Oczy Adrianny - Danka Braun - ebook + audiobook + książka

Oczy Adrianny ebook i audiobook

Braun Danka

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Dwie siostry, Karolina i Adrianna, są niczym ogień i woda. Obydwie już od czasów szkoły kochają się w tym samym chłopaku – Mateuszu. Adrianna ma tę przewagę, że jest miła, układna i świetnie się uczy, dzięki czemu zdobywa serce wybranka. Tuż przed ślubem dochodzi jednak do tragedii – na skutek wypadku samochodowego dziewczyna traci wzrok, a co za tym idzie – wymarzony zawód stomatologa. Traci też ukochanego, który pod presją matki zrywa narzeczeństwo.

Adrianna, przeżywając załamanie nerwowe, zamierza popełnić samobójstwo, na szczęście przeszkadza jej w tym Karolina. Mija sześć lat. Ada próbuje na nowo zbudować życie. Uczy się samodzielnie funkcjonować, podejmuje pracę masażystki, studiuje psychologię i poznaje nowych przyjaciół. Jednym z nich jest Patryk. Pewnego dnia na jej drodze ponownie pojawia się Mateusz…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 515

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 52 min

Lektor: Magdalena Emilianowicz
Oceny
4,6 (308 ocen)
222
69
7
8
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Zizu23

Nie oderwiesz się od lektury

Ciekawa, ale audiobook kończy się w trakcie toczonego śledztwa. Brakuje części rozdziałów.
MalgorzataGlowacz

Nie oderwiesz się od lektury

uwielbiam książki tej autorki
20
grazyna2525

Nie oderwiesz się od lektury

Jak ocenić audiobook bez zakończenia, braku rozdziałów.
00
Lewan86

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
00
Oxfordczyk

Nie oderwiesz się od lektury

Znakomita lektura. Bardzo dobra lektorka. Tylko audiobook do niczego. Kończy się na 9 rozdziale.
00

Popularność




Copyright © 2021 by Grupa Wydawnicza Literatura Inspiruje Sp. z o.o. 
Wszelkie prawa zastrzeżoneAll rights reserved Książka ani żadna jej część nie mogą być publikowane ani w jakikolwiek inny sposób powielane w formie elektronicznej oraz mechanicznej bez zgody wydawcy.
Redakcja: Sylwia Drożdżyk-Reszka
Korekta: Agnieszka Brach, Justyna Jakubczyk
Projekt graficzny okładki: Marta Grabowska
Zdjęcie na okładce: Copyright © CoffeeAndMilk (stock.adobe.com)
Skład: Justyna Jakubczyk
ISBN 978-83-66473-41-6
Słupsk/Warszawa 2021
Wydawnictwo Prozamizamowienia@literaturainspiruje.plwww.prozami.plwww.literaturainspiruje.pl
Konwersja: eLitera s.c.

Dla moich Synowych, Magdy i Anetki –

bardzo się cieszę, że oprócz dwóch synówmam jeszcze dwie córki.

PROLOG

Drzwi otworzył kilkuletni ciemnowłosy chłopiec. Olga Kostecka i towarzyszący jej mężczyzna weszli do środka.

– Tata kazał mi otworzyć, bo teraz jest zajęty, bo musi zmienić pieluchę Miruni, bo zrobiła kupę – powiedział malec. – A Nela mu pomaga.

Olga uśmiechnęła się do niego.

– A gdzie jest twoja mama, Adasiu?

– Poszła do sklepu, żeby tata znowu nie nakupował jakichś pierdół.

– To pierdoły się kupuje?

– Starsza babcia mówi, że tata kupuje pierdoły zamiast potrzebne rzeczy – odparł chłopczyk. – Mam was zaprowadzić do gabinetu taty.

Olga wraz z towarzyszącym jej mężczyzną ruszyli za chłopcem.

– Czy trafiliśmy pod dobry adres? – zapytał szeptem Olgę mężczyzna. – Detektyw zmieniający pieluchy?

– Ręczę za profesjonalizm Mirka – odparła równie cicho.

Usiedli w fotelach, a chłopczyk za biurkiem. W tym momencie do pokoju wszedł przystojny wysoki trzydziestokilkulatek z ciemnymi bujnymi włosami i równie bujną brodą.

– Witam, ciociu. – Pocałował kobietę w policzek, a do mężczyzny wyciągnął rękę na powitanie. – Mirek Filer.

Nie był spokrewniony z kobietą, koleżanką jego matki, ale zwyczaj z czasów dzieciństwa tytułowania jej w ten sposób pozostał do dziś.

– Przepraszam, że musieliście czekać, ale moja młodsza córka nie ma wyczucia i zawsze sprawia mi niemiłą niespodziankę, gdy żony nie ma w domu. A ty zmykaj, smyku – zwrócił się do syna. – Ile razy ci mówiłem, że nie wolno ci siadać za biurkiem?

– Tatusiu, powiedziałeś, że mam cię zastępować.

– Dobrze, już dobrze – Mirek Filer machnął ręką. – Idź pomagać Neli, bez ciebie nie da sobie rady.

Chłopczyk westchnął i z ociąganiem ruszył ku drzwiom.

– Trudno. Mus to mus – powiedział i odwrócił się do ojca. – Ale kupy już nie ma w pampersie? Bo nie będę sprzątał po tej smarkuli.

– Nie ma. Pamiętaj, że po tobie też ktoś sprzątał. A tak w ogóle, to kiedy po niej sprzątałeś? – odparł Filer.

