Klejnoty Dubaju. Holly, Nigeryjska Słodycz - Kinga Jesman - ebook + audiobook + książka

Klejnoty Dubaju. Holly, Nigeryjska Słodycz ebook i audiobook

Jesman Kinga

4,7

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Szwedka z przeszłością i Nigeryjczyk z wartościami. Los połączył dwa zupełnie różne światy.

Dziewczyna  z klasą, wiodąca wygodne życie w bajecznym mieście Dubaj. Silna i  świadoma własnych pragnień. Dorastanie w patologicznej rodzinie nie złamało Holly, a wręcz dodało jej sił, by zawalczyć o lepszą przyszłość.

Mężczyzna  poświęcający się rodzinie. Dbający o dobre warunki życia owdowiałej matki i czterech sióstr. Rodowity potomek plemienia Igbo.

Połączył  ich ból oraz seria nieszczęśliwych wypadków. Oboje pragną jednego - poznać czym smakuje miłość. Niestety los bywa przewrotny i wielokrotnie postawi bohaterów tej książki w bardzo trudnej sytuacji.

Dubaj widziany okiem Europejki i Afryka jakiej jeszcze nie znacie. Brutalna, niebezpieczna, ale też bogata kulturowo.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 319

Rok wydania: 2024

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 35 min

Rok wydania: 2024

Lektor: Klaudia Bełcik

Oceny
4,7 (50 ocen)
39
6
5
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AnkaSka82

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo wciągająca powieść. Szczerze polecam
00
kukulka3322

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo dobra książka,polecam.
00
kdmybooknow

Nie oderwiesz się od lektury

Seria Klejnoty Dubaju nie przestaje mnie zachwycać, a „Holly. Nigeryjska słodycz” to opowieść, która porusza w szczególny sposób tematykę miłości, tożsamości i walki o własne pragnienia. Kinga Jesman w szczególny sposób przedstawia historię bohaterów, którzy mimo ogromnych różnic kulturowych i kłód jakie rzuca im pod nogi życie próbują odnaleźć własne szczęście. Holly, dziewczyna, która niejedno przeszła, jest postacią silną i świadomą siebie, a jej przeszłość nauczyła ją, by nie poddawać się przeciwnościom losu. Jak każda kobieta pragnie miłości i stabilizacji, a to sprawia, że wiele razy nie dostrzegła zagrożenia. Nigeryjczyk natomiast jest mężczyzną bardzo mocno zwiazanym ze swoją rodziną i tradycją swojego ludu - Igbo. Wiele złych rzeczy go spotkało i niejednokrotnie się pogubił w życiu, jednak wartości jakie wyniósł z rodzinnego domu i ludzie jakich spotkał na swojej drodze pozwoliły mu odnaleźć swoją ścieżkę życia. Świat jaki prezentuje autorka to emocjonalny i kulturowy kalej...
00
bookczystakartka

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka. Polecam 😍
00
FascynacjaKsiazkami

Nie oderwiesz się od lektury

Wspaniała historia Polecam
00

Popularność




Re­dak­cjaAnna Pła­skoń-So­ko­łow­ska
Ko­rektaBe­ata Goł­kow­ska
Pro­jekt gra­ficzny okładkiAnna Slo­torsz
Zdję­cia wy­ko­rzy­stane na okładce@Ado­be­Stock
Skład i ła­ma­nieŁu­kasz Slo­torsz
© Co­py­ri­ght by Skarpa War­szaw­ska, War­szawa 2024 © Co­py­ri­ght by Kinga Je­sman, War­szawa 2024
Ze­zwa­lamy na udo­stęp­nia­nie okładki książki w in­ter­ne­cie
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-8329-589-3
Wy­dawca Agen­cja Wy­daw­ni­czo-Re­kla­mowa Skarpa War­szaw­ska Sp. z o.o. ul. K. K. Ba­czyń­skiego 1 lok. 2 00-036 War­szawa tel. 22 416 15 81re­dak­cja@skar­pa­war­szaw­ska.plwww.skar­pa­war­szaw­ska.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Książkę tę de­dy­kuję moim ko­le­żan­kom i ko­le­gom z Ze­społu Pla­có­wek Oświa­to­wych w Ka­dzi­dle im. kard. Ste­fana Wy­szyń­skiego oraz z Ze­społu Szkół Po­wia­to­wych w Ka­dzi­dle. Spra­wi­li­ście, że moje lata do­ra­sta­nia były zno­śne. Prze­ży­wa­li­śmy ra­zem wzloty i upadki, ale to one ukształ­to­wały na­sze cha­rak­tery. Ja cier­pię na nie­ule­czalną cho­robę zwaną pa­mię­cią wy­biór­czą, więc pa­mię­tam już tylko do­bre chwile. Je­śli na­to­miast któ­re­muś z Was to ja spra­wi­łam przy­krość, chcę za po­śred­nic­twem tej książki po­wie­dzieć PRZE­PRA­SZAM.

DE­KLA­RA­CJA

Po­wieść Holly, Ni­ge­ryj­ska Sło­dycz jest dzie­łem fik­cyj­nym. Wszyst­kie imiona, po­sta­cie oraz zda­rze­nia za­warte w tej książce są wy­two­rem wy­obraźni au­torki lub zo­stały użyte w spo­sób fik­cyjny. Wszel­kie po­do­bień­stwo do rze­czy­wi­stych osób, ży­ją­cych czy zmar­łych, lub rze­czy­wi­stych wy­da­rzeń jest cał­ko­wi­cie przy­pad­kowe.

PRO­LOG

Za­wsze po­strze­ga­łam swoją przy­szłość przez pry­zmat szczę­ścia. Szczę­śliwa ja, piękny dom, wspa­niałe po­dróże i gro­madka ro­ze­śmia­nych po­ciech, ba­wią­cych się w ogro­dzie. Już jako dziecko mia­łam na­zbyt do­ro­słe ma­rze­nia, pra­gnąc tego, co nie było po­wszech­nie do­stępne. Słońca, plaży, palm. Moje sny zda­wały się współ­grać z ma­rze­niami, pod­su­wa­jąc mi ko­lejne pra­gnie­nia. Je­den z nich szcze­gól­nie za­padł mi w pa­mięci, bo po­wra­cał do mnie la­tami. Ja­sne po­miesz­cze­nie i białe fi­rany fa­lu­jące na wie­trze. Wiel­kie okno, do któ­rego pod­cho­dzę boso. Je­stem do­ro­sła. Spo­kojna i speł­niona. Stoję i przez dłuż­szą chwilę po­dzi­wiam wspa­niałą, zie­loną pa­no­ramę. Sły­szę sze­lest li­ści i śpiew pta­ków, ale nie tych spo­ty­ka­nych w Eu­ro­pie, gdzie się uro­dzi­łam. To ja­kieś eg­zo­tyczne trele. Wresz­cie czuję do­tyk. Czy­jaś ręka oplata mnie w ta­lii, przy­ciąga do cie­płego ciała. Uśmie­cham się i przy­gry­zam dolną wargę, czu­jąc przy­jemne mro­wie­nie. Spo­glą­dam na obej­mu­jącą mnie rękę i wiem, że ten ktoś da­rzy mnie wy­jąt­ko­wym uczu­ciem. Nie­stety nie je­stem w sta­nie go do­strzec. Za każ­dym ra­zem, kiedy pró­buję się od­wró­cić, sen na­gle się urywa, po­zo­sta­wia­jąc w moim sercu pustkę i uczu­cie tę­sk­noty.

