­sie, Kry­stian jest fan­ta­stycz­nym chło­pa­kiem. Po­wi­nie­neś być szczę­śliwy, że Nela się z nim spo­tyka.

Mi­rek wsiadł do auta i ru­szył w stronę Car­re­fo­ura. Wy­cho­dząc z mar­ketu, za­uwa­żył Mar­cina Kar­skiego, part­nera matki Kry­stiana. Męż­czyźni znali się ze szkol­nych wy­wia­dó­wek oraz z przed­szkola, bo bra­ci­szek Kry­stiana cho­dził z Mirą do grupy, i to Kar­ski prze­waż­nie go od­bie­rał. Na­gle Fi­ler przy­po­mniał so­bie o brud­nych dy­wa­nach w pen­sjo­na­cie Złota Je­sień, który od kilku lat pro­wa­dził ra­zem z żoną i matką.

– Pa­nie Mar­ci­nie, miałby pan czas wpaść do Zło­tej Je­sieni? Trzeba wy­czy­ścić dy­wany i ta­pi­cerkę.

– Nie mam przy so­bie gra­fiku, za­py­tam pa­nią Wandę i za­dzwo­nię do pana – od­parł męż­czy­zna.

– Po­dać mój nu­mer?

– Nie trzeba, mam za­równo do pana, jak i do pań­skiej żony.

– Aha, pro­szę po­wie­dzieć Neli, żeby wra­cała do domu na ko­la­cję, bo po­dobno jest u Kry­stiana.

Mi­rek po­że­gnał się z męż­czy­zną i wsiadł do sa­mo­chodu. Już miał skrę­cić na pod­jazd, gdy przy­po­mniał so­bie o Mi­rze. Za­trzy­mał auto kil­ka­dzie­siąt me­trów da­lej. Brama do Szaj­nów była otwarta. Na ta­ra­sie sie­działy Re­gina Szajna i jej sy­nowa Aneta, która mimo że od kilku lat na­zy­wała się Szajna, dla niego wciąż była Anetką Fe­lik­siak, bo ta­kie na­zwi­sko no­siła, gdy przy­cho­dziła do Zło­tej Je­sieni jako wo­lon­ta­riuszka, by do­trzy­my­wać to­wa­rzy­stwa pen­sjo­na­riu­szom i za­ba­wiać ich roz­mową. Ta­kie re­gu­larne spo­tka­nia miały być dla sa­mot­nych star­szych lu­dzi na­miastką ro­dzin­nych więzi. Te­raz rów­nież ich od­wie­dzała, ale dużo rza­dziej z po­wodu braku czasu. Z pani psy­cho­log prze­obra­ziła się w pa­nią z branży IT.

– O, pan Mi­rek – za­wo­łała Szaj­nowa. – Dawno pana nie wi­dzia­łam.

Cho­lera, znowu za­pyta mnie, czy prze­czy­ta­łem ja­kąś jej książkę – mruk­nął w du­chu. Re­gina Szajna, są­siadka Fi­le­rów, była po­wie­ścio­pi­sarką „kry­mi­nał­ków” oby­cza­jo­wych, jak na­zy­wała swoje po­wie­ści, i ulu­bioną au­torką Magdy. Mi­rek jed­nak nie miał oka­zji jesz­cze się z nimi za­po­znać. Na szczę­ście Szaj­nowa nie po­ru­szyła te­matu ksią­żek. Pod­czas ocze­ki­wa­nia na Anetę i dziew­czynki, które ba­wiły się w domu, Mi­rek za­gaił:

– Wi­dzę, że zmie­nia­cie pań­stwo po­kry­cie da­chu.

– Pa­nie Mirku, pro­szę nie psuć mi hu­moru. De­karz pra­cuje już rok i na ra­zie zro­bił jedną czwartą po­wierzchni.

– Rok? Tak mi się wy­da­wało, że już po­przed­niej je­sieni ktoś cho­dził po wa­szym da­chu.

– Naj­gor­sze jest to, że mu­simy się wstrzy­mać z in­nymi pra­cami. Chcie­li­śmy zmie­nić ogro­dze­nie i ele­wa­cję, ale przez na­szego sza­now­nego de­ka­rza...

W tym mo­men­cie na ta­ras wró­ciła Aneta z dziew­czyn­kami. Mira na wi­dok ojca rzu­ciła się w jego stronę.

– Ta­tu­siu, czy Zu­zia może przyjść kie­dyś do nas, że­by­śmy mo­gły się po­ba­wić?

– Oczy­wi­ście. Za­pra­szamy pannę Zu­zannę w na­sze ni­skie progi.