– Dwa razy zanosiłem do kosza jej pieluchę z sikami. Ale pieluchy z kupą nigdy nie wezmę do rąk.

– Idź wreszcie – mruknął Mirek, po czym zwrócił się do gości: – Słucham, ciociu, co was do mnie sprowadza?

– Mirku, wiem, że zawiesiłeś już agencję detektywistyczną i prowadzisz teraz dom starców, ale potrzebujemy dobrego detektywa.

– Muszę znaleźć człowieka, który usiłował zabić mojego syna – włączył się do rozmowy mężczyzna.

– Hmm, czyż od tego nie jest policja?

– Policja?! – parsknął gniewnie gość. – Oni mają nas w dupie. Oślepiono mojego syna, podając mu alkohol metylowy, ale dla policji to znikoma szkodliwość społeczna. – Mężczyzna zacisnął zęby. – To moje jedyne dziecko – powiedział z trudem. – Nawet pan się nie domyśla, jak straszne dla ojca jest patrzeć na cierpienie własnego dziecka. Czy pan zdaje sobie sprawę, co oznacza dla młodego mężczyzny zostać ślepcem?! On nie skończył nawet trzydziestu lat. Miał przed sobą całe życie! A jakiś drań mu to odebrał.

Filer odchrząknął w pięść.

– W takim razie proszę mi opowiedzieć wszystko od początku. W jaki sposób doszło do tego, że pański syn stał się niewidomy?

CZĘŚĆ PIERWSZA

Rozdział 1

Karolina

Nie wiem, kiedy zaczęłam nienawidzić mojej siostry. Może już od dnia jej narodzin?

Przez trzy lata byłam jedynaczką i bardzo mi to pasowało. Nie pamiętam wiele z wczesnego dzieciństwa, jedynie to, że nie pozwalano mi się bawić jej zabawkami. Jej grzechotkami, pozytywką i smoczkiem. Byłam tym oburzona. Jak to nie wolno?! Dotąd miałam monopol na wszystkie zabawki, jakie pojawiały się w naszym domu, nawet te, które należały do innych dzieci. Ciotki wolały oddać mi samochodzik lub lalkę należące do ich pociech i kupić im nowe, niż słuchać moich zaborczych wrzasków. Na protesty swoich dzieciaków odpowiadały zawsze tak samo: „Kochanie, ustąp Karolince, ona jest młodsza od ciebie”. Niebawem ciocie szybko zmądrzały i gdy zamierzały nas odwiedzić, nie pozwalały swoim dzieciom przynosić ze sobą żadnych zabawek.

Aż tu nagle w naszym domu pojawił się ktoś młodszy ode mnie. Teraz ja słyszałam: „Karolinko, ustąp siostrzyczce, ona jest taka mała”. Była nie tylko mała, lecz także chorowita. Pierwszy antybiotyk zaaplikowano jej w czternastej dobie życia. Rodzice obchodzili się z nią jak z jajkiem. Z jajem Fabergé! Czymś najcenniejszym na świecie. Trzęśli się nad nią, podziwiali ją i chwalili. Jaka to ładna, miła i mądra. Mnie natomiast traktowano jak niezbyt udany zakup, nabyty po przecenie.

Może nie byłam tak mądra ani tak miła jak siostra, ale na pewno nie byłam od niej brzydsza. Na dyskotekach i zabawach to ja pierwsza rzucałam się chłopakom w oczy. To za mną oglądali się na ulicy, nie za nią. Dlatego nie rozumiałam, dlaczego to ona bardziej ode mnie się wszystkim podobała. Wystarczyło, że powiedziała kilka słów, że się kretyńsko uśmiechnęła, i od razu na nią przenoszono uwagę. Tak było na wszelkich imprezach, na które brałam ją – na prośbę rodziców – ze sobą. Kiedy ma się osiemnaście lat, młodsza o trzy lata siostra jest jak balast, smarkula, którą trzeba się opiekować. Dlatego bardzo mnie dziwiło i złościło, że chłopcy uważają inaczej. Chociaż specjalnie podkreślałam jej wiek, wcale im to nie przeszkadzało i prosili ją do tańca. Zorientowawszy się, że ta gówniara staje się dla mnie konkurencją, przestałam zabierać ją ze sobą.

Niestety pewnego dnia o tym zapomniałam i... zniszczyło mi to życie. Wtedy, w klasie maturalnej, tak właśnie uważałam.

Moją pierwszą i największa miłością był Mateusz Szulc. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia, gdy wpadłam na niego przy wejściu do szkoły. Był pierwszy września i po raz pierwszy jako licealistka przekroczyłam próg Liceum Ogólnokształcącego nr VIII, popularnie zwanego „ósemką”. Na uroczyste rozpoczęcie roku szkolnego przybyłam sama, bo tata pracował w Anglii, a mama sterczała w przychodni z Adą, czekając na lekarza. Nie przeszkadzało mi, że nikt mi nie towarzyszył; miałam przecież skończone szesnaście lat, a z natury byłam rezolutną i zaradną dziewczyną – w przeciwieństwie do mojej mniej zaradnej siostrzyczki. Wtedy jednak czułam się trochę onieśmielona nową szkołą. Nikogo tu nie znałam i dodatkowo spóźniłam się piętnaście minut, bo autobus nie dojechał na czas.

– Niedobrze. Spóźniliśmy się na apel – powiedziałam zaniepokojona do wysokiego chłopaka.

– I co z tego? Przecież nie wytargają nas za uszy. Chłosta w polskich szkołach również jest zabroniona – zauważył. Spojrzał na mnie. – Ty też pierwszoklasistka?

