Egzamin na ojca - Danka Braun - ebook + audiobook + książka
NOWOŚĆ

Egzamin na ojca ebook i audiobook

Braun Danka

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

22 osoby interesują się tą książką

Opis

Monika Szostak, samotna matka dwóch synów, wreszcie znajduje odrobinę szczęścia, gdy w jej życie wkracza Marcin Karski – skromny czyściciel dywanów. Mężczyzna szybko staje się częścią rodziny, budując silną więź z jej sześcioletnim synkiem, Grzesiem. Gdy wydaje się, że wszystko idzie w dobrym kierunku, Monika odkrywa szokującą prawdę – Marcin nie jest tym, za kogo się podaje. Zraniona, zrywa z nim kontakt, ale jej koszmar dopiero się zaczyna. Kobieta zostaje aresztowana pod zarzutem morderstwa, a niedługo potem w niejasnych okolicznościach znika jej synek. Prywatny detektyw Mirek Filer stara się oczyścić ją z zarzutów i trafić na trop dziecka, lecz dochodzenie utrudniają mu własne problemy rodzinne. Czy Monika zdoła udowodnić swoją niewinność i czy uda się odnaleźć zaginionego chłopca?

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 430

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 7 min

Lektor: Kosior FilipFilip Kosior
Oceny
4,6 (257 ocen)
187
50
17
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Lost70

Całkiem niezła

Trzyma w napięciu
00
muminkomigot

Całkiem niezła

Całkiem przyjemna lektura na zimowe wieczory
00
Pasjaczytania

Nie oderwiesz się od lektury

Wspaniała historia. Genialny lektor. Polecam 👌👏🤩
00
Marlen1314

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka, i świetny lektor Dziękuję
00
JUROWSKI

Nie oderwiesz się od lektury

Ciekawa, fajna, interesująca.
00

Popularność




Co­py­ri­ght © 2024 by Grupa Wy­daw­ni­cza Li­te­ra­tura In­spi­ruje Sp. z o.o.
Wszel­kie prawa za­strze­żoneAll ri­ghts re­se­rved Książka ani żadna jej część nie mogą być pu­bli­ko­wane ani w ja­ki­kol­wiek inny spo­sób po­wie­lane w for­mie elek­tro­nicz­nej oraz me­cha­nicz­nej bez zgody wy­dawcy.
Re­dak­cja: Syl­wia Droż­dżyk-Reszka
Ko­rekta: Ju­styna Ja­kub­czyk, Ilona Drobna
Pro­jekt gra­ficzny okładki: Iza­bella Sur­dy­kow­ska-Ju­rek
Gra­fiki na okładce: Co­py­ri­ght © by jechm (tło); Ja­wed Gfx (oj­ciec i syn) (Stock.adobe.com)
Skład: Ju­styna Ja­kub­czyk
ISBN 978-83-68249-09-5
War­szawa 2024
Wy­daw­nic­two Pro­zamiza­mo­wie­nia@li­te­ra­tu­ra­in­spi­ruje.plwww.pro­zami.plwww.li­te­ra­tu­ra­in­spi­ruje.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Dla Agnieszki Ka­niuk – za hart du­cha i wolę walki

Pro­log

Męż­czy­zna ode­brał te­le­fon. Słu­chał cier­pli­wie, nic nie mó­wiąc. Ock­nął się do­piero, gdy za­pro­po­no­wała, że do niego przyj­dzie.

– Nie. Nie dziś. Przed chwilą mia­łem nie­przy­jemną wi­zytę, a czeka mnie jesz­cze jedna.

Znowu słu­chał w mil­cze­niu, za­sta­na­wia­jąc się, czy do­brze robi, pa­ku­jąc się w na­stępny zwią­zek. Może jed­nak tym ra­zem otrzyma to, czego od dawna tak bar­dzo pra­gnął?

– Na­prawdę dziś nie dam rady, za­raz przyj­dzie ta osoba. Nie wiem, kotku, ile to zaj­mie. Pa.

Za­koń­czył roz­mowę. Jego my­śli po­wę­dro­wały do zdję­cia, które wi­dział przed chwilą.

