I po co mi to było? - Agata Przybyłek - ebook + audiobook + książka

I po co mi to było? ebook i audiobook

Agata Przybyłek

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Co nowego u Asi, Eli i Magdy? Przekonaj się, jaki sprawdzian przygotowało dla nich życie. Czy zakończą ten rok z wyróżnieniem? A może którąś z nich czeka egzamin poprawkowy?

Joannie nie brakuje obowiązków –  na biurku piętrzą się stosy dokumentów, a ciotka, która trafiła do szpitala, wymaga dodatkowej opieki. Pojawia się też kontrkandydat na stanowisko dyrektora szkoły. Czy kobiecie grozi utrata posady?

Magda cieszy się z odzyskania rodziny, ale nie potrafi w pełni zaufać Szymonowi. Dla polonistki dość uciążliwa staje się też obecność w szkole pana Darka.

Elka stara się zapomnieć o historii z Konradem, zwłaszcza że na horyzoncie, zupełnie niespodziewanie, pojawia się ktoś nowy. Czy Kacper okaże się tym jedynym?

Dołącz do grona wiernych przyjaciółek i pozwól sobie na chwilę relaksu z książką, która bawi do łez.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 301

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 57 min

Lektor: Milena Staszuk
Oceny
4,4 (205 ocen)
121
56
19
8
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Maadlenm

Nie oderwiesz się od lektury

Ciekawa
00
anetawe

Nie oderwiesz się od lektury

relaks nie można się oderwać
00
19basia75

Nie oderwiesz się od lektury

kolejna część przeczytana jednym tchem
00
agusica69

Całkiem niezła

Taka lekka, przyjemna lektura na letnie popołudnie
00
helutek7

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam:)
00



 

 

 

 

 

 

Copyright © Agata Przybyłek-Sienkiewicz, 2022

Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2022

 

Redaktorka prowadząca: Joanna Jeziorna-Kramarz

Marketing i promocja: Judyta Kąkol

Redakcja: Ewelina Sikora-Chodakowska

Korekta: Marta Akuszewska, Anna Nowak

Skład i łamanie: Stanisław Tuchołka / panbook.pl

Projekt okładki i stron tytułowych: Martyna Fabisiak

Fotografia autorki na skrzydełku: Agnieszka Werecha-Osińska / Foto Do Kwadratu

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej: Dariusz Nowacki

 

Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.

 

eISBN 978-83-67324-36-6

 

CZWARTA STRONA

Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.

ul. Fredry 8, 61-701 Poznań

tel.: 61 853-99-10

[email protected]

www.czwartastrona.pl

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dedykuję tę powieść moim Rodzicom –

cudownym nauczycielom

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział 1

 

 

 

 

Jadąc do szpitala w wiosenne, marcowe popołudnie, Joanna Szulecka, dyrektorka Samorządowej Szkoły Podstawowej nr 1 w Bielinkach, czuła podskórnie, że wydarzy się coś złego. Nie była żadnym jasnowidzem, medium ani nic w tym rodzaju – prawdę mówiąc, nigdy nawet nie wybrała się do wróżki, choć swego czasu zasięganie porad jednej takiej pani miało sporo zwolenniczek wśród nauczycielek w Asi szkole – ale gdy patrzyła na drogę, z tyłu głowy tliły jej się czarne myśli. Nie umiała powiedzieć, z czym się wiązały, ale mogłaby przysiąc, że wydarzy się coś złego. Kobieca intuicja.

Chociaż może powinna przypisać ten swój dzisiejszy napad lęku permanentnemu zmęczeniu, na które ostatnio cierpiała? Co jak co, ale Asia miała w ostatnich tygodniach bardzo dużo na głowie. Po tym, jak kilka miesięcy temu ktoś napisał do burmistrz Nosowskiej donos, w którym obsmarował całe grono pedagogiczne, szkołę bez przerwy nachodzili kontrolerzy. Choć Asia zawsze pracowała sumiennie i uczciwie, każda taka wizyta mimo wszystko kosztowała ją wiele stresu. Nie mówiąc już o tym, że kadencja Asi dobiegała końca i w czerwcu czekał ją konkurs na stanowisko dyrektora szkoły. Nie sądziła, by było jej dane zarządzać placówką przez kolejne lata, a wręcz miała pewność co do tego, że tak się nie stanie, odkąd się okazało, że to sama pani burmistrz – w pewnym sensie – stoi za tamtym donosem. Kilka tygodni temu Asia z przyjaciółkami odkryły, że obsmarowała je woźna, ale ta kobieta twierdziła, że zmusiła ją do tego właśnie Nosowska. Asia początkowo nie wiedziała, czy dawać temu wiarę, czy nie, ale w końcu uznała, że to całkiem prawdopodobne. Wszyscy w gminie wiedzieli, że pani burmistrz jest zdolna do różnych podłości, ale załatwia wszystko w białych rękawiczkach. Może nawet wykorzysta moment i w ogóle odwoła Asię ze stanowiska? Ech. To było przygnębiające.

Także w domu Asi – jako samotnej matce dorastającej dziewczyny, Kornelii – nie brakowało atrakcji. Córka może nie sprawiała zbyt wielu problemów, nie piła, nie paliła, nie ćpała, ale mimo wszystko Asia twierdziła, że łatwiej wychowywać przedszkolaka niż nastolatkę. Jako dziecko Kornelia miała o wiele mniej rozterek i problemów.

No i jeszcze ten wypadek ciotki Bożeny… Na samą myśl o nim wzdłuż kręgosłupa Asi rozchodził się nieprzyjemny dreszcz. Od wielu lat zajmowała się siostrą matki. Staruszka mieszkała w tym samym budynku, w tej samej klatce, tylko piętro niżej. Miała swoje dziwactwa, na przykład uwielbiała walić szczotką w sufit, zamiast po prostu zadzwonić, gdy chciała, żeby Asia lub Kornelia do niej zeszły. No i to jej pogłębiające się zainteresowanie tematyką końca świata… Ciotka była trochę irytująca, ale gdy kilka tygodni temu trafiła do szpitala, Asia uświadomiła sobie, jak bardzo jest z nią zżyta. Tęskniła. Odwiedzała ją tak często, jak to możliwe, i nie mogła się już doczekać, kiedy wreszcie ciocia wróci do domu. Kiedy to miało nastąpić – nie wiadomo. Gdy Asia rozmawiała ostatnio z lekarzem, ten obiecał tylko, że wypuszczą pacjentkę niedługo, ale nie podał żadnego konkretnego terminu. Asia nie wiedziała, czego się spodziewać.

