Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
10 osób interesuje się tą książką
Wyspy Owcze. Jedno z najbezpieczniejszych miejsc na świecie: od lat 80. doszło tu tylko do jednego morderstwa. Farerzy żyją spokojnie i martwią się głównie tym, by w sezonie nie spadła liczba turystów.
Pewnej nocy wszystko się zmienia. W niewyjaśnionych okolicznościach znika nastolatka. Społeczność Vestmanny natychmiast organizuje poszukiwania, ale okazują się bezskuteczne. Sprawę przejmuje duńska policja, a cała historia wzbudza zainteresowanie mediów. Na jaw zaczynają wychodzić mroczne sekrety zamkniętej społeczności. Czy Wyspy Owcze to na pewno bezpieczna enklawa?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 530
jest znakiem towarowym Publicat S.A.
Wydanie elektroniczne 2016
ISBN 978-83-271-5509-2
Publicat S.A.
61-003 Poznań, ul. Chlebowa 24
tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00
e-mail: [email protected], www.publicat.pl
Oddział we Wrocławiu
50-010 Wrocław, ul. Podwale 62
tel. 71 785 90 40, fax 71 785 90 66
e-mail: [email protected]
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
Dla Dagfríð. Zawsze.
I dla Bartosza. Za pomoc.
Hallbjørn Olsen spojrzał na wyświetlacz na desce rozdzielczej. Trzy stopnie, jak zwykle. Miał wrażenie, że temperatura ustaliła się na najbliższe cztery miesiące. Dopiero w kwietniu drgnie o dwie, może trzy kreski, aby w szczycie sezonu turystycznego dojść do trzynastu. Liczba pechowa, ale nie tutaj – bo tutaj oznaczało to, że przyjezdni będą zadowoleni. Być może nawet pojawi się ich trochę więcej i Hallbjørn dostanie zastrzyk gotówki.
Poza sezonem Olsen żył z zajęć dorywczych, takich jak dzisiejsze zreperowanie okiennic u starszej kobiety w porcie. Znał ją od dawna, jak wszystkich w Vestmannie, o co nietrudno było w miasteczku, które zamieszkiwało niewiele ponad tysiąc mieszkańców. Wynikał z tego pewien problem, bo część jego klientów oczekiwała, że wykona robotę za darmo lub półdarmo. Staruszka także. Wręczyła mu siedemdziesiąt koron i zaproponowała skerpikjøt – Olsen zapłatę przyjął, ale baraniny odmówił. Pod koniec miesiąca naje się jej tyle, że będzie miał dosyć na cały rok.
Siedział w samochodzie, myśląc o tym, że będą to trzecie święta bez żony. Radził sobie nie najgorzej, biorąc pod uwagę, że samotnie wychowywał szesnastoletnią Ann-Mari. Wprawdzie na fali zauroczenia Ameryką córka zamiast „tato” mówiła do niego „Hal”, ale zawsze mogło być gorzej.
Nagle rozległo się pukanie w szybę od strony pasażera i Hallbjørn drgnął. Spojrzał w prawo i zobaczył koleżankę Ann-Mari, której imienia nie mógł sobie przypomnieć. Nachylała się do okna i uśmiechała do niego.
Hallbjørn opuścił szybę.
– Wszystko w porządku, panie Olsen? – zapytała dziewczyna.
Potrząsnął głową. Nic nie było w porządku.
– Tak – odparł.
– A wygląda pan, jakby coś się stało. Albo miało stać.
– Słucham?
Dziewczyna rozejrzała się, rozkładając ręce.
– No wie pan – powiedziała. – Siedzi pan sam w samochodzie, jest już ciemno, można by pomyśleć, że pan na kogoś czyha. – Zaśmiała się.
Owszem, można by pomyśleć, gdyby zdarzyło się to gdziekolwiek indziej, pomyślał Olsen. Mieszkańcom Vestmanny pojęcie przestępstwa było właściwie obce, nie znali go z autopsji. Zresztą podobnie było na całym archipelagu. Od 1988 roku na Wyspach Owczych doszło do jednego morderstwa, w dodatku popełnił je przyjezdny Chorwat na wyspie Suðuroy.
– Po prostu się zamyśliłem – odezwał się Hallbjørn.
Nie przyszło mu do głowy, by zapytać dziewczynę, co tutaj robi. Portowe zaułki w zimowe wieczory sprawiały mroczne wrażenie, ale nie mogło jej tu spotkać nic złego.
