Światła w popiołach - Remigiusz Mróz - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Światła w popiołach ebook i audiobook

Remigiusz Mróz

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

93 osoby interesują się tą książką

Opis

Wiele lat temu w trakcie licealnej imprezy w Żeromicach doszło do tragedii – dwoje nastolatków spłonęło w starym, porzuconym pustostanie. Sprawa została zakwalifikowana jako wypadek i odcisnęła się na lokalnej społeczności tak silnym piętnem, że nikt do niej nie wraca. Do czasu.
Pewnego dnia w okolicy bowiem odnajduje się zwęglone ciało, które sprawia wrażenie, jakby zostało wyniesione z dawnych zgliszczy i przeniesione w czasie. Czy należy do jednej z rzekomych ofiar? A jeśli tak, to jakim cudem ta wówczas przeżyła? I kto po tylu latach zamordował ją w tak upiorny sposób?
Odpowiedzi poszukuje wracająca po urlopie macierzyńskim Kaja Burzyńska. Do pomocy zaś musi zaangażować mężczyznę, z którym od przeszło roku nie była sam na sam. I który nie ma pojęcia, że jest ojcem jej nowo narodzonego dziecka.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 394

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 32 min

Lektor: Paweł Małaszyński
Oceny
4,6 (4988 ocen)
3762
814
282
92
38
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kfamily

Nie polecam

Zla jestem na siebie ze z sentymentu probuje to czytac. Zweglone zwloki - on i ona w romantycznych uniesieniach. Prosektorium- on i ona mysla tylko o sobie. Szpital - on z podejrzeniem choroby zakaznej, smiertelnej - ona, koniecznie musi go zobaczyc bo taka milosc sie nie zdarza, pal licho ze ma dzieci mocno nieletnie, ze moze umrzec i je osierocić , ale JEGO MUSI ZOBACZYC z bliska, spojrzec mu w oczy bo milosc. No do jasnej anielki, uniesienia na poziomie gimnazjalnym, nie do przelkniecia i koniec, panie Remigiuszu. Bohaterom prady plyna jak sie dotkna palcem, a moze ich ten prad raz a porzadnie wreszcie kopnac? Tak raz a porzadnie, moze byc gorączka krwotoczna, why not na tym etapie. Tudziez nalot zlowrogich kosmitow, tak samo prawdopodobnie jak reszta pomysłow szanownego Autora.
257
clipo2

Z braku laku…

Niestety....zabrakło chyba tylko uderzenia asteroidy i lądowania kosmitów :( Lubiłam tę serię, ale obawiam się, że im dalej w las (czyli im więcej tomów w serii), tym więcej absurdalnych i naciąganych pomysłów. To już przestały być kryminały, a zrobiły się obyczajówki. :(( Wolę jednak jakość, a nie ilość.
Olaprzy

Nie polecam

Nie czytać, nie kupować, spalić w piecu, przynajmniej jakiś pożytek będzie
elsa11

Nie oderwiesz się od lektury

Uwielbiam powieści Remigiusza Mroza a seria o Zaorskim i Burzy są po prostu genialne i oczywiście Lidka przy której nie da się nie uśmiechnąć . Już nie mogę się doczekać ciągu dalszego
70
kkk23

Nie oderwiesz się od lektury

Moja ulubiona seria R. Mroza :)
82

Popularność




 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Moim Rodzicom

dawno nie mieli żadnej dedykacji,

a przecież im się należy.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Posłuchaj,

jak mi prędko bije twoje serce.

Wisława Szymborska,

„Życie Literackie” 24 XII 1967, nr 52, s. 3

 

 

I o tej porze kto tu mógłby do mnie przyjść?

Najwyżej ktoś z umarłych.

Wiesław Myśliwski,

Traktat o łuskaniu fasoli

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ 1

 

 

 

1

 

Każde nieodwzajemnione spojrzenie wprawiało serce Seweryna w stan zaawansowanej dekompozycji. Od Burzy dzieliło go niecałe trzydzieści metrów, siedziała po drugiej stronie niewielkiego boiska, na którym dziś odbywał się festyn z okazji Dni Żeromic – równie dobrze mogłaby jednak znajdować się na innym kontynencie.

Próbował nawet nie patrzeć w jej kierunku i udawać, że jest nieświadomy jej obecności. Raz po raz jednak wzrok grawitował ku niej, zupełnie jakby działała jakaś magnetyczna siła, z którą nie mógł wygrać.

Kaja tymczasem poświęcała niemal całą uwagę temu, co działo się na boisku. Nic dziwnego, w jednej z drużyn grał bowiem Dominik, jej trzynastoletni syn. Zaorski wciąż nie mógł uwierzyć, że chłopak, który jeszcze przed momentem ledwo wiązał sznurówki, teraz potrafił puścić soczystą wiązankę po tym, jak przestrzelił obok bramki.

Seweryn mimowolnie pomyślał o tym, jak zachowywałaby się jego starsza córka, gdyby nie wydarzyła się tragedia. Byłaby teraz w wieku Dominika, wchodziłaby w okres, w którym największym zmartwieniem Zaorskiego staliby się chłopcy przyprowadzani przez nią do domu.

Natychmiast się zmitygował i postawił tamę wezbranej fali druzgocących emocji. Zerknął na siedzącą obok Lidkę, koncentrując się na tym, co tu i teraz. Miał świadomość, że to ostatnie momenty, kiedy zwiastuny wczesnej dojrzałości nie pukają jeszcze do jej życia.

– Podaj no, kurwa! – rozległ się ryk Dominika.

Seweryn podniósł wzrok, który mimowolnie znów padł na Burzę. Zdawała się nie słyszeć przeklinającego syna, skupiając się przede wszystkim na wózku stojącym tuż przy ławce. Jej niedawno narodzone dziecko płakało, natychmiast absorbując nie tylko matkę, ale także ojca.