– Tak.

– Która klasa?

– Pierwsza D.

– To tak jak ja.

– To co robimy? Idziemy na apel czy na pierwsze wagary? – zapytałam.

Spojrzał na mnie i się uśmiechnął.

– Wolę wagary – odpowiedział.

Poszliśmy na rynek. Była to moja najpiękniejsza inauguracja roku szkolnego. I najprzystojniejszy chłopak, jakiego poznałam. Wysoki, niebieskooki, z jasną czupryną i twarzą opaloną na złocisty brąz. Przypominał mi młodego Roberta Redforda. Dowcipny, inteligentny, uroczy – idealny obiekt do zakochania. No i się zakochałam. Po raz pierwszy i chyba ostatni. Nigdy później żaden mężczyzna nie zapadł mi w pamięć i serce jak tamtego dnia Mateusz Szulc.

Niestety następny dzień rozwiał moje romantyczne marzenia. Wymarzony chłopak przestał mnie zauważać, bo jego kumple i kumpelki, których znał jeszcze z gimnazjum, wciągnęli go w swoje grono, a ja stałam się dla Mateusza tylko jedną z wielu dziewczyn z klasy. Wkrótce się okazało, że wśród koleżanek jest taka, która zajmowała nie tylko sąsiednie miejsce w ławce, lecz także jego serce. Z mojej piątej ławki przy drzwiach obserwowałam, jak w trzeciej ławce pod oknem kwitła ich miłość, podobnie jak szóstki w klasowym dzienniku, bo oboje należeli do szkolnych prymusów. Oboje również mieli takie same plany na przyszłość – stomatologię. Rodzice Mateusza już w kołysce wybrali synowi zawód. Doktor Włodzimierz Szulc był najlepszym w Krakowie ekspertem od wyrywania zębów, a jego żona Flora Szulc – najdroższą ortodontką. On wyrywał niepotrzebne trzonowce, żeby jego małżonka mogła pacjentom prostować pozostałe zdrowe. Szulcowie mieli prosperującą przychodnię stomatologiczną, która potrzebowała nowych dentystów. Dlatego los zawodowy Mateusza był przesądzony – tak jak przyszłość jego dziewczyny.

Przez dwa lata podziwiałam pięknego Mateusza i z wyjącym z bólu oraz zazdrości sercem złorzeczyłam paskudnej Malwinie. Nocami modliłam się o cud, żeby ze sobą zerwali. Moje modlitwy musiały mieć sprawczą moc, bo na początku trzeciej klasy drogi Mateusza i Malwiny nieoczekiwanie się rozeszły. Nadzieja zapukała w moje serce obolałe z miłości. Może wreszcie Mateusz ponownie mnie zauważy?

Zawsze zaliczano mnie do grona najładniejszych dziewczyn – nie tylko w klasie, lecz także w szkole. Nie byłam anonimowa, wszyscy w ósemce wiedzieli, która to Karolina Wysocka. Wyróżniałam się nie dobrymi ocenami, ale niezłą aparycją i tupetem. Nie bałam się nauczycieli, śmiało walczyłam o swoje prawa. Farbowałam włosy, malowałam oczy i paznokcie, a moje spódniczki i bluzki zawsze były przykrótkie. Podobałam się chłopakom, ale z żadnym z nich nie umawiałam się na randki, bo moje myśli były zajęte Mateuszem. Później często zastanawiałam się nad przyczyną tej obsesji na jego punkcie. Czy rzeczywiście była to miłość? A może ją sobie tylko wmówiłam? Może urzekła mnie w nim jego nieosiągalność? To, że mnie ignorował?

Mateusz po zerwaniu z Malwiną zaczął spotykać się z innymi dziewczynami, ale ja nadal byłam dla niego niewidzialna. Tak było aż do osiemnastki kolegi z klasy, Darka. Zorganizował swoje urodziny na miasteczku studenckim, w klubie Zaścianek. Przyszła cała nasza klasa, byli też inni znajomi jubilata. Pojawił się również Mateusz – sam. Chyba moja czarna sukienka o mikroskopijnych rozmiarach zrobiła na nim wrażenie, bo poprosił mnie do tańca. A potem znowu i znowu. Później usiadł obok mnie i zabawiał rozmową. Nadal byliśmy uczniami, ale barmanowi to nie przeszkadzało, żeby serwować nam wódkę. Pili wszyscy oprócz Mateusza, który przyjechał astrą kupioną mu przez ojca na osiemnastkę. Urodził się w styczniu, dlatego urodziny obchodził już w drugiej klasie. Niestety nie miałam przyjemności być na nie zaproszona, bo wtedy w jego życiu była jeszcze Malwina. Teraz do Zaścianka przyszła z jakimś nieznajomym chłopakiem. Przypuszczam, że właśnie ten jej towarzysz spowodował, że Mateusz nagle się mną zainteresował – prawdopodobnie chciał pokazać Malwinie, że stać go na najładniejszą dziewczynę w klubie, za jaką okrzyknięto mnie tego wieczoru.

