Ibra. Chłopak, który odnalazł własną drogę (seria "Wydarzyło się naprawdę") - Yvette Żółtowska-Darska - ebook

Ibra. Chłopak, który odnalazł własną drogę (seria "Wydarzyło się naprawdę") ebook

Yvette Żółtowska-Darska

0,0

Opis

„Pielęgnuj swój talent, wykorzystaj go i ciężko pracuj. Zastosuj się do mojej rady, a będziesz mógł osiągnąć wszystko”.
Zlatan Ibrahimović

Był dzieckiem, kiedy skradziono mu ukochanego BMX-a, po czym on sam, z biedy, nauczył się kraść rowery. Miał dziewięć lat, gdy rozdzielono go z siostrą. I trzynaście, kiedy rodzice kolegów zażądali usunięcia go z klubu. Za młodu uważany za trudnego i szalonego, dziś jest legendą światowego futbolu. Dlaczego? Bo miał charakter i wytrwał nawet wtedy, gdy nikt na niego nie stawiał.

Poznaj historię Zlatana. Syna bałkańskich imigrantów, który w ojczystej Szwecji stał się popularniejszy od króla. Byłego kapitana szwedzkiej reprezentacji i czołowego napastnika Malmö FF, Ajaksu, Juventusu, Interu, Barcelony, Milanu, PSG, Man Utd i LA Galaxy. Wreszcie, autora bodaj najbardziej efektownej bramki w historii futbolu.

IBRA to uniwersalna opowieść, która – choć ściska za gardło – pozwala wierzyć, że nawet z pogmatwanego i bardzo trudnego dzieciństwa można się wyzwolić. A także pokazuje, że czasem warto być… innym.

Przeczytaj i przekonaj się, że to wszystko WYDARZYŁO SIĘ NAPRAWDĘ.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 153

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Książkę tę dedykuję Milowi i wszystkim dzieciom Oraz Zlatanowi, który udowodnił, że za każdą futbolową postacią kryje się człowiek. O piłkarzach często mówi się „bogacz”, „po prostu biega za piłką”. Twoja historia pokazuje co innego. I DAJE NADZIEJĘ.

WSTĘP

Był raz sobieniepokorny chłopiec o brązowych, mądrych oczach i wyrazistym nosku. Jego mama urodziła się w Chorwacji, tata w Bośni. Oba kraje należały wówczas do jednego państwa, które nazywało się Jugosławia i które dzisiaj już nie istnieje. Ponieważ w Jugosławii nie działo się dobrze, tych dwoje młodych ludzi wyjechało do Szwecji. Tam się poznali. Tam przyszła na świat dwójka ich dzieci. Niedługo potem się rozstali, ale wciąż mieszkali niedaleko siebie. Byli imigrantami.I jak to wśród imigrantów bywa, w ich domach nieraz brakowało jedzenia, a ich synek często chodził głodny. Ale nie to było najgorsze.

Najbardziej brakowało mu czułości. Ani mama, ani tata – choć bardzo kochali swoje dzieci – nie umieli jej okazywać. Chłopiec od małego musiał radzić sobie sam. I radził sobie jak umiał. Tyle że jakkolwiek się starał, wśród szwedzkich rówieśników wciąż był tym „innym” – gorszym.

Nasz bohater od dawna nie bywa już głodny. Został piłkarzem, i to wybitnym. Przez 24 lata grał w 9 wielkich klubach, był kapitanem reprezentacji Szwecji, a po zakończeniu kariery wrócił do ukochanego Milanu, w którym objął funkcję dyrektora sportowego. Ma mądrą i piękną żonę, dwóch wspaniałych synów oraz… czarny pas w taekwondo. Zarabiał – i nadal zarabia – miliony, a w swoim ojczystym kraju jest popularniejszy od króla.

Jak widać, odnalazł swoją drogę w życiu.