Niestety, podczas wypadku starsza pani doznała wielu poważnych obrażeń. A wszystko dlatego, że gdy pewnego wieczoru wysiadła z autobusu, to zamiast odczekać chwilę, aż pojazd odjedzie, i dopiero wtedy przejść przez jezdnię, pewnym krokiem od razu ruszyła przed siebie. I wpadła pod samochód.

– To cud, że przeżyła – powiedział do Asi lekarz, kiedy tamtego feralnego dnia rzuciła wszystko i zjawiła się w szpitalu.

Nie pamiętała, żeby kiedykolwiek tak się o kogoś bała, jak wtedy o ciotkę. Na szczęście, jak to stwierdziła owa ciotka, obudziwszy się po operacji: złego diabli nie biorą. Na nieszczęście, przy okazji badań, które zlecili w szpitalu lekarze, wyszło na jaw, że starsza pani ma cukrzycę. Chcieli jeszcze zapanować nad jej nowo wykrytą chorobą, więc pobyt pacjentki w placówce ciągle się przedłużał.

„No, ale najważniejsze, że ciotce powoli wracają siły”, pomyślała Asia, po czym włączyła kierunkowskaz i zmieniła pas, żeby następnie skręcić w boczną ulicę. I właśnie wtedy jej przeczucie, że stanie się coś złego, przestało być tylko dziwnym, irracjonalnym wrażeniem. Samochód nagle zgasł i już nie chciał odpalić.

– No pięknie – jęknęła wkurzona, kręcąc kluczykiem w stacyjce. – Jakbym miała mało problemów na głowie!

Kierowca stojący za nią zatrąbił. Asia chętnie zjechałaby na bok, żeby nie blokować ruchu, ale niestety nie mogła, włączyła więc światła awaryjne i pomodliła się w duchu, żeby facet nie wyskoczył z auta i nie zaczął krzyczeć. Pewnie nie utrzymałaby nerwów na wodzy i wdała się w głupią pyskówkę…

Ale nic takiego się nie wydarzyło. Jadący za nią kierowca po prostu ją wyminął. Tak samo zrobiło kilku kolejnych. „Mógłby się ktoś zatrzymać i zapytać, czy nie potrzebuję pomocy”, zdenerwowała się w myślach. Już dawno powinna przestać wierzyć w altruistyczne odruchy ludzi. Nie wiedząc, co innego począć, wyjęła z kieszeni telefon i wybrała numer Marka, swojego partnera. Poznali się przed laty, gdy tworzył projekt nowej sali gimnastycznej przy Asi podstawówce. Okazało się, że oboje są samotni i w pojedynkę wychowują dzieci, więc od razu znaleźli wspólny język. Ich relacja szybko przekształciła się z zawodowej w prywatną. Mimo dość długiego stażu związku dotąd nie zdecydowali się jednak ze sobą zamieszkać.

W przypadku kłopotów z autem Asia zawsze zwracała się o pomoc właśnie do Marka. Tym razem odebrał już po pierwszym sygnale.

– O, cześć, kochanie. No co tam? – przywitał się. Ewidentnie dopisywał mu humor.

– Cześć. Możesz rozmawiać?

– Serduszko, dla ciebie zawsze mam czas.

Jego czułe wyznanie odrobinę poprawiło Joannie nastrój.

– Słuchaj, mam taki problem…

– Coś z ciotką? Pogorszyło jej się?

– Nie, przynajmniej mam taką nadzieję. Nie rozmawiałam z nią dzisiaj.

– Nie? To musiałem coś pochrzanić. Myślałem, że pojechałaś do niej zaraz po pracy.

– Chciałam. To znaczy… Och, po prostu rozkraczył mi się samochód w drodze do szpitala. Zgasł i nie mogę go ponownie odpalić. Czy ty jesteś teraz jakoś bardzo zajęty? Wolałabym nie zawracać ci głowy, ale nie mam pojęcia, kogo poza tobą mogę poprosić o pomoc.

– Kochanie, no oczywiście, że zaraz do ciebie przyjadę. Powiedz mi tylko, gdzie jesteś, i zaraz tam będę.

Po twarzy Asi po raz drugi przebiegł cień uśmiechu.

– Okej, jestem na skrzyżowaniu Konopnickiej z Warszawską. Ale czy na pewno nie robię ci kłopotu?

– Gdyby to był jakiś kłopot, na pewno bym ci powiedział. Ulka jest w domu, zajmie się przez chwilę Maćkiem. Tylko zarzucę na siebie jakąś bluzę i zaraz do ciebie pędzę.

– Super. Nie mam pojęcia, jak ci dziękować.

– Och, na pewno coś wymyślimy. Romantyczna kolacja i wieczór sam na sam powinny wystarczyć.

– Dość wysoko się cenisz.

– Co mogę powiedzieć, wszystko ostatnio drożeje – zażartował. – Będę najwyżej za kwadrans. Pa!

Asia, nieco rozbawiona, odłożyła telefon, a potem spojrzała w lusterko na rząd samochodów, który się przez nią stworzył. „Po prostu wspaniale”, pomyślała, bo na ten widok znowu zalała ją fala złości. A dopiero co zajechała na stację paliw, żeby zatankować do pełna tego gruchota!

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział 2

 

 

 

 

Gdy Asia czekała na swojego wybawiciela, Magda Malwicka, polonistka, dopiero wychodziła ze szkoły. Miała dziś osiem lekcji i w dodatku dyżur na korytarzu na przerwach, więc czuła się potwornie zmęczona. Choć przez lata pracy z dzieciakami przywykła już do panującego w szkole harmidru, dziś w nocy kiepsko spała i od hałasu rozbolała ją głowa. Przed lekcją z czwartą klasą łyknęła nawet jakąś tabletkę, ale proszek nie za bardzo pomógł. Magda szczerze cieszyła się, kiedy wreszcie mogła pojechać do domu. Zresztą powroty do mieszkania w ogóle sprawiały jej ostatnio nieopisaną przyjemność. Po wielu długich miesiącach rozłąki w końcu wrócili do siebie z Szymonem. Magda marzyła o tym przez długi czas i kiedy jakiś czas temu były mąż zapytał ją, czy istnieje szansa, żeby znów byli razem, nie wahała się ani chwili i powiedziała radosne: „tak!”. Od tamtej pory codziennie pędziła do domu jak na skrzydłach.

Jako młoda dziewczyna zawsze mówiła, że wiele jest w stanie wybaczyć facetowi, ale zdrady na pewno nie. Życie to zweryfikowało. Szymon zaliczył skok w bok, a właściwie to całkiem poważny romans z niejaką Pamelą. Magda w ogóle się tego nie spodziewała. Nie znalazła nigdy w jego spodniach żadnej podejrzanej karteczki, mąż nie zaczął wracać później do domu, wychodzić na dwór, by porozmawiać przez telefon, w ogóle się dziwnie nie zachowywał. Po prostu powiedział jej któregoś dnia, że odchodzi do innej kobiety, bo się w niej zakochał. Magda początkowo nie dowierzała, nie mogła pogodzić się z myślą, że jej mąż naprawdę znalazł sobie kogoś innego – takie rzeczy działy się przecież w książkach i w filmach, nie w prawdziwym życiu! – ale gdy Szymon spakował się i przeniósł do rodziców, dotarło do niej, że to wszystko nie było żadnym snem. Rozwiodła się, została sama z córką i musiała na nowo poukładać sobie życie. Kiepsko jej szło – prawie co wieczór płakała i usychała z tęsknoty za swoją wielką miłością. Nic więc dziwnego, że gdy Szymon oprzytomniał, Magda z radością znowu wpuściła go do swojego życia.

– Obiecuję, że już nigdy cię nie zawiodę – zapewnił, a ona nie widziała powodów, dla których miałaby w to nie wierzyć. W końcu wszyscy popełniają błędy. Kim by była, gdyby nie umiała wybaczyć mężczyźnie, którego kocha?

„To niesamowite, że tak naprawdę nasze zejście się jest zasługą Lilki”, dumała Magda, idąc do samochodu, choć słowo „zasługa” nie do końca pasowało do sytuacji. Córka Malwickich kilka miesięcy temu zaczęła chorować i przez długi czas nikt nie umiał postawić jej diagnozy. W końcu pani doktor doszła do wniosku, że dziewczynka cierpi na chorobę psychosomatyczną – i rzeczywiście podczas konsultacji u psycholożki okazało się, że Lilka nie może pogodzić się z rozwodem rodziców. Podobno nieświadomie generowała symptomy choroby, żeby rodzice skupili się na niej, a ich rodzina była taka jak dawniej. Magda i Szymon zjednoczyli siły, żeby pomóc swojemu dziecku, a przy okazji zaczęli się częściej spotykać… „No i udało się Lilce”, pomyślała Magda, wsiadając do auta. Wycofywała bardzo powoli – lata pracy w szkole nauczyły ją, by wyjeżdżając z parkingu, mieć oczy dookoła głowy i nie dodawać zbyt wiele gazu; tutaj nietrudno było o wypadek, bo zawsze skądś mogło wybiec nagle jakieś dziecko – za to już kilka minut później gnała w stronę domu. Miała zamiar po drodze wpaść jeszcze do osiedlowego marketu po jakieś większe zakupy, ale stojąc na czerwonym świetle, odczytała SMS-a, z którego wynikało, że Szymon już się tym zajął.

„Odebrałem Lilkę ze szkoły i zajechaliśmy do sklepu. Właśnie gotujemy obiad” – napisał. Do wiadomości dołączył też zdjęcie, na którym stali z Lilką przy stole ubrudzeni mąką i uśmiechali się szeroko do aparatu.

„Moje słoneczka”, pomyślała Magda, patrząc na nich z czułością, po czym odpisała, że też już zaraz będzie w domu, wsunęła telefon do torebki i znowu skupiła całą uwagę na jeździe.

Od czasu wypadku, któremu uległa ciotka Aśki, polonistka była przewrażliwiona i siedząc za kierownicą, koncentrowała się na drodze jeszcze bardziej niż zwykle. Ponoć starsza pani nieźle się poturbowała. Magda widziała, jak przyjaciółka w ostatnich tygodniach chudnie ze stresu. A przecież już wcześniej sporo miała na głowie… Ale właśnie takie chyba jest życie – każdy musi się z czymś mierzyć. Magda nie sądziła, by chodziły po tym świecie osoby bez żadnych problemów, takie całkowicie beztroskie i szczęśliwe. Ten luksus dotyczył tylko małych dzieci, nieświadomych jeszcze, z czym wiąże się dorosłość. Na szczęście na niebie Magdy czarne chmury się ostatnio rozproszyły i wyszło słońce.

Rozmyślając o tym wszystkim, dojechała pod dom. Zaparkowała, chwyciła torebkę, zamknęła samochód i ruszyła do bloku. Mieszkała w tym samym miejscu od lat. Po rozwodzie miała kilka momentów, gdy zastanawiała się, czy nie lepiej by było, gdyby sprzedała mieszkanie i przeprowadziła się z Lilką gdzie indziej, bo tu wszystko kojarzyło jej się z Szymonem, ale ostatecznie zawsze dochodziła do wniosku, że nie może tego zrobić. Mimo wszystko miała do tego mieszkania zbyt duży sentyment. To tu przywieźli Lilkę tuż po urodzeniu. To na tym parkiecie córeczka postawiła pierwsze kroki i zaliczyła pierwsze upadki. To tu Magda spędziła najpiękniejsze lata swojego życia. Nie umiałaby tak po prostu sprzedać tego mieszkania.

Weszła do klatki i od razu zauważyła unoszący się w powietrzu zapach kiszonej kapusty. Intuicja podpowiadała Magdzie, że dochodził zza drzwi mieszkania, w którym mieszkała. Uwielbiała pierogi z kapustą i grzybami, a Szymon ostatnio dwoił się i troił, żeby umilić jej życie, jakby chciał zrekompensować wszystkie te miesiące, kiedy go przy niej nie było, więc może przyrządził tę potrawę na obiad?… Magda uśmiechnęła się, myśląc o bukiecie czerwonych róż, który ostatnio dostała, i o dwóch cudownych weekendach, które niedawno spędzili całą rodziną. Prawdę mówiąc, nie miała nic przeciwko tym wszystkim staraniom Szymona. Wręcz przeciwnie. Uważała je za bardzo, ale to bardzo przyjemne.

Dotarła na piętro, wygrzebała klucze z torebki, a po chwili weszła do domu i zawołała głośno:

– Już jestem!

Z kuchni dobiegała muzyka, ale Lilka mimo to usłyszała głos matki. Wybiegła z kuchni, żeby ją przywitać.

– Cześć, mamo! – rzuciła i przytuliła się mocno.

Magda odwzajemniła uścisk, a potem pogładziła Lilkę po włosach.

– Ładnie pachnie – stwierdziła. – Co gotujecie?

– Pierogi.

– A więc zgadłam – powiedziała Magda, choć w pracy wiele razy mówiła uczniom, żeby nie zaczynali zdania w ten sposób.

Odwiesiła torebkę oraz płaszcz, zdjęła buty i poszła z Lilką do kuchni. Szymon stał przy kuchence i mieszał łyżką w dużym garnku. Ubrany w jasną koszulę i eleganckie spodnie – jak przystało na urzędnika – trochę nie pasował strojem do panującego dokoła bałaganu, ale Magda uwielbiała go w takim wydaniu. Podeszła, by się przywitać, a wtedy mąż – mimo rozwodu wciąż tak o Szymonie mówiła, a ostatnio i on znowu nazywał ją żoną – oderwał się na chwilę od pierogów i czule ją pocałował.

– Tęskniłem za tobą – szepnął jej do ucha.

Magda uśmiechnęła się.

– Ja za tobą też. Pomóc ci z tym obiadem?

– Nie, nie trzeba. Poradzę sobie. Właściwie to wszystko jest już gotowe.

– Naprawdę?

– Trzeba tylko nakryć do stołu.

– Ja się tym zajmę! – oznajmiła Lilka, nim Magda zdążyła cokolwiek powiedzieć.

– No dobrze. Skoro chcesz… To ja może pójdę się przebrać, co? Nie chcę ubrudzić sukienki podczas jedzenia – stwierdziła, patrząc w dół na swoje ubranie.

W sypialni zastała niepościelone łóżko, a na podłodze leżała rzucona w pośpiechu piżama, ale o dziwo Magdzie to nie przeszkadzało. W końcu kiedy mieszkała tu sama, tęskniła za bałaganem robionym przez Szymona. Zamiast się wkurzyć i po nim posprzątać, uśmiechnęła się tylko i położyła na chwilę, żeby przytulić twarz do poduszki przesiąkniętej tak dobrze znanym Magdzie zapachem włosów męża i jego szamponu.

„Jak dobrze, że wszystko znów jest jak dawniej”, pomyślała z rozkoszą. Nie chciała, żeby Szymon z Lilką za długo na nią czekali, więc po chwili podniosła się i zamieniła sukienkę na luźną koszulkę i jeansy. Jakiś czas temu postanowiła ubierać się lepiej, by bardziej podobać się Szymonowi, i nawet kupiła sobie kilka ładnych rzeczy, jednak jej zamiłowanie do wygody wygrało – w domu nadal lubiła nosić luźne, niekrępujące ruchów ubrania.

Wróciła do kuchni, akurat kiedy Szymon wyjmował z garnka ostatnią partię pierogów. Zaproponowała mu swoją pomoc, ale znowu zapewnił, że sobie poradzi.

– Usiądź do stołu i odpocznij trochę po pracy – zasugerował.

„Ja chyba jestem w raju”, pomyślała Magda. Uwielbiała takie drobne momenty codzienności, gdy spędzali czas całą rodziną. Choć nie robili wtedy niczego specjalnego, to właśnie w takich chwilach była najszczęśliwsza. Ostatnie dwa lata – odejście męża, rozwód, choroba córki – uświadomiły jej, że w życiu nic nie liczy się bardziej niż momenty spędzone z bliskimi. Ludzie gonili za różnymi rzeczami: za pieniędzmi, za karierą, za sławą, ale dla Magdy najważniejsza była właśnie rodzina.

Szymon postawił na stół parujący półmisek.

– Smacznego – powiedział.

Nakładając sobie pierogi na talerz, Magda pomyślała, że tak mogłoby być już zawsze. Żeby do końca życia stanowili tak zgraną drużynę jak teraz. Nie pragnęła niczego więcej niż już zawsze wygrzewać się w kojących promieniach miłości.

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział 3

 

 

 

 

W przeciwieństwie do Magdy Ela Janicka, trzecia z przyjaciółek, nauczycielka wychowania przedszkolnego, była tego dnia w fatalnym humorze. Zresztą jak zawsze w ostatnich tygodniach – chyba na palcach jednej ręki mogłaby policzyć chwile, kiedy czuła się lepiej. Zwykle uśmiechnięta, promienna i z sercem na dłoni, ostatnio przechodziła poważny kryzys i cierpiała z powodu złamanego serca. Niespodziewanie wdała się w romans z przystojnym, zamożnym mężczyzną, niejakim Konradem Zakrzewskim, niestety trochę namieszała – zamiast powiedzieć mu, kim tak naprawdę jest, uwikłała się w sieć kłamstw.

Jak do tego doszło?

Chociaż Elka lubiła pracę z dziećmi, od zawsze marzyła o tym, by otworzyć własny biznes. Po paskudnym donosie, w którym dostało jej się, że zamiast zajmować się nauczaniem, plecie dziewczynkom warkoczyki, postanowiła zaryzykować i otworzyła własną firmę. Nic wielkiego, na razie była to mała agencja – tylko trzech pracowników – świadcząca drobne usługi remontowe, jak na przykład wymiana lub naprawa przeciekającego kranu albo montaż mebli, ale Elka już poczuła się zawodowo spełniona. Z przyjemnością odbierała telefony od kolejnych klientów i właśnie podczas jednej z takich rozmów poznała Konrada. Mężczyzna szukał kogoś do obsługi gości podczas rodzinnego przyjęcia i choć Elka nie przyjmowała takich zleceń, Zakrzewski zaproponował na tyle wysoką stawkę, że się zgodziła. Ponieważ nie zatrudniała żadnej dziewczyny, która mogłaby pracować w charakterze kelnerki czy gosposi, pojechała do niego osobiście. A że nie chciała, by Zakrzewski wiedział, że to sama szefowa agencji wzięła tę fuchę, zataiła, kim naprawdę jest, i przedstawiła się jako Blanka. Nie miała pojęcia, że między nią a Konradem zrodzi się uczucie. A jej kłamstwo pociągnęło kolejne i potem nie umiała się z tego wszystkiego wyplątać.

Niestety, któregoś razu wpadli na jej brata. Ten, nie wiedząc o krętactwach siostry, zdradził przed Zakrzewskim jej tożsamość. Konrad się wściekł, doszło do ostrej wymiany zdań i od tamtej pory nie chciał Elki wysłuchać – w desperacji kilka razy próbowała się z nim skontaktować. Zakrzewski nie zamierzał dać jej drugiej szansy. Swoimi staraniami tylko się przed nim ośmieszała.

Zresztą nie jedynie przed nim…

Siedząc na kanapie z laptopem na kolanach, Elka aż się skrzywiła na wspomnienie tamtego wieczoru, kiedy pojechała do Konrada kompletnie pijana z zamiarem przepraszania go. Zakrzewski ją oczywiście zbył, a ona, nie wiedzieć czemu, postanowiła wrócić do mieszkania pieszo. Pogoda, delikatnie mówiąc, nie sprzyjała takim wycieczkom i kiepsko by się ta eskapada skończyła, gdyby nie pewien kierowca, który zobaczywszy zataczającą się na poboczu kobietę, zatrzymał auto i zaoferował pomoc. Elka była tak odurzona, że niewiele myśląc, wsiadła do jego samochodu. Mężczyzna próbował wyciągnąć z niej adres, lecz nie umiała go sobie przypomnieć. Bez końca powtarzała tylko, jak boli ją serce z powodu zachowania Konrada i że przecież każdy zasługuje na drugą szansę. Na szczęście facet ulitował się nad nią i zamiast wyrzucić ją z samochodu, zawiózł do pobliskiego hotelu, opłacił jej nocleg i odprowadził do pokoju. Elka dowiedziała się o tym wszystkim na drugi dzień od recepcjonistki. Chyba nigdy w życiu nie najadła się tyle wstydu. Nawet nie spytała o dane tamtego mężczyzny, żeby ewentualnie odnaleźć go i podziękować, po prostu chciała stamtąd jak najszybciej zniknąć. Nigdy nie znalazła w sobie odwagi, by do tamtego hotelu wrócić, więc facet pozostał dla niej anonimowym wybawcą. Może nawet to i lepiej. Była wtedy tak pijana, że pewnie wziął ją za alkoholiczkę. W dodatku gadała takie bzdury… Może naprawdę dobrze, że już więcej się nie spotkali. Elka nie chciałaby się przed nim dodatkowo ośmieszać. Poza tym z powodu zatwardziałości Konrada, który nie chciał dać jej drugiej szansy, postanowiła żywić do mężczyzn niechęć. Ostatnio tolerowała tylko swoich pracowników. Oni jako jedyni ze wszystkich przedstawicieli brzydszej płci jej nie denerwowali.

Teraz, z niedbałym kokiem na głowie, w luźnych spodniach jeansowych oraz różowym T-shircie, od godziny siedziała na kanapie w swoim niewielkim mieszkaniu i odpisywała na maile. Uwielbiała swoją firmę, ale wyrabianie dwóch etatów miało swoje minusy, na przykład taki, że Elka szła z jednej pracy do drugiej. Mało zostawało czasu na odpoczynek, choć właściwie… to jej chyba nie przeszkadzało. Przynajmniej nie rozmyślała o tym dupku, jak teraz nazywała w myślach Konrada. O tak. Brak czasu tylko dla siebie w takich sytuacjach zdecydowanie wychodził człowiekowi na dobre.

Ale dzisiaj nie tylko Konrad Zakrzewski był powodem złego humoru Elki. Od rana odbierała jakieś głupie telefony – ktoś ewidentnie robił sobie z niej żarty. Zaczęło się przed dziesiątą. Jakiś mężczyzna zadzwonił na jej służbowy numer zapytać, czy można wynająć u niej striptizera. Elka zdębiała. Miała ochotę spytać faceta, jakim cudem wpadł na tak genialny pomysł, żeby szukać tego typu pracowników w agencji Twoja Złota Rączka, ale zachowała się taktownie i grzecznie wytłumaczyła, że nie, jej firma nie świadczy takich usług. Godzinę później z podobnym pytaniem zadzwoniła jakaś kobieta. A potem, gdy Ela wracała do domu, jeszcze jeden mężczyzna. Powoli traciła cierpliwość. Z niepokojem usiadła do odpisywania na maile, ale szybko odetchnęła z ulgą – na poczcie elektronicznej nie czekały na nią żadne durne wiadomości.

Około szesnastej trzydzieści znowu rozdzwoniła się jej komórka. „Ciekawe, co tym razem”, pomyślała Elka, naciskając zieloną słuchawkę.

– Słucham?! – rzuciła niezbyt przyjemnym tonem.

Po drugiej stronie rozległ się męski głos:

– Witam. Czy dodzwoniłem się do agencji Twoja Złota Rączka?

– Owszem.

– To świetnie, bo mam takie pytanie…

– Nie, nie można wynająć u nas striptizera – oznajmiła Elka. – Nie wyślemy też do pana prostytutki, kobiety tańczącej na rurze ani kogoś, kto podrzuci prezerwatywy. Proszę iść do apteki, jeśli panu zabrakło. I proszę do mnie już więcej nie dzwonić. To wcale nie jest zabawne. Jeszcze jeden taki telefon, a zgłoszę sprawę na policję! – wykrzyczała, po czym się rozłączyła i cisnęła komórkę na drugą stronę kanapy.

W tej samej chwili do pokoju wszedł jej najmłodszy brat, Krzysiek. Elka zatrudniała go w swojej agencji. Jak dotąd świetnie się spisywał.

– Hej… Sorry, że ja tak bez pukania – powiedział wyraźnie zakłopotany. – Mogę? Czy lepiej przyjść później?

Elka przesunęła dłońmi po twarzy i odetchnęła głęboko.

– Cześć. Zostań. Właściwie to nawet dobrze, że przyszedłeś, bo mam ochotę na kawę.

Krzysiek popatrzył na siostrę z ukosa.

– Nie obraź się, ale po tym, co niechcący usłyszałem, uważam, że bardziej przydałaby ci się melisa. Co to był za typ?

Elka odłożyła laptopa, wstała z kanapy i nie patrząc na brata, podeszła do aneksu kuchennego, sięgnęła po czajnik i napełniła go wodą.

– Nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć – mruknęła, oparłszy się o blat.

– Nieźle na niego nawrzeszczałaś.

– Od rana dostaję jakieś dziwne telefony i po prostu straciłam cierpliwość.

– Co to za telefony?

– Ludzie dzwonią i pytają, czy można u nas wynająć striptizera, dasz wiarę? Nie wiem, skąd w ogóle ten pomysł. Przecież na naszej stronie jest wyraźnie napisane, że świadczymy drobne usługi remontowe.

– Może ktoś robi sobie żarty?

– Może, ale gdy odebrałam czwarty taki telefon w ciągu dnia, nie było mi do śmiechu.

Krzysiek odsunął sobie krzesło i usiadł przy stole.

– Czwarty, mówisz…

– Tak, czwarty. Jak Boga kocham, gdy dostanę piąty, to wyłączę komórkę albo wezmę urlop i wyjadę na tydzień w Bieszczady.

Krzysiek zlustrował siostrę wzrokiem.

– Wiesz co? Jeśli mam być szczery, to uważam, że to ostatnie nawet dobrze by ci zrobiło.

– Ciekawe…

– Bardzo dużo ostatnio pracujesz, wcale się nie dziwię, że jesteś przemęczona i łatwo wyprowadzić cię z równowagi.

– Dzięki. Nie ma to jak usłyszeć komplement od brata.

– Oj, nie bocz się. Nie mówię tego, żeby ci dowalić ani nic w tym rodzaju. Po prostu martwię się o ciebie. Taki urlop to byłby w twoim przypadku bardzo dobry pomysł.

– Miło, że się o mnie troszczysz, Krzysiu, ale pamiętaj, że pracuję też w szkole – przypomniała. – Tam nie ma czegoś takiego jak urlop w ciągu roku szkolnego. Jeśli już miałabym dokądś jechać, to ewentualnie w wakacje.

– Do wakacji jeszcze sporo czasu…

– Co mogę powiedzieć? Dorosłość – mruknęła ponuro Elka, po czym wyjęła z szafki puszkę, w której trzymała kawę. – To co? Napijesz się ze mną?

– Jasne.

– A tak w ogóle to czemu zawdzięczam twoją wizytę?

– Skoro jesteś wkurzona, to nie wiem, czy powinienem w ogóle ci o tym mówić…

Elka popatrzyła na brata podejrzliwie.

– Coś się stało?

– Nic złego, nie denerwuj się. Ale Marcin kazał mi przekazać ci pewną prośbę.

Zmarszczyła brwi. Marcin był dobrym kolegą Krzyśka i tak jak on od początku pracował w Twojej Złotej Rączce.

– Co takiego przeskrobał?

– Oj tam, od razu przeskrobał…

– Krzychu, mów, o co chodzi, a nie mnie wodzisz za nos. Widzisz, że nie jestem dzisiaj w nastroju do żartów.

– Dobrze, już dobrze. Chodzi o to, że Krzysiek rano zostawił u jednej klientki, tej Klepackiej, skrzynkę z narzędziami, a ma dziś do późna praktyki ze szkoły i nie ma tam kiedy podjechać.

– I o to tyle zamieszania? To niech podjedzie tam jutro.

– Sęk w tym, że jutro od ósmej rano ma skręcać meble jakiejś babeczce.

Elka westchnęła.

– Rozumiem, że chcecie, żebym to ja pojechała po te narzędzia?

– Ja bym to zrobił, ale za czterdzieści minut mam zlecenie w pobliżu, a Klepacka mieszka pod miastem i najzwyczajniej w świecie się nie wyrobię. A po pracy pojechać nie mogę, bo ucieknie mi ostatni autobus do domu. No chyba że bym przespał się potem u ciebie…

Elka pokręciła głową. „Co za paskudny dzień”, pomyślała.

– Dobrze, już dobrze. Pojadę po te narzędzia.

– Naprawdę? To super, bo wiesz, jak to mówią: wszędzie dobrze, ale jednak w domu najlepiej.

– Spoko, rozumiem. Nie musisz mi się tłumaczyć. Ale Marcin będzie musiał jutro rano pofatygować się do mnie po tę skrzynkę po siódmej. O wpół do ósmej wyjeżdżam do szkoły.

– Okej. Przekażę mu.

Ela zalała wrzątkiem dwie kawy, a potem postawiła kubki na stole.

– Napisz mu też, żeby następnym razem załatwiał takie sprawy osobiście. Może i mam ostatnio awersję do mężczyzn, ale nie gryzę. Nie musi kontaktować się ze mną przez pośrednika.

Krzysiek uśmiechnął się.

– Okej. To też mu zaraz napiszę.

Ela posłodziła sobie kawę, trochę żałując, że jednak nici z jej spokojnego popołudnia spędzonego sam na sam z laptopem. Ale dla dobra swojej firmy była gotowa na poświęcenia.

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział 4

 

 

 

 

Asia patrzyła, jak Marek wyciera ręce w szmatkę, którą znalazł w bagażniku.

– I co? – spytała, podchodząc bliżej. – Wiesz już, co tu się stało?

Marek skończył czyścić dłonie, choć w niektórych miejscach nadal były brudne od smaru, i popatrzył na swoją partnerkę.

– Przykro mi, ale nie udało mi się zlokalizować usterki.

– No to cudownie…

– Naprawdę nie zauważyłaś nic nietypowego, kiedy tutaj jechałaś? No wiesz, to trochę dziwne, że sprawny samochód tak po prostu zgasł i nie chce odpalić.

– Przysięgam, że nie! – Asia położyła ręce na piersi. – Jechałam jak gdyby nigdy nic, aż w końcu to ustrojstwo po prostu się zepsuło.

– Spokojnie, przecież o nic cię nie oskarżam. Ale w tej sytuacji będziemy musieli zadzwonić po pomoc.

– Ściągniesz tu mechanika?

Marek pokiwał głową i wyjął z kieszeni spodni smartfona.

– Ten mechanik, u którego ostatnio wymieniałem ci opony, pan Janek, dysponuje lawetą. Zapytam go, czy mógłby tutaj podjechać.

– Czy to będzie sporo kosztować?

– Spokojnie, nie denerwuj się. Już ja to wszystko tak załatwię, żebyś nie zapłaciła jak za zboże.

– Byłabym ci wdzięczna.

Marek uśmiechnął się, a potem odszedł kawałek, żeby spokojnie porozmawiać.

– Po prostu wspaniale – mruknęła Asia, wzięła się pod boki i popatrzyła przed siebie, nie bardzo wiedząc, co ze sobą począć.

Coś jej mówiło, że skoro Marek nie dotarł do przyczyny tego dziwnego zachowania jej auta, to sprawa może być naprawdę poważna. A przy tym i droga. A nie lubiła ładować pieniędzy w samochód. Oczywiście oddawała go czasem do myjni i wymieniała jakieś części, które naturalnie zużywały się przy eksploatacji pojazdu, ale zdecydowanie wolała przeznaczać pensję na elementy wystroju mieszkania albo na ubrania. „No nic, jak mus, to mus”, pomyślała teraz, zerknąwszy na Marka. Ten mężczyzna już tyle razy uratował jej tyłek! Naprawdę nie wiedziała, jak mu się za te wszystkie razy odwdzięczyć. Ach, jak dobrze, że zawsze mogła do niego zadzwonić!

Marek rozmawiał z mechanikiem jeszcze przez chwilę, ale w końcu schował do kieszeni telefon i wrócił do Asi.

– No i co? – spytała, patrząc na ukochanego z nadzieją.

– Wszystko załatwione.

– To znaczy?

– Pan Janek ma akurat wolnego pracownika. Zaraz wyśle go do nas z lawetą i zabierze twój samochód do warsztatu.

– Naprawdę? To cudownie! Jak ci dziękować?

– Mówiłem ci, że dobra kolacja i wieczór sam na sam całkowicie wystarczą – powiedział Marek i przytulił Asię.

– Za to, co dziś dla mnie zrobiłeś, mogę gotować dla ciebie kolacje nawet przez tydzień – oświadczyła z uśmiechem.

Marek zachichotał i pocałował koniuszek jej ucha.

– Przecież wiesz, że mam większy apetyt na ciebie niż na kolację.

Asia też zachichotała, ale szybko spoważniała i wyplątała się z uścisku. Uważała, że w jej wieku nie wypada już obściskiwać się w miejscach publicznych.

– Tylko co teraz z ciotką Bożeną?

Marek popatrzył na nią pytająco.

– Mówiłam jej wczoraj, że przyjadę do niej dzisiaj po pracy. Nie chcę jej zawieść. Wiesz, że ona nie ma poza mną i Kornelią nikogo.

– No to w czym problem? Szpital jest blisko, leć do tej ciotki.

– A samochód?

– Ja wszystkiego dopilnuję – oznajmił rycersko Marek.

– Ale…

– Nie, nie przyjmuję odmowy – nie dał jej dokończyć. – Zostaw mi tylko kluczyki i dokumenty, a potem leć do tej ciotki. Skoro uprzedziłaś ją o swojej wizycie, to na pewno na ciebie czeka. Tak jak powiedziałaś, to starsza pani, nie możesz jej rozczarować.

W oczach Asi odmalowała się wdzięczność.

– Jesteś cudowny – rzuciła i cmoknęła ukochanego w usta. – Nie mam pojęcia, co bym bez ciebie zrobiła – dodała, wręczając mu dowód rejestracyjny i kluczyki.

– Oj, nie przesadzaj – zaśmiał się Marek. – Podjechać potem po ciebie do szpitala czy wrócisz do mieszkania sama?

– Zwariowałeś? Jedź prosto do domu. Już i tak poświęciłeś mi sporą część popołudnia, zamiast spędzać czas z dziećmi.

– Wierz mi, Ulka i Maciek na pewno nie są zasmuceni faktem, że zostali sami w domu. Wczoraj kupiłem popcorn, chipsy i colę. Jak znam życie, zostały już po nich tylko okruszki i pusta butelka.

Asia zaśmiała się.

– No tak. Zapomniałam, że dzieciaki czasami tylko czekają, aż ich starzy znikną z pola widzenia.

– To co? O której podjechać po ciebie do szpitala?

– Naprawdę nie trzeba – uparła się Asia. – Wrócę auto­busem albo zamówię taksówkę.

– Na pewno?

– Nie traktuj mnie jak małą dziewczynkę – mruknęła, po czym znowu cmoknęła Marka w usta. – Jeszcze raz dziękuję za pomoc. Zadzwoń, proszę, kiedy już się dowiesz, co z tym moim autem. Pa!

– Obiecuję. Pa!

Dotarła do szpitala po kilkunastu minutach marszu. Ogród okalający budynek zdążył się już zazielenić, rosłe drzewa zacieniały parking, w ich koronach ćwierkały ptaki. „Jeszcze trochę i wakacje, koniec mojej kadencji za pasem”, westchnęła w myślach Asia. Kołysząc biodrami, pokonała schody i znalazła się w korytarzu, w którym unosił się typowy dla szpitali zapach środków chemicznych. Asia odwiedzała ciotkę niemal codziennie, więc nie musiała już nikogo pytać o drogę. Od razu skierowała się do windy, wcisnęła odpowiedni guzik, a chwilę później wysiadła na piętrze. Weszła na oddział, na którym leżała cioteczka, i zajrzała do jej sali.

Ciocia Bożena akurat była sama. Leżąc na łóżku, w zielonej piżamie i okularach na nosie czytała gazetę. Tak ją to pochłonęło, że nie zauważyła przybycia gościa. Asia zapukała więc delikatnie w drzwi. Dopiero wtedy starsza pani przerwała lekturę pisma i podniosła wzrok.

– O! Asieńka.

– Cześć, ciociu. Nie przeszkadzam?

– Nie, skąd. Wejdź, proszę. Czekałam na ciebie.

Asia podeszła do łóżka i cmoknęła ciotkę w policzek.

– Byłabym wcześniej, ale po drodze rozkraczył mi się samochód.

– Miałaś wypadek?!

– Nie, niech się ciocia nie denerwuje! Po prostu coś się zepsuło i zgasł mi na światłach, ale sytuacja jest już opanowana.

– Co się dokładnie zepsuło?

– W sumie to nie wiem – wyznała Szulecka. Podniosła stojące pod ścianą krzesło i przystawiła je do łóżka. – To chyba jakaś grubsza sprawa – powiedziała, po czym usiadła.

Bożena spojrzała na nią ze współczuciem.

– Ojej. To niedobrze.

– Niestety, nieszczęścia chodzą po ludziach – odparła Asia i przewiesiła swoją torebkę przez oparcie. – Ale zadzwoniłam po Marka, on wezwał fachową pomoc i auto jest już w drodze do mechanika.

– Chociaż raz się na coś przydał ten twój architekt – mruknęła ciotka. Nie pałała do Marka zbyt dużą sympatią.

Asia uznała, że lepiej puścić te słowa mimo uszu niż wdawać się w dyskusję.

– Jak się ciocia dzisiaj czuje, co? – spytała, patrząc z troską na starszą kobietę.

– Jest coraz lepiej, Asieńko, naprawdę. Właściwie… gdyby nie to, że nadal muszę tu leżeć, już dawno zapomniałabym o tym wypadku.

– Lekarz nie mówił, kiedy wypuszczą wreszcie ciocię do domu?

Bożena się zamyśliła.

– Nie, chyba nic nie wspominał o tym podczas obchodu.

– Może zajrzę do niego przed wyjściem i dowiem się czegoś. Wiecznie tu przecież ciocia leżeć nie może.

– Oj, wierz mi, ja też wolałabym już wrócić do domu. Ta moja nowa współtowarzyszka niedoli – ściszyła głos – strasznie jest nierozmowna. Skryta taka. No strasznie. Ciągle tylko by spała albo siedziała z nosem w książce.

Asia odruchowo spojrzała na drugie z łóżek w sali.

– To współczuję. A gdzie ona teraz jest?

– Zabrali ją na jakieś badania.

– To może nawet i dobrze. Mamy wreszcie chwilę tylko dla siebie.

– Ja też uważam, że dobrze się składa, Asieńko. Od kilku dni noszę się z zamiarem, żeby ci o czymś powiedzieć.

– Tak? To niech ciocia mówi, co tam cioci chodzi po głowie.

Starsza pani dotknęła jej ręki.

– Chodzi o tę moją działkę pod lasem. I o ten bunkier, co go chcę zbudować.

Ostatnio ciotka nie mówiła o zbliżającym się końcu świata… Można było nawet przypuszczać, że wreszcie jej przeszło. A jednak…

„A było tak pięknie”, jęknęła w duchu Asia.

 

 

 

 

 

 

 

Rozdział 5

 

 

 

 

Wychodząc z łazienki, Magda zderzyła się z Szymonem.

– Och, przepraszam cię bardzo – powiedział, odsuwając się na bok. – Nie zauważyłem, jak otwierasz drzwi.

– Nic nie szkodzi. Pranie wstawiałam. A ty dokąd? – spytała, dostrzegłszy kurtkę i szalik. Ewidentnie zbierał się do wyjścia.

– To nic ważnego, zaraz wrócę – odrzekł wymijająco, po czym pocałował Magdę w usta. – Najpóźniej za godzinę będę z powrotem.

Magdzie nie spodobała się jego odpowiedź. Wolałaby usłyszeć jakieś szczegóły. Wysiliła się na uśmiech.

– No dobrze. Nie mam planów na wieczór, więc będziemy z Lilką w domu.

– Super – rzucił Szymon, schylił się, żeby włożyć pantofle, i po chwili już go nie było.

Magda odwróciła się i zajrzała do pokoju córki. Lilka siedziała właśnie przy biurku pochylona nad zeszytem. Ostatnio dużo lepiej się czuła, objawy choroby właściwie zniknęły, choć nadal chodziła do psycholożki. Magda zdawała sobie sprawę z tego, że odkąd wrócili do siebie z Szymonem, w życiu córki znów zaszło dużo zmian i tym razem nie chciała zostawić jej z tym samej. Odrobiła życiową lekcję.

– Co robisz? – zwróciła się do Lilki.

Córka oderwała się na chwilę od swojego zajęcia i zerknęła na matkę.

– Piszę wypracowanie na polski.

– O.

– Mogę ci je pokazać, jak skończę. Sprawdzisz mi błędy?

– No pewnie.

– To świetnie – odrzekła Lilka i wróciła do pracy.

Magda patrzyła na córkę jeszcze przez chwilę, ale nie chcąc jej przeszkadzać w odrabianiu pracy domowej, wreszcie wycofała się z pokoju i poszła zaparzyć sobie kawę. Wstawiła wodę i czekając, aż się zagotuje, stanęła w oknie, objęła się dłońmi i popatrzyła na osiedle. Po chodniku spacerowały dwie kobiety z wózkami, jakaś starsza pani dźwigała do klatki siatki pełne zakupów. Magda obserwowała je przez chwilę, a potem przeniosła wzrok na rząd samochodów zaparkowanych pod blokiem. I odkryła, że nie ma wśród nich znajomego auta Szymona.

„Dokąd on pojechał?”, przemknęło jej przez głowę. Odtworzyła w myślach ich niedawną rozmowę… Odniosła wrażenie, że Szymon coś przed nią ukrywał. Przecież gdyby tak nie było, po prostu powiedziałby, dokąd się wybiera, zamiast robić z tego tajemnicę. „Może spotyka się z tą swoją Pamelą?”, pomyślała i ta myśl zakłuła ją w serce. Odkąd wrócili do siebie z Szymonem, nie rozmawiali o jego kochance i Magda nie miała pojęcia, czy jeszcze utrzymuje z nią kontakt. To pytanie już kilka razy cisnęło jej się na usta, ale nigdy nie miała odwagi wypowiedzieć go na głos. Chyba… chyba trochę bała się odpowiedzi. Szymon obiecał co prawda, że już nigdy jej nie skrzywdzi, ale też nie powiedział wprost, że zerwał kontakt z kochanką.

Wreszcie z rozmyślań wyrwał Magdę dźwięk telefonu. Zerknęła na smartfona i zobaczyła imię Asi. Przesunęła palcem po wyświetlaczu, żeby odebrać, i przyłożyła telefon do ucha.

– Hej. Co tam słychać u mojej ukochanej dyrektorki?

Asia zaśmiała się, ale Magda wyczuła w jej śmiechu nutę goryczy.

– Lepiej już tak do mnie nie mów. Obie wiemy, że od wakacji prawdopodobnie nie będę już piastować tego stanowiska.

– Nigdy nie mów nigdy, kochana.

– Nosowska mnie nienawidzi, więc ta sprawa jest już przesądzona. Ale nie dzwonię do ciebie, żeby rozmawiać o pracy.

– No właśnie. Co tam?

– Słuchaj, czy ty jesteś w domu? Mogłabym do ciebie na chwilę wpaść?

– Jasne. Zapraszam. Właśnie robię sobie kawę, więc mogę od razu zaparzyć dwie.

– Byłoby cudownie. A pożyczyłabyś mi jakieś buty?

– Buty? – zdziwiła się Magda.

Asia westchnęła.

– Wracam ze szpitala, byłam odwiedzić ciotkę. Idę pieszo, bo samochód mi się rozkraczył. A jak na złość włożyłam dziś rano buty na obcasach. Myślałam, że dam radę dotrzeć do domu spacerkiem, ale po tylu godzinach od marszu tak bolą mnie nogi, że nie masz pojęcia. Potrzebuję usiąść. A najlepiej zmienić te buty. Poratujesz mnie jakoś? Akurat mam do ciebie blisko.

Magda zaśmiała się.

– Oj, ty moja biedulko. Oczywiście, że pożyczę ci buty.

– Super. To będę za pięć minut.

– Czekam – rzuciła Magda.

Odłożyła telefon na parapet i wyjęła z szafki jeszcze jeden kubek, tak się złożyło, że ulubiony Szymona. Zamyśliła się na chwilę i pogładziła porcelanę, ale zaraz odstawiła kubek na blat i uprzątnęła trochę kuchnię przed przybyciem gościa. Skończyła, nim usłyszała dzwonek do drzwi. Kawy też były już gotowe.

– Otworzyć?! – Z głębi mieszkania dał się słyszeć głos Lilki.

– Nie, nie. Pisz to wypracowanie! To ciocia Asia wpadła na kawę! – odkrzyknęła jej Magda, po czym ruszyła przez korytarz, by wpuścić przyjaciółkę.

Po chwili zobaczyła ją na progu, stojącą boso, z butami w dłoni.

– Chyba naprawdę są niewygodne – roześmiała się polonistka.

– Nic nie mów – mruknęła Szulecka i weszła do środka. – Po drodze miałam ochotę wyrzucić je do jakiegoś kosza albo spalić na stosie. Chyba nigdy więcej ich nie włożę.

– Nic się nie martw, zaraz ci jakieś pożyczę. A jak będziesz chciała, to mogę cię nawet odwieźć do mieszkania.

– Pewnie powinnam odmówić, ale zrobiły mi się już pęcherze na piętach, więc może i skorzystam z twojej propozycji.

– Zachęcam – odparła Magda. – Usiądziemy w kuchni czy wolisz w salonie?

– W kuchni będzie dobrze – oznajmiła Asia. Gdy usiadła na krześle, podciągnęła nogę i z żałością popatrzyła na swoją stopę. – Co za paskudztwo – jęknęła, widząc pęcherze.

Na twarzy Magdy wymalowało się współczucie.

– Chcesz jakieś plastry? Powinnam mieć kilka w apteczce.

– Na razie nie, ale przed wyjściem chyba będę musiała pozaklejać te rany.

Przyjaciółka westchnęła i usiadła naprzeciw.

– Nieźle się załatwiłaś.