Oczywiście Mateusz nie domyślał się, że od dwóch lat byłam w nim zakochana, a ja nie byłam aż taką idiotką, żeby mu to uświadamiać. Zawsze udawałam dziewczynę na luzie, która zmienia chłopaków jak rękawiczki, sypie mocnymi kawałami i lubi alkohol. Tymczasem była to jedynie maska. Przez myśl mu nawet nie przeleciało, że jego pocałunki były pierwszymi, jakie zaliczyłam w swoim życiu. Moje zachowanie w samochodzie, gdy odwoził mnie do domu, tylko potwierdziło jego domysły. Byłam wyluzowana, nieskromna i bardzo napalona. W dodatku alkohol spotęgował moje romantyczne wizje – przecież przez dwa lata nie marzyłam o niczym innym niż o takim dniu. Jedynym powodem tego, że wtedy nie oddałam się Mateuszowi w jego aucie, były światła samochodu ojca, który właśnie nadjechał. Cóż, na widok ojca musiałam się pożegnać i grzecznie wrócić do domu.

Dwa dni później, gdy się ponownie spotkaliśmy w szkole, z rozczarowaniem zauważyłam, że Mateusz traktuje mnie tak, jakby w sobotę nic między nami się nie wydarzyło.

– Cześć – powiedział i ponownie utkwił wzrok w książce do biologii.

– Uczysz się?

– Przecież za chwilę piszemy sprawdzian.

– O holender! Całkiem zapomniałam! – zawołałam z przejęciem, chociaż wcale mnie to nie obchodziło. Zmartwiła mnie bardziej jego obojętność. A jeszcze mocniej zdenerwowały jego pilność i zafascynowanie przewodem pokarmowym żaby.

Mateusz zawsze był prymusem, mimo to nie odstawał od innych chłopaków. Wszyscy go lubili i nie traktowali go jak kujona. Moja średnia niestety oscylowała wokół „dopów”. Nie byłam ani zbyt zdolna, ani zbyt ambitna – w przeciwieństwie do mojej siostrzyczki Ady. Naukę zawsze traktowałam jak zło konieczne. Wiedziałam, że muszę zdać maturę i zaliczyć jakieś studia, bo inaczej rodzice nie daliby mi żyć. Teraz postanowiłam wykorzystać swoje nieuctwo i poprosić Mateusza o korepetycje z matmy. W biochemie znalazłam się tylko dlatego, że rodzice zawsze marzyli o lekarce w swojej rodzinie. Moje dwóje i jedynki szybko jednak zdarły im z oczu zasłonę. Chociaż byłam słaba z chemii, fizyki i matematyki, nie przeniosłam się do klasy o innym profilu ze względu na Mateusza.

Łaskawie zgodził się pomóc mi w rozwiązywaniu zadań. Umówiliśmy się w moim domu w najbliższy sobotni wieczór. Rodzice z Adą zamierzali iść do kina, a ja miałam się uczyć do klasówki.

Dochodziła dwudziesta, dziesięć przerobionych zadań było już za nami, gdy zaproponowałam w nauce małą przerwę. Wyciągnęłam z szafki dwa kieliszki i wino kupione na tę okazję.

– Nie mogę pić, bo jestem samochodem – zastrzegł.

– Ale ja się napiję. – Wzruszyłam ramionami.

Kupiłam czerwoną kadarkę, żeby się nieco rozluźnić, ponieważ zaplanowałam kontynuację tego, w czym przeszkodził nam ojciec.

– A ja poproszę wodę mineralną. I jeszcze jedną kawę – mruknął Mateusz.

Przyniosłam tacę załadowaną talerzykami i szklankami. Postawiłam na niskim stoliku paterę ze świeżo upieczoną przez mamę szarlotką i usiadłam na kanapie obok Mateusza. Po pierwszym kieliszku wina przybliżyłam się do niego, żeby nasze uda się zetknęły. Po drugim chwyciłam go za rękę, a po trzecim zaczęłam całować. Nie zaprotestował, a po chwili nawet przejął dowodzenie. Wiedziałam, że za moment nastąpi to, do czego od kilku lat przygotowywała mnie matka natura. Miałam stać się kobietą i miał tego dokonać ktoś, kogo w marzeniach od dawna obsadziłam w tej roli.

Niestety okazało się, że dalej muszę być dziewicą. Kiedy Mateusz rozpinał spodnie, do naszych uszu doleciał trzask drzwi wejściowych, anonsujący wejście intruza. Błyskawicznie odsunęliśmy się od siebie. On zapiął rozporek i przygładził włosy, a ja szybko schowałam kieliszki i butelkę.

Po chwili do pokoju wpadła moja siostra.

– Do jasnej cholery, dlaczego nie pukasz do drzwi? – warknęłam.

– Przepraszam, nie wiedziałam, że nie jesteś sama – powiedziała ze skruchą. – Dzień dobry. – Uśmiechnęła się do Mateusza. – Już znikam. Jeszcze raz przepraszam.

– Nie musisz przepraszać – odparł Mateusz. – Właśnie skończyliśmy rozwiązywać zadania z matematyki. – Poderwał się z kanapy i wyciągnął rękę. – Jestem Mateusz, kolega Karoliny z klasy.

– Adrianna, siostra Karoliny.

– Usiądź z nami – zaproponował.

No, czegoś takiego się nie spodziewałam.

– Nie chcę przeszkadzać – zastrzegła obłudnie moja siostrunia.

– Ależ nie przeszkadzasz! – zaprzeczył gwałtownie Mateusz.

– Dlaczego nie jesteś w kinie? – zapytałam, nie starając się ukryć wściekłości.

– Nie było biletów, a potem zadzwonili znajomi rodziców i zaprosili ich do siebie. Tato odwiózł mnie do domu, bo nie chcieli, żebym im przeszkadzała.

A tak to przeszkadzasz mnie – mruknęłam w duchu.

– Chyba nie chodzisz do naszego liceum, bo na pewno bym cię zauważył – powiedział Mateusz, uśmiechając się do Ady.

