Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
Wielka sztuka przebaczania Poradnik dla kobiet
Najtrudniejsze ćwiczenie podczas prowadzonych przeze mnie warsztatówJesteś córką Królajest uzmysłowienie sobie skojarzeń, jakie mamy z naszym tatą… Każda z nas nosi na dnie serca głębokie pragnienie bycia zauważoną, docenioną, podziwianą… Pragniemy, aby ktoś o nas walczył, patrzył z miłością i troską… Mówił nam, że jesteśmy mądre, piękne, bezcenne –że warto za nas oddać życie…
Może powiesz: „ja nie potrafię wybaczać”. To ja Ci odpowiadam: „to jak najszybciej się naucz!”. Największą ofiarą nieprzebaczenia jesteś Ty sama. Twój mózg nie odróżnia traumy od rzeczywistego doświadczenia. I w jednym i drugim przypadku reagujesz silnym stresem, który ma za zadanie przystosować Cię do zmiany lub pomóc przeżyć zagrożenie.
Jedynym skutecznym wyjściem, którego z całą pewnością potrzebujesz, jest przeżyć proces przebaczenia… Pamiętaj, że przebaczenie nie musi oznaczać pojednania.
Trauma z dzieciństwa? Popraw koronę, naucz się wybaczać i biegnij dalej. Ku Bogu.
– Małgorzata Kornacka
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 219
Projekt okładki i stron tytułowych Fahrenheit 451
Zdjęcia na okładce front: © Freepik
Zdjęcie autorki na okładce tył: © Wojciech Piotrowski
Ilustracje Jan Tatura
Redakcja i korekta Agata Łojek
Skład i łamanie wersji do druku Gabriela Rzeszutek
Dyrektor projektów wydawniczych Maciej Marchewicz
ISBN 9788380791398
Copyright © Małgorzata Kornacka
Copyright © for Fronda PL sp. z o.o., Warszawa 2025
Kontakt z Autorką za pośrednictwem strony www.malgorzatakornacka.pl
Wydawca
FRONDA PL, Sp. z o. o.
ul. Łopuszańska 32
02-220 Warszawa
tel. 22 836 54 44, 877 37 35
faks 22 877 37 34
e-mail: [email protected]
www.wydawnictwofronda.pl
www.facebook.com/FrondaWydawnictwo
www.twitter.com/Wyd_Fronda
Przygotowanie wersji elektronicznej
Epubeum
Pewnego dnia Król Lew wydał polecenie zwierzętom, aby ustawiły się w dwóch rzędach na przeciwko siebie. Po lewej stronie mieli stanąć wszyscy, którzy twierdzą, że są mądrzy, a po prawej ci, którzy uważają się za pięknych. Zwierzęta skrzętnie wykonały rozkaz króla tworząc szpaler, na jego końcu ku zdziwieniu wszystkich stanęła żaba.
- Dlaczego nie wybrałaś swojego miejsca? – zapytał król.
- No przecież się nie rozerwę – odpowiedziała żabka.
No i ja dzisiaj występuję przed Państwem w roli tej żaby…
Ale tak serio, to prawda jest zupełnie inna.
Wydaje mi się, że mam świadomość moich wielu niedostatków.
Na moim stoliku stoi niemały stos wciąż nieprzeczytanych książek, które miałam zamiar przeczytać zanim siądę do pisania kolejnej…
Tymczasem myślę, że inspiracje z nieba spadają na nas często nieoczekiwanie, wchodzą jak nieproszony gość przynosząc błogosławiony zamęt i pytanie, na ile jestem w stanie dać się porwać, ponieść Temu, który ma dla nas najwspanialszy plan, który przekracza nasze oczekiwania…
Pisałam już o tym, jak zdecydowałam, że kupuję siodło… Gdy tak wiele osób pytało mnie, nie czy, tylko kiedy napiszę książkę.