– Ta­tu­siu, u nas nie ma pro­gów.

– Tylko tak mi się po­wie­działo – od­parł i zwró­cił się w stronę sy­no­wej pi­sarki: – Anetko, kiedy wpad­niesz do Zło­tej Je­sieni? Sta­rusz­ko­wie stę­sk­nili się za tobą?

– Może w so­botę. Uzgod­ni­łam to już z Magdą.

Roz­dział 2

Mar­cin Kar­ski wszedł do przed­po­koju ob­ju­czony za­ku­pami. Pod­biegł do niego sze­ścio­letni Grześ.

– Wujku, ku­pi­łeś lody?

– Oczy­wi­ście.

– To daj, bo je­stem głodny.

– Ja też. Ale może lody zjemy póź­niej, co? Bo za­raz mama za­spo­koi nasz głód sa­łatką, którą chyba już przy­go­to­wała.

– Ale mój or­ga­nizm po­trze­buje lo­dów, a nie sa­łatki.

– Mika, sły­szysz? Or­ga­nizm Grze­go­rza po­trze­buje lo­dów – za­wo­łał, sta­ra­jąc się za­cho­wać po­wagę.

– Naj­pierw za­spo­ko­imy po­trzeby żo­łądka, a po­tem po­my­ślimy o or­ga­ni­zmie Grze­sia – od­parła Mo­nika, sta­wia­jąc na stół misę z sa­łatką i pół­mi­sek z wę­dliną. – Grze­siu, po­wiedz mi, co to jest or­ga­nizm.

– Jak to, nie wiesz?

– No nie wiem.

– Hmm, ma­mu­siu, jak to po­wie­dzieć, że­byś zro­zu­miała – od­parł chłop­czyk, zer­ka­jąc na Mar­cina. – Wu­jek Mar­cin umie le­piej tłu­ma­czyć niż ja. Wujku, po­wiedz ma­musi to, co mó­wisz, gdy po­da­jesz mi obiad, kiedy ma­mu­sia jest w pracy.

– Do­brze, wy­tłu­ma­czę ma­mie póź­niej. Te­raz mu­simy szybko zjeść, że­by­śmy po­tem mo­gli za­spo­koić na­sze or­ga­ni­zmy lo­dami.

Z dru­giego po­koju wy­szedł Kry­stian, star­szy syn Mo­niki. Wy­soki, przy­stojny, przy­szło­roczny ma­tu­rzy­sta. Mar­cin zer­k­nął w jego kie­runku.

– Kry­stian, spo­tka­łem przed Car­re­fo­urem tatę Neli, po­wiedz jej, żeby wra­cała do domu. Mogę ją pod­wieźć.

Chło­pak wzru­szył ra­mio­nami.

– Nie ma jej tu­taj.

– Może za­szło nie­po­ro­zu­mie­nie. Jej oj­ciec my­ślał, że Nela jest z tobą.

– Mar­cin, mogę wziąć w so­botę twoje auto, bo wy­bie­ramy się do Kry­spi­nowa? – za­py­tał chło­pak. – Mama swoje od­daje w pią­tek do me­cha­nika.

Męż­czy­zna spoj­rzał na Mo­nikę, wo­lał w kwe­stii sa­mo­chodu mieć apro­batę part­nerki. Chło­pak po­sia­dał prawo jazdy od nie­dawna i Mo­nika nie­zbyt chęt­nie po­zwa­lała mu jeź­dzić sa­memu.

– W so­botę bę­dziemy po­trze­bo­wali auta – od­po­wie­działa jego matka. – Mu­simy zro­bić za­kupy.

– Prze­cież Mar­cin dzi­siaj był w mar­ke­cie, że­by­ście nie mu­sieli ro­bić za­ku­pów w so­botę.

– Pla­nu­jemy też w so­botę wy­cieczkę, ma być ładna po­goda. To już wrze­sień, nie wia­domo, czy będą jesz­cze sło­neczne dni na­da­jące się na że­glo­wa­nie.

– Mamo, jak się mam na­uczyć jeź­dzić sa­mo­cho­dem, skoro wciąż bo­isz się dać mi auto.

– To jedź z nami nad So­linę. Bę­dziesz pro­wa­dził.

– Ale umó­wi­łem się już z kum­plami.

– Po­wiedz, że zmie­ni­łeś plany. Wy­naj­miemy ża­glówkę, po­mo­żesz Mar­ci­nowi przy ste­rze.

Chło­pak chwilę się za­sta­na­wiał. Per­spek­tywa pro­wa­dze­nia auta i ża­glówki była ku­sząca.