– Ada jest jeszcze gimnazjalistką – odparłam za nią, akcentując ostatnie słowo.

– Ach tak – powiedział Mateusz, chyba trochę zawiedziony. – Wyglądasz na starszą. W której jesteś klasie?

– W ostatniej. W przyszłym roku idę do liceum. Też do ósemki.

– Jaki profil wybierzesz?

– Tak jak wy, biochem. Zamierzam iść na medycynę.

– Ja wybieram się na stomatologię – powiedział z uśmiechem Mateusz.

– A ja idę na lekarski.

– Nigdzie jeszcze nie idziesz – warknęłam. – Najpierw musisz dostać się do liceum i zdać maturę, gówniaro. – Znowu podkreśliłam wyraźnie ostatnie słowo.

Wtedy, w tamtą sobotę, byłam jedynie wściekła na moją siostrę. Zaczęłam ją nienawidzić dwa tygodnie później, gdy ujrzałam, jak wysiada z samochodu Mateusza.

– Cześć, Karola. Mateusz był tak miły i odwiózł mnie do domu – powiedziała z niewinnym uśmiechem.

– Taak? Gdzie się spotkaliście?

– Akurat przejeżdżałem koło jej szkoły – dopowiedział szybko mój kolega.

– Mateusz, może wstąpisz na chwilę? – Chciałam wierzyć, że był to tylko przypadek.

– Nie, nie mam czasu, muszę się uczyć do jutrzejszej klasówki z fizy.

– Może więc pouczymy się razem?

– Przepraszam cię, Karolina, ale obiecałem mamie, że pomogę jej w zakupach. Czeka już na mnie. – Uśmiechnął się, patrząc na Adę. – Cześć, dziewczyny!

Nie wiedziałam, czy po tamtym dniu Ada i Mateusz spotykali się ze sobą, ale zauważyłam jej coraz późniejsze powroty ze szkoły, które tłumaczyła zajęciami pozalekcyjnymi.

Bomba wybuchła, gdy pewnego dnia Ada oświadczyła mamie, nie patrząc mi w oczy, że została zaproszona na studniówkę. A zapraszającym był MATEUSZ!

– Gdzie ma się odbyć ta studniówka? – zapytała mama. Wtedy jeszcze bale maturalne organizowano w szkołach, nie tak jak teraz w restauracjach. – Co to za chłopak ten Mateusz? Gdzie go poznałaś?

– To kolega z klasy Karoliny. Był raz u nas, gdy pomagał Karolinie przy zadaniach z matematyki.

Mama spojrzała na mnie, czekając na wyjaśnienia.

– Kiedy to było?

– Wtedy, gdy nie udało nam się kupić biletów na film, a wy poszliście do znajomych – odpowiedziała za mnie Ada.

– Karola, co to za chłopak? Jak się nazywa?

– Mateusz Szulc – odezwała się znowu za mnie Ada.

– Ach, to ten najlepszy uczeń z waszej klasy! – Mama momentalnie się uspokoiła. Już nie interesowały jej moje informacje na temat faceta, z którym Ada miała tańczyć studniówkowego poloneza. – Nauczyciele bardzo go chwalą. Leczyłam kanałowo czwórkę u jego ojca. Jest drogi, ale dobry. – Mama była cała w skowronkach. – A ty, Karola, zdecydowałaś się wreszcie, z kim pójdziesz na studniówkę?

Jeszcze tego nie wiedziałam, wciąż licząc, że zaprosi mnie Mateusz.

– Mamo, nie wiem, czy to właściwe, żeby gimnazjalistka brała udział w imprezie dla maturzystów – zauważyłam, z trudem hamując gniew, który niczym tsunami zalał mnie od środka.

Mama na chwilę się zawahała, a ja ucieszyłam. Ale tylko przez chwilę.

– Gdyby to był inny chłopak, to może bym miała jakieś opory, ale skoro to Mateusz...

Przez całą noc nie zmrużyłam oka. To okropne patrzeć, jak twoje marzenia spełniają się innym.

Znienawidziłam moją siostrę. Nienawidziłam jej każdą komórką swojego ciała, ale najgorsze było to, że nie mogłam podzielić się ze światem swoją nienawiścią. Wszystkie złe emocje wrzały we mnie, męczyły w nocy i prześladowały w dzień. Na zewnątrz starałam się przybrać maskę obojętności; za żadne skarby nie przyznałabym się, że przeżywam miłosny dramat. Udawałam kochającą siostrę, opiekuńczą i troskliwą, tymczasem w środku trawiła mnie nienawiść. Nie mogłam ścierpieć Ady, jej miny dobrotliwego aniołka i anielskiego głosiku. I nie mogłam zrozumieć, co takiego widzi Mateusz w tej nieopierzonej smarkuli.

Dotąd traktowałam Adę jak dziecko, którym trzeba się opiekować, bo tego życzą sobie rodzice. Nigdy nie było między nami siostrzanej zażyłości, żadnych zwierzeń, wspólnych planów ani babskich pogaduszek. W moich oczach była gówniarą, przez którą ograniczano mi wolność i okradano mnie z wielu życiowych przyjemności. Musiałam odbierać ją ze szkoły i podawać leki, kiedy była chora. Musiałam się z nią bawić lalkami lub grać w chińczyka i warcaby. Chociaż nigdy otwarcie się nie zbuntowałam, to w duchu przeklinałam rodzicielski zamysł ich ponownej prokreacji. Od wczesnego dzieciństwa zadawałam sobie retoryczne pytanie: po co starzy zafundowali sobie drugiego dzieciaka, jeśli mieli mnie?! Tak wspaniale być jedynaczką! Jedynym obiektem uwagi i troski rodziców. Bardzo mi tego brakowało. Prawdopodobnie przez to, że zawsze byłam zaradna, samodzielna i zdrowa jak rydz, rodzice traktowali mnie jak dużo starszą, niż byłam. Trzy lata różnicy to niekiedy TYLKO, a czasami AŻ trzy lata.