Co ten skur­wiel tu robi – wark­nął w du­chu. – Mało mu jesz­cze? Nie po­zwolę mu wła­zić na moje po­dwórko. Swoją drogą, co on w niej wi­dzi, mógłby mieć dużo lep­szą i młod­szą la­skę.

Twarz męż­czy­zny przy­brała mściwy wy­raz. Fo­to­gra­fia przy­wró­ciła bo­le­sne wspo­mnie­nia. Po­sta­no­wił cze­goś się na­pić, żeby się nie roz­sy­pać. Prze­szedł do dru­giego po­koju i z szafki wy­cią­gnął bu­telkę brandy. Na­peł­nił szklankę al­ko­ho­lem i wrzu­cił trzy kostki lodu. Usiadł za biur­kiem, wy­cią­ga­jąc przed sie­bie dłu­gie nogi. Chwilę póź­niej po­now­nie się­gnął po bu­telkę. Al­ko­hol nieco roz­wiał czarne my­śli. Naj­bliż­sza przy­szłość na­bie­rała ja­snych barw. Zna­lazł spo­sób na wyj­ście z opre­sji fi­nan­so­wych, a poza tym ułoży so­bie ży­cie na nowo, z piękną i młodą ko­bietą. Nie jest źle. Tylko ten pie­przony drań... Po co on tu przy­je­chał i dla­czego się z nią za­daje? Czy to tylko zbieg oko­licz­no­ści, czy prze­my­ślany plan? Ale to nie miało te­raz du­żego zna­cze­nia. Temu skur­wie­lowi i tak na­leży się kara.

Na­stępna szkla­neczka brandy jesz­cze bar­dziej go roz­ocho­ciła. Za­wsze lu­bił za­bie­rać coś, co na­le­żało do ko­goś in­nego. Usły­szał ko­biece kroki. Już wra­cała. Spoj­rzał na ze­ga­rek. Usta mu się wy­gięły w mści­wym uśmieszku. Opróż­nił szklankę do dna i wstał od biurka. Chwiej­nym kro­kiem ru­szył w stronę drzwi. Do umó­wio­nego spo­tka­nia miał jesz­cze wy­star­cza­jąco dużo czasu, by móc się za­ba­wić.

Męż­czy­zna grubo się my­lił. Nie przy­pusz­czał, jak nie­wiele chwil mu po­zo­stało. Jego czas na tym świe­cie kur­czył się w bły­ska­wicz­nym tem­pie, li­czył się już nie w la­tach, tylko w mi­nu­tach...

Roz­dział 1

Trzy ty­go­dnie wcze­śniej

Mi­rek za­par­ko­wał na pod­jeź­dzie i wy­siadł z sa­mo­chodu. Był wy­so­kim, przy­stoj­nym czter­dzie­sto­lat­kiem z ciemną czu­pryną i ciemną brodą, która po­dob­nie jak włosy upo­mi­nała się o przy­cię­cie. Ro­zej­rzał się po po­se­sji i wes­tchnął. Kie­dyś wi­tały go dzieci, te­raz każde z nich miało swoje sprawy, cza­sami tylko sze­ścio­let­nia Mira, gdy aku­rat ba­wiła się w ogro­dzie, przy­bie­gała do niego z py­ta­niem, czy coś jej ku­pił. Ale dziś, mimo ład­nej po­gody, na­wet Miry nie było. Wszedł do domu i skie­ro­wał się do czę­ści ku­chen­nej, gdzie przy bla­cie stała Magda i kro­iła ce­bulę. Żona Mirka, ciem­no­włosa trzy­dzie­sto­latka o ślicz­nej twa­rzy i zgrab­nej syl­wetce, na­le­żała do grona tych ko­biet, które po­tra­fią do­sko­nale od­na­leźć się w roli matki, żony i pani domu, bę­dąc za­ra­zem ak­tywne za­wo­dowo.

– Cześć, Mag­da­lenko – przy­wi­tał się Mi­rek, po czym po­ca­ło­wał ją w po­li­czek. – Co pi­tra­sisz?

– Po­trawkę z cu­ki­nii, zwaną bi­go­sem.

– O Boże, tylko nie to – skrzy­wił się. – Znowu cu­ki­nia? Nie mo­żesz ugo­to­wać cze­goś po ludzku?

