Fraszki - Jan Kochanowski - darmowy ebook

Fraszki ebook

Jan Kochanowski

3,9

Opis

Jedne z najważniejszych utworów dla polskiej kultury - “Fraszki” Jana Kochanowksiego są dostępne w Legimi za darmo w formie ebooka, zarówno w formacie epub jak i mobi.

 

Pojęcie fraszki do języka polskiego wprowadził właśnie Kochanowski. W potocznej formie oznaczało ono coś błahego, zabawnego, żart. I właśnie tym są te tekściki literackie. Fraszki to krótkie, zabawne utwory, które inteligentny i żartobliwy sposób  podejmują różne tematy.

 

W swoich fraszkach Kochanowskiemu udało się zawrzeć portret ludzi renesansu. Wykształconych, inteligentnych, podchądzących do życia z humorem i dystansem. Jego teksty są skarbnicą wiedzy o renesansowym humanizmie polskim. Przekazują także wiedzę o obyczajach jakie ówcześnie panowały.


“Fraszki” to wyjątkowy zbiór różnorodnych utworów. Wśród wielu tekstów znajdziemy erotyki, satyry, sceny dworskie. Wszystko ujęte w sposób zabawny i kulturalny. Kochanowski używa wielu środków stylistycznych, które na stałe weszły do polskiego języka literackiego.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 114

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (14 ocen)
4
5
4
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
PrzemoD

Dobrze spędzony czas

Warte poznania.
00

Popularność




Jan Kochanowski

Fraszki

[De­dy­ka­cja]

Frasz­ki tym książ­kom dzie­ją: kto się pu­ści na nie  

Księgi pierwsze

Do Bal­ta­ze­ra

Nie dziw, żeć gło­wa, Bal­ta­za­rze, cho­ra;  

Do Chmu­ry[1]

Mó­wi­łem ja to­bie, Chmu­ra,  
Że przy kuch­ni by­wa dziu­ra;  

O tym­że[2]

Wie­rzę, od po­cząt­ku świa­ta  
Nie by­ły tak su­che la­ta;  
Oczy na­sze to wi­dzia­ły:  

Do go­spo­dy­niej

Cie­bie zła lwi­ca w ogrom­nej ja­ski­ni  
Nie uro­dzi­ła, mo­ja go­spo­dy­ni,  
Ani swym mle­kiem ty­grys na­pa­wa­ła;  
Gdzie­żeś się wżdy tak sro­ga ucho­wa­ła,  
Że nie chcesz ba­czyć na me po­wol­no­ści  
Ani mię wspo­móc w mej wiel­kiej trud­no­ści?  
O któ­rą sa­ma­żeś mię przy­pra­wi­ła,  
Że cho­dzę ma­ło nie tak ja­ko wi­ła.  
Wpraw­dzie żeć się już nie wczas odej­mo­wać;  
Ja cie­bie mu­szę rad nie­rad mi­ło­wać.  

Do go­ścia[3]

Je­śli dar­mo masz te książ­ki,  
A speł­na w wac­ku[4] pie­niąż­ki,  
Chwa­lę twą rzecz, go­ściu-bra­cie,  
Bo nie przy­dziesz ku utra­cie;  
Ale je­sliś dał co z tasz­ki[5]

Do go­ścia

Nie pieść się dłu­go z my­mi ksią­żecz­ka­mi,  

Do Han­ny

Chy­ba­by nie wie­dzia­ła, co zna­czy twarz bla­da  
I kie­dy kto nie g’rze­czy, Han­no, od­po­wia­da,  
Czę­sto wzdy­cha, a rzad­ko kie­dy się roz­śmie­je –  

Do Ja­ku­ba

Że krót­kie frasz­ki czy­nię, to, Ja­ku­bie, wi­nisz?  