Po dłuższym namyśle i kilku nieprzespanych nocach postanowiłam nie iść na studniówkę. Ogłosiłam to rodzicom przy niedzielnym obiedzie.

– Dlaczego?! – zapytali chórem z Adą.

– Bo nie.

– Córuś, studniówkę ma się tylko raz w życiu – powiedział ojciec. – Kiedyś będziesz tego żałować.

– Czego mam niby żałować? Że nazajutrz nie będę miała kaca?

– Przecież na studniówce nie podają alkoholu. – Ada zrobiła zdziwioną minę. Ojciec i mama tylko odchrząknęli, bo pamiętali własną imprezę.

– Nie podają na stół, ale w szatniach można się upić już od samego alkoholowego odoru. Jesteś za smarkata na takie imprezy. Do wszystkiego trzeba dorosnąć, do studniówki też – powiedziałam. – Naiwne gimnazjalistki powinny siedzieć w domu i uczyć się do testów egzaminacyjnych. Hmm, tak samo jak licealiści w maturalnej klasie.

– Nie opowiadaj, że będziesz się uczyć do matury, gdy cała wasza klasy będzie się bawić! – sarknął tata. – Dlaczego nie uczysz się w pozostałe dni, na przykład teraz, tylko zamierzasz robić to w karnawałową sobotę? Wczoraj i dziś nawet nie zajrzałaś do książek.

Wiadomość, że nie pójdę na studniówkę, najbardziej zasmuciła Adę. No bo jak to będzie wyglądać, że maturzystka siedzi w domu, a siostra gimnazjalistka bawi się na studniówce?! Jej rozczarowana mina jeszcze bardziej mnie upewniła w tym, że podjęta przeze mnie decyzja była słuszna.

– Karola, nie wypada, żeby Ada poszła na twoją studniówkę, gdy ciebie tam nie będzie.

Właśnie o to mi chodzi, kochana mamusiu – mruknęłam w duchu.

– Powiedz nam prawdę, dlaczego nie chcesz iść? Tylko nie wciskaj kitu – zastrzegł ojciec, mrużąc podejrzliwie oczy. – Czy chodzi o chłopaka? – Nie był głupi. – Czy może jest nim...

– Dobrze, pójdę! – przerwałam mu w pół zdania. – Cholera jasna, do wszystkiego mnie zmuszacie! Wbrew sobie muszę iść na tę głupią studniówkę, żeby niańczyć waszą ukochaną córeczkę! Mnie zawsze mieliście w dupie. Dla was liczy się jedynie Ada – zaprotestowałam po raz pierwszy w życiu.

Rodzice rozdziawili usta. Patrzyli na mnie, jakbym na ich oczach bez ostrzeżenia przeobraziła się w wiedźmę. Pokój wypełniła cisza. Słychać było jedynie pochlipywanie Ady. Wręcz słyszałam, jak jej łzy kapią do zupy pomidorowej.

Pierwsza odezwała się mama.

– Karolinko, jak ty się wyrażasz? – Ot, cała mama! Zauważyła tylko niewinne przekleństwa. Na słowo „kurwa” chyba by zemdlała.

Wstałam gwałtownie od stołu i pobiegłam do swojego pokoju. Po chwili wszedł tam również ojciec, dokładnie zamykając za sobą drzwi. Usiadł na krześle stojącym przy biurku.

– Córuś, mylisz się, myśląc, że ciebie nie kochamy. Kochamy was jednakowo. Rzeczywiście może trochę więcej uwagi poświęcamy twojej siostrze, ale to dlatego, że jest młodsza i bardziej chorowita. Bardziej delikatna. Ty na pewno dasz sobie radę w życiu. Jesteś zaradna i przebojowa. Ona natomiast...

Ona natomiast odbiła mi chłopaka! Ta młodsza, chorowita i delikatna osóbka... Nie powiedziałam tego na głos, ale ojciec chyba się domyślił.

– Zależy ci na tym Mateuszu? – zapytał.

– Coo?! Zwariowałeś, tato?! – Musiałam odegrać dobrze tę rolę, bo nigdy nie dopuściłabym do tego, żeby ktoś domyślił się prawdy. – Ten kujon miałby mi się podobać?! Przecież on nie wystawia nosa spoza książek.

Informacje o piątkach i szóstkach Mateusza na pewno dotarły do uszu ojca z pełnych zachwytu ust mamy.

– Nienawidzę kujonów. – To częściowo było prawdą. – On i Ada pasują do siebie. Nie chciałam iść na tę głupią studniówkę, bo nie miałam ochoty brać udziału w tej całej żenadzie. Długie suknie, polonez, a pod sufitem sali gimnastycznej siatka maskująca. Ale pójdę, niech Ada się dobrze bawi. – Ozdobiłam usta niewinnym uśmiechem.

Chyba uśpiłam czujność ojca, bo już nigdy więcej nie podejrzewał mnie o miłość do Mateusza.

Poszłam na studniówkę. Na partnera wybrałam kolegę mojego kuzyna, który już wcześniej smalił do mnie cholewki. Był głupi jak one, ale bardzo przystojny. Nakazałam mu nie odzywać się przy stole.

