Życie erotyczne Słowian - Tomasz Kosiński - ebook + audiobook + książka

Życie erotyczne Słowian ebook

Tomasz Kosiński

4,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Tomasz J. Kosiński, znawca historii i obyczajów dawnej Słowiańszczyzny, autor m.in. „Rodowodu Słowian”, „Wiary Słowian” i „Bogów Słowian”, w swej najnowszej książce wprowadza czytelników w świat słowiańskiej miłości i seksualności. Można się z niej dowiedzieć, jak Słowianie kochali (dosłownie i w przenośni), jak odnosili się do nagości i seksu, jak zawierali związki małżeńskie i czy byli wierni małżonkom. Poznamy też obyczaje, magię i sztukę związane z erotyką i płodnością.

Jak pisze T.J. Kosiński: „Dla Słowian sfera seksualna stanowiła niezwykle istotny aspekt życia. Była związana z kultem życia i płodności, a dzięki prokreacji rodziły się dzieci ‒ nowe pokolenia. Ziemia była utożsamiana z kobietą w myśl zasady: »matka ziemia przynosi nam owoce, jak kobieta rodzi dziecko«. Z kolei męskiej mocy przypisywano magiczne właściwości i porównywano ją do siewu. Dlatego przed obsianiem ziemi przedstawiciele niektórych plemion słowiańskich oddawali się miłosnym igraszkom na polach. Dawni Słowianie kojarzyli seks ze szczęściem, tańcem i muzyką oraz cudem narodzin, co miało zapewnić połączenie z naturą...”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 296

Oceny
4,0 (33 oceny)
16
6
8
1
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
rotmistrz64

Nie oderwiesz się od lektury

Wielka mądrość i bogactwo świąt sprawiało że Słowianie codziennie budzili się pełni nadziei i fascynacji otaczającym ich światem. Seks nie był dla nich tematem tabu i chętnie używali go by zacieśniać więzi damsko-meskie.
00

Popularność




Wstęp

Po opu­bli­ko­wa­niu prac na temat wciąż będą­cego przed­mio­tem dys­ku­sji rodo­wodu Sło­wian, skry­wa­nych tajem­nic idoli pril­l­wic­kich, uzna­wa­nych za nie­ist­nie­jące run sło­wiań­skich oraz moich ostat­nich dwóch książ­kach o bogach i wie­rze Sło­wian tym razem pora na lżej­szy mate­riał doty­czący daw­nej Sło­wiańsz­czy­zny.

Jak dotąd, trudno zna­leźć na naszym rynku szer­sze opra­co­wa­nie poświę­cone w cało­ści życiu sek­su­al­nemu naszych przod­ków. Ist­nieją co prawda pozy­cje opi­su­jące ten aspekt życia kul­tu­ro­wego ludów euro­pej­skich, ale o oby­cza­jach Sło­wian jest tam nie­wiele, a temat chyba zasłu­guje na więk­szą uwagę.

Jeśli cho­dzi o bada­nia nad histo­rią sek­su­al­no­ści w sze­ro­kim uję­ciu, to za prze­ło­mową można uznać pracę Michela Foucaulta Histo­ire de la sexualité (1976). Wcze­śniej zaj­mo­wano się jedy­nie poszcze­gól­nymi zja­wi­skami zwią­za­nymi ze sferą aktyw­no­ści sek­su­al­nej czło­wieka jak: mał­żeń­stwo, dzie­wic­two, pro­sty­tu­cja, celi­bat (bez­żeń­stwo) itp. Now­szą pozy­cją, która stara się objąć całość zagad­nie­nia sek­su­al­no­ści w śre­dnio­wie­czu, jest mono­gra­fia Ruth Mazo Kar­ras Sexu­ality in Medie­val Europe. Doing unto others, Routledge (2005), która oma­wia wiele tema­tów, m.in. oskar­że­nia kobiet o czary, gdy swoją sek­su­al­no­ścią opę­tują one męż­czyzn, oraz o cza­ro­stwo połą­czone czę­sto z posą­dze­niami o współ­ży­cie z dia­błem.

Nato­miast pierw­szą pol­ską naukową próbą bada­nia sek­su­al­no­ści śre­dnio­wiecz­nej w uję­ciu histo­rycz­nym jest książka Adama Krawca Sek­su­al­ność w śre­dnio­wiecz­nej Pol­sce (2000). Autor ten poru­sza także pokrótce tematy życia sek­su­al­nego w kul­tu­rach pogań­skich, pisząc choćby o kul­cie płod­no­ści i magii miło­snej, co szcze­gól­nie zwią­zane jest z oma­wia­nym przeze mnie tutaj tema­tem, dla­tego wie­lo­krot­nie odno­szę się do jego publi­ka­cji w swoim opra­co­wa­niu.

Spra­wami sek­su­al­no­ści zaj­mo­wało się też kilku innych pol­skich uczo­nych. Na przy­kład Krzysz­tof Skwier­czyń­ski w recen­zji pracy Ruth Mazo Kar­ras (2007) podaje, że w źró­dłach śre­dnio­wiecz­nych znaj­du­jemy wiele okre­śleń ozna­cza­ją­cych różne aspekty współ­ży­cia sek­su­al­nego jak: roz­wią­złość, nie­czy­stość (luxu­ria), cudzo­łó­stwo (adul­te­rium), kon­ku­bi­nat (con­cu­bi­na­tus), nie­rząd (for­ni­ca­tio), pro­sty­tu­cja (mere­tri­ca­tio), życie w mał­żeń­stwie (matri­mo­nium), zgwał­ce­nie lub upro­wa­dze­nie kobiety w celu wzię­cia jej za żonę (stu­pru­mi­rap­tus uir­gi­nae), sto­sunki wbrew natu­rze, czyli unie­moż­li­wia­jące pro­kre­ację (con­tra natu­ram) i wiele innych. W swo­ich roz­wa­ża­niach suge­ruje: Mówiąc o zacho­wa­niach ero­tycz­nych ludzi śre­dnio­wie­cza, należy pozo­sta­wić na ubo­czu współ­cze­sną myśl naukową doty­czącą sek­su­al­no­ści czło­wieka, a zmie­rzyć się z zagad­nie­niem sek­su­al­no­ści widzia­nej przez pry­zmat ówcze­snej kul­tury […]. Seks jako fakt soma­tyczny nie ma więc histo­rii; histo­rię sek­su­al­no­ści, a więc faktu kul­tu­ro­wego, można badać1.

Zga­dzam się w tej kwe­stii z auto­rem i dla­tego sta­ram się w niniej­szej publi­ka­cji przed­sta­wić życie sek­su­alne daw­nych Sło­wian wła­śnie z punktu widze­nia kul­tu­ro­wego, zwra­ca­jąc przy tym szcze­gólną uwagę zwłasz­cza na oby­czaje o sta­ro­sło­wiań­skim cha­rak­te­rze, mające jesz­cze w dużej mie­rze pogań­skie korze­nie.

O histo­rii i kul­tu­rze naszych przod­ków, przede wszyst­kim w okre­sie przed­chrze­ści­jań­skim, nie­wiele się mówi, tłu­ma­cząc to: bra­kiem źró­deł, dys­ku­syjną nie­pi­śmien­no­ścią pogań­skich pro­to­pla­stów Pola­ków czy też ich rze­ko­mym póź­nym przy­by­ciem do Europy Środ­ko­wej, gdzie dopiero mieli zetknąć się z wysoko roz­wi­nię­tymi cywi­li­za­cjami rezy­du­ją­cych tu wcze­śniej ludów, takich jak: Rzy­mia­nie, Galo­wie czy Ger­ma­nie. Ile jest w tym prawdy, pisa­łem w swo­ich dotych­cza­so­wych książ­kach, takich jak Rodo­wód Sło­wian (2017), Runy sło­wiań­skie (2019) czy Wiara Sło­wian (2020).

Jesz­cze mniej wia­domo na temat życia ero­tycz­nego Sło­wian, dla­tego zain­try­go­wany nie­gdyś pracą Bro­ni­sława Mali­now­skiego Życie sek­su­alne dzi­kich, któ­remu dedy­kuję niniej­szą publi­ka­cję, pod­ją­łem się dzieła zebra­nia w całość infor­ma­cji doty­czą­cych tego tematu, które znamy z prze­ka­zów histo­rycz­nych, etno­gra­ficz­nych, a nawet arche­olo­gicz­nych (arte­fakty z moty­wami fal­licz­nymi i wagi­nal­nymi). Nie­stety mimo fascy­na­cji metodą pracy Bro­ni­sława Mali­now­skiego, który oso­bi­ście spę­dził dwa lata wśród Papu­asów z Wysp Tro­brianda, nie tylko ich obser­wu­jąc, ale i uczest­ni­cząc w życiu spo­łecz­nym tego ludu, nie mogłem jej zasto­so­wać w tym przy­padku, bo temat pracy doty­czy cza­sów minio­nych. Musia­łem się tu ogra­ni­czyć jedy­nie do metody histo­rycz­nej oraz ana­lizy prze­ka­zów etno­gra­ficz­nych. Dla­tego nie było to zada­nie łatwe. Efek­tem mojej pracy jest niniej­sze opra­co­wa­nie, które, mam nadzieję, pozwoli wielu oso­bom zain­te­re­so­wa­nym dawną Sło­wiańsz­czy­zną na zorien­to­wa­nie się w tym tema­cie, a być może także pod­ję­cie poszu­ki­wań, by zgłę­bić tę wie­dzę jesz­cze bar­dziej. Każde wni­kliwe bada­nie w tym zakre­sie przy­bliża nas do odkry­wa­nia prawdy o dzie­dzic­twie naszych przod­ków, ich codzien­nym życiu, tra­dy­cji i kul­tu­rze, która nas prze­nika do dziś, choć czę­sto nawet sobie z tego nie zda­jemy sprawy.