Wiedziałam, że jeśli jedna osoba mówi ci, że jesteś osłem to się tylko zaśmiej, jeśli dwie, to się zastanów, czy nim nie jesteś, ale jeśli trzy – to kup sobie siodło… No i kupiłam… Historia zakręciła koło i ku mojemu zaskoczeniu pytania o kolejną książkę zarówno ze strony znajomych jak i nieznajomych, zdecydowanie nabrały impetu...
Więc z głęboką świadomością swoich braków i równie głębokim przekonaniem, że dostaję zaproszenie z góry mówię: oto jestem…
Zapraszam Cię do podróży w głąb Twojego serca.
Gorąco życzę Ci, żebyś odnalazła drzemiącą w nim siłę, przekonanie, że jesteś naprawdę wyjątkowa, kochana, że jesteś Pięknym i Unikatowym Darem dla świata, bo przecież jesteś Córką Króla…
Wybrałaś się ze mną w podróż w głąb Twojego serca. Gratuluję Ci odwagi i determinacji. Wierzę, że czeka nas wiele wzruszających, pięknych momentów.
Zacznijmy od pytania, które brzmi:
Kim jesteś?
Co Ci przychodzi do głowy, kiedy myślisz o sobie?
Może nigdy nie zadawałaś sobie tego pytania, a może robisz to nieustannie…
Czy znalazłaś już odpowiedź?
Czy jesteś z niej zadowolona?
Gdybyś mogła się przenieść do jakiejś bajki, powieści, filmu, to kim byś w nich była?
A kim chciałabyś być?
Czy te postaci są inne – rola, którą chciałabyś zagrać, jest inna od tej, którą grasz?
Dlaczego wybrałaś tę właśnie postać?
Czy dlatego, że jesteś do niej podobna? Czy też dlatego, że w głębi serca pragniesz nią być, ale Twoja codzienność jest zbyt odległa od Twojego marzenia?
A może masz wielki kłopot, żeby znaleźć odpowiedzi? Daj sobie, proszę, czas… może właśnie jego teraz najbardziej potrzebujesz…
W ciągu naszego życia wchodzimy w różne role: żon, matek, przyjaciółek, sióstr, szefowych, podwładnych. Oczywiście nie każdej z nas jest pisana każda z tych ról.
Jest jednak rola, w którą wchodzimy wszystkie! Co więcej, przyjmujemy ją bez udziału naszej woli i świadomości…
To rola córki.
Każda z nas, rodząc się, przyjmuje tę rolę i właśnie dlatego to jej chcę się przyjrzeć w pierwszej kolejności.
Kiedy prowadzę warsztaty Jesteś Córką Króla, proszę o uzmysłowienie sobie skojarzeń, jakie mamy z naszym tatą…
To jest najtrudniejsze ćwiczenie podczas tych warsztatów. Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak silne emocje w nas drzemią, jak zaskakująco wielkie poruszenie wywołuje w nas temat taty… Dlaczego tak jest? Bo każda z nas nosi na dnie serca głębokie pragnienie bycia zauważoną, ważną, docenioną, podziwianą… Bo pragniemy, aby ktoś o nas walczył, starał się, patrzył z miłością i troską… Mówił nam, że jesteśmy mądre, piękne, wartościowe, bezcenne – że jesteśmy warte tego, aby nas chronić, dbać o nas, troszczyć się i wreszcie, że warto za nas oddać życie…
Czy nasi ojcowie dali radę? Czy udało im się to przekazać?