– Okej. Ale trzy­mam cię za słowo. Całą drogę to ja będę pro­wa­dził.

Kilka go­dzin póź­niej, kiedy Mo­nika i Mar­cin od­po­czy­wali w łóżku po ci­chym nu­merku – ci­chym, by nie obu­dzić dzieci – męż­czy­zna przy­gar­nął ją do sie­bie.

– Po­sta­no­wi­łem ku­pić miesz­ka­nie, które wy­naj­mo­wa­łem. Wła­ści­cielka za­mie­rza je sprze­dać.

– Dla­czego? Chcesz się wy­pro­wa­dzić? Źle ci z nami?

– Ależ skąd! Za­kup miesz­ka­nia to do­bra in­we­sty­cja. Nie­długo Kry­stian bę­dzie stu­dio­wał, na pewno chciałby miesz­kać sam. Sama mó­wi­łaś, że to miesz­ka­nie jest fajne. Nie trzeba go na­wet re­mon­to­wać. No i znaj­duje się nie­da­leko od two­jego.

– My­śla­łam, że od pół roku to na­sze miesz­ka­nie, a nie moje – za­uwa­żyła chłodno.

– Mika, co cię ugry­zło?

– A co, nie­prawda? Cią­gle pod­kre­ślasz, że je­steś tu go­ściem. „Twoje”, „wa­sze”, to ulu­bione słowa pana Mar­cina Kar­skiego.

– No bo to wa­sze mie­sza­nie.

– My­śla­łam, że od pół roku rów­nież twoje.

– Mika, nie chcę się kłó­cić. Je­śli nie chcesz, mogę nie ku­po­wać tego miesz­ka­nia. Może ku­pimy ja­kiś do­mek. Co ty na to?

– Skąd na­gle masz pie­nią­dze? Czy dzwo­niła twoja była żona? Ma­cie już ten roz­wód?

Przez chwilę nic nie mó­wił.

– Po­działu ma­jątku do­ko­na­li­śmy już wcze­śniej – bąk­nął.

– Dla­czego mi o tym nie mó­wi­łeś? Je­ste­śmy ze sobą od roku, od pół roku ra­zem miesz­kamy, a wciąż tak mało o to­bie wiem. Nie po­zna­łam ni­kogo z two­jej ro­dziny.

– Bo jej nie mam. Ro­dzice nie żyją, a z da­le­kimi krew­nymi nie utrzy­muję kon­tak­tów. Z ko­le­gami też zna­jo­mość się urwała, gdy wy­je­cha­łem z War­szawy.

– Ale mo­gli­by­śmy tam kie­dyś po­je­chać.

– Po co? Nic mnie tam nie cią­gnie. Wy­je­cha­łem po to, żeby roz­po­cząć nowe ży­cie.

– O żo­nie też mi nie mó­wisz.

– A co mam mó­wić? Po pro­stu nam nie wy­szło.

– Na­wet we Wszyst­kich Świę­tych nie chcesz za­brać mnie na grób ro­dzi­ców.

– Prze­cież masz do od­wie­dze­nia swoje groby. – Wes­tchnął. – Mika, nie chcę się kłó­cić. Ju­tro mu­szę rano wstać, czeka mnie dużo pracy.

Mo­nika nie mo­gła za­snąć. Mar­cin już od dawna po­chra­py­wał, a ona wciąż prze­wra­cała się z boku na bok. Nie­po­trzeb­nie spro­wo­ko­wała tę sprzeczkę. To wszystko dla­tego, że wciąż nie była pewna swo­jego szczę­ścia. Na­dal nie mo­gła uwie­rzyć, że jej ży­cie nie­ocze­ki­wa­nie ob­ró­ciło się o sto osiem­dzie­siąt stopni i znik­nął nie­fart, który jej od lat to­wa­rzy­szył. Nie po­winna na­rze­kać. Wcale nie była pe­chowa, wprost prze­ciw­nie, była praw­dziwą szczę­ściarą. Miała dwójkę zdro­wych dzieci, które nie spra­wiały pro­ble­mów wy­cho­waw­czych, a to, że mąż ją po­rzu­cił i mu­siała przez kilka lat sama bo­ry­kać się z ży­ciem, te­raz prze­stało już być ak­tu­alne.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Po­wie­ści oby­cza­jowe, kry­mi­nały, thril­leryWcią­ga­jące i nie­ba­nalneZa­czy­taj się!

www.pro­zami.pl

Księ­gar­nia wy­sył­kowawww.li­te­ra­tu­ra­in­spi­ruje.pl