Lata mi­jały, a rze­czy­wi­stość z roku na rok po­zba­wiała mnie dzie­cię­cej na­iw­no­ści. Naj­pierw od­szedł mój oj­ciec. Opu­ścił ro­dzinę i nie­długo po tym zwią­zał się z inną ko­bietą. Nie in­te­re­so­wał się nami, zresztą zmarł, za­nim osią­gnę­łam peł­no­let­ność. Matka przez więk­szość ży­cia wal­czyła z na­ło­gami, za co bo­le­śnie pła­ci­łam ja i mój młod­szy brat. By­li­śmy po­śmie­wi­skiem za­równo w szkole, jak i na osie­dlu. Cza­sami mia­łam wra­że­nie, że lu­dzie z ca­łego Sztok­holmu wy­ty­kają nas pal­cami. Hugo, mój młod­szy bra­ci­szek, szczę­śli­wie zna­lazł schro­nie­nie u dziad­ków, ro­dzi­ców mo­jego taty. Ja z po­czu­cia obo­wiązku so­bie na to nie po­zwo­li­łam. My­śla­łam, że kie­dyś uda mi się wstrzą­snąć matką na tyle mocno, by wresz­cie zmie­niła swoje po­stę­po­wa­nie. Sama była prze­cież sie­rotą, przy­gar­niętą przez mo­jego ojca po tym, jak ucie­kała z bi­dula. Miała wtedy za­le­d­wie szes­na­ście lat i żad­nego po­my­słu na to, co ze sobą zro­bić.

Nie­stety rów­nież moje ży­cie nie było snem, a już na pewno nie jed­nym z tych, które śni­łam. Do­świad­czało mnie bo­le­śnie, do­star­cza­jąc co­raz wię­cej trosk i nisz­cząc moją dzie­cięcą, a póź­niej na­sto­let­nią du­szę. Gdyby nie śmierć ojca i część spadku, który po nim odzie­dzi­czy­łam, pew­nie sto­czy­ła­bym się na dno ra­mię w ra­mię z moją uza­leż­nioną ro­dzi­cielką. Ni­gdy nie na­zy­wa­łam jej mamą, na­wet w dzie­ciń­stwie, po­nie­waż to słowo roz­brzmie­wało mi­ło­ścią, tro­ską i od­da­niem. Uczu­ciami, któ­rych tak bar­dzo pra­gnę­łam, a któ­rych ni­gdy nie było mi dane do­świad­czyć.

Osią­gnąw­szy peł­no­let­ność, opu­ści­łam znie­na­wi­dzone szwedz­kie ulice i prze­pro­wa­dzi­łam się do Se­willi. Wy­bór był zu­peł­nie przy­pad­kowy. Po ko­lej­nej śmierci, tym ra­zem matki, chwy­ci­łam za stary glo­bus. Za­krę­ci­łam nim mocno i za­trzy­ma­łam pal­cem. Pod nim wid­niało słowo „Se­ville”. Mia­sto sły­nące z im­po­nu­ją­cych ka­tedr i prze­lud­nie­nia. Jest czwar­tym co do wiel­ko­ści mia­stem Hisz­pa­nii – za­raz po Ma­dry­cie, Bar­ce­lo­nie i Wa­len­cji, miej­scach, które mia­łam w pla­nach wkrótce od­wie­dzić.

Za­ko­cha­łam się w tym kraju od pierw­szego wej­rze­nia. Uwiel­bia­łam jego cie­pło, wą­skie uliczki oraz uśmiech­nię­tych prze­chod­niów. To tu­taj speł­nią się moje ma­rze­nia o szczę­śli­wym i bez­piecz­nym domu, po­my­śla­łam za­le­d­wie kilka mi­nut po opusz­cze­niu lot­ni­ska. By­łam tak pod­eks­cy­to­wana ide­ali­stycz­nymi ob­ra­zami, że na­wet przez myśl mi nie prze­szło, jak szybko te wi­zje ob­rócą się w pył. A stało się to jesz­cze tego sa­mego dnia. Naj­pierw okradł mnie wła­ści­ciel po­koju, który wy­na­ję­łam za go­tówkę. Kar­teczkę z nu­me­rem jego te­le­fonu zna­la­złam przy­cze­pioną do ściany ob­skur­nego bu­dynku. Ale wa­runki mi nie prze­szka­dzały, wy­cho­wa­łam się w o wiele gor­szych. Chcia­łam naj­pierw ro­zej­rzeć się po mie­ście, od­wie­dzić różne dziel­nice, za­nim po­dejmę de­cy­zję o wy­naj­mie dłu­go­ter­mi­no­wym. Za­uro­czona kra­jo­bra­zem, zo­sta­wi­łam torbę w po­koju i od razu po­szłam na spa­cer. Lo­ka­li­za­cja była ide­alna. Do­słow­nie po pię­ciu mi­nu­tach mar­szu zna­la­złam się na placu Hisz­pań­skim. A tuż obok mia­łam ko­lejne atrak­cje, czyli Al­ka­zar, dawny pa­łac kró­lew­ski, i naj­więk­szą na świe­cie ka­te­drę – Naj­święt­szej Ma­ryi Panny. Ba­wi­łam się tak wspa­niale, że do miesz­ka­nia wró­ci­łam już nocą. Ja­kież było moje za­sko­cze­nie, kiedy za­sta­łam w nim to­talny ba­ła­gan. Moje rze­czy oso­bi­ste le­żały po­roz­rzu­cane na łóżku – majtki, skar­petki, wszyst­kie su­kienki i pi­żamy. Nie było tylko port­mo­netki z po­nad dwoma ty­sią­cami euro, które miały mi wy­star­czyć na kilka ty­go­dni skrom­nego ży­cia w Hisz­pa­nii. Do czasu, aż na­uczę się pod­staw ję­zyka, znajdę pracę w ka­wiarni albo w pod­rzęd­nym ba­rze, za­łożę lo­kalne konto ban­kowe i będę mo­gła prze­lać na nie wszyst­kie odzie­dzi­czone po ojcu pie­nią­dze. Do­my­śla­jąc się, kto był sprawcą tego ba­ła­ganu, na­tych­miast uda­łam się do wła­ści­ciela po­se­sji. Tylko on wie­dział, że mam sporą ilość go­tówki, bo jak ostat­nia na­iw­niaczka wy­ję­łam uzgod­nioną kwotę za wy­na­jem na jego oczach. Gdy­bym cho­ciaż po­wie­działa mu, gdzie ukry­łam port­mo­netkę, oszczę­dzi­ła­bym so­bie sprzą­ta­nia.

