Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
22 osoby interesują się tą książką
Monika Szostak, samotna matka dwóch synów, wreszcie znajduje odrobinę szczęścia, gdy w jej życie wkracza Marcin Karski – skromny czyściciel dywanów. Mężczyzna szybko staje się częścią rodziny, budując silną więź z jej sześcioletnim synkiem, Grzesiem. Gdy wydaje się, że wszystko idzie w dobrym kierunku, Monika odkrywa szokującą prawdę – Marcin nie jest tym, za kogo się podaje. Zraniona, zrywa z nim kontakt, ale jej koszmar dopiero się zaczyna. Kobieta zostaje aresztowana pod zarzutem morderstwa, a niedługo potem w niejasnych okolicznościach znika jej synek. Prywatny detektyw Mirek Filer stara się oczyścić ją z zarzutów i trafić na trop dziecka, lecz dochodzenie utrudniają mu własne problemy rodzinne. Czy Monika zdoła udowodnić swoją niewinność i czy uda się odnaleźć zaginionego chłopca?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 430
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dla Agnieszki Kaniuk – za hart ducha i wolę walki
Prolog
Mężczyzna odebrał telefon. Słuchał cierpliwie, nic nie mówiąc. Ocknął się dopiero, gdy zaproponowała, że do niego przyjdzie.
– Nie. Nie dziś. Przed chwilą miałem nieprzyjemną wizytę, a czeka mnie jeszcze jedna.
Znowu słuchał w milczeniu, zastanawiając się, czy dobrze robi, pakując się w następny związek. Może jednak tym razem otrzyma to, czego od dawna tak bardzo pragnął?
– Naprawdę dziś nie dam rady, zaraz przyjdzie ta osoba. Nie wiem, kotku, ile to zajmie. Pa.
Zakończył rozmowę. Jego myśli powędrowały do zdjęcia, które widział przed chwilą.
Co ten skurwiel tu robi – warknął w duchu. – Mało mu jeszcze? Nie pozwolę mu włazić na moje podwórko. Swoją drogą, co on w niej widzi, mógłby mieć dużo lepszą i młodszą laskę.
Twarz mężczyzny przybrała mściwy wyraz. Fotografia przywróciła bolesne wspomnienia. Postanowił czegoś się napić, żeby się nie rozsypać. Przeszedł do drugiego pokoju i z szafki wyciągnął butelkę brandy. Napełnił szklankę alkoholem i wrzucił trzy kostki lodu. Usiadł za biurkiem, wyciągając przed siebie długie nogi. Chwilę później ponownie sięgnął po butelkę. Alkohol nieco rozwiał czarne myśli. Najbliższa przyszłość nabierała jasnych barw. Znalazł sposób na wyjście z opresji finansowych, a poza tym ułoży sobie życie na nowo, z piękną i młodą kobietą. Nie jest źle. Tylko ten pieprzony drań... Po co on tu przyjechał i dlaczego się z nią zadaje? Czy to tylko zbieg okoliczności, czy przemyślany plan? Ale to nie miało teraz dużego znaczenia. Temu skurwielowi i tak należy się kara.
Następna szklaneczka brandy jeszcze bardziej go rozochociła. Zawsze lubił zabierać coś, co należało do kogoś innego. Usłyszał kobiece kroki. Już wracała. Spojrzał na zegarek. Usta mu się wygięły w mściwym uśmieszku. Opróżnił szklankę do dna i wstał od biurka. Chwiejnym krokiem ruszył w stronę drzwi. Do umówionego spotkania miał jeszcze wystarczająco dużo czasu, by móc się zabawić.
Mężczyzna grubo się mylił. Nie przypuszczał, jak niewiele chwil mu pozostało. Jego czas na tym świecie kurczył się w błyskawicznym tempie, liczył się już nie w latach, tylko w minutach...
Rozdział 1
Trzy tygodnie wcześniej
Mirek zaparkował na podjeździe i wysiadł z samochodu. Był wysokim, przystojnym czterdziestolatkiem z ciemną czupryną i ciemną brodą, która podobnie jak włosy upominała się o przycięcie. Rozejrzał się po posesji i westchnął. Kiedyś witały go dzieci, teraz każde z nich miało swoje sprawy, czasami tylko sześcioletnia Mira, gdy akurat bawiła się w ogrodzie, przybiegała do niego z pytaniem, czy coś jej kupił. Ale dziś, mimo ładnej pogody, nawet Miry nie było. Wszedł do domu i skierował się do części kuchennej, gdzie przy blacie stała Magda i kroiła cebulę. Żona Mirka, ciemnowłosa trzydziestolatka o ślicznej twarzy i zgrabnej sylwetce, należała do grona tych kobiet, które potrafią doskonale odnaleźć się w roli matki, żony i pani domu, będąc zarazem aktywne zawodowo.