Chciałabym opowiedzieć Wam jego nieprawdopodobną historię. Historię chłopca, który zwie się…

Zlatan Ibrahimović.

ROZDZIAŁ 1MALMÖ, BETONOWE BLOKI I PARA NAJKÓW, czyli gdzie urodził się Zlatan

Rosengård (wymawiaj: Rusengod) to jedna z dzielnic Malmö (wymawiaj: Malme) – leżącego nad Bałtykiem szwedzkiego miasta portowego. Wprawdzie jej nazwa po polsku to „Różany Ogród” (po szwedzku rosen to róże, a gård – ogród), jednak do miłej i sielskiej okolicy jest jej bardzo daleko. Wbrew temu, czego moglibyście się spodziewać, nie znajdziemy tam przytulnych willi z wypielęgnowanymi różanymi ogrodami. Wręcz przeciwnie. Sześćdziesiąt lat temu w Rosengård postawiono ogromne osiedla mieszkaniowe, zwane blokowiskami. Jak na tamte czasy były bardzo nowoczesne i wielu Szwedów chętnie się do nich przeprowadziło. Z upływem lat budynki przestały jednak być nowoczesne i zaczęły niszczeć, a pierwotni mieszkańcy systematycznie wyprowadzali się do innych, lepszych dzielnic. Widząc te pustoszejące z każdym rokiem osiedla, szwedzki rząd zdecydował, że będzie tam osiedlać imigrantów, którzy pod koniec lat 70. ubiegłego wieku zaczęli masowo – bo w dziesiątkach, a potem setkach tysięcy – przybywać do tego kraju.

Pewnie chcielibyście wiedzieć, kim są imigranci. To obcokrajowcy, którzy całymi rodzinami opuszczają kraj, w którym się urodzili, a w którym jest im źle. Bo na przykład w miejscu, w którym żyją, trwa wojna, są prześladowani przez rząd (są to tak zwani uchodźcy polityczni) lub po prostu nie mogą znaleźć pracy (tak zwani uchodźcy zarobkowi). Wyjeżdżają ze swojej ojczyzny do innego państwa i za zgodą jego władz osiedlają się w nim na stałe. Uczą się nowego języka, znajdują nową pracę, ich dzieci chodzą do nowych szkół i z upływem czasu bardziej lub mniej przystosowują się do życia w nowym miejscu.

Imigranci, którzy zamieszkali w Rosengård, pochodzili z różnych krajów: z Iraku, Somalii, Afganistanu, Jugosławii, Turcji, a także z Polski, w której w tamtym czasie żyło się zupełnie inaczej niż dziś. W ciągu zaledwie 20 lat zasiedlili tysiące tanich mieszkań w blokach, co sprawiło, że ta część Malmö stała się odizolowaną od reszty miasta dzielnicą obcokrajowców – i powoli zamieniała się w tak zwane getto. Nie żyło im się tu łatwo. Choć ciężko pracowali, dalej byli biedni. W ich dzielnicy często dochodziło do konfliktów i bójek. Wiedzieli jednak, że Szwecja to ich jedyna szansa na lepsze jutro. Czyli po trosze rzeczywiście była dla nich prawdziwym „różanym ogrodem”.

To waśnie w Rosengård zamieszkali i poznali się w latach 70. ubiegłego wieku rodzice naszego bohatera: Jurka Gravić i Šefik (wymawiaj: Szefik) Ibrahimović. Dotarli tu z Jugosławii – położonego na Bałkanach kraju, w którym 20 lat później, czyli w latach 90. ubiegłego wieku, wybuchnie okrutna wojna domowa i który później rozpadnie się na szereg niepodległych państw, takich jak Chorwacja, Bośnia i Hercegowina, Serbia czy Słowenia.