Kiedy za­pu­ka­łam do drzwi jego miesz­ka­nia, otwo­rzyła mi otyła ko­bieta. Nie li­czy­łam, że bę­dzie mó­wiła po szwedzku, ale mia­łam na­dzieję do­ga­dać się z nią po an­giel­sku. Tak jak z wła­ści­cie­lem. Za­czę­łam jej tłu­ma­czyć, w ja­kiej spra­wie przy­szłam, ale ona, za­miast od­po­wie­dzieć czy cho­ciaż spró­bo­wać po­ro­zu­mieć się ze mną na migi, za­częła wy­krzy­ki­wać. Nie zna­łam hisz­pań­skiego, jed­nak z tonu jej głosu wnio­sko­wa­łam, że rzuca w moją stronę sa­mymi obe­lgami.

Wzbu­rzona wró­ci­łam do po­koju i spa­ko­wa­łam swoje rze­czy. Mia­łam osiem­na­ście lat i nie wie­dzia­łam, jak ra­dzić so­bie w ta­kich sy­tu­acjach. Dla­tego czym prę­dzej uda­łam się na po­bli­ski ko­mi­sa­riat. Mia­łam na­dzieję, że tam znajdę ra­tu­nek. Nie­stety tego wie­czoru cze­kały mnie ko­lejne roz­cza­ro­wa­nia. Po­li­cjanci nie byli w sta­nie mi po­móc. Ża­den nie mó­wił po an­giel­sku – albo po pro­stu nie chciał się przy­znać, że mówi. Po­czu­łam bez­rad­ność i nie­wiele bra­ko­wało, a po­pła­ka­ła­bym się tam jak dziecko. Do­słow­nie w ostat­niej chwili, kiedy jesz­cze trzy­ma­łam emo­cje na wo­dzy, pod­szedł do mnie ja­kiś star­szy czło­wiek i wspól­nymi si­łami udało nam się zło­żyć skargę. To jed­nak też nic nie dało. Po­mimo że bu­dy­nek, w któ­rym wy­naj­mo­wa­łam po­kój, znaj­do­wał się za­le­d­wie kilka ulic da­lej, funk­cjo­na­riu­sze nie za­mie­rzali po­trak­to­wać mo­jej sprawy prio­ry­te­towo.

Do­cho­dziła pół­noc, a ja mu­sia­łam zna­leźć so­bie miej­sce do prze­no­co­wa­nia. Na wy­na­jem in­nego po­koju było już za późno. Za­pła­ci­ła­bym za całą dobę, a spę­dziła w nim za­le­d­wie kilka go­dzin. Nie mo­głam po­zwo­lić so­bie na taką roz­rzut­ność. A może ra­czej nie chcia­łam, bo pie­nię­dzy mia­łam prze­cież pod do­stat­kiem. Po śmierci ojca na moje konto wpły­nęło po­nad pięć mi­lio­nów szwedz­kich ko­ron, co sta­no­wiło rów­no­war­tość pół mi­liona euro. Nie po­tra­fi­łam jed­nak swo­bod­nie ich wy­da­wać. Wzbu­dzały we mnie skrajne emo­cje. Ba­łam się je trzy­mać, a jed­no­cze­śnie ba­łam się je stra­cić. Jak te skra­dzione dwa ty­siące, które z cięż­kim su­mie­niem wy­pła­ci­łam z banku w Szwe­cji. Do tej pory nie mia­łam pew­no­ści, czy z moim pe­chem odzie­dzi­czony ma­ją­tek na­gle nie roz­pły­nie się w po­wie­trzu. Dla­tego umo­ści­łam się wy­god­nie na fo­telu w ko­ry­ta­rzu ko­mi­sa­riatu i tak za­mie­rza­łam prze­cze­kać tę noc. Wda­łam się na­wet w grzecz­no­ściową po­ga­wędkę z po­moc­nym sta­rusz­kiem, który na­dal cze­kał na swoją ko­lej, by zgło­sić za­gi­nię­cie uko­cha­nego kota. Jak na tak późną porę po­ste­ru­nek tęt­nił ży­ciem. Kiedy Fran­ci­sco, bo tak miał na imię star­szy pan, usły­szał moją hi­sto­rię, stwier­dził, że po­win­nam za­miesz­kać w Du­baju. Mie­ście luk­susu i dra­pa­czy chmur. Po­dobno jego naj­star­sza córka po­ślu­biła emi­rat­czyka i wie­lo­krot­nie opo­wia­dała, jak bez­piecz­nym kra­jem są Zjed­no­czone Emi­raty Arab­skie. I choć po­cząt­kowo nie­do­wie­rza­łam jego za­pew­nie­niom, bez wąt­pie­nia za­siał w mo­jej gło­wie ziarno cie­ka­wo­ści.

Kiedy na­stał po­ra­nek, po­li­cjant, który przy­jął moje zgło­sze­nie, zgo­dził się wresz­cie zło­żyć wi­zytę czło­wie­kowi po­dej­rza­nemu o ogra­bie­nie mnie. Od­bęb­nił swoją nocną zmianę i moja skarga była jego ostat­nim za­da­niem. W głębi serca na­iw­nie mia­łam na­dzieję na od­zy­ska­nie pie­nię­dzy. Czego się na­to­miast nie spo­dzie­wa­łam, to tego, że funk­cjo­na­riusz wróci z oskar­że­niami. Usły­sza­łam, że to ja je­stem oszustką i świa­do­mie wpro­wa­dzam w błąd ograny wła­dzy. Po­dobno wła­ści­ciel miesz­ka­nia, ską­d­inąd sza­no­wany oby­wa­tel, za­rze­kał się, że w ostat­nim cza­sie ni­komu go nie wy­naj­mo­wał. Po­ka­zał na­wet wy­czysz­czony na błysk lo­kal. We­dług po­li­cjanta wszystko to so­bie ubz­du­ra­łam, by zszar­gać do­bre imię tego skrom­nego czło­wieka. To mnie na­le­żał się man­dat za bez­pod­stawne oskar­że­nia.