– Cześć, Magdalenko – przywitał się Mirek, po czym pocałował ją w policzek. – Co pitrasisz?
– Potrawkę z cukinii, zwaną bigosem.
– O Boże, tylko nie to – skrzywił się. – Znowu cukinia? Nie możesz ugotować czegoś po ludzku?
– A co ludzie lubią jeść?
– Wiele rzeczy, na przykład placki ziemniaczane.
Magda odwróciła się do męża. Krytycznie spojrzała na jego brzuch, który Mirek automatycznie wciągnął, i powróciła do krojenia.
– Chcę nadal mieć przystojnego, zdrowego męża, z odpowiednim ciśnieniem i z ładnym cholesterolem.
Uchylił pokrywkę garnka.
– Magdalenko, pomidorowa? Ta zupa jest wczorajsza.
– Owszem. Jest również zupą jutrzejszą. Nie mam czasu codziennie robić nowej zupy, a dzieci bardzo lubią pomidorową.
Mirek westchnął, zrezygnowany.
– Gdzie są dzieciaki?
– Adaś odrabia lekcje, Mira jest u Szajnów, a Nela poszła do Krystiana.
– U Szajnów? Przecież tam nie ma dzieci.
– Była u mnie na kawie Anetka ze swoją siostrzenicą, dziewczynki są prawie w tym samym wieku.
– Aha. Wiesz, Magdalenko, nie podoba mi się, że Nela, zamiast się uczyć, włóczy się z chłopakami – mruknął. – I nie podoba mi się ten cały Krystian.
– Krystian jest kolegą ze szkoły i prymusem z matmy. Mocno podkreślam drugi człon zdania. Dobrze wiesz, że Nela nie jest orłem w tej dziedzinie, dlatego każda pomoc jest mile widziana, bo ani ja, ani ty, a tym bardziej jej matka nie mogą jej pomóc – ciągnęła Magda.
– Magdalenko, nie deprecjonuj dyplomu AGH, zapomniałaś, że jestem inżynierem?
– Niestety, tylko inżynierem, bo magistrem już nie.
– Magistrem też jestem.
– Ale z polonistyki, nie z matematyki. Mam prośbę, panie inżynierze, bez tytułu magistra, skocz do sklepu po chleb, bo jest potrzebny do bigosu z cukinii.
– Jak śmiesz profanować tę szlachetną staropolską nazwę dla tego nowomodnego paskudztwa. – Widząc minę żony, szybko dodał: – Już lecę, Magdalenko. Masz rację, ważniejszy jest cholesterol niż zadowolone podniebienie.
– Kup jeszcze cztery awokado. I odbierz Mirę od Szajnów. A tak na marginesie, Krystian jest fantastycznym chłopakiem. Powinieneś być szczęśliwy, że Nela się z nim spotyka.
Mirek wsiadł do auta i ruszył w stronę Carrefoura. Wychodząc z marketu, zauważył Marcina Karskiego, partnera matki Krystiana. Mężczyźni znali się ze szkolnych wywiadówek oraz z przedszkola, bo braciszek Krystiana chodził z Mirą do grupy, i to Karski przeważnie go odbierał. Nagle Filer przypomniał sobie o brudnych dywanach w pensjonacie Złota Jesień, który od kilku lat prowadził razem z żoną i matką.
– Panie Marcinie, miałby pan czas wpaść do Złotej Jesieni? Trzeba wyczyścić dywany i tapicerkę.
– Nie mam przy sobie grafiku, zapytam panią Wandę i zadzwonię do pana – odparł mężczyzna.
– Podać mój numer?
– Nie trzeba, mam zarówno do pana, jak i do pańskiej żony.
– Aha, proszę powiedzieć Neli, żeby wracała do domu na kolację, bo podobno jest u Krystiana.
Mirek pożegnał się z mężczyzną i wsiadł do samochodu. Już miał skręcić na podjazd, gdy przypomniał sobie o Mirze. Zatrzymał auto kilkadziesiąt metrów dalej. Brama do Szajnów była otwarta. Na tarasie siedziały Regina Szajna i jej synowa Aneta, która mimo że od kilku lat nazywała się Szajna, dla niego wciąż była Anetką Feliksiak, bo takie nazwisko nosiła, gdy przychodziła do Złotej Jesieni jako wolontariuszka, by dotrzymywać towarzystwa pensjonariuszom i zabawiać ich rozmową. Takie regularne spotkania miały być dla samotnych starszych ludzi namiastką rodzinnych więzi. Teraz również ich odwiedzała, ale dużo rzadziej z powodu braku czasu. Z pani psycholog przeobraziła się w panią z branży IT.
– O, pan Mirek – zawołała Szajnowa. – Dawno pana nie widziałam.
Cholera, znowu zapyta mnie, czy przeczytałem jakąś jej książkę – mruknął w duchu. Regina Szajna, sąsiadka Filerów, była powieściopisarką „kryminałków” obyczajowych, jak nazywała swoje powieści, i ulubioną autorką Magdy. Mirek jednak nie miał okazji jeszcze się z nimi zapoznać. Na szczęście Szajnowa nie poruszyła tematu książek. Podczas oczekiwania na Anetę i dziewczynki, które bawiły się w domu, Mirek zagaił:
– Widzę, że zmieniacie państwo pokrycie dachu.
– Panie Mirku, proszę nie psuć mi humoru. Dekarz pracuje już rok i na razie zrobił jedną czwartą powierzchni.
– Rok? Tak mi się wydawało, że już poprzedniej jesieni ktoś chodził po waszym dachu.
– Najgorsze jest to, że musimy się wstrzymać z innymi pracami. Chcieliśmy zmienić ogrodzenie i elewację, ale przez naszego szanownego dekarza...
W tym momencie na taras wróciła Aneta z dziewczynkami. Mira na widok ojca rzuciła się w jego stronę.
– Tatusiu, czy Zuzia może przyjść kiedyś do nas, żebyśmy mogły się pobawić?
– Oczywiście. Zapraszamy pannę Zuzannę w nasze niskie progi.
– Tatusiu, u nas nie ma progów.
– Tylko tak mi się powiedziało – odparł i zwrócił się w stronę synowej pisarki: – Anetko, kiedy wpadniesz do Złotej Jesieni? Staruszkowie stęsknili się za tobą?
– Może w sobotę. Uzgodniłam to już z Magdą.
Rozdział 2
Marcin Karski wszedł do przedpokoju objuczony zakupami. Podbiegł do niego sześcioletni Grześ.
– Wujku, kupiłeś lody?
– Oczywiście.
– To daj, bo jestem głodny.
– Ja też. Ale może lody zjemy później, co? Bo zaraz mama zaspokoi nasz głód sałatką, którą chyba już przygotowała.
– Ale mój organizm potrzebuje lodów, a nie sałatki.
– Mika, słyszysz? Organizm Grzegorza potrzebuje lodów – zawołał, starając się zachować powagę.
– Najpierw zaspokoimy potrzeby żołądka, a potem pomyślimy o organizmie Grzesia – odparła Monika, stawiając na stół misę z sałatką i półmisek z wędliną. – Grzesiu, powiedz mi, co to jest organizm.
– Jak to, nie wiesz?
– No nie wiem.
– Hmm, mamusiu, jak to powiedzieć, żebyś zrozumiała – odparł chłopczyk, zerkając na Marcina. – Wujek Marcin umie lepiej tłumaczyć niż ja. Wujku, powiedz mamusi to, co mówisz, gdy podajesz mi obiad, kiedy mamusia jest w pracy.
– Dobrze, wytłumaczę mamie później. Teraz musimy szybko zjeść, żebyśmy potem mogli zaspokoić nasze organizmy lodami.
Z drugiego pokoju wyszedł Krystian, starszy syn Moniki. Wysoki, przystojny, przyszłoroczny maturzysta. Marcin zerknął w jego kierunku.
– Krystian, spotkałem przed Carrefourem tatę Neli, powiedz jej, żeby wracała do domu. Mogę ją podwieźć.
Chłopak wzruszył ramionami.
– Nie ma jej tutaj.
– Może zaszło nieporozumienie. Jej ojciec myślał, że Nela jest z tobą.
– Marcin, mogę wziąć w sobotę twoje auto, bo wybieramy się do Kryspinowa? – zapytał chłopak. – Mama swoje oddaje w piątek do mechanika.
Mężczyzna spojrzał na Monikę, wolał w kwestii samochodu mieć aprobatę partnerki. Chłopak posiadał prawo jazdy od niedawna i Monika niezbyt chętnie pozwalała mu jeździć samemu.
– W sobotę będziemy potrzebowali auta – odpowiedziała jego matka. – Musimy zrobić zakupy.
– Przecież Marcin dzisiaj był w markecie, żebyście nie musieli robić zakupów w sobotę.
– Planujemy też w sobotę wycieczkę, ma być ładna pogoda. To już wrzesień, nie wiadomo, czy będą jeszcze słoneczne dni nadające się na żeglowanie.
– Mamo, jak się mam nauczyć jeździć samochodem, skoro wciąż boisz się dać mi auto.
– To jedź z nami nad Solinę. Będziesz prowadził.
– Ale umówiłem się już z kumplami.
– Powiedz, że zmieniłeś plany. Wynajmiemy żaglówkę, pomożesz Marcinowi przy sterze.
Chłopak chwilę się zastanawiał. Perspektywa prowadzenia auta i żaglówki była kusząca.
– Okej. Ale trzymam cię za słowo. Całą drogę to ja będę prowadził.
Kilka godzin później, kiedy Monika i Marcin odpoczywali w łóżku po cichym numerku – cichym, by nie obudzić dzieci – mężczyzna przygarnął ją do siebie.
– Postanowiłem kupić mieszkanie, które wynajmowałem. Właścicielka zamierza je sprzedać.
– Dlaczego? Chcesz się wyprowadzić? Źle ci z nami?
– Ależ skąd! Zakup mieszkania to dobra inwestycja. Niedługo Krystian będzie studiował, na pewno chciałby mieszkać sam. Sama mówiłaś, że to mieszkanie jest fajne. Nie trzeba go nawet remontować. No i znajduje się niedaleko od twojego.
– Myślałam, że od pół roku to nasze mieszkanie, a nie moje – zauważyła chłodno.
– Mika, co cię ugryzło?
– A co, nieprawda? Ciągle podkreślasz, że jesteś tu gościem. „Twoje”, „wasze”, to ulubione słowa pana Marcina Karskiego.
– No bo to wasze mieszanie.
– Myślałam, że od pół roku również twoje.
– Mika, nie chcę się kłócić. Jeśli nie chcesz, mogę nie kupować tego mieszkania. Może kupimy jakiś domek. Co ty na to?
– Skąd nagle masz pieniądze? Czy dzwoniła twoja była żona? Macie już ten rozwód?
Przez chwilę nic nie mówił.
– Podziału majątku dokonaliśmy już wcześniej – bąknął.
– Dlaczego mi o tym nie mówiłeś? Jesteśmy ze sobą od roku, od pół roku razem mieszkamy, a wciąż tak mało o tobie wiem. Nie poznałam nikogo z twojej rodziny.
– Bo jej nie mam. Rodzice nie żyją, a z dalekimi krewnymi nie utrzymuję kontaktów. Z kolegami też znajomość się urwała, gdy wyjechałem z Warszawy.
– Ale moglibyśmy tam kiedyś pojechać.
– Po co? Nic mnie tam nie ciągnie. Wyjechałem po to, żeby rozpocząć nowe życie.
– O żonie też mi nie mówisz.
– A co mam mówić? Po prostu nam nie wyszło.
– Nawet we Wszystkich Świętych nie chcesz zabrać mnie na grób rodziców.
– Przecież masz do odwiedzenia swoje groby. – Westchnął. – Mika, nie chcę się kłócić. Jutro muszę rano wstać, czeka mnie dużo pracy.
Monika nie mogła zasnąć. Marcin już od dawna pochrapywał, a ona wciąż przewracała się z boku na bok. Niepotrzebnie sprowokowała tę sprzeczkę. To wszystko dlatego, że wciąż nie była pewna swojego szczęścia. Nadal nie mogła uwierzyć, że jej życie nieoczekiwanie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni i zniknął niefart, który jej od lat towarzyszył. Nie powinna narzekać. Wcale nie była pechowa, wprost przeciwnie, była prawdziwą szczęściarą. Miała dwójkę zdrowych dzieci, które nie sprawiały problemów wychowawczych, a to, że mąż ją porzucił i musiała przez kilka lat sama borykać się z życiem, teraz przestało już być aktualne.
Powieści obyczajowe, kryminały, thrilleryWciągające i niebanalneZaczytaj się!
www.prozami.pl
Księgarnia wysyłkowawww.literaturainspiruje.pl