Michał Ozga również nachylił się nad wózkiem. Oboje próbowali jakimiś grającymi świecidełkami zająć uwagę niemowlaka, ale ten najwyraźniej nie miał zamiaru interesować się niczym poza dalszą serenadą.

Szczęśliwi ludzie. Ludzie sukcesu. Ona na najlepszej drodze ku temu, by wyjść poza korpus aspirantów i zostać podkomisarzem. On zajmujący pierwszą pozycję na liście wyborczej do sejmu z list Unii Republikańskiej, właściwie murowany kandydat na posła.

W końcu Kaja podniosła chłopczyka, a kiedy przytuliła go do piersi, ten szybko ucichł. Ozzy przesunął dłonią po główce syna i oboje przez jakiś czas zajmowali się nim, a nie tym, co na murawie orlika wyczyniał Dominik.

– Tateł, długo jeszcze? – rozległ się głos Lidki.

Seweryn potrząsnął głową i spojrzał na córkę.

– A co? – spytał. – Nudzi ci się?

– Prawie jak w kościele.

– To może chcesz jakiegoś tatełożarta?

Lidka z odrazą cofnęła głowę tak bardzo, że zrobił jej się drugi podbródek.

– Powiedziałam, że mi się nudzi – odparła poważnym tonem. – A nie, że mi się zwariowało.

Zaorski skinął głową i wrócił do obserwowania tego, co działo się na boisku. Było trzy do dwóch dla drużyny Dominika, ale do końca meczu pozostało jeszcze jakieś dwadzieścia minut. Po nim miały się rozpocząć właściwe obchody Dni Żeromic i nie ulegało wątpliwości, że mała diablica tylko czeka, by dobrać się do straganów z jedzeniem.

– No dobra – burknęła. – Opowiedz, jak już musisz.

Seweryn konspiracyjnie się do niej nachylił.

– Wiesz, dlaczego mleko nie jeździ na koniu? – spytał.

– Nie.

– Bo zsiadło.

Córka trwała w całkowitym bezruchu, ignorując wyczekujące spojrzenie Zaorskiego. W końcu głęboko nabrała tchu i z kamienną twarzą wróciła do leniwego przyglądania się temu, co działo się na boisku.

– Nieśmieszne? – rzucił Seweryn.

– Megaśmieszne i kisnę.

– A się nie śmiejesz.

Lidka uśmiechnęła się na całą jedną trzecią sekundy, a potem obróciła głowę z powrotem w stronę murawy. Zaorski skorzystał z okazji i znów zerknął na Kaję Burzyńską.

Kołysała syna, a siedzący obok Michał poprawiał mu niewielką czapeczkę. Oboje robili to mechanicznie, teraz skupiając się na wyczynach Dominika z piłką. Uśmiechali się, biło od nich ciepło i szczęście.

Żadna z tych rzeczy nie była udawana i Seweryn dobrze o tym wiedział. O ile z Burzą przez ostatni rok właściwie nie utrzymywał kontaktu, o tyle z jej mężem, starym przyjacielem z lat szkolnych, jak najbardziej.

Spotykali się praktycznie co dwa, trzy dni. Chodzili na piwo, w weekend na whisky. Dość często robili wypady do Zamościa na korty tenisowe, od czasu do czasu wybierali się na rower i potrafili zjechać kilkadziesiąt kilo­metrów roztoczańskimi ścieżkami.

Dopiero po jakimś czasie Seweryn uświadomił sobie, że im dalej jest od Burzy, tym bliżej stara się być Michała. Początkowo wydawało mu się to paradoksalne, ostatecznie jednak uznał ten stan rzeczy za zrozumiały.

Tylko dzięki Ozzy’emu mógł liczyć na wgląd w codzienność Kai. Był na bieżąco, wiedział niemal o wszystkim, co działo się w jej życiu. Miał wrażenie, jakby w nim uczestniczył, mimo że wyłącznie jako przyglądający się z oddali statysta.

Godzinami słuchał o ciąży, potem o porodzie i w końcu o samym dziecku.

Dziecku, które mogło okazać się jego. Dziecku, które mogło zmienić w ich życiu wszystko.

Rzeczywistość jednak brutalnie zweryfikowała marzenia i nadzieje. Kiedy tylko się okazało, że to Michał jest ojcem, Seweryn i Kaja wspólnie podjęli jedyną decyzję, która mogła sprawić, że rodzina Burzy przetrwa.

Wspólnie.

Czy na pewno? W kluczowym momencie Zaorski był przecież gotów zupełnie zmienić zdanie. Wystarczyłoby jedno słowo, a właściwie jedno spojrzenie.

To Kaja podjęła decyzję. I trwała w niej niezachwianie.

Czy mógł ją za to winić? Czy w ogóle powinien się dziwić, mieć pretensje, wyrzuty?

Nie.

Była szczęśliwa w wieloletnim małżeństwie z porządnym facetem. Mogła na nim polegać, ich życia były od dawna zespolone, stanowili dla siebie oparcie. Na Boga, wzięli ślub, wychowali razem dziecko, a teraz mieli kolejne.

Seweryn Zaorski był jej kochankiem. Przejściowym impulsem wywołanym dawną namiętnością.

Dlaczego miałaby dla niego porzucać wszystko, co udało się jej zbudować? Z jakiego powodu miałaby narażać na szwank rodzinę i sprawiać, że jej dzieci wychowywałyby się w rozbitym domu?

Zaorski nie miał żadnego moralnego prawa, by oceniać jej decyzje. I musiał spojrzeć na nie z perspektywy innej niż swoja.

Nie był miłością jej życia. Michał nią był. A on stanowił epizod, który napędzało fizyczne przyciąganie i pożądanie, nic więcej.

