Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Nasza cywilizacja wie wszystko na temat okrucieństwa, jakie kryje się pod słowem „wojna”, a jednak żyjemy w złudnej bańce bezpieczeństwa, traktując ją jako wydarzenie z ciemnych kart historii, a nie realne zagrożenie.
Jednak czas pokoju jest chwilą pomiędzy wojnami. To książka dla każdego, kto jest świadomy historii oraz naszego geopolitycznego położenia i chce na własną rękę przygotować się do wojny. Naval daje gotowe wskazówki:
Jak rozpoznać, czy zagrożenie jest blisko?
Jak zaplanować i bezpiecznie przeprowadzić ewakuację?
Co zabrać ze sobą, a co zostawić?
Jak zabezpieczyć miejsce zamieszkania?
Co powinno się znaleźć w Twoim plecaku ewakuacyjnym?
Jakie umiejętności warto rozwijać, by zwiększyć szanse na przetrwanie?
Jak nie dać się zabić?
Jeśli los nie będzie łaskawy – jak przetrwać na łasce wroga?
Zadbaj o swoje bezpieczeństwo. Obserwuj sytuację na świecie. Dbaj o siebie i swoich bliskich. Bądź gotowy na każdy scenariusz.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 153
Wstęp
Pisząc tę książkę, miałem taką refleksję: jeśli ktoś nie chce być zmuszony do korzystania z tego poradnika, musi mądrze głosować, bo to politycy, a nie żołnierze wywołują wojny, chociaż to ci drudzy walczą. W walce statystycznie ginie dużo mniej żołnierzy niż cywili – to oni, choć nie walczą, najbardziej cierpią i najczęściej giną. Jeśli więc nie chcemy cierpieć na wojnie, nie głosujmy na tych, którzy mogą doprowadzić do wojennego cierpienia. Ekstremalny poradnik przetrwania to przestroga dla wyborców.
1. Wojna i antywojna
Daj nam, Boże, sto lat wojny i ani jednego dnia bitwy, teraz jednak nie ma innego wyjścia…
Te słowa powiedział hiszpański wódz markiz Ferrante Francesco d’Avalos di Pescara. Miało to miejsce na kilka godzin przed rozpoczęciem bitwy pod Pawią, 24 lutego 1525 roku. Czytam je jako żołnierz, pasjonat historii, broni, militariów oraz wojskowego szkolenia, który postrzega służbę w wojsku jako pasję i sposób na życie. My – ja i ludzie do mnie podobni – lubimy zapach prochu, zmęczenie zajęciami taktycznymi, poligonami, gdzie koła, gąsienice i wojskowe buty grzęzną w błocie, a widok munduru jest najbardziej elegancki. Czy jednak lubimy i tęsknimy za krwawymi bitwami?
Podczas działań zbrojnych, mając szczęście, można zostać zranionym, tylko czy kalectwo jest szczęściem, a nadany order uśmierzy ból? Chyba nie o to chodzi, by być inwalidą wojennym lub martwym bohaterem. Nie, nie uchylam się przed byciem w boju i braniem udziału w walce. Zresztą na wojnie spędziłem prawie cztery lata i chcę tylko przekazać, że nie jest ona niczym fajnym, choć mundur i całe to wojskowe szkolenie – już tak. Wiem, że to zawiłe, pokręcone, a nawet sprzeczne, ale taka właśnie jest wojna, w której rządzi chaos.