Pan Šefik pochodził z terenów obecnej Bośni. W swoim ojczystym kraju był murarzem i pracował na budowach. W Malmö zajmował się konserwacją budynków. Ilekroć w jakimś domu coś się zepsuło, wzywano go, by to zreperował. To dlatego zawsze musiał być dostępny i przez cały dzień chodził w roboczym kombinezonie z niezliczoną ilością kieszeni wypełnionych narzędziami. Pani Jurka pochodziła z Chorwacji. W Malmö zarabiała jako sprzątaczka. Kiedy się pobierali, mieli już dzieci z poprzednich związków. Pan Šefik miał syna Sapkę, jego żona – dwie córki.

Po ślubie na świat przyszła ich wspólna córka Sanela. Dwa lata później – śliczny ciemnooki chłopczyk, któremu rodzice nadali popularne na Bałkanach imię Zlatan, pochodzące od słowa zlato, czyli złoto. Niestety państwo Ibrahimović nie byli szczęśliwym małżeństwem. Często się kłócili i nie minęły kolejne dwa lata, kiedy się rozeszli. Sanela i Zlatan zostali z mamą. Z tatą widywali się w co drugą niedzielę.

Oboje uwielbiali te spotkania. Tata kochał dzieci, tęsknił za nimi i zawsze starał się, żeby były zadowolone. Pan Šefik miał wysłużonego niebieskiego opla kadetta, którym przyjeżdżał po syna i córkę. Razem jeździli na plażę lub do miejskiego parku. Tam tata kupował im hamburgery, lody i wesoło spędzali czas. Nieraz wręczał im też kieszonkowe i wtedy czuli się jak królowie.

Te dni były dla małego Zlatana jak święto.

Przy tacie czuł się dobrze i bezpiecznie.

Raz, co nasz bohater pamięta do dziś, tata całkowicie zaszalał. Kupił każdemu z dzieci po parze najków – i to nie byle jakich, bo air maxów (wymawiaj: er maksów). Firma Nike dopiero co wprowadziła ten model na rynek i był on totalnie rewolucyjny: miał okienko z powietrzem w podeszwie.

– Tato, tato, to naprawdę dla nas?! – wołały zaskoczone dzieci.

– Prawdziwe air maxy?! Hurrraaa! Hurrraaa!!! – przekrzykiwały się na przemian i obcałowywały ojca.

Buty kosztowały fortunę, bo aż 1000 koron za parę (prawie 500 złotych), co przy skromnych zarobkach pana Šefika było nie lada wyrzeczeniem. Jednak nie tylko cena była tu ważna. Air maxy Zlatana były zielone, a Saneli – różowe. I nikt – ale to absolutnie NIKT – nie miał takich ani w szkole, ani w całym Rosengård.

– Wow!!! Ale masz czaderskie buty! – komentowali w poniedziałek jeden po drugim koledzy w szkole i na podwórku.

Tego dnia Zlatan czuł się naprawdę wyjątkowo.

ROZDZIAŁ 2ZŁAMANA CHOCHLA I UPADEK Z DACHU, czyli twarda ręka pani Jurki

Po rozstaniu rodziców dzieci zostały z mamą w mieszkaniu przy Cronmans Väg (wymawiaj: Kronmans Wag), na 4. piętrze bloku, który przypomina setki podobnych budynków mieszkalnych, stojących na polskich osiedlach. Kiedy Zlatan miał 5 lat, pani Jurka urodziła jego przyrodniego brata, Alexandra, na którego wołano Keki. W domu była więc piątka dzieci, bo z Sanelą, Zlatanem i Kekim mieszkały jeszcze ich dwie przyrodnie starsze siostry – dorastające córki pani Jurki.

Rodzina nie miała łatwego życia. Pani Jurka zawsze była przerażająco zmęczona. By wyżywić wszystkich, pracowała ponad siły. Sprzątała po kilkanaście godzin na dobę, dosłownie zasypiając ze zmęczenia. Zlatan z malutkim Kekim starali się jej pomagać. Kiedy mogli, wynosili śmieci w domach, w których sprzątała. Czasem nawet zarobili przy tym parę groszy, które w Szwecji nazywają się öre(wymawiaj: ere).