– Rozumiem – rzuciła. – W takim razie proszę pozdrowić Ann-Mari.
– Pewnie – odparł Olsen i uniósł lekko kąciki ust.
Dziewczyna pożegnała go i ruszyła w kierunku Havnargøta. Odprowadził ją wzrokiem, gdy znikała między rozgarniętymi przez odśnieżarki pryzmami śniegu. Potem zamknął okno, zapuścił silnik i skierował się w stronę domu.
Mieszkał przy Fjalsvegur, na obrzeżach miasteczka. Ze stoku, na którym razem z teściem postawił budynek, rozciągał się widok na całą Vestmannę. Kiedyś stanowiło to powód do dumy, teraz było jedynie elementem monotonnej egzystencji.
Minął kemping przy porcie i skręcił w Heygagøta. Dopiero wtedy przemknęło mu przez myśl, że koleżanka córki nie miała czego szukać w porcie. Przynajmniej nie o tej porze. Hallbjørn doskonale wiedział, kto mieszka w tej okolicy, i nie było tam żadnych dzieciaków. Dziewczyna nie odwiedzała koleżanki, nie mogła też mieć tam chłopaka. W jakim celu się więc tam kręciła?
Myśl szybko zawieruszyła się gdzieś pośród innych. Hallbjørn Olsen nie zastanawiał się nad tym, ponieważ nie mógł wiedzieć, że widział dziewczynę jako ostatni.
– Hal? – rozległ się głos Ann-Mari.
Hallbjørn otworzył oczy, ale przez moment nie wiedział, co się dzieje.
– Wszystko w porządku? – spytała córka.
Podniósł się, odrzucając kołdrę na bok. Dopiero teraz zrozumiał, że jest w swoim łóżku, a na dworze zrobiło się jasno. O której się położył? Jak trafił do łóżka? I ile wypił przed snem? Były to tylko trzy pytania z kilkunastu, które zakołatały się w jego głowie.
– Która godzina? – odezwał się zachrypniętym głosem.
– Dwunasta.
Spojrzał na Ann-Mari, licząc na to, że dziewczyna się uśmiechnie i zaraz doda, że tylko żartowała. Córka jednak obróciła się na pięcie, a potem zniknęła w korytarzu. Olsen z przerażeniem pomyślał, że zapewne miał dzisiaj rano wykonać jakieś zlecenie. Zerwał się z łóżka i w połowie drogi do łazienki uświadomił sobie, że jest niedziela.
Uspokoił się na tyle, by poukładać wczorajsze zdarzenia w logiczny ciąg. Najpierw był na meczu piłki ręcznej, lokalny VÍF wygrał z VB Vágur różnicą kilku bramek. Potem Hallbjørn pojechał do kobiety w porcie, która zapłaciła mu symboliczną kwotę i zaproponowała danie z baraniny. Następnie wsiadł do samochodu, spotkał dziewczynę, której imienia nie pamiętał, a później...
Hallbjørn stał przed lustrem, starając się przypomnieć sobie, co było dalej. Pojechał w kierunku domu, po drodze pewnie kupił butelkę. Ale gdzie i jaką? Na całym archipelagu obowiązywał zakaz sprzedaży trunków o zawartości alkoholu powyżej 2,8%. Można było je nabyć jedynie w państwowej sieci Rúsdrekkasøla Landsins, a najbliższy punkt był w Hoyviku, czterdzieści minut samochodem od Vestmanny. W domu Olsen nie trzymał mocnego alkoholu.
Na Boga, skąd ta dziura w pamięci?
Potrząsnął głową, po czym opłukał twarz zimną wodą i umył zęby. Wszedł z powrotem do sypialni i rozejrzał się. Przy łóżku stała otwarta danzka. Tuż obok zobaczył dwie puste butelki po piwie Föroya Bjór, pochodzącym z jedynego browaru na wyspach.
Zrobiło mu się niedobrze. Uświadomił sobie, że zapach, który musiała poczuć jego córka, nie należał do najprzyjemniejszych. Skierował się na korytarz i usłyszał, że telewizor jest włączony.
W domu przy Fjalsvegur salon był połączony z kuchnią. Wymyśliła to żona Olsena, która chciała mieć amerykańską „otwartą przestrzeń”. Hallbjørn próbował jej wytłumaczyć, że open space dotyczy raczej biur i miejsc pracy, ale Karla była nieugięta. A teraz tę samą cechę charakteru – i to samo zamiłowanie do Stanów – przejawiała ich córka.