Nie raz w historii dało się słyszeć, że w imię pokoju musi toczyć się wojna albo że musi toczyć się wojna, by nie było wojny. To wydaje się szalone, ale w 2022 roku w ten właśnie sposób wypowiadają się rosyjscy politycy. Czytając moje rozważania, nie patrzcie na mnie jak na schizofrenika, który lubi mundur, zapach prochu i jednocześnie jest przeciwnikiem wojny (bo w rzeczywistości nim jestem). Uważam, że żołnierze, przede wszystkim ci, którzy zasmakowali wojny, po jej zakończeniu są najzagorzalszymi jej przeciwnikami, zaś politycy i fabrykanci – w moim przekonaniu – od wieków wywołują wojny i na nich ubijają swe interesy i zarabiają. Mój wojskowy pacyfizm mogę zdefiniować jako umiarkowane podejście do wojny: to tak jak z neutralnością, bycie neutralnym nie oznacza, że jest się bezbronnym, najlepszym przykładem jest tu Szwajcaria. W takich konfliktach najbardziej cierpią cywile, którzy z czasem też stają się żołnierzami i walczą, choć nie mają umiejętności i spora ich część szybko ginie. Dlatego, proszę, uważajmy, na kogo głosujemy podczas wyborów. Oddając głos na „idiotę”, możemy przyczynić się do wywołania wojny, bitew i zagłady naszego życia, na które tak często w czasie pokoju narzekamy.
Trening taktyczny operatorów GROM-u w Iraku, 2007 rok
Wracając do słów markiza di Pescary, myślę, że czuł to samo co ja i moi koledzy żołnierze. Żołnierze w trakcie pokoju stają się niepotrzebni i zbyt drodzy w utrzymaniu: redukuje się armię, przestaje dbać o żołnierza, a on staje się kimś na pokaz podczas musztry paradnej. To, że mogę pisać te słowa, zawdzięczam nie tylko panu generałowi Sławomirowi Petelickiemu, twórcy Jednostki Wojskowej GROM, ale i wydarzeniom z 11 września 2001 roku. W tym dniu runęły nowojorskie wieże World Trade Center, a świat musiał zmierzyć się z wojną inną niż dotychczasowe. W przeddzień tych wydarzeń polscy politycy i generałowie planowali rozwiązanie mojej jednostki. Byliśmy za drodzy, zbyt bezczelni podczas szkoleń, nieregulaminowi. Kto by uszanował to, że szkoli się żołnierza za kwotę, za którą można kupić czołg?! Ale przed inwazją na Irak i Afganistan Amerykanie, czyli najnowocześniejsza i najpotężniejsza armia świata, nie chcieli naszych czołgów, samolotów i armat – poprosili o wysoko wykwalifikowanych specjalistów z Jednostki Wojskowej GROM, którą pomagali stworzyć dziesięć lat wcześniej.
Więc to nie żart, że piszę o odpowiedzialnym głosowaniu, bo politycy szybko zapominają o tym, że w czasie pokoju wojsko trzeba ciągle szkolić, doposażać, opłacać, gdyż bańka bezpieczeństwa, w której żyjemy, może niespodziewanie pęknąć. Oby nigdy nie pękła, ale płacić trzeba.
Fenomenem jest dla mnie podejście do spraw bezpieczeństwa i służby wojskowej Szwajcarów. Wojna domowa z 1847 roku była ostatnim konfliktem, w którym wzięła udział szwajcarska armia, ale do dnia dzisiejszego większość żołnierzy trzyma wojskową broń we własnych domach, a jako narodowy obowiązek traktuje się służbę wojskową i szkolenie. U nas, w Polsce, bardzo szybko zapomnieliśmy o II wojnie światowej i trwającej do 1991 roku sowieckiej „okupacji”.
Nie, nie mam gotowego rozwiązania i rad dotyczących polskiego wojska, ale wiem jedno – historia nie tylko lubi się powtarzać, ale się powtarza. Musimy więc być gotowi do obrony naszych granic zawsze i to jak najbardziej samodzielnie. Timothy John Marshall, brytyjski dziennikarz specjalizujący się w sprawach zagranicznych i dyplomacji międzynarodowej, w swej książce Potęga geografii, czyli jak będzie wyglądał w przyszłości nasz świat przytacza żart, którego wcześniej nie znałem: „Na wschodzie Rosja znów przybiera postawę agresywną. Na zachodzie Unia Europejska przechodzi trudny okres. Między nimi leży Polska, w której pamięć o przeszłości jest wciąż żywa. Bardzo podoba mi się stary polski dowcip, który mówi, że kolor niebieski na polskiej fladze symbolizuje sojuszników, na których polska mogła liczyć w trudnych czasach (Uwaga dla nie-Polaków – na polskiej fladze nie ma koloru niebieskiego)”.