Zdarzają się w sali dziewczyny, które mają piękne doświadczenie relacji z tatą. Często boją się o tym mówić, widząc łzy, głębokie poruszenie, uczucia smutku, żalu w oczach innych kobiet…
Bywają i takie, które w trakcie warsztatów zauważają, przypominają sobie dobre chwile ze swoim tatą, chwile, które wyparły, a przez lata pielęgnowały w sobie tylko pamięć bolesnych wydarzeń… Uzmysłowienie sobie, że ojciec dał Ci też coś dobrego, jest niezwykle uwalniające i wzruszające…
Czasem jednak bywa i tak, że nie możesz znaleźć niczego dobrego, co otrzymałaś od swojego ojca, poza tym, że żyjesz… Wiele kobiet może nosić w sobie jakieś podobieństwo do swojego ojca – mogą to być cechy charakteru albo wyglądu. Jeżeli jesteś taką kobietą i przepełnia Cię żal, poczucie krzywdy, nienawiść, to może się zdarzyć, że te cechy, które obiektywnie mogą być neutralne albo nawet nieść jakiś potencjał, dar, staną się dla Ciebie nieznośnym ciężarem… Mogą przypominać Ci o Twojej krzywdzie, mogą wreszcie sprawić, że zamiast wykorzystać je w dobrym celu zaczniesz nienawidzić samą siebie…
Jedynym skutecznym wyjściem, którego z całą pewnością potrzebujesz, jest przeżyć proces przebaczenia…
Pamiętaj, że przebaczenie nie musi oznaczać pojednania.
Do pojednania potrzebna jest obecność drugiej osoby, która nas skrzywdziła lub którą my również skrzywdziłyśmy.
Potrzebna jest rozmowa o tym, co nas podzieliło, nazwanie tego, co nas boli, potrzebne jest szczere przepraszam i potrzebne jest zadośćuczynienie, które ma przynajmniej usiłować naprawić popełniony błąd. Pojednanie jest jak tango – potrzeba do niego dwojga…
Przebaczenie natomiast to Twoja autonomiczna decyzja. Przestaję kogoś karać za to, co mi zrobił. Przestaję do tego wracać, przestaję o tym mówić. Przestaję się mścić.
Jeśli jesteś chrześcijanką, to przebaczenie nie może być dla Ciebie fakultatywne. Jest po prostu obligatoryjne! „Przebacz nam, jak i my przebaczamy…” – jeśli Ty nie przebaczysz, sama również nie doświadczysz przebaczenia…
Brak przebaczenia niesie opłakane skutki również z psychologicznego punktu widzenia.
Przypomina picie trucizny z nadzieją, że zadziała ona na tego drugiego.
Tymczasem największą ofiarą nieprzebaczenia jesteś Ty sama. Twój mózg nie odróżnia wyobrażenia traumy od rzeczywistego doświadczenia. I w jednym, i drugim przypadku reagujesz silnym stresem, który ma za zadanie przystosować Cię do zmiany lub pomóc przeżyć zagrożenie… Jeśli pielęgnujesz w pamięci urazy, Twój mózg wszczyna alarm, który wiąże się z dużymi kosztami. I to w takim samym stopniu dotyczy krzywdy, którą ktoś Ci wyrządził, jak i tej, której nie potrafisz wybaczyć samej sobie.
Może powiesz: „ja nie potrafię wybaczać”.
To ja Ci mówię: „to jak najszybciej się naucz”.
Zadaj sobie proszę pytanie, co Ci to daje, że wracasz do swoich krzywd? Czy rozpamiętywanie ich naprawi przeszłość? Albo chociaż cofnie czas? A może jak będziesz robić to wystarczająco długo, to jednak coś się zmieni? A i owszem! Ty się zmienisz w osobę poranioną, z pękniętym sercem, w którym króluje zgorzknienie… Wybór zależy od Ciebie… To Ty i tylko Ty decydujesz, czy chcesz w nieskończoność rozpamiętywać dawne rany, czy decydujesz się odbyć żałobę po tym, co straciłaś, ale potem otrzepać się i odrodzić jak Feniks z popiołów… Testem na to, czy przebaczyłaś, czyli czy podjęłaś świadomą decyzję, żeby do pewnych spraw nie wracać, jest to, czy potrafisz życzyć dobra temu, kto Cię zranił. Jeśli tak, to jesteś na wspaniałej drodze do uzyskania wolności, spokoju i radości… Nie musisz być przyjaciółką tego, kto Cię skrzywdził! Wystarczy, że z serca przebaczysz…
W kulminacyjnym momencie swojej ziemskiej misji Jezus zawołał: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”… Przebaczenie, na które nie zasłużyłyśmy w żaden sposób, jest dane każdej z nas… Wyprzedza jakiekolwiek nasze działanie – Jezus umarł za nas, zanim zdążyłyśmy zrobić cokolwiek dobrego czy złego, i do tego umarł nie dlatego, że na to zasłużyłyśmy. Zatem przebaczenie, podobnie jak i prawdziwa miłość, jest za darmo i „pomimo”, i nie da się na nie zasłużyć. Na miłość nie da się zasługiwać, bo przypomina ona wtedy biznes, handel – wymianę interesów. A wtedy nie mamy już przecież do czynienia z miłością…
Łatwiej przebaczyć, gdy uświadomimy sobie, że my też potrafimy narozrabiać i że mimo to ktoś już nam przebaczył. A przecież „najbardziej kocha ten, któremu najwięcej przebaczono…”.