Zlatan i Keki, jak większość małych chłopców, byli dziećmi, które określamy mianem żywego srebra. Wszystkiego musieli spróbować, wszystkiego dotknąć. I oczywiście, im bardziej coś było zakazane przez dorosłych, tym ciekawsze im się wydawało. Z kolei pani Jurka – u kresu wytrzymałości z przepracowania i w dodatku sama surowo wychowana – nie umiała okazać synom cierpliwości i czułości. Kiedy któreś z nich coś niechcący przeskrobało albo zepsuło, mama wybuchała i nie przebierała w środkach.

– Biła nas drewnianą chochlą. Czasem zdarzało się, że chochla się łamała, i wtedy musiałem kupić nową. Jakby to była moja wina, że uderzała tak mocno – smutno wyzna po latach dorosły Zlatan*.

Pewnego razu chłopiec w przedszkolu rzucił cegłą. Ta odbiła się od czegoś i poleciała prosto w okno, wybijając oczywiście szybę.

– Zlatan, ale narozrabiałeś!!! Dzieci, odsuńcie się! Wszędzie jest szkło, możecie się pokaleczyć! – krzyczała przerażona wychowawczyni.

Mały Zlatan stał z boku z zaciśniętymi piąstkami i z zagryzionymi wargami, patrzył na zbite okno i błagał w myślach, żeby pani nie powiedziała o tym mamie.

– Muszę porozmawiać z twoją mamą. Za szybę trzeba zapłacić – zapowiedziała wychowawczyni.

Chłopiec aż się skulił.

W myślach słyszał już krzyk mamy i czuł bolesne razy.

– Kiedy mama się o tym dowiedziała, oszalała ze złości – wspomina piłkarz. – Wszystko, co miała pod ręką, leciało w moją stronę. Dziabnęła mnie chochlą, bang, bang! Zraniła mnie, ale też złamała tę drewnianą chochlę. W domu nie było zapasowej, więc ścigała mnie uzbrojona w wałek.

Na pomoc bratu przyszła, jak zawsze, niezastąpiona Sanela. Kiedy w domu trochę ucichło, dziewczynka uchyliła drzwi pokoju.

– Psssst, Zlatan… Chodź tu… – szepnęła.

Wiedziała, jak go boli. Posadziła brata na małym stołeczku, oczyściła i rany i delikatnie na nie podmuchała, nakleiła plaster. Miała już wprawę, więc wszystko robiła bardzo sprawnie. Jej brat cichutko pochlipywał, a ona nuciła ich ulubioną piosenkę.

– Zlatan, złotko, nie martw się, do wesela się zagoi – mówiła.

Chłopiec jej wierzył.

Miała tylko dwa lata więcej, ale była prawdziwą starszą siostrą.

Innym razem Zlatan wspiął się na dach przedszkola i spadł. Nabił sobie wielkiego siniaka i zapłakany przybiegł przytulić się do mamy.

– Co za idiota wspina się na dach?! – wrzasnęła wściekła pani Jurka i wymierzyła synowi solidny policzek. – Co ty tam robiłeś, co? Zasłużyłeś sobie na to.

Zastygły z przerażenia i bólu chłopczyk nie powiedział ani słowa, odszedł w milczeniu na bok i dopiero Sanela utuliła brata.

Zlatan cierpiał, ale bardzo kochał mamę. Do dziś bardzo ją kocha. Bo z mamą tak jest, że dla każdego dziecka to bardzo ważna osoba. Naukowcy czasem żartują, że każdy z nas ma pępek, czyli ślad na pamiątkę tego, jak bardzo od samego początku jesteśmy związani z mamą. I nawet gdy mama krzyczy, gdy jest smutna, gdy nie mówi dziecku, że je kocha, i robi wiele rzeczy, których nigdy nie powinna robić, to dziecko zawsze czuje z nią więź.

Pani Jurka nie chciała źle. Wydawało jej się, że jeśli będzie ciężko pracować i karmić dzieci, to jakoś to będzie. Że jeśli zbije syna lub skrzyczy córkę, to wyrosną na ludzi. Ale dzieci nie można bić, nie można na nie krzyczeć i obwiniać o wszystko. Tyle że pani Jurka nie umiała inaczej. Sama została tak wychowana, a w dodatku prawie zawsze była zmęczona i smutna. Choć nie miała złych intencji, robiła rzeczy, których nigdy nie powinna robić. Dziś o tym wie. Wie o tym również dorosły Zlatan. Nasz bohater już dawno zrozumiał, jak trudne życie miała pani Jurka i dlaczego była taką, a nie inną mamą.

Ze względu na sytuację w domu chłopiec najchętniej przebywał na podwórku. Praktycznie się na nim wychował, biegając lub kopiąc piłkę. Piłka nożna stała się jego największą pasją. Lekiem na smutek, złość, poczucie niesprawiedliwości i brak bezpieczeństwa.

Grał w nią non stop.

– Byłem jednym z wielu chłopaków, którzy kopali piłkę w Rosengård. Nawet gorszym od nich, ponieważ czułem przeraźliwą złość. Biłem innych, kłóciłem się z kolegami z drużyny. Ale miałem piłkę. Była moja i grałem przez cały czas. Na podwórku, na boisku, podczas przerw… – wyzna po latach w autobiografii.

To zaś, że znalazł taki właśnie „ratunek”, było dla niego pierwszą ważną lekcją. Nauczył się dzięki temu, że w naszym życiu nic nie dzieje się przez przypadek. Wszystko zdarza się PO COŚ, nawet jeśli te zdarzenia są smutne i bolesne. Być może gdyby mama Zlatana była inna, gdyby wiodła spokojne życie i potrafiła dać mu to, czego dzieci potrzebują, nasz bohater nie grałby tyle w piłkę, tylko oglądał bajki, układał lego czy bawił się samochodzikami. I pewnie byłby szczęśliwszym, beztroskim dzieckiem, ale…

Kto wie, czy zostałby wielkim piłkarzem.

* Przytaczane tu i w następnych rozdziałach wypowiedzi Zlatana pochodzą z jego znakomitej, szokująco szczerej autobiografii Ja, Ibra. Nasz bohater napisał ją wspólnie ze szwedzkim pisarzem, Davidem Lagercrantzem, a w Polsce wydało ją wydawnictwo SQN.

ROZDZIAŁ 3RONALDO Z ROSENGÅRD, czyli boisko Cyganów i brazylijskie sztuczki

Rosengård podzielone było na kilka wielkich osiedli mieszkaniowych. To, w którym mieszkał Zlatan, nazywało się Törnrosen (wymawiaj: Ternrosen). Pomiędzy cztery wielkie bloki – w tym blok, w którym mieszkała pani Jurka – wciśnięte były tam placyk zabaw, huśtawka i malutkie boisko piłkarskie. I to właśnie na nim chłopcy z Törnrosen spędzali wszystkie popołudnia oraz wieczory. Zlatan z pewnością spędzałby też i noce, gdyby nie głód i zmrok, które w końcu ostatecznie wyganiały młodych piłkarzy do domów.

Posiłkiem, który chłopiec zapamiętał na całe życie, był makaron z ketchupem. Jadł go prawie codziennie, ponieważ pani Jurki nie było stać na nic więcej. Nie miała pieniędzy, żeby zrobić prawdziwy sos do makaronu. Ketchup był najtańszy. Mimo to Zlatan z Sanelą czym prędzej siadali do stołu, przy którym ścigali się, kto szybciej wciągnie ustami nitki makaronu. Wyobrażali sobie, że to najpyszniejsze spaghetti na świecie. Bo wyobraźnia to bardzo fajny wynalazek – potrafi na chwilę zaczarować rzeczywistość.