– No i czemu tak się patrzysz na ciocię Burzę? – rozległ się głos Lidki, który wyrwał go z zamyślenia.

– Co?

– No przecież widzę.

Ta mała gówniara nie była w ciemię bita. Już jako berbeć potrafiła rozpoznać znacznie więcej niż jej rówieśniczki, a teraz, kiedy dobiła do w jej przekonaniu sędziwego wieku jedenastu lat i posiadła już całą ludzką mądrość, potrafiła rozszyfrować wszystko i wszystkich.

– Co ty tam widzisz… – odbąknął Seweryn.

– Że się gapisz.

– Nie gapię się.

– To co niby robisz?

Zaorski odchrząknął cicho i skierował wzrok w stronę pola karnego, pod którym jedna z drużyn właśnie konstruowała atak.

– No? – upomniała się o uwagę Lidka.

– Dasz mi spokój?

Mała skrzyżowała ręce na piersi.

– Jeszcze będziesz chciał, żebym ci nie dawała.

– Na pewno.

– Jak będę miała osiemnaście lat, to będziesz strasznie żałował, że tak mówiłeś.

– Mhm.

Jego córka najwyraźniej żyła w mylnym przeświadczeniu, że bycie rodzicem to osiemnastoletni wyrok. Prawda była jednak zupełnie inna. To dożywocie z możliwością warunkowego przedterminowego zwolnienia po odbyciu jakichś dwudziestu lat kary.

– Znajdę sobie pracę i męża, i dziecko – dodała diablica. – Będziesz za mną płakał i płakał.

Seweryn uznał, że najlepiej będzie szybko podjąć wątek. Jakikolwiek, byle nie miał związku z Kają. Od pewnego czasu bowiem córka suszyła mu o nią głowę, zupełnie jakby za punkt honoru postawiła sobie ustalenie, dlaczego ciocia już nie przychodzi.

– Dzieci się nie znajduje – odparł.

Pracy właściwie też nie, trzeba ją wydrzeć kapitalistycznemu demiurgowi trzymającemu w merkantylnych szponach cały świat. To jednak Zaorski postanowił zachować dla siebie.

– No to skąd się je bierze?

Zaklął w duchu, zastanawiając się, czy młoda z premedytacją wprowadziła go na minę, czy sam na nią wlazł. Wydawało mu się, że po wszystkich bajkach edukacyjnych, które Lidka widziała, raczej pierwsza ewentualność jest słuszna.

– Może zapytam ciocię Burzę – dodała Lidka.

Seweryn natychmiast zwrócił się w stronę córki.

– Nawet się nie waż.

– Bo co? – odparowała.

– Bo następnym razem, jak będziesz chciała kostki lodu do pepsi, to wcześniej się przygotuję – rzucił pod nosem.

– Niby jak?

– Zaleję pojemnik wodą po parówkach.

– Fuuuj…

– No właśnie – uciął Zaorski. – Więc lepiej siedź cicho.

Naburmuszyła się, a potem wbiła wzrok przed siebie, prosto w Kaję. Zaorskiemu chwilę zajęło uświadomienie sobie, co robi.

– Przestań – dodał.

– Żeby coś przestać, musiałabym coś robić.

– Robisz.

– Nie.

– Tak – odparł. – Wślepiasz się w ciocię Burzę.

– Tak jak ty przed chwilą?

Seweryn głęboko nabrał tchu.

– Mówiłem: cicho bądź.

Na moment umilkli, zupełnie jakby spowalniająca na boisku akcja i cisza na trybunach ich do tego przymusiły.

– Nie możesz tak do mnie mówić – oceniła Lidka.

– Nie? Dlaczego?

– Bo jesteś tatełem.

– I co w związku z tym? – spytał Zaorski. – Już mi się chwila ciszy i spokoju nie należy?

– Ode mnie nie.

Seweryn uśmiechnął się i lekko pokręcił głową. Miał zamiar kontynuować rozmowę, byleby tylko odciągnąć myśli diablicy od Kai i być może także od tego, skąd się biorą dzieci.

Nagle jednak umilkł.

We względnej ciszy, która zaległa nad boiskiem, wydawało mu się bowiem, że usłyszał krzyk. Przeraźliwy, kobiecy, dochodzący gdzieś z oddali. Natychmiast się rozejrzał i odniósł wrażenie, że kilkoro innych rodziców również go wychwyciło.

Zaraz potem stało się pewne, że nikomu się nie przesłyszało. Dźwięk się powtórzył, a Zaorskiemu udało się ustalić kierunek, z którego ten nadszedł.

Nie miał zamiaru tracić czasu. Natychmiast zerwał się na równe nogi.

– Zostań tutaj – rzucił do Lidki.

– Ale…

– Nigdzie się nie ruszaj! – polecił, a potem obrócił się w stronę lasu.

Kątem oka dostrzegł jeszcze Kaję. I nie mógł być do końca pewny, wydawało mu się jednak, że to właśnie na nim zogniskowała wzrok.

Zaraz potem puścił się biegiem w kierunku ściany drzew. Kilkoro innych rodziców rozglądało się z wahaniem, jakby nie wiedzieli, skąd dochodził krzyk – albo nie byli pewni, jak się zachować.

Seweryn pędził przed siebie sam, nie odnotowując, by ktokolwiek za nim ruszył. Wbiegł do lasu i na moment się zatrzymał, nasłuchując. Nie wyłapał jednak żadnego dźwięku, dzięki któremu mógłby obrać właściwy azymut.

Przeraźliwe wołanie było wysokie, zdawało się należeć do jakiejś młodej kobiety. Wyobraźnia natychmiast podsunęła Zaorskiemu same czarne scenariusze, ale upomniał się w duchu, że być może przesadza.

Inni wszak nie ruszyli do lasu. Musieli uznać, że…

Urwał tok myśli, kiedy dźwięk się powtórzył.

Był cichszy, ale jeszcze bardziej desperacki. Zupełnie jakby dziewczyna czemuś się poddawała.

– Hej! – krzyknął Seweryn.

Pobiegł przed siebie, rozgarniając raniące go gałęzie. Nie było tu żadnej ścieżki, żadnego przesmyku. Musiał przebijać się przez dziką naturę i liczyć na to, że nie pomylił się co do źródła dźwięku.

Na dobrą sprawę mogło się jednak okazać, że w tak przepastnym lesie głos rozchodzi się w dość dezorientujący sposób.

Po chwili się zatrzymał, ale nadal nie potrafił ocenić, gdzie znajduje się dziewczyna. W dodatku wydawało się, że na dobre umilkła.

– Hej! – spróbował jeszcze raz.

Nadal nic. Żadnego wołania o pomoc, nawet najmniejszego dźwięku świadczącego o tym, że ta osoba próbuje uciekać, ratować się czy szukać pomocy.

Kluczył trochę, wciąż nawołując, po czym na powrót obrał poprzedni kierunek. Uznał, że powinien trzymać się pierwotnego założenia.

W końcu wydostał się z gęstwiny na niewielką leśną ścieżkę – rzadko uczęszczaną i zarośniętą, ale pozwalającą nieco przyspieszyć. Rozejrzał się w poszukiwaniu jakiegokolwiek prześwitu i gdy go wypatrzył, ruszył ku niemu.

Potrzebował nieco przestrzeni, by się zorientować w okolicy, spróbować zawołać i…

Nagle się zatrzymał, widząc, co znajduje się na pokrytej mchem ściółce. Na sekundę zastygł, jakby uderzył go piorun, a potem potrząsnął głową i dopadł do dziewczyny.

Właściwie nie powinien używać tego określenia.

Czyjekolwiek zwłoki się tu znajdowały, były niemalże zwęglone. Twarz zastygła w przeraźliwej pośmiertnej masce, z upiornie otwartymi ustami, a kończyny były wykręcone, jakby w ostatnich chwilach życia tę osobę opętał jakiś demon.

Szczegóły anatomiczne jasno dowodziły, że ciało należy do kobiety, ale stopień zwęglenia był tak duży, że nie mogła to być osoba, która krzyczała.

Seweryn raptownie poderwał głowę, chcąc znów zawołać, dostrzegł jednak, że ktoś wyłonił się ze ścieżki, którą on tutaj dotarł.

Któreś z rodziców za nim pobiegło. I właściwie mogła być to tylko jedna osoba.

– Boże… – rzuciła cicho Burza, patrząc na spalone ciało.

 

 

2

 

Jeszcze przed momentem największym dylematem Kai było to, czy pomachać patrzącej na nią Lidce, czy nadal udawać, że nie widzi spojrzenia małej i jej ojca. Właściwie nie musiała nawet patrzeć na Seweryna, by wiedzieć. Czuła na sobie jego wzrok, jakkolwiek irracjonalne mogłoby to się wydawać.

Wraz z tym wzrokiem czuła ból, który trawił Zaorskiego.

A może tylko go sobie wyobrażała? Może w istocie jej perspektywa była zniekształcona przez ich wspólną, pełną żaru przeszłość?

Nie mogła wykluczyć, że Seweryn nie traktuje ich historii tak jak ona. Mógł pójść dalej, nie oglądając się za siebie, a te spojrzenia kierował ku niej tylko z czystej ciekawości.

Czy tak trudno było uwierzyć, że okazała się dla niego przelotną miłością?

Pamiętała przecież doskonale, jak to było w czasach licealnych. Seweryn Zaorski, znany żeromicki uwodziciel. Ile dziewczyn miał do wyjazdu na studia? Ile z nich ostrzegało przed nim pozostałe?

Nigdy na dobre nigdzie nie zakotwiczył, a bywało i tak, że kiedy poznawał koleżankę którejś ze swoich ówczesnych dziewczyn, dość szybko się w niej zakochiwał. Wówczas Burza wiedziała, by na niego uważać, przekonana, że ją potraktuje podobnie jak inne.

Po latach wyznał, że to ją nosił w sercu. Że biło dla niej i że właściwie od zawsze należało do niej.

Ale na ile była to prawda, a na ile podyktowane uniesieniem i zaprawione alkoholem wyznania?

Z dzisiejszej perspektywy wydawało się to nierealne. Zarówno to, co robili od momentu jego powrotu do Żeromic, jak i to, co mówił Seweryn. Dali się omamić zmysłowości i cielesności, nie była to prawdziwa miłość.

Tę Kaja mogła odnaleźć jedynie w małżeństwie, a Zaorski u boku innej kobiety. Takiej, dla której będzie gotów poruszyć cały świat, by byli razem.

Burza powtarzała to sobie, ilekroć go widziała. Uważali wprawdzie, by nie spotykać się w cztery oczy, od czasu do czasu jednak wpadali na siebie w towarzystwie. Szczególnie od kiedy Michał i Seweryn na nowo stali się nierozłączni, jak za najlepszych czasów ich szkolnej przyjaźni.

Wydawało jej się, że Zaorski nie ma takich problemów z funkcjonowaniem w nowej rzeczywistości jak ona. Zachowywał się naturalnie, nie wyglądało na to, by zmagał się z jakimkolwiek ciężarem. Ona tymczasem każdy wolny wieczór, gdy Michała nie było w domu, spędzała na słuchaniu ich muzyki.

Początkowo próbowała trzymać się od niej z daleka. Doskonale pamiętała, jak dotkliwie rozdzierają ją pierwsze dźwięki Oczu szeroko zamkniętych. Wciąż miała w świadomości, jak działają stare kawałki CCR, Bachman-Turner Overdrive, Buzzcocks czy Dire Straits. Nie wspominając o Ostatniej piosence o miłości Tomka Lipińskiego.

Zamierzała na zawsze pożegnać te dźwięki, nigdy do nich nie wracać. Tak, jak już kiedyś sobie to postanowiła.

Po czasie przekonała się jednak, że myśli o Sewerynie są jej niezbędne do życia. Skoro brakowało w nim jego samego, musiała zapewnić sobie choćby namiastkę jego obecności.

Czy on miał podobnie? Nie, inaczej dawno coś by z tym zrobił.

Czy podjęła dobrą decyzję? Tak, inaczej dawno coś by z tym zrobił.

Ostatecznie przecież tak wiele było w jego rękach. Nie uciekła, nie przeprowadziła się, nie odcięła się od niego. Wystarczyło, by którejś nocy podjechał pod jej dom, a potem wysłał jej esemesa. Wyszłaby na ganek, objęliby się i być może…

Urwała te rozważania jeszcze na murawie, w momencie, kiedy rozległ się kobiecy krzyk. Burza ledwo go wyłapała, ale natychmiast aktywował się w niej tryb, w który wchodziła, gdy tylko przywdziewała mundur.

Raptownie się rozejrzała, a kiedy popatrzyła na Zaorskiego, zrozumiała, że on także to usłyszał. Zaraz potem rozległo się kolejne desperackie wołanie, a Seweryn poderwał się na równe nogi. Jako jedyny.

Rzucił coś do Lidki i zaraz potem popędził w stronę lasu. Burza nie była pewna, czy obrał dobry kierunek, ale ruszyła za nim.

– Kaja! – krzyknął z niepokojem Michał.

– Zostań z dziećmi! – rzuciła tylko, a potem przyspieszyła.

Niedawno wprawdzie wróciła na służbę po urlopie rodzicielskim, ale jej kondycja pozostawiała wiele do życzenia. Nie było szans, by dogoniła Seweryna, mimo to próbowała.

W pewnym momencie straciła go z oczu, szczęśliwie jednak zostawił za sobą tak wyraźne ślady, przedzierając się przez chaszcze, że nie miała problemu z ustaleniem tropu.

Kiedy dotarła do Zaorskiego, stał na niewielkiej polanie, choć określenie to było nieco na wyrost. Miejsce sprawiało raczej wrażenie, jakby ktoś urządził tu sobie nielegalny wyrąb paru drzew.

Zaorski dostrzegł ją kątem oka. Zanim jednak na dobre się ku niej zwrócił, Burza zorientowała się, co sprawiło, że zamarł.

– Boże… – rzuciła.

Cisza, która spowijała las, wydawała się absolutna.

Kaja i Seweryn spojrzeli na siebie jak dwójka ludzi kompletnie zagubionych, nierozpoznających świata, w którym się znajdują. Burza ocknęła się jako pierwsza. Ruszyła powoli w kierunku Zaorskiego, ale ten natychmiast uniósł ku niej otwartą dłoń.

Kaja od razu zrozumiała.

– Miejsce zbrodni – odezwała się.

Seweryn powoli skinął głową.

– A przynajmniej musimy je traktować jako takie – odparł.

Opanowany, fachowy ton. Tyle pożądany w takiej sytuacji, ile boleśnie przypominający Burzy o tym, jak wiele ich od siebie teraz dzieliło.

Oboje pospiesznie się rozejrzeli, a Kaja sięgnęła do kieszeni po telefon.

– Co możesz powiedzieć? – rzuciła, również decydując się na profesjonalne rejestry.

Zaorski zmrużył oczy, patrząc na zwłoki.

– Że ta dziewczyna raczej nie krzyczała – oznajmił.

– Seweryn…

Przepraszająco uniósł dłonie, wciąż skanując wzrokiem gęsty las. Zaraz potem zbliżył się nieco do ciała, ostrożnie stawiając kroki, po czym przykucnął obok niego. Kiedy obrócił czapkę daszkiem do tyłu, Burza wiedziała, że za moment usłyszy konkrety.

Podczas gdy on skupiał się na zwęglonym ciele, ona czym prędzej wybrała numer komendanta. Poinformowała, co właśnie odkryli w lesie, po czym poprosiła, by Konarzewski zorganizował grupy poszukiwawcze.

– Dziewczyna musi być niedaleko – dodała. – Jeśli się pospieszymy, jest szansa, że nie zdąży wybiec z lasu.

– I jesteś pewna, że to nie ta, którą znaleźliście?

– Tak.

– Na sto procent?

– Ofiara jest praktycznie zwęglona, panie komendancie.

Konar mruknął potwierdzająco, po czym zapewnił, że za moment skontaktuje się ze swoimi odpowiednikami z okolicy, by zwołać więcej rąk do pracy. Kaja rozłączyła się, a potem powiodła wzrokiem po śladach, które na mchu pozostawił Seweryn.

Stawiając kroki tam, gdzie on, po chwili znalazła się tuż za nim. Obejrzał się przez ramię, a potem się podniósł.

– Konarzewski wysłał ludzi? – spytał.

Stali stanowczo zbyt blisko siebie, nie mieli jednak żadnego pola manewru. Należało zminimalizować dalszą ingerencję w miejsce zbrodni, szczególnie że jeden niewłaściwy krok mógł zatrzeć istotne dowody.

Burza z pewnym trudem przepchnęła ślinę przez gardło, przeklinając w duchu Zaorskiego. Nie pierwszy raz się przekonała, że bez względu na okoliczności jego bliskość wyrywa ją ze znanej rzeczywistości i przenosi do zupełnie innej.

– Wysłał – odparła cicho.

– Okej.

Seweryn patrzył na nią w milczeniu, jakby czekał na coś więcej. W końcu odchrząknął i obrócił się z powrotem w kierunku ciała.

– Nie ma śladów świadczących o czynnościach gaśniczych – odezwał się. – Ta kobieta cierpiała do końca.

Burza na moment zamknęła oczy i postarała się o to, by nie dać myślom opuścić zawodowego toru.

– Kobieta? – spytała. – A nie dziewczyna?

– Nie.

– Seweryn, spójrz na nią – odparła. – Przecież ona jest tak drobna, że nie mogła mieć więcej niż…

– Ciało pod wpływem wysokiej temperatury kurczy się jak skwarki na patelni.

Porównanie było upiorne, choć w ustach Zaorskiego zabrzmiało właściwie dość neutralnie. Być może dlatego, że potrafił w jakiś sposób powiedzieć to bez emocji, a być może dlatego, że Kaja przywykła do podobnych analogii w jego wykonaniu.

– Tak czy inaczej to nie tutaj spłonęła – dodał Seweryn.

– Hm?

– Rzuć okiem na ściółkę.

Burza dopiero teraz przyjrzała się samemu miejscu, w którym leżała kobieta. Wokół rzeczywiście brakowało jakichkolwiek śladów świadczących o tym, że jakiś czas temu gorzał tutaj pożar.

– Znaczy co? – rzuciła bezwiednie. – Ktoś spalił ją gdzieś indziej, a potem tutaj przeniósł?

– Najwyraźniej.

– Po co miałby to robić?

– Może chciał, żeby ktoś szybciej trafił na zwłoki – odparł Seweryn, poprawiając nieco czapkę. – A może zasugerował się zakazem rozniecania ognia w lesie.

Kaja czekała, aż obróci się ku niej, by posłać mu pełne dezaprobaty spojrzenie. Zaorski jednak na powrót skupiał się na zwłokach.

– Trzeba przeczesać całą okolicę – dodał. – Gdziekolwiek sprawca dokonał spalenia, z pewnością zostawił ślady.

– Jasne – odparła Burza, podnosząc telefon. – Uczulę ich, żeby uważali na cokolwiek, co mogłoby świadczyć o tym, że gdzieś płonął ogień.

Kiedy pisała wiadomość do Konarzewskiego, kątem oka odnotowała, że Seweryn się ku niej obraca. Ledwo jednak skończyła i podniosła wzrok, ten ponownie trafił na jego plecy.

Znów pogrążyli się w ciszy, która z jakiegoś powodu zdawała się właściwa.

– Jak bardzo cierpiała? – odezwała się w końcu Burza.

Zaorski cicho nabrał tchu.

– Trudno powiedzieć – odparł bez przekonania. – Organizm człowieka ma granicę wytrzymałości termicznej w okolicach pięćdziesięciu stopni Celsjusza, powyżej niej zaczynają się zmiany w białkach, prowadzące do ich denaturacji. A czerwony płomień, który widzisz w ognisku, ma zazwyczaj od pięciuset do tysiąca stopni.

– To nie jest odpowiedź na moje pytanie.

– Ano nie jest – przyznał ciężko Seweryn. – Ale tutaj obrażenia termiczne są dość oczywiste, mówimy o rozległych oparzeniach czwartego stopnia. Zgon był natychmiastowy.

Kaja mimowolnie popatrzyła na oblicze kobiety, wykrzywione w niemym, makabrycznym krzyku. Potem powoli i z trudem przesunęła wzrokiem po ciele, do którego przylgnęła wierzchnia warstwa odzieży.

Nie, „przylgnęła” to zbyt mało powiedziane. Ona stopiła się z ciałem.

Kai zdawało się niemożliwe, by ofiara umarła szybko.

– Jest jakakolwiek szansa, że to nie było zabójstwo? – rzuciła, byleby tylko przerwać ciszę.

Zaorski milczał.

– Seweryn?

Wypowiadanie jego imienia wciąż było dla niej tak dziwne, że nawet w tej sytuacji nie potrafiła przejść obok tego obojętnie. Z jednej strony usta układały się w tak znany kształt, sprawiając, że wydobywały się z nich tak znane dźwięki. Z drugiej były obce, jakby z innego życia.

– Hipotetycznie rzecz biorąc? – spytał Zaorski. – Możliwość jest. Mało osób o tym wie, ale rocznie w Polsce mamy około dwustu zgonów wywołanych przypadkowym zapaleniem się ubrania. Przy łatwopalnym materiale człowiek staje się praktycznie uwięziony w płomieniach.

Ta kobieta sprawiała wrażenie, jakby spotkało ją właśnie coś takiego.

– Więc może ona uciekła z jakiegoś pożaru? – odezwała się Burza.

– Może.

Oboje pomyśleli dokładnie o tym samym. Historii śmierci ojca Kai w pożarze, w którą oboje przez lata wierzyli.

– Ale to niekoniecznie musiał być ogień w budynku – podjął Zaorski. – Równie dobrze mogło chodzić o ognisko, jakieś przypadkowe zaprószenie czy łuk Volty.

– Łuk Volty?

Seweryn machnął ręką, a Kaja uznała, że najwyraźniej nie ma to większego znaczenia.

– Skontaktuję się ze OSP i rozpytam, czy ktokolwiek w okolicy zgłaszał jakąkolwiek sytuację z ogniem – dodała.

– Okej.

Westchnęła i ponownie skupiła się na zwęglonym ciele. Nie chciało jej się wierzyć, że może należeć do kobiety, przywodziło na myśl raczej nastolatkę, może nawet dziecko.

– Dobra… – rzuciła cicho Burza. – Zakładam, że więcej się dowiemy, jak zrobisz sekcję.

– Niekoniecznie.

– Hm?

– Przy zwęgleniach zazwyczaj trudno powiedzieć cokolwiek konkretnego.

Był to bodaj pierwszy raz, kiedy Zaorski zdawał się nieprzekonany co do kluczowej roli autopsji w wyjaśnieniu jakiejkolwiek zagadki.

– Co jest? – rzucił.

– Z czym?

– Milczysz.

– Bo to niecodzienna sytuacja – odparła Kaja.

Obrócił się do niej i lekko wzruszył ramionami.

– Znaczy dziwi cię, że nie palę się do sekcji?

– Jezus Maria, Seweryn…

– Sorry.

Burza poświęciła chwilę, by przyjrzeć się wykrzywionej twarzy kobiety – a raczej temu, co z niej zostało.

– To była żywa osoba – mruknęła.

– Mhm – potwierdził cicho Zaorski. – Ale teraz już raczej nie obrazi się za żarty na swój temat.

Nadal stał lekko zwrócony w jej kierunku, więc Kaja skorzystała z okazji i posłała mu surowe spojrzenie. Właś­ciwie nie powinna się dziwić, już nie takie rzeczy słyszała z ust Seweryna. Zawsze jednak miało to miejsce w sterylnym prosektorium, w trakcie autopsji. Tu zaś stali nad ofiarą, która niedawno zginęła w męczarniach.

– Jedyny sposób, jaki znam, by przywrócić zmarłym godność, to ustalenie, kto i jak odebrał im życie – dodał po chwili Zaorski. – Wszystko inne jest bez znaczenia.

– Okej – rzuciła Burza. – To na co konkretnie możemy liczyć?

– Na nic.

Kaja uniosła brwi, a on na powrót odwrócił się w stronę ofiary.

– Diagnostyka sekcyjna zwłok w przypadku zwęglenia to zmora – wyjaśnił. – Cały obraz morfologiczny staje się zatarty.

– Dobra, ale…

– Zazwyczaj nie jesteśmy w stanie ustalić nawet tak podstawowej rzeczy, jak przyczyna zgonu – ciągnął Seweryn, przypatrując się kobiecie. – Właściwie żadne czynności obdukcyjne nie pomagają w stwierdzeniu, czy ktoś zmarł z powodu samego pożaru, czy był martwy już wcześniej. W tym wypadku obrażenia pośmiertne nie różnią się niczym od tych, które ofiara odniosłaby za życia. Nawet kurczenie się mięśni nie daje żadnej odpowiedzi, bo pod wpływem wysokiej temperatury tak samo będą zachowywały się post mortem, jak i wcześniej.

Burza przez moment milczała.

– Mimo to zrobisz sekcję? – odezwała się.

– Pewnie. Trudno mi wyobrazić sobie lepsze zajęcie na wieczór.

Pokręciła głową, ale nie zdążyła w żaden sposób zripostować, usłyszała bowiem nawoływania z oddali. Zbliżała się do nich grupa ludzi – być może policjantów przysłanych przez Konarzewskiego, a być może rodziców, którzy ruszyli z boiska.

Szczęśliwie okazało się, że to pierwsza z grup.

Zaraz potem Kaja i Seweryn się wycofali, a funkcjonariusze zaczęli ogradzać miejsce odnalezienia zwłok policyjnymi taśmami. Kiedy na miejscu zjawili się technicy z matami mającymi zapobiec kontaminacji śladów traseologicznych, Zaorski natychmiast skorzystał i na nie wszedł.

Burza również nie miała zamiaru zwlekać. Przywdziawszy cienkie, sterylne rękawiczki, ruszyła po matach w kierunku zwłok, a potem kucnęła obok Zaorskiego.

Ten sprawiał wrażenie, jakby fakt, że wreszcie może dotknąć ciała, wszystko zmieniał.

– Coś musisz być w stanie powiedzieć – odezwała się cicho Kaja.

Wiedziała, co w takiej sytuacji usłyszałaby jeszcze rok temu.

„Tak, że tęskniłem za tobą” – lub coś w tym stylu. Klasyczny Seweryn. Nigdy nie przepuszczał okazji, by rzucić takim lekkim, niby niezobowiązującym tekstem, używając tonu, który był ni to żartobliwy, ni to poważny – ale zawsze w jakiś sposób sprawiał, że atmosfera między nimi drastycznie się zmieniała.

Tamten klasyczny Seweryn jednak znikł na dobre. Podobnie jak tamta Burza. Oboje zadbali o to, by żadne z nich nie wróciło.

– Coś zawsze mogę powiedzieć – odparł.

– Więc?

Nachylił się nad zwęglonym obliczem, a potem starał się chwycić za obkurczoną powiekę, a raczej to, co z niej pozostało.

– Jezu…

– Wiem, mało delikatnie – rzucił Zaorski. – Ale na czułości będzie czas później.

Kaja skwitowała to milczeniem.

– Bez analizy działania czynników zewnętrznych istnieje właściwie tylko jeden sposób, żeby stwierdzić, czy ofiara żyła w momencie spalenia, czy nie – podjął Seweryn, starając się rozwinąć resztkę powieki.

Poniósł fiasko, zabrał się więc do drugiej.

– Człowiek ma to do siebie, że kiedy uderza w niego ogień, odruchowo zamyka oczy – dodał. – Jeśli więc na powiekach pojawiają się jasne smugi, to znaczy, że ofiara jeszcze żyła.

Kaja patrzyła na kawałek skóry, który Zaorski poddawał oględzinom, ale niewiele mogła stwierdzić. Przynajmniej przez moment. Potem spostrzegła, że kolor różni się nieco od tego na reszcie twarzy.

– Są smugi – skwitował Seweryn, a potem lekko się wyprostował. – Ta kobieta żyła, kiedy uderzyły w nią płomienie.

Burza wzdrygnęła się, odnosząc wrażenie, że ślina w przełyku jej zgęstniała. Szczerze powiedziawszy, najchętniej opuściłaby to miejsce, nigdy więcej nie wracała do tego widoku i zajęła się poszukiwaniem sprawcy.

Jego ślady znajdowały się jednak wyłącznie na zwłokach leżących na ściółce.

Kaja zmusiła się, by po raz pierwszy spojrzeć na nie z bliska. Skóra niemal wszędzie była poprzerywana, zupełnie jakby ktoś zadawał rany cięte ostrym narzędziem. Na brzuchu częściowo pękła, odsłaniając niektóre narządy wewnętrzne.

Kiedy Burzy zrobiło się słabo, mimowolnie zakryła usta dłonią i przeniosła wzrok wyżej, na szyję kobiety.

Wówczas nagle zamarła.

– Seweryn… – powiedziała cicho.

Obejrzał się przez ramię.

– Zgłodniałaś?

Zamiast odpowiedzieć, wskazała dłonią kark ofiary, jednocześnie przechylając się nieco. Zaorski przybrał podobną pozycję i szybko pomiarkował, w czym rzecz. Dotknął delikatnie żuchwy kobiety, a potem postarał się, by lekko odwrócić jej głowę na bok.

– Często spotykana sytuacja – odezwał się. – Tusz w tatuażach jest dość trwały, z biegiem lat wnika w tkanki, bo oprócz pigmentów ma szereg innych substancji. Szczególnie w przypadku tych wykonywanych dawniej przy autopsji wychodzą metale ciężkie, aminy i węglowodory aromatyczne, substancje konserwujące i tak dalej. Przy pożarach to pomocne w identyfikacji szczątków, bo…

– Znam ten tatuaż – ucięła Burza.

Seweryn spojrzał najpierw na nią, a potem na to, co widniało na szyi ofiary. Były to trzy gałązki jakiegoś iglaka, ułożone w kształt odwróconej litery „Y”. W jego umyśle najwyraźniej nie pojawiło się to skojarzenie, które sprawiło, że policjantka znieruchomiała.

– Czekaj – rzucił szybko. – Wiesz, kim jest ofiara?

Kaja wciąż milczała, bijąc się z myślami. Nie, było to przecież absolutnie niemożliwe. To nie był jakiś powszechny symbol, w dodatku wytatuowano go w ten konkretny, a nie inny sposób…

– Burza?

Przesunęła dłonią po krótkich włosach, nawet nie odnotowując, że elektryzują się w kontakcie z gumową rękawiczką.

– Zęby… – powiedziała cicho.

– Co: „zęby”?

– Sprawdź je.

Zaorski zawahał się, a potem odciągnął pozostałość tego, co niegdyś było górną i dolną wargą. Kaja zaś, walcząc z przemożną potrzebą, by się cofnąć, nachyliła się ku spalonej twarzy. I potwierdziła to, co było już dla niej tyle oczywiste, ile niemożliwe.

– To jest Ola Maksymiec – wydusiła.

– Co?

– Ten tatuaż… – ciągnęła jak w transie Kaja. – Pamiętam go, bo jako jedyna w całej szkole miała jakikolwiek… Pojechała kiedyś do Krakowa go zrobić, gdzieś na Krowodrzy…

Zaorski wypuścił wargi denatki i obróciwszy się do Burzy, oparł rękę o kolano.

– O czym ty mówisz? – rzucił, wciąż zdezorientowany.

– I ta górna jedynka… – kontynuowała Kaja. – Wyszczerbiła ją sobie kiedyś na wuefie, kiedy któraś z nas przywaliła jej kijem do unihokeja.

– Burza…

Kaja potrząsnęła głową. Wiedziała, że nie musi tłumaczyć Sewerynowi, o kim mowa – każdy w Żeromicach doskonale pamiętał Olę Maksymiec. Ją i jej chłopaka, których spotkał tragiczny los.

– Ona zginęła w pożarze ponad dwie dekady temu – rzucił Zaorski, po czym przeniósł wzrok na denatkę. – A te zwłoki spłonęły stosunkowo niedawno.

Burza nadal milczała.

– Wiem – odparła w końcu. – Ale jednocześnie wiem też, że to ona.

Seweryn powiódł wzrokiem po okolicy, która zaludniała się nie tylko lokalnymi stróżami prawa i technikami, ale także gapiami, którzy wiedzieli już, dokąd się kierować.

– Znaczy co sugerujesz? – powiedział. – Że ktoś przeniósł te zwłoki w czasie?

Kaja jakby dopiero teraz przypomniała sobie o oddychaniu. Raptownie nabrała tchu i się wyprostowała.

– A masz inne wytłumaczenie? – odparła.

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej

 

 

 

 

 

Copyright © by Remigiusz Mróz, 2023

Copyright © by Grupa Wydawnicza FILIA, 2023

 

Wszelkie prawa zastrzeżone

 

Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiekformie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to takżefotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwemnośników elektronicznych.

 

Wydanie I, Poznań 2023

 

Projekt okładki: © Tomasz Majewski

Zdjęcia na okładce:

© ErinWilkins/Getty Images

© Oladimeji Odunsi/Unsplash

© Mohamed Nohassi/Unsplash

© Benjamin Lizardo/Unsplash

© Matt Howard/Unsplash

 

Redakcja: Karolina Borowiec-Pieniak

Korekta: Joanna Pawłowska, Aleksandra Deskur

Skład i łamanie: Stanisław Tuchołka | panbook.pl

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:

„DARKHART”

Dariusz Nowacki

[email protected]

 

eISBN: 978-83-8357-108-9

 

 

Grupa Wydawnicza Filia sp. z o.o.

ul. Kleeberga 2

61-615 Poznań

wydawnictwofilia.pl

[email protected]

 

Seria: FILIA Mroczna Strona

mrocznastrona.pl

 

Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.