Eskadra Do Gwiazd - Brandon Sanderson - ebook

Eskadra Do Gwiazd ebook

Brandon Sanderson

4,0
64,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Bohaterowie dotarli do gwiazd, ale czy będą gotowi

przynieść im wolność…

Zbiór trzech minipowieści osadzonych w świecie cyklu Do Gwiazd, które przedstawiają najważniejsze wydarzenia z perspektywy bohaterów towarzyszących Spensie, rzucając nowe światło na ich rolę w walce z zagrożeniami ze strony galaktycznego Zwierzchnictwa.

FM, pilotka eskadry Do Gwiazd, bada tajemnice technologii kosmicznych ślimaków zdolnych do teleportacji i staje się kluczową postacią w misji zrozumienia ich niezwykłych zdolności. Alanik, należąca do rasy UrDail, stara się zapobiec wojnie domowej na swojej ojczystej planecie i przekonać różne frakcje do walki ze Zwierzchnictwem. Jorgen, lider eskadry, odkrywa swoje szczególne powiązanie ze ślimakami, równocześnie nawiązując sojusze z obcymi rasami, które mogą zadecydować o losach ludzkości.

„Obowiązkowa lektura dla fanów opowieści o Spensie. Poznajemy dokładniej wiele unikalnych obcych kultur i tajniki hipernapędu. Istotne uzupełnienie głównego cyklu”.

„Publishers Weekly”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 797

Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Cahir2e

Dobrze spędzony czas

1 opowiadanie o FM mnie wybudziło ale potem 2 alianik i 3 o joegeniw były genialne polecam
00



Brandon Sanderson, Janci Patterson Eskadra do gwiazd Tytuł oryginału Skyward Flight: The Collection ISBN Text copyright © 2022 by Dragonsteel Entertainment, LLC Interior illustrations by Charlie Bowater and Ben McSweeney copyright © 2022 by Dragonsteel Entertainment, LLCAll rights reserved Copyright © for the Polish translation by Zysk i S-ka Wydawnictwo s.j., 2025 Redakcja Agnieszka Zienkowicz Projekt graficzny okładki Tobiasz Zysk Opracowanie graficzne i techniczne Barbara i Przemysław Kida Wydanie 1 Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67 dział handlowy, tel./faks 61 855 06 [email protected] Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w Zysk i S-ka Wydawnictwo.

1

W dzień przybycia wnikacza wpatrywałam się w gwiazdy.

Choć minęło już wiele miesięcy, nadal nie przyzwyczaiłam się do życia w przestrzeni kosmicznej. Wychowałam się pod ziemią, w jaskini tak głębokiej, że trzeba było kilku godzin, by dotrzeć na powierzchnię. Czułam się tam bezpiecznie, ukryta pod kilometrami skały. Inne jaskinie tworzyły bufor nad tą, w której mieszkałam. Nic nie mogło mnie tam dosięgnąć.

Teraz wszyscy mówią na mnie FM, ale rodzice nadali mi imię Freyja, na cześć wojowniczej bogini z naszej starożytnej kultury. Nigdy nie uważałam się za wojowniczkę. Wszyscy spodziewali się, że przystąpię do testu na pilota, i mieli nadzieję, że go zdam, ale potem poczuli się zaskoczeni, że dalej latałam. Jako pełnoprawna pilotka mogłam dostać każdą pracę w bezpiecznych jaskiniach, ale postanowiłam opuścić powierzchnię planety — otwartą, obcą i odsłoniętą — by zamieszkać na jednej z orbitujących wokół niej ogromnych platform, osłaniających ją przed atakiem z przestrzeni kosmicznej. Ojciec mówił, że mam fioła na punkcie kosmosu, ale w rzeczywistości było dokładnie na odwrót. Przestrzeń kosmiczna mnie przerażała. Była ogromna i bezkresna. Mogłam w nią wpaść i zniknąć bez śladu.

Inne platformy krążące nade mną ponownie zasłoniły wieczną ciemność usianą białymi gwiazdami. Zanim wstąpiłam do Sił Powietrznych Śmiałych, znałam je tylko ze słyszenia. W moim radiu rozległ się sygnał alarmowy informujący mnie, że eskadra ma zaraz wystartować. Niezapowiedziane loty zdarzały się bardzo często. Od chwili rozpoczęcia służby musiałam reagować na dźwięk syreny natychmiast.

Dzisiaj jednak połowa mojej eskadry była nieobecna. Ci natomiast, którzy zostali na miejscu, doszli do wniosku, że to coś w rodzaju nieoficjalnej przepustki. Nasz dowódca, Jorgen, przebywał na powierzchni planety i z pewnością byliśmy ostatnimi, których mogliby wezwać.

Najwyraźniej było to błędne założenie. Kiedy dotarłam na lądowisko, natychmiast zrozumiałam dlaczego. Wezwano nie tylko naszą eskadrę. Przygotowywano do lotu wszystkie myśliwce. Obsługa naziemna uwijała się przy nich dwa razy szybciej niż zwykle. Piloci pędzili do swoich maszyn i wskakiwali do kokpitów.

Szukałam wzrokiem reszty eskadry. Nie mieliśmy dowódcy, więc nie mogliśmy wystartować, dopóki się nie dowiemy, kto zajmie jego miejsce. Na platformie numer jeden poza mną przebywało czworo członków naszej eskadry — Kimmalyn, która była w zespole od samego początku, oraz trójka nowych: Sadie, Baner i Kocimiętka. Nedd i Arturo przebywali na planecie razem z Jorgenem, więc dowództwo mogło przypaść mnie albo Kimmalyn. Nie chciałam tego i wiedziałam, że ona też tego nie chce.

W tej chwili nie widziałam nikogo ze swych towarzyszy, ale moja przyjaciółka Jaszczurka z eskadry Koszmar pomachała do mnie z otwartego kokpitu. Jaszczurka miała jaskrawoniebieskie oczy i czarne włosy opadające do talii. Nie miałam pojęcia, dlaczego ich nie ścina. Moje zaczynały mi przeszkadzać, gdy tylko sięgały ramion. Miała na imię Leiko, ale prawie zawsze posługiwała się kryptonimem.

— FM! — zawołała. — Łączą waszą eskadrę z naszą. Nos nakazała wezwać was wszystkich, gdy tylko się zjawicie, i powiedzieć, żebyście przestawili radia na nasz kanał.

Dzięki gwiazdom. Rzecz jasna, słuchałabym każdego dowódcy, ale latałam już pod rozkazami Nos i wielu członków eskadry Koszmar było moimi przyjaciółmi. Jaszczurka była mniej więcej w moim wieku. Przyjęto ją do kadetów chwilę przede mną. Drugi rok był trudny dla naszych nowych pilotów, ale eskadra Do Gwiazd stała się niemal legendarna dzięki jednej z nas, Spin, która okryła się sławą, o jakiej większość świeżych pilotów mogła jedynie marzyć.

— Wiesz, co się dzieje? — zapytałam Jaszczurkę.

— Nie mam pojęcia — odpowiedziała. — Ale Nos już wystartowała. Lepiej zróbmy to samo.

— Dziękuję, Jaszczurka — rzuciłam i pobiegłam do myśliwca.

Kimmalyn siedziała już w swoim kokpicie. Gdy tylko wdrapałam się do mojego, zobaczyłam migające światełko i przełączyłam radio na jej prywatny kanał.

— Wiesz, co się dzieje, FM? — zapytała Kimmalyn, gdy przygotowywałam myśliwiec do startu.

— Nie mam pojęcia. Jakiś atak?

Często mieliśmy do czynienia z grupkami myśliwców Krelli, ale tylko zmasowany atak uzasadniałby wezwanie nas wszystkich.

— Ja też nie wiem — przyznała Kimmalyn. — Ale przed chwilą widziałam Spin. Wróciła.

Zamrugałam, moje dłonie zatrzymały się na konsoli. Dzięki swym niezwykłym paranormalnym mocom Spensa zdołała opuścić naszą skazaną na zagładę planetę i rozpocząć szaloną szpiegowską misję. Chciała wykraść naszym wrogom technologię hipernapędu. Dopóki go nie mieliśmy, byliśmy uwięzieni tutaj niczym ryby w zbiorniku, czekające na cios włóczni. Spensy nie było od wielu tygodni. Wiem, że Jorgen i admirał Cobb obawiali się, że już nie wróci.

— Czy zdobyła dla nas hipernapęd? — zapytałam.

— Nie wiem — odpowiedziała Kimmalyn. — Ale wątpię, by to wezwanie było przypadkiem. Podejrzewam, że ściągnęła nam na głowę kłopoty. One zawsze podążają za tymi, którzy do nich należą, jak powiedziała Święta.

Kimmalyn zapewne miała rację. Bardzo się ucieszyłam z powrotu Spensy, ale nie sądziłam, by był to dla nas dobry znak. Gdy dochodziło do katastrofy, Spin z reguły znajdowała się w samym jej środku.