Nie powiem, bardzo wyróżniałam się na tle innych uczennic, ponieważ byłam jedyną dziewczyną ubraną w miniówę – pozostałe przedstawicielki płci nadobnej, w tym nauczycielki, były obleczone od stóp do głów w dostojną czerń.

Moja siostra również zamiatała podłogę swoją wieczorową szatą. Sukienkę wybierały razem z mamą i efekt był taki, że Ada wyglądała jak stara malutka. Suknia bez rękawów, bez dekoltu (to znaczy z dekoltem w łódkę), z rękawiczkami za łokieć prezentowała się bardzo nobliwie. Jedynie wysokie rozcięcie z boku zalatywało co nieco kokieterią, ale prawdopodobnie chodziło raczej o wygodę w poruszaniu niż wabienie mężczyzn. Żeby dodać sobie szyku (i lat), włosy upięła we francuski kok. Po raz pierwszy w życiu założyła szpilki, zrobiła makijaż i manicure. Wszystkie te zabiegi spowodowały, że niespełna szesnastolatka przeobraziła się w pełną trzydziestkę. Natomiast ja wyglądałam jak stuprocentowa dziewiętnastolatka – długie włosy ufarbowane na blond, mała czarna z dekoltem do pasa i niebotyczne obcasy. W każdym razie osiągnęłam zamierzony efekt, czyli przyciągałam samcze oczy (nawet nauczycielskie) jak czarna dziura materię.

Mateusz przyjechał po Adę taksówką. Ku mojej rozpaczy mój partner, chcąc zaoszczędzić parę groszy, zapytał Mateusza, czy zabierze nas ze sobą. Studniówka jeszcze się nie zaczęła, a już żałowałam, że wezmę w niej udział.

Przy stole posadzono nas obok siebie. Byłam zmuszona patrzeć na maślane oczy mojej miłości utkwione w maślanych oczach mojej siostry. Patrzeć, jak szepczą sobie coś do ucha, jak się obejmują i przytulają. Siedem godzin prawdziwej gehenny. Francuski kok Ady prawdopodobnie nie wzbudził zachwytu Mateusza, bo wkrótce kasztanowe włosy siostry rozsypały się na jej plecy. Teraz oczy Mateusza zrobiły się jeszcze bardziej maślane.

Od studniówki Mateusz stał się częstym gościem w naszym domu i oficjalnym chłopakiem Adrianny.

Czas płynął. Zdaliśmy maturę. Mateusz został studentem stomatologii, a Ada poszła do liceum. Lata mijały, ale ich miłość niestety nie przemijała. Tak jak moja do Mateusza. Spotykałam się z różnymi chłopakami, ale żaden z nich nie potrafił rozgrzać mi serca. Wciąż kochałam chłopaka mojej siostry. Nie dostawszy się ani na medycynę, ani na farmację, wylądowałam na Uniwersytecie Ekonomicznym na marketingu i zarządzaniu – kierunku, który dawał wykształcenie, a nie zawód. Byłam rozgoryczona niepowodzeniami w sferze edukacyjnej i uczuciowej. Nie zdobyłam zawodu, który bym lubiła, ani mężczyzny, którego bym pokochała. Wielka życiowa plajta. Porażka na całej linii.

Tymczasem moja siostra odnosiła same sukcesy. Była jedną z najlepszych studentek na swojej uczelni i narzeczoną fantastycznego faceta – przystojnego, inteligentnego i bogatego. Rodzice Mateusza zaakceptowali ją już po pierwszym spotkaniu. Szybko też przekonali Adę, że lepiej leczyć zęby niż gardło, płuca czy żołądek, bo zęby psują się szybciej niż inne części ciała. Dlatego Ada wybrała stomatologię, a nie medycynę. W epoce kapitalizmu piękny uśmiech to podstawa sukcesu, a NFZ ma w tej kwestii trochę inne zdanie i nie zapewnia szczęce polskiego obywatela należytej opieki. Żeby mieć ładne zęby, obywatel sam musi o to zadbać i zapłacić z własnej kieszeni. Dodatkowym argumentem jest to, że stomatolog nie potrzebuje tracić czasu na specjalizacje czy doktoraty i zaraz po studiach może zacząć zarabiać niezłe pieniądze. Tym bardziej, gdy dodatkowo wżenia się w rodzinę stomatologów.

Nasi rodzice też nie byli biedni. Tato pracował przez piętnaście lat w Anglii, a mama przez dwadzieścia prowadziła zakład fryzjerski. Wybudowali piękny dom, wykształcili córki i zapewnili im na przyszłość spore wiano. Do rodziny Szulców było im jednak daleko. Państwo Szulcowie wspaniałomyślnie przymknęli oczy na brak wykształcenia swoich przyszłych świekrów i na ich dużo skromniejsze apanaże. Najwyższym atutem wymazującym wszystkie niedoskonałości rodziny Wysockich była Adrianna – istota w pełni doskonała. Oczarowała Szulców milutkim świergotaniem, anielską buzią i ambitnymi planami zawodowymi. A gdy została studentką stomatologii, jeszcze bardziej się nad nią rozpływali. Chyba tylko nielicznym dziewczynom byłoby dane zaspokoić wysokie wymagania pani Flory. Bo to właśnie matka Mateusza była w ich domu osobą decyzyjną. To ona i jej rodzina wniosły pieniądze do małżeńskiego stadła na zakup domu, kliniki stomatologicznej i kilku samochodów. Ojciec Mateusza nie wywodził się z bogatej rodziny, nie miał zatem w tym związku zbyt dużo do gadania; musiał zgadzać się na wszystko, co zarządziła żona. Jeśli Flora wymyśliła, że pojadą na wczasy do Egiptu, to tam pojechali. Jeżeli postanowiła, że spędzą je w jakiejś polskiej pipidówce, to je tam spędzili. Kiedy zaakceptowała wybór swojego syna co do narzeczonej, mąż również to zaakceptował. Sam fakt, że przyjął nazwisko żony – bo jego, Smoluch, nie wzbudziło entuzjazmu u Szulców – świadczył o jego niskiej pozycji w rodzinie.

Państwo Szulcowie postanowili zaznajomić się z naszymi rodzicami, gdy Ada zaliczyła pierwszy rok stomatologii. Pierwsze dwa semestry są decydujące, czy student dalej będzie studentem. Kiedy Ada zdała wszystkie egzaminy na piątkę, i to przed terminem, rodzice Mateusza stwierdzili, że będą z niej ludzie... dokładniej mówiąc – dentyści. Zrobili u siebie w ogrodzie wystawne przyjęcie i zaprosili całą naszą czwórkę: rodziców, mnie i oczywiście Adę. Chcieli nam zaimponować przepychem domu, wystawnością dań i manierami rodem z królewskiego dworu. Chyba byli nieco rozczarowani naszą swobodą i bezpośredniością. Tato nie krył, że skończył zaledwie technikum mechaniczne, i to wieczorowo, a mama szkołę fryzjerską. Mimo to nie przynieśli Adze wstydu. Natomiast ja – tak. Założyłam tenisówki, dżinsy z dziurami i kusy top odsłaniający pępek ozdobiony kolczykiem z cyrkonią. Na blond włosach zrobiłam czarne pasemka. Czarne paznokcie i wyzywający makijaż pasowały do wyzywającej reszty. Lubię szokować. Niestety tato kazał mi zmyć czarną szminkę, dlatego efekt był połowiczny. W oczach pani Flory wzbudziłam jednak niemałe zgorszenie. Na pewno poczuła wielką ulgę, że jej syn za narzeczoną wziął sobie młodszą z sióstr Wysockich. Wtedy po raz pierwszy zrozumiałam, że nawet gdyby Mateusz wybrał mnie, a nie Adę, to i tak jego matka nigdy by mu nie pozwoliła ze mną się zadawać.

Po pierwszym spotkaniu były kolejne – raz u nich, raz u nas. Mnie do Szulców już nie zapraszano, ale z ich wizyt w naszym domu wyrobiłam sobie o nich zdanie. Matka Mateusza, której nie znosiłam, zawsze wywoływała u mnie postawę prowokacyjną, natomiast jej mąż wzbudzał tylko niesmak i politowanie.

Niestety negatywne wrażenie, jakie oni u mnie wywoływali, nijak nie wpływało na moje zauroczenie ich synem. Wciąż go kochałam. Nie udało mi się oszukać serca, ale oszukałam wszystkich wokół. Zarówno moi rodzice, jak i Ada uważali, że nie znosiłam Mateusza, ponieważ każda jego wizyta była przeze mnie odnotowywana kpiącym uśmiechem i sarkastycznym komentarzem. A przychodził do nas codziennie, co wzbudzało we mnie ambiwalentne doznania. Z jednej strony starałam się go unikać, a równocześnie moje oczy aż się rwały, żeby choć przez chwilkę na niego popatrzeć, a potem w nocy o nim śnić.

To uczucie ocierało się o obsesję – jeśli nią już nie było. Momentami zamierzałam nawet udać się po poradę do psychiatry, ale wciąż odkładałam to na później. Świadomość, że mam odkrywać duszę przed obcą osobą, ubierać w słowa myśli, pragnienia i emocje, była ponad moje siły. Bałam się mówić o tym głośno, a jeszcze bardziej się tego wstydziłam. Nikt by nie zrozumiał, nawet psychiatra i psycholog, że ładna, inteligentna i przedsiębiorcza dziewczyna biczuje się nieodwzajemnioną, moralnie niewłaściwą i wynaturzoną miłością. Widząc bezsens moich uczuć, sięgnęłam po jedyny dla mnie ratunek – wyjazd z Polski.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Wydawnictwo Prozami poleca

Danka Braun

Miłość, namiętność, pożądanie

Pasjonująca saga rodzinna!

Miłość, namiętność, erotyczny układ, uczuciowe wzloty i upadki. Czy pożądanie i romans mogą być podstawą głębokiego związku?

Historia zaczyna się w czasach, gdy półki sklepowe świeciły pustkami, a w kawiarniach podawano głównie winiak klubowy. Poznali się w klubie studenckim, ona – niedoświadczone brzydkie kaczątko, on – obiekt pożądania większości kobiet, syn bogatych rodziców, łaskawie pozwalał się jej wielbić. Pewnego dnia wyjechał.

Spotkali się po wielu latach na jej przyjęciu zaręczynowym. Czy mają szansę na związek?

W dalszych częściach sagi losy głównych bohaterów się splatają, pojawiają się nowe postacie i wydarzenia, które komplikują życie rodziny Orłowskich.

W cyklu znajdują się:

• Historia pewnego związku

• Historia pewnej niewierności

• Historia pewnego narzeczeństwa

• Historia pewnej rozwiązłości

• Historia pewnej zazdrości

Wszystkie części dostępne w księgarni wysyłkowejwww.literaturainspiruje.pl

Powieści obyczajowe oraz polska proza współczesna

www.prozami.pl