Czy naprawdę wierzymy w to, że tym razem ktoś ochoczo będzie walczył o Gdańsk i Warszawę? Nawet jeśli ktoś przyjdzie z pomocą, to na pewno nie natychmiast, będziemy więc musieli wytrzymać pierwszy napór, tak jak zrobili to Ukraińcy wiosną 2022 roku. Świat uwierzył, że Ukraina nie przegra wojny z Rosją, dopiero po 72 godzinach rosyjskiej inwazji. Ukraińcy pokazali, że nie poddadzą się bez walki, nie opuścili swojego kraju w popłochu, jak np. Afgańczycy pół roku wcześniej, po wycofaniu się wojsk koalicji. Nie oddali też bez walki magazynów broni, tak jak podczas wojny w Osetii Południowej. Tam Rosjanie przejęli, a następnie wywieźli odkryte na przedmieściach Gori składy broni, o czym z radością informował dowódca wojsk rosyjskich w Gruzji, mówiąc o masowym rozbrajaniu gruzińskich arsenałów wojskowych.
Myślę, że dziś nie zostaniemy pozostawieni sami sobie, ale musimy mieć siłę, by wytrzymać pierwsze uderzenie. Nasi żołnierze od samego początku muszą zostać wsparci rezerwistami i ochotnikami po to, by się im sprawniej działało. W tym samym czasie, wręcz jednocześnie, musimy zadbać o bezpieczeństwo naszych najbliższych. Uwierzcie mi, że dużo łatwiej się walczy, wiedząc, że nasze dzieci, rodzice, żony i dziewczyny są bezpieczni. Drogie panie, nie obrażajcie się, wiem, że wiele z was na równi z mężczyznami stanie do walki, ale większość kobiet będzie musiała być ewakuowana i opiekować się dziećmi i osobami starszymi. Podobnie myślę o mężczyznach. Osobiście chcę mieć obok siebie tylko tych, co naprawdę chcą się bić. Ci na siłę zmobilizowani i niemający zacięcia do czynnej walki mogą się lepiej sprawdzić na tyłach niż w okopach. I nikogo tu nie chcę obrazić, nie każdy musi mieć serce do walki z bronią w ręku. Transport, logistyka, informatyka, hakerstwo, łączność itd. to też ważne dziedziny – popatrzmy na siebie, na swoje umiejętności i sami wybierzmy obszar, w którym możemy się odnaleźć podczas konfliktu zbrojnego, będąc tak samo użyteczni jak ci, co walczą z karabinem w ręku. Może właśnie dzięki temu ktoś inny, mając broń i amunicję, będzie wiedział, gdzie jej użyć, a kiedy się schronić przed ostrzałem wroga.
Wybrane działania zbrojne toczone na ziemiach polskich po trzecim rozbiorze
Czy zastanawiałeś się kiedyś nad tym, kiedy wybuchnie kolejny konflikt zbrojny w naszym bezpośrednim sąsiedztwie albo – co gorsza – u nas? Prowadząc zajęcia ze studentami na Uczelni Techniczno-Handlowej im. Heleny Chodkowskiej w Warszawie, zazwyczaj na pierwszych zajęciach zadaję właśnie takie pytanie: „Kiedy będzie kolejna wojna?”. Odpowiedzią wybiegają – no, wtedy wybiegali – mocno w przyszłość. Że za pięć, dziesięć, dwadzieścia lat, a nawet nie za naszego życia. Po tym pytaniu przedstawiam poniższe zestawienie dat z kolejnym pytaniem: „Czy jesteśmy mądrzejsi od naszych przodków i czego oni nie wiedzieli o okrucieństwach wojny, dążąc do kolejnej?”.