Dużo jeż­dżę po świe­cie. Udało mi się zwie­dzić ponad sto kra­jów na sze­ściu kon­ty­nen­tach, w tym także dotrzeć do Papui-Nowej Gwi­nei, gdzie Bro­ni­sław Mali­now­ski pro­wa­dził bada­nia. Ponadto od ponad czte­rech lat miesz­kam wraz z rodziną wśród tubyl­ców na jed­nej z wysp fili­piń­skich, co daje mi moż­li­wość nie tylko obco­wa­nia z ple­mienną kul­turą i wciąż dziką przy­rodą, ale także pozna­nia i doświad­cza­nia w prak­tyce życia w świe­cie, jaki prze­mija, a u nas odszedł w nie­byt już dawno temu. Wbrew pozo­rom można tu cza­sem zna­leźć wię­cej sło­wiań­sko­ści niż nad Wisłą w rozu­mie­niu życia w zgo­dzie z naturą, czci wobec rodu, sza­cunku dla insty­tu­cji rodziny i dużej roli pro­kre­acji (prze­ciętna rodzina fili­piń­ska ma 6–7 dzieci).

Sło­wia­no­wier­stwo, jak wiemy, opie­rało się wła­śnie w dużym stop­niu na kul­cie płod­no­ści, sza­cunku dla przy­rody i zja­wisk atmos­fe­rycz­nych. Życie czło­wieka było odbi­ciem cyklicz­no­ści natury, świata, kosmosu, czyli tego wszyst­kiego, co uzna­wano za boskie. Dla­tego bogo­wie, patroni poszcze­gól­nych zja­wisk, nie do końca poję­tych przez śmier­tel­nych, mogli sobie pozwo­lić na wię­cej niż ludzie. To oni też mogli decy­do­wać o ludz­kim losie, wsku­tek czego nale­żało z nimi dobrze żyć, czyli skła­dać im ofiary i modlić się do nich o pomyśl­ność i życz­li­wość w codzien­nych spra­wach. Co wię­cej, nie można było wyraź­nie podzie­lić ich na pozy­tyw­nych i nega­tyw­nych, bo prze­ja­wiali różne cechy w zależ­no­ści od sytu­acji. Bóg mógł bowiem zarówno darzyć, jak i zabie­rać. Mógł nagra­dzać, ale i karać. Sło­wiań­ski dualizm to nie podział na dobro i zło, ale na jasną i ciemną stronę życia, a poszcze­gólne boskie istoty nie były przy­pi­sane do żad­nej z nich na stałe. W tym uję­ciu czło­wiek był jesz­cze bliż­szy takim bogom, bo, jak wiemy, ciężko zna­leźć i ludzi jedy­nie dobrych lub cał­kiem złych. Można zatem stwier­dzić, że boski pier­wia­stek był w każ­dym z czło­wieku. Jurni, odważni, boscy patroni wojny i uro­dzaju wyobra­żali ide­ały męsko­ści, a wiecz­nie wil­gotna Matka Zie­mia – Wielka Bogini, była sym­bo­lem płod­no­ści i wzo­rem macie­rzyń­stwa. Więk­szość sło­wiań­skich obrzę­dów prze­nik­nięta była odda­wa­niem czci takim wła­śnie bogom i była zwią­zana z cele­bra­cją tajem­nicy życia, naro­dzin i śmierci oraz odro­dze­nia2.

Pozo­sta­ło­ści daw­nych rytu­ałów przez stu­le­cia były solą w oku mora­li­stów zwią­za­nych z Kościo­łem lub Cer­kwią. W cza­sach chrze­ści­jań­skich za lubieżne występki stra­szono pie­kłem żyją­cych wcze­śniej w zgo­dzie z naturą Sło­wian. Kościół dążył bowiem do pena­li­za­cji moż­li­wie dużego obszaru zacho­wań ludz­kich, co posze­rzało jego mate­rialną wła­dzę jako jedy­nego sza­fa­rza „odpusz­cze­nia grze­chów” i szczę­ścia pośmiert­nego. Przy­kła­dowo dla takiego Mar­cina z Urzę­dowa, XVI-wiecz­nego kano­nika i autora jed­nego z naj­star­szych pol­skich ziel­ni­ków, sobótki były zabo­bonną prak­tyką ku czci dia­bła. Za udział w tego typu obrzę­dach gro­ziła kara wiecz­nego potę­pie­nia, a osoby podej­rzane o upra­wia­nie pogań­skiego kultu czę­sto oskar­żano o pakt z sza­ta­nem i palono na sto­sach lub topiono w rze­kach.

W folk­lo­rze ludo­wym zacho­wały się liczne prze­jawy daw­nych oby­cza­jów, kultu płod­no­ści i rado­ści życia. Warto zauwa­żyć, że zwłasz­cza pol­ska tra­dy­cja ludowa, taneczna, muzyczna, czy pla­styczna, jest skoczna, wesoła, kolo­rowa, a nawet spro­śna. Mało w niej jest cier­pięt­nic­twa i smutku, jakie znamy z etyki i kul­tury chrze­ści­jań­skiej. Dla­tego w tej popu­lar­no­nau­ko­wej pracy nie sta­wiam jakiejś wyraź­nej cezury cza­so­wej i nie ogra­ni­czam się jedy­nie do cza­sów pogań­skich, czyli umow­nie przed chrztem Mieszka I w X wieku, gdyż ten „poga­nizm”, moim zda­niem, wciąż jest obecny w naszej tra­dy­cji, a wiele oby­cza­jów ludo­wych, w tym także w spra­wach życia miło­snego, nie zmie­niło się od lat.

Pro­ble­mem jest jedy­nie to, że świat pod­lega postę­pu­ją­cej urba­ni­za­cji i glo­ba­li­za­cji, a co za tym idzie, nastę­puje stop­niowy zanik kul­tury ludo­wej na rzecz kul­tury popu­lar­nej, naj­czę­ściej w zachod­nim wyda­niu. Nie ma tu już zbyt wiele miej­sca na sło­wiań­skość, choć, jak wiemy, zarówno walen­tynki, jak i hal­lo­ween, także mają rodo­wód pogań­ski, a w naszej tra­dy­cji to tylko odpo­wied­niki sobó­tek i dzia­dów, z czego coraz mniej ludzi zdaje sobie sprawę.

Kilka lat temu obu­rze­nie wywo­łał występ Dona­tana i Cleo na Euro­wi­zji. Ich tele­dysk do pio­senki My, Sło­wia­nie ma kil­ka­na­ście milio­nów odsłon na YouTu­bie, co może potwier­dzać, że sło­wiań­ska kul­tura z jej ero­tycz­nym pod­ło­żem jed­nak wciąż kusi. A może ni­gdy jej u nas nie wyko­rze­niono. Joanna „Żywia” Gac­par­ska, zaj­mu­jąca się kul­ty­wo­wa­niem sta­ro­sło­wiań­skich obrzę­dów i pro­mo­cją daw­nej pogań­skiej tra­dy­cji, dziwi się kry­tyce tego typu dzia­łal­no­ści arty­stycz­nej. Uważa ona, że kwin­te­sen­cją sło­wiań­sko­ści jest wła­śnie sek­su­al­ność, a widoczne w oma­wia­nym tele­dy­sku picie mleka przez kobietę, pole­wa­nie się wodą czy ruchy wyko­ny­wane pod­czas ubi­ja­nia masła są dość dwu­znaczne same z sie­bie3.

Wcze­śniej nikomu to nie prze­szka­dzało, gdyż życie codzienne nasy­cone było kul­tem przy­rody i jej płod­no­ści, a czło­wiek znał swoje miej­sce i cel ist­nie­nia, chyba nawet bar­dziej niż obec­nie. Dziś narzu­cona nam nowa moral­ność chrze­ści­jań­ska wymu­sza pewne wzorce postę­po­wa­nia, jakże dale­kie od tych daw­niej­szych. Ludzie muszą czę­sto wal­czyć ze swoją naturą pod groźbą popeł­nie­nia grze­chu i kary za prze­wi­nie­nia. I nie cho­dzi tutaj o glo­ry­fi­ka­cję roz­wią­zło­ści i zwie­rzę­cych instynk­tów, jakie tkwią w czło­wieku, ale o bar­dziej natu­ralne podej­ście do tematu. Dawni Sło­wia­nie wbrew powszech­nym prze­ko­na­niom także mieli dość surowe normy oby­cza­jowe, o czym będzie mowa w dal­szej czę­ści tek­stu. Jed­nak pury­ta­nizm i rady­kalne podej­ście do spraw seksu nazbyt czę­sto pro­wa­dzą do ludz­kich tra­ge­dii. Znamy z histo­rii, jak wiele cier­pień musiały znieść osoby, które słu­chały swego serca i głosu natury, a nie nawo­ły­wań z ambony.

Skrajny kon­ser­wa­tyzm w kwe­stii ero­tyki nie przy­niósł ludz­ko­ści zbyt wiele szczę­ścia. Raczej wręcz prze­ciw­nie, był zarze­wiem powsta­nia róż­nych nawie­dzo­nych ide­olo­gii, któ­rych efek­tem były absur­dalne i okrutne prak­tyki, jak cho­ciażby te sto­so­wane przez grupę rosyj­skich skop­ców z XVIII–XX wieku, wie­rzą­cych, że gwa­ran­cją zba­wie­nia czło­wieka jest jedy­nie pozby­cie się grzesz­nego popędu sek­su­al­nego, w czym mogą pomóc m.in. kastra­cja i mastek­to­mia (usu­nię­cie piersi). Czyż to jed­nak nie jest pod­wa­ża­nie auto­ry­tetu samego Boga, który stwo­rzył nas wła­śnie takimi a nie innymi? Czemu nie­któ­rzy pró­bują na siłę zmie­nić jego boski plan i być bar­dziej „papie­skimi od papieża”? Może wystar­czy wsłu­chać się w naturę, oswoić dawne oby­czaje i dosto­so­wać je do współ­cze­sno­ści, by żyć wła­śnie bli­żej Boga? Całe szczę­ście, że obec­nie także na łonie Kościoła są osoby, które, jak ksiądz Ksa­wery Knotz, uwa­żają, że seks nie jest grze­chem, seks jest boski!4.

Wspo­mniany Dona­tan mówił, że jed­nym z celów jego twór­czo­ści jest zachę­ce­nie Pola­ków do odkry­wa­nia swo­jej „sło­wiań­sko­ści”. Michał Gąsior, autor arty­kułu opu­bli­ko­wa­nego na por­talu nate­mat.pl zasta­na­wia się, czy to w ogóle moż­liwe, skoro prze­ciętny Polak wykre­ślił sło­wiań­ski ele­ment z toż­sa­mo­ści5. Czy aby na pewno?

W każ­dym razie fak­tem jest, że dawni Sło­wia­nie zwy­czaj­nie lubili chę­do­żyć, trak­tu­jąc „te sprawy” jako coś natu­ral­nego, a wręcz koniecz­nego dla zacho­wa­nia boskiego porządku w nie­bie i na Ziemi.

Odkry­wajmy zatem sło­wiań­skość na nowo, bez wstydu i z rado­ścią. Cieszmy się przy­rodą, bądźmy dumni z tego, kim jeste­śmy, pamię­tajmy o naszym dzie­dzic­twie, przod­kach i kul­tu­rze, która pozwala nam zacho­wać naszą toż­sa­mość, zdo­by­wajmy wie­dzę i uczmy innych, kochajmy się.

Tomasz J. Kosiń­skiArka­dia, Fili­piny30 wrze­śnia 2020 roku

Życie spo­łeczne i tra­dy­cja

Sfera sek­su­alna sta­no­wiła nie­zwy­kle istotny aspekt życia dla Sło­wian, gdyż była zwią­zana z kul­tem płod­no­ści, a dzięki pro­kre­acji rodzi się prze­cież nowy czło­wiek. Innymi słowy, można stwier­dzić, że pod­stawą życia spo­łecz­nego naszych przod­ków był kult życia.

Zie­mia była utoż­sa­miana z kobietą na zasa­dzie porów­na­nia: Matka Zie­mia przy­nosi nam owoce, jak kobieta rodzi dziecko. Choć nie zawsze i wszę­dzie uwa­żano, że naro­dziny dziecka są nie­moż­liwe bez sto­sunku płcio­wego, czyli te dwa pro­cesy nie były ze sobą wią­zane. Gdy to sobie uświa­do­miono, wzro­sła rola męż­czy­zny, a jego męska moc została przy­pi­sana licz­nym magicz­nym wła­ści­wo­ściom, np. zwięk­sze­niu płod­no­ści ziemi. To wła­śnie w tym celu przed sie­wem przed­sta­wi­ciele nie­któ­rych ple­mion sło­wiań­skich, w tym także pra­pol­skich, odda­wali się ucie­chom miło­snym na polu, prze­no­sząc w ten spo­sób potężną ener­gię i żyzne prze­sła­nie na zie­mię, która ma wkrótce rodzić im plony.

Dawni Sło­wia­nie koja­rzyli seks ze szczę­ściem, z tań­cem i muzyką oraz cudem naro­dzin, co miało zapew­nić połą­cze­nie z naturą, która była ota­czana wiel­kim kul­tem. Tak było przy­naj­mniej do XII wieku, kiedy chrze­ści­jań­stwo zaczęło zyski­wać na sile w kra­jach sło­wiań­skich, egze­kwu­jąc nowe spoj­rze­nie na sto­su­nek nie­mał­żeń­ski jako grzeszny akt. Był to kom­pletny zwrot wyda­rzeń dla sek­su­al­no­ści Sło­wian, a te dwa sprzeczne punkty widze­nia można zauwa­żyć w kra­jach sło­wiań­skich do dnia dzi­siej­szego6.

Rola męż­czy­zny i kobiety w życiu ple­mien­nym

W okre­sie wspól­noty pier­wot­nej wśród spo­łe­czeństw ple­mien­nych na naszych zie­miach domi­no­wał matriar­chat i zwią­zany z nim kult Wiel­kiej Bogini Matki. W spo­łe­czeń­stwie matry­li­ne­ar­nym pozy­cja kobiety była waż­niej­sza od pozy­cji męż­czy­zny, który wystę­po­wał przede wszyst­kim w roli „ojca zapład­nia­cza” i kochanka. To kobieta matka była odpo­wie­dzialna za rodzinę, nowe życie, opiekę nad dziećmi, gospo­dar­stwo czy wyży­wie­nie. Dla­tego koja­rzono ją z boską krową, gdy tym­cza­sem męska sym­bo­lika nawią­zy­wała naj­czę­ściej do byka, kozła lub barana7. Z okresu pier­wot­nego pocho­dzą kobiece wyobra­że­nia zwane Wenus, przed­sta­wia­jące Bogi­nię Rodzi­cielkę. W Euro­pie zna­le­ziono do tej pory ok. 50 figu­rek tego typu.

Jed­nak wraz z umac­nia­niem się pozy­cji wodza ple­mien­nego nastę­po­wał stop­niowy upa­dek matriar­chatu. Do przy­ję­cia nowego sys­temu spo­łecz­nego z domi­nu­jącą pozy­cją męż­czy­zny – patriar­chatu, przy­czy­niły się także coraz częst­sze kon­flikty zbrojne, wyni­ka­jące z eks­pan­sji i migra­cji ludów, oraz potrzeba ochrony ple­mie­nia, a także urba­ni­za­cja i budowa osad obron­nych, za co byli odpo­wie­dzialni męż­czyźni, wojow­nicy i budow­ni­czo­wie. Wtedy to także słońce stało się naj­waż­niej­szym bogiem, przej­mu­jąc atry­buty wcze­śniej­szej Wiel­kiej Bogini Matki, patronki życia, płod­no­ści i uro­dzaju. Miało to miej­sce w okre­sie prze­cho­dze­nia od epoki kamien­nej do epoki brązu, ok. XIII–XII wieku p.n.e.8, kiedy to możemy także mówić o kry­sta­li­zo­wa­niu się Pra­sło­wiańsz­czy­zny.

Męż­czy­zna miał być jurny, silny i odważny. Za zasługi w boju czy swą roz­trop­ność był ota­czany mirem, co dawało mu szansę zosta­nia woje­wodą (dowódcą wojów) albo nawet naczel­ni­kiem ple­mie­nia, a w związ­kach ponad­ple­mien­nych – księ­ciem, z wyboru wiecu. Jeśli jed­nak ktoś był chromy, to nie mógł peł­nić funk­cji pań­stwo­wych, a karą za nie­które prze­wi­nie­nia czę­sto była kastra­cja, co spo­tkało np. naszego króla Mieszka II, któ­remu Czesi po uwię­zie­niu zmiaż­dżyli jądra. Miało to być naj­więk­szą hańbą, a jed­no­cze­śnie zapew­nić brak moż­li­wo­ści spło­dze­nia potomka, który był gwa­ran­cją zacho­wa­nia cią­gło­ści ist­nie­nia rodu.

Także kalecy męż­czyźni nie mieli powa­ża­nia, a tym bar­dziej moż­li­wo­ści spra­wo­wa­nia roli woje­wo­dów (wodzów wojen­nych) czy bra­nia udziału w wybo­rach na księ­cia. Wiemy, że święty Woj­ciech pre­ten­do­wał za młodu do tronu cze­skiego, ale jego kon­ku­rent pogru­cho­tał mu kości, bo z takim kalec­twem nie mógł zostać wybrany na władcę w tam­tych cza­sach. Dla­tego powłó­czył nogami i został misjo­na­rzem, choć wcze­śniej był księ­dzem bawi­dam­kiem i hulaką, któ­rego wygnano z Pragi za uwo­dze­nie tam­tej­szych męża­tek. Gdy ten po jakimś cza­sie powró­cił do swo­ich lubież­nych upodo­bań, wtrą­cono go do lochu, skąd wycią­gnął go Chro­bry, który posta­no­wił powie­rzyć swemu mar­no­traw­nemu krew­nemu „samo­bój­czą” misję ewan­ge­li­za­cji Pru­sów. Bole­sław Wielki zda­wać się może, że prze­wi­dział bieg wypad­ków, które przy­spo­rzyły mu wiele korzy­ści, bo po zabój­stwie Woj­ciecha przez pogan został on pierw­szym pol­skim świę­tym, a nasz władca prze­han­dlo­wał jego członki jako reli­kwie, umac­nia­jąc przy­jaźń z cesa­rzem Otto­nem III.

Podob­nie jak męż­czyźni, rów­nież kobiety sło­wiań­skie, marzące o zało­że­niu rodziny, musiały być zdrowe, silne i płodne. Kalec­two czy podej­rze­nie nie­płod­no­ści z mar­szu dys­kwa­li­fi­ko­wało kan­dy­datkę lub było powo­dem jej odda­le­nia przez męża, co znamy z wielu rela­cji histo­rycz­nych i badań etno­gra­ficz­nych. Wale­rian Sobi­siak przy­ta­czał powie­dze­nie z Kali­skiego, gdzie mawiano, że: nawet cho­rego cie­lę­cia się nie kupuje, a co dopiero kobitę9, co ozna­cza, iż uni­ka­nie związ­ków z oso­bami ułom­nymi było zwy­cza­jem powszech­nym do cza­sów współ­cze­snych.

Mimo takich wyma­gań kobiety u Sło­wian obda­rzano szcze­gólną czcią, a ich „cało­wa­nie po rącz­kach”, co jest ewe­ne­men­tem kul­tu­ro­wym w Euro­pie, zacho­wało się w pol­skiej kul­tu­rze po dziś dzień.

Kasjusz Dion w Histo­rii rzym­skiej pisał o Wan­da­lach, że: ich kobiety pod­czas wojen mar­ko­mań­skich wal­czyły w jed­nym sze­regu u boku męż­czyzn, co mogło ozna­czać rów­no­upraw­nie­nie obu płci u tego ludu, uzna­wa­nego przez wielu bada­czy za sło­wiań­ski, wbrew ofi­cjal­nej opi­nii histo­ry­ków.

Gdzie indziej czy­tamy, iż: Bar­ba­rzyńcy uwa­żają, że jest w kobie­tach coś świę­tego i wiesz­czego, stąd nie gar­dzą ich radą ani nie lek­ce­ważą prze­po­wiedni, co dodat­kowo potwier­dza powyż­szy pogląd o wyso­kiej pozy­cji kobiet wśród ludów uzna­wa­nych nie­zbyt słusz­nie za „bar­ba­rzyń­skie”, w tym i Sło­wian.

Kro­ni­karz cze­ski Kosmas pisał z kolei o trzech sio­strach: które natura obda­rzyła taką mądro­ścią, jaka zwy­kła jest męż-czy­znom, choć nie­któ­rzy przed­sta­wi­ciele ludu pod­wa­żali prawo jed­nej z nich – Lubu­szy, do spra­wo­wa­nia wła­dzy z racji faktu, iż jest tylko kobietą. Ale już nasz Mistrz Win­centy uka­zuje Wandę jako dobrą kró­lową, równą zale­tami swoim męskim poprzed­ni­kom. Alek­san­der Gieysz­tor zauważa, że: w obu poda­niach mogą błą­kać się echa jakiejś star­szej tra­dy­cji o uprzy­wi­le­jo­wa­nej pozy­cji kobiet10.

Jeśli cho­dzi o rela­cje w mał­żeń­stwie, wię­cej będzie o tym w dal­szej czę­ści niniej­szej pracy. Warto zazna­czyć, że w prak­tyce całym mająt­kiem dys­po­no­wał gospo­darz, który cza­sem mógł sko­rzy­stać z rady mał­żonki, jed­nak samo­dziel­nie podej­mu­jąc osta­teczne decy­zje. Według nie­któ­rych etno­gra­fów mąż miał prawo dowol­nie dys­po­no­wać mająt­kiem żony – nie ist­niała w tej kwe­stii żadna wspól­nota mająt­kowa, nato­miast żona nie miała prawa kupo­wać niczego na wła­sność ani dys­po­no­wać mająt­kiem męża11. Część uczo­nych twier­dzi nato­miast, że mał­żo­nek mógł korzy­stać z posagu żony (pole, zwie­rzęta, narzę­dzia itp.), ale przy zerwa­niu mał­żeń­stwa miał obo­wią­zek zwró­cić rodzi­nie żony jej posag, który wnio­sła do związku. Być może tra­dy­cja ludowa w tym zakre­sie była inna w róż­nych rejo­nach Sło­wiań-szczy­zny i mogła też pod­le­gać zmia­nom na prze­strzeni wie­ków.

Gieysz­tor podaje, że zamożni Sło­wia­nie lubili roz­piesz­czać swoje żony dro­gimi pre­zen­tami: W rodzi­nach przo­du­ją­cych ma ona poważny głos w spra­wach publicz­nych i pry­wat­nych. Arche­olo­gia poświad­cza prze­pych biżu­te­rii kobie­cej w war­stwie panów, któ­rzy jak na wyspie Rugii na pocz. XII w. „złoto i sre­bro, jakie przy­pad­kiem czy z zabie­ra­nia ludzi do nie­woli lub skąd­inąd nabędą, obra­cają na ozdoby dla swo­ich żon lub też do skarbca boga swego”. Dodaje też: Rów­no­upraw­nie­nie towa­rzy­skie kobiet pol­skich wyra­żało się w ich udziale w ucztach wypra­wia­nych przez monar­chę, jak o tym sze­roko opo­wiada Gall Ano­nim dla cza­sów Bole­sława Chro­brego. God­ność kobiety zamęż­nej była więc wysoka, choć nie odpo­wia­dała jej rów­ność praw, zwłasz­cza mająt­ko­wych12.

Nasz wybitny uczony pisał wię­cej o rów­no­upraw­nie­niu sło­wiań­skich kobiet: Żony, także wiel­mo­żów, już u schyłku doby pogań­skiej miały nie­mało auto­ry­tetu, obej­mo­wały po śmierci męża zarząd domu i trzy­mały go silną ręką, jak owa wdowa-poganka sprze­ci­wia­jąca się nowej reli­gii na Pomo­rzu Zachod­nim „bogata i szla­chetna, mająca liczną cze­ladź, matrona znacz­nej powagi i ostro rzą­dząca domem swoim”. O cza­sach Bole­sława Chro­brego opo­wiada żywot Moj­że­sza Węgrzyna spi­sany w Klasz­to­rze Pie­czer­skim w Kijo­wie w pocz. XIII w. ze star­szej tra­dy­cji; boha­te­rowi sądzony był los Józefa, a jego Puty­farą była pewna nie­wia­sta z grona wiel­mo­żów pol­skich, która go dostała do swego domu jako jeńca wojen­nego upro­wa­dzo­nego z ziemi ruskiej. Słu­dzy jej ganili poboż­nego Moj­że­sza za opór sta­wiany chę­ciom pani takimi słowy: „Wszakże jesteś młody i masz do czy­nie­nia z wdową, która z mężem swoim żyła jedno tylko lato… i bogac­twa ma więk­sze ani­żeli wszy­scy i wła­dzę wielką pomię­dzy Pola­kami”13.

Twier­dzi też: Podob­nie samo­dzielną pozy­cję miały kobiety dostoj­nego rodu i na Rusi. Nie podzie­limy oczy­wi­ście zda­nia, że były to ślady matriar­chatu. Wydaje się, że prze­miany nie­sione przez budowę sil­nych wiel­kich państw wydźwi­gały w górę rodziny moż­nych w cało­ści wraz z kobie­tami. W sprzy­ja­ją­cych oko­licz­no­ściach ich zdol­no­ści rzą­dze­nia, ener­gia i śmia­łość w niczym nie ustę­po­wały ich mężom i synom. Księżna wdowa Lud­miła rzą­dziła Cze­chami jako regentka i opie­kunka nie­let­nich wnu­ków po śmierci księ­cia Wra­ty­sława; została w 921 r. udu­szona z roz­kazu syno­wej Dra­ho­miry, która się­gnęła po wła­dzę. Naj­star­sza kro­nika ruska nie ma dość słów zachwytu nad rzą­dami księżny Olgi, która w 945 r. objęła po śmierci męża rządy w pań­stwie kijow­skim, pro­wa­dziła eks­pan­sję zewnętrzną, orga­ni­zo­wała eks­plo­ata­cję kraju, jeź­dziła do Kon­stan­ty­no­pola i śmiało sobie poczy­nała z wro­gami. U progu przy­jaźni pol­sko-węgier­skiej stoi postać innej nie­zwy­kłej kobiety, Ade­lajdy, żony Gejzy węgier­skiego, a sio­stry Mieszka I pol­skiego, która jeź­dziła konno, w gnie­wie zabiła czło­wieka, piła jak męż­czy­zna, miała być bie­gła w Piśmie Świę­tym, a dzięki uro­dzie nosiła miano Bia­łej Kne­gini14.

Nagość

Swo­boda zwią­zana z bra­kiem wstydu przed nago­ścią, zwana obec­nie natu­ry­zmem, co samo przez się rozu­miane jest jako natu­ralna forma współ­ist­nie­nia czło­wieka z przy­rodą, daw­niej była czymś zwy­czaj­nym. Negliż obecny był zwłasz­cza pod­czas upra­wia­nia wielu obrzę­dów zwią­za­nych z kul­tem płod­no­ści, ale też i w trak­cie wyko­ny­wa­nia nie­któ­rych codzien­nych czyn­no­ści czy na polu bitwy, o czym czy­tamy w prze­ka­zach histo­rycz­nych.

Michał Mazur w swo­jej pracy magi­ster­skiej Nadzy wojow­nicy15 zwraca uwagę, że Sło­wia­nie w opi­sach kro­ni­ka­rzy przed­sta­wiani są jako pry­mi­tywne ludy wal­czące pół­nago, bez przy­wdzie­wa­nia zbroi. Na przy­kład Pro­kop z Ceza­rei w VI wieku zano­to­wał, że Sło­wia­nie: do walki stają pie­szo, idąc prze­ciw wro­gom, w rękach mają małe tar­cze i oszczepy, pan­ce­rza nato­miast ni­gdy nie zakła­dają. Nie­któ­rzy nie mają ani koszuli, ani płasz­cza, lecz tylko rodzaj noga­wic i w ten spo­sób stają do walki z wro­gami.

Z kolei Teo­fi­lakt Symo­katta w VII wieku zamie­ścił rela­cję doty­czącą dwóch nad­bał­tyc­kich Sło­wian, któ­rzy pod­czas wyprawy posel­skiej na Bał­kany zostali zła­pani przez woj­ska bizan­tyj­skie i posta­wieni przed obli­czem cesa­rza. Wyja­śnili mu, że: noszą zaś kitary, ponie­waż nie są przy­zwy­cza­jeni odzie­wać się w zbroję, bo ich zie­mia nie zna żelaza i dla­tego pozwala im żyć w spo­koju i bez waśni. Była to oczy­wi­ście sprytna zagrywka szpie­gow­ska, ale naiwny cesarz im uwie­rzył i puścił ich wolno.

Zapi­ski o nagich sło­wiań­skich „bar­ba­rzyń­cach” żyją­cych jak zwie­rzęta i wal­czą­cych bez odzie­nia to oczy­wi­ście chrze­ści­jań­ska ocena odmien­nej kul­tury, któ­rej nie rozu­miano. Tym śre­dnio­wiecz­nym pisa­rzom trudno było pojąć, że gor­sząca ich nagość, którą u wojow­ni­ków odbie­rano jako dowód zaco­fa­nia tech­no­lo­gicz­nego (brak uzbro­je­nia), wyni­kała tak naprawdę ze wzglę­dów rytu­al­nych. Wojo­wie sło­wiań­scy czę­sto bowiem po pomyśl­nej wróż­bie o zwy­cię­stwie zawie­rzali bogom i zrzu­cali swe zbroje, idąc w bój z nagimi tor­sami, co było prze­ja­wem nie tylko odwagi i męstwa, ale i ufno­ści w boską opiekę nad nimi.

Nagość w tra­dy­cji rycer­skiej obecna była na Sło­wiańsz­czyź­nie do końca śre­dnio­wie­cza, by prze­trwać dłu­żej w kul­tu­rze ludo­wej w postaci eks­ta­tycz­nych tań­ców z mie­czami. Miko­łaj z Wiel­kiego Koź­mina w XV wieku opi­sy­wał tańce orężne ludu pol­skiego z cha­rak­te­ry­stycz­nymi ele­men­tami nago­ści: […] przy­po­mi­nam sobie, iż w mło­do­ści czy­ta­łem w pew­nej kro­nice, że były w Pol­sce bóstwa, skąd też do naszych cza­sów dociera taki obrzęd, a mia­no­wi­cie tańce wyko­ny­wane przez dziew­częta z mie­czami, jak gdyby na ofiarę boż­kom pogań­skim, a nie Bogu, i przez chłop­ców uzbro­jo­nych w mie­cze i kije, które nawza­jem sobie roz­łu­py­wali.

Oczysz­cza­jąca kąpiel, rys. Kata­rzyna Kosiń­ska

Nagość była też wymo­giem w trak­cie cere­mo­nii ini­cja­cyj­nych, zna­nych w róż­nych kul­tu­rach sta­ro­żyt­nych, np. w mitra­izmie oraz kul­cie Izydy. Z zapi­sków kro­ni­kar­skich dowia­du­jemy się też, że Neu­ro­wie, koja­rzeni z pro­to­pla­stami Sło­wian, raz do roku zamie­niali się w wilki. Moż­liwe, że cho­dziło tutaj o mło­dych wojow­ni­ków, któ­rzy nadzy przy­wdzie­wali wil­cze skóry i szli tak do boju, dając upust zwie­rzę­cym instynk­tom, a spe­cjalne nar­ko­tyczne napoje dodat­kowo miały wywo­ły­wać u nich bitewną agre­sję.

Także w chrze­ści­jań­skiej cere­mo­nii chrztu do począt­ków śre­dnio­wie­cza wyma­gano cał­ko­wi­tej nago­ści u obu płci, która sym­bo­li­zo­wała czy­stość i nie­win­ność oraz odda­nie się Bogu. Z kolei bose stopy były sym­bo­lem pokory i ubó­stwa, zwłasz­cza w nie­któ­rych zako­nach.

Nato­miast w życiu codzien­nym Sło­wian nagość była dość powszechna. Przez długi czas pano­wało prze­ko­na­nie, że jest ona ści­śle zwią­zana z magią i zdol­no­ścią ludzi do two­rze­nia jed­no­ści z naturą, a odzież jest tylko wytwo­rem cywi­li­za­cji. Nagie ciało było sta­łym ele­men­tem wielu róż­nych rytu­ałów, np. roze­brane kobiety trzy razy prze­cho­dziły przez kolebkę nowo naro­dzo­nego dziecka, aby odpę­dzić złe moce16. W podob­nym celu nagie nie­wia­sty cho­dziły po domach, w któ­rych wyda­rzyło się coś złego. Z kolei, aby pobu­dzić bóstwa płod­no­ści, na wio­snę odby­wano lub symu­lo­wano sto­su­nek płciowy na polu, a po jakimś cza­sie mie­siącz­ku­ją­cym dziew­czę­tom kazano tań­czyć w zie­lo­nym zbożu, by lepiej rosło. Rów­nież nie­które wróżby, rytu­ały cią­żowe i szla­fowe były prze­pro­wa­dzane bez ubrań. Należy dodać, że i mał­żon­ko­wie sypiali nago, jeżeli w izbie nie było zbyt zimno.

Nawet do XX wieku w Euro­pie Środ­ko­wej i Wschod­niej nagość wystę­po­wała w roz­ma­itych obrzę­dach, czę­sto jako syn­teza wie­rzeń chrze­ści­jań­skich i wcze­śniej­szych tra­dy­cji, czego przy­kła­dem są cho­ciażby wciąż kul­ty­wo­wane świę­to­janki, będące nakładką na pogań­skie sobótki (Dni Kupały). Strój, w „jakim nas matka natura stwo­rzyła”, obo­wią­zy­wał też pod­czas innych sło­wiań­skich świąt i obrzę­dów.

Motyw nago­ści znany też jest w sło­wiań­skiej mito­lo­gii, a także w poda­niach ludo­wych powsta­łych już w okre­sie chrze­ści­jań­skim, ale prze­nik­nię­tych daw­nymi tra­dy­cjami. Ze źró­deł etno­gra­ficz­nych wiemy m.in., że śre­dnio­wieczne cza­row­nice na saba­tach miały tań­czyć lubież­nie wokół palo­nych ogni i nosić wyłącz­nie maski albo welony zasła­nia­jące twarz17. Nie­trudno się domy­ślić, że była to chrze­ści­jań­ska zde­mo­ni­zo­wana wizja wspo­mnia­nych sobó­tek, zwa­nych przez kler kato­licki saba­tami, a nie­winne dziew­częta cele­bru­jące prze­si­le­nie let­nie zostały spro­wa­dzone do roli powier­ni­czek dia­bła.

Tego typu tańce płod­no­ści i uro­dzaju w wyko­na­niu roze­bra­nych dziew­cząt są zna­nym, rytu­al­nym spo­so­bem spro­wa­dza­nia desz­czu. Pisze o tym Wła­dy­sław Kopa­liń­ski w Słow­niku sym­boli, tłu­ma­cząc, że im wyżej ska­kano na polach pod­czas tego obrzędu, tym wyżej miało wyra­stać zboże. Na Bał­ka­nach i w innych rejo­nach Sło­wiańsz­czy­zny znany był ten zwy­czaj jako obrzęd Dodoli, czyli oble­wa­nia nagiej dziew­czyny wodą, by przy­wo­łać deszcz. Co cie­kawe, w Ser­bii jesz­cze w XIX wieku zacho­wał się rytuał odpę­dza­nia suszy, pod­czas któ­rego nadzy męż­czyźni w mil­cze­niu tań­czyli nocą wokół ogni­ska, tzw. vrzino kolo. Po tań­cach nastę­po­wało stra­sze­nie hała­sem i bicie kijami powie­trza, aby wystra­szyć „żmija”, który zgod­nie ze sło­wiań­skimi wie­rze­niami miał wysy­sać wodę18. U ludów sło­wiań­skich ist­niał rów­nież zabo­bon obcho­dze­nia wsi nago przez dzie­wice w celu odpę­dze­nia zarazy ze wsi.

Kopa­liń­ski wspo­mina też, że nagim mie­siącz­ku­ją­cym dziew­czę­tom kazano tań­czyć w zie­lo­nym zbożu dla zapew­nie­nia uro­dzaju; nagie kobiety biczo­wano gałąz­kami na wio­sen­nych polach, aby pobu­dzić do dzia­ła­nia bóstwa płod­no­ści i uro­dzaju […]. Według wie­rzeń ludo­wych bez­dzietna kobieta powinna w noc świę­to­jań­ską nago narwać w swoim ogrodku dziu­rawca (ziela świę­to­jań­skiego), aby uro­dzić dziecko jesz­cze przed następ­nym św. Janem19.

Nie­które oby­czaje zwią­zane z nago­ścią zacho­wały się gdzie­nie­gdzie do cza­sów współ­cze­snych. Znana jest opo­wieść o bacy z Babiej Góry, który zaj­mo­wał się cza­rami i cho­dził nago na cmen­tarz w Wielki Pią­tek o pół­nocy po to, by zbie­rać tam kosteczki, drza­zgi z trumny, rdzę z krzyży do zaklęć w celu zapew­nie­nia bez­pie­czeń­stwa swo­jemu stadu20.

Inte­re­su­jący przy­kład prze­trwa­nia wiary ludu pol­skiego w magiczną moc nago­ści podaje też Leonard Pełka, który w swej książce Pol­ska demo­no­lo­gia ludowa odno­to­wał nastę­pu­jące zda­rze­nie: W 1959 roku w jed­nej wio­sce z Rze­szow­skiego zaist­niał wypa­dek pożaru zabu­do­wa­nia gospo­dar­skiego wywo­ła­nego przez pio­run. Miesz­kańcy wsi – włącz­nie z wła­ści­cie­lem pło­ną­cego zabu­do­wa­nia – nie zawe­zwali straży ognio­wej, uwa­ża­jąc, że gasze­nie pożaru wywo­ła­nego przez pio­run jest… grze­chem. Jedy­nym zasto­so­wa­nym przez nich „środ­kiem prze­ciw­dzia­ła­nia” było okrą­że­nie pło­ną­cego domu przez nagą dziew­czynę ze świę­tym obra­zem w rękach…

Jak widać, w tra­dy­cji ludo­wej zacho­wały się prze­ko­na­nia o magicz­nej mocy nagiego ciała jako wyrazu zbli­że­nia się do Boga i pod­da­nia jego woli. Takie ele­menty obecne są na­dal w folk­lo­rze naro­dów sło­wiań­skich, o czym będzie tutaj jesz­cze mowa.

Współ­cze­sne obchody Dni Kupały nie­któ­rych wciąż gor­szą, choć poza nago­ścią i tań­cami wokół ognisk nie­wiele zostało z daw­nych obrzę­dów o cha­rak­te­rze orgia­stycz­nym (fot. David Tade­vo­sian/ Shut­ter­stock.com)

Na jed­nym z blo­gów poświę­co­nych kul­tu­rze ario-sło­wiań­skiej czy­tamy: Wśród przy­rody hasano nago, w domu noszono pełny, har­mo­nijny strój. Blo­ger zazna­cza przy tym, że utoż­sa­mia­nie seksu wyłącz­nie z geni­ta­liami to wypa­cze­nie, bowiem: Każdy rodzaj obco­wa­nia mię­dzy płciami to sto­sunki sek­su­alne. Dla­czego daw­niej miłość cie­le­sna nie była ludziom aż tak potrzebna? W pier­wot­nej kul­tu­rze aryj­skiej miłość fizyczną upra­wiano jedy­nie z zamia­rem spło­dze­nia potom­stwa; nie działo się tak by­naj­mniej w sku­tek uwa­ża­nia intym­nych zbli­żeń za nie­czy­ste. Kiedy męż­czy­zna i żeń­czyna połą­czeni są na pozio­mie wszyst­kich czakr, mogą doświad­czać nie­usta­ją­cego orga­zmu. Eks­taza doko­nuje się w tańcu, roz­mo­wie, spo­glą­da­niu sobie w oczy, dotyku – całym codzien­nym życiu21.

Cele­bra­cja nago­ści umoż­li­wia­ją­cej pełny zwią­zek czło­wieka z naturą wyni­kała z uzna­wa­nia ludz­kiego ciała za święte, gdyż ma ono w sobie pier­wia­stek bosko­ści. Z pogań­skim kul­tem płod­no­ści i nago­ści według Macieja Bog­da­no­wi­cza ma być zwią­zane chrze­ści­jań­skie święto Bożego Ciała, które tłu­ma­czy jako odda­wa­nie czci boskiemu ciału czło­wieka22.

Już nie­jaki Zenon (ok. 334–262 p.n.e.) był zwo­len­ni­kiem natu­ry­zmu i postu­lo­wał akcep­ta­cję wol­nej miło­ści, co powinno roz­wią­zać jego zda­niem pro­blem cudzo­łó­stwa. Zakła­dał on, że gdy mądry czło­wiek kon­tro­luje swoją sek­su­al­ność, swo­boda oby­cza­jów nie dopro­wa­dza do roz­wią­zło­ści i orgii. Z tego samego powodu Zenon był zwo­len­ni­kiem publicz­nego cho­dze­nia nago, choć nie zyskał sobie w tych prze­ko­na­niach zbyt wielu zwo­len­ni­ków.

Dzi­siaj wiele z pogań­skich ele­men­tów kul­tu­ro­wych, w tym nagość jako oznaka ludz­kiej czy­sto­ści, nie­win­no­ści i bli­sko­ści z naturą, jest obec­nych w prak­ty­kach rodzi­mo­wier­czych i ruchach New Age, np. u hipi­sów i wic­can.

Wcho­dze­nie w doro­słość

U Sło­wian znane były obrzędy przy­go­to­wu­jące do wej­ścia w doro­słość. Dla chłop­ców były to postrzy­żyny, a u dziew­cząt – zaple­ciny (zwane też wian­ko­wi­nami), prze­pro­wa­dzane w wieku ok. 7 lat.

Chłopcy po postrzy­ży­nach przez ojca, czyli pod­cię­ciu dłu­gich dzie­cię­cych wło­sów, prze­cho­dzili pod jego opiekę i otrzy­my­wali wła­ściwe imiona odpo­wia­da­jące cha­rak­te­rowi, pre­dys­po­zy­cjom czy umie­jęt­no­ściom mło­dzieńca. Od tej pory uczył się on męskiego rze­mio­sła, by za kilka lat stać się doj­rza­łym człon­kiem ple­mie­nia, któ­rego miał bro­nić i opie­ko­wać się kobie­tami. Kult siły i płod­no­ści był mu wpa­jany od małego.

U chłop­ców w wieku 14 lat odby­wał się obrzęd ponow­nych postrzy­żyn, które tym razem miały cha­rak­ter potwier­dze­nia, że chło­piec zmie­nia się w męż­czy­znę. W chrze­ści­jań­stwie jego odpo­wied­ni­kiem jest bierz­mo­wa­nie. Nasto­letni chłopcy prze­cho­dzili obrzędy ini­cja­cyjne, które miały potwier­dzić ich odwagę i męskość. Praw­do­po­dob­nie jed­nym z tego typu zwy­cza­jów było picie nar­ko­tycz­nych napo­jów, wdzie­wa­nie wil­czych skór i polo­wa­nie lub walka mię­dzy gru­pami wyrost­ków. Pisał o tym Hero­dot w V wieku p.n.e. przy opi­sie Neu­rów, co nie­któ­rzy błęd­nie odczy­tują jako przy­kład wil­ko­łac­twa.

Z kolei kil­ku­let­nim dziew­czyn­kom zapla­tano war­ko­cze, a więk­szość czasu spę­dzały one pod okiem kobiet, uczą­cych je dam­skich zajęć, takich jak: praca w gospo­dar­stwie, roz­po­zna­wa­nie, zbie­ra­nie i zasto­so­wa­nie ziół, goto­wa­nie, opieka nad zwie­rzę­tami domo­wymi itp.

Kiedy dziew­czynka sta­wała się kobietą, o czym świad­czyła pierw­sza men­stru­acja, naj­czę­ściej w wieku 12–13 lat, wtedy odby­wały się koso­ple­ciny. Wów­czas taka młoda panna dosta­wała lunulę lub inny sym­bol kobie­co­ści i roz­plą­ty­wano jej dziew­częce war­ko­czyki, zapla­ta­jąc je w jeden, który był sym­bolem doj­rza­ło­ści, ale i panień­stwa, nie­ko­niecz­nie dzie­wic­twa. Pod­czas koso­ple­cin dziew­częta stro­jono w białe szaty, które były sym­bolem nie­win­no­ści, dzie­wi­czo­ści i czy­sto­ści. Głowę mło­dej dziew­czyny deko­ro­wano wian­kiem z wybra­nych ziół lub kwia­tów o magicz­nej mocy ochron­nej i przy­no­szą­cej pomyśl­ność. Obser­wo­wano zja­wi­ska przy­rod­ni­cze i atmos­fe­ryczne w ten spe­cjalny dzień, gdyż uwa­żano je za ważną wróżbę doty­czącą przy­szłego losu dziecka. Po zakoń­cze­niu cere­mo­nii dziew­czynka sta­wała się panną i u boku matki, star­szych sióstr i cio­tek uczyła się kobie­cych obo­wiąz­ków. W obrzę­dzie koso­ple­cin brały udział star­sze kobiety, które zdra­dzały nasto­let­niej kan­dy­datce na żonę, jak zado­wo­lić męż­czy­znę, dbać o dom i inne tzw. bab­skie sprawy. War­kocz zaple­ciony po raz pierw­szy pod­czas zaple­cin roz­pla­tano sym­bolicznie pod­czas ślub­nych ocze­pin lub obci­nano noży­cami, a w nie­któ­ryh rejo­nach – sie­kierą. Ścięte włosy wrzu­cano do rzeki lub jeziora albo spa­lano w ogni­sku, a młoda mężatka wdzie­wała cze­piec, będący sym­bolem zamąż­pój­ścia23.

Kwit­nie­nie kobiet (men­stru­acja)

Dziew­częta sta­wały się kobie­tami z chwilą zakwi­ta­nia (od roz­po­czę­cia mie­siącz­ko­wa­nia). Gdy dziew­czyna zakwi­tała, uzna­wano ją za zdolną do rodze­nia dzieci. Żeń­ski kwiat (men­stru­acja) poja­wiał się z comie­sięczną regu­lar­no­ścią od pierw­szego zakwit­nię­cia aż do prze­kwi­ta­nia (wieku pode­szłego). Dla­tego mie­siącz­ko­wa­nie wzięło swoją nazwę od Księ­życa, zwa­nego daw­niej Mie­sią­cem, a kobiety wią­zano z mocami lunar­nymi.

Zaple­ciona w war­ko­cze, mal. Zina­ida Sere­bria­kowa, 1930 rok

Temat kobie­cego cyklu roz­rod­czego objęty był tabu i nawet dziś, zwłasz­cza na wsi, czę­sto jest pomi­jany w roz­mo­wach pry­wat­nych. Dla­tego wiele dziew­cząt bywało wystra­szo­nych na widok krwi men­stru­acyj­nej, trak­tu­jąc ją jako oznakę nie­zna­nej cho­roby. Powszech­nie uzna­wano, że wie­dza w zakre­sie roz­rod­czo­ści i spraw dam­sko-męskich przyj­dzie sama, dla­tego raczej nie przy­go­to­wy­wano wcze­śniej dziew­czy­nek na spo­tka­nie ze zmia­nami fizjo­lo­gicz­nymi ich doj­rze­wa­ją­cego orga­ni­zmu. Dopiero gdy osią­gały one doj­rza­łość płciową, to matki wyja­śniały cór­kom pewne fakty doty­czące „kobie­cych spraw”, trak­tu­jąc ten pro­ces jako swego rodzaju prze­kra­cza­nie wyż­szego szcze­bla wta­jem­ni­cze­nia. Edu­ka­cją sek­su­alną zaj­mo­wały się jed­nak naj­czę­ściej zna­chorki (jak sama nazwa wska­zuje – zna­jące cho­roby) i star­sze rodzeń­stwo.

W tra­dy­cji ludo­wej uzna­wano okres mie­siącz­ko­wa­nia kobiety za nie­czy­sty, co wią­zało się z wie­loma zaka­zami, mają­cymi uchro­nić ludzi i dobro­stan od spro­fa­no­wa­nia. Kobie­tom w cza­sie „trud­nych dni” zaka­zy­wano wielu robót gospo­dar­skich w oba­wie, że np. zasiane w takim sta­nie ziarna nie wzejdą, owoce będą roba­czywe, a obra­biane pola wyja­ło­wieją. Zabro­nione były także: roz­pa­la­nie i dokła­da­nie do ognia, pie­cze­nie chleba, przy­go­to­wy­wa­nie prze­two­rów, a nawet czer­pa­nie wody, którą uzna­wano za ska­żoną. To samo doty­czyło wszel­kich czyn­no­ści obrzę­do­wych i uczest­nic­twa w prak­ty­kach reli­gij­nych. Kobieta mie­siącz­ku­jąca nie mogła kar­mić pier­sią swo­jego dziecka ani brać na ręce potom­stwa innych matek, nie wolno jej było także prze­stę­po­wać przez żywe stwo­rze­nia, bo podobno od tego prze­sta­wały rosnąć. Oczy­wi­ście rów­nież sto­sunki sek­su­alne pod­czas okresu były surowo zaka­zane24.

Takie podej­ście do men­stru­acji było także cha­rak­te­ry­styczne dla reli­gii chrze­ści­jań­skiej. Jesz­cze w XX wieku kobie­cie pod­czas mie­siączki pod groźbą grze­chu cięż­kiego nie wolno było przy­stę­po­wać do komu­nii świę­tej, a nawet wcho­dzić do kościoła, kaplicy czy odwie­dzać gro­bów naj­bliż­szych.

Szcze­gól­nie zwra­cano uwagę na zabez­pie­cze­nie się przed kon­tak­tem z krwią takiej kobiety, którą uzna­wano za w pew­nym stop­niu cza­sowo „par­szywą”. Wpro­wa­dzono nie­zbędne pro­ce­dury mające uchro­nić ludzi i oto­cze­nie przed „ska­że­niem”. Na przy­kład gdy krew mie­siącz­ku­ją­cej kobiety dostała się do wody, nale­żało ją chył­kiem wylać do rzeki, aby nie­czy­ste siły w niej zawarte szybko odpły­nęły z prą­dem z dala od obej­ścia. Można też było wlać takie nie­czy­sto­ści do mysiej albo kre­ciej nory, by pozbyć się dzięki jej szko­dli­wej mocy nie­chcia­nych loka­to­rów.

Wie­rzono też, że cza­row­nice sto­so­wały krew men­stru­acyjną zwaną żeń­skim kwia­tem w wielu magicz­nych prak­ty­kach, szcze­gól­nie przy rzu­ca­niu zaklęć ero­tycz­nych i miło­snych, a elik­siry na niej bazu­jące miały być wyjąt­kowo sil­nym afro­dy­zja­kiem, wzbu­dza­ją­cym w męż­czy­znach wielką namięt­ność. Dla­tego panny na wyda­niu pró­bo­wały ukrad­kiem prze­my­cić w jedze­niu czy napoju poda­wa­nym upa­trzo­nemu chło­pa­kowi taką nie­spo­dzie­waną „zachcie­wajkę”25.

Poja­wie­nie się men­stru­acji u dziew­czyny ozna­czało, że staje się ona kobietą mogącą rodzić dzieci. Oczy­wi­ście towa­rzy­szył temu odpo­wiedni rytuał paso­wa­nia kan­dy­datki na przy­szłą matkę, który zwano huk­nię­ciem. Pole­gał on na tym, że matka dziew­czyny ude­rzała swą córkę w poli­czek, co miało jej zapew­nić urodę, ale też pamięć o tym mat­czy­nym ude­rze­niu przy­po­mi­nała, że pod­sta­wo­wym obo­wiąz­kiem i powin­no­ścią kobiety jest macie­rzyń­stwo.

Cho­ciaż men­stru­acja jest czę­ścią natu­ral­nego cyklu roz­rod­czego kobiety, to jed­nak daw­niej krew mie­siącz­kową, zresztą jak i inne ludz­kie wydzie­liny, uwa­żano – jak wcze­śniej nad­mie­niono – za coś nie­czy­stego, złego. Aby oczy­ścić ciało, nale­żało wziąć kąpiel, naj­le­piej w rzece, która zabie­rze ze sobą daleko owe nie­czy­sto­ści26. Można więc stwier­dzić, że w „tych dniach” kobiety nie miały daw­niej łatwego życia i musiały z pokorą prze­cze­kać ten upo­ka­rza­jący czas.

Jak wspo­mnia­łem, regu­lar­ność kobie­cych cyklów mie­siącz­ko­wych wią­zano z Księ­ży­cem, zwa­nym daw­niej Mie­sią­cem. Dla­tego patro­nem Księ­życa w wielu kul­tu­rach była bogini zwana Luną – Łuną (odbi­cie Słońca). Dopiero w ugrun­to­wa­nym spo­łe­czeń­stwie patriar­chal­nym Księ­życ zmie­nił patrona na męskiego boga, któ­rym w przy­padku Sło­wian był Chors, a związki z „księ­ciem nocy” przy­pi­sy­wano także Wele­sowi27.

Życie miło­sne mło­dzieży

Koja­rze­nie w pary mło­dych i flir­to­wa­nie w daw­nych cza­sach wyglą­dało bar­dzo roman­tycz­nie, choć było zwią­zane z wie­loma obwa­ro­wa­niami mimo ste­reo­ty­powo postrze­ga­nego roz­pa­sa­nia sek­su­al­nego, jakie jest powszech­nie koja­rzone z pogań­stwem.

Mło­dzi mogli się spo­tkać przy róż­nych oka­zjach pod­czas pracy, obrzę­dów i bie­siad. Jed­nak o jakiejś pry­wat­no­ści, a tym bar­dziej intym­no­ści w wio­sce nie mogło być mowy. Nie było, jak wiemy, klu­bów, dys­ko­tek, restau­ra­cji czy domów scha­dzek. Domy pry­watne były zamiesz­ki­wane przez liczne rodziny, więc cały czas ktoś w nich prze­by­wał. Zako­chani wymy­kali się zatem do lasu, na łąkę czy pole, by pobyć sam na sam ze sobą, poza oczami gapiów. Ofi­cjal­nie takie przed­mał­żeń­skie schadzki były nie­wska­zane, ale gdy widziano, że mło­dzi lgną do sie­bie i obie rodziny nie mają nic prze­ciwko ich związ­kowi, to naj­czę­ściej przy­my­kano na to oczy.

Jedna z szans na bliż­sze spo­tka­nia mło­dych poja­wiała się pod­czas świąt, szcze­gól­nie w okre­sie Zie­lo­nych Świą­tek (daw­niej zwa­nych „Stado”). Wów­czas to przez kilka dni nie wyko­ny­wano żad­nej pracy, a jedy­nie spę­dzano czas na bie­sia­do­wa­niu, wspól­nych zaba­wach, tań­cach, śpie­wach i innych rytu­ałach. Nagrodą dla zwy­cięzcy w grze był np. poca­łu­nek wybra­nej dziew­czyny, który sta­no­wił sygnał wza­jem­nej sym­pa­tii i oka­zy­wa­nego sobie zain­te­re­so­wa­nia. W kolej­nych zaba­wach mło­dzi zaczy­nali ze sobą flir­to­wać, zbli­żać się do sie­bie, stwa­rza­jąc oka­zje do następ­nych poca­łun­ków, trzy­ma­nia się za ręce czy też wspól­nego tańca.

Takie spo­sob­no­ści poja­wiały się w trak­cie koro­wo­dów, obrzę­do­wych prze­mar­szów i innych uro­czy­sto­ści w cza­sie: Masle­nicy, Wiel­ka­nocy, sobó­tek, Święta Plo­nów, Szczo­drych Godów i innych świąt. Dziew­częta i chłopcy na dni świą­teczne przy­wdzie­wali ele­ganc­kie stroje, czę­sto samo­dziel­nie wyszy­wane z indy­wi­du­al­nie wybra­nymi wzo­rami, aby jesz­cze bar­dziej zwró­cić na sie­bie uwagę.

Do dzi­siaj zacho­wał się na pol­skiej wsi zwy­czaj oble­wa­nia dziew­cząt wodą w cza­sie śmi­gusa-dyn­gusa z oka­zji Wiel­ka­nocy, a dziew­częta wie­rzą, że która jest naj­bar­dziej zmo­czona, ta się naj­bar­dziej podoba chło­pa­kom i szybko wyj­dzie za mąż.

Pod­czas świą­tecz­nych prze­mar­szów orga­ni­zo­wa­nych przez chłop­ców pano­wał zwy­czaj, że ofia­ro­wy­wano im drobne podarki, które miały zapew­nić uro­dzaj i pomyśl­ność. Takim kolęd­ni­kom dziew­częta mogły się wyku­pić cału­sami, gdy nie upie­kły cia­stek, a przy­kła­dowo poca­łu­nek kozła wzbu­dzał powszechną weso­łość.

Wiele obrzę­dów świą­tecz­nych obej­mo­wało także wróżby o zamąż­pój­ściu (np. andrzejki), a pod­czas uro­czy­sto­ści czę­sto odby­wały się insce­ni­za­cje cere­mo­nii wesel­nej i śpie­wano pie­śni swa­dziebne, będące wyra­zem tęsk­noty za wese­li­chem oraz sta­no­wiące formę zachęty dla mło­dych do orga­ni­za­cji ślu­bów.

Poza okre­sem świą­tecz­nym mło­dzież spo­ty­kała się w cza­sie prac polo­wych i pod­czas zbio­rów. Przy­kła­dem takich robo­czych spo­tkań były kapustki, kiedy to dziew­częta sie­kły kapu­stę i ugnia­tały ją w beczce gołymi sto­pami z zadar­tymi w górę kiec­kami. Chłopcy szu­kali nato­miast pre­tek­stu do pod­glą­da­nia ich pod­czas tych czyn­no­ści, wpa­da­jąc nagle do izby, w któ­rej prze­by­wały, i pozo­ru­jąc chęć nie­sie­nia pomocy.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

K. Skwier­czyń­ski, Vade­me­cum histo­rii śre­dnio­wiecz­nej sek­su­al­no­ści, [w:] „Prze­gląd Histo­ryczny” 2007, nr 98/3, s. 437–443. [wróć]

T.J. Kosiń­ski, Bogo­wie Sło­wian, War­szawa 2019; idem, Wiara Sło­wian, War­szawa 2020. [wróć]

M. Gąsior, Sło­wiań­ska kapłanka o wystę­pie Dona­tana i Cleo na Euro­wi­zji: „Sek­sizm? Kwin­te­sen­cją sło­wiań­sko­ści jest sek­su­al­ność”, 9 maja 2014, na: https://nate­mat.pl/101581,slo­wian­ska-kaplanka-o-wyste­pie-dona­tana-i-cleo-na-euro­wi­zji-sek­sizm-kwin­te­sen­cja-slo­wian­sko­sci-jest-sek­su­al­nosc. [wróć]

https://war­szawa.nasze­mia­sto.pl/ksiadz-knotz-seks-nie-jest-grze­chem-seks-jest-boski/ar/c1-2579202. [wróć]

https://nate­mat.pl/82987,dona­tan-i-my-slo­wia­nie-maja-obu­dzic-w-nas-slo­wian­ska-dusze-nie-ma-szans-polak-nie-czuje-sie-slo­wia­ni­nem. [wróć]

A. Frank, Sek­su­al­ność Sło­wian – kult płod­no­ści, nie­ro­ze­rwalne mał­żeń­stwa, ero­tyzm i nagość, na: https://aka­de­mia­du­cha.pl/sek­su­al­nosc-slo­wian. [wróć]

M. Gim­bu­tas, The Gods and God­des­ses of the Old Europe, 7000–3500 B.C., Uni­ver­sity Cali­fo­mia Press, Los Ange­les 1974. [wróć]

Mito­lo­gie świata. Sło­wia­nie, red. J. Gąs­sow­ski, Kra­ków 2007. [wróć]

W. Sobi­siak, Ludowe zwy­czaje prawne, [w:] Kul­tura ludowa Wiel­ko­pol­ski, t. III, J. Burszta (red.), Poznań 1967. [wróć]

A. Gieysz­tor, Kobiety sło­wiań­skie u progu wie­ków śred­nich, [w:] „Mówią wieki” nr 1, 1968. [wróć]

W. Sobi­siak, op. cit.[wróć]

A. Gieysz­tor, Kobiety sło­wiań­skie…[wróć]

Tamże. [wróć]

Ibi­dem.[wróć]

M. Mazur, „Nadzy” wojow­nicy. Echa przed­chrze­ści­jań­skich rytów woj­sko­wych zwią­za­nych z odrzu­ca­niem zbroi u daw­nych Cel­tów, Ger­ma­nów i Sło­wian, praca magi­ster­ska napi­sana pod kie­run­kiem dr hab. A. Waśko, Kra­ków 2014. [wróć]

A. Frank, op. cit.[wróć]

W. Kopa­liń­ski, Słow­nik sym­boli, War­szawa 2012. [wróć]

K. Moszyń­ski, Kul­tura duchowa, z. 1. [wróć]

W. Kopa­liń­ski, op. cit. [wróć]

U. Janicka-Krzywda, Legendy babio­gór­skie, Kra­ków 1998. [wróć]

https://ary­jec.word­press.com/tag/kul­tura-slo­wian­ska. [wróć]

https://ruda­web.pl/index.php/2017/06/15/boze-cialo-czyli-boskie-ciala-wier­nych-slo­wian. [wróć]

L. Matela, Sło­wiań­skie korze­nie. Odkryj tra­dy­cje przod­ków, 2020. [wróć]

J.S. Bystroń, Sło­wiań­skie obrzędy rodzinne: obrzędy zwią­zane z naro­dze­niem dziecka, 1916, na: http://bc.radom.pl/dli­bra/doc­con­tent?id=25454. [wróć]

https://bab­skie­gu­sla.pl/2019/05/09/10-naj­glup­szych-wymy­slow- mez­czyzn-doty­cza­cych-okresu. [wróć]

B. Ogro­dow­ska, Pol­skie tra­dy­cje i oby­czaje rodzinne, 2007. [wróć]

T.J. Kosiń­ski, Bogo­wie Sło­wian.[wróć]