By nie być głodne, rodzeństwo chodziło do cioci Hanife, siostry taty, która mieszkała piętro niżej. Albo do cioci Marii – najbliższej przyjaciółki mamy, również mieszkającej w tym samym bloku. Pani Maria była dla nich jak druga mama. To ona opiekowała się wcześniej malutkim Zlatanem, kiedy pani Jurka szła do pracy. U obu cioć dzieci dostawały prawdziwe pychoty – jajecznicę albo kawałek kurczaka. Oczywiście Zlatan nie byłby sobą, gdyby, nie przełknąwszy jeszcze ostatniego kęsa, nie był z powrotem na boisku. Nie on jeden zresztą. Dla chłopców z Rosengård boisko było całym ich dziecięcym światem. To ono stanowiło najważniejszy punkt każdego osiedla. Tu też zawiązywały się znajomości i sojusze pomiędzy dziećmi imigrantów z poszczególnych państw, tym bardziej że każdy „kraj” chodził grać na swoje.

To, że z boiska Törnrosen korzystały niemal wyłącznie dzieci uchodźców z byłej Jugosławi, Albanii czy Turcji, sprawiało, że w całej dzielnicy nazywane było Boiskiem Cyganów**. A ponieważ Bałkany słyną z twardych obyczajów, w Törnrosen nie przebierano w środkach. Grało się tu wybitnie ostro i brutalnie. Notorycznie niedożywiony Zlatan był wtedy niski i drobnej postury (tak, tak, wiem, patrząc na obecne 1,95 metra wzrostu naszego bohatera, nigdy nie pomyślelibyśmy, że w dzieciństwie brakowało mu centymetrów, ale tak właśnie było) i z tego powodu nieraz padał ofiarą silniejszych kolegów. Albo – co było dla niego jeszcze gorsze – w ogóle nie dopuszczano go do gry.

– Spadaj, smarkaczu. Jesteś za mały, by z nami grać – bezpardonowo mówili „duzi” z osiedla.

Zlatana straszliwie to wkurzało. Tym bardziej że – by pokazać mu, gdzie jego miejsce – starsi już na powitanie szturchali go i częstowali kopniakami częściej niż pozostałych.

Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

– By wrócić do domu z całymi kostkami, no i przede wszystkim by usłyszeć okrzyki zachwytu, które tak bardzo lubiłem, zmuszony byłem do wymyślania wciąż nowych numerów. Musiałem ćwiczyć i ćwiczyć, aż udawało mi się robić to lepiej od innych – przyzna po latach.

Jak każdy chłopiec w jego wieku Zlatan miał swoich idoli, ale nie byli to piłkarze szwedzcy. Ci kompletnie go nie interesowali. Chłopak był natomiast bezgranicznie zakochany w piłce brazylijskiej. Wyrafinowanej, pełnej cudownych sztuczek, kiwek i dryblingów. Na Brazylijczyków takich jak Romário, Bebeto czy Ronaldo mógł patrzeć bez przerwy.

Zwłaszcza na tego ostatniego.

Słynny O Fenômeno(Fenomen), czyli Ronaldo Luís Nazário de Lima, w skrócie zwany Ronaldo, był idolem młodego Zlatana. Urodził się w 1976 roku i grał na pozycji napastnika w największych europejskich klubach: Barcelonie, Interze Mediolan, Realu Madryt czy Milanie. Razem z reprezentacją Brazylii dwa razy wygrał mundial: w USA w 1994 roku oraz w Korei Południowej i Japonii w 2002 roku. I to właśnie jego plakaty wisiały na ścianach pokoju naszego bohatera, a karty z podobizną tego napastnika hołubił jak cenne relikwie Zlatan***. Chłopiec z wypiekami na policzkach śledził mecze z udziałem Ronaldo – podpatrywał, a następnie do upadłego dzień w dzień ćwiczył zagrania i sztuczki brazylijskiego idola. Sztuczki, którymi w końcu zapracuje sobie na szacunek twardzieli z Törnrosen.

** Cyganie to potoczne określenie Romów, którzy nie mają własnego państwa i mieszkają tam, gdzie uda im się osiąść. Najwięcej Romów mieszka w Rumunii, Albanii, Turcji i państwach bałkańskich, a także w Polsce. Ze względu na specyficzną kulturę często spotykają się z niechęcią i nieufnością otoczenia. Z powodu ciemnych oczu, włosów i ciemniejszego odcienia skóry imigranci z państw bałkańskich byli często złośliwie przezywani przez jasnowłosych i jasnookich Szwedów „Cyganami”, choć Romami wcale nie byli.

*** Jeśli jesteście ciekawi jego niesamowitej biografii, gorąco polecam Wam książkę, którą napisałam wraz z Jackiem Sarzałą, Ronaldo Luís Nazário de Lima. Po prostu fenomen i która również ukazała się w serii Wydarzyło się naprawdę.

Ibra. Chłopak, który odnalazł własną drogę

Copyright © Yvette Żółtowska-Darska 2025

Copyright © Milo Darski 2025

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo SQN 2025

Koncepcja graficzna całości i wybór zdjęć – Yvette Żółtowska-Darska

Projekt okładki – Paweł Szczepanik / BookOne.pl

Skład stron fotograficznych – Piotr Dziurian

Ilustracje – Anna Wizgird-Todorov

Zdjęcia na okładce – Getty Images

Redakcja – Grzegorz Krzymianowski

Korekta – Agnieszka Zygmunt-Bisek, Grzegorz Krzymianowski

Skład i łamanie – TYPO2 Jolanta Ugorowska

Przygotowanie e-booka – Natalia Patorska

Zdjęcia – BE&W/Alamy, East News, Forum, Getty Images, Shutterstock, Voetbal International, Yvette Żółtowska-Darska

All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

Drogi Czytelniku,

niniejsza książka jest owocem pracy m.in. autora, zespołu redakcyjnego i grafików.

Prosimy, abyś uszanował ich zaangażowanie, wysiłek i czas. Nie udostępniaj jej innym, również w postaci e-booka, a cytując fragmenty, nie zmieniaj ich treści. Podawaj źródło ich pochodzenia oraz, w wypadku książek obcych, także nazwisko tłumacza.

Dziękujemy!

Ekipa Wydawnictwa SQN

Wydanie I, Kraków 2025

ISBN mobi: 9788384060537

ISBN epub: 9788384060544

Ten e-book jest zgodny z wymogami Europejskiego Aktu o Dostępności (EAA)

Wydawnictwo SQN pragnie podziękować wszystkim, którzy wnieśli swój czas, energię i zaangażowanie w przygotowanie niniejszej książki:

Produkcja: Kamil Misiek, Joanna Pelc, Joanna Mika, Grzegorz Krzymianowski, Natalia Patorska, Katarzyna Kotynia

Design i grafika: Paweł Szczepanik, Marcin Karaś, Julia Siuda, Zuzanna Pieczyńska

Promocja: Aleksandra Parzyszek, Piotr Stokłosa, Łukasz Szreniawa, Małgorzata Folwarska, Marta Sobczyk-Ziębińska, Natalia Nowak, Magdalena Ignaciuk-Rakowska, Martyna Całusińska, Aleksandra Doligalska

Sprzedaż: Tomasz Nowiński, Patrycja Talaga

E-commercei IT: Tomasz Wójcik, Szymon Hagno, Marta Tabiś, Marcin Mendelski, Jan Maślanka, Anna Rasiewicz

Administracja: Monika Czekaj, Małgorzata Pokrywka

finanse: Karolina Żak

Zarząd: Przemysław Romański, Łukasz Kuśnierz, Michał Rędziak

www.wsqn.pl

www.sqnstore.pl

www.labotiga.pl