Jeśli zdecydujesz się oddzielić przeszłość grubą kreską, masz szansę zacząć funkcjonować jak zdrowa, dojrzała osoba… Masz szansę wziąć odpowiedzialność za swoje życie i zmieniać je …
Od czego możesz zacząć? Potrzebujesz uświadomić sobie, że masz w głowie program. Ten program składa się z przekonań na temat samej siebie, świata, innych ludzi. Że na przykład jesteś gorsza, beznadziejna albo wręcz przeciwnie: wyjątkowa, godna szacunku… Że inni ludzie są niebezpieczni albo że są lepsi, albo że się nie liczą, bo Ty jesteś najważniejsza… że świat jest zły, nieprzewidywalny, niesprawiedliwy albo że stoi przed Tobą otworem… (W tym miejscu przypomina mi się dowcip o optymiście i pesymiście: optymista twierdzi, że świat stoi przed nim otworem, a pesymista dokładnie wie, co to za otwór…).
Te przekonania nabywasz w dzieciństwie lub pod wpływem jakiejś traumy. Dzieje się to nieświadomie – żadna z nas nie siada na kanapie, nie drapie się w głowę i nie stwierdza: od tej pory będę tak o sobie myśleć. Czasem nie mamy zielonego pojęcia, że przyjęłyśmy jakieś przekonanie ani skąd się ono wzięło. Wnikliwsza praca pozwala je zauważyć, nazwać, określić jego źródła…
Dlaczego ten program jest tak ważny? Bo on potem determinuje nasze życie. Co masz w programie, masz też w swoim życiu. Osoby, które są przekonane, że są gorsze, mogą nigdy nie rozwinąć swojego potencjału. Mogą się zatrzymać, będąc przekonane, że nic lepszego im się nie należy, mogą nie doceniać siebie i swojego wpływu na życie. Będą funkcjonowały w trybie tak zwanej wyuczonej bezradności. Nie będą wykorzystywać nadarzających się okazji, nie będą nawet ich zauważać, co więcej, ich reakcje mogą być podsycane lękiem i myślą, że sobie nie poradzą, że to nie dla nich, że może inni tak, ale nie one, że może na to nie zasługują… Mogą czuć dyskomfort, gdy są chwalone albo gdy coś osiągną. Będą wtedy umniejszać swoje osiągnięcia. Legendarna już odpowiedź, która padła w moim gabinecie, brzmiała: „Każdy idiota jest w stanie skończyć medycynę”. Jeśli bowiem jakieś fakty przeczą naszej teorii (naszemu programowi), to tym gorzej dla faktów… Aby utrzymać błędne, ale za to bardzo głębokie przekonania, jesteśmy w stanie zakwestionować wszystko – umniejszenie swoich osiągnięć to typowy przykład. Te negatywne przekonania mogą też wprawić nas w wir nieustannego, wręcz chorobliwego doskonalenia się – czyli w wir perfekcjonizmu. Będziemy wciąż nie dość wystarczające i będziemy osiągać wiele, zazwyczaj dużo więcej niż inni, a mimo to odczuwać niezadowolenie i frustrację. W pogoni za nigdy nieosiągalnym wzorem – bo przecież zawsze coś było można zrobić lepiej – możemy zrujnować nasze życie, relacje z bliskimi, mężem, dziećmi, przyjaciółmi, współpracownikami i przede wszystkim z samą sobą.
Nie szanując siebie, swoich potrzeb, zaprzeczając emocjom, doprowadzamy się do skrajnego wyczerpania i w gruncie rzeczy potwornej samotności, ale za to z długą listą niewystarczających osiągnięć na naszym koncie.
Nie licząc się z kosztami, brniemy w to dalej, jak ćma, która nie jest w stanie zatrzymać się przed płomieniem świecy. Pchają nas do tego negatywne przekonania w naszym programie, którym wciąż chcemy zaprzeczyć…
Dlaczego tak się dzieje? Bo nasz mózg działa według określonych reguł. Nieznajomość tych reguł nie zwalnia nas, niestety, z ponoszenia wynikających z nich konsekwencji. Otóż człowiek wierzy w to, co słyszy. Biblia mówi wyraźnie: wiara rodzi się ze słuchania!
Wierzymy w to, co słyszymy, albo w to, co sobie sami powtarzamy. Wiedzą też o tym twórcy reklam. Dlaczego tyle pieniędzy inwestuje się w reklamy? Bo to działa. Powtarzanie działa.
Gdy coś powtarzamy w naszej głowie, między pojęciami buduje się jakby światłowód… I powstaje mocny, wyraźny ślad – jakby po piasku przejechała ciężarówka… Co powtarzasz, w to wierzysz…
Z jednym wyjątkiem. Jeśli wiesz, jaka jest prawda, to potrafisz się do tych treści zdystansować, pomyśleć, że ktoś chce Cię nabrać, zrobić Ci psikusa… Jeśli znasz prawdę… Natomiast jeśli jej nie znasz, to ktoś, powtarzając jakiś komunikat, może wzbudzić w Tobie wiarę w dowolne przekonanie…
A która z nas, rodząc się, wie, jaka jest o niej prawda? Kim jesteśmy, jaką mamy wartość, czy ją w ogóle mamy? Jak myślisz, w czyich oczach przeglądamy się w pierwszej kolejności?
To są oczywiście oczy naszych rodziców, a w szczególności ojców…
Więc co może myśleć o sobie dziewczynka, którą rodzice porzucili…
Albo którą porzucił ojciec?
Albo o którą nie dbali, nie troszczyli się?
Albo którą zaniedbywali emocjonalnie – lekceważyli jej uczucia, zabraniali jej je wyrażać czy nawet czuć?
Albo wobec której stosowali przemoc: od najlżejszej choć i tak okrutnej formy – biernej agresji, poprzez przemoc słowną aż do fizycznej łącznie z nadużyciami seksualnymi…
Co może myśleć o sobie takie dziecko? Z jakim bagażem przekonań na swój temat idzie w świat? Z całą pewnością daleko jej do stwierdzenia: „jestem córką króla”…
„Jestem nikim”; „Jestem nic niewarta”; „Jestem śmieciem, gównem”; „Jestem gorsza”; „Jestem słaba, głupia, brzydka”; „Świat jest okropny, bezwzględny”; „Mężczyźni są jak zwierzęta”; „Moje życie nie ma wartości”; „Inni się nie liczą”; „Gdybym była inną kobietą, moje życie byłoby inne, mój mąż by mnie szanował”; „W życiu trzeba walczyć o swoje, nie licząc się z innymi”; „Nic mi się nigdy nie uda”; „To moja wina”; „Na miłość trzeba zasłużyć”; „W życiu nic nie jest za darmo”; „Umiesz liczyć, licz na siebie”.
I właśnie w tym momencie nadchodzi kolejny etap, bo wbrew temu, co myślą niektórzy, to nie jest koniec naszej pracy.
Nie wystarczy tylko zdać sobie sprawy z naszych przekonań. Potrzeba się z nimi jeszcze rozprawić. Zauważam ostatnio fatalną tendencję polegającą na tym, że ludzie próbują dociec, jakie mają przekonania, skąd się one wzięły, kto zawinił i… na tym w zasadzie poprzestają… Co gorsza, ten proces może nigdy się nie skończyć, bo nieustanie można odkrywać jakieś nowe urazy…
Świetnie obrazuje to mem, na którym na kozetce u terapeuty leży klient, a terapeuta ze znudzoną miną stwierdza: „no dobra, ustalmy, że wszystkiemu winni są pana rodzice i miejmy to już z głowy”.
A przecież to dopiero początek naszej pracy. Jeśli nie pójdziemy dalej, do worka naszych problemów dołożymy jeszcze dodatkowy – w postaci poczucia krzywdy, żalu wobec tych, którzy są źródłem naszych przekonań…
Zatem po uzmysłowieniu sobie przekonań, które głęboko się w Tobie zakorzeniły, potrzebujesz odpowiedzieć sobie na pytanie, czy da się je zmienić?
Odpowiedź brzmi: Tak! Da się!
Po zwykłym podrapaniu się w głowę nasz mózg ma już inny skład biochemiczny… Nie chodzi mi jednak o to, że sposobem na zmianę naszego myślenia jest częste drapanie głowy… Musimy wejść głębiej…
Kto może to zrobić? Odpowiedź może nie być dla Ciebie satysfakcjonująca: głęboko zakorzenione poglądy możesz zmienić tylko Ty…
Tak, tylko Ty jesteś również za to odpowiedzialna, bo jeśli ktoś nie ma na coś wpływu, nie ponosi również odpowiedzialności…
A kto ostatecznie decyduje, o czym myślisz?
Znowu Ty!
Jeśli decydujesz, bo gdy tego nie robisz, rządzi Tobą Twój program wraz ze wszystkimi wgranymi do niego treściami: tymi prawdziwymi i fałszywymi, pozwalającymi nam przeżyć i destrukcyjnymi…
Co zatem możesz zrobić?
Potrzebujesz świadomie wejść w rolę swojej przyjaciółki…
Rola przyjaciółki jest niezwykle ważna… Przypomina rolę siostry, ale przecież nie każda z nas ma biologiczne rodzeństwo. To cudowna rola, „dobrze zagrana” sprawia, że możemy uczyć się kochać zarówno innych, jak i siebie… Doświadczać prawdziwej miłości.
Wiele razy na spotkaniach z kobietami wyraźnie odczuwałam wzajemną miłość, akceptację, przyjęcie, wparcie! Jesteśmy naprawdę niesamowite. Właściwie ukierunkowana kobieca energia sprawia, że możemy sprowadzić na ziemię kawałek nieba. Okazując życzliwość, domyślając się, czego która potrzebuje, ofiarnie dając siebie, współczując, troszcząc się, pocieszając. To rola wprost wymarzona dla nas… Kiedy dajemy innym miłość, czujemy spełnienie, szczególny rodzaj radości i satysfakcji… Bywa i tak, że kierunek naszego działania biegnie zupełnie w drugą stronę… Stajemy się wtedy zimne, zawzięte, nieustępliwe, wyrachowane, nieugięte… Wtedy zamieniamy naszą okolicę w piekło. I w konsekwencji swoje życie również…
Tak, potrafisz dawać innym kawałek nieba lub piekła…
I trzeba to uczciwie przyznać – potrafisz tym piekłem częstować również siebie samą…
Krytykując, nadmiernie wymagając, wpędzając w poczucie winy, wciągnięta w szaleńczy galop przez pułapki własnych myśli…
Może zdarza Ci się pomyśleć czasem:
„Czuję smutek i jestem zła na to, co sądzę, że ktoś inny o mnie pomyślał”…
No niezła jazda, prawda?!