Do Ja­na[6]

Ra­dzę, Ja­nie, daj po­kój przed­się­wzię­ciu swe­mu,  
Bo bądź krót­ko, bądź dłu­go, przed­się przy­dzie k’te­mu,  
Że się czło­wiek oba­czy, a co mu dziś mi­ło,  
To mu bę­dzie za cza­sem wstyd w oczu mno­ży­ło.  
Tę roz­kosz, któ­rą te­raz tak dro­go sza­cu­jesz,  
Pu­ścisz ta­niej po chwi­li, gdy praw­dę po­czu­jesz.  
A tak, co ma czas przy­nieść, uprzedź go ty ra­czej,  
Od­mień swój bieg, a ża­gle na­kręć w czas ina­czej!  
Świa­do­meś słów ła­ska­wych i pięk­nej po­sta­wy,  
Zdra­dę wi­dzisz, znaj­że więc, co przy­ja­ciel pra­wy!  

Do Jó­sta

Wiesz, coś mi wi­nien; miej­że się do tasz­ki[7],  

Do Kach­ny

Pew­nie cię mo­je zwier­cia­dło za­wsty­dzi,  

Do Mar­ci­na

A więc by ty, Mar­ci­nie, przed tym nie ugo­nił,  
Co to sie­dzi ja­ko wróbl, a oczy za­sło­nił;  
Niech on chwa­li Żmu­dzin­ki, że by­wa­ją trwa­łe;  

Do Mikołaja Firleja

Jesliby w moich książkach co takiego było,  
Czego by się przed panną czytać nie godziło,  
Odpuść, mój Mikołaju, bo ma być stateczny  

Do Mi­ko­ła­ja Mie­lec­kie­go[8]

Nie dar ja­ki kosz­tow­ny, ale co prze­mo­gę,  
Dam ci pa­rę wir­szy­ków, Mie­lec­ki, na dro­gę:  
Bo­że daj, być się do­brze na wszyt­kim wo­dzi­ło,  
Byś we zdro­wiu oglą­dał, na co pa­trzać mi­ło.  
Na mię bądź ła­skaw, ja­koś za­wż­dy oka­zo­wał;  

Do mi­ło­ści

Chy­ba w ser­ce, Mi­ło­ści, pro­szę, nie ude­rzaj,  

Do pa­niej

Co usty mó­wisz, byś w ser­cu my­śli­ła,  
Ba­rzo byś mię tym, pa­ni, znie­wo­li­ła;  
Ale kie­dy mię swym mi­łym mia­nu­jesz,  

Do pa­niej

Imię twe, pa­ni, któ­re rad mia­nu­ję,  
Naj­dziesz w mych ry­miech czę­sto na­pi­sa­ne,  
A kie­dy bę­dzie od lu­dzi czy­ta­ne,  
Masz przed in­szy­mi, je­sli ja co czu­ję[9].  
Bych cię z dro­gie­go mar­mo­ru po­sta­wił,  
Bych cię dał ulać i z szcze­re­go zło­ta  
(Cze­go uro­da i twa god­na cno­ta),  
Jesz­cze bych cię czci trwa­łej nie na­ba­wił.  
I mau­zo­lea, i egipt­skie gro­dy  
Ostat­niej śmier­ci próż­ne być nie mo­gą[10];  
Al­bo je ogień, al­bo na­głe wo­dy,  
Al­bo je la­ta za­zdro­ści­we zmo­gą;  

Do pa­niej

Pa­ni ja­ko na­dob­na, tak też i uczci­wa!  
Pa­trząc na twą wdzięcz­ną twarz, ry­mów mi przy­by­wa,  
Któ­re je­śli się lu­dziom kie­dy spodo­ba­ją,  

Do Pa­weł­ka

Kie­dy żo­ra­wie po­le­cą za mo­rze,  
Nie by­waj czę­sto, Pa­weł­ku, na dwo­rze,  
Aby na to­bie nie po­klwa­li[12] skó­ry,  

Do Paw­ła

Do­bra to, Paw­le (mo­żesz wie­rzyć), szko­ła,  
Gdzie ka­żą pa­trzać na po­śled­nie ko­ła.  
Czło­wiek, gdy mu się we­dle my­śli wo­dzi,  
Mni­ma, że pro­sto nie po zie­mi cho­dzi;  

Do Paw­ła

Paw­le, rzecz pew­na, u twe­go są­sia­da  
Mo­żesz dłu­gie­go nie cze­kać obia­da,  
Bo w mej ko­mo­rze szcze­ra pa­ję­czy­na,  
W piw­ni­cy tak­że coś na schył­ku wi­na.  
Ale chleb (we­dług przy­po­wie­ści) z so­lą  
Ka­żę po­ło­żyć prze cię z do­brą wo­lą.  
Mu­zy­ka Mu­zy­ka bę­dzie, pie­śni też do­sta­nie,  
A k’te­mu pła­cić nie po­trze­ba za nie,  
Bo się tu ten żmij ro­dzi tak okwi­to,  
Le­piej da­le­ko niż jęcz­mień, niż ży­to.  
Prze­to siądź za stół, mój do­bry są­sie­dzie,  

Do Paw­ła Stę­pow­skie­go[14]

Sam pan­nę ści­skasz, sam się za­ka­zu­jesz[15],  
Sam w ucho szep­cesz, sam, Paw­le, ca­łu­jesz,  
Wszyt­koś sam za­brał, ani się dasz po­żyć[16] –  

Do Sta­ni­sła­wa

Co mi Sy­bil­la pro­ro­ku­je ni­nie?  
„Źle trzem – po­wia­da – o jed­nej pie­rzy­nie.”  
Znać, Sta­ni­sła­wie, że się ta pieśń by­ła  
Mym to­wa­rzy­szom do­brze w gło­wę wbi­ła.  
Bom ja sam je­den zo­stał z tej dru­ży­ny,  
Co po­cią­ga­li na się tej pie­rzy­ny.  

Do Wal­ka

Wal­ku mój, tym mię nie roz­gnie­wasz so­bie,  
Że się me frasz­ki kiep­stwem zda­dzą to­bie.  
Bych ja też w nich był ba­czył sta­tek ja­ki,  

Epi­ta­fium dzie­cię­ciu

By­łem oj­cem nie­daw­no, dziś nie mam ni­ko­go,  
Co by mię tak zwał, ta­kem w dzie­ci znisz­czał sro­go.  
Wszyt­ki mi śmierć po­żar­ła; jed­no śmierć po­łknę­ło,  

Epi­ta­fium dzie­cię­ciu

Oj­cze, na­de mną pła­kać nie po­trze­ba,  
Mo­ja nie­win­ność wnio­sła mię do nie­ba;  
Bo­daj tak wie­le to­bie przy­czy­ni­ła,  

Epi­ta­fium Ję­drze­jo­wi Że­li­sław­skie­mu

W je­goż go­spo­dzie o wie­czor­nej chwi­li  
Że­li­sław­skie­go nie­win­nie za­bi­li  
Swo­wol­ni lu­dzie; kto chce sło­wo mi­łe  

Epi­ta­fium Ko­so­wi[17]

Z ża­lem i z pła­czem, acz za twe nie stoi,  
Mój do­bry Ko­sie, to­wa­rzy­sze twoi  
W ten grób twe cia­ło umar­łe wło­ży­li,  
Któ­rzy we­se­li wczo­ra z to­bą by­li.  
Śmierć za czło­wie­kiem na wszel­ki czas cho­dzi;  
Niech zdro­wie, niech nas mło­dość nie uwo­dzi,  
Bo ani wzwie­my, kie­dy wsia­dać ka­żą[18],  

O tym­że[19]

Wczo­ra pił z na­mi, a dziś go cho­wa­my;  
Ani wiem, cze­mu tak har­dzie stą­pa­my?  
Śmierć nie zna zło­ta i dro­giej pur­pu­ry,  

Epi­ta­fium Krysz­to­fo­wi Sie­nień­skie­mu

Tyl­ko cię tu na zie­mię szczę­ście uka­za­ło,  
Da­lej cię mieć, Krysz­to­fie, na świe­cie nie chcia­ło.  
Czy to go­rzej, czy le­piej? – Wy sa­mi wi­dzi­cie,  

Epi­ta­fium Woj­cie­cho­wi Kry­skie­mu[20]

Pła­czą cię sta­rzy, pła­czą cię i mło­dzi,  
Dwór wszy­stek w czer­ni prze cię, Kry­ski, cho­dzi,  
Abo­wiem ludz­kość i dwor­stwo przy to­bie  

Dru­gie Te­muż[21]

Hisz­pa­ny, Wło­chy i Niem­ce zwie­dziw­szy,  
Kró­lo­wi swe­mu cno­tli­wie słu­żyw­szy  
Umar­łeś, Kry­ski, i le­żysz w tym gro­bie;  
Mnieś wiel­ki smu­tek zo­sta­wił po so­bie.  
A iż płacz próż­ny i ża­łość w tej mie­rze,  

Epi­ta­fium Wy­soc­kie­mu[22]

Uro­dzi­łem się w Pru­siech, Wy­soc­kim mię zwa­no,  
Umar­łem w mło­dym wie­ku i tu mię scho­wa­no.  
U śmier­ci w tej­że ce­nie mło­dy co i sta­ry,  

Na Bar­ba­rę[23]

Ja­koś mi już ska­czesz sła­bo,  
Fol­guj so­bie, mi­ła Bar­ba­ro, pro­szę cię.  
Czart roz­ska­kał te­go swa­ta,  
Nie dba nic, choć kto ma la­da co przed so­bą.  
Oka­zu­je swo­je sztu­ki,  
Al­boć nie wie, że masz w Nu­rem­ber­ku[24] to­war?  
Ale ty wżdy nie bądź głu­pia,  
Nie­zna­jo­mym nie daj dud­ko­wać przed so­bą.  
Nie zwie­rzaj się le­da ko­mu,  
Nie pusz­czaj mni­chów do do­bre­go miesz­ka­nia  
.
I ka­pła­nów się wy­strze­gaj,  
Ra­czej sa­ma za­wż­dy le­ta­ni­je śpie­waj!  
A chcesz li mię słu­chać da­lej,  
Mo­ja Bar­ba­ro, nie sza­cuj do­brych lu­dzi!  
Za­wż­dy ra­czej szu­kaj zgo­dy,  
Niech za cię ska­cze, kto mło­tem do­brze ro­bi.  
Mo­żesz od­pruć i te wzor­ki,  
Czy­ście tak na­ma z pa­cior­ko­wym bi­czy­kiem.  
A nie du­faj w żad­ne cza­ry,  

Na but­ne­go

Już mi go nie chwal, co to przy bie­sie­dzie  
Z zwy­cię­stwy na plac i z wal­ka­mi je­dzie;  
Ta­kie­go wo­lę, co za­śpie­wać mo­że  

Na For­tu­nę[26]

W tym się For­tu­ny ra­dzić nie po­trze­ba:  
Cho­waj swe do­brze, coć Bóg ży­czył[27] z nie­ba;  
A kie­dy bę­dziesz miał po­go­dę na co,  

Na fra­sow­ne

Przy jed­nym szczę­ściu dwie szko­dzie Bóg da­je.  
Głu­pi nie wi­dzi, więc For­tu­nie ła­je;  
Bacz­ny, co do­brze, to na wirzch wy­kła­da,  

Na fra­sow­ne­go

Nie fra­suj się na słu­gi, żeć się po­żar­li;  

Na go­spo­da­rza

Po­sa­dzi­łeś mię wpraw­dzie nie na­go­rzej[28],  
Ale by trze­ba mię­sa da­wać spo­rzej;  
Przed to­bą wi­dzę pół­mi­sków nie­ma­ło,  
A mnie się le­d­wie po­lew­ki do­sta­ło.  

Na grze­bień

No­wy to for­tel a ma­ło sły­cha­ny:  
Na śrebr­ną bro­dę grze­bień oło­wia­ny[29]

Na har­de­go

Nie bądź mi har­dym, cho­ciaś wiel­kim pa­nem,  
Jam nie sta­ro­stą ani ka­stel­la­nem,  
Ale gdy na­mniej pod­we­se­lę so­bie,  

Na har­de­go

Nie chcę w tej mie­rze gło­wy pso­wać so­bie,  
Bych się, mój pa­nie, miał po­do­bać to­bie;  
Wi­dzę, żeś har­dy – mnie też na tym ma­ło[30],  

Na ko­goś

Wy­ga­niasz psa z pie­kar­niej – ba, ra­czej sam wy­nidź,  
Bo tu jed­nak masz dia­bła[31] u ku­cha­rek czy­nić.  

Na Kon­ra­ta

Mil­czy­cie w obiad, mój pa­nie Kon­ra­cie;  

Na ła­ko­me

Na umy­śle praw­dzi­we bo­gac­twa za­le­żą;  
Pod nim sre­bro i zło­to, i pie­nią­dze le­żą;  
A te­mu bo­ga­te­go imię bę­dzie słu­żyć,  
Któ­ry szczę­ścia swo­je­go umie do­brze użyć.  
Ale kto usta­wicz­nie le­ży nad licz­ma­ny,  
Tyl­ko te­go słu­cha­jąc, gdzie przedaj­ne ła­ny,  

Na ma­te­ma­ty­ka

Zie­mię po­mie­rzył i głę­bo­kie mo­rze,  
Wie, ja­ko wsta­ją i za­cho­dzą zo­rze;  
Wia­trom ro­zu­mie[32], prak­ty­ku­je ko­mu[33],  

Na Ma­tu­sza

„Ma­tusz wą­sów” le­piej rzec; bo wiel­ką kła­dzie­my  

Na mier­ni­ka

Kie­dy­ście się tych po­mia­rów tak do­brze uczy­li,  
Że wie­cie, ile­kroć ko­ło ob­ró­ci się w mi­li,  
Zgad­ni­cież mi, wie­le ra­zów, niż je­den raz mi­nie,  
Mag­da­le­na pod na­mio­tem ży­wym

Na mło­dość

Ja­ko­by też rok bez wio­sny mieć chcie­li,  

Na na­boż­ną

Je­sli nie grze­szysz, ja­ko mi po­wia­dasz,  

Na nie­od­po­wied­ną

Od­mów, je­ślić nie po my­śli; daj, masz li dać wo­lą;  

Na nie­słow­ną

Mia­łem na­dzie­ję, że mi zy­ścić mia­no,  
Tak ja­ko by­ło z chu­cią[36] obie­ca­no;  
Ale co ko­mu rze­cze bia­ła­gło­wa,  

Na nie­słow­ne­go

Po­wiem ci praw­dę, że rad obie­cu­jesz,  
A obie­caw­szy, po­tym się nie czu­jesz;  
Frasz­ką by cię zwać, lecz to jesz­cze mniej­sza:  

Na pa­ny

Cięż­ko mi na te te­raź­niej­sze pa­ny:  
Sie­bie nie ba­czą, a ga­nią dwo­rza­ny.  
„W on czas – pry – czy­stych za­pa­śni­ków by­ło,  
Szer­mie­rzów, goń­ców, aż i wspo­mnieć mi­ło.  
A dziś co mło­dzi pa­choł­cy umie­ją?  
Jed­no w się wi­no ja­ko w becz­kę le­ją.”  
Praw­da, że wiel­ka w słu­gach dziś od­mia­na,  
Ale też trud­no o ta­kie­go pa­na,  
O ja­kich nam więc star­szy po­wia­da­li;  
Oni się w mę­stwie, w dziel­no­ści ko­cha­li,  
Dziś le­da Ży­da z wor­kiem pie­przu wo­lą –  

Na piesz­czo­ne zie­mia­ny

Gnie­wam się na te piesz­czo­ne zie­mia­ny,  
Co pi­wu ra­dzi szu­ka­ją przy­ga­ny.  
Nie pij, aż ci się pier­wej bę­dzie chcia­ło,  

Na pi­ja­ne­go

Nie dar­mo Bak­cha[37] z ro­ga­mi ma­lu­ją,  
Bo pi­ja­ne­go i dzie­ci po­czu­ją.  
Niech gło­wa, niech mu słu­żą do­brze no­gi –  

Na po­dusz­kę

Szla­chet­ne płót­no, na któ­rym le­ża­ło  
Owo tak pięk­ne w oczu mo­ich cia­ło,  
Przecz[39] te­go smut­ny u For­tu­ny so­bie  
Zjed­nać nie mo­gę, aby gło­wie obie  
Po­spo­łu[40] na twym wdzięcz­nym mchu le­ża­ły,  
A zo­bo­pól­nych[41] roz­mów uży­wa­ły?  

Na po­sła pa­pie­skie­go

Po­śle pa­pie­ski rzym­skie­go na­ro­du,  
Uczysz nas dro­gi, a sam chy­biasz bro­du.  
Na­wra­caj[42] le­piej niż­li twój woź­ni­ca,  

Na So­kal­skie mo­gi­ły

Tu­śmy[44] się męż­nie prze oj­czy­znę bi­li  
I na osta­tek gar­dła po­ło­ży­li.  
Nie masz przecz, go­ściu, złez nad na­mi tra­cić,  

Na sta­rą

Te­raz by ze mną zy­gry­wać[45] się chcia­ła,  
Kie­dyś, nie­bo­go, so­bie pod­sta­rza­ła.  
Daj po­kój, prze Bóg![46] Sa­ma ba­czysz snad­nie[47],  

Na sta­rość

Bied­na sta­ro­ści, wszy­scy cię żą­da­my,  

Na stry­ja[48]

Nie bądź mi stry­jem[49], Rzy­mia­nie ma­wia­li,  
Kie­dy się ko­mu ka­rać nie da­wa­li.  
Bądź ty mnie Stry­jem przed­się po sta­re­mu,  

Na swo­je księ­gi

Nie dba­ją mo­je pa­pie­ry  
O prze­waż­ne[50] bo­ha­te­ry;  
Nic u nich Mars, cho­cia sro­gi,  
I Achil­les pręd­ko­no­gi[51];  
Ale śmie­chy, ale żar­ty  
Zwy­kły zbie­rać mo­je kar­ty.  
Pie­śni, tań­ce i bie­sia­dy  
Scha­dza­ją się do nich ra­dy[52].  
Sta­tek tych cza­sów nie pła­ci[53],  

Na Śla­sę

Stań ku słoń­cu, a roz­dziew gę­bę, pa­nie Śla­sa,  
A już nie bę­dziem szu­kać in­sze­go kom­pa­sa[54]:  
Bo ten nos, coć to gę­by już le­d­we nie mi­nie,  

Na śmierć

Ob­łud­ny świe­cie, ja­koć się tu wi­dzi,  

Na Świę­te­go Oj­ca[55]

Świę­tym cię zwać nie mo­gę, oj­cem się nie wsty­dzę,  

Na ucztę

Sze­ląg[56] dam od wy­cho­du[57], nie zjem, je­no ja­je[58]:  

Na utrat­ne[59]

Na przy­krej ska­le, gdzie nikt nie do­cho­dzi,  
Zie­lo­ne drze­wo słod­kie fi­gi ro­dzi,  
Któ­rych z wro­na­mi kru­cy za­ży­wa­ją,  
Lu­dzie żad­ne­go po­żyt­ku nie ma­ją;  
Tak­żeć nie wiem, z kim wszyt­ko dru­dzy zje­dzą,  

O chłop­cu

Pan so­bie ka­zał przy­wieść bia­łą­gło­wę,  
Aby z nią mógł mieć ta­jem­ną roz­mo­wę.  
Cze­kaw­szy chłop­ca do­brze dłu­gą chwi­lę,  
Tak że­by dru­gi uszedł był i mi­lę,  
Poj­źrzy pod okno, a ci so­bie ra­dzi!  
I rze­cze z gó­ry do onej cze­la­dzi:  
„Po dia­ble, syn­ku, fol­gu­jesz tej pa­niej:  

O chmie­lu

Co to za sa­ła­ta ra­na,  
Ró­zyn­ka­mi po­sy­pa­na?[60]
Chmiel, je­śli do­brze sma­ku­ję;  

O do­brym pa­nie

Do­bry pan ja­kiś, ja­dąc so­bie w dro­gę,  
Uj­źrzał u dziew­ki w po­lu bos­są no­gę.  
„Nie chodź – po­wia­da – bez bu­tów, ma ra­da,  
Bo ma­cie­rzy­zna tak zwie­trze­je ra­da.”  
„Ła­ska­wy pa­nie, nic jej to nie wa­dzi,  

O Dok­to­rze Hisz­pa­nie[61]

„Nasz do­bry dok­tor spać się od nas bie­rze[62],  
Ani chce z na­mi do­cze­kać wie­cze­rze.”  
„Daj­cie mu po­kój! naj­dziem go w po­ście­li,  
A sa­mi przed­się by­waj­my we­se­li!”  
„Już po wie­cze­rzy, pódź­my do Hisz­pa­na!”  
„Ba, wie­rę, pódź­my, ale nie bez dzba­na.”  
„Pusz­czaj, dok­to­rze, to­wa­rzy­szu mi­ły!”  
Dok­tor nie pu­ścił, ale drzwi pu­ści­ły[63].  
„Jed­na nie wa­dzi, daj ci Bo­że zdro­wie!”  
„By je­no jed­na” – dok­tor na to po­wie.  
Od jed­nej przy­szło aż więc do dzie­wią­ci,  
A dok­to­ro­wi mózg się we łbie mą­ci.  

Ofia­ra

Łuk i saj­dak twój, Fe­be[64], niech bę­dzie, lecz strza­ły  
W ser­cach nie­przy­ja­ciel­skich w dzień bo­ju zo­sta­ły.  

O frasz­kach

Ko­mu sto fra­szek zda się prze­czyść[65] ma­ło,  

O frasz­kach

Naj­dziesz tu frasz­kę do­brą, naj­dziesz złą i śrzed­nią,  
Nie wszyt­koć mu­ry wio­dą ma­te­ry­ją przed­nią;  
Z bo­ków ce­głę ru­mień­szą i ka­mień cio­sa­ny,  

O go­spo­dy­niej[66]

Pro­szo­no jed­nej wiel­ki­mi proś­ba­mi,  
Nie po­wiem o co, zgad­nie­cie to sa­mi[67].  
A iż sta­tecz­na[68] by­ła bia­ła­gło­wa[69],  
Nie wda­wa­ła się z go­ściem w dłu­gie sło­wa,  
Ale mu z mę­żem do łaź­niej ka­za­ła,  
Aby mu swo­ję myśl ro­zu­mieć da­ła.  
Wni­dą do łaź­niej, a go­spo­darz mi­ły  
Cho­dzi by w ra­ju[70], nie za­kryw­szy ży­ły[71].  
A słusz­nie, bo miał bin­dasz[72] tak do­sta­ły,  
Że­by był nie wlazł w żad­ne fa­mu­ra­ły[73].  
Gość po­glą­da­jąc do­brze żyw[74], a ono[75]
Ba­rzo nie­rów­no pa­ny po­dzie­lo­no[76].  
Nie mył się dłu­go[77] i je­chał tym chut­niej[78]:  

O go­spo­dy­niej

Sta­ro­sta jed­nej pa­niej roz­ka­zał ob­ja­wić,  
Że le­ga­ta rzym­skie­go u niej miał po­sta­wić.  
„Ba, toć – pry – le­gat pra­wy, co go sta­wiać trze­ba[81],  

O Han­nie

Ser­ce mi zbie­gło, a nie wiem ina­czej,  
Jed­no do Han­ny, tam by­wa na­ra­czej[82].  
Tom był za­ka­zał, by nie przyj­mo­wa­ła  
W dom te­go zbie­ga, ow­szem, wy­py­cha­ła.  
Pój­dę go szu­kać, lecz się i sam bo­ję  

O Han­nie

Tu gó­ra drze­wy na­tknio­na,  
A pod nią łą­ka zie­lo­na;  
Tu zdrój prze­źro­czy­stej wo­dy  
Po­dróż­ne­mu dla ochło­dy;  
Tu za­chod­ny wiatr po­wie­wa,  
Tu sło­wik przy­jem­nie śpie­wa –  

O Ję­drze­ju

Z ser­cam się roz­śmiał Ję­drze­ja słu­cha­jąc,  
Kie­dy do do­mu przy­szedł na­rze­ka­jąc  
„A kat jej pro­si[84], by się ku mnie mia­ła,  
Te­raz się, mał­pa[85], z pod­chło­pia wy­rwa­ła[86]

O Kach­nie

Kach­na się ka­że w łaź­ni przy­pa­tro­wać,  
Je­sli­bych ją chciał na­go wy­ma­lo­wać;  
A ja po­wia­dam: gdzie nas dwo­je się­dzie,  
Tam pew­na łaź­nia[87]

O ko­cie

Sły­chał kto kie­dy, ja­ko cią­gną ko­ta?[88]
Nie za­wż­dy szu­ka wo­dy ta ro­bo­ta,  
Cią­gnie go dru­gi na­dob­nie na su­szy.  

O księ­dzu

Z wie­czo­ra na cześć[89] księ­dza za­pro­szo­no,  
Ale mu na noc mał­pę[90] przy­wie­dzio­no.  
Trwa­ła tam chwi­lę ta mi­ła bie­sia­da,  
Aż ksiądz za­miesz­kał[91]

O li­ście

Nie wiem, by ta nie­moc by­ła,  
Co by się nie przy­rzu­ci­ła.  
Wczo­ra mi pa­ni pi­sa­ła,  
Że po trzy no­cy nie spa­ła.  

O Ła­zic­kim a Ba­rzym[92]

Ła­zić­ki z Ba­rzym, go­spo­da­rzu mi­ły,  
Je­sliś nie­świa­dom, ja­ko­wej są si­ły,  
Chciej sa­me tyl­ko uwa­żyć[93] imio­na,  

O miłości

Próżno uciec, próżno się przed miłością schronić,  

O pra­ła­cie

I to być mu­si do fra­szek wło­żo­no,  
Ja­ko pra­ła­ta jed­ne­go uczczo­no.  
Bia­łych­głów mło­dych i pa­nów nie­ma­ło  
Za jed­nym sto­łem po­spo­łu sie­dzia­ło.  
Sie­dział też i ten, com go już mia­no­wał,  
Bo do­brej my­śli ni­g­dy nie ze­pso­wał.  
Mnich we­dle nie­go, a po dru­giej rę­ce  
Pa­ni co star­sza. Słu­chaj­że o mę­ce:  
Na pirw­szym miej­scu pan­nę ca­ło­wa­no,  
Tak­że do koń­ca po­da­wać ka­za­no[94].  
Więc te­go nie raz, ale kil­ka by­ło,  
A pra­ła­to­wi by ką­ska nie­mi­ło[95],  
Bo co raz to go ba­ba po­ca­łu­je,  
A on zaś mni­cha; więc mu się sty­sku­je.  

O so­bie

Do­pie­ro chcę pi­sać żar­ty  
Prze­graw­szy pie­nią­dze w kar­ty;  
Ale się i dwor­stwo zmie­ni,  
Kie­dy w py­tlu hro­sza ne­ni

O Stasz­ku

Gdy co nie g’rze­czy usły­szy mój Sta­szek,  
To mi wnet ka­że przy­pi­sać do fra­szek.