W 2022 roku mamy, licząc od upadku komunizmu i wolnych wyborów, trzy dekady „bezwojnia”. Za naszą wschodnią granicą, w Ukrainie, trwa wojna dokładnie tak samo bezwzględna jak ta, którą pamiętają nasze babcie i dziadkowie z czasów ich młodości. Naloty i bombardowania miast i wiosek, ataki na ludność cywilną, gwałty, grabieże, egzekucje i masowy exodus ludności cywilnej.
Wojna w Ukrainie trwa w chwili, gdy piszę ten poradnik, ale co stoi Rosjanom na przeszkodzie, by po zaatakowaniu Ukrainy rozniecić pożar wojny w całej Europie? Po tym, co robią za naszą wschodnią granicą, czy ktoś dziś może powiedzieć, że to niemożliwe, że w to nie wierzy? Tak, ja też nie chcę w to wierzyć, ale musimy być gotowi tu, nad Wisłą, Sanem, Wartą i Odrą już dziś, bo lepiej być dużo wcześniej przygotowanym bez potrzeby, niż choćby odrobinę spóźnionym.
Nie chcę, by mój poradnik był na dziś czy na jutro, niech będzie on aktualny na co dzień, na za pięć, dziesięć i piętnaście lat, bo pewnie rosyjska wojna w Ukrainie nas ominie, zaczniemy się o niej uczyć jak o kolejnej wojnie z datami, ale… Korzystajmy z niego w każdym czasie, nie zapominając, że pokój nie jest nam dany na zawsze, a nasze geopolityczne położenie na dużej części równiny środkowoeuropejskiej się nie zmieni. Ktoś gdzieś zawsze na jakiś czas stanie się orką. Wojna stanowi integralną część historii ludzkości, a w przekonaniu greckiego filozofa Heraklita z Efezu „wojna jest ojcem i królem wszechrzeczy”, czy tego chcemy, czy nie.
No więc kiedy kolejna wojna? Myślę, że już nie muszę odpowiadać na to pytanie, bo kiedyś będzie, ale zadając je studentom, drążyłem ten temat, bazując na historycznych przykładach i niewierze kolejnych pokoleń w jej nadejście. Dla przykładu przedstawiłem sytuację z dwóch europejskich miast.
Donbas Arena w Donbasie – stadion wybudowany na potrzeby Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej 2012
Kto w 1984 roku, podczas zimowych igrzysk olimpijskich w Sarajewie, spodziewałby się, a tym bardziej szykował na wojnę, która wybuchła osiem lat później, w 1992 roku? W jej trakcie Sarajewo, stolica Bośni i Hercegowiny, było oblegane przez bośniackich Serbów. Oblężenie trwało siedem miesięcy, w tym czasie w mieście zginęło ponad 10 500 osób, a praktycznie wszystkie budynki zostały zniszczone lub uszkodzone. Osiem lat wcześniej, uwierzcie mi, nikt nie myślał o snajperach, głodzie i oblężeniu.
Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej 2012 rozpoczęły się koncertem Beyoncé na stadionie Donbas Arena w Donbasie, we wschodniej Ukrainie. Stadion ten był jednym z najnowocześniejszych obiektów piłkarskich w Europie, ale już w maju 2014 roku został wyłączony z eksploatacji na skutek zniszczeń powstałych podczas działań wojennych pomiędzy prorosyjskimi separatystami ze wschodu Ukrainy oraz wspierającą ich Federacją Rosyjską a siłami wiernymi legalnym władzom Ukrainy. Patrząc na mecz otwarcia, czy pomyślelibyśmy, że już za dwa lata będzie to strategiczny obiekt wojenny, a nie sportowy?
W 2014 roku, jeszcze w trakcie działań wojennych w Donbasie, stworzyłem program szkoleniowy pod roboczą nazwą „Jak przetrwać działania wojenne, będąc cywilem”. Przeprowadziłem trzy takie szkolenia, ale chętnego na wydanie takowego poradnika nie było. Ponoć to, co przedstawiałem, było zbyt brutalne, no i hasło, „że jest to sianie defetyzmu”, też dało się usłyszeć. Od wybuchu konfliktu w Donbasie minęło osiem lat, media już o codziennych walkach nie informowały, konflikt tlił się jak niedogaszony pożar, przywykliśmy… Ale mamy jego eksplozję i to na skalę działań zbrojnych znanych nam z czasów II wojny światowej przerastającą to, co się działo w byłej Jugosławii. Dlatego oświadczam, że nie przyjmuję żadnej krytyki dotyczącej tego poradnika, niech z mojej wiedzy korzystają tylko ci, którzy chcą. Żadnych malkontentów i zaklinania rzeczywistości już nie słucham. Ślepe życie w bańce bezpieczeństwa ma to do siebie, że budzimy się z ręką w nocniku i jesteśmy zdziwieni, że gdy ją wyciągamy, to spływa po niej gówno – obudźmy się więc dziś, byśmy za pięć, dziesięć i dwadzieścia lat byli przygotowani na to, co ponoć już nigdy miało nie nastąpić – na wojnę.
Dzisiejszy konflikt zbrojny to nie zamaskowani w choinki żołnierze, siedzący w podobnie zamaskowanych okopach po dwóch stronach frontu, czy też pancerne uderzenie armii na wojska przeciwnika, choć wiosną 2022 roku Rosjanie właśnie tak chcieli zagarnąć Ukrainę. Taka strategia doprowadziła do tego, że prawie wszyscy potopili się we własnej krwi zmieszanej z czarnoziemem, ale Rosjanie, nie zważając na własne porażki, parli ślepo do przodu, ponosząc kolejne ogromne ludzkie i sprzętowe straty. Patrząc na konflikt w byłej Jugosławii, na wojnę w Iraku, a przede wszystkim to, co się teraz dzieje w Syrii i Ukrainie, można z dużym prawdopodobieństwem wskazać, że 80% działań zbrojnych toczyć się będzie w miastach. Przewaga technologiczna jednej ze stron, wszelkiego typu nowinki optoelektroniczne, czyli termowizory, które obrazowo analizują temperaturowe promieniowanie podczerwieni, i noktowizory umożliwiające widzenie w półmroku, bo potrzebują tylko niewielkiego natężenia światła do działania, sprawiają, że słabiej doposażony przeciwnik, chcąc przeżyć, musi uciekać przed „wzrokiem” wyposażonego w ten sprzęt człowieka, ale też drona.
Dzisiejszy przemysł zbrojeniowy prześciga się w wynalazkach, zresztą tak jest od wieków. Kij zastąpiła dzida, dzidę – łuk i kusza, zaś te przegrały w starciu z lufą pistoletu i karabinu. Chciałbym tu napisać, że tylko człowiek się nie zmienia, ale i my zaczynamy być wypierani przez broń do walki zdalnej. Siedzący w fotelu przed monitorem komputera operator bezpilotowego statku powietrznego jest jeszcze żołnierzem takim z krwi i kości, któremu potrzebny jest mundur i karabin, czy raczej wygodny fotel, komputer z odpowiednim oprogramowaniem i dron? Wiem, bardzo upraszczam, ale w tym poradniku chcę przedstawić nowoczesne patrzenie na wojnę i zabezpieczenie się przed nią, choć to drugie, jak przeczytacie, to stare sprawdzone metody, tyle że usystematyzowane i zaopatrzone w nowinki.
II wojna światowa pokazała, że nie tylko bitwy, ale i wojny wygrywa ten, kto ma przewagę w przestrzeni powietrznej. Mówię tu o wojnie totalnej. Tak, wiem, Amerykanie mieli przewagę w Wietnamie, wojska radzieckie, a potem NATO – w Afganistanie, a jednak tamte wojny zostały przegrane. Ale walczono tam prawie z całym społeczeństwem, więc wygraną byłoby usunięcie wszystkich autochtonów z zajętego terenu, czyli zagłada całego narodu. Tak wygrywał Stalin, przesiedlając nas, Polaków, ze wschodnich województw, Tatarów z Krymu i tak dalej. Ale czy wygrał? Czy o to chodzi, by unicestwić cały naród? Chciałbym wierzyć, że nie, ale Rosjanie niczego innego w 2022 roku nie robią – Putin powiela wzorzec Stalina z zeszłego wieku.