By­łam zszo­ko­wana roz­wo­jem sy­tu­acji. Cał­ko­wi­cie opa­dłam z sił i na­wet nie po­my­śla­łam, że ów męż­czy­zna mógł od­pa­lić po­li­cjan­towi działkę, by ten po­zbył się za niego kło­potu. Nie za­mie­rza­łam dys­ku­to­wać z tymi oszczer­stwami. Nie mia­łam zresztą żad­nego po­twier­dze­nia wpłaty pie­nię­dzy za wy­na­jem po­koju. Wszystko opie­rało się je­dy­nie na ust­nych usta­le­niach. By­łam więc z góry na prze­gra­nej po­zy­cji.

Wspo­mi­na­jąc po­rady życz­li­wego sta­ruszka, uda­łam się do ho­telu, co było znacz­nie droż­szą opcją, ale bez wąt­pie­nia bez­piecz­niej­szą. Na szczę­ście do re­zer­wa­cji po­koju ho­te­lo­wego nie po­trze­bo­wa­łam go­tówki, a je­dy­nie kartę płat­ni­czą. Za­raz po za­mel­do­wa­niu się za­czę­łam prze­glą­dać in­ter­net w po­szu­ki­wa­niu in­for­ma­cji na te­mat Zjed­no­czo­nych Emi­ra­tów Arab­skich. By­łam wzbu­rzona i chcia­łam jak naj­szyb­ciej opu­ścić Se­willę. Wy­czy­ta­łam, że Du­baj to emi­rat naj­po­pu­lar­niej­szy pod wzglę­dem tu­ry­stycz­nym. Je­den z sied­miu. Ofi­cjal­nym ję­zy­kiem urzę­do­wym kraju był arab­ski, ale po­nie­waż po­nad 80 pro­cent miesz­kań­ców sta­no­wili imi­granci, an­giel­ski stał się wy­godną formą ko­mu­ni­ka­cji. Fakt ten bar­dzo mnie ucie­szył. Zna­łam an­giel­ski rów­nie do­brze jak mój ję­zyk oj­czy­sty. Na­stęp­nie do­wie­dzia­łam się, że jako po­sia­daczka szwedz­kiego pasz­portu wcale nie mu­szę ubie­gać się wcze­śniej o wizę tu­ry­styczną. Zo­sta­nie mi ona przy­znana na lot­ni­sku, szcze­gól­nie je­śli wlecę do Du­baju ich na­ro­do­wymi li­niami Emi­ra­tes. Nie było to rzą­do­wym na­ka­zem, a życz­liwą po­radą, którą zna­la­złam na jed­nym z fo­rów. Im wię­cej do­wia­dy­wa­łam się o tej sław­nej me­tro­po­lii, tym bar­dziej chcia­łam się tam zna­leźć. Na wła­sne oczy zo­ba­czyć wszyst­kie te im­po­nu­jące bu­dowle, za­pie­ra­jące dech w piersi za­chody słońca, do­świad­czyć życz­li­wo­ści miesz­kań­ców tego raju na ziemi. Oczy­wi­ście świat pe­łen był ta­kich wy­jąt­ko­wych za­kąt­ków; Se­willa rów­nież do nich na­le­żała. Nie­stety nie­przy­jemne wy­da­rze­nia pod­wa­żyły moje po­czu­cie bez­pie­czeń­stwa, co po la­tach do­ra­sta­nia w cią­głym stra­chu sta­no­wiło dla mnie bez­dy­sku­syjne kry­te­rium.

Opu­ści­łam Hisz­pa­nię za­le­d­wie trzy dni po przy­lo­cie. Zo­sta­wi­łam da­leko za sobą Eu­ropę i wszyst­kie przy­kre do­świad­cze­nia, które się z nią wią­zały. Po­le­cia­łam do kraju arab­skiego, naj­bar­dziej ory­gi­nal­nego miej­sca pod wzglę­dem kul­tu­ro­wym i wy­zna­nio­wym na świe­cie. Na po­kła­dzie emi­rac­kich li­nii lot­ni­czych przy­wi­tała mnie ro­daczka, od czte­rech lat pra­cu­jąca dla tej floty. I choć pod­czas lotu obo­wiąz­ków jej nie bra­ko­wało, wie­lo­krot­nie do mnie za­glą­dała, żeby dać mi kilka wska­zó­wek na do­bry po­czą­tek. Była sym­pa­tyczna, a ja czu­łam, że znów daję się po­rwać swoim ma­rze­niom. Dla­tego co chwila szczy­pa­łam się w rękę, by przy­po­mnieć so­bie przy­kre do­świad­cze­nia i nie ufać pod­szep­tom na­iw­nej wy­obraźni.

Otrzy­ma­nie wizy tu­ry­stycz­nej do Zjed­no­czo­nych Emi­ra­tów Arab­skich oka­zało się za­ska­ku­jąco pro­ste. Nie­po­trzeb­nie kar­mi­łam się czar­nymi sce­na­riu­szami – jakby za samą chęć wjazdu do tego kraju miała mnie cze­kać kara wię­zie­nia. Kiedy do­tar­łam do bramki imi­gra­cyj­nej, wręcz trzę­sły mi się ręce. Na moje nie­szczę­ście by­łam też świad­kiem tego, jak drobna Fi­li­pinka sto­jąca przede mną w ko­lejce zo­stała od­pra­wiona z po­wodu braku wizy. Dla­tego pod­cho­dząc do nie­ziem­sko przy­stoj­nego męż­czy­zny w bia­łej kan­do­rze, nie mia­łam na­wet od­wagi pod­nieść na niego wzroku.

– Pa­nienka przy­le­ciała do pracy czy na wa­ka­cje? – za­py­tał, pod­czas gdy ja upar­cie wpa­try­wa­łam się w swoje buty.

– Chcia­łam po­zwie­dzać – wy­du­ka­łem, tak jak ra­dzili na fo­rum.

– Gdzie pla­nuje się pa­nienka za­trzy­mać? – kon­ty­nu­ował nie­wzru­szony.

Wy­ję­łam z to­rebki kartkę z po­twier­dze­niem re­zer­wa­cji po­koju w ho­telu Fa­ir­mont the Palm. Udało mi się go wy­na­jąć w bar­dzo przy­stęp­nej ce­nie, po­nie­waż ho­tel był nowo otwarty, a sama Palm Ju­me­irah – ar­chi­pe­lag sztucz­nych wysp – w wielu miej­scach na­dal wy­glą­dała jak plac bu­dowy, a nie luk­su­sowa atrak­cja tu­ry­styczna.

