Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
To była jedna z najgłośniejszych i najbrutalniejszych zbrodni w nowej Polsce.
Troje maturzystów – dwóch chłopaków i dziewczyna – w styczniu 1996 roku zabiło młodą kobietę. Miała na imię Jola. Zostali skazani na dożywocie, wśród nich – ona, Monika Osińska, rocznik 1977.
Czy słusznie?
Czy sprawiedliwie?
Czy rzeczywiście wszyscy zabili?
W Historii na śmierć i życie, reportażu z pogranicza true crime i dramatu psychologicznego Wojciech Tochman przywraca pamięć zamordowanej oraz opowiada o dziewczynie, która za udział w zbrodni zapłaciła wszystkim, co miała i co mogłaby mieć. Historia na śmierć i życie zaczyna się w połowie lat dziewięćdziesiątych na warszawskim Tarchominie i toczy przez ćwierć wieku zmieniającej się Polski, aż do dzisiaj. To zapis przemocy, bólu, zemsty i poszukiwania sprawiedliwości. Swoją książką Tochman składa hołd wybitnej reporterce Lidii Ostałowskiej, która jako pierwsza zaczęła dokumentować tę tragedię.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 214
Tylko jego się boję – mówi Monika w uzupełnieniu tego, co kiedyś powiedziała Lidii. Z pięć lat już będzie, jak się nie widziały, zaraz cztery miną, odkąd umarła. Myśli o Krzysztofie O. Choć dostawał kolejne wyroki za handlowanie ludźmi, teraz media o nim milczą, jakby się zmówiły. Ale on czeka gdzieś przyczajony, by zrobić jej krzywdę. Zemścić się za Jolkę. Takie lęki chodzą Monice po głowie. Może więc lepiej zostać tutaj? Za murem, gdzie codzienną żałobę po sobie ma już oswojoną. Gdzie czas nie rusza się z miejsca. Gdzie ludzie są koło niej non stop. Od ćwierć wieku nie była sama ani przez moment. A chciałaby pobyć sama. W łazience, w domu, na spacerze. A jak z ludźmi, to z takimi, którym można wierzyć. W więzieniu nikomu nie ufa. Plotki, pomówienia, donosy. Słowa to tutaj sprawdzona forma przemocy. Słowa spychają człowieka w coraz większe opuszczenie. Jej rozpaczą zarządza Służba Więzienna, tak jak niemal każdym ruchem, myślą, oddechem.
Czy żyć tam, gdzie czas pędzi i ucieka? Już go nie dogoni. Czy tam nie będzie bardziej bezbronna? Tam czeka na nią mściciel. Ale i rodzice. Gdy siedzisz w więzieniu, tylko im wierzysz, za nimi tęsknisz. Za budzeniem przez mamę. Za miłością. Za spotkaniami z bratem, z jego rodziną. Za przyjaciółmi, oni odpłynęli, zniknęli w czasie. Czy ktoś z nich do niej wróci? Czy będzie ich szukała? Za spacerem z psem tęsknisz. Za chodzeniem po plaży gołymi stopami, za wiatrem, słońcem, gwiazdami. Za zjedzeniem czegoś, na co ma się ochotę. Choć nie za jedzeniem się tęskni, raczej za atmosferą przy stole. Za ciastem mamy. Za kąpielą w wannie, za siedzeniem w fotelu. Za kilkoma parami butów. Za mieszkaniem w pokoju, w którym nikt inny nie mieszka. Za zgaszeniem światła o dowolnej porze. Za pracą. Za bieganiem.
Chciałaby nawiązywać nowe relacje. Zadzwonić z komórki. Napisać SMS-a, odebrać. Umówić się na spotkanie z koleżanką. Pojechać w odwiedziny. Metrem. Telefonem zapłacić za bilet w automacie. Albo aplikacją. Opowiadali jej, co to apka. Pójść do kawiarni. Zrobić zakupy w galerii handlowej i nie zwariować. Włączyć komputer, napisać kilka zdań, wysłać mail. Założyć profil na Facebooku, zrozumieć, co to sieć, umieć się w niej zachować. Zrozumieć, co się dookoła dzieje. Kim są ludzie, którzy jadą tramwajem, idą Marszałkowską?
Pytałam Lidkę – mówi Monika – dlaczego Polacy głosują na Prawo i Sprawiedliwość. Powiedziała, że naobiecywali ludziom, którym ciężko się żyło. Ludzie im uwierzyli. Bo na wolności nie żyje się łatwo. Wiem o tym od mamy, od taty. Lidka wnikała w moją rodzinę. Mówiła, że od dziecka mnie szykowali do samotności. Była super. I się go nie bała. Wprost chciała o szwagrze Jolki napisać. Że miał obsesję na moim punkcie. I na punkcie mojej płci. Opowiadałam jej, że na początku kary puścili przez radiowęzeł jakiś wywiad z nim. Głośnik wisiał w każdej celi, więc wszyscy słyszeli, że nie można widzieć we mnie człowieka. Tak się nade mną znęcano. Gazety mi podrzucali z moim zdjęciem i jej zdjęciem. O to, czy chcę rozmawiać z senator Łopatkową, nikt mnie nie zapytał. Nazywała mnie pieszczotliwie dziewczynką, wygłosiła kazanie i wyszła po piętnastu minutach. Byłam tu wyzywana, szturchana, bita po twarzy, molestowana. I przez funkcjonariuszy, i przez współosadzone. Ale kiedy mówiłam o życiu w więzieniu, Lidka wyłączała dyktafon. Nie chciała mi zaszkodzić. Zajmowałam miejsce najniższe w hierarchii, chyba niżej od dzieciobojów. Ale to je bili bardziej, potwornie. Szłyśmy tak z Lidką przez całe moje więzienne życie. Przez kolejne etapy: bunt, wycofanie, zadomowienie. Opowiadałam jej o pani psycholożce, która mówiła do mnie „ty mały hitlerowcu”; o tym, jak mnie posadziła z dwiema innymi dożywotkami w jednej celi i rzuciła nam czarny worek; o tym, że z męskich oddziałów krzyczeli, wyzywali nas przez okna; o tym, że pewna osadzona, skazana za finanse, nie chciała ze mną siedzieć, bo jest wierząca. Nie ona jedna prosiła, by celi ze mną nie dzielić. Nie musiały niczego tłumaczyć, wiadomo, z dożywotką masz prawo nie chcieć. Inne wierzące syczały, kiedy przychodziłam na mszę. My chcemy Boga, ale nie dla dożywotki. Ona lepiej, żeby ziemię już gryzła. Tamtej brutalności dzisiaj już nie ma. Dzisiaj mi tu mówią na pani. Jest więcej życzliwości. Dzieciobojów nikt już nie bije, są chronione. Nie ma metalowych kubków z herbatą, którymi parzyłyśmy sobie usta. Dzisiaj jestem tu zadomowiona. Wiem, jak unikać problemów. Podporządkowuję się każdemu nakazowi. A nakazy słyszę co chwilę. Choć potrafię głośno powiedzieć, co myślę. Mam własne zdanie. To z reguły nie jest mile widziane. Więc mówię mało, więcej słucham, głową jestem na zewnątrz. To mnie ratuje. Rozmawiałyśmy z Lidią o sprawach intymnych, że nie będę już mamą. O szkołach, których tu nie skończyłam. Tylko w Grudziądzu była szkoła. Uczyłam się tam na kucharkę, pracowałam w szwalni, ale tatę dopadła choroba i Grudziądz był dla niego za daleko. Poprosiłam o powrót do Warszawy, przerwałam naukę. Kursy zawodowe? Na kurs możesz pójść dwa lata przed możliwością starania się o warunkowe. Ty masz czas, mówiono, ty możesz poczekać. Wybuchła pandemia i kursy się skończyły. Wybiegam w przyszłość? Za daleko? Lubię patrzeć w przyszłość. A Lidka rozmawiała ze mną kilka lat przed COVID-em. Pytała o rozkład dnia. Powiem, jak jest teraz, tutaj, w Goleniowie. Tu nie ma pracy dla kobiet. Wpół do siódmej pobudka, o siódmej apel, przeliczenie stanu celi. Potem śniadanie, czasem je wydaję, bo jestem kalifaktorką. Po śniadaniu spacer, telefon do mamy, do taty, do Justyny z Fundacji Dom Kultury. Pytam, czy przeczytała mój nowy tekst na bloga, czy chcą coś poprawić. Ja tu prowadzę grafik telefonów, pilnuję kolejki. Obiad mamy o trzynastej, kolację o siedemnastej, potem oglądamy Fakty, trochę poczytam, a o dziewiątej gaszą światło.