Olsen stanął przy płycie indukcyjnej i zaczął grzać mleko na owsiankę.
– Słyszałeś? – zapytała z niepokojem Ann-Mari.
Podniósł wzrok i zobaczył, że córka odwraca się do niego. Przez moment wyglądała, jakby to ona urządziła sobie nocną libację. Zbladła, a usta jej zadrżały.
– Zaginęła moja znajoma – oznajmiła.
– Co takiego?
– Poula Løkin.
– O czym ty mówisz?
– Zobacz. – Ann-Mari wskazała na telewizor.
Hallbjørn wyłączył płytę i obszedł wyspę kuchenną. Popatrzył na ekran, leciało właśnie specjalne wydanie Dagur og Vika na KVF. Jedyny program informacyjny na wyspach tego dnia nadawano prosto z portu, który Olsen znał doskonale.
– Co się dzieje? – zapytał skołowany.
– Mówią, że Poula nie wróciła na noc do domu.
Podszedł do kanapy i położył ręce na oparciu, stając tuż za córką.
– Jak to?
– Ostatnim razem widziano ją w okolicach Heyganesgøta około siedemnastej.
Hallbjørn miał nadzieję, że to wszystko jest tylko złym, alkoholowym snem.
– Apelują, żeby pomóc w poszukiwaniach – dodała Ann-Mari, podnosząc się z kanapy. – Pojedziemy?
Olsen słyszał też, jak dziennikarz prosił, by zgłaszali się wszyscy ci, którzy widzieli dziewczynę po południu lub wieczorem. Policja uruchomiła specjalną infolinię i prosiła o przekazywanie jakichkolwiek szczegółów, nawet jeśli mogą wydawać się błahe.
– Hal?
– Tak, tak... pojedziemy, oczywiście – odparł bezmyślnie.
Córka nie rozumowała tak, jak każdy dorosły na wyspie. Zarówno Olsen, jak i wielu jego znajomych rozpoczynało dzień od zastanowienia się, czy mogą wsiąść za kółko. Alkohol nie był plagą wśród Farerów – był nieodłącznym towarzyszem ich codziennej egzystencji. Młodzi urozmaicali ją sobie, zanurzając się coraz bardziej w wirtualnym świecie, starsi – zanurzając się w gorzale.
Hallbjørn wiedział, że tego dnia nie powinien w ogóle zbliżać się do samochodu, a co dopiero go prowadzić. Ann-Mari pognała jednak do swojego pokoju, jakby liczyła się każda sekunda.
Może w istocie tak było. Jeśli dziewczynie coś się stało, po tylu godzinach mogła znaleźć się na skraju wyczerpania. I pewnie gdyby Olsenowie mieszkali bliżej głównej ulicy, ktoś dawno by po nich przyszedł. Fjalsvegur znajdowała się jednak na zboczu wzniesienia zamykającego Vestmannę od północy, z dala od pozostałych zabudowań.
– Zjedz tylko coś – rzuciła Ann-Mari, a potem zamknęła drzwi.
Olsen przełknął ślinę. Rzeczywiście, powinien zapełnić czymś żołądek. W przeciwnym razie za godzinę lub dwie zrobi mu się niedobrze i pojawią się kolejne problemy. Rozejrzał się po kuchni, a potem sięgnął po suszone wielorybie mięso. Zjadł kilka plastrów i zamknął pojemnik.
Chwilę później jechał już z Ann-Mari w kierunku portu, mając nadzieję, że w taki dzień żaden stróż prawa nie pomyśli o tym, by przeprowadzać badanie alkomatem.
– Włączę radio – powiedziała dziewczyna.
Hallbjørn skinął głową. Rzadko słuchał radia, bo rozgłośnia na 89,9 FM nigdy nie emitowała niczego ciekawego, a innego wyboru nie było (o lokalnej Staðið FM 101 nawet nie chciał myśleć). W takiej sytuacji jedyny ratunek stanowiły płyty z muzyką. Hallbjørn chętnie słuchał Högniego Reistrupa, choć bynajmniej nie dlatego, że lubił elektroniczne brzmienia zbliżone do Depeche Mode – Högni był ulubionym muzykiem jego żony i Olsen miał do niego sentyment.
Ann-Mari przełączyła radio na odbiór stacji, a potem ustawiła Kringvarp Føroya.