Emi­rat­czyk nie py­tał o nic wię­cej, choć w za­na­drzu mia­łam przy­go­to­wany bi­let po­wrotny. Po­dobno jego za­kup był ko­nieczny do uzy­ska­nia wizy tu­ry­stycz­nej. Męż­czy­zna na­ka­zał, że­bym sta­nęła w wy­zna­czo­nym miej­scu i spoj­rzała przed sie­bie. Zro­bił mi skan siat­kówki oka – pro­ce­durę tę Zjed­no­czone Emi­raty Arab­skie wpro­wa­dziły w 2003 roku na głów­nych lot­ni­skach ze wzglę­dów bez­pie­czeń­stwa. Wy­czy­ta­łam, że już w pierw­szym roku funk­cjo­no­wa­nia sys­temu przy­ła­pano 4514 osób na pró­bie nie­le­gal­nego wjazdu do kraju. Od tego czasu liczba ta suk­ce­syw­nie wzra­stała. Wcale mnie to nie dzi­wiło. Każdy kraj ucho­dzący za bo­gaty przy­ciąga chęt­nych do pracy.

Kiedy wresz­cie opa­dłam na łóżko w swoim po­koju ho­te­lo­wym, po­czu­łam spo­kój. Ze­szło ze mnie całe na­pię­cie i po­trzeba cią­głej kon­troli swo­jego za­cho­wa­nia, a na­wet wła­snych my­śli. Było zbyt wcze­śnie, bym mo­gła stwier­dzić, czy je­stem tu­taj bez­pieczna. Uro­kowi Hisz­pa­nii zbyt szybko da­łam się zwieść – te­raz pod­cho­dzi­łam do ży­cia bar­dziej scep­tycz­nie. Jed­nak by­ła­bym nie­uczciwa, twier­dząc, że Hisz­pa­nia jest złym kra­jem. Wręcz prze­ciw­nie – jej piękno za­pie­rało mi dech w piersi, a życz­li­wych lu­dzi nie bra­ko­wało. To ja po­peł­ni­łam błąd, bez­kry­tycz­nie ufa­jąc nie­wła­ści­wemu czło­wie­kowi. Te­raz je­dyne, czego pra­gnę­łam, to za­znać odro­biny spo­koju. Mia­łam za­le­d­wie osiem­na­ście lat, a czu­łam się zmę­czona ży­ciem jak wie­kowa ko­bieta.

Zmu­si­łam się do dzia­ła­nia. Przez mie­siąc bie­ga­łam po Du­baju ni­czym sza­lona tu­rystka. Jeź­dzi­łam po pu­styni na wiel­błą­dach i go­kar­tach, od­wie­dzi­łam wszyst­kie parki wodne, spa­ce­ro­wa­łam pro­me­nadą Du­baj Ma­rina w oto­cze­niu im­po­nu­ją­cych wie­żow­ców, pły­wa­łam w Za­toce Per­skiej, wresz­cie od­wa­ży­łam się wy­dać nie­wielką cześć odzie­dzi­czo­nych pie­nię­dzy we wspa­nia­łych cen­trach han­dlo­wych tego mia­sta. Nie omiesz­ka­łam też od­wie­dzić Gold Souk – dziel­nicy biz­ne­so­wej znaj­du­ją­cej się w sta­rej czę­ści Du­baju, gdzie bi­żu­te­ria zdo­biąca wy­stawy skle­powe za­piera dech w piersi. Już pod­czas pierw­szej wi­zyty zro­zu­mia­łam, dla­czego Du­baj na­zywa się zło­tym mia­stem. Tym wła­śnie był. Skar­bem, mi­ra­żem na pu­styni. Po­czu­łam, że tu­taj moje ży­cie wresz­cie na­bie­rze sensu.

Prze­cha­dza­jąc się po­mię­dzy skle­pami w cen­trum han­dlo­wym Mall of the Emi­ra­tes, na­tra­fi­łam na piękną Arabkę pra­cu­jącą dla lo­kal­nego po­ten­tata branży nie­ru­cho­mo­ści EMAAR. Stała obok wy­jąt­ko­wej ma­kiety, pro­to­typu przy­szłej in­we­sty­cji, i ofe­ro­wała luk­su­sowe miesz­ka­nia na sprze­daż. W tam­tym cza­sie nie mia­łam w pla­nach za­kupu nie­ru­cho­mo­ści, przy­sta­nę­łam jed­nak i za­czę­ły­śmy roz­ma­wiać. Na po­czątku o sa­mym pro­jek­cie, jed­nak szybko ze­szły­śmy na kwe­stie za­kupu nie­ru­cho­mo­ści w Zjed­no­czo­nych Emi­ra­tach Arab­skich. Już wcze­śniej wie­dzia­łam, że by wy­na­jąć miesz­ka­nie, będę po­trze­bo­wała wizy oraz ksią­żeczki cze­ko­wej z lo­kal­nego banku. Dla­tego wkrótce pla­no­wa­łam zna­leźć ja­kąś pracę. Nie­stety moim głów­nym pro­ble­mem był brak wyż­szego wy­kształ­ce­nia. A żeby pod­jąć się edu­ka­cji w emi­ra­tach i choćby tym spo­so­bem uzy­skać sta­tus re­zy­denta, po­trze­bo­wa­ła­bym po­twier­dzo­nych no­ta­rial­nie do­ku­men­tów ze Szwe­cji. Tych nie­stety zdo­być nie mo­głam. Dla­tego je­dyną do­stępną dla mnie opcją było za­trud­nie­nie się w ho­telu, gdzie bar­dziej li­czyła się ładna bu­zia niż wie­dza czy do­świad­cze­nie. Pra­cow­nica EMAAR za­rze­kała się, że wy­ku­pu­jąc nie­ru­cho­mość na wła­sność, mogę do­stać wizę in­we­stora. Jed­nak w tam­tym cza­sie moje my­śle­nie było tak ogra­ni­czone, że nie po­tra­fi­łam za­ufać jej sło­wom. Wszę­dzie do­szu­ki­wa­łam się oszu­stwa. Do­dat­kowo za­wiłe kwe­stie prawne szcze­rze mnie od tej moż­li­wo­ści od­cią­gnęły.

Osta­tecz­nie za­trud­ni­łam się jako re­cep­cjo­nistka w uro­czym ho­telu przy zło­tej plaży Za­toki Per­skiej. Te­ren wo­kół nie był jesz­cze za­go­spo­da­ro­wany, ale po­nie­waż sam ho­tel opły­wał w luk­susy, a do tego nie ser­wo­wał swoim klien­tom al­ko­holu, szybko stał się po­pu­larną miej­scówką emi­rat­czy­ków. At­mos­fera w moim no­wym miej­scu pracy była bar­dzo przy­jemna. Mia­łam kon­takt z in­te­re­su­ją­cymi oso­bami róż­nych na­ro­do­wo­ści, a także do­bre sto­sunki ze współ­pra­cow­ni­kami. Firma pła­ciła nie­wiele, ale za­pew­niała wy­ży­wie­nie oraz po­kój w ho­telu, który nie­stety już wkrótce mia­łam za­cząć dzie­lić z inną pra­cow­nicą. Do tego czasu jed­nak pla­no­wa­łam wy­na­jąć miesz­ka­nie, a może na­wet uro­czą willę na jed­nym z oko­licz­nych osie­dli. Po­woli uczy­łam się wy­da­wa­nia pie­nię­dzy i cie­sze­nia nimi w roz­sądny spo­sób. Na­dal prze­cież mia­łam te same ma­rze­nia co kie­dyś – o spo­koj­nym ży­ciu i wiel­kiej mi­ło­ści. Dla­tego sku­piona na ce­lach bar­dzo szybko ogar­nę­łam sprawy z ban­kiem i po dwóch ty­go­dniach otrzy­ma­łam ksią­żeczkę cze­kową. Na­tych­miast też za­czę­łam szu­kać od­po­wied­niego miej­sca do za­miesz­ka­nia. Co­dzien­nie po pracy oglą­da­łam nie­ru­cho­mo­ści, nie­stru­dze­nie prze­miesz­cza­jąc się ko­mu­ni­ka­cją miej­ską. Ceny wy­najmu willi, na­wet tych dwu­po­ko­jo­wych, oka­zały się hor­ren­dalne, kil­ku­krot­nie prze­wyż­sza­jące moje mie­sięczne za­robki. Dla­tego szybko sko­ry­go­wa­łam swoje ma­rze­nia i za­miesz­ka­łam w ma­leń­kiej, acz uro­czej ka­wa­lerce, od­da­lo­nej je­dy­nie o dwie sta­cje me­tra od mo­jego miej­sca pracy.

Wresz­cie wszystko w moim ży­ciu na­bie­rało sensu, a już po dwóch mie­sią­cach za­uro­czył mnie przy­stojny emi­rat­czyk imie­niem Fa­khir, co w ję­zyku arab­skim ozna­cza „do­sko­nały”. I taki wła­śnie był. Wspa­niały pod każ­dym wzglę­dem. Cza­ro­wał mnie kom­ple­men­tami i cią­głą uwagą. Po­zna­li­śmy się w ho­telu. Był jed­nym z wielu go­ści, ale od razu do­strze­głam, że ma w so­bie coś wy­jąt­ko­wego. Spoj­rze­nie, któ­rym czy­tał w mo­jej du­szy. Był od­ważny i pewny swo­ich pra­gnień. Ni­gdy nie za­po­mnę na­szego pierw­szego po­ca­łunku. Na środku pu­styni, chwilę po sza­lo­nym raj­dzie wśród wydm, który przy­spie­szył bi­cie mo­jego serca. Nasz sa­mo­chód sto­czył się ze wzgó­rza i chyba tylko cu­dem nie za­trzy­mał na da­chu. Po wy­ha­mo­wa­niu Fa­khir przy­cią­gnął mnie do sie­bie, a na­sze ję­zyki po­łą­czyły się w sza­lo­nym tańcu. Resztę dnia spę­dzi­li­śmy w pia­sko­wej głu­szy. Roz­ma­wia­jąc, za­ja­da­jąc się dak­ty­lami i pi­jąc arab­ską kawę Gahwa. Fa­khir przy­wiózł ją w srebr­nym dzbanku zwa­nym dal­lah, a są­czy­li­śmy ją z ma­leń­kich ce­ra­micz­nych ku­becz­ków ude­ko­ro­wa­nych srebr­nymi de­ta­lami. Ten dzień był wy­jąt­kowy i za­po­cząt­ko­wał sza­lony ro­mans, o ja­kim nie śniło się na­wet naj­lep­szej po­wie­ścio­pi­sarce. Nikt bo­wiem nie po­tra­fił ko­chać ko­biety tak jak arab­ski męż­czy­zna. Z pa­sją i na­mięt­no­ścią. Ko­la­cje ja­da­li­śmy w naj­lep­szych re­stau­ra­cjach Du­baju, za­kupy ro­bi­li­śmy w mar­ko­wych skle­pach, a kie­dyś na­wet sko­czy­li­śmy ra­zem ze spa­do­chro­nem. Moje ży­cie zmie­niło się dia­me­tral­nie. Fa­khir oka­zy­wał mi tro­skę na każ­dym kroku, do sa­mej du­szy prze­ni­ka­jąc mnie spoj­rze­niem war­tym grze­chu. Za­du­rzy­łam się w nim bez pa­mięci. Tym bar­dziej nie ro­zu­mia­łam, dla­czego tak na­gle znik­nął. Z dnia na dzień. Wie­czo­rem świet­nie się ra­zem ba­wi­li­śmy, a rano nie od­po­wie­dział na moje wia­do­mo­ści. Pi­sa­łam, dzwo­ni­łam, od­cho­dzi­łam od zmy­słów. By­łam za­ko­chana i wy­stra­szona, że przy­tra­fił mu się ja­kiś straszny wy­pa­dek, a ja na­wet nie mogę się o niego za­trosz­czyć.

Po dwu­dzie­stu czte­rech go­dzi­nach ci­szy w moim miesz­ka­niu po­ja­wił się Yasir, je­den z licz­nych ku­zy­nów Fa­khira, o któ­rym uko­chany wie­lo­krot­nie mi opo­wia­dał. Po­dobno żona Yasira wdała się w ro­mans i męż­czy­zna nie był ostat­nio w naj­lep­szej kon­dy­cji. Mimo wszystko wpu­ści­łam go do swo­jego miesz­ka­nia, bo jak twier­dził, miał dla mnie ważne in­for­ma­cje na te­mat Fa­khira. Nie czu­łam się przy nim kom­for­towo. Na od­le­głość dało się wy­czuć jego złą ener­gię. Prze­kro­czyw­szy próg mo­jego miesz­ka­nia, za­czął opo­wia­dać mi o swo­ich pro­ble­mach mał­żeń­skich. O tym, że od dawna po­dej­rze­wał żonę o ro­mans, a te­raz na­brał pew­no­ści, kto jest jej ko­chan­kiem. Pa­dło imię mo­jego uko­cha­nego, a pode mną nie­mal za­ła­mały się ko­lana. Yasir pod­su­nął mi pod nos te­le­fon, po­ka­zu­jąc zdję­cia uśmiech­nię­tej pary. Pary ob­ści­sku­ją­cej się nie gdzie in­dziej, jak w ho­telu, w któ­rym pra­co­wa­łam. To był on, czło­wiek, któ­remu od­da­łam swoje młode serce. Pierw­szy męż­czy­zna, któ­rego po­ko­cha­łam i z któ­rym snu­łam wspa­niałe plany na przy­szłość.