Wojna w Iraku, 2004 rok
Dlaczego przewaga w przestrzeni powietrznej przekłada się na tak dużą przewagę na ziemi?
Pozwala na przeprowadzenie operacji na lądzie i morzu bez ingerencji z powietrza ze strony przeciwnika.
Umożliwia zwiad powietrzny nad terenem zajmowanym przez przeciwnika.
Dokładnie i na bieżąco wskazuje położenie lub przemieszczanie się celu.
Zapewnia szybkie i precyzyjne zwalczanie celów naziemnych i nawodnych.
Zapewnia szybki przerzut wojsk własnych.
Umożliwia precyzyjne likwidowanie siły żywej, uzbrojenia, magazynów, mostów i tym podobnych.
Źle oddziałuje psychologicznie na żołnierzy, stwarzając poczucie permanentnego zagrożenia.
Oczywiście powyższe podpunkty można by uszczegółowić, ja tylko zaznaczam, jak ważna jest przewaga w powietrzu. Jeszcze do niedawna samoloty i śmigłowce mogły się czuć w miarę bezkarnie, chyba że napotkały siły powietrzne drugiej strony lub skoncentrowaną obronę przeciwlotniczą. Obrona przeciwlotnicza była mało mobilna, a niebo – rozległe. Zmieniło się to z chwilą wynalezienia radarów i rakiet zwanych ziemia–powietrze, a potem tych inteligentnych wystrzel–zapomnij. Rakietowe pociski ziemia–powietrze wystrzeliwane z ziemi przeznaczone są w szczególności do niszczenia samolotów i śmigłowców, ale już te najnowsze systemy rakietowe potrafią namierzyć i zestrzelić inną rakietę, a nawet bezzałogowy statek powietrzny. Obecnie w przenośne przeciwlotnicze systemy rakietowe zostali wyposażeni „szeregowi” żołnierze – to uzbrojenie nie jest już bronią elitarną i przeznaczoną dla żołnierzy jednostek specjalnych.
Skuteczność rakiet potwierdzili mudżahedini wyposażeni w amerykańskie ręcznie odpalane rakiety FIM-92 Stinger (przenośny, ręcznie odpalany, naprowadzany na podczerwień pocisk kierowany ziemia–powietrze produkowany w USA). Mudżahedini dzięki skuteczności tych rakiet wymusili na Rosjanach w Afganistanie przejście z operacji dziennych na nocne, o wiele trudniejsze, i zaprzestanie prowadzenia wielkich operacji powietrznodesantowych. Ale wracajmy na ziemię.
Walcząc na froncie, możemy wierzyć we własne umiejętności, ufać nowoczesnej technologii zamontowanej na uzbrojeniu i liczyć na waleczność, braterstwo broni, ale to wszystko traci znaczenie przy spotkaniu ze spadającą z nieba rakietą, wystrzeloną z ziemi, samolotu czy drona. Nie jest ważne, czy byliśmy prezesami firm, członkami zarządu czy dyrektorami, w takiej chwili nie liczą się umiejętności, które posiadamy. W obliczu wojny, w której wystrzeliwane są rakiety, wszyscy mają równe szanse, dlatego tak ważna jest przewaga w powietrzu, by wyeliminować zagrożenie, z którym tu, na ziemi nie możemy sobie poradzić. Permanentne zagrożenie z powietrza sprawia, że nawet gdy jesteśmy oddaleni od wojsk przeciwnika, nasze bloki, domy i cała potrzebna nam do funkcjonowania infrastruktura są tak samo narażone na zniszczenie jak obiekty w bezpośrednim pobliżu walk. Dzisiejszy konflikt zbrojny nie rozegra się na wielkiej równinie, którą wyznacza linia frontu, tylko punktowo, w miastach – jak widać na przykładzie Ukrainy – będących celem, który chce zniszczyć wróg. Rosjanie już nawet tego nie ukrywają, infrastruktura krytyczna czy obiekty wojskowe są na równi ostrzeliwane z domami mieszkalnymi, teatrami, a nawet cerkwiom się obrywa i płoną, choć obie strony są tego samego wyznania. Dlatego kolejny rozdział poradnika poświęcę na opisane bezpiecznej ewakuacji.