– Policjanci z Tórshavn są już na miejscu – oznajmił prezenter. – Podejmują obecnie czynności wyjaśniające i nie udzielają mediom żadnych informacji. Przypomnijmy, że Poula Løkin zaginęła wczoraj wieczorem, ostatnio widziana była...
Hallbjørn ściszył radio i spojrzał na córkę.
– Wszystko będzie dobrze – mruknął.
Ann-Mari milczała. Powinien wiedzieć, że rzucanie takich wyświechtanych frazesów w niczym nie pomoże. Przez moment jechali w milczeniu, po czym Olsen podgłośnił radio.
Zaparkował niedaleko portu, dopiero teraz czując, jak pijany jest jeszcze po wczorajszej libacji. Właściwie wcześniej nie dotarło do niego na dobre nawet to, że ma dziury w pamięci.
Wysiadł z samochodu, spoglądając na tłum gapiów, którzy zgromadzili się wzdłuż parkingu przy Havnargøta. Nie miał wątpliwości, że posmak wódki w jego ustach wiąże się także z wyraźnym, ostrym zapachem. Trudno, nie będzie pierwszy i ostatni, który pojawi się tutaj trochę wstawiony.
Podeszli z Ann-Mari do grupy mieszkańców i zdawkowo się z nimi przywitali. Hallbjørn wymienił zaniepokojone spojrzenia z kilkoma osobami, po czym zobaczył policjantów rozmawiających z kobietą, u której wczoraj naprawiał okiennice.
Rozejrzał się i dostrzegł też starego znajomego – pracownika Muzeum Saga. O tej porze roku mógł on pozwolić sobie na wolne nawet o tej porze, bo muzeum świeciło pustkami.
– Gdzie reszta ludzi? – zagadnął go Hallbjørn.
– Szukają dziewczyny – odparł mężczyzna, wskazując w kierunku zaśnieżonych stoków Hægstafjall. – Niedługo będą organizować kolejną grupę, możecie dołączyć.
– Chętnie – odezwała się Ann-Mari.
– Mamy zamiar pójść linią brzegową na południe. Może gdzieś zasłabła i straciła przytomność.
Olsen poczuł w gardle gęstniejącą ślinę.
– Musi być gdzieś w mieście – dodał mężczyzna.
– Oby – skwitował Hallbjørn.
Wiedział, że w przeciwnym wypadku mogła nie przeżyć nocy. Jeśli weszła na któreś z czterech wzgórz otaczających Vestmannę od strony lądu, nie było nawet o czym mówić. Temperatura za dnia utrzymywała się na plusie, ale po zmroku szybko spadała. Kilkanaście godzin z pewnością by wystarczyło, żeby dziewczyna wpadła w hipotermię.
– Jak to się mogło stać? – zapytała Ann-Mari.
– Nie wiem, dziecko – odparł pracownik muzeum. – Mówią, że ktoś ją widział w porcie około siedemnastej. Nikt jednak nie wie, co tutaj robiła. – Mężczyzna przyjrzał się córce Olsena, a potem pochylił się ku niej. – Ale ty ją znałaś, prawda?
Hallbjørnowi nie umknął czas przeszły, jednak Ann-Mari zdawała się tego nie zauważać.
– Chodzimy do jednej klasy – oznajmiła.
– Znała tutaj kogoś?
– W porcie? Nie, nikt z naszych znajomych tu nie mieszka.
– Więc po co tu przyszła?
– Nie wiem.
Olsen czuł rosnący niepokój. Z każdą upływającą minutą docierało do niego, że powinien jak najprędzej poinformować kogoś o tym, że widział dziewczynę. Policjanci z Tórshavn stali kilka metrów dalej, wystarczyło do nich podejść.
Tylko co miałby im powiedzieć? Że widział dziewczynę wieczorem, przed szóstą, ale nie potrafi ustalić, co robił później? Odjechał, to pewne. Kupił gdzieś butelkę, a potem wrócił do domu, ale co było dalej? Funkcjonariusze z pewnością nie spojrzą na to przychylnie. Natychmiast dojdą do wniosku, że Olsen mógł wrócić do portu.
Wyprostował się. Starał się oddychać przez nos i nie odzywać się, jeśli nie było to konieczne. Raz po raz jednak ktoś go zagadywał, wszyscy byli podekscytowani i zaczynali opowiadać niestworzone historie. Niewiele było trzeba, by w małej społeczności popuszczono wodze fantazji.
Hallbjørn obserwował policjantów przesłuchujących staruszkę i zastanawiał się, jaką przyjąć strategię. Naraz uzmysłowił sobie, że już samo snucie takich myśli stawia go w niekorzystnym świetle.
Absurd. Nie ma przecież możliwości, żeby zrobił cokolwiek tej dziewczynie. Ani on, ani ktokolwiek inny. Może w stolicy takie rzeczy się zdarzały – tam pito jeszcze więcej, trudniono się przemytem narkotyków z Rosji, Szwecji czy Norwegii, dochodziło do bójek i coraz powszechniejsza była przemoc domowa. Ale tutaj? Vestmanna nie miała nawet aresztu. Ten w Tórshavn też zresztą nazywano tak trochę na wyrost, bo było w nim raptem kilka miejsc. Skazanych na odsiadkę wysyłano do Danii, tutaj nikt nie miał doświadczenia w takich sprawach.
Miny policjantów zdawały się to potwierdzać. Funkcjonariusze drapali się po głowach, odbierając zeznanie od staruszki. Kobieta powiodła wzrokiem po zebranych i nagle utkwiła spojrzenie w Hallbjørnie.
Olsen poczuł, jak oblewa go fala gorąca. Zaklął w duchu, kiedy staruszka wskazała go policjantom.
Wiedział, że musi działać szybko. Musi sprawiać wrażenie, jakby przyszedł tutaj właśnie po to, by z nimi pomówić. Odchrząknął i spojrzał na córkę.
– Zaraz wrócę – powiedział.
– Co?
– Muszę zamienić kilka słów z panami policjantami.
Popatrzyła na niego, jakby powiedział coś totalnie idiotycznego. Hallbjørn szybko uświadomił sobie, że określenie „pan policjant” nie występuje w słowniku szesnastoletniej dziewczyny. Powinien powiedzieć „z psami” albo coś w tym rodzaju.
Ruszył przed siebie, ale córka złapała go za połę kurtki. Nie za rękę, co uznał za symptomatyczne – była to kwintesencja erozji, która trawiła ich relacje.
– O czym chcesz z nimi rozmawiać? – zapytała Ann-Mari.
– Wydaje mi się, że widziałem Poulę.
– Co takiego?
– Wieczorem, po skończonej pracy i...
– O czym ty mówisz? – zainteresował się znajomy pracownik muzeum. – Widziałeś ją?
Hallbjørn czuł, że zaraz rozpęta się burza.
– I nic nie powiedziałeś? – zdziwił się mężczyzna.
Olsen uznał, że pora zawczasu się ze wszystkiego wyspowiadać. Uśmiechnął się blado do córki, a potem na tyle delikatnie, na ile było to możliwe, wyswobodził kurtkę z jej uścisku. Gdy poszedł w stronę policjantów, ci wpatrywali się już w niego podejrzliwie. Staruszka musiała powiedzieć, o której skończył reperować okiennice.
Po kilku krokach Hallbjørn odniósł wrażenie, że nieco się zatoczył. Nie był jednak pewien i miał nadzieję, że to tylko złudzenie. Stanął przed funkcjonariuszami, czując na sobie ich ciężki wzrok.
– Panowie, wybaczcie, że dopiero teraz, ale...
– Widział pan zaginioną? – wpadł mu w słowo policjant. – Około szóstej?
– Tak, tuż przed.
Jeden z przesłuchujących miał koło trzydziestki, drugi był już dobrze po czterdziestce, w wieku Hallbjørna. Mierzyli go spojrzeniami, niepewni, czy traktować jako świadka, czy potencjalnego podejrzanego. Olsenowi wydało się, że to właśnie oni dwaj są najbardziej zagubieni spośród wszystkich zgromadzonych. Stali z wyciągniętymi notatnikami, przywodząc na myśl funkcjonariuszy drogówki gotowych do wypisania mandatu.
– Gdzie ją pan widział? – zapytał starszy.
– Tutaj – odparł Olsen, wskazując miejsce, gdzie zaparkował samochód. – Kwadrans przed szóstą skończyłem pracę u pani Kielberg, a potem wsiadłem do auta. Przez chwilę nie odjeżdżałem, zmieniałem stacje radiowe, i podeszła do mnie jakaś nastolatka. Kojarzyłem ją, ale nie mogłem przypomnieć sobie jej imienia.
– Skąd ją pan znał?
– To mała mieścina.
Zupełnie, jakby Tórshavn było dużą.
– Córka pana Olsena chodzi do klasy z Poulą – dodała staruszka. – To dobre dzieci, nie takie, jak te z wielkich miast. Cały czas się słyszy, co tam wyprawiają, i w głowie się to nie mieści...
Hallbjørn przytaknął.
– Co stało się potem? – zapytał młodszy z policjantów.
– Poszła tamtędy – powiedział Olsen, wskazując kierunek ku Havnargøta. – Uruchomiłem silnik i odjechałem.
– Dokąd się pan udał?
– Do domu.
– Ktoś może to potwierdzić?
Policjant zastygł w bezruchu z długopisem nad notatnikiem. Było to standardowe pytanie, zadawane nawet przez funkcjonariuszy zupełnie nieznających się na swoim fachu. Mimo to sprawiło, że ślina w gardle Hallbjørna stężała jeszcze bardziej.
– Ann-Mari, moja córka – odparł, obracając się.
– Proszę ją zawołać.
Olsen przywołał Ann-Mari ruchem ręki. Dziewczyna szybko wyminęła kilku gapiów i ruszyła żwawo w stronę policjantów. Hallbjørn nie miał pojęcia, o której wrócił do domu, tym bardziej nie wiedział, czy córka widziała jego powrót.
Uświadomił sobie, że popełnił błąd. W normalnej sytuacji nic by go to nie kosztowało, ale teraz policja będzie jak stado wygłodniałych wilków, które rzucą się na wszystko, co sprawi apetyczne wrażenie. A jakiekolwiek nieścisłości w zeznaniach z pewnością będą stanowiły łakomy kąsek.
– Ann-Mari, tak? – zapytał młodszy funkcjonariusz, spoglądając w notatnik.
– Tak.
– Mamy tylko krótkie pytanie – wyjaśnił. – Pamiętasz, o której tata wrócił wczoraj do domu?
– Słucham?
Policjanci spojrzeli na siebie. Starszy odchrząknął, przygotowując się, by przejąć inicjatywę.
– Co to za pytanie? – wypaliła Ann-Mari.
Oburzenie w jej głosie przypomniało Olsenowi jej matkę. Karla należała do kobiet, które nie dawały dmuchać sobie w kaszę, i najwyraźniej córka odziedziczyła po niej nie tylko zamiłowanie do kultury amerykańskiej.
– Chcemy po prostu wiedzieć, czy...
– Czy co? – weszła mu w słowo. – Czy mój ojciec nie miał czegoś wspólnego ze zniknięciem Pouli? Oszaleliście?
Policjanci znów wymienili spojrzenia, niepewni, jak się zachować.
– Spokojnie, Ann-Mari – wtrącił Hallbjørn, kładąc rękę na plecach córki. Dziewczyna natychmiast ją odtrąciła, zupełnie tak, jak zwykła to robić Karla, kiedy była na niego zła.
– To zwykła procedura – odezwał się młodszy.
– Której musimy dopełnić – dodał bardziej stanowczo starszy. – Więc uspokój się, drogie dziecko, i powiedz, o której twój tata wrócił do domu.
– Niech pan tak do mnie nie mówi – obruszyła się Ann-Mari.
Mówiła opryskliwym tonem, ale przynajmniej tytułowała policjanta per „pan”. Zawsze to jakiś postęp, skwitował w duchu Olsen.
– Zapytam ostatni raz, a potem będziemy musieli wziąć twojego ojca na posterunek, rozumiesz? – powiedział funkcjonariusz, wsuwając kciuki za pasek spodni. – O której wrócił do domu?
Ann-Mari popatrzyła na Hallbjørna, jakby oczekiwała, że ojciec podsunie jej jakąś odpowiedź. Hallbjørn uznał, że nie mogło to wyglądać dobrze.
– Nie wiem – powiedziała w końcu dziewczyna. – Już spałam.
– W porządku – stwierdził starszy policjant. – Więc o której poszłaś spać?
– Nie pamiętam, ale dość wcześnie. Byłam zmęczona.
– Czym?
Olsenowi nie podobało się, że jego córka jest przesłuchiwana w taki sposób, ale nie miał wyboru. Gdyby zaczął oponować, szybko stałby się głównym podejrzanym.
– Miałam wieczorem trening piłki ręcznej.
– W sobotę?
– Tak.
Mężczyzna najwyraźniej liczył na to, że dziewczyna rozwinie temat, ale Ann-Mari zamilkła, krzyżując ręce na piersi.
– To szkolna drużyna – wyręczył ją Hallbjørn. – Razem z nauczycielem trenują także w weekendy. U nas piłka ręczna to... cóż, coś więcej niż pasja.
Z tego, co wiedział Olsen, pozostałe miasta na wyspach w taki sposób traktowały piłkę nożną. Tutaj jednak było inaczej. Od kilku pokoleń nie liczyło się nic poza ręczną.
– Poula zresztą była z nami na treningu – dodała Ann-Mari.
Obaj stróże prawa drgnęli jednocześnie.
– Zaczęłyśmy grać około trzeciej, skończyłyśmy o wpół do piątej. Pewnie prosto ze szkoły poszła tutaj.
– Gdzie jest ta szkoła?
Ann-Mari wskazała na biały budynek na stoku, dobrze widoczny nawet z oddali. Jako jedyny w Vestmannie liczył więcej niż dwa piętra i nawet gdyby nie znajdował się na wzniesieniu, wyróżniałby się pośród typowo farerskiej zabudowy.
– Dlaczego Poula Løkin miałaby tutaj przyjść? – spytał młodszy.
– Nie wiem.
– Nie mówiła nic? Co zamierza? Dokąd idzie?
– Nie.
Policjanci zanotowali coś w swoich kajecikach, a potem znów popatrzyli na Ann-Mari.
– Musimy wiedzieć, o której się położyłaś – oznajmił starszy, po czym przeniósł wzrok na Hallbjørna. – I o której wrócił pan do domu.
Ojciec i córka zgodnie skinęli głowami.
– Przypomnijcie sobie. To istotne – dorzucił funkcjonariusz i zwrócił się w stronę innych mieszkańców, którzy stali kawałek dalej, czekając, by złożyć zeznania.
Kiedy policjanci się oddalili, Olsen poczuł na sobie spojrzenie Ann-Mari.
– Co mam im powiedzieć? – szepnęła.
– Hm? – mruknął, nadal skołowany.
– Mam powiedzieć, że o której wróciłeś?
Samo pytanie sprawiło, że zrobiło mu się co najmniej nieswojo. Po raz kolejny dzisiaj przeklął alkohol i poprzysiągł sobie, że więcej nie będzie pił. Przynajmniej nie w takich ilościach, jakie niewątpliwie musiał wlać w siebie wczoraj.
– Hal?
– Powiedz prawdę – odparł.
Ann-Mari nie wyglądała na zadowoloną.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł – zastrzegła szeptem.
– Dlaczego?
– Bo obudziłeś mnie, wchodząc do domu. Było po drugiej w nocy.
Hallbjørn dołączył do grupy mieszkańców zmierzających na południe. Zaglądali do każdego kutra, ale wzdłuż pirsu rybackiego przycumowany był cały ich rój i poszukiwania nie szły zbyt sprawnie. Olsen czuł się już trochę lepiej, choć przypuszczał, że to jedynie wynik tego, iż wciąż był pijany.
Cokolwiek działo się z nim w nocy, nie skończyło się około drugiej. Skoro wtedy wrócił do domu i zdążył wypić jeszcze dwa piwa i trochę danzki, musiał pójść spać dopiero nad ranem.
Policjanci znowu zaczęli drążyć temat, gdy przesłuchali innych świadków i wrócili do Olsenów. Hallbjørn polecił Ann-Mari, by trzymała się wersji, którą już przedstawiła. Sam zaś oświadczył, że pojechał z portu prosto do domu.
Gdyby był trzeźwy, być może zastanowiłby się dwa razy.
Po pierwsze, kazał córce skłamać przed przedstawicielami organów ścigania. Wprawdzie była nieletnia i nie groziła jej za to odpowiedzialność karna, ale Olsen i tak czuł się z tym źle.
Po drugie, zeznanie Hallbjørna mogło samo w sobie go pogrążyć. Jeśli któryś z funkcjonariuszy odnajdzie kogoś, z kim pił zeszłej nocy albo u kogo kupił alkohol, jego wersja runie jak domek z kart.
Nie była to dobra strategia. Olsen uświadomił to sobie, przeszukując któryś z kolei kuter i nawołując Poulę. Nigdzie nie było po niej śladu.
[...]