– Uwierz mi, on jest chory – po­wie­dział Yasir. – Nie je­steś pierw­szą dziew­czyną, którą oszu­kał. On ma za­bu­rze­nia. Stąd ta cią­gła po­trzeba ad­re­na­liny. Od naj­młod­szych lat po­trze­bo­wał cią­głych bodź­ców. Oszu­kał cię i wy­ko­rzy­stał. Tak jak moją żonę i wiele in­nych, ni­czego nie­świa­do­mych ko­biet. Prze­ko­na­nych, że tra­fił im się książę z bajki. – Po tych oskar­że­niach Yasir za­łkał, bo jemu w jesz­cze więk­szym stop­niu za­ła­mał się świat. Mnie oszu­kał piękny męż­czy­zna, z któ­rym spę­dzi­łam za­le­d­wie kilka ty­go­dni – jego uko­chana żona.

To był trudny czas i po­mimo mo­jej po­cząt­ko­wej nie­chęci do niego, sta­li­śmy się dla sie­bie z Yasi­rem nie­za­wod­nym wspar­ciem. Roz­ma­wia­li­śmy go­dzi­nami, wy­rzu­ca­jąc z na­szych serc wszyst­kie żale. Yasir był pierw­szym męż­czy­zną, któ­remu opo­wie­dzia­łam o swoim domu ro­dzin­nym, choć obie­ca­łam so­bie, że ni­gdy tego nie zro­bię. Za­czę­łam prze­cież nowe ży­cie i prze­szłość chcia­łam po­grze­bać bez­pow­rot­nie. Ale w tam­tym mo­men­cie, ogar­nięta smut­kiem po utra­cie pierw­szej mi­ło­ści, po­ża­li­łam się odro­binę. Opo­wie­dzia­łam mu o matce al­ko­ho­liczce, o śmierci ojca i swo­jej ucieczce z domu. Wy­zna­łam kilka krę­pu­ją­cych szcze­gó­łów z mo­jej prze­szło­ści i to w ja­kiś po­krę­cony spo­sób zbli­żyło nas do sie­bie.

Ty­dzień póź­niej mój nowy przy­ja­ciel zu­peł­nie się za­ła­mał. Jego żona po­sta­no­wiła zo­sta­wić go dla Fa­khira. Nie było już szans na ura­to­wa­nie ich związku. Ale tego wie­czoru zmie­niła się rów­nież na­sza re­la­cja. Yasir po raz pierw­szy po­zwo­lił so­bie na coś wię­cej. Jego dło­nie spo­częły na moim de­kol­cie, a usta przy­kryły moje w ro­man­tycz­nym po­ca­łunku, co cał­ko­wi­cie mnie spa­ra­li­żo­wało. Nie chcia­łam tego, czu­łam się tak, jak­bym zdra­dzała Fa­khira albo samą sie­bie. Ale Yasir był za­ła­many, a do tego strasz­nie na­chalny. Nie po­tra­fi­łam mu od­mó­wić ani go po­wstrzy­mać. Nie wie­dzia­łam jak. Za­mknę­łam więc oczy i z bó­lem od­da­łam mu swoje ciało. Uwa­ża­łam, że on o wiele trud­niej zniósłby te­raz od­trą­ce­nie niż ja jego bli­skość. Tak więc stało się. Od­by­łam sto­su­nek wbrew wła­snym pra­gnie­niom. Rów­nie trau­ma­tyczny co mój pierw­szy raz, na który by­łam zde­cy­do­wa­nie za młoda.

Po tam­tej nocy Yasir rów­nież za­padł się pod zie­mię. Jego te­le­fon za­milkł, a ja znów czu­łam bo­le­sne roz­cza­ro­wa­nie. Nie­świa­doma, że naj­gor­sze do­piero przede mną, bi­czo­wa­łam się przez ko­lejne dni. Ja­kież więc było moje za­sko­cze­nie, kiedy któ­re­goś dnia po po­wro­cie z pracy za­sta­łam w swoim miesz­ka­niu Fa­khira, le­żą­cego wy­god­nie na mo­jej so­fie. Za­żą­da­łam wy­ja­śnień, go­towa w każ­dej chwili go wy­rzu­cić. Wtedy za­czął tłu­ma­czyć:

– Ule­głem po­waż­nemu wy­pad­kowi, Holly. Mia­łem zła­maną rękę, dwa że­bra, a przez silne ude­rze­nie w głowę rów­nież chwi­lowo stra­ci­łem wzrok. – Po­ka­zał mi za­dra­pa­nia i ban­daże, któ­rymi owi­nięta była cała jego klatka pier­siowa.

Tak bar­dzo wzru­szy­łam się tym wi­do­kiem, że zu­peł­nie za­po­mnia­łam o jego zdję­ciach ze śliczną Arabką, które po­ka­zał mi Yasir. Po­dobno to Fa­khir wy­słał go do mnie z in­for­ma­cjami, bo ku­zyn jako pierw­szy po­ja­wił się w szpi­talu. Wszystko wska­zy­wało na to, że ten drugi okrut­nie ze mnie za­kpił. Za­miast po­wie­dzieć prawdę o wy­padku, wy­ko­rzy­stał mój ból dla wła­snej ko­rzy­ści. Za­ba­wił się i znik­nął. Przy­gnie­ciona jesz­cze więk­szymi wy­rzu­tami su­mie­nia, bi­łam się w pierś. Bo nie po­słu­cha­łam ostrze­żeń Fa­khira, kiedy opo­wia­dał mi o wa­riac­twach ku­zyna, który pró­bo­wał znisz­czyć każdy war­to­ściowy zwią­zek w ich ro­dzi­nie.

Wtedy jesz­cze nie ro­zu­mia­łam, że to wszystko było z góry ukar­to­wa­nym dzia­ła­niem. Nie­świa­doma i na­iwna, po­zwo­li­łam dwóm znu­dzo­nym emi­rat­czy­kom wcią­gnąć się w nie­czy­stą grę. Sta­łam się ich prze­chod­nią za­bawką. Od­czło­wie­czoną, po­zba­wioną war­to­ści.

Na­stęp­nego ranka za­sta­łam Fa­khira sie­dzą­cego w re­stau­ra­cji ho­telu, w któ­rym pra­co­wa­łam. Po­cząt­kowo po­my­śla­łam, że czeka tam na mnie, bo chce się przy­wi­tać i ży­czyć mi do­brego dnia. Jak przed wy­pad­kiem, kiedy po­ja­wiał się na­gle tylko po to, żeby wsu­nąć mi do ręki ser­wetkę z na­ry­so­wa­nym ser­dusz­kiem. Pod­bie­głam do sto­lika, przy któ­rym sie­dział, nie­świa­doma, że ma to­wa­rzy­stwo. Dam­skie to­wa­rzy­stwo. Śliczna Arabka od­wró­ciła wy­soki fo­tel w moją stronę, po­sy­ła­jąc mi za­in­te­re­so­wane spoj­rze­nie.

– Fa­khir? Kim jest ta ko­bieta? – za­py­ta­łam zdez­o­rien­to­wana, choć zda­łam sie­bie sprawę, że już kie­dyś ją wi­dzia­łam.

Nie od­po­wie­dział, na­wet na mnie nie spoj­rzał. Tylko ona za­śmiała się dźwięcz­nie.

– Masz po­wo­dze­nie, bra­ciszku – wy­po­wie­działa te słowa z czy­stą iro­nią, ale i tak ka­mień spadł mi z serca.

Sio­stra. Ode­tchnę­łam z ulgą. Śliczna Arabka była sio­strą mo­jego chło­paka. Nie jego ko­chanką.

– Znasz ją? – ode­zwała się po­now­nie. – A może jest dla cie­bie kimś bar­dzo waż­nym? – za­py­tała, te­atral­nie kła­dąc rękę na piersi.

Fa­khir do­piero te­raz za­szczy­cił mnie spoj­rze­niem, ale za­miast mi­ło­ścią, jak do tej pory, ocie­kało ono je­dy­nie po­gardą.

– Znam, ale to nikt ważny – ode­zwał się. – Ko­lejna dziwka, która pie­przy się z twoim mę­żem.

Czy od nich ode­szłam, czy zo­sta­łam od­cią­gnięta, do dzi­siaj nie po­tra­fię so­bie tego przy­po­mnieć. Pa­mię­tam je­dy­nie, że na­tych­miast opu­ści­łam ho­tel. Zu­peł­nie nie przej­mu­jąc się pracą ani łzami za­le­wa­ją­cymi moje oczy. Na kilka ko­lej­nych dni za­szy­łam się w swoim miesz­ka­niu, jak sza­lony na­uko­wiec na czyn­niki pierw­sze roz­kła­da­jąc wy­da­rze­nia ostat­nich ty­go­dni. Kto był tym złym? I co tak na­prawdę się wy­da­rzyło? Wi­ni­łam jed­nego, a za chwilę dru­giego. Przede wszyst­kim jed­nak wi­ni­łam samą sie­bie, bo da­łam się zwieść ma­rze­niom o mi­ło­ści, na którą prze­cież nie za­słu­gi­wa­łam. Po śmierci matki prze­ję­łam klą­twę, którą wcze­śniej ona no­siła.

Z cza­sem po­go­dzi­łam się z my­ślą, że ni­gdy nie będę praw­dzi­wie ko­chana i na­wet je­śli na chwilę uda mi się uszczk­nąć szczę­ścia, bę­dzie ono je­dy­nie prze­lot­nym mi­ra­żem. Ni­czym sta­bil­nym ani war­to­ścio­wym. Dla­tego przez na­stępne pięt­na­ście lat ży­łam sa­mot­nie, po­mna­ża­jąc swój ma­ją­tek. Sku­pi­łam się wy­łącz­nie na pie­nią­dzach i czu­łam dumę, że tak ła­two przy­cho­dzi mi ich za­ra­bia­nie. Naj­wy­raź­niej odzie­dzi­czy­łam po ojcu wię­cej, niż przy­pusz­cza­łam. Nie po­trze­bo­wa­łam już do szczę­ścia męż­czyzn, każdy z nich był dla mnie tylko na jedną noc. Nie by­łam speł­niona, ale bez­pieczna, dla­tego ni­gdy nie opu­ści­łam Du­baju. Moje ży­cie stało się wy­godne, a pustkę w sercu re­kom­pen­so­wa­łam so­bie ko­lej­nymi ko­chan­kami i dro­gim al­ko­ho­lem.

Jabłko na­prawdę spada bli­sko od ja­błoni – mu­sia­łam przy­znać. Nie­ważne, jak bar­dzo chcie­li­by­śmy tego unik­nąć, ży­cie ko­ry­guje wszel­kie ob­my­ślone przez nas sce­na­riu­sze, ba­wiąc się na­szymi uczu­ciami do woli. Bo kiedy już fak­tycz­nie po­go­dzi­łam się ze swoim lo­sem, ze­słał mi on mo­jego obec­nego part­nera. Nie mi­łość ży­cia, ale czło­wieka z war­to­ściami, któ­rymi bar­dzo mi za­im­po­no­wał. Hin­dus z po­cho­dze­nia, jako je­dyny po śred­nio uda­nej nocy nie chciał nad ra­nem opu­ścić mo­jego miesz­ka­nia. Stwier­dził, że je­śli taka piękna dziew­czyna jest sin­gielką, to musi trzy­mać w sza­fie ja­kie­goś trupa, a on chęt­nie po­może mi się go po­zbyć. Po­dobno szu­kał praw­dzi­wej mi­ło­ści, ale ta nie­stety omi­jała go sze­ro­kim łu­kiem. Był za­bawny i czę­sto opo­wia­dał o swo­jej ro­dzi­nie. Można po­wie­dzieć, że tym wła­śnie skradł moje serce. Jako osoba wy­cho­wana w pa­to­lo­gicz­nym domu, pra­gnę­łam tego, co on miał. I choć na po­czątku nie wie­rzy­łam w po­wo­dze­nie tego związku, mie­siące mi­jały, a my na­dal by­li­śmy ra­zem. Śred­nio szczę­śliwi, jed­nak sta­bilni. Kiedy więc na moim palcu ser­decz­nym roz­bły­snął drobny dia­men­cik, za­ufa­łam, że los wresz­cie się do mnie uśmiech­nął. Do­sta­łam szansę, jedną je­dyną, i nie za­mie­rza­łam jej zmar­no­wać. Za­czę­łam snuć plany na przy­szłość u boku roz­ga­da­nego Hin­dusa, który roz­śmie­szał mnie żar­tami o blon­dyn­kach i który uwiel­biał moją ja­sną skórę. Męż­czy­zna zdjął z mo­ich ra­mion klą­twę i po­sta­no­wił się ze mną oże­nić. Przez lata sa­mot­no­ści spo­tka­łam w Du­baju o wiele przy­stoj­niej­szych kan­dy­da­tów, jed­nak to przed nim otwo­rzy­łam ma­leńką cząstkę swo­jego roz­bi­tego serca. Nie ko­cha­łam go praw­dzi­wie, ale wie­rzy­łam, że kie­dyś po­ko­cham.

Na imię miał San­chay.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki