Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
404 osoby interesują się tą książką
Gdy życie stawia przed tobą przeszkody, masz dwa wyjścia – poddać się albo zawalczyć.
Julita ma idealny plan na życie: rezydentura na chirurgii w szpitalu, w którym pracuje jej partner, wspólne mieszkanie, a potem może ślub? Ale w pewien październikowy poranek wszystkie te marzenia rozsypują się jak domek z kart. Paweł okazuje się kłamcą i oszustem, a miejsce w bydgoskim szpitalu z pięknego snu przeradza się w koszmar. Do tego młoda lekarka kolejny raz słyszy, że chirurgia zdecydowanie nie jest dla kobiet.
Gdy pojawia się szansa na dołączenie do młodego, dynamicznego zespołu, Julita na nowo odnajduje cel i zapomina o dotychczasowych niepowodzeniach. Decyduje się też na przeprowadzkę. A od związków postanawia odpocząć.
W całej tej rewolucji wspierają ją przyjaciel ze studiów i siostra. Oraz młody ortopeda, z którym coraz lepiej się dogaduje…
Sprawdź, jak wygląda życie lekarzy w niewielkim miejskim szpitalu. Sięgnij po książkę, w której pasja i zaangażowanie mieszają się z nieustanną walką o szczęście i… miłość.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 289
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © Agata Przybyłek-Sienkiewicz, 2025
Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2025
Redaktorka prowadząca: Joanna Jeziorna-Kramarz
Marketing i promocja: Judyta Kąkol
Redakcja: Barbara Kaszubowska
Korekta: Magdalena Owczarzak, Damian Pawłowski
Projekt typograficzny, skład i łamanie: Stanisław Tuchołka | panbook.pl
Projekt okładki i strony tytułowe: Anna Slotorsz | artnovo.pl
Fotografia autorki na skrzydełku: Agnieszka Werecha-Osińska | Foto Do Kwadratu
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej: Dariusz Nowacki
Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.
eISBN 978-83-68370-32-4
CZWARTA STRONA
Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.
ul. Fredry 8, 61-701 Poznań
tel.: 61 853-99-10
www.czwartastrona.pl
Mojej siostrze. Najlepszej lekarce, jaką znam.
Rozdział 1
BÓL ZŁAMANEGO SERCA
Zanim dowiedziałam się, że Paweł mnie oszukuje, sądziłam, że wiem o nim wszystko. Znaliśmy się półtora roku. Zawsze myślałam, że przez taki czas można dobrze poznać drugiego człowieka, zwłaszcza że w ciągu ostatnich miesięcy nocowałam u niego kilka razy w tygodniu. W jego łazience leżała moja szczoteczka, zwyczajna, manualna. Czasem kupowaliśmy nawet takie same, tylko w innych kolorach. On najczęściej niebieską.
Bez trudu wymieniłabym jego najważniejsze cechy, ulubione rzeczy, przyzwyczajenia i największe marzenia. Nawet obudzona z głębokiego snu bez zająknięcia wyrecytowałabym, jaką pije kawę — choć nigdy mnie nie przekonał do espresso bez cukru — którą marynarkę lubi najbardziej, czy o której zwykle kładzie się spać i co najczęściej robi zaraz po przebudzeniu.
Kochałam go. Ta miłość przyszła niespodziewanie w momencie, kiedy nie szukałam mężczyzny i nie myślałam o związku, ale podobno jest tak, że gdy spotka się tę właściwą osobę, mnóstwo spraw przestaje mieć nagle znaczenie. W moim przypadku zdecydowanie tak było. Tylko dlaczego nie zauważyłam, że Paweł jest zupełnie innym człowiekiem niż ten, którego poznałam? Albo raczej myślałam, że znam.
Spotkałam go na ostatnim roku medycyny. Miałam za sobą wyjazd na Erasmusa do Barcelony, przewodniczenie kołu naukowemu, z którym raz na dwa tygodnie spotykaliśmy się z jednym z najbardziej lubianych przez studentów bydgoskich neurochirurgów, a on opowiadał nam o swojej pracy. Zorganizowałam z koleżankami kampanię informującą młodzież o szkodliwości używek i przeprowadziliśmy lekcje profilaktyczne w wybranych szkołach średnich w mieście. Powoli myślałam o stażu. I chociaż najpierw wypadało skończyć studia i zdać egzamin lekarski, często w tamtym okresie życia fantazjowałam już o chirurgii, bo marzyła mi się właśnie taka specjalizacja.
Paweł był przyjacielem doktora Mateusza Borkowskiego, który prowadził zajęcia z chirurgii z moją grupą. Paweł — wysoki brunet z zadbaną, wysportowaną sylwetką, uroczym błyskiem w oku, kiedy się uśmiechał albo opowiadał o swoich pasjach, zabawny, towarzyski i bardzo inteligentny — typ mężczyzny, do którego wzdycha niejedna kobieta. Gdyby ktoś kilka lat temu powiedział mi, że zwiążę się z takim facetem, tobym nie uwierzyła. Ale skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie zrobił na mnie wrażenia.
Kiedy się poznaliśmy, miałam za sobą kilka krótkich relacji z mężczyznami i jeden związek, który wydawał mi się poważniejszy, choć z perspektywy czasu doszłam do wniosku, że się myliłam. Teraz sądzę, że kiedy zakochałam się w Pawle, zwyczajnie byłam niedojrzała i zaślepiona. Jestem romantyczką. Wychowałam się na bajkach Walta Disneya, tak, tych o księżniczkach. Przeczytałam setki powieści o miłości i chyba dlatego sądziłam, że będziemy ze sobą już do końca życia. Myślałam wtedy, że to będzie długi związek i dożyjemy razem starości.
Ale życie okazało się dalekie od bajek. Kiedy dowiedziałam się, że Paweł od początku znajomości w wielu sprawach mnie oszukiwał, przez długi czas byłam w szoku. Nie docierało do mnie, że ktoś może tak manipulować drugim człowiekiem. Nie umiałam dopuścić do siebie myśli, że tak naprawdę związałam się z wyobrażeniem faceta, a nie z prawdziwym człowiekiem — i to mnie bolało. Potwornie. Chciałam zniknąć, zasnąć i już się nie obudzić, bo rzeczywistość była nie do zniesienia. Bolało nie tylko serce, ale każdy mięsień, każda komórka ciała. Jeszcze nikt nigdy nie zranił mnie tak dotkliwie jak Paweł i gdybym tylko mogła, to na jakiś czas wzięłabym sobie wtedy wolne od życia, bo zwyczajnie brakowało mi sił, żeby żyć dalej, by chodzić do pracy. No bo czy to wszystko miało w ogóle jakiś sens?
Niby wiedziałam, że ludzie kłamią, rozczarowują, zawodzą, nigdy jednak nie sądziłam, że sama padnę ofiarą oszusta. To był dla mnie wstrząs i chyba do tej pory się jeszcze z niego nie otrząsnęłam. Lekarze uczą się opatrywać rany i minimalizować ból, ale czy można jakoś ukoić ten spowodowany złamanym sercem?
Pierwszy raz rozmawiałam z Pawłem na zajęciach, które prowadził w zastępstwie za swojego przyjaciela. Przyszedł spóźniony. Kilka osób zamierzało już rozejść się do domów, gdy podszedł do nas przystojny mężczyzna ubrany w granatowy scrubs i białe obuwie. Pamiętam nawet, że opierałam się o parapet, kiedy z szerokim uśmiechem na twarzy podszedł do naszej grupy. Był tamtego dnia w bardzo dobrym nastroju. Rzucał żartami jak z rękawa, przytaczał ciekawe anegdotki. Jako rekompensatę za swoje niechlubne spóźnienie obiecał nam omówienie kilku ciekawych przypadków.
Ucieszyło mnie to. Marzyłam o tym, żeby po skończeniu studiów zacząć rezydenturę z chirurgii ogólnej, choć w toku studiów usłyszałam mnóstwo opinii, że to nie jest specjalizacja dla kobiet i powinnam wybrać sobie jakąś inną, najlepiej taką, którą potem łatwiej będzie połączyć z życiem rodzinnym. Mimo równouprawnienia większość chirurgów to nadal w Polsce mężczyźni, a pojęcie szklanych sufitów ma się całkiem dobrze w mojej branży. Starałam się tym nie zrażać, choć nie będę udawać: udało się zasiać w mojej głowie ziarnko wątpliwości.
Podczas tego pierwszego spotkania z Pawłem zupełnie o tym jednak nie myślałam. Byłam skupiona na przypadkach, które z nami omawiał. Zadawałam kolejne pytania dotyczące uwięźniętej wewnętrznej przepukliny pewnego mężczyzny po czterdziestce. Odpowiedziałam bezbłędnie na większość pytań, które skierował do grupy w toku rozmowy o szesnastolatce ze zmiażdżoną miednicą.
Chirurgia od początku studiów była moim konikiem. Nauka tego przedmiotu przychodziła mi zdecydowanie łatwiej niż innych, a zawsze byłam raczej aktywną studentką. To wszystko zaowocowało tym, że pod koniec zajęć Paweł obdarował mnie pełnym podziwu spojrzeniem i pochwalił na forum.
— Pani wiedza jest naprawdę godna podziwu, pani…
— Julita.
Zawstydziłam się nieco, choć w głębi serca poczułam się przeszczęśliwa. To naprawdę miłe zostać docenionym w dziedzinie, z którą chce się związać resztę swojego życia. Jego słowa jeszcze bardziej rozpaliły we mnie nadzieję, że ten pomysł z chirurgią ogólną nie jest wcale taki zły, jak sugerowali mi w ostatnich latach niektórzy poznani w toku studiów lekarze. Gdy opuszczałam salę po tamtych zajęciach, czułam spokój i dumę. Nieczęsto mnie chwalono. A już niemal nigdy przy innych studentach.
Najbardziej z całego dnia zapamiętałam jednak to, co wydarzyło się później. Właśnie szłam po płaszcz, gdy usłyszałam za plecami głos Pawła.
— Julita? Julita, zaczekaj!
Odwróciłam się gwałtownie, nie kryjąc zdumienia. Nawet nie wiem, co bardziej mnie zaskoczyło: to, że wybiegł za mną, czy to, że zwrócił się do mnie po imieniu. Patrzyłam wielkimi oczami, jak idzie w moją stronę przez długi korytarz. Czułam delikatny ucisk w żołądku. Otaczający mnie ludzie nagle zupełnie przestali się liczyć. Czas jakby zwolnił, gdy ze zdziwieniem na twarzy wpatrywałam się w zmierzającego w moją stronę mężczyznę. A on podszedł do mnie jak gdyby nigdy nic i szeroko się uśmiechnął.
— Zaimponowałaś mi.
— Dziękuję — zdołałam wydukać.
Sączące się przez szpitalne okna światło oświetlało jego przystojną twarz i odbijało się od tęczówek. Stanął tak blisko, że wyraźnie poczułam zapach męskiego ciała i intensywną woń lekko piżmowych perfum.
Onieśmielał mnie. Nigdy nie byłam zbyt pewna siebie w kontaktach z mężczyznami, ale wtedy czułam się jeszcze bardziej zawstydzona niż zwykle. Nigdy nie uważałam się za miss piękności, choć zdarzało mi się usłyszeć komplement na temat urody: zazwyczaj odnośnie do szczupłej sylwetki albo długich, brązowych włosów, o które dbałam z nabożnością już od wielu lat.
Zresztą z Pawłem łączyła nas dość specyficzna relacja. On był prowadzącym zajęcia, ja studentką. To wymuszało pewne zachowania, ta znajomość nie była prosta i miałam tego świadomość.
— Nie myślałaś o tym, żeby zająć się w przyszłości chirurgią?
— Cóż, właściwie to marzy mi się taki scenariusz.
— Nadajesz się.
— Tak pan sądzi?
— Pewnie. Widać, że masz do tego dryg.
— Och, to naprawdę miłe z pana strony. — Spuściłam wzrok, mając ogromną nadzieję, że na moje policzki nie wypłynęły w tej chwili rumieńce.
— Widziałaś już na żywo operację przepukliny brzusznej?
Niespiesznie skinęłam głową.
— A miałem nadzieję, że nie i będziesz chciała zajrzeć do mnie jutro na salę.
Mimo skrępowania moje oczy od razu wyraźnie rozbłysły.
— Właściwie to chętnie zobaczyłabym znowu, jak to się robi.
— Zaczynam o dziewiątej. Jeśli ci pasuje, to widzimy się jutro na bloku.
— Na pewno przyjdę.
— Tylko błagam, nie spóźnij się, bo szczerze tego nie znoszę. Do zobaczenia.
Jeszcze przez jakiś czas stałam na szpitalnym korytarzu osłupiała i próbowałam przyswoić to, co właśnie się stało. Wybiegł za mną po zajęciach. Sam z siebie zaproponował, żebym przyszła podejrzeć, jak operuje. W tym szpitalu studenci bardzo rzadko wchodzili na blok, więc taka propozycja sama spadła mi z nieba.
Oszołomiona poszłam do szafki i włożyłam płaszcz. Temperatury w ostatnich dniach oscylowały wokół zera, więc należało ciepło się ubrać, choć byłam tak rozgrzana od środka z emocji, że pewnie i tak bym nie odczuła chłodu na zewnątrz.
Kiedy wyszłam ze szpitala, słońce nieśmiało przebijało zza chmur. Dzień nie był tak brzydki jak ostatnio, kiedy panowała typowa dla polskiej zimy szarówka. Zdecydowanie wolałam pogodniejsze dni i wyższe temperatury.
Ruszyłam w stronę bloku, w którym wynajmowałam pokój. Znajdował się zaledwie kilka ulic stąd, bo gdy szukałam jakiegoś lokum kilka lat temu, bardzo chciałam zamieszkać blisko szpitala. Nie pochodziłam z Bydgoszczy i kiedy przyjechałam tu po raz pierwszy, nie znałam miasta. Zamieszkanie w okolicy szpitali oraz uczelni wydawało się dobrym pomysłem dla kogoś, kto nie chciał spędzać niezliczonych godzin w komunikacji miejskiej.
Stukot moich butów odbijał się od ścian mijanych budynków, chłodne powietrze szczypało mnie w nos. Wreszcie dotarłam do bloku. Kiedy zatrzymałam się przy domofonie i zerknęłam w przeszkloną część drzwi, od razu rzuciły mi się w oczy moje czerwone policzki. Nie umiałam jednak powiedzieć, czy stały się takie za sprawą zimowej temperatury, czy rozmowy z Pawłem w szpitalu i propozycji, którą mi złożył. Nie mogłam przestać o tym myśleć. Ciągle wracałam pamięcią do wzroku tego mężczyzny, którym taksował mnie podczas tej niedługiej rozmowy na szpitalnym korytarzu. Choć z trudem dopuszczałam te myśli do siebie, czułam, że nie zaproponował mi kolejnego spotkania tylko dlatego, że byłam najaktywniejsza z grupy podczas zajęć. Mężczyzna nie patrzy na kobietę tak, jak on dziś patrzył na mnie, kiedy nie chce się z nią umówić…
Zadumana dotarłam do mieszkania. Odwiesiłam płaszcz na wieszak i poszłam do kuchni zaparzyć herbatę. Mieszkanie nie było nowe, ale widziałam takie w gorszym stanie. Jedna znajoma wynajmowała pokój w suterenie z maleńkim oknem, z którego miała zwykle widok na koła samochodu gospodarzy.
Kuchnia nie była duża, ale wystarczająca dla trzech studentek. Naprzeciwko drzwi, pod oknem, stał stół z czterema krzesłami. Na ścianie po prawej znajdował się rząd szafek oraz najpotrzebniejsze sprzęty gospodarstwa domowego. Stała tu także pralka, która nie mieściła się w niewielkiej łazience, przylegającej do tego pomieszczenia. Dotąd nigdy nie widziałam w kuchni pralki i do tej pory pamiętam, jak się zdziwiłam, kiedy zobaczyłam ją tutaj po raz pierwszy, ale teraz zupełnie już do tego przywykłam.
Zaparzyłam sobie herbatę i zabrałam kubek do pokoju. Chyba byłam tamtego dnia sama w mieszkaniu, bo żadna współlokatorka nie wyszła się ze mną przywitać. Nie byłyśmy ze sobą jakoś bardzo blisko, ale zawsze traktowałyśmy się serdecznie i z szacunkiem. Postawiłam kubek z herbatą na biurku, a potem wyjęłam z szafki notatki do zbliżającego się wielkimi krokami zaliczenia z chirurgii.
Nauka mnie pochłonęła. Zrobiłam sobie tylko krótką przerwę na obiad i zakupy w pobliskim sklepie spożywczym, potem wróciłam do nauki. Wieczorem zjawiły się dziewczyny, więc pogawędziłam z nimi chwilę w kuchni i poszłam pod prysznic. Byłam zmęczona po całym dniu, ale mimo to długo nie mogłam zasnąć z powodu tego, co miało wydarzyć się jutro. Ekscytowała mnie myśl o spotkaniu z Pawłem i możliwości podejrzenia go w pracy. Na wszelki wypadek nastawiłam budzik na szóstą trzydzieści, żeby zjawić się w szpitalu dużo przed czasem, bo przecież powiedział, że nie lubi spóźnialskich.
*
Rano zjadłam szybkie śniadanie, bo jeden z pierwszych chirurgów, profesor Mierzwiński, którego poznałam na studiach i darzyłam dużym szacunkiem, zawsze powtarzał naszej grupie, że nie powinniśmy wchodzić na blok z pustymi brzuchami. Potem spakowałam dużą torbę, jaką nosiło się na siłownię, i popędziłam do szpitala.
Natknęłam się na Pawła już przed wejściem na blok. Jego wyraz twarzy kazał mi sądzić, że nawet ucieszył się na mój widok.
— Nie spóźniłaś się — rzucił.
— Nie mam tego w zwyczaju.
— Dobra cecha.
Odpowiedziałam uśmiechem. Zamieniliśmy tylko te kilka słów, ale jego głos dźwięczał mi w uszach przez cały czas, kiedy się myłam i ubierałam przed wejściem na salę operacyjną, a potem podczas zabiegu, gdy stojąc na uboczu, mogłam mu się przyglądać w czasie pracy. Jego profesjonalizm oraz skupienie wzbudziły mój podziw. Umyłam się, przebrałam, a po wszystkim wstąpiłam po kawę do kawiarni mieszczącej się w drodze do mieszkania. Tego dnia nie miałam żadnych zajęć w szpitalu, więc chciałam się znowu pouczyć. Te plany pokrzyżowała mi jednak moja siostra, Aneta. Zadzwoniła do mnie niedługo po tym, gdy zasiadłam do swoich notatek.
— Hej. Nie przeszkadzam?
Uśmiechnęłam się lekko na dźwięk jej głosu.
— Nie, nie. Cześć. Niedawno wróciłam ze szpitala. Zamierzam się teraz trochę pouczyć, ale możemy chwilę pogadać.
— Och, a jak oceniasz swój dzisiejszy pęd do zdobywania wiedzy w skali od jednego do dziesięciu?
Roześmiałam się rozbawiona tym jej dziwnym pytaniem.
— A bo ja wiem? Tak na trzy?
— Uf! To dobrze.
— Zaskakujesz mnie dzisiaj.
— Po prostu chcę cię zaprosić do nas na popołudnie. Mogłabyś nawet zostać do kolacji. Michał jest w centrum, za jakieś pół godziny będzie wracał do domu. Może chcesz się z nim zabrać? Po kolacji podrzuciłabym cię na przystanek autobusowy, żebyś nie musiała wędrować przez wioskę po ciemku.
Cóż, propozycja była kusząca. Nie widziałam się z Anetą już od kilku dni, perspektywa spędzenia popołudnia z siostrą i jej rodziną wydawała mi się całkiem atrakcyjna.
Aneta jest ode mnie starsza o trzy lata i nie mamy więcej rodzeństwa. Jesteśmy ze sobą blisko, choć niekiedy mnie to zadziwia, bo wiedziemy zupełnie inne życia. Aneta skończyła studia już kilka lat temu, po maturze poszła na logopedię i bez trudu uzyskała dyplom. Zawsze była sumienna i dobrze się uczyła, więc to nie było żadne zaskoczenie ani dla mnie, ani dla reszty naszej rodziny. Odkąd pamiętam, chciała pracować z dziećmi i spełniła swoje zawodowe marzenie, choć na razie połowicznie. Zatrudniła się w szkole, ale wiem, że w głębi serca pragnie otworzyć kiedyś własny gabinet. Podczas każdych urodzin i świąt życzę jej, żeby spełniła to swoje marzenie, i mam świadomość, że to tylko kwestia czasu, bo moja siostra to naprawdę jedna z najbardziej pracowitych kobiet, jakie znam.
Niedługo po studiach wyszła za mąż za swojego wieloletniego partnera, Michała, a rok później urodziła słodkiego chłopca, Ignasia. Uwielbiam tego małego i odkąd tylko przyszedł na świat, wpadam do nich przynajmniej raz w tygodniu, żeby poprzytulać uroczego chłopczyka. Moja siostra z mężem kupili urokliwą piętrówkę w niedużej wiosce pod Bydgoszczą, co bardzo mnie ucieszyło. Kiedy po ślubie oznajmili, że myślą o przeprowadzce, bałam się, że zamieszkają z dala od miasta. Wychowywałyśmy się w niedużej wiosce pod Rypinem. Michał też pochodził ze wsi. Aneta od dziecka mówiła, że chciałaby spędzić życie blisko rodziców, jako starsza córka czuła się za nich w pewien sposób odpowiedzialna. Gdy trafiła im się z Michałem świetna okazja, kiedy szukali jakiegoś domu na sprzedaż, nie wahali się jednak długo i ostatecznie nie uciekli tak daleko od Bydgoszczy, jak się spodziewałam. Wciąż miałam do nich dość blisko. A dziś jeszcze Aneta proponowała mi podwózkę…
— No dobra — zgodziłam się po krótkiej chwili namysłu. — A co Michał dzisiaj robi w tych stronach?
— Odbiera mi okulary od optyka. Musiałam wymienić szkła na mocniejsze, mówiłam ci o tym. Przy okazji miał też wpaść do punktu obsługi klienta naszego operatora, bo kończy mu się abonament i chce przedłużyć umowę. Ale niedługo będzie już wracał do domu — dodała. — Dzwoniłam do niego kilka minut temu, żeby zapytać, czy mógłby po ciebie podjechać, i powiedział, że to żaden problem.
— Jesteś całkiem niezłą siostrą. Mówiłam ci to już?
— A czy awansuję ze stopnia „całkiem niezła” na coś w rodzaju bombowej, jak ci powiem, że zrobiliśmy z Ignasiem domowe sushi na kolację?
Pamiętam, że ucieszyła mnie ta wiadomość, bo uwielbiam kuchnię Anety. Z nas dwóch to ona zdecydowanie lepiej gotowała i czasem skrycie zazdrościłam jej tego talentu, bo ja umiałam zrobić tylko proste dania, a ona zwykle serwowała prawdziwe rarytasy.
— Pomyślę o tym po drodze. — Zaśmiałam się.
Po krótkiej pogawędce rzuciłyśmy sobie krótkie „do zobaczenia”, a mniej więcej pół godziny później zadzwonił do mnie szwagier, który oznajmił, że czeka już na mnie na parkingu pod blokiem.
— Zaraz będę.
Narzuciłam na siebie płaszcz, wsunęłam stopy w sportowe buty i złapawszy torebkę, opuściłam mieszkanie. Płaszcz zapięłam już, kiedy czekałam na windę.
Mój styl ubierania się określiłabym jako mieszaninę eleganckiego stylu i sportowego, uwielbiałam łączyć sneakersy i trampki z trenczami i marynarkami czy wkładać mokasyny do dżinsów i sportowych bluz. Mąż Anety naśmiewał się z tego czasem, choć według mnie całkiem nieźle to wyglądało. Nigdy nie obraziłam się na niego z tego powodu. Lubiłam go, a że znaliśmy się długo, mogliśmy sobie pozwalać na docinki. Nasza rodzina była zżyta, rodzice od zawsze powtarzali mnie i siostrze, że powinnyśmy się wspierać i dbać o swoją relację, bo najważniejsza w życiu jest właśnie rodzina. Chyba udało im się przekazać nam swoje podejście, a przynajmniej tak mi się wydawało. Zresztą do nich też często jeździłam i odwiedzałam ich w dłuższe weekendy albo kiedy dopadała mnie tęsknota za rodzinnym domem. Rodzice byli w porządku, miałam do nich szacunek, choć czasem różniliśmy się poglądami albo spieraliśmy o pewne kwestie. To zdawało mi się jednak normalne, w końcu każde pokolenie buntowało się przeciwko niektórym przekonaniom swoich rodziców. Kochałam ich. Byli prostymi ludźmi, ale mieli serce na dłoni.
W samochodzie Michał opowiadał mi trochę o tym, czym aktualnie zajmuje się w pracy. Zupełnie się nie znam na jego branży, ale lubię słuchać jego wywodów i anegdotek, bo ten facet to świetny dyskutant i wie, jak wciągnąć swojego rozmówce w konwersację. Od kilku lat pracuje jako konstruktor maszyn w firmie produkującej artykuły rolnicze i zawsze mówi o tym z pasją. Zrewanżowałam się opowieściami o szpitalnym życiu, a potem pogadaliśmy trochę o Anecie i szalonych pomysłach Ignasia, który namalował ostatnio arcydzieło na ścianie w salonie jakimś mazakiem.
Wreszcie dojechaliśmy do celu. Michał wjechał na zielone, obsadzone drzewami i krzewami podwórze, w którego centrum stała urocza piętrówka z werandą i dwuspadowym dachem. Beżowa elewacja budynku kontrastowała z bordowym dachem, który położyli jeszcze poprzedni właściciele.
Lubiłam ten dom. Może miał swoje lata — z tego, co pamiętałam, wybudowano go w latach dziewięćdziesiątych — ale Aneta z Michałem dbali o niego, a poza tym panowała w nim dobra energia. Wyglądał zwyczajnie, lecz wypełniali go wraz z Ignasiem radością i chyba dlatego tak uwielbiałam do nich przyjeżdżać. To był taki otwarty dom, goście zawsze byli tutaj mile widziani, tętnił życiem. Z radością weszłam po kamiennych schodach na werandę, ale nie zdążyłam złapać za klamkę, bo Aneta otworzyła przede mną drzwi. Musiała zobaczyć z okna, że podjechaliśmy.
— No w końcu! — rzuciła na mój widok.
Zaśmiałam się i przywitałam się z nią siostrzanym uściskiem. Aneta była ode mnie niższa i drobniejsza. Miałyśmy podobny kolor oczu i niemal identyczne nosy, ale poza tym diametralnie się różniłyśmy. Ona miała kręcone włosy, ja swoje prostowałam. Ona ubierała się w kolorowe, wzorzyste sukienki, w mojej szafie większość rzeczy była białych, szarych lub czarnych. Aneta wyglądem bardziej przypominała naszą mamę, podczas gdy ja uchodziłam za tę córkę bardziej podobną do ojca. Charakterami też się różniłyśmy — ja byłam spokojniejsza, a ona żywiołowa i naprawdę nie wiem, jak to możliwe, że mimo tych różnic nazywałam ją w myślach swoją najlepszą przyjaciółką.
— Hej! Wszelkie pretensje to nie do mnie, tylko do swojego kochanego męża. On prowadził samochód. — Zerknęłam na Michała, który do nas dołączył.
— Przez Wrocław jechaliście?
— Były korki przy wyjeździe z Bydgoszczy. Na pewne rzeczy nie ma się wpływu.
— Ignaś nie mógł się już doczekać przyjazdu cioci.
— A już myślałem, że powiesz coś w stylu: sushi wystygło i będzie je trzeba odgrzewać.
Aneta wywróciła oczami i pacnęła go w ramię.
— Żartowniś.
Wiedziałam nie od dziś, że ta dwójka uwielbia się droczyć, dlatego nie zamierzałam stawać w roli mediatora. Weszliśmy do środka. Pozbyłam się płaszcza i butów, a potem popatrzyłam na siostrę.
— No to gdzie ten mój siostrzeniec, który tak się nie mógł mnie doczekać? — spytałam w oczekiwaniu na dziecięcą gadaninę i małe, ciepłe rączki, które by mnie objęły.
— Zasnął, zanim dojechaliście. Czytałam mu książkę na kanapie i nagle zrobiło się dziwnie cicho. Nakryłam go kocem i zostawiłam tam. Niech sobie pośpi — poprosiła Aneta. — Wcześnie dziś wstał.
— No jasne.
— Może zanim się obudzi, napijemy się kawy?
Skinęłam głową i poszłyśmy do kuchni. Siostra włączyła ekspres. Usiadłam na krześle przy kwadratowym stoliku. Lubiłam to przytulne, jasne wnętrze. Michał z Anetą odnowili je, wymienili stare meble na białe szafki, podłogę pokryli drewnopodobnymi płytkami. W rogu między ścianą a dużym oknem z wyjściem na werandę stanął nieduży stolik z krzesłami, w oknach wisiały kwieciste zasłonki. Aneta powiesiła na jednej ze ścian kilka doniczek z kwiatami i zdjęcia, co przypominało mi nieco kuchnię w naszym domu rodzinnym. Mama też była sentymentalna i lubiła tego typu pamiątki. Ja byłam raczej minimalistką, ale mimo to ten widok wywoływał we mnie przyjemne uczucia.
— Kawę z mlekiem i cukrem? — zapytała tymczasem Aneta. — Taką jak zwykle?
Skinęłam głową i po chwili podała mi napój. Przygotowała też kawę dla Michała, który jednak nie dołączył do nas, tylko zabrał kubek i przeszedł do innego pokoju, żeby zadzwonić do swojego brata.
— Wygląda na to, że mamy trochę czasu tylko dla siebie — stwierdziła Aneta.
— Nie mów hop. Może zaraz obudzi się Ignaś?
— Wątpię. Miał w nocy koszmary, poza tym obudził się chwilę po szóstej, a zwykle śpi do siódmej.
— To chyba nie mieliście spokojnej nocy.
— Może dzisiaj się uda odespać. — Aneta napiła się kawy. — Mów lepiej, co tam słychać u ciebie. Ja wiodę nudne życie kury domowej na urlopie wychowawczym. Właściwie nie ma o czym gadać.
— Nie przesadzaj. Dobrze wiem, co tak naprawdę myślisz. Masz cudowne życie i obie mamy świadomość tego, że się w nim spełniasz, że jesteś szczęśliwa.
— Okej, masz mnie. Ale dobrze wiesz, że nie lubię, gdy rozmowy koncentrują się na mnie.
To prawda. Znałam swoją siostrę nie od dziś i wiedziałam, że bardziej niż na siebie jest nastawiona na innych. Uważałam to za cudowną cechę, ta jej otwartość przyciągała mnie do niej jak magnes, choć czasem przypominałam jej, że trzeba dbać o swoje zasoby, żeby móc dawać coś innym. W tamtej chwili nie zamierzałam jednak robić jej żadnego wykładu. Chciałam powiedzieć Anecie o wczorajszej pochwale ze strony Pawła, naszej rozmowie na korytarzu i o tym, że widziałam go dziś w trakcie pracy, ale nie wiedziałam, jak zacząć. I czy właściwie w ogóle było o czym mówić? Może robiłam z igły widły? Może facet po prostu był miły, a ja niepotrzebnie się ekscytowałam? Może miał w zwyczaju doceniać studentów (co wydawało mi się jedną z cech idealnego mężczyzny, bo zwykle spotykałam innych ludzi w szpitalach i nieraz zdarzało mi się z powodu zasłyszanych uwag bardzo w siebie wątpić)?
Zawahałam się. Aneta od razu dostrzegła te moje wątpliwości i popatrzyła na mnie wymownie.
— No nie mów!
Zarumieniłam się, choć tak naprawdę nie miałam ku temu powodu.
— Nie wierzę! Jakiś facet, tak?
— Och, przestań! W ogóle nie ma o czym mówić.
— Nie ściemniaj. Przecież widzę po twoich oczach, że jest!
Zaśmiałam się i sięgnęłam po kawę. Upiłam dwa łyki, żeby zyskać trochę na czasie i pomyśleć, co jej powiedzieć, ale nic sensownego nie przyszło mi do głowy.
— Nie chcesz mówić, to nie opowiadaj, ale pamiętaj, że zawsze chętnie cię wysłucham, jeślibyś chciała się wygadać.
— Dzięki, Aneta. Doceniam to bardzo. Naprawdę. I jeżeli będzie o czym mówić, to na pewno dowiesz się pierwsza.
Na szczęście nie drążyła. Zadowoliła się opowieściami ze szpitalnego życia. Opowiedziałam jej o kilku ciekawych przypadkach, które omawialiśmy na zajęciach. O wspólnej koleżance, która studiowała ze mną na roku, potem pogawędziłyśmy chwilę o sprawach rodzinnych. W tamtym okresie nasz tata zaczął mieć małe problemy ze zdrowiem i zdiagnozowano u niego nadciśnienie tętnicze. Pamiętam, że Aneta opowiadała mi o swoich obawach o jego stan zdrowia. Uspokajałam ją, że jeżeli tata będzie regularnie przyjmował leki, to jego stan na pewno się unormuje, ale myślę, że w głębi serca i tak się o niego martwiła. Taka właśnie była Aneta — opiekuńcza i troskliwa. Gdyby mogła, zbawiłaby świat.
Dopiłyśmy nasze kawy, a chwilę później obudził się Ignacy. Przyszedł do kuchni zaspany, ciągnął za sobą swój ulubiony kocyk z Zygzakiem. Aneta wyciągnęła do niego ręce, lecz on wolał wtulić się we mnie, więc wzięłam go na kolana.
— Tęskniłem za tobą — wyszeptał, a potem zaczął mi opowiadać o tym, że tata kupił mu niedawno gazetę o autach.
Aneta w tym czasie wyjęła z lodówki dwa talerze z sushi. Wyglądało smakowicie. Zaczęła przygotowywać dodatki, kiedy do kuchni wszedł Michał. Włączyli radio. Pamiętam, że gdy kupili sobie staromodny odbiornik do kuchni, trochę się z nich naśmiewałam, że nikt w ich wieku nie słucha już w taki sposób muzyki, że wszyscy puszczają sobie piosenki z internetu, ale tak naprawdę uważałam to za urocze. Spędziliśmy przemiłe rodzinne popołudnie. Sushi było przepyszne, czego nie omieszkałam powiedzieć Anecie, a po posiłku chciałam jej pomóc posprzątać, lecz oddelegowali mnie z Michałem do opieki nad Ignacym i sami zajęli się zmywaniem naczyń oraz chowaniem jedzenia do lodówki.
Ignacy namówił mnie na grę w Na jagody. Miał wtedy trochę ponad dwa lata. Moi rodzice kupili mu na urodziny uproszczoną wersję tej dobrze znanej planszówki. Zamiast liczb na kostce były kolory. Każdy z uczestników miał swoją drewnianą figurkę zamiast małego pionka, co uważałam za świetne rozwiązanie dla takich maluchów. Siostrzeniec świetnie sobie radził. Zagraliśmy aż trzy razy. Ignacy chciał również i czwarty, ale wtedy zadźwięczał mój telefon. Odruchowo sięgnęłam po niego, żeby sprawdzić powiadomienie.
Ktoś napisał do mnie na Messengerze. Otworzyłam czat i chwilę później odjęło mi mowę. To Paweł do mnie napisał. Tak, ten sam Paweł Kaczmarek, który zaczepił mnie wczoraj po zajęciach, z którym widziałam się rano na bloku.
„Hej. Tak szybko wyszłaś dziś z sali, że nawet nie zdążyłem Ci podziękować za to, że się pojawiłaś” — widniało na ekranie.
Po moim ciele przebiegł dreszcz. Powiedzieć, że ta wiadomość wzbudziła we mnie wiele emocji, to jak nie powiedzieć nic. Dla pewności trzy razy czytałam jego imię i nazwisko, żeby upewnić się, że nic sobie nie przywidziałam. To na pewno były jego dane. A obok znajdowała się miniatura zdjęcia. O Boże. Ależ on był przystojny.
Drżącą dłonią powiększyłam fotografię i aż wstrzymałam oddech, kiedy na ekranie wyświetliło się zdjęcie w większym rozmiarze. Krajobraz w tle — ciemna zieleń drzew, majaczące w tle góry oraz charakterystyczny drewniany domek w rogu sugerowały, że wykonano je w Skandynawii. W każdym razie na pewno nie zrobiono go w Polsce. Paweł wyglądał na nim bardzo korzystnie. Patrzył w obiektyw roześmianymi oczami. Miał na sobie ciemną sportową kurtkę, która cudownie korespondowała z głęboką, niebieską barwą jego tęczówek, i delikatnie zarumienione policzki.
Nie mam pojęcia, jak długo stałam bez ruchu i wpatrywałam się w swój telefon. Pamiętam za to pytające spojrzenie Anety, którym obdarowała mnie, wszedłszy do salonu.
Nie wytrzymałam. Wiedząc, że nie dam rady trzymać emocji na wodzy, pokazałam jej tę wiadomość.
— Od kogo to? — zapytała.
— Od tego faceta, o którym wolałam ci wcześniej nie mówić.
— Pracuje w szpitalu, tak?
— Uważaj, bo na pewno cię zaskoczę. To chirurg.
— O mamo!
— Prowadził niedawno w zastępstwie zajęcia z moją grupą. Odpowiedziałam dobrze na kilka pytań, które zadał. Pochwalił mnie na forum, a potem po zajęciach zaproponował, żebym przyszła następnego dnia rano i popatrzyła, jak operuje. Byłam z nim dzisiaj na sali.
— No, no! Zawsze mówiłam, że prędzej czy później zacznie kręcić się wokół ciebie jakiś przystojny lekarz.
— Weź przestań. Ja właściwie go nie znam. Widzieliśmy się tylko kilka razy w szpitalu. W dodatku to w pewnym sensie jest mój nauczyciel.
— Uporządkujmy pewne fakty. — Aneta usiadła przy stole. — Zagadał do ciebie po zajęciach. Właśnie znalazł cię na Facebooku i przysłał ci wiadomość na Messengerze. Naprawdę sądzisz, że nie wpadłaś mu w oko?
Odetchnęłam głęboko i też odsunęłam sobie krzesło.
— Co mam mu odpisać?
— Nie wiem. Mnie o to pytasz? Ja go nawet nie widziałam na oczy.
— Może po prostu jest miły.
— Myślisz, że ma w zwyczaju wypisywać do wszystkich swoich studentek?
Wzruszyłam ramionami.
— Mówiłam ci, że właściwie to nic o nim nie wiem. No i formalnie mnie nie uczy. To było tylko zastępstwo.
— Ale chciałabyś się dowiedzieć o nim więcej — powiedziała, patrząc mi w oczy, a ja musiałam przyznać, że mnie przejrzała.
Znowu znieruchomiałam na chwilę. Tak. Prawda była taka, że ten mężczyzna mi się podobał. Przystojna twarz, zadbana sylwetka, wąskie biodra no i te cudne oczy… Zdecydowanie był w moim typie. Po prostu jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło, żeby mężczyzna jego pokroju wyraźnie zabiegał o moją uwagę. Miałam kilku chłopaków, do wielu na przestrzeni życia wzdychałam, ale to były zwykle niepoważne miłostki. Najstarszy facet, z jakim kiedykolwiek się umawiałam, był studentem czwartego roku farmacji, ale wyszliśmy razem na zaledwie kilka randek i od czasu ostatniej nie mieliśmy ze sobą kontaktu.
Schlebiała mi atencja Pawła, lecz nie mogłam się odnaleźć w tej nowej dla mnie sytuacji. Trudno mi było pozostać obojętną na jego ewidentne zaczepki. O dziwo, podobało mi się też to, że był starszy. Chłopacy w moim wieku ostatnio mnie nudzili i uważałam ich za niedojrzałych. Wielu z tych, z którymi wychodziłam na randki, wciąż grało w gry komputerowe (co moim zdaniem było dziecinne) albo nie myślało zbyt poważnie o życiu.
Nie mówiąc o tym, że imponowało mi to, czym zajmował się Paweł. Nie znałam żadnego chirurga, z którym bym mogła porozmawiać swobodnie o pracy i dowiedzieć się, jak ten zawód wygląda „od środka”. Pamiętam, że zastanawiałam się wtedy u Anety, czy nie odpisać Pawłowi chociażby dlatego, żeby móc go o to i owo zapytać.
— Co mu odpisać? — zapytałam ją znowu.
Moja siostra obdarzyła mnie wtedy najbardziej wspierającym, dodającym otuchy uśmiechem, jaki kiedykolwiek widziałam.
— Najlepiej to, co podpowiada ci serce.
*
Odpisałam Pawłowi dopiero w autobusie, którym wracałam do swojego mieszkania. Około dziewiętnastej Ignacy zaczął być senny. Nie chciałam im przeszkadzać w wieczornej rutynie, w kąpaniu małego i usypianiu, więc poprosiłam szwagra, żeby podwiózł mnie na przystanek w ich wiosce. W autobusie szczęśliwie udało mi się znaleźć wolne miejsce siedzące, i to pod oknem. Usiadłam i kiedy wyjęłam z kieszeni telefon, znowu wyświetliłam wiadomość od Pawła, na którą wolałam odpisać w samotności. Nie wiem czemu, ale to wydało mi się właściwsze i bardziej intymne od pisania z nim w domu pełnym ludzi.
Zawiesiłam dłonie nad klawiaturą.
„Cześć” — wystukałam wreszcie palcami drżącymi z emocji. — „Miło, że do mnie napisałeś, choć to chyba ja powinnam Tobie podziękować za zaproszenie”.
Wysłałam tę wiadomość z bijącym szybko sercem, czując, że jeśli tego nie zrobię w tej chwili, to jeszcze się rozmyślę. Odpisał mi właściwie od razu, choć koło jego nazwiska nie widziałam wcześniej zielonej kropki informującej o tym, że jest w tej chwili dostępny na czacie.
„Cała przyjemność po mojej stronie. Ale naprawdę żałuję, że nie udało nam się porozmawiać po zabiegu”.
„Spieszyłam się” — skłamałam, mając ogromną nadzieję, że nie będę się potem smażyć w piekle za tę małą nieścisłość. Ale co mu miałam innego napisać?
„Mówiłaś, że interesuje Cię chirurgia, prawda?”
„Faktycznie myślę o takiej specjalizacji”.
„To może chciałabyś o tym kiedyś porozmawiać? Na przykład przy kawie?”
Serce znowu zabiło mi mocniej. Przemknęło mi przez myśl, że jak tak dalej pójdzie, to z powodu tego mężczyzny będę musiała podkradać tacie podczas wizyt tabletki na nadciśnienie.
„Chętnie przyjmę zaproszenie” — odpisałam w przypływie śmiałości.
„To może jutro? Dzisiaj jestem na dyżurze, więc jutrzejsze popołudnie mam wolne”.
Zastanowiłam się nad tym. Jutro miałam zajęcia w szpitalu tylko do piętnastej, więc ten termin jak najbardziej mi pasował.
„To może o szesnastej?” — zaproponowałam.
„Co powiesz na Strefa Cafe przy Wyspie Młyńskiej?”
„Jasne”.
„Super. W takim razie jesteśmy umówieni”.
Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę miałam wyjść z tym mężczyzną na kawę. Czułam się tamtego wieczoru szczęściarą i nawet mi przez myśl nie przeszło, że półtora roku później będę potwornie żałować podjętej wtedy decyzji.
Ciąg dalszy w wersji pełnej