Wypowiedzenie tego na głos pozwala jednak uświadomić sobie, jak w gruncie rzeczy głupie są myśli, które Cię tak dręczą. To wspaniale móc pogadać z prawdziwą przyjaciółką. Sięgasz wtedy nieba…
Dzięki jej cierpliwej, pełnej zrozumienia postawie jesteś w stanie zmierzyć się z dręczącymi Cię pułapkami. Ale bywa i tak, że nie możesz tego zrobić… z różnych powodów… i wtedy bezwzględnie potrzebujesz… stać się przyjaciółką samej siebie…
Prawdziwy przyjaciel będzie Ci dobrze życzył, będzie z Tobą szczery…
Ta postawa przyjaciółki odblokowuje zabarykadowaną przez program mądrość, do której nie miałaś dostępu, gdy chodziło o Ciebie samą… No bo przecież inni to zupełnie co innego… Wtedy potrafisz wznieść się na wyżyny…
Dlaczego zatem, masz taki problem z tym, żeby stać się swoją przyjaciółką?
A może z jakiegoś powodu nie chcesz? Może nie potrafisz?
Myślisz, że to grzech, że to głupie, dziwne, pyszne?
Jezus mówi, żeby kochać bliźniego jak siebie samego. A w innym miejscu mówi, że z obfitości serca mówią usta…
Co do siebie mówisz? Jeśli jesteś wobec siebie sarkastyczna i nadmiernie wymagająca, to nie łudź się – będziesz też taka dla innych…
I może nawet nie będziesz wiedziała, że oni czują się przez Ciebie nie do końca kochani.
Jeśli nie pozwolisz sobie na błąd, będziesz też miała w głębi serca pretensje do innych…
Jeśli nie podobasz się sobie, będziesz nadmiernie krytykowała innych, próbując bezskutecznie poprawić swoją samoocenę.
Pewnego dnia na pierwszym roku moich studiów psychologicznych starsza o kilka lat koleżanka – studentka prawa – zapytała mnie:
– Z czego ty, dziewczyno, będziesz żyć po tej swojej psychologii?
Moja riposta była natychmiastowa:
– Będę leczyć sfrustrowanych prawników…
I tak się właśnie dzieje. Ludzie myślą, że ich sukcesy, wykształcenie, pieniądze, prestiż sprawią, że staną się pewni siebie. Tymczasem mam wielu wykształconych, zamożnych klientów, z wielkim dorobkiem zawodowym, którzy cierpią z powodu swojej niskiej samooceny…
Dlaczego? Odpowiedź jest banalnie prosta! Bo to nie sukcesy sprawią, że staniesz się pewna siebie! Naprawdę nie sukcesy! Tylko TO, CO O SOBIE MYŚLISZ! TO, CO DO SIEBIE MÓWISZ!!!
Poczucie pewności siebie, jak wiele innych odczuć, zależy od Twoich myśli. To właśnie znaczenie, które nadajesz sytuacji, a nie sama sytuacja sprawia, że stajesz się pewna siebie.
Kiedyś pracowałam z klientką, która przeżywała silny lęk o swoją przyszłość materialną. Przyjeżdżała bardzo ładnym i bardzo drogim samochodem. Pewnego dnia, zaraz po zakończeniu sesji, musiałam pilnie pojechać na zakupy do pobliskiego sklepu. Po pożegnaniu, nie tracąc czasu, wsiadłam do swojego auta staruszka: czerwonego seicento. Na kolejnej sesji moja klientka powiedziała, że w zasadzie, to ona sobie przemyślała parę spraw i już się nie boi o swoje finanse…
Możesz jeździć drogim samochodem i… żyć w lęku.
Możesz nie mieć takiego samochodu i odczuwać spokój…
Jak mawiają klasycy polskiego kabaretu, wszystko „zależy od impretacji… Jak zimpretujesz, tak się wyśpisz”…