– A co lu­dzie lu­bią jeść?

– Wiele rze­czy, na przy­kład placki ziem­nia­czane.

Magda od­wró­ciła się do męża. Kry­tycz­nie spoj­rzała na jego brzuch, który Mi­rek au­to­ma­tycz­nie wcią­gnął, i po­wró­ciła do kro­je­nia.

– Chcę na­dal mieć przy­stoj­nego, zdro­wego męża, z od­po­wied­nim ci­śnie­niem i z ład­nym cho­le­ste­ro­lem.

Uchy­lił po­krywkę garnka.

– Mag­da­lenko, po­mi­do­rowa? Ta zupa jest wczo­raj­sza.

– Ow­szem. Jest rów­nież zupą ju­trzej­szą. Nie mam czasu co­dzien­nie ro­bić no­wej zupy, a dzieci bar­dzo lu­bią po­mi­do­rową.

Mi­rek wes­tchnął, zre­zy­gno­wany.

– Gdzie są dzie­ciaki?

– Adaś od­ra­bia lek­cje, Mira jest u Szaj­nów, a Nela po­szła do Kry­stiana.

– U Szaj­nów? Prze­cież tam nie ma dzieci.

– Była u mnie na ka­wie Anetka ze swoją sio­strze­nicą, dziew­czynki są pra­wie w tym sa­mym wieku.

– Aha. Wiesz, Mag­da­lenko, nie po­doba mi się, że Nela, za­miast się uczyć, włó­czy się z chło­pa­kami – mruk­nął. – I nie po­doba mi się ten cały Kry­stian.

– Kry­stian jest ko­legą ze szkoły i pry­mu­sem z matmy. Mocno pod­kre­ślam drugi człon zda­nia. Do­brze wiesz, że Nela nie jest or­łem w tej dzie­dzi­nie, dla­tego każda po­moc jest mile wi­dziana, bo ani ja, ani ty, a tym bar­dziej jej matka nie mogą jej po­móc – cią­gnęła Magda.

– Mag­da­lenko, nie de­pre­cjo­nuj dy­plomu AGH, za­po­mnia­łaś, że je­stem in­ży­nie­rem?

– Nie­stety, tylko in­ży­nie­rem, bo ma­gi­strem już nie.

– Ma­gi­strem też je­stem.

– Ale z po­lo­ni­styki, nie z ma­te­ma­tyki. Mam prośbę, pa­nie in­ży­nie­rze, bez ty­tułu ma­gi­stra, skocz do sklepu po chleb, bo jest po­trzebny do bi­gosu z cu­ki­nii.

– Jak śmiesz pro­fa­no­wać tę szla­chetną sta­ro­pol­ską na­zwę dla tego no­wo­mod­nego pa­skudz­twa. – Wi­dząc minę żony, szybko do­dał: – Już lecę, Mag­da­lenko. Masz ra­cję, waż­niej­szy jest cho­le­ste­rol niż za­do­wo­lone pod­nie­bie­nie.

– Kup jesz­cze cztery awo­kado. I od­bierz Mirę od Szaj­nów. A tak na mar­gi­ne­sie, Kry­stian jest fan­ta­stycz­nym chło­pa­kiem. Po­wi­nie­neś być szczę­śliwy, że Nela się z nim spo­tyka.

Mi­rek wsiadł do auta i ru­szył w stronę Car­re­fo­ura. Wy­cho­dząc z mar­ketu, za­uwa­żył Mar­cina Kar­skiego, part­nera matki Kry­stiana. Męż­czyźni znali się ze szkol­nych wy­wia­dó­wek oraz z przed­szkola, bo bra­ci­szek Kry­stiana cho­dził z Mirą do grupy, i to Kar­ski prze­waż­nie go od­bie­rał. Na­gle Fi­ler przy­po­mniał so­bie o brud­nych dy­wa­nach w pen­sjo­na­cie Złota Je­sień, który od kilku lat pro­wa­dził ra­zem z żoną i matką.

– Pa­nie Mar­ci­nie, miałby pan czas wpaść do Zło­tej Je­sieni? Trzeba wy­czy­ścić dy­wany i ta­pi­cerkę.