2. Ewakuacja
Zagadnienie poświęcone ewakuacji przedstawię w formie planu składającego się z kilku podpunktów. Po pierwsze, musimy określić, dokąd chcemy się ewakuować, po drugie – kiedy, a następnie – czym i jak. Plan to słowo klucz! W mojej wojskowej karierze planowanie i przygotowanie operacji wojskowej, siebie i sprzętu było częścią każdego działania i uwierzcie mi, wielokrotnie planowanie trwało o wiele dłużej niż przebieg samego działania.
Plan, plan i jeszcze raz plan – nie pomijajmy żadnego z podpunktów, które tu wskazuję. One wszystkie są na równi ważne do przetrwania. Przypomnijmy sobie, jak planujemy wycieczkę, wyprawę czy wakacje w hotelu all inclusive w czasie pokoju. Sposób na urlop jest taki – jedni płacą i wymagają, drudzy sami planują trasy, miejsca, środek transportu, a trzeci czerpią po trochu z obu tych rozwiązań. Ci pierwsi są pozbawieni wpływu na większość spraw, ci drudzy sami kierują swym urlopowym losem. Tak też jest podczas ewakuacji. Można siedzieć w domu i czekać na autobus podstawiony przez Czerwony Krzyż lub rząd, licząc na to, że instytucja się nami zaopiekuje, bo płacimy podatki, i ochroni nas, jadących korytarzem humanitarnym. Są przecież traktaty, umowy i pakty… A można wziąć sprawy we własne ręce i wtedy o otwieranych i zamykanych korytarzach humanitarnych usłyszymy, będąc już z dala od tego całego bajzlu… Decyzja należy do nas, ale teraz jest odpowiedni czas, by ją podjąć i zapewnić sobie przyszłość w niepewnych czasach. Dokładnie tak samo jak z planowaniem przyszłorocznych wakacji, teraz jest taniej i więcej ofert na rynku. Jeszcze sprostuję, nie mówię tu, że rząd i instytucje nam nie pomogą, ale podczas wojny, zwłaszcza jej początkowej fazy, rząd i sztaby kryzysowe będą walczyć o przetrwanie państwa. Dopiero w kolejnych dniach i tygodniach zajmą się „cywilami”, których będą tysiące, a nawet setki tysięcy.
Przejście graniczne pomiędzy Ukrainą a Polską, marzec 2022 roku
Opuścić miasto? Ale jak to…? Przecież wojny nie będzie! Na wszelki wypadek jednak postanówmy, gdzie, czym i jak się przemieścić, i tylko monitorujmy sytuację, by ewentualnie zdecydować, kiedy zacząć.
Pamiętajmy o tym, że zgodnie ze statystykami nasze szanse na przeżycie w mieście są najmniejsze! Miasto jest dużym skupiskiem ludzi, którzy muszą codziennie jeść, wymagają opieki zdrowotnej, energii, wody i lekarstw. To tu będą się toczyć krwawe bitwy, nastanie czas zmasowanych bombardowań, tu będą zamieszki i ukryją się snajperzy siejący śmierć i panikę. Miasta zazwyczaj mają strategiczną lokację komunikacyjną z wieloma obiektami infrastruktury krytycznej. W mieście będziemy maluczcy i szybko staniemy się statystyką w wieczornej informacji mówiącej o pomyłkowym – lub nie – bombardowaniu obiektów cywilnych.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki