Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Tomasz J. Kosiński, zajmujący się dziejami, obyczajami i wierzeniami dawnych Słowian, podjął temat, który w ostatnich latach wzbudza laty mnóstwo emocji. Chodzi o Wielką Lechię, czyli słowiańskie imperium Lechitów, które według zwolenników tej koncepcji miało obejmować znaczną część Europy w starożytności i wczesnym średniowieczu.
Krytycy uznają tę teorię za pseudonaukową, fantazmat lub dosadniej bzdurę. Dla T.J. Kosińskiego jest to jednak „swoisty fenomen, pozytywnie oddziałujący na zainteresowanie Polaków swoją historią i dziedzictwem Słowiańszczyzny”. Autor przedstawia narodziny idei lechickiej w tekstach kronikarzy XII-XIII wieku i jej rozwój w kolejnych stuleciach aż do czasów współczesnych. Przybliża też lechickie motywy w literaturze i sztuce, m.in. w muzyce. Podsumowując, pisze: „czas odkryć Słowiańszczyznę na nowo, w tym także wiedzę o lechickim dziedzictwie”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 495
Wstęp
Najpierw cię ignorują.Następnie wyśmiewają cię.A potem atakują cięi chcą cię spalić.A potem budują dla ciebie pomniki.
Nicholas Klein (1918)1
Idea Wielkiej Lechii wzbudza ostatnimi laty mnóstwo emocji. Przez krytyków uznawana za teorię pseudonaukową, fantazmat, przejaw „szurostwa” lub dosadniej: „ubeckie rzygowiny”2. Dla mnie jednak to swoisty fenomen, pozytywnie oddziałujący na zainteresowanie Polaków swoją historią i dziedzictwem Słowiańszczyzny. Jego zasługą są: wzrost czytelnictwa w naszym kraju oraz rozwój samoedukacji historycznej i świadomości obywateli, a także wzmocnienie ich patriotyzmu i tożsamości narodowej.
Lechicka koncepcja naszych dziejów jest znana od dawna, ale można stwierdzić, że jej swoisty renesans rozpoczął się ostatnimi laty, a prawdziwy boom nastąpił po wydaniu w 2015 r. książki Janusza BieszkaSłowiańscy królowie Lechii3. Autor omawia w niej poczty władców przedchrześcijańskiej Polski zwanej Lechią, dowodząc ich istnienia na podstawie zapisów kronikarskich (ok. 50 pozycji polskich i zagranicznych), w tym głównie na podstawie wątpliwej Kroniki Prokosza. W kolejnych publikacjach Bieszk weryfikował pewne swoje ustalenia oraz rozszerzał całą koncepcję. Środowisko akademickie uznało jednak jego rozważania za pseudonaukę, a w Internecie poza wysypem wielkolechickich blogów i kanałów na YouTubie podjęto także zdecydowany atak na autora, pochodzący zarówno ze środowisk naukowych, kościelnych, kato-narodowych, lewicowo-liberalnych, jak i rodzimowierczych. Większość krytyków powtarza w kółko jak mantrę kilka zarzutów i pseudoargumentów opartych na niewiedzy i woli ośmieszenia całego nurtu, doszukując się w nim zaplanowanej akcji rosyjskich służb, działań masonerii, satanistów, komunistów lub „światowego żydostwa”, w zależności od środowisk, które wygłaszają owe oskarżenia, zgodnie jednak dopatrując się w tym zjawisku społecznej szkodliwości.
Wygląda na to, że w sumie niewinna koncepcja historyczna, znana od dawien dawna, odgrzebana w dawnych kronikach i znajdująca coraz to nowe potwierdzenia w nauce, np. badaniach: archeogenetycznych, antropologicznych, historycznych, archeologicznych czy językowych, traktowana jest jako wyjątkowe zło i bywa porównywana przez co bardziej zacietrzewionych krytyków nawet do… faszyzmu, czego nie będę komentował.
Niniejsza publikacja nie jest pracą monograficzną o Lechii i innych strukturach organizacyjnych o różnych nazwach, które można z nią historycznie łączyć, co wymaga szerszego potraktowania. Jest to raczej dość ogólna próba analizy tego wyjątkowego zjawiska społecznego, który dawniej nazywano lechizmem.
Mając na uwadze widoczny rozwój tej idei, rozróżniałbym obecnie tutaj dwa pojęcia: wielkolechizm i neolechizm, co prawda bliskie, ale jednak różniące się od siebie. Jak wiadomo, teoria lechicka powstała dawno temu, a jej esencją jest przekonanie, że jesteśmy potomkami dumnych i szlachetnych Lechitów. Prąd ten przenikał się z nurtem wandalskim, a później ewoluował w etos sarmacki. Natomiast koncepcja Wielkiej Lechii to założenie oparte na swobodnych interpretacjach zapisów historycznych, pochodzących z wiarygodnych, a czasem także dość wątpliwych źródeł, że przed powstaniem państwa Piastów istniała struktura organizacyjna Lechitów – uznawanych za przodków Polaków – o znamionach imperium, którego nie podbiła żadna z potęg starożytnego świata.
W swoim opracowaniu przedstawiam krótki rys historyczny dotyczący powstania i rozwoju tej koncepcji oraz wybrane ciekawostki odnoszące się do omawianego tematu. W zakończeniu podsumowuję zwięźle całość moich rozważań i zastanawiam się nad perspektywami na przyszłość. Podaję też jak zwykle bogatą bibliografię, a pod tekstem umieszczam odnośniki, tak niechętnie stosowane w wydawnictwach popularnonaukowych, wskazujące jednak na źródła podawanych informacji i zawierające uzupełnienie pewnych pojęć (definicje, wyjaśnienia itd.). Dość przydatny powinien być także załączony indeks nazwisk.
Wykorzystałem tutaj częściowo swoje teksty publikowane na stronie slavia-lechia.pl, którą prowadzę od roku 2016. Bezcenna okazała się też wiedza, którą zdobyłem podczas przygotowywania wcześniejszych sześciu książek na temat dawnej Słowiańszczyzny, oraz moja aktywność internetowa, związana z próbami prowadzenia dyskusji z osobami o turbogermańskich poglądach (jak np. Roman Żuchowicz, Artur Wójcik, Paweł Miłosz) i innymi krytykami idei Wielkiej Lechii (choćby: Kamil „Vandal” Baczewski, Andrzej Szubert alias Opolczyk, Michał Łuczyński, Aleksandra Dobrowolska vel Pijana Morana, Pietja Hudziak, Tomasz „Poświst” Rogaliński czy Andrzej Przychodni). Pomocna okazała się też wymiana opinii ze znanymi filolechitami (Janusz Bieszk, Czesław Białczyński, Adrian Leszczyński, Paweł Szydłowski, Waldemar Wróżek czy Wojciech Zieliński).
Widać tu wyraźnie, że jak w każdym środowisku, także i wśród lubosłowiańskiej braci, nie ma zgodności. Każda z opinii ma grono zarówno swoich fanów, jak i przeciwników, a oprócz nich jest cała rzesza osób zagubionych lub poszukujących, które jeszcze nie do końca wiedzą, o co w tym wszystkim chodzi. Ta rozmaitość poglądów tylko potwierdza, że nie jest to niczyja agentura, choć i takie osoby zapewne występują w tej grupie, jak i zresztą w każdym innym środowisku infiltrowanym przez różne ośrodki wpływu. Nie demonizowałbym jednak tego za bardzo, jak to starają się robić „szlachetni obrońcy jedynie słusznych idei”, moralizatorzy społeczni i wszelkiej maści pouczacze, którzy sami zazwyczaj nie są zbyt święci i mają wiele za uszami.
W mojej ocenie neolechickimi ideami i koncepcją Wielkiej Lechii zajmuje się dość zróżnicowana grupa niezależnych badaczy, pasjonatów i komentatorów, którzy często sami się sprzeczają o to, czy było lechickie imperium, czy nie, lub czy Kronika Prokosza to „Biblia Lechitów” czy też efekt niespełnionych ambicji kronikarza amatora albo zblazowanego żartownisia. W pewnym sensie zresztą wygląda to podobnie jak wśród akademików toczących wieczne dyskusje o swoich przeciwstawnych teoriach choćby na temat pochodzenia Słowian (allochtonizm versus autochtonizm), rodowodu Mieszka I (Polanin, Morawianin, wiking, Germanin) czy związków Słowian z innymi ludami (Wenedami, Sarmatami, Scytami, Swewami, Lugiami, Wandalami itd.).
Wielu historyków zarzuca neo- i wielkolechitom, że zajmują się historią mimo braku odpowiedniego wykształcenia. Jeśli o mnie chodzi, to rzeczywiście nie studiowałem historii, tylko politologię i nauki społeczne, gdyż za młodu chciałem mieć szersze pojęcie o świecie i nie zamierzałem jedynie wkuwać na pamięć zestawów dat i słuchać akademickiej interpretacji przekazów historycznych. Muszę jednak przyznać, że naszą przeszłością pasjonowałem się od dawna i zawsze uważałem, że historia jest najlepszą nauczycielką, choć z jej nauk niestety mało kto wyciąga wnioski. Nawet moja praca magisterska była monografią historyczną (Kielce w okresie międzywojennym 1918–1939), napisaną pod kierunkiem prof. Bronisława Rysia, akademickiego historyka.
Przy tej okazji chciałbym nadmienić, że jednym z moich ulubionych profesorów był Andrzej Wierciński, znany antropolog, kulturoznawca, religioznawca, który otworzył mi oczy na wiele spraw związanych m.in. z przenikaniem się kultur różnych ludów i cywilizacji, pochodzeniem mitów i motywów mitycznych, adaptacją idei i podstaw religijnych najdawniejszych społeczeństw czy poznawaniem naszego rodowodu i dziedzictwa kulturowego. Nie zapomnę jego zajęć w rodzaju: „Dziś będziemy mówić o jaju, a na następnych zajęciach o króliczku”. Bez polityki, bez propagandy, bez narzucania jedynie słusznej interpretacji znanych faktów, „bez bzu i bezy”, po prostu wiedza i pobudzanie do samodzielnego myślenia. Dziękuję, panie profesorze! Moje książki o słowiańskich runach, bogach i wierze są w dużym stopniu efektem właśnie takiej edukacji, jaką miałem szczęście odebrać gdzieś na prowincjonalnej uczelni, bez tego całego akademickiego zadęcia.
Zanim podjąłem się wyzwania pisania książek o Słowiańszczyźnie, redagowałem i wydawałem czasopisma, publikacje i monografie historyczne oraz napisałem wiele artykułów historycznych, zajmowałem się też publicystyką i dziennikarstwem. Nie uważam zresztą, że monopol na pisanie o historii naszego kraju powinni mieć tylko historycy, nierzadko ograniczeni jedynie do swojej dyscypliny i prezentujący postawę, że z braku źródeł niewiele da się powiedzieć o naszej najdawniejszej historii. Wychodząc z takiego założenia, trzeba by wysłać naszych profesorów na emerytury i zrezygnować z projektów naukowych w tej dziedzinie. Stałoby się to bez zbytniej zresztą straty, gdyż dzisiaj większość polskich uczelni skupia się głównie nie na pracy naukowej, ale jedynie na szkoleniu nauczycieli. Dlatego są one tak nisko notowane w światowych rankingach, które klasyfikowane są dopiero w połowie pierwszej pięćsetki.4
Na szczęście są też inne dziedziny nauki poza historią, archeologią czy filologią, wciąż obarczonych filogermańskim piętnem, jak chociażby genetyka genealogiczna czy antropologia, które takiej dekadenckiej i pasywnej postawie wobec słowiańskich dziejów, naszego pochodzenia i dziedzictwa wychodzą naprzeciw, zresztą głównie dlatego że trudniej nimi manipulować. Dają one nam wciąż nowy materiał i przedstawiają wnioski z badań, które możemy wykorzystywać do bardziej wiarygodnej rekonstrukcji naszych dziejów niż tylko na podstawie znikomych bądź mało wiarygodnych dawnych źródeł pisanych, filoniemieckich interpretacji znalezisk archeologicznych czy praindogermańskich etymologii.
Jak słusznie zauważa Zbigniew Jacniacki: Rozważania o niewatykańskiej historii wspólnot naszych przodków mieszczą się w przedziale od bezrefleksyjnego entuzjazmu do całkowitej pogardy5. W niniejszej pracy staram się prześledzić te różne aspekty postrzegania naszych dziejów, funkcjonowania idei tożsamościowych i politycznych (lechizm, sarmatyzm, wenedyzm, kolchidyzm itp.), oczywiście ze szczególnym uwzględnieniem koncepcji Wielkiej Lechii.
Niniejszą książkę dedykuję Wincentemu Kadłubkowi, wybitnemu polskiemu kronikarzowi, błogosławionemu biskupowi Kościoła katolickiego, który dzięki swojej wielkiej erudycji, patriotyzmowi i odwadze zdołał utrwalić dla potomności zapiski naszych dziejów, opierając się na dostępnych wówczas źródłach historycznych. Część z nich na przestrzeni lat zaginęła w pomroce burzliwych wydarzeń, a dziś jest powodem powątpiewań i często niewybrednych kpin współczesnych historyków, którzy uznają Mistrza Wincentego za bajkopisarza, choć sami nie bardzo potrafią udowodnić, że nie miał on racji.
Moim zdaniem Kadłubek spisał znaną mu wiedzę na temat naszych dziejów, korzystając zarówno ze źródeł pisanych, jak i z ludowych przekazów. Wykorzystał zatem materiały historyczny i etnograficzny, co sam zresztą zaznacza w tekście, np. przy podawaniu dwóch możliwych etymologii nazwy Krakowa – od Kraka lub kruków. Wydaje mi się, że gdyby chciał on tylko wykreować postać Kraka jako jednego z ojców narodu polskiego, to nie podawałby innych opowieści niehistorycznych z odmienną wersją etymologii nazwy tego miasta. To jeden z wielu dowodów jego uczciwości i rzetelności dziejopisarskiej. Dlatego należy oddać mu hołd i zachować w pamięci jego dorobek.
Zadaniem krytyki naukowej jest oczywiście weryfikacja wszystkich przytoczonych przez niego informacji, rzecz jednak w tym, że wiele źródeł od tamtych czasów jest już niedostępna. Wciąż też występuje niestety zjawisko upolitycznienia nauk historycznych, co powoduje nieobiektywne podejście do tematu, wielu zaś historyków nadal kieruje się opiniami, sympatiami lub antypatiami, a nie faktami, jednocześnie stroniąc od korzystania z dorobku innych nauk, które mogą potwierdzać pewne dane, na pierwszy rzut oka nie do zaakceptowania.
Dlatego życzyłbym sobie i innym pasjonatom historii, tym z tytułami i bez nich, by potrafili spojrzeć na nasze dzieje bez uprzedzeń, nadmiernego sceptycyzmu ani gorliwego entuzjazmu, ale chłodnym okiem wyłuskali z nich prawdę o historii naszego narodu, kraju, całej słowiańskiej rodziny i swoich przodkach. Sam będę próbował też dorzucić do tego wielkiego dzieła małą cząstkę, która – mam nadzieję – może być też jedną z cegiełek odbudowanego gmachu polskiego i słowiańskiego ducha opartego na wiedzy, prawdzie, dumie, honorze i patriotyzmie.
Jan Malicki pisał: Nie można na przykład uznać za przypadek pojawianie się mitu Lecha – czy szerzej – idei lechickiej zawsze w przełomowych chwilach naszego narodu6. To prawda, lecz ten mit zaczyna powoli opierać się na prawdzie odkrywanej na nowo lub z trudem odkłamywanej, niestety głównie tylko przez niezależnych badaczy, pozostając obecnie poza obszarem zainteresowań akademików. Dla nich to fantazmat, czyli pseudonaukowy wymysł, a moim zdaniem jest to fenomen, którego „naukowy beton” nie rozumie.
Tomasz J. Kosiński Puerto Princesa (Filipiny), luty 2021
Powstanie i rozwój idei wielkolechickiej
Prawda jest podobna Bogu:nie ukazuje się bezpośrednio,musimy ją odgadywać z jej przejawów.
Johann Wolfgang Goethe
Nasza prawdziwa historia wychodzi powoli z ukrycia; przez lata zasnuta mgłą przekłamań wynikających z polityki historycznej kleru, zaborców, okupantów, komunistów i wiernych im decydentów oraz przedstawicieli świata nauki, kultury i życia społecznego.
Powody takiego stanu rzeczy sięgają zamierzchłych czasów. Jeszcze w czasach rzymskich po okresie sojuszu słowiańsko-rzymskiego, opartego na handlu i wzajemnej nieagresji, nastąpił okres wzajemnej niechęci i rywalizacji, który skończył się podbojem i ostatecznie upadkiem Rzymu. W tym czasie powstała stosowana przez długie lata przez różnych ekspansywnych władców rzymska zasada: „Dziel i rządź”. To wtedy również łacińskie słowo sclavus zaczęło oznaczać już nie tylko Słowianina, ale także niewolnika (ang. slave), wcześniej w użyciu było bowiem tylko łac. servus – sługa. Był to celowy zabieg propagandowy żydowskich kupców, podchwycony przez Franków, wojujących ze Słowianami, którzy jako jeńcy stawali się niewolnikami, sprzedawanymi głównie do krajów arabskich. To wówczas możemy mówić o pierwszych przejawach poglądów antysłowiańskich, które ugruntowały się podczas słowiańskiego podboju Bałkanów i wojen z Bizancjum7. To bizantyńscy kronikarze opisywali Słowian jako okrutnych dzikusów, używając określenia „barbarzyńcy” (łac. barbarian).
W średniowieczu i wiekach późniejszych nurt lechicki i etos sarmacki ukształtowały tożsamość narodową Polaków, dumnych Lechitów i potomków Sarmatów, narodu wybranego, które w okresie romantyzmu, po moralnej klęsce związanej z zaborami, przerodziły się w mesjanizm, a u innych narodów słowiańskich w panslawizm i jego różne odmiany (neoslawizm, słowianofilizm).
Ostatnimi laty dzięki pracy kilkunastu niezależnych badaczy nastąpiła eksplozja zainteresowania lechickimi hasłami, dlatego warto przyjrzeć się bliżej temu, jakie są źródła tej koncepcji, zwłaszcza w kontekście wielośrodowiskowej nagonki na autorów głoszących na powrót znane od dawna patriotyczne idee o utożsamianiu Polaków z Lechitami czy istnieniu Lechii jako specyficznej federacji wieloplemiennej, opartej na demokracji wiecowej oraz doraźnych rządach książąt i wojewodów, znanej także pod innymi nazwami (Sarmacja Europejska, Wandalia, Chrobacja, Sławia itp.), z którymi można wiązać dzieje przedchrześcijańskiej Polski.
Rozwój w Polsce od XII–XIII w. idei lechickiej był w pewnym stopniu reakcją na agresywną politykę ekspansji i antysłowiańskie działania Świętego Cesarstwa Rzymskiego8 oraz Bizancjum, a także, w mniejszym stopniu, państw skandynawskich. W historiografii odnotowano wówczas wzmianki o pochodzeniu Polan (Polaków) i innych plemion od Lachów – Lechitów, szlachetnych rycerzy, panów, wolnych ludzi, o czym pisał Nestor, czeski Dalimil, a u nas: Kadłubek, Dzierzwa, Boguchwał/Baszko (Kronika Lechitów i Polaków zwana wielkopolską), potem zaś Długosz, a także wielu kolejnych dziejopisów i historyków. Niektórzy autorzy uznawali ich za potomków: Sarmatów, Alanów, Wandalów, a nawet Kolchidian, tworząc przy okazji dogłębne genealogie, sięgające nawet czasów biblijnych.
Oczywiście temat nie został wyczerpany i wymaga dogłębnych, wielodyscyplinarnych badań, głównie historyczno-językowych, wspomaganych wynikami z innych dziedzin nauki, takich jak: antropologia, genetyka genealogiczna czy etnologia. Dziwne jednak są wszelkie próby odebrania nam nie tylko prawdy, ale nawet samego mitu o Lechu, Lechitach i Lechii, ich wykpiwanie i ignorowanie przez naukę oraz świat mediów w Polsce, zwłaszcza dzisiaj, kiedy teoretycznie nie ma już obowiązku realizacji propagandowej polityki historycznej zaborców.
Zastanawia też fakt, jak to jest, że przy tej całej nagonce na lechizm można jednocześnie zaobserwować często u tych samych krytyków uznawanie lub wręcz podziwianie dość dyskusyjnych tradycji rodowych innych europejskich nacji. Rzymianie mają swojego Eneasza spod Troi (Wergiliusz – I w. p.n.e.), podobnie od mitycznych Trojańczyków i Brutusa swój rodowód wywodzą Brytyjczycy (Geoffrey z Monmouth – XII w.), Francuzi odwołują się natomiast do Francjona (Raoul de Presles – XIV w.), a Skandynawowie kultywują mit Thora (Snorri Sturluson – XIII w.).
Nasz Lech i Lechici, których też niektórzy wywodzą z Troi, jakoś jednak historykom nie pasują. Polski mityczny władca i jego gwardia muszą być wikingami czy innymi Germanami (według tez Tadeusza Czackiego, Karola Szajnochy czy Zdzisława Skroka), jak ruski Ruryk i Waregowie (Gerhard Friedrich Müller), bo, jeśli wyjdziemy z filogermańskiego założenia, Słowianie nie mogli z zasady mieć antycznych korzeni ani stworzyć samodzielnie organizacji państwowej, podobnej do zachodnich imperiów. Jak tendencyjne jest to stwierdzenie, można poczytać w dziesiątkach historycznych publikacji, niestety wykpiwanych przez uczonych z okresu zaborów. Potwierdza to też proces kształtowania się idei nacjonalizmów niemieckiego i włoskiego (faszyzm). Założenie owo pokutuje też niestety w pracach wielu współczesnych filogermańskich historyków III RP, ślepo zapatrzonych w Zachód.
Problemem jest również wielowiekowy monopol Kościoła na wiedzę i edukację pokoleń, przez co podczas analizy źródeł, kronik i opracowań, zwłaszcza średniowiecznych i z okresu kontrreformacji, należy zatem brać pod uwagę ryzyko celowego fałszowania historii i przekłamań wynikających z interpretatio christiana. Według Karlheinza Deschnera, autora dziesięciotomowej Kryminalnej historii chrześcijaństwa (1986): Fałszowanie zawsze było szczególną domeną księży, wszystkich księży, a w szczególności tych rzymskokatolickich. Historycy szacują, że co najmniej 50% dokumentów, akt Karolingów są fałszerstwami. Średniowiecze to eldorado dla fałszerzy, warsztaty fałszerzy zinstytucjonalizowane przez Kościół. Fałszowanie należało do zawodu teologów. Fałszowano w całej Europie, od francuskiego wybrzeża atlantyckiego po bizantyjski wschód, od wysp angielskich po Italię (t. IV)9.
Jeśli zatem ktoś chce swoją wiedzę opierać jedynie na źródłach pisanych, tak łatwo podlegających manipulacjom, to trudno się dziwić, że ma takie a nie inne poglądy na temat dziedzictwa pogańskich Słowian, uznawanych za wrogów „dobrego i sprawiedliwego Kościoła” – „ostoi polskiej niepodległości”.
Niektórzy autorzy z XIX i XX w. (np. Karol Potkański, Antoni Małecki czy Jędrzej Moraczewski), ulegając z kolei narracji zaborców, pisali krytycznie o tradycji lechickiej lub tworzyli nowe koncepcje historyczne, jak Karol Szajnocha, próbujący udowadniać, że Lechici pochodzą od wikingów, protoplastów późniejszej szlachty polskiej (dawna teoria hrabiego Tadeusza Czackiego). Takie poglądy dominują również u współczesnych polskich i zagranicznych historyków, którzy opierają się na filogermańskiej wersji historii stworzonej i rozpowszechnionej w okresie, kiedy Polski nie było na mapie świata, a głos polskich obrońców prawdy, takich jak Tadeusz Wolański, Kazimierz Szulc czy Józef Kostrzewski, był ignorowany.
Prześledźmy zatem pokrótce kronikarskie zapiski oraz poglądy historyków na temat naszego lechickiego dziedzictwa. Po raz pierwszy w zachowanej historiografii imię Lecha użyte zostało przez Einharda w życiorysie Karola Wielkiego – Vita Karoli Magni (ok. 817–830), gdzie autor pisał, że: w 805 roku syn Karola Wielkiego udał się do Czech i tam pokonał księcia Lecha [lub Becha]10. Może to świadczyć o tym, że ów Lech mógł panować wówczas w Czechach, ale także w Lechii (dawnej Polsce), a te dwa państwa łączyła wtedy unia rodowa lub po prostu Bohemia (Czechy) była wtedy częścią większego organizmu politycznego zwanego Lechią (Sławią). Ten fakt potwierdza to, że Karolowi Wielkiemu udało się wówczas podbić jedynie czeską część Słowiańszczyzny, i to nie na długo, gdyż w kolejnych latach, jak wiemy, Czechy wchodziły w skład Państwa Wielkomorawskiego, a po okresie względnej niezależności Bolesław Chrobry przyłączył je na pewien czas do Polski.
Także kilka innych roczników frankijskich odnotowało wkroczenie syna Karola Wielkiego na ziemie Słowian zwanych Bohemii (Czesi) w 805 r. i śmierć ich księcia Lecha. U Długosza to już sam Karol Wielki miał walczyć z Polakami, zabijając ich władcę Lecha. Powołuje się on tutaj na Marcina Galicusa, czyli Marcina z Opawy, zwanego Polakiem, autora Kroniki papieży i cesarzy z XIII w., który wspomniał o tym samym fakcie.
Einhard odnotował też potyczkę bawarskiego księcia Tasillo z Karolem Wielkim nad rzeką Lech w 787 r., co może potwierdzać, że ta nazwa znana była dużo wcześniej, a co więcej, zasługiwała na wykorzystanie jej jako znanego hydronimu (łac. Licus11).
Thietmar wspominał z kolei o bitwie na Lechowym Polu (niem. Lechfeld) nad tą samą bawarską rzeką (Lech), niedaleko obecnego Augsburga (dawnego Vindelicorum12), stoczonej w 955 r. pomiędzy armią króla niemieckiego Ottona I (wspieranego przez Czechów) a wojskami Węgrów (Madziarów). Co ciekawe, jednym z głównych węgierskich wodzów w tej batalii był… Lehel (Lél)13. To przegrane przez Węgrów starcie zakończyło okres ich łupieżczych najazdów na Bawarię i inne tereny państwa wschodniofrankijskiego. Samo miejsce, podobnie jak i wiele innych w naddunajskim rejonie dawnej Retii i Windelicji, swoją nazwę zawdzięcza zapewne Lechowi III, który według relacji Kadłubka toczył boje z Rzymianami i w pewnym momencie panował w Bawarii.
W dziele Gesta principum Polonorum, ukończonym w latach 1112–1118 przez Galla Anonima, wymieniony został Lestko (także Lestek, Leszek), książę Polski i syn Siemowita, urodzony ok. roku 870–880. O przodkach Mieszka I czytamy też w Res gestae saxonicae sive annalium libri tres, kronice X-wiecznego państwa Franków, napisanej przez Widukinda z Korbei. Wspomniano tam, że Mieszko I (syn Siemomysła i wnuk Lestka) rządził plemieniem zwanym Licicaviki, żyjącym na terenach Polski, przez co ich nazwę powinno tłumaczyć się jako przekręcony zapis eponimu Lestkowicze (potomkowie Lestka).
W ruskim latopisie Nestora z początku XII w. (ok. 1113 r.) pod datą 981 (po przeliczeniu na lata od narodzenia Chrystusa) czytamy: Po mnogich zaś latach siedli byli Słowianie nad Dunajem, gdzie teraz ziemia węgierska i bułgarska. I od tych Słowian rozeszli się po ziemi i przezwali się imionami swoimi, gdzie siedli na którym miejscu. Tak więc przyszedłszy, siedli nad rzeką imieniem Morawa i przezwali się Morawianami, a drudzy Czechami nazwali się. A oto jeszcze ciż Słowianie: Biali Chorwaci i Serbowie, i Chorutanie. Gdy bowiem Włosi naszli na Słowian naddunajskich i osiadłszy pośród nich, ciemiężyli ich, to Słowianie ci przyszedłszy siedli nad Wisłą i przezwali się Lachami, a od tych Lachów przezwali się jedni Polanami, drudzy Lachowie Lutyczami, inni – Mazowszanami, inni – Pomorzanami. Także ciż Słowianie przyszedłszy, siedli nad Dnieprem i nazwali się Polanami, a drudzy – Drewlanami, dlatego że siedli w lasach, a jeszcze inni siedli między Prypecią a Dźwiną i nazwali się Dregowiczami, inni siedli nad Dźwiną i nazwali się Połoczanami, od rzeczki, która wpada do Dźwiny i nazywa się Połota. Ci zaś Słowianie, którzy siedli około jeziora Ilmenia, przezwali się swoim imieniem i założyli gród, i nazwali go Nowogrodem. A drudzy siedli nad Desną i nad Semą, i nad Sułą, i nazwali się Siewierzanami. I tak rozszedł się naród słowiański, a od niego i pismo nazwane słowiańskim14.
Święty Nestor, obraz Wiktora Wasniecowa z katedry Świętego Władimira w Kijowie, 1919 r.
Warto tu zwrócić uwagę, że w oryginale Nestor zapisywał nazwę Lęchowie, a nie Lachowie, która powstała później na podstawie tłumaczeń tego latopisu. Wszystkich Słowian zachodnich mieszkających zarówno w rejonie Warty (Polanie), dolnej Odry (Lutycy), jak i środkowej Wisły (Mazowszanie) oraz dolnej Wisły (Pomorzanie), Nestor wywodził, jak widać, od ludu Lęchów/Lachów (Lechitów) – staroruskie Лѧх (Lęch/Ljach/Lach). Niestety wielu rosyjskim politykom było to nie na rękę i w niektórych okresach dominacji Rosji na arenie międzynarodowej próbowano inaczej interpretować zapisy z tego latopisu, a nawet fałszować jego treść w tłumaczeniach na współczesny język rosyjski. Pochodzenie plemion ruskich od Polaków nie pasowało bowiem do imperialnego wizerunku carskiej Rosji, która ciemiężyła pod zaborami swoich szlachetnych protoplastów – polskich Lachów.
Co więcej, zaczęto drwić, że nazwa Łachy (Llachy/Ljachy) oznacza jakoby ludzi w łachmanach, czyli – w obecnym rozumieniu – biednych szatach, co jak wiemy, nie miało nic wspólnego z prawdą, wręcz przeciwnie, szlachta polska bowiem wzbudzała zachwyt swoimi strojami nie tylko na Wschodzie, ale i na Zachodzie Europy. Mimo to nazwa Lachy jako określenie Polaków jeszcze do dnia dzisiejszego zachowała się jednak w językach wschodnich Słowian – Ukraińców, Białorusinów i Rosjan.
Niektórzy sugerowali wręcz, że Lachowie nie byli Słowianami. Opierali się przy tym na takich zapisach jak ten z Latopisu hustyńskiego, gdzie kronikarz odnotował: Cyryl zaś i Metody z wielką gorliwością uczyli Słowian i Lachów. Może to być jednak, jak przekonuje wielu autorów, tylko rozróżnienie stanów w ramach jednego etnosu. Skoro Lachowie to panowie, rycerze, szlachta, to możliwe, że Słowianami zwano lud – rolników, rzemieślników i pasterzy. Niewykluczone, że może też tu chodzić o rozróżnienie Słowian zachodnich – Lachów i wschodnich oraz południowych – Słowienów.
Jednym z najstarszych poświadczeń nazwy Lechowie jest zapis Lechoi podany przez Kinnamosa, bizantyńskiego kronikarza z XII w., sekretarza i historiografa cesarza Manuela Komnena. Zanotował on w swoim dziele Epitome ton katorthomaton, że podczas krucjaty Konrada III w 1147 r. towarzyszyli mu także książęta słowiańscy, przy czym podaje, iż: jeden z nich był władcą Czechów, a drugi Lechów. Co do Lechów [oryg. łac. Lechis] zaś poucza swych czytelników w temże miejscu, że jest to naród scytyjski na pograniczu z Hunami, przez co rozumie Węgrów15.
Antoni Małecki w tym lechickim księciu upatruje Władysława Wyganańca, a w czeskim – Władysława II. Sugeruje też, że nieznana Niemcom nazwa została zaczerpnięta przez nich od ludności serbskiej, która żyła na terenach Bizancjum. Tenże krytyk próbuje tu na siłę udowadniać, że Niemcy nie znali pojęcia Lechowie, jednocześnie przytaczając dowody, z których jasno wynika, że się myli. Chyba zdaje sobie sprawę z tego, że każdy może znaleźć takie źródła, więc profilaktycznie próbuje je tłumaczyć na swą pokrętną modłę, spekulując bez żadnego dowodu, czego się wymaga od historyka, o jakichś serbskich pożyczkach. Nawet gdyby tak miało być, jest to dowód na to, że Niemcom w XII w. znane było określenie Lechowie, czy to się Małeckiemu i jemu podobnym podoba, czy nie. Inną sprawą jest fakt, że Serbowie używali akurat terminu Ledian na określenie Lechów – Polaków, przez co jest wątpliwe, by to od nich nazwa Lechowie przeszła do Niemców. Możliwe, że ludy teutońskie poznały ją od Serbów, ale nie bałkańskich, tylko łużyckich.
Koronnym argumentem krytyków lechizmu jest fakt, że Gall Anonim (1118) i Mateusz Cholewa (ok. 1166) nie wspominali nic o Lechu, Lechitach i Lechii. Nie znaczy to jednak, że o nich nie słyszeli. Po prostu z różnych powodów mogli oni pominąć te nazwy, używając w zamian równoważnych w ich czasach określeń – Polanie i Polonia (Polania). Gall wyraźnie zresztą lekceważy przedchrześcijańskie dzieje Polski. Nie można też wykluczyć cenzorskiej ingerencji w tekst obu kronikarzy, co jest bardziej prawdopodobne niż lechickie dopiski w innych znanych kronikach, jak to bezpardonowo sugeruje Małecki.
Gall, zwany przez niektórych Marcinem Gallusem16, pisze o Poloni (Polanach), Polonii (Polsce), języku lingua sclavonica i Sclavonii (Sławonii) jako całości szczepu, którego częścią są mieszkańcy naszego kraju. Opisuje też, jak wcześniej wspomniałem, Leszka (Lestka): który czynami rycerskimi dorównał ojcu w zacności i odwadze. Więcej uwagi poświęca natomiast historii Piasta i jego potomkom jako założycielom wielkiej dynastii, z której mieli się wywodzić dobrodzieje owego kronikarza. Samego Piasta ma on jednak za prostego rolnika, który za życia nie pełnił żadnej godności, jedynie pomyślał, że jego syn zaszczycony podczas postrzyżyn wizytą znamienitych wędrowców będzie być może kimś wielkim w przyszłości.
Ten anonimowy kronikarz, duchowny cudzoziemiec, prezentował ewangeliczne podejście do historii i dlatego w legendzie o Piaście i jego tajemniczych gościach dopatrywał się trzech króli (mędrców) lub aniołów cudownie rozmnażających piwo i jadło. Dlatego ostrożnie podchodził on do czasów przedchrześcijańskich i je celowo ignorował. Podobne motywy mogły towarzyszyć i innym kronikarzom, a dzieła tych dziejopisów, którzy się próbowali wyłamać z tego schematu i w miarę uczciwie prezentować fakty historyczne, jakie znali, czekały cenzura i zakaz publikacji, co spotkało m.in. Długosza. Być może Gall, jak go później umownie nazwano, użył imienia Piasta w rozumieniu „piastuna”, czyli wychowawcy, rodzica przyszłego księcia Ziemowita. Zdaniem tego autora Piast bowiem sam nie sprawował nigdy żadnej władzy, pozostając prostym rolnikiem. Dopiero późniejsi kronikarze uczynili z niego księcia i protoplastę nowej dynastii.
Co ważne, cezurą dynastyczną nie jest tu przyjęcie chrztu, jak to niektórzy współcześni zwolennicy lechizmu (zwanego też lechityzmem) przyjmują, bo przecież oficjalnie dopiero Mieszko I się ochrzcił (choć niewykluczone, że w obrządku słowiańskim chrzest przyjęli także inni wcześniejsi władcy), ale dopuszczenie do rządów osób spoza stanu szlacheckiego – lechickiego. Dlatego pierwsi Piastowicze nie byli Lechitami w rozumieniu możnych czy też potomkami Lecha, a jedynie Lestkami, czyli spryciarzami z gminu, których za swój pomyślunek i zasługi dla ludu wyniesiono do godności książęcej. Stając się jednak księciem, taki Lestek jest jednocześnie Lechem, Lechitą, kontynuatorem dzieła protoplasty rodu – Lecha I. Z czasem oba te pojęcia stały się synonimiczne, choć wszystkich późniejszych Leszków Białych, Czarnych czy Mazowieckich zwano w ich czasach Lestkami, a nie Leszkami (a tym bardziej Lechami), na których ich zamieniono w wiekach późniejszych17.
Podobne podanie o oraczu Przemyśle, czyli człowieku z gminu przejmującym rządy i powołanym na księcia, mamy zresztą także u Czechów. Być może obie te legendy dotyczące awansu społecznego wybrańca mają podkreślać fakt, że Słowianie nie byli przywiązani do władzy monarszej, ale demokracji wiecowej, czyli woli ludu, czuli się wolni od władzy zwierzchniej, a księcia obierali, mając na uwadze nie pochodzenie, ale zasługi konkretnego bohatera czy też, jak to miało miejsce w przypadku Przemysła Oracza, wskazanie bogów (wyroczni).
Warto zauważyć, że o ile Krak (a według Galla Anonima także i Popiel II) nazwał jednego ze swych synów Lechem, zapewne na cześć protoplasty Lechitów – Lecha I, choć był de facto tylko jego potomkiem, czyli Lechiczem – Leszkiem, to piastowscy władcy nie ośmielili się już używać takiego imienia, a jedynie tytułowali się mianem Lestek/Leszek. Mogło to także oznaczać, że kontynuowali oni lechicką tradycję władzy, choć sami nie pochodzili z Lechowego rodu.
Jednocześnie należy też zwrócić uwagę, że nawet jeśli przyjmiemy, iż Lestek/Lestko jest tylko wariantem imienia Leszek/Leszko (Lesco), to jednak nie jest ono równoznaczne z nazwą osobową czy tytularną – Lech, a jedynie swego rodzaju nawiązaniem do niej.
Gall podaje również ważną informację o tym, że Popiel został wygnany przez Ziemowita z kraju wraz ze swymi synami, Popielem i Lechem. Nie informuje jednak, co się z nimi stało, ale mając na uwadze, że wypędzony władca był całkiem zaradny i pochodził z książęcego rodu, można założyć, iż mógł on objąć rządy właśnie w sąsiednich Czechach, gdzie ze względu na pochodzenie lub stan szlachecki nazywano go Lechem lub Bohemusem – bogaczem, możnym. Takoż i wygnani wraz z nim synowie Lech i Popiel młodszy (Popiel III) mogli panować w Bohemii albo nad innymi ludami słowiańskimi, niewykluczone, że w jakiejś krainie na Południu.
W podaniu przytoczonym w późniejszych kronikach Popiel zostaje zjedzony przez myszy (zwane notabene gdzieniegdzie pogankami18), co wyraźnie wygląda na ludową wersję wydarzeń lub celowe zaciemnienie dziejów rodu okrutnego władcy, a nie fakty, jakie miały miejsce w przekazie Gallusa.
Jak podają kronikarze, także Lech, potomek Kraka, za zabójstwo brata został skazany na wygnanie. Zgodnie z przekazem Dalimila niewykluczone, że to właśnie ów wyrodny syn Kraka był wspomnianym przez tego czeskiego kronikarza „Lechem, zwanym od tej pory Czechem”, będącym mężobójcą. Kosmas nazywa go natomiast Bohemusem, czyli „bożym posłańcem”, choć z etymologicznego punktu widzenia wyraz boh pierwotnie oznaczał bogacza. Jeśli jednak przyjmiemy, że lech to właśnie bogaty pan, możny, a cech to zabójca, od „cechować” i „ciachać”, to zaczyna nam wiele pasować w tej historycznej układance. Podobieństwa podań czeskich o Kroku i polskich o Kraku też nie są tutaj bez znaczenia.
Historia Polaków (Chronica seu originale regum et principum Poloniae, zwana też w skrócie Chronica Polonorum), spisana po łacinie między rokiem 1190 a 1208 przez Wincentego Kadłubka, nazywanego obecnie przez niektórych „pierwszym turbolechitą”, podaje, iż w czasach starożytnych na terenie Polski żył wielki i dzielny lud Lechitów, który stworzył ogromne państwo. Lechici walczyli wówczas z Dakami i pokonali Gallów. Celtowie zajęli wtedy Grecję, natomiast Lechici stworzyli imperium ciągnące się od kraju Partów do Bułgarii i Karyntii. W kolejnych latach toczyli oni zwycięskie boje z samym Aleksandrem Macedońskim, a później także z Juliuszem Cezarem, który w obliczu wojennych niepowodzeń zmuszony został do zawarcia rozejmu, gwarantowanego wydaniem cesarskiej siostry Julii za Lecha III.
Wincenty Kadłubek, rycina Jana Ligbera, 1803 r.
Mistrz Wincenty zapisał lechickie nazwy w zlatynizowanych formach: Lechitae (Lechici) i lechiticus (lechicki). W jego Kronice polskiej Lechia pojawia się jako synonimiczne określenie Polski. Nawet Kazimierza Sprawiedliwego (1177 r.) nazywa on „władcą Lechii” (Sic igitur Casimirus fit monarchus Lechiae)20. Kadłubek opisuje ustrój Lechii jako Rzeczpospolitą. Wyraźnie jednak podaje, że Poloni seu Lechitae (Polacy to Lechici) i używa tych nazw wymiennie.
Jednocześnie wywodzi on Polaków od Wandalów, którzy mają być równoważną nazwą do Lechitów (Wandalorum id est Polonorum sive Lechitarum progenitore)21. W kontekście relacji czeskich można rozumieć to określenie jednak raczej jako status szlachecki aniżeli termin mówiący o etniczności, niektórzy Czesi bowiem też byli Lechitami. Z drugiej jednak strony szlachectwo to potwierdzenie odpowiedniego rodowodu, czyli pochodzenia z określonej grupy etnicznej – Ariów, Lechitów, Wandalów czy Sarmatów, jakbyśmy ich zwali.
Wandalowie według Mistrza Wincentego mają zawdzięczać swą nazwę Wandzie, swej królowej, od której imienia nazwano też Wisłę – Wandalusem22.
Kadłubek podaje jako źródło znanych mu 200 listów między Aleksandrem Wielkim a Arystotelesem, jego mentorem. To z tych listów nasz kronikarz najprawdopodobniej zaczerpnął nazwę Lechitów w formie Lechitae, a cytował je obszerniej Dzierzwa.
W jednym z listów Aleksander donosi o zwycięstwie nad Lechitami i zdobyciu miasta Carantas (Kraków):
Ne de nostro statu te sollicitum dubia suspendat haesitatio, noveris, nos apud Lechitas amplissime prosperari. Est enim urbs famosa Lechitarum. semptentrionali Pannoniae lateri conjunctissima, quam Carantas dicunt, plus arie quam situ munitissima: de hac et de contiguis pro voto triumphavimus.
Nie wiedzieć czemu, Carantas (jak Karantania, Karyntia) w tłumaczeniu na polski brzmi tu Caraucas:
Wiedz, że doskonale powodzi się nam u Lechitów. Jest zaś sławne miasto Lechitów, bardzo blisko północnych stron Panonii, które nazywają Caraucas, raczej ludne niż bogate, dobrze zabezpieczone, raczej dzięki sztuce niż położeniu; nad tym miastem i nad sąsiednimi triumfowaliśmy zgodnie z życzeniem23.
Na co Arystoteles odpisuje mu tak:
Fama est, de Carantis Lechitarum te cum tuis triumphasse. Sed bujus triumphi gloria utinam tuis titulis nunquam accessisset! Ex quo enim tributum ignominiae tuis infusum est intestinis: ex quo Lechiticos expertus es argyraspidas: rutilantia tui sotis apud multos deferbuit, immo imperii tui diadema visun est nutasse.
W polskim tłumaczeniu to znaczy:
Słychać żeś z woyskiem swoim Caranthas Lechitów zawojował: lecz bodayby była sława takowego tryumfu nigdy do twoich zaszczytów nie przybywała! Albowiem odtąd iak ochydna danina we wnętrzności posłów Twoich wsypaną została i Lechitów przebranych za Puklerzników doświadczyłeś, blask iasności Twoiey u wielu w mniemaniu przyćmiony został, a nawet korona na głowie Twoiey wstrzęsła się24.
August Bielowski wylicza, że w różnych odpisach Kroniki polskiej Kadłubka występują następujące nazwy miasta zdobytego przez Aleksandra: Carantasi, Carantes, Gracoviensem (tylko dopisek), Carancas, Caraucas, Carenthes, Carentas, Carantis, Carancis, Caraucis, Carentis, Chorentiorum, Corinthuss, Chorintus. Z czego wyraźnie widać, że chodzi tu o Karencję (Karantanię, Karyntię), której nazwa może się wywodzić od określenia „car Antów”25. Raz tylko w jednym z rękopisów podano formę Caraucas26, a w innym dopisek Gracoviensem, zapewne jako błędne identyfikacje kopistów tego miasta z Krakowem.
W dalszej części tekstu już jest zresztą wyraźnie podana nazwa Corinthiorum i Corinthus:
Nam etsi lacessitus, non adeo tamen laesus fuit Alexander Corinthiorum iniuria; cui dum aliae civitates apperirent aditum, prima Corinthus clausit uria ab eo portas.
Bielowski zauważa co prawda, że właściwie w tym fragmencie akurat w najstarszym odpisie było Tyriorum, a nie Corinthiorum oraz Tyrus zamiast Corinthus, co można znaleźć u Pseudo-Kalistenesa i jego tłumacza Juliusa Valeriusa27. Warto przypomnieć, że Tyrrenami (Τυῤῥηνοί – Turrhēnoi) Grecy nazywali… Etrusków, co może nam wskazywać, jakie było pochodzenie Karyntian. Być może ta wiedza była znana w czasach sporządzania odpisów Kroniki polskiej Mistrza Wincentego i dlatego dokonano zmian mających na celu ujednoznacznienie rozumienia tych nazw. Niewykluczone też, że Tyrus było wcześniejszą nazwą dla Corinthus, jak i Tyriorum dla Corinthiorum. A zatem wcześniej Karyntia mogła się nazywać Tyrrią lub Tyrrenią jako nawiązanie do greckiej nazwy Etrurii – Tyrrhenii.
W późniejszej Kronice polsko-węgierskiej z 1222 r. jest mowa właśnie o Karantanii, skąd bracia mieli udać się na północ, zatem miasto Carantas niekoniecznie musi więc oznaczać Kraków. Karantania była według historyków jednym z pierwszych państw słowiańskich, założonym już w VII w. przez osiadłe na terenach dzisiejszej Austrii i Słowenii plemię Karantan. Później ziemie te zwano Karyntią. Carantas może zatem być Krnskim Gradem (Karnburgiem – Carogrodem), gdzie znajdował się książęcy kamień (stolec), na którym intronizowano wybranego władcę, rządzącego wraz z grupą możnych pochodzących ze starszyzny plemiennej28. Może to oznaczać, że Aleksander nie zdobył i nie zniszczył Krakowa, ale historyczną stolicę Karantanii. Kontynuację nazewniczą Karencji-Karyntii znajdujemy na Rugii, której miastem stołecznym była właśnie Karentia29, zwana też Chorętą (niem. Karentz, Kerentia lub Charenza), co z kolei daje nam przesłankę, by doszukiwać się tu związków Ranów z Karyntianami, tak jak Redarów (Retarów) i ich świątyni w Retrze (Ratarze) z Retami z Retii30.
Miasto Carantas mogło po słowiańsku nazywać się Carodom31 (dom, czyli siedziba cara – władcy, tj. po prostu „stolica” – miasto ze stolcem, z tronem), co znajdujemy w antycznych przekazach i na mapach. Możliwe, że Kraków był nową32 stolicą Karyntian migrujących z południa nad Wisłę, a Crac (Krak), czytane od prawej do lewej to Carc (Kark), czyli Car [C] 33. Stąd mogą się wywodzić nazwy: Krak, Krok, Karkonosze, Krk, Krka itd. Jeśli przyjmiemy, że określenie car może z kolei pochodzić od char (góra), czyli ten, który jest na górze (naczelnik, władca), to odpowiednikiem nazwy Carodom będzie m.in. Choręta (*chora – góra).
K+rac natomiast można rozumieć jako „od rac” (k- to przedrostek oznaczający „od/do”, a *raci – mówić, ryczeć, rzec), czyli „od mowy, słowa”. Krakanie to bowiem coś podobnego do mowy. Nie tylko Słowianie wierzyli, że język, słowa i wszelka wiedza pochodzą od bogów, stąd ścisłe związki nazewnicze między słowami związanymi z mową i boskością, szczęściem, bogactwem, błogosławieństwem, jak np. god – bóg (ale to także i rok jako boski cykl życia), godzić (darzyć, obdarzać, stąd i gody) i godać (gadać, mówić). Warto tutaj także zauważyć, że Recja (Retia), skąd wywodzą się Windelici (Wendo-Lechici), to Rzecz[pospolita] – Rzesza (rzec > rzecz, czyli coś wypowiedzianego, konkretnego, spełnionego, jak u chrześcijan „a słowo ciałem się stało”, czy jak to mówił Stanisław Szukalski, „słowo rodzi rzecz”34). Recjanie (Retianie) to zatem ci, którzy mówią, czyli Słowianie. To ich odłam po migracji na północ pod wpływem ekspansji Rzymian założył najprawdopodobniej Retrę (od *ret – rzecz, miejsce i *Ra – słońce), przez co obwołali się Retarami. Od prasłowiańskiego pierwiastka *raci, reci pochodzi też wyraz „rycerz”, ale i łac. rex – król.
Mimo wszystko nawet hiperkrytyczny Antoni Małecki nie posądza Kadłubka, zasłużonego i oczytanego, a nawet błogosławionego biskupa erudytę o celowe zmyślanie, jak to robią nieodpowiedzialni współcześni historycy, a jedynie sugeruje, że dał się on zwieść pozostającym w obiegu historiograficznym między IV a IX w. różnym tego typu listom (tzw. aleksandryjskim) o wątpliwym pochodzeniu35.
Na listy Aleksandra powoływał się jednak również m.in. uznawany i szanowany kronikarz niemiecki Adam z Bremy. Dowodem, że takowe listy istniały, jest zachowanie odpisów kilku z nich jeszcze w XIX w. w krakowskiej bibliotece uniwersyteckiej36. Po kwerendzie Antoniego Małeckiego okazało się jednak, że nie dotyczą one opisywanych przez Kadłubka spraw. Nie znaczy to tym samym, że inne, znane Mistrzowi Wincentemu, na które się powoływał w przypisach do swej Kroniki polskiej, nie istniały.
Tenże Małecki zresztą wydaje się wręcz brać po części Kadłubka w obronę, pisząc: „Lechami” (po łac. Lechi lub też Lechones) nigdy on nie nazywa Polaków. Przymiotnika „lechitus” nie zna. Posługuje się tylko formą „Lechitae” i przymiotnikiem z niej urobionym „lechiticus” (lechicki). A widzi w nich jak najwarowniej to samo co „Poloni” i „polonicus”. Co sprawia, że go za dalsze zboczenia, z jakiemi się we dwa wieki później spotkamy, nie można czynić odpowiedzialnym37.
Niestety ogólne wnioskowanie i logika dowodzenia Małeckiego są załamujące, gdyż twierdzi on np., że w kilku innych kronikach nie ma mowy o Lechii i Lechitach, co ma być według niego dowodem na wymyślenie takich pojęć, a te kroniki, w których co prawda wspominani są Lechici, mają być tylko kompilacją dzieła Kadłubka, a nie jego potwierdzeniem. Czyli zgodnie z tak pokrętną logiką możemy sobie wziąć jeden dokument piszący przykładowo o Germanach i dyskutować, czy jego autor nie zmyślił tej historii i takiej nazwy. Tacy autorzy jak Małecki mogą przyjąć, że to jednak wymysł i wszystkich kolejnych autorów piszących o Germanach oskarżą o zrzynanie z tego pierwszego. Proste? A jak ktoś nie pisał o Germanach, to uznają ten fakt za koronny dowód ich nieistnienia. To przykład pracy historyka na „najwyższym” poziomie… propagandowym. Czegóż można jednak oczekiwać od krytyka, który przytacza opinię niemieckiego autora o bajaniach Kadłubka o Lestku i Lechitach (Ropell, Geschichte Polens), mając ją za bardziej miarodajną niż zdanie Joachima Lelewela czy Wacława Aleksandra Maciejowskiego w tej kwestii.
Do poglądów Antoniego Małeckiego, na którym m.in. opiera się w dużym stopniu współczesna antylechicka narracja historyków, jeszcze tu wrócimy. Kontynuujmy jednak nasz przegląd tego, co o Lechu, Lechitach i Lechii pisali inni autorzy.
Kosmas z Pragi w swojej Kronice czeskiej38 z XII w. (powstałej między 1119 a 1125 r.) wspominał tylko o Bohemusie jako praojcu Czechów, którego inni dziejopisarze utożsamiają z mitycznym Czechem. Znane są jednak antypolskie uprzedzenia tego autora, więc celowo mógł on pominąć Lecha i zawłaszczyć także legendę o Kroku (Kraku), którą mógł przynieść do Czech jego ojciec uprowadzony z Giecza przez Brzetysława I39.
Gwoli ścisłości należy stwierdzić, że legendę o trzech braciach po raz pierwszy przytacza po łacinie tzw. Kronika polsko-węgierska, datowana na rok 1222. Opisano w niej podróż trzech słowiańskich książąt: Czecha, Lecha i Rusa, udających się na północ z terenów dawnej Chorwacji (dokładnie z Karantanii), gdzie założyli Państwo Wielkomorawskie, z którego później wyodrębniły się: Czechy, Polska oraz Ruś40. Autor kroniki – możliwe, że Węgier – wyjaśnia także nazwę Lengyel, oznaczającą Polaka, łącząc ją z węgierskim wyrazem legeny – towarzysz, wojak (podobnie zresztą jak tłumaczone jest nordyckie lag/lah).
Strona tytułowa XIX-wiecznego wydania Kroniki Lechitów i Polaków, napisanej przez Godzisława Baszko (lub Boguchwała), zwanej przez historyków, nie wiedzieć czemu, Kroniką wielkopolską
Dużo informacji o Lechitach i ich pochodzeniu znajduje się w niepoprawnie tytułowanej kronice autorstwa Godzisława Baszko i/lub Bogufała (Boguchwała) zwanej wielkopolską. Ta pokrętna nazwa powstała zapewne, by umniejszyć jej znaczenie, zrobić z niej jakieś regionalne źródło i zataić oryginalny tytuł Kronika Lechitów i Polaków41. Chyba że to nowe nazwanie odczytamy jako Kronika Wielkiej Polski.
Zgodnie z relacją autora tej kroniki, spisanej w 1273 r., potomkowie Jafeta, syna Noego, mieli osiedlić się w Panonii, a z tych Panończyków pochodzili trzej bracia, synowie Pana, władcy Panończyków, z których pierworodny miał na imię Lech, drugi Rus, a trzeci Czech. I ci trzej, doczekawszy się potomstwa, posiadali trzy królestwa: Lechitów, Rusinów, Czechów42.
Bogufał/Baszko podaje, że w starożytnych księgach zapisano, iż: Panonia jest Matką i gniazdem wszystkich Słowiańskich Narodów. Tłumaczy też pochodzenie tej nazwy: Pan, wyraz grecki, przetłumaczony na słowiański oznacza samodzierżcę. Pan jakoby możnowładca i król, albowiem wszystkich możnych panami nazywają, a dowódców wojska wojewodami. Pan, czyli Lech, gdyż w sanskrycie Lech oznacza tyle co: pan, władca, król, pasterz czy bóg.
Inni przyjmują, że nazwa Panonii, mitycznej kolebki Lecha, wzięła się od greckiego boga Pana, wywodzącego się z Arkadii, opiekuna lasów, pól i dzikiej przyrody, strzegącego pasterzy oraz ich trzody.
W swoim Słowniku Kempiński pisał, że Lech w mitologii zachodniosłowiańskiej i polskiej to syn Pana, brat Czecha i Rusa, eponimiczny heros Lechitów-Polaków43. Możliwe, że grzecznościowy zwrot „pan” używany do dzisiaj w Polsce pochodzi właśnie z tradycji kojarzenia Lechitów z tym bogiem. Nasi „uczeni” oczywiście potrafią drwić z takich tez, ale nie umieją inaczej tego wyjaśnić. Coś za dużo tych zbieżności, podobieństw znaczeniowych, odniesień. Oficjalnie to wszystko to jednak wymysły, bajki i pseudonauka.
O Panonię toczono nieustanne wojny. W starożytności zamieszkiwały ją plemiona tracko-dackie i iliryjskie, które są przez niektórych badaczy, zwłaszcza spoza głównego nurtu, uznawane za ludy protosłowiańskie. Między III a IV w. została ona podbita przez Hunów, którzy jednak nawiązali ze Słowianami sojusz, by wraz z nimi podbijać inne ludy i tereny (Germanię, Rzym, Gotów). Panońscy Słowianie stworzyli tam w 840 r. nawet własne Księstwo Błatneńskie, niestety zniszczone w wyniku najazdu Węgrów w 901 r., którzy opanowali tę krainę. Polskie podania o siedzibach Słowian w Panonii czy Karantanii (Karyntii) są zresztą zgodne z relacją Nestora o przybyciu Słowian i ich władcy Lecha znad Dunaju.
W innym miejscu autor Kroniki Lechitów i Polaków dodaje, że bracia mówiący tym samym językiem brali swój początek z mowy jednego ojca Sława, stąd Sławianie. Wyjaśnia on również pochodzenie nazwy Lechitów: Jako Sorabi od Sarba, czyli Sorbana, a Judaei od Judy – tak Lechici od Lecha posiadają to miano (Monumenta Poloniae Historica, t. II, s. 470). Małecki oczywiście uważa ten tekst za późniejszy dopisek nieznanego autora, powołując się przy tym na Gelasiusa Dobnera, który stwierdził, że w Kodeksie hodiejowskim (dzisiaj zaginionym, będącym co prawda także kopią, ale spisaną w XIV w., czyli wcześniej niż inne zachowane, pochodzące z wieku XV) tego zdania nie było. Oczywiście te spekulacje Małeckiego, które mają potwierdzić założoną tezę, nie uwzględniają nawet możliwości, że to właśnie w tym kodeksie ktoś mógł manipulować tekstem przy przepisywaniu i wyrzucać różne zdania, w tym to, o którym mowa. Nie mamy przecież pewności, że późniejsze kopie powstawały na bazie tego kodeksu, a nie innych kopii, a może i oryginału. Małecki jak na manipulatora, a nie historyka przystało zakłada i podaje czytelnikom tylko jedną możliwość, czyli fałszerstwo lechistów, dopisujących, gdzie się da, wzmianki o Lechu i Lechitach. Jest to nie tyle dziwne, ile wręcz śmieszne i chyba nie warto poświęcać temu większej uwagi.
O wędrówce Lecha Bogufał/Baszko pisał tak: Gdy zaś [Lech] ze swoim potomstwem wędrował przez rozległe lasy, gdzie teraz istnieje królestwo polskie, przybywszy wreszcie do pewnego uroczego miejsca, gdzie były bardzo żyzne pola, wielka obfitość ryb i dzikiego zwierza, tamże rozbił swe namioty. A pragnąc tam zbudować pierwsze mieszkanie, aby zapewnić schronienie sobie i swoim rzekł: „Zbudujmy gniazdo”! Stąd i owa miejscowość aż do dzisiaj zwie się Gniezno, to jest „budowanie gniazda”44.
Lech, Czech i Rus, rys. Walery Eljasz Radzikowski
Bogufał/Baszko opisując Lecha, nie czyni go księciem czy władcą, ale raczej fundatorem pierwszych oppidiów (ufortyfikowanych osad) Lechitów. Charakteryzuje on ówczesny ustrój rządów jako republikę opartą na demokracji wiecowej i starszyźnie sądowej, rozsądzającej spory.
W tejże kronice czytamy też: za czasów króla Assuera, gdy Gallowie rozmaite państwa i królestwa najeżdżali, najechane zabierali, Lechitowie, jakoby synowie jednego ojca, nie miewali królów ani książąt, wybierali tylko spomiędzy siebie dwunastu rozstropniejszych i możniejszych mężów, którzy spory między nimi sądzili i rzecz pospolitą sprawowali, nie wymagając od nikogo żadnej poniewolnej daniny ani posługi. O takich rządach, szczególnie u Polan, donoszą również Nestor i Kosmas.
I dalej Bogufał/Baszko powiada: Obawiając się Lechici napaści Gallów, obrali jednomyślnie wojewodą, a właściwie wodzem wojska (bo wódz wojska nazywa się w polskim języku wojewoda) pewnego najwaleczniejszego męża zwanego Krak […]. O dwunastu wojewodach słowiańskich można przeczytać m.in. w innych kronikach polskich, ale też i duńskich.
Zapisał on też: Qui Mesco cum tota gente Lechitarum seu polonica (Mieszko miał pochodzenie lechickie, czyli polskie). Nawet opisując późniejsze lata, Bogufał/Baszko używa nazwy Lechitów jako synonimu Polaków, przykładowo Kazimierza I Odnowiciela zwie „królem Polaków, czyli Lechitów”.
W roku 1730 szlachcic śląski Fryderyk Wilhelm Sommersberg wydał drugi tom zbioru Silesiacarum rerum scriptores, gdzie znalazła się także Kronika Bogufała z informacją o kontynuacji jej przez Baszkę (Boguphali II episcopi posnaniensis Ghronicon Polonise, cum continuatione Baszkonis custodis posnaniensis). Bogufał/Baszko prowadzi tam rozważania na temat przyczyn, dla których Piast – następca Popiela – nie pochodził z rodu Lechitów, choć Antoni Małecki uznaje to za błąd edytorski Sommersberga i jego powielaczy z czasów późniejszych. W wydaniu Sommersberga zapisano to po łacinie tak: Decreverunt itaque aliquem infimae et modicae cognationis eligere, quam ingenuum, tamen non ex Lechitarum propagine procreatum, co miało oznaczać, że Piast był wolnym człowiekiem, ale nie z rodu Lechitów.
Małecki obwinia za to przeinaczenie pierwotnego tekstu, w którym niczego takiego miało nie być, niejakiego Marcina Hanckego, profesora historii, wymowy i filozofii przy wrocławskim Gymnasium Elisabethanum, również bibliotekarza, który posiadał rękopis wrocławskiego kodeksu tej kroniki. Ten niemiecki propagandysta starał się wykazać, że Śląsk od zawsze był germański, a przestał nim być, kiedy najechał go „żywioł polski, czyli lechicki”45. Hancke sugerował, że następca Popiela musiał być rodowitym Niemcem – Ślązakiem, powołując się przy tym na „kronikę starożytną niewiadomego autora Polaka” (będącą w posiadaniu biblioteki wrocławskiej), w której najprawdopodobniej własnoręcznie dokonał „drobnej poprawki stylistycznej”, wyskrobując et i wstawiając non. Kilkanaście lat później ten właśnie egzemplarz miał trafić w ręce śląskiego szlachcica Sommersberga za sprawą pastora Godfrieda Hanckego, syna i spadkobiercy Marcina, którego był własnością46.
To cenna uwaga Antoniego Małeckiego, znanego co prawda z małostkowości, emocjonalnej postawy niegodnej historyka i wielu krytycznych poglądów wysuwanych wobec historii Polski, m.in. podważających autentyczność idoli prilwickich i kamieni mikorzyńskich tylko ze względu na personalne spory z Kazimierzem Szulcem, będącym przewodniczącym komisji w tej sprawie. W tym jednak przypadku pokazuje nam mniej czy bardziej świadomie celowe działanie niemieckich kombinatorów, próbujących przeinaczać naszą historię. W dawniejszych odpisach tej kroniki kilka razy zamiast non jest et, co oznaczało, że Piast musiał być z rodu Lechitów, czyli w rozumieniu tego kronikarza – Polaków. Jednak kolejni historycy, tacy jak np. Adam Naruszewicz, zostawili non, opierając się na wersji z wydania Sommersberga, co zdaniem Małeckiego, od 1730 r. dało początek poszukiwaniom rodowodu Lechitów, skoro nie byli rdzennymi Polakami sensu stricto. Ta sugestia jest niestety naciągana, gdyż już dużo wcześniej wywodzono przecież Lechitów od Sarmatów lub kojarzono ich z Wandalami.
Również Jędrzej Moraczewski pisał krytycznie (w czasie zaborów – XIX w.) o tym, że: W Bogufale napotyka się wzmiankę o Lechu na wstępie, ale ta później w tekst wciągnięta, jak udowodnił Schlözer, który za czasów Stanisława Augusta pisał rozprawę nad bajką o Lechu47.
Tenże August Ludwig Schlözer (uczeń Gerharda Friedricha Müllera, twórcy normańskiej teorii pochodzenia Rusów) w swoim Wywodzie historyczno-krytycznym o Lechu zwracał uwagę, że wielu kronikarzy nie wspominało nic o Lechu i Lechitach, jak Gall Anonim, Kosmas, Helmold, Saxo Gramatyk, a w Rękopisie hodiewickim kroniki Bogufała nie ma wzmianki o trzech braciach, co uznaje za dowód, że w późniejszym wydaniu tej pracy opublikowanym przez Sommersberga musiał ktoś dopisać ten akapit, o co posądza kanonika Baszkę, kontynuatora dzieła Bogufała.
W kronice Dalimila z XIV w. (1314) jest zapis dobrze znany w naszej historiografii, że: w Chorwatach był lech, któremu imię było Czech, co może wskazywać, iż słowo lech oznaczało nie tylko imię własne, potwierdzone w czasach późniejszych, ale także status szlachcica, pana. Warto zauważyć, że Dalimil ma jednak tu na myśli Chrobację zakarpacką, obejmującą obszar od Odry aż do Dniepru. Gdy ją podbił Bolesław I Wielki, zaczął być nazywany od jej nazwy Chrobrym49 (zdobywcą Chrobacji), na podobieństwo przydomków rzymskich cesarzy Germanicusa (zwycięzcy Germanów) czy Gallusa (pogromcy Galów). Warto zwrócić tu także uwagę, że ten czeski kronikarz opisuje tylko dwóch braci: Lecha i Czecha.
Według XIX-wiecznego badacza czeskiego Pawła Szafarzyka słowo lech pochodzi od dawniejszego rzeczownika lecha – większa własność ziemska, czyli lech to inaczej ziemianin, obszarnik. Małecki krytycznie uznaje, że Přibík Pulkava zrobił potem z tego określenia samodzielną postać, brata Czecha, a w czasach późniejszych dodano jeszcze Rusa, co jest oczywiście kolejną spekulacją tego arcykrytycznego autora, niepopartą żadnymi faktami ani dowodami.
Natomiast wspominany przeze mnie krytyk, Jędrzej Moraczewski50, pisał z kolei na podstawie relacji Dalimila, że: Lech miało podówczas znaczyć rycerza czy młodziana. Przytacza też dokładnie słowa Dalimila:
W Srbskiey iazyku gest ziemie
Giez Charwati gest gmie
W te ziemi biesje Lech
Jemu gmie Czech
Ten mužoboystwa se doczynie
Pro nyeź swu zemi prowinie
Ten Czech gmiel bratow sjest.
Co po polsku niedokładnie tłumaczy:
W serbskim narodzie jest ziemia,
Która się Chorwacyą zowie,
W tej ziemi był młodzian,
Któremu imię Czech;
Ten mężobójstwo popełnił
I dlatego swą ziemię opuścił.
Nie wiadomo, czemu pominął w tłumaczeniu ostatni wiersz, który można przetłumaczyć jako: Ten Czech miał sześciu braci. W przytoczonym fragmencie brakuje też wiersza o mocy i chwale, który dopełnia rymem całość cytowanego fragmentu.
Dostrzegamy tu po pierwsze spore rozbieżności w sposobie cytowania tego fragmentu u naszych historyków. Tutaj wyraźnie widać, że słowo Lech jest pisane wielką literą, więc nie może być jakimś potocznym wyrazem w stylu młodzian czy rycerz, jak stara się przekonywać nas Moraczewski, ale jest to imię własne lub zaszczytny tytuł, jak: Jego wysokość, waćpan (skrót od: Wasza miłość pan) czy jejmość (skrót od: Jego miłość).
Po drugie, jakoś nikt nie zauważa, że jest tu mowa o mężobójstwie, więc, jak już nadmieniałem, może chodzić o Lecha, syna Kraka seniora, który zgodnie z legendą znaną z polskich kronik zabił swego brata Kraka juniora, za co został wygnany i mógł właśnie trafić do Czech, gdzie objął rządy pod nowym imieniem Czecha czy Bohemusa.
Tu wypadałoby zastanowić się nad etymologią nazwy Czech, która w kontekście tego zapisu może wskazywać, co już sugerowałem, iż należy pod nią rozumieć ciecha – zabójcę, bo ciachać znaczy przecież zabijać. Zatem książę Lech o przydomku czech (ciech) – zabójca, pojawił się w Bohemii, którą wziął w swoje władanie. Wiem, że tak wytłumaczone pochodzenie etnonimu Czechów nie przypadnie im zbytnio do gustu, ale to by wyjaśniało takie a nie inne zapiski kronikarskie, w tym także zmianę nazwy z Bohemii na Czechy, zwłaszcza mając na uwadze, że termin Lech oznaczał Pana, księcia, namiestnika Boga – Boha. Dlatego nazwa Bohemia jest znaczeniowo odpowiednikiem Lechii, a Czechy to niestety kraina zamieszkana przez potomków Lecha-ciecha (mężobójcy) – Ciechów (Czechów)51.
Po trzecie, tenże Czech miał według Dalimila sześciu braci, co może oznaczać równie dobrze urodzonych lub zamożnych, wiernych mu towarzyszy, z którymi udał się na banicję. Możliwe też, że wraz z nimi do Bohemii przybyli, pominięci w relacji, szeregowi wojowie, dzięki czemu całej grupie udało się przejąć lub ustanowić władzę w tym kraju.
Po czwarte, Dalimil wyraźnie mówi o serbskim narodzie i krainie o nazwie Chorwacja, a jak wiemy Białą (Wielką, Północną) Chrobacją, nawet do XI–XII wieku nazywano Małopolskę z Krakowem, skąd właśnie według krakowskiej, czyli według Lelewela chrobackiej legendy, miał emigrować Lech – wygnaniec, syn Kraka.
Wiadomo, że Serbowie to mieszkańcy Łużyc, którzy utożsamiani są z rdzennymi Lechitami, co potwierdzają też badania genetyczne, gdyż mają oni największy procent haplogrupy R1a1a7 zwanej ariosłowiańską. Część Serbów (z Łużyc) i Chorwatów (z Małopolski) udała się na południe na wezwanie cesarza w celu udzielenia mu wsparcia wojskowego, o czym pisze Konstanty Porfirogeneta, za co mieli w nagrodę objąć ziemie na Bałkanach. Autor ten w X w. zna także i wymienia kraj rozległy, który nazywa Białą, czyli Wielką Chrobacją, umieszczając ją gdzieś na północy, w sąsiedztwie Węgier, w pobliżu Bagibarei, którą niektórzy kojarzą z Babią Górą w Karpatach, choć według mnie tę nazwę należy tłumaczyć jako Boży Bór (*bagi – sansk. bhaga, sł. bóg, bogaty + *barea – anglosaks. gaj, sł. bór). Biała Chrobacja jako „kolebka lechów” obejmowała zatem obszar późniejszej Galicji. A z relacji Dalimila wynikałoby, że była ona częścią większego kraju o nazwie Serbia lub też że Chorwaci należeli do ludu Serbów (termin jazyk znaczył dawniej ziemię i naród, co widać też w zapiskach Nestora, a na co zwracał uwagę Tadeusz Miller52).
Moraczewski pisał jeszcze, że „głównym rozsiewaczem całej powieści” o Lechu był autor dzieła Chronica principum Poloniae cum eorum gestis (zwanego drugą lub młodszą Kroniką śląską), doprowadzonego do roku 1383, podejrzewając, że oparł się on właśnie na podaniu Dalimila.
Małecki przytacza ten sam fragment, ale w nieco innej wersji i z zapisem słowa lech już małą literą (czyżby celowo?):
V srbskem jazyku jest zemĕ,
Jiežto Charvaty jest jimĕ.
V tej zemi bieše lech,
Jemužto jimĕ bieše Čech.
Ten Čech mieješe bratow szest,
Pro niež mieješe moc i čest.
Widzimy, jak wiele istotnych informacji zawiera ten krótki fragment tekstu z Kroniki Dalimila i jak bardzo niektórzy próbują wypaczyć jego treść i znaczenie. Dlatego niezmiernie ważne jest szukanie oryginalnych tekstów kronik, a nie ich tłumaczeń, gdzie ze względów politycznych, często o antylechickiej wymowie, mamy: przekręcenia, zamienniki, pominięcia lub dziwne wyjaśnienia, zgodne z obowiązującą w danym okresie propagandą. Smutne jest to, że wielu polskich historyków uczestniczyło i niestety nadal uczestniczy mniej lub bardziej świadomie w tym procederze.
W KronicePřibíka Pulkavy z Adenina z 1374 r. (tylko 60 lat po Dalimilu) jest już wyraźna wzmianka o Lechu i Czechu jako dwóch braciach, co wygląda na celowe sprostowanie przez tego autora nie dla każdego zrozumiałego zapisu Dalimila o Lechu. Lech miał objąć ziemie za górami aż do morza, a jego potomkowie dotarli na Ruś, zakładając tam swoje państwo.
Palacký też przytacza zapis Porfirogenety o Białych Chorwatach zza Karpat, którzy w kontekście zapisku Dalimila mieliby być protoplastami Czechów.
Dużo o Lechitach pisał Dzierzwa (Dzierswa53), autor kroniki Descriptio Lechiticorum annalium z początku XIV w. (Joachim Lelewel i Józef Maksymilian Ossoliński datują ją na przełom XII i XIII w.), w której utożsamiał ich nie tylko z Polakami, ale i Wandalami: Wandalus Polonorum sive Lechitarum progenitor (Wandal był przodkiem Polaków, czyli Lechitów). I dalej czytamy: Ta dopiero Wanda od Wandala, Wandalów, tj. Polaków, czyli Lechitów Ojca.
Choć Bielowski przyjmował, że to XI-wieczne dzieło jakiegoś bliżej niezidentyfikowanego niemieckiego kronikarza Mersiusa, znanego jako Mierzwa (Miorsz)54, który celowo przerobił znaną mu, lecz zaginioną potem lęchicką kronikę. W swoich Monumentach (t. II) August Bielowski zamieszcza jej treść, dzieląc ją na dwie części, zakładając przy tym, że druga partia tekstu została dopisana przez innego, nieznanego z imienia autora.
Maciej z Miechowa, autor kroniki pt. Tractatus de duabus Sarmatiis Asiana et Europiana et de contentis in eis (Traktat o dwóch Sarmacjach, azjatyckiej i europejskiej, i o tym, co się w nich znajduje) z 1517 r., przedstawił koncepcję, która mówiła o polskiej szlachcie jako potomkach Sarmatów.
Musiał on mieć dostęp do rękopisów Roczników Długosza, na których oparł swoją drugą pracę Chronica Polonorum. W przeciwieństwie do Długosza, który nie dożył wydania swojego dzieła ze względu na liczne obiekcje cenzorów, publikację Miechowity najpierw dopuszczono do druku, ale ostatecznie całe pierwsze wydanie (Kraków 1519) zostało skonfiskowane (drugie wydanie, po wymaganych poprawkach, opublikowano w roku 1521). Niestety nie znamy pierwotnej wersji, nie wiemy więc, co zostało zmienione lub usunięte, czyli zmanipulowane.
Mimo to w swej ocenzurowanej kronice Miechowita podaje mnóstwo ważnych informacji na temat naszych najstarszych dziejów. Uznawał on Lecha, Czecha i Rusa za ojców słowiańskich narodów, co ujął w słowach: Jakoż od Lecha całą Polskę królestwem Lechitów [łac. regnum Lechitarum] nazywano, jak dotąd wschodni zachowują. Pisał też, że pierwszy zamek i stolica Lecha były w Gnieźnie leżącym na polach (równinach) i dlatego jego lud nazwano z czasem Polanami. Uznaje on Lecha za króla, skoro miał panować w królestwie Lechitów, choć używa też wobec niego określenia książę (łac. principis)55.
Lech i Czech, rycina z Chronica Polonorum Macieja Miechowity
Jego zdaniem Słowianie od czasów potopu aż do naszych czasów pozostają w swoich siedzibach i rodzinnych królestwach. Poza tym uważał, że Lech w Polsce, a Czech w Czechach byli od potopu, są tam nadal i będą za wolą bożą56.
Wywodził on Polaków od Wandalów, a za Słowian uważał też Słewów i Burgundów, choć odrzucał ich pochodzenie od Sarmatów czy Scytów, bo jak wyżej nadmieniłem, przyjmował, że Słowianie są autochtonami: Habes ex predictis quod Vandali Sueui et Burgundi fuerunt de regno Poloniae, a locis poloniae quae inhabitarunt appe lationem et nomina sortit […] prefati populi Vandali, Suevi et Burgundi, Germani et non Sarmatae neque Scythe fuerunt […] Poloni, Bohemi, Sueui, et omnia genera slauorum, post diluuium in hanc aetatem in suis sedibus et connatis regnis permanen […]57.
Warto zauważyć, że podań o bohaterskich założycielach grodów i narodów zachowało się u Słowian wiele. Oprócz Gniezna – Lecha, Krakowa – Kraka, Poznania – Posnena, Wyszomierza – Wizymira czy Sandomierza – Sędomira na Śląsku Cieszyńskim znana jest regionalna legenda, w której występuje także trzech braci: Bolko, Leszko i Cieszko – fundatorów miasta Cieszyna.
Podobne do polsko-czeskich przekazów o 2–3 braciach, założycieli nowych państw i miast, są też legendy: kijowska, armeńska i chorwacka.
Według Powieści minionych lat trzej bracia Kij, Szczek i Choryw osiedli na trzech wzgórzach obok lasu, nazwanych ich imionami, gdzie żyli z łowów. Ich siostrą była Łybedź (Łabędzica). Kij opisywany jest jako przywódca jednego z rodów Polan wschodnich oraz założyciel swej stolicy – Kijowa, którą zbudował wraz z braćmi. Od Szczeka powstała z kolei nazwa miejscowości Szczekawica, a od Chorywa – góra Chorewica58, choć nie brakuje głosów, że było odwrotnie, i to imiona tych postaci ludowa tradycja wyprowadziła od nazw miejscowych.
Podobna legenda do podania o Kiju i jego braciach pojawia się już na przełomie VI i VII w. u ormiańskiego historyka Zenoba Glaki. Bracia o imionach Kuar, Meltej (Mentery) i Chorean (Kherean) są synami hinduskich książąt i zakładają trzy miasta, nazywając je od swoich imion. Historycy doszukują się tu inspiracji dla XII-wiecznej legendy Nestora59. Co ciekawe, Chorean/Kherean (Chorwat?) osiedla się w kraju nazwanym Poluni (Polania). Bracia stawiają też idole na wzgórzu Krakeja (Kraka?), co każe nam poważnie zastanowić się, czy nie mamy tu do czynienia z echem polskich legend, nie tylko zresztą o trzech braciach, ale także o Kraku i założeniu Krakowa. Nie można też wykluczyć, że to podanie pochodzi jednak właśnie z ormiańskich terenów, co wpisywałoby się dodatkowo w kaukaską teorię pochodzenia Słowian, o której będzie jeszcze tutaj mowa.
W Chorwacji istnieje podanie o trzech braciach, znanych tam pod imionami: Czech, Lech i Mech (czasem też inaczej), również mających siostrę, jednak nieznanego imienia. Oni także zakładają trzy miasta i nazywają je swoimi imionami. Legenda ta została podana po raz pierwszy przez niemieckiego historyka Johanna Christopha Jordana w dziele De originibus slavicis, wydanym w 1745 r.60 w Wiedniu61. Według tej relacji bracia mieli z winy swej siostry pokłócić się i rozejść po świecie. Lech udał się do krain polskich, a Czech – czeskich62. Nie wiadomo, dokąd wyruszył Mech, ale jego imię może wskazywać, że na Połabie, gdzie istnieją kraina Mechlemburgia i miasto Mechlin, których nazwy wyglądają na pochodne od jego imienia. Podobnych spekulacji było wiele, a ukazanie się tego dzieła odnowiło dyskusję na temat pochodzenia Słowian.
Dokładniej tę opowieść zbadał chorwacki historyk Stjepan Krizin Sakač, który zwrócił m.in. uwagę na imię siostry w wersji kijowskiej, które wywodzi się od słowa łabędź63, co jest zbieżne z armeńską nazwą wzgórza Karap-et (Łabędź-ica) i chorwackim wzgórzem Krapina (a być może także z Karpatami). Również rdzenie imion braci oraz nazwy miejscowe wykazują podobieństwa64.
Także Pop Duklanin, autor najstarszej kroniki serbskiej, podawał, że Słowianie południowi wywodzą się od trzech synów władcy Gotów (uznawanych nie tylko przez tego autora za odłam Słowian) – Swewlada, o dziwnie słowiańsko brzmiącym imieniu, oznaczającym Samowłada (w skrócie Samo). Jeśli przyjmiemy, że Goci i Słowianie to potomkowie Scytów, nie powinien nas dziwić fakt, że nasi protoplaści, żyjący od VIII w. p.n.e. na terenach obecnej Ukrainy, również wierzyli, iż wywodzą się od trzech braci.
Wygląda więc na to, że legenda o Lechu, Czechu i Rusie opiera się na indoeuropejskim schemacie, według którego plemię dzieli się na trzy rody. Jacek Banaszkiewicz doszukiwał się w polskich podaniach teorii podziału władzy na trzy funkcje: sakralną/sądowniczą, wojenną i produktywną, zaproponowanej przez Georgesa Dumézila jako charakterystycznej dla ludów indoeuropejskich65. O ile Banaszkiewicz skupiał się raczej na podaniach o Piaście i Popielu66, o tyle łatwo zauważyć, mając zwłaszcza na uwadze relacje czeskie, że określenie lech można odnieść do stanu rycerskiego. W tym ujęciu należałoby się zastanowić, które funkcje reprezentują Czech i Rus. O ile w legendzie Lech wydaje się być symbolem kasty panów, wojowników, obrońców, to Czech (Ciech – Ciechan) może reprezentować klasę rzemieślniczą (cechów) zaopatrujących społeczność plemienną z czasów sarmackich (scytyjskich) we wszelkie towary i w narzędzia. Dopiero po dodaniu warstwy rolników, których symbolizuje Rus (od rusania, orania ziemi)67, i powstawania osad typowo wiejskich (stąd styl rustykalny) ukształtował się nowy podział społeczny: rycerstwo (szlachta – Lech), rzemieślnicy (osady służebne – Cech), chłopstwo (rolnicy – Rus).
Możliwe również, że właśnie w celu zatarcia tego typu podziałów kastowych ukształtowano nową wersję legendy o założeniu pierwszych państw słowiańskich – Polski, Czech i Rusi przez trzech braci, równych sobie. Choć nawet tutaj mówi się, że najstarszym z nich był Lech68, tym samym to on miał największe przywileje, tak jak szlachta.
Uważam jednak, że jest to interpretacja opracowana trochę na siłę, pod teorię Dumezila, i niekoniecznie musi ona mieć zastosowanie do systemu społecznego Słowian, których zresztą twórca tej koncepcji nie był w stanie bliżej scharakteryzować pod kątem własnych założeń. Bardziej przekonujące dla opartego na zasadach równości społeczeństwa Lechitów z czasów przed wprowadzeniem systemu feudalnego wydaje się zrównanie pojęć Lech – szlachcic, rycerz, ziemianin, możny z Czech – ciechacz, zabójca, czyli wojak. Rus, pojawiający się w późniejszych przekazach, wydaje się być uosobieniem chłopstwa, warstwy poddańczej, rolników-oraczy, pozostających z ich obrońcami, rycerzami, Lechami-Czechami, w związku opartym na wzajemnych korzyściach według zasady „zaopatrzenie w zamian za obronę”.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Alexander C. Kaufman, Billionaire Magazine Cites Fake Gandhi Quote To Defend Insane Wealth, „The Huffington Post”, 26 sierpnia 2015. „http://www.huffingtonpost.com/entry/billionaire-magazine-fake-gandhi-quote_us_55dc836fe4b0a40aa3ac2ded” [wróć]
Zdaniem Stanisława Michalkiewicza oraz powtarzających za nim publicystów i komentatorów z katolicko-narodowego kręgu w rodzaju: Radosława Patlewicza, Grzegorza Brauna czy Wojciecha Kempy. [wróć]
J. Bieszk, Słowiańscy królowie Lechii, Warszawa 2015. [wróć]
W światowym rankingu uczelni wyższych na 451. miejscu, uplasował się Uniwersytet Jagielloński, a Uniwersytet Warszawski sklasyfikowano na 462 pozycji. https://www.uj.edu.pl/wiadomosci/-/journal_content/56_INSTANCE_d82lKZvhit4m/10172/95994776; zobacz też Listę Szanghajską: https://businessinsider.com.pl/technologie/nauka/ranking-najlepszych-uczelni-swiata-polskie-uniwersytety-i-politechniki-w-rankingu/klqj9kn; http://www.shanghairanking.com/rankings [wróć]
http://zbigniewjacniacki-zyciemojeinasze.blogspot.com/2018/02/slowianie-czy-tatarzy-jaka-to-roznica.html. [wróć]
J. Malicki, Mitologia sarmacka: rekonesans badawczy, [w:] J. Malicki, D. Rott (red.), Wokół Wacława Potockiego: studia i szkice staropolskie w 300. rocznicę śmierci poety, Katowice 1997. [wróć]
Bizancjum to termin historiograficzny, używany dopiero od XIX w. na określenie średniowiecznego Cesarstwa Rzymskiego ze stolicą w Konstantynopolu. Zamiennie używano też określenia „Cesarstwo Wschodniorzymskie”, zwłaszcza w odniesieniu do okresu poprzedzającego upadek Cesarstwa Zachodniorzymskiego lub „Cesarstwo Greków” (ze względu na dominację greckiej kultury, języka oraz ludności). Formalnie było to wciąż Cesarstwo Rzymskie (łac. Imperium Romanum, gr. Βασίλεια Ῥωμαίων Basileia Romaiow). Świat arabski znał to państwo pod nazwą Rûm (ar. روم, „ziemia Rzymian”). [wróć]
Termin „Święte Cesarstwo” pojawił się w piśmiennictwie niemieckim w 1157 r., a „Święte Cesarstwo Rzymskie” w 1254 r. Składało się ono z królestwa Niemiec, Italii i Burgundii. Król niemiecki miał być uniwersalnym cesarzem rzymskim dla łacińskiego Zachodu, odpowiednikiem cesarza bizantyńskiego dla greckiego Wschodu. Dopiero w 1441 r. pojawiła się nieoficjalna nazwa „Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego” (łac. Sacrum Imperium Romanum Nationis Germanicæ). [wróć]
K. Deschner, Kryminalna historia chrześcijaństwa, t. I–V, Gdynia 1998––2002. [wróć]
Zapis Lecho pojawia się w Rocznikach fuldajskich, Becho zaś widnieje w Rocznikach metteńskich. [wróć]