– Nie mam przy so­bie gra­fiku, za­py­tam pa­nią Wandę i za­dzwo­nię do pana – od­parł męż­czy­zna.

– Po­dać mój nu­mer?

– Nie trzeba, mam za­równo do pana, jak i do pań­skiej żony.

– Aha, pro­szę po­wie­dzieć Neli, żeby wra­cała do domu na ko­la­cję, bo po­dobno jest u Kry­stiana.

Mi­rek po­że­gnał się z męż­czy­zną i wsiadł do sa­mo­chodu. Już miał skrę­cić na pod­jazd, gdy przy­po­mniał so­bie o Mi­rze. Za­trzy­mał auto kil­ka­dzie­siąt me­trów da­lej. Brama do Szaj­nów była otwarta. Na ta­ra­sie sie­działy Re­gina Szajna i jej sy­nowa Aneta, która mimo że od kilku lat na­zy­wała się Szajna, dla niego wciąż była Anetką Fe­lik­siak, bo ta­kie na­zwi­sko no­siła, gdy przy­cho­dziła do Zło­tej Je­sieni jako wo­lon­ta­riuszka, by do­trzy­my­wać to­wa­rzy­stwa pen­sjo­na­riu­szom i za­ba­wiać ich roz­mową. Ta­kie re­gu­larne spo­tka­nia miały być dla sa­mot­nych star­szych lu­dzi na­miastką ro­dzin­nych więzi. Te­raz rów­nież ich od­wie­dzała, ale dużo rza­dziej z po­wodu braku czasu. Z pani psy­cho­log prze­obra­ziła się w pa­nią z branży IT.

– O, pan Mi­rek – za­wo­łała Szaj­nowa. – Dawno pana nie wi­dzia­łam.

Cho­lera, znowu za­pyta mnie, czy prze­czy­ta­łem ja­kąś jej książkę – mruk­nął w du­chu. Re­gina Szajna, są­siadka Fi­le­rów, była po­wie­ścio­pi­sarką „kry­mi­nał­ków” oby­cza­jo­wych, jak na­zy­wała swoje po­wie­ści, i ulu­bioną au­torką Magdy. Mi­rek jed­nak nie miał oka­zji jesz­cze się z nimi za­po­znać. Na szczę­ście Szaj­nowa nie po­ru­szyła te­matu ksią­żek. Pod­czas ocze­ki­wa­nia na Anetę i dziew­czynki, które ba­wiły się w domu, Mi­rek za­gaił:

– Wi­dzę, że zmie­nia­cie pań­stwo po­kry­cie da­chu.

– Pa­nie Mirku, pro­szę nie psuć mi hu­moru. De­karz pra­cuje już rok i na ra­zie zro­bił jedną czwartą po­wierzchni.

– Rok? Tak mi się wy­da­wało, że już po­przed­niej je­sieni ktoś cho­dził po wa­szym da­chu.

– Naj­gor­sze jest to, że mu­simy się wstrzy­mać z in­nymi pra­cami. Chcie­li­śmy zmie­nić ogro­dze­nie i ele­wa­cję, ale przez na­szego sza­now­nego de­ka­rza...

W tym mo­men­cie na ta­ras wró­ciła Aneta z dziew­czyn­kami. Mira na wi­dok ojca rzu­ciła się w jego stronę.

– Ta­tu­siu, czy Zu­zia może przyjść kie­dyś do nas, że­by­śmy mo­gły się po­ba­wić?

– Oczy­wi­ście. Za­pra­szamy pannę Zu­zannę w na­sze ni­skie progi.

– Ta­tu­siu, u nas nie ma pro­gów.

– Tylko tak mi się po­wie­działo – od­parł i zwró­cił się w stronę sy­no­wej pi­sarki: – Anetko, kiedy wpad­niesz do Zło­tej Je­sieni? Sta­rusz­ko­wie stę­sk­nili się za tobą?

– Może w so­botę. Uzgod­ni­łam to już z Magdą.

Roz­dział 2

Mar­cin Kar­ski wszedł do przed­po­koju ob­ju­czony za­ku­pami. Pod­biegł do niego sze­ścio­letni Grześ.

– Wujku, ku­pi­łeś lody?

– Oczy­wi­ście.

– To daj, bo je­stem głodny.

– Ja też. Ale może lody zjemy póź­niej, co? Bo za­raz mama za­spo­koi nasz głód sa­łatką, którą chyba już przy­go­to­wała.

– Ale mój or­ga­nizm po­trze­buje lo­dów, a nie sa­łatki.

– Mika, sły­szysz? Or­ga­nizm Grze­go­rza po­trze­buje lo­dów – za­wo­łał, sta­ra­jąc się za­cho­wać po­wagę.

– Naj­pierw za­spo­ko­imy po­trzeby żo­łądka, a po­tem po­my­ślimy o or­ga­ni­zmie Grze­sia – od­parła Mo­nika, sta­wia­jąc na stół misę z sa­łatką i pół­mi­sek z wę­dliną. – Grze­siu, po­wiedz mi, co to jest or­ga­nizm.

– Jak to, nie wiesz?

– No nie wiem.

– Hmm, ma­mu­siu, jak to po­wie­dzieć, że­byś zro­zu­miała – od­parł chłop­czyk, zer­ka­jąc na Mar­cina. – Wu­jek Mar­cin umie le­piej tłu­ma­czyć niż ja. Wujku, po­wiedz ma­musi to, co mó­wisz, gdy po­da­jesz mi obiad, kiedy ma­mu­sia jest w pracy.

– Do­brze, wy­tłu­ma­czę ma­mie póź­niej. Te­raz mu­simy szybko zjeść, że­by­śmy po­tem mo­gli za­spo­koić na­sze or­ga­ni­zmy lo­dami.

Z dru­giego po­koju wy­szedł Kry­stian, star­szy syn Mo­niki. Wy­soki, przy­stojny, przy­szło­roczny ma­tu­rzy­sta. Mar­cin zer­k­nął w jego kie­runku.

– Kry­stian, spo­tka­łem przed Car­re­fo­urem tatę Neli, po­wiedz jej, żeby wra­cała do domu. Mogę ją pod­wieźć.

Chło­pak wzru­szył ra­mio­nami.

– Nie ma jej tu­taj.

– Może za­szło nie­po­ro­zu­mie­nie. Jej oj­ciec my­ślał, że Nela jest z tobą.

– Mar­cin, mogę wziąć w so­botę twoje auto, bo wy­bie­ramy się do Kry­spi­nowa? – za­py­tał chło­pak. – Mama swoje od­daje w pią­tek do me­cha­nika.

Męż­czy­zna spoj­rzał na Mo­nikę, wo­lał w kwe­stii sa­mo­chodu mieć apro­batę part­nerki. Chło­pak po­sia­dał prawo jazdy od nie­dawna i Mo­nika nie­zbyt chęt­nie po­zwa­lała mu jeź­dzić sa­memu.

– W so­botę bę­dziemy po­trze­bo­wali auta – od­po­wie­działa jego matka. – Mu­simy zro­bić za­kupy.

– Prze­cież Mar­cin dzi­siaj był w mar­ke­cie, że­by­ście nie mu­sieli ro­bić za­ku­pów w so­botę.

– Pla­nu­jemy też w so­botę wy­cieczkę, ma być ładna po­goda. To już wrze­sień, nie wia­domo, czy będą jesz­cze sło­neczne dni na­da­jące się na że­glo­wa­nie.

– Mamo, jak się mam na­uczyć jeź­dzić sa­mo­cho­dem, skoro wciąż bo­isz się dać mi auto.

– To jedź z nami nad So­linę. Bę­dziesz pro­wa­dził.

– Ale umó­wi­łem się już z kum­plami.

– Po­wiedz, że zmie­ni­łeś plany. Wy­naj­miemy ża­glówkę, po­mo­żesz Mar­ci­nowi przy ste­rze.

Chło­pak chwilę się za­sta­na­wiał. Per­spek­tywa pro­wa­dze­nia auta i ża­glówki była ku­sząca.

– Okej. Ale trzy­mam cię za słowo. Całą drogę to ja będę pro­wa­dził.

Kilka go­dzin póź­niej, kiedy Mo­nika i Mar­cin od­po­czy­wali w łóżku po ci­chym nu­merku – ci­chym, by nie obu­dzić dzieci – męż­czy­zna przy­gar­nął ją do sie­bie.

– Po­sta­no­wi­łem ku­pić miesz­ka­nie, które wy­naj­mo­wa­łem. Wła­ści­cielka za­mie­rza je sprze­dać.

– Dla­czego? Chcesz się wy­pro­wa­dzić? Źle ci z nami?

– Ależ skąd! Za­kup miesz­ka­nia to do­bra in­we­sty­cja. Nie­długo Kry­stian bę­dzie stu­dio­wał, na pewno chciałby miesz­kać sam. Sama mó­wi­łaś, że to miesz­ka­nie jest fajne. Nie trzeba go na­wet re­mon­to­wać. No i znaj­duje się nie­da­leko od two­jego.

– My­śla­łam, że od pół roku to na­sze miesz­ka­nie, a nie moje – za­uwa­żyła chłodno.

– Mika, co cię ugry­zło?

– A co, nie­prawda? Cią­gle pod­kre­ślasz, że je­steś tu go­ściem. „Twoje”, „wa­sze”, to ulu­bione słowa pana Mar­cina Kar­skiego.

– No bo to wa­sze mie­sza­nie.

– My­śla­łam, że od pół roku rów­nież twoje.

– Mika, nie chcę się kłó­cić. Je­śli nie chcesz, mogę nie ku­po­wać tego miesz­ka­nia. Może ku­pimy ja­kiś do­mek. Co ty na to?

– Skąd na­gle masz pie­nią­dze? Czy dzwo­niła twoja była żona? Ma­cie już ten roz­wód?

Przez chwilę nic nie mó­wił.

– Po­działu ma­jątku do­ko­na­li­śmy już wcze­śniej – bąk­nął.

– Dla­czego mi o tym nie mó­wi­łeś? Je­ste­śmy ze sobą od roku, od pół roku ra­zem miesz­kamy, a wciąż tak mało o to­bie wiem. Nie po­zna­łam ni­kogo z two­jej ro­dziny.

– Bo jej nie mam. Ro­dzice nie żyją, a z da­le­kimi krew­nymi nie utrzy­muję kon­tak­tów. Z ko­le­gami też zna­jo­mość się urwała, gdy wy­je­cha­łem z War­szawy.

– Ale mo­gli­by­śmy tam kie­dyś po­je­chać.

– Po co? Nic mnie tam nie cią­gnie. Wy­je­cha­łem po to, żeby roz­po­cząć nowe ży­cie.

– O żo­nie też mi nie mó­wisz.

– A co mam mó­wić? Po pro­stu nam nie wy­szło.

– Na­wet we Wszyst­kich Świę­tych nie chcesz za­brać mnie na grób ro­dzi­ców.

– Prze­cież masz do od­wie­dze­nia swoje groby. – Wes­tchnął. – Mika, nie chcę się kłó­cić. Ju­tro mu­szę rano wstać, czeka mnie dużo pracy.

Mo­nika nie mo­gła za­snąć. Mar­cin już od dawna po­chra­py­wał, a ona wciąż prze­wra­cała się z boku na bok. Nie­po­trzeb­nie spro­wo­ko­wała tę sprzeczkę. To wszystko dla­tego, że wciąż nie była pewna swo­jego szczę­ścia. Na­dal nie mo­gła uwie­rzyć, że jej ży­cie nie­ocze­ki­wa­nie ob­ró­ciło się o sto osiem­dzie­siąt stopni i znik­nął nie­fart, który jej od lat to­wa­rzy­szył. Nie po­winna na­rze­kać. Wcale nie była pe­chowa, wprost prze­ciw­nie, była praw­dziwą szczę­ściarą. Miała dwójkę zdro­wych dzieci, które nie spra­wiały pro­ble­mów wy­cho­waw­czych, a to, że mąż ją po­rzu­cił i mu­siała przez kilka lat sama bo­ry­kać się z ży­ciem, te­raz prze­stało już być ak­tu­alne.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Po­wie­ści oby­cza­jowe, kry­mi­nały, thril­leryWcią­ga­jące i nie­ba­nalneZa­czy­taj się!

www.pro­zami.pl

Księ­gar­nia wy­sył­kowawww.li­te­ra­tu­ra­in­spi­ruje.pl