Aktywowałam pierścień unoszący i wystartowałam z lądowiska, dołączając do licznych przebywających już w powietrzu jednostek. Platforma znajdowała się wysoko nad planetą, w jednej z wielu warstw stacji oraz ich szczątków, niemal całkowicie zasłaniających niebo, jeśli patrzyło się z powierzchni.

Cholera, było tu mnóstwo statków. Czymkolwiek były kłopoty, które Spin sprowadziła ze sobą do domu, admirał Cobb nie szczędził sił, by je powstrzymać. Jeśli właśnie nadszedł dzień, w którym Zwierzchnictwo postanowiło nas zniszczyć, będziemy musieli zademonstrować nieprzyjaciołom, jak bardzo jesteśmy niebezpieczni.

Przełączyłam się na kanał eskadry Koszmar i skierowałyśmy się z Kimmalyn do współrzędnych podanych nam przez Nos w lukę między platformami. Większość eskadry znalazła się już na miejscu, w tym również Baner i Kocimiętka. Byli sympatycznymi facetami i miło spędzało się z nimi czas, ale trochę brakowało im zdrowego rozsądku. Zauważyłam też Sadie, która objęła funkcję mojej skrzydłowej pod nieobecność Spin.

— Witajcie w eskadrze Koszmar — odezwała się Nos do naszej piątki. — Chybka, będziesz dziś skrzydłową Sushi.

— Zrozumiałam — odpowiedziała Kimmalyn.

— Wszyscy na miejscu — kontynuowała Nos. — Polecimy naszym szlakiem nawigacyjnym, żeby wydostać się spośród platform, a potem ku prawemu skrzydłu pola bitwy. Jasne?

Członkowie eskadry Koszmar kolejno podawali numery myśliwców oraz kryptonimy. W eskadrze Do Gwiazd kilkakrotnie zmienialiśmy te numery. Obecnie byłam Do Gwiazd Pięć. Gdy członkowie eskadry Koszmar skończyli, wszyscy następni kolejno się zgłaszaliśmy.

Polecieliśmy z prędkością Mag-3, ustawieni w pojedynczy szereg. Omijaliśmy kolejne platformy, aż wreszcie Nos poprowadziła nas na drugi koniec pola bitwy. Tam rozluźniliśmy szyk, ustawiając się w kształt szerokiej litery V. Oddaliliśmy się od autonomicznych platform obronnych Detritusa, skryliśmy za łukiem powierzchni planety i ruszyliśmy ku zbliżającym się okrętom.

Zauważyłam w mroku kosmosu dwa krążowniki obserwujące nas od kilku tygodni — ogromne, monstrualne sylwetki, w ogóle nieprzypominające naszych smukłych myśliwców. Z pewnością nie zaprojektowano ich z myślą o atmosferze i oporze powietrza. Nie mieliśmy na Detritusie niczego w tym rodzaju. Nasze największe transportowce mogły pomieścić zaledwie kilkudziesięciu pasażerów.

Za nimi dostrzegłam kolejny długi, kanciasty okręt. Z pewnością pojawił się dopiero przed chwilą. Na tle czarnej pustki trudno było cokolwiek zauważyć, ale towarzyszyło mu skupisko mniejszych jednostek. Zbliżały się prawdopodobnie z wielką prędkością, choć z tej odległości trudno było to ocenić, nawet na monitorach.

— Rozkazano nam zająć pozycję na prawym skrzydle i zaatakować nieprzyjaciela — oznajmiła Nos. — Ma mnóstwo dronów, lecz również około pięćdziesięciu pilotowanych myśliwców.

Około pięćdziesięciu?! Byliśmy przyzwyczajeni do walki z wielkimi skupiskami dronów wspartymi garstką nieprzyjacielskich asów, ale nie z pięćdziesięcioma pilotowanymi myśliwcami.

— Kontrola lotów twierdzi, że zgodnie z jej informacjami piloci nie są asami — dodała Nos. — Nie wiemy jednak, kim są, i dlatego musimy zaatakować, by odciągnąć jak najwięcej z nich od platformy numer jeden.

Niektóre z pozostałych eskadr zgromadziły się już poza zasięgiem ostrzału platform, czekając na rozkazy. Pierwsze starcie będzie eksperymentem. Jeśli kontrola lotów nie wiedziała, co to za statki, będzie musiała obserwować ich zachowanie, zanim rzuci do walki wszystkie siły. Ze strategicznego punktu widzenia miało to sens.

Ale z punktu widzenia uczestników eksperymentu wyglądało to znacznie gorzej. W jaskini, w której dorastałam, znajdował się instytut poddający badaniom wszystko, od nowej receptury na pastę do zębów po skutki działania toksycznych chemikaliów. Niektórzy z moich przyjaciół dyskutantów mówili o ataku na placówkę i uwolnieniu wszystkich szczurów doświadczalnych, których życie było smutne i często krótkie. Widziałam kiedyś jednego, który uciekł. Wygryzł sobie większą część futra z tylnych nóg, całych w pęcherzach wywołanych jakimś środkiem chemicznym. Miałam nadzieję, że nie była to pasta do zębów.

Niekiedy identyfikowałam się z tymi szczurami.

Gdy lecieliśmy nad platformami, Sadie, moja skrzydłowa, połączyła się ze mną na prywatnym kanale.

— Nos powiedziała, że nie wiedzą, co to za jednostki — zaczęła. — W takim razie jak mogą mieć pewność, że nie ma w nich asów?

— Nie mam pojęcia — przyznałam. — Ale myślę, że to my przekonamy się o tym pierwsi.

Sadie przerwała połączenie, ale po chwili światełko jej kanału zapaliło się znowu.

— Szkoda, że nie ma tu pozostałych.

— Mówiąc „pozostałych”, masz na myśli Spin — uściśliłam.

Starałam się nie wyśmiewać z niej zbytnio z powodu jej uwielbienia dla Spensy. Inni członkowie eskadry, zwłaszcza Nedd, nie mieli takich zahamowań.

— Jest nieprawdopodobną pilotką! Nie sądzisz, że mielibyśmy większe szanse, gdyby była z nami?

— Chybka mówiła, że widziała ją, zanim nas wezwano, więc zapewne tu jest.

Ale nie leciała z nami. Co to może oznaczać?

— Naprawdę? — zapytała Sadie. — To z pewnością poprawia naszą sytuację.

Sadie latała trochę z naszą eskadrą, ale ostatnio ataki Krelli zdarzały się coraz rzadziej, zwłaszcza od chwili przybycia krążowników.

— Zapewne tak — zgodziłam się. — Ale najlepiej byłoby, gdybyśmy nie analizowali naszych szans i skupili się na tym, co mamy przed sobą.

— Jasne — zgodziła się. — Tak postąpiłaby Spin.

— Wykrzykiwałaby też barwne, pełne pasji obelgi pod adresem nieprzyjaciół. Możesz tego spróbować.

— Masz rację. Niech was szlag, plugawe… kosmiczne… okręty pełne… plugastwa! Niech spotka was bolesna śmierć w płomieniach. Jak mi idzie?

— Całkiem nieźle — odparłam. — Poczułaś się lepiej?

— Trochę. Chyba muszę poćwiczyć. Oby pochłonęły was straszliwe eksplozje, zbliżające się, niepilotowane przez asów okręty pełne… czegokolwiek!

— Wartowniczka, może poćwiczyłabyś sama i potem powtórzyła mi najlepsze kawałki?

— Jasne — zgodziła się Sadie. — Masz rację.

Radio umilkło. Zostałam sama ze swymi myślami. To, co powiedziałam Sadie o skupieniu, było prawdą, ale łatwiej mi było udzielać rad, niż się do nich stosować.

— Gotowi? — zapytała Nos.

— Do Gwiazd Pięć gotowa — odpowiedziałam.

Słyszałam w radiu głosy innych, również potwierdzających gotowość. Było nas więcej niż zwykle, ale nadal brakowało mi Jorgena, Nedda oraz Artura.

Nie sądziłam, że ktokolwiek z nas — być może z wyjątkiem Banera — jest aż tak głupi, by uwierzyć w oficjalny powód ich nieobecności. Nikt nie dawał przepustki dowódcy eskadry i jego dwóm zastępcom jednocześnie, chyba że miał bardzo ważne powody.

— Wartowniczka, FM — odezwała się Nos na ogólnym kanale — ruszcie przodem i zaatakujcie nieprzyjaciela, a potem przejdźcie do manewrów unikowych. Baner, Kocimiętka, lećcie za nimi. Sprawdźcie, czy myśliwce nieprzyjaciela połkną haczyk.

Obie z Sadie opuściłyśmy formację i popędziłyśmy na pełnym ciągu w stronę nieprzyjaciela. Cztery myśliwce natychmiast ruszyły w pościg. Prowadziłyśmy je równolegle do granicy otaczających planetę platform.

Obie rozpoczęłyśmy manewry unikowe, zmieniając co chwila trasę, by destruktory ścigających nas statków nie mogły nas namierzyć. Dwa z nich były dronami, a dwa pozostałe miały pilotów. W takiej sytuacji dotąd zakładałyśmy, że piloci są asami.

— FM i Wartowniczka, trzymać kurs — rozkazała Nos. — Chybka, załatw ich!

— Tak jest! — odpowiedziała Kimmalyn.

Po kilku sekundach najbliższy ze ścigających mnie statków został trafiony i zawrócił, żeby uniknąć jej ostrzału.

— Za chwilę przelecimy obok platformy — poinformowałam Sadie na prywatnym kanale. — Sprawdźmy, czy uda się dać Chybkiej autonomiczne wsparcie.

— Będę cię osłaniała — odpowiedziała Wartowniczka i zajęła pozycję nade mną.

Unosiłyśmy się nad licznymi platformami oraz ich szczątkami otaczającymi Detritusa niczym rozbita na kawałki skorupa. Leciałam przed siebie, ciągle unikając impulsów destruktora. Z każdym skrętem w stronę planety starałam się zbliżyć do uzbrojonej platformy, odczytując z ekranu odległość od niej. Większość platform była autonomiczna, co oznaczało, że będą celować nie tylko do nieprzyjaciela, lecz również do nas. Korpusowi Inżynieryjnemu nie udało się dotąd rozgryźć sterujących platformami systemów. Nieprzyjacielskie myśliwce — zarówno pilotowane, jak i drony — wiedziały, że należy się trzymać z dala od platform, ale gdy udało się nam skłonić je do pościgu, czasami…

Teraz.

Jeden ze ścigających mnie statków skręcił zbyt ostro w prawo i działa pobliskiej platformy wystrzeliły. Myśliwiec zniknął z moich ekranów, pochłonięty przez bezgłośny wybuch. Kimmalyn oddała strzał do drugiego drona, a Sadie wykonała serię sprytnych manewrów, by zaprowadzić ostatnią nieprzyjacielską jednostkę przede mnie. Zahaczyłam ją lancą świetlną, a potem okrążyłam błyskawicznie. Impet zaprowadził ją w zasięg autowieżyczek. Platforma wystrzeliła i myśliwiec rozpadł się na fragmenty. Jego zbiorniki paliwa pochłonęła gorejąca eksplozja.

— Świetna robota — pochwaliła mnie Sadie.

Byłam przekonana, że to była raczej przyzwoita robota, ale nie mogłam jej tego powiedzieć. Nie w ogniu bitwy. Mogła uznać to za zniewagę, a to zaszkodziłoby jej morale.

— Dziękuję — odpowiedziałam. — Ty też byłaś świetna.

— Ale większość to twoja zasługa.

Sadie była lepszą pilotką, niż jej się zdawało, ale o tym również nie mogłam z nią rozmawiać podczas bitwy.

Skręciłyśmy raptownie i pomknęłyśmy w stronę naszej eskadry oraz prawego skrzydła. Wyglądało na to, że bitwa układa się pomyślnie.

Jeśli Zwierzchnictwo wysłało przeciwko nam najlepsze, czym dysponowało, być może jednak mieliśmy szansę.

Obie poleciałyśmy w stronę Nos i jej skrzydłowego, by pomóc im pozbyć się paru ogonów. Sadie zbliżyła się do jednej z nieprzyjacielskich jednostek, by wyłączyć jej tarczę za pomocą OIM, a potem zawróciła ku granicy pola bitwy. Ja nadal pędziłam naprzód i strzelałam z destruktorów do nagle pozbawionego obrony myśliwca.

— Chybka, czy mogłabyś osłaniać Wartowniczkę? — zapytałam Kimmalyn na ogólnym kanale.

— Chybka jest zajęta — odpowiedziała Jaszczurka. — Ja się tym zajmę.

Statek przede mną pochłonął wybuch. Nie było tu oporu powietrza i szczątki nadal mknęły w tym samym kierunku, co poprzednio. Skręciłam ku Sadie i Jaszczurce, by do nich dołączyć. Sadie ponownie uruchomiła tarczę.

— Świetna robota — stwierdziła Nos na ogólnym kanale. — Eskadra Do Gwiazd, latanie z wami to zawsze przyjemność.

Uśmiechnęłam się. Dobrze ze sobą współpracowaliśmy, choć nie lataliśmy razem regularnie. Zanim wstąpiłam do SPŚ, nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego ludzie walczą razem i nie zaprzestają walki, nawet gdy wszyscy ich przyjaciele polegną. Nie byłam przekonana, że przemoc to najlepsze rozwiązanie wszystkich problemów, chociaż rozumiałam, że stanowiła dla nas jedyne wyjście, gdy Krelle próbowali nas unicestwić bombardowaniami. Niepokoiła mnie cała ta retoryka o chwale. Zgromadzenie Narodowe próbowało usprawiedliwić wszystko, co tylko zechciało, twierdząc, że pomoże to nam w wojnie z Krellami. Uważałam, że piloci są jak owce. Wyszkolone, zdeterminowane i otoczone powszechnym szacunkiem owce, które robiły wszystko, co im kazano, ponieważ nie znały niczego innego.

Teraz zrozumiałam, czym jest klej, który utrzymuje nas wszystkich razem. To nie była głupota, lecz więź łącząca tych, którzy razem stawiali czoło śmierci. Poczucie przynależności, bycia częścią czegoś większego, czegoś ważnego, nawet jeśli nadal nie byłam przekonana, że wszystko, co się z tym wiąże, jest dobre. Nigdy nie uważałam, że potrzebuję armii, by wskazała mi moje miejsce w świecie, i w tej sprawie nie zmieniłam zdania.

Mimo to świadomość, że beze mnie przyjaciele znaleźliby się w gorszej sytuacji, kazała mi im towarzyszyć, nawet jeśli mnie to przerażało.

— Nowe rozkazy — odezwała się Nos na ogólnym kanale. — Mamy ograniczyć się do manewrów unikowych, a następnie wyłączyć komunikatory.

Co takiego?

— Nos, czy powiedziałaś: „wyłączyć komunikatory”?

— Tak brzmi rozkaz, FM — padła odpowiedź. — Wszystkie komunikatory mają być wyłączone.

To nie mogła być prawda. Bez możliwości komunikacji nie zdołamy działać razem jako eskadra. Rozproszymy się po całym obszarze bitwy. To ci, którzy potrafili się komunikować, byli dobrymi pilotami. Nauczyłam się tego od Cobba. Bez możliwości rozmawiania ze sobą…

Nie będziemy latać całkowicie na oślep, ale niebezpiecznie zbliżymy się do tej sytuacji.

— Czy mamy się wycofać? — zapytała Jaszczurka.

To byłoby łatwiejsze rozwiązanie. Gdybyśmy mogli się skryć za platformami obronnymi, dalibyśmy radę się ukryć albo przemknąć do platformy numer jeden pod osłoną szczątków.

— Nie — odpowiedziała Nos. — Wyłączyć komunikatory i kontynuować manewry unikowe. Starajcie się dostarczyć zajęcia napastnikom i czekajcie na dalsze rozkazy.

— Dalsze rozkazy? — powtórzyłam. — Jak je usłyszymy, jeśli komunikatory będą wyłączone?

— Piloci, musimy działać po cichu — kontynuowała Nos. — To rozkaz samego admirała Cobba. Trzymajcie się swoich skrzydłowych. Jeśli się zgubicie, znajdźcie innego członka eskadry i trzymajcie się go. Zbierzemy się po drugiej stronie. Koniec komunikatu.

Cholera.

— Wartowniczka, słyszałaś, co powiedziała Nos — przekazałam na prywatnym kanale. — Musimy trzymać się razem. — Nie miałam pojęcia, co kombinuje dowództwo, ale Cobb nie wydałby takiego rozkazu bez powodu. — Leć za mną.

Byłam pilotką z większym doświadczeniem i moim obowiązkiem było zadbać o jej bezpieczeństwo.

— Hm… w porządku — odpowiedziała Sadie.

Sprawiała wrażenie bliskiej paniki i nie mogłam mieć do niej o to pretensji. Gdy dotknęłam przycisku komunikatora, gardło ściskał mi strach.

Wyłączyłam komunikator.

2

Zapadła cisza, mącona jedynie szumem instrumentów. Trwała bitwa, ale otaczające mnie jednostki toczyły ją w całkowitym milczeniu. Po raz pierwszy pozazdrościłam Spensie myśliwca wyposażonego w SI. Gadał bez przerwy, jak Kimmalyn po zbyt wielu deserach, ale przynajmniej… nie było ciszy.

Leciałyśmy z Sadie blisko siebie, żeby nie stracić się z oczu. Tocząca się przed nami bitwa rozproszyła się. Nasza flota podzieliła się na pary skrzydłowych, podczas gdy nieprzyjacielskie formacje pozostały w zasadzie niezmienione. Ich myśliwce ścigały nasze w grupach po trzy bądź cztery. Mieli nad nami przewagę liczebną, ale nasi piloci byli lepsi i wymykali im się z łatwością.

Sadie czekała na moje wskazówki. Musiałam stworzyć jakiś plan, wymyślić, jak wykorzystać nowe rozkazy dla naszych celów, i przekazać swój pomysł innym dzięki trasie, po której będę leciała, ponieważ nie mogliśmy się ze sobą inaczej komunikować.

Gwiazdy, nie mogłam znieść tej ciszy.

Sięgnęłam do pasa kombinezonu. Nigdy nie używałam nadajnika podczas lotu. Jorgen nie byłby zadowolony, gdybym transmitowała kanałami niepotrzebny hałas. Mój nadajnik nie wysyłał ukierunkowanych sygnałów, ale robił coś jeszcze lepszego.

Grał muzykę. Ręczne nadajniki były drogie i rzadko się je spotykało. Ojciec dał mi go, gdy zostałam pilotką. Kiedy mieszkałam w domu, i tak korzystałam z niego częściej niż on. Potrzebowałam dzisiaj czegoś pełnego wigoru, zupełnie nieprzypominającego jakiegoś kawałka, który trzyosobowa orkiestra mogłaby zagrać na moim pogrzebie.

Wybrałam jeden z moich ulubionych utworów. Ojciec nazywał go „bigbandowym”, choć w wielu innych słyszało się znacznie więcej instrumentów. Myślałam jednak, że to rozumiem. Orkiestra była duża nie z powodu liczby muzyków (choć i tak było ich więcej, niż kiedykolwiek grało razem w jaskiniach Detritusa), ale dlatego, że produkowane przez nich dźwięki były głośne i agresywne, jakby próbowali rozkołysać słuchaczy i ciskać nimi na boki.

Leciałam wzdłuż granic pola bitwy i uderzałam nogą do taktu, uważnie obserwując wydarzenia i czekając na odpowiednią chwilę. Rozkazano nam ograniczać się do manewrów unikowych, ale było mnóstwo sztuczek, które umożliwiały nam zadanie strat nieprzyjacielowi i nadal mogły być uważane za uniki.

Dostrzegłam szansę, gdy trzy myśliwce odłączyły się od nieprzyjacielskiej floty i ruszyły w naszą stronę. Pomknęłam przed siebie, kiwając głową w rytm perkusji, a wrogowie popędzili za mną. Sadie została z tyłu i mogła swobodnie strzelać z destruktorów. Nadal ich nadużywała. Jej nauczycielem nie był Cobb, więc musieliśmy jej udzielić kilku wskazówek, gdy już została pilotką.

Destruktory nie były zbyt skuteczne, gdy Krelle osłaniali się tarczami, ale nie mogłam użyć OIM, bo to z całą pewnością nie byłby unik. Co więcej, usunęłoby to moją tarczę razem z nieprzyjacielską, a nie ośmieliłabym się tego zrobić, nie mając do dyspozycji komunikatora. Gdybym wpadła w kłopoty, w żaden sposób nie mogłabym wezwać pomocy.

Mieliśmy stosować defensywną taktykę, ale to nie znaczyło, że muszę biernie się przyglądać, jak nieprzyjaciel nas niszczy. Kiwając głową do taktu, okrążyłam skupisko złomu orbitującego nad platformami.

Zahaczyłam lancą świetlną jeden z nieprzyjacielskich dronów i skierowałam silniki manewrowe w jego stronę, holując go ku skale. Sadie pomknęła naprzód, ciągnąc za sobą dwie nieprzyjacielskie jednostki. Odwróciłam silniki manewrowe i w ostatniej chwili odcięłam lancę świetlną. Statek Krelli uderzył w skałę nade mną.

Przedobrzyłam. Grawkompy pracowały na pełnych obrotach i przeciążenie uderzyło mnie z taką siłą, że cała krew napłynęła mi do głowy. Na moment zrobiło mi się czerwono przed oczami, ale zmniejszyłam prędkość i zdołałam zachować przytomność, choć muzyka w moich uszach zmieniła się w zwykły hałas, a światła konsoli tańczyły mi przed oczami.

Wracałam powoli do siebie, choć ciągle kręciło mi się w głowie. Sadie leciała w moją stronę. Dwa pozostałe myśliwce już jej nie ścigały. Nie wiedziałam, czy je zgubiła, czy zniszczyła, kiedy byłam zajęta czymś innym, ale tak czy inaczej cieszyłam się z tego. Uniosłam palec, chcąc jej o tym powiedzieć, ale nagle coś sobie przypomniałam.

Cisza. Kazano nam zachować ciszę.

Nadal nie rozumiałam dlaczego. Muzyka zbliżała się do crescendo. Obie z Sadie zawróciłyśmy w stronę pola bitwy.

Przez dźwięki muzyki przebił się pisk czujników informujących, że nieprzyjacielskie myśliwce zbliżają się z wielką prędkością. Nie odważyłam się podgłośnić muzyki, choć miałam na to ochotę. Zaczęłam robić uniki, poruszając stopą w rytm instrumentów dętych. Pierwszy nieprzyjacielski statek powtarzał wszystkie moje manewry, jakby chciał mnie staranować. Pomknęłam ku powierzchni planety, a Sadie podążyła za mną.

Nagle skręciłam w prawo, gdy tuż przede mną przemknął jeden z naszych myśliwców.

Koszmar Siedem. To była Jaszczurka. Ścigały ją cztery myśliwce Zwierzchnictwa. Tylko jeden z nich poświęcił chwilę na ostrzelanie mnie z destruktorów.

Cholera. Gdzie się podziała jej skrzydłowa? Jaszczurka przeleciała tak blisko mnie, by przyciągnąć moją uwagę, bo nie mogła wezwać pomocy przez radio. Skierowałam statek w jej stronę. Sadie była za mną. Nadal ostrzeliwała z destruktorów samotny nieprzyjacielski myśliwiec. Wydawało się, że strzela w rytm werbli. Wykonała pętlę Ahlstroma i pomknęła za mną. Tamten myśliwiec mógł ją ścigać, ale musiałam założyć, że poradzi sobie z jednym ogonem.

Jaszczurka miała za sobą czterech nieprzyjaciół i znalazła się w gorszej sytuacji. Potrzebowała pomocy. Byliśmy lepiej wyszkoleni, ale Zwierzchnictwo zawsze dysponowało potężniejszymi destruktorami i silniejszymi tarczami. Zwiększyłam prędkość do Mag-4, by dogonić uciekające myśliwce. Jaszczurka wykonała podwójny obrót, próbując pozbyć się ogonów, ale nic to nie dało. Wszystkie nieprzyjacielskie statki miały pilotów i współpracowały ze sobą lepiej niż drony, z którymi zwykle walczyliśmy. Gdy Jaszczurka wyszła z obrotu, jeden z nich trafił ją z destruktora.

Musiałyśmy jej pomóc. Nadal miała tarczę, ale jej moc słabła z każdą chwilą. Jaszczurka wiedziała, co robi. Pędziła ku platformom, gdzie mogłybyśmy zepchnąć nieprzyjaciół na tyle blisko, by dosięgnął ich ogień dział. Byłyśmy jednak zbyt daleko od niej. Nie miała szans.

Rytm synkopowanej muzyki wypełniał drżeniem moje ciało. Otworzyłam ogień do najbliższego Krella. Musiał zacząć robić uniki i stracił Jaszczurkę z celownika. Sadie dogoniła mnie, a potem wyprzedziła.

Uczyniła z siebie cel, dając mi szansę na zajęcie się pozostałymi myśliwcami, podczas gdy ona i Jaszczurka ściągną na siebie ogień destruktorów. To było ryzykowne posunięcie. Sadie miała pełną tarczę, ale ostrzał Krelli mógł ją szybko zniszczyć. Gdybym miała radio, kazałabym jej zawrócić i nie narażać się na niepotrzebne ryzyko. Jorgen nigdy by nie zaakceptował takiego manewru.

Nie mogłam jednak tego zrobić. Nie było mi wolno. Popędziłam za nią i zaatakowałam jeden z nieprzyjacielskich myśliwców.

Byliśmy już blisko platform. Jeden z Krelli połknął haczyk i popędził za Sadie. Ta wykonała piękny podwójny obrót, uciekając przed ogniem destruktorów.

Spróbowałam użyć lancy świetlnej, ale chybiłam. Dwa pozostałe myśliwce pomknęły za Jaszczurką, strzelając